Otto wyglądał na oszołomionego. Wydarzenia ostatniej nocy mocno nim wstrząsnęły. Cały czas jednak popędzał towarzyszy
- Musimy się spieszyć, czym prędzej muszę opowiedzieć o całej tej sprawie mojemu przeorowi - mamrotał to do siebie to do zebranych wokół niego osób.
- Raz na miesiąc odwiedza nas kapłan Morra, mnisi zostają kremowani, natomiast zwłoki naszych przewodników zostają zabalsamowane i składane są w kryptach. Wątpię jednak by kapłan chciał zabalsamować waszego towarzysza, na waszym miejscu spaliłbym zwłoki by ponownie tak jak oni nie powstały z martwych. - to mówiąc spojrzał z obrzydzeniem w kierunku lasu, z którego wyłoniły się szkielety.
- Martwcie się bardziej o swoją towarzyszkę - ze smutkiem spojrzał na Foggie
- ta rana nie wygląda dobrze, w klasztorze mamy brata, który być może pomoże jej w cierpieniu. Spieszmy się. Foggia z minuty na minutę wyglądała coraz gorzej. Pomimo interwencji elfiego maga rana cały czas ropiała a dookoła niej pojawiła się czerwona pręga. Na domiar złego kobieta zaczęła skarżyć się na chwilowy brak czucia w rannej ręce.
Rozglądanie się za dalszymi śladami nie przyniosło żadnych efektów,
Laurenor skupiając się wykrył obecność magii, złej magii w okolicach występowania śladów. Niestety nie był w stanie stwierdzić, cóż to za stwór mógł być.
Zebrawszy swoje rzeczy zjedli szybkie śniadanie i tuż po świcie ruszyli w dalszą drogę. Tym razem pogoda im sprzyjała, poranne słońce oświetlało piękne, acz niebezpieczne góry. Gdy weszli do lasu z którego wynurzyli się nieumarli zdołali zobaczyć rozerwany kurhan, jakich wiele było na szlakach w tej części gór. Obok kurhanu leżały trzy powalone drzewa rozbite na drzazgi wielkości ludzkiej ręki. Jednak w tej chwili nic złego w okolicy kurhanu się nie działo. Wejście, a raczej wyrwa w ułożonych wielkich głazach ziała pustką, a doświadczenia sprzed kilku godzin podpowiadały towarzyszom by zostawić go w spokoju i ruszyć dalej. Za tym również optował braciszek
- Wasza towarzyszka potrzebuje pomocy, a z klaszotoru wyślemy wiadomość do Parravonu by to miejsce zbadali ludzie, którzy wiedzą jak sobie radzić z takimi sprawami.
Reszta drogi przebiegła spokojnie, trzy godziny po czasie gdy słońce stało w zenicie ich oczom w oddali wyłonił się zarys klasztoru.
Gdy wjechali do doliny ich oczom ukazały się pasące się owce, setki owiec na szerokich i stromych łąkach zlokalizowanych po jednej i po drugiej stronie drogi. Gdzieniegdzie na południowych stokach widać było plantacje winorośli wśród których krzątała się garstka ludzi. W chwilę po wjechaniu do doliny wśród poszukiwaczy przygód pojawiła się grupka dzieci skaczących z radości na widok przybyłych nieznajomych. Dorośli zebrani przy drodze nie podzielali entuzjazmu dzieci i gdyby nie obecność mnicha, pewnie szybko złajaliby dziatwę. Dzieciaki nie zrażone minami opiekunów częstowały podróżnych jabłkami.
Sam klasztor był wielką budowlą, bardziej przypominającą zamek niż klasztor. Główna brama była otwarta, a wewnątrz klasztoru krzątało się kilkoro mnichów.
- Witaj, rad jestem, że jesteś Otto - rzekł chudy mnich który wyszedł im naprzeciw.
- Spodziewaliśmy się ciebie wczoraj, ale spieszę już zawiadomić przeora o twoim powrocie. Was moi drodzy, jako że przybyliście z naszym bratem zapraszam na wieczorny poczęstunek, za chwilę przybędzie tu nasz brat który wskaże wam miejsce gdzie będziecie mogli odpocząć i umyć się przed wieczerzą, która odbędzie się o ósmym dzwonie. -Opuszczę was teraz moi mili, wezmę ze sobą Foggię by zajął się nią brat Herman - rzekł Otto
- a potem przyprowadzę do pokoju zkolaizowanego naprzeciw twojego - odezwał się do
Hugo, po czym chwycił pod pachę Foggie i zniknęli w wejściu do jednej z baszt klasztoru.
Nie minęła chwila gdy pojawiło się kilkoro mnichów, zaprowadzając ich do swoich skromnie urządzonych pokoi wyposażonych w miednicę z wodą oraz posłanie wypełnione świeżym sianem nakrytym kocem. Na małym stoliku stał kubek oraz dzbanek ze świeżą zimną źródlaną wodą.