|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
15-11-2014, 16:06 | #201 |
Reputacja: 1 | Zerknął na Felixa: - Znaleźć obozowisko hobgoblinów - rzekł - to dobry pomysł. Ale nie pozwolimy chyba głodzić naszych towarzyszy? Moritz, trza by ogrzać nad ogniskiem mięso, któreś upolował. Zająłbyś się tym? I dodał na odchodne: - Aha, co do przesłuchania... chętnie, hmmm, pomogę. Bardzo chętnie pomogę. Ruszył jeszcze na dziedziniec i wziął prostej roboty buzdygan, broń zapasowa przyda mu się w tej dziczy. Wrócił na plac, do dyskusji. - Dobra panocki, trza ruszyć tyłki - rzekł - Szukamy obozu, bierzemy łupy. A potem proponuję rozłożyć się z obozem na pięterku, ewentualnie zapaść w lasy. Ja idę po dzieci, chodź któryś ze mną. Ruszył na wzgórek, gdzie zostawili dzieci. |
15-11-2014, 17:07 | #202 |
Reputacja: 1 | -Zwolnij trochę! - Rzucił do powoli oddalającego się Khazada. - Ty na prawdę chcesz tu nocować? Jestem pewien, że hobgobliny nie odpuszczą sobie tak łatwo tego zajazdu. W nocy z pewnością łatwiej będzie im nas zaskoczyć. Lepiej przenocować w wieży, a z rana zaatakować klasztor. -Poza tym nie mieliśmy jeszcze okazji przeszukać tego zajazdu. Gdy to zrobimy możemy ruszyć śladami bandy, która nas zaatakowała. Jestem pewien, że nie zadali sobie trudu by zatrzeć za sobą ślady. Następnie Ivan podszedł do ogłuszonego wcześniej elfa i zaczął powoli go cucić. Nie byłoby przecież sensu zabierać go ze sobą, jeżeli szaleństwo nieodwracalnie skaziło jego umysł. -Ej, ty! - Zwrócił się do stojącego nieopodal elfa, któremu wcześniej podarował swoją kuszę - Możesz mi z nim pomóc. Nie wiem czy efekt wywołany przez te pyłki już mu przeszedł, ale na pewno lepiej zareaguje na widok znajomej twarzy. |
15-11-2014, 17:29 | #203 |
Reputacja: 1 | Warknął pod nosem. - Dobrze, przenocujmy w wieży. Ale do niej kawałek drogi - rzucił - A dzieci, może i elfie, ale dzieci, są tam same. Podzielmy się więc zadaniami. Część niech idzie ze mną do wieży, reszta niech zbada teren. A potem dołączy do nas. Zerknął oczekująco na drużynę. - I decydujta się szybko. Kopnął jakiś kamień, poprawił kaftan, osłonił się płaszczem. Wiatr nieprzyjemnie smagał po twarzy. Zerknął na kałużę, na odbicie swojej twarzy. Blizna, ciągnąca się od ucha po podbródek, na dole całkiem już zarosła, jedynie koło ucha dało się ją dostrzec bez nadmiernego przyglądania się. Zerknął na ranę nadgarstka, ta nie była tak pocieszająca. - Ma ktoś bandaż? Ostatnio edytowane przez Fyrskar : 16-11-2014 o 14:28. |
16-11-2014, 12:27 | #204 |
Reputacja: 1 | -Nie, nie ma się czym przejmować.-odpowiedział góralowi- Chyba wiem czemu sprawia takie wrażenie, wypadek przy użyciu magii tak potrafi na człowieka,-zastanowił się- w tym znaczeniu to na osobę, działać. Porównaj tak, jakby muszkiet ci wybuchł w twarz, w umyśle, nie... O to tak jakbyś się obudził na strasznym kacu po naprawdę mocno zakrapianej nocy. Każdy jest markotny, ale jeżeli cię to uspokoi to będę miał na nią oko, czasem nawet dwa. -Zimno, wieje a ja jeszcze przemoczony od tej cholernej rośliny. Przeszedł się między trupami szukając trupa swojego rozmiaru, lub większego a potem wśród nich wybierając najczystszego. -Nada się, obrzydlistwo.-skomentował swoje działanie i przebrał się w to co znalazł.