Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-01-2010, 12:03   #11
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Dla Wendy to wszystko powoli przestawało być śmieszne. Jej rozmówcy rzucali mięsem co drugie słowo, jakby myśleli, że są przez to w jakikolwiek sposób lepsi, bardziej męscy. Trochę jak dzieci. Takie z rodziny patologicznej. Dodatkowo, dziewczyna poważnie wątpiła w ich sukces przy tym zadaniu, jeśli mają problemy z czymś tak błahym jak podział na dwie grupy. Dodać fakt, że kowboj i szarak właśnie skakali sobie do gardeł. Wendy westchnęła.
- Panowie, panowie. Spokojnie… wiem, że bardzo chcecie udowodnić jeden drugiemu który z was jest samcem alfa, ale postarajcie się trzymać testosteron na smyczy, bo w żaden sposób nie zbliża nas do przed chwilą ustalonego celu.
Powstała, poprawiła swój płaszcz i torbę.
- Poczekam na was na zewnątrz, tylko proszę, pośpieszcie się.- dodała poważnym tonem, po czym spokojnym krokiem skierowała się w stronę drzwi. Bo nawet zwariowane warunki pogodowe ZSA były bardziej kuszące od dalszego słuchania tego szaleńczego bełkotu.
- To ja idę z Tobą - Jason zaśmiał się szaleńczo i wyszedł za Wendy, żeby przygotować swój samochód do jazdy.
-Jak widać w naszej grupie panuje zgodność i całkowity profesjonalizm- uśmiechnął się szyderczo Avi- Jak tak dalej pójdzie, to skończymy wszyscy jako karma dla mutantów. Ty na przykład, Grey. Z chęcią zapytam o coś, co od pewnej chwili chodzi mi po głowie. Czemu tak bardzo nalegasz na towarzystwo najlepszego lekarza w naszej drużynie? Jak rozumiem tak bardzo się obawiasz że w spokojnej mieścinie, do której mają pojechać zaledwie trzy osoby, z czego jedna nie znająca się na walce, ktoś może cię ranić tak straszliwie że będziesz potrzebował natychmiastowej opieki? No to informuję że grupa która jedzie badać drogę ma na to o wiele większe szansę. No, ale skoro tak bardzo obawiasz o swoje zdrowie, to chyba pojadę z tobą. Nie możemy przecież pozwolić by tak cenny towarzysz jak ty narażał swoje życie samotnie- dodał z sarkazmem- A co do ciebie Gunther, to ja zacznę traktować cię z szacunkiem, gdy ty zaczniesz rozwiewać moje wątpliwości. Nie wysunąłeś żadnego kontrargumentu przeciwko moim stwierdzeniom.
-A jedź, człowieku, co mnie to obchodzi. - Roześmiał się Grey. - A niunia jedzie z nami, bo ma większe przebicie w rozmowie z napalonymi gangerami, niż my, nie sądzisz? A właśnie.. Roddick, co za organizacja dowodzi tym konwojem, co? Musimy wiedzieć, o kogo pytać.
Teufel również miał już gotową odpowiedź dla zabójcy- Bo nie uznałem tego za potrzebne. Ale jeśli Ci tak bardzo zależy... Po pierwsze: zyskujemy gromadę spodziewających się ataku ochroniarzy, wyskakujących z ciężarówek wprost w krzyżowy ogień. To raz. Po drugie nie powiedziałem, że z dobrą widocznością. To dwa. Pojedziemy to zobaczysz. Po trzecie: jestem w stanie skutecznie zablokować linię strzału, ale to ostateczność, bo przez dym jak wiadomo, nie widzi nikt. Chyba, że ktoś z państwa ma pod ręką termowizjer? Natomiast gdyby zebrać odpowiednie składniki mógłbym spróbować wytworzyć gaz łzawiący lub paraliżujący. Wrzucić po puszce do ciężarówki i problem z głowy. Jeśli nie mają masek, a nie powinnni. Chyba, że jest to jednostka posterunku, to ja i Pan Michael będziemy musieli porozmawiać na osobności.
- To nie posterunek - odpowiedział starszemu mężczyźnie Michael, który cały czas, z coraz mniej pewną miną przysłuchiwał się rozmowie. Potem zwrócił się do Greya. - Konwój należy do Stevena McKellara. Możliwe, że słyszeliście o nim. Ma kilka fabryczek i składów rozrzuconych po środkowych stanach. Konwój jedzie z lekami, prawdopodobnie dostarczyć je komuś z Hegemoni. Nie wiem czy będzie potrzeba wymuszania z kogokolwiek informacji, ale zobaczymy... Mój informator spotka się z nami i wtedy poznamy więcej szczegółów.
- O, z tym gazem to mi się podoba, może zrób im taki rozweselający? Zbyty będą.- Peter był przekonany, że to byłoby zabójcze dla eskorty, lub choćby wielce zabawne.
- Nie zamierzam. Ale jeśli masz gamble, to ja mogę mieć gaz rozweselający.
Chłopak przycichł nieco, benzyna droga w obecnych czasach, a i jeść coś trzeba... Ale jak obrabują ten konwój... Tak, wtedy trzeba będzie skołować całą cysternę "głupiego Jasia".
-Mnie to pasuje- powiedział Sanderson- I przepraszam za pomyłkę panie Günther a teraz wybaczcie.- Kowboj wyszedł z baru i podszedł do pani doktor. -Przepraszam, niech się pani nie obrazi, ale nie jestem zainteresowany panią jako kobietą, proszę tego nikomu nie mówić ale od pięciu lat tropię zabójców żony i córki więc nie mam czasu na romanse. Jeśli panią uraziłem to przepraszam.
Panna McKey nic nie mówiła. Obdarzyła mężczyznę spojrzeniem, które posiadało różnorodność emocji zbliżoną do odmienności gustów muzycznych w Saint Louis. Dominujące zdawało się niezrozumienie dla zachowania kowboja, jednak tuż za nim ulokowała się całkowita obojętność. Trzecią pozycję zajęło nieznaczne zakłopotanie dziwnym wyznaniem, zaś na samym końcu wylądowała złość, nie mogąc niestety liczyć na miejsce na podium. Jako, że po tym mentalnym wyścigu czuła, że musi coś powiedzieć, toteż zrobiła.
- Ależ skąd. Zapewniam, że nie uraził mnie pan w żaden sposób…
Miała dodać coś jeszcze, ale przezornie ugryzła się w język. Współczucie było przereklamowane. Nieznacznie machnęła dłonią, bagatelizując całą sprawę.
-Wiedziałem że dojdziemy do porozumienia. Czyli jak rozumiem możemy już wyruszać? Taki skład zespołów chyba będzie najlepszy- Aviego zainteresowały słowa Gunthera- Jesteś w stanie zrobić gaz paraliżujący? Jeżeli tylko wiatr dopisze to załatwimy sprawę bez jednego strzału. Czego potrzebujesz?
- Hm. Wytworzenie gazu rozweselającego jest w sumie banalnie proste. Wystarczy odrobina saletry i obróbka termiczna. Z mocniejszymi będzie problem. Po pierwsze potrzebuję laboratorium. Zaadaptowanie tutejszej destylarni bimbru powinno wystarczyć, bo przecież jakąś mieć muszą. Do wytworzenia sarinu, potrzebowałbym kwasu siarkowego, ortofosforanu wapnia, ewentualnie trochę zmielonych kości zwierząt, z których mogę go uzyskać, wody i propenu, żeby zrobić izopropyl. Oraz kilka innych drobiazgów. Też do zrobienia, ale nie wiem czy uzyskamy tu wszystkie potrzebne składniki, a produkcja zajęła by pewnie dzień lub dwa. Ale można by też ograniczyć się do stworzenia iperytu. Powoduje rozległe oparzenia skóry, całkowitą niezdolność do walki i na ogół masową panikę. Wytworzenie też jest prostsze niż sarinu, a nie wystarcza sama maska przeciwgazowa, żeby się ochronić. Potrzebny jest skafander chemiczny. Potrzeba w sumie tylko etenu, który można pozyskać z gazu ziemnego lub ropy oraz chlorek siarki, też nietrudny w uzyskaniu. Jak więc widać wytworzenie, któregoś z tych środków powinno się udać bez problemu. Pytanie jak dostarczyć go do wnętrza ciężarówki? Gdybyśmy mieli M-79 mógłbym zrobić do niego pociski i wstrzelić je do środka. Mam doświadczenie z obsługą takiej broni. Drugim wyjściem jest zamiana zbiorników w moim miotaczu, co choć trudniejsze, jest możliwe. Wtedy mógłbym również dość celnie opylić cele. Co prawda więcej zależało by od pozycji zajmowanej przeze mnie względem pojazdów oraz siły i kierunku wiatru. Trzecia opcja, najmniej nas wszystkich chyba interesująca, polega na ręcznym dostarczeniu ładunku na pakę i szybką ucieczkę. A propos ładunków. Zmontowanie prostej miny przeciwpiechotnej typu claymore, o której mówiłem wcześniej, to jakieś pół godzinki roboty, a potrzeba do tego w sumie tylko prochu, trochę niewielkiego żelastwa i opakowania. - zakończył wywód Günther. Zaciągnął się głęboko cygarem, po czym nieśpiesznie dokończywszy piwo, odwrócił się w kierunku barmanki. - Dobra kobieto, czy mógłbym prosić o porcję Twojej wspaniałej jajecznicy? Przyrządzonej tak samo jak wczoraj. I może jeszcze jeden kufelek. Ale tym razem jasnego, wkrótce wyruszamy. - uśmiechnął się serdecznie do dziewczyny za ladą.
- Ruszajmy. - Rzucił Grey do "swoich" i wyszedł na zewnątrz.
- O kurde, nie rozumiem nic z tego co mówisz, Günther. Mógłbyś powtórzyć, tyle że wolniej i bardziej zrozumiale? - Zapytał Aaron patrząc głupim wzrokiem na towarzysza.
- Uwierz mi, chłopie, to nic nie pomoże. Mam kumpla chemika i z nim są takie same jazdy, zupełnie jakby mówił w jakimś obcym języku- dodał półszeptem Peter.
- Czy to rozwiało Pana wątpliwości Panie Avi ben Jacob?- Günther był wyraźnie zadowolony ze swojego wywodu.
-Oczywiście. Jak widać z każdym można się dogadać jeśli tylko obie strony mają na to ochotę. Gaz jest wyjątkowo dobrym pomysłem. Sądzę że powinniśmy być w stanie uzyskać te składniki- w tym momencie Avi wstał- W jednej kwestii zdecydowanie zgadzam się z Greyem. Ruszajmy- powiedział Avi i wyszedł na zewnątrz.
- Oczywiście drogi chłopcze. Swoją drogą, czy można pogłaskać psa? Bardzo sympatycznie wygląda, ale nie chciałbym skończyć bez ręki. - uśmiechnął się ciepło. - Generalnie mówiłem o tym, że jeśli nasi towarzysze znajdą potrzebne mi rzeczy, może uda nam się przejąć towar bez jednego strzału, jak to ładnie podsumował Pan Jacob. Ponieważ jeśli będę miał trochę czasu i odpowiednie materiały mogę przygotować gaz, który załatwi ochroniarzy. Mogę także zaminować cały teren wokół miejsca, w którym zamierzamy zatrzymać ciężarówki. Wtedy właściwie pozostaje nam załatwić sobie dużo jedzenia i wody i obserwowanie jak każdy ochroniarz, który wysiądzie będzie przerabiany na hamburgera. Zgodzisz się chyba, że to lepsza możliwość niż bezpośredni atak?- Teufel wyraźnie się rozkręcał. Aaron spojrzał na psa który powoli zasypiał na podłodze, po czym powiedział: - Dobrze, nie powinien ugryźć, chyba że jest pan wrogo nastawiony, on potrafi to wyczuć. A jeśli chodzi o ten pomysł... Nie znam się na tych wszystkich saletrach, ale nie wydaje mi się, że uda nam się to wszystko znaleźć na tym zadupiu. Podobnie jak z minami. Chyba że wiesz, gdzie to wszystko zdobyć, to okej. Aha, jeśli to wszystko uda się zrobić, to pewnie nasi "profesjonalni zabójcy" będą się nudzić, patrząc na to wszystko.

