|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
25-03-2021, 19:37 | #91 |
Reputacja: 1 | - A mówiła matula, że w garnczku na głowie znacznie bezpieczniej – mruknął nieco oszołomiony po walce Zachariasz, obcierając rękawem obficie cieknącą z pokiereszowanego łba krew. Docierało do niego, że ze starcia z orkami ledwo uszedł z życiem, jednak starał się nie tracić animuszu. Dzielnie poddał się wszelkim zabiegom mającym na celu przywrócenie go do używalności, a nawet parę razy dowcipkował ze swojego stanu. – To chyba będę musiał jak pan Borschnitz z Kluppen peruczkę nosić. Tylko wiecie, on pewną przygodę ze swoim tupecikiem miał i potem wstyd mu się było na oczy mieszkańcom miasteczka pokazać. Bo perukę robił mu sam mistrz perukarski Antonio Gianlucca Perrucco z Pisandeny i za tą perukę pan Borschnitz majątek zapłacił, a tak udana była, że wcale a wcale widać nie było, że to sztuczne włosy. Bo wiedzieć musicie, że nasz bohater wcześnie wyłysiał i ponoć naturalne łysienie to nie było, a znak splugawienia. Było jak było, mi dochodzić nie lza. Ale Borschnitz przez te swoje fałszywe włosy miał powodzenie u panien i to skwapliwie wykorzystywał, do czasu… aż strasznie w Kluppen wiało, a Borschnitz do domu po tym wietrze wracał i tak się złożyło, że jego włosy wiatr porwał i na kurku, co na dachu domu zarządcy był umieszczony złożył. Wiecie, jak on się musiał czuć? Borschnitz nie kurek… Ale mnie chyba to nie grozi, co? Bo z całym szacunkiem, ale jeśli miałbym peruczkę nosić, to chyba wolałbym się bandażować jak mości Galeb. Ale jemu do twarzy w tych bandażach, a mnie to by one nie pasowały. - Ciała zabieramy. Co zacniejsze rzeczy też, w końcu im się nie przydadzą. Bełty wyzbierać trzeba, bo jak widać kusze tu często w użyciu są. I wypadałoby ustalić, jak pana barona przekonać, żeśmy wszelkich starań dołożyli, coby młodego panicza przy życiu uchować. I czemu tak wyszło, że my ciągle żywi, a jego ludzie i książę już w ogródku u Morra siedzą na herbatce. Na koniec poszedł obejrzeć jeszcze ciało Otta, które bez głowy powinno cały czas gdzieś między drzewami leżeć. A nóż, jakieś ślady i poszlaki ciekawe znajdzie. A na sam koniec rozejrzał się po pobojowisku w poszukiwaniu hełmu, który by na jego obolałą, niziołczą głowę pasował. |
26-03-2021, 17:47 | #92 |
Reputacja: 1 | Cisza, jaka zapanowała w obozie po walce, była więcej, niż kojąca. Vessa opatrzyła rany Zachariasza, Klausa i Felixa z dużą wprawą i wszyscy mogli zabrać się za robotę. Weghorst ruszył między drzewa, przyświecając sobie latarnią, a po obchodzie wrócił z jedną informacją - ślady pozostawione przez orków wskazywały, że przyszły gdzieś z głębi Doliny Yetzin. Więcej nie dało się ustalić. Kręcący się przy namiocie Maximiliana Zachariasz odnalazł odciętą głowę Otto - rana była gładka, znaczyło to, że cięcie zadano szybko i z dużą siłą. Nieopodal znalazła się reszta ciała mężczyzny; leżał w krzakach z opuszczonymi gaciami, co mogło znaczyć, że orki dopadły go w dość niezręcznej sytuacji. Miał na sobie bandolierę z nożami, ale jak szybko niziołek zauważył, jednego brakowało. I nigdzie przy ciele nie mógł go znaleźć. Przeszukanie namiotów i ciał martwych ludzi pozwoliło odnaleźć sporo przydatnych rzeczy. Mikstury lecznicze, prowiant, obrok dla zwierząt, świece woskowe, kołczan pełen strzał i cztery pudełka z bełtami po 20 w każdym. Do tego siedem sakiewek ze złotem. Ludzie Tobiasa mieli przy sobie od 5 do 10 koron, zaś sam Wirtz najwięcej, bo aż 30. Sam przywódca bandy nie posiadał przy sobie ani w namiocie niczego, co mogłoby rzucić nowe światło na morderstwo Maxa. Wyglądało na to, że ta sprawa już na zawsze pozostanie nierozwiązana. Przeglądając rzeczy w namiotach, Zachariasz i Bardin odnaleźli w miarę pasujące na nich proste, metalowe kapaliny, które nosili ludzie Tobiasa. Dodatkowo krasnolud musiał zająć się uspokojeniem przywiązanych nieopodal obozu zwierząt, gdyż te zachowywały się nerwowo, wyczuwając krew. Szybko się też okazało, że trzy konie należące do bandy Tobiasa zerwały się i uciekły. Nie było sensu ich szukać po spowitym wciąż