Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-10-2010, 16:58   #31
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
-Co to kurwa!? Odlać się nie można?!
Jerycho podniósł ręce w geście oburzenia (miał je na wysokości swoich barków, czyli głowy policjanta), po czym błyskawicznie uderzył przegubami dłoni w glocka. Prawą ręką w lufę, drugą bliżej rękojeści. Okrzyk bólu i broń zmieniła właściciela, a palec policjanta cudem uniknął złamania. Jerycho przekręcił głowę jakby pytając "i co teraz" patrząc mu w oczy znad szczerbinki. Nie trwało to długo. Wywalił spluwę na bok i ruszył z kopyta. Kopnięcie w splot słoneczny. Przeciwnik stęknął nie tracąc oddech. Chcąc nie chcąc schylił się, ale wtedy dostał pięścią w nos. Kolejna seria uderzeń. Prawy policzek, lewy, znów splot. Ostatnie uderzenie policjant zablokował, w zasadzie chyba sporym fartem, ale kontratak był, w zasadzie, wyśmienity. Jerycho poczuł piekący ból w policzku, ale nie przejmował się tym, adrenalina krążyła w żyłach. Półjamajczyk zablokował kolejne uderzenie i posłał potężnego kopniaka w tors. Policjant jęknął boleśnie lądując na ziemi. Szybko jednak wstał. Jerycho nie miał zamiaru lać leżącego na betonie, ale gdy już nie leżał... splot słoneczny, chwycił nadgarstek i wykręcił rękę na plecach naprężając go do granic możliwości. Okrzyk bólu stłumił drugą dłonią. Przez chwile zastanawiał się co zrobić. Po namyśle pchnął go lekko w przód, a gdy ten się odwrócił by widzieć przeciwnika otrzymał dwuręczne uderzenie typu młot z obrotu na twarz. Półpolak doskonale wiedział, że aby pozbawić przeciwnika przytomności nie wystarczy jeden cios jak w filmach. Potrzeba potężnego uderzenia, najlepiej powtarzanego. Glina padł na glebę, jednak już wstawał. Jerycho nie czekał. Podskoczył i potężnie uderzył go w potylicę. Znowu "młotem". Gdy koleś się obudzi pewnie nadużyje aspiryny...

Jerycho wyjrzał z zaułka czy nikt nie widział. Chyba nie... Choć mógł zobaczyć walkę dwóch policjantów i pobiec po innych. Nie było czasu. Zdjął policyjne ciuchy. Zachował jedynie krótkofalówkę którą schował do kieszeni. Zabrał spluwe którą wygarną glinie i rozejrzał się.
Zaszarżował na ścianę, skoczył, odbił się od niej i złapał schodów przeciwpożarowych. Wdrapał się i po prostu szybkim tempem oddalał się od hotelu. Gdy przechodził obok ludzi zwalniał jakby normalnie spacerował
 

Ostatnio edytowane przez Arvelus : 19-10-2010 o 19:26.
Arvelus jest teraz online  
Stary 12-10-2010, 21:56   #32
 
Suarrilk's Avatar
 
Reputacja: 1 Suarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodze
Ktoś się bardzo zdziwi, gdy będzie wrzucał bieliznę do pralki, przebiegło jej przez myśl, gdy w ślad za Jackym opuszczała pralnię.

Biedny Tommy.
Chwila...
Jaki tam biedny! Skurwiel, nie mógł poczekać z umieraniem, aż Rourk się od nich odpieprzy? Teraz całe to bagno zostało na jej głowie.
Zabiłaby Sheltona ze złości, gdyby już nie był martwy.

Ukrycie pod przebraniem kelnerki jej normalnego stroju nie było problemem. Mini, którą nosiła, miała długość zapierającą mężczyznom dech, a bluzka takiż dekolt. Zdjeła też czerwone rękawiczki, odsłaniając blizny po oparzeniu.

