Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-02-2008, 16:35   #111
 
John5's Avatar
 
Reputacja: 1 John5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłość
Revan, Cohen

Revan nadal siedział przy stole przypatrując się Cohenowi, zmierzającemu do miejsca, gdzie siedział starzec. W karczmie zrobiło się luźniej wielu ludzi już wyszło, pozostało nie więcej jak połowa z tego, co widzieliście wchodząc do środka. Nie trzeba było więc lawirować pomiędzy martwiąc się o żebra. Mimo tego Cohen został zaskoczony, kiedy z lewej strony ktoś chwycił go za rękę. Obrócił się szybko i spojrzał w czerwoną twarz młodego mężczyzny. Sądząc z wyglądu i oddechu spędził tu pewnie cały dzień, kiedy się odezwał zionął na ciebie paskudną mieszanką woni cebuli, piwa, gorzałki i bogowie raczą wiedzieć czego jeszcze. W jego bełkocie z trudem rozpoznawałeś poszczególne słowa.

-Panie. Daj pan na piwo. Skończyło się no i… no i… no i dupa no! Nie ma co pić no! Daj pan piwo albo dwa. Bo jak nie.. bo jak nie tooo…-

W tym momencie najwyraźniej skończył mu się koncept, przerwał i zaczął intensywnie wpatrywać się w Cohena błędnym wzrokiem. Z odległości Revan z uśmiechem na twarzy przypatrywał się całej sytuacji, wnioskując po minie Cohena sprawa była śmierdząca, nawet bardzo.

Louis, Justicar, Raziel

Na pytanie Louisa mężczyzna parsknął krótko śmiechem.

-Może nie zamieszki ale spora bijatyka to i owszem. Ale nie odwracajcie kota ogonem. Za to co tutaj widzę powinienem was wszystkich wsadzić na trzy dni i wlepić po grzywnie. To by was nauczyło jak się tu zapatrujemy na tego typu sprawy.-

-Chwileczkę panie sierżancie. Przecież nikomu nic poważnego nic się nie stało ot kilka otarć, drobne skaleczenie, nikt nie ucierpiał poważnie. Rozstańmy się w pokoju i nie rozpowiadajmy zbyt wiele o tym, co miało tutaj miejsce. W końcu nie chcemy, by ktoś dowiedział się czegoś, prawda?- głos należał do mężczyzny z korbaczem –Więc jak, dogadamy się?-

-Niech cię szlag, powinienem o wszystkim powiadomić twego ojca, on już by zrobił z tobą porządek- sierżant z wściekłością spojrzał na mężczyznę –Wynoś się stąd ty i twoi kompani pókim dobry.-

-Wiedziałem, że dojdziemy do kompromisu. Chodźmy panowie, nie ma po co tu sterczeć po próżnicy, zmitrężyliśmy i tak zbyt wiele czasu na tą hołotę.- uśmiechnął się drwiąco, a za nim ruszyła pozostał trójka, przy czym jeden z nich musiał być podpierany przez towarzyszy.

Chcąc skorzystać z okazji też mieliście zamiar się oddalić. Nie uszliście jednak nawet trzech kroków, kiedy ostry ton sierżanta zatrzymał was w miejscu i zmusił do obrócenia się w jego stronę.

-A wy gdzie? Z wami jeszcze nie skończyłem. Dobrze wiem coście za jedni, ale nie wiem co tu robicie. Gadać mi, po jaką cholerę przyszliście tutaj?-

Widać po nim, było, ż nadal jest zły. Lewy kącik ust nerwowo mu drgał kiedy patrzył się na was. Dopiero teraz zdaliście sobie sprawę, że zaczyna zmierzchać. Strażnicy jeden po drugim zaczęli zapalać latarnie, które każdy z nich nosił.

