|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
09-03-2008, 15:06 | #61 |
Reputacja: 1 | Garnir patrzył na umiejętności powożenia Abrahima, obserwował go zza pleców gdy ten trzymał kurczowo lejce. - Abrahimie, jeszcze wiele masz do roboty, ale świetnie ci idzie. - Garnir złapał Araba za ramię - Chwalę natomiast twój umysł, który chłonie wszelkie informację i zdolności, jednakże to ja będe prowadził wóz po rozbiciu obozu. Potem kompanija zarządziła postój i rozbicie obozu. Garnir zeskoczył z wozu i wreszcie miał czas na wypróbowaniu toporu - prezentu od elfów. Ciachnął raz potem drugi i powiedział: - Dobry, ale nie można porównywać go z krasnoludzkimi wyrobami. Pewnie elfy znalazły ten topór u ludzi. - Zarzucił go na plecy i rozprostował kości w krótkiej rozgrzewce. Joseph zapytał się czy ktoś nie poszedłby z nim na zwiady i po wodę. Z chęcią zgodził się. *Wreszcie będzie można pogadać na osobności* i poszedł |
09-03-2008, 15:34 | #62 |
Reputacja: 1 | Odkąd zatrzymaliście się aby rozbić obóz, bez przerwy byliście czymś zajęci. Trzeba było zapewnić podstawowe rzeczy, które umożliwiały przetrwanie nocy w lesie. Niektórzy zajęli się końmi, inni szykowali miejsce na obóz, jeszcze inni wybrali się na zwiad. Każdy miał określoną funkcję do spełnienia. Był to ciepły wieczór, bardzo przyjemny. Odgłosy lasu docierały do waszych uszu. Niektóre sygnalizowały rozpoczęcie aktywności jakiegoś zwierza, natomiast inne wręcz przeciwnie. Jakaś ropucha wesoło rechotała w waszym pobliżu, natomiast świerszcze dawały koncert na leśnej polanie, która tej nocy będzie was gościła. Natomiast wasze konie spokojnie skubały trawkę. Leonard: Sprawnymi ruchami ścinałeś drzewka, aby mieć z nich opał do ogniska. Uwijałeś się sprawnie. A po chwili już pokaźny stosik drwa na opał ułożony był przy miejscu ścinki. Zebrałeś również, co grubsze gałęzie, gdyż suche drewno lepiej zajmie się ogniem. Wdałeś się również w pogawędkę z Santiago. Była to raczej trochę wymuszona rozmowa, kiedy estalijczyka zajął się ustawianiem stosu na ognisko ty dokańczałeś właśnie ścinanie kolejnego drzewka. Byłeś bardzo pochłonięty swoim zajęciem. W pewnej chwili podniosłeś głowę i zobaczyłeś…to coś. Siedziało na gałęzi kilka metrów od Ciebie i zatapiało w tobie swoje małe, kaprawe oczka. Pierwszy raz widziałeś takie stworzenie, jednak przypominało ci coś… coś, co znasz bardzo dobrze. Zaparło ci dech w piersiach, z zaskoczenia upadłeś na leśną ściółkę. Kiedy podniosłeś jeszcze raz wzrok, kierując go na gałąź, na której widziałeś... to, okazało się, że dziwna istota już znikła. Nie wiedziałeś, co o tym myśleć. Rozejrzałeś się dookoła ale, żaden z twoich towarzyszy nie podzielał twego zdziwienia. Najwyraźniej nikt nie zauważył tego czegoś… Santiago, Abrahim Nakarmienie zwierząt i opieka nad nimi, przygotowanie stosu na ognisko w odpowiednim miejscu jak i określenie aktualnego położenia to bardzo ważne czynności. Zajęliście się nimi, widać było, że nie jest to dla was pierwszyzna. Zapewne nie jedną noc spędziliście pod chmurka. Trzeba się także zatroszczyć o strawę. Na szczęście wóz elfów obfitował w zapasy. Znajdowała się na nim beczułka solonych śledzi, dwie skrzynki suszonego mięsa- zapewne dziczyzna. Kilka bochenków chleba- jeszcze świeżego, kilka sakw sucharów. Worki z owsem dla koni, suchy prowiant, zapakowany poręcznie w plecaki. Z napojów zaś beczułka ciemnego piwa, oraz beczułka wina- bardzo przedniego. Przyprawy takie jak sól, bazylia, tymianek. W jednym z kuferków znalazły się także liście bazylii i mięty. Do tego dwa kosze owoców: jabłek i śliw. Mogliście korzystać do woli z zapasów, jednak rozsądnie byłoby