Gorzej rzecz się miała z dwiema skórzanymi sakwami, przypiętymi do paska. Używała ich zamiast typowej damskiej torebki. U pokojówki mogły dziwnie wyglądać. Nie mówiąc już o letnim płaszczu, a przede wszystkim Desert Eaglu. Może duży dekolt odwróci uwagę od płaszcza? Złożyła płaszcz i przewiesiła sobie przez ramię. Ona tu tylko sprząta.
- Musisz schować moją spluwę – mruknęła do Walkera. - Odbiorę ją potem, więc się nie przyzwyczajaj – ostrzegła.

Ruszyli ostrożnie korytarzem. Wolność była już tak blisko! Minęli wprawdzie jakaś skwaszoną staruchę. Wiedźma wyglądała na sprzątaczkę. Popatrzyła na nich nieufnie znad swojego wiadra, nic jednak nie powiedziała. Przeszli obok obojętnie, pewnym krokiem zmierzając przed siebie. To jest do drzwi wyjściowych. Były tuż. I wtedy zaczęły się schody.

Dosłownie – bo były tuż za drzwiami – i w przenośni. Wyciągnęła rękę i położyła ją na klamce. Na wszelki wypadek jeszcze wyjrzała przez okienko. Szlag! Gliniarz nudził się na zewnątrz, oparty o barierkę. Jack, słysząc jej przekleństwo, też wyjrzał. I też zaklął. Dziewczyna tymczasem pogrzebała w sakiewce.
- Żartujesz? Będziesz się teraz malować? Chcesz go uwieść?
- No wiesz!
– Spojrzała na niego przelotnie, ale obojętnie. Otworzyła szminkę. - Tak nisko mnie oceniasz? – Zaczęła szybkimi ruchami mazać na czerwono dekolt, biały kołnierzyk, dłonie i twarz dookoła ust. Na zewnątrz było ciemno. Mieli szansę, że prowizoryczna charakteryzacja instant zadziała.
- Okej. Bierz mnie...
- Chętnie, złotko, ale najpierw się wydostańmy...
- ... Na ręce, ciołku. Przecież jestem ranna i nieprzytomna!
- To mówiąc, omdlała wprost na Jacka. Złapał ją w ostatniej chwili. Uchyliła na chwilę jedną powiekę.
- I wezwij taksówkę.

***

To miał być normalny, spokojny wieczór. Siedzieli z chłopakami na komisariacie i oglądali mecz, gdy przyszło wezwanie. Strzelanina w hotelu. Psiamać. W tym mieście wieczory nigdy nie są normalne i spokojne.

Stał więc teraz na tyłach, pilnując wyjścia ewakuacyjnego. Zastanawiał się, jaki był wynik. Sporo postawił na swoją drużynę. Jeśli znów przegra, żona wyrzuci go z domu.

Wtem drzwi otworzyły się z łomotem. Na podest wybiegł kucharz w ubrudzonym uniformie. Trzymał na rękach nieprzytomną kobietę. Głowa zwisała jej bezwładnie, a bluzka rozchyliła się na dekolcie, który byłby naprawdę wspaniałym widokiem w tej parszywej chwili, gdyby nie był cały pokryty... krwią?
- Strzelają! W kuchni! To straszne! Masakra, taka paskudna masakra! – wykrzyknął mężczyzna przerażonym głosem. Kobieta jęknęła nagle, ale nie poruszyła się. - Ona jest ranna, taksówka już jedzie, musimy do szpitala! Człowieku, nie gap się tak, leć do kuchni, ratuj innych!


---
Rzuty:
Jack blefuje: [Rzut w Kostnicy: 5]
Irma odgrywa ranną: [Rzut w Kostnicy: 5]
 
__________________
"Umysł ludzki bardziej jest wszechświatem niż sam wszechświat".
[John Fowles, Mag]
Suarrilk jest offline  
Stary 14-10-2010, 15:08   #33
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Zaskoczony pojawieniem się dwójki „uciekinierów” gliniarz o mało nie upuścił wyciągniętej broni.
- Wezwę karetkę…
- Mam komórkę, dam sobie radę. W wojsku byłem sanitariuszem.
Gliniarz przez chwilkę walczył ze sobą, potem chwycił oburącz broń i ruszył do środka.
Ledwie policjant znikł Iskra odżyła, Jack postawił ją na ziemi i ruszyli szybkim krokiem. Wejście do zaułka zagradza siatka, ale stojący obok kontener ułatwił forsowanie przeszkody. W kilka chwil byli po drugiej stronie oddalając się coraz bardziej od zagrożonego terenu.

