Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-06-2011, 13:34   #31
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Po uderzeniu karczmarza rycerz zadecydował o najbliższej przyszłości. Może nie swojej, ale swego rumaka zapewne. Nawet jak miał na myśli jedynie wystraszenie Magnusa to mu się nie udało. Opętańczo przebierając kopytami w miejscu koń bojowy miał już ruszać, gdy nagle sprawy przyjęły całkowicie niespodziewany obrót.

Z niewielkich, niepozornych, krytych strzechą chat wypadli wrzeszczący chłopi. Wierzchowiec rycerza podskoczył wystraszony a sam ciężkozbrojny upadł na zbitą ziemię wzbijając tumany kurzu. W mgnieniu oka chłopi uzbrojeni w szpadle, widły, kosy, cepy i inne narzędzia obskoczyli i obili leżącego rycerzyka. Nieco zabawne komentarze niektórych chłopów wywołały na twarzy weterana dziwny grymas.

Jak tłum nieco się przerzedził na ziemi została kupa przypominająca zdeformowaną zbroję płytową. Najbardziej zaskoczyło Magnusa stwierdzenie, że owy pakunek ma trafić obok poborcy podatkowego i strażnika dróg. To pierwsze jeszcze było zrozumiałe, ale czym zawinił strażnik mający dopilnować spokoju na tutejszym trakcie? Tego już wojownik nigdy się nie dowie.

Jeden z chłopów w końcu podszedł do obecnych na zewnątrz przybytku członków drużyny i wytłumaczył właściwie czemu mogą zawdzięczać pomoc. Magnus nikomu by się do tego nie przyznał, ale bardzo możliwe, że tego dnia to kto inny by skończył żywot. Nie chciał po prostu psuć swego dobrego wizerunku przejezdnego twardziela.

"Jutro ma się odbyć jakieś święto ku czci Rhyi?" zastanowił się chwilę wojownik. Jak dobrze pamiętał to jest to bogini ziemi uważana przez wiernych za żonę Taala - boga sił natury, przyrody i dzikich bestii. Poza tym w sumie nie wiedział nic na temat danych bóstw, ale zwykle przy okazji świat szło trochę wypocząć. Z drugiej jednak strony ktoś na nich oczekuje w Bogenhafen. "Najwyżej nasz prześladowca będzie musiał nieco poczekać" pomyślał Magnus zabierając głos:

- Jeszcze dzisiaj na pewno przenocujemy w waszej wiosce. Dziękuję za gościnę w imieniu całej naszej kompanii. Osobiście z chęcią bym został tu i do jutrzejszego święta, ale nie wiem jak reszta brygady. Co o tym sądzicie? - powiedział wojownik obracając się w kierunku obecnych towarzyszy.
 
Lechu jest offline  
Stary 21-06-2011, 10:58   #32
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Nadal niewidoczny i zupełnie przez wszystkich ignorowany, Gundulf siedział na ławie i przyglądał się rozwojowi sytuacji. Gdy usłyszał słowa wypowiedziane przez Magnusa, aż zamarł. Jakim prawem ten niedoszły, dzięki woli bogów, godny pożałowania ich ochroniarz, śmiał zwracać się takimi słowy do pasowanego rycerza. Przecież za takie coś czekał go niechybnie, co najmniej stryczek. Prawdopodobnie poprzedzony ćwiartowaniem i innymi wątpliwymi przyjemnościami. Jednak to co stało się potem, spowodowało, że Gundulf stracił wiarę w ludzi.

Chłopi rzucili się na rycerza i w mgnieniu oka niemal pozbawili go życia. Teraz stali nad dogorywającym, zmaltretowanym herbowym i chełpili się tym co uczynili. Na Sigmara! To co się stało, godziło w podstawy sprawnego funkcjonowania Imperium. Skoro w samym sercu Cesarstwa, w Reiklandzie, kilka dni od murów stolicy, dochodziło do takich czynów, to jak ten kraj miał stawiać czoła zewnętrznemu zagrożeniu. Rak toczył państwo od środka. Gundulf postanowił zawiadomić o wszystkim władze w Bogenhafen. Sprawiedliwości musi stać się zadość, winni muszą zostać ukarani.

Rycerz nie był pierwszą ofiarą chłopów. Sami przyznali się do co najmniej dwóch zabójstw. Trzeba było działać szybko. Wieśniacy przygotowywali się do jakiegoś święta ku czci Rhyi, ale Grau miał już pewne podejrzenia co do tego, komu tak na prawdę będą składać ofiarę. W całą sprawę mogli być wmieszani Mroczni Bogowie. Nie oglądając się na innych, którzy zresztą i tak nie zwracali na niego najmniejszej uwagi, wstał ze swojego miejsca przed karczmą i poszedł do stajni. Tam szybko osiodłał konia i już po chwili galopował ile sił w kierunku Bogenhafen.
 

