Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-11-2008, 11:43   #21
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Detlef wpatrywał się w stojący przed nim kufel z kojącym zmysły napojem tak wychwalanym przez całe pokolenia krasnoludów. Złośliwe uwagi Alemira nie zrobiły na nim wrażenia.
"Rzuca się, bo musi mnie słuchać. Nie zaryzykuje otwartego konfliktu, nie znając nastawienia reszty. Zachowuje się jakby szaleju się najadł. Poza tym, nie rozumiem, jak można piwa nie lubić. Jego strata..." - spojrzał rozanielony na aromatyczny napój. Piwo było naprawdę przednie - klarowne, gęsta, sztywna piana i wyraźny posmak goryczki.

- Rewelacja - mruknął pod nosem. Pozostali mogli być skonfundowani uwagą brodacza, jednak jego maślane oczka wpatrujące się w naczynie nie pozostawiały złudzeń, czego dotyczył komentarz. Znać było, że był miłośnikiem tego trunku.

Mimo, wcale nie pozornego, zainteresowania napojem, krasnal dokładnie przysłuchiwał się temu, co mieli do powiedzenia pozostali. Po kwestiach wypowiedzianych przez Alemira i Absynth zapadła cisza. Reszta albo nie miała pomysłu, albo wahała się, czy go wyjawić. Detlef postanowił rozruszać towarzystwo. Siedzenie na tyłku, mimo niewątpliwej przyjemności błogiego leniuchowania połączonego z kosztowaniem artykułów z karczemnej piwniczki musiało poczekać. Mieli dwa dni na wyciągnięcie dziada z celi. Dość dużo, żeby dać się zabić, ale przy tym całkiem mało, by ustalić przyzwoity plan rokujący nadzieję na realizację.

Spojrzał wyczekująco na pozostałych członków grupy. Żaden nie kwapił się do zabrania głosu, więc nabrał powietrza do płuc i zaczął przedstawiać swoje uwagi i pomysły.
Z potoku rzucanych przez zabójcę kąśliwych uwag wyłowił propozycję, by się przebrali w stroje strażników lub użyli zaklęć do imitacji takowych. Mieli wejść do wieży pod pretekstem odprowadzenia "więźnia".
Z kolei czarownica proponowała szantaż któregoś ze strażników lub sprawdzenie w bibliotece, czy jakieś plany nie opisują tunelu łączącego obie wieże, do którego można się jakoś dostać.

- Moje uwagi - zwrócił się do Alemira - Nie znamy hierarchii Straży, nie znamy ich dowódców, czy innych ludzi, na których rozkazy moglibyśmy się powołać. Kolejna sprawa - a co, jeśli strażnicy przy bramie wezmą więźnia i zamkną go w celi? Nie wiadomo, czy ich procedury pozwalają na wpuszczanie innych strażników. A nawet jeśli nas wpuszczą, to nie znamy rozkładu pomieszczeń więzienia. Każda pomyłka, czy nawet niezdecydowanie może zaalarmować gwardzistów. Bez wiedzy o wnętrzu nie da się tego zrealizować. No i kto zgodzi się być tym "więźniem" - mruknął. Przeniósł spojrzenie na dziewczynę.
- W tym może nam pomóc mniej lub bardziej dobrowolna pomoc jednego ze strażników. Tylko, czy potrafisz podtrzymać zaklęcie nawet, gdy ofiara będzie głęboko wewnątrz wieży? Raczej nie uda się tego zrobić pod bramą - z pewnością będzie tam kilku strażników, a nawet jeśli... - wahanie - zabierzesz cień całej grupie, to bojąc się siebie nawzajem nie pójdą na współpracę. W końcu któryś może sypnąć. Z kolei jeden, nawet skłonny do współpracy, raczej nie zrobi nic, co go narazi bezpośrednio na niebezpieczeństwo. Może nam zdradzić rozkład pomieszczeń, gdzie trzymają nasz cel, ilu jest strażników w środku i gdzie. To całkiem przydatna rzecz. Ale chyba nie ma co liczyć, że pomoże na miejscu, zresztą nie ufał bym takiemu przymusowemu sprzymierzeńcowi.

Przerwał na chwilę, by pociągnąć kilka solidnych łyków piwa. Otarł uporczywie trzymającą się wąsów pianę i kontynuował.
- Dobry pomysł ze sprawdzeniem biblu..., bibla..., eee... no tego bublo-cośtam. Proponuję, by nasza dziewoja zajęła się tym jeszcze dzisiaj. Szukaj wszystkiego o planach wieży, sąsiadujących budynków, ewentualnych podziemiach, tunelach i tak dalej. Aha - przypomniał sobie - sprawdź, czy są jakieś zapiski o tym, jakiego rodzaju więźniowie tam trafiają. Może się przydać.

- Jeżeli chodzi o moje koncepty, to mam ich parę. Podejrzewam, że Wyszemir jest lub był przesłuchiwany. Za takie przyjacielskie pogaduszki odpowiada kat, często w obecności skryby, czy innego urzędnika. Poza tym, za dwa dni małodobry rzeczywiście przyjdzie po skazańca. Nasza w tym głowa, żeby zamiast kata przyszedł jeden z nas - spojrzał znacząco po reszcie - Tutaj mamy dwie możliwości - możemy wysłać podstawionego kata, w gustownym ubranku, jeszcze dzisiaj - pod pretekstem zmiany terminu dekapitacji, na co jednak nie mamy żadnych dokumentów, albo - dzisiaj pod wieczór podstawiony kat przyjdzie do wieży na przesłuchanie więźnia przed egzekucją. Przy odrobinie szczęścia i wczuciu się w rolę, mamy szansę dostać się do Wyszemira. Podejrzewam, że nikt raczej nie przypatruje się zbyt uważnie oprawcom - mówi się, że towarzystwo kata przynosi nieszczęście. Na koniec pozostaje kwestia wyeliminowania prawdziwego kata z obiegu i wyciągnięcia z niego niezbędnych informacji. Ja proponuję usługi naszej ślicznej czarodziejki, która jak już proponowała, może zaszantażować oprawcę lub go uwieść, jeśli zechce, albo pana grajka - skinął na Skrzypka -który mógłby po prostu upić się z katem z podobnym efektem. Albo, w czym z kolei pewnie mógłby pomóc Ronhaar - można podtruć mistrza małodobrego jakim specyfikiem, by uzasadnić wprowadzenie do wieży tymczasowego zastępcy.