Jerycho zrzuciwszy łachy ruszył w miasto, pokluczył kilka minut, aż trafił na wejście do metra. Nie wiele myśląc zbiegł po schodkach na dół. Tym razem się udało, ale w przyszłości nie ma co liczyć na takie szczęście.

Tymczasem Ray i Fabio zmierzali do wyjścia, gdy do korytarza wpadł policjant z bronią. Najwyraźniej coś wzbudziło jego podejrzenia, bo wycelował w nich i zawołał:
- Stać, ręcę nad głowa i twarzą do ściany.
Ray i Fabio spojrzeli po sobie. Deja vu?
- Tu Hoffman, mam dwóch podejrzanych przy tylnym wyjściu, proszę o wsparcie – rzucił do radia policjant.
 
Mike jest offline  
Stary 18-10-2010, 10:49   #34
 
Suarrilk's Avatar
 
Reputacja: 1 Suarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodze
Poszło łatwo. Gliniarz dał się nabrać. Siatkę pokonali bez problemu. Pobiegli zaułkami, nie zatrzymując się, póki nie znaleźli się dobrych kilka przecznic od hotelu. Nim wyszli z mniejszej uliczki w aleję, rozświetloną neonami i światłami przejeżdżających z rzadka samochodów, zatrzymali się, by złapać oddech.
- Chyba potrzebujesz nowych ciuchów – stwierdził Jack, obrzucając dziewczynę krytycznym spojrzeniem. Zerknęła obojętnie w dół. Pomazany dekolt, poplamiony kołnierz. Rozpięła bluzkę i zdjęła, odsłaniając ukryte pod spodem własne ubranie. Wytarła dekolt i twarz materiałem. Szminka ścierała się dość opornie (supertrwała, bo jesteś tego warta). Chwilę później pozbyła się spódnicy. Po kelnerce nie zostało śladu, Irma była znów Irmą. Co prawda, z nieco ekstrawaganckim makijażem.
- Moje rzeczy zostały u Thommy'ego – stwierdziła zamiast odpowiedzi. - Moją broń poproszę – dodała, wyciągając rękę.

- Nie możemy tu za długo zostawać – zauważył Walker. - Trzeba gdzieś przeczekać. Dalej możemy udać się do Japońca i powiedzieć mu, że w związku z akcją w hotelu połowa towaru nam przepadła. Ale możemy dostarczyć mu drugą za pół ceny. – Umysł Jacka pracował na najwyższych obrotach, szukając najkorzystniejszego wyjścia z sytuacji. Irma tymczasem ze stoickim spokojem wciągnęła skórzane rękawiczki i ukryła Eagla pod płaszczem. - Możemy też sprobować się dowiedzieć, co za jedni do nas strzelali.
- W celu? Chyba nie chcesz szukać zemsty?

Zignorował jej wtrącenie, kończąc myśl, którą mu przerwała:
- Następnie z drugą połową dragów starać się ratować twojego brata, czy kogo tam, a najlepiej zwiewać z miasta.

Spojrzeli po sobie. Iskra przelotnie pomyślała o zleceniu, które miała do wykonania w LC. Nie wyciągnie z niego tyle, ile mogliby z Jackiem zdobyć, opylając niewygodny towar. Ale chwila, był jeszcze Rourk. Shelton nie żył, ale nie miała gwarancji, że pieprzony przemytnik zostawi ją samą w spokoju. W zasadzie, przeczuwała raczej, że będzie wręcz przeciwnie. Nagle zachciało jej się zapalić. W torbie, której pewnie już nie odzyska, została działka, z której dałoby się skręcić niezłego jointa...
- Może mój brat mógłby coś chwilowo nam załatwić. Ten żywy, znaczy. Ale nie ma pewności, że go nie śledzą, więc nie obiecuję.

