Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-04-2015, 21:39   #21
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
Nar Shaddaa
Dziewczyna podbiegła do przeciwnika w tym samym momencie, kiedy olbrzymi, przestarzały transportowiec przelatywał obok ich lądowiska. Huk jego silników zagłuszyłby nawet ryczącego rankora. W momencie, w którym przyłożyła broń do jego karku, on sięgnął dłonią by włączyć komunikator.
Strzał z przyłożenia wypalił mu szyję i część barku. Członek gangu osunął się na ziemię. Kiedy huk silników transportowca przestał być uciążliwy, dziewczyna usłyszała głos z komunikatora: Sharak, ktoś się nam wymknął, uważaj, mogą być uzbrojeni.
Jednak Emily była już w tym momencie przy Laurienn, która kuśtykała w jej kierunku. Starsza z nich z trudem wskoczyła na tylne siedzenie śmigacza. Młodsza usiadła za sterami, przepisowo zapięła pasy i poderwała śmigacz w górę. Wbiła się w jeden z pasów ruchu i po chwili były już daleko za atakowanym koloseum. Jednak sytuacja wcale nie była dobra. Laurien krwawiła obficie, już chwytała ją gorączka, a ich pojazd mógł przecież mieć nadajnik, po którym zaraz ich wytropią.

Huk silników jetpacka poniósł się po całej arenie. Gdy Issamar wzniósł się by zobaczyć co z jego towarzyszami, w jego kierunku pomknęły dziesiątki pocisków blasterowych. Strzelał do niego chyba każdy z atakujących, który mógł go dostrzec. Latając, był trudnym celem, ale przy takiej ilości wystrzałów zadziałał prosty rachunek prawdopodobieństwa. Cadera oberwał pociskiem w tyłek, kolejne dwa spenetrowały jego napęd odrzutowy, strącając Mandalorianina na czwarty poziom tarasu. Upadł obijając się mocno, ale nadal był cały. Czuł pieczenie na czterech literach, ale na razie pancerz chronił go dobrze.
Mogło to się jednak w każdej chwili zmienić, bo z obu stron biegła ku niemu trójka przeciwników, a wokół otaczały go jedynie martwe ciała gości.

Zbiegali po szerokich, okrągłych schodach na niższe piętro. Kha’Shy utykała, ale wcale nie spowalniała tempa. Byli już prawie na czwartym piętrze, kiedy z trzeciego wbiegał na górę jeden z bandziorów. Jego pancerz połyskiwał błękitną poświatą, więc Barabel się nie zastanawiała. Przełożyła karabin przez ramię, zrobiła krótki rozbieg i zeskoczyła z kilku metrów. Upadając uderzyła kolanami w przeciwnika i oboje upadli na twarde, stalowe schody. Z wyszczerzonymi zębami, w swoistym szale bojowym jaszczurowata kobieta dopadła do niego. Oplotła go w pasie nogami, a rękami objęła go za głowę. Zacisnęła oba chwyty niczym dwa imadła, po czym prostując się, mocno szarpnęła, najzwyczajniej w świecie urywając nieszczęśnikowi głowę. Jon widząc to z góry miał ochotę zwymiotować.
Na czwartym piętrze szczęśliwie nikogo nie było, gdyż musiał zwabić ich Issamar, który oberwał tuż przed chwilą. Na trzecim piętrze, tuż pod Kha’Shy było wyjście z areny. Pilnujący tego strażnik tak jakby stracił głowę do tej roboty. Mogli uciekać, bądź spróbować pomóc Mandalorianinowi.

Zhar-kan wbił igłę w udo i nacisnął tłok. Noga zdrętwiała, ale krew przestała płynąć. Rozsypał proszek odkażający po ranie i zalał wszystko płynem kolto. Podczołgał się bliżej skraju areny. Zauważył jak ktoś latający na jetpacku został właśnie strącony. Arkanianin widział, jak wielu napastników biegnie w tamtym kierunku. Już niewielu gości pozostało przy życiu. Na arenie leżało kilkanaście zrzuconych z góry ciał. Mógł się ukryć w pobliżu jednego z nich, udając trupa, ale zauważył, że niedaleko niego była kratka wentylacyjna. Ledwo trzymała się na zawiasach, trafiona zapewne w wcześniejszych pojedynkach. Mógłby się w niej zmieścić, ale wymagało to porzucenia pancerza i ekwipunku.

