Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-12-2016, 20:58   #221
Opiekun działu Warhammer
 
Dekline's Avatar
 
Reputacja: 1 Dekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputację
Oczekiwanie dłużyło sie niemiłosiernie, Max z Pieterem zataczali coraz to większe kręgi aż w końcu znikli z pola widzenia. Reszta ochotników oraz mieszkańcy wsi, pomimo zimna dzielnie stali i czekali na wynik śledźctwa. W innym przypadku po pewnym czasie nastąpiłoby rozluźnienie atmosfery, lecz tym razem sprawa była bardzo ważna, chodziło o potrójne zabójstwo - a przynajmniej tak uważali mieszkańcy wsi.

W pewnym momencie z głebi chaty dobiegł przytumiony krzyk:

- Aaaa! Pomocy! On chce mnie zabić!!!

Co spowodowało natychmiastowa reakcję dwójki mężczyzn stojących najbliżej wejścia, w mgnieniu oka rzucili się do drzwi, zupełnie jakby oczekiwali że coś się stanie. Z chwilą gdy otworzyli wejscie, w progu pojawił sie kapłan który biegiem opuścił mieszkanie Willa a wyhamował dopiero kilkadziesiąt stóp dalej gdy zorientował się że jest już bezpieczny i nikt go nie goni. Gdy tylko Burhard wybiegł, do środka wparowała dwójka która wcześniej otworzyła drzwi.

- Marwald .... rzucił się na mnie ..... z nożem - dukał łapiąc oddech.

Jego ręka, oraz szaty były całe we krwi. Nie było wiadomo skąd dokładnie sączy się krew, gdyż było jej całe mnóstwo. Pewnym było że rana znajduje się gdzieś na ręcę bądz w jej okolicy, a świeza krew ciągle wypływa, aczkolwiek coraz to mniejszym strumieniem.

Mieszkańcy wsi gdy tylko zorientowali się w tym co właśnie zaszło, złapali co tam mieli pod ręką i wymierzyli w wędrowców, a na placu została ich tylko czwórka: Waighstill, Felix, Konrad oraz Horst. O ile na młodego kolejny raz mało kto zwracał uwagę to bartnik miał wrażenie że jak tylko drgnie to zarobi strzałą, włócznia czy tam innym kijem. Bez znaczenia było to że jeszcze chwilę wcześniej Konrad pomagał ludziom w akcji pożarowej, teraz był na widelcu, podobnie jak jego kompani. Sytuacja była patowa, każdy ruch mógł być ostatnim, chociaż z drugiej strony mieszkańcy wsi byli rozproszeni, także użycie strzał mogłoby spowodować ogień krzyżowy - czego strzelcy mogli być świadomi.

W drzwiach pojawił sie Marwald, prowadzony przez dwóch mężczyzn. Nie miał w rękach żadnej broni, jednakże jego prawa dłoń była ubabrana krwią i to raczej nie jego własną, gdyż było jej dużo, powoli zasychała, a rany widać nie było.

Kapłan zdołał już złapać oddech, a jedna z kobiet już czystą szmatą owijała ranę.

- Dosyć tego dobrego, to oni zabili Willa i jego rodzinę. Nasz świętej pamięci brat zbytnio im zaufał, ja zresztą też i ledwo uszedłem z życiem. - zawyrokował

- Związać ich, narazie nie zabijać, gdzieś tu jeszcze jest ten wysoki łowca i wiedźma, mniejcie się na baczno... - kapłan nie dokończył gdyż adrenalina przestała działać a utrata krwi dała o sobie znać.

Ludzie stali wpatrzeni w wędrowców, lecz powoli zaczęli się organizować, z ich zachowania można było wywnioskować iż zamierzają wykonać polecenie kapłana, choć z drugiej strony w ich oczach widać było chęć mordu.
 
__________________
ORDNUNG MUSS SEIN
Odpowiadam w czasie: PW 24h, disco: 6h (Dekline#9103)
Dekline jest offline  
Stary 13-12-2016, 23:11   #222
 
Inferian's Avatar
 
Reputacja: 1 Inferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputację
Nie miał zamiaru wychodzić za kapłanem, aby nie wyglądało, że go jeszcze goni aby dobić. Na to było już za późno, gdy ten wyszedł z domu. Gdy tylko miał szansę wyrzucił kozik, który i tak nie był jego, ciężej było pozbyć się krwi na ręce. Dawało to większe dowody na to, że to zrobił własnie on.

Teraz był prowadzony przez dwóch mężczyzn. Szedł spokojnie, kontemplując. Pierwszy element zaskoczenia minął. Dosłyszał słowa krzyczane przez kapłana. Pragnął użyć je przeciwko jemu samemu, jednak nie widział do końca jak.


