Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-05-2010, 23:35   #131
 
Azazello's Avatar
 
Reputacja: 1 Azazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodze
Może i Levan wyglądał na wkurwionego. Jego oczy błyszczały odbijając płomienie dogasające dokoła. Jego poparzona twarz zmarszczyła się w skurczu ni to strachu, ni to grozy. Tak na prawdę teraz już był spokojny. Niczym pierdolona karczma pełna kapłanów Morra. Działał jak automat. Jak dobrze nastrojony instrument. Jak brunatny niedźwiedź, budzący się po śnie zimowym i ruszający na polowanie, który wie, że gniewem i pospiechem nic nie zdziała.

Przekonał się o tym krępy i już nieco pocięty zbir, w którego drżącej łapie wciąż wisiała pałka, która pewnie nabiła Levanowi niezłego siniaka. Na hasło o odwrocie odwrócił się on do ucieczki po czym nie zdążył się przekonać jak szybki potrafi być zdeterminowany kieslevita. On nie zdążył, ale jego towarzysze tak. Levana nie zdziwiło wcale, że żaden z nich nie wrócił go pomścić, żaden nawet nie zwolnił. Czy byli tak karni w stosunku do Krogulca? Nie, byli obsrani ze strachu. To na pewno...

Levan widział co się działo, dobiegł do Grzecznego, który pomimo odniesionych obrażeń był gotów choćby czołgać się za Krogulcem i położywszy rękę na jego ramieniu powiedział:
- Wystarczy Matt, zrozumiał.
Levan szybko rozprawił się z hienami, które niechybnie pojawiły by się na placu zabijając przykładnie pierwszego i najodważniejszego złodzieja. Kop w brzuch, który mu wypłacił mógł być niewystarczającą przestrogą, ale cięcie przez cały tułów już tak.

Levan wrócił do tego co robił najlepiej. Pilnowania, by wszystko było w porządku. Nie odzywał się. Nie miał zresztą na to siły. Podobnie jak inni. Pomógł pozbierać krasnala. Zaimponowała mu jego waleczność, gdyby uczył go ktoś, kto potrafi mistrzowsko władać bronią, to byłby z niego rasowy zabijaka. A tak - jest odważny, ale niewiele z tego przychodziło. Co dzień ginęły dziesiątki odważnych. Levan już dawno nie był odważny, ale wiedział jak sprawić takie wrażenie...

Levan wiedział, że musi pomówić z Grzecznym o tym co się działo. O Tupiku i o nich. O Krogulcu. Ale nie wiedział jak się do tego zabrać, dziwnie się czuł w roli tego, który ma wpływać na Matta. Nie miał zamiaru jednak więcej w tak idiotyczny sposób nadstawiać karku - każda przyjaźń - jakkolwiek rozumiana - ma swoje granice. Może jak odpocznie, to słowa przyjdą mu łatwiej. Może wtedy.

Wiedział, że sen nie przyjdzie już. Nie po zabiciu tylu ludzi. Drzemał więc budząc się w kącie karczmy co chwilę mając wrażenie, że drzwi wpadają do środka, a do karczmy wpada Krogulec na lśniącobiałym jednorożcu. To tylko w głowie łomotało mu z braku snu i z głodu.
 
Azazello jest offline  
Stary 03-05-2010, 08:24   #132
 
Trojan's Avatar
 
Reputacja: 1 Trojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skał
Matt „Grzeczny” Burgen

Ciemne plamy latały mu przed oczyma, ale on wciąż widział zarys Krogulca. To w sumie mu wystarczało. Zawsze wystarczało.

- Wystarczy Matt, zrozumiał.

Levan pojawił się znikąd. A może zawsze tu był? Grzeczny poddał się jednak radzie kislevity. Tak było wygodniej. Na tę chwilę miał póki dość. Jeszcze będą inne okazje podziękować Krogulcowi. Ot, choćby odwiedzając go w tej jego wypełnionej po brzegi dziwkami norze. Tam mógłby zapomnieć o Erice, którą wciąż widział przed oczyma. Erica. Tak. Jak wrócą do karczmy musi z nią szczerze porozmawiać. Musi…

- Masz noże w ciele… - powiedziała kolejna niewiasta w ich małym gronie morderców. Spoglądając nań jakimś takim innym, niepodobnym do Ericki wzrokiem.

- Takie tam, nożyki… - wydyszał ciężko. Nie było mu lekko, ale życie z natury rzeczy ciężkie bywało. „Jak boli, znaczy że żyjesz” brzmiało znane w mieście przysłowie. Żył więc. Mógł się tym życiem cieszyć. Mógł… wszystko.

Obiecał sobie, że zaraz po powrocie do oberży porozmawia z Ericą. Musi. Może jeszcze mogli… Zresztą, nieważne. Może nie…

Czy dziś chciał umrzeć? Nie… z całą pewnością nie…

Czemu więc wciąż o niej myślał? Czy może dla tego, że po powrocie do karczmy na pytanie o nią karczmarz uciekł wzrokiem a „Profesorek” pokręcił głową? Tupik coś wciąż miał do omówienia, ale Grzeczny nie potrzebował niańki. Pozbył się noży z ciała sam. Choć słabość nachodziła go kilkukrotnie. Słyszał wrzawę dochodzącą z biesiadnej, gdzie starzy i nowi ludzie Tupika cieszyli się życiem. Sam nie podzielał ich radości. Po tym co spotkało Ericę życie nie miało prawa być takie samo jak wcześniej. Kiedy w końcu osunął się na ławę na której siedział, już po opatrzeniu ran, nawet sam nie był w stanie powiedzieć czy stracił chęc do życia, czy zwyczajnie zasnął.

Wiedział tylko jedno. Do „Divy” jeszcze wróci. Musieli tam wrócić. By zwasalizować Krogulca i narzucić mu swoją hegemonię. W mieście nie było miejsca dla dwóch szefów równych sobie. On to rozumiał, rozumiał i Tupik. Musieli tam wrócić i dokończyć sprawę.

Matt zaś miał jeszcze jeden, własny powód do powrotu. A miał on oblicze Ericki…
 
Trojan jest offline  
Stary 03-05-2010, 11:00   #133
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Siara lub Belfer, albo Chudy Jose, możesz wybierać
- rzekł Tupik do Profesora. - Jeśli pozostaniesz tutaj, znacznie więcej osób będzie cię pilnowało, niezależnie od okoliczności. Tupik uznał temat niemal za zamknięty, choć dobrze wiedział, że profesor lubi i umie się targować.

- Poza tym musimy pochować też Wasilija, Aniego i Lizze.
- dodał ponuro.

- Khem, khem...
- zakaszlał bledszy niż poprzedniego wieczora Walter.

Obudził się niespełna godzinę temu, ale nie umiał usiedzieć na miejscu, ani tym bardziej leżeć, to też wbrew zaleceniom Tupika brodacz dołączył do kompanów przy stole, zapalił z fajki i dołączył się do rozmowy. - Mogę się tym zająć. I tak muszę odprawić pochówek Rudgerowi, co go wczoraj przed szynkiem te skurwiele zabiły... - rzekł ponurym tonem. Nie był jakoś specjalnie związany z krasnoludem, ale Rudger zawsze był wobec niego lojalny i uczciwy, odrobina szacunku mu się należała. - Zgodnie z tradycją khazadów, żyjących w ludzkich osiedlach spalę ciało. Z nimi mogę zrobić tak samo. - zaproponował.

- Nie będziemy bawić się w podchody, wyśle się kogoś by załatwił pogrzeb u grabarza i ściągnął Morrytę. " Tupik wiedział, że Wasilijemu - mimo że drań nie wyglądał na wierzącego, Aniemu oraz Erice należy się pogrzeb. Taki normalny, przyzwoity, taki jaki halfling sam chciałby mieć po własnej śmierci. Była to kolejna rzecz jaka odróżniała go od Krogulca, tamten mógł pozostawić samym sobie zwłoki swoich ludzi, Tupik wiązał się z nimi za bardzo za życia by tak szybko o nich zapomnieć po śmierci. Potrzebował pogrzebu nie mniej jak martwi, nie mniej jak Matt czy nawet Levan, którego spokojne oblicze przeraziło Tupika po powrocie do karczmy.

Tupik wychylił nosa z karczmy niemal od razu natrafiając na bzyka. Smarki zawsze kręciły się w pobliżu karczem, tu mieli największe obroty i zyski.
Halfling zagwizdał ściągając malca do siebie.

- Siemasz Tupik ! zawołał przyprawiając halflinga o kilka bruzd na czole. " Usłyszał jednie "szmszy Tupik" gdyż " jak się masz" zostało skrócone w sposób nowożytny i niedbały... Na szczęście Tupik znał nowo mowę maluchów. Więc odpowiedział mu "standardowo"
- Spoczko oczko - w znaczeniu "uspokój swoje oczy" czyli, że jak widać nic mu nie jest...
Coraz ciężej przychodziło mu dorównywanie świeżym i wiecznie żywym umysłom młodych, a ci jakby na siłę generowali kolejne nowe wyrazy, jakby zupełnie chcąc zastąpić język jakim obcy/wielcy posługiwali się w mieście. Bzyki były dość hermetyczną grupą więc łatwiej było im się podzielić na tradycyjne: my i oni.
- Daj znać trupiakom ( grabarze, obsługa cmentarza) że jest zlecenie, na dziś wieczór. Mają czekać trzy groby, najlepiej koło krypty Von Kampfa, groby mają być nowe i przeznaczone tylko dla tych co pójdą do piachu. I niech przygotują też stos ofiarny, na spalenie zwłok, sztuk jeden, małe... Zrozumiałeś?

- No niby tak - odrzekł niepewnie młodzian, - tyle że po co nowe groby? Nie lepiej jeden wspólny? - zapytał rzeczowo bzyk
- Nie, tym razem nie... - odpowiedział Tupik wyraźnie markotniejąc. Nie powinien zajmować się takimi sprawami, jednak sprawy te były, ciążyły i nikt się za nie nie zabierał. Wiedział jednak, że jego ludzie, zasługują na to co najlepsze, nawet po śmierci.

- Na wieczór, ustaw też Morytę, niech przeprowadzi przy grobach nabożeństwo, niezależnie czy ktoś będzie obok stał czy nie. Masz tu dla nich małą zaliczkę. - Tupik wcisnął malcowi kilka złotych koron i niemal wrócił do karczmy uznając sprawę za zakończoną. Nagle zatrzymał się jeszcze przypominając coś sobie. Krypta Von Kamfa była otoczona zajętymi już grobami i bez małych "eksmisji" pozostałych lokatorów to miejsce raczej się nie nada... A było najlepsze... Piękny dąb który rósł obok, cisza godna cmentarza a nie jego krańca, gdzie krzyk przekupki mieszał się z wonią z cmentarnych kadzideł. Nawet posągi aniołków były w tym miejscu ładne, jakby mniej szkaradne od tych co otaczały cmentarzysko.