-Chociaż ciepłe, ale na salonach w Altdorfie nie mógłbym się pokazać. Zorientował się co wszyscy poczynają. -Ja się też będę zbierał do wieży, nie jest aż tak daleko, mam zaklęcia na rany do przygotowania. No i muszę się przebrać bo nie będę żył w zakrwawionych łachach. Nigdy nie podążałem za modą ale to już przesada. -Co do ataku to trzeba go dokładnie zaplanować, przesłuchując więźnia i może sporządzając plan budynku. Ci tutaj nie planowali tylko rzucili się do chwalebnej szarży i tylko ranili Thurina tracąc ponad dziesięciu swoich. Nie chciałbym się następnym razem zamienić rolami. Ja sporo mocy zużyłem, jak się zajmę leczeniem ran to dalej tylko kuszą lub mieczem wspomogę, pani elfka też dziś magią nie pomoże a w broni biegła chyba nie jest. Zbierał się z Thurinem do powrotu, miał robotę do zrobienia. -Radziłbym wam nie zabawić zbyt długo. Gdy ci nie wrócą to za pewien czas mogą przyjść nowi nie wiemy z jak licznym wrogiem mamy do czynienia. -To co w drogę? Bandaż, Mathias niech Morr gdy przyjmie do swych ogrodów, miał jakiś zestaw medyka, bandaż pewnie tam jest, został w wieży. |
16-11-2014, 16:11 | #205 |
Administrator Reputacja: 1 | Jochen był kupcem. Przede wszystkim kupcem. Zaś naczelna zasada, którą w swym życiu stosowali kupcy, brzmiała "tanio kupić, drogo sprzedać". A któż kupuje taniej niż ten, co za towar nie płaci? Dlatego też Jochen, ledwo wziął pod swą opiekę piękną, samopowtarzalną kuszę, zabrał się za przeszukiwanie pomieszczeń gospody. Przesłuchanie jeńca można było zostawić na później, gdy już dotrą do wieży i odpoczną po starciu z hobgoblinami. |
16-11-2014, 19:13 | #206 |
Reputacja: 1 | Pozostawiając kwestie ogłuszonego elfa jego towarzyszowi, Ivan zabrał się za przeszukiwanie zwłok Hobgoblinów. Natrafiwszy przy jednym z nich na łuk, odwrócił się i krzyknął do bezimiennego elfa. -Ej...! "Jakcitam" spójrz na to! Twoja rasa podobno dobrze potrafi posługiwać się łukami. Może nie jest on elfiej roboty, ale na pewno będzie Ci on bardziej odpowiadać niż moja kusza. Ooo! I zobacz! Nawet strzały się znalazły. Gdy skończył przeszukiwać ciała, ruszył wspomóc Jochena w zajeździe. Nie mógł przecież pozwolić na to, by kupiec wyzbierał mu z przed nosa wszystkie kosztowności. Zebrawszy ze sobą wszystkie cenniejsze rzeczy, ruszył śladem towarzyszy do wieży. |
17-11-2014, 16:53 | #207 |
Reputacja: 1 | Roran przetarł strudzoną twarz i zdał sobie sprawę, że to jeszcze nie koniec dnia. Dzisiaj dwie potyczki już wygrali i nie uśmiechała mu się kolejna. Dodatkowo Bhazer był dziwnie nie spokojny, wybiegł z budynku i zaczął szczekać. Roran wybrudzony juchą hobgoblinów wychylił się z zajazdu z bronią w ręku. Zobaczywszy znajome twarze aż się uśmiechnął. Podobnie swe zadowolenie okazał Bhazer skacząć na Hakriego i radosnie obszczekując Wolfganga. Roran schował broń i z przyjemnością przyklepał "miśka" z krasnoludem jednocześnie brudząc go krwią zielonoskórych, którą miał na sobie. Wymienił także uścisk dłoni z Wolfgnangiem. Po czym wyciągnął gorzałę, upił same duże trzy łyki i dał je nowych towarzyszom a także później jak miał w zwyczaju puścił w koło. - No to jak zwykle wiecej szczęscia mieliście niż włosów na jajach. Hahaha - zaśmiał się rubasznie ze swojego dowcipu. Dobra bitka, trochę alkoholu i dawno nie widziane twarze poprawiły mu humor. - Dobra, to ja idę z wami. wskazał głową Thurina - Ten zajazd już mi na nerwy działa i im szybciej się ruszymy tym lepiej. Roran wziął ze "skarbów" trochę bełtów i zapasowe topory, które mogą mu się później przydać. Nie był typem zbieracza a także nie miał głowy do interesów wieć zostawił te sprawy towrzyszą a szczególnie Jochenowi. |
18-11-2014, 06:48 | #208 |
Reputacja: 1 | Gorzałkę golnął i podał dalej dalej odruchowo- nawet o tym nie myśląc. Wiele się nie odzywał, w natłoku informacji był trochę pogubiony, a towarzysze na pewno wiedzieli co robią Wiele nie myśląc dołączył do Rorana i Thurina, gdy już się trochę oddalili od reszty grupy -godajcie ło co chodzi z tymi elfonami, yno powoli i pojedyńczo. Bo ciągle nie umia wykoncypować czamu robimy taki hazard dla długouchych