Znowu chwila przerwy na zwilżenie gardła.
- Druga sprawa to możliwość wprowadzenia jeszcze jednego naszego człowieka do wieży. Jeśli Straż rekrutuje, albo kat potrzebuje czeladnika, to możemy podstawić jednego z nas. Ale to byłoby zbyt proste, więc pewnie się nie uda - dodał z przekąsem. - Ale sprawdzić ogłoszenia przy koszarach, czy na rynku nie zaszkodzi. Może zrobić to Ronhaar, sprawdzając przy okazji, czy wieża mu nie wygląda na zabezpieczoną jakim magicznym paskudztwem.
- Poza tym - ciągnął dalej - możemy wywołać bójkę w gospodzie w pobliżu wieży, co spowoduje wtrącenie jednego, czy dwóch naszych do więzienia. Całkiem składnie udałoby się to połączyć z podstawieniem kata. Nasz kat mógłby pod pretekstem przesłuchania wyciągnąć awanturników z celi i razem dotrzeć do Wyszemira. Pozostałaby tylko sprawa ucieczki.

Dopił piwo do końca, obserwując reakcje zgromadzonych na swoje słowa.
- Oczywiście wciąż jestem otwarty na inne pomysły, ale i tak najpierw musimy zdobyć więcej informacji. No i wszamać co nieco - poklepał się po wydatnym brzuszysku. - Ale przedtem podsumujmy.
- Dla pani - spojrzał na Absynth - mam zadanie zdobyć jak najwięcej informacji z biblioteki, z naciskiem na plany wieży, plotki o więźniach, dowodzących garnizonem i możliwości wydostania się stamtąd.
- Dla maga - spojrzał na Ronhaara - informacje o rekrutacjach do Straży, ofertach zatrudnienia, choćby jako pomywacz, w wieży i próba wyczucia aury, czy jak tam to nazywacie... - machnął ręką.
- Pozostali, Quarsi, Alemir i ja - popatrzył po wymienionych - oraz pan Skrzypek, jeśli zdecyduje się wziąć "przytomny" udział w sprawie i upora z organizacją noclegów w tej gospodzie, pójdziemy zobaczyć wieżę z bliska i sprawdzimy, gdzie stołuje małodobry. Biedaczysko ma stresującą pracę, więc pewnie pół dnia w szynku siedzi.
- To chyba wszystko - zakończył. - Teraz możecie zacząć narzekać - dodał sympatycznie.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...

Ostatnio edytowane przez Gob1in : 27-11-2008 o 07:31.
Gob1in jest offline  
Stary 26-11-2008, 12:26   #22
 
Greg's Avatar
 
Reputacja: 1 Greg to imię znane każdemuGreg to imię znane każdemuGreg to imię znane każdemuGreg to imię znane każdemuGreg to imię znane każdemuGreg to imię znane każdemuGreg to imię znane każdemuGreg to imię znane każdemuGreg to imię znane każdemuGreg to imię znane każdemuGreg to imię znane każdemu
Ignacy siorbiąc grzane piwo obserwował swoich towarzyszy. Gdy Pierwszy i Drugi się przedstawiali, kiwnął każdemu z nich głową
„Przynajmniej nie będzie samych magików, kuglarzy i innych takich wampirów. Ktoś tu chociaż mieczem robić umie” – pomyślał – „I dobrze. Równowaga powinna być”

- Hej, dobry człowieku! – krzyknął w kierunku karczmarza – Mógłbyś mi to piwo podgrzać? Ziąb jak nigdy, a grzane piwo letnie być nie powinno

Gdy karczmarz oddalił się z jego kuflem, Ignacy zwrócił się w kierunku braci, mówiąc na tyle cicho aby nie być słyszalnym poza stołem :
- Pomysł z dyskrecją tyleż celny, co słuszny. Obawiam się jednak że już trochę za późno.- Rzucił okiem w kierunku drzwi, za którymi zniknął karczmarz - Plan szczegółowy powinniśmy ustalić wieczorem, gdy zdobędziemy więcej danych. Wtedy dyskrecja będzie wręcz konieczna. Teraz proponuję podzielić jedynie między nas kto czym się do tego wieczora zajmie.

Zwrócił nochal w kierunku kuglarza:
- Panie Anthel. Faktycznie pański plan jest dziurawy jak stare rzeszoto. Po pierwsze – gnom zgiął sękaty palec – bracia się znają, na pewno nie raz razem walczyli i sugeruję aby działali w zespole. Razem będą po prostu skuteczniejsi. Po drugie – zgiął kolejny palec – po kiego biesa mamy robić zamieszanie TERAZ? Toż to wcześniej czy później się uspokoi a strażnicy wrócą na miejsca i to ostrzeżeni. A jeśli zamieszki wywołamy o co nietrudno, to jeszcze się w tej wieży zabarykadują. Po trzecie i ostatnie – zgiął trzeci palec – pani Sara podobnie jak ja może wywołać duże zamieszanie. Wręcz wydaje mi się stworzona do tego zadania. Schadzki panie Anthel – spojrzał przeciągle ze skrzywieniem facjaty – proponuję robić PO wykonaniu misji. PRZED a już w szczególności W TRAKCIE zdecydowanie odradzam.

Gnom westchnął i pokręcił głową – Dostaliście pierścień więc teoretycznie jesteście tu liderem – ale ja nie będę się pakował w szambo większe niż muszę. A i również ginąć z powodu czyjejś niekompetencji nie zamierzam.

Ignacy spojrzał po twarzach zebranych – Moja propozycja na teraz jest taka. Idziemy wszyscy w kierunku wieży. Dlaczego wszyscy? Bo jeśli my wiemy, że istnieje druga grupa, naturalnym się wydaje, że oni wiedzą o nas. W kupie siła jak to mawiają krasnoludy. Poza tym nikt potem nie stwierdzi, że się spóźnił, bo drogi nie znał. Na miejscu robimy taki podział: Pan Anthel jest jak widzę wygadany. Więc może zagadać strażników co pozwoli panom Pierwszemu i Drugiemu na szybko dostać się do wieży, lub w jej bezpośrednie sąsiedztwo i rozejrzeć wstępnie. Ewentualnie tej misji wywiadowczej mogę się sam podjąć. Doświadczenie w tej dziedzinie mam. Pani Sara i, jeśli ja do wieży wchodzę, to panowie Pierwszy i Drugi, robią BARDZO dokładny rekonesans wokół wieży. Dlaczego? Z dwóch powodów. Po pierwsze, aby po opuszczeniu wieży łatwiej było zniknąć a po drugie aby wybrać cele do odwrócenia uwagi. Myślicie, że strażnicy zejdą z posterunku, bo jakiś magazyn się zapali? No, ale gdyby gorzelnie szlag trafił, czy nie dajcie bogowie, pobliską karczmę… - uśmiech gnoma zajął całą twarz – to mimo, że na dworze mokro, biegliby tak, że kurzyłoby się za nimi.
Poza tym panowie
– tu zwrócił swój nochal na bliźniakównalegaliście, i słusznie zresztą, na dyskrecje i odosobnione miejsce. Proponuje wam znalezienie tego typu miejsca. Stamtąd poza tym możemy zacząć akcję i tam się schować po jej wykonaniu. Mniej więcej w połowie drogi do wieży znajduje się wielka fontanna. Sugeruję spotkanie tam, dziś, godzinę przez zmrokiem. Stamtąd możemy spokojnie przejść do kryjówki, podzielić się wiadomościami i ustalić szczegółowy plan. Jak wszystko pójdzie dobrze, jutro o tej porze będziemy pytać Wyszemira ile dokładnie wynoszą te góry złota…