- Spokojnie - powiedział Marwald - nie jest tak jak myślicie. Zostaliście oszukani przez najlepszego oszusta jakiego kiedykolwiek poznałem. - Marwald był trzymany za ręce, więc nie mógł wskazać na kapłana, ale kontynuował dalej. - czy widzieliście abym kogoś krzywdził? - było to pytanie retoryczne, dlatego też przeszedł dalej - może mi nie wierzycie, jednak mam dowód, ciała. Ciała nie są z dzisiaj i podejrzewam, że kapłan zatruł tych biednych ludzi tak samo jak i naszego Olafa. Po części sam mi to powiedział. Sprawdźcie sami, ciała nie mogą śmierdzieć, tak jak śmierdzą zaledwie po nocy, tym bardziej, że jest tak zimno jak jest. Mam jeszcze jeden powód na to, że kapłan był tam wcześniej, gdy chodziłem z nim, zdradził się. Powiedział, mi coś jeszcze, zdradził mi swój plan, do czego jesteście mu potrzebni...jak to ujął tępi chłopi, niegarnięte robole, umieją tylko służyć, mają mnie za boga. Wspominał o nocach jak spał z waszymi żonami...jednak ja tego nie poparłem... jak to mówił, wszystko jest jego. Śmierć Wilfreda jest dla niego niczym, a powodem aby was zmotywować do niechęci do nas. Możecie mi nie wierzyć, lecz to przez niego wasz dom się spalił. Wilfred z przeciwstawił się, że kapłan wykorzystał jego żonę. Co zaś ten zrobił? Postanowił zabić ich oboje, zatruć. Uważajcie moi kochani, ten człowiek nie jest szczery. Mogę to udowodnić w inny sposób, tylko dajcie mi szansę, to jedyne o co proszę. Mogę go uzdrowić, a później na waszych oczach sprawdzić. Wasze uszy usłyszą to co i słyszały moje, bóg jeden wie co jeszcze w jego głowie się kryje. - tymi słowami śmieciarz zakończył swoją przemowę, w której starał się wywrzeć jak największy wpływ na lód. Ostatnie słowa były użyte celowo, aby dać do zrozumienia, że możne uleczyć w tej chwili wykrwawiającego się kapłana

Swoim ludziom starał się pokazywać znaki, że tego nie zrobił, czy to kręcenie głową. Spoglądał ludziom w oczy, mając nadzieję, że zobaczą w nim niewinnego, jednak wiedział, że jest to ciężkie, bo kapłan jest autorytetem.
 
Inferian jest offline  
Stary 16-12-2016, 12:47   #223
 
Molkar's Avatar
 
Reputacja: 1 Molkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputację
Dzięki pomocy w gaszeniu chat jak i później w robieniu porządku z nimi Konrad zyskał trochę zaufania u miejscowych przez co nie unikali rozmowy z nim ani nie patrzeli jak na potencjalne zagrożenie.
Kiedy wszyscy ruszyli do chaty za kapłanem w celu dowiedzenia się, co się stało łowca ruszył razem ze wszystkimi, nie pchał się co do sprawdzania śladów bo w sumienie było sensu aby tyle osób kręciło się koło chaty. Idąc z tłumem zaczął rozmowę z młodą kobietą w celu wypytania się o to jak jest w wiosce, czy coś złego się dzieje lub podejrzanego bo młode osoby częściej skłonne są do narzekania na niewygody.
Oczywiście nie mógł zapytać wprost więc zaczynając od nic nie znaczących tematów planował przejść do ciekawszej części rozmowy lecz nie było mu to dane bo z chaty najpierw wybiegł kapłan oskarżając Marwalda o zaatakowanie go a po chwili za nim wyszedł sam oskarżony.

- Tjaaa jasne Marwald zaatakował kapłana - wymamrotał pod nosem wiedząc, że ich towarzysz bardziej woli gadać często głupoty niż brać się za bitkę.

Niestety taki obrót sytuacji sprawił, że nawet Konrad stał się szybko osobą w centrum złego zainteresowania. Szybka kalkulacja ilości osób dookoła i tego, że każdy miał broń kiepsko widział szanse ucieczki. Widząc, że słowa Marwalda nie trafiają do tłumów i zaraz zacznie się walka i pewnie będzie ona bardzo jednostronna postanowił postawić wszystko na jedną kartę.

Szybkim ruchem dobył noża przy pasie po czym doskoczył do młodej kobiety z którą przed chwilą rozmawiał łapiąc za rękę wykręcając ją do tyłu i stając za nią przykładając drugą ręką nóż do gardła.

- Stać! Jeśli któryś się tylko ruszy będzie martwa a po niej co najmniej połowa z was jak tylko nas wkurwicie! - Krzycząc zaczął przesuwać się w stronę bartnika

- Waightstill jak tylko któryś skurwysyn się ruszy zarąb tego ich kapłana i każdego kto wejdzie Ci w drogę! Marwald ruszaj dupę wynosimy się z tego kurwidołka bo wiedziałem, że będą tylko problemy!
 
Molkar jest offline  
Stary 16-12-2016, 18:59   #224
 
archiwumX's Avatar
 
Reputacja: 1 archiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputację
Felixa zaskoczył bieg wydarzeń... lecz odkrył, że ludzie niezbyt się nim interesują i szybko zaczął szukać jakiejś drogi uwolnienia się? Jednak nagle przemówił Marwald, ale czegoś tu brakowało:
- A powiedział, skąd wzięła się klątwa, która z tej góry rozsyła zamiecie i mutanty po całej okolicy? - krzyknął do Marwalda!
 
__________________
Szukam tajemnic i sekretów.
archiwumX jest offline  
Stary 17-12-2016, 20:48   #225
 
snake.p's Avatar
 
Reputacja: 1 snake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwu
Obrót sytuacji sprawił, że halabarda bartnika wesoło zanuciła: - Krew! Krew! Krew niech tryska śmiało!... - lecz Waightstill stłumił tą nagłą chęć mordu. W końcu ich sytuacja była mocno niekorzystna. Niemniej uśmiechnął się z satysfakcją i zamachał groźnie bronią. - He! He! Co najmniej połowa z was! - krzyknął na słowa Konrada - Jak myślicie, ile z was zatłukę, zanim mnie ubijecie tymi łuczkami? - Waightstill liczył, że jego powierzchowność skłoni górali do uznania, że jego skóra jest gruba i wytrzymała niczym pancerz. Wyciągnął nagłym ruchem rękę i wskazał palcem Marwalda - a ten tam idzie z nami!
 
snake.p jest offline  
Stary 22-12-2016, 00:22   #226
Opiekun działu Warhammer
 
Dekline's Avatar
 
Reputacja: 1 Dekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputację
- Spokojnie - powiedział Marwald - nie jest tak jak myślicie. Zostaliście oszukani przez najlepszego oszus...