Wyciągnęła komórkę i odszukała numer.
 
__________________
"Umysł ludzki bardziej jest wszechświatem niż sam wszechświat".
[John Fowles, Mag]

Ostatnio edytowane przez Suarrilk : 18-10-2010 o 20:25. Powód: Lekki lifting wypowiedzi Jacka po konsultacji z vvojtasem.
Suarrilk jest offline  
Stary 19-10-2010, 18:38   #35
 
JohnyTRS's Avatar
 
Reputacja: 1 JohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputację
"Kurcze, nie wiedziałem że w Liberty City jest tyle glin!" – pomyślał Ray na widok kolejnego policjanta – "I do jasnej cholery zawiadomił kumpli."
Ray podniósł powoli ręce.
-Przepraszam bardzo, ale to jakieś nieporozumienie. Wyszedłem tutaj w poszukiwaniu policjanta, a pan każe mi walić twarzą o ścianę. Litości. Dopiero co wróciliśmy z występu w Superstarze, a tu w pokoju obok strzelanina. A następnie takie zamieszanie, że ktoś rąbnął mi z pokoju gitarę. Dlatego chcę żeby do jasnej cholery chcę żeby się ktoś tym zajął! Jest noc, a ja jeszcze nie zmrużyłem oka, a jutro rano ja wraz z resztą zespołu lecimy do Vice City. Bilety wykupione a tutaj strzelanina.

Policjant jakby się zmieszał. Ray starał się nie uśmiechnąć, na myśl, że jego blef coś da. Jednak to nic nie dało. Policjant się nie nabrał, niestety.
-Dobra dobra, pod ścianę! –krzyknął i nieznacznie zbliżył się do Raya.

"Myśl, myśl "– Ray szukał sposobu na wybrnięcie z sytuacji. Postanowił spróbować starego sposobu: kopniak wycelowany między nogi policjanta.
Jednak policjant czytał w myślach. Jakimś cudem zablokował kopnięcie, ale Ray nie zamierzał iść do pierdla. Gliniarz, mimo iż zablokował kopniaka, nie zdążył zasłonić się przed pięścią lecącą prosto w twarz. Policjant zatoczył się, Ray wykręcił mu rękę i trzymając od tyłu jego głowę walnął ją z całej siły o ceglany mur. Coś jakby chrupnęło, policjant zwalił się na ziemię jak worek kartofli. Ray nie tracił czasu.
-Marco, rozdzielamy się. Będziemy mieli teraz większe szanse przeżycia. – I szybko odszedł. Droga między budynkami nie była ślepa, Ray zrobił niewielkie kółko wokoło sąsiedniego budynku i dopiero wtedy wyszedł na ulicę. Hotel znajdował się około 40 metrów stąd. Ray ruszył przed siebie nie oglądając się za siebie.

W ten sposób dotarł do nabrzeża przy Union Drive West gdzieś w jednej ze wschodnich dzielnic. Stanął przy krawędzi i wrzucił do wody pistolet tego policjanta, którego obezwładnił na górnym poziomie hotelu. Wcześniej jednak wyjął z magazynka amunicję – "przyda się".

Zimne powietrze uspokoiło go. Z niewielkim trudem złapał taksówkę i pojechał do domu. Wszedł po schodach, otworzył drzwi, po chwili zamykając je na wszystkie możliwe sposoby. Wszystko to robił przy zgaszonym świetle, nie chciał powiadamiać o swoim powrocie zbyt ciekawskich sąsiadów z budynku obok. Rzucił się na łóżko.
 
