|
Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
09-10-2020, 11:34 | #331 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 48 - Wakacje i spotkanie przy gruzowisku Pustkowia Mervin i Marian Mały eksperyment biologa przyniósł ciekawe wyniki. Zauważył, że drobiny tego puchatego, gąbczastego mchu rzeczywiście przyczepiły się do jego ubrania. Były kruche jak jakiś popiół, zdawały się rozpadać przy najmniejszym dotykiem. Więc nie było dziwne, że gdy oparł się czy otarł kurtką o korę pokrytą tym mchem to coś z tego ciemnego mchu zostało mu na kurtce. I to jeszcze mogło być zrozumiałe i podobne do tego co mogli spotkać w ich dawnym świecie. Ale gdy się przyjrzał chwilę to dostrzegł, że drobny pył nieco unosi się nad szeleszczącym materiałem. Zupełnie jak opiłki żelaza nad jakimś magnesem. Jakby je mocowała jakaś niewidzialna siła. Dalsze obserwacje przerwał mu powrót Polaka który cało, w jednym kawałku i bez jakichś większych rewelacji wrócił od budynku rezygnując z wchodzenia do środka. A Marian jakoś nie doczekał się ingerencji od osób trzecich przebywających w budynku. Chociaż ta dziewczyna na krześle nie straciła go z oczu póki on jej nie stracił z oczu. To wydawało się, że jeśli była w szoku to nadal była. A może chodziło o coś innego. W każdym razie ani tamten w głębi pomieszczenia ani ta siedząca na krześle nie zareagowali ani na jego pojawienie się ani jego zniknięcie. Więc w jednym kawałku wrócił do Mervina. Jak odszedł od tego szarego, zdezelowanego budynku minął też ten dziwny, metaliczny posmak na języku. I to dziwne swędzenie wewnątrz czaszki. Więc wznowili swoją wycieczkę. I jakoś nikt ich nie ścigał, nie wołał za nimi ani nic takiego. W końcu dość szybko minęli ten szary placyk i uschnięte drzewa pokryte tym ciemnym, gąbczastym mchem. Widocznie jak zauważył biolog ten mech pokrywał wszystkie drzewa jakie mijali. A czy sięgał dalej po okolicy to nie wiedział bo wraz z placykiem skończyły się drzewa i weszli w jakąś ulicę. Ulica była brytyjska. Bardzo brytyjska. Tak brytyjska, że nawet nie wiadomo ile czasu spędzonego w strefie nie było w stanie zabić tej brytyjskości. Z tych charakterystycznych murów, z pociemniałej, czerwonej cegły. Nawet jak ze śladami pożarów, splądorwane jak po zamieszkach, z wrakami mniej lub bardziej zdezelowanych wozów to wciąż była brytyjska ulica z jakiegokolwiek brytyjskiego miasta. Brytyjczyk wciąż zmagał się z ciężkim plecakiem ale z typowo brytyjską flegmatyczną dumą znosił te trudy w milczeniu. Przechodzili wzdłuż kolejnych domów. Te nie były zbyt wysokie, jedno, dwa, czasem trzy piętra. Nie było widać żadnych wysokościowców ale też nie były to jakieś niskopienne przedmieścia. Czerwona mgła nie wróciła. Chociaż dalej jakoś w dalszej perspektywie coś jakoś zaciemniało obraz. Właśnie jakby jakaś mgła czy opary. Zaszli do czegoś co okazało się jakimś gruzowiskiem. Może zawaliła się ściana jakiegoś budynku a może ktoś próbował zbudować barykadę. W każdym razie stanęli przed dylematem czy przeciskać się dalej czy dać sobie spokój, wrócić kawałek i wybrać inną drogę. Bo nie to, że po dachach samochodów, albo pomiędzy nimi, pomiędzy kawałkami gruzu i ścian nie dałoby się przejść. Ale czy się opłacało? Dalej nie bardzo wiedzieli ani gdzie są ani dokąd zmierzają. Standardowe metody pomiaru czasu, kierunków czy odległości zdawały się kuleć. Wydawało się, że godzinami idą w jakimś niekończącym się ponurym poranku co nie chciał ani przejść w pełny dzień ani zacząć