Barry, Balius

Ciemność była absolutna, nie dało się dostrzec gdzie ów istota może być. Powoli zaczynał to cię denerwować. Ostatnimi czasy cięgiem spotyka cię pech. Najpierw aresztowanie, potem ten durny mnich, następnie to, że towarzysze opuścili karczmę nie czekając na ciebie, a teraz to! Tak jakby wszystko w tym mieście sprzysięgło się przeciw tobie, zaczynało cię to drażnić.
Nagle zauważyłeś jak w okręgu światła padającego z otwartych drzwi pojawia się wypatrywana sylwetka. Chyba jednak miałeś rację co do tego, że ten ktoś planował zrobić wam coś szkodliwego i uciec. Uśmiechnąłeś się paskudnie i podniosłeś kuszę. Teraz wiedziałeś gdzie strzelać, jeśli byś musiał, światło co prawda lekko raziło cię ale nie na tyle by bardzo poważnie przeszkodzić.


Powoli mając za jedyną obronę swój sztylet wycofałeś się w pobliże wyjścia, Twój okrzyk został po prostu zignorowany, ale jedno było pewne ktoś tam jest. Upewnił cię w tym wykrzyczane w chwilę po twoim pytanie:
- Kto tam?
Ciemność skrywała go tak doskonale, że nie byłeś w stanie nawet określić, skąd może nadejść ewentualny atak, oczywiście o ile taki miałby miejsce. Zdenerwowany spoglądałeś to w prawo, to w lewo wciąż zbliżając się do zbawczego wyjścia. W końcu zostało do niego już tylko niecałe dwa metry. Na zakurzona podłogę poznaczoną śladami, które zostawiliście po południu padało teraz miękkie i ciepłe światło zachodzącego powoli słońca.
 
__________________
Jeśli masz zamiar wznieść miecz, upewnij się, że czynisz to w słusznej sprawie.
Armia Republiki Rzymskiej
John5 jest offline  
Stary 04-02-2008, 12:51   #112
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Cohen szybko dopił kwas chlebowy, odstawił kufel na najbliższy stół, następnie obrócił się ku pijaczkowi.

- Tym nie tykaj, kumem twoim nie jestem, odejdź, jeśli ci zdrowie miłe. – widząc, iż pijaczek niewiele rozumie, szybko złapał go za odzienie i obrócił do siebie plecami, poczym pchnął w kierunku najbliższych drzwi.

- Spadaj śmieciu.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975
Cedryk jest offline  
Stary 05-02-2008, 00:49   #113
 
lopata's Avatar
 
Reputacja: 1 lopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumny
Kiedy Balius stał w drzwiach czuł się bezpieczniej. Wiedział, że od wolności dzieli go tylko odskok. Ktoś ze środka wołał z pytaniem kim jest. Zaczął grzebać w pamięci szukając skąd ten głos brzmi tak znajomo.

"Nie, to nie możliwe abym taki pijacki głos znał."

Wiedział bardzo dobrze i ta wiedza jeszcze bardziej mu się utrwaliła w głowie już lata temu, że nawet najdrobniejszy zapamiętany szczegół był kluczem do zwycięstwa. A teraz głos.

"Właściwie o co on pyta? Jak mam na imię? Może jakiej rasy jestem? Kim jestem? Potężnym wojem potrafiącym rozłupać czaszkę tym, którzy śmią w ogóle stanąc mi na drodze!!"

W myślach zaśmiał się z żartu, jednak szybko uśmiechł zgasł jak płomień świecy na wietrze kiedy spojrzał na własny cień, który padał na deski magazynu. Wiedział już, że stał w niewałaściwym miejscu i tak jużza długo. Był żywą tarczą do której można było biec i walić ile wlezie. Odskok za futrynę po zewnętrznej stronie magazynu i oparcie się plecami o ścianę było wykonane bardzo szybko. Tu liczyło się każde ziarenko piasku z klepsydry. Kiedy tylko odetchnął z ulgą czując osłonięte plecy zawołał do osoby będącej w środku jak zwykle swoim wyniosłym sposobem mówienia nie zważając, że po drugiej stronie przekaz może być niezrozumiały. Miało brzmieć to groźnie dla chłopa który postanowił tu się zatrzymać:

-Dajcie Ci bogowie wyjść stąd żywym jeśli w klasztorze wieść doniesie, żeś wtargnął do ich dóbr. Moja osoba oraz kilku innych osób jest odpowiedzialna za ten skład i jeśli nie oddalisz się pośpiesznie stad wyciągnę konsekwenceje, żeś pojawił się w nieswoim przybytku. Mamy spore znajomości tutaj, więc uważaj następnym razem gdzie się wkradasz. Zostaw wszystko co nie należy do Ciebie i won plebsie albo poszczuje Cię psami.

