Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-03-2019, 01:19   #221
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Post

Drużyna B (a raczej grupa wędrowców Pustkowi, byłych jeńców wojennych z armii NCR, byłych niewolników Legionu Cezara, banitów z tegoż Legionu oraz para ocaleńców z Morza Wydm) nie miała wiele czasu. Kiedy MJ udał się na przeszpiegi, reszta ekipy zajęła się opatrywaniem ran i dywagowaniem nad tym, co zrobić. Padło sporo pomysłów i wszyscy zgadzali się co do tego, że tą drużynę legionowych asasynów należało złapać w jakiś potrzask i wyeliminować - inaczej uparte skurwysyny będą ich tropić po kres dawnej Ameryki. Nie wiadomo było, czy śmierć tej drużyny definitywnie załatwiłaby problem, ale na pewno ocaliłaby ich teraz i dała dużo czasu nim Legion ogarnie temat i pośle kolejnych.

Sprawą drugorzędną wydawała się kwestia pustynnych nomadów. Harris, Baxter i Brufford wiedzieli o nich coś więcej. Była to grupa na wpół zdziczałych ludzi, którzy albo z konieczności, albo z preferencji, żyła na Morzu Wydm. Jakimś cudem potrafiła przetrwać na tej piaskownicy i uniknąć śmierci z powodu warunków i lokalnej fauny. Mijające dekady zmian środowiskowych po Wielkiej Wojnie musiały jedynie dać im czas aby się przyzwyczaić. W ostatnich latach szeregi pustyniarzy zasiliły resztki dzikusów, rajdersów i bardziej niepokornych pustkowiaków czy osadników, pobitych i ściganych przez Legion. Ci, którzy nie zdechli (czy to z powodu pościgu, Morza Wydm czy samych nomadów) dołączyli do band tych "piaskowych duchów". Legion w pewnym momencie prawie sobie połamał na nich zęby (zresztą tak samo jak na Dog Town). Warunki, odległości i zmęczenie mocno dały się we znaki armii Caesara, co szybkie, lotne związki wydmowych gerylasów potrafiły wykorzystać. Plotki i legendy głosiły, że byli w stanie funkcjonować nawet podczas burz piaskowych, byli szalonymi fanatykami jakiegoś prymitywnego kultu pustyni czy Pustkowi, a także byli kanibalami. Dominowali nad Morzem Wydm, okolicznym pasem "suchszych" Pustkowi (ziemi niczyjej, na której była między innymi tamta stacja paliw) i położonymi nań ruinami. Do perfekcji opanowali sztukę znikania w tych klimatach, byli też samowystarczalni pod kątem zaopatrzenia (w tym w broń i amunicję). Legionowe próby pobicia ich w walnym boju spełzły na niczym - wróg rozpraszał się przy każdej ofensywie i stosował taktykę wojny szarpanej. Niestety, nie byli to "dobrzy ludzie" - robili też za zwykłych bandytów, rajdersów i - jak wspomniano wcześniej - kanibali. Jeśli nie tornada trwające w tym rejonie większość roku, potwory, widzimisię pograniczników z Legionu czy okazyjne burze piaskowe, to właśnie oni stanowili jeden z głównych powodów dla których ruch wschód-zachód był praktycznie niemożliwy.

Co do asasynów Legionu mógł wypowiedzieć się Utangisila - który miał okazję co nieco zasłyszeć na szkoleniu i w obozach - oraz, o dziwo, Harris (acz nie powiedział, skąd o nich wiedział). Niektórzy zwiadowcy, odkrywcy i rekruci przejawiali wyjątkową kombinację predyspozycji do walki w zwarciu i na dystans, podchodów, tropienia i wtapiania się w teren. Tych separowano od reszty, szkolono pod okiem speculatores i frumentarii i tworzono z nich death squads z własnymi decanusami i vexillariusami do ścigania określonych "wrogów Legionu", nawet poza granicami "imperium". Cały efekt psuł fakt, że nawet na obczyźnie potrafili paradować w swoich zwyczajowych ciuchach i barwach - co było szczególnie głupie w przypadku vexilariusów z ich durnymi sztandarami na plecach. Nikt nie potrafił powiedzieć, dlaczego szkolona grupa skrytobójców miała tak operować (pomijając tzw. taktykę terroru), ale na pewno pomogło to Drużynie B w szybkiej identyfikacji problemu. Tak czy inaczej: byli elitarni i w ich skład potrafili wchodzić nawet triarii i centurioni (acz ci tutaj w ABQ wyglądali na najniższe szarże), wyposażeni w lepszy sprzęt niż zazwyczaj i umiejący go używać w znacznie lepszym stopniu niż szeregowa hołota.

Po operacjach i zbudowaniu skraplaczy, ekipa zabrała się do roboty, tworząc parę prowizorycznych pułapek. Część była przenośna, inna niekoniecznie. Harris nalegał na coś takiego, jednocześnie pozostając tak jak niektórzy sceptyczny co do dalszego bytowania w Super Duper Mart. Trzeba było czym prędzej się ewakuować i gdzieś ukryć. Utangisila poszedł na zwiad i zlokalizował jakiś na wpół przysypany - a przede wszystkim nie do końca zrujnowany - dom blisko zrujnowanych estakad przed zawalonym mostem na Rio Grande. Były też inne domy, ale nie byłyby w stanie pomieścić całości ekipy razem ze sprzętem, albo były zbyt dziurawe. Okolica była ponadto wysprzątana z radskorpionów, a radkaraluchów czy innego cholerstwa widać nie było. Przed wieczorem, kiedy MJ wrócił z przeszpiegów, zdążyli się zebrać i przenieść. Wiedzieli natomiast, że byli obserwowani z drugiej strony rzeki. Nomadzi wiedzieli gdzie są, ilu ich jest i co robią. Na razie ograniczali się do patrzenia, ostentacyjnie dając Drużynie B do zrozumienia, że oni wiedzieli o tym, że ci wiedzieli o tym, że oni wiedzieli o nich. Czy jakoś tak.

Wkrótce po zapadnięciu zmroku okazało się, że dyskomfort i nalegania Harrisa na pośpiech były uzasadnione. Ledwo legioniści wysprzątali "podziemia" Nusendis z przerośniętych mrówek, a wcale nie skupiali się na robieniu tam jakiegoś przytulnego domu czy twierdzy, ani nie myśleli o odpoczynku. Poszli na przepatrywanie. W szybkim tempie ogarnęli praktycznie całą okolicę Laurelwoods i na zachód od tego. Próbowali zapuścić się do Los Volcanes, ale tam natknęli się na grasujące radskorpiony i czym prędzej się wycofali, nie wszczynając walki. W Super Duper Marcie jednak chyba dopadło ich zmęczenie, bo narobili szumu z pułapkami. Ktoś chyba został zabity albo chociaż ranny, sądząc po krzykach i miotanych klątwach. Ale jeszcze tej samej nocy wysprzątali dawną sadybę banitów z "niespodzianek" i... zajęli ją, zostawiając stadion w cholerę. Oczywiście z całym dobrodziejstwem już przygotowanej (acz ogołoconej) "twierdzy".