Ostatnio edytowane przez xeper : 22-06-2011 o 12:52.
xeper jest offline  
Stary 23-06-2011, 18:21   #33
 
Witch Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Witch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znany
Patriotyzm miewał różne oblicza i choć Telimena nie ośmieliłaby się nigdy spiskować, intrygować i posuwać do skrytobójstwa, to jak na ucznia kolegium śmierci przystało, miała dla życia duży szacunek. Przede wszystkim dla swojego, co przecież nie mogło być niczym złym, wszak żywa bardziej przysługiwała się interesom kolegium. Odważny Magnus dzielący ją od potencjalnego napastnika był argumentem samym w sobie na tyle dużym by przymykać oko na wszelkie kurtuazyjne gadaniny. Tym bardziej, że Fritz nie manifestował zbytnio skłonności do uprzejmej konwersacji, za to do wywijania ostrzem, a i owszem.
Do tego jednak nie doszło, bo i tym razem gawiedź nie zawiodła. Kolejny raz wiedziona przedziwną świadomością na wpół- dzieloną, ruszyła na intruza. Czarodziejka z niemałym zdziwieniem ( bo choć pomimo pewnej powtarzalności zjawiska wciąż nie zdążyła się przyzwyczaić) obserwowała brutalne zwyczaje miejscowych w witaniu agresywnych przejezdnych. Umorusany błotem jak bretońska świnia i podobnie kwiczący teraz pod żelazem chłopskich wideł, szlachetnie urodzony nie miał w starciu najmniejszych szans.
Czyn, choć moralnie co najmniej wątpliwy, zaoszczędził im kłopotu. Dodatkowo żaden z towarzyszących jej mężczyzn nie zaprotestował wobec podobnego traktowania rycerstwa.
Pozostawało westchnąć głęboko i wzruszyć ramionami.


-Jeszcze dzisiaj na pewno przenocujemy w waszej wiosce. Dziękuję za gościnę w imieniu całej naszej kompanii. Osobiście z chęcią bym został tu i do jutrzejszego święta, ale nie wiem jak reszta brygady. Co o tym sądzicie
? – zwrócił się do niej Magnus.

Rozejrzała się za Gundulfem, lecz ten właśnie umykał konno w siną dal.
Obróciła głowę do Tileańczyka rozkładając ręce w geście bezradności, po czym sięgnęła po notes.

 

Ostatnio edytowane przez Witch Elf : 27-06-2011 o 13:21.
Witch Elf jest offline  
Stary 23-06-2011, 19:48   #34
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Gundulf
Gnał niczym cień. Wpierw przez dzikie, leśne gościńce, później przez wzgórza i rozlane między nimi wrzosowiska, a w końcu przed podgórską dolinę , której środek znaczyło bogate miasto. Bogenhafen. Wpadł przez otwarte na oścież bramy, między kolejki cisnących się na targi kupców. Tłum rozstąpił się, ruszyli ku niemu zaniepokojeni zajściem strażnicy. Po chwili było po wszystkim. On ruszył ku głównej strażnicy, a oni pozostali na miejscu, oniemieli, próbujący przypomnieć sobie czemu miast go aresztować, wskazali mu drogę.

Kapitan straży niestety okazał się większą przeszkodą. Widać, nie istnieje taka siła perswazji, która pokonałaby trzęsawiska leniwego umysłu.
- Że co i jak? Z łaski swojej uspokójcie się z letka i zacznijcie jeszcze raz od nowa, bom dalej nie pojął troszeczkę... Mówicie, że jakieś kulta w kniei u chłopów? Szlachetnych i urzędnych uprowadzają i tłuką? U nas?!
Tępy spaślak mrużył oczy i marszczył czerwone od potu czoło.
- Mówicie, że nieopodal stałego traktu? Oj, to nie u nas! - odetchnął z ulgą, ocierając krople z lica. - To nie nasze terena, winniście się udać do barona do Uebersreiku, podług dokumentów to jego... co? Nie chcecie? Czasu? A to co? Pali się gdzie? Że naszych ludzi chcecie? Hahah! - strażnik mało się nie opluł. - Toż to przecie wolne miasto kupieckie! My tu jeno straganów strzeżemy i zbrojnych najmujemy coby przejść granicznych strzegli. Skąd ja wielmożnemu niby teraz kompanię wynajdę? Zapisać ino możemy i przesłać dalej do stolicy, może za tydzień lub dwa... Co wy tak na mnie łypiecie!? No dobra dobra, może jest i inny sposób... U Herr Wandergrafa dwóch czarodzicieli przybyłych z Altdorfu gości. Może oni coś szybciej zaradzą? Klątwami po pomoc poślą, albo co? Ino nie mówcie, że ja wam mówiłem, bo oni tu niby kupców udają...

Gerold i Alfred
W Bogenhafen przebywali już od tygodnia. Wysłano ich tutaj, ponieważ Kolegia od jakiegoś czasu przypuszczały, iż wśród handlarzy może kryć się potężny wyznawca Mrocznych Potęg. Załatwiono im też przykrywkę u przychylnego Kolegiom członka miejscowej rady kupieckiej. Mimo skrupulatnego śledztwa nie udało im się jednak zyskać żadnych konkretnych informacji. Nawet dziwne poruszenie Wiatrów Magii, które zaobserwowali dwa dni temu nie przyniosło żadnych odpowiedzi, choć dawało im pewność, że podążają dobrym tropem. Gdy jednak już zaczęli zacieśniać krąg podejrzanych z Kolegiów przyszło nowe pismo. Oznaczone wszystkimi potrzebnymi pieczęciami i najwyższym priorytetem. Mieli zrezygnować z dotychczasowej misji i natychmiast udać się do Nuln, by tam dostać dalsze polecenia od łącznika Kolegiów - Gustava Diehlera. Ponoć przed nimi wysłano też inną grupę magów, Mistrzowie po bliżej niesprecyzowanych wydarzeniach w stolicy uznali jednak, iż sprawa jest ważniejsza niż przypuszczali i przyda im się wsparcie. Dwójka magów właśnie omawiała tę sprawę, gdy do ich komnaty wkroczył mężczyzna wyglądający na strudzonego podróżą gońca.