Blef miał odstraszyć wsiowych biedaków szukających kasy kradnąc. Podczas rozmowy był przygotowany aby zacząć biec, ale gdzie? Szybko rozejrzał się i znajdując dogodne miejsce wiedział, gdzie należy biec.
 
__________________
"...a ścieżka, którą podążać będą zaścieli trawy krwią bezbronnych i niewinnych. Szczątki ludzkie wskrzeszać będą do swych armii aż do upadku wszelkiego życia. Nim słońce..."
lopata jest offline  
Stary 06-02-2008, 12:33   #114
 
Kokesz's Avatar
 
Reputacja: 1 Kokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputację
"Niech Taal ześle plagi na miasta" - pomyślał Louis. Od początku wiedział, że przebywanie w tym mieście przyniesie mu więcej szkody niż pożytku. Wolał przebywać na wsi wśród pól, łąk i lasów. Tam czuł się bezpieczniej i swobodniej. W miastach było za dużo ludzi, którzy mogli przysporzyć wiele kłopotów.

- Co tu robimy? - powtórzył tak jakby nie dosłyszał pytania. - Szukamy druha. zagubił się nam, wylazł z karczmy i polazł gdzieś. jakieś głosy usłyszeliśmy dochodzące z tego zaułka i pomyśleliśmy, że to on. Jednak ich tu znaleźliśmy. Nie wiem kim są i co tu robili, ale mili nie byli. Chcąc nas stąd wykurzyć obrażali nas a my nie mogliśmy tak stać i też wyzwaliśmy ich od synów... - nie dokończył tego zdania. - Oni myśląc, że mają przewagę rzucili się na nas. Ich czterech było, a nas tylko trzech - zaznaczył. - Ale z nami nie tak łatwo - dodał z uśmiechem.

Bretończyk wiedział, że reputacja jego i jego towarzyszy nie będzie świadczyć na ich korzyść, dlatego upatrywał szanse wykaraskania się z tej sytuacji wskazując na przewagę przeciwników. Przecież oni nie mogli napaść na ludzi którzy mieli przewagę liczebną.
 
__________________
Nic nie zostanie zapomniane,

Nic nie zostanie wybaczone.
Księga Żalu I,1
Kokesz jest offline  
Stary 06-02-2008, 19:59   #115
 
Umbriel's Avatar
 
Reputacja: 1 Umbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie coś
Barry starał się przebić wzrokiem ciemność, marszcząc przy tym mocno brwii i napinając wszystkie mięśnie. Powoli adrenalina zaczynała działać i po ciele rozniosło mu się znane z dawnych bitew ciepło, dodając energii i wspierając siłą psychikę. A najemnik był już bardzo zły - po pierwsze, z powodu zaistniałej sytuacji, po wtóry, z powodu pecha, który niewątpliwie prześladował go od początku pobytu w mieście, po trzecie zaś, przez przymus obcowania z tymi oprychami o nieprzyjemnych fizysach.

Na swoje pytanie, nie uzyskał dotychczas odpowiedzi. Było to dla niego potwierdzenie przypuszczeń, iż przybysz ma złe zamiary. Nagle w drzwiach, widoczna w doskonały sposób pojawiła się ludzka sylwetka. Barry uśmiechnął się krzywo i splunął na ziemię siarczyście.
"Tak łatwo mi nie zwiejesz" - pomyślał pośpiesznie podnosząc i ładując kuszę. Toporek odłożył zaś, opierając o ścianę. Wszystko robił w najwyższym skupieniu, tak, by nikt nie dosłyszał iż cokolwiek czyni. Zdradził się niepotrzebnie okrzykiem i teraz musiał szybko rozprawić się z łotrem.
"Być może zdobędę kolejną wskazówkę" - pomyślał z nadzieją.