Na horyzoncie pokazał się karczmarz z niemalże bulgoczącym kuflem Ignacego. Gnom przyjął, podziękował, siorbnął głośno – Nie lubię dużo gadać. Pić mi się zawsze potem chce.
 

Ostatnio edytowane przez Greg : 26-11-2008 o 12:29. Powód: kosmetyka
Greg jest offline  
Stary 26-11-2008, 13:48   #23
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Anthel z nie lada pomyślunkiem wsłuchał się w słowa gnoma. Przemilczał chwile by znowu zacząć.

-Do do zamieszek, miałem na myśli fakt ich rozpoczęcia dopiero kilka chwil przed naszym spotkanie które w domyśle wyprzedzi dokładne działanie. Co zaś miłej nam Sary – ufam że mag miotający wstęgami ognia jest bardziej widoczny niż kilka ładunków wybuchowych eksplodujących daleko od prowodyra.

Stal dalej opierając się na kiju, deski nie miały zamiaru zaprzestać trzasku przypominającego potępieńcze wycie. Anthel uśmiechnął się do swych myśli jakby szczerząc się groźnie do samego swego ja. I tak szczerzył się nie zważając na resztę. Wreszcie wyrwał się z tego stanu i zwrócił do reszty.

-Zrobimy tak, jeśli w przeciągu najbliższych chwil dojdziecie do konsensusu z planem to przyjmę każdą jego wersję. Jeśli nie będziecie mili wspólnego planu – robimy jak mówiłem ucinając sprzeczki. To uczciwe.

Skończywszy te słowa, przyjrzał się swemu pierścieniowi lidera spoczywającemu na tej samej dłoni w której trzymał metalowy kij. Tak przyglądał się mu i nerwowo przytupywał nogą bardziej aktorsko niż z prawdziwego zdenerwowania. Ukradkiem postanowił lustrować Pierwszego i Drugiego. Przez lata podróży zdobył pewną znajomość typów ludzi, a worek do którego wrzucił obydwu braci niezbyt mu odpowiadał, ba – kompletnie nie godził się z jakimikolwiek planami jaźni w jego głowie. Postanowił milczeć do odpowiedniego czasu, mierzone tupaniem czubkiem nogi – nawet sprytny sposób kiedy nie kupowała się nic od krasnoludów czy gnomów do mierzenia czasu.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
Stary 27-11-2008, 01:04   #24
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
„A niech go żyć, brzuch, głowa i wszystko inne od tego piwa napierdala przez kolejne kilka dni… albo i kilkanaście”

Alemir był wyraźnie niepocieszony zdaniem krasnala na temat jego pomysłu. Jednak jedynie westchnął lekko.

„Ale cóż… nie jestem mózgiem tej grupy, jeno jej ręką. Silną, sprawną i bezwzględną ręką.”

Na to ostatnie określenie zabójca się uśmiechnął mimowolnie. Jednak fakt pozostawał faktem że w ich małym pojedynku to Detlef objął prowadzenie, a co gorsza nie zapowiadało się żeby je utracił w najbliższym czasie – krasnal mówił bowiem z sensem i jego plan wydawał się dość realny. No… prawie.
- Zaiste panie Detlef – zaczął poprawiając znów zapięcie u rękawicy. – Macie głowę na karku. Albo chociaż pół głowy. Jednak i wasza wizja planu wydostania Wyszemira nie obejdzie się bez przeoczeń.

Zabójca zrobił krótką przerwę na łyk wody. Spojrzał pierw na ciecz, potem na Absynth mając w pamięci jej ostrzeżenie przed piciem wody w spelunach takich jak ta. Jednak nie był karczmienną dziewką, nie wiedział co też w takiej wodzie może siedzieć, toteż przestrogą się nie przejął.

- Tak… przeoczeń… - Alemir ponowił przemowę zastanawiając się przez chwilę co chciał powiedzieć. Kiedy już sobie przypomniał, jego twarz spochmurniała i spoważniał – Po pierwsze przesłuchiwanie strażnika nie musi być takie straszne jak pan myśli, panie Detlef. Wystarczy że dywidenta się schwyta… w jednym kawałku. Nawet nie macie pojęcia jak często ludzie mi się zwierzają. Czasami nie potrzeba nic mówić. Niektórym wystarczy sam mój wzrok. Inni przekonują się że mają do mnie pełne zaufanie po krótkiej wymianie zdań… jednak ci ostatni… - powiedział zupełnie już poważniejąc, jakby to co zaraz powie zależało od jego życia. - Ci ostatni najwyraźniej lubią ból. Wielki, niewyobrażalny ból.

Zakończywszy ostatnie zdanie Alemir spojrzał Detlefowi prosto w jego krasnoludzkie, piwne oczy wzrokiem, który skrywał obietnicę, przestrogę i ból zarazem. Wzrokiem, którego się nie zapomina.

Nigdy.

Jednak nie trwało to dłużej niż uderzenie serca, po którym zabójca przybrał nieco przyjaźniejszy wyraz twarzy.
- Oczywiście to tylko jedna z propozycji. Możemy, a nawet powinniśmy, sprawdzić należyte informacje w bibliotece. Jednak… - zwrócił się do Absynth. – Jednak uważaj na to co czytasz. Dezinformacja może zaprowadzić nas w ślepy zaułek, albo i gorzej, więc starannie selekcjonuj to co wyłowisz z ksiąg, zwojów, a może nawet traktatów. Jestem pewien że o miejscu takim jak wieża więzienna w tym mieście powstało więcej bajek i bujd niż o Śpiącej Królewnie.