Kolekcjonerowi nie było dane skończyć, gdyż jeden z trzymających go meżczyzn w mgieniu oka ustawił się do niego przodem by następnie kolanem kopnąć w brzuch. Uderzenie było mocne, a ból był na tyle paraliżujacy że zgiął Marwalda w pół. Zanim Kolekcjoner zdołał zorientować się w tym co właśnie zaszło, drugi mężczyzna uderzył go w tył głowy. Marwald padł na ziemie i w chwilę później stracił przytomność. Całość odbyła się bez słowa. Szybkie, zdecydowane ruchy i zero dyskusji.

Dziewczyna która rozmawiała z Konradem mówiła raczej swobodnie, nie było widać aby unikała jakichkolwiek tematów. Narzekała na pogodę i na warunki, lecz nie oskarżała za to nikogo z wioski. Stosunek Willa był zdrowy, nie wychwalała go pod niebiosa, ale też nie rzucała oskarżeń. Co innego z Kapłanem, Konrad wyczuł nutkę irytacji, lecz sama dyskusja nie trwała zbyt długo aby móc wyciągnąć konkretne wnioski. Dziewczyna nie była tez jakoś specjalnie otwarta i nie paplała co jej ślina na język przyniesie.Zachowanie Konrada zdziwiło ją na tyle że na początku była zupełnie zdezorientowana i dała się bez problemu pochwycić.

Zachowanie Waightstilla przyniosło efekt całkowicie odwrotny do zamierzonego. Owszem, ludzie przestraszyli się groźnego przeciwnika, lecz w tym przypadku strach popchnął ich do działania. Z czasem gdy Waightstill zamachnął się halabardą, ludzie gór odskoczyli od niego jak od ognia, a w chwilę później powietrze przeszyły strzały, zdecydowanie więcej aniżeli na klate mógł przyjąć Waighstill. Pomimo małej odległości, nie wszystkie strzały dosięgnęly celu, lecz te które trafiły poczyniły szkody. Nawet taki silny i wytrzymały meżczyzna jak Waightstill nie był w stanie przyjąć tylu pocisków i do tego na raz. Jedyne co zdążył zrobić do odruchowo zasłonić ręką głowę. Zamiast w twarzy, trzy groty zagłebiły się w przedramieniu. Oczywiście nie były to jedyne pociski jaki się w niego wbiły. Ból był okropny, do tego opanował całe ciało, twardy Bartnik aż przykląkł z bólu, z trudem trzymajac się pionu, lada chwila może się przewrócić i to już bez niczyjej pomocy.

Horst który stał razem z ochotnikami i pomimo tego że początkowo się bał - przystąpił do szantażu, lecz gdy zobaczył co stało się z Waightstillem, momentalnie się poddał.

Kobieta którą pochwycił Konrad wykonywała małe, ledwo wyczuwalne ruchy, szukała sposobności aby wyrwać się z niebezpieczeństwa, lecz nie była też głupia i nie chciała ryzykować. Poza tym, podobnie jak i Konrad, nie miała doświadczenia w tych kwestiach.

Spojrzenia ludzi gór skupione były na Konradzie oraz Waighstillu, także Felix miał przewagę jeśli chciałby uciekać.
 
__________________
ORDNUNG MUSS SEIN
Odpowiadam w czasie: PW 24h, disco: 6h (Dekline#9103)
Dekline jest offline  
Stary 24-12-2016, 20:41   #227
 
archiwumX's Avatar
 
Reputacja: 1 archiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputację
Gdy zaczęły się rękoczyny Felix wnet postrzegł szansę na wydostania się z matni, zatem gdy wszyscy skupili uwagę zaczął się ostrożnie wycofywać z centrum wydarzeń gotowy na ruszenie z pełną prędkością, aby schować między chatami wioski gdy zostanie spostrzeżona jego próba ucieczki.
 
__________________
Szukam tajemnic i sekretów.
archiwumX jest offline  
Stary 25-12-2016, 20:49   #228
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Peter nie wykazywał zbytniego entuzjazmu, zachowywał się tak jak wcześniej gdy Max u niego nocował, był raczej obojętny, lecz nie niegrzeczny.
- To co proponujesz zrobić? Czego szukamy? Zaproponowałeś zbadanie śladów to kieruj.
- Warto by obejść chatę w pewnej odległości - zaproponował Max. - Jeśli ktoś szedł do chaty, albo z niej wychodził, to muszą pozostać ślady.
- Dobrze, chodźmy - zakończył Pieter i wolnym krokiem ruszył naprzód.