miarkować je oszczędnie. Joseph i Garnir Postanowiliście iść na zwiad, jednym z celów było także znalezienie wody. Za radą, Abrahima, który wskazał wam kierunek, w którym powinna znajdować się rzeka, udaliście się na północ. Las był gęsty, jednak miejscami możliwy do przejścia. Garnir raz za razem oczyszczał również, w razie konieczności, ścieżkę swoim toporkiem. Poskramiając nim zuchwałe drzewka i krzaki. Nie dłużej jak 30 min zajęło wam dojście nad brzeg potoku. Zaiste, był to najprawdziwszy leśny potok. Jego woda wesoło szemrała na śliskich kamyczkach. Zewsząd otoczony drzewami, ściągał na was ich uwagę. Nurt nie wydawał się silny. Znaleźliście dogodne przejście, dzięki któremu znaleźliście się nad samą taflą wody. Promienie zachodzącego słońca odbijały się w bystrzach rzeki. Nie zwróciliście uwagi na to, ale nie zdążycie wrócić do obozu przed zmrokiem. Słońce właśnie chowało się za horyzontem. Ostatnio edytowane przez Mortarel : 09-03-2008 o 15:48. |
09-03-2008, 15:36 | #63 |
Reputacja: 1 | Gdy wszyscy komentowali wyczyny Gilesa, on sam pochłonięty był rozmyślaniami nad powierzonym zadaniem. Nie interesowało go, co myślą o jego wyczynach towarzysze z prostego powodu, często w ten sposób dosiadał konia. W jego stronach taki rodzaj jazdy był bardzo rozpowszechniony, nawet wśród rycerzy, chociaż bardziej pasowałby do cyrku. Giles swobodnie mógłby się schować za bokiem Blanszarda, ochranianego kropierzem, albo nawet stanąć na sidle wymachując kopią nad głową, ale w walce takie popisy najczęściej się nie przydawały, a sprawne dosiadanie konia już tak. „Pani daj mi cierpliwość abym wykonał to zadanie, no i nie zatłukł tego szaleńca.” Nie cierpiał takich ludzi poddający się własnym słabościom. Przez innego uzależnionego zginął towarzysz jego wypraw Armad Fergo, długoletni giermek ojca Gilesa potem jego. On to przekazał cała swoją wiedzę młodzieńcowi zamiłowanie do koni. On też pomagał mu poznawać tajniki tresury oraz jazdy i pokazał wszelkie sztuczki konne przydatne w walce. Był dla niego bardziej opiekunem niż sługą, z pewnością bardziej niż nieczuły wuj i zawistny brat. Było to tuż przed wyprawą Gilesa do Imperium. Nowelki wypada orków żelaznych w granice Bretonii. Podróżował wtedy z sir. Gorfrydem de Mormimllon. Wszyscy wiedzieli o problemach tego rycerza z korzeniem omamów jak niektórzy nazywali korzeń Alaurny, lecz nikogo to nie obchodziło dopóki nie przeszkadzało mu to w walce. Właśnie wtedy to zawiódł. Zażywszy rankiem korzeń, w wiadomym szale pomylił ludzi z orkami zabił swojego giermka, Armada, zanim został powalony przez orków i Gilesa, któremu pozostała bardzo ciężka walka z piątką orków. Giles wyszedł z tego cało dzięki swoim umiejętnościom i wyszkoleniu Blanszarda, które było też dziełem jego opiekuna. Teraz widząc zachowanie szaleńca wspomnienia odżyły i wróciły ze zdwojoną siłą. Próbując opanować swoje uczucia wyjeżdżał daleko w przód, za towarzystwo mając często tylko cień przemykającego się w pobliżu „Wilka”. Nie uszło jednak jego uwadze zachowanie i szał tego człowieka, co stale potęgowało jego gniew. Zatrzymawszy się też szybko opuścił siodło tracąc na ziemi cała grację, jaką posiadał w siodle. W spokoju oporządził Blanszarda, rozkulbaczył go. Szybko przywiązał do dwóch drzew linę i sporządził namiocik, do którego wrzucił swoje rzeczy. Z siodłem w dłoni podszedł do towarzyszy siedzących przy ogniu. Uczyniwszy z niego siedzisko dosiadł się. Gniewnym wzrokiem obrzucił korzennego człowieka. Zanim zwrócił się do Abrahama. - No i jak Abrahimie napoiliście tego nieznajomego już wywarem i poinstruowaliście co będzie gdy chociaż się sprzeciwi jego zażyciu?