- Powiedz grabarzom, że jeśli się nie postarają, to będą mogli szykować sobie sami groby. - Tupik rzekł zimno i pewnie.
- Przekażcie Nosikamykowi, że chce z nim pomówić. - rzucił na koniec wiedząc, że znajomek z pomocą bzyków bez problemu go znajdzie.

Halfling wrócił do karczmy i do przerwanej przy stoliku rozmowy dając znać jednocześnie zainteresowanym, że wieczorem odbędzie się normalny pochówek. Nie wiedział jeszcze czy przyjdzie. Czy będzie przy grobie w ostatniej podróży przyjaciół czy też z daleka będzie obserwował jak pochłania ich ziemia. Wiedział, że będzie trzeba uważać na Krogulca tak czy inaczej.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 03-05-2010 o 11:12.
Eliasz jest offline  
Stary 03-05-2010, 12:37   #134
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Profesor widział jak rozgrywał sytuację Klaus. Cały czas mierzył do grupki z góry podczas gdy karczmarz zaczął ogarniać karczmę w końcu należało ją od środka trochę doprowadzić do porządku. Może jednak okaże się że trzeba będzie ich wpuścić. Heinrich tylko czekał aż któryś sięgnie miecza było mu obojętnie kto... Czy napastnicy czy Klaus dając sygnał że jednak się nie udało. Gdy ciskali nim o ścianę pomyślał: Znam cie nie od dziś dasz radę myśl i nie daj się sprowokować. To tylko durna szlachta. Gdy Klaus dał radę profesor z dumą stwierdził do siebie Tym się różnią moi ludzie od Tupikowych rzeźników- myślą cholera, myślą i to naprawdę tak jak oczekiwał. Taką właśnie miał opinię. Po tym co zobaczył w karczmie gdzie również nie trzeba było rozlewać krwi. Jak bardzo nie docenił ich zdolności do bezmyślnego zabijania miał się dowiedzieć już wkrótce.

Szlachta poszła z zadowoleniem delektując się nowym nabytkiem. Klaus wrócił do karczmy. Profesor widział że ten brzydzi się takimi jak oni poza tym woli akcję. Ale obaj wiedzieli że został wykonany kawał dobrej roboty. Bo inaczej nie można postrzegać puszczenia w obrót proszku i to w rękach szlachty. Wolfborg wiedział że każda szlachta to rozhulane skurczybyki. Wiedział bo przecież pochodził z jednego z wielkich rodów estalijskich o czym nikt w mieście nie wiedział poza jego towarzyszem Hansem najstarszym druhem. A ci tutaj przecież są szlachtą żyjącą w Księstwach. Są za pewne dwa razy bardziej skurwieni..... Do tego jeszcze baron nie byle szlachciura najprawdziwszy baron.... Nie dość że sam kupi na użytek własny, to i zauszników.... Jeszcze na pewno wyczuje interes. Przecież to absolutna nowość na rynku starego świata każdy wyczuje interes... Czuł przez skórę że trafił mu się pierwszy hurtownik.

Obaj czekali w napięciu na powrót towarzyszy. Profesor zaczął już się zastanawiać czy w ogóle wrócą. W myślach układał już plan jak sprawdzić czy żyją. Gdy rozległ się krzyk z góry. Ponieważ teraz właśnie pełnił tam wartę karczmarz. Wszystko w porządku?

Tak, otwierajcie szybko-padła odpowiedz. Karczmarz znalazł się na dole dość szybko. To Tupik i jeszcze jakieś bandziory ale to chyba jego ludzie. Wszyscy co z nim wybiegli są mocno sfatygowani...-stwierdził karczmarz. Dobra wpuszczaj jakby nie byli jego dałby jakiś znak. Pistolet i tak trzymał w pogotowiu Klaus też czekał w napięciu. Weszli prócz Tupika jakaś banda zbirów. Na szczęście ludzie którzy z nim poszli również w komplecie choć na widok krasnoluda Wolfborga zmroziło. Cholera mam nadzieję że przeżyje....

Tupik nie zamierzał nić wyjaśniać. Co było nie było wkurwiło profesora bo coś jednak powiedzieć mógł. Dobra niech zajmie się rannymi. Wziął na dokładne spytki Ingrid. Dobra mieliście dorwać trzy niedojdy. A wyglądacie jakbyście wrócili z trzyletniej wojny. Gadaj co się stało tylko ze wszystkimi szczegółami tymi nawet najmniejszymi. Profesor jak to naukowiec miał umysł analityka i potrzebował danych.

Ingrid wiedziała że jej zleceniodawca i towarzysz zawsze jest szczegółowy. Pewnie dlatego jest szefem-pomyślała najmitka I pewnie dlatego zawsze nas z opresji wyprowadzał. No więc ja opowiem wszystko tylko wiesz pamiętaj to wszystko przez tego idiotę Matta.- starała się ze startu zaznaczyć winnego bo jakoś pomyślała że Profesor nigdy nie był zadowolony ze zbędnego rozlewu krwi. A tej jakby obiektywnie przelali więcej niż trochę... Zaczęła opowieść....

Heinrich słuchał jej w napięciu. Nie przerywając ani razu. Nawet się nie skrzywił jedynie słuchał. Choć nieliczne włosy na jego głowie wyraźnie stawały dęba. Gdy skończyła rzekł jedynie: Skończeni idioci. Durnie jakich ziemia nosić nie powinna i ja mam z nimi pracować. Kpina... Dobrze Ingrid ważne że żyjesz. Nic nie mogłaś zrobić by to zatrzymać. Walter cóż zrobił to do czego go nająłem. Masz rację to wszystko wina Matta. No i Tupika nawet nie panuje nad swoimi ludźmi. Wypocznij do południa. Rano mam kilka spraw na mieście wezmę Klausa. Ty pilnuj jedynie Waltera i nie dajcie się wciągnąć w żadną kabałę póki nie wrócę.- dokończył Profesor. Choć wiedział że przecież taki na ten przykład Walter raczej zadymy nie zrobi w najbliższym czasie.

Poszedł spać obudził się rano wcześnie i wziął się za pisanie listu. Już na początku stwierdził jednak że to nie będzie pełen frazesów i uprzejmości list. Napisał już w życiu setki takich. Ten będzie konkretny bo i sytuacja według jego domysłów była konkretna. Wrócił pamięcią do swoich ustaleń jakich dokonał wczoraj. Rozmowa z Anim który opowiedział mu losy Tupikowej bandy i swojego w tym udziału. Wtedy też Profesor doszedł do wielu o dziwo zastraszających wniosków.

Bo przecież było tak:
Niejaki Michoż najął ich do zlikwidowania Karla zwanego Czarnym. Ponoć kultystę pierwszej wody co to ludzi zjada.... Michoż był ponoć człowiekiem od Sigmarytów. Co zresztą później się potwierdziło ratując nijako ludzi Grabarza z rzezi u Harapa. Za sprawą medalionu. Tylko Profesora interesowały szczegóły i fakty a te już na początku się nie zgadzały. Ktoś kto pracuje dla Sigmarytów najmuje bandę zbirów żeby zabić kultystę? Możliwe choć mało prawdopodobne od tego to oni mają lepszych. Wiedział jak bardzo jest rozbudowany aparat zwalczający wszelakiego rodzaju plugastwo zarówno w imperium jak i poza nim. A jesteśmy przecież pod samą granicą. Ale przypuśćmy że nawet. To co agent Sigamara każe zlikwidować wykonawców zlecenia? Za to że działali w służbie dobra? Nie jeśli usuwa się narzędzia to tylko dlatego że wiedziałby one za dużo. Wiedziały czyli usłyszały albo znalazły coś co czyniłoby ich kłopotliwymi. A gdyby przyjąć założenie że Karl nie jest kultystą? A to on jest agentem Sigmara? I że ten kto ich najął jest kultysta bądź dla nich pracuje. Wtedy ma to sens prawda? Wtedy konieczna by była likwidacja wykonawców. Tłumaczyłoby to też wszystkie działania Michoża w jedną logiczną całość. Ale skąd aż taki wniosek. Ano wskazywały na to jeszcze inne sprawy. Od drobnostek Ani akolita ale i gorliwy fanatyk wręcz Sigmara był w klasztorze traktowany jak pies. A to klasztor stał za Michożem. Dalej zamknięty kurwa klasztor Sigmara? Młociarze przecież są otwarci na wiernych i zjadliwie niszczą chaos. Zamknięcie oznacza chęć ukrycia czegoś to pewne. I łącząc to wszystko w całość daje podstawy sądzić że ów klasztor to jedynie przykrywka i że tam właśnie może być nawet i kult chaosu. Jeśli nie obejmujący wszystkich to z pewnością część braci.
Taka wersja tłumaczyłaby już i Michoża i zamknięcie klasztoru i dziwne traktowanie Aniego jak i chęć zabicia każdego kto jest zbędny. Wisienką na przysłowiowym torcie tej teorii był klon Harapa. Według wiedzy Profesora żeby zrobić coś takiego trzeba być albo Iluzjonistom i to piekielnie dobry. A dodatku "mistrzem szpady" bo ponoć oba Harapy walczyły z wielką wprawą. Albo magiem pana przemian. Ci mogli zmienić swój wygląd i to bez przeszkód chaos dawał bowiem możliwości. No i jakby jakiś mag zmienił dobrego szermierza w Harapa to ten mógłby już realnie zrobić to co zrobił. Bo jakoś myśl że kapłani to kapłani a to był mistrz iluzji i walki nie przemawiała do jego umysłu. Zostawał jeszcze Mistrz o którym profesor wiedział niewiele. Tylko tyle że ktoś taki jest i że rozmawiał z Tupikiem sam lub za pośrednictwem.
Wskazywały na to dwa fakty: Ingrid- która powiedziała co Tupik krzyczał o mistrzu do Krogulca. I Ani który wcześniej mówił że goni zaraz po wyjściu jakąś karoce. Która udałą się na zamek. I że chwilę wcześniej Tupik odbył jakieś spotkanie na osobności. Logicznie kalkulując najprawdopodobniej człowiek w karocy był kimś od Mistrza. Heinrich i tu już miał wnioski do których nikt prócz niego jakoś nie doszedł. Ale w końcu to on był najinteligentniejszym a już na pewno najlepiej wyedukowanym człowiekiem w Rosenboru. Mistrz wysyła klona mniejsza już nawet o podejrzenia co do pseudosigmarytów. W ręce wpada mu banda jak się okazuje niesfornych ale sprawnych morderców. W tym samym czasie Krogulec staje się również niesforny. Miejscem na nową siedzibę dla Tupikowych ma być Diva. Oczywiste jest że tam gdzie się spotyka dwóch potencjalnych Capo tam z czasem zostanie tylko jeden. Mistrz ów z pewnością był Kultystą dążył do rozlewu krwi co mu się zresztą udało.... A z tego co wiedział Wolfborg taki masowy rozlew może być jednym z kilku elementów potrzebnych do zrobienia czegoś naprawdę nieprzyjemnego. Czytał do czego zdolny jest chaos.....
Całością postanowił podzielić się z Tupikiem ale i Levanem oraz Grecznym niech wiedzą jakimi durniami wszyscy są. Dali się wciągnąć niczym dzieci w pułapkę. Tupik to bystry niziołek inteligentny, pomysłowy. Ale nie był typem naukowca wnioski szczegółowe analizy... To chyba nie jego działka. Inna sprawa że wyraźnie dał się ponieść sytuacji. Walka o miasto przyćmiła mu wszystko inne. Profesor opowie mu jego wnioski ale i drogę do ich dojścia. Jak tylko wrócę koło południa teraz list i kilka innych spraw.
 