Reszta
Chłopi bawili się przednio. Wytoczono najlepsze beczki piwa, a z okien kuchni zapachniało świeżo pieczonym chlebem i mięsiwem. Miejscowe dzieciaki dorwały skądś sitowie i zaczęły strugać sobie piszczałki. Zapowiadało się naprawdę piękne, ludowe święto. Wkrótce między chatami rozbrzmiały wesołe letnie melodie i radosny śmiech podekscytowanych mieszkańców. Nie wiadomo kiedy połowa z nich zaopatrzyła się w wiechy słomy i ruszyła ku pobliskim wzgórzom i pokrywającym je lasom, tworząc jakąś bliżej niesprecyzowaną konstrukcję. Pozostali z nich otoczyli dom stolarza, wyciągając z jego piwnic porwanych wielmożów i urzędnika. Nie obyło się bez przejmujących jęków bólu i desperacji. Błagano o litość, płakano i obiecywano góry złota. Chłopi pozostali jednak niewzruszeni, pakując pół tuzina poobijanych zakładników do świeżo zbudowanej słomianej baby i odstępując na paręnaście kroków w tył.

O zachodzie słońca rozpoczęły się modły. Miast spodziewanego mrocznego zaśpiewu, z gardeł chłopów wyrwała się jednak zupełnie normalna ludowa modlitwa do bogini ziemi i urodzaju.

Matko Ziemi, żono Taala!
Czyń nam plony, zło goń z dala!
Ześlij wodę, słońcem świeć!
Pozwól zdrowe dziatki mieć!


Po pierwszej zwrotce piosnka jednak trochę zmieniła charakter.

Przyślij sługi, szarą noc!
Daj nam krwawą z lasu moc!
Oddajemy w zamian ci!
Życia możnych, dusze złych!

W tę spokojną letnią noc!
Ześlij duchów swoich moc!
Porwij dusze do sie złe!
Tak błagamy śpiewem cie!


Trudno było odmówić zaśpiewce przyjemnego tanecznego rytmu. Zawiedli się jednak ci, którzy spodziewali się następującej po niej sielskiej potańcówy. Zgromadzeni w babie porwani zaczęli bowiem wrzeszczeć, jeden za drugim. Czym prędzej odsuwali się od ściany klatki zwróconej do lasu i wyraźnie wskazywali na coś palcami, bladzi z przerażenia. Ich głosy stopniowo przeradzały się w ryk, a cały skraj lasu otoczyła dziwna, mleczna mgła. Gdy ta, parę chwil później się rozwiała, nie pozostał po nich żaden ślad, a baba wyglądała, jakby przeszarżował po niej hufiec kawalerii.

Wszyscy zgromadzeni zaś w pobliżu, razem z naszymi podróżnikami poczuli przypływ życiowych energii, jakby część siły witalnej ofiar przeszła na nich.

- No, toście widzieli łaskę naszej umiłowanej leśnej matuli - rzekł do nich dziwnie natchniony karczmarz. - Teraz winniście ostać z nami, służąc jej i wychwalając jej mądrość i łaskę, a i was obdarzy zdrowiem i żywotem wiecznem!
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 21-07-2011 o 22:49.
Tadeus jest offline  
Stary 24-06-2011, 11:02   #35
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Dupa bolała jak diabli. Dawno tyle nie jeździł konno. Pół nocy, cały ranek i wczesnym przedpołudniem stanął u bram Bogenhafen. Na spienionym koniu wpadł między kłębiący się u bram tłum wieśniaków i kupców. Nie licząc się z nikim powalił kilku na ziemię. Słyszał przekleństwa i nawoływania, ale nic sobie z nich nie robił. Musiał działać szybko.

W jego stronę zmierzało kilku uzbrojonych strażników. Po ich minach i postawie widać było, że nie mają zbyt przyjacielskich zamiarów. Nim zbliżyli się wystarczająco blisko, aby nawiązać rozmowę, Gundulf spojrzał w cień, zalegający pod bramą. Przyciągnął Ulgu i zeskoczył z konia.
- Prędko gadać mi, jak do kapitana trafię – powiedział władczo. Strażnicy spojrzeli na niego w osłupieniu. Chyba coś przeskrobał, albo może nie? Jeden z nich podrapał się po głowie, drugi rozejrzał wokoło w poszukiwaniu tego człowieka, który spowodował cały ten rozgardiasz przed bramą. – Co się gapicie? Jestem Vitto von Alberstein, w służbie Elektora Alberichan von Haupt-Anderssena.
Strażnicy gdy usłyszeli herbowe nazwisko, poparte mianem jednego z Imperialnych Elektorów, natychmiast przyjęli postawę zasadniczą. Zamieszanie pod bramą przestało nagle ich interesować.
- To tamten budynek – wskazali w kierunku miasta. Gundulf natychmiast ruszył we wskazaną stronę, na odchodnym rozpraszając czar. Strażnicy powoli otrząsnęli się i niepewnie rozglądali wokół.
- No już! Spokój! – wrzasnął w końcu jeden z nich. – Wracać do kolejki! Bo grzywnę nałożę!