Slevin wychylił się ostrożnie zza rogu, dokładnie w tym momencie, kiedy Horgan zeskoczył na przebiegających członków gangu. W locie odpalił miecz i rozciął pierwszego pionowym cięciem. Nim ciało zdążyło upaść, szybkim piruetem obciął głowę kolejnemu. Trzeci i ostatni z nich nie dał rady nawet wycelować swojego karabinu, gdy Cort ciął ukośnie przez jego klatkę piersiową.
Jednak ostrze zamiast gładko wyjść drugą stroną, zatrzymało się na błękitnej poświacie otaczającej żołdaka. Wyładowania rozeszły się na styku miecza świetlnego i tarczy energetycznej. Bandzior dokończył swój manewr, podniósł broń i nacisnął spust. W ciasnocie trafił gladiatora w biodro, wypalając skórzaną kurtkę, skórę i mięśnie aż do nagiej kości.
Horganowi pociemniało przed oczami. Nie wiedział nawet kiedy upadł, ból go prawie sparaliżował. Nie krzyknął tylko dlatego, że dostał szczękościsku. Na skroni poczuł gorącą lufę karabinu. Rozległ się strzał.
Bandzior poleciał dwa metry do tyłu rozkładając na boki ręce. Strzał z ciężkiej strzelby rozbił nadwątloną mieczem świetlnym tarczę energetyczną jak mydlaną bańkę. Z dziurą w pancerzu wielkości pięści zaległ w korytarzu. Kelevra spokojnie podszedł bliżej. Przeciwnik wydawał się jeszcze ruszać, więc kolejnym strzałem upewnił się, że przestanie. Przed nim powinno być już blisko do wyjścia, natomiast pod jego nogami, ciężko ranny, leżał najprawdopodobniej „Jedi”.

Cadera odkopnął stół i strzelił strugą płomieni, odstraszając pierwszego z napastników. Próbował jeszcze raz przetrzeć oko, ale to nie pomagało. Rzeczywiście musiał je stracić. Ostrzeliwał się na przemian na boki, nie pozwalając podejść nikomu, ale przeciwnicy byli coraz bliżej. Wtem z jego prawej strony nadbiegły odgłosy kolejnej strzelaniny. Jeden z najemników padł pod pociskami nadbiegającego droida.

Dwaj pozostali ostrzeliwali się z nim, ale jego tarcze były za silne. Robot po prostu szedł ładując w nich magazynek za magazynkiem. Nie minęła chwila, a obaj leżeli pod filarami z dziurami w głowach. Jedna z dróg była oczyszczona, jednak tak jak wcześniej jetpack, tak teraz Droid zwrócił uwagę napastników. Z tarasów naprzeciw jego pozycji ustawiało się do akcji dwóch gości z granatnikami. Issa wiedział, że tarcze jego pomagiera też są już na wyczerpaniu to przedarciu się aż tutaj. Mógł próbować przedrzeć się we dwójkę, bądź poświęcić go dla własnego dobra.

Jichan odwrócił się na plecy, by cokolwiek widzieć. Dużo mu to nie pomogło. Oczy zalane miał krwią. Z trudem otarł je przedramieniem, by cokolwiek widzieć. Wszędzie wokół było tak cicho, wszystko działo się tak wolno… Z zdziwieniem spotrzegł, że tuż nad nim stoi bandzior. Chciał się go zapytać, co oni tu wszyscy robią, ale ów tylko tak bardzo, bardzo powoli przeładował swój blaster. Zabrak nie rozumiał dlaczego, przecież chciał się tylko o coś zapytać. To wszystko było tak bardzo surrealistyczne. Jeszcze przed chwilą był na swoim statku, w ciszy samotności.
Teraz widział jedynie lufę blastera między swoimi oczami. I to był ostatni widok jego życia.
 
