|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
11-01-2019, 17:53 | #431 |
Reputacja: 1 | - Żelastwo jest ewidentnie magiczne i nawet błogosławione przez samego Morra - odpowiedział Elmer kompanom - Santiago masz tu chyba sporo racji, ale i wnioski Reinmara nie są głupie. Może w jakieś miejscowości w okolicy znajdziemy zapiski, legendy o dawnych wydarzeniach. Zdaje mi się też że bogowie nie przez przypadek nas do owej jaskini przywiedli. No Santiago pokaż ten medalion, może wyczuję jakieś magiczne emanacje. a potem w drogę. Trzeba znaleźć lepsze schronienie przed deszczem. |
12-01-2019, 20:09 | #432 |
Reputacja: 1 | Medalion nie był magiczny. Miecz emanował magią związaną z domeną Morra i można się było domyślać, że ma jakieś właściwości związane z walką z nieumarłymi. Magiczny okazał się też pierścień znaleziony przy martwym Morrycie - ten z głową kruka. Emanująca z niego aura zapewniała noszącemu zwiększoną odporność na strach. Podczas siodłania koni i pakowania klamotów, ostrze miecza rozjarzyło się jeszcze dwukrotnie, ale upiór tylko krążył w pobliżu i nie zdecydował się zaatakować. W końcu, gdy wszystko było gotowe wyjechali na zewnątrz - na deszcz, wiatr i ziąb. Burza wcale nie chciała się skończyć i jeszcze kilka godzin spędzili pod koronami drzew, marznąc i moknąc. W końcu jednak natura dała za wygraną i żywioł odpuścił... Jednak wcale nie poprawiło to nastroju awanturników. Późnym rankiem, wciąż mokrzy i zziębnięci kontynuowali podróż ku Hornfurtowi. Początkowo wzdłuż Długiej Wody, przez wsie Volders i Kolbhugel. Wypytywali miejscowych o jaskinię w lesie, ale tym miejscem nikt się nie interesował. Lokalni kpłani Morra nie byli też w stanie powiedzieć nic o mieczu, ani o jego od wieków martwym posiadaczu. A potem znaleźli się już na tyle daleko od tajemniczego miejsca, że nie było sensu pytać. W swojej podróży ku Górom minęli Wzgórza Pürn i leżącą u ich stóp małą wieś Mandling. Pozostał ostatni odcinek Starego Kamiennego Traktu, który też pokonali bez problemów. W oddali połyskiwała rzeka Soll, miejscami rozlewająca się szeroko i tworząca bagniska. Aby dotrzeć do miasta, trzeba było przejechać przez jedno z takich rozlewisk po usypanej przez środek grobli. A żeby na nią wjechać trzeba było uiścić myto. - A kogóż to niesie? - rozpoczęła się seria pytań. Mytnik, mężczyzna w średnim wieku, sądząc po sposobie w jaki patrzył, krótkowidz był nad wyraz ciekawski. - A skąd jedziecie? A czym jaśnie Pani się zajmuje? A ten niedźwiedź lubi miód? A któż to w waszej kompani dowodzi? A po cóż do Hornfurtu? A gdzieś dalej? A tylko przejazdem czy na dłużej? |
13-01-2019, 08:07 | #433 |
Administrator Reputacja: 1 | Najwyraźniej tym, co nosili miecz i pierścień, przedmioty owe nie przydały się, gdy doszło do starcia z upiorem, który za swą siedzibę obrał jaskinię na odludziu. Pytanie brzmiało, po co tam poszli - ukryć coś, czy wprost przeciwnie? Zapewne to drugie, jednak Wilhelm nie miał najmniejszego zamiaru sprawdzać, co zostało w jaksini ukryte. Magia była kapryśna, jak wszystkie kobiety i w następnym starciu mogła nie wspomóc swego wybrańca. Rozwiązanie tej zagadki lepiej było pozostawić wielmożnemu inkwzytorowi, którego Wilhelm miał zamiar napuścić na upiora. Kolejnym pytaniem było, kto wspomnianego upiora umieścił w jaskini. Na to jednak odpowiedzi nie było, chyba że odpowiedzialni za to byli wyznawcy Zakonu Uświęconego Młota. - Może ten pierścień z młotem będzie stanowić przepustkę do brata Barthelma - powiedział, ale bez większego przekonania. * * * - Wsiadaj! - Wilhelm gestem zaprosił Lavinę do zajęcia miejsca na grzbiecie Lotki. Co dla obu stron w sumie okazało się korzystne. Po opuszczeniu jaskini, co zrobili najszybciej jak mogli, ruszyli w deszcz, co wszyscy uznali lepszym rozwiązaniem niż użeranie się z aktualnym mieszkańcem jaskini. Towarzystwo dziewczyny nieco umiliło tę jazdę. * * * Wilhelm z radością przyjął powrót do tak zwanej cywilizacji, niestety okazało się, że cywilizacja oznaczała również upierdliwych urzędasów. - Z Torrach jedziemy. - Wilhelm odpowiedział na pierwsze pytanie, ciąg dalszy wyjaśnień pozostawiając innym. |
13-01-2019, 12:05 | #434 |
Reputacja: 1 |
|
14-01-2019, 11:32 | #435 |
Reputacja: 1 | Duchy nie były najmocniejszą stroną rajtara, ale dobrze się stało, że podróżowali w towarzystwie magików, którzy tajemną mocną mogli złego przegonić. No i żelazo, które zatknął sobie do siodła najwyraźniej było na tyle odstraszające złego ducha, że podróż upłynęła już całkiem bez przeszkód, choć siąpiło nadal i nie zanosiło się, że nie przemokną do suchej nitki. Reinmar zatęsknił za karczmą.