zmierzchać obwieszczając nadchodzącą noc. Ta cisza i bezruch bezludnego miasta dodatkowo sprawiały obce wrażenie. Raz znaleźli przy drodze rozjazd jaki kierował na Buckhurst Hill. Co prawda nie wiadomo w którą stronę bo leżał na ziemi. Ale Mervin kojarzył Buckhurst Hill jako jedną z dzielnic Londynu. Północno wschodniego Londynu. Praktycznie w opozycji do Farnborough gdzie wyszli ze stacji metra. Bo to było na południowo zachodnich krańcach. By dostać się z jednego miejsca na drugie trzeba by przejechać przez całą metropolię albo zasuwać obwodnicą. Przynajmniej kiedyś. Na dawnych mapach, na dawnym świecie. Właśnie jednak stanęli główkując czy warto się przedzierać przez ten galimatias wraków i gruzów jaki zalegał na drodze jaką do tej pory szli czy wybrać jakąś inną opcję. Gdy dostrzegli ruch. Mervin odwrócił się by spojrzeć na kierunek z jakiego przyszli i ocenić czy warto wracać do jakiegoś innego rozwidlenia czy jakoś próbować się przepchać dalej. Gdy niespodziewanie dostrzegł ruch. Odruchowo mózg w pierwszej chwili skojarzył kształt z psem. Tak można było pomyśleć. Pies. Taki średni. Może ciut więcej niż średni. Stał z pół setki kroków dalej. Może trochę więcej niż pół setki kroków. Ale dalej dało się rozpoznać jakby psa. Taki co stoi, węszy i nasłuchuje. Tam gdzie niedawno przechodzili licząc jeszcze, że te wrakowisko tylko z daleka wygląda tak zniechęcająco. Marian też dostrzegł tego psa. Jak stoi i ostrożnie węszy. Dostrzegł też kolejnego. Ten truchtał wilczym truchtem chodnikiem. Więc był trudniejszy do zauważenia. Truchtał w ich stronę. Jeszcze był z dobre pół setki kroków od nich ale coś nie zwalniał tego truchtu. I gdy już miał dać znać kumplowi dostrzegł kolejny cień. Ten też truchtał ale wykopem. Widocznie koniec świata zastał tutaj drogę podczas remontu. Pewnie kładli rury czy coś takiego. I nie zdążyli zasypać. Został wykopany rów. Właśnie tym rowem biegło trzecie stworzenie. Dostrzegł je prawie fartem tylko dlatego, że stał na tyle blisko tego rowu by je widzieć. Gdyby stał chociaż ze dwa kroki dalej tak jak Mervin nie miałby szans do dojrzeć. Ten trzeci też truchtał w ich stronę. Jeśli to były psy czy coś podobnego to na pewno były szybsze od najszybszego człowieka. Stwory nadchodziły z tej samej strony co oni właśnie przyszli. Za plecami dwójki hibernatusów było to gruzowisko przemieszane z wrakowiskiem. Po bokach budynki, z jednej jakiś zdewastowany sklep co wyglądał jak po zamieszkach z drugiej jakiś dom mieszkalny na dwa czy trzy piętra. Te stwory były jeszcze kawałek od nich ale tym swoim wilczym truchtem to niedługo osiągnął to miejsce gdzie obaj teraz stali. --- Mecha 48 Mervin - PER: Kostnica 7 > 6-7=-1 > remis Marian - PER: Kostnica 3 > 9-3=6 > d.suk --- Instytut David, Sigrun i Koichi Czy tak wygląda raj? Pewnie zależy jakie by przyjąć standardy. W ich czasach to ten lokal pewnie by uchodził za zdezelowaną ruderę zasługującą na minus 3 gwiazdki. Wszędzie kurz i brud, że palcem można było pisać. Działało może co drugie czy trzecie światło, woda leciała dość ruda, przynajmniej z początku a i potem można było mieć zastrzeżenia. Do tego bojler działał jakby nie miał serca do współpracy więc leciała z początku zimna a w najlepszym razie nagrzewała się do takiej letniej co z przymrużeniem oka można było uznać za ciepłą. No tak, lokal nie powalał. Może jacyś fani zwiedzania zdezelowanych schronów by mieli radochę. Ale tak było kiedyś. A teraz po tych przeżyciach w wyprawie przez strefę i