Westchnienie. Łyk wody. Chwila namysłu.
- Co zaś się tyczy kata, lub jak to pan Detlef lubi go określać, „pana małodobrego” to podchodziłbym ostrożnie do tego pomysłu. Co my właściwie wiemy o katach? Kto ich mianuje, jaką rangę oni tam mają, czy mają jakiekolwiek prawo wcześniej wyciągać więźnia z celi na egzekucję? Bez obrazy panie krasnalu, ale wydaje mi się że przeceniacie możliwości „pana małodobrego”. Po pierwsze, egzekucja niewątpliwie będzie wykonana publicznie, władze chcą z Wyszemira zrobić przykład losu zbrodniarzy. Po drugie, nawet jeśli katem będzie jeden z nas to wątpię by strażnicy wydali nam Wyszemira bez przydzielenia jakiejkolwiek eskorty, czy zadania pytań. Eskorta zaś poprowadzi nas prościutko na plac, gdzie ktoś z nas będzie musiał wykonać „swój” katowski obowiązek. Nawiasem mówiąc, niezły paradoks by z tego powstał…

Powtórne zapięcie rękawicy. Ocenienie wzroku zebranych.
- Sądzę tedy, że takie „gdybanie” i „planowanie” bez jakichkolwiek informacji o mieście i wieżach jest pozbawione jakiegokolwiek sensu. Musimy się czegoś pierw dowiedzieć ze wszystkich możliwych źródeł – tam gdzie informacje będą się zgadzać najprawdopodobniej ukryta jest prawda. Ale i to nie zawsze.
Skończył mówić. Spojrzał na swój kufel z wodą i dopił go do końca. Miał ochotę splunąć w bok – od kiedy Absynth ostrzegła go przed wodą w takich miejscach jakoś dziwnie smakowała. Zabójca skrzywił się i stwierdził że wolałby nigdy się tego od dziewczyny nie dowiedzieć. Im mniej się wie, tym świat wydaje się prostszy. I bardziej znośny.

Wziął głęboki oddech. Wszak nie można cały dzień siedzieć na rzyci i rozważać wszelkie „za” i „przeciw”. Ruchem ręki odgarnął płaszcz na bok i wstał.
- No, panowie… i panie – zaczął. – Zaczyna się dla nas nowy, krótki etap życia. Im szybciej go zakończymy, tym szybciej będziemy mogli zająć się znów sobą. Dostaliśmy wszyscy polecenia rozpoznania okolicy i należy się za nie zabrać jak najszybciej. Zwłoka niczemu nie służy, chyba że naszej porażce.

Stał tak przez chwilę czekając aż ktoś coś powie. Wiedział że ten dzwon lub dwa jakie ze sobą spędzili to absolutnie za mało żeby nie było żadnych wątpliwości. Jednak im to prawdopodobnie i trzy warty, dobą również zwane, byłyby za mało.

Stał tedy… i miał nadzieję że ktoś inny także wstanie. Że będą mogli wreszcie zacząć zadanie.
 
Gettor jest offline  
Stary 27-11-2008, 14:54   #25
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
- Trudno się z nim nie zgodzić, co Drugi? - szepnął do brata.
No cóż. Trudno.
- Zatem panie Anthel, jak, że sam pan zauważył, trzeba się dogadać. I to jest uczciwe. Co prawda czasy same powodują nie uczciwe sytuacje. No ale...
- Czas nagli. Szybki kompromis jest najbardziej wskazany. Zatem plan Ignacego mi najbardziej odpowiada. Najpierw zbliżyć się i zdobyć informacje na temat wierzy. Na miejscu dowiemy się kto gdzie pójdzie. Dlaczego? Bo Pan Ignacy jest taki, Sara taka a Anathel jeszcze inny.Nie wspominając o wampirze Nie wiemy z czym mamy do czynienia. Zatem jak wystarczy dobre gadanie to pan Mości Anathelu będziesz mógł się wykazać. Jak trzeba się będzie włamać to kto inny. A jak trzeba zrobić zamieszki to już pozostaje liczyć na Twój plan i sam nas porozdzielasz.
Cisza.
- Pasuje?

Ben wstał i podszedł do Karczmarza uwijającego się za ladą.
- Cny Barmajsterze. Potrzebujemy pokoju do odpoczynku. Masz jakiś do zaoferowania? A w razie potrzeby, czy wiesz gdzie można coś takowego wynająć?

Jeśli będzie pokój, nie będzie chciał tam iść odrazu, wpierw Wieża jest do oglądnięcia.
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
Stary 27-11-2008, 19:19   #26
 
Mono's Avatar
 
Reputacja: 1 Mono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwu
Pierwszy wstał zaraz za bratem... skinął głową na Gnoma

-Przystajemy na twoją propozycje - Po czym idąc w stronę brata przeszedł tak blisko Anthel'a, że nieomal się z nim zderzył. Skończyło się jednak na delikatnym otarciu. Gdy się na powrót odwrócił do grupy dodał - Każdy zajmie się sobie najodpowiedniejszym zadaniem...

Podszedł do brata. Zasłonił się kapturem... szeptali chwilę, a może się kłócili w owy bezdźwięczny sposób. W końcu Drugi odwrócił się i rzekł twardo:
- My zajmujemy się rozpoznaniem terenu wokół wieży... - dało się usłyszeć zwyczajowe "ekheeem" ze strony Bena, a następnie szept z jego ust. Tom znowu zwrócił się w stronę brata... gdy się odwrócił dodał - i planem ucieczki z terenu spod wieży. Ustalajcie co robicie z resztą i kto...

Skończył jakby w pół zdania i skierował się w stronę wyjścia krocząc powoli i dopinając swój skórzany płaszcz. Wiedział dobrze, że było zimno na zewnątrz. Stanął jeszcze w przejściu i odwrócony do reszty powiedział:
- A wy co zostajecie? Myślałem, że idziemy wszyscy w stronę fontanny.
Zaraz po tym wyszedł na zewnątrz i tam oczekiwał reszty...
 
Mono jest offline  
Stary 27-11-2008, 20:57   #27
 
MrYasiuPL's Avatar
 
Reputacja: 1 MrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputację
Skrzypek przez jakiś czas siedział i słuchał gadaniny. Jego głowa powoli opadała i opadała... nie pamiętał co się wtedy stało, w każdym razie ocknął się słysząc o jakimś "panie grajku". Poderwał się. Przez chwilę zdawało mu się, że jest gdzie indziej. Nie był gdzie indziej. Przymrużył oczy. Światło oślepiło go przez chwilę. W miarę upływu czasu jasne plamy zniknęły i zobaczył grupkę ludzi, krasnoluda i dziwne coś w kapturze. Ach tak, to byli oni. Też mieli zdobyć góry złota... byli teraz drużyną. Samo w sobie byłoby przerażającym odkryciem ale dodając do tego że ma pomagać komuś kto pije wodę prawie go przerastało. A przywódca... nie przypominał sobie żeby brał podczas przemowy jakieś głębsze oddechy. Pewnie był czarodziejem który przebrał się za mięśniaka żeby nikt go nie poznał. Była jeszcze dziewczyna z dziwnymi włosami i dziwoląg.