Peter wstał, zerkając na już dawno przygaszonego papierosa, którego trzymał w dłoni od początku rozmowy, a o którym kompletnie zapomniał. Dziwne, ale cóż, zdarza się. Strząchnął ostygły popiół i podpalił ponownie to, co zostało. Starczy na kilka porządnych machów przed wyjazdem.
- Hej, panowie gawędziarze, ja będę czekał przy samochodzie, jak możecie, to się streszczajcie.- Następne słowa skierował do Michaela, zatrzymując się w pół drogi do wyjścia.- Szefie, rozumiem, że spotykamy się tutaj, jak już zrobimy swoje?
- Tak Peter, dobrze rozumiesz. Nie wiem ile czasu Wam zajmie zorientowanie się w terenie - odpowiedział Michael. - Do McPherson jest około dwustu mil, jednak po drodze jest tankownia, chyba w Larned, z tego co pamiętam. W każdym bądź razie była tam w zeszłym roku. Powinniśmy do McPherson dotrzeć w jakieś pięć, może sześć godzin, jeśli po drodze nie będzie żadnych niespodzianek. Myślę, że spotkamy się tutaj ponownie za dwa dni. Jakby coś to noclegu szukajcie po mieście. Powodzenia.
- Okej, trzymajcie się. - Rzucił Aaron i na pożegnanie, machnął ręką. - Mam nadzieję, że uda wam się wrócić w jednym kawałku.
Günther pochylił się w stronę psa wyciągając powoli rękę z otwartą dłonią. Gdy pies zaznajomił się z nowym zapachem, mężczyzna pogłaskał go kilkakrotnie po głowie.
- Miły piesek - rzucił w stronę Aarona. - Może kiedyś też sobie takiego sprawię.
- Jak skończymy tą robotę dla Michael'a, mogę się wybrać na poszukiwanie podobnego i wytresować, ale oczywiście nic za darmo. - zaproponował młodzieniec i napił się wody. - Ale teraz mamy chyba jakąś robotę do zrobienia, co nie? Od czego zaczniemy?
- Dziękuję za ofertę, chętnie skorzystam, jeśli obaj przeżyjemy. A jeśli obaj przeżyjemy to i gamble się znajdą. -Günther wypuścił kółko dymu. - A zaczniemy chyba od tego, że pójdziemy do przydzielonego nam samochodu i udamy się na wycieczkę krajoznawczą wzdłuż drogi. - drugie, mniejsze kółko, przeleciało przez pierwsze. Gasząc przy okazji cygaro, Reinhard wstał i schował resztkę do wyjętego z jednej kieszeni pudełeczka. Założył na plecy baniaczek, zapiął kilka klamer i poprawiwszy mundur, skierował się do wyjścia.
Młodziak wstał, rozprostował się, zawołał psa i wyszli - Będę czekał przy samochodzie. - Na zewnątrz, zagwizdał głośno i wyciągnął rękę. Chwilę później, wylądował na niej brązowo-biały sokół. Właściciel pogłaskał go lekko po główce i rozkazał mu spocząć na ramieniu, po czym oparł się o ścianę baru.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline  
Stary 10-01-2010, 21:19   #12
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację


W końcu grupie udało się ustalić kto gdzie pojedzie. Wyszło na to, że wraz z Michaelem, do miasta, spotkać się z jego informatorem pojadą: Jason jako kierowca, Wendy, Grey i Avi. Na zwiad samochodem Petera zapisali się Teufel, Aaron oraz Kowboj.

Wszyscy wyszli przed bar i odetchnęli świeżym powietrzem, kierowcy ruszyli do swoich samochodów, a reszta grupy za nimi. Po ostatnich słowach pożegnania i życzenia powodzenia, rozjechali się, każdy w swoją stronę.

Droga do McPherson prowadziła przez psutkowia, w kierunku wschodnim. Początkowo wiodła wzdłuż koryta jakiejś rzeki. Płytka i płaska dolina była w całości wypełniona suchym, zaskorupiałym mułem, w kolorze rdzy. Gdzieniegdzie z podłoża wyrastały rachityczne krzaczki, o podobnym kolorze, całe pokryte pyłem. Po lewej stronie minęli pozostałości jakiegoś duzego zbiornika wodnego. Przed wojną służył prawdopodobnie jako źrodło wody do nawadniania okolicznych pól, z których słynęły te okolice. Teraz wielka misa wypełniona była cuchnącym na milę błotem, a grobla niegdyś odgradzająca zagłębienie była w kilku miejscach rozerwana. Dalej były już tylko pustkowia, szare i milczące, ze sterczącymi wszędzie, rdzewiejącymi pozostałościami systemów irygacyjnych. Minęli opuszczone miasteczko, które Michael, patrząc na swoją starą mapę zidentyfikował jako Deerfield. Potem było Holcomb, w którym ktoś mieszkał, sądząc po ubraniach suszących się na sznurach, rozpiętych między niszczejącymi domami. Potem było Garden City, jednak po jakichkolwiek ogrodach, które mogłyby dać nazwę temu miastu, nie było śladu. Nie zatrzymali się, mimo iż osada tętniła życiem, Michael nalegał na pośpiech. Potem było kilka niczym nie różniących się od siebie osad, składających się ze zrujnowanych domów i przyczep, stojących przy prostej, delikatnie wznoszącej się i opadającej drodze.

- Teraz będzie Lared. Oby ta stacja dalej tam była...
- w końcu oznajmił Michael, patrząc na mapę. Rzeczywiście nie minęlo kilka minut, a przy drodze zaczęły wyrastać pierwsze budynki osady. Wielkie, pokryte obłażącą farbą, cylindryczne silosy na zboże. Niskie, zszarzałe domki i stacja benzynowa.
Na parkingu stały trzy czarne motocykle i pomalowany w płomienny wzór, pickup. Sam budynek stacji miał zakratowane okna i masywne stalowe drzwi, teraz uchylone. Samotny dystrybutor, ustawiony pod zardzewiałym daszkiem, okutany był grubym na palec łańcuchem, który spinała masywna kłódka.
- Joseph Campbell, urodzony 26 marca 1904, zmarł 30 października 1987, amerykański profesor, pisa..., religioznawca, antropolog i myśliciel. Uznawany za jednego z najwybitniejszych... mitogr... XX w. Swoimi fundamentalnymi dziełami: Bohater o tysiacu twarzy, Maski Boga ...enił trad...jne sposoby pojmowania mitologii oraz zjawiska mitu we współczesnych ...a... społeczny... oraz wywarł istotny wpływ na twórczość artystów Zachodniego... - dobiegało z radioodbiornika. Głos lektora brzmiał daleko i obco, z pewnością nie należał do rdzennego amerykanina.



Do drugiego wozu władowali się wraz z Peterem, Teufel, Aaron wraz ze swoim kudłatym towarzyszem oraz Jacob. Ich trasa wiodła wprost na północ z Lakin, ku przebiegającej ze wschodu na zachód byłej drodze międzystanowej. Aby do niej dotrzeć musieli pokonać około 100 mil. Wyglądało na to, że po drodze może zabraknąć im paliwa.

Monotonna droga wiodła cały czas na północ, przecinając kilka płytkich i zapylonych dolin niegdysiejszych rzek. Dopiero w okolicach opuszczonego miasteczka, o egzotycznie brzmiącej nazwie, Leoti pojawiło się coś ciekawego. Mianowicie pozostałości po starym lotnisku.


Dwa długie, pokryte popękanym betonem pasy startowe tworzyły literę T. W jednym z narożników stała dwupiętrowa, rdzewiejąca i ziejąca powybijanymi oknami, wieża kontroli lotów, z połamanym radarem na dachu. Obok niej stał podziurawiony hangar, przed którym leżał wrak samolotu, ze sterczącym w górę skrzydłem. Zaciekawiony Peter, zwolnił nieco jazdę aby lepiej się przyjrzeć.
 