Nastał czwarty dzień. O poranku zebrali skraplacze, które ustawili w ruinach blisko chaty. Dzięki Bogu robactwo nie przylazło tej nocy (skupiło się na przeszkadzaniu asasynom we śnie), więc mogli zachować ciszę. Czym prędzej znów się ukryli w ruinie. Harris zabronił hałasowania, wyściubiania nosa nieogarniętym w sztuce skradania się poza ruderę, czy krzątania się wewnątrz i w obejściu. Skraplacze były jedyną rzeczą, którą zaryzykowali - i na razie chyba skrytobójcy byli zbyt zmożeni wydarzeniami ostatniej doby, by zauważyć ich zgarnianie. Co innego nomadzi, którzy nadal gapili się zza wyschniętej miedzy.

Były kapral Armii NCR wspomniał, że teraz byli już na celowniku. Zabójcy ogarnęli okolicę, wiedzieli, że ktoś tu jest (jeśli niekoniecznie B-owcy, to nomadzi czy kto inny - wrogowie Legionu, tak czy inaczej) i wiedzieli, gdzie mają nie łazić. Od teraz na pewno mieli już baczenie na cały rewir. Zwiad ze strony Utanga i MJa porównany z mapą kazał stwierdzić, że jedyne miejsce na zasadzkę taktyczną opisaną przez Jinxa mogło być w dawnej starej dzielnicy ABQ - po drugiej stronie suchej rzeki. Tam też pewnie znalazłyby się materiały do zrobienia większej ilości pułapek - rudera była ogołocona ze wszystkiego.

Pytań było sporo. Co teraz? Zasadzka według taktyki Jinxa plus pułapki, czy zwabienie pożarem albo bombą według Brufforda i innych? Napuszczenie asasynów na nomadów (wszak obie strony były wrogami)? Harris bąknął też coś że można tą bombę lub pożar połączyć ze zwabieniem obu stron do Los Volcanes - jakoś. Jeśli oponenci Drużyny B byli głupi. I właśnie... co z nomadami? Dobra lokalizacja na starówce wiązała się z wtargnięciem na ich terytorium, co jasno dawali do zrozumienia.

Pewne było jedno. Nikt nie wyjdzie z Albuquerque bez rozlewu ludzkiej krwi.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.
Micas jest offline  
Stary 22-03-2019, 11:39   #222
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Max miał mieszane uczucia co do ostatnich wydarzeń. Mimo, iż nie ponieśli żadnych strat, w przeciwieństwie do ich przeciwnika, miał wrażenie, że tą bitwę przegrywają.
Obserwował, jak z Super Duper Marktu dobiegają odgłosy uwalnianych pułapek i wrzaski rannych. Wróg został osłabiony, ale z drugiej strony, stracili całkiem dobrą bazę. Gdyby mogli ją chronić...być może odparliby napastników. Albo zginęliby próbując.
Plan Harrisa od początku mu się nie podobał. Zwabienie przeciwników do Los Volcanoes, miejsca w którym leżało najwięcej użytecznych gratów nie byłoby złe, ale trzeba by było wpierw sprawić, aby legioniści rozstali się z mózgami. Wielkie skorpiony były głośne, no i wielkie. Każdy przy zdrowych zmysłach omijałby je z daleka. Napuszczanie nomadów na legion miało swoje plusy, ale z drugiej strony zawsze istniało ryzyko, że się dogadają, i problem z dużego, stanie się kurewsko ogromny. Jeśli nomadom zależało na utrzymaniu status quo, legioniści mieli misję polegającą na zabiciu drużyny B, a drużyna B była tu tak jakby od niedawna, to wydawało się logiczne na jakie ustępstwa mogą pójść nomadzi by legioniści bez przeszkód mogli załatwić co trzeba w okolicy.


Zwiadowcy brzmieli mądrze. Eliminować po cichu, z doskoku. Nie mieli ani dobrej broni, ani nie byli wyszkolonymi zabójcami. Wróg był silniejszy, i przez to mógł czuć się pewnie. Mniejszy musi szarpać większego, niczym wilk atakujący stado brahminów. Jak wilk. Po cichu, i z doskoku.

- Wybij sobie te bomby ze łba, Harris, tak jak napuszczanie zabójców na nomadów czy skorpiony. Jeśli przyszli tu po nas, zarówno nomadzi, jak i zabójcy legionu nie mają powodów, by ze sobą walczyć. Prędzej dogadają się, niż ruszą na siebie. Chyba, że legion to tylko szukające krwi półgłówki, którzy strzelają do wszystkiego, co się rusza i wtedy mielibyśmy szansę. A coś mi mówi, że tak nie jest. Nomadzi są...ostrożni. Obserwują. Czekają i nie posądzałbym ich o głupotę. Legioniści to inna bajka. Zresztą jeśli są rzeczywiście tak groźni, jak mówisz, to przyda się każda ilość materiału wybuchowego, chociażby na pułapki – powiedział cicho, acz stanowczo Max – zwiadowcy mają rację. Nie mamy dość sił na konfrontację i popieram pomysł, aby zdejmować ich po cichu... – Max obrócił mapę patrząc na rozkład ulic i budynków. Jinx proponował zasadzkę. Inni taktykę pojedynczej eliminacji. "Może połączyć oba pomysły?" pomyślał przez chwilę.

- ...albo zagrać va banque i wykorzystać kilka naszych atutów. Zamarkować zwiadowcami, że cała grupa przeszła przez teren skorpionów, ale w rzeczywistości zrobić obejście i zająć stadion, poruszając się po śladach legionistów i tam się obwarować. Stadion to też niezłe miejsce na zasadzkę ogniową - tu Max spojrzał na Jinxa - ...pełno tam też miejsc na pułapki... - popatrzył na Archiego - no i już tam byliśmy i znamy teren. I nie ładujemy się nomadom prosto w ich sos. Jeśli legioniści podążą za naszymi śladami, wpierw mogą władować się na skorpiony... - Max pokazywał palcem na mapie spodziewaną marszrutę – ..ale ślady muszą być na tyle dobrze zrobione przez zwiadowców, by legion chwycił przynętę. No i mają nomadów za plecami którzy może się ruszą, może nie...ale to czynnik który muszą wziąć pod uwagę. - wzruszył ramionami i kontynuował dalej -Zamiast robić huk i hałas i marnować materiały wybuchowe, wykorzystałbym sytuację, że mamy lżejsze opancerzenie i wprawnych zwiadowców. Mamy też dobrych strzelców z karabinami, którzy potrzebują dobrych pozycji strzeleckich, a stadion wydaje mi się lepszym pomysłem niż wejście na drugą stronę rzeki, w teren, którego nie do końca znamy. Materiały wybuchowe w pomieszczeniach stadionu przydałyby się na pułapki których potrzebujemy, by zrównoważyć ich wyposażenie i wyszkolenie. Jinx?Utang?MJ?Archie?Ktokolwiek? Co o tym myślicie? - Max patrzył również na pozostałych, wodząc wzrokiem po każdym z nich. Szukał ich rady, oparty o stół z mapą. Liczył na opinie towarzyszy, poradę jak to dobrze rozegrać, bo każdy scenariusz wyglądał po prostu słabo. Ale nie zamierzał słuchać kolejnych przebąkiwań Harrisa. Jakoś niespecjalnie mu ufał. Na pewno nie zamierzał mu pozwolić na forsowanie na siłę swoich planów i teorii, szczególnie, że ich nie tłumaczył ani nie uzasadniał. Max nie chciał powtórki z Cottonwood Cove, gdzie Harris po prostu...był nieobecny.
Max rozumiał problem Harrisa. Wade nie znał drużyny B. Nie wiedział do czego byli zdolni i nie wiedział co przeszli i co naprawdę potrafią. Ale to nie był problem Maxa. Nie był to problem drużyny B, którą dowodzić chciał. Ale na które to dowodzenie po prostu nie zasłużył i Max był gotów udowodnić mu to za pomocą kastetu. Lub karabinu.

