Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-09-2015, 13:22   #131
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Morlanal w duchu przeklął Kocura. Jednak zareagował żywo na pomruk zbrojnych.

- Na północny zaraz za lasem wznosi się kasztel. Podupadły i zrujnowany... tam mają swoją siedzibę. Siła ich będzie.. ponad setka zielonych, mają wilki jako wierzchowce. Umknęliśmy na widok takiej siły. Ścigali nas jednak przez głuszę, nieustępliwie. Dobrze znają teren i są plugawymi łowcami. Skończyło się na więcej niż jednej potyczce.- na chwilę zamilkł na wspomnienie grozy mocy jakie wtedy wywołali - Gdyby nie magiczne moce, którymi władam wraz z panem Felixem. Kres naszej wędrówki by nastał. Pobiliśmy ich jednak, ciężko zliczyć ilu ich padło odkąd rozpoczęli pościg. Będzie ich jednak wielu, między dwadzieścia a trzydzieści głów. Łuna z pożaru jaki był w lesie, być może widziane przez panów. To efekt największego z nimi starcia. Na szczęście szybko wygasła. -z juków wyjął wisior z symbolem ich plugawe boga. Podjechałem kawałem do przodu i rzucił w stronę zbrojnych. - Zdobycz na potwierdzenie mych słów. -co innego usłyszeć... co innego zobaczyć. To zawsze zwiększa efekt na rozmówcach.
 
Icarius jest offline  
Stary 15-09-2015, 15:13   #132
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Dziesięciu konnych.
Cóż to było dla drużynowych magów, nawet jeśli tamci byli uzbrojeni po zęby? Tyle, co nic. Jedna-dwie szybko rzucone kule ognia i tamci odeszliby w zapomnienie, podobnie jak wcześniej hobgobliny.
Tyle tylko, że nie przyszli tu po to, by ogniem i żelazem zmieść z powierzchni ziemi powstające właśnie zręby cywilizacji.
Mało kto uznałby władzę nikomu nie znanych przybłędów, którzy w podstępny sposób zabili barona.

Obecność arabskiego maga (bo tą zapewne profesją parał się człek wyglądający na cudzoziemca) sugerowała, że baron Schroter jest człowiekiem otwartym na różne nowinki...
Może warto było nawiązać stosunki z baronem? Sprzymierzyć się z nim? Przynajmniej tymczasowo.

Chwilowo jednak Reiner wolał się nie odzywać. Nigdy nie był człowiekiem zbyt rozmownym, ani zbyt wygadanym. Tego typu rzeczy wolał pozostawiać innym.
 
Kerm jest offline  
Stary 15-09-2015, 20:24   #133
 
Matyjasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Matyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemu
Felix skrzywił się na dźwięk swojego imienia. Często ludzie nie przepadali za czarodziejami i często nie było dobrym pomysłem zaczynać znajomość od tego faktu. Ot różnica kulturowa między ludźmi a elfami, inna sprawa prości ludzie potrafili uważać wszystkich elfów za magów. Do tego popełnił inny błąd, powiedział o ich zdolnościach. Baron pewnie już kalkulował co mogą zrobić i jak im się skutecznie przeciwstawić, jeżeli nie on to na pewno jego arabski doradca się tym zajmował. Pozdrowił obcego maga tradycyjnym gestem. Nie wiedział czy jest bardziej doświadczony od niego, Felix z pewnością był młodszy i dobre wychowanie od niego wymagało by to on pozdrowił drugą stronę.
Skoro to już zrobił to musiał i odnieść się do samego barona.
- Felix von Welf, wasza łaskawość. - Ukłonił się w siodle. - Imperialny oficer i czarodziej do usług. Ręczę za prawdziwość słów wcześniej wypowiedzianych, starliśmy się z hobgoblinami i zadaliśmy im ciężkie straty ale i nas pokrwawiły. Szukamy miejsca by odpocząć nim dalej ruszymy w drogę.

Tyle miał do powiedzenia w kwestii powitań, właściwie nie było nic więcej do powiedzenia o ile druga strona nie zainicjuje niczego konkretnego. Z swojej strony chciał się dowiedzieć gdzie jest karczma, ile kosztuje pokój, co za wino mają i gdzie jest jakieś miejsce gdzie kupią jedzenie i paszę dla konia, z tą drugą nie powinno być problemu baron jako kawalerzysta pewnie dysponuje jakimś zapasem, zawsze zostaje też odwiecznie zagadnienie pogadanki i plotkowania, jeżeli baron i jego ludzie będą chętni do niezobowiązującej rozmowy to Felix nie zamierzał odmówić, tak samo jeżeli pytaliby o hobgobliny to mógł z żołnierskiej perspektywy odpowiedzieć. Chociaż fakty o hobgoblinach mogą się baronowi nie spodobać, stosunek sił bezbłędnie mówił, że w razie ataku baronia nie ma szans. Sam nie był zbyt fizycznie zmęczony, psychicznie tak, to jego ranni kompani wymagali dłuższej rekonwalescencji.
 
Matyjasz jest offline  
Stary 16-09-2015, 22:35   #134
Dnc
 
Dnc's Avatar
 
Reputacja: 1 Dnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputację
Roran nie zawiele pamiętał z pierwszej bityw z hobgoblinami. Ścierwa się wycwaniły i nikt nawet nie podszedł na tyle blisko by mógł dorzucić toporem a co dopiero mówić o walce wręcz z przeciwnikami.


*******************


Z drugiego starcia też nie za wiele pamiętał ale nie dlatego iż szybko padł albo był w nie pełni sił ale po prostu ta walka trwała zbyt szybko. Zawsze podejrzewał że Felix posiada poteżną moc chcoiaz nigdy jej w pełni nie pokazał. Natomiast nowinka była dla niego również poteżna magia jaką wladał elf. Może czas by dowiedzieć się jak on dokładnie się nazywa....