Warstwa śniegu w ścisłej okolicy chaty jest dość duża, zdecydowanie nikt nie trudził się jego usuwaniem. Na pierwszy rzut oka brakuje jakichkolwiek oznak że ktoś do budynku podchodził w inny sposób aniżeli wejściem. Warstwa wierzchnia jest świeża, lecz dość cienka, raczej nie ma możliwości by w nocy spadło tyle śniegu aby ukryć ewentualne ślady. Po obchodzie mieszkaniec wsi ponownie się odezwał się, z podobnym jak wcześniej entuzjazmem, a raczej jego brakiem:
- Ja tu nic nie widzę. Chcesz poszerzyć krąg?
- Tak - odparł Max. - Jeśli ktoś wyszedł z chaty i do niej nie wrócił, to powinny być ślady, prowadzące gdzieś dalej. Jeśli do chaty przyszedł ktoś spoza wioski, to też powinno być widoczne.
Łowcy poszerzyli zakres poszukiwań, zataczając coraz to większe kręgi zauważyli więcej śladów; prowadziły do lasu oraz do innych chat. Sprawdzenie wszystkich tropów mogło zająć nawet i cały dzień. Trzeba było skupić się na tych konkretnych. Do lasu prowadziło kilka ścieżek, większość z nich była wychodzona na tyle że zaczynał pojawiać się na nich lód. Było też kilka mniejszych, lecz żadna z nich nie zwróciła większej uwagi. Szlaków po wsi było od groma, sprawdzenie każdych było raczej niemożliwe.

Ślady na miękkim śniegu sugerowały kilka rzeczy. Po pierwsze, ten kto wychodził miał na sobie rakiety śnieżne, więc raczej nie uciekał w popłochu. Po drugie, patrząc na ich rozmiar, musiały należeć do osób dorosłych.
Jeden z tropów przykuł uwagę łowców bardziej niż inne. Ich rozmiar sugerował człowieka raczej normalnych rozmiarów, lecz głębokość na jaką zapadały się rakiety była zdecydowanie za duża.
Peter zaciekawiony ruszył dalej w głąb lasu i aby zbytnio się nie wydzierać zasygnalizował Maxowi że coś znalazł.
- Patrz na to - powiedział z nutką ekscytacji Pieter.
Mieszkaniec wsi wskazał na miejsce w którym osoba która zostawiła ślady położyła na ziemię coś co utworzyło rozległy, lecz płytki odcisk. Kształt był nieregularny i ewidentnie zdeformowany. Zaintrygowany kompan Maxa ruszył dalej, nie zwracając zbytniej uwagi na bohatera.
Max nawet przez moment się nie zawahał. Przez chwilę tylko przyglądał się śladowi, porównując wielkość śladu z tym, co mogłaby pozostawić po sobie zawinięta w koc kapłanka, po czym ruszył za Pieterem. Był tak samo ciekaw, jak tamten, kto co (lub kogo) wyniósł. Oraz dokąd i po co szedł.
Broń, tak na wszelki wypadek, miał w pogotowiu. No i rozglądał się bacznie na wszystkie strony.
Ślady prowadziły dalej w las. Pieter szedł przodem i niezbyt oglądał się na otoczenie, więc nie mógł spostrzec tego co Max, który był bardziej uważny. Zza jednego z drzew wyłoniła się twarz mężczyzny, po czym w mrugnięcie oka później schowała się z powrotem.
- Pieter, stój, schowaj się! - syknął Max. W tym samym momencie sam schował się za jednym z drzew. Nie sądził, by ktoś, kto się przed nimi chowa, miał pokojowe zamiary.
Idący spory kawałek przed Maxem Peter nie usłyszał ostrzeżenia bohatera i dalej niewzruszony podążał tropem.
- Pieter, wracaj! Schowaj się! - Max tym razem wykrzyczał dwa, nieco sprzeczne, polecenia. - To zasadzka! - dorzucił tytułem wyjaśnienia, nie zastanawiając się zbytnio, czy mówi prawdę, czy też się myli.

Peter był dość zmieszany, jednakże podobnie jak Max - schował się za drzewem i nie odzywał. Do uszu Maxa doszedł męski głos, jednakże raczej nie pochodził od człowieka którego wcześniej zauważył łowca. Te miejsca dzieliła pewna odległość którą ciężko byłoby przebywać w tak krótkim czasie w ciężkich warunkach.
- Hej, człowieku spokojnie, to my. Przyszliśmy po Was, znaleźliśmy Victorie… niestety. Nie ma sensu dalej szlajać się po lasach. Opuść ten łuk to wyjdę do ciebie, życie mi jeszcze miłe - zażartował i musiał krzyczeć gdyż dzieliła ich spora odległość.
- No to się pokaż - zawołał Max, równocześnie opuszczając łuk, lecz nie ściągając strzały z cięciwy. Ostatnimi czasy jego wiara w ludzi była, nie da się ukryć, mniej więcej taka, jak temperatura otoczenia i oscylowała koło zera. - Najlepiej wszyscy wyjdźcie, byśmy mogli was sobie obejrzeć.
Rozmówca powoli wychylił się zza drzewa, w ręce trzymał włócznie a przez plecy przewieszony miał łuk. Podobnie drugi mężczyzna który bez słowa wyłonił się z miejsca w którym wcześniej widział go Max.
- Hej, spokojnie Max, to nasi - zawołał Pieter i ruszył w drogę powrotną.
Minął Maxa i gdy zbliżył się do “zasadzki” nawiązał rozmowę
- A gdzie była? Co się stało?
- Znaleźli ją w wychodku, niestety już nie żyła. Musieli się wszyscy czymś potruć - biedaki. Burkhard z Marwaldem dalej badają sprawę, ale posłali już po Was, po co mielibyście się męczyć.
Cała trójka zdawała się być zrelaksowana, rozmawiali między sobą nie zwracając uwagi na Maxa. Znaczy się widzieli że tam stoi ale najwyraźniej nie widzieli w nim zagrożenia gdyż nie mieli wyjętej broni ani nie wodzili za nim wzrokiem.
- To kto i co wynosił z wioski? - powiedział Max, wspominając ślady, które widzieli razem z Pieterem. - Skoro kapłanka nie żyje, i nie ją wyniósł, to co?
Za odpowiedz zabrał się Pieterm, gdyż pozostała dwójka powoli szła z powrotem do wsi:
- A ja tam niby wiem. Jesteśmy wolnymi ludźmi, robimy co chcemy póki nie robimy innym krzywdy. Może popytamy o tym we wsi? Mnie też się nie uśmiecha chodzić w taki ziąb. Burkhard poprosił mnie aby pomógł ci w poszukiwaniach i to zrobiłem, a teraz mówi że mogę wracać to tak też zrobię, ale ciebie nie zatrzymuje, jak chcesz to idź sam, ja spadam.
- Hej, czekajcie, idę z wami - krzyknął do pozostałej dwójki i szybkim krokiem ruszył w ich stronę.
- W takim razie za chwilę do was dołączę - zapewnił Max. - Przejdę się jeszcze kawałek i wracam.