 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est

Ostatnio edytowane przez Asmodian : 22-03-2019 o 12:14.
Asmodian jest offline  
Stary 22-03-2019, 12:34   #223
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
uwaga 18+

[MEDIA]https://www.catersnews.com/wp-content/uploads/2016/03/0_CATERS_ABANDONED_MINING_TOWN_01-800x498.jpg[/MEDIA]



Nowy dom - Igła i Max


Igła cieszyła się nawet ze zmiany lokalizacji ich “bazy”. Niepokoiło ją poganianie Harrisa. To nie tak, że mu nie ufała.. ale nie było go tyle czasu… pojawił się znikąd w Malpais. Nie wiedziała czego ma się po nim spodziewać. Jednak tak długo jak wszyscy szli w tym samym kierunku, szła za nimi.

Gdy dotarli do wybranego budynku, pomogła przy oczyszczaniu domu i skorzystała z okazji by wybrać jeden z pokoi na piętrze na swój gabinet i kto wie… może sypialnię. Wypatrzyła kilka desek i kawałków mebli, z których pewnie uda się jej zbudować coś jak łóżko… byłoby jej dużo wygodniej wykonywać zabiegi. Problem był jeden. Pokoik, który wybrała bo był nieźle oświetlony miło niewielkiego okna był na piętrze… deski… walały się po podwórku. Natalie zostawiła swój ekwipunek w pokoju i wyszła na zewnątrz, machając przy okazji chłapakom którzy objęli warty. Sama zabrała się za mozolne przyciąganie wybranych desek w pobliże zrujnowanego ganku.
- Ekhm...pokaleczysz palce - mruknął Max stając za nią i widząc, jak mozoli się ze stertą desek. Odłożył karabin na bok i zdjął swoją kamizelkę i zbroję, szykując się do pomocy - Gdzie to wleczesz?
- Pomyślałam, że przygotuję gabinet na piętrze. - Igła spojrzała niepewnie na Maxa. - Można by zrobić z tego prowizoryczne łóżko.. jest wygodniej gdy pacjent jest na wysokości… pasa. - Pokazała odpowiedni poziom stając przed maxem. - Ta duża decha na blat i te skrzynki… będzie nieco niżej ale i tak wygodniej niż robić wszystko na kolanach, a powinnam wam szwy pozdejmować.
Max mruknał i pokiwał głową, biorąc większość sterty i zaczął holować całość na piętro. Natalie spojrzała na niego zaskoczona i zgarnęła te nieliczne elementy, które jej zostawił. Po kilku chwilach cała sterta leżała już we wskazanym przez Igłę miejscu, gotowa do montażu.
- Skrzynki tu...deska tam….jasne. Przydałby się taki siennik, z metalu, ale trzeba będzie znaleźć… - podumał chwilę.
- Od biedy mogę użyć cerat, które znalazłam… wątpię by gdzieś w okolicy znalazła się odpowiednio duża blacha. - Igła odłożyła przyniesione przez siebie kawałki desek. Zdjęła z siebie pancerz rzucając go na swój ekwipunek i zabrała się za przygotowywanie miejsca pod prowizoryczny stół. Myślała, że będzie to robić pomiędzy kolejnymi turami noszenia, ale z Maxem poszło to błyskawicznie.
Lucky poszukał w okolicy jakichś wiązań, i po pewnym czasie, spędzonym na podwiązywaniu, i przywiązywaniu skrzynek do dziurawej miejscami podłogi, z której wystawały pręty zardzewiałego zbrojenia, blat umieszczony na skrzynkach stał pewnie, przytwierdzony i przywiązany do podłoża. Ruszył nim jeszcze parę razy, a nawet oparł się całym ciężarem, sprawdzając, czy się nie przewróci. Ani drgnął
- Dobre na początek. Co dalej? - uśmiechnął się do niej, siadając na łóżku.
Igła zaśmiała się.
- Nie spodziewałam się, że to może zająć tak mało czasu. - Przyjrzała się z uśmiechem mężczyźnie i jego dziełu. - Pewnie należałoby je przetestować.
- Hmm...powinienem się położyć? - zaśmiał się.
- I zdjąć koszulkę. - Igła podeszła do stołu i sama się o niego oparła. Naprawdę był stabilny. - Myślę, że mogę ci już zdjąć te szwy z ramienia. Gdy czyściłam ci je z tyłu piaskiem, wyglądało to już bardzo ładnie.
Zdjął koszulkę i pokazał Igle ranę. Wiedział, że niewiele tam już potrzeba jej ingerencji, ale mimo to jakoś niespecjalnie chciał jej unikać.Jej dotyk w pewien sposób go uspokajał, wiec spokojnie czekał, aż Natalie zacznie “testować” ów stół.
- Twardo… - mruknął cicho - trzeba będzie pomyśleć o jakimś kocu, albo sienniku.
- To nie miało służyć do spania. - Natalie zaśmiała się i sięgnęła po nóż, by przeciąć stare supełki. Pochyliła się nad Maxem powoli wydobywając nić z jego skóry. - Ale jest tak stabilne… może gdyby znaleźć jakieś worki i napełnić je piachem… do tego koc i mogłoby być bardzo wygodnie.
- Da się zrobić… - ocenił, ale patrzył, zerkając ukradkiem za każdym razem, kiedy wyciągała szew.
