|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
25-01-2018, 12:25 | #351 |
Reputacja: 1 | Złamany nożyk to aż nad to, żeby się oswobodzić - przynajmniej z krępujących węzłów - Krótkie ostrze przytrzymane butami pozwoliło naruszyć strukturę liny wiążącej dłonie. Jeszcze tylko zagryzienie zębów, chwila cierpienia podczas skręcania węzła.. i jeszcze jedna próba nadcięcia lin, bo ten cholerny nożyk jest tępy jak banda trepów z łapanki! Któraś próba z kolei i w końcu żarzące się czerwienią sponiewierane nadgarstki w końcu oswobodzone! Uwolnienie pozostałych kończyn to już tylko formalność i próba cierpliwości. Uwolnienie się z węzłów było jednak najprostszym krokiem w kierunku do wolności. W prawdzie w głowie włóczęgi pojawił się już plan obejmujący wykopanie drzwi i wetknięcie w szyję strażnika ów tępego nożyka, odebranie mu broni, posiekanie kilku zaskoczonych żołnierzy stojących na drodze ku dającym schronienie zadrzewieniom, ale wizualizacja ta kończyła się obrazem przypominających jeża zwłok leżących ledwie kilka kroków od zbawiennej ściany lasu. Niestety zwłoki te należały do autora pomysłu a analogia do jeża wynikała z ilości strzał sterczących z jego pleców. To wystarczyło by ostudzić zapał do brawurowej ucieczki. Zamiast tego postanowił rozejrzeć się dokładnie po komórce, w pierwszej kolejności szukając źródła światła, a w kolejnych wszystkiego, co mogło by przydać się do jakże sprawdzonej już dywersji. Ocenił również możliwości wydostania się z pomieszczenia biorąc pod uwagę nie tylko drzwi, które były wyjściem oczywistym. Być może dało się chociaż znaleźć, lub zrobić lufcik, czy szparę w deskach, żeby ocenić sytuację na zewnątrz. |
25-01-2018, 18:29 | #352 |
Reputacja: 1 | Bert skryty za blankami fortu postanowił odezwać się do emisariuszy. |
25-01-2018, 19:33 | #353 |
Reputacja: 1 | Diuk będąc w porcie obwołał Gustawa nowym komendantem i natychmiast został otoczony przez rybaków, z których chaotycznych mamrotań wydobył, że właśnie jakaś grupa żołnierzy zabrała łódź i że myśleli że to była zwykła kradzież i chcieli prosić o lepsze, ale skoro to rekwizycja to żądają odszkodowania. I pytali, to jak mają łowić ryby. |
25-01-2018, 21:43 | #354 |
Reputacja: 1 | Loftus uśmiechnął się przyjaźnie, zdawało mu się, że Idra Ausburg jest tylko nieznacznie starsza od niego. Zapewne niedawno opuściła mury kolegium. To w połączeniu z opinią jaką mieli przedstawiciele złotych magistrów dawało sporą nadzieję na szybkie nawiązanie nici porozumienia. Dziewczyna nie wywyższała się, z całą pewnością nie miała szlacheckiego pochodzenia. Pozwała sobie na spoufalanie, nie wykorzystywała pozycji mentora i potężniejszej, licencjonowanej czarodziejki.