Łowca szedł dalej samotnie, tym razem lekko pod górkę. Z czasem gdy mijał jedno z większych drzew, do jego uszu dobiegł charakterystyczny dźwięk - coś co można określić jako sapanie. Ktoś albo coś czaiło się za konarem i musiało być zmęczone. Być może właśnie zmęczenie agresora w połączeniu z czujnością łowcy uchroniło Maxa od szybkiej śmierci.
Bohater uskoczył a zza drzewa wyłonił się mężczyzna, lekko zmęczony i widocznie niezadowolony z faktu że zasadzka się nie udała. Pomimo poirytowania nie zaatakował ponownie, zamiast tego schował się za drzewem, aby zniknąć z zasięgu Maxa. W chwilę później zagwizdał, a łowca kątem oka zauważył iż dwójka która została wysłana po łowców, właśnie do niego mierzy. Obok nich stał zdezorientowany Peter.
Max ledwo zdążył się podnieść, a w powietrze wzbiły się dwie strzały, pierwsza przeleciała łowcy koło głowy, lecz druga wbija się w klatkę piersiową. Uderzenie było mocne, Max poczuł bardzo silny, klujący ból, lecz mimo tego nie tylko nie upadł ponownie, lecz zachował zimną krew i był gotów do działania.
Wyjść z tej sytuacji było kilka, lecz Max zdecydował się na schowanie się za drzewem, lecz najpierw trzeba było w jakiś sposób pozbyć się agresora z włócznią który chował się za konarem. Łowca miał w ręce łuk który na tak krótki dystans na nic by się nie zdał, więc zamiast strzelać, bohater rzucił bronią w głowę włócznika. Miał szczęście, drewniany koniec uderzył w oko, lub jego okolice czyniąc przeciwnika tymczasowo mniej zdolnym do walki.

Ochotnik wykorzystał ten moment, wyciągnął nóż i ruszył naprzód. Ostrze wbiło się w pierś miotającego się przeciwnika, lecz po chwili niestety zsunęło się chroniąc tym samym przed poważnymi obrażeniami.
Włócznik z lekko przymrużonym okiem rzucił się na łowcę, lecz z racji walki w zwarciu nie mógł wykorzystać w pełni swojej broni, zamiast tego uderzył drągiem w okolicę rany na piersi Maxa. Cios nie był może zbyt potężny aczkolwiek dotkliwy, jeszcze bardziej rozwarł ranę po uderzeniu strzałą - grot zatopił się głębiej czyniąc następne uszkodzenia. Strużka krwi pociekła szybciej.
Zdeterminowany łowca pomimo bólu wyprowadził kolejny cios, który okazał się być kończącym. Nóż przeciął gardło włócznika, a tryskająca krew zalała Maxa. W chwilę później na wycieńczonego i rannego łowcę opadło ciało agresora przygniatając go do ziemi.
Max słyszał jak dwoje łuczników zbliża się do niego. Do jego uszu dochodził dźwięk szybkiego przebierania rakietami w śniegu, dochodził z dwóch stron drzewa za którym teraz leżał. Na razie był bezpieczny, lecz tylko lada chwila sytuacja może obrócić się o 180 stopni.
Jakie miał szanse? Ciut większe, niż przed chwilą, ale i tak niewielkie. Trzech na jednego, bo nie sądził, by Pieter mu pomógł. Może cały czas był w zmowie z tamtymi, a nawet jeśli nie, to i tak z pewnością nie stanie po stronie obcego przybłędy. To znaczyło, że musiał sobie radzić na własną rękę... i pomodlić się do wszystkich bogów, jakich zna.
Chwycił leżący na śniegu łuk i wyciągnął strzałę. Miał zamiar wychylić się zza drzewa i strzelić do tego przeciwnika, który zbliżał się z prawej strony.

Odrzucenie ciała, pochwycenie łuku, przygotowanie strzały - to wszystko zabiera cenny czas, a z każdą chwilą atakujący byli coraz bliżej. Z czasem gdy Max wychylił się aby przycelować zauważył biegnącego mężczyznę, był bardzo blisko i właśnie zdał sobie sprawę że jego kolega nie żyje a zaraz sam może oberwać. Nie wiadomo, czy to Max niedokładnie wycelował, czy atakujący odskoczył w dobrym momencie, lecz faktem było iż strzała minęła cel a biegnący mężczyzna zniknął gdzieś w zaspie. Z tej odległości nie sposób było dojrzeć gdzie dokładnie leży, a co za tym idzie łowca nie mógł do niego strzelać.
- Fritz chyba nie żyje, schowaj się, weźmiemy go na przetrzymanie - głos dochodził prawdopodobnie od mężczyzny który leżał na śniegu.
Odgłos brodzenia przez zaspy faktycznie zamilkł, Max nie widział ani nie słyszał żadnego z atakujących.