Czuł się nieco lepiej. Korzystając z przerwy po rozkoszował się przez chwilę ciszą. Potem zaczął mówić wznąsząc ręce do góry w dramatycznym geście.
-A... ale ja mam lefffszy pomyszł! Mogę żrobicz taką wieelką dżurę w wieszy. Żnam szie na czym. Bum! Szczana żnikneła! Drugie bum, wiesza wala sze po uliczy!

Pijak chrząknął. Coś o mało nie rozerwało mu od środka gardła więc nie myślał już o tym. Krasnolud wyznaczył mu zadanie. Otarł pot z czoła. Czasami nie miał ochoty słuchać rozkazów ale częściej wykonywał je bez sprzeciwu. Wolał zostawiać myślenie innym. Spojrzał na swoich "towarzyszy", poczym podniósł się chwiejnie.
-Idże szprawdzić czo jeszt pod wieszą. -oznajmił salutując. Podszedł chwiejnie do drzwi gospody i wyszedł na zewnątrz. Nie był pewien gdzie jest miejsce do którego miał iść ale takie coś na pewno było widać z daleka. Po drodze spotkał jakiegoś żebraka leżącego pod ścianą budynku. Wpychając mu do ręki butelkę ze swoim cennym trunkiem powiedział:
-Mój dżogi pszyjasielu, pij! Szy nie wiesz szegoś o tamtej wszpaniałej wieszy? Muszę dżam iśdź i żobaczyć sze z jednym sztrażnikiem!

Zadanie nie wyglądało na specjalnie trudne ale jeśli cała straż miała im sie zwalić na głowy nie wyglądało to już tak dobrze. Ha! Raczej bardzo niedobrze. Idąc pod wierzę wpedł na genialny pomysł. Zawrócił w stronę karczmy.

Otwierając drzwi kopniakiem podbiegł do stolika. Usiadł na ławie obok niego sapiąc.
-Mam plan! -żołnierz wyjął z kieszeni glinianą kulkę- To poczrafi rożerwacz szłowieka jeszli wybuchnie ob.. obok niego. Żosztawia po szobie taki dżół że prafie moszna zmieszcicz w nim czałą rękę! Wiesza pefnie jeszt na wszguszu. Mogę szę pszepić do lochów!
 

Ostatnio edytowane przez MrYasiuPL : 30-11-2008 o 17:56.
MrYasiuPL jest offline  
Stary 27-11-2008, 22:03   #28
 
Aegon's Avatar
 
Reputacja: 1 Aegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwu
Belian milczał i chociaż nie dawał żadnego znaku życia, to jego uszy wychwytywały każdy drobny dźwięk, a oczy śledziły każdy ruch ciała towarzyszy. Dziesiątki lat obcowania z ludźmi nauczyły go, jak wiele ten gatunek mówi przez zwykłe gesty, a nie przez mowę. Najśmieszniejsze było to, że sami tych gestów nie widzieli. Wobec tak jawnych oznak ukrytych uczuć, Quarsi, z wyrazem twarzy mogącym być uśmiechem, przyglądał się Alemirowi. Musiał przyznać, że ten zabójca był dobry w ukrywaniu tego, co czuł naprawdę. Jednak nie dość dobry, chociaż wyćwiczenie tej umiejętności zajęło mu kilka ładnych lat. Strażnik nie miał tych problemów. Nikogo nie spotykał na tyle długo, aby mógł się przyzwyczaić do jego twarzy. Niewielu nawet na nią patrzało. Mózg Beliana pracował na pełnych obrotach układając plan dostania się do wieży. Zapamiętywał wszystko, czego trzeba się dowiedzieć i myślał nad różnymi wariantami. W międzyczasie zbierał informacje od towarzyszy i niektóre, takie jak dokładniejszy opis zdolności Absynth okazały się bardzo pomocne. Kiedy już zabójca podniósł się, chcąc wyjść, Strażnik odezwał się głosem, który był twardy i głęboki. Przynosił na myśl piasek przesypujący się w klepsydrze i mijający czas.


-Alemirze, nie bądź pochopny w podejmowaniu działania. Prawie wszystko jest ustalone, lecz chciałbym poruszyć pewną ostatnią kwestię, zanim stąd wyjdziemy. Otóż wiadomym jest, że potrzebujemy informacji i należy się udać do biblioteki. Wątpię jednak, byśmy znaleźli tam wiele potrzebnych informacji. Zapewne zostały utajnione lub zniszczone. Można co prawda popytać w półświatku, ale wątpię, czy Wieża Czterech Węży jest przeznaczona także dla normalnych skazańców. Raczej tylko dla takich, którzy mają przed sobą nie więcej, niż tydzień życia. Proponuję zatem abyśmy, po zakończeniu zaspokajania naszego głodu informacji, podjęli natychmiastowe działania mające na celu wykonanie naszego zadania. Mój plan jest następujący: Podzielimy się na dwie grupy. Alemir i ja pójdziemy do głównego wejścia i poprosimy o widzenie z więźniem i z katem. Mam swoje sposoby i myślę, że strażnicy powinni nas wpuścić bez większych problemów. Co do pozostałych, chciałbym, żeby albo próbowali się dostać do wieży inną drogą i pomogli w uprowadzeniu więźnia albo wywołali na zewnątrz jakieś zamieszanie, abyśmy mieli pretekst do przeniesienia więźnia w „bezpieczniejsze miejsce”. Oczywiście, jeśli nam się nie uda wejść głównym wejściem, to będziemy potrzebować innego planu. Dlatego też nie neguję poszukiwania informacji, które to jest naszym obecnym priorytetem. Jeśli jesteście teraz gotowi, to możemy już iść.


Tymi słowami zakończył swoją wypowiedź i czekał w milczeniu na pozostałych. Wtedy jednak nastąpił występ Skrzypka. Belian, po raz kolejny zdegustowany jego zachowaniem, zastanawiał się, co zrobić. Jego rozważania zachwiał na chwilę fakt wyjścia i powrotu człowieka, jednak następnie szybko zdecydował, co należy zrobić – otrzeźwić. Wyjął kilka dziwnych, purpurowych liści z fałd płaszcza.
-Czy ktoś go może przytrzymać? Tylko ostrożnie, żebyśmy byli cali. Musi to połknąć. – rzucił.
 