__________________
Ten użytkownik też ma swoje za uszami.

Ostatnio edytowane przez JohnyTRS : 13-05-2011 o 20:47.
JohnyTRS jest offline  
Stary 21-10-2010, 00:44   #36
 
pteroslaw's Avatar
 
Reputacja: 1 pteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumny
Policjant był niezbyt miłą niespodzianką. Zanim Fabio zdążył coś powiedzieć Ray już zaczął się tłumaczyć a później pobił policjanta, później odbiegł krzycząc by się rozdzielili. Marco puścił się biegiem w odwrotnym kierunku niż Ray, W biegu wyjął telefon i zadzwonił do swego kumpla, po raz kolejny do Vito. W biegu mówił do komórki:

-Coś mi tutaj naprawdę nie Pasuje Vito. Najpierw dorwali nas gangsterzy, teraz policja, potrzebuje jakiejś bezpiecznej mety! Dasz radę coś z tym zrobić? Dzięki, kiedyś ci się odwdzięczę.

Fabio skręcił kilka razy i nim się obejrzał wyszedł na zewnątrz. Przystanął dopiero po dłuższym biegu, pistolet uwierał go w biodro, poprawił ułożenie kabury. Zapalił papierosa. Złapał taksówkę, podjechał po samochód Grega, starego dobrego Forda Mustanga, a nim pojechał wprost do mieszkania Vito, potrzebował rozmówić się z kimś kto wie co się ostatnio działo w mieście, bo najwidoczniej od czasów Fabia wiele się zmieniło.
 
pteroslaw jest offline  
Stary 21-10-2010, 12:55   #37
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
- Się masz braciszku.
- Posrało cię, jeszcze nic się…
- odezwał się zirytowany brat.
- Zamknij się i słuchaj… - warknęła Iskra – potrzebujemy meliny na parę dni. Znasz kogoś na uboczu?
Przez chwile panowała cisza.
- Mam ziomka w Aldernej, wypadł z interesu jakiś czas temu, ale ma u mnie przysługę. Mieszka przy Manzano Rd. Dom poznasz po trawniku. Tylko u niego jest zielony. Kiedy u niego będziecie.
- Myślę, ze za jakąś godzinę, góra dwie.
- Dobra, dam mu znać… aha, koleś jest po odwyku, więc nie wystawiajcie go na pokusy. Dostaje potem małpiego rozumu.


Akurat dojeżdżał do Vito, gdy ten zadzwonił.
- Stary, masz kwadrat na Charge Island. To w zasadzie cieciówka, ale nikt tam nie zagląda. Żadne wygody, ale prąd i woda jest. Na szybko nic więcej nie znalazłem, ale z rana poszukam czegoś innego. Zaraz ci wyśle smsem adres. Klucze są pod blaszanym kubłem koło rynny.
- Dzięki, ale mam jeszcze coś do obgadania
- Dobra… czekaj na mnie w knajpie na rogu. Będę za piętnaście minut.


Ray tymczasem ogarnął się, zjadł coś i zastanawiał czy skontaktować się z resztą teraz czy rano. Włączył telewizor, akurat leciały wiadomości. Kamera pokazała znany hotel, potem obraz przeskoczył na zdewastowany pokój. Wypowiedział się jakiś gość w garniturze, pewnie właściciel hotelu. Wyraził oburzenie i pomarudził. W zasadzie nie powiedział nic.
Dopiero, gdy pojawiły się portrety pamięciowe trójki podejrzanych wiadomości naprawdę przykuły uwagę Raya. Jeden z trójki był czarny, co dziwnym nie było. Bo w każdej grupie popełniającej przestępstwo jest czarny.
 
Mike jest offline  
Stary 23-10-2010, 19:12   #38
 
JohnyTRS's Avatar
 
Reputacja: 1 JohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputację
Poranne słońce obudziło Raya prawie o 10 rano. Mimo iż w nocy miał niezłą zabawę. Ray nie potrafił długo spać, te 6-8 godzin zupełnie mu wystarczało. Wstał z kanapy, Berettę, którą miał nadal w kieszeni położył na stole. Otworzył lodówkę, został zaatakowany przez niemiły zapach kilku lekko przeterminowanych produktów spożywczych. Szybko wyciągnął z lodówki zafoliowany kotlet z wołowiny. Wziął jeszcze nieotwarty karton mleka. Zamknął chłodziarkę.