to według opinii stalkerów, głęboką strefę, już samo to, że nic tu nie próbowało ich zeżreć czy rozerwać zasługiwało na uwagę i ogromnego plusa. Do tego nawet jak co drugie albo i co piąte światło działało. To były to pierwsze światła jakie tu działały od czasu opuszczenia schronu w jakim wybudzili ich stalkerzy. Łóżka i prycze skrzypiały ale dało się w nich położyć i wyspać. Nawet jeśli pościel, materace i śpiwory nie pachniały świeżością to właśnie dało się wyspać. No i jeszcze była szama, picie, promile, fajki, komputery… Co prawda wszystko zakurzone i jakby miało się rozpaść lada chwila. Ale jednak było. Jak Sigrun jeszcze udało się zamknąć drzwi wewnętrzne śluzy to już można było się poczuć dość bezpiecznie. Tych zewnętrznych nie udało jej się naprawić. Jakaś grubsza sprawa już nie bardzo miała ani sił, ani ochoty a i promile zrobiły swoje. Zresztą z jej kolegami podobnie. Dlatego jak wstali to jakoś tak lżej. Zupełnie jakby człowiek się wyspał w jakimś łóżku. Może poza Szwedką. Jej akurat wstawało się dość opornie. Ale po tych wszystkich szlugach i alku jaki wchłonęła w siebie w szybkim tempie no nie wypadało się nawet dziwić. Możliwość wzięcia prysznicu czy zjedzenia jakiejś MRE na ciepło co była trochę rozgotowana ale jak najbardziej przypominała znajome danie też pomogło. Nawet Sigrun. Więc mimo wszystko rozrachunek wydawał się na plus. Byli cali, nic im nie wyrosło, nic im nie odgryziono, dalej mieli swoje rzeczy no i zasoby całego schronu. Dalej byli sami. Nikt i nic im się nie władował podczas snu. Żadne przygody ani hałasy nie docierały ani z powierzchni ani zza śluzy. Pytanie co dalej? Wydawało się, że są względnie bezpieczni jak na standardy strefy. Głębokiej strefy. I to bez żadnych stalkerskich sztuczek. Ale nadal byli w bąblu normalności jaka zaskakiwała nawet stalkerów. Ale ten bąbel nadal tkwił w głębokiej strefie.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
13-10-2020, 21:26 | #332 |
Markiz de Szatie Reputacja: 1 | Mervin z zadowoleniem ponownie powitał Mariana. Nie wypytywał go o tajemniczy budynek, zresztą Polak stał się małomówny, nie kwapiąc z wyjaśnieniami. Anglik się ich specjalnie nie domagał, sam bowiem nie należał do ciekawskich, więc naturalnym torem podjęli wędrówkę, jak para wytrawnych skautów. Tak, jakby opuszczony budynek nie istniał, czarny mech był tylko fantomem, a ponura okolica projekcją ich wyobraźni. |
17-10-2020, 09:19 | #333 |
Reputacja: 1 |
__________________ Evil never sleeps, it power naps! |
17-10-2020, 19:20 | #334 |
Administrator Reputacja: 1 | David nigdy nie miał nic przeciwko nic-nie-robieniu, a chociaż ładnych parę lat przeleżał w zamrażarce, to jakoś dziwnym trafem wcale nie czuł się wypoczęty, przynajmniej jeśli chodzi o poprzednie noclegi w Strefie. Ale schron pod Instytutem? To już była całkiem inna sprawa. To było prawie jak wakacje - nic człowieka nie usiłowało dopaść, można było spać do woli, jedzenia było w bród, było czym je popić, a nawet działały prysznice - z pewnym oporem co prawda, ale woda po jakimś czasie nie dość, że leciała czysta, to jeszcze całkiem udanie naśladowała czystą. Żyć nie umierać. Najwyraźniej jednak Sigrun nie zamierzała tkwić w tej oazie do końca życia. Zapewne miała rację - przynajmniej w tej materii. - No to spróbuj udoskonalić nasz raj - powiedział David - a my pójdziemy na spacer. Może znajdziemy cos ciekawego, chociaż z dziennika nie wynika, że to zejście do metra jest w Instytucie. Ale jeśli cokolwiek w tym miejscu robiło wojsko, to i jakieś drugie wyjście musi się znaleźć. |