Ja wam dam na przetrzymanie, pomyślał Max, sięgając po kolejną strzałę. Wbił ją w śnieg, po czym spróbował wyrwać strzałę, która tkwiła mu w piersi. Gdyby się udało, to spróbowałby opatrzyć ranę, by życie powoli z niego nie wyciekło, razem z krwią.
Równocześnie cały czas nadstawiał uszu. Nie chciał, by tamci zarżnęli go jak świniaka. Gdyby udało się wykorzystać truposza jako tarczę... a nuż udałoby mu się wycofać na bezpieczniejszą pozycję.
Strzała wbiła się dość głęboko do tego zaczepiła o kilka warstw ubrań, w tym skórznie, wiec Max musiał chwilę pokombinować aby wyjąć z siebie pocisk. Wyciągnięcie strzały spowodowało kolejny wytrysk krwi, lecz dzięki temu możliwe było zatrzymanie krwotoku. Max owinął się szmatami wyciętymi na szybko z ubrania nieboszczyka. Stracił sporo krwi, co go osłabiło, lecz dzięki temu zabiegowi miał większe szanse na przeżycie, gdyż krew nie ciekła już z niego wartkim potokiem.
Ciało włócznika nie było dużo cięższe niż ogólna średnia, lecz Max był ranny i zmęczony, dlatego też każdy manewr z wykorzystaniem denata sprawiał łowcy problem i ból. Mógł go co najwyżej obrócić, lecz przenoszenie nie wchodziło w gre.
- Daj spokój chłopie, poddaj się, bo się wykrwawisz. Porządnie oberwałeś, widziałem gdzie poleciała moja strzała. My mamy czas, ty nie ...
- Czas nie pieniądz. - Max odpowiedział zasłyszanym gdzieś powiedzeniem. Przy okazji całkowicie je myląc i zniekształcając jego sens. - A nuż przy odrobinie szczęścia uda mi się posłać jeszcze jednego z was do Ogrodów Morra, co będzie zdecydowanie przyjemniejsze, niż pozwolenie, byście mnie bezkarnie zabili. Kto was nasłał, zdradzieckie syny? Co wam zrobiłem?
- Oj chyba jednak będziesz potrzebował tego szczęścia więcej niż odrobinę. Zresztą dobrze ci tak, nie udawaj żeś niewinny. Burhard nas przysłał, mieliśmy Ciebie ściągnąć, nie chciałeś z nami iść to cóż … No chyba że zmieniłeś zdanie?
- Na tym świecie nie ma niewinnych, to tak na marginesie - odparł Max. Oparł się o drzewo, z jednej strony posadził truposza, Fritza bodajże. Chociaż na tyle mógł się przydać, jako prowizoryczna tarcza. - Czyli kłamaliście z kapłanką? Porwaliście ją, a ta kłamliwa świnia, Burhard, chce po prostu nas wszystkich pozabijać, tak samo, jak wykończył biednego Olafa?
- No, może to było takie małe kłamstewko z Victorią. Ale że tak powiem, w dobrej wierze. Chcieliśmy zaoszczędzić ci nieprzyjemności a sobie trudu. A reszta to tylko Twoje przypuszczenia i kłamstwa wyssane z palca.
Max postanowił sprawdzić gdzie znajdują się jego rozmówcy, lecz nie był w stanie dojrzeć ani jednego z nich. Łowca nie widział również Pietera, lecz z racji tego że ostatnim razem był dość daleko Max mógł nie usłyszeć jak ten ucieka. Jeśli chodzi o okoliczne drzewa, można było spróbować się przemieścić, aczkolwiek było to ryzykowne, jeśli czający się w okolicy łucznicy byli gotowi do strzału, to zanim łowca dobiegnie do następnej kryjówki może oberwać dwoma kolejnymi strzałami. Było już po południu, światło słoneczne zapewni jeszcze sporo widoczności.
- Bez wątpienia zaoszczędzilibyście sobie trudu, faszerując mnie strzałami - powiedział Max. - Pech jakiś, że się wam nie dało - stwierdził z wyraźną ironią.
Korzystając z osłony, jaką dawał truposz i drzewo, wychylił się nieco by sprawdzić, gdzie znajduje się jeden z przeciwników.
Tamtego nie było widać, co mogło oznaczać jedną z dwóch rzeczy - albo leży zakopany po uszy w śniegu, albo też się przeniósł. To ostatnie było mniej prawdopodobne, bowiem dość trudno było bezszelestnie chodzić w rakietach śnieżnych.
Ale spróbować można było.
Nie widząc przeciwnika Max spróbował się wycofać za kolejne drzewo, cały czas z napiętym łukiem.
Podobnie jak i Maxowi trudno byłoby przeoczyć ruch wrogich łuczników tak i sam łowca miał pewien problem. Najciszej jak potrafił ruszył w stronę kolejnego schronienia, lecz nie dane mu było zrobić to do końca bezszelestnie. Została mu czwarta część drogi gdy pod jedną z rakiet coś trzasnęło, na tyle głośno że zza drzewa na sekundę wyłonił się łucznik i zauważył co się właśnie stało. Miał przewagę nad łowcą, gdyż był w pełni sił i miał zasłonę, a obu tych rzeczy brakowało Maxowi.
- Wychodzi! - krzyknął zza bezpiecznej pozycji.
Max cofnął się jeszcze o dwa kroki, obserwując tak drzewo, za którym schował się łucznik, który go 'odkrył', jak i miejsce, gdzie powinien się znajdować ten drugi, co sobie uwił gniazdko w zaspie. Miał zamiar strzelić, gdy tylko któryś z przeciwników się pojawi, a potem uciec jak najszybciej.
Rzeczywistość skorygowała zamiary Maxa, który bardzo szybko zmienił decyzję i zamiast strzelać rzucił się do ucieczki. Kilka susów i znalazł się przy kolejnej osłonie, lecz jeden z łuczników, ten który wcześniej go zauważył, zdążył wystrzelić swoją strzałę. Pocisk świsnął w chwili gdy prawie cały Max był już bezpieczny. Prawie - gdyż jego prawa ręka przez ułamek sekundy dłużej była niechroniona. Strzała zaledwie musnęła dłoń łowcy, rana nie była głęboka, lecz dokuczliwa. Palce zaczęły drętwieć, a w miejscu cięcia pojawiła czerwona kreska: krew. Max był bezpieczny, lecz na tą chwilę nie mógł korzystać z łuku. Ciężko było powiedzieć jak długo to potrwa. Dodatkowo rana na piersi dawała się we znaki. Łowca usłyszał czyjeś kroki, ktoś bardzo szybko przemieścił się z miejsca na miejsce.