10 minut później siedział przed telewizorem, jedząc płatki śniadaniowe, zagryzając je kotletem i popijając to wszystko kawą. Na ekranie puszczali relacją z zajścia w hotelu. Pokazali nawet trzy portrety pamięciowe, które nie były podobne do Raya i reszty. Na szczęście.

Przebrał się. Jego wczorajszy strój może ktoś zapamiętał - wolał nie ryzykować, dlatego dziś ubrał się całkowicie odmiennie. Wczoraj był ciemny, dzisiaj jest jasny. Czarną, skórzaną kurtkę zamienił na jasną płócienną katanę, obszerne bojówki zamienił na błękitne jeansy. Bordowa koszula została zastąpiona przez czarny T-shirt.
Doładował magazynek w Walterze. Pistolet doskonale zmieścił się w głębokiej kieszeni kurtki, która była trochę luźna – Ray kupił ją, zanim poszedł do woja – był wtedy trochę grubszy. Drugi magazynek wylądował w kieszeni spodni, tuż przy portfelu. Berettę zostawił w portfelu.

Ta noc dała mu dużo do myślenia. "Bez pancerza ani rusz w tym mieście". Wyjął telefon, z książki telefonicznej wybrał numer, potem „Połącz”.
-Słucham – z głośnika dobiegł lekko zachrypnięty jak zawsze Franka
-Cześć Frank, tutaj Ray, Ray Love.
-Cześć Ray, dawno się nie widzieliśmy. Co u ciebie?
-U mnie nie bardzo, ale to nie jest rozmowa na telefon. Słuchaj, eee jesteś nadal w Liberty City?
-Tak i nie zamierzam się stąd ruszać.
-A nadal handlujesz?
-Handluję, co chcesz coś kupić, sprzedać?
-Dokładnie, masz może jakieś kamizelki na zbyciu? Nie chodzi mi o coś super nowoczesnego, żeby przynajmniej mnie z pistoletu nie załatwili.
-Coś tam jest. Przyjedziesz zobaczysz. Jestem w Fortside. Szukaj sklepu z biżuterią na południe od ARS. Na lewo od sklepu będziesz miał drzwi. Zapukaj 5 razy. Na razie.
-Cześć – Ray zakończył rozmowę.
Schował telefon i wyszedł z mieszkania.

Podróż do Fortside zajęła mu trochę ponad godzinę. W końcu musiał przejechać autobusem na drugi koniec miasta. Dość sprawnie odnalazł jubilera, podobnie jak drzwi. Nie wyglądały jakoś ciekawie, ot zwyczajnie. Nie rzucały się w oczu. Ray zapukał, dokładnie pięć razy. Wstrzymał oddech. Usłyszał jak ktoś, pewnie Frank, schodzi powoli ze schodów. Drzwi się otworzyły. Stał tam Frank, trochę się roztył od ich ostatniego spotkania.
-Cześć Ray, chodź na górę. – Frank wskazał Rayowi drogę. On sam zamknął porządnie drzwi, poprawił rygiel i ruszył na górę. Szedł wolno, uważnie stawiając kroki. Proteza lewej nogi skutecznie spowalniała jego poruszanie.
Całe piętro to było w zasadzie jedno pomieszczenie. Prawie wszystkie ściany oklejone były zdjęciami i plakatami instrumentów, muzyków i całych kapel. Równolegle do dłuższej ściany biegła lada, za nią, na ścianie, wisiały dziwne, lekko pordzewiałe stelaże. Na podłodze leżała ciemna wykładzina. Wszystkie sprzęty w pomieszczeniu wyglądały na stare. Tylko wykładzina była w miarę nowa.
- Wcześniej był tutaj niewielki sklep muzyczny – wyjaśnił Frank rozglądającemu się Rayowi – ale splajtował. Odkupiłem więc lokal i handluję różnymi zabawkami. Chciałeś jaką kamizelkę?
-Zgadza się, najlepiej żeby była niezbyt droga.
-Spokojnie, zobaczysz co mam w ofercie i sam wybierzesz – poszedł za ladę i zaczął wyciągać z pod niej różne pakunki. – Zbyt dużego wyboru nie mam – położył na ladzie 6 paczek.
Ray podszedł bliżej .
- Tak więc wybieraj: Mam dwa Interceptory, jeden w woodlandzie i drugi w ucp, jednego CIRASA w olive drab oraz kamizelkę PASGT – też w woodlandzie. Jeżeli to cię nie satysfakcjonuje to mam jeszcze kamizelkę z czasów wojny w Wietnamie, ale nosić to można tylko dla jakiegoś szpanu – zaśmiał się – tyłka to ci ona nie uchroni, nawet przed dwudziestką dwójką.