Ostatnio edytowane przez xeper : 11-01-2010 o 18:09.
xeper jest offline  
Stary 12-01-2010, 22:57   #13
 
Lost's Avatar
 
Reputacja: 1 Lost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwu
Wendy przyglądała się bezkresom pustyni, które znajdowały się za oknem. Cichutko westchnęła, jakby rozmarzona.
- Powiedz mi Grey, czy zastanawiałeś się kiedykolwiek jak ludzie mogli w ogóle egzystować przed wojną? Alienacja społeczna mimo przeludnienia w miastach, prawa i zasady określające każdy ich krok. Coś okropnego…
Zabawne, że przeszła z nim na „ty”. Zapewne z powodu swojego roztargnienia.
Grey zerknął na nią z ukosa. Dziewczyna wierzyła, że istniał kiedyś inny świat. Świat, w którym twoje dupsko chroniła policja podobna do tej Schultzowej, tylko że nie okładająca przypadkowych "Sorry, jak dojść do wieży Reagana?" metalową pałką po durnym łbie. Wierzyła w świat zaklęty w Tornado, w starych filmach i książkach sprzed wojny. Nigdy nie mógł wyjść z podziwu dla takich, jak ona. Dla wierzących, w to, że kiedyś istniało coś lepszego.
Po dłuższej chwili w końcu odezwał się. - Wiesz.. ja nie wierzę w inny świat. Nie wierze w nic, co nie gniło, jak to wszystko dookoła. Wyobrażasz, sobie, że kiedyś mogłaś wyjść z domu, przejść się po słonecznym bulwarze, nie zakrztusić smrodem spalin, wilgoci i czego tam jeszcze, kupić świeży chleb, taki całkowicie bez robaków, wrócić do mieszkania i zrobić sobie śniadanie? I zjeść to wszystko? Zjeść? Nie zeżreć? Wierzysz w istnienie, czegoś takiego?
Wraz z jego słowami czar chwili prysnął jak podczas przekłucia mydlanej bańki, zaś tajemnicza niewiasta odzyskała swoje chłodne, racjonalne nastawienie. Zmiana była wręcz widoczna na jej twarzy.
- Wierzę? To nie sprawa wiary, tylko faktu. Wszystko o czym mówisz mogło kiedyś mieć miejsce, zaś o części rzeczy wiemy, że istniały na pewno. Zatrzymała się na chwilę, po czym podjęła ponownie. - Co nie znaczy, że chciałabym żyć w tamtych czasach. Nie staram się też desperacko do nich powrócić, pragnąc kolejnej dawki czarnego specyfiku…
Mówiła oczywiście o Tornado i o niezliczonej ilości narkomanów, którzy dokonali swojego ostatniego tchnienia, żyjąc i dogorywając w iluzorycznej przeszłości.
- A gdyby założyć, że to kwestia wiary? Że tamten świat tak naprawdę nie istniał? Że tu było tak od zawsze? Pustynia, moloch i kula w łeb za nic. Pomyśl. - Odpowiedział Grey.
Pokręciła głową. Nie z politowaniem, ale z zastrzykiem dobrego humoru.
- Chyba żartujesz. A te wszystkie książki? Zdjęcia? Plakaty? Pamiątki? Filmy regularnie puszczane w Vegas? Sprzęt elektroniczny i komputery zawierające dane z przed wojny?
Spojrzała po raz kolejny na świat za oknem. Był równie spokojny jak przed chwilą.
- Nawet sam Orbital. Twierdzisz, że to wszystko mistyfikacja? Trochę zbyt wiele zachodu dla tak błahych celów. Poza tym, nigdy nie wierzyłam w teorie spiskowe…
- Mistyfikacja to może za wielkie słowo. Powiedziałbym, że bardziej oszukiwanie samych siebie. Wierzymy, że gdzieś przed nami był świat idealny. Świat, w którym bylibyśmy zupełnie inni, niż jesteśmy teraz. Ja nie wierzę w taki świat.
- Masz rację, oszukujemy się biorąc to gówno. Uciekając z tego "tu i teraz" do tamtego świata. Może i był, ale na pewno nie był idealny. Pewnie ludzie tam mieli inne problemy niż moloch lub mutasy. Tamto nie wróci... A my wyciągajmy z tego co mamy ile się da! - Odezwał się czarnuch.
- Shot through the heart, and your to blame, You give love a bad name, I, play my part and you play your game, You give love a bad name ... - Nucił pod nosem Jason zasłyszaną kiedyś piosenkę wybijając rytm palcami jednej ręki na kierownicy. Gdy usłyszał słowa Pani Doktor, rzucił. - Skoro o filmach, pamiątkach i plakatach mowa, może ktoś ma jakąś starą działająca kasetę? - Uderzył dłonią w której trzymał pistolet, o odstający z kablami trochę podniszczony odtwarzacz kaset. - Jako tako działa.
Grey pogrzebał chwilę w plecaku i wyciągnął z niego podniszczoną kasetę, na której ktoś krzywo napisał "Beastie Boys". Z uśmiechem podał ją kierowcy. - Rytm Detroit. - Rzucił.
- A jakbym zapytał czy masz radiostację albo maskę gazową to też byś wyciągnął z plecaka? - wtrącił z uśmiechem Michael.
- Wtedy musiałbym poszukać trochę dłużej. - Odparł szarak.
Kierowca przycisnął nagle hamulec żeby zwolnić, kolanem przytrzymał kierownicę i prowadził tak przez moment wkładając kasetę do odtwarzacza. Kliknął "play", a po chwili muzyka uderzyła z jednego głośnika zamontowanego z prawej strony.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=RR-mtc7wqKo[/MEDIA]

- Iha! - Wrzasnął. - No to jazda! - Nacisnął gaz, aż samochód delikatnie "podskoczył".
- And you don't stop... - wymamrotał pod nosem Grey.
- Ach, no i dochodzimy do sedna sprawy. - Kontynuowała przerwaną rozmowę Pani Doktor. - Przyznam, że niektórzy ludzie faktycznie wierzą, że był to świat idealny, ale… jak wspomniałam na początku, ja nie. - Uśmiechnęła się porozumiewawczo do szaraka, kiedy podał kierowcy kasetę. Chyba słyszała już kiedyś tą melodię u swojej koleżanki z dzieciństwa. Szczęściara miała działający odtwarzacz. Miała także skomentować zwiększenie prędkości ich pędzącej trumny, jednak powstrzymała się.
- Nie mieć złudzeń. To jedyne, co nam pozostało. I tak wszyscy zdechniemy w męczarniach i biegnij do przo... - Grey przerwał nagle. - Widzicie? - Pokazał ręką na zbliżające się zgliszcza czegoś, co było kiedyś stacją benzynową. - Tam... Mutas. - Rzeczywiście, na poboczu klęczał humanoidalny kształt. Jego łapy pokryte po łokcie krwią zanurzały się w rozkładającym się truchle, chyba człowieka. Gwałtownym szarpnięciem wyrwał z ciała kawał zzieleniałych flaków. - I oto nasz świat. Nie mamy innego. - Rzucił Grey i wychylił się z karabinem zza okno. Opierając broń o lusterko wycelował w padlinożercę. Tamten widząc nadjeżdżające auto wyprostował się. W lunecie Grey ujrzał jego pysk wykrzywiony w makabrycznym grymasie. Z pomiędzy przegniłych zębów wystawały kawałki mięsa. Snajper wziął poprawkę na prędkość auta, siłę wiatru i odległość. Precyzja strzelców pokładowych. Lekko nacisnął spust. Tak kończyło się życie. Ułamek sekundy później upiorny uśmiech eksplodował. Grey z powrotem wsunął się do środka wozu. - Jeden dostał, zostało jeszcze z kilka tysięcy. - Powiedział i uśmiechnął się smutno.
A radio nieprzerwanie grało swoją melodię.
 