17-10-2020, 20:58 | #335 |
Reputacja: 1 | Koichi odłożył zawadzające mu tylko segregatory, które zabrał z archiwum, sprawdził mapę, poprawił rozłożenie ekwipunku i już był gotów do przeszukiwania Instytutu. - Jestem gotów. Chodźmy poszukać serwerowni czy też zejścia do metra – powiedział do towarzysza. – Interesuje mnie tylko ta stalkerska broń. Nóż bez ostrza. Wezmę go i zobaczymy jak zadziała w strefie. Może będzie czujnikiem kiedy opuszczamy bezpieczne miejsce schronu a kiedy wkraczamy do strefy. Tylko zerknę, potem go odniosę. Nie chcę chodzić z nieznaną Bronia po niebezpiecznym obszarze – powiedział Japończyk sięgając po pochwę kryjącą tylko rękojeść. |
18-10-2020, 11:00 | #336 |
Reputacja: 1 | - Tu nie może być spokojnie? - rzucił Marian na widok "psów". Nie skomentował za to tablicy mówiącej gdzie się znajdują. Byli nadal na obrzeżach Londynu, a to oznaczało, że jakkolwiek te przetasowania by nie działały to nie ściągają ich do środka, do tak zwanej głębokiej strefy, o ile sami tam nie wejdą. Podzielił się swoją obserwacją z Mervinem dopiero jak zeszli z ulicy. Biolog wybrał drogę, a Polak wyciągnął broń i ubezpieczał go podążając za nim. |
25-10-2020, 14:23 | #337 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 49 - Kłopoty i dylematy Pustkowia Mervin i Marian Strefowe czworonogi nie bardzo dały dwunogom czas na reakcję. Zwłaszcza Marianowi który biegł do sklepu jako drugi. Mervin zdołał wpaść do tego sklepu, przewrócić jakąś ladę i złapać za swój solidny pręt gdy do środka wbiegł Marian a zaraz za nim pierwszy pies. Czy zwierzaki skróciły na tyle odległość by przejść do ataku czy to ruchy i hałasy dwóch ludzi sprowokowały ich do tego ataku to w tej chwili nie było istotne. Pierwszy ze zwierzaków wbiegł do środka sklepu prawie na piętach Mariana. Ten ledwo zdążył zamknąć drzwi więc zwierzak zderzył się z nimi na chwilę się od nich odbijając. Zderzenie z drzwiami chyba na moment go zamroczyło bo potrząsał łbem i wydawał dziwne dźwięki podobne do skomlenia. Ale drugi z psów wskoczył do środka przez rozwalone okno. Płynnie odbił się od lady jaką dopiero co przewrócił Mervin, minął go i wskoczył do wnętrza sklepu. Ruszył w kierunku Polaka który przytrzymywał sobą drzwi. To był hellhound. Teraz z bliska jak je widzieli byli już pewni, że to hellhound. A przynajmniej coś bardzo podobnego do tych hellhoundów co spotkali wcześniej. Pierwszy zaatakował Polaka. Drugi się już otrząsał od zderzenia z drzwiami i zaraz mógł do niego dołączyć. Trzeciego na razie nie było nigdzie widać. Instytut Sigrun Szwedka gdy odprawiła chłopców na drogę sama mogła przysiąść nad ważniejszymi sprawami. Gdy na spokojnie obejrzała sobie zewnętrzne drzwi śluzy zorientowała się, że sprawa jest prosta. Albo skomplikowana. Zależy jaki efekt się chciało osiągnąć. Dostrzegła dwa problemy składowe jakie sumowały się na nieszczelność tych drzwi. Pierwsze to zawiasy drugie to uszczelki. Zawiasy widocznie się zastały w jednej pozycji co sprawiało, że się drzwi się nie domykały a przy każdym ruchu skrzypiały i trzeszczały metalicznie. To można było rozwiązać na dwa sposoby. Prowizorycznie wystarczyło je naoliwić a samą oliwę znalazła w magazynie z częściami. I na razie na szybko można było poradzić tyle. Różnica powinna być odczuwalna gdy ta oliwa dotrze gdzie będzie mogła i wtedy się okaże. A na poważnie jakby to robić to trzeba by zdjąć te drzwi z zawiasów i