__________________
Show me again... The power of the darkness... And I'll let nothing stand in our way.

Ostatnio edytowane przez Turin Turambar : 27-04-2015 o 21:45.
Turin Turambar jest offline  
Stary 27-04-2015, 22:23   #22
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Najemnik był bardzo praktyczną osobą, nauczył się nie przywiązywać do sprzętu już w czasie jego służby w wojsku Republiki. Mimo to poczuł lekkie ukłucie żalu gdy doczołgał się do swojego miecza, wyciągnął go z nieaktywnego droida i schował go do pochwy. Być może robił to po raz ostatni. Przez jego umysł przetoczyła się fala wspomnień, w tym misji na której zdobył to cacko. Mandalorianie znali się na broni. Arkanianin szybko zlustrował arenę w poszukiwaniu stosownej kryjówki, na pewno nie mógł schować swojej broni pod którymś z trupów, czy też droidem.

Wśród kanonady wystrzałów zaczął zdzierać z siebie resztę ekwipunku, pancerz, granaty, standardowy republikański blaster, wszystko musiało tutaj zostać. Zadbał jednak o to by wszystko nie leżało na kupce, a już broń Mocy w pobliżu szybu wentylacyjnego, ktoś z pewnością dodałby dwa do dwóch. Z wysłużonego egzoszkieletu wyciągnął chip z resztą jego kredytów, a w drugą dłoń wziął granat rozpryskowy. Mógł mu się jeszcze przydać. Mocno szarpnął kratę wentylacyjną i wszedł się do tunelu głową w dół. Jego maska natychmiast się dostosowała do panującego tu natężenia światła, pozwalając Zhar-kanowi na perfekcyjne widzenie w ciemnościach. Zaczął czołgać się do przodu, póki żył nie miał najmniejszego zamiaru się poddać.
 
Zaalaos jest offline  
Stary 27-04-2015, 23:22   #23
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Stała, a raczej przylegała do ściany modląc się, żeby Moc w tej chwili była z jej siostrą. Głowa ją bolała od wysiłku jakim było dla niej samo utrzymywanie względnego pionu. Starała się nie patrzeć w dół gdzie pod jej jedną stopą zbierała się jej własna krew. Czuła jak siły uchodzą z niej jak woda z dziurawego kubka.
Nagle oprzytomniała. "Muszę zatamować krwawienie"
Sięgnęła do paska, do którego była przymocowana kabura. Drżącymi dłońmi zdjęła pas odrzucając to co było do niego przymocowane i teraz jej zawadzało. Schyliła się i ciemno jej się zrobiło przed oczami. Zagryzła zęby i biorąc kilka głębokich oddechów owinęła ciasno pas wokół krwawiącej łydki.
Dopiero teraz wyjrzała przez drzwi. Szczęśliwie Emily udało się...
Wyszła i zaczęła kuśtykać w jej kierunku. Widząc ją pomyślała, że chciałaby móc ją przeprosić, ale czy to było możliwe w sytuacji, gdy ktoś musiał odebrać czyjeś życie po raz pierwszy? "To moja wina. Tak bardzo nie chciałam, żeby do tego doszło" ale nie powiedziała nic poza:
- Wspaniale sobie poradziłaś - wypowiedziane bardzo zmęczonym głosem.
Z ulgą usiadła na śmigaczu i natychmiast straciła siły. Objęła tylko w pasie młodszą siostrę gdy ta usiadła z przodu.
- Zabierz nas prosto do statku, o którym mówił Zabrak - zadecydowała.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 27-04-2015, 23:28   #24
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Kelevra przeładował broń. Za chwilę mogło wpaść tu kolejnych trzech przeciwników, a on został by w malinach bez energii w strzelbie. Na szczęście, przygotował się do walki na arenie i miał ogromny zapas amunicji. Teraz znowu stanął przed trudnym wyborem, pomagać czy zostawić. Nie debatował długo z swoim doświadczeniem. Jedi z pewnością nie mógł być nasłany przez tych którzy atakowali arenę z prostych przyczyn – kiedy dysponujesz Jedi nie ryzykujesz utraty cennego droida bojowego który aktualnie dogorywał na środku pola walki.