Gundulf klął na czym świat stoi. Znowu trafił na jakiegoś leniwego jełopa, ktory za nic nie chciał współpracować. Do tego zasłaniał się przepisami, podziałami politycznymi i innymi duperelami. Porządek ładu społecznego w leśnej wiosce został pogwałcony, a ten nierób odsyłał go do jakiegoś barona, jakby w ogóle Grau miał na to czas. Na nic zdały się prośby i nalegania. Nie i już!
- To piszcie to pismo – w końcu ustąpił, gdy usłyszał o dwóch magach. Podał położenie wsi i zdał relację z tego co się tam stało, nie pomijając faktu śmierci Emanuelle z rąk mutanta. Ukrył tylko faktyczną tożsamość siebie i swych towarzyszy oraz cel podróży. Prawdziwość zapisanych słów potwierdził swoim podpisem. – A gońca poślijcie bystro. Jak widzicie, to sprawa wielce poważna. Mniemam, że jak się dobrze uwiniecie, to nagroda was nie ominie...

Zostawił kapitana straży, po którego minie można było wnioskować, że już przyjmuje obiecaną nagrodę i awanse i skierował swoje kroki pod wskazany mu adres. Zastanawiał się po drodze, jaką taktykę przyjąć. Czy zdradzać kim jest w rzeczywistości czy też udać kogoś zupełnie innego. Doszedł do wniosku, że lepiej będzie pozostać anonimowym. W związku z wydarzeniami na trakcie i ostatnimi słowami Alvaro, nie można było nikomu ufać. Istniała możliwość, że tych dwóch było odpowiedzialnych za wydarzenia w karczmie pod miastem i atak na powóz.

Stanął w progu i otrzepał ubranie z wciąż zalegającego na nim kurzu gościńca. Ukłonił się nisko i zrobił dwa kroki na przód.
- Me miano Amadeus Kritzle – przedstawił się. – Z prośbą się uniżoną do szanownych magistrów zwracam... Skąd wiem? Moją pracą jest wiele wiedzieć. Prośba ma jest nietypowa nieco, gdyż potrzebuję aby ktoś wiadomość na odległość dużą wysłał, do Altdorfu samego lub Ubersreiku. Sprawa tyczy się napadu na rycerza, jakiego dokonano w pewnej wcale nieodległej wsi... A wiem, że szanowni magistrowie taką mocą dysponują, że wiadomości przesłać mogą błyskawicznie. Zapłacę oczywiście...
 
xeper jest offline  
Stary 24-06-2011, 11:53   #36
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Wojownik wyglądał na nieco zbitego z tropu decyzją Gundulfa o opuszczeniu wioski. W sumie sam nie zauważył nawet jego zniknięcia - to Telimena dała mu znać, że czarodziej odjechał konno. "To może być ciekawe..." jak skomentowała czarodziejka. Następny nadchodzący dzień wypadałoby przywitać w pełni sił. Jednak odjazd Gundulfa nie wróżył nic dobrego - wojownik będzie musiał przygotować się do odjazdu. Mimo iż wioska napawała go nową energią to nie mógł zapominać o ich misji - jeszcze nigdy nie porzucił zadania dla Kolegium i tak też pozostanie tym razem.

- Wszystko w porządku...? - zapytał Telimeny po całym zajściu z rycerzem.

Ta jedynie spojrzała na niego potwierdzając jego przypuszczenia, że niejedno musiała w życiu przejść. To oczywiście nie przeszkadzało mu w dopilnowaniu bezpieczeństwa drużyny. Przed pójściem do swojego pokoju upewnił się, że Darragh nie zbiera się z wyjazdem – w otoczeniu barwnej fauny i flory ten wydawał się cieszyć życiem. W samym pokoju woj poprzestawiał skrzynki oraz resztę wiezionych towarów w taki sposób aby były łatwe w szybkim wynoszeniu do powozu. Co do nadchodzącego dnia nie miał już tak przejrzystych nadziei na wspaniałe święto. Co go trapiło? Sam póki co nie potrafił tego określić...

***

Zabawa trwała w najlepsze. Otaczające wojownika pyszne dania oraz wyśmienite trunki nęciły zapachem i smakiem. Ten nie dawał się nad zbyt opanować sile żywiołowego tłumu i pozostając dość wstrzemięźliwy napełnił porządnie żołądek i nieco wypił - nie chciał być nie uprzyjmy dla częstujących go chłopów.

Bawiące się dzieciaki nadawały wiosce naturalny widok długo oczekiwanego święta - widok niespotykany w miastach. Już przed południem szkraby bawiły się wystruganymi piszczałkami. Dorośli zaś, popijali piwo, smakowali różnych potraw i śpiewali świąteczne melodie będące częścią tutejszego folkloru.

Późniejszym południem mieszkańcy chwycili za snopy słomy i ruszyli ku pobliskiemu lasowi. Magnus będąc ciekawy ruszył w tamtym kierunku i dostrzegł tworzoną przez wieśniaków konstrukcję. Przypominała ona mu nieco słomianą klatkę - od której jak się okazało wcale tak wiele się nie różniła.