Icarius jest offline  
Stary 03-05-2010, 13:07   #135
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Każda akcja wywoływała reakcję. Uderzone dziecko zaczynało kwilić a uderzony Matt oddawał. Krogulec także musiał podjąć reakcję po wczorajszej akcji Tupika. Świadomość, że Tupik sam działał w reakcji, w niczym nie zmieniała faktu, że jego odpowiedź była kolejnym naciskiem, presją na Krogulca. Niestety. Chciał uśpić jego czujność, udobruchać go na tydzień, Tupik nie miałby i tak wątpliwości kto przyczynił się do śmierci Magnusa... a potem kolejnych jeszcze ważniejszych dla bandy Tupika osób. " Myśl Tupik, co według ciebie zrobiłby Krogulec... Poszedł by do Mistrza domagając się pomocy bądź wyjaśnień... lub pójdzie do wrogów Mistrza aby raz na zawsze uniezależnić się od skurwiela." Na wroga kreował się Czarny Karl, lecz prócz informacji jakie przekazał im Miżoch niewiele o nim wiedzieli. Informacje Miżocha mogły być zresztą przekłamane, jak co najmniej połowa innych rzeczy jakie im przekazał.

Jedyne co mógł zrobić Tupik to popsuć Krogulcowi stosunki z Mistrzem oraz odciąć go od sojuszników. Tupik zdawał sobie jeszcze jedną sprawę z konsekwencji zaistniałej sytuacji. Każda organizacja dla swej spójności i jednokierunkowego działania, musiała mieć swego wroga. Był to system stary jak świat, ale się sprawdzał. Poczucie wspólnego zagrożenia jednoczyło jak nic innego. Póki co tym zagrożeniem w sposób oczywisty pozostawał Krogulec. Na nim trzeba było skupić swe bezpośrednie działania, lecz nie zapominać o prawdziwych wrogach, czających się w ukryciu.

Tupik zabrał się za pisanie listu, miał już swoje przemyślenia obecnie wsparte o wiedzę. Co prawda wiele było jeszcze luk, ale gdy brakowało wiedzy i czasu należało przynajmniej psuć plany przeciwnikom, sabotować ich działania spowalniając jeszcze bardziej. Nie wiedział jeszcze czy pokaże ten list komukolwiek, od zaglądających mu przez ramię osobników odsuwał się, a że miał ścianę za plecami, ciężko go było obejść. Matta czy Levana polityka i tak nie interesowała, a Profesor...? Nie wiedział jeszcze co profesor zrobiłby z tą wiedzą, po części kwestia jak zostanie załatwiona sprawa Maxa czy komentarzy odnośnie sytuacji w nocy miały o tym zadecydować. Tupik nie mógł sobie pozwolić na podważanie autorytetu z trudem zdobywanego, wiedział, że wszyscy krzywo patrzą się na Matta i na jego nocną działalność. Był go gotów jednak bronić, jak zawsze, wskazując celnie plusy jak choćby sześciu nowych rekrutów, zaprawionych w boju i przestępstwach rzezimieszków. Tupik podobnie jak Profesor znał się na polityce, podobnie jak on wolał unikać rozlewu krwi, zastanawiał się jednak czy Profesor pozostawiłby samotnie swego przyjaciela w myśl zasady nabroiłeś to sam po sobie sprzątaj... Taką zasadę można było wyznawać wobec obcych, a nie wobec towarzyszy którzy przez pół życia chronili twe dupsko tak jak ty chronisz ich... Tupik wiedział sporo o polityce i wiedział też, że kulturalne dysputy i uczciwe kompromisy są możliwe niemal wyłącznie na dworach a i to było często ściemą, osłaniającą trucizny, spiski i zdrady jakich dopuszczała się szlachta...


List


"Książę Nicolas Rousso

Szacowny Książe
W imieniu nowo założonej Gildi Złodzieji chcielibyśmy zaproponować księciu swe usługi licząc na owocna współpracę i kreatywne wsparcie mające na celu przywrócenie porządku w mieście.
W przeciwieństwie do straży czy też wysłanych gwardzistów dysponujemy zorganizowaną siatką wywiadowczą którą polecamy na Pańskie usługi, zaniepokojeni wydarzeniami które mają nadejść za tydzień w noc geheimnisnacht proponujemy zaciśnięcie współpracy w celu uniknięcia katastrofy która nad miastem wisi.
W zamian za immunitet najważniejszych członków gildii przynajmniej na okres miesiąca czasu, oferujemy pełną wymianę informacji dotyczącej zarówno kultystów jak i innych sił działających w mieście i wpływających na to co ma się wydarzyć.

Po nocy geheimnisnacht immunitet ostanie się przy najważniejszych osobach z gildii reszta członków zaś uzyska specjalne prawa na mocy których najgorszą możliwą do zasądzenia karą będzie więzienie - w zamian będziemy kontynuować współpracę, rozszerzając jej zakres w zależności od wymagań i potrzeb księcia. Nie muszę chyba wspominać iż owe glejty pozwolą na lepszą i szybszą konsolidację półświatka i przywrócenie porządku - na czym jak rozumiemy zależało Księciu. Wsparcie finansowe byłoby równie mile widziane a nawet zwrócone po okresie doprowadzenia miasta do porządku.
Proszę o przekazanie pisemnej odpowiedzi posłańcowi wraz z glejtami dla dziesięciu osób na okres miesiąca czasu, których nazwiska i imiona dopiszemy sami. Proszę też rozważyć propozycję stałego przedstawiciela w gildii wyznaczonego przez Szacownego księcia.
Warunki postawione przy pierwszym spotkaniu są niestety nieakceptowalne, proszę o przemyślenie sprawy raz jeszcze mając w świadomości, że Gildia może spaprać sytuację w mieście jeszcze bardziej, nie wspominając już nawet o ujawnieniu wszystkim kto pociąga za sznurki - postawienie Gildii pod murem będzie stanowiło nacisk na który Gildia odpowie. Pomoc i zrozumienie zostanie zostanie zaś odwzajemnione i niech Sigmar czuwa nad naszą współpracą gdyż bez niej biada miastu temu.
Z poważaniem
Szef Gildii Złodzieji w Rosenbergu

Tupik
(pieczęć)"

zrobiona z wosku z odciśniętym amuletem Aniego, który po jego śmierci zawisł na szyi halflinga...
Na końcu listu dodał jednak:

"PS. Jeżeli wiadomość ta nie dotarła do Księcia a "jedynie" do rąk Mistrza, ponawiam swe propozycje i oczekuję glejtów. Jeżeli jesteś Mistrzu na tyle silny by przejąć tą wiadomość przed Księciem, jestem pewny, że z glejtami również sobie poradzisz, z kontrolą jego gwardzistów jak wiem problemów nie masz... Nie łudź się też proszę, że zdołasz mnie wiecznie zwodzić, czy uchronić książęce uszy przed poznaniem prawdy. Ta w końcu doń dotrze i ja się o to postaram.

Jeśli zaś jesteś Mistrzem i Księciem w jednej osobie, to winszuję przebiegłości i mądrości. I nadal ponawiam swe prośby zawarte w liście. Możemy być przyjaciółmi bądź śmiertelnymi wrogami, możemy zadbać aby sprawa pozostała w tajemnicy, lub sprawić, że usłyszy o niej całe miasto, a także osoby spoza niego. Z mą śmiercią zostanie wdrożony mój testament , który będzie solą w oku każdego ukrycie rządzącego w tym mieście. Jeśli uważasz, że nie jestem do tego zdolny , zapytaj Krogulca, on ci powie do czego jestem zdolny... a nie widział nawet ułamka tego co potrafię.

Wiadomość tą wysyłam przez miastowego posłańca, aby dać Ci szansę na jej przejęcie. Nie wątpię iż kontrolując gwardię kontrolujesz i inne sprawy które do zamku wpływają z zewnątrz. Zapytam Cię więc raz a dobitnie. Czy masz kontrolę nad całym zamkiem? Nad wszystkimi ludźmi którzy mają lub mogą mieć dostęp do księcia? Ja wiem, że nie masz, a nawet gdybyś miał to zawziętość halflingów przełamie każdą przeszkodę. Pamiętaj o tym proszę zanim postanowisz być na mojej drodze przeszkodą.

Nie łudź się też, że Krogulec może Ci pomóc w czymkolwiek. Jego dni tu są policzone, niezależnie od pomocy jaką możesz mu potencjalnie udzielić. Nawet gdybyś obsypał go złotem to i tak każde jego działanie spełznie na niczym a w tydzień nie uradzi z całym miastem i ja tego dopilnuję. Radzę realnie pomóc mi teraz, kiedy masz jeszcze na to czas i szansę, gdy już będę silny ( a w ciągu dnia przejąłem jego najlepszych ludzi, ustaliłem gdzie mam pisać i znalazłem lepszą kryjówkę od tej przez was zaoferowanej... ), dopilnuję, by wszyscy moi ciemiężyciele dostali to na co zasługują. A póki co Twoje poczynania plasują Cię z w niezbyt dobrym świetle...
Czekam na glejty i pieniądze, w zamian oferuję anonimowość i współpracę opartą na zasadach gildii tak jak to opisałem na wstępie. Pakunek proszę przekazać posłańcowi, kierując go do karczmy "Kuźnia". Niech odda ją osobie, która rzeknie doń " Sigmar zawsze zwycięża"

Tupik
Wróg czy przyjaciel, to jeszcze zależy od Ciebie..."

Ostatnia adnotacja i hasło miała "trafić" w uczucia Mistrza, o ile rzeczywiście miał cokolwiek wspólnego z kapłanami czy samym Sigmarem. Tupik wiedział, że tak czy inaczej list będzie adekwatnym działaniem, do tego co robi w tym czasie Krogulec. Akcja - reakcja. Niezależnie czy list dotarłby do Mistrza czy Księcia, jeden i drugi musieli zareagować. Tupik miał tylko nadzieję, że po jego myśli. W najgorszym razie pozostawała by ciągła ucieczka przed gwardią i strażą...ale czy już nie uciekali?