Aegon jest offline  
Stary 28-11-2008, 09:03   #29
 
Ikoik's Avatar
 
Reputacja: 1 Ikoik jest na bardzo dobrej drodzeIkoik jest na bardzo dobrej drodzeIkoik jest na bardzo dobrej drodzeIkoik jest na bardzo dobrej drodzeIkoik jest na bardzo dobrej drodzeIkoik jest na bardzo dobrej drodzeIkoik jest na bardzo dobrej drodzeIkoik jest na bardzo dobrej drodzeIkoik jest na bardzo dobrej drodzeIkoik jest na bardzo dobrej drodzeIkoik jest na bardzo dobrej drodze
Sara na widok żółtego kwiatu roześmiała się. Nie był to śmiech przyjazny, lecz drwiący chichot. Gdy się już uspokoiła, całkowicie zignorowała wyciągniętą w jej kierunku rękę kuglarza.

„Ten przynajmniej jest uprzejmy”- pomyślała, wspominając innych, którzy chcieli ją poderwać. Może też skończy z nie zeszpeconą twarzą...

Nie słuchała dyskusji, gdyż ta zeszła na tematy taktyki, na której nie znała się zbyt dobrze. Ręce skrzyżowała na piersi, a na jej twarzy zagościł znów drwiący uśmiech. Oceniała w myśli członków drużyny. Ta ocena nie wychodziła na ich korzyść.

Pierwszy ten kuglarz. Bardzo uprzejmy, ale umiała przejrzeć grę aktorską. On bawił się swoją uprzejmością, słowami, co, jak widać wyjątkowo go bawiło. Może się okazać przydatny podczas takiego zadania. Na przykład może zagadać strażników. Byłoby lepiej, gdyby umiał tworzyć iluzje, dzięki czemu mógłby ochronić ich przed niepożądanymi spojrzeniami. W końcu iluzje umie tworzyć każdy przeciętny mag... oprócz niej.

Dalej gnom Ignacy. Alchemik zawsze się przyda, Ra poda środek usypiający strażnikowi, raz rozpyli truciznę w powietrzu, a innym razem wysadzi kilka budynków. Jego kusza też może się okazać przydatna. Wygląda na rozsądnego, z resztą rzadko się widuje nierozsądne gnomy.
Natomiast pan wampir... No cóż, jak to wampir. Szlachcic, elegancki, rapier, czy też szpada, czy co to jest, przy pasie i uważa, że mówienie o sobie w liczbie mnogiej daje mu przewagę cywilizacyjną nad ludźmi. Choć trzeba przyznać, że nad większością ludzi faktycznie ma przewagę. Na pewno umie się zmieniać w nietoperza, czy coś innego i zbada tę całą wieżę. I umie otwierać zamki... Czyli pewnie się przyda.

No i panowie ”Pierwszy” i ”Drugi” na koniec. Co za głupie przezwiska. „Znałam kiedyś człowieka, który miał przezwisko Śmierć i nawet to brzmiało lepiej”- pomyślała. Widać, że nie grzeszą inteligencją. Coś w ich intonacji mówiło Sarze, że używają słów, których nie rozumieją. Swoją drogą ten Beniamin struga drewno sztyletem... Nie dość, że to niezbyt skuteczne to mu się jeszcze sztylet stępi.

-Myślę, że pomysł Ignacego jest najlepszy-powiedziała na koniec-Chciałabym jeszcze tylko wiedzieć czym zajmuje się pan ”Drugi”-przezwisko wymówiła z lekką pogardą-I czy pan, panie Anthelu umie może tworzyć iluzje?
 
Ikoik jest offline  
Stary 30-11-2008, 17:08   #30
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację

Północna Wieża Czterech Węży stała samotnie, ledwie kilkadziesiąt metrów od brzegu morza, przez co niektórzy podróżni uważali ją za latarnie. Szybko jednak zmieniali swe poglądy, gdy dochodziły ich wieści o straszliwych salach tortur, które wysączały rozum ze skazanych przestępców. Niewielu wychodziło na wolność po stwierdzeniu winy, a jeszcze mniej zachowywało zdrowe zmysły.
Aż dziwnym było, że przy takim cieniu strachu, jakie wieża rzucała na miasto, przestępczość wciąż tutaj istniała. Widać jednak nawet ta potężna budowla uległa jednemu... korupcji.

Sama budowla ze wszystkich stron, nawet od tej morskiej otoczona była ogromnym murem, za którym kryły się jeszcze koszary oraz plac ćwiczebny strażników miejskich. Z tego jednak co w mieście mówiono, już od dawna nikomu nie chciało się ćwiczyć musztry. Strażnicy ponoć woleli trenować na więźniach wieży, co świadczyło o ich... „prawości”.

Niemniej czy noc czy dzień, zamkniętej bramy pilnowało 6 strażników, zaś po murach obronnych przechadzało się ich od 4 do 8 łuczników. Nocą zwykli oni chodzić parami, zaś za dnia raczej pojedynczo.

Sama wieża miała jakieś 5 pięter i mówiło się zazwyczaj, że o ile z parteru czy z pierwszego piętra czasem ktoś wychodził, o, tyle jeśli trafiałeś na wyższe poziomy... cóż, przepadłeś przyjacielu. Choć budowla ta wzbudzała trwogę w sercach mieszkańców już samym jej przeznaczeniem, to uczucie strachu potęgował jej wygląd. Zbudowana z ciemnego kamienia, od stóp, bo wieżyczkę pokryto płaskorzeźbami przedstawiającymi splecione ze sobą rojowisko węży. Ponoć też, gdy człek długo intensywnie wpatrywał się w owe groteskowe zdobienia, zdawało się, że węże wiją się pełzają dookoła budowli. Zaś nieliczni, którzy w wieży byli i jakimś cudem opuścili ją o zdrowych zmysłach, zarzekali się na Turyka, że słyszeli w nocy syczenie.


DRUŻYNA NIEBIESKA

Skrzypek

- Do lochów? A to bardzo ciekawe.

Przez opary alkoholu Skrzypek dojrzał pochylającą się nad sobą jakąś postać. Zamrugał, by lepiej widzieć. Czyżby nieopatrznie ściągnął na siebie jakiegoś strażnika po służbie? Nie, ten mężczyzna był zdecydowanie zbyt gruby i zbyt dobrze ubrany jak na przeciętnego gwardzistę.


Był to raczej typowy przedstawiciel cechu kupieckiego, bardzo zamożny przedstawiciel – dodać należy. Skrzypek podniósł się chwiejnie z ławy i wyprostował dumnie... przynajmniej w swoim mniemaniu, bowiem jakimś dziwnym sposobem blat stołu zbliżył się do jego głowy w zastraszającym tempie. Pewnie zresztą zaliczyłby nieprzyjemne z nim spotkanie, gdyby nie pomocnicza dłoń kupca.