Ray szybko dokonał wyboru. Wziął PASGTa , była akurat w jego rozmiarze i była na tyle mała, że dało się ją nosić pod kurtką. Interceptor był ogólnie za duży, a CIRAS najpewniej byłby zbyt drogi.
-Ile chcesz za PASGTa?
-Nie wiem, to trochę stare, kupiłem po znajomości z demobilu. No niech będzie 300 dolców.
-Trochę za dużo. Dam 200.
-Nie żartuj, za tyle nie sprzedałbym ci nawet kołnierza do Interceptora. 250, to moje ostatnie słowo.
-No dobra, 250 dolców.
- W porządku. Zapakować? – zaśmiał się.
-Nie trzeba, od razu wypróbuję – to mówiąc wręczył kasę Frankowi i ściągnął kurtkę. Kamizelka była troszkę przyciasna, ale chwila zabawy z regulacją i była w porządku.
- Chcesz coś jeszcze?
-Nie dzięki, w razie czego zadzwonię. Na razie.
-Cześć.

Wyszedł na ulicę i poszedł prosto na przystanek autobusowy.
„Dobra, teraz do centrum zjeść pizzę a potem skontaktuję się z Jackiem”
Zegarek w telefonie wskazywał pięć po dwunastej.
 
__________________
Ten użytkownik też ma swoje za uszami.

Ostatnio edytowane przez JohnyTRS : 13-05-2011 o 20:48.
JohnyTRS jest offline  
Stary 23-10-2010, 19:37   #39
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Zanim Jerycho wszedł do domu sprawdził czy kogoś nie ma w środku. Wolał nie ryzykować.
Pierwszym co potem zrobił było wzięcie tabletki. Zaczynał się czuć już źle. I tak już za późno wziął, ale mówi się trudno.
Schował do skrytki za szafą glocka policjanta i krótkofalówkę, potem pół godziny szwędał się po domu. W końcu wyciągnął komórkę i zaczął dzwonić. Do wszystkich po kolei, jak leci. Wolał wiedzieć czy nie wpadli.
 

Ostatnio edytowane przez Arvelus : 23-10-2010 o 22:49.
Arvelus jest teraz online  
Stary 27-10-2010, 21:55   #40
 
vvojtas's Avatar
 
Reputacja: 1 vvojtas jest na bardzo dobrej drodzevvojtas jest na bardzo dobrej drodzevvojtas jest na bardzo dobrej drodzevvojtas jest na bardzo dobrej drodzevvojtas jest na bardzo dobrej drodzevvojtas jest na bardzo dobrej drodzevvojtas jest na bardzo dobrej drodzevvojtas jest na bardzo dobrej drodzevvojtas jest na bardzo dobrej drodzevvojtas jest na bardzo dobrej drodze
Nie ma nic bardziej irytującego niż telefon z samego rana. Choć właściwie strzelaninie w środku nocy niewiele do tego brakuje. Sporym wysiłkiem woli Jack podniósł się z podłogi, na której udało mu się wyrwać odrobinę czasu na sen. Sięgnął po wciąż nachalnie hałasującą komórkę i sprawdził godzinę. 12.00 być może nie była bladym świtem, ale i tak ludzie powinni mieć na tyle przyzwoitości by dać mu spokój.