__________________ Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est |
19-01-2019, 01:52 | #436 |
Reputacja: 1 |
|
20-01-2019, 11:21 | #437 |
Reputacja: 1 | Elmer nie odzywał się nic robiąc głupkowatą minę i żując surową cebulę. Udawanie wsiowego głupka wychodziło mu nad wyraz dobrze. Ach ten naturalny urok. |
20-01-2019, 21:04 | #438 |
Reputacja: 1 | Okazało się, że na czarodziejach wnioski Santiago nie wywarły żadnego wrażenia - ba, praktycznie został zignorowany. Krążącego gdzieś w pobliżu upiora towarzystwo nie chciało jednak zignorować, dlatego już wkrótce wlekli się noga za nogą (końską) w ulewnym deszczu. Znaleziskami z jaskini też niewielu się przejęło - wojak zagarnął więc ostrze, dzięki któremu miałby dać odpór upiorom wszelakim, a Estalijczyk zachował medalion sigmaryty i pierścień morryty. Ten ostatni miał rzekomo chronić przed strachem w obliczu widma i choć de Ayolas nie był do tego przekonany, to postanowił założyć go na palec. Poprzedniemu właścicielowi na niewiele to się przydało... Mytnik na rogatkach Hornfurtu był najwyraźniej znudzony, bowiem zadawał pytania z szybkością górskiej kozicy. Towarzysze uraczyli go niczego nie zdradzającą historią, zatem Santiago postanowił nie odzywać się wcale, by jeszcze bardziej nie namieszać i nie wzbudzić dodatkowego zainteresowania. Ot, zapłacić i przejechać dalej. Wspomnienie paskudnej aury sprawiało, że aż wzdrygał się na każdą myśl o niej. Północ Starego Świata co rusz zdradzała swoje nieprzyjazne oblicze, jakby nie mogło być tak, jak w słonecznej Estalii, gdzie nawet podczas deszczu świat wyglądał pięknie. Tutaj za to wszystko było zimne, mokre i śmierdzące zgnilizną...
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
21-01-2019, 12:58 | #439 |
Reputacja: 1 | Mytnik okazał się gadatliwym i upierdliwym człowiekiem, a przynajmniej taką pozę doskonale prezentował podróżnym. Wypytywał się o wszystko, drążąc temat i dając za wygraną dopiero wtedy, gdy się go skarciło. Po uiszczeniu opłaty można było jechać dalej, a mytnik wyglądał na niepocieszonego. Humor poprawił mu się nieco, kiedy daleko na grobli ujrzał kolejnych podróżnych. Hornfurt był osadą tętniącą życiem. Gościniec przecinał miasteczko, oddzielając część portową z pomostami i magazynami od reszty, w której skupiały się domy mieszkalne, warsztaty i sklepy. Jedynym godnym polecenia przybytkiem był Zajazd pod Dzielnym Rycerzem. Był to okazały, dwupiętrowy budynek, a zamiast szyldu miał naturalnych rozmiarów figurę nad wejściem. Przedstawiała ona zakutego w stal rycerza z mieczem i tarczą. Na tarczy wyobrażona była taca z pieczystym w otoczeniu kolorowych warzyw. Wnętrze tętniło życiem. Siedziało tu wielu handlarzy, mieszczan i przyjezdnych. Dokerzy, żeglarze i motłoch raczej do tego przybytku nie zaglądali. Dwie rumiane dziewki w falbaniastych sukniach roznosiły posiłki i napitki między ławami. Wąsaty, spocony karczmarz brylował za ladą, a w kącie siedziało dwóch zbrojnych o ponurych minach. Na tunikach mieli znak lokalnego władyki, barona Horngachera, przedstawiający dwie skrzyżowane żerdzie. Wchodzący awanturnicy na chwilę przykuli uwagę zgromadzonych, którzy szybko wrócili do swoich zajęć. Jedynym zainteresowanym ich obecnością był karczmarz, który z ukłonem wskazał miejsca i sam zapytał co podać, a raczej zaproponował. - Dla Szanownych Państwa karafkę wina. A na przekąskę gdy czekać na główne danie będziecie, chleb z omastą. Potem podam krupnik i potrawkę z królika. Proponuję też po szklanicy jasnego z własnego wyrobu. Dobrze schłodzone w piwniczce. A potem z chęcią posłucham co jeszcze Państwo sobie winszują. A w międzyczasie każę pokoje ogarnąć. Niestety tylko na górnej kondygnacji mi się ostały. |
21-01-2019, 20:30 | #440 |
Administrator Reputacja: 1 | Marudny mytnik zapewne nudził się na swym posterunku jak mops, ale Wilhelm nie miał czasu ni ochoty, by tamtemu urozmaicać życie. Na szczęście wypytywanie nie trwało wiecznie, a gospoda była niedaleko. - Dzielny rycerze herbu Zielona Pietruszka - mruknął pod nosem zsiadając z konia. Wyciągnął dłoń do Laviny. Ta, o dziwo, skorzystała z propozycji. Przy wierzchowcach natychmiast pojawił się stajenny, lecz Lavina najwyraźniej bardziej wierzyła sobie, niż im, więc sama ruszyła z Lotką do stajni. - Zajmę ci miejsce - powiedział Wilhelm, zabierając juki, lecz dziewczyna nie zareagowała. Najwyraźniej niewiele ją to obchodziło. * * * - Dla mnie pokój - powiedział, gdy karczmarz podszedł do stołu. - Wino, oczywiście. A potem dajcie na stół to, co mówiliście. Jeśli macie jakieś ciasto, to na deser się przyda - zakończył zamówienie. |