__________________
Spacer Polami Nienawiści Drogą ku nadziei.

Ostatnio edytowane przez Lost : 13-01-2010 o 21:43.
Lost jest offline  
Stary 15-01-2010, 21:28   #14
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację


Jason zajechał na podjazd przed stacją i gwałtownie zatrzymał maszynę. Stanął tak, że tuż przed maską jego wozu znalazły się trzy czarne motocykle.

Wszystkie miały wymalowany na zbiornikach z paliwem, symbol: białą zaciśniętą pięść. Wszystkie trzy błyszczały od chromowanych części i wypolerowanej na wysoki połysk, skóry. Nieco dalej stał Ford. Pickup prezentował się okazale, jednak był w znacznie gorszym stanie od jednośladów. Spod czerwonej i pomarańczowej farby wyłaziła rdza, a karoserię znaczyły ślady wgnieceń i zadrapań.

Na odkrytej pace leżało wielkie stalowe pudło z zatrzaskami. Kiedyś było chyba zielone, jednak teraz pokrywała je rdza i kurz, osiadły podczas drogi.

Od strony budynku stacji dobiegał ciągle ten sam, obco brzmiący głos, monologujący o jakimś facecie z dwudziestego wieku. Nikt nie zareagował na przyjazd nowych klientów, nikt nie wyszedł na zewnątrz popatrzyć. Dziwne...
Wewnątrz było gorąco i śmierdziało starym kotem. Na podłodze wszędzie walały się puszki z nuke-coli i starych konserw. Rozbity automat do napojów i przekąsek, stojący w kącie buczał i mrugał białym światłem. Po prawej stronie od wejścia stał długi blat. Znajdowała się na nim stara, poobijana kasa sklepowa, stojak na widokówki i pudełko, w którym leżały papierki po cukierkach. Na półce zawieszonej pod sufitem, stał rozbity telewizor i wielkie radio, z którego wystawała plątanina kabli. To z niego dobiegała audycja. Przy stole stojącym w głębi pomieszczenia, siedziało czterech mężczyzn, którzy z zapałem grali w karty. Jeden, niski i chudy był żółtkiem, w kraciastej koszuli z podwiniętymi rękawami. Dwóch było białych, ubranych w skórzane kurtki, z długimi brodami i widocznymi spod ubrań tatuażami. Czwarty był latynosem, ogolonym na łyso, z paskudną blizną na połowie głowy.

- Kurwa, Santiago! Nie oszukuj - wrzasnął żółtek w momencie kiedy przyjezdni weszli do środka. Na poparcie swych słów walnął pięścią w stół.
 

Ostatnio edytowane przez xeper : 16-01-2010 o 14:02.
xeper jest offline  
Stary 15-01-2010, 23:09   #15
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Granatowy Chevrolet Nova SS prezentował się imponująco. Żadnych wgnieceń czy rys, żadnych blach wzmacniających karoserię, jedynie kurz osiadły na całym wozie pasował do powojennego świata. Widać było, że albo samochód jest od niedawna na chodzie, albo ma pedantycznego właściciela. W tym przypadku, prawdą było to drugie. Peter zdobył ten samochód krótko przed wyjazdem, ale zdążył się z nim już oswoić. Zdążył też zainstalować w wozie kilka praktycznych schowków, działające radio z odtwarzaczem kaset i zestaw głośników, właz na dachu i wymontować tylną kanapę, dla zmniejszenia masy, na której miejscu została pusta przestrzeń na większe przesyłki. To pewniejsze niż bagażnik. Od początku ten samochód miał być inny niż pozostałe jego auta, miał być przede wszystkim szybki i zwrotny. I taki też był. Teraz Peter przenosił pokaźnych rozmiarów skrzynkę z narzędziami zza siedzeń do bagażnika, robiąc miejsce dla swoich gości. Nie będzie im zbyt wygodnie, szczególnie, że dojdzie jeszcze pies... Odłożył skrzynkę obok mizernie wyglądającego worka z fantami, wziął koc i zamknął klapę na klucz. Nie widział sensu w zamykaniu drzwi auta, ale przecież bagażnik, to co innego. Właśnie rozkładał koc z tyłu wozu, gdy jego towarzysze wyszli z baru. Skinął im tylko zachęcająco dłonią i siadł za kierownicą. Zerknął na starą mapę, której całe wschodnie wybrzeże pokreślone było kreskami oznaczającymi obecne drogi i skróty, żeby upewnić się co do umiejscowienia celu i schował ja do schowka. Droga nie jest skomplikowana, ale za to długa. Mogą być problemy z paliwem...