__________________ Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych! |
26-01-2018, 08:33 | #355 |
Reputacja: 1 |
|
26-01-2018, 16:02 | #356 |
Reputacja: 1 | Nad ranem na miejscu budowy pojawił się Duży Karl informując o dezercji kilkunastu ochotników. Detlef przyjął te wieści, ale nie widział w tym roli dla siebie. Nie mógł zajmować się wszystkim naraz, nie wspominając o braku ludzi do najprostszej nawet pracy. Skoro zorganizowane mieszane patrole wzdłuż nabrzeża nie dały rady temu zapobiec, to co miał jeszcze zrobić? Budować umocnienia, pilnować łódek, a może nagotować strawy dla wszystkich tych głodnych uchodźców? Powtarzając sobie w myślach jak mantrę, że jest przecież tylko kapralem, którego rolą nie jest dowodzenie obroną miasta i wszystkimi sprawami admistracyjno-wojskowymi, ani opracowanie sposobu na odwrócenie korzystnego dla Wernicky'ego przebiegu kampanii, tylko na darciu ryja na niesubordynowanych poborowych i skupienie się na tym, żeby ci ostatni nie dali nogi na sam widok przeciwnika. Nie dostał żadnych dodatkowych kompetencji - tak naprawdę jego zwierzchnictwo kończyło się na Ostatnich i reszta mogła mieć w dupie jego rozkazy. Już teraz wykonywał pracę sierżanta, a może i kogoś wyżej, za co nikt nigdy nie zamierza mu podziękować. O podwyżce żołdu nie wspominając. * * * Krótko po południu ekipa, której prace nadzorował osobiście napotkała problem w postaci grupy niezadowolonych mieszkańców odmawiających wpuszczenia do swych domostw ludzi poszukujących materiałów do budowy barykad. Oczywiście już wcześniej zdarzały się wybuchy niezadowolenia, jednak kapralowi udawało się je szybko gasić i prace były kontynuowane bez większych przestojów. Teraz jednak było inaczej, a ściskane w rękach człeczyn pałki i kije od mioteł świadczyły o większej, niż poprzednio determinacji. Powiększający się tłum poza obelgami ciskanymi w kierunku grup pozyskiwaczy wykrzykiwał: - Zostawcie nasze domy, bandyci! - Szukajcie drewna gdzie indziej! - Nie pozwolimy, żeby zdradzieckie brodate konusy zabierały nam dach nad głową! - Precz z tyranią! - Wynoście się z miasta! Nie potrzebujemy was! - Podatki są za wysokie! Obniżyć podatki! To ostatnie dorzucił chyba jakiś oportunista liczący na załatwienie jeszcze jednej i niezwiązanej z tematem sprawy za pomocą rozzłoszczonej tłuszczy, ale Detlef napatrzył i nasłuchał się dosyć. Skinął na dwóch poborowych z Czwartek i w ich asyście podszedł do tego, który darł mordę złorzecząc krasnoludom i kapralowi osobiście. Wokół niego nagle zrobiło się pusto, a on sam jęknął cicho, gdy wielka chroniona rękawicą pięść Thorvaldssona chwyciła go za kaftan i pociągnęła w dół, aż jego twarz znalazła się na wysokości twarzy brodacza. - Kto tu jest konusem według ciebie? - Detlef zapytał z jadowitym spokojem. Jego rozmówca poczerwieniał i próbował na szybko znaleźć jakąś przekonującą historyjkę ratującą jego i tak już przerzedzone uzębienie. - Miałem na myśli... że... no bo wiecie, panie żołnierzu... - zaczął niemrawe tłumaczenia, ale kapral mu przerwał mocniej ściskając ubranie pod gardłem i odcinając nieco dostęp powietrza. - Słuchaj uważnie, szanowny mieszkańcu. - Rozpoczął