__________________ Nie uwierzysz, jak głęboko oszustwo, podłość i skurwysyństwo zakorzenione są w naturze ludzkiej. |
18-11-2014, 10:15 | #209 |
Reputacja: 1 | - Dziękuję za pomoc, kimkolwiek jesteś. Niech twoi bogowie mają cię w opiece - tymi słowami bezimienny elf zwrócił się do Jochena, zdobywając się na wdzięczne spojrzenie mimo wykrzywiającego twarz bólu, spowodowanego głęboką raną barku, którą przewiązał kawałkiem szmaty. Następnie zwrócił się do Iwana: - Łuk się przyda. Dla twojej wiadomości nie nazywam się "jakcitam". Mów mi Valahuir. Imię mego ogłuszonego brata pewnie również zapomnieliście. Nazywa się Calarchon - ciężko westchnął, spuszczając wzrok. - Laurelandil, siostro, czym była ta kreatura? Czy zmiany w jego umyśle są nieodwracalne? - zapytał, wskazując palcem na nieprzytomnego. - Skąd mam wiedzieć, drogi bracie. Tylu współżyło w tych lasach z duszami potępionych i tyle starożytnych demonów wzywano, że przestały mnie dziwić nawet wzgórza naszego utraconego królestwa, które przybrały obcy i pradawny wygląd od dziwnych zaklęć i inwokacji, a miałabym się przejmować koszmarem z jakiegoś zapomnianego bagna? Takie doświadczenia tylko rozbijają wpojone nam przeczucie, iż znamy nasz świat. W jakim zakłamaniu żyjemy! Czasami razi mnie bezsens tego wszystkiego... Duszę się w ponurym strachu przed tym, że złota warstewka tej rzeczywistości okaże się śliskim, kosmicznym bagnem, a wszystko, co do tej pory poznaliśmy, okaże się fałszywe... - mówiła stanowczo niczym prorok, podpierając się na wężowej lasce. Po chwili ponurej zadumy zmieniła temat, odpowiadając na drugie pytanie: - Dowiemy się tego, gdy się obudzi. Póki co lepiej miejcie... Miejmy go na oku. A mnie nie musicie się obawiać, wszystko już w porządku - zwróciła się do wszystkich, a w szczególności do Moritza, szczerze rozbawiona. - Moja magia niczym nie różni się od magii Felixa, czy waszego świętej pamięci towarzysza. Jest tak samo nieprzewidywalna i niebezpieczna. Ufając któremukolwiek z nas, czy każdemu innemu adeptowi tajemnych sztuk, pokładacie zaufanie w Chaosie, chociaż wasze umysły nigdy pewnie nie zaakceptują tej oczywistej prawdy - syknęła z cieniem złośliwości, choć nadal z przyjacielskim uśmiechem na ustach. - Wracajmy, jestem wycieńczona. Potrzebuję cichego kąta i chwili medytacji. Calarchon niespodziewanie oprzytomniał, uśmiechając się na widok pochylonego nad nim Valahuira. Nie widać było po nim oznak niedawnego szaleństwa - oczy były ciemne i myślące. Spoglądając badawczo, z niebywałą trzeźwością umysłu zapytał: - Który mamy rok? - 2514 Kalendarza Imperialnego - odpowiedział Jochen, zaciskając dłoń na rękojeści. Po krótkiej kalkulacji leśny elf przesunął dłonią po czole, potrząsając głową, jakby próbował pozbyć się jakichś plączących myśli pajęczyn. Zaklął w swym języku. - Zdawało mi się, że spędziłem wieki krocząc w ciemnościach, których nie zdołałyby przeniknąć niczyje bystre oczy... Powtarzam: już za wiele dla nas ryzykowaliście. Wynośmy się stąd... Chwila... Gdzie się podział Cevethor? Gdzie...? Elfia czarodziejka pomogła mu wstać, wzięła go na bok i zrelacjonowała, co się zdarzyło w ciągu ostatniej godziny. Pokryty bliznami przedstawiciel leśnego ludu wyglądał, jakby próbował obudzić umysł po dziesięcioletniej pustce. Laurelandil jeszcze raz upewniła się, że Calarchon i Valahuir rozumieją intencje ich wybawców, w skrócie opowiadając o poprzednich wydarzeniach. - Ruszajmy więc, czeka nas jeszcze wiele trudu, a natura nie stoi dzisiaj po naszej stronie. Było tak, jak powiedział. Niebo rozpogodziło się i na tle błękitu pojawił się żółty krąg słońca, którego wypalające światło nie dawało podróżnikom odpocząć. Zdjęli z siebie zbroje i hełmy, rozebrali się do pasa, a chętnie zdarliby i skórę. Fala