Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-05-2009, 13:00   #41
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Niestety, nie do końca jeszcze zrozumiał schematy myślowe pierwszaków. Starał się zachowywać jak jeden z nich proponując wyprawę po konie, bo zgodnie z logiką gdy coś jest potrzebne, należy to zdobyć. Pomysł ten spotkał się jednak z niechęcią pozostałych, co niezmiernie Grimra zdziwiło. Nie było jednak sensu samemu iść po konie, skoro akurat on miał możliwość transportu. Wyruszyli więc z miasta, zostając w tyle za pozostałymi drużynami. Pozyskiwacz nie martwił się tym jednak, bo pośpiech rzadko kiedy wychodził komukolwiek na dobre, co niejednokrotnie powtarzali początkującym adeptom wykładowcy, zwłaszcza podczas nauki rytuałów. Podróżnik nie miał takiego komfortu, by uczyć się z innymi - do swojej wiedzy dochodził sam, korzystając z zasobów akademickiej biblioteki. Dzięki temu wkrótce przewyższył wszystkich pozostałych i mógł bez obaw zostać Pozyskiwaczem. A już niedługo, po tym zleceniu to on być może będzie nauczał innych...

Gdy po kilku dniach dotarli do miejsca przeznaczenia okazało się, że z miasta pozostały tylko strawione ogniem resztki. Ktoś najwyraźniej urządził tutaj masakrę, być może jakaś wyjątkowo ambitna drużyna. Zapewne miasto wyglądałoby podobnie po ich wizycie, ale i tak oburzenie wypełniło Grimra, że ktoś ich uprzedził. Nie dane mu było długo rozmyślać nad tym, ponieważ zostali otoczeni przez wojsko, które tak bezszelestnie zakradło się do nich, że nikt nie zwrócił na to uwagi. Zostali przez nich zatrzymani i zabrani do lochu, pod pretekstem podejrzeń o napaść na miasto. Został im także zabrany ekwipunek, przy czym nie obyło się bez drobnych problemów gdy grimuar demonów buntował się przed oddaniem w obce ręce usiłując odlewitować od strażników na bezpieczną odległość. Uspokoił się dopiero gdy oberwał pięścią od Grimra. Strażnicy także podejrzliwie patrzyli na sakiewkę z której dało się słyszeć szepty jakby wzywające pomocy, ale ostrzeżeni przez Pozyskiwacza nie próbowali jej otwierać. Miecz praktycznie nie sprawiał problemów, poza kilkoma drobnymi ukąszeniami strażnika, które praktycznie nie przebiły się przez pancerną rękawicę. Tobołka z jego przyborami najwyraźniej nawet nie próbowali otwierać

Czas w lochu dłużył się niemiłosiernie. Demon grał na wytrzaśniętej skądś harmonijce smętną melodię, a Grimr coraz poważniej myślał nad zignorowaniem poleceń strażników i wyjściem z tego miejsca przez ścianę



Na całe szczęście (dla strażników) nadszedł czas przesłuchania. Pozyskiwacz został sprowadzony do podziemi, gdzie najwyraźniej mieścił się pokój zwierzeń. Siłą został posadzony na krześle, naprzeciwko człowieka, najpewniej osoby mającej go przesłuchiwać

- A więc należysz do drużyny D12, która poszukuje "dziecka"?

Grimr spojrzał dokładniej na zadającego pytanie. Także nosił maskę, więc on również mógł mieć kontakt z akademią. Wziął to za dobry znak i postanowił szczerze z nim porozmawiać

- Dokładnie! Podróżuję wraz z synkiem i jego przyjaciółmi, czy jak kto woli ,,drużyną D12". Szukamy dziecka tego no... Shibuza? Nie... Wiem! Shiboza! Tak, szukamy dziecka Shiboza

Nie miał pojęcia co się stało, ale chyba jego odpowiedź była niezadowalająca. Na stalową maskę zakrywającą jego twarz spadł cios pięści. Grimr co prawda nic nie poczuł, większość nerwów miał dawno już umartwionych, jednak nie podobało mu się to. Także ton zadającego pytania się zmienił

-Kpisz sobie ze mnie!

Grimr rozejrzał się lekko na boki, jakby szukając adresata wypowiedzi. Gdy nie zauważył nikogo, do kogo słowa mogły być adresowane spojrzał ponownie na zadającego pytania

- Ja?
- Śmiesz dalej ze mną grać w te gierki?!
- na jego twarz ponownie spadł cios. Podróżnik miał nadzieję, że uderzający nie przetnie sobie rękawicy o ostre krawędzie maski, bo nie chciał zostać ubrudzony krwią - Wiem, że macie coś wspólnego z tym atakiem!

Grimr naprawdę zdezorientowany spojrzał na pytającego, przekrzywiając lekko głowę

- Musiałbym zapytać Synka, ale mnie o niczym takim nie wiadomo. Czemu tak sądzisz?
- Jakiego znów synka. Sądzę tak gdyż złapaliśmy was prawie na gorącym uczynku! nie zdążyliście uciec! Wieśniak mówił o bestiach a ty mi na taką wyglądasz w tej masce!
- Ty też nosisz maskę. Czy jesteś przez to bestią? Dotarliśmy tutaj niedawno, gdy było już po wszystkim. Kto niby z naszej grupki mógłby przeprowadzić atak. Poza tym gdybym miał pełnie swoich mocy umożliwiających mi sprowadzenie destrukcji to siedziałbym tutaj sobie i z tobą rozmawiał?
- Ja noszę maskę z innego powodu psie! Co do twoich mocy wszystko ma koniec nawet one!
- Psie? Nie jestem psem... Mam dwie nogi i cztery, oraz z tego co mi wiadomo nie mam ogona
- obejrzał się lekko by sprawdzić, czy się nie myli - Dlatego mówię, że gdybym miał dość mocy by niszczyć miasto to nie byłbym przesłuchiwany tylko masakrowałbym dalej. Jak więc mogłem sprowadzić zagładę nie mając dość sił?
- Jesteś chory umysłowo. A moc mogła ci się skończyć po jednym ataku!
- To po co marnowałbym siły na atak gdybym miał ich tak mało?
- Nie zmieniaj tematu! Co tam robiliście!
- Synek dostał informacje, że w tym mieście urodził się obiekt. Mieliśmy poszukać tutaj informacji o przypuszczalnej lokalizacji jego dziecka
- Jaki znów synek?
- Mój Synek, dowódca drużyny. Białe włosy, miecz, podobny nieco do słynnego płatnego mordercy zagrożonych gatunków
- Rozumiem. Ależ to dziwny zbieg okoliczności nieprawdaż poszukujecie dziecka a tu na wasz pech miasto urodzenia Shiboza spłonęło
- No właśnie z tym będzie problem. Liczyliśmy na uzyskanie dostępu do archiwów ratusza, ewentualnie do parafialnych spisów urodzeń, jednak w zaistniałej sytuacji może być to utrudnione. Dodatkowo doszły opóźnienia związane z naszym zatrzymaniem, co mam nadzieję że nie uniemożliwi nam wykonania zadania
- Wątpię, abyście wyszli z życiem póki nie znajdziemy dowodów na waszą niewinność a ty jak dotąd nam nie pomagasz.
- To w pierwszej sferze prawa wyglądają inaczej? Myślałem, że wszędzie panuje ta sama zasada, a mianowicie ,,niewinny dopóki nie udowodnią mu winy
- Na razie jesteście jedynymi podejrzanymi, póki dziadek nie zacznie gadać a wątpię aby to szybko odzyskał mowę
- W sensie nie może czy nie chce mówić?
- Nie jest w stanie
- Szkoda, mógłbym mu pomóc w odzyskaniu mowy gdyby jej brak płynął z niechęci
- Widzę, że z naszej rozmowy nic nie wyniknie
- No niestety, w pierwszej sferze byłem zbyt krótko i mam problemy z komunikacją interpersonalną. I tak dzięki za pogawędkę
-Zabrać go z powrotem i przyprowadźcie mi tutaj tego Synka!