- Oh, proszę uważać. Więc czy mógłbym spytać co pana do tych lochów tak ciągnie?
- Nihh... Nie tfój interesz czzzzłofieku!


Skrzypek spojrzał dumnie w stronę reszty drużyny, by tym samym pokazać im jak bardzo wart jest zaufania i że panuje nad sytuacją... tylko dlaczego tamci udają teraz, że go nie znają?

- Oczywiście, oczywiście. Jednak wydaje mi się, że możemy mieć pewną... nazwałbym to: zbieżność interesów. I jeśli dobrze zrozumiałem pańskie słowa o wybuchach, to myślę, że mój pracodawca miałby bardzo ciekawą dla szanownego pana propozycję... oraz informacje o wieży, rzecz jasna.
- Taa?
– grajek popatrzył niezbyt rozumnie na kupca, który już gadał nakręcony niczym katarynka.
- Ależ tak, gdyby szanowny pan tylko zgodził się przejść ze mną kawałeczek, by samemu porozmawiać z mym panem...Zgoda?
- No nieee fieeem...
- Mistrz chętnie poczęstuje pana zamorskim winem oraz miodówka, co to ja nasz pan, książę pija.
- To dopppra!
- Wiedziałem, że z pana prawdziwy specjalista. Proszę ze mną.


Szli dość długo i gdyby nie pomocna dłoń kupca, Skrzypek pewnie za nic w życiu nie uszedłby tak daleko, nie mówiąc już o tym, że dawno stracił orientacje w terenie. Pozostało więc jedynie liczyć na towarzysza. Ten wreszcie zatrzymał się przed wielkim domem ogrodzonym murem, gdzie wejścia pilnował strażnik.

- To ja, Matuszyc, przyprowadziłem jaśnie panu gościa.

Furta otworzyła się. Mężczyźni weszli do środka. Kupiec skłonił się Skrzypkowi, po czym kazał mu chwile nań poczekać w salonie. Co począć? Trzeba czekać...
Trwało to może dzwon niecały, gdy zamiast Matuszyca po gościa zjawił się umięśniony strażnik.

- Chodź za mną. – rzekł krótko.
- Jaszne jak szzzłońce!

Gdy Skrzypek miał wyjść z pomieszczenia, poczuł jak coś ciężkiego zwala mu się na kark. Strażnik! Ten drań uderzył go w potylicę. Niech go wszystkie.... świat Skrzypka spowiła ciemność.

Obudził się bardzo obolały i bardzo... skrępowany. Siedział przy szerokim stole na twardym, drewnianym krześle. Nie trzeba było przy tym wielkiej wnikliwości, by pojąć, że... jest do niego przywiązany i najwyraźniej intencje kupca wcale nie były takie przyjazne, jak ten zapewniał.

- O, nasz gość się obudził wreszcie. – usłyszał głos naprzeciwko siebie.


- Bardzo mnie to cieszy. – rzekł mężczyzna bawiąc się w dłoniach jakimś sztyletem. – zatem nie przedłużając, chciałbym żebyś coś dla mnie ptaszku zaśpiewał. Chce wiedzieć kim jesteś i po co przybyłeś do naszego miasta oraz co cię tak ciągnie do wieży, ze rozpowiadasz o tym na prawo i lewo. Oczywiście możesz śpiewać dobrowolnie lub, jeśliś nieśmiały, mój przyjaciel Gustaw ci pomoże.

Wielka ręka zacisnęła się na ramieniu Skrzypka. To był ten sam strażnik, który zdzielił go przez łeb... Co gorsza, podany przez Beliana specyfik dopiero teraz zaczął działać i grajek poczuł się aż nadto trzeźwy i świadom jednego: miał problem.


Absynth


Wreszcie po godzinie błądzenia i pytania o drogę kobiecie udało się odnaleźć budynek biblioteki. Trochę przy tym w duchu psioczyła, że zgodziła się iść sama, wielu bowiem dziwiło się po cóż niewieście dostęp do książek, wiadomo przecież, że jak już kobieciny jakieś księgi czytają, to są one czarownicami i najlepiej od razu zaciągnąć je na stos. A panienka wyglądała tak sympatycznie... choć smutno.

Na szczęście sam bibliotekarz przyjął ją już z należytym profesjonalizmem. Był to starszy już, bardzo dystyngowany człek, który był na tyle światły, by nie zważać na fizjonomie swego gościa.


Niestety dokumentów na temat historii miasta było w bibliotece niewiele, a już na pewno żadnych planów poza ogólnym obrazującym miasto [patrz pierwszy post komentarzy sesji]. Prawdopodobnie i one zostały zniszczone w trakcie przechodzenia z wiary w Starych Bogów na Nowych lub... są przetrzymywane w drugiej bibliotece, prywatnej księcia. Tamten jednak bibliotekarz – Rebus Kotuliuss bardzo zazdrośnie strzegł swojej skarbnicy i bez zgody włodarza miasta niczego nie wydawał. Jeśli jednak ktoś miał ochotę postrzępić języka, można było spotkać go wieczorami w karczmie pod Wschodnią Bramą, niedaleko wieży zresztą. Poznać go się dało po ogromnym kapeluszu z piórem.

Absynth nie pozostało zatem nic innego jak spróbować odnaleźć swoją drużynę lub samotnie wybrać się na spotkanie z uprzywilejowanym bibliotekarzem. Mimo wszystko jednak sytuacja za dobrze nie wyglądała. Wychodziło wszak na to, że obie wieże powstały jakieś tysiąc lat temu! Czy ktoś był więc w stanie pamiętać jeszcze nazwisko ich twórcy?


Detlef, Alemir, Belian, Ronhaar

Trudno jest szukać czegoś w obcym mieście. Przekonali się o tym bohaterowie właściwie nie mając pojęcia dokąd zmierzają i kogo szukać powinni. Oczywiście rozmowy z mieszkańcami dały im już jako takie rozeznanie, a i spacerek pod bramę prowadzącą do wieży okazał się być pouczającym. Lecz czy pokrzepienie stanowiła wiedza o tym, że dostać się do wieży nie było wcale łatwo z powodu ogromnego muru oraz strażników, którzy pilnowali doń wejścia?