- Pytanie ile tu zostaniemy. - Natalie wyjęła ostatni kawałek nici i pomału przesunęła dłonią po dawnej ramie. - Ładnie się zrosło… choć dałeś swojemu ramieniu nieźle popalić.
- Przeszło czysto. Szkoda, że w tym upale rany gorzej się goją. A jak u ciebie? - zapytał patrząc na nią z troską w oczach - trzymasz się?
- Nie licząc rany na żebrach, z której już wyjęłam sobie szew Kittiego, nic mi nie dolegało. - Natalie dała znak Maxowi by przewróciła się na bok i zabrała się za wyjmowanie szwów z jego pleców. - Jest dobrze… szczególnie od kiedy mogę spać obok ciebie. To przyjemne móc w końcu się wyspać. - Pomału wyjmowała kolejne nitki. Po tym jak wyczyściła dobrze rany, wszystko ładnie się zasklepiło. Prawdą jednak było, że nie wędrowali od dwóch dni i nawet mimo potyczek, ciała się regenerowały. - Stare oparzenie zaczęło mnie palić od tego upału i szorowania piachem, ale na to się chyba nic nie poradzi… to tego te spodnie są tak potwornie twarde.
- Można je zdejmować...na popasach. Albo w czasie snu, ale nie wiem, czy to pomoże - mruknął spokojnie czekając. Mimo twardości tego łóżka, wcale nie było takie złe.
Igła tak jak poprzednio bez pośpiechu zbadała dłońmi dawną ranę, która teraz była jedynie czerwoną blizną.
- Ja… zdejmuję spodnie na noc. - Powiedziała cicho. Zawsze opatulała się mocno kocem by nie peszyć Maxa swoją golizną. - Po prostu źle zadbano… w ogóle nie zadbano o te nasze rany gdy je wypalano. Nie wiem jak u ciebie ale u mnie potwornie długo się goiła.
- Mogę zerknąć - mruknął Max leżąc na desce - Tak….czy sprawdzić, czy wszystko ok, rzecz jasna…
- Och… to… będę wdzięczna. - Igła puściła ramię mężczyzny i zerkając to na niego to na prowizoryczne drzwi do pokoju zaczęła zdejmować buty, a chwilę po nich spodnie. Lekko się rumieniąc odsłoniła udo, które już ponad pół roku temu oszpecił sporej wielkości “X”
Zwinął się na drewnianym łóżku, które zaskrzypiało pod jego ciężarem i opuścił nogi w dół, opierając się biodrami o krawędź łóżka. Nieprzyjemnie gniótł w dolną część pleców, ale to nie była wina łóżka, a raczej tego, że po kilku dniach marszu, walkach i skąpych racjach żywnościowych, byli po prostu chudzi i nieco zabiedzeni. To też zresztą nie było problemem.
Max czuł, że coś było nie tak. Cała ta sytuacja z babraniem się ranami jakoś go nie przekonywała. Igła sprawdzała je przecież wczoraj, i niemal co rano widziała, jak ubierał się wraz z innymi.
X na jej udzie wyglądał już dosyć staro. Niemal zagojony i zatarty. A jednak jej zachowaniem próbowała mu chyba coś powiedzieć. Coś, czego nie dostrzegał być może od razu, skupiony na przeżyciu, szukaniu rozwiązań dla całej grupy, poszukiwaniu wody, i odpieraniu zagrożeń czyhających z każdej strony.
Chwycił ją w pasie i przyciągnął Natalie do siebie
- Bardzo...ładnie....zagojone.... - Max patrzył jej w oczy powoli przybliżając się ustami do jej ust.
- Naprawdę piecze… - Wyszeptała cicho skracając dystans, który ich dzielił. Bez pośpiechu pocałowała Luckiego. Jak często myślała o tym, patrząc na jego usta gdy spał? Jak długo miała na to ochotę? Otoczyła jego szyję ramionami przywierając do mężczyzny swoim ciałem.
Objął ją mocno, jakby bał się, że mu ucieknie, choć nie wydawała się ani trochę przestraszona. Jej przyjemnie miękkie usta wprowadzały go w ten dziwny stan oszołomienia, jak po postrzale, w którym umysł odjeżdżał gdzieś w głąb, jakby stawał się całkowicie niepotrzebny. Ręce błądząc po szczupłych plecach Natalie, dotarły w końcu do jej krągłych pośladków. Przyciągnął ją jeszcze bardziej na siebie, opierając jej łydki i kolana o powierzchnię zrobionego przez nich stołu, który cichutko zaprotestował jękiem linek i skrzypieniem skrzynek. Igła przyklęknęła na stole, okrakiem ponad mężczyzną. Jej dłonie zaczęły błądzić po tak dobrze już znanych jej ramionach i plecach. Teraz jednak mogła to robić śmiało, nie ukrywać tego ile przyjemności jej to sprawia. Gdyby tylko nie ten gorąc… Miała wrażenie, że jej ciało zaraz eksploduje od żaru, który zbierał się w nim od kiedy tylko zaczęła wyjmować szwy. To okropne… wytresowane ciało. Co on musiał teraz o niej myśleć?
- Naprawdę… wierzysz mi, że to naprawde .. piecze? - Wydusiła między pocałunkami, jakby od odpowiedzi zależało jej życie.
- Acha… - zdołał jedynie wymruczeć, lekko kiwając głową w przerwach między pocałunkami.
Natalie poddała się. Wierzył jej czy nie… jeszcze choć odrobinę… mogła go całować.