Walka w tym wypadku nie wchodziła w grę. Przynajmniej nie według Maxa. Musiał znaleźć się jak najdalej i, równocześnie, nie paść trupem. Ręka chwilowo była bezużyteczna, ale nogi - jak na razie - były w stanie nie tylko utrzymać łucznika w pionie, ale nieść gdzieś w dal.
Problemem było to, że przeciwnicy również byli w stanie nie tylko iść, ale i nawet biec, o czym świadczyły czyjeś szybkie kroki.
Max na moment opadł się o pień drzewa, dwa razy głęboko odetchnął, a potem znów zaczął uciekać, starając się, by biec w stronę przeciwną do tej, z której usłyszał kroki.
Łucznicy nie spodziewali się takiego obrotu spraw. W chwili gdy łowca postanowił spierdzielać gdzie pieprz rośnie, ci szykowali się do zajęcia pozycji strzeleckich - pewni że ich ofiara będzie na nich grzecznie czekać. Co w powiązaniu z szybkością jaką Max mógł osiągnąć dało mu przewagę na tyle dużą iż łucznicy mieli utrudnione celowanie.
Łowca biegł cały czas przed siebie, nie oglądając się ani na moment. Na początku za swoimi plecami słyszał kroki oraz śmigające strzały, lecz po pewnym czasie wszystko zamilkło - z tej odległości ciężko byłoby cokolwiek usłyszeć. Wycieńczony i ranny łowca po jakimś czasie musiał się zatrzymać, gdyż inaczej padłby trupem i to nie za sprawą strzał. Półprzytomny od bólu i zmęczenia Max zauważył górkę za którą mógłby się tymczasowo ukryć. W tej chwili była ona wyśmienitym miejscem do ukrycia się i obserwacji otoczenia. Niestety, analiza sytuacji była zaburzona i łowca zamiast zająć bezpieczną pozycję sturlał się w dół, gdyż górka okazała się skarpą. Max zrobił kilkanascie salt i obrotów, po czym wylądował na dole. Leżąc łowca zauważył że po drodze zginął jego łuk oraz włócznia, a z głowy leci krew - niestety jego własna. Max nie był w najlepszym stanie, potrzebował całej swojej determinacji aby cokolwiek zdziałać, gdyż jego ciało powoli opuszczała wola walki. Bolała go każda część ciała. Łowca nie słyszał żadnych odgłosów, lecz jeśli łucznicy poszli za nim, to prędzej czy później go znajdą, gdyż zostawił dość wyraźne ślady.
Przez dłuższą chwilę nie ruszał się, nasłuchując, po czym odciął nożem kawałek koszuli, by prowizorycznie chociaż opatrzyć rany.
Miał zamiar przez moment odpocząć, a potem spróbować odszukać chociażby włócznię. Miałby przynajmniej na czym się oprzeć podczas dalszej wędrówki.
Odpoczynek i czas na opatrzenie ran był bardzo wskazany i swoje zrobił. Łowca ponownie złapał oddech, lecz dalej był otumaniony. Włócznia znalazła się dość szybko, stała wbita w śnieg, lecz aby ją zdobyć trzeba było wspiąć się prawie na sam szczyt… A zaraz za nim Max zauważył dziwnie poruszający się kijaszek, który mógł być wystającą bronią łucznika. Chyba że łowca miał już zwidy...
Czuć się kiepsko, to jedno, ale zostać na śnieżnym pustkowiu bez jakiejkolwiek broni, prócz noża, to całkiem inna rzecz.
I nawet jeśli to była jakaś pułapka, to Max ruszył powoli w stronę włóczni, krok za krokiem wspinając się pod górę.
Normalnie pochyłość nie byłaby problemem, lecz teraz wejście wymagało dużo więcej wysiłku. Jednakże w końcu łowca pochwycił swoją broń, na szczęście była cała. Kijaszek na szczycie zdawał się być tylko kijaszkiem, takżę Max ruszł w droge powrotną która była już o wiele przyjemniejsza. Po zejściu z górki łowca kontynuował swój plan, lecz nie dane było mu uciec od oprawców. Przytłumione bólem zmysły nie pozwoliły Maxowi na wcześniejsze wykrycie łuczników idących prawdopodobnie jego śladem.
- Hej, odpuściłbyś już.
- No weź, daj spokój
Usłyszał głos za plecami, a gdy się odwrócił, zauważył dwóch mężczyzn z podniesionymi łukami i nałożonymi strzałami. Nawet nie wysilali się żeby celować do Maxa, który ledwo stał na nogach.
- To nic osobistego, nie bierz tego do siebie - zadrwił jeden z nich.
- Jakieś ostatnie słowo? - trochę łaskawiej zapytał drugi
- Tak, życzę wam szybkiej śmierci - powiedział Max, podnosząc włócznię, by nią rzucić w bliższego z łuczników.
Napastnicy nie oczekiwali takiego obrotu sprawy, mieli nadzieje że Max już zrezygnował. Na szczęście dla nich, a nieszczęście dla bohatera, włócznia nawet nie musnęła łuczników. Natomiast ci odpowiedzieli przebijając strzałami zmarnowanego Maxa, który nie miał już jak się bronić. Naszpikowane strzałami ciało padło na śnieg a oczy łowcy powoli zaczęły się zamykać.
Po chwili Max jak przez sen usłyszał jak mężczyźni zbliżyli się do niego i zupełnie bez krępacji rozmawiali:
- To co, dobijamy go?
- E tam, po co, on i tak już nie żyje. Nie ma co sobie brudzić rąk.
- W sumie racja, niech ma za swoje, trzeba było się dać od razu zabić, he he.
- No, a wiesz….
W tym momencie Max odpłynął, nie dosłyszał końca rozmowy, a jego ostatnim wspomnieniem było to że pomimo iż leżał w zmarzniętym śniegu to wcale nie było mu zimno. Czy może to tylko omamy?
 