Strażnicy, zerkając na niego nerwowo odprowadzili go do celi. Widać musiał się jeszcze wiele nauczyć, by nie wzbudzać zdziwienia wśród ludzi. Swój wygląd już zdołał maksymalnie upodobnić do nich, gorzej jednak z rozmawianiem. Po prostu mieli swój dziwny tok rozumowania, którego za nic nie mógł pojąć. Poczeka aż Synek zakończy swoją rozmowę i czas się będzie z tego miejsca zbierać

Gdy wrócił do celi demon dalej grał, tym razem na melancholijną nutę. Grimr nie podejrzewał, że jego sługa jest aż tak muzykalny. To już drugie zaskoczenie tego dnia.
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 22-05-2009, 16:43   #42
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Podróż była męcząca. Upalny żar spływał z nieba. Leniwa fala światła zalała cały świat jak gęsty i słodki miód. Piekielna temperatura dała się we znaki chyba każdemu członkowi D12. Wszędzie czuć było smród końskiego potu i ludzkich ciał. Nie mogło być to przyjemne uczucie, jednak wojownik już dawno przyzwyczaił się do takiego życia. Martwił się tylko, że inni będą narzekać.

Aby umilić sobie czas podróży, zamierzał skorzystać z towarzyszki jadącej na tym samym koniu. A idealną rozrywką wydawała się być rozmowa. Tak mógłby pomyśleć obiektywna osoba jadąca obok. Jednak Son nie traktował dialogów jak przyjemności. Zresztą od pewnego czasu mało co sprawiało mu radość. Wyminę zdań uważał za pracę. Konieczność by przeżyć. W każdym znaczeniu tego słowa.

***

Podróż była nudna. Burza która ich złapała mogła by dać odrobinę dreszczyku emocji. Mogła by, ale nie jemu. Nawet tak silne zjawisko pogody było tylko zwykłą rzeczą. Niedogodnością którą trzeba był znieść, przeczekać. Jednak Kuń tak nie uważał. Wierzgał, rzucał się i walczył. Aż trudno było go przywrócić do porządku. Głupi koń. Jedynie tyle przeszło mu przez myśli.

Wreszcie rozbili obóz. Wojownik ubrany w czarne stroje, nie patrząc na innych rozbił swój niewielki ciemnozielony namiot. Dwa maszty, parę sznurków i płachta. To wszystko. Tak nie wiele, a gdy pada deszcz, tak wiele. Son rozłożył się wygodnie i nasłuchiwał dźwięków nocy. Nie zauważył kiedy zasnął.

Następnego dnia, po porannej toalecie, goleniu i zjedzeniu skromnego posiłku coś pojawiło się niedaleko obozu. Coś co już zainteresowało miecznika. Niedźwiedź, nie największy, bez żadnego większego zainteresowania przeszedł się niedaleko obozu. Raz tylko spojrzał i patetycznie ruszył w swoim kierunku. Nie podobało się to Sonowi. Zwierz był zbyt spokojny. Nienaturalnie spokojny.

Miasta lubiły zaskakiwać. Bez takich niespodzianek nie obyło się i tym razem. Masa trupów, smród, krew i ogień. Tak można było opisać pozostałości po kiedyś dumnej siedzibie ludzi. Jakaś tragedia spotkała tych nieszczęśników. Podróżnicy nie mogli im w niczym pomóc. No może oprócz zostania kozłami ofiarnymi. Bo oto zostali otoczenie przez gwardię z sąsiedniego miasta. Nie zostali potraktowani chlebem i solą. Za to glewiami i groźbami.

Odprowadzono ich do więzienia.

Cela nie była zbyt duża. Dziewięć metrów kwadratowych na sześc ludzi to jednak mało. Za to nie musieli czekać długo na jakieś zainteresowanie. Grimr został wzięty na spytki.

- O bogowie... Dajcie cierpliwości tym biednym ludziom. Toż to załamią sie psychicznie. - jego mamrotanie co chwila przerywały piski i skomlenia sąsiada zza ściany. Chyba chorego psychicznie.

Chwile potem Kolej nadeszła na Sonnillona. Zawołali Syna, jednak wojownik nie sprzeciwiał się. Wstał i posłusznie acz z rezygnacją i znudzeniem ruszył w ich stronę. Prowadzili go kilka minut. Dotarł do drzwi, a kiedy mu je otwarto posłusznie wszedł do środka. Pokój nie był duży. Na środku stało krzesło oraz stół. za stołem siedział prawdopodobnie mężczyzna. Miał on białą maskę i czarny kaptur.
-Siadaj!- wydał rozkaz. Widząc zamaskowanego wojskowego Son zdumiał się mocno. Jednak starał się tego nie okazywać. Nie chciał dać po sobie poznać żadnych emocji. Chciał wygrać te rozdanie. jak każde. Z doświadczenia wiedząc że nie warto zbytnio się kłócić usiadł posłusznie. Jednak milczał. Nie będzie im ułatwiał.
-A więc synu. Według twojego ojca posiadasz ważne informacje dotyczące Dziecka. Jakie one są?
- To trochę bardziej pokręcone niż się wydaje z zewnątrz. Nazywam się Sonnillon i nie jestem jego synem. Również on nie jest moim ojcem. Jeśli Cię to interesuję wyjaśnię to... jeśli nie przejdę dalej. - chciał zacząć gierkę słowną z strażnikiem. Zobaczyć co uda mu się wyciągnąć i jak wiele zachować dla siebie.
-Nie interesują mnie wasze związki rodzinne! Co wiesz na temat Dziecka! I Co robiliście w mieście - przesłuchujący nie dał się zbić z tropu. Dążył do swojego celu.
- W mieście? Nic. Podróżowaliśmy w tę stronę gdyż podobno tam urodził się Shiboz. Możliwe, że gdy był jeszcze człowiekiem czuł jakiś sentyment do tego miasta. Może to tam spłodził dziecko. - tą informację mógł oddać. Wszyscy to wiedzieli - To jest nasza jedyna poszlaka. Zresztą nie tylko nasza. Wiele drużyn szło w tym samym kierunku co my. Niedługo tu się zjawią
-I tu zaczyna się wasz problem. Byliście w niewłaściwym czasie w nie właściwym miejscu. Macie jakieś dowody, świadków, że przybyliście po tej rzezi?
Son chwilkę milczał. Jakby się zastanawiał. W końcu odpowiedział
- Jeszcze trzy dni temu byliśmy w Rumar. Tam może jeden strażnik bramy potwierdzić że z nim rozmawiałem. Zresztą w moim worku są dowody, że tworzymy drużynę D12. Nie zdążylibyśmy w tak krótkim czasie zrobić takiej masakry. - A zresztą po co? Myślisz że jesteśmy tak głupi by zwracać na siebie uwagę większą niż to konieczne. Żałosne. Nudzi powoli mnie to.
- Według Grimra, który przejawiał oznaki choroby psychicznej jest możliwość, że to wy!
- Zresztą ludzie po drodze też mogli by być świadkami, ale to konkurencja. Nie będą chcieli współpracować... - chciał kontynuować przesłuchiwany, lecz nagłe uderzenie w twarz przerwało mu.
- Nie przeszkadzaj mi jak mówie psie! - Wsciekł się strażnik w masce.
- Przepraszam, nie będę. Grimr, masz rację przejawia oznaki choroby psychicznej - pomasował obolały policzek - był on cały czas z nami. Wydaje się być jakimś czarodziejem który postradał zmysły poprzez swe eksperymenty.
- Hmmm z tobą da się porozmawiać w przeciwieństwie do niego. Czy będąc tam nie zauważyłeś czegoś dziwnego?
- Podczas podróży oprócz gwałtownej burzy, która jednak wydawała się normalna, spotkaliśmy na swej drodze niedźwiedzia. Mogło by to wydawać się normalne gdyby nie to, że nas całkowicie zignorował. Nawet nie zainteresował się zapachami z nad porannego ogniska. Jakby był nazbyt inteligentny i omijał "kłopoty". Było to naszego ostatniego dnia wolności, rano.
- Jakiej burzy? Nie było żadnej.
- Na naszej drodze była poprzedniego dnia
- U nas niebo było czyste i bez skazy.
- Może to było tylko przejściowe opady. - Nużyła powoli go ta rozmowa.
- Czy burza wydawała się jakaś dziwna? Bo miasto było spalone ze znakami opadu deszczu i to bardzo gwałtownego...
- Możliwe iż to piorun podpalił jeden z domów. Burza... Na początku padał deszcz. Raczej nie dość silny. Zmienił się gwałtownie w ulewę. Zaczęły bić pioruny. Jakby bogowie się denerwowali. Gdy po trzech godzinach myśleliśmy, że ustanie, zaczał padać grad wielkości ludzkich paznokci. Burza skonczyła się późno w nocy.
- Dobra liczmy, że piorun podpalił dom, ale kto rozszarpał mieszkańców na strzępy?
- Możliwe, ze ten niedźwiedź. Spotkaliśmy go kilka godzin, rano, po burzy. - Odpalił pierwsze co mu przyszło na myśli. Oczywiście pewnie to nie była prawda. W końcu misie nie strzelają z kuszy.
- Ale czy jeden niedźwiedź dalby rade w pojedynkę rozszarpać prawie tysiąc ludzi?
- Nie powiedziałem że był to zwykły niedźwiedź. Na oko mierzył z dwieście kilogramów. Czarną sierścią był pokryty. Ale z przebłyskami brązu. Nie znam się na gatunkach tych zwierząt. - kontynuował lekko rozbawiony - Zresztą nie koniecznie był to "niedźwiedź". Może jakiś zmiennokształtny się kreci w pobliżu? A może był to zwykły, stary i znudzony ursus.
- Być może. Póki nie znajdziemy winnych będziecie dalej przetrzymywani w areszcie.
- Jednak to może opóźnić nasze poszukiwania. Nie chciałbym nic sugerować, ale każda minuta spędzona, w oczywiście dobrym towarzystwie, oddala nas od celu. A nie jest to nasza prywata, lecz dążymy do dobra całego narodu. Nie wiem czy król byłby rad gdyby przez taką, jakby nie patrzeć, niefortunną pomyłkę kolejni żołnierze ginęli by pod naporem Shiboza.
- Z tego co wiem to jest wasz więcej niż jedna drużyna. Jeśli jedna będziecie tutaj to dużo się nie zmieni - podał dość logiczny kontrargument.
- Ale my, z powodu przewagi liczebnej jąka obdarzyły nas władze, mamy największe szanse. Nie stawiałbym na innych... Lubię zresztą zawsze upewnić się, ze wszystko zrobione dokładnie. Dlatego często sam angażuję się w różne zadania.
- Czy ty właśnie obniżasz moją władzę? Myślisz, że jesteś lepszy ode mnie
- Nie. Od innych drużyn.
- Więc nie podważaj moich decyzji, bo od chwili waszego pojmania to ja wiem lepiej co jest dla was teraz najważniejsze i nie jest to na pewno poszukiwanie Dziecka!
- Mam jednak nadzieję, na nie pochopne i przemyślane decyzje. Zresztą nadzieję... jestem tego pewien, że człowiek na takim poziomie jak ty nie myśli nierozważnie. Miałbym też prośbę by, gdy nas już wypuścicie, usatysfakcjonowano nas przydatnymi informacjami, i jeśli nie sprawi wam to kłopotu to trzema końmi.
- Zabrać go stąd i przyprowadźcie następną osobę..tym razem obojętnie kogo
-Tak jest! Sir! - Odpowiedział gromko strażnik pilnujący więźnia. Poszukiwacz przygód ruszył w drogę powrotną do swego nowego miejsca pobytu. Gdy wracał czuł, że stanie się coś niedobrego. Coś niespodziewanie mogło pokrzyżować wszelakie nadzieje. Tylko co? Son mógł się tylko domyślać.