w mroku lesie. Orki nie miały przy sobie nic, co zwróciłoby uwagę bohaterów, a broń zielonych nie była czymś, co którekolwiek z nich chciałoby zabrać. Felix osobiście zadbał o to, żeby zabrali ze sobą dowody walki, odcinając zielonym kilka uszu. W znalezione w namiotach grube, zimowe koce zawinęli ciała Maxa, Viggo i Tobiasa a Klaus z Felixem zapakowali je na konie i zabezpieczyli dodatkowo sznurami. Kto chciał i miał ochotę, zjadł proste śniadanie i z samego rana, pośród podnoszącej się mgły, wyruszyliście w dalszą drogę. * * * Kolejne dwa dni podążaliście w dół Doliny Yetzin, kierując się w wyznaczone miejsce. Mijaliście gęsto zalesione tereny, a pogoda zmieniała się co chwilę - raz wiosenne słonko przyjemnie ogrzewało wasze twarze, by po jakimś czasie zniknąć za chmurami, z których lało jak z cebra. Vessa regularnie zmieniała opatrunki na ranach Felixa, Klausa i Zachariasza a te goiły się bardzo dobrze. Na jednym z postojów Bardin miał w końcu chwilę, żeby przysiąść z narzędziami nad wgniecionym przez orka hełmie i wyklepał go niemal perfekcyjnie (a przynajmniej z daleka nie było widać, że hełm przyjął konkretny cios). W czasie drogi minęliście kolejne dwie karawany kupieckie, z czego jedna ostrzegła was przed bandą goblinów, na którą trafili poprzedniego popołudnia w głębi doliny. Wy uprzedziliście ich o orczej bandzie, która z pewnością gdzieś się po tych terenach panoszyła i to było na tyle. Potwierdzenie słów kupca bławatnego przyszło następnego dnia przed południem. Tym razem zieloni nie przypuścili ataku na grupę awanturników, ale Zachariasz ujrzał na jednym ze wzgórz nad nimi gobliniego zwiadowcę uzbrojonego w łuk i dosiadającego dużego wilka. Galeb rzucił tylko okiem na zachowującego dystans i znajdującego się o wiele wyżej niż oni zielonego, by zmarszczyć ponuro brwi. - To hobgoblin, jedna z podras zielonoskórych - wyjaśnił - Są większe i silniejsze od zwykłych goblinów, a czasami zdarzają się i okazy tak silne jak orki. Zwykle atakują z zaskoczenia i używają zatrutych strzał. Goblini zwiadowca jeszcze przez jakiś czas dotrzymywał im kroku, zerkając na nich z góry. Nie było szans ani do niego strzelić, ani spróbować się dostać w miejsce, w którym się znajdował, gdyż zdążyłby spokojnie uciec. I tak po kwadransie jazdy na równi z drużyną popędził swego wilka i zniknął za jednym ze wzniesień. Awanturnicy wiedzieli, że muszą mieć się na baczności a obecność tak wielu zielonych różnych podras w dolinie nie zwiastowała zbyt dobrze. * * * Żaden atak jednak nie nastąpił i do celu, czyli tam, gdzie wiodący z gór główny szlak na niewielkim moście przecinała wartko płynąca rzeka Trebeczka, dotarli kolejnego dnia. Barona Siegfrieda wciąż nie było, więc bohaterowie rozbili obóz na niewielkiej polance za mostem i regenerując się, oczekiwali na spotkanie. Dopiero koło 3 dzwona usłyszeli tętent koni zbliżających się z przeciwnej strony i kilka chwil później w zasięgu wzroku pojawiło się kilkunastu, na oko czternastu zbrojnych, w tym jadący między nimi baron von Schtauffen. Widząc obóz nakazał zjechać do niego swym ludziom, zeskoczył z konia i popędził w stronę awanturników. Zwolnił w połowie drogi, gdy zorientował się, że nigdzie nie widzi ani Maximiliana, ani Viggo. Podchodząc, jego twarz ściągnięta była zniecierpliwieniem i niepokojem. - A cóż to? - zapytał. - Gdzież mój wspaniały pan, następca tronu Vidovdanu, Maximilian? Gdzie Viggo? Nie wyszli nam na powitanie? Odpoczywają po podróży? Wołajcie że ich, żwawo, żwawo! Kilku ludzi barona również zeskoczyło z koni. Bohaterowie widzieli, jak zwieszają dłonie na mieczach, przyglądając się sytuacji. Ostatnio edytowane przez Quantum : 26-03-2021 o 17:54. |
26-03-2021, 19:36 | #93 |
Reputacja: 1 | Zwiad niewiele mu powiedział. Ot, orki nadeszły z serca Doliny Yetzin, ale jeśli były tu od jakiegoś czasu, to ich trasa zupełnie nie dziwiła, w końcu poruszały się wzdłuż gór, żeby łupić i mordować. Tym razem jednak trafiła kosa na kamień, choć Klaus nie sądził, żeby to był koniec ich bandy. Wręcz przeciwnie; pewnie to była tylko niewielka bojówka zbierająca fanty dla większej ekipy. Podskórnie czuł, że jeszcze się z nimi spotkają. |