W pewnym momencie, w kontraście śpiewów leśnych ptaków i zapachu ściółki, eter wypełniły wrzaski - wrzaski dostarczanych w miejsce konstrukcji ludzi. Była ich cała szóstka. Gdy wieśniacy pakowali ich do miejsca, w którym kończył się ich żywot, wojownik przypomniał sobie jak wcale nie tak dawno ryzykował własne życie aby ratować ludzi w podobnym położeniu. Tym razem jednak było inaczej - Magnus odszedł paręnaście kroków i patrzył na górującą na tle lasu konstrukcję.

Pierwsza zwrotka wznoszącej się ku niebiosom pieśni nieco uspokoiła Tileańczyka. Jednak już po chwili ta przerodziła się w zupełnie przeinaczoną, wypaczoną wersję dalszej części owego utworu. Rozglądając się wokoło Magnus poszukał wzrokiem Darragha i Telimeny. Nie widząc ich od razu sprawdził czy aby są oni obecni wśród zebranych. Czarodziejka się znalazła, natomiast Darragh jakby rozpłynął się w powietrzu. "Gdzie on, u licha, jest?" pomyślał woj mając na widoku bawiących się chłopów.

W pewnej chwili stało się to czego Magnus się zupełnie nie spodziewał. Dzikie krzyki i paniczne wrzaski "skazańców" wyrwałyby spokój z niejednego. Ich przerażone twarze zostaną w pamięci wojownika na długi czas. Pozostanie w niej też widok zupełnie zniszczonej konstrukcji ze słomy. Coś jednak zostało w ciele wojownika po tamtej nocy. Jakby jakaś tajemnicza, wypełniająca go siła.

Słysząc zwracającego się do obecnych członków drużyny karczmarza Magnus pozostawał dziwnie spokojny. Jego twarz była kamienna pomimo całego przedstawienia. Jednak w głębi duszy mężczyzna zastanawiał się czy nie zostać w tej wiosce - "To chyba przez magie tego miejsca" pomyślał ostatecznie. Wojownik nie wiedział ile będzie trwał letarg ogarniający pobliskich ludzi. Aby jednak nie skupiać niczyjej uwagi postanowił wypocząć w czasie, gdy inni tracili siły. "Może, gdy oni pójdą spać nadarzy się okazja do wyjazdu" pomyślał woj uśmiechając się dziwnie do karczmarza…

***

Po rozmowie z Telimeną pozostało dwójce znaleźć Darragha. Wymieniony znajdował się w tawernie. Po przekazaniu mu planu działania Telimena z Darraghem ruszyli do pokoju, gdzie znajdowały się ich rzeczy a Magnus poszedł do stajni. Będąc w środku wojownik przygotował powóz do odjazdu. Konie niecierpliwie kłapały płaszczami, gdy Tileańczyk oporządzał pojazd i pakował na niego wór ze ścinką sienną. Powóz wyglądał bardzo dobrze a zwierzęta po dwóch dniach wypoczynku były w doskonałej formie - idealnej do ruszenia w dalszą drogę...


Wychodząc z stajni wojownik otwarł na oścież wrota wyjściowe. Tawerna dysponowała tylnym wyjściem, którym drużyna planowała wynieść towary na powóz. Po wejściu do pokoju i upewnieniu się, że wszystko gra Magnus zabrał ze sobą swój plecak oraz trzy skrzynie ze złotem.

- Za dwie minuty wyjdźcie tylnym wyjściem przybytku. Będę tam czekał z powozem. Nie zapomnijcie zabrać pozostałych skrzyń i reszty rzeczy. - poinstruował krótko towarzyszy Wieczny Uczeń.

Magnus spokojnie i cicho opuścił tawernę i zapakował to co miał przy sobie na powóz. Aby nie tracić czasu wyjechał w alejkę nieopodal tylnego wyjścia z karczmy - drzwi do stajni pozostawił otwarte. Jedyne co mu pozostało to poczekać na Telimenę i Darragha i zabierać się stąd…
 

Ostatnio edytowane przez Lechu : 25-06-2011 o 11:07. Powód: Baba nie płonęła przecie ;)
Lechu jest offline  
Stary 24-06-2011, 13:19   #37
 
Witch Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Witch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znany
Wojownik przekroczył znowu granice wioski. Tym razem jednak nie z nadzieją, a z politowaniem dla prostoty i bezgranicznej szczerości chłopów. Nadzieja dawno umarła - zło w najgorszej postaci zaczynało trawić najniższe warstwy społeczne. Zbliżając się powoli w kierunku karczmy, w której to okolicy znajdował się drużynowy powóz i pokój z wszystkimi dobrami jakimi dysponowali, Magnus dostrzegł zbliżającą się do karczmy Telimenę. Nie czekając na gorszy obrót spraw Tileańczyk podbiegł do młodej czarodziejki.

- Musimy pogadać. - powiedział krótko z poważną miną nie znoszącą sprzeciwu.

Uniosła brew przez krótką chwilę podziwiając stanowczość mężczyzny, co mogło zostać odebrane jako wyraz wahania i kpiny.

Po chwili oczekiwania na reakcję wojownik dodał krótkie „Chodź” i ruszył za karczmę. Nie chcąc aby rozmowa trafiła do niepowołanych uszu Magnus za stajnią sprawdził czy nie ma w pobliżu żadnych ludzi. Po upewnieniu się, że tak jest spojrzał wymownie na Telimenę.
Ruszyła za nim zaraz opierając się o jeden ze słupów podtrzymujących dach stajni. Skrzyżowała ramiona pod piersiami spoglądając dużymi ciemnymi oczami na rozmówcę.