Gdy wrócił do celi spojrzał na Moresa.
- Teraz pewnie będziesz Ty. Powodzenia.
 
__________________
Why so serious, Son?

Ostatnio edytowane przez andramil : 22-05-2009 o 20:28.
andramil jest offline  
Stary 22-05-2009, 16:49   #43
 
Buzon's Avatar
 
Reputacja: 1 Buzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie coś
Grimr
Po przesłuchaniu, na którym byłeś pierwszą osobą, wróciłeś ponownie do celi. Wskazał strażnikom Synka po czym oni go zabrali ze sobą.


Sonnillon
Kiedy Grimr wrócił i wskazał Ciebie strażnikom, nie podobało ci się to. Niepotrzebnie bo wojskowy, który cię przesłuchiwał był radny do rozmowy. Pomimo tego strzału w policzek nie czułeś do niego urazy. Po przesłuchaniu prowadzono Cię z powrotem do waszej celi. Jednak kiedy przechodziliście po placu miałeś dziwne wrażenie, że za chwilę może rozpętać się coś złego. Nie myliłeś się... Twoje przeczucie było początkiem piekła, które miało nastapić.

Mores

Kiedy Sonnillon wrócił strażnicy wybrali ciebie na przesłuchanie. Byłeś prowadzone w eskorcie trzech strażników. Kiedy kierowaliście się do „męczarni” wyczuwałeś niebezpieczeństwo. Nad strażnicą/ miastem zbierały się czarne chmury. Były one identyczne do tych samych, które spotkaliście podczas drogi. Będąc blisko celu zaczęła się ulewa. Gwar jaki został wywołany przez kupców i innych ludzi próbujących schować się przed deszczem przerwał róg bitewny. Pierwszy raz słyszałeś róg obronny warowni. Z budynku wybiegł człowiek w białej masce i czarnym płaszczu.
-Uwolnić go i jego towarzyszy. Oddajcie im broń i niech szykują się do walki. Właśnie zostali uniewinnieni!! A wy przygotować się na atak!!!- Wydrał się w waszym kierunku.
-Tak jest! Sir!- po odpowiedzi zostałeś uwolniony z pod ich opieki
-Szybko za nami!!- zwrócił się jeden z nich do ciebie. Posłusznie za nim pobiegłeś aby odzyskać swoje rzeczy.

Goran
Czułeś jak zwierzęta, które znajdowały się warowni czuły zagrożenie. Pierwszy raz czułeś coś takiego. Zdawało się ,że słyszałeś ich szaleńcze wołanie o pomoc. Twój zmysł do zwierząt nakazywał ci abyś był równie czujny jak i opanowany. Zło które miało nadciągnąć według zwierząt było najmroczniejsze co może cię spotkać.

Wszyscy
Dźwięk jaki wydał róg przeszył was z taką siła, że czuliście, że słyszał go cały świat. Pomimo ścian jakie was otaczały dźwięk rogu doskonale dawał wam znaki abyście przygotowali się do walki. Do więzienia wpadli strażnicy a za nimi Goran. Otwarto wam cele a jeden ze strażników oddał wam wasz ekwipunek. Strażnik widząc wasze zdziwienie rzekł:
-Jesteście niewinni, ale zapewne martwi jeśli nie chwycicie za broń i nie staniecie do walki!
Jedyną osobą, która nie została uwolniona był staruszek, który wydawał się wam martwy, gdyż patrzył w wasz stronę białymi oczyma.

-Na mury!! Zablokować bramę!! Każdy kto jest w stanie niech chwyci za broń!!- słyszeliście te oraz podobne nawoływania do obrony.
-Przygotujcie się na oblężenie!! Kobiety, dzieci i starcy mają się schować do głównej strażnicy!! Szybko ruszać się!!- ktoś wydarł sie blisko was.