Kolejny już raz łowca uciekł z pola walki czym podpadł niemiłosiernie już na całej linii krasnoludowi. Gdy ten po walce szedł powiedzieć mu co onim myśli znalazł go w objęciach alkoholu. Roran stwierdził, ze szkoda jego słów gdyz i tak nie przemówi mu do rozsądku. Widzał większych twardzieli którzy nie wychodzili z tego nałogu. Pokręcił tylko głową i odszedł będąc pewnym, że już po Vilkerze...


*******************


Do rozmów z duchem się nie mieszał. Tym bardziej był daleki od tego by coś mu obiecywać. Nie wierzył takim co nie można było przeciąć toporem.

Niewiadomo skąd nagle się pojawił jakis człowiek, którego co ciekawe ze wczesniejszych przygód kojarzy połowa drużyny. Roran nie mial w zwyczaju być jakiś wylewny więc machnął ręką przybyszowi. Nie zapamiętał nawet imienia przybysza bo towarzysze przychodzili i odchodzili ostatnio zbyt szybko by się na tym skupiać. Ciekawy był ile ten z nimi pozostanie....


*******************


Pomysł jaki usłyszał podczas drogi do baroni sprawił, że o mało nie wybuchnął śmiechem. Ot pierwsza lepsza grupka awanaturników stwierdziła, ze przejmie władze w małym państewku... Bo właściwie dlaczego nie? Już widział oczami wyobraźni jak te wielkie plany runą. Coś czuł że baronowi będzie nie w smak oddawać od tak swoją władzę.
Póki co nie zamierzał się ze swoimi przemyśleniami nikomu chwalić dopóki nie zostanie zapytany o zdanie lub poproszony o jakąś głupotę. Tak czy siak chciał trzymać się Felixa i liczyć na to że ten coś wymyśli. To w tej chwili był jedyny pomysł jaki miał na pozbycie się swojej przypadłości.

Roran rzucił posepne spojrzenie jeźdzcom wiedząc równie dobrze jak oni, że gdy ktokolwiek wyciągnie broń to będą trupy po obu stronach, a wiadomo nikt nie lubi ginąć ani chować towarzyszy.....
Stanął z przodu by mieć dobre spojrzenie na to co się dzieje ale nie odezwał się ani słowem. Jedynie czekał na reakcję dowódcy. Zastanawiał się czy Felix nie zbeszta później elfa za swoją gadatliwość i pycha. Po co on tak się chwali i odsłania wszystkie karty? Niech jeszcze przedstawi resztę drużyny i powie że on, syn Utha ma mutacje i samoistną regenerację.....
 
Dnc jest offline  
Stary 18-09-2015, 17:34   #135
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Volker miał już tego dość. Melancholijna pogoda doskonale odzwierciedlała jego nastrój, a jedynym pozytywem zdawał się ośrodek cywilizacji, do którego zmierzał. Po jego zachowaniu zdawać by się mogło, że dramatyczne przeżycia ostatnich dni, mocno odcisnęły na nim swe piętno. Cały dzień spędził markotny i milczący, nie rozstając się na krok z flaszką i nie przejmując się oskarżycielskimi spojrzeniami towarzyszy. W swej gburowatości odważył się jedynie na słowa podzięki dla Thurina i Felixa, którzy doglądali jego rany, choć i te zdawały mieć w sobie nutkę zaklętej gorycz.

Dziwna apatia ogarnęła go wówczas, gdyż nawet widok domostw i normalnych ludzi, nie wywołała w nim większych bodźców szczęścia. Doświadczenie, które nabrał przez te mroczne i ponure dni, nauczyły go, że przedwczesne oznaki radości zwykły doprowadzać go jedynie do większej maści emocjonalnych udręk. Napotkanie barona wraz z jego świtą i dziwnym, niepodobnym do nikogo, kogo mógł wcześniej widzieć magiem, potwierdziła jego przygnębiające przypuszczenia.

- Panie, miej litość. Potrzeba nam jedynie suchego miejsca do spania i tyle jedzenia, byśmy nie umarli z głodu. Za wszystko jesteśmy w stanie zapłacić. Nazywam się Volker Heidelberg. Podczas walki z zielonoskórymi zostałem ranny, – w tym momencie na dowód, obnażył przed nimi swą paskudną ranę – ale gdy uda mi się wrócić do zdrowia, z miłą chęcią wsparłbym Pańską Baronię swą pracą. Chciałbym znaleźć miejsce, gdzie mógłbym osiąść i wieść spokojne życie, z dala od potwornych doświadczeń, które zrzuciły na nas przeklęte dzikie tereny.
 
Hazard jest offline  
Stary 23-09-2015, 08:21   #136
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
Baron Melf wpatrywał się w awanturników z miną na wpół znudzoną, na wpół roztargnioną, pewnie dobrze znaną jego podwładnym. Zerknął na Czarnego Strażnika z podejrzliwym zaciekawieniem, taksował zakutego w czarną niczym węgiel zbroję rycerza surowym okiem. Zygfryd odniósł wrażenie, że twarz władcy wykrzywia się w cynicznym uśmiechu jakby szydząc z niego.

Arab nie odpowiedział na uśmiech elfa, hardość przemknęła przez jego twarz i stężała niczym maska. Kiedy Morlanal przemówił, wśród zbrojnych rozległ się szmer prowadzonej szeptem rozmowy - oznaka zainteresowania hobgoblinami, ale także i niedorzecznych przesądów. Czujne uszy przedstawiciela leśnego ludu wychwyciły takie słowa jak “Stary Lud”, czy “chudzielec”, lecz nie “elf” - te słowo miało jakoby przynosić nieszczęście. I ludzie rzeczywiście w to wierzyli, przeklęci głupcy dotykali żelaznego okucia na pochwach mieczy by odpędzić złe moce, spluwali z siodeł. Morlanal starał się nie myśleć o podejrzeniach, jakie mogą żywić uzbrojeni ludzie wobec elfa i wystąpił przed szereg.