Kerm jest offline  
Stary 26-12-2016, 23:05   #229
 
Molkar's Avatar
 
Reputacja: 1 Molkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputację
Sytuacja była patowa, groźba zamiast wystraszyć ludzi sprowokowała do ataku... gdyby tylko mógł to przewidzieć to wybrałby bardziej neutralne słowa. No cóż teraz już nic z tym nie zrobi, widział Felixa który próbował oddalić się gdy nie zwracano na niego uwagi więc musiał skupić uwagę reszty na sobie.
Zerknął przez ramię w stronę lasu, nie było to aż tak daleko. Jakby tylko udało mu się do niego wycofać i uciec zyskałby trochę czasu.

- Kurwa mać - przeszło przez myśl Konradowi, nie takiej reakcji się spodziewał. Liczył na to, że się wystarczą i dadzą im się wycofać a tu dupa.
Szybko rozejrzał się po okolicy, Felix powoli oddalał się od zebranych bo jako dzieciak nie zwracali na niego uwagi, Marwald leżał nieprzytomny więc z niego na tą chwilę pożytku żadnego a bartnik nieźle oberwał ale jeszcze się trzymał.

Łowca wiedział, że do lasu nie ma za daleko tylko czy pozwolą mu się na tyle oddalić? Powoli zaczął się cofać w stronę lasu trzymając cały czas kobietę jako tarczę. Jeśli uda mu się wrócić do lasu trochę jeszcze przejdzie z kobietą jako zakładnikiem a później ją wypuści samemu uciekając. Trzeba odszukać Maxa bo ten gdzieś się zapuścił w las i nie wraca, może znalazł Victorie?

- Waighstill wstawaj i chodź do mnie, nie ma sensu z nimi gadać ten ich kapłan zabije ich wszystkich jak tylko przestaną mu być potrzebni a wy Panowie bez numerów, my się teraz spokojnie oddalimy chyba, nikt nie chce aby komuś jeszcze stała się krzywda

Miał nadzieje, że jeśli uda im się uciec to będą mieć choć trochę czasu i nie zatłuką od razu Marwalda. Teraz i tak za późno nie puszczą ich trzech na pewno, może chociaż im uda się wycofać aby później wrócić odbić towarzysza.
 
Molkar jest offline  
Stary 28-12-2016, 23:27   #230
 
snake.p's Avatar
 
Reputacja: 1 snake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwu
Waightstill czuł się... bezbronny - przez chwilę szukał właściwego określenia. Mocno oberwał. Broczył krwią. - Skurwiele! - mruczał pod nosem swoim zwyczajem. A chciał im już darować. Przykląkł, opierając się na halabardzie. Na słowa Konrada odwrócił do niego głowę: - Uchodź! Jam już bez sił... - wyszeptał. Bartnik ledwo się trzymał. Co dopiero myśleć o ucieczce.

- Krew! Krew! Krew niech tryska śmiało! - cicho zaśpiewała mu do ucha halabarda -

Krew! Krew! Krew na wroga ciało!
Krew! Krew! Krew niech tryska śmiało!
Krew! Krew! Krew na wieczność całą!


Krew! Krew! - zawyła, jakby zagrzewając Waightstilla do rzucenia się w paszczę śmierci. Jeszcze ostatni wysiłek... Niestety, w tej chwili siły bartnika pozostawiały wiele do życzenia.

Mimo to podniósł się z trudem, podpierając halabardą, która w tym momencie osunęła się na ziemię. Bartnik jednak nie wypuścił z ręki drzewca. Ruszył - na tyle dumnie, na ile to było jeszcze możliwe - w kierunku nieprzytomnego Kolekcjonera. Topór halabardy zostawiał za nim ślad na śniegu. Nie miał już siły na przyjęcie agresywnej postawy, jak jeszcze przed chwilą.

- Bez Marwalda nigdzie nie idę... - powiedział.
 
snake.p jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:08.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172