Dodatkowo, to co przemówiło na korzyść Jedi to fakt, że w przeciwieństwie do wcześniej zostawionego na pastwę losu arkanianina, on miał nadal dwie nogi. Wystarczyło poczęstować go częścią środków jakie Slevin miał w medpakiecie, a być może Jedi by mu się jeszcze przydał. W końcu nie wiedział ile przeciwników jeszcze jest w koloseum. W obecnych czasach to nawet o żywą tarczę było ciężko. Żałował że nie miał bulwy z krzewu vincha, ale Jedi musiał się bez tego obejść i musiał mu wystarczyć prosty okład z bacty.

Grzebiąc w biodrze swej finałowej nagrody, o której nie wiedział iż to właśnie ona, cały czas trzymał w ręku jeden z dwóch E-11. Slevin nie był medykiem i zależało mu na tym, by kompana tylko obudzić. Sole otrzeźwiające które podłożył mu pod nos, po nałożeniu odpowiednich okładów, powinny załatwić sprawę.
- Żyjesz? – odezwał się szorstkim głosem i nie czekając na odpowiedź dodał – Jesteś w stanie wstać? Wiesz gdzie jest wyjście?

Slevin zdjął na chwilę hełm, przy przetrzeć czoło z potu. Koloseum nie było najlepiej wentylowanym miejscem na świecie, a adrenalina i stawanie w obliczu przeciwników sprawiało że najemnik pocił się jak przysłowiowa świnia.


Twarz straszyła, nic dziwnego że wolał nosić hełm nawet w towarzystwie, aczkolwiek taka kolekcja szram mówiła że typ jest oporny na próby pozbawienia go życia. To mogło nawet troszkę pocieszyć.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 28-04-2015, 16:58   #25
 
Baird's Avatar
 
Reputacja: 1 Baird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputację
Issamar spojrzał na taras. Siedząc na jednym pośladku pomyślał.
Ja pierdolę, moja dupa! Co to ma być? Pierdolona strefa wojny? Jeśli się stąd wydostane żywy ktoś zapłaci mi za to. Następnie podjął szybką, może ostatnią w życiu decyzję. Cadera wyjął granat dymny i ładunek wybuchowy odpalany zdalnym detonatorem.
- Droid. Tryb termo, oznacz cele i osłaniaj mnie!- Wydał rozkaz blaszakowi, który zaczął ostrzeliwać cele na tarasie. Issa rzucił pod nogi droida granat dymny i wstrzymał oddech. Biegnąć obok droida, którego sylwetkę powoli połykały kłęby dymu przyczepił mu do pleców ładunek wybuchowy, potem ruszył dalej korytarzem w prawą rękę biorąc ciężki blaster, a w lewą miecz świetlny. Pamiątkę z wojen Mandaloriańskich.
 
__________________
Man-o'-War Część I

Ostatnio edytowane przez Baird : 28-04-2015 o 17:02.
Baird jest teraz online  
Stary 28-04-2015, 18:28   #26
 
Kolejny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputację
Zbladł jeszcze bardziej, przechodząc nad bezgłowym korpusem, pod którym powoli powstawała kałuża krwi. Był jednocześnie pod wrażeniem umiejętności jego wspólniczki i obrzydzony tym, co przed chwilą zaszło. Nie mógł wyrzucić z głowy odgłosu łamanego kark, chrzęstu kości kręgosłupa ulegającego mocarnej sile. Rozumiał, dlaczego to zrobiła - odgłos wystrzału mógłby zwabić tu więcej wrogów, ale wciąż - nigdy wcześniej nie był świadkiem tak brutalnej śmierci. Mam szczęście, że jest po mojej stronie. Samica Barabel uratowała mu życie już jeden raz i biorąc pod uwagę jej szacunek do Jedi oraz chęć zgarnięcia dla siebie własnego statku nie zawahałaby się ocalić go po raz drugi. Dodając do miksu to, że miała głowę na karku i bardzo dobrze radziła sobie z pozbywaniem właśnie tej cechy innych, była idealnym kompanem w niebezpiecznych sytuacjach.