- Spokojnie - Arab uspokojał katafraktów - jeden fałszywy ruch i sprawię, że magia połamie ich ciała pod kątem prostym.

Wysłuchawszy Morlanala, Arab odchylił głowę do tyłu i wybuchnął rechotliwym śmiechem, odsłaniając sczerniałe dziąsła. Elf spurpurowiał, myśląc, że wyszedł na głupka. Samuel, korzystając z chwili nieuwagi zebranego towarzystwa, sięgnął potajemnie po łuk i strzałę.

- Głupcze - słowo to wystrzeliło z warg tajemniczego czarodzieja jak bełt z kuszy - to amulet czarowników i wiedźm, miauczących i zawodzących do Morrslieba w czasie jego pełni - wyjaśnił Arab, delektując się każdą sylabą kąśliwej drwiny, każdą sekundą triumfu nad elfem. - Nie ma nic wspólnego z bóstwami zielonoskórych.

Morlanalowi nietrudno przyszło zgadnąć, że Arab mu ani Felixowi przyjacielem nie będzie i że przy nim należało być ostrożnym. Na wargach kawalerzystów pojawił się półuśmieszek podobny do tych, które widuje się u chełpliwych żołnierzy, kiedy znęcali się nad jakimś prostaczkiem, by pokazać swoją wyższość. Niewiedza nie przeszkadzała żadnemu z nich w głupkowatej drwinie.

- Cieszę się, że ich pozabijaliście. Na północy wilczych jeźdźców jest więcej niż glist na ciele trupa – zaczął władca. - Zresztą niebezpieczeństwo czyha w każdym kierunku – baron mówił głosem pozbawionym jakiejkolwiek barwy. Spoglądał prosto na Felixa, a jego błękitne oczy były niezwykle przeszywające. – Dawne ziemie rodu Schröter są nawiedzone i żaden człowiek nie powinien się na nie zapuszczać, pod groźbą mąk nieśmiertelnej duszy.

- Dlatego też tym bardziej nie ufam włóczęgom, którzy pod pozorem szukania schronienia przed żywiołami i pragnieniem odświeżenia zapasów zjawiają się znikąd, uzbrojeni po zęby, bez żadnego herolda czy chociażby białej flagi, niepokojąc biednych dobrych ludzi. Najchętniej naszpikowałbym was strzałami i uczyniłbym to, gdybyście nie wędrowali w towarzystwie Herr de Leve. Wyzywam cię, Zygfrydzie de Leve, na pojedynek do trzech ostrych lanc. Turniej odbędzie się za dwa dni, w Festag, 33 Pflugzeita. Stawką jest zbroja i koń pokonanego. Ponadto, jeśli okażesz się tęgim zawodnikiem, ugoszczę was w zamku, wyposażę w rącze rumaki i ekwipunek na dalszą drogę - głos pogranicznego władyki był szorstki i mocny. Baron Melf Wolfram z pewnością przywykł do wydawania rozkazów i dbał by były wypełniane. – A tymczasem odpocznijcie w gospodzie... Jak się ona właściwie nazywała?

- „Błędny Rycerz”, panie baronie – odpowiedział jeden z konnych. Pod metalowym hełmem widniała bystra i inteligentna twarz, jakby doskonale pasująca do przyłbicy. – Przedstawię Herr de Leve i jego towarzyszy Wiggenhagenom, zadbam o ich wikt i opierunek.

- Dobrze więc. Widzimy się na szrankach za dwa dni – odrzekł Melf Wolfram i zawrócił wraz z Arabem i dwoma kawalerzystami. Kiedy odjechali, pozostali rycerze również zawrócili, poza jednym, który machnął na awanturników i skierował się w stronę wioski, w stronę zajazdu „Błędny Rycerz”.

Okna gospody były zasłonięte. Kawalerzysta zeskoczył z konia, siwego wałacha wysokiego na siedemnaście dłoni. Kiedy konny spróbował otworzyć drzwi zajazdu, okazało się, że są zablokowane belką. Zaczął w nie łomotać głownią miecza. Nie było odpowiedzi.

- Tu Herr Martin Burchardt, proszę otworzyć – jak na rozkaz drzwi zostały odblokowane i otwarte. W progu stanął starzec z długą brodą i podkrążonymi oczyma, osadzonymi bardzo głęboko w pożłobionej zmarszczkami twarzy. Za jego plecami czaiło się kilka zaciekawionych sylwetek. Wojownik barona nakazał właścicielowi gospody ugościć awanturników w najlepszy możliwy sposób. Z początku karczmarz stężał cały i zdawało się, że, rozgniewany, chce splunąć na klepisko, jednak odmienił się zupełnie, kiedy tylko usłyszał, iż w jego progach zagości rycerz z dalekich stron. Po dopełnieniu swych obowiązków, Martin bez słowa jak najszybciej odjechał w stronę zamku.

„Błędny Rycerz” był nieufortyfikowaną, ale solidną budowlą z kamienia i drewna. Główna sala – długa, acz wąska – była w stanie pomieścić do dziesięciu gości. Karczmarz pogonił kucharkę i sługi do pracy, po czym zaczął urzędować za niewielkim barem, nalewając artretycznymi dłoniami samogonu do niewielkich kubków.