tyradę cedząc powoli słowa. - Widzisz tę ulicę, tak? - Szybkie skinienie głową. - A dokąd ona biegnie? Na przystań, prawda? - Kolejne kiwnięcie. - A gdzie jest twój dom? Tutaj? - Skinienie. - To wyobraź sobie trzy albo i pięć dziesiątek sępów z południa zamierzających was wymordować, zagrabić pieniądze i kosztowności oraz zerznąć wasze żony i córki biegnących tędy z dzikim wyciem. Wyobraź sobie, że sąsiednią ulicą biegnie kolejnych kilka dziesiątek wroga, więc tamtędy też nie zdołasz umknąć przed nimi. Wyobraź sobie, jak wyłamują drzwi do domu, podrzynają ci gardło, ale nim skonasz będziesz patrzeć, jak zabawiają się z twoją kobietą i córką. Jeden po drugim, a później mordują je tak samo jak ciebie. Rabują wszystko co da się wynieść i podpalają dom. To samo na sąsiedniej ulicy. I dwie ulice dalej. I w całym, kurwa, zapyziałym mieście, którego zapatrzeni we własny otwór w dupie mieszkańcy nie dostrzegają, że przez ich durny upór zginą sami, ich sąsiedzi i wszyscy inni! - Głos khazada stawał się coraz donośniejszy, by przejść w regularny krzyk. - Ale wiesz co... - zwolnił chwyt na gardle mieszczanina, przez co ten osunął się na ziemię na wpół ogłuszony rykiem brodacza, na wpół przerażony roztoczoną przez kaprala wizją śmierci i zagłady miasta. - Macie, kurwa, rację. Skoro nie chcecie mnie tutaj, to ja nie będę za was nadstawiał karku. Nie będę za was walczył z hordami psów Wernicky'ego, które wezmą Meissen we władanie już wkrótce i rozpoczną rzeź, gwałty i rabunek. Nie będę kładł na szali swojego życia dla takich jak wy. - Zrobił przerwę i rozejrzał się wokół, spoglądając stojącym najbliżej prosto w oczy. Ci uciekali od gniewnego spojrzenia kaprala. - Bo wy, kurwa, nie jesteście tego warci... - Splunął na ziemię tuż przed klęczącym na niej człowiekiem, który jeszcze przed kilkoma chwilami wykrzykiwał rasistowskie hasła. Kapral Thorvaldsson ruszył przed siebie, a tłum rozstępował się przed nim w milczeniu. W pewnej chwili ktoś zawołał nieśmiało: - To co mamy teraz robić? - Detlef zatrzymał się i odwrócił. - Radźcie sobie sami. Przecież nie potrzebujecie niedobrej armii, żeby was broniła... - odrzekł spokojnie. - Ale jakże to? Przecież... - Jeśli uda się wam przekonać tych oto żołnierzy, aby wciąż bronili was, waszych żon, ojców, matek i córek, waszych majątków i tego miasta... to może wam pomogą. - Krasnolud mu przerwał. - Ja z tym skończyłem. - Dodał i opuścił miejsce budowy prowizorycznych barykad. Tłum szemrał. Niektórzy lamentowali, inni wołali, że dobrze się stało, bo żaden przeklęty pokurcz nie będzie im mówił, co mają robić i domów im demolował, a jeszcze inni podjęli nieśmiałe próby porozumienia się z ochotnikami i obecnymi tutaj żołnierzami Czwartej. Detlefa zmierzającego w kierunku obsadzonej przez dwójkę inżynierów wieży zaczepił posłaniec od sierżanta wzywającego na odprawę. W pierwszej chwili krasnolud miał ochotę kazać mu spierdalać, ale powstrzymał się słusznie uznając, że wyrostek nie zawraca mu dupy z własnej inicjatywy.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
26-01-2018, 21:34 | #357 |
Reputacja: 1 | - A i jeszcze jedno. – Loftus powrócił do tematu obrony miasta.