Max czuł, że robi coś złego. Igła to była tylko kumpela. Towarzyszka broni. Łatała ich koncertowo. Wiele przeszła. Czy to co w tej chwili robili było w porządku? Myśli przelatywały przez głowę Maxa coraz szybciej, i szybciej, ale palce Natalie nie dawały mu najmniejszych szans.
W dupie miał rozterki. Jeśli tego właśnie potrzebowała, zamierzał jej to dać. Nawet, jakby miał potem nienawidzić się za to, że zrobił jej jakąś krzywdę. Rozterki....były do kitu.
Po za tym od tego myślenia drętwiały mu pośladki. Czuł gorącą pręgę przecinającą jego tyłek.
"To ten cholerny stół..." przemknęło mu przez głowę. Chciał zakląć. Nie mógł, bo chwilowo jego język całkowicie zajmował Natalie, która miała zajebistą technikę.
Max nawet nie próbował oponować. Zresztą w obecnej chwili nawet o tym nie myślał.
Skorzystał z okazji, i bawił się jej tyłeczkiem, rozkosznie wypiętym.
Nawet ten stół już tak bardzo nie przeszkadzał...
Igła z całych sił walczyła z sobą. Nie mogła mu pokazać tej.. lubieżnej wersji siebie. Tej wytresowanej kurwy z Denver. Tylko czemu ciało tak się napinało, rozgrzewało? Jeśli Max zaraz nie chwyci jej nabrzmiałych piersi to chyba oszaleje.
Odchyliła się nieco, opadając biodrami na krocze mężczyzny i ocierając się o jego spodnie. Nie chciała się uśmiechać.. nie chciała robić tej lubieżnej rozpalonej miny, ale nawet nie kontrolowała mięśni twarzy. Rozchyliła wargi oddychając z trudem gdy patrzyła na Luckiego i ściągnęła koszulkę, odsłaniając napięte, uniesione piersi. Rzuciła ubranie na ich prowizoryczne łóżko, nie przerywając ruchów własnych bioder… jak tak dalej pójdzie… przemoczy mu spodnie.
Nawet gdyby chciał, jego ciało mówiło co innego. Wyrywał się do niej przez napięte spodnie. Ból z jednej strony, ból z drugiej. Czy nic na tym pustkowiu nie może być normalne?
"Ależ ona ładna..." przemknęło mu przez chwilę, zanim wtulił się twarzą w jej tak ochoczo wyeksponowane krągłości. Wiedział, że musi je choć dotknąć, poczuć je w ręku, więc obrócił ją na plecy, kładąc na jej własnoręcznie zmajstrowanym łóżku i dobierając się do tych jędrnych skarbów.
Igła wydała z siebie głośne westchnienie, w którym rozkosz mieszała się z ulgą. W końcu… Ta myśl nieco ją przeraziła. Czy naprawdę, aż tak na to czekała? A jednak… toż opatrywała go… pielęgnowała go normalnie, prawda? Gorąc w podbrzuszu wyraźnie sygnalizował jak bardzo się myliła. Toż nie dotykałaby siebie, wtulając w niego twarz, gdyby nie była wygłodniała… gdyby nie miała na niego apetytu.
Sięgnęła pomiędzy swoimi nogami do spodni mężczyzny, by uwolnić to na co miała najbardziej ochotę. Rozpięła rozporek i przesunęła palcami po męskości Maxa, drażniąc ją przez materiał jego bielizny.
"Ja..pier...dolę..." nawet myślenie szło mu teraz cienko, kiedy złapała go za ptaka, wyczyniając z nim rzeczy, których nie robił dawno temu. Właściwie chyba żadna kobieta wcześniej tego tak z nim nie robiła ale nie zamierzał jej w tym przeszkadzać, czując gorąco, i przyjemne drętwienie, które falami jeździło sobie po kręgosłupie, mając to, czego chciał a czego nie chciał, głęboko gdzieś.
Pozwolił jej na to, nawet jej pomógł usiąść na tym cholernym stole, prostując się i pozwalając spodniom opaść z grzechotem paska na podłogę. Jej piersi były zbyt fajne, by im jeszcze odpuszczać.Wręcz zapraszały, by je głaskać i całować. "Kąpiel piaskowa, działa jak papier ścierny, i czyni skórę dużo gładszą poprzez zjawisko abrazji, eskfoliacji......zamknij się Max".
Natalie z całych sił walczyła ze swoim ciałem by nie wycisnęło mózgu z jej głowy i by nie zrobiło z niej zwykłej lalki do ruchania, jaką miała być w Denver. To nie był jakiś tam kolejny legionista… To był Max. ten konkretny.. jej Max. Dłonie, bez udziału jej świadomości zsunęły z niego bieliznę i pochwyciły nabrzmiałą męskość w mocnym uścisku.
Zamykał oczy, z każdym jej wprawnym ruchem, jakby coś jakby topiło się w jego umyśle. Z każdym ruchem jej dłoni, po którym jego nogi niemal uginały się w kolanach, a biodra same drżały niecierpliwie, czekając na swoją kolej. Poddawał się temu uczuciu. Poddawał się jej wprawnym, zwinnym palcom, które odbierały mu chwilowo oddech i posyłały kolejne eksplozje przyjemności wprost w jego lędźwia. Poddawał się widokowi jej krągłości, wilgotnych od jego języka. Poddawał się jej biodrom, i udom rozwartym tak zapraszająco. Czy kusiła go, bo chciała, czy też bo może tak ją nauczono, tego Max nie wiedział. Zresztą, nie miało to dla niego w tej chwili wielkiego znaczenia. Zsunął rękę w dół, między jej uda, palcami przesuwając na bok materiał jej majtek.
Igła delikatnie pociągnęła go za jego oręż, na zachętę umaczając jego czubek w swym wilgotnym wnętrzu. Teraz… już nie było odwrotu. Nie byłaby się w stanie powstrzymać… nie wypuściłaby go z rąk… Tylko czy on tego chciał? Patrzyła rozgorączkowanym wzrokiem na swojego… kumpla… towarzysza broni.
- Pragnę ciebie Max. - Wyszeptała z trudem, sama nie poznając swojego rozpalonego głosu.
Max też jej pragnął. Tak mocno, że w tym tempie omal nie zapomniał o prezerwatywie. Kamizelka nie leżała na szczęście daleko. W końcu mógł spełnić jej pragnienie. Mógł zanurzyć się w jej kobiecości, poczuć dotyk jej ud na swoich plecach i jej twarde sutki na swojej piersi. Łóżko jęknęło, protestując, pod ciężarem dwóch splecionych ze sobą ciał.
Sanitariuszka objęła mężczyznę mocno nogami dociskając jego ciało na chwilę do swojego. Czuła jak całe jej wnętrze zaciska się na nim. Jak jego obecność uniemożliwia jej jakiekolwiek myślenie. Z trudem poluzowała chwyt nogami by umożliwić mu poruszanie, nie była jednak w stanie puścić ramion, na których zacisnęła kurczowo palce.
Max wydawał się tym nie przejmować. Miarowymi ruchami wbijał się między jej uda. W ten ciasny, wilgotny, pulsujący punkt, w tą jaskinię rozkoszy, wlewanej w jego członki niczym narkotyk. Powoli. Szybciej, jeszcze szybciej. Każde poruszenie jej ciała było przyjemną torturą, kiedy ocierała się udami i biodrami o jego skórę, drażniąc podniecająco.
Była od niego znacznie drobniejsza i jej szczupłe ciało niemal pod nim zniknęło, kiedy zamknął ją w swoich ramionach, przyciągając mocniej do siebie, pieszcząc plecy, wędrując dłońmi od chłodnych od leżenia na stole pośladków, aż po wygiętą w łuk szyję, by zanurzać je w pachnące jej potem włosy. Wargami przygryzał płatki jej uszu, chcąc tarmosić je, niczym głodny zwierz.
Stół jęczał i drżał, a linki napięły się niebezpiecznie, testowane do granic możliwości. Opory Maxa zniknęły całkowicie. Czuł ją pod sobą, i podobało mu się to, w jaki sposób go do siebie przeciągała.
Max był… był taki duży. Wiedziała to… nie raz musiała stawać na palcach by obejrzeć jego rany, a jednak teraz gdy tonęła w jego objęciach…Było jej tak dobrze. Pojękiwała cicho przy każdym ruchu, nie mogąc już zapanować nad swoim głosem. Był w niej… nad nią. Obejmował ją. Niesamowite było to jak bezpiecznie czuła się w tym stanie. Nie przeszkadzało jej, twarde drewno pod plecami, to jak jej miednica wbija się w stół przy każdym ataku kochanka. Czuła że zaraz nie wytrzyma. Jeszcze jeden raz.. Jeden szturm.
Szybko zasłoniła własnymi dłońmi usta by stłumić okrzyk oznajmiający jej szczyt. Jej ciało przeszył impuls… potem kolejny. Drżące nogi owinęły się wokół mężczyzny, sprawiając, że ich “spotkania” stały się jeszcze głębsze.
Rozłożył ją na stole, rozkoszując się jej przyjemnością, widząc jej seksownie wygięte w łuk ciało. Świszczący oddech topił się w jej stłumionym krzyku. Mebel zaczął się chybotać. Coś zgrzytnęło metalicznie. Serce waliło jak oszalałe.
Koniec przyszedł nagle, porażając członki swoją bezwolną mocą. Omal nie odjechał, czując ćmienie w skroniach, pioruny spełnienia, przewalające się przez jego plecy, kręgosłup, i uderzające po udach i pośladkach niczym bicz nadzorcy legionu.