wtedy je naoliwić, przeczyścić i tak dalej. Tylko zdejmowanie tych pancer drzwi na jedną osobę wydawało się mocno karkołomne. To już by się chociaż jeden kolega do pomocy przydał a nawet na trzy pary rąk to się zapowiadało sporo pracy i dźwigania. Niemniej to by mogło załatwić sprawę na dłuższe i częstsze używanie. Druga sprawa to uszczelki. Guma czy inny elastyczny materiał z czasem po prostu skruszał. Co sprawiało, że robił się kruchy i tracił swoją elastyczność która w tym wypadku gwarantowała utrzymanie hermetyczności komory. Tu po prostu trzeba było wyciąć te stare uszczelki i założyć nowe. Technicznie nie była to trudna robota chociaż trochę czasochłonna. Na szczęście w magazynie znalazła worki z tymi uszczelkami i mogła je dociąć na wymiar i założyć. Więc ta sprawa też wydawała się załatwiona. Na razie drzwi nadal się nie domykały no ale trzeba było poczekać na efekt oliwienia czy to wystarczy czy trzeba będzie kombinować coś innego. To jak musiała czekać na efekt swojej pracy i powrót kolegów to mogła się zająć to co ją interesowało. Czujnikami i kamerami. Musiała wrócić do sterówki. Jak miała okazję przyjrzeć się wskaźnikom na monitorach na spokojnie to doszła do wniosku, że sam software jest raczej w porządku. Komputer działał bez zarzutu. Wyglądało na to, że to coś z samymi kamerami i czujnikami jest nie tak albo samym przekazywaniem sygnału przekaźnikami i kablami. Tego jednak ze schronu już nie dało się naprawić. Prawdopodobnie trzeba było wyjść i wymienić uszkodzone elementy na nowe jakie były w magazynie. David i Koichi Gdy zostawili swoją koleżankę w schronie obaj ruszyli w drogę powrotną na powierzchnię. Z początku pokonywali tą samą drogę co poprzednio w drodze na dół tylko w odwrotnej kolejności. Czyli śluza, niedomykające się drzwi zewnętrzne, krótki nieoświetlony korytarz i schody na górę jakie prowadziły do piwnicy. No i dopiero tu zaczęło się badanie nowego terenu bo wcześniej korzystali ze schodów prowadzących na parter a teraz ruszyli piwnicznym korytarzem badając instytut od spodu. Przynajmniej nie było raczej obawy, że się zgubią. Przynajmniej póki nie zbaczali z tego głównego korytarza jaki pewnie prowadził wzdłuż głównej osi budynku. Wystrój wnętrz był raczej typowo piwniczny. Część drzwi była otwarta na ościerz, pół otwarta, niektóre leżały na ziemi a niektóre były zamknięte na głucho. Tam gdzie dało się zajrzeć widok jakoś nie porywał. Czas, pogoda, plądrowanie zrobiło swoje. Można było podobne obrazki oglądać i w ich świecie w jakichś porzuconych budowlach pozostawionych samych sobie. Przydawała się latarka Australijczyka bo przez niewielkie, piwniczne okienka do środka wpadało niewiele światła a korytarze i pomieszczenia w głębi to były skryte w pełnoprawnym mroku. Ale nie natrafili na coś co by mogło wyglądać na serwerownię. Zwłaszcza działającą. W ogóle chyba tu niewiele rzeczy działało. Tam i tu natrafili na coś co może mogło być jakoś użyteczne ale na nic co by mogło być trzewiami Cleo. Natrafili za to na ślady walki. W niektórych okienkach piwnicznych wciąż były ułożone worki z piaskiem i ustawiona broń maszynowa. W jednej piwnicy znaleźli nawet trzy ciała żołnierzy. Leżeli porozrzucani po tej piwnicy jakby zginęli wszyscy jednocześnie. Dawno temu. Ciała były już częściowo zmumifikowane. Tak, broni i amunicji wojskowego pochodzenia też parę sztuk tam i tu znaleźli. Aż tak powolutku przeszli z jednego skrzydła, centrum do drugiego. I wtedy coś jakby się zmieniło. Jedno z