*****

Punk nie zdziwił się, gdy Aaron otworzył okno i dał swojemu psu wystawić łeb na zewnątrz. Podczas jednej z niewielu wizyt w Miami spotkał kolesia, który na tylnym siedzeniu auta wiózł małego, pewnie metrowego, aligatora, który jakimś sposobem wspiął się i wystawił paszczę na świeże, wilgotne powietrze. Koleś powiedział, że wszystkie zwierzęta to lubią. Gdy Peter spytał się, czy to nie jest niebezpieczne, w końcu taki aligator może ugryźć, odpowiedział, że cały czas obserwuje pupila, żeby nie gryzł byle gówna. Strasznie się z tego wtedy śmiali.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=dxCPCteWZqw[/MEDIA]
Jechali już długo, i właściwie nic się nie działo. Żadnych interesujących widoków, krajobrazów... No, może oprócz dolin-rynien, w których można wyczyniać różne cuda terenówkami. Po kilku godzinach kierowca przypomniał sobie o luksusie, do którego sam nie przywyknął. Magnetofon. Jazda w ciszy nie była dobrym pomysłem, tak jak i wykorzystywanie maksymalnej mocy głośników. Sięgnął więc do schowka po pudełko z tajemniczymi literami "MSI" na grzbiecie. Wyjął kasetę i włożył ją do markowego radia z odtwarzaczem. Po dwóch lekkich uderzeniach w panel, z działającego bez zarzutów zestawu głośników popłynęła muzyka. A raczej, wyskoczyła, machając łapkami i krzycząc wniebogłosy. Było to "Mindless Self Indulgence" z piosenką "Shut me up". Chłopak uśmiechnął się słysząc znajome, napawające energią dźwięki.
- Niezłe, co?- zwrócił się do towarzyszy podróży, kiwając głową i bezgłośnie śpiewając.
- Hej, znam to! Mój brat zawsze mi to puszczał, spoko kawałek! - wyrwał nagle Aaron, po czym pogłaskał psa, który nawet na to nie zwrócił uwagi, wystawianie głowy przez okno sprawia mu więcej zabawy. - Masz coś jeszcze ciekawego, czy tylko to?
- No jasne- Peter wyraźnie był zadowolony, że przynajmniej jeden z pasażerów jest zadowolony.- Mam przy sobie kilka kaset, Offspring, Prodigy, Limp Bizkit, Godsmack, ACDC, Korn... Nie, Korna nie wziąłem- powiedział grzebiąc w schowku i poświęcając jezdni minimum uwagi.- No, nie jest źle. Czekają nas godziny jazdy, zdążymy pewnie przesłuchać większość tego, co tutaj mam.
- Przepraszam, że zboczę z tematu, ale uważam, że warto byłoby zwiedzić to lotnisko. Jest spora szansa, że znajdzie się tam trochę dobrej jakości paliwa, co nie byłoby bez znaczenia, ale przede wszystkim gdzieś wśród sprzętu technicznego może być trochę potrzebnych mi odczynników. Pomijając już całkiem nierealną, choć interesującą możliwość znalezienia jakiejś funkcjonującej awionetki, którą mógłbym popilotować. - uśmiecha się z rozmarzeniem Günther. Peter już wcześniej zobaczył wierzę kontrolną, a gdy zbliżyli się do obiektu, zwolnił nieco. Stary miał absolutną rację, trzeba przeszukać obiekt, chociaż na pewno ktoś tu wcześniej był.
-Ja co prawda zwykle słucham innej muzyki, ty prawdopodobnie uciekłbyś przy niej z krzykiem, ale to też niezłe- powiedział kowboj- A co do zatrzymywania się, awionetką albo innym samolotem też bym sobie polatał bo nie latałem od dosyć dawna, ale wolałbym się nie zatrzymywać, w okolicy grasują bandyci, moloch oraz mutanty, myślę więc że zatrzymywanie się to nie najlepszy pomysł.
- No co Ty, przy mnie nic Ci nie grozi- zaśmiał się punk.- Zatrzymujemy się, zbyt duża pokusa. Wiesz, jakiego kopa daje paliwo do samolotów? Kilkakrotnie większa kaloryczność, będziemy, kurwa, latać na wybojach!- Tym razem zaśmiał się jeszcze głośniej.- Wątpię, żeby czaili się tu gangerzy, moloch też tak daleko się nie zapuści, prędzej zbłąkany mutant, ale z jednym sobie chyba poradzimy, co? Aha, i nie myślcie, że jak się rozbijecie tą awionetką, to zawiozę Wasze szczątki do rodziców, nie ma mowy.
Właśnie tak podjęli wspólną decyzję o przeszukaniu lotniska.
Samochód jechał coraz wolniej i ciszej, zbliżając się do budynków. Głośniki ponownie ucichły, wszystkie okna były otwarte. Na szczęście, lub na nieszczęście, nie było ani słychać, ani czuć nic podejrzanego. Peter zaparkował kilkanaście metrów przed wierzą, stając do niej tyłem, w razie, gdyby musieli uciekać. Chociaż, jeśli będą musieli uciekać, to znaczy, że będzie na tyle źle, że nie będą mieli szansy uciec...
- Aaron, weź zrób coś... No... Psy mają lepsze zmysły od ludzi... Może on czuje coś podejrzanego?- powiedział, kiwając głową na psa.- Może choć ze mną do wierzy, a Teufel z kowbojem przeszukają hangar i wrak samolotu. Tylko weźcie ten miotacz ognia, na dużej przestrzeni się wam przyda, ale musicie uważać na beczki, może być w nich benzyna. - Prawienie kazań i nauk nie było w jego stylu, ale pierwszy raz pracował w większej niż dwuosobowa grupie, i wolał przestrzegać ich przed oczywistym, żeby nie wysadzili mu dupy w kosmos.
- No dobra, psy przodem- powiedział, wyjmując i odblokowując Berettę.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.

Ostatnio edytowane przez Baczy : 18-01-2010 o 18:44.
Baczy jest offline  
Stary 16-01-2010, 01:00   #16
 
Chomik Maurycy's Avatar
 
Reputacja: 1 Chomik Maurycy nie jest za bardzo znany
- Drogi Oswaldzie... Ja z materiałami wybuchowymi mam do czynienia dłużej, niż Ty chodzisz po tym świecie - powiedział spokojnie Günther. - Tym cackiem potrafiłbym zapailić Ci papierosa na 30 metrów i nawet byś gorąca nie poczuł...

Powiedziawszy to, wysiadł powoli, ciągle obserwując otaczające budynki. Założywszy sprzęt obrócił się w stronę kowboja.

- Ale choć celny, to zanim mieszanka przepompuje się do lufy chwilka mija. A, że jak wiadomo czas może być krytyczny, nie wahaj się strzelać pierwszy.
 
__________________
"Kompletny, absolutny zajob, to stan rozumnego błogostanu, do którego nawet nie warto Ci aspirować..."
Chomik Maurycy jest offline  
Stary 16-01-2010, 17:53   #17
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację


Zatrzymali się na poboczu drogi, kilkanaście metrów od wieży kontrolnej. Oddzielało ich od niej tylko ogrodzenie z bramą, która, o dziwo, była zamknięta. Obie jej części spinała stara kłódka. W pierwszym segmencie ogrodzenia ziała jednak wielka dziura, przez którą weszli na teren starego, opuszczonego lotniska. Zanim dotarli do zabudowań, rozdzielili się. Teufel, z miotaczem na plecach i Kowboj, trzymający załadowanego winchestera w rękach, ruszyli w kierunku hangaru i rozbitego samolotu. Peter i Aaron, oraz idący przed nimi pies mieli zamiar przeszukać wieżę.