Po chwili zauważył, że trzymał rękę na jej ustach, kiedy przez moment leżeli na wciąż istniejącym stole, który według wszelkich reguł powinien już dawno się rozlecieć.
Max oparł łokieć na chłodnym blacie stołu i popatrzył przez chwilę na Igłę, przez szczyty jej piersi, mrugając jednocześnie okiem.
- Solidny...ten mebel... - parsknął ze śmiechu, widząc jak trzyma rękę na ustach.
Igła odsłoniła swoje usta i także parsknęła radośnie.
- Tak… dzięki tobie. - Uśmiechnęła się do mężczyzny, nie zabierając swoich nóg, które nadal obejmowały go w pasie. - Gdybym ja go składała… pewnie bylibyśmy już na podłodze.
- Tam też się da… - zaśmiał się Max i przez chwilę bawił się leżącymi przed sobą krągłościami, gładząc je leciutko opuszkami palców.
Natalie przyglądała się jego dłoni i temu jak wędrowała po jej ciele. Tak.. nigdy się nie uspokoi. Ale… czy było to konieczne?
- W sumie… na kocach mogłoby być nawet bardziej miękko. - Wymruczała i sięgnęła do twarzy Maxa, przyciągając jego usta do swoich warg. - To było cudowne. - Wyszeptała nim znów go pocałowała.
Nie zaprzeczył. Po prostu ją całował i cieszył się chwilą. Wiedział, że niedługo się skończy, i czeka ich znów ta cholerna pustynia, raidersi, kanibale i cała reszta syfu na zewnątrz. Ale chwilowo, miał to gdzieś.



Plany


Igła przysłuchiwała się całej dyskusji gotując i ostrożnie wydzielając racje. NIepokoiły ją sprzeczki w drużynie, ale… toż sama miała obawy co do Harrisa. Przysłuchiwała się Maxowi, starając się utrzymywać wzrok na wypełnianej, kawałkami mięsa i ziemniaków miseczce.
- Ja… - Odezwała się niepewnie. - Według mnie duży wybuch może ściągnąć na nas uwagę istot i ludzi, o których jeszcze nie wiemy… - Jej wzrok przesunął się po zgromadzonych w pomieszczeniu ludziach. Siedzieli w tym razem. Musieli trzymać się razem, ale nie mogli robić głupot. - Uważam, że może nam to zapewnić dodatkowe kłopoty… chyba lepiej byśmy ich… byśmy się zajęli tym po cichu i jak najszybciej przemieścili się dalej.
 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 22-03-2019 o 12:44.
Aiko jest offline  
Stary 22-03-2019, 16:14   #224
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
- Nie zostałem poproszony o głos - zaczął Billy lekko się uśmiechając - nie jestem też ekspertem w sprawach działań taktycznych, w końcu moja wojskowa kariera nie trwała długo, a więc oczywistym i naturalnym jest bym to ja teraz przemówił. Również jestem za tym żeby zostać po tej stronie rzeki. Wkraczanie na terytorium tych kanibali byłoby, delikatnie mówiąc, pochopną decyzją. Podoba mi się za to pomysł próby napuszczenia legionistów na radskorpiony, o ile nasi tropiciele potrafią odpowiednio spreparować nasze ślady. Podobnie myśl by spróbować wyjść z tej całej sytuacji pod tytułem "między młotem i kowadłem", w której się znaleźliśmy. Ale czy zajęcie stadionu to na pewno dobry pomysł? Mam dwie wątpliwości. Po pierwsze nie ma gwarancji, że legioniści nie zaminowali swojej kryjówki, a wówczas wpieprzymy się prosto w ich pułapki, tak jak oni w nasze w markecie. Chyba że planujemy bawić się w ich szukanie i demontowanie - Sticky poczuł ciężar na żołądku, gdy uderzyła go myśl, że w takiej sytuacji przydałby im się Łazik. Duchy przeszłości wciąż go nękają, jak powiedziałby ładnie Utang. A przynajmniej brzmi to w stylu jego powiedzonek. - Po drugie zamykając się w jakimkolwiek budynku i podejmując w nim walkę obronną, uniemożliwiamy sobie ucieczkę, a chociaż walka do zwycięstwa lub śmierci zdaje się pociągać niektórych z nas - rozejrzał się nie zatrzymując na nikim wzroku - to ja z pewnością do tej grupy nie należę - po chwili ciszy dodał patrząc wprost na Lucky'ego - Nie zrozum mnie źle, nie mam lepszego planu od Twojego, nie mam w ogóle żadnego planu. Wyrażam tylko swoje wątpliwości. Igła i Jinx są świetnymi łapiduchami, a i ja gdy mam dzień co nieco potrafię, ale oderwanych minami nóg, czy odstrzelonych głów nie przyszyjemy z powrotem. Weźcie to wszyscy pod uwagę.
 
Col Frost jest offline  
Stary 23-03-2019, 12:03   #225
 
Lynx Lynx's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputację
Harris dobrze gada. Jak by Arch pił to by powiedział, żeby mu polać. Tak to przynajmniej zdecydowali się przenieść. Przynajmniej cokolwiek zrobili.

Brak silnego przywództwa odbija się na wszystkim. Tracą czas. Arch próbował forsować swój plan, ale nie zyskał aprobaty. Chcąc, by nie siedzieli bezczynnie zgodził się na podejście po cichu, ale oni nadal siedzieli tylko na dupie.
Obecnie to przytaknie już jakiemukolwiek planowi. Podstawą sztuki wojennej jest stare powiedzonko, że lepiej podjąć błędną decyzje niż nie zrobić nic.
Musimy coś zrobić. Znajdą w końcu skraplacze, ślady cokolwiek i nas wytropią. Nie można tak za darmo oddawać inicjatywy wrogowi.

Pogada z Martinem, Harisem kimkolwiek kto byłby chętny na więcej pułapek wokół bazy. Ostatnie poskutkowały, a krzyki pełne bólu to pozatwierdzają. Wystarczy dobrze je skitrać, a naostrzony kołek wykluczy z walki równie skutecznie co kula w łeb.