26-03-2021, 19:47 | #94 |
Reputacja: 1 |
|
26-03-2021, 22:00 | #95 |
Administrator Reputacja: 1 | - Dzięki. - Felix uśmiechnął się do Vessy, gdy ta opatrzyła jego rany. - Masz prawdziwy talent. |
27-03-2021, 21:34 | #96 |
Reputacja: 1 | - Kłamał, orczy syn - skwitował znaleziono przy ciele złoto. - A jednego noża nadal brakuje, tak Zach? Ciekawe... - mruczał krasnolud. * * * - Wytrychy - zauważył Gladinson i zagwizdał, przyglądając się rzeczom, które zabierał Klaus. - W sumie co jakiś czas przychodzi mi do głowy pomysł, żeby nad tym popracować. To przecież dosyć proste musi być, taki zamek. Zwykły kowal to robi, więc otworzenie go z punktu widzenia inżyniera nie powinno być problemem, zgadza się? Jakbyś potrzebował pomocy, daj znać - dodał. * * * Ludzie wdali się w pogawędkę z von Schtauffenem, więc im nie przerywał. Czy zrobili to dobrze, czy źle, nie zważał na to zbytnio. Obawiał się, że w pierwszym momencie reakcja może być nerwowa. Do tego stopnia, że jego zbrojni mogą sięgnąć po broń. Ustawił się tak, aby zwierzęta zasłaniały go przed wzrokiem tamtych i na wszelki wypadek przygotował się do walki. Widok dobrze wycelowanego łuku może też pomóc ostudzić co bardziej gorące głowy. A jeszcze lepsze wrażenie może zrobić kusza, którą dał niziołkowi. Rozejrzał się więc za Zachariaszem, aby mu o tym powiedzieć. |
29-03-2021, 10:37 | #97 |
Reputacja: 1 | - Robota pierwsza klasa – powiedział z uznaniem Zachariasz gładząc się po obandażowanej głowie. – Vessa, masz prawdziwy talent. Niemalże jak niejaka siostra Bomballina z Santo Giacomo. Ona, nie dość że się na opatrywaniu ran znała, to jeszcze tak potrafiła dogodzić pacjentowi, że ho ho – niziołek wykonał lubieżny gest, sugerujący na czym owo dogadzanie miało polegać. Już w nieco lepszej kondycji fizycznej i psychicznej, po pogodzeniu się z utratą części fryzury, niziołek zabrał się za grzebanie w rzeczach zabitych przez orki ludzi. Jego uwagę przyciągnął łom, olej, wnyki, potrzask i imbryk. Wszystko to skwapliwie zapakował do juków na swoim kucu. Potem wyruszyli w drogę. * - Hobgoblin, wiem coś o nich – tłumaczył kompanom, kiedy zorientowali się, że są pod obserwajcą zielonoskórych. – Musicie wiedzieć, że w Holkendorfie żył mężczyzna o imieniu Brunon, nazwiska nie miał jeno przydomek Hobgoblin. A to stąd mu się wzięło, że na twarzy nie by tak normalny, tylko miał zielonkawy nalot. Kapłani się nad nim zastanawiali od maleńkości, czy aby nie mutant, ale śladu złego w nim nie było. A jego matka, Grelda zbieraniem chrustu się zajmowała. I pewnie jak kiedyś patyczki zbierała w lesie, to gdy się pochyliła, jakiś ork czy inny zielonoskóry łajdak dobrał się do niej od tyłu. I pewnikiem stąd, z tego wydarzenia Brunon na świat przyszedł. Bo ludzie mówią, że hobgoblin to taki właśnie półzielony, a półczłowiek. * - Posralo se – mruknął tylko, kiedy nadjechał baron wraz ze swoimi ludźmi. Podejrzewał, że to będzie ciężka przeprawa. Mieli co prawda po swojej stronie większość argumentów świadczących na ich korzyść, ale mogło się okazać, że baron pozostałby na nie głuchy. I prawdą, wręcz niezaprzeczalną było, że z zadania się nie wywiązali. Już miał coś odpowiedzieć jaśnie panu baronowi, ale został uprzedzony przez Klausa. Postanowił, że wkroczy do akcji jeśli Weghorst nie podoła, a tymczasem wycofał się do Bardina dającego mu znaki, aby się zbliżył. Kiedy usłyszał, co wymyślił krasnolud, uśmiechnął się i wolno, jak gdyby nigdy nic podszedł do swoich bagaży, z których wydobył otrzymaną od inżyniera kuszę. |
29-03-2021, 21:26 | #98 |
Reputacja: 1 |
|
31-03-2021, 11:29 | #99 |
Reputacja: 1 | Twarz barona przyjęła barwę kartki papieru. Wyglądał na zdruzgotanego otrzymanymi od was informacjami. |
31-03-2021, 15:35 | #100 |
Reputacja: 1 | Przynajmniej nie chcieli ich zatłuc za ten nietakt. Nie kłócili się o konie a wzięli te po Tobiasie. Wprawdzie znaczyło to że musieli lepiej rozłożyć ciężar bagażu i dwie osoby musiałyby jechać razem ale nie w takich warunkach się podróżowało. |