Stary Wiggenhagen miał tylko dwóch najętych pomocników i żonę, wielką babę, która przygotowywała posiłki, ale plotka szybko się rozeszła po wiosce i mieszkanki postanowiły pomóc. Przynosiły naręcza siana i rozrzucały je jako karmę dla koni, odciążając w ten sposób chłopaków, którzy z braku osobnego stajennego musieli zwykle przejmować jego obowiązki. Kobiety przynosiły także własne wiktuały – dzbany wypełnione świeżą wodą, kosze niewielkich zbożowych placków, miski ze zsiadłym mlekiem, by jak najlepiej ugościć podróżników. Zapach ciepłej strawy spowodował u tułaczy burczenie w brzuchu i sprawił, że ślina napłynęła im do ust. Wkrótce podano kawałki mięsa zmieszane i posiekane z ugotowanym, tłustym ziarnem. Pachniało to wyśmienicie.

Zaciekawieni mieszkańcy zbierali się wokół Zygfryda, zrobiło się naprawdę ciasno. Wskazywali sobie nawzajem niektóre szczegóły - kształt miecza, wygląd jego zbroi. Co ciekawe, nie były one dla nich zupełnie obce, omawiali je pomiędzy sobą z zawodowym znawstwem. Mężowie brali chłopców i pokazywali im poszczególne części rynsztunku: ryngraf, tarczki opachowe, nałokcice, zarękawia, folgi, nagolenniki, trzewiki. Poszukiwacze przygód dowiedzieli się, że jedynymi festynami organizowanymi przez barona są turnieje rycerskie, podczas których Melf Wolfram i jego kawalerzyści dzielili się na dwie rywalizujące ze sobą drużyny. Od czasu do czasu zawody urozmaicało pojawienie się rycerza z Bretonii, czy Imperium – i wtedy turnieje były prawdziwym świętem, czasem radości.

Poszukiwacze przygód spędzili pełną hulanki noc, na piciu, śpiewach z wioskowymi i rozpustnych pijackich konkursach. Roran siłował się na rękę z miejscowym osiłkiem, Erwinem Schrammem, którego pokonał w mgnieniu oka, wygrywając sakiewkę z trzydziestoma miedzianymi pensami. Śmiech pozostałych gości gospody był zarzewiem gniewu przegranego. Erwin walnął zaciśniętą pięścią w stół i odszedł bez słowa.

Samuel, który niczego sobie tej nocy nie żałował, upatrzył oszałamiającą i jednocześnie nieśmiałą wieśniaczkę o archaicznym imieniu Ysentrude. Była to z pewnością jedna z najpiękniejszych dziewcząt, jakie kiedykolwiek dane było widzieć łotrzykowi - wysoka, o pełnych piersiach, długich kończynach i zwartych ramionach. Samuel uśmiechnął się twardo, a jego dzikie oczy płonęły blaskiem, który zrozumiałaby każda kobieta. Zmysłowa aura jej obecności zajmowała cały jego umysł, nie zostawiając miejsca na żadne inne myśli. Kiedy tylko awanturnik odważył się na coś więcej, niż omiatanie pożądliwym wzrokiem wspaniałej figury Ysentrude, zawisł nad nim wielki cień mężczyzny o potężnej i surowej budowie.

Ośmieszony w pojedynku z krasnoludem Erwin chciał utrzymać reputację wioskowego siłacza. Pięść wielkości szynki rąbnęła Samuela w zęby, ten zatoczył się w tył i padł bez zmysłów. Wybuchła głośna awantura. Wieśniacy zareagowali błyskawicznie, oddzielając podróżników od Erwina, którego jak najszybciej wyrzucono z gospody.

- Hrmph... włóczęgi bez grosza, przyłażą z dziczy, zawsze czyniąc zamieszanie - burknął pod nosem karczmarz.

Nieszczęsnego Samuela przeniesiono do kwatery, położono na łóżku. Felix, zbierając rzeczy poszkodowanego, wyczuł delikatną aurę magii w torbie łotrzyka, której wcześniej nie zauważył. Ktoś musiał podmienić torbę włamywacza na identyczną, wypchaną patykami, gęsimi piórami i kamieniami, pośród których leżał nieregularny prostopadłościan, wielkości pięści karła, wykuty z czarnego jak smoła materiału, z przewleczonym przezeń łańcuszkiem. Talizman? Dziwny przedmiot emanował złowieszczą magią.



32 Pflugzeit 2515 KI, Angestag, pochmurny poranek

gospoda Wiggenhagenów, wioska Steinhöring w baronii Schrötera, na północ od wzgórz Varenka

Rankiem gospoda była niemal pusta, nie licząc oberżysty i nadal śpiącego w kącie pijaka zwiniętego w pobliżu popiołów ogniska. Żona karczmarza na czworakach zmywała drewnianą podłogę. Jej twarz zakrywał welon opadających szarych włosów. W świetle dnia wnętrze budynku wyglądało całkowicie inaczej niż noc wcześniej. Pięć stołów, które początkowo wyglądały tak zachęcająco teraz były opuszczone. Okrutne słońce pokazywało każdą rysę i zadrapanie na blacie baru, oraz odkrywało kurz na glinianych butelkach za ladą. Awanturnikom wydawało się, że dostrzegają martwe insekty unoszące się na powierzchni beczki ale. Stwierdził, że mogły to być ćmy.

Opuszczona przez ludzi tawerna wyglądała na większą i przypominała jaskinię. Powietrze wypełniał silny zapach łojowych świec i przypalonego pieczonego mięsiwa. Izba śmierdziała nieświeżą tabaką i kwaśnym winem.

Samuel, którego głowa była niczym jajo, z którego próbuje się przebić jakieś demoniczne kurczę, w zamglonym lustrze nalanej do wiadra mętnej wody oglądał opuchniętą twarz. Brakowało czterech zębów. A do tego ktoś ukradł mu narzędzia potrzebne do roboty, podrzucając w zamian jakiś bezużyteczny kawałek metalu, którego właściwości nie znali ani czarodzieje, ani krasnoludy. Planowany włam był bliski fiasku mimo zebranych informacji. Włamywacz bez wytrychów. Przypominało to jakiś niedorzeczny, okrutny żart. Może to kaprys Ranalda, który jest niczym więcej niż tylko boskim błaznem i lubował się w ludzkim nieszczęściu?