__________________ Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę. Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem. gg 643974 Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975 |
09-03-2008, 16:01 | #64 |
Reputacja: 1 | Giles Rozbiłeś swój namiocik, w którym schowałeś swoje rzeczy. Ogień płonął wesoło. Siedziałeś przy nim zajęty swoimi sprawami. Postanowiłeś nawiązać również rozmowę ze swoim towarzyszem. Zrobiło się już ciemno, a Josepha i Garnira nadal nie było widać. Jednak póki, co byłeś jeszcze o nich spokojny. Wsłuchany w odgłosy lasu starałeś się odprężyć. Poczułeś jednak, że dość znacząco doskwiera ci głód. Chyba czas już coś przekąsić. Gniewny wzrok rzucony w kierunku Leonarda nie wróżył niczego dobrego. Miałeś powody, żeby go nie lubić. W przeszłości przez osobę uzależnioną doświadczyłeś wielu przykrych rzeczy. Chociaż może nie należy wrzucać wszystkich takich ludzi do tego samego worka. Chyba jednak niechęć do tej osoby zawsze będzie ci towarzyszyć. Spojrzałeś w kierunku swojego konia. Bezpiecznie przywiązany posilał się zieloną, soczystą trawą. Jutro czeka was zapewne ciężki dzień. Watro by się dobrze najeść i wyspać. Jednak noc w lesie może być niebezpieczna. Zacząłeś zastanawiać się, w jaki sposób będą odbywały się warty. Ostatnio edytowane przez Cedryk : 09-03-2008 o 17:26. Powód: Edycja błędów |
09-03-2008, 16:29 | #65 |
Administrator Reputacja: 1 | Joseph z zadowoleniem przyjął towarzystwo krasnoluda. Wędrowanie wieczorem przez las, nawet najbardziej bezpieczny, nie powinno odbywać się samotnie. Szczególnie jeśli uwzględnić fakty, o których mówiły elfy. A poza tym mieszkańcy Imperium i krasnoludy zwykle się dobrze dogadywali. Z zaciekawieniem przyglądał się, jak krasnolud macha toporem. Co prawda ścinanie gałęzi to nie ścinanie głów, ale sam sposób trzymania topora mówił wiele o osobie, w czyjej ręce spoczywał. - Nie da się ukryć, Garnirze - powiedział po kilku minutach - że widać, iż urodziłeś się z toporem w dłoni. Mam wrażenie, że chociaż wiele nacji włada toporami, to faktycznie właśnie krasnoludy śmiało można by nazwać mistrzami topora. Wolał nie wypytywać, w jaki sposób krasnolud stracił swoją broń. Ani wypytywać o jego przeżycia z ostatnich tygodni. Zachowanie Garnira w siedzibie elfów ciągle tkwiło mu w pamięci. - Ten topór to faktycznie dzieło ludzi, czy tylko tak sobie powiedziałeś? - spytał. W tym momencie przypomniał sobie, że nie uzupełnił zapasu bełtów. Postanowił to zrobić zaraz po powrocie do obozu. Z drugiej strony - jeśli dziesięć bełtów miało mu nie starczyć, to i tak nie pożyłby na tyle długo, by