Tupik jako jedyny chyba w karczmie, zdawał sobie sprawę, że nie mogą zostać tu dużo dłużej a już na pewno nie na noc. Braci Big Benów posłał na miasto w poszukiwaniu wolnych, nieprzejętych zakapiorów, mających odtąd pracować dla Helmuta jako ochrona. Miało być ich sześciu i choć karczmarz protestował przeciwko takiej ilości, Tupik uspokoił go , że to tylko na czas tygodnia, dopóki Krogulec żyje. Nie mieli być jednak ze stricte środowiska złodziejskiego raczej byli wojskowi czy przekupni strażnicy z czasów Harapa.

List miał zostać wysłany przez posłańca. W karczmie zaś odebrać przesyłkę miał nie kto inny jak Helmut, chyba że Profesor zostałby na tyle długo. Tupik nie chciał go jednak do niczego zmuszać, miał póki co tylko jedną osobę którą musiał do czegoś zmusić...

- Masz , włóż to - Tupik po jakimś czasie dotachał w końcu zbroję Aniego, mimo że ciężka była jak sam skurwysyn.
- Buahaha - Grzeczny roześmiał się Tupikowi w twarz, początkowo biorąc sowa malca za żart. Chwilę później oprzytomniał, zdając sobie sprawę , że malec nie żartuje. Skrzyżował nawet ręce na piersi, mową ciała protestując aż nadto...
- Chyba cię popierdoliło, nie będę chodził w tej kupie metalu. Co ja zakonnik jakiś? - próbował protestować, na początku śmiało z werwą, ta jednak opuszczała go na widok wpatrzonych weń spojrzeń. Nie tylko Tupika, zimnych, twardych, nie słuchających kalkulacji czy protestów Matta. Nie po tym co wydarzyło się w nocy a Tupik nie chciał mu przypominać, że to z jego powodu, przez tydzień muszą w ogóle obawiać się Krogulca i stosować najwyższe środki bezpieczeństwa. Kolczuga i nagolenniki Wasilija miały przypaść Levanowi ( o ile je chciał czy potrzebował), póki co szabla Wasilija przewieszona była przez Tupikowe plecy z czarną wstążką przepasaną na rękojeści. Wstażka nie miała zniknąć dopóki jego morderca chadzał po ziemi, a tak się składało, że przyboczny Krogulca jak ognia unikał w starciu Grzecznego i wycofał się wraz ze swoim panem gdy tylko nadarzyła się okazja...
Noże po Erice , cała masa noży zabezpieczały teraz Tupika, podobnie jak ta młoda, urocza kobieta, chronił się sztyletami , po części mając wrażenie, że zrobił już sobie z nich pancerz... Wiedział, że jeśli dane mu będzie wykończyć szmaciarza który zabił jego ludzi, będzie to musiał zrobić prawidłowo. Oręż Eriki idealnie nadawał się do pozbawienia delikwenta oczu i języka i zachowaniu go jednocześnie przy życiu... aby jak najdłużej czuł ból umierania.

Czekał jednak wciąż na decyzję profesora, tyczącą się Maxa. Miał nadzieję, że nie będzie potrzebował kolejnej prywatnej rozmowy z Profesorem, aby uświadomić mu jak bardzo potrzebny mu jest Max w starciu z Krogulcem czy przy rozmowach z Karlem... Zresztą banda Tupika wyraźnie się przetasowała i de facto dysponował on niemal zupełnie innymi ludźmi niż Ci którzy przywitali Profesora...
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 03-05-2010 o 14:09.
Eliasz jest offline  
Stary 03-05-2010, 15:20   #136
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
No właśnie list miał być bezpośredni.
Drogi panie Karlu. Chciałbym się z panem skontaktować. Chciałbym poinformować iż słyszałem o pana renomie bycia wielim złym wyznawcą chaosu. Wiem też iż to nie prawda i być może plotka dyskredytująca pana a być może wręcz świadomy kamuflaż. Wiem iż sługi chaosu szykowały na pana zamach rękami miejscowych rzezimieszków. Nie doszedł on jednak do fazy realizacji główny wykonawca nie żyje. -tu profesor nie pisze wprost zostawia w domysłom czy osoba pisząca list czasem nie powstrzymała zamachu. Wiem też że w zamku u boku słabowitego księcią zalągł się chaos i to on czyha na pana życie. I że za wszystkim stoi człowiek zwany Mistrzem. Którego część osób w tym mieście błędnie o zgrozo ma nawet za przedstawiciela Sigara. Obaj też wiemy o nadchodzącej tragicznej nocy gdy to siła chaosu może dać o sobie znać. Niestety powoli wszystko zdąża ku najgorszemu ludzie na ulicy się wyrzynają. Bandyci zabijają się wzajemnie dopełniając kolejnego elementu do tajemniczego rytułału. Do tej pory pan tego nie zatrzymał.... być może z braku wiedzy być może sił. Jeśli chce się pan wymienić wiedzą. I być może połączyć siły by zatrzymać ową maszynę zniszczenia, której koła poszły już w ruch. Zapraszam dziś dwie godziny po południe do karczmy xxx. (Wskazał inna karczmę niż kuźnia taką najbliżej domu Hansa i ich nowej siedziby.) Radziłbym dostać się tam w przebraniu i dyskretnie nigdy nie wiadomo kto pana czy mnie obserwuje. Będę przy stoliku najbliżej prawego górnego rogu karczmy. Proszę przyjść zamówić wino u karczmarza i dosiąść się do mnie. Może pan przyjść z obstawą nie przeszkadza mi to. Bo wiem iż ów list może być odczytany jako zasadzka. Niech pan jednak rozważy że mogę być pana jedyną nadzieją. Do tej pory nie udało się panu tego zatrzymać a zostało już tylko 6 dni. Przepraszam za formę listu i kontaktu ale dopiero teraz udało mi się przejrzeć do końca intrygę mrocznych sił. I jestem tym wszystkim wstrząśnięty.

Podpisane Przyjaciel. I pieczęć rodu Estalijskiego.

Profesor wyszedł zabrał ze sobą Klausa dając mu list jeszcze w swoim pokoju. Dasz to Karlowi Czarnemu. Jak jest mi to obojętne. Najlepiej do rąk własnych. Choć nie musisz zrobić tego osobiście. Musisz być pewien jedynie że list dotarł. Doszedłem do wniosku jednak że trzeba działać szybko, w sprawie tych kultystów co ci mówiłem wczoraj. Zadziałamy bezpośrednio nie ma czasu na gierki i sprawdzanie drugiej strony zostało 6 dni. Jeśli i on to to zrozumie przyjdzie na spotkanie czas na szczerą rozmowę z kimś kto gra po naszej stronie. Idziemy na zewnątrz tam za chwilę dojdzie Hans on też w odpowiedniej chwili powie ci gdzie szukać Karla. Idziemy.

Na zewnątrz nie trzeba było długo czekać na umówionego Hansa. Profesor uśmiechnął się obok Hansa szli trzej kislevczycy.
Panowie zdecydowali się zatrudnić u tak znaczącej persony jak pan panie Wolfborg.-grał swoje Hans. Widać doszedł do wniosku że to iż się przyjaźnią nie musi być widziane przez osoby trzecie. Niech widzą że dla niego pracuje i tylko tyle. Myślał całkiem zresztą słusznie sierżant.
Stawkę mają już omówioną.

Przed pozostałą dwójkę wystąpił jeden z kislevczyków. Warunki znamy i rozumiemy-uniknoł słowa panie. Zapłata jest godziwa a i ten-wyraźnie spojrzał na Hansa z mieszaniną pogardy i strachu. pański człowiek wszystko nam wytłumaczył. Praca dla pana- tym razem doszedł do wniosku że to dobre słowo. Będzie dla nas dobrym wyjściem. Jakoś nie pali nam się do udziału w tej całej wojnie na ulicach. A wiemy że z panem, nawet jakby z rozkazu walczyć przyszło to nie będziemy mięsem armatnim. Wiemy że nowi w gangach tak właśnie byliby potraktowani. Na wojaczce ino się znamy

Jesteście kurwa dezerterami- wtracił się Hans.

To właśnie chce job twoja mać wyjaśnić.-rzucił zdecydowanie drugi. Znamy się kurwa na wojaczce szabelką robimy nie tęgo. My nie byle obdartusy z ulicy my żołnierze. Twardzi nie byle chłystki. Ale kurwa panowie tam na naszych ziemiach nasz oddział wyrżnął demon. Jego szable się nie imały. Rozpierdolił łeb kapitana jakby to jakaś sałata była nie lita czaszka. Tu przyjechaliśmy by "uczciwie" zarobić na machaniu tym.-ponownie chwycił za szable. Tam ta psia służba za marne miedziaki do grobu by nas wpędziła. A z człowiekiem każdym staniemy i zawsze niezależnie od liczby-dodał jakby chciał podkreślić ich wartość i to że nie są byle kim jak sugerował Hans. Ale siły piekielne to nie dla nas. Maruderów ba ludzi chaosu zawsze chętnie wyślemy na tamten świat. Bądź co bądź ojczyznę nam niszczą. Ale demonowi panie nikt prócz magów i kapłanów nie stanie. A my nimi nie jesteśmy.

Dziewki mają o tobie inne zdanie. Sam słyszałem jak jedna krzyczała do ciebie jak ją brałeś na sianie że to chyba magia- rzucił trzeci.

Cisza rzucił pierwszy. Mam nadzieję że to wszystko wyjaśnia my jesteśmy proste ludzie. Umowa-wyciągnął rękę pierwszy.

Umowa. Przyjął uścisk Profesor. Po czym skierował ten sam gest do pozostałej dwójki. Chciał mieć pewność że każdy z nich robi to za siebie.- uśmiechnął się też na widok zbaraniałego Hansa. Ten już nic nie powiedział i miał zaciśnięte wargi. Znaczy wiedział że i on demonom by nie stanął. Zabawna była dwuznaczność tej sytuacji. Kislevici na służbie u profesora mogli okazać się bardziej pomocni sprawie zwalczania chaosu aniżeli kładąc głowę gdzieś na stepie. Zwalczali zresztą ten najgorszy rodzaj plugastwa bo ten ukryty.