Czekał i czekał, aż skradacze dopracują plany walki. Archi w tym czasie odprawiał swój rytuał broni. By zawsze pluła celnie, bez zacięć. No dobra nóż ma ciąć i to dobrze.

Po jakimś czasie Utang w końcu zadecydował. Plan prosty i genialny w swej prostocie. Wiec do działa Arch się z tą ideą zgadza całkowicie. Taka wola nieba z nią się zawsze zgadzać trzeba.

Po jakimś czasie to jeszcze Jinx coś wymyślił. Wydaje sie spoko pomysł jak go mamy zrobić to czas najwyższy robić pułapki i ostrzyć kołki pręty i tłuc butelki by ostre cuda czekały na stopy legionowych trepów.
 

Ostatnio edytowane przez Lynx Lynx : 24-03-2019 o 13:21.
Lynx Lynx jest offline  
Stary 23-03-2019, 14:49   #226
Konto usunięte
 
Loucipher's Avatar
 
Reputacja: 1 Loucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputację
MJ spędzał większość czasu łażąc po okolicy, obserwując ją i wypatrując zagrożeń w postaci zwiadowców Legionu, tubylców zza wyschniętego łożyska Rio Grande lub miejscowej fauny. Nowa miejscówa niespecjalnie mu się podobała, ale desperackie próby znalezienia czegoś lepszego spełzły na niczym. Przynajmniej robił się coraz lepszy w skrytym podchodzeniu i obserwowaniu wszystkiego przez swoją lornetkę, dzięki czemu pod koniec trzeciego dnia już dość dobrze orientował się w zwyczajach dzikusów. problem w tym, że poza upartym obserwowaniem nowego legowiska drużyny B i manifestowaniem swojej obecności po drugiej stronie wyschniętej rzeki dzikusy wydawały się nie mieć innych zwyczajów. Mogli je zdradzić dopiero podczas bardziej bliskiego spotkania, a na to MJ nie miał na razie najmniejszej ochoty.

Składając drużynie meldunek z obserwacji, jakie poczynił, gdy legionowy zabójcy wleźli do opuszczonego przez nich i naszpikowanego zasadzkami Super-Dupermarketu, MJ cieszył się niemal jak mały dzieciak w sklepie z zabawkami. Eksplozje, metaliczne grzechoty, jęki rannych i steki przekleństw miotanych zarówno po oficjalnie używanej przez Legion łacinie, jak i w potocznej mowie Pustkowi, wykrzywiły oblicze słuchającego tych odgłosów MJa w zimnym uśmiechu satysfakcji. Muzyka... lube dźwięki, myślał słysząc jęki i charczenie dobiegające z wnętrza marketu. Przynajmniej jeden z tych pieprzonych legionistów nie będzie miał dość siły, by zrobić im krzywdę. Jeśli w ogóle będzie w stanie iść po tym, co miny, potykacze i ukryte ostrza bez wątpienia zrobiły z jego nogami.

Ale to było kilka dni temu. A teraz siedzieli tutaj, zdani jedynie na łaskę Pustkowi, i dywagowali, w jaki sposób wyślizgnąć się z coraz ciaśniej zaciskającej się wokół nich pętli.
Legioniści, poharatani pułapkami z marketu, dyszeli żądzą odwetu, poza tym ponad wszelką wątpliwość ich misją było dopilnowanie, by wszyscy uciekinierzy z Malpais dokonali żywota w piaskach pustyni. Pertraktacje z nimi nie wchodziły w rachubę. Trzeba było ich wybić.
Dzicy z Albuquerque, widoczni po drugiej stronie, byli równie niebezpieczni, acz między nimi i drużyną wygnańców nie było do tej pory zatargu. W sposób ostentacyjny pokazywali jednak, że teren po drugiej stronie wyschniętego koryta Rio Grande to ich ziemia, i każdy, kto na nią wkroczy, zostanie uznany za wroga... lub zwierzynę, jeśli faktycznie jedli ludzi. Tego MJ wolał się na razie nie dowiadywać.
No i pozostawały wałęsające się wszędzie po Los Volcanes radskorpiony, których liczba, rozmiar i gęstość występowania sugerowały, że gdzieś w pobliżu również muszą mieć coś w rodzaju legowiska lub gniazda. Jeśli tak było, MJ wiedział, że w gnieździe musi siedzieć królowa, rozmiarami większa od solidnego budynku, a broniące jej radskorpiony będą walczyć zaciekle i nie dawać pardonu... a każdy, kto zapuści się zbyt blisko wejścia do gniazda, zostanie rozniesiony na ostrych jak brzytwy chitynowych szczypcach gigantycznych stawonogów.

Póki byli dobrze zagrzebani w tej prowizorycznej, acz nieźle zamaskowanej ruderze, byli względnie bezpieczni. Z drugiej strony MJ wiedział, że za długo czekać nie mogą. Dzięki skraplaczom na szczęście nie kończyła im się na razie woda, ale wkrótce może się skończyć jedzenie, lekarstwa, amunicja... Nie mogli pozostawać tu długo. Poza tym legioniści uparcie patrolowali teren, zbliżając się coraz bardziej do Los Volcanes. Prawie jakby przeczuwali, że obok radskorpionów na tym terenie ukrył się ktoś jeszcze.

Na naradzie MJ zaoferował, że dokona zwiadu w kierunku rzeki, by zorientować się w zamiarach nomadów. Może nie mieli zamiaru atakować drużyny - gdyby mieli wobec nich złe zamiary, z pewnością sami przekroczyliby rzekę. Gdyby udało się z nimi porozumieć i w jakiś sposób poprosić o pomoc w walce z legionem, byłoby to rozwiązanie... no, jeśli nie wszystkich, to przynajmniej niektórych problemów drużyny. Gdyby okazało się, że nomadzi mają złe zamiary, zyskaliby przynajmniej pewność, że z tamtej strony nie czeka ich nic dobrego. Pozostałoby pryskać z miasta bezpośrednio na pustkowie... i próbować obejść je pod południa. Jeśli mapa nie kłamała, za Albuquerque przedwojenne drogi prowadziły w kierunku Teksasu, szerokiego, równinnego stanu, który, jak MJ słyszał, przed wojną był bardzo przyjemnym miejscem do życia, pełnym bydła, zagród i rancherów. Wyglądało to na niezłe miejsce, by obrać je za cel wędrowki.
 
Loucipher jest offline  
Stary 23-03-2019, 16:01   #227
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
- Ugabuga! Mam plan. Dobry plan.

Utang przyjrzał się mapie po czym rzekł.

- Z nomadami nie problem. Legion z nimi walczy, więc oni im nie pomogą. Jeżeli udamy ślady na stronę nomadów to się zetrą z nimi, ale nomadzi będą wiedzieć.


- Musimy pokazać nomadom siłę, by się z nami liczyli. Musimy sami pokonać asasynów.