-Generale!! Co mamy robić? Jesteśmy otoczeni, z każdej strony atakuje na Mrok! Umrzemy!- osoba zadająca pytanie upadła na ziemię po silnym ciosie zadanym przez generała- Ty na pewno umrzesz tchórzu! Teraz się podnoś i biegnij na mury!- odparł z oburzeniem generał. Był to ten sam facet, który przesłuchiwał Sonnillona i Grimra.
-Ty- wskazał na Sonnillona. Już wiemy kto był sprawcą maskary. Mam nadzieję, że ty i twoi towarzysze macie ochotę na walkę. Mam nadzieje, że jesteście dobrzy we władaniu bronią- po czy odwrócił się i ruszył stronę murów. Ulice zaroiły się od 'wojowników' różnej maści. Zaczynając o zwykłych mieszkańców po przez kowali i innych cieśli na strażnikach kończąc. Byliście pewni, że oblężenie potrwa co najmniej kilka godzin. Walka rozpoczęła się strzałami wystrzelonymi z murów. Salwy strzał unosiły się z murów i zaraz za nimi znikały. Zdobycie lepszego miejsca było chwilo nie możliwe. Łucznicy będący na murach spadali trafieni strzałami. Na ich miejsce wchodzili następni. Trwało to do momentu rozkazu”
-”Wszyscy do borni zaraz przebiją się przez bramę!!
Faktycznie tak było. Brama pomimo wzmocnień jakie posiadała wyginała się niemiłosiernie pod naciskiem siły napastników. Deszcz padał coraz mocniej, zwierzęta szalały coraz bardziej. Okrzyki i wycia dochodzące z drugiej strony murów były przeraźliwe. Brama pękła. Do strażnicy wlał się stado dzikich Lykanów. Te bestie mierzyły prawie dwa metry. Były silnie zbudowane.

Chwile po wtargnięciu poili się one krwią obrońców. Walka z Lykaninami to był początek zaraz po nich do fortecy wtargnęli ludzie o bladych cerach i niebieskich oczach. Byli ludźmi do momentu kiedy nie pokazali swoich kłów. Były to wampiry.

W przeciwieństwie od Lykanów nie wgryzali się w każdego napotkanego strażnika. Dysponowali oni niezwykła siłą. Pomimo widoku tych bestii strażnicy nie poddali się, wręcz przeciwnie, każdy chciał bronić swojej rodziny, swojego domu. Walka była wyrównana. Niestety walka przeniosła się na teren całego miasta, nikt nie wie jak się to stało. Z każdej strony widać było walczących, wy także przyłączyliście się do broniących miasta.
 
__________________
" Przyjaciel, który wie za dużo staje się bardziej niebezpieczny niż wróg, który nie wie nic."
GG 3797824
Buzon jest offline  
Stary 23-05-2009, 19:40   #44
 
Raincaller's Avatar
 
Reputacja: 1 Raincaller nie jest za bardzo znanyRaincaller nie jest za bardzo znanyRaincaller nie jest za bardzo znanyRaincaller nie jest za bardzo znany
Idea podróży na południe do Mel'Run, domniemanego miejsca narodzin samego Shiboza średnio przypadła do gustu Goranowi. Nie zamierzał jednak prostestować, czy też wychylać się z własnymi pomysłami. Nie on wybrał lidera, lecz wybór był ostatecznie demokratyczny, więc postanowił pójść za większością.

Podróż przebiegała spokojnie. Jedyną realną atrakcją, bynajmniej z punktu widzenia druida, była zmieniająca się pogoda. Skwar przechodzący w burzę. Deszcz przechodzący w grad. Ta dzikość i nieprzewidywalność pogody napawała Gorana poczuciem wolności. Nad Tobą jedną nikt nigdy nie zapanuje zacna potęgo. - w myślach oddawał cześć matce naturze łaskawie okazującej im swoją siłę. Po trzech dniach, w ciągu których jedynym interesującym zjawiskiem pomijając bezmyślnie gnających najemników był ogromny niedźwiedź - drużyna dotarła do celu.

"Witamy w Mel'Run. W mieście które zrodziło bohatera"



Goran próbował zrozumieć co wydarzyło się w tym miasteczku. Jednakże niedopalone zgliszcza i walające się po ziemi zmasakrowane ciała nie pozwalały na identyfikację napastników. Wściekłości druida dopełnił fakt pojmania przez gwardzistów przybywających z położonego nieopodal miast zwanego Gyrla. Nawet nie próbował zrozumieć ich chorych intencji, tak bardzo nisko cenił sobie mądrość panujących na terenach ludzi zarządców. Oskarżeni o spowodowanie tej masakry wszyscy trafili do celi, gdzie jedyną informacją jaką uzyskali był nakaz oczekiwania na przesłuchanie...

Jako pierwszy poszedł Grimr, czarownik wzbudzający liczne podejrzenia w oczach druida. Nie silił się jednak na ufność wobec towarzysza, nie musieli zostać przyjaciółmi, żeby wykonać zleconą im misję. Po jego powrocie kolejnym wezwanym był Sonnillon. Wyraźnie jego przesłuchanie trwało dłużej niż Grimra. Nie to jednak niepokoiło Gorana...

Bardziej skupiał się na odczuciach zwierząt znajdujących się niedaleko celi, w warowni. Czuł ich niepokój, ich strach, narastające napięcie i zapach śmierci w powietrzu. Sonnillon nie wracał, miast niego ciszę panującą w celi przerwał ryk wydobywający się z rogu strażnika.




Gwardziści wpadli przerażeni oznajmiając, iż drużyna została oczyszczona z zarzutów i wręczyli im z powrotem broń. Goran ścisnął w dłoni Faomila i wybiegł na plac przed warownią. Ogromne zamieszanie i krzyki przerażenia nie pozwalały Goranowi skupić się na ocenieniu pola walki. Widział tylko pękające rygle w drzwiach zabezpieczających wejście na plac. Słyszał świst strzał i okrzyki łuczników...

Stało się. Wrota padły. Pod naporem potężnych dwumetrowych bestii rozsypały się niczym domek z kart. Rozpoczęła się rzeź. Ogromne potwory wyłaniające się z mroku powalały bez problemów strażników wbijając w nich swoje pazury. Goran nie myśląc długo nad sytuacją zaatakował przebiegającego obok potwora. Faomil utknął w jego boku, bestia wyraźnie zlekceważyła odniesione obrażenia odtrącając wielką łapą druida. Narastająca w Goranie złość i nienawiść do bezmyślnych tworów mroku znalazła swój upust w donośnym okrzyku. Mężczyzna zerwał się na nogi i zaczął biec w kierunku ranionego potwora. Ten wyraźnie rozochocony poprzednim sukcesem natychmiast skoczył ku szarżującemu druidowi. Ułamek sekundy, wybicie... człowiek na przeciwko bestii... ryk bólu i upadający potwór.



Czarna pantera potężnymi pazurami rozerwała klatkę piersiową napastnika... Goran podniósł łeb i wciągnął powietrze, w nozdrzach jego zwierzęcej postaci wyrazisty zapach krwi posyłał dzikie impulsy do mózgu. Szybka ocena pola walki, szybka decyzja i ryk przebijający się pomiędzy okrzykami pełnymi cierpienia. Pazury przeciwko pazurom...



[Rzut w Kostnicy: 40]
 
__________________
"Tylko silni potrafią bez obawy śmiać się ze swoich słabostek." - W.Grzeszczyk

Ostatnio edytowane przez Raincaller : 23-05-2009 o 19:57.
Raincaller jest offline  
Stary 26-05-2009, 19:36   #45
 
Whiter's Avatar
 
Reputacja: 1 Whiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnie
Siedząc w celi mores czekał na jego kolej. Wielką pomyłką było to, że jego drużyna została złapana pod takim głupim pretekstem. Oczywistym jest że taka grupka nie mogła dokonać tego, co tam widzieli. Całe miasto zostało wybite i najciekawszym jest to, że nie wiadomo przez kogo. Kiedy już na całe gardło miał krzyknąć najstarszy zawód świata, drzwi do celi otworzyły się. Wprowadzili kapitana i postanowili zabrać tym razem paladyna. Prowadzono go w obstawie trzech zbrojnych. Najwidoczniej uznawali go za groźnego. Kiedy wyszli już na plac on sam układał sobie w myślach plan tego, co powie.

