|
Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
15-06-2014, 01:07 | #1 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | THE END[Neuroshima] Zimowa Wyspa Skarbów Wszyscy Zima. Te słowo zdecydowanie zwładnęło niepodzielnie krainą w jakiej się znaleźli. Począwszy od tego, że była częstym tematem rozmów jej mieszkańców po jak najbardziej praktyczne zmaganie się z nią. A zima była uczciwa i solidarnie dawała się we znaki wszystkim. I starym i młody, i mężczyznom i kobietom, i tym którzy mieli doświadczenie w jej przeżywaniu i tych co zapoznawali się z nią po raz pierwszy. Zima. Zima rozgościła się na dobre już parę tygodni temu. Właściwie nie do końca był dostrzegalny dzień czy moment w którym się zaczęła. Po prostu pewnego razu śnieg nie stopniał zmieniając się w kolejną porcję wody i błota tylko został. A po nim spadł następny. I następny. Śnieg padał całkiem często. Czasem z pół godziny, czasem pół dnia a czasem pół tygodnia bez przerwy. Temperatury nie stały się jeszcze ekstremalnie niskie ale już dawały się we znaki. I co prawda jeszcze mógł się zdarzyć dzień kiedy temperatura dostanie gorączki i podniesie się powyżej zera rozstapiając wierzchnie warstwy śniegu i lodu ale generalnie wciąż była na minusie albo bardziej na minusie. Śnieg przykrył właściwie wszystko .Tam gdzie była jakaś cywilizacja i był na bierząco usuwany i zwalczany za pomocą piasku i popiołu był jeszcze na jakimś rozsądnym poziomie. Natomiast tam gdzie zaczynała się domena Pustkowi i człowiek był gościem śnieg królował niepodzielnie. Wystarczyło wyjść poza obszar zamieszkałych ruin czy budynków by znaleźć się w zimowym królestwie. Mimo ujemnych ale jeszcze znośnych temperatur warunki były dość uciążliwe. Prócz czasowych roztopów aura okazywała wysoką pomysłowość w różnicowaniu warunków dnia codziennego. Zdarzały się deszcze czy deszcze ze śniegiem. Do tego o poranku prawie codziennie zalegała mgła. Sama mgła to był osobny temat. Mogła być rzadka i ograniczająca pole widzenia dopiero na kilkuset metrach czy nawet kilometrze. Ot utrudniała wówczas obserwację okolicy czy nawigację. Ale mogła być i taka, że widoczność spadała do kilku kroków. Co więcej czasem ograniczała się do godziny o świcie na pograniczu dnia i nocy a czasem potrafiła siedzieć cały dzień. Podobnie było z chmurami. Zdarzały się słoneczne dni no ale właśnie… Zdarzały się. Zazwyczaj niebo było pokryte w mniejszym lub większym stopniu chmurami. Nawet jak akurat nic z nich nie sypało to i brak Słońca, gwiazd czy Księżyca utrudniał nawigowanie za ich pomocą tym co umieli korzystać z ich dobrodziejstw a nie poruszali się po znanym terenie. Wszędzie panowała wilgoć. Temperatury nie spadły jeszcza do takiego poziomu by wysuszyć powietrze. Wilgoć często była jak najbardziej namacalna, zwłaszcza w dzień gdy niebo nie dzieliło się z ziemią swym wnętrzem. Nawet wówczas na ubraniach, włosach, brodach czy ekwipunku pojawiały się drobniutkie kropelki wody. Do tego powodowało to, że powietrze zdawało się ciężkie i lepkie. Zwłaszcza ludziom przyzwyczajonym do życia na południu czy zachodzie kontynentu. Miejscowi pod względem pogody przyjeli postawę wyczekiwania. Najwyraźniej obecny etap był pośredni pomiędzy błotną, słotą jesieni a “porządną zimą”. Zdaje się, że ta druga mogła nadejść lada dzień. Wówczas temperatury znacznie spadną ale powietrze “wyczyści się”. Póki co zostawało im narzekanie i marudzenie na tą cholerną pogodę. |