przejść było przesłonięte paskami folii. Jak na schodach prowadzących do piwnicy jakimi zeszli na dół gdy szli we trójkę do schronu. Za nimi był korytarz wyściełany folią. I przegrodzony odsuwanymi na suwak płachtami. Tak, że mogła stanowić śluzę powietrzną. No ale ta folia była popruta pociskami i zachlapana chyba krwią. Też starą. Po drugiej stronie korytarza były przymknięte drzwi. Ale stojąc z kilka sporych kroków od nich i przez tą zachlapaną i porwaną folię nie było widać co tam może być po drugiej stronie. A po drugiej stronie było coś co wyglądało na centrum dowodzenia albo łączności. W każdym razie stały albo leżały rozkładane stoły a na nich laptopy i komputery, sprzęt do satelitarnej łączności. Prawie dało się wyczuć ten zgiełk rozmów i różnych kliknięć pracujących tu ludzi. No ale jednak to też musiało być dawno. Teraz wyglądało jakby ktoś tu się strzelał i pomieszczenie oberwało. Część stołów i sprzętu leżało na podłodze a wszystko było brudne, zakurzone, z zaciekami, poplamiona. I tam i tu zachlapane starą krwią. I były kolejne drzwi. Otwarte na oścież. A za nimi było… Cholera, właściwie ani Japończyk ani Australijczyk nie wiedzieli na co patrzą. Nie spotkali się nigdy z czymś podobnym. “To” przypominało jakąś iglicę. Coś o wysokości jakichś 2 metrów. Ot, trochę wyższe od przeciętnego dorosłego. Ale dość wiotkie, u podstawy miało może udo dorosłego i stopniowo zwężało się aż do czubka znajdującego się całkiem blisko sufitu piwnicy. I nie była to jednolita bryła tylko taka ażurowa. Jakby jakaś nowoczesna rzeźba ze stalowych prętów ołożonych w finezyjne kształty. A te kształty były bardzo płynne, wcale nie przypominały wygiętych niezgrabnie prętów. Tylko sprawiały delikatne, finezyjne wrażenie, jakby to były jakieś druciki. Ale miało nieco płaskich zgrubień trochę jak nie do końca uformowane liście na jakiejś gałązce. No i chociaż to coś na środku, ta iglica stanowiła główny obiekt w tym niezbyt dużym pomieszczeniu to od niego odchodziły pomniejsze druty jakie niczym pajęczyna rozchodziły się po podłodze, oplatały ściany i sufit. Jakoś nie bardzo było widać gdzie dokładnie podstawa tego trzpienia przechodzi w te rozgałęzienia na podłodze. Więc wyglądało jakby od tego trzpienia rozrastały się te różne metaliczne nitki. Albo te metaliczne nitki w centrum formowały się w to zgrubienie centralne.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
27-10-2020, 20:14 | #338 |
Markiz de Szatie Reputacja: 1 | Pomioty zaatakowały po raz kolejny. Wydawały się być bardziej zainteresowane Polakiem. Jego wcześniejsza rana-znamię musiała pobudzać zmysły tych zwierząt. Niewykluczone, że złapały jego trop i wytrwale za nim podążały. Zwyczaje strefowych bestii przypominały odwieczne prawa natury i zew krwi, mianowicie polowanie na słabsze i ranne osobniki. |
31-10-2020, 10:27 | #339 | |
Reputacja: 1 |
__________________ Evil never sleeps, it power naps! | |
01-11-2020, 18:52 | #340 |
Reputacja: 1 | Marian nie miał czasu na przygotowanie. Psy były zbyt szybkie. Zrzucił plecak z ramienia i skręcił tułów wykorzystując impet plecaka by posłużył mu za tarczę. Naparł na hellhounda unosząc lewą rękę uderzył plecakiem-tarczą w pysk. Kucnął. W drugiej ręce czaił się już gotowy do wystrzału pistolet. Marian przyłożył pod odsłonięty brzuch "zwierzęcia" i nacisnął spust. Liczył, że kilka strzałów wystarczy, by położyć kundla i przeorganizować się. Znaleźć jakiś pręt, czy kij bejsbolowy, który ułatwiłby walkę w zwarciu. |