Dobra Hans co z więzieniem?
Dziś na zmianie jest John swój człowiek zastąpił w ostatniej chwili Tomma bo ten to kurwa za chuja by nam nie pomógł. Mamy tam sporo pijaczków i innych nie godnych uwagi drabów. Ale powinien zainteresować cie Berserker ponoć z samej Norski..
Profesor wszedł do budynku straży sam obstawę w tym Klausa zostawił na zewnątrz. Odstawił szopkę pod tytułem: Ja tu w odwiedziny do rodziny. John go przechwycił. Widać po nim było teraz że to jeden z ludzi którym Hans puścił towar w kredo. I teraz maja oni pracą odkupywać działki.
Ten berserker panie to taki topór długi miał.- zaczął młodzieniec syn jednego z kapitanów więc przydzielony do bezpiecznej pracy strzeżenia więzienia. Widać że pokazując jaki skończył mu się już zasięg rąk. Widać że ponosiła go fantazja. Idąc dalej jego opisem facet miał rozmiary dwóch Mattów. Trzymamy go w loszku o tam- pokazał zejście do podziemi. Okazało się że zarówno strażnica jak i więzienie w niej będące to całkiem nieźle ufortyfikowane miejsce. I to częściowo z kamienia nie byle co.... To pozostałość jeszcze najwyraźniej z pokolenia ojca obecnego księcia a może i dziada. Gdy miasto było niebezpieczne jak i teraz ale straż walczyła z tym na ostro... Później przyszły czasy i obecnego księcia i zmierzchu jego życia stary ponoć on już był. Co i tłumaczyło czemu tak łatwo się nim manipuluje. No i oczywiście Harapa. Wtedy to budynek zaczął trochę podupadać. Wiadomo przecież było co Heinrich wiedział od Hansa że za Harapa był układ na mocy którego działała całkiem sprawna i obopólnie korzystna umowa miedzy nim a strażą. Która podziała strasznie pustosząca na stan osobowy więzienia. Profesor na wieczór był już umówiony z samym dowódcą straży na rozmowę w cztery oczy w jego gabinecie. Wiedział od sierżanta że stary z chęcią sięgnął po działkę czystej którą podsunął mu Hans z rana. I że jest gotowy i chętny do rozmowy.... Pewnie liczy na darmowe porcje w ramach układu. Kto wie co tam ustalimy. Bo to że się dogadają było niemal pewne. Obaj byli ludźmi biznesu a tacy zawszę się dogadają.- ale do wieczora jeszcze daleko.

Wtem profesor mijał jedną z cel pozornie niczym się nie różniła od innych ale przy kracie leżał skatowany mężczyzna. Przyjrzał się mu i dostrzegł araba nacja ta była bliska jemu sercu. Bowie uczył się kilka lat na światłych uczelniach w tamtejszych krajach i wiedział że ich wiedza przewyższa tą znaną w starym świecie. Człowiek ten był drobny jak na araba przystało ale umięśniony i widać było że daleko mu do kupca. Dalej na macie leżał elf sądząc po resztkach ubioru skórzanej zbroi i fryzurze chyba jakiś myśliwy. Czy łowca kij go wie... Również blady i skatowany jak poprzednik dodatkowo końcówki uszu miał przypalone i obcięte. Trzeci jegomość leżał jak dwójka poprzednich również był ciężko pobity miał na sobie szaty mnicha a może kapłana ciężko było ocenić.

Kim oni są?-zapytał profesor przystając na chwile.
A to panie durnie.... Znaczy wczoraj jakiś wielmożny z kolegami popił ale wie pan duża szycha gość samego księcia dużo może. Agresywni trochę byli i tego tam pokazał na elfa w sześciu opadli. Skatować chcieli bo do rozrywki im wartko było a wie pan jak teraz jest nie ludziami pomiatać najłatwiej. Ranił jednego jak się bronił sztyletem po łuk sięgnąć nie zdążył. To tamci tym chętniej się pastwili widzisz tam mu nawet uszy przypiekli...-pokazał palcem to co Profesor dostrzegł już wcześniej. Ten drugi wskazał na araba to jakiś nienormalny. Szedł wtedy ulicą a w zasadzie to na koniu jechał. Jak nie podjechał jak łba pachołkowi nie rozwalił pierwszemu. Panie to dopiero rąbniecie było. Ale widać że nie miejscowy kalkulować nie potrafił sam na 5? No po pachołku to na 4. W mig go opadli i mieli już dwie ofiary. Na końcu do kompletu wypadł tamten. Wskazał trzeciego mężczyznę. To miejscowy Shajlita czy Shaita no wie pan ten od ogniska domowego co to rannych leczą ludziom pomagają. Mają tu taką małą nor... Znaczy przybudówkę przy świątyni młotodzierżcy. Wiesz taka mała świątyńka. Ludzie z nich kpią bo takie ideały to chyba nie u nas.-dobitnie powiedział młody Znaczy słuszne i jedyne tylko trochę nie życiowe tu w księstwach. Siedzi ich tam 2 kapłanów i kilku akolitów. Ten to chyba młodszy z tej dwójki a może akolita ciężko powiedzieć nie bywam tam ale przypomina tego kapłana.
Wróć do głównej myśli- powiedział łagodnie Profesor.
A no i wiesz tamten te swoje dyrdymały żeby zostawić odstąpić nie rozlewać krwi itd. Ten wielmoża jak mu lutnoł.... Potem wiesz panie patrol szedł rozdzielili. Wielmoża łby ich chciał ale kapitan Derlat załagodził sytuację. Szlachciura wziął konia i sakiewkę pękatą za zabitego pachołka jako rekompensatę. A tych trzech aresztowano za zaburzenie porządku i rozbój. Z prawdą jak słyszysz panie ma to niewiele wspólnego ale prawda to teraz rzecz deficytowa. Zresztą kres na nich przyszedł rozkaz dostałem żeby po cichu zakatrupić cała trójkę. Ponoć szlachciurę coś z rana energia roznosi i miał takie widzimisię. I już się odwieść na trzeźwo od tego nie dał. Dał za to w łapę komu trza pewnie nie dużo bo i te gnojki niewiele warte. Więc wezmę Toma i Paula i trza ich będzie sprzątnąć mus to mus.-zakończył młody.
Ale panie co się smucisz Hans mówił że ten osiłek co go mamy na dole to będzie idealny dla ciebie. Zabijaka pierwsza klasa i nawet już mam pomysł jak go stąd wyciągnąć....
Milcz.- to jedno słowo sprawiło że młody wiedział już że profesor nie jest w dobrym nastroju. Bo i nie był. Historia którą usłyszał faktycznie nie pasowała do Roseborga. Ci dwaj nadstawiali karku dla tego elfa on zaś dostał za nic. Typowe tu ale te ludzkie odruchy nie były typowe. W zasadzie Profesor poczuł kłucie przy sercu co to było ciężko stwierdzić. Sumienie? A może człowieczeństwo? Może wzruszenie....
Tych trzech nie zabijecie jak wam kazano mieli zniknąć to znikną już moja w tym głowa. Wpakujecie ich do worków. Ciała ale żywe zawieziecie razem zemną do tej świątyńki. Reszta to już nie wasza rzecz.
Ależ panie ja wiem rozumiem szkoda ich i w ogóle- próbował zgadywać przyczyny dziwnego zachowania tego człeka młodzieniec. Ale musisz wiedzieć że układ był z Hansem taki że działka dla każdego z naszej trójki w zamian za tego Norsmena. Jeśli chcesz tych trzech...
Dostaniecie po 2 działki na głowę i ani jednej więcej. No i kredyt u nas na więcej w zamian za kolejne usługi-przerwał nim młody zdążył dokończyć.
Tylko wiezienie to nie ten no karczma że tak każdy wchodzi i wychodzi. Jak dam ci tych to Norsmen zostaje.-widać chciał sobie zostawić atut do kolejnych rozliczeń.
Biorę i jego dorzucę działkę- rzucił od niechcenia Profesor.
Przykro mi panię ale nie on zostaje. Ja też nie mogę przesadzać. Przyjdź za dzień lub dwa zobaczymy.-powiedział zdecydowanym tonem John.
Dam zatem za niego 10 sztuk złota.-próbował targów Profesor.
Johnowi aż się oczy zaświeciły. Byłby pewnie skłonny przyjąć ofertę. Ale błysk świadomości że to może jednak poważnie sprawić kłopoty, kazał mu powiedzieć Nie. Ale będę pamiętał cenę jaka za niego dana. Przypilnuje on nie zając nie ucieknie- w myślach John już kalkulował 10 karli to jest 10 działek i to gotówką kupie pokaże Hansowi że ja nie biedak.
John zawołał Toma i Paula załadunek odbył się po cichu z tyłu na wóz z plandeką co to na transportowy wyglądał.
Podczas podnoszenia szarpnął się Arab nie wiadomo co chciał zrobić walczyć zwidy miał.... Profesor natychmiast rzucił do niego Spokojnie bracie zajmę się tobą.-uczynił to w ojczystej mowie tamtego co go wyraźnie uspokoiło.

Na zewnątrz czekał już Hans,kislevici i Klaus widać ktoś im dał cynk. Hans na widok całego tego przytułku biedaków westchnął. Kurwa jakoś nie przypominają mi Wulfgara. Co jest John w ciula lecisz..
Tamten wyraźnie kiwnął głową na Profesora. Rozkładając przy okazji ręce w geście bezradności.Wiem co myślisz i pewnie masz racje nie mniej jednak bierzemy tych- rzucił chcąc uciąć sarkazmy Hansa profesor.
Znaczy wiesz twoje decyzje szefie. Ale coś mi się zdaje że z nich to ten pożytku nie będzie. I gdybym mógł zasugerować...- zaczął
Nie. Nie mógłbyś nie zawsze liczy się tylko zimna kalkulacja. Jedziemy do świątyni Shalyi.zakończył rozmowę Profesor.
Tfu wiedziałem. Znaczy tak jest. Tylko ja mam dziś do rozsprzedania co nieco jeszcze te wszystkie spotkania. I Klausowi mam pokazać jak dotrzeć do Karla.
Dobra spadajcie. Ty mi się też dowiedz Klaus gdzie mieszka zamkowy woźnica. Ten co karocą wczoraj powoził na lini klasztor-zamek.Hans podpowiedz mu gdzie ma szukać pewno wiesz gdzie pije służba z zamku. Woźnica swój? zapytał Johna Heinrich zajmując się kolejna sprawą. Swój, swój głowę by dał jakby języka w gębie nie trzymał. A że język mu kiedyś kat wyciął to i pewniśmy go tym bardziej.