sięgnąć po jedenasty... Mimo wszystko rozbawiony tą myślą podążał za krasnoludem. - Jak widać mapa nie kłamie - stwierdził, gdy do jego uszu dobiegł szmer wody. Dojście na brzeg było nad wyraz proste. A woda wyglądała na czystą... *Ciekawe, czy są tu ryby* - pomyślał. Oczywiście miał na myśli takie, które można złowić, upiec i zjeść... - Trzeba będzie jutro przyjść z jakimiś bukłakami - powiedział. Uśmiechnął się. - Koń nie krasnolud, piwa nie pije - dodał tytułem wyjaśnienia. Spojrzał w niebo i skrzywił się nieco. - Gapa za mnie. Nie wrócimy do obozu przed zmrokiem. Ale trafimy bez problemów. Nasza ścieżka jest aż za dobrze widoczna. A w razie czego zrobimy jakąś pochodnię. Jeśli Garnir nie miał nic przeciwko temu ruszyli do obozu. Ewentualnie wymieniając poglądy... Ostatnio edytowane przez Kerm : 09-03-2008 o 17:02. |
09-03-2008, 19:03 | #66 |
Reputacja: 1 | Arab kompletnie nie wiedział co można zrobić z będących w wozie składników. Pomysł gulaszu już odpadł. Człowiek usiadł na ławeczce woźnicy i przez chwilę się zastanowił. Po chwili wpadł na pomysł. Postanowił przyrządzić gotowane mięso w sosie z avokado. Z racji tego, że tu, na północy, ten owoc nigdzie nie rośnie, postanowił zastąpić go śliwkami. Do wszystkiego dodał trochę mięty. W sumie często przyglądał się, jak kucharze zatrudniani przez jego ojca gotują takie potrawy. Miał nadzieję że nie zapomniał tego w praktyce. W tym zamyśleniu nawet nie zauważył upadku Leonarda. Może to i dobrze? W międzyczasie, podczas gotowania do Abn'Jazzira zagaił rycerz. Arab odpowiedział mu miło: - Tak, został poinformowany o tym co mu grozi, jesli nie będzie zażywał ziółek, aczkolwiek chciałbym by do tego nie doszło. Dobrze, że teraz ja będę na tyłach wozu, to sobie jakoś z nim poradzę. - Przy drugim zdaniu na twarzy Araba pojawił się tajemniczy usmieszek. Choć potrawa nie wyszła, tak jak oczekiwał tego Abrahim, to jednak i tak wyglądała całkiem dobrze. Czarnoskóry po chwili jednak o czymś sobie przypomniał. Szybko nałożył sobie potrawę do drewnianej miski i podszedł z jeszcze parującą strawą do plecaka. Wyciągnął z niego notesik, oraz przybory do pisania i zaczął coś liczyć. Mianowicie liczył na ile starczy podróżnikom prowiantu na podstawie jego objętości, gdyż nie było teraz czasu, aby dokładnie przeliczyć wszystko co do najmniejszej śliweczki... Człowiek mierzył beczki i skrzynie przez dłuższy czas. Oczywiście nie skupiał się na tym aż tak, aby nie rozmawiać z towarzyszami. Liczenie wszystkiego zajęło mu czas, aż do powrotu jego towarzyszy. Mężczyzna ustalił, iż prowiantu starczy mniej więcej na trzydzieści dni.