Przyłożył już głowę i przymknął jedno oko, mierząc dokładnie w korpus przeciwnika, tak, by go od razu nie zabić, gdy usłyszał.

-Dajcie Ci bogowie wyjść stąd żywym jeśli w klasztorze wieść doniesie, żeś wtargnął do ich dóbr. Moja osoba oraz kilku innych osób jest odpowiedzialna za ten skład i jeśli nie oddalisz się pośpiesznie stad wyciągnę konsekwenceje, żeś pojawił się w nieswoim przybytku. Mamy spore znajomości tutaj, więc uważaj następnym razem gdzie się wkradasz. Zostaw wszystko co nie należy do Ciebie i won plebsie albo poszczuje Cię psami.

Wypowiedź mocno zbiła Barry'ego z tropu. Był niemal pewien, że gdzieś słyszał ten głos, podobnie jak nie podchodziło pod wątpliwość iż napastknik blefował. Nie dawało mu to jednak aż takiej pewności, by posłać ku niemu strzałę. Zamiast tego, zrobił być może najgłupszą rzecz, jaką w tym momencie mógł zrobić.

- Tak się składa że to ja jestem odpowiedzialny wraz ze znajomymi za ten chlew! - po czym dodał ostrzej, niemal wściekle - A za tego plebsa możesz wylądować na ziemi ze strzałą w tyłku i samemu wyzionąć tu po długiej zabawie ze mną ducha... - niemal kipiał wściekłością, gotów rozszarpać przybysza na strzępy lub ścigać go aż do śmierci. Tak się składało że poruszył on niewłaściwą strunę w niewłaściwym momencie, uderzając w samo centrum skrywanej wrażliwości żołnierza.

"Ciekawe gdzie suczy syn ma te swoje psy. Bo pcheł mieć tu nie chce! Swoją drogą mięsko z psa jest całkiem smaczne" - ironia przerodziła się w kulinarne marzenia z czasów w których jeszcze nie powodziło mu się zbyt dobrze.

Pijaczek zaczął powoli podchodzić do osobnika, wciąż nie zdejmując go z celu.


- A wogóle jak się zwiesz? Bo wydaje mi się, że skądś znam twój głos.
 
__________________
13 wydział NYPD
Pijaczek Barry
"Omnia mea mecum porto"
Umbriel jest offline  
Stary 06-02-2008, 21:42   #116
 
MrYasiuPL's Avatar
 
Reputacja: 1 MrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputację
-Było dokładnie tak jak opisał to mój towarzysz. Dodam jeszcze to, że mamy pewne zlecenie klasztorne. Nic wielkiego ale to święta misja i chcielibyśmy ją wykonać jak najszybciej.

Justicar nie znał się na straży. Sprawdził kilka razy to, że jednak całkiem łatwo przekupić jednemu z nich za „przymknięcie oka” w odpowiednim momencie. Niektórzy jednak byli wyjątkowo uczciwi a w szczególności dowódcy. Ale co mógł wiedzieć drobny złodziejaszek ze wsi? I tak wolał siedzieć w lesie. Miasta przysparzały dużo kłopotów. Za dużo. Wojsko nie zmieniło ani trochę jego charakteru. Może nawet go pogorszyło.

Spojrzał na stojącego najbliżej mężczyznę i uśmiechnął się. Schował swoją broń za pas, uświadamiając sobie że nadal ma w rękach sztylety.
 