Issamar, choć nie mniej zabójczy i cenny, zapodział się gdzieś po uruchomieniu jetpacka. Jon nie zostawiałby go samemu sobie specjalnie, ale w tej chwili miał on zerowe pojęcie o położeniu mandalorianina, nie wiedział nawet czy ten żyje, a bieganie po arenie w poszukiwaniu człowieka, którego poznałeś pół godziny temu nie było najmądrzejszym wyjściem. Zgiął się lekko, opanowując żołądek chcący wywrócić się na lewą stronę. Czuł się pewniej niż kilka chwil temu - w jego bezpośrednim otoczeniu nie znajdowali się żadni wrogowie i byli naprawdę blisko wyjścia. Oby tylko nie było obsadzone. Baelish, zapewne z powodu zmęczenia natłokiem nowych doświadczeń nie mógł wpaść na jakiś konkretny plan co do dalszych kroków jego i Kha'Shy. Spojrzał na nią w tym samym momencie, gdy ona zaczęła mówić, a Jon z pewnym uczuciem ulgi wsłuchał się w jej słowa.
 

Ostatnio edytowane przez Kolejny : 28-04-2015 o 18:32.
Kolejny jest offline  
Stary 28-04-2015, 18:38   #27
 
Ravage's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwu
Potrafiła być bezwględna i nawet to lubiła.Czuła się jak prawdziwa łowczyni na polowaniu. Niedbale wytarła krew w spodnie i rozejrzała się, czy przynajmniej na ten moment jest bezpiecznie. Podniosła karabin i spojrzała na swoje łapy. Dalej były usmarowane posoką, która powoli zasychała na łuskach. Skrzywiła się.
Wieszałam, sze w konsu odprysznie. Westchnęła. Jeśli do tej pory Jedi tego nie zauważył, teraz mógł się przyjrzeć. Tak. Barabelka miała pomalowane szpony. Przynajmniej większość, bo z jednego zszedł cały płat lakieru.
Wzruszyła ramionami i spojrzała uważnie na swojego towarzysza.
Iziesz panie? Myszlę, sze tszeba stąd jak najszybsiej pryskać. Na razie jeszcze nie ruszała się z miejsca. Mieli kawałek do przejścia i nie była taka pewna, czy przed areną nie stoją jakieś posiłki, gotowe na każdy alarm wbiec na arenę i wspomóc kolegów. Masz tu gzieś swój statek, albo chosiasz szczigacz, którym możemy się stąd ulotnić, o Jedi?Jej ciemno-rubinowe oczy utkwiły w jego twarzy, jakby próbowała go rozszyfrować.
Fakt jednak był taki, że próbowała zapamiętać dobrze jego twarz. Na wszelki wypadek. Dla niej ludzie wszyscy wyglądali zbyt podobnie do siebie. Kolor szczeciny lub jej długość to chyba był jedyny wyznacznik, po którym mniej więcej potrafiła rozróżniać te ssaki od siebie nawzajem. No i strój. Bo po mordach nie dawała rady.
Bo jeszli nie, to mam pomyszł, jak się sgubić Dodała po chwili milczenia. Ale bęsiemy musieli pszejszcz się po mało szekawych poziomach. No i znaleszcz jakiegosz medyka po drodze.
Jestem tu na piechocie. Jeśli znasz jakąś bezpieczną ścieżkę to myślę, że to nasza najlepsza opcja. rozejrzał się jeszcze wokół siebie, odetchnął, po czym powiedział do Kha'Shy Prowadź, więc. Obyśmy tylko nie napotkali więcej niespodzianek.
Skinęła głową i machnęła parę razy nerwowo ogonem.
Powoli skierowała się do wyjścia...
 