'Tym razem zagram stereotypowego paladyna. Tak powinno być najwygodniej. '

Kiedy przemarsz przez plac wydawał się drogą na cierpienia, poczuł na skurzę gęsią skórkę. Coś było nie tak lecz co… Chmury nad warownią zbierały się nagle jakby zaczarowane. Coś się stanie tylko co?
Ludzie okazali lekkiego ducha i zaczęli panikować wywołując chaos. On sam zdawał sobie z tego sprawę, że to co zniszczyło tamtą mieściny przyszło tutaj. Starał się zachować spokój ciała i ducha co w takiej sytuacji jest dogodne, lecz nie dało się. Postanowił zrobić to, co pomagało. Zaczął się modlić. Cicho pod nosem składał modlitwę przygotowującą go do walki, z której mógł już nie wrócić. Z budynku w pobliżu do którego chyba był prowadzony wybiegł człowiek w masce i pelerynie. Róg warowni był już tylko formalnością.

-Uwolnić go…- wydzierał się człowiek w masce biegnąc w ich stronę. Rozkaz był jednoznaczny. W tej potyczce przyda się każda ręka która włada mieczem. Zaprowadzono go najszybciej jak się dało do składu gdzie znajdował się jego ekwipunek. Przywdzianie jego zbroi trochę zajmowało, więc nie oglądając się na kompanów którzy odbierali co swoje zabrał się do roboty. Kiedy już wybiegł w jego dłoni spoczywał jego miecz półtora ręczny. Używanie magi z tarczą było by bardzo kłopotliwe i mało sprawne. Widząc od strony bramy przedzierających się wilkołaków już założył jak jego atak przejdzie.



Założenia ataku:

Wiedząc że walka samemu jest dość niebezpieczna postanowił kontem oka znaleźć kogoś z kim by się dogodnie walczyło. Jeśli natomiast nie będzie go w okolicy dobrze by było przyjąć przeciwnika wraz z obrońcami który zaciekle odpierają frontalny atak tuż przy zniszczonej bramie.


I ujął miecz obiema rękoma by wyczuć narzędzie sprawiedliwość i zniszczenia. Potem zerwał się z miejsca biegnąc w stronę bramy już nie ograniczając się niczym i wydarł z siebie na cały głos słowo które nie wypowiedział w celi.
 
__________________
"Znaj siebie i znaj przeciwnika, a możesz stoczyć 100 bitew nie odnosząc porażki"
Sztuka Wojny

Ostatnio edytowane przez Whiter : 26-05-2009 o 19:39.
Whiter jest offline  
Stary 26-05-2009, 21:16   #46
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Grimr pomachał Synkowi, gdy tego wyprowadzali strażnicy, po czym usiadł w kącie sali. Po chwili zaczął się wiercić, a następnie wstał i zaczął się przechadzać pomiędzy ścianami. Demon patrzył na to obojętnie, wciąż grając na harmonijce. Pozyskiwacz po prostu nienawidził czekania, zwłaszcza gdy nie widział sensu tej czynności. Zaczął już w myślach analizować przebicie się przez ścianę i wyjście na wolność, gdy przyprowadzili z powrotem Synka. Gdy Podróżnik zobaczył go zamyślonego podszedł do niego i szturchnął go lekko w pierś. Sonnilion spojrzał na niego jakby jego mroczne myśli przybrały ludzką postać i pojawiły się przed nim. Grimr zignorował to, zrzucając to na karb zmęczenia i z zaciekawieniem w głosie zapytał go

- Dlaczego tutaj czekamy?

Sonnilion najwyraźniej został kompletnie zaskoczony jego pytaniem. Po chwili namysłu odpowiedział Grimrowi

- Ponieważ jesteśmy oskarżeni o... - nie zdołał dokończyć, gdyż zniecierpliwiony Pozyskiwacz niecierpliwie pomachał przed nim ręką
- To wiem, jednakże nie rozumiem dlaczego mamy ich słuchać. Nudzę się tutaj jak diabli, podczas gdy mógłbym na przykład robić coś ciekawszego

Podszedł bliżej do synka, położył mu rękę na ramieniu i odprowadził dalej od krat, po czym oznajmił konfidencjonalnym szeptem

- Mam taki pomysł. Mój sługa wywali dziurę w tym murze, którą wyjdę na zewnątrz pozwiedzać miasto. Jeśli chcesz to przyniosę ci jakąś pamiątkę albo coś dobrego do zjedzenia. W tym czasie ty wraz z nim zasłonicie ten otwór. Wrócę szybko, nikt nie zdąży się zorientować, naprawdę!


Synek już miał zamiar odpowiedzieć coś z naganą w oczach, gdy zabrzmiał róg bojowy, a drzwi do celi otwarły się, ukazując strażników. Grimr sprężystym i pełnym energii krokiem podszedł do nich i odebrał swój ekwipunek. Pacnął otwartą dłonią sakiewkę, gdy ta usiłowała pozbawić przerażonego strażnika ręki. Księga zadowolona że wróciła do właściciela łasiła się o jego zbroję, więc schował ją na powrót do plecaka. Na końcu uspokoił miecz i przypiął go z powrotem do pasa. Był gotów do walki, która miała nadejść. Demon schował harmonijkę i udał się wraz z Grimrem do wyjścia.

Pierwszym co zobaczył w mieście była bezwładna bieganina. Zarówno strażnicy jak i uzbrojeni w co popadnie cywile starali się zająć miejsca. Ze wszystkich stron dawały się słyszeć okrzyki dowódców, starających się najwyraźniej zaprowadzić choć względny porządek. Choć jeszcze przed chwilą Grimr zdawał się dobrotliwym i nieszkodliwym magiem w tej chwili znalazł się w swoim żywiole, zrzucając tą maskę. Choć jeszcze nie rozumiał praw rządzących tą sferą wiedział jedno - walka, niezależnie czy w akademii, czy w sferze pierwszej czy w hiperprzestrzeniach nie różni się praktycznie niczym. Zawsze chodzi o to, by pozbawić przeciwnika życia.

Ze swojej pozycji niewiele mógł zdziałać, więc wykorzystał czas na przygotowanie się do walki. Ustabilizował fluktuacje mocy w swoim ciele, tworząc z rozproszonej energii stały strumień. Co prawda jego siła w tym wymiarze w porównaniu z tą, którą posiadał gdy miał dostęp do planu demonicznego wyglądała jak siła dziecka z zawiązanymi oczami oraz uciętymi rękami i jedną nogą. Z tym co mu pozostawało niewiele mógł zdziałać, musiał więc mądrze wykorzystać swoje zdolności

Na początku postanowił zabezpieczyć swoją materialną egzystencję przed śmiercią. Powietrze wokół niego zgęstniało i ochłodziło się, przechodząc gdzieniegdzie w stan płynny. Delikatne drżenie materii świadczyło o tym, że właśnie aktywował czar. Pomiędzy Grimrem a jego sługą pojawiło się coś na kształt łańcucha, utkanego z krwi. Obiekt po chwili rozwiał się, pozostawiając jednak trwały efekt męczennika. Chwilę później nastąpiła aktywacja kolejnego czaru, wyssania. Nad głową Podróżnika zawisła fioletowa kula z delikatnym zarysem macek, gotowych pozyskać dla niego surowiec do przywołań. Grimr dobył swojej broni, jednoręcznego miecza



Następnie demon przykucnął, a Pozyskiwacz wdrapał mu się na barana. W ten sposób o wiele łatwiej było mu atakować, samemu będąc chronionym przed ciało sługi. Demon zawył przeciągle i ruszył w stronę bramy, która zaraz miała zostać przełamana. Grimr zatrzasnął na swoich plecach łańcuchy, chroniące go przed upadkiem z demonicznych pleców, uwalniając jednocześnie drugą rękę. Ponownie aktywował swoją moc, przygotowując klątwę rozkładu, nastawioną na zadanie jak największych zniszczeń w jak najkrótszym czasie. Demon miał za zadanie wbić się w tłumek przeciwników i wykorzystać zdolność ognienia
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett

Ostatnio edytowane przez Blacker : 26-05-2009 o 21:18.
Blacker jest offline  
Stary 29-05-2009, 20:51   #47
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Sekunda mijała za sekundą. Czas się dłużył niemiłosiernie. Pięcioro towarzyszy siedziało spokojnie w celi. No względnie spokojnie, gdyż Grimir chciał wyskoczyć na miasto. Pamiątki kupować. Mores wyszedł na przesłuchanie. Małe trybiki kręciły się napędzając zegar czasu. Przetrzymanie działało na ich nie korzyść. Inne drużyny mogły czynić znaczne postępy. Niepokój wisiał w powietrzu. Wyczulone instynkty wojownika przeczuwały nadejście bitwy. Krwawej bitwy z siłami mroku. Jednak te instynkty nie mogły w prost krzyczeć: "Alarm!". Na pohybel przymierza.