Profesor pojechał z kislevitami i woźnicą do świątyni. Tam na miejscu poprosił o spotkanie z przeorem. Uzyskawszy je streścił mu co zaszło.
Ulecz zatem całą trójkę. Słyszałem też że Shalya w swej łasce daje moc uzdrawiania swym kapłanom za pomocą magi. Tamtej trójce pomoże już chyba tylko magia są w bardzo złym stanie.-Profesor wiedział co mówi chirurg z niego nie był ale jak się im przyjrzał na wozie to wiedział że tu już tylko magia pomóc może.
Owszem pani dała ten dar niektórym co bardziej wtajemniczonym kapłanom. Posiadam go i w tej sytuacji skorzystam z niego. Ale wiedz że nie zawsze i nie każdemu dajemy łaskę skorzystania z tego daru.-zakończył formułkę podstarzały już kapłan.
Tak, tak rozumiem wyraźną sugestie że to nie centrum rehabilitacji bandytów. I rozumiem że nie pomagacie ludziom którzy potem dalej krew przelewać będą. Ale jeden z nich to wasz. Zdaje się że kapłan choć i to nie ważne. Ocaliłem jego skórę i jesteście jakby to powiedzieć mi coś winni.
Oczywiście panie zawsze znajdziesz pomoc w tych murach. Doceniamy ten gest o jaki trudno w tym mieście. Wiemy gdzie jesteśmy ślepota nas nie dotknęła. Ale ogień nadziei naszej pani nieść trzeba wszędzie. Choć tu jest bardzo trudno datków mało...
Kpi?- pomyślał Profesor ja tu tyle dobrego zrobiłem a on że wzajemna pomoc ale co łaska nie zaszkodzi. Profesor w duchu rechotał z rozbawienia. Masz dał mu 10 złotych karli. By płomień pani świecił jasno. I by nasza przyjaźń układała się dobrze.- rzucił ze z trudem skrywanym sarkazmem. Podeślij jednak jakiegoś biegłego medyka z pośród swoich akolitów do karczmy "Kuźnia" tylko szybko. Tam też są potrzebujący. Rozumiem że ty zajmiesz się tą trójką. Doprowadź ich z pomocą tej swojej magi do stanu używalności. Elfowi i Arabowi jak się przebudzą powiedz co zaszło. Arab może nie zrozumieć choć skoro jest w starym świecie pewnie podstawowe słowa rozumie. Powiedz że przyjdę wieczorem albo jutro rano ustalić co dalej z nimi. Do tego czasu zdążysz?
-Oczywiście łaska pani ma wielką moc.
Dobra zwijamy się rzucił do swoich profesor. I nim się obejrzał był już w kuźni było jeszcze chwila do południa. Młody akolita zajął się Walterem i Ingrid ten pierwszy gdy się obudził mógł się nieco zdziwić nietypowym gościem.
Heinrich zaś rozpoczął przy stole wykład podzielił się z nimi wszystkimi przemyśleniami od nośnia: Mistrza,chaosu,sigmarytów,Michoża i Karla. Czekał na reakcję pozostałych.
 

Ostatnio edytowane przez Icarius : 03-05-2010 o 15:32.
Icarius jest offline  
Stary 03-05-2010, 18:23   #137
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Debatowali. Khazad mało gadał, wolał czynić. Choć rana na piersi wciąż doskwierała i bolała falami, straszliwie i niemiłosiernie postanowił nie tracić czasu.
-Ponoć tyżeś mnie połatał?- zwrócił się do malucha. -Wiedz, że nie zapominam o takich rzeczach.- zapewnił niziołka, po czym zwrócił się do Profesroka.
-Co dalej mam działać?- Stary wejrzał na krasnoluda w dość dziwny sposób, jakby zdziwiła go ta chęć brodacza.
-Co się dziwisz? Wczoraj prawie żem ducha nie wyzionął. Szkoda życia na siedzenie na dupie...- zapewnił starszego człowieka, który de facto był jego pracodawcą. Taka postawa Waltera musiała być dla Starego godna pochwały. Może.

-Jestem zadowolony z tego co mi zaprezentowałeś dzisiejszej nocy. Udowodniłeś swą lojalność i to że warto cie mieć przy sobie. Nasz rozkład dnia będzie wyglądał tak. Rano przenosimy się wszyscy Ja, Klaus Ingrid oraz ty na nową melinę. Dla każdego z was mam sprawy którymi się zajmiecie. - rzekł staruszek. Goi skinął głową dając do zrozumienia, że rozumie i człek może kontynuować.
-Dla ciebie przypadają dwie: Pierwsza to rozpoczniesz handel proszkiem. Znasz tu ludzi zwłaszcza takich co lubią poimprezować. Twoi mniej lub bardziej stali klienci to pierwsza grupa odbiorców. Druga to ludzie których znasz, i wiesz że ten towar będzie dla nich idealny. Pamiętaj bądź co bądź jest on używką z górnej półki, zarówno jakoś jak i ceny. Trzy potencjalni hurtownicy ta grupa interesuje mniej najbardziej.- podkreślił, aby krasnolud dobrze zapamiętał.

-Zaliczam do nich właścicieli melin, karczem, burdeli. Tylko takich których znasz i wiesz że będą chcieli tym obracać. I potrafią to zrobić po cichu. Chętnych powinno być sporo. Jak również ludzi którzy handlują innymi używkami takimi jak ty grzyby i tak dalej. Ten towar pozwoli im awansować do wyższej ligi. I tak samo ważna grupa podróżujący kupcy - może nawet najważniejsza.- zrobił kolejną przerwę aby i to krasnoludowi dobrze w pamięć wpadło.
-Jesteśmy pierwszym miastem za granicą z imperium naszym naturalnym atutem jest możliwość sprzedawania różnych dziwnych rzeczy.... Wyszukaj tych najbogatszych i zaproponuj im umowę. Każdemu hurtownikowi dasz porcję testową. Jedną którą ma wciągnąć bądź zjeść. Warunek jej otrzymania to skonsumowanie tego od razu. Przez niego bądź w przypadku szanowanych kupców przez kogoś kogo wskaże. Plus taki że od razu doceni nasz towar i dowie się o jego jakości. A jak sam to wciągnie będzie słabszy w negocjacjach. Jeśli ktoś zamówi naprawdę dużo, czyli więcej niż masz przy sobie. Odbiór następnego dnia w miejscu które wskażemy.
Dostaniesz na dobry początek 300 porcji. Za bezpieczeństwo towaru odpowiadasz osobiście.
-

Khazad cały czas uważnie słuchał, pykając fajkę. Smak tytoniu w ustach pozwalał mu się skoncentrować na tym co mówił Stary, a nie na bólu. Profesor objaśnił Walterowi jak stoją z cenami za wyższej jakości narkotyk. Brodacz nie był głupi, znał się świetnie na cenach i ich negocjowaniu, ale wolał usłuchać ran starca. Człek chciał by khazad sprzedawał minimalnie dziesięć sztuk, za dziewięć i pół korony. Za dwadzieścia sztuk rabat rósł do osiemnastu koron. Ostatecznie jednak uznał, że detalicznie też może handlować tak by jedna sztuka narkotyku była równo warta jednej, złotej monecie. Walter kiwnął głową. Rozumiał, zalecenia. Człowiek poinformował też Goia, że prowizja z sprzedanego narkotyku będzie równo warta dwudziestu procentom zarobionego złota. Profesorek oznajmił swemu pracownikowi, że rano powinien poradzić sobie sam, jednak od południa może będzie mu towarzyszyć już jakiś dodatkowy osobnik. Krasnolud zasugerował mu by była to Ingrid, bo to ona zapracowała sobie na zaufanie brodacza, jednak ostateczna decyzja będzie i tak należała do Starego. Były jeszcze dwie sprawy. Pierwsza dotyczyła zabitego Rudgera. Walter miał zapewnić osobnikowi pochówek. Taki miał zamiar. Zgodnie z wolą tamtego, Goi postanowił spalić jego zwłoki późną nocą, za murami miasta, lub w miejscu rzadko uczęszczanym. Druga sprawa dotyczyła zastępstwa luki po Rudgerze innym khazadzkim najmitą. To Walter miał takiego wybrać i zaproponować mu pracę. Nie wszystko na raz.

***

Pierwszą osobą, do której Walter się udał był Karl Brenner. Człowiek o silnym charakterze i niemałych wpływach w mieście. Krasnolud nie raz doręczał mu dość spore porcje grzybków, gdy człek zabawiał się z dziwkami. Karl był drabem i brutalem. Sam świetnie władał mieczem i szablą, ale ostatnimi czasy zaniedbał zdrowie i wpadł w rzekę wódy. Pił coraz częściej i więcej. Ochrona była dla niego niezbędna. Silnoręcy Karla znali jednak dobrze krasnoluda i nie robili mu większych problemów przy wejściu do jego domostwa. Brenner był ciemnym blondynem mierzącym grubo ponad sto osiemdziesiąt centymetrów. Kiedyś był dobrze zbudowany, teraz jego twarz była nieco wysuszona, wychudzona. Znał Waltera od strony interesów. Miał do niego sporo zaufania, bo krasnolud nigdy go nie oszukał i zawsze miał dla niego różne atrakcyjne promocje.

-Witaj mój stary przyjacielu.- przywitał się grzecznie uśmiechając szeroko. -Przybyłem do Ciebie mój drogi, by zaoferować Ci coś zupełnie nowego. Coś co może spodobać Ci się dużo bardziej niż moje grzybki.- zaczął kusząco.
-Rzecz jasna, nie będziesz bazować na moich słowach, choć zawierzasz mi, to jednak nie każę Ci wierzyć mi na słowo. Sam spróbuj a się przekonasz.- rzekł zadowolony khazad. Brodacz sięgnął ręką do kieszeni i wyjął z niej niewielki kawałek poskładanego papieru. Brodacz otwarł kilka warstw papieru i w końcu Karlowi ukazała się porcja białego proszku, który nie pachniał zachęcająco.
-Spróbuj i powiedz, co o nim sądzisz.- rzekł kładąc kawałek papieru z proszkiem na blacie stołu, po czym sięgnął po swoją piersiówkę i położył ją obok, by człek w razie gdyby się zdecydował, mógł popić przełkniętą substancję.

Karl zerknął tylko na swego wieloletniego dostawcę, po czym złapał za szklankę stojącą na stole. Człowiek nalał swej gorzały do szklanicy i wsypał biały proszek do środka. Kilkoma energicznymi ruchami ręki zamieszał zawartość i wypił duszkiem. Nawet się nie skrzywił. Krasnolud założył ręce na piersi i czekał. Wiedział, że na efekty będzie musiał poczekać kilka chwil.
-Nic nie czuję...- rzekł posępnym tonem Karl.
-Spokojnie. Poczekaj kilka minut.- uspokoił go Walter. Krasnolud zakaszlał krzywiąc się przy tym i przestąpił z nogi na nogę.
-Usiądź zatem.- zwrócił się do khazada. Brodacz usiadł i rozejrzał się po wystroju domostwa swego stałego klienta. Zapanowała cisza. Na czole Karla pojawiły się pierwsze krople potu, zaś jego źrenice mocno się rozszerzyły.
-Co u Ciebie w ogóle słychać? Jak idą interesy? Do przodu?- spytał Karl.
-Bywało lepiej. Ten towar zapewni mi lepszy byt.- wskazał rozwiniętą kartkę, leżącą na stole, w której przed chwilą jeszcze znajdował się proszek.
-Ano chyba, że tak. Dobra wiesz co? Jest fajnie. Będę to kupować, ale z grzybków nie zrezygnuję. Także wpadnij do mnie za dzień, lub dwa.- oznajmił kupiec. Walter uśmiechnął się i skinął mu głową. Pierwszy klient był załatwiony.