Ostatnio edytowane przez Ravage : 28-04-2015 o 18:54.
Ravage jest offline  
Stary 28-04-2015, 23:31   #28
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
- Żyję i tak, wiem - wycharczał siadając. Odruchowo zgarnął miecz. Wstał i nagle złapał swego wybawcę za ramię i obwisł na nim. - Nie wiem co to za towar mi dałeś, ale wali po czerepie. - wymamrotał.
Sięgnął do pasa i wydobył symulant, wbił w udo i zaaplikował cała dawkę. Przejaśniło mu się w głowie, ale nogi dalej miał słabe.
- Jeden siedział tam w pokoju - wskazał ruchem głowy drzwi. - Kropnąłeś go?
Popatrzył na zabitych czy któryś z nich nie miał czegoś co postawiło by go na nogi.
- Musisz mi pomóc iść, wskażę ci drogę.
 
Mike jest offline  
Stary 29-04-2015, 21:58   #29
 
Notka's Avatar
 
Reputacja: 1 Notka nie jest za bardzo znany
Stała i drżała dłuższą chwilę. To było... aż nazbyt zsynchronizowane. Była w szoku. Siostra coś do niej powiedziała, co umknęło zamglonemu od emocji umysłowi Emily.
- N-na pewno - powiedziała mechanicznie. Chociaż wątpiła czy... to tak dobrze. Było jej mdło. Można powiedzieć, że równie mechanicznie dała się zabrać na śmigacza. Odruchy i wiedza przejęły pozornie kontrolę, kiedy umysł młodej dalej jakby nie znajdował się w tym wymiarze. Ręce same prowadziły, ale mogło się zdawać, że nie do końca patrzyła na droge przed nimi. Objęcie jej siostry niby pomogło, ale wtedy też poczuła jej krew na sobie. Była blada... zrobiło się jej jeszcze gorzej...

Wtedy profesjonalizm poszedł gdzieś w kąt i młoda zwymiotowała.
 
Notka jest offline  
Stary 30-04-2015, 18:43   #30
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
Nar Shaddaa
Tunel wentylacyjny ciągnął się przez kilkanaście metrów, potem rozwidlał się. Nie mając zbyt dużego wyboru, Zhar-kan skręcił w prawo. Determinacja jaka w niego wstąpiła była większa niż kiedykolwiek. Odgłosy strzelaniny niosły się echem wokół niego, by nagle wszystko zagłuszyła spora eksplozja. Arkanianin aż obejrzał się za siebie, jednak nie był w stanie określić co i gdzie wybuchło.
Parł nieustannie naprzód. Ominął kilka kratek prowadzących na zewnątrz, ale każda z nich miała pod sobą kilkusetmetrową przepaść. Dotarł do samego końca, który okazał się ślepym zaułkiem. Z tych kanałów były dwa wyjścia – przez arenę, albo spadnięcie w przepaść. Nie rozpaczał jednak. Szybko kalkulował i kilkoma uderzeniami pięści wyłamał najbliższą z kratek. Wyczekał odpowiedni moment i zsunął się w przepaść…
Prosto na przelatujący transporter.
Uderzył mocno o twardą polistal, ale natychmiast chwycił się wystającego fragmentu drabinki. Przyległ brzuchem do dachu statku i znieruchomiał. Nie miał pojęcia gdzie go to zabierze, ale to nie miało znaczenia. Oddalił się od naprawdę poważnego zagrożenia. Przeżyć. To był jego cel.