__________________ "Gdy Ci obcych ludzi trzech mówi że jesteś pijany to idź spać" - Stare żydowskie przysłowie ;) Ostatnio edytowane przez Bulny : 09-03-2008 o 22:50. |
09-03-2008, 20:30 | #67 |
Reputacja: 1 | Josephie, mam nadzieję, że za jakiś czas wyjdziemy na zewnątrz tego lasu, ponieważ nie przywykłem do poruszania się po borze. Ciąć chociaż uwielbiam te drzewka - powiedział Garnir. Przedzierali się przez gąszcz krzaków a krasnolud miał wrażenie jakby rośliny chciały go zaatakować. * Ja wam dam, tylko spróbujcie* - pomyślał - Musimy przyjść tutaj jutro po wodę bo tak jak mówisz koń to nie piwosz a wodożłop- zaśmiał się w głos. Garnir również zobaczył, że się ściemnia ale powiedział: - Nie martw się, widzę w ciemności, chociaż nie tak dobrze jak w tunelach, złapiesz mnie za ramię i ruszymy do obozu po śladach Gdy Joseph się zgodzi, ruszyli z powrotem. Ostatnio edytowane przez Cedryk : 25-03-2008 o 23:06. |
09-03-2008, 20:49 | #68 |
*Co to za tałatajstwo? Wygląda aż nadto znajomo... Nie widzisz tego, Leonardzie, nie widzisz tego... Nikt tego nie widzi, to nie istnieje... Znikł?* Gdy Leonard siedział na miękkiej trawie, nie mogąc uwierzyć w to, co przed chwilą zobaczył. Małe, dziwne stworzonko. Małe, dziwne stworzonko, które wpatrywało się w niego, jakby był tak samo dziwnym okazem, jak brązowe coś. Rozejrzał się, czy przypadkiem nikt tego nie widział, tej istoty. Nie wyglądało na to. *Czy to był znak? Identycznie jak...* Wstał czy prędzej i zostawiając wszystkie rzeczy na ziemi, pobiegł w stronę obozu. Gdy wybiegał zza drzewa, wpadł na Gilesa, prawie go przewracając. Oparł się o jego ramię, dzięki czemu i on ustał na nogach. -Coś niepokojącego się - zobaczył, że trzyma Gilesa za ramię, szybko zdjął rękę - widziałem... Przestał mówić, wiedząc, że wyda się to co najmniej dziwne, jeśli powie, że na gałęzi siedział mały, brązowy ludzik bez ust, nosa i uszu, który wyglądał jak korzeń i wpatrywał się na niego, po czym wyparował. -Szykuje się coś niepokojącego. Coś zdaje się nie chcieć widzieć dalszej części naszej wyprawy... Tajemniczo popatrzył na zebranych, zastanawiając się, co też powiedzą. Nagle przypomniał sobie, że zostawił rękawice i siekierkę w lesie, odwrócił się i pobiegł ich poszukać. Po drodze wypatrywał kaprawego stworzonka. Wziął rzeczy i na ramię oparł trzy małe drzewka, które niedawno ściął. Zaniósł wszystko z powrotem do obozu. Ostatnio edytowane przez Marchosias : 09-03-2008 o 22:01. Powód: trochę dziwnie mi się napisało, jeden przecinek dodam. | |
09-03-2008, 21:03 | #69 |
Administrator Reputacja: 1 | Na chwilę przystanął, gdy krasnolud doszedł do wniosku, że warto poszerzyć trochę wyrąbaną wcześniej ścieżką. - Szerszą ścieżką lepiej się będzie szło - powiedział. - Ale koni chyba nie będzie warto tędy prowadzić... Wyrąbanie ścieżki, po której swobodnie szłyby konie trwałoby dość długo... Uśmiechnął się, gdy usłyszał propozycję Garnira. - Aż tak źle chyba nie będzie. Zbyt daleko od obozu nie jesteśmy, a ze ścieżki dość trudno zboczyć. Wolałbym po prostu, by coś niemiłego nie powiedziało nam niespodziewanie 'dobry wieczór'... Ostatnio edytowane przez Cedryk : 25-03-2008 o 23:07. |
09-03-2008, 21:18 | #70 |
Reputacja: 1 | Garnir urąbał kawał dobrego drzewa i spróbował na szybko rozpalić ogień aby zrobić w prezencie Josephowi pochodnię. - Na znak naszej nowej znajomości i jeszcze raz przepraszam cię za moje zachowanie i ataki na dworze elfów, to było silniejsze ode mnie. - powiedział Garnir odsapnął na chwilę po męczącej wycince. Odłożył topór na bok. Zaburczało mu w brzuchu... - Musimy iść, bo brzuch rwie się do walki.- zagadał I zaczeli wracać do obozu. Ostatnio edytowane przez Cedryk : 25-03-2008 o 23:07. |