Nigdzie żywego ducha. Podeszli do wyrwanych drzwi wysokiego na dwa piętra budynku. Parter był zbudowany z betonowych, zbrojonych płyt, całkowicie pozbawiony okien. Jedynym otworem były drzwi prowadzące do ciemnego wnętrza. Wykonane ze stalowej płyty, pokryte łuszczącą się farbą, były lekko uchylone. Pierwsze piętro było nadbudówką ustawioną na betonowym klocku parteru. Było nieco mniejsze, przez co znalazło się miejsce na niewielki taras obserwacyjny, otoczony metalową balustradą. Wykonana z falistej blachy nadbudówka, rdzewiała i rozpadała się. Wszystkie okna, wychodzące na cztery strony świata były pozbawione szyb. Na dachu leżały poskręcane resztki lotniskowego radaru oraz sterczał maszt anteny radiowej, z którego zwieszały się resztki gwiaździstego sztandaru.

Pies podbiegł do drzwi i zatrzymał się na progu, węsząc intensywnie i stawiając uszy. Z jego pyska wydobywał się niski warkot.

Kowboj i Teufel ostrożnie szli w stronę leżącego przed hangarem wraku.


Maszyna musiała zostać rozbita całe wieki temu. Była częściowo przysypana piachem, nawianym z pustyni, rdzewiejąca i pozbawiona chyba wszelkiego przydatnego osprzętu. Wymontowano wszystko, poczynając od dwóch silników a na wskaźnikach z deski rozdzielczej kończąc. Dwaj mężczyźni pokręcili się trochę przy wraku, po czym weszli do stojącego nieopodal hangaru.


Długi na co najmniej pięćdziesiąt metrów i mający około dwudziestu metrów szerokości hangar, był w podobnym stanie co wieża. Wykonany był z falistej blachy, pokrytej łuszczącą się farbą, w wielu miejscach podziurawionej i pogiętej. Potężne wrota umieszczone na stalowej ramie były częściowo odsunięte. Ciemność rozległego wnętrza rozjaśniało kilkanaście plam światła wpadających przez otwory w zaokrąglonych ścianach budynku.

Na pierwszy rzut oka wnętrze było puste. Nie stał tu żaden samolot ani samochód obsługi lotniska. Wzdłuż całej lewej ściany hangaru biegł szeroki blat, znajdujący się na wysokości pasa dorosłego mężczyzny. Na nim leżały w nieładzie najróżniejsze przedmioty. Zwoje kabli, stare narzędzia, kawałki silników, kątowniki i ceowniki, pudełka ze śrubami i nitami, części awioniki. Pod drugą ścianą znajdowało się kilka zardzewiałych beczek, których wyciekająca zawartość tworzyła na podłodze ciemne plamy.

Po kilku krokach we wnętrzu hangaru zatrzymali się gwałtownie. W świetle padającym przez otwarte wrota mignął jakiś cień. A może tylko tak im się zdawało. Odwrócili się jak na komendę, jednak nie dostrzegli niczego. Kąty hangaru tonęły w mroku. Było tu też mnóstwo miejsc, gdzie można się było ukryć.
 
xeper jest offline  
Stary 20-01-2010, 17:05   #18
 
DrutZRuszczkom's Avatar
 
Reputacja: 1 DrutZRuszczkom jest na bardzo dobrej drodzeDrutZRuszczkom jest na bardzo dobrej drodzeDrutZRuszczkom jest na bardzo dobrej drodzeDrutZRuszczkom jest na bardzo dobrej drodzeDrutZRuszczkom jest na bardzo dobrej drodzeDrutZRuszczkom jest na bardzo dobrej drodzeDrutZRuszczkom jest na bardzo dobrej drodzeDrutZRuszczkom jest na bardzo dobrej drodzeDrutZRuszczkom jest na bardzo dobrej drodzeDrutZRuszczkom jest na bardzo dobrej drodzeDrutZRuszczkom jest na bardzo dobrej drodze
Po wyjściu z samochodu, chłopak uniósł wysoko rękę i zagwizdał, po chwili wylądował na niej sokół, treser spojrzał na niego i pogłaskał, po czym ptak odleciał. - Nic nie wskazuje na to, że w okolicy jest coś podejrzanego. - powiedział głośno po czym zwrócił się do drugiego zwierzaka - Szukaj - pies tylko czekał na ten rozkaz. Od razu wyskoczył z samochodu i zaczął obwąchiwać wszystko dookoła. Gdy Aaron i Peter ruszyli trochę dalej, pies dołączył do nich.
Po krótkim obchodzie doszli do zamkniętych drzwi przy których pies zatrzymał się. Zaczął warczeć w ich stronę. Treser lekko odepchnął go do tyłu i szeptem rozkazał - Cśś, wycofaj się. - pies zamilkł i posłusznie spełnił rozkaz.

- Eh... Kurwa... Czy to znaczy, że ktoś tam jest? Czy może tylko jakieś truchło się rozkłada?- spytał Peter z nadzieją, starając się zachowywać jak najciszej. Nie miało to większego znaczenia, w końcu jeśli ktoś tu jest, zapewne już wie o ich przybyciu, ale póki co wolał być cicho. Póki co. - Aha, i jak u Ciebie z walką? Umiesz się bić, albo coś? Nie widzę, żebyś miał broń...

- To nie oznacza nic dobrego, lepiej się przygotuj. Umiem trochę strzelać, ale rewolwerowcem nie jestem. - Aaron wyjął broń z kieszeni kurtki, powoli odbezpieczył. Cholera, czemu nie zrobiłem tego przed wejściem do budynku. Przywarł plecami do ściany. - Dobra, kto otwiera drzwi? Może kamień, papier, nożyce?

- Pieprzyć to, nie jesteśmy w przedszkolu. Ty otwieraj, ja wchodzę- powiedział szeptem.- Albo nie, otwórz i schowaj się za nie, zobaczymy czy nic na nas nie wyskoczy. Jeśli nie, wchodzę pierwszy. Jasne?
 
__________________
"Bóg wysmarkał nos, a glutem byłeś ty."
DrutZRuszczkom jest offline  
Stary 25-01-2010, 15:19   #19
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
- Uroczo, naprawdę… prawdziwa firma z przyszłością.
Mruknęła Wendy pod nosem, tak że tylko jej towarzysze mogli ją usłyszeć. Obecni w pomieszczeniu mężczyźni nie wyglądali miło, czy kulturalnie. Ich zachowanie także nie pozostawiało tego typu złudzeń. Byli raczej jak zwykłe zakapiory, które tylko szukały zaczepki i możliwości roztrzaskania komuś butelki na głowie.
- Załatwmy to szybko i jedźmy…
Widać było, że dziewczyna nie chciała spędzić tu zbyt wiele czasu. Umiała się oczywiście bronić kiedy zaszła taka potrzeba, ale… no właśnie. Trudno było ją zakwalifikować jako kogoś kto regularnie kładzie swoje życie na szali.
- Milusie miejsce, prawda?- powiedział Avi z uśmiechem.
- Aż chciałoby się tu zostać na dłużej.
Po wygłoszeniu tego jakże ironicznego komentarza, on także wszedł do środka i zobaczył grających. Jakiś żółtek właśnie przygotowywał się do wszczęcia awantury, która skończy się pewnie czyjąś śmiercią. Na wszelki wypadek Avi odbezpieczył broń. Grey także miał złe przeczucia. Widział już kilkanaście razy tego typu akcje. Stół podleci do góry, obsypując wszystkim dookoła kartami, kilka kul przemknie przez głowy i paru graczy wejdzie all-in. Królewski poker. Jesteś trupem. Rękę szaraka spoczęła na ukrytym w kurtce pistolecie. Podobnie jak dziewczyna, chciał spieprzać stąd jak, najszybciej. Oczywiście załatwienie sprawy paliwa brało teraz górę nad instynktem samozachowawczym.