Emily ocierała twarz jedną ręką, a drugą kierowała śmigaczem. Szczęśliwie w tej dzielnicy hangar E nie był daleko. Musiała zejść jeszcze niżej, ale w końcu postawiła śmigacz w wolnym miejscu. Pomogła wstać starszej siostrze i ruszyły ku stanowisku z niewielkim hologramem z numerem 13.
Widziały ten statek pierwszy raz, ale od razu widać do czego służył. Ładownia zajmowała więcej niż dwie trzecie okrętu. Musiały tylko się teraz dostać do środka. Śluza była z prawej strony od mostku kapitańskiego i tam się udały. Drzwi oczywiście były zamknięte na kartę magnetyczną.
Laurienn oparła się o burtę, żeby nie przeszkadzać młodej, która szybko wyciągnęła swój prosty sprzęt, podłączyła się do panelu i rozpoczęła swoją magię.
Oddychając ciężko z powodu rany, obserwowała okolicę. I zauważyła GO. Opiekun lądowisk, przedstawiciel gangów, celnik, wszystko jedno. Był urzędasem i właśnie miał zamiar zrobić to co najlepiej potrafi – czyli się do czegoś przyczepić.
Twilek ruszył do niej żwawym krokiem, na jego twarzy malował się gniew pomieszany z poczuciem wyższości. Emily nie zauważyła go pochłonięta pracą, gdy ten podszedł do nich. Wziął głęboki wdech by wyrzucić swoje obiekcje i rozpoczął:
- Co wy tutaj…
- Zapomnialeś wyczyścić historię przeglądania, a twoja żona wraca z roboty za chwilę– weszła mu w słowo Laurienn i machnęła ręką przed oczami twileka.
Tego jakby coś otumaniło i powtórzył tylko zdziwionym głosem:
- Zapomiałem wyczyścić historię przeglądania, a moja żona wraca z roboty za chwilę. O kurwa! – po czym odwrócił się i prawie pobiegł w przeciwną stronę.


Jon biegł tuż obok Kha’Shy, kiedy oboje znaleźli się wreszcie na lądowisku. Jako, że był to główny parking, stało tam kilkanaście śmigaczy oraz kilka znacznie większych jednostek, w tym dwie bojowe. Na skraju, w jedynym wolnym miejscu był też pojazd gangsterów oraz jego właściciel. Barabel natychmiast zaczęła do niego strzelać. Seria pocisków zaskoczyła go, lecz większość z nich rozbiła się o jego tarczę energetyczną. Został jednak zmuszony do cofnięcia się, a wtedy Baelish zmrużył oczy skupiając się i pchnął Mocą z całych sił. Zaskoczony żołdak zrobił o jeden krok za dużo i spadł z lądowiska w przepaść.
W chwilę po tym w arenie rozległ się silny wybuch, a wkrótce po nim z korytarza, którym przybiegli, wyleciały kłęby dymu. Wyłoniła się z nich jedna postać – Issamar Cadera.
Był w opłakanym stanie. Jego świetny pancerz przypominał teraz osmalony kawał złomu narzucony na humanoida. On sam kulał na lewą nogę, a postrzał jaki dostał w miejsce, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę dawał się we znaki.
Kiedy znalazł się na środku lądowiska, potknął się i upadł z hukiem. Z trudem, ale podniósł się na kolana. Baelish był już przy nim, a Kha’Shy celowała w wypełnione dymem wejście. Padawan podniósł najemnika i pomógł mu dojść do jednego ze statków. Nieduża jednostka, właściwie to nieco większy, ciężki myśliwiec, dostosowany do podróży międzygwiezdnych.

Mandalorianin wstukał kod aktywujący, otworzył luk i weszli wszyscy do środka. Dużego wyboru nie mieli. Issamar z trudem usiadł na fotelu pilota. Uruchomił zapłon i praktycznie bez rozgrzewania silników wzbił się w powietrze. Włączył się w ruch i pozwolił autopilotowi na działanie. Sam był zbyt zmęczony, by zrobić coś konkretnego, oprócz tego potrzebował pierwszej pomocy. Tak samo jak Kha’Shy, która razem z Jonem cisnęli się w niewielkim luku bagażowym.

Slevin szedł ostrożnie z uwieszonym na ramieniu „Jedi”. Horgan kierował ich do bocznego wyjścia. Słyszeli kilkukrotnie stukot okutych w stal obcasów, ale nie trafili na nikogo po drodze. Prowadzące w wąską alejkę drzwi nie były przez nikogo chronione. Obaj mężczyźni weszli do wilgotnej alejki i ruszyli nieco żwawiej. Nie byli pewni, ale pościg mógł w każdej chwili za nimi ruszyć. Cort spoglądał co chwilę na swój komunikator, ale nie miał żadnych wiadomości od swego szefa.
Kelevra spojrzał w górę i zauważył odlatujące z lądowisk statki. Widać nie tylko im udało się wyjść cało. Nie czekając dłużej ruszył dalej. Do niższych dzielnic, gdzie będą mogli się zgubić w tłumie, było jeszcze sporo drogi.