- Jak podejrzewasz nie spodobało mi się do końca to święto i chciałbym się stąd jak najszybciej zabrać. Darragh wygląda na nieco nieobecnego, ale powinien się ze mną zgodzić, że postępowanie wieśniaków niedługo skupi na sobie uwagę większej ilości straży.

Spojrzała wymownie w sufit na dźwięk imienia druida po czym pokiwała głową na boki bez przekonania.

- Aby nie wpaść w sam środek tego kotła lepiej abyśmy się wynieśli już dzisiaj. Jest bardzo późno i mało kto zwróci uwagę na nasz odjazd. Rano już powinniśmy być spory kawałek drogi stąd. Co o tym sądzisz? - ciągnął Tileańczyk.

Rozplotła dłonie sięgając do kieszeni i wyjęła pomiętą kartkę. Rozprostowała ją starannie na kolanie, opierając stopę o słup. Naskrobała szybko węgielkiem.







- Jestem ciekawy, ale nie mogę nikogo narażać. Poza tym to nie nasz problem... - powiedział jakby zamyślony.

Westchnęła swoim zwyczajem i zrobiła minę, której jeszcze u niej nie widział. Wyglądała zupełnie jak dziecko, któremu odebrano właśnie lizaka. Zdawać się mogło, że za chwilę tupnie nogą, a zdystansowany dotąd wzrok zeszkli się najprawdziwszymi łzami.
Zamiast tego uniosła dłoń przyciskając palce do mostka, po czym wskazała brodą w bliżej określonym kierunku, to jest skraju lasu...

- Ty naprawdę masz zamiar tam iść? Przecież nie ważne co tam znajdziemy nie przybliży to nas do wykonania zadania. Zastanów się... - dodając ostatnie wydawał się zamyslony. - Jak będziesz chciała sprawdzić co tam jest to przecież nie puszczę Ciebie samej... - rzekł z dziwnym uśmiechem.

Zmrużyła nieznacznie oczy czyniąc dwuznaczny gest, gdy smukłym palcem wskazała tileańskie krocze i uśmiechnęła się kącikiem ust.

Magnus spojrzał na Telimenę pod nieco innym kątem. W sumie nie rozstrzygał jej wdzięków pod tą miarą - wcześniej widział w niej tylko młodą towarzyszkę z drużyny - choć była niewątpliwej urody. Jednak jako, że gest był dość dwuznaczny wojownik zbył go wskazując ręką na notes, w którego posiadaniu była czarodziejka.

Dopisała niechętnie.






I zaraz pod tym.






- Ja? Boję? - spojrzał dziwnie na towarzyszkę. - Zabieramy druida czy ruszamy do lasu bez niego? - zapytał weteran. - Jak będzie wokół las to może okazać się bardzo pomocny...

Wzruszyła ramionami. Nie przepadała zupełnie za zielonym magistrem, ale w istocie mógł okazać się przydatny podczas wycieczki. Oderwała plecy od słupa i naciągnęła głębiej kaptur. Spojrzała wymownie w stronę wyjścia. Trzeba było przygotować się do drogi.
Gdy powóz był gotów zaczęli go wyprowadzać z obrębu wioski z zamiarem sprawdzenia skraju lasu nim ruszą regularnym traktem w stronę miasta.
 

Ostatnio edytowane przez Witch Elf : 27-06-2011 o 13:28.
Witch Elf jest offline  
Stary 29-06-2011, 12:58   #38
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
- To nie robota dla nas, drogi panie - "Herr Johannes Keppler" dopiero pierwszy raz tego dnia rzucił jadowite słowa do towarzysza. W twardym, gardłowym głosie charakterystycznym dla Północy Imperium nie było jednak złorzeczenia czy rezygnacji, jedynie proste stwierdzenie faktu. Ukryty pod przebraniem pomocnika kupca "Sehladów Handlowej Kompanii Metali Żelaznych i Nieżelaznych" Czarodziej Światła zdawał sobie sprawę ze swego braku zdolności do gładkiej gadki. Całe szczęście że towarzysz - Gerold Sehlad - dużo lepiej obeznany z istotą towaru którym rzekomo handlowali potrafił prowadzić dysputy z boegenhofeńskimi kupcami, Alfredowi pozostawiając obserwacje wszelakiego rodzaju.

Fakt pozostawał jednak faktem że nie szło im tu najlepiej. A czas naglił. Mont czuł przez skórę że cokolwiek dzieje się w Boegenhafen nie powinno mieć miejsca. A tymczasem...

Podszedł do pisma i w bezsilnej złości zacisnął pięści. Nowe rozkazy. Akurat teraz.
- Niech zgadnę - wycedził półgłosem i potarł czoło. - Jakimś zasranym … - w ostatnim momencie ugryzł się w język - … faktorom trzeba pomóc bo nie mogą odnaleźć własnej dupy bez pomocy wiadra z wodą. Jakby negocjacje tutaj były łatwe!

“Herr Keppler” podszedł do toaletki, jakimś kaprysem losu wyposażonym w lustro. Spojrzał w zwierciadło....