33 Pflugzeit 2515 KI, Festag, słoneczne popołudnie

turniej rycerski

Teren szranków, zryty kopytami rumaków, przypominał pustkowie, dookoła którego ustawiono trybuny, a dalej ławy i stoły, na których wyłożono owoce i świeżo upieczony chleb. Lud przybył licznie, by przyglądać się pojedynkom. Chłopi, na co dzień uprawiający długie pasy ziemi, przykuci do roli w codziennym wyczerpującym znoju, rozglądali się dookoła z zapartym tchem: lśniące zbroje, ogromne przystrojone rumaki, trzepoczące na wietrze proporce, pokazy strzygańskich artystów, którzy wypełniali powietrze muzyką i kaskadami płonących maczug. Słudzy ciskali miedziane pensy między kibicujących, a ci natychmiast rzucali się, by zebrać choć odrobinę brzęku.

Rycerze barona - nie opiewani w żadnych balladach bezimienni zbrojni - toczyli pojedynki tępymi turniejowymi kopiami. Raz za razem tłum krzyczał, gdy jeźdźcy nacierali na siebie, kiedy leciały drzazgi z kopii. Po każdym upadku jeźdźca z konia co wrażliwsi zakrywali oczy, jak małe, przestraszone dziewczynki. Zwycięzca zaś zdejmował hełm i objeżdżał wolno szranki.

Wreszcie herold zapowiedział główny pojedynek. W szrankach stawił się baron Melf Wolfram Schröter, dosiadający wysokiego na dwadzieścia dłoni kasztanowego bretońskiego rumaka bojowego. Władca miał na sobie zbroję turniejową, niezwykle misternie wyrobioną i ozdobioną na kształt tysięcy najprzeróżniejszych kwiatów, przez co wydawało się, że za zbroję posłużył mu bukiet kwiecia.

Zygfryd stanął zaś przed makietami dwóch zamkowych wież, przy których wzniesiono łuk z napisem "To jest brama do niebezpiecznej i wielkiej przygody". Zanim podjął wyzwanie barona, musiał patetycznymi słowami wyjaśnić Ysentrude, nieporadnie udającej dworską damę, że jest gotów stoczyć walkę z "obrońcą tej fortecy". Cała ta szopka dla rycerza zakonnego wydawała się jedną wielką drwiną z rycerstwa, które w tej zapomnianej przez bogów krainie zostało sprowadzone do roli niewiele lepszej od gladiatorów.

Tłumy wyły przeraźliwie, dodając otuchy swym faworytom, gdy zakuty w oksydowaną zbroję Czarny Strażnik stanął naprzeciw barona. Kiedy owacje przycichły, herold tradycyjną mową przypomniał zasady turnieju, a młodzi chłopcy przygotowali rycerzy do pojedynku.

Pierwszy przejazd rozegrał się w mgnieniu oka. Konie szaleńczo runęły, kopie pochyliły się do przodu i obaj rycerze w tym samym momencie wypadli z siodeł z taką siłą, że wydawało się, iż lecą w tył z nogami w powietrzu. W tłumie rozległ się chóralny jęk, wyrażający jakby mieszaninę żalu i żądzy krwi. Ból przeszył lewe ramię Zygfryda, błyskające srebrne gwiazdki wypełniły jego pole widzenia. Na konia, do cholery, nakazał swoim protestującym kończynom. To jeszcze nie koniec.

 
__________________
[D&D 5E | Zapomniane Krainy] Megaloszek Szalonego Clutterbane’a - czekam na: Lord Melkor, Dust Mephit, Panicz, psionik
[Adventurer Conqueror King System] Saga Utraconego Królestwa - czekam na: Gladin, WOLOLOKIWOLO, Stalowy, Lord Melkor

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 23-09-2015 o 14:21.
Lord Cluttermonkey jest offline  
Stary 23-09-2015, 14:18   #137
 
ObywatelGranit's Avatar
 
Reputacja: 1 ObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnie
Kocur wylał na siebie całą zawartość wiadra i osunął się wzdłuż cembrowiny studni. Przeciągle jęknął, kiedy opuchnięta gęba przypomniała mu o wczorajszej radosnej zabawie. Wszystko układało się nieźle, dopóki nie zjawił się tamten wielkolud. Jak tak dalej pójdzie, nim dobije do trzydziestki będzie musiał przejść na dietę płynną. Nie byłoby to takie straszne, gdyby w zaistniałym stanie rzeczy mógł pozwolić sobie na taki luksus. Szczęśliwy los chciał, iż oprócz zębów stracił swoje najcenniejsze narzędzia - wytrychy. Gdzie na tym zapadłym skraju świata znajdzie niezbędne mu narzędzia? Nasuwało się też drugie pytanie - kto uczynił mu tego "psikusa"? To co znajdowało się w torbie nie nasuwało mu żadnych odpowiedzi.

Czas pozostający do turnieju spędził na zasięganiu języka. Szukał ludzi, którzy wiedzą co w trawie piszczy. W pierwszej kolejności interesowała go możliwość nabycia niezbędnych mu narzędzia. W drugiej - proweniencja dziwacznego znaleziska. W trzeciej - majętni mieszkańcy Baronii, którzy byliby skłonni zaocznie podzielić się swoim dorobkiem.

W czasie poszukiwań nie stronił od nowopoznanych podróżników. Starał się mądrze dzielić czas i mieć uszy otwarte. Na jakiś czas miał dość hulanek.
 