MrYasiuPL jest offline  
Stary 08-02-2008, 22:55   #117
 
John5's Avatar
 
Reputacja: 1 John5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłość
Cohen

Silnie popchnąłeś mężczyznę nie mając cierpliwości, by tłumaczyć mu, że nic od ciebie nie dostanie. Ten starając się utrzymać równowagę zatoczył się wprost na stół, gdzie trójka krasnoludów grała właśnie w karty. Pieniądze, które leżały na stole jako stawka rozprysnęły się na wszystkie strony przy wtórze wściekłych przekleństw graczy. Na twoje szczęście krasnoludy nie dostrzegły, że to ty popchnąłeś pijaka i teraz okładały go z mściwością godną lepszej sprawy. Czym prędzej oddaliłeś się i tym razem już bez przygód stanąłeś nieopodal starca akurat żeby usłyszeć jak kończy mówić.

- No i to by było na tyle historii synkowie. Jak się sprawa skończyła przecie już wiecie. -
- To może opowiecie jeszcze o czymś? Wszak za to co wypiliście, a było tego niemało, godziłoby się jeszcze czymś nas zabawić. - niski łysy mężczyzna skrzyżował ręce na piersi i spojrzał na dziada. Ten łypiąc na niego przekrwionym okiem charknął przeciągle i splunął pod stół.

- Niech wam będzie, coś wam jeszcze opowiedzieć mogę. Tylko o czym chcielibyście usłyszeć hę? Wybierzcie dobrze, bo na dziś to będzie ostatnia historia, co ją opowiem. Stary już jestem, wysypiać się muszę, a nie w karczmach po nocy siedzieć. To nie te czasy, kiedy mogłem hulać po trzy noce z rzędu.-

Między mężczyznami wywiązała się dość burzliwa dyskusja, o tym co jeszcze ma opowiedzieć staruch. Argumentem nie rzadko bywały groźby, a rezultatem tego wszystkiego był kompletny chaos z którego nie dało się zupełnie nic zrozumieć. Starzec najwyraźniej nie raz i nie dwa widywał podobne sytuacje. Usadowił się wygodniej i popijając powoli piwo czekał na konkretną propozycję.

Louis, Justicar, Raziel


Sierżant spojrzał na was podejrzliwie, ale tym razem spokojniej. Widocznie jego gniew powoli mijał, bo tym razem jego głos był o wiele bardziej opanowany.

- Więc szukacie towarzysza tak? Ha! Nie ma co, szybko próbujecie zwiać. A jak już mówiłem, wiem kim jesteście i po co was wypuszczono. No a przynajmniej wiem mniej więcej o co chodzi, choć bez szczegółów. Opuścić broń. -

Na skinienie jego ręki kusze przestały mierzyć w waszą stronę, a reszta strażników schował miecze.

- Nie wiem, czy to co mi powiedzieliście, jest prawdą. Szczerze mówiąc mało mnie o obchodzi. Dopóki nie zaburzacie porządku w mieście nie mam do was nic. Poza tym spodobał mi się fakt, że obiliście jednego z bandy tego skurwysyna. Szkoda tylko, że nie najgorszego z nich. - splunął na ziemię, tak jakby samo wspomnienie było dla niego niesmaczne – Tak, czy owak możecie iść. A i jeszcze jedno. Tobie radziłbym zająć się tym ramieniem, cholera wie nóż mógł być nawet zatruty. -

Słowa skierowane były do Raziela, który rzeczywiście czuł, że ramię zaczyna mu drętwieć, nie mógł jednak ustalić, czy była to wina upływu krwi, czy tez rzekomej trucizny. Sierżant najwyraźniej uznał rozmowę za zakończoną, bo dał znać swoim podkomendnym i wszyscy mijając was ruszyli dalej.