Nie mogli zrobić nic więcej tylko czekać.

Dźwięk rogu. Potężne fale oznajmiające nadejście nieszczęścia. Odgłos zwiastujący śmierć i zniszczenie. Symbol krwi i pożogi... Symbol zabawy...
Wojownik już wstał i przeciągnął się aktorsko gdy do pomieszczenia wparowała straż oznajmiając uniewinnienie. Nie zaskoczyło to awanturnika. Poszedł raźnym krokiem odzyskać swój ekwipunek.
- No to będzie prawdziwy sprawdzian naszych umiejętności.

Muzyka

Wybiegli na plac miejski. Niebo zasłane czarnymi chmurami wydawało się połykać nieszczęsną ludzką osadę. Wszędzie ludność szykowała się do odparcia oblężenia. Biegali z kołczanami strzał dostarczając je łucznikom. Nosili kubły z wodą szykując się na pożary. Umacniali bramę i przywdziewali pancerze. Czekali na swój los modląc się do wszelakich bóstw o łaskę, ochronę i zwycięstwo.

Cywile chwycili za broń. Gotowi bronić swych domów i rodzin. Gotowi umrzeć dla chwały życia. Gotowi poświęcić swój żywot dla dobra innych. Jak to pięknie wyglądało. Szkoda, że to były tylko pozory. Każdy z nich trząsł portkami, bojąc się o swoje życie. Tak na prawdę gotowi tylko na rozkaz odwrotu i porzucenia swej broni chroniąc swe marne istnienie. Smutne ale prawdziwe. Sonnillon widział tych ludzi przygotowujących się na rozstanie z tym światem. Proszących wszelakie siły o ochronę swej skóry. Widział ich i prawie ich żałował. Prawie, bo wiedział, że jego żal nie ma sensu. Widział już wiele bitew które kończyły się zawsze jednako. Śmiercią. Nieważne, czy ktoś przez całe życie specjalizował się w wykuwaniu broni, smołowaniu dachów czy odbieraniu iskry trwania. Każdy z nich potem leżał w błocie ociekając krwią. Zapomniany i zjedzony przez dzikie psy. Martwy.

Bitwa zaczęła się. Łucznicy wystrzelili salę swych pocisków. Strzały zaśpiewały swą hipnotyzującą pieśń wzbijając się wysoko w niebo. Na chwile zniknęły na tle smolistych chmur by spaść na swoje cele. By zabić. Ci poza murami nie pozostawali dłużni. Co chwila któryś z łuczników spadał z bełtem w klatce piersiowej bądź czerepie, a jego miejsce zajmował następny łucznik. Mury były przepełnione ochoczymi strzelcami którzy chcieli nieść śmierć w szeregach wroga. Albo ze strachu nie byli zdolni robić nic innego. Sonnillon nie przejmował się nimi.
Ustawił się parędziesiąt metrów od bramy. Za plecami wiernych obrońców. Nie zamierzał zająć miejsca w pierwszych szeregach. To nie było jego miasto. To nie byli jego ziomkowie. To nie była jego walka. Był równo gotów odejść sobie stąd jakby nigdy nic. Jednak został by się trochę zabawić. By zrelaksować się i poczuć przyjemność. Pierwszy raz od trzydziestu lat.

Przygotował sobie kuszę do strzału. Nałożył bełt w korytku i naciągnął cięciwę. Była to leciutka kusza. Naciąg niewielki oparł się sile ręki Sona. Nie była to śmiercionośna broń. Raczej wabik. Prawdziwym narzędziem wojownika był jego miecz. Teraz świecący leciutko zielenią. Spoczywał spokojnie w pochwie zwisając u pasa. Todsäener. Siewca Śmierci. Miecz podarowany mu przez jego ojca. A raczej to był jedyny przedmiot jaki po nim pozostał. Miecz o magicznych właściwościach których Son jeszcze nie opanował. Było to przedłużenie ręki wojownika. Potrafił zgrać się z nim idealnie tworząc prawdziwy taniec zniszczenia. Taniec który niedługo się rozpocznie.

Założenia:
Sonnillon spróbuje strzelić do jednego z wilkołaków odstającego od reszty i nie walczącego z piechurami przy bramie. Chce go w ten sposób ściągnąć do siebie. Gdy to podziała to wyciągnie Siewcę i zacznie pojedynek z likantropem. Jeśli jednak łak go zignoruje, Son pośle w niego następny bełt.
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline  
Stary 31-05-2009, 18:08   #48
 
Buzon's Avatar
 
Reputacja: 1 Buzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie coś
Wszyscy
Walka choć trwała niecałe 10 minut to zniszczenia i straty były wielkie, zbyt wielkie. Armia Mroku rozpościerała swoje jadowite ręce po mieście. Każda ulica, każdy zaułek był polem bitwy. Szansę na odparcie ataku przez strażników były o wiele większe w ciasnych uliczkach niż na otwartym polu, więc Generał zażądał wycofanie się. Teraz pozostała tylko walka w uliczkach. Kątem oka dostrzegaliście jak z za winkli budynków “wylatywały” ciała obrońców oraz agresorów. Nareszcie nadszedł czas abyście i wy pokazali na co was stać.


Goran
Twoją pierwszą ofiarą okazał się wilkołak, który szaleńczo wybił się za obrońców. Jego ciężkie i muskularne ciało upadło, kiedy twoje pazury zrobiły swoje. Kiedy walki przeniosły się do uliczek twoja zręczność dawała ci przewagę nad twoimi ”kolegami”.
Kiedy lykanin wbiegł w uliczkę udałeś się prosto za nim. Kiedy twój przeciwnik był zajęty orkiem który bronił się przed naporem ciosów bestii, wskoczyłeś mu na plecy. Próbowałeś rozszarpać mu to co się tylko dało oboje wylądowaliście na kamiennej podłodze. Twój wrodzony refleks kazał ci natychmiast odskoczyć po upadku. Gdyby nie twój refleks to topór jakim władał ów ork przeciął by cię w połowie tak samo jak to zrobił z wilkołakiem. Kolejna bestia padła dzięki tobie. Nie czekając ruszyłeś dalej w poszukiwaniu swych ofiar. Niestety Wybiegając z uliczki strzała trafiła cię w udo. Wydałeś z siebie potworny ryk bólu. Właścicielem tej strzały był wampir, który obserwował twoje zmagania z wilkołakiem i nie ryzykując postanowił cię unieszkodliwić. Na razie mu się to udało, ale tylko na razie. Pomimo bólu podniosłeś się. Teraz twój zapał stał się jeszcze większy. Czułeś jednak, że czar przestaje działać. W takim momencie stracenie obecnej formy było by okropne. Ale instynkty zrodzone przez bestie nie pozwoliły sobie na to aby cię teraz opuścić. Ruszyłeś przed siebie. Wskoczyłeś na beczkę a następnie na niskie zadaszenie. Między tobą a wampirem był tylko jeden dach. Wampir wystrzelił kolejną strzałę. Zrobiłeś unik, smukłe wyginając swoje ciało tak aby po uniku bezpiecznie wylądować i ruszyć przed Siebie. Wampir miał zamiar strzelić po raz kolejny, ale na zamiarze tylko zostało,. Nim zdążył napiąć łuk twoje kły udowodniły, że jesteś lepszym drapieżnikiem. Ty i twój przeciwnik zaczęliście spadać z dachu, który miał około cztery metry wysokości. Ty wylądowałeś bezpiecznie ale wampir nie miał tyle szczęścia. Wampir przy kontakcie z ziemią złamał kręgosłup. Dźwięk jaki temu towarzyszył pobudził cię jeszcze bardziej do działania. Napiąłeś swoje mięśnie i wydałeś ryk. Ryk ,który maił pokazać twoją wyższość na wrogami. Następnie gwałtownym ruchem popędziłeś przed siebie.