- Ej, który z was jest właścicielem tego całego interesu?
- Ja
- odpowiedział żółtek, odwracając głowę w stronę nowych klientów.
- Chcecie z nami zagrać czy kupić paliwo?
- Paliwo. Ile kanistrów, czarnuchu?
- rzucił Grey w stronę Michael’a.
- A skąd ja mam wiedzieć, ile to gówno pali ?
Odparł czarnoskóry i spojrzał na Jason’a. Nie zareagował na rasistowskie miano jakim obdarzył go szarak. Może był przyzwyczajony, albo tak się teraz mówiło. Tylko trzech typków przypatrywało się teraz Michael’owi i Wendy, z uśmieszkami na twarzach. Takimi niezwykle irytującymi, za które jakiś psychopatyczny narwaniec z Hegemonii już dawno przerobiłby ich wnętrzności na pasztet domowej produkcji.
- Więc? - Grey spojrzał wyczekująco, na chyba… Jason mu było. W czasie gdy szarak i murzyn negocjowali sprawę benzyny, Avi spokojnie oparł się o ścianę i spod przymkniętych powiek obserwował całe tałatajstwo. Stwierdził w myślach że jeżeli ten żółtek zrobi choć jeden fałszywy ruch, on przestrzeli mu łeb.
- Mam bardzo złe przeczucia co do tego - mruknął pod nosem.
- Mogą być trzy po dziesięć litrów, powinno być w porządku, a jak da radę to i jeden więcej.
- Trzydzieści pięć za jeden
Oznajmił stoicko właściciel stacji.
- Najpierw chcę zobaczyć gamble potem będzie paliwo.
- Ale możemy się potargować.
Dodał z obleśnym uśmiechem, ten nazwany Santiago. Mówiąc to spojrzał na Wendy i podrapał się w krocze. Wszyscy czterej wybuchnęli śmiechem.
- Wybaczcie, panowie, panienka jest nasza.
Mówiąc to, Greyzasłonił ją ramieniem.
- Roddick, chyba takie rzeczy na koszt twojej firmy, co?

Dziewczyna nie odpowiedziała ma zaczepkę. Była nieco rozeźlona, to pewne. Jej palce mocniej zacisnęły się na torbie. Jednak była również w pełni świadoma, że w takich sytuacjach najlepiej jest schować swoją dumę do kieszeni i rozegrać wszystko na spokojnie. Powiedzenie o patykach i kamieniach nie mogło chyba posiadać lepszego odniesienia niż trwająca właśnie konwersacja. Cicho szepnęła do szaraka, kiedy ten ją zasłonił.
- Jak właściwie ktoś taki jak oni mógł wejść w posiadanie składu paliwa?
Było to trafne pytanie. Karciane obdartusy nie wyglądały na osobników, którzy zjedli swoje zęby na froncie, lub podczas strzelanin gangerów na autostradach.
- Przecież mówiłem, że niezbyt dobrze stoję z moimi zasobami.
Murzyn zaczął grzebać w swoim plecaku. Wyciągnął z niego i położył na ladzie listek jakichś tabletek, magazynek do beretty i dwie wojskowe konserwy.
- Jak dla mnie, osiem dych. Weźmiemy benzyny za tyle, chyba że ktoś z was coś dołoży.
- Gamble widzicie. Teraz pokażcie paliwo.

Dopowiedział Grey, chcąc przyśpieszyć transakcję.
- Może i dla ciebie to jest osiem dych ale dla mnie nie za bardzo. Ja tu widzę tylko sześć. powiedział żółtek, oglądając ułożone na ladzie towary. Pozostali zarechotali.
- Za to dam wam dwa kanistry i do tego niepełne. Pasuje?
- Pasuje. Dawaj je.
- Osiemnaście litrów...

Powiedział Michael do Jason’a, ukazując swoiste zatroskanie.
- Do miasta mamy jeszcze jakieś osiemdziesiąt mil. Potem droga powrotna. Wystarczy?
Nie trudno było zrozumieć źródło tej niepewności. Żadne z nich nie chciało przecież ugrzęznąć na pustyni, w zardzewiałej trumnie z pustym bakiem.
 
Highlander jest offline  
Stary 27-01-2010, 20:30   #20
 
pteroslaw's Avatar
 
Reputacja: 1 pteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumny
Kowboj wysiadł z samochodu, wysłuchał Günthera który mówił o tym aby ten nie wahał się strzelać pierwszy, Jacob nie miał zamiaru się wahać od początku, widział już bowiem wiele osób które mówiły że świetnie radzą sobie z miotaczem ognia i że taki winchester a tym bardziej magnum nie ma szans z ich miotaczem, większość tych ludzi to byli gangsterzy, to były ich ostatnie słowa przed tym jak ostali kulkę z winchestera między oczy. Razem z Güntherem szli przez "lotnisko", a właściwie to co z niego zostało, Jacob miał w rękach odbezpieczonego winchestera, na pasie amunicyjnym miał 50 pocisków, oprócz tego miał jeszcze magnum kaliber 44 które robiło w ludziach dziury wielkości piłek golfowych, ale w środku robiły szkody jakie robi chmara szarańczy na polu pszenicy. Jacob szedł powoli z winchesterem przystawionym do ramienia, choć jego nowy kolega twierdził że nic im nie grozi to on wolał mieć broń w pogotowiu. Wiedział bowiem że w pobliżu grasuje wszystko co najgorsze.
Razem z Güntherem wszedł do jakiegoś hangaru, było ciemno, jedynym źródłem światła były drzwi które były tylko uchylone. Nagle kowboj zauważył jakiś ruch, ledwie go widział bowiem tylko przez chwilę postać przemknęła obok drzwi. Jacob instynktownie wystrzelił tam gdzie, jak sądził, przebywała postać.

-Przyszły trupie poznaj Georga, Georg poznaj przyszłego trupa.- Rzekł Kowboj do swego winchestera odciągając klamkę aby wprowadzić do komory następny nabój.
-Czy można prosić o trochę światła Günther?- Zapytał Jacob.
 
pteroslaw jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172