ObywatelGranit jest offline  
Stary 23-09-2015, 17:04   #138
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Pierwsza noc w bezpiecznym miejscu i z dachem nad głową. Morlanal obudził się wcześnie, jednak po raz pierwszy był wypoczęty. Zjadł co nieco i nakarmił chowańca. Sprawę magicznego przedmiotu podrzuconego Samuelowi przedyskutowali z Felixem. Obaj czarodzieje mieli wspólne wnioski, przedmiot należy wynieść i zakopać z daleka od wioski. Winnym natomiast jest najpewniej arabski czarodziej. Może uznał grupę za jakiś rodzaj zagrożenia? Tylko dlaczego? Byli tu przejazdem... Instynkt mówił mu, że jeśli taka grupa komuś przeszkadza... znaczy szykuje się coś nieprzyjemnego. Ktoś chciał ich zdyskredytować za wczasu by potem nie weszli mu w drogę. To oznaczało konfrontację wcześniej czy później... znowu jęknął w duchu.

Wiedział sporo o czarach, magia z przedmiotu była inna... bardziej złowieszcza. Co nie wróżyło nic dobrego. Nie wykluczał jakieś odnogi chaosu czy nekromancji. Musi porozmawiać z Samuelem by się tego pozbył. Zakopał to najpóźniej rano... przedmiot może im zaszkodzić dwojako. Nie wiadomo było co powoduje a jego posiadanie mogło być równie nieprzyjemne w skutkach. Dawało bowiem pole do fałszywych oskarżeń. Usiadł przed karczmą i wystawił twarz w promienie słońca. Jednocześnie połączył się ze swoim chowańcem. Ten zataczał koło rutynowo w koło wioski. Elf uwielbiał to uczucie... patrzyć z przestworzy na otaczający go teren. Wszystko wydawało się wtedy mniejsze, bardziej odległe i o mniejszym znaczeniu. Uczucie to nie może było lotem w pełnym tego słowa znaczeniu. Jednak już ta namiastka dostarczała przyjemnych wrażeń. Połączenie umysłu z chowańcem, wolność i swoboda... Nagle jednak coś to przerwało, czuł jak spada... Na początku myślał, że coś złego spotkało jego pupila. Chwilę później jednak widział go na niebie... To on spadał.. Czuł jak zbliża się do ziemi, nie uderzył w nią jednak. Raczej wniknął spadał dalej jakby w bezkresną głębię. Niektórzy ludzie miewali podobne odczucia tuż przed snem. Nagle się zatrzymał, jakby jego świadomość osiągnęła cel.

Był w lesie a naprzeciw niego stało kilka Hobgoblinów. Chciał się w pierwszym odruchy nerwowo rozejrzeć. Nie mógł jego głowa się nie poruszyła a wzrok dalej wbijał się w zielonych przybyszów. Zapragnął wypowiedzieć zaklęcie byli wszak tak blisko! Z jego ust nie wydobył się żaden dźwięk. Wtedy dotarło do niego co się dzieje. Nie miewał tych wizji od lat. Odprężył się pogodzony z losem. Wyczuł też jaźń tego którego oczami patrzył. Znajome uczucie, on chyba też go poczuł. Nie mogli jednak wypowiedzieć słów. Żadnych ni materialnych czy mentalnych. Była tylko bliskość dwóch dusz. W końcu usłyszał słowa. Wypowiadał je jeden z trzech Hobgoblinów ci byli podobni do tych z kasztelu. Czwarty był inny i wydawał się znajomy. Czy Morlanal go czasem gdzieś nie widział? Był też pewniejszy siebie od owej trójki, władczy i pewny w swej postawie. Cała czwórka zażarcie dyskutowała.

Nie rozumiał wypowiedzianych słów. Jednak czyny świadczyły o jakiejś wymianie. Chwilę później z lasu wyłoniło się kila zakapturzonych sylwetek. Położyło przed Hobgoblinami stos przedmiotów. Broni.. nie widział jakiej ani ile. Bowiem jego gospodarz odwrócił głowę. Patrząc na niziołka stojącego obok, ten podstrzały przedstawiciel swojej rasy coś liczył. Morlanal wytężył wzrok, co niestety nic nie dało. To były jakieś towary i żywność. Spora ilość pakowana właśnie do jakiś skrzyń. Przeładunek nadzorowała kolejna niewysoka postać.

Siwy krasnolud z poparzoną większością twarzy. Zaciskał i rozluźniał pięści i z pogardą patrzył na zielonych. Wypowiedział jakieś słowa a grymas na jego twarzy świadczył o złośliwości owej uwagi. "Gospodarz" Morlanala coś odpowiedział, znów nic nie zrozumiał ale empatyczna więź podpowiadała mu że było to coś kojącego. Mimo napięcie jakie towarzyszyło tej wymianie to właśnie czuł. Silną emocję radości i opadający z piersi ciężar. Ta wymiana kończyła jakiś problem. Potem w końcu się poruszył. Wyłaniające się Hobgobliny zabierały broń. Zakapturzeni inne towary. Na polanie został tylko on, władczy Hobgoblin który zaczął robić za tłumacza i jeden z tych innych. Znów zadał pytanie... tylko cholera jakie. Skupiał się ale nic nie wyczuł. Większy przetłumaczył nie padła odpowiedź. Drugi zielony uklęknął i zaczął coś rysować na ziemi. Z początku nie rozumiał o co chodzi, jednak po chwili zrozumiał. Rysował mapę.. co prawda skala i oznaczenia urągały sztuce kartograficznej. Nie mylił się jednak. Widział punkty odniesienia kasztel coś co przypominało zarys lasu. Kij w bił się w punkt który chyba oznaczał miejsce ich ostatnich potyczek. Uśmiechnął się bowiem to on z Felixem dali im nauczkę. Mimo grozy magii którą przywołał czuł dumę zabijając dziewięć tych pokrak. Hobgoblin tymczasem coś nerwowo tłumaczył, na jego twarzy rysował się gniew i niepewność czy wręcz strach. "Gospodarz" zadawał pytania, które przetłumaczone dały kolejny efekt. Strzałki odchodzące od kaszteli i wiodące przez las na południe. Oddalone od siebie... dwie z nich znikały. Kolejne pytanie które po przetłumaczeniu wywołało wzruszenie ramionami. Jednak kij pokazał coś za lasem.. w kierunku terenu Baroni. "Gospodarza" znów zalała fala radości. Morlanal domyślił się co może mieć na myśli. Szukał go choć minęło tyle czasu... czegoś chciał. Tylko czego? Połączenie się zerwało.