Do przystojniaków nie należał, sam pierwszy to przyznawał. A do szat kupca długo musiał przywykać by poruszać się w nich swobodnie i naturalnie. Sylwetka raczej do żołnierza pasowała czy robotnika, niż do badacza ezoterycznych tajemnic. Mięśnie pod szerokimi ramionami napinały się w rytm oddechu i ruchów. A ciemnoniebieskie oczy ani rusz nie chciały przyjąć przypochlebnego innym kupcom czy zaaferowanego handlowymi kwestiami wyrazu. I jego szlachectwo nie miało tu nic do rzeczy.

Alfred westchnął i poprawił lustro. Raz jeszcze spojrzał w swoje oczy. I po raz kolejny przeklął swego ojca. W duchu.

Odwrócił się i podszedł do pisma. Wczytał się w nie uważnie, usiłując wydedukować jakie drugie dno kryje się pod urzędowymi formułkami.
- Spójrzcie, Herr - powiedział cicho - znowu problemy. Nie zostało określone kto jest przewodnikiem tej karawany. A to oznacza że znowu trzeba będzie ustalać zwierzchność. Ciekawe jakie jeszcze niespodzianki nas czekają oprócz braku funduszy, bo o tym, oczywiście, ani słowa...

Westchnął i usiadł wreszcie przy stole. Dłońmi w skórzanych rękawiczkach wygładził pergamin. Czy mu się to podobało czy nie - mieli następną robotę. Boegenhafen - najwidoczniej - mogło czekać.

Wiedział że trawi go niecierpliwość i złość, niegodna Czarodzieja Światła, nic jednak nie mógł na to poradzić. W mieście - a zwłaszcza zajmując się polityczną sprawą, taką jak ta tutaj - źle się czuł. Po prawdzie niczym zwierzę w klatce. I cały magiczny trening nie miał tu znaczenia, bowiem nie był jeszcze na tyle posuniętym w latach czarodziejem by Tradycja odcisnęła na nim swe piętno. Potrzebował odpoczynku. Fakt - można się było upić by na chwilę zapomnieć o troskach i nerwach, ale już sam Arcymistrz Teclis - po trzykroć przeklęty arogant, jak wynikało z lektury pewnych traktatów - cytował gorzkie słowa: "Pijany magik to ogłupiały magik, a ogłupiały magik to bardzo-szybko-martwy magik". Więc od alkoholu stronił, bo zarozumiały elf miał tu sporo racji...

Towarzysz miotającego się w nerwach maga tylko wzruszył ramionami i nadal zajmował się niedawno przyniesionym posiłkiem czekając tylko aż irytacja jego kompana do której powoli zaczynał siejuż przyzwyczajać zwyczajnie minie. Jako partner we wszelkiego rodzaju negocjacjach byłby prawdopodobnie katasrofalnym pomocnikiem ale jeśli chodzi o śledztwo, to już całkiem inna historia. Alfred przesadzał zdecydowanie z ich postępem w próbach odnalezienia tego kto powodował zamieszanie w tym kupieckim miasteczku. Powoli ale skutecznie udało im się eliminować kogo ze śledzctwa można wykluczyć i tutaj jego “pomocnik” był nieoceniony.

Gerold starym zwyczajem wytarł dłonie w przyniesioną serwetę i ponownie przeczytał przyniesione pismo. Już dawno przestał się starać zrozumieć rozporządzenia Kolegiów, jaki to miało sens skoro i tak rozkaz trzeba było wykonać a mało kto miał ochotę tłumaczyć dokładnie po co i czemu.
-
Nie powinienś się tak denerwować przyjacielu. Bardzo źle to wpływa na trawienie, uwierz mi tatko mój coś o tym wie. Dziwne pytania zadajesz panie Keppler, jak to kto dowodzi karawaną jak nie tatko. Poza tym wizyta na południu dobrze nam zrobi, mam tam rodzinę to i ugoszczą i pomogą w razie kłopotów wszelkich. Poza tym nudno w tym mieście, jadło jakieś dziwne, wino jakby octem zajeżdża i kupcy jacyś niechętni do rozmów. Chyba się im w głowach od tych całych gildii poprzewracało, cła im się podnosić zachciewa na naszą stal. Jak się dogadamy w Altdorfie to im w pięty pójdą te ich drogowe opłaty, poza tym trza będzie tatka do łodzi w końcu przekonać bo przynajmniej transport pewniejszy i barki ładowniejsze... - Gerold mógł tak ciągnąć jeszcze długo, w końcu ojciec nauczył go tego i owego o handlu, jednak nie chciał już bardziej denerwać i tak już zirytowanego Alfreda. Uśmiechnął się pod wąsem i odsunął od siebie pusty talerz, spokojnie umył palce w ciepłej wodzie i popił winem. Podniósł się i powoli zaczął pakować. Nie ma sensu tracić cennego czasu, cokolwiek by nie mówiono Kolegia nie wysyłały takich pism jesli nie było to coś naprawdę istotnego. List nie zawierał nic ponad imienia kontaktu który miał im zdradzić więcej szczegółów więc nie było sensu przejmować się niczym dopóki nie dotrą na miejsce. Mag metalu rozmarzył sie przez chwilę wspominając dymiące kuźnie wspaniałego Nuln, uwielbiał to miasto i dopiero kiedy miał do niego wrócić przypomniał sobie jak bardzo za nim tęsknił, choć niedawne wydarzenia rzucały cień na wszystko co miało z nim wspólnego.
-
Johhan jak się pośpieszymy złapiemy jeszcze jakiś transport na południe. Przestań się więc dąsać i zacznij pakować.