Mores
Ty również ruszyłeś nieść śmierć Mrokowi. Ruszył przed siebie jak taran. W nieoczekiwanym momencie z za rogu wyskoczył lykanin. Niestety pojedynek nie trwał długo ponieważ ty i twój miecz, który był przedłużeniem twojej ręki pozbawiliście go głowy. Kiedy pysk lykanina upadł przed tobą splunąłeś na niego. To był początek wielkiej bitwy. Wbiegłeś w uliczkę, ale widziałeś jedynie ja ork kończy dzieło zaczęte przez panterę. Nie tracąc czasu ruszyłeś przed siebie. Pod twoimi nogami leżały truchła poległych. W drzwiach jednego z domów zauważyłeś jakiś ruch. Ruszyłeś tam. Otworzyłeś drzwi silnym kopnięciem. Podejrzewając, że będzie to pułapka byłeś przygotowany. Z środka wyleciał wampir. Wiedziałeś, że nie zdążysz użyć miecza, więc go odrzuciłeś i chwyciłeś wampira za gardło. Ścisnąłeś dłoń z całej siły. Wampir szarpał się, więc używając swojego ciężaru i swojej siły przygniotłeś go do podłogi, łamiąc mu tym samym szyjny odcinek kręgosłupa. Zabrałeś swój miecz i wyszedłeś z budynku aby dalej siać zniszczenie. Kolejna okazja nadarzyła się szybciej niż się spodziewałeś. Z dachu zeskoczył na ciebie lykanin. Powalił cię on. Od turlałeś się o kilka metrów i podniosłeś się. On wstał otrzepał się i ruszył na ciebie, zabijając po drodze człowieka, który chciał go zaatakować z boku. Teraz stałeś naprzeciw niego. Twoje szanse zmalały w momencie kiedy zauważyłeś, że twój miecz leży koło przeciwnika. Zacisnąłeś pieści. Tak nadszedł ten moment w którym ty i bestia zmierzyliście się. Zrobiłeś szybki unik przed jego ciosem. Natychmiast wyprowadzając kontrę. Twoją rękawica trafiła wilkołaka centralnie w podbródek, lub coś co powinno być na tym miejscu. Wilkołak cofnął się o kilka kroków, ale ty nie ustępowałeś. Napierałeś na niego posyłając serie ciosów. On zaledwie uderzył cię trzy a może cztery razy. Upadł, Chwyciłeś miecz, który leżał koło ciała człowieka i wbiłeś w serce wilkołaka. Przed śmiercią spojrzał ci w oczy. Widziałeś tam tylko pustkę. Jego wzrok był taki sam jak wzrok osoby potępionej, przeklętej. Puściłeś rękojeść miecza i wróciłeś po swój. Znów trzymałeś pewnie swój oręż i równie pewnie udałeś się dalej przed siebie.


Blacker
Ty i twój demon zostaliście połączeni demonicznym paktem. Siedząc na jego plecach byłeś bezpieczny., przez jakiś czas. Widziałeś już cześć walki więc korciło cię i sam ruszyłeś przed siebie. Ale w przeciwieństwie od Moresa i Gorana udałeś się w innym kierunku. Wbiegłeś w uliczkę. Na jej środku stał gotowy do walki wilkołak. Twój Demon zaatakował go. Zasypał go kilkom ciosami, po czym oberwał z całej siły w klatkę od wilkołaka. Odbił się od śiany nie robiąc ci krzywdy. Kiedy spojrzeliście w stronę gdzie stał wilkołak zauważyłeś tylko truchło lykanina a za nim człowieka który wyciągał z miecz, ze świeżo ubitej zwierzyny. Nagle spojrzał na ciebie z ostrzeżeniem w oczach. Na początku nie miałeś pojęcia o co mu chodzi, ale wkrótce twój demon upadł. Nieżywy demon, który powoli zaczynał się dematerializować oddał właśnie życie za swojego pana. Ze wściekłością obróciłeś się. Stał przed tobą lykanin. To, że był o wiele większy od ciebie nie przeszkadzało ci wbiciu miecza w sodek jego klatki piersiowej. Wyciągnąłeś miecz i odskoczyłeś nie chcąc być przygniecionym przez jego ciało. Teraz na polu zostałeś ty i twój miecz. Twój zamiar rzucenia jakiejkolwiek klątwy był daremny. Zostało ci tylko władanie bronią, przeciwników nadal było sporo więc nie czekałeś i ruszyłeś w dalszą drogę.


Sonnillon
Przez linię pierwszej obrony przedarły się tylko dwa wilkołaki. Pierwszy padł tuż za nią a następny z rąk twojego towarzysza druida. Upatrzyłeś sobie jednego lykanina. Wstrzymałeś oddech i wycelowałeś w niego. Nacisnąłeś spust. Bełt poleciał, przeżył on powietrze z dużą szybkością i trafił wilkołaka ze skutkiem jakiego oczekiwałeś. Obrona się rozproszyła pod słowami generała nakazującego walk w ulicach. Ty również się cofnąłeś. Ale twój łowca nadal miał na ciebie oko i podążał w twoim kierunku. Zatrzymałeś się zacisnełeś mocniej dłonie na rękojeści Todsäener 'a. Wilkołak zaczął biec kilka metrów przed tobą wyskoczył w powietrze. Przez te wszystkie lata nigdy nie walczyłeś z tak śmiesznym przeciwnikiem. Kiedy przeciwnik był w powietrzu przykucnąłeś i wybiłeś się przed siebie unosząc ostrze swojego miecza ku gorze. Poczułeś tylko lekki napór na broni. Wyprostowałeś się na ostrzy broni była pierwsza krew, którą spuściłeś z przeciwnika. Za sobą usłyszałeś tylko dźwięk góry mięsa, która przywarła do mury jednego z obrońców. Obróciłeś się. Wilkołak z rozciętym brzuchem odbił się od ziemi i trafił prosto w człowieka , który był za tobą. Nie ratowałeś go bo wiedziałeś, że to nie twoja wina. Człowieka zabił jednak kto inny. Koło twojej głowy śmignęła strzała. Trafiłą człowieka prosto w głowę. Obróciłeś się na dachu stał wampir uzbrojony w miecz i łuk. Spojrzał na Ciebie. Obejrzał cię dokładnie a potem obrócił się i zniknął gdzieś na dachu. Jego wzrok utknął na tobie a raczej na miejscu gdzie maiłeś naszyjnik. Wiedziałeś o co chodzi. Ruszyłeś jednak przed siebie. Za zakręt wszedł jakiś cień ruszyłeś za nim. Wyskoczyłeś i ujrzałeś postać w kapturze. Nie tracąc czasu pchnąłeś jej miecz między łopatki. Ciało upadło, wyciągnąłeś swój miecz z ciała. Kiedy odwróciłeś ciało plecami do ziemi ujrzałeś twarz twojego kompana. Był to elf. Jego twarz była bladsza niż wcześniej a z kącika ust wypływała krew. “Kurwa”- tylko to ci przeszło przez myśl.-”Jeden elf mniej to nic złego”- dodałeś szybko w duchu. Zabicie kompana nie zrobiło ci wyrzutów sumienia. Jak się bawić to na całego. Ruszyłeś przed siebie tę samą uliczką. Kiedy z niej wyszedłeś zauważyłeś wilkołaka stojącego tyłem do ciebie. Zamachnąłeś się i jednym ruchem miecza odciąłeś mu nogi. Część wilkołaka powyżej kolan upadła do przodu. Podszedłeś do niego i z uśmiechem na twarzy wbiłeś mu miecz w klatkę piersiową. To był początek prawdziwej zabawy, która prawdopodobnie nastąpi.