Czarodziej poczuł radość i niepokój. Tym razem były to jednak jego własne odczucia. Nie będzie się tym jednak martwił na zapas. Miał swoje sprawy w wiosce do załatwienia. Chciał porozmawiać z Pogranicznikiem. Wczoraj usłyszał, że taki znajdował się w wiosce i nawet o nich wypytywał. Znaczy się szukał roboty. Czarodziej uważał, że taki człowiek jest godny jego zainteresowania w końcu wykonywał pracę trudną i niebezpieczną. Przepatrywacze byli bowiem zwiadowcami starego świata. Sprawdzając teren dla innych. Czego jak czego ale tego właśnie ich grupie brakowało. Rozpoznanie to rzecz nie do przecenienia. Morlanal chciał wybadać jego oczekiwania finansowe by potem przedstawić je druhom. Gdyby ten człowiek okazał się miejscowy byłby bezcenny. Na pewno znał teren i miejsca o których nikt im jeszcze nie powiedział....

Po pierwszej rozmowie planował udać się do Strzygan. Pragnął porozmawiać ze starszym lub starszą taboru i tej rodziny. Zakupił u gospodarza karczmy prezent, nie wypadało przychodzić z pustymi rękami. Chciał też część broni odsprzedać Strzyganom. O ile byliby zainteresowani... nie wątpił, że byli uzbrojeni. Jednak w Księstwach Granicznych na drodze dobrego uzbrojenia czy choćby bełtów i strzał nigdy dość. Chciał z nimi nawiązać lepsze relacje. Przy okazji zapytać również kiedy i w jakim kierunku ruszają dalej.
 

Ostatnio edytowane przez Icarius : 23-09-2015 o 19:52.
Icarius jest offline  
Stary 23-09-2015, 19:42   #139
 
Matyjasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Matyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemu
Pogarda. To było dobre słowo na określenie tego na co zasługiwał Volker, po tym jak płaszczył się przed baronem jak pies, skomlał o litość. Lepiej było mu umrzeć w bitwie, niż upaść do żałosnych błagań.

Irytacja była drugim odczuciem Felixa. Był zirytowany wieloma rzeczami. Pierwszy w kolejności był butny arab, jakże chciałby mieć możliwość zmierzyć się z nim i wytrzeć nim piach. Drugi był sam baron, zadufany w sobie błazen. Choć najbardziej jego dumę uraziło uznanie tytuły Zygfryda, tak jak i uwaga mu poświęcana, przy całkowitym ignorowaniu maga. Normalnie byłby szczęśliwy, mniej osób zainteresowanych nim samym to mniej problemów, mniejsza szansa na rozpoznanie, mniejsza szansa na próby zabawy w palenie na stosie. Ostatnim, chyba, problemem był elf i jego zbyt długi język, długie uszy, długi język.
Przy tej myśli skończyło mu się wino w kubku. Z smaku wnioskował, że było to winno nastawione jesienią, wciąż było lekko mętne, słodkie, delikatnie musujące i zawierało posmak jeszcze pracujących w nim drożdży. Z takimi myślami nie mógł się przekonać do zabawy, ale mógł jeden problem zrzucić z siebie.
Wybrał elfa na swój cel.
-Wybrał elfa na swój cel.
- Powiedzenie kim jesteśmy było bardziej niż nieroztropne. Ludzie nie przepadają za użytkownikami magii. Dlatego prosiłbym byś nie informował wszystkich o mojej profesji. Także nie ma się co chełpić naszym zwycięstwem. Postąpiliśmy ryzykownie, zbyt ryzykownie i omal nie zapłaciliśmy najwyższej ceny.

Elf spojrzał na człowieka niczym na dziecko które niczego nie rozumie. Lekko się zaśmiał.
-Arabski czarodziej widział nasze chowańce. Więc wiedział, że jesteśmy użytkownikami magii. Gdybym nie powiedział tego otwarcie, on wyszeptałby to Baronowi później... Kto wie z jakim zestawem podejrzeń czy insynuacji? Przyznanie się otwarcie było wybiciem mu tego argumentu z ręki. Wypowiedziałem na głos coś co nie było tajemnicą w obecnej sytuacji. - spodziewał się większej przenikliwości po Felixie.
- Co do chełpienia się, to domena ludzi. Widziałeś tego araba i miny tych zbrojnych? Delikatnie rzecz ujmując nie byli przyjaźnie nastawieni. Wieść o walce z Hobgoblinami, zagrożeniem które jest w lesie tak blisko nich, mogła nam ich trochę zjednać. Co prawda to się nie udało ale i tak dałem im jasno do zrozumienia o naszej mocy. Myślę, że dwa razy pomyślą nim zdecydują się na konfrontację. Tym bardziej, że na ich miejscu wysłałbym patrol by sprawdzić moje słowa. Jeśli to zrobili wiedzą, że nie blefowałem. To powinno nam zapewnić spokój od nieuzasadnionych napaści.