bezlitosnego ciepła podczas Czasu Mrozów była rzadkim, niemal niespotykanym fenomenem. Meisterwind ucichł, a powietrze zastygło w bezruchu. Obeznane z tutejszymi warunkami leśne elfy okazywały o wiele mniej zaskoczenia niż awanturnicy. Według nich podobna pogoda mogła utrzymać się nawet przez trzy dni, co wcale nie pocieszało. Wolfgang i Hakri zdążyli zrelacjonować swoje dotychczasowe przygody, jeśli tak można było określić ponurą walkę o każdy dzień życia. Udało im się uciec na oślep z zasadzki sił Chaosu dużą grupą, zarówno strażników jak i niewolników, tylko po to, by stać się ofiarą lasu, lecz nie w rozumieniu dziwnych bestii spłodzonych w bezimiennych zakątkach mrocznej puszczy. Spotykali jedynie śmierć albo z głodu, albo z wyczerpania, albo z pragnienia, albo w wyniku spożycia zatrutych owoców, czy niejadalnej zieleni. Kilku z nich zostało ugryzionych przez komary i zarażonych legendarną plagą sztygarską - ani Wolfgang ani Hakri nigdy nie widzieli straszniejszej choroby. Kto wie, czy dożyliby następnego świtu, gdyby nie trafili na bohaterów. Ci z kolei opowiedzieli o dotychczasowych zdarzeniach, o wiele bardziej interesujących niż śmierć głodowa, ale budzących mrożące krew w żyłach wątpliwości. - Czemu Steigerwald nie miałby zaznać przyjemności zabawy nami, zanim zacznie nas niszczyć? Gdy druga grupa dotarła do strażnicy po szabrze i żołnierskim pochówku zabitych elfów, pierwsza już zdążyła wrzucić nieprzytomnego hobgoblina do piwnicy i upewnić się, że z dziećmi wszystko w porządku, jedynie upał dawał im się we znaki. Mimo tego nigdy nie widzieli bardziej uradowanych brzdąców. Jednak było coś, co stanowiło zaskoczenie dla wszystkich - na drzwiach budynku znaleziono wiadomość zapisaną węglem na pergaminie. Żaden z maluchów nie spostrzegł, kiedy notka została zostawiona; żaden nic nie słyszał. Kim byli "oni"? Po co dopisek "nie bójcie się"? Kogo uważali za wspólnego wroga? Tajemniczość wiadomości wzbudzała potworne podejrzenia... Ktoś wiedział o kryjówce i obserwował ich poczynania.
__________________ [D&D 5E | Zapomniane Krainy] Megaloszek Szalonego Clutterbane’a - czekam na: Lord Melkor, Dust Mephit, Panicz, psionik [Adventurer Conqueror King System] Saga Utraconego Królestwa - czekam na: Gladin, WOLOLOKIWOLO, Stalowy, Lord Melkor Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 18-11-2014 o 12:09. |
18-11-2014, 12:15 | #210 |
Reputacja: 1 | Roran był gotów do dalszej drogi. Teraz mieli wrócić po dzieciaki i spotkać się z resztą przy strażnicy. Prosty plan. Zajął się Bhazerem, jego przyjaciel stoczył dzsiaij już sporo potyczek i sam krasnolud zaczął się przejmować ile jeszcze da radę. Strata jakiej doświadczył Ivan w postaci swojego psiaka trochę zmieniła postrzeganie Bhazera, który także nie jest nieśmiertelny i każdy dzień pełen niebezpieczeństw i przygód może byc jego ostatnim. W duchu postanowił by jeszcze lepiej opiekować się nim i w miarę możliwości nie narażać jego życia. Szedł tak drapiąc za uchem Bhazera i bawiąć się z nim. Z rozmyślań wyciągnął go Hakri. - Jaki hazard? odpowiedział Roran. - Pozabijanie paru zielonoskórych to jeszcze nie ryzyko. uśmiechnął się do krasnoluda. - Plan był taki, że my pomagamy uwolnić elfów i razem z ich wojownikami atakujemy na klasztor. Może nie był to genialny plan ale lepszego nie było. Nie udało się uwolnić wojowników bo roślinka, którą hodowały gobliny pozabijała wszystkich co więcej też Ci którzy mieli uwolnić swoich braci także zginęli. Ogólnie jak to bywa z elfami, gówno wyszło i arcywojownicy gryzą piach. Roran splunął. - Ostatni raz się zgadazma na genialne pomysły Ivana i Felixa. Dobrze, że nikt z nas nie oberwał jakoś mocniej. zakończył niezadowolony syn Utha |