-Halo- zapytał zaspanym głosem
-Halo?- zapytał niepokojąco znajomy głos -Ty Debilu! Coś ty sobie myślał? Mówiłam ci byś trzymał się z dala od tego przeklętego miasta...

Jack na chwilę odłożył komórkę i rozejrzał się dookoła. Pokój był zadziwiająco czysty biorąc pod uwagę, że ich gospodarzem był znajomek brata Irmy. Sama iskra akurat przeciągała się podnosząc się z kanapy. Szczęściara, przynajmniej jej nie czekał całodzienny ból krzyża.
Pan domu okazał się bardzo cichym człowiekiem. Nawet nie spytał, co spowodowało tę nagłą wizytę w środku nocy. Właściwie to prócz przywitania i wskazania pokoiku wcale się do nich nie odzywał, chyba obawiał się swoich gości. Kto by pomyślał że jest a odwyku.

Z rezygnacją ponownie podniósł komórkę.
-... Czy po to Cię uczyłam, abyś...
-Cześć L, Ciebie też miło znowu słyszeć-
przerwał jej tyradę.
-Miło? Ja się zastanawiam czy nie leżysz z kulą w brzuchu w jakimś nędznym hoteliku, a ty mi mówisz że miło mnie słyszeć?
-Lepsza ta rozmowa niż skończenie z kulą w brzuchu, ale powoli rozważam alternatywy.

Ze słuchawki dobył się wyraźny trzask uderzenia o podłogę.
-Martwiłam się- rozmówczyni powróciła po chwili
-Wiem.
-Mówiłam, że to nie jest dobre miejsce.
-Wiem.
-O 14.00 wylatuje samolot do Yorku...
-Muszę tu jeszcze coś załatwić.
-Ech, jak zwykle musisz postawić na swoim.
-Poradzę sobie.
-Akurat. Nikogo tam nie znasz!
-Znam Ciebie.
-Dobrze wiesz że nie byłam w LC, od naszego wyjazdu!
-I to ma mnie przekonać, że nie masz tu nikogo?
-No dobra... Ale załatw te swoje sprawy szybko. Jest taki gość, powinien wiedzieć co się dzieje na mieście, prowadzi taki sklep z gadżetami...


Jack właśnie zanotował namiary na odwrocie swojej wizytówki, kiedy ponownie zadzwoniła komórka. Jeśli przy poprzedniej rozmowie minę miał nie za wesołą, teraz wyraźnie pobladł i zaczął wędrować w tę i z powrotem po pokoiku. Irma mogła się tylko domyślać całości rozmowy na podstawie jego wypowiedzi.
-Strzelanina, wszystko się skomplikowało. Została tylko połowa.
-Niestety.
-Tak.
-Oczywiście!
-Zobaczę co do się zrobić. O 15?
-Dobrze


-Dzwonił Japoniec- poinformował Iskrę po odłożeniu telefonu -Pyta o prochy. Spotykamy się z nim o 15 w klubie. Więc właściwie po śniadaniu możemy się zbierać. Wspominałaś, że potrzeba ci kawy w dużych ilościach?
Przed wyjściem lepiej jednak warto by załatwić sobie jakieś przebranie. Lepiej nie ułatwiać im namierzania nas.-


W tym momencie ponownie zadzwonił telefon. Trzecie połączenie odrzucił, dość już się nagadał tego poranka.

--------

-Do banku, potem na spotkanie.- Podsumował aktualny plan, wsiadając do taksówki. Miał na sobie obszerne dżinsy i bluzę z kapturem, wszystko pożyczone od ich gospodarza. I czuł się wewnętrznie brudny z tego powodu. -Ale najpierw muszę kupić lepszy ciuch i może zahaczymy o naszego gadżeciarza, to po drodze.
 

Ostatnio edytowane przez vvojtas : 27-10-2010 o 22:18.
vvojtas jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:20.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172