__________________ Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych! |
27-01-2018, 01:12 | #358 |
Reputacja: 1 | Diuk wziął bystrzej wyglądającego rybaka na stronę. - Słuchaj no, bo jeszcze na tym zarobisz. Idź do ratusza z pisemnym kolegą lub najlepiej to weź jakiegoś adwokata i zapisz waszą grupę jako gildię. Zwołaj wszystkich z zawodu jak znasz. Miasto będzie od was kupować ryby. Ludzią się przyda jedzenie jeśli oblężenie się utrzyma.Na tych łodziach co je wam armia zabrała możecie sobie łowić, tylko jak zawyje alarm to macie wracać do portu i dołączyć do oddziałów ochotniczych. Jako gildia otrzymacie ekstra kasę. - Diuk wykonał gest Ranalda. - Południowcy przysłali posłów wieć pewnie tylko okup wezmą i wrócą do siebie. Jeśli żądania będą rozsądne to góra za trzy dni będą za horyzontem.- Powiedz mi teraz jak Ci żołnierze wyglądają. - Diuk odprawił rybaka gestem ręki i zebrał wszystkich żołnierzy w porcie. Sprawdził kogo brakuje na zbiórce. Może nie znał się na cyferkach, ale miał pamięć do twarzy. Kazał przy okazji jakiemuś pisemnemu robić notatki. Karl spisał żołnierzy i sprawdził kogo nie było. - Słuchajcie panowie. Rzeka jest zamknięta ale jeśli zobaczycie jednostki wroga na rzece to zajmujecie łodzie w porcie i czekajcie na dalsze rozkazy. Sami na łodzie nie wchodźcie bo rzeka jest zaminowana. To naprawdę kwestia szczęścia. - Diuk wykonał symbol Ranallda tak by ludzie widzieli. Nagle przybiegł posłaniec od Barona, był nim Bert. Diuk zabrał ludzi z Ostatnich i udał się do przełożonego. Po drodze do Barona, Diuk podzielił się swym planem z łowcą nagród. - Idę do obozu Brocka. Słuchaj Bert dobrze by go było wziąć żywcem. Księżna może dać nagrodę. Okup południowcy mogą dać za dowódcę. Wernicky w Nuln też pewnie trochę wart...- Diuk popatrzył na niziołka pytającym spojrzeniem. Karl na wejściu zasalutował, potem powoli podszedł do Gustawa i uścisnął go na misia. - Jeśli ktoś nazwie Cię komendantem popraw go, że komodorem. Chyba słyszałeś takie słowo? - Diuk odsunął się by dać dowódcy ostatnich miejsce na dalszą rozmowę. - Melduję, że przeprowadziłem zbiórkę w porcie i brakuje kilku żołnierzy i łodzi sztuk jeden. Podejrzewam dezercję ale miasto ma stan wyjątkowy więc nie puszczałem za nimi ludzi. Przy tej okazji chciałem zgłosić się na misję na terenie wroga. Przydała by mi się też jakaś dystrakcja. Mam zamiar porwać Brocka i wziąć go dla okupu. Przy okazji może poderżnąć gardło Wernickiemu. - Diuk popatrzył na zebranych. - Jakieś pytania?
__________________ Man-o'-War Część I Ostatnio edytowane przez Baird : 27-01-2018 o 02:54. |
28-01-2018, 10:28 | #359 |
Reputacja: 1 | Ledwie Walter zdołał ponownie objąć dowództwo nad fortem, już zaczęło się dziać. Wrogowie podeszli. Setki, jeśli nie tysiące, żołnierzy otoczyło placówkę. Na dodatek mieli ze sobą katapultę. Wymierzoną prosto w fort! -O ja pierdole...- szepnął do siebie Walter. Na jego szczęście Bert zachował zimną krew i po błyskawicznej odpowiedzi, ruszył powiadomić dowództwo. Cyrkowiec, w oczekiwaniu na ruch Gustawa, zaczął organizować obronę. Wiedział, że w starciu z katapultą nie ma szans. Zrobi ona dziurę w murach fortu, jednocześnie zabijając wielu żołnierzy. Łucznicy w tym starciu również byli bezużyteczni- wrogowie ustawili się poza zasięgiem strzał. Żeby zminimalizować straty, nakazał większości żołnierzy zejść na dziedziniec. Na murach zostawił tylko kilku żołnierzy- dla pozorów jak i bezpieczeństwa. Zebranych na dziedzińcu na razie ustawił w luźnym szyku- w razie zburzenia muru łucznicy mieli ostrzeliwać próbujących się przez niego przedostać, a walczący bronią białą- bronić dostępu do mostu. Nagle przybył do niego posłaniec- Gustaw zwołuje naradę Ostatnich lecz najpierw idzie pertraktować z posłami. Walter, nie wiedząc początkowo co robić, postanowił poczekać na dowódcę w forcie. |
28-01-2018, 12:17 | #360 |
Reputacja: 1 | Bert przekazał wiadomość od posłów Gustawowi i natknął się na Loftusa. Czarodziej miał swoje plany i chciał by niziołek pomógł mu w realizacji. Bert jednak nie był przekonany co do pomysłu ze świniami. |
| |