Wszyscy
Wasze starania okazały się skuteczne. Każdy z was ma na koncie kilku przeciwników. Wasza przewaga zwiększyła się. Teraz wy i reszta obrońców staliście się łowcami. Armia Mroku pomimo strat nie uciekła i trzeba ja wyeliminować jak najszybciej. Każdy z was nie zważał już na burzę jaka nadal panowała. Zważyliście dopiero jak błyskawice coraz częściej przecinały chmury...
 
__________________
" Przyjaciel, który wie za dużo staje się bardziej niebezpieczny niż wróg, który nie wie nic."
GG 3797824
Buzon jest offline  
Stary 06-06-2009, 15:15   #49
 
Raincaller's Avatar
 
Reputacja: 1 Raincaller nie jest za bardzo znanyRaincaller nie jest za bardzo znanyRaincaller nie jest za bardzo znanyRaincaller nie jest za bardzo znany
W stalowym uścisku potężne pazury pantery okazały się skuteczniejszym orężem od łap wilkołaka. Zachęcony sukcesem Goran pomknął w ciasne uliczki, gdzie toczyła się najbardziej zawzięta walka. Kolejny wysłannik Mroku padł, rozszarpany kłami rozpędzonego druida. Szał bitewny mamił jego zmysły, wiedziony zapachem krwi Goran przestał już być tak ostrożny. Za swoją nieuwagę został bardzo szybko skarcony przez wampira, który z bezpiecznej kryjówki na dachu posyłał strzały w kierunku walczących. Ból w udzie promieniował, kradł siły, a wraz z nimi osłabiał możliwości utrzymania formy pantery.

Goran, przepełniony wściekłością podniósł się i niemalże całkowicie pochłonięty szałem zaczął pędzić w stronę wampira. Dwa szybkie skoki i masywna pantera stanęła naprzeciw atakującego krwiopijcy. Zwinnym unikiem pozbawiła wampira ostatniej szansy obrony i przystąpiła do ataku. Potężny uścisk kocich pazurów uświadomił przeciwnikowi, że ta potyczka jest przegraną...

Pochłonięci walką runęli na ziemię, Goran zgodnie z kocim zwyczajem wylądował na czterech łapach, wampir nie miał tyle szczęścia. Pomimo rany i upływających sił, dziki szał w jaki wpadł druid, podświadomie utrzymywał go w formie pantery. Zapach krwi ciągnął go ku większym skupiskom walczących, rozum który przebijał się przez zwierzęcy instynkt nakazywał mu zwolnić i odpuścić. Ta walka wydawała się nie mieć żadnego sensu.

Wybiegając z zaułka nie wyhamował próbując uniknąć kolejnych strzał i wpadł rozpędzony w drewniane drzwi jakiegoś domostwa. Leżąc w kałuży krwi broczącej z rany w udzie druid powrócił do swej ludzkiej postaci. Podciągnął się pod ścianę i spuścił głowę próbująć opanować oddech i uspokoić zmysły. Miał nadzieje, że tutaj nie dopadnie go przeciwnik, w innym razie skazany był na śmierć.
 
__________________
"Tylko silni potrafią bez obawy śmiać się ze swoich słabostek." - W.Grzeszczyk
Raincaller jest offline  
Stary 07-06-2009, 21:11   #50
 
Whiter's Avatar
 
Reputacja: 1 Whiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnie
Tego dnia bóstwo Moresa spojrzało na niego przychylnie i z dumą, bo miecz leżał w dłoni jak nigdy. Nie bał się śmierci, bo był świadom że dzisiaj ona zawita w te rejony. Ruszył pewnie, i z impetem by dosięgnąć pierwszego wroga. Nie opodal kręciło się dwóch wampirów. Pędząc prosto na nich zza rodu wyskoczył lykanin. Widząc jego zdziwienie mores ciął pewnie. Prosto w szyje. Głowa stoczyła się z szyi wilkołaka w tym samym momencie, kiedy jego ciało posłużyło za pomoc w wyhamowaniu.
-Jeden…- mruknął pod nosem do siebie, i ruszył dalej. W uliczce spotkał się z Goranem który z pomocą orka czynili co do nich należy. Nieopodal w jednym z domów dało się zauważyć ruch, który mógł wnioskować tym, że jest tam przeciwnik. Nie tracąc czasu postanowił wbić się do środka. Drzwi uległy pod silnym kopem frontalnym. W pierwszej fazie nie było widać niczego w okolicy drzwi. Zdając sobie sprawę, że to może być zasadzka wszedł powoli za próg drzwi . Z ciemności wyskoczył pewnie jak kot wampir. Wiedząc że nie zdoła ciąć mieczem, postanowił wręcz heroicznie zatrzymać stwora ręką. Markus zaparł się jedną nogą o futrynę, a wolna ręka dosięgła gardła przeciwnika. Nie tracąc czasu postanowił (dość pochopnie) obalić przeciwnika, a potem przebić go jak motyla. Niestety… gdy postąpił krok w stronę zdezorientowanej bestii potknął się. Miecz upadł mu na podłogę, a on sam zwalił się na wampira przygniatając go do podłogi. Na szczęście przed upadkiem Markus zaparł się jedną ręką… na szyi wampira. Trzask był jednoznaczny. Wieczny zgon. Odczekawszy chwile by upewnić się czy na pewno jest martwy, wstał i zabrał miecz z podłogi. Spojrzał z obrzydzeniem na truchło i ruszył w stronę wyjścia z domu szukając nowej ofiary. Tym razem to ofiara znalazła jego. Gdy wychodził z domy, z dachu spadło na niego owłosione cielsko. Mores od turlikał się szybko po czym wstał. To już drugi raz w tej walce, kiedy będzie musiał walczyć bez miecza, gdyż wypadł mu kiedy spadło na niego wielkie cielsko. Wynikało z tego, że walka odbędzie się czysto na pięści. Kiedy paladyn oglądał się czy w pobliżu tuż koło niego nie ma broni, wilkołak ruszył z pianą w pysku. Kiedy dzieliły ich już tylko metry jakiś kmieć chciał dopomóc moresowi atakując wilkołaka od boku, lecz stracił od przy tym swoje życie. Następny cios, z rozmachu był wymierzony pazurami w głowę, tym razem Moresa. Zdając sobie sprawę że ta walka jest czysto bokserska zszedł nogami do przykuca omijając przy tym cios. Zdając sobie sprawę z tego że wilkołak jest powolny wykorzystał lukę w zerowej obronie bestii i wymierzył z przykuca mocny podbródkowy. Bestia zakołatała się nieco, wnet nie dostała w zamian chwili wytchnienia. Cios za ciosem z pancernej rękawicy odbierał jej chęć od walki po czym upadła. Miecz pozostawiony przez dzielnego kmiecia posłużył jako zwięczenie. Cios przeszył między żebrami prosto w serce. Bestia zakwiczała, po czym znieruchomiała. Odrzucił miecz pod ciało człowieka, a sam podniósł własny oręż i ruszył dalej. Widząc nieopodal grupkę chaotycznie walczących strażników, postanowił wykorzystać swoją rangę wojskową.

Założenia: Będąc kapralem miał przywilej przejęcia pod dowództwa nad oddziałem nie mniejszym niż 5 żołnierzy. Postanowił „przejąć” ich i wydać im rozkaz ustawienia się w okrąg możliwie plecami do siebie. Widząc toczącą się wszędzie walkę ta postawa ma za zadanie zapewnić chwilową obronę, i potem przypuścić atak na mniejszą grupkę atakujących chaotycznie stworów. Jeśli natomiast przeciwników jest drastycznie wielu i zdobywają oni przewagę zaleca się zrobić punkt obronny w domu ( gdzie leży sobie wampir) bądź jeśli jest możliwość wydostania się z drastycznej sytuacji, ewakuacja następuje do większego punktu obronnego.
 
__________________
"Znaj siebie i znaj przeciwnika, a możesz stoczyć 100 bitew nie odnosząc porażki"
Sztuka Wojny
Whiter jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:02.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172