- Oni będą dążyć do walki wręcz. Twarzą w twarz, bez podchodów. Tak zasiewają strach.

- Tu jest dobra ulica
- wskazał okolice SD Mart - Póki oni zmęczeni i niewyspani, możemy zająć ten budynek. Szybko biegam. Pognają za mną, a wy ich ostrzelacie grubo-gęsto-celnie i się wycofacie. Wystarczy sprzątnąć jednego-dwu. To ich dość osłabi.

- Tam dalej jest dobre miejsce. Wpół przysypane, wpół odsłonięte. Nie ma ucieczki. Jak ich będzie mniej, możemy im wydać bitwę. Zmusić ich do wejścia tam. Archibald może z pomocą przygotować odpowiednie pułapki, ndyia.
 
Stalowy jest offline  
Stary 24-03-2019, 00:52   #228
 
Amduat's Avatar
 
Reputacja: 1 Amduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputację
Jedną z przyczyn, z których powodu tak wielu ludzi odczuwa stres, nie jest to, że wykonują oni stresujące czynności, lecz to, że tak niewiele czasu spędzają w ciszy. Nie można wyobrazić sobie owocnej samotności, która pozbawiona byłaby ciszy i przestrzeni.

Cisza bowiem jest czysta. Cisza jest święta. Zbliża ludzi, gdyż tylko ci, którzy się dobrze ze sobą czują, mogą siedzieć w milczeniu. Jak Lulu siedziała ze Stickym, krążąc wokoło i pilnując gdy spał.
Nie mówiła wiele, słuchała. Poznawała. Próbowała zrozumieć jak to jest znów być częścią większej całości.

Nigdzie dobroć nie mówi do nas piękniej i dobitniej, niż w cichym świecie małych rzeczy. To wydaje się dziwne, jednakże jest łatwe do zrozumienia. Głos dobra mówi prawdę zawsze cicho. I tylko w ciszy można dobrze zrozumieć ciche głosy, a te mówiły. Sączyły szept prosto do ucha, nie opuszczały Baxter ani na moment. Zdania bez słów, dźwięki nie zwracające niczyjej uwagi.
Drobne gesty jak podzielenie jedzeniem.

Milcząc przekradała się bokiem, lawirując na obrzeżach grupy jak komar krążący wokół śpiącej ofiary. Tylko to już nie była ofiara. Współtowarzysze… obserwowała ich. Uczyła, słuchała.
Głupcy zwykle szli przed siebie nie bacząc kogo podepczą po drodze.
Nie chciała być głupia.

Robiła więc to co umiała, pilnując spokoju i nie zakłócając ciszy próbowała pomóc, na tyle, ile potrafiła. Warty, zwiad, broń w ciągłej gotowości. Na mówienie miał przyjść jeszcze czas, w ten czy inny sposób. W końcu dało się mówić nie tylko słowami, ale i ołowiem.
 
__________________
Coca-Cola, sometimes WAR
Amduat jest offline  
Stary 24-03-2019, 10:27   #229
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
-Nie będziemy chodzili na drugą stronę rzeki, żeby tam walczyć. Nie znamy terenu i nie wiemy jak zareagują dzikusy – to dwie zmienne, których nie kontrolujemy, zdecydowanie za dużo. Nie będziemy z nimi negocjować, bo po tylu pokoleniach życia w zdziczeniu mogą nie rozumieć racjonalnych argumentów. Bardzo możliwe, że już zachowują się jak zwierzęta – uderzają na słabszego, a uginają się pod siłą. Zresztą, co na to nasza spec od negocjacji? Lulu?
-Atakowanie z zasadzki i ucieczka – takie nękanie nie jest korzystne na dłuższą metę. Za pierwszym hit & runem zabijemy ze dwóch przeciwników. Ale będą wiedzieli z kim mają do czynienia i jaką mamy taktykę. Więc następnym razem sami będą się czaili i zastawiali pułapki, a koniec końców taka walka nie jest nam na rękę, ze względu na słabsze wyposażenie. Zajmijmy budynki niedaleko SD Martu, jak proponuje Utang. Taktyka ta sama, jaką wyłożyłem wcześniej, niestety może nie być czasu na ustawienie pułapek. Niemniej, zaskoczenie będzie po naszej stronie i mamy przewagę dobrej znajomości terenu. Pułapki możemy zastawić nieco dalej od Martu, na trasach naszych ucieczek – Jinx ustawił swoje pudełka, żeby przypominały układ budynków na ulicy niedaleko ich niegdysiejszej siedziby.

-Plan jest następujący. Wróg zaczyna gonić Utanga. Albo znajdują jego ślady i Ida po nich. Reszta siedzi dobrze ukryta w tych budynkach. W pierwszym ja, w drugim Harris, w trzecim Arch ze Stickym w czwartym Lucky w piątym MJ, w szóstym Lulu. Trudnością może być wejście na pozycje, aby zostawić jak najmniej śladów na piachu. Dlatego trzeba będzie wejść do budynków 3 i 6 i stamtąd przemieścić się na wskazane miejsca. Zanim legioniści dojdą do lokacji w której widać ślady, zostaną ostrzelani. Otwieramy ogień, jak znajdą się w tym miejscu – Vernon wskazał miejsce na makiecie. –Dzięki temu zepchniemy ich w miejsce, które Utang proponuje do wydania walnej walki. Niestety, w tym momencie nie można przewidzieć dalszych ruchów legionu. Może będą uciekać po piaszczystej wydmie do SD Martu. Ale zanim się tam wdrapią dostaną kilka kulek w plecy. A my mamy lepszą drogę do marketu idąc tak jak przyszedł Utang. Więc najprawdopodobniej będziemy walczyć na tym obszarze –Jinx obwiódł palcem przestrzeń. -Arch może tu zastawić pułapki.

-Igła zostanie w bazie na czatach. Zmajstrujmy kilka pułapek na nieproszonych gości, bo nie wiemy ile czasu zajmie nam przeprawa z legionistami, ani ile będziemy na nich czekać w zasadzce. Co niestety stworzy sposobność do ataku na naszą kryjówkę dzikusom zza rzeki. W takiej sytuacji Igła trochę postrzela i się ewakuuje jak wróg nie ustąpi. Nie ma co ryzykować życia walcząc z całą bandą w pojedynkę.
 

Ostatnio edytowane przez Azrael1022 : 24-03-2019 o 13:46.
Azrael1022 jest offline  
Stary 24-03-2019, 17:06   #230
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Mieli dobre pomysły. Należało jedynie zadecydować, który wykonują.

- Jinx, Utang, najlepiej brzmi wersja z Super Duper Martem i pułapką Jinxa. Jest szczegółowa. Każdy wie co robić. Zajmijmy pozycje w budynkach i wszystko w rękach, a raczej w stopach Utanga-
Max podsumował ich plany, prostując się znad mapy i popatrzył na każdego z osobna.
- Chodźmy z nimi skończyć
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:07.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172