Szczególnie paskudnie zaklął też krasnolud dowiedziawszy się, ze w Mieście 8 Węży nie ma takiej funkcji jak „kat”. Do wykonywania egzekucji wyznaczano wszak zwykle młodzików w straży lub osoby ubiegające się o awans, by w ten sposób wykazały się lojalnością.
Kto ich wybierał? W przypadkach jakichś znanych przestępców, którzy mocno zaszli za skórę włodarzowi miasta, to właśnie książę decydował o wyborze egzekutora, zaś w innych, mniej ciekawych wypadkach decyzję podejmował komendant straży – człek, który koszary opuszczał ledwo dwa razy do roku lub z nakazu pana dobrodzieja.

Ciekawostkę i utrudnienie stanowić mógł ponadto fakt, że od lat dziesięciu nie wykonano publicznie żadnej egzekucji. Czasem tylko, gdy pogoda była ładna, wywieszano niektóre trupy na szubienicach poza miastem, by chłystki miały z czego się pośmiać i na czym poćwiczyć rzucanie kamieniami.

Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, a oni wciąż nie mieli planu działania... mieli tylko listę rzeczy, które się skomplikowały.
No cóż...


DRUŻYNA BRĄZOWA

Sara, Anthel, Ignacy, Pierwszy i Drugi

Karczmarz bardziej niż chętnie wynajął pokój Benowi i trudno rzecz czy do uprzejmości skłonił go brzdęk monet czy posępny wzrok mężczyzny. Faktem jednak było, iż miejsce spotkania na wieczór zostało zapewnione. Kończąc więc gadaninę, wszyscy jak jeden mąż ruszyli w stronę południowej bramy niedaleko której mieściła się Wieża 4 Węży.

Zetknięcie z prawdziwą budowlą nie było zbyt optymistycznym wydarzeniem w karierze tej drużyny. O zagadaniu strażnika i przemknięciu choćby w okolice budowli mogli zapomnieć. Strażników wszak było kilku i nie pilnowali oni tylko samej wieży, lecz całego otoczonego murem terenu, którego centrum stanowiło nie tyle więzienie co koszary – zapewne pełne wyszkolonych gwardzistów.

Z braku planu, powstał więc plan spontaniczny: bliźniacy za wskazaniem Drugiego postanowili poszukać jakichś przejść podziemnych, które mogłyby do kompleksu prowadzić, reszta zaś miała porozglądać się za znajomym panem wampirem lub jego śladem i zarazem pozastanawiać nad dalszymi poczynaniami.


Feryn

Wampir leciał przed siebie zmieniony w postać małej muchy. Co prawda postać ta niezwykle wygodna przez swoją lekkość i niewielki rozmiar, miała zasadniczą wadę: nie była „długodystansowcem”. Ze dwa razy Feryn musiał przysiąść na jakimś końskim zadku by odsapnąć, aż wreszcie dotarł do osławionej Wieży 4 węży. Budowla była po prostu ogromna! Na dodatek ten jej straszny wygląd... rzeźby wijących się węży odbijały się w kilkudziesięciu oczkach małego owada. Wyglądały przy tym tak paskudnie i oślizgle, że wampir nie miał ochoty na nich przysiadać.

Starając się oblecieć budowlę dookoła Ger zauważył przed sobą otwarte na oścież, zakratowane okno, które aż zapraszało, by w nie wlecieć i zbadać wnętrze budowli. To dopiero gratka! Tej trzódce z karczmy szczęki poopadają, gdy przekaże im swoje informacje.

Już miał przelecieć przez kraty okna, gdy nagle przed nim wyrosła olbrzymia ludzka twarz. Na dodatek była to bardzo szpetna facjata rozdziawiona w złośliwym uśmiechu.

- Ho, ho mam gościa...


„Czyżby to... czyżby to był Wyszemir?!”

- Uważaj mała, za tobą.

„Co?”

<HAPS>

Wampir w mgnieniu oka zobaczył tylko za sobą błyskawiczny ruch, by po chwili zostać pożartym przez... kamiennego węża! Jednego z tych, które wyrzeźbiono na ścianie wieży.
Twarz starca zniknęła, wszystko spowiła czerń i kamień, który szczelnie otoczył kształt owada tak, ze ten nie mógł nawet poruszyć skrzydełkami.

Na dodatek wszelkie prób przemiany w inną postać spełzały na niczym, zaś sam Feryn czuł, jak jego świadomość gaśnie, jak gdyby również kamieniejąc...

„ To nie może... nie może się tak skończyć...”


Pierwszy i Drugi

Ponieważ nie wiedzieli gdzie szukać zejścia do podziemi, a powierzchowna obserwacja okolicy wieży nie dawała żadnych wskazówek, bracia skierowali się w stronę rynku. Logicznym wszak wydawało się myślenie, że skoro jest fontanna, musi też być coś pod spodem, co pompuje wodę ze źródła.

Faktycznie, niedaleko samej fontanny, z której leniwie sączyły się stróżki wody, wśród bruku dało zauważyć się klapę, prowadzącą na dół. Nieszczęśliwie jednak klapa była po pierwsze zamknięta, a po drugie znajdowała się na głównym placu, gdzie ciągle ktoś przechodził. Nawet teraz, widząc zainteresowanie braci, podszedł do nich jakiś podstarzały pijaczek.

- Zamknięte, zamknięte. Fontanna się spisuje, to nie ma po co tam wchodzić.


Chcąc kuć przysłowiowe żelazo póki gorące, jeden z braci spytał staruszka.

- A to jest się z czego cieszyć, bo woda potrzebna i pragnienie gasi. Tylko co jak fontanna wysiądzie? Tam na dole się ją naprawia?

- No, odpukać teraz się fontanna zacnie spisuje, rok jednak temu było, że ot tak działać przestała i ni licho nie wiadomo było co się stało. Wreszcie posłano po jakiego enżeniera, co to się zna na mechanizmach i on musiał zejść do kanałów łobejrzeć co to się porobiło. Chopak ciekawy był, to jak pracę skończył i nam fontannę uruchomić, na zwiedzanie chłystka wzięło. Zachciało mu się zobaczyć dokąd kanały prowadzą. Jedni mówią tukej, że zaszedł kroków parę, inni że cały dzionek zmitrasił, wiadomo jednak, ze się chłystek wystraszył i z płaczem wyskoczył z podziemi, bo trupa upatrzył, co mu szczury akurat oczy wyżerały. Te enżeniery to panki delikatne, więc panikę zrobił nie lada. Trup jak trup, nic nowego, ino mówią, ze ich tam więcej było, bo trza się gdzieś zwłok z wież pozbywać. Psia ich mać, tych strażników, syna mej kuzynki też ukatrupili tam, zagłodzili biedaka. Psia ich mać... a swoją droga może wsparli by panowie jakim miedziakiem? Ja biedny człek jestem, stary już i chory, nie to co wy.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:33.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172