Alfred skinął głową. Czasami żółć mu się ulewała jak to każdemu, jednak za długo służył w Zwiadowcach by pozwalać sobie na marudzenie ponad miarę. Sięgnął po talerz zaskakująco długim ruchem - choć może nie powinno być to zaskakujące przy pełnych sześciu stopach wzrostu.
- Musimy szybko spisać czego się dowiedzieliśmy i przesłać to do … archiwów. Nie możemy zmarnować okazji na dobry interes, nawet w tym cholernym mieście - przypomniał już z pełnymi ustami. Z pakowaniem jego rzeczy będzie jeszcze mniej zachodu niż z tobołami towarzysza, więc miał zamiar skorzystać z okazji do napchania żołądka.

Tubalny śmiech Gerolda rozniósł sie po całym pomieszczeniu.
-
Jesz jak by to miał być twój ostatni posiłek. Poza tym kto mówił o zmarnowanym interesie, myślisz że te kolacje z kupcami to na marne poszły. Podeśle się kogoś kto dokończy rozpoczęte rozmowy, tatko się ucieszy, chłopaki mają tu niezły ruch z tymi krasnoludzkimi rudami. Pewnie ci z Marienburga się trochę wkurzą jak im podbierzemy te źródła ale póki co możę faktycznie by lepiej nie wiedzieli. - Ostatnie słowa imć kupiec kierował już raczej do siebie bo śledztwo śledztwem ale o rodzinny interes też trzeba zadbać a takiej okazji jak wizyta Bogenhoffen nie mógł zmarnować.

- Tatko twój, Herr, musi najpierw się dowiedzieć o tych kolacjach. I interesie... - mruknął Alfred nie komentując już słów o swoich manierach przy stole. Zerknął na towarzysza. Ciekaw był na ile Sehlad sobie pozwala, mieszając interesy Kolegiów i własnej rodziny. Miał nadzieję że mag metalu zna umiar. Zaraz jednak nastawił ucha. Szybkie, ciężkie kroki na korytarzu zaalarmowały go i ruchem ręki wskazał Geroldowi drzwi. Sam poderwał się i przylgnął do ściany dosłownie w ostatnim momencie zanim odrzwia rozwarły się na całą szerokość. W jego dłoni błysnął sztylet o maksymalnej dozwolonej dla cywila długości ostrza, zaraz zresztą ukryty za sylwetką “kupca”.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
Stary 29-06-2011, 13:51   #39
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Stanął w progu i otrzepał ubranie z wciąż zalegającego na nim kurzu gościńca. Ukłonił się nisko i zrobił dwa kroki na przód.
- Me miano Amadeus Kritzle – przedstawił się. – Z prośbą się uniżoną do szanownych magistrów zwracam... Skąd wiem? Moją pracą jest wiele wiedzieć. Prośba ma jest nietypowa nieco, gdyż potrzebuję aby ktoś wiadomość na odległość dużą wysłał, do Altdorfu samego lub Ubersreiku. Sprawa tyczy się napadu na rycerza, jakiego dokonano w pewnej wcale nieodległej wsi... A wiem, że szanowni magistrowie taką mocą dysponują, że wiadomości przesłać mogą błyskawicznie. Zapłacę oczywiście...

No, to było zaskakujące. Alfreda zamurowało, w dużym skrócie, i przez chwilę wpatrywał się w plecy “Amadeusa Kritzle” nie wiedząc co począć. Czyżby ich przykrywka była spalona? Zerknął na Gerolda zanim wyjrzał dyskretnie na korytarz. Tam było pusto, a mag metalu przykuwał najwidoczniej uwagę nieznajomego.

Gerold rozczesał dłońmi włosy w zakłopotaniu. Wydawało mu się że przykrywka kupców była doskonałą ale nie dziwił się że ich ktoś odkrył ich prawdziwą tożsamość, nie ukrywał swego pochodzenia jak jego towarzysz a jeśli ktoś był dobrze poinformowany wiedział że kompania którą reprezentowali istniała na prawdę a syn właściciela ukończył szkołę magii. Jednak tak nietuzinkowa prośba nie zdarzała się często szczególnie połączona z taka dozą bezczelności. Kupiec uśmiechnął się przyjaźnie do nowo przybyłego i ciepłym i radosnym głosem odezwał się.
- Ano panie Kritzle dobrze trafiliście, ale może odsapnijcie nieco bo zaraz nam tu język wyplujecie z tego pośpiechu całego. Macie napicie się wina trochę, podłe ono ale nic lepszego w tej mieścinie nie udało mi sie znaleźć a szkoda bo wiele słyszałem o tutejszych szlakach. Z samej Bretoni ponoć prowadzą tędy karawany do naszej stolicy więc i spodziewałem się że trochę ichnich win tutaj zostawiają. - Uśmiechnięty blondyn wepchnął kubek z omawianym winem w ręce podróżnego i posadził go przy stole jak by zajmował się gościem we własnym domu. - No mówcie co to za wieść ma być i komu trzeba ja przekazać i na Sigmara zdecydujcie się czy do Altdorfu czy Ubersreiku ma polecieć. I nie bójcie się o cenę, nie zedrę z was, szczególnie jeśli chodzi o kogoś szlachetnie urodzonego.

Gerold niedbale zabrał otwarty list ze stołu i wcisnął go pomiędzy inne dokumenty zgromadzone w bezpiecznym miejscu