Barry, Balius

Odpowiedź Barry'ego dała postaci chwilę na skok za futrynę, gdzie tymczasowo się skryła. Najemnik zaklął w myślach. Zaraz jednak uśmiechnął się się ponuro. Całe ramię nieznajomego wystawało niechronione. W razie czego cel już miał, jednak coś powstrzymywało go od zwolnienia cięciwy. Głos był dziwnie znajomy. Więc zamiast wystrzelić powoli i ostrożnie zbliżałeś się coraz bardziej zmniejszając dystans dzielący cię od tajemniczej osoby. Cisza, która zapanowała zdawał się dźwięczała ci w uszach głośniej niż tłoczne targowisko. Niespodziewanie, kiedy byłeś już zaledwie kilka metrów od kryjówki nieznajomego, ten zaklął na głos i za moment rozległ się jego lekko nerwowy śmiech. Z zaskoczeniem opuściłeś lekko kuszę i spojrzałeś podejrzliwie w miejsce, skąd dochodziły odgłosy. Nie miałeś pojęcia co on może planować, ale nie podobało ci się to.

Balius odwrócony plecami do nieznajomego nie zauważył, że jego całe ramię niemal wystaje niechronione za futrynę. Był zbyt zdenerwowany, by zauważyć ten fakt. Wiedział, że przeciwnik jest uzbrojony i musiał też wziąć za pewnik, że nie poradziłby sobie z nim w otwartej walce. Odpowiedź zaskoczyła go nielicho. Ktoś inny odpowiedzialny za ten chlew? Coś w tym głosie wydało ci się znajome. Zmusiłeś się do opanowani nerwów i starałeś się sobie przypomnieć, kiedy słyszałeś słowa o podobnym brzmieniu i barwie głosu. Przez chwile panowała upiorna cisza, która przerywał tylko twój płytki oddech. Nagle wszystko wskoczyło na swoje miejsce i układanka była już cała. Przypomniałeś sobie, kto jest właścicielem głosu i zakląłeś głośno, po czym roześmiałeś się. Częściowo z własnej głupoty, częściowo z ulgi.
 
__________________
Jeśli masz zamiar wznieść miecz, upewnij się, że czynisz to w słusznej sprawie.
Armia Republiki Rzymskiej
John5 jest offline  
Stary 08-02-2008, 23:52   #118
 
lopata's Avatar
 
Reputacja: 1 lopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumny
Balius stał przyklejony do ściany plecami i nerwowo przeszukiwał swoje zasoby wiedzy na temat głosu.

"No tak. To któryś z tych opijów...chyba...tylko który to mógłby być...Justicar? Tak, przedstawiał się tak w klasztorze jeden...ale on chyba wyglądał inaczej..."

W myślach już wybrał sobie jak głos może wyglądać ale nadal nie potrafił przypomnieć sobie kto był tym jego "toważyszem". Nie uśmiechało mu się podrużowanie z bandą pijaków, jednak dobrze wiedział, że to właśnie od nich teraz jego życie zależy. To nie była za dobra myśl a na dodatek przerwała dopasowywanie głosu do postaci. No i imię!

"Jak miał na imię?...Wiem...to był on...ale IMIĘ!...Mówił, mówił jak się nazywa, ale kiedy to było...zaraz, zaraz...No tak...zaraz jak wychodziliśmy...Barry!"

-Kurwa!-Nie było to mądre, ale wiedział z kim ma do czynienia i powstrzymywanie się od śmiechu było już nie możliwe. Cały czas bawiło go to co działo się od momentu otwarcia drzwi do tej chwili. Ile strachu się najadł, wolał zatrzymać dla siebie. Zastanawiało go na ile miał napięte nerwy Barry? Nie miał już powodu by chować się za ścianą, jednak szybko wróciła myśl o tym, że kompan może być nadal spięty.

"Co będzie jeśli ten głupiec jeszcze nie doszedł kim ja jestem?"

Smiejąc się nadal, poprzez chichoty zawołał:

-Hej to ja blondas!-Dał kilka sekund na przetrawienie wiadomości wiedząc, że wojownicy podobni do Barrego wpierw działają, potem myślą. Po kilku chwilach wychodzi zza progu i wchodzi do środka obrzucając spojrzeniem ludzkie wcielenie krasnoluda. Widząc, że nadal jest skłonny do ataku spokojnie zaczyna:

-Daj spokój! Zaraz! Sam jesteś? A gdzie reszta?