***

Kolejnym stałym klientem brodatego przemytnika była Lady Zuzu. Burdel mama "Chwili zapomnienia". Kobieta nie tylko sama korzystała z używek, które zapewniał jej Walter, ale i dawała nie raz klientom, którzy przychodzili zabawić się z jej podopiecznymi i chcieli za drobną opłatą dodatkowe wrażenia. Była to wypudrowana kobieta w wieku około pięćdziesięciu lat. Ubierała się zawsze w pstrokate suknie i gorsety. Nieustannie towarzyszył jej barczysty ochroniarz Arto. Khazad nie raz słyszał, że to on przynosił jej sporo przyjemności nocami, gdy Zuzu udawała się do swej prywatnej izby znajdującej się na samym końcu jej przybytku. Brodacz pokłonił się przed nią dworsko. W głównej izbie, gdzie ona siedziała stało kilka wygodnych foteli z skór sprowadzanych z dalekiej Bretonii. Zuzu siedziała wygodnie rozłożona na jednym takim fotelu, gdzie zawsze przyjmowała gości. W powietrzu unosił się intensywny zapach mieszaniny perfum, olejków i kadzidełek. Nie miała szlacheckiego rodowodu, ale uwielbiała, jak tak ją traktowano.

-Lady Zuzu...- zaczął Walter, przysiadając na jednym, wolnym fotelu.
-Od kilku lat zapewniałem Ci artykuły, z których jakości zawsze byłaś zadowolona. Dopasowując się jednak do wymagań moich klientów podniosłem sobie poprzeczkę i załatwiłem coś, z czego możesz być niezmiernie zadowolona.- wyjaśniał, a ona słuchała.
-To proszek, który należy wciągnąć nosem, bądź wypić rozmieszany z napojem. Zaklinam się na krasnoludzki honor, że będziesz jeszcze bardziej zadowolona niż z grzybków, w które Cię zaopatrywałem. Nie będę jednak rzucał słów na wiatr. Mam porcję przy sobie, abyś sama pani mogła spróbować.- rzekł do kobiety oczekując jej decyzji. Zuzu milczała. Spojrzała tylko na kartkę i na swego ochroniarza. Człowiek błyskawicznie rozpoznał jej spojrzenie wiedział o co jej chodziło. Wielkolud wskazał khazadowi drzwi.
-Przyjdź za godzinę, lub dwie.- burknął Walter zaś uśmiechnął się, oddał pokłon w stronę Zuzu i wyszedł. Widocznie chciała osobiście sprawdzić z pomocą swego przydupasa sposób działania proszku. Walter miał w głowie poukładany plan działania.

***

Ostatnim i najbardziej zaufanym klientem Waltera był jego rasowy kuzyn. Bruni Silverfist. Krasnolud był rzeźbiarzem i nierzadko korzystał z grzybków Waltera, które zmieniały jego percepcję i dodawały mu masy wyobraźni, dzięki czemu jego dzieła były perwersyjne, abstrakcyjne i zarazem atrakcyjne. Goi zastał starego znajomka i stałego klienta w jego pracowni, obok domu. Bruni był wyjątkowo niski jak na khazada, jego wielki brzuch i krótkie ręce sprawiały wrażenie, że brodacz jest jakąś kpiną natury, jednak talent, którym go obdarowała ta sama natura nadrabiał wybraki fizyczne.
-Cześć!- krzyknął do Bruniego w ich rodzimym języku. -Moje grzybki, już Ci się skończyły? Nie ważne, mam coś dużo lepszego. Po tym towarze, wyrzeźbisz popiersie Imperatora nawet na niego nie patrząc!- zapewnił klienta Walter. Jak na krasnoluda miał niezłe gadane. To była podstawa jego profesji.


-Trzymaj.- rzekł wyciągając z kieszeni próbkę, której Bruni miał spróbować.
-Spróbuj i powiedz czy Ci się podoba. Gwarantuje, że zapragniesz więcej...- zapewnił znajomka.
-Taa? Dawaj no to ścierwo.- rzekł gromko, głosem przepełnionym entuzjazmem. Khazad wysypał zawartość opakowania na język i popił czerwonym winem krzywiąc się przy tym na twarzy. Smak proszku był drętwy, gorzki i palił w język.
-Jak Ci się spodoba, to wiesz gdzie o mnie pytać.- uświadomił rasowego kuzyna.
-Nie trza będzie, jak gadasz, że dobre gówno to się skuszę. Jak cenowo?- spytał Bruni.
-Dogadamy się, kiedy odwiedzę Cię z większą ilością, ale nigdzie w mieście tego nie dostaniesz. Nawet jeśli, to nie taniej niż u mnie.- zapewnił go Walter i opuścił jego zakład i udał się w jeszcze jedno miejsce, choć tam miał zamiar nie sprzedawać a kupić rzadki towar.

***

Sklep Rurika syna Gutrima był dobrze znany w mieście. Można tu było znaleźć nie tylko rzadkie przedmioty krasnoludzkiego pochodzenia. Rurik handlował nie raz z elfami i niziołkami z ich krain. To właśnie w tym sklepie Walter miał zamiar znaleźć pistolet skałkowy. Rurik był dumnym przedstawicielem krzepkiego ludu. Ruda, zadbana broda sięgała mu okolic brzucha. Zawsze nosił swoją kolczugę, którą odziedziczył po ojcu, który z kolei miał ją po dziadku sklepikarza.
-Jak interes?- spytał rasowego kuzyna.
-Aj, aj! Jakoś idzie. Szukasz czegoś konkretnego?- spytał Rurik. Walter podszedł do lady i rozejrzał się dookoła. Wiedział, czego szukać. Khazad zakaszlał i skrzywił się nieco z bólu, po czym wskazał ruchem ręki Garłacz zawieszony na ścianie.
-Takie cacko. Ile za nie chcesz.- rzekł w końcu.
-Sto złotych karli. Dla Ciebie pięć mniej.- odpowiedział krótko charakterystycznym tonem, który zniechęcał do dalszych negocjacji. Walter skinął głową.
-Jak już będę tyle miał, to go wezmę. Jak możesz to schowaj go dla mnie, bo kiedy tu wrócę to tylko kwestia czasu.- skomentował po czym pożegnał się z Rurikiem i wyszedł.


Do "Chwili zapomnienia" Walter miał dość daleko, więc szedł pośpiesznym krokiem. Gdy dotarł na miejsce, zdziwił się nieco, że Arto i lady Zuzu, jeszcze nie było. Była za to jakaś młoda kurewka, która widać wyczekiwała brodacza.
-Lady Zuzu, jest bardzo zadowolona z twojego towaru, będzie chciała więcej.- rzekła.
-Nie można z nią porozmawiać?- spytał zdziwiony Walter. Dziewka rozłożyła ręce w geście bezradności.
-Niestety jest zajęta...- zaakcentowała ostatnie słowo. Jak widać jej młody ochroniarz był całkiem sprawnym młodzieńcem. Albo dawał radę kilka razy, ją zadowolić, albo co lepsze robił to jeszcze jeden raz. W każdym razie liczył się efekt i pozytywna odpowiedź burdel mamy. Goi kiwnął głową i opuścił "Chwilę zapomnienia". Pozostawała jeszcze kwestia zabitego Rudgera, ale tym Walter miał zająć się osobiście. Chciał nocą, spalić ciało, jak życzył sobie tego jego martwy znajomek. Brodacz udał się do Heinricha i zdał mu raport z obecnej sytuacji. Musiał chwilę odsapnąć, napić się trochę gorzały, nabić fajkę i mógł ruszać w dalszą drogę.
 
Nefarius jest offline  
Stary 03-05-2010, 21:28   #138
 
Trojan's Avatar
 
Reputacja: 1 Trojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skał
Matt „Grzeczny” Burgen


„Jak coś robisz, rób to dobrze, albo wcale”.

Tupik miał rację. W pewien sposób. Grzeczny nie musiał mu tłumaczyć swego spojrzenia na sprawę. Rozumieli się obaj. Grzeczny wiedział, że tam, na Płatnerskiej, musiał stawić czoła Krogulcowi. Gdyby olali Wasilija żaden zbir w mieście by się do nich już nie przyłączył. Bo niby po co stawać po stronie tych, którzy w dupie mają swoich ludzi? Musieli wpierdolić za swojaków Krogulcowi. Musieli. Inaczej opuścili by ich wszyscy.

Jednak była i druga strona medalu tego wszystkiego. Grzeczny podważył wprost słowo Tupika. Nie zastosował się do jego ustaleń. I choć wiedział, że nie mogli postąpić inaczej, to jednak nie zmieniało niczego. Ci, którzy byli tam na Płatnerskiej widzieli tylko herszta Tupika i Grzecznego, człowieka Tupika, który zdanie swego szefa miał w dupie. W zasadzie Grzeczny ich wszystkich miał w dupie również. Podobnie jak ich zdanie. Jednak jeśli ich banda miała mieć jakiekolwiek zręby karności, jeśli słowo Tupika miało znaczyć dla kogokolwiek cokolwiek, Tupik musiał publicznie go zjebać. To też wiedzieli obaj. Grzeczny jednak powiedział to Niziołkowi, gdy byli chwilę na osobności. Wówczas również dostał od Niziołka prezent, spuściznę po kapłanie Sigmara.

- Masz , włóż to! – rozkazał Tupik. Odpowiedzi Grzecznego domyślił by się każdy. Daleka była od tych grzecznych. Czyli taka jak zwykle. Tupik jednak nawet nie mrugnął. Matt w końcu wziął z rąk malca ciężar. Przypasował kirys, naramiennik i nagolennik. Nic nie pasowało.

- Jak będzie niedopasowane to będzie dupa. – powiedział okiem znawcy oceniając jakość pancerza kapłana.

- Efekt się liczy. Nikt ci teraz nie skoczy. – Tupik w sumie miał rację. Jak zobaczą go w płycie to albo się zesrają ze strachu, albo pękną ze śmiechu. Obie reakcje wyłączą z walki.

- Będziesz musiał mnie z nieposłuszeństwa rozliczyć. – Matt dalej dopasowywał. Nagolennice mogły by w sumie zostać. Reszta wymagała poprawek. Musiał pójść na Płatnerską. W sumie i tak chciał tam pójść.

- Wiem. – więcej Niziołek nie powiedział, ale obaj wiedzieli że to konieczne. I obaj wiedzieli, że gdyby przyszło do następnego razu Grzeczny postąpił by podobnie. Taki już był.


=============================


Dopiero w trzecim zakładzie trafił na majstra, który znał się na robocie. Wcześniej napotkani rzemieślnicy nie gwarantowali jakości usług. Nie mówiąc o tym, że niechętni byli do jakichkolwiek rozmów. Póki co nie nosił się z zamiarem wszczynania kolejnej awantury, zwłaszcza wobec wyraźnego zakazu Tupika, ale pamięć troskliwą skurwielom obiecał. W końcu każdy w mieście prędzej czy później płacił będzie za opiekę. Grzeczny obiecał sobie, że płatnerze z Płatnerskiej płacić będą prędzej.