- Wiedział albo nie, albo zgadywał. Można parę rzeczy wywnioskować ale nie wiele. Mogłem być wioskowym guślarzem z magicznym zwierzątkiem, potrafiącym ochronić się od deszczu i leczyć kurzajki lub uczniakiem uciekającym od złego mistrza. Teraz jesteśmy zagrożeniem. On wie o nas sporo. Po ranach innych wie, że ryzykowaliśmy życiem, że musieliśmy dać z siebie wszystko. Jeżeli sprawdzi to wie na co nas stać a my nie wiemy nic. Nie rzuciłem wyzwania czarnoksiężnikowi, bo wiem co on potrafi, tyko dlatego że nie wiem co potrafi. Informacja jest jedną z cenniejszych broni a ty ją oddałeś za darmo.
-I nie mów, że nie było satysfakcji w twoim głosie co do twoich czynów, nie uwierzę. Zrobiliśmy coś strasznie głupiego, przeżyliśmy to prawda ale gdyby „to” się stało, lepiej byłoby zginąć.

- Nie zdziwiło cię, że czekali na nas na drodze? Widzieli łunę ognia, wysłali zapewne orła araba by to sprawdzić. Chowańców nie mają podrzędni magowie, zresztą wystarczył widok z lotu ptaka by połączyć to z nami. Skoro czekali to wiedzieli.- wzruszył ramionami- Masz tego czarodzieja za wiejskiego głupka?- pokręcił głową z niedowierzaniem- Satysfakcja? -był mocno zdziwiony.- Bez obrazy ale nie mierz mnie ludzką miarą. Zabijanie jest ostatecznością a oni nie dali nam wyboru. Sztuka retoryki wymaga jednak czasami pewnych postaw. Zwłaszcza gdy przechodzi się do subtelnego zastraszania.*

- Gramy przez ciebie w otwarte karty, nie wiedząc co jest na stole. Może i tym razem miało to sens, ale nie rób tego więcej przynajmniej jeżeli chodzi o mnie. Co do drugiej kwestii to wbrew sobie uwierzę, że to nie jest buta ani zbytnia pewność siebie, albo jest to udawane dla postrachu. Jeżeli masz rację to dobrze, jeżeli nie to cię pocieszę, gdy nas to w końcu dorwie, zabiję co z ciebie pozostało i mogę prosić tylko o to samo.

- Nie zamierzam tak robić za każdym razem. Po prostu oni i tak patrzyli na nasze karty. Przynajmniej te i nie trzeba było ich chować. Wręcz jak powiedziałem chowanie ich mogło zostać źle odebrane. Dziękuję i załatwię sprawę jak należy, gdyby to cię spotkało. Postawili nas pod ścianą, rozsądnie korzystam z mocy.
Felix kiwnął głową i westchnął, zgadzając się, lepszego porozumienia i tak nie osiągną.

Wyrzucenie tego z siebie wcale nie pomogło, dalej się czuł nieswojo. Powinien się przespać i tak by zrobił gdyby nie to, że ktoś postanowił dać Samuelowi w mordę, a ten postanowił dać się pobić.
Teraz już wściekły pomógł mu wstać i pozbierać rzeczy, w końcu nowy kompan to i tak kompan. Na piętrze mógł już tylko kląć, jednak nie mniej niż Samuel gdy się dowie o torbie. W odruchu litości wspomógł go zaklęciem leczniczym i położył się spać. Świetny dzień.

Następny nie był lepszy. Ani on ani Morlanal ani Thurin nie wiedzieli czym przedmiot z torby jest, co więcej nikt nie wiedział co to właściwie jest, gdzie zostało zrobione i jaki ma cel.
- Radzę dyskretnie to wyrzucić i nie dotykać. Nie wiem co to jest a ostatnio jak zgadywałem, zginął mój przyjaciel. Dlatego pomny o to doświadczenie radzę się tego pozbyć, tak by nikt nas z tym nie skojarzył.

Coraz mniej markotny i coraz częściej próbujący rozmowy z miejscowymi doczekał turnieju. Znalazł artystów z karawany, może uda się coś zarobić, albo przynajmniej zrelaksować. Znalazł grupę, która mogła być zainteresowana jego pomocą.
- Witam, można się przyłączyć do występu? Znam się na żonglowaniu i mam tresowaną małpę. - Ta zasyczała, obrażona taką definicją ich relacji. - Mogę pomóc ubarwić występ. Za mały udział w zysku, właściwie pieniądze grają drugorzędną rolę, lubię występować. Tylko będę potrzebował przerwy na główną walkę.

Tej części widowiska nie mógł odpuścić. Swoistej parodii prawdziwego turnieju rycerskiego. Pytaniem było, który z rycerzy wystartuje z chustą, której damy.
- Stawiam złotą koronę na szlachetnego Zygfryda de Leve! - Wykrzyczał mając nadzieję, że ktoś podejmie zakład.
 

Ostatnio edytowane przez Matyjasz : 20-10-2015 o 12:35.
Matyjasz jest offline  
Stary 23-09-2015, 20:52   #140
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Zygfryd zaklął w duchu, podnosząc się z ziemi. Ręka bolała go bardzo ale w sumie to mu nie pierwszyzna. Najważniejsze teraz to nie pokazywać swojej słabości, dlatego też wysiłkiem woli oddalając od siebie ból wstał na nogi, sięgnął po lancę i wzniósł ją ku górze jakby to on był już zwycięzcą. Ukłonił się w kierunku "damy dworu" i jak gdyby nigdy nic szykował się do kolejnego starcia.

Kilka chwil później siedział już na rumaku i szykował się do kolejnego starcia. Czuł że tym razem baron wyciągnie wnioski z poprzedniego przejazdu i wbije się głęboko w siodło. Zygfryd także zamierzał tak zrobić, nie chciał tracić swego dobytku dla niepotrzebnego ryzyka, bo nie sądził że to starcie przyniesie roztrzygnięcie.
 
Komtur jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:39.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172