"Do stu kuli ognia. Oby ich podzielenie się przyniosło jakiekolwiek efekty"

Spoglądając na Barrego przypomina sobie jak to było kiedyś. Szybko jednak odrzuca te myśli czując obrzydzenie. Nie po to starał się całe życie wychodząc z tego łajna aby wracać tam spowrotem. Zamierzał teraz walnąć się na siennik i leżąc poczekać co zrobi kompan. Przez chwilę zaczął myśleć, nie, łudzić się, że może ten człowiek posiadać cenne informacje, które to właśnie Balius jako jedyna rozumna istota w tej grupie będzie w stanie składnie ułożyć. Nie zamierzał ukrywać przed wojownikiem czego sam się dowiedział ponieważ nie raz miał do czynienia z sytuacjami, że nawet najgłupsze stworzenie potrafiło wpaść na genialne i zarazem proste rozwiązanie. Miał równierz nadzieję, że pomimo swojego prostego sposobu życia ten człowiek był w środku kimś, kto ma więcej inteligencji aniżeli pies czy nawet szczur.
 
__________________
"...a ścieżka, którą podążać będą zaścieli trawy krwią bezbronnych i niewinnych. Szczątki ludzkie wskrzeszać będą do swych armii aż do upadku wszelkiego życia. Nim słońce..."

Ostatnio edytowane przez lopata : 08-02-2008 o 23:56.
lopata jest offline  
Stary 09-02-2008, 12:31   #119
 
Kokesz's Avatar
 
Reputacja: 1 Kokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputację
Spokojniejszy ton Strażnika spowodował, że Louisowi spadł kamień z serca. Był zadowolony z tego, że jego starania przyniosły oczekiwany efekt i nie wyląduje w lochu po raz drugi. Ciekawiło go jednak kim byli owi ludzie i oczywiście co robili w tym zaułku. Louisa wynajęto przecież dlatego, że bracia zakonni myśleli, że tacy ludzie jak on łatwiej dotrą do wszelkich szubrawców i łotrów w tym mieście.

- Mości sierżancie - zawołał nim strażnicy znikli im z oczu. - Przepraszam, ale widać, iż ci ludzie, z którymi sie spotkaliśmy przed chwilą są wam zanni. czy można zapytać kim oni są? Jak żeś panie zauważył mamy zadanie i czasu mamy mało. Nie chciałbym by tacy jak oni czas ten nam zajmowali, dlategoż chciałbym wiedzieć jak ich zwą i gdzie ich znaleźć można. Będziemy wiedzieć gdzie się nie kręcić i jakich miejsc unikać by wam strażnikom roboty nie przysporzyć.

Czekał na reakcję sierżanta. Miał nadzieję, że coś o nich powie. Zawsze była by to jakaś informacja coś co można byłoby sprawdzić, bo jak na razie to nic nie mają i chyba nikt nie wie co robić.

- I jak powie pan nam, bo my tylko chcemy te zadanie wykonać i wynieść się z tej mieściny.
 
__________________
Nic nie zostanie zapomniane,

Nic nie zostanie wybaczone.
Księga Żalu I,1
Kokesz jest offline  
Stary 11-02-2008, 11:32   #120
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
„Pewnie stary jest jednym z tych bajarzy, których to pełno się pęta po traktach, posłucham chwilę, może coś ciekawego opowie.”

W gospodzie panował zaduch, gdzie niegdzie unosiły się dymki z palonego w fajkach ziela. Oczy wojownika bystro lustrowały otoczenie próbując wyodrębnić jakiś niecodzienny widok albo sytuację. Miejsce, które wybrał nadawało się idealnie, praktycznie na całą salę miał widok niego.
Cohen rozsiadł się wygodnie gestem przywołał przechodzącą dziewkę i zażądał kwasu chlebowego.

„Nic, teraz poczekamy, może coś się ciekawego wydarzy, jeśli nie wydarzy się nic, zanim dopiję kwas to trzeba będzie poszukać informacji gdzie indziej” pomyślał wyciągając przed siebie nogi.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975
Cedryk jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:33.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172