- Czego ode mnie chcesz? – majster był upocony jak świnia. Nie było w tym nic dziwnego. Żar z pieca rozgrzanego wielkimi miechami był niemal nie do wytrzymania. Trójka czeladników przestała poruszać wielkimi miechami, rzemieślnicy zaczęli kucie. Sypnęły się skry.

- Zbroi mi trza. Mam tę, ale to gówno. – Matt rzucił majstrowi to, co zabrał ze sobą. Zbroję Animositasa i swoją kolczugę. – Potrzebuję czegoś wytrzymałego i pozwalającego na ruchy.

- Wybierz sobie. – majster wskazał na wiszące kirysy, nagolenniki, naramienniki i kolczugi. I inne rycerskie pierdoły.

- Potrzebuję czegoś ekstra. Byłem człowiekiem Harapa a teraz mam nowego szefa i znów dużo … ćwiczę… - Grzeczny nie musiał przypominać w jaki sposób ćwiczenia przebiegają.

- Potrzebujesz czegoś ekstra. Dobra lorika, pancerz z płytek zachodzących na siebie. Wytrzymała jak rycerska płyta, ale i giętka. Tyle, że nie na twoją kieszeń.

- Nie przesądzaj. Pokaż mi ją. – Grzeczny nie musiał nawet nalegać. Majster zmierzył go ciężkim wzrokiem, po czym skinął nań głową i ruszył do składziku na tyłach warsztatu. Młoty znów zaczęły swój dziki rytm.

- To ona. Blaszki jak widzisz zachodzą na siebie. Nie wejdzie pod nie grot ni ostrze, bo każdy ma kołnierzyk maleńki. Tyle, że to kurestwo robi się na zamówienie. I wykonanie go jak się patrzy trochę trwa. Nie mówiąc ile kosztuje.

Grzeczny niewiele mówiąc wyjął pancerz z rąk majstra i spróbował go przymierzyć. Na nic się to jednak zdało. Trzeba było wszystko dopasować, jak mówił majster.

- Dobra. Weź ze mnie miarę i dopasuj. Każ wszystko do „Kuźni” posłać, jak będziesz miał całość. I od razu rób następne. Będę ci ludzi po to posyłał. Ale zrobisz tylko dla moich. Zrozumiano?

- Nie stać cię, mówiłem.

- Harap wrócił. Stać mnie. Będziesz głównym dostawcą, albo trupem. Wybierz sobie.

- Wolę to drugie. Za sztukę biorę pięć setek.

- Dostaniesz trzysta.

- Chyba oczadziałeś. Sam materiał…


- I ochronę gratis. Innym tak łatwo nie pójdzie.

Majster zastanawiał się krótko. Cisza nie trwała więcej niż kilka uderzeń serca. W końcu wysunął prawicę do Grzecznego, którą ten ujął w mocnym uścisku.

- Ci ode mnie powiedzą hasło. „Animositas”. Nikt inny tego nie powtórzy. Tym będziesz dawał pancerz na miarę za te trzy stówy. A mój poślij do oberży jak będzie gotów.

Więcej gadać nie było potrzeby. Matt wstał i ruszył w drogę powrotną. Po drodze miał jeszcze dwa miejsca, gdzie miał zamiar zawitać. Wiedział, że mu się to nie spodoba, ale potrzebował pieniędzy.


======================


Pierwszy lokal na drodze do „Kuźni” prowadził „Tatulo”. Chuj stręczył swoimi trzema córkami. Zresztą podłej urody. Ale haracz płacił, jak każdy. Za czasów Harapa. Teraz mogło być inaczej o czym przekonał się Grzeczny, kiedy tylko „Tatko” na jego widok próbował domknąć lekko uchylone wrota. Matt wszedł z drzwiami poprawiając skurwielowi sierpem, który cisnął nim o ścianę.

- Pojebało ci się dziadzie we łbie. Zalegasz za trzy miechy. Oddasz co do grosza. Co tydzień oddawać będziesz podwójną gażę. No, chyba że zapłacisz wszystko od ręki? – warknął Matt poprawiając mężczyźnie z buciora. Już się nie targował. Pełzł po podłodze a Grzeczny za nim. W końcu mógł miast złota wrócić z kuszą. Na szczęście dlań po powitaniu jakie zgotował mu Matt pomysły na podskoki wyleciały mu z głowy. Trochę zasmucony Grzeczny przeliczył monety z wręczonej mu drżącą ręką sakiewki. Było tego więcej niż za czasów Harapa. Dużo więcej. Widać dziad chciał odłożyć na lepsze czasy. „Lepsze jutro było wczoraj” mawiano w środowisku Burgena. On sam tak mawiał.

Na odchodnym poczęstował „Tatka” kopem w krocze. – Żebyś na drugi raz się tak ciulu nie stawiał. Wrócę za tydzień. Albo kto inny przyjdzie od Tupika. Nie zawiedź go! – warknął, po czym ruszył do kolejnego lokalu. W sumie po drodze do „Kuźni” miał ich trzy. W drugim poszło jak z płatka a trzeci był zamknięty. W oberży Grzeczny zdał Tupikowi relację wskazując na konieczność odnowienia obchodów.

- Znajdę sobie pomagierów i ich wyszkolę wedle swej metody. To będzie nasza siła uderzeniowa. – powiedział Niziołkowi z nim jedynie omawiając losy pancerza Aniego. Dopiero teraz poczuł się naprawdę zmęczony.

Okowita wręczona mu przez Levana uporała się ze zmęczeniem w mig.
 
Trojan jest offline  
Stary 03-05-2010, 21:38   #139
 
Sylverthorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Sylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputację
Ingrid znalazła dwie flaszki piwa za ladą, zapewne przygotowane do natychmiastowego podania. Nie widząc karczmarza, złapała za szyjki i wróciła na salę. I tak się po tym bajzlu nie doliczy, zauważyła z ironią.
Walter już wychodził. Któryś "nowy" jej powiedział, że Profesor go już wysłał w robotę. Skoczyła za krasnoludem, by go ubezpieczać, choćby i z ukrycia. Może i był skłonny ruszyć na spacer i bez nóg, ale na bogów, mało nie padł trupem!
 
__________________
GG: 183 822 08

"Hokey religions and ancient weapons are no match for a good blaster at your side, kid." - Han Solo

Ostatnio edytowane przez Sylverthorn : 03-05-2010 o 21:41.
Sylverthorn jest offline  
Stary 04-05-2010, 16:15   #140
 
Darth's Avatar
 
Reputacja: 1 Darth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłość
Maxowi rzucenie czaru sprawiło więcej trudności niż powinno. Rozpraszała go jakaś energia, tuż na granicy wyczuwalności, ale jednak obecna. W końcu jednak dokończył inkantację i czar został rzucony. Jak spostrzegł w ostatniej chwili, bowiem Krogulec już szedł po Tupika. Potknął się jednak i, zupełnie nie zrozumiale, wydał rozkaz do odwrotu. Max odetchnął głęboko i patrzył spokojnie na rozwój wypadków. Najwyraźniej część bandy krogulca postanowiła przyłączyć się do Tupika. W tej chwili pomagali mu zejść z dachu. Ze zdziwieniem stwierdził że jako jedyny z całej bandy nie ma nawet zadrapania. Nie było to jednak ważne. Wszyscy żyli i to się liczyło.
Gdy wrócili do karczmy Tupik wziął go na stronę i wręczył mu sakiewkę ze złotem.
-Dobrze się spisałeś- powiedział- Gdyby nie ty Krogulec mógłby nie odpuścić. Mam wrażenie , że skubaniec posługiwał się magią, zauważyłeś coś może?
Max błyskawicznie przejął sakiewkę i odparł:
-Wyczułem jakąś energię, nie wiem skąd pochodziła, to było coś... dziwnego. Nie potrafię tego wytłumaczyć komuś kto nigdy nie widział wiatrów magii. Nie wiem czy było to związane z Krogulcem ani w jaki sposób ta energia była kontrolowana. Gdyby jednak Krogulec miał ochronę przed magicznymi atakami mój czar nie powinien zadziałać. To było proste zaklęcie. Możliwe że miał proste wsparcie magiczne, ale nie jestem pewien jego natury.
-Chaos? - zapytał niziołek krótko acz rzeczowo.
-Raczej tak. Magia wiatrów jest bardziej zorganizowana. Ale, jak powiedziałem, niczego nie jestem pewny.
-Jeśli jednak nie rozpoznajesz żadnego z wiatrów magii... a co mówił profesor?
Maxa zdziwiło takie nagłe odbiegnięcie od tematu.
-Kiedy?-zapytał
-No ogólnie. Jesteś już nim trochę czasu.
-A, nic interesującego. Zaproponował mi wykonywanie paru rzeczy dla niego. Za całkiem niezłą opłatą. Nic specjalnego, ale dodatkowa kasa zawsze się przyda.
-Jakich dodatkowych rzeczy? mówił coś konkretnego? - indagował Tupik
-Nie, nic konkretnego. Miało to być coś związanego z jego robotą przy rozprowadzaniu proszku, ale bez żadnych szczegółów.
-A to w porządku, - powiedział nieco uspokojony halfling. - Będę cie potrzebował przy sobie, na wypadek kolejnego pojawienia się Krogulca, oraz na rozmowy z Karlem. Chciałbym wiedzieć czy i on ma do czynienia z magią, Jeśli nie, będzie to kandydat do rozmów Ale jeśli tak, to będzie trzeba bardzo uważać. Sam się nie przekonam potrzebny mi będziesz z boku do oceny Karla
-Zgoda - skinął głową Max - Ale mam złe przeczucia co do spotkania z Karlem. Jeżeli faktycznie jest przywódcą kultu, możemy nie dać mu rady. Oczywiście zależy też do kultu którego boga chaosu należy.
-Z założenia każdy jest śmiertelnie niebezpieczny. Ale lepiej teraz z kultystami niż za tydzień z demonami - Tupik przywołał znaną noc chaosu. - Ciągle ryzykujemy, ale z bronią od profesora damy radę poza tym kultyści to nie wprawni zabijacy, tacy jak Levan czy Grzeczny, najgorsze ze są nieuchwytni, nie wiadomo kto jest kultystą i to ich jedyna siła... dopóki nie przyzwą demonów.
Max w milczeniu pokręcił głową. Miał na ten temat inne zdanie, ale postanowił je wyrazić w późniejszym terminie. Na razie podszedł z niziołkiem do stołu i tam dołączył do dysputy. Gdy zaś się ona zakończyła udał się na długi odpoczynek.
 
__________________
Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Niccolo Machiavelli
Darth jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:16.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172