Bolały go już wszystkie mięśnie. Był w stanie wiele przetrwać, ale to był kres jego wytrzymałości. Całe Nar Shaddaa przewijało mu się przed oczami. W końcu wszystkie światła zaczęły się zlewać w jednolite smugi. Jakby odstrzelona kończyna nie była wystarczającym powodem, to jeszcze ten wysiłek podczas czołgania przez tunele wentylacyjne, oraz bierne próby utrzymania się na dachu statku, na którym leciał… Palce ślizgały się mu po drabince, aż w końcu organizm przestał odpowiadać na jego żądania. Przymykając oczy ze zmęczenia, Zhar-kan rozluźnił chwyt. Niech się dzieje co ma się dziać.
Jego upadek trwał… moment. Praktycznie od razu wyrżnął plecami o coś twardego. Żył, ale co dalej?

Laurienn weszła jako pierwsza na statek. Od razu rzuciło się jej w oczy, że poprzedni właściciel był samotnikiem. Na stole, przy którym mogłoby się zmieścić 10 osób, były porozrzucane resztki jedzenia sprzed kilkunastu posiłków. Długo się nie zastanawiała, tylko pokuśtykała, zrzuciła jakieś ubrania z sofy i walnęła się na nią. Miała coraz mniej sił. Jedyną nadzieją był fakt, że gdzieś tutaj ten Zabrak musiał trzymać jakieś medpakiety.
Tymczasem Emily pozamykała wszystkie programy i schowała swoje narzędzia. Zhakowanie tego zamka nie zajęło długo, problemem było to, że prócz karty magnetycznej, trzeba było złamać wpisywany kod. To było proste, ale monotonne. Może jak kiedyś znajdzie bardziej wydajny sprzęt…
Z zamyślenia wyrwał ją łomot ciała o posadzkę lądowiska. Tuż obok, na wolnym miejscu zatrzymała się spora śmieciarka. Z jej dachu spadł człowiek o białych włosach. I co ją zaszokowało jeszcze bardziej, gość nie miał nogi. Po masce poznała, że ten mężczyzna był jednym z uczestników walki na arenie. Był w strasznym stanie. Nie mogła sobie wyobrazić, co przeszedł, żeby uciec przed napastnikami. W dodatku przekręcił głową i mimowolnie ich spojrzenia się spotkały.

Najemnik zrzucił Jedi bezceremonialnie na pryczę, która zajęczała pod jego ciężarem. Slevin odetchnął. Jego „pasażer” był mocno rozrośnięty w barach i całkiem ciężki. Kelevra rozejrzał się po przybytku. Choć samemu mu się zdarzyło z takiego korzystać, to nadal nie miał pojęcia, jakim cudem one dalej funkcjonują. Rozumiał toto na Coruscant, czy Corelli, gdzie było pełno bogaczy ogarniętych misją pomocy ubogim. Ale charytatywna klinika dla biedoty na Nar Shaddaa? Naprawdę? Kto to do diaska sponsorował?!
Miał jednak pewne podejrzenia. Nie wszyscy pacjenci wychodzili stąd o własnych siłach. Co zdrowsi… zostawali tu na zawsze. Cóż, niektórych narządów nie da się sztucznie wyhodować.
Zerknął jeszcze raz na leżącego Jedi, który odzyskał już w miarę przytomność myślenia. Właśnie jakiś dzieciak w białym kitlu podłączał mu kroplówkę i zmieniał poprzedni, prowizoryczny opatrunek. Po tej czynności, dwaj wojownicy zostali na chwilę sami.
 
__________________
Show me again... The power of the darkness... And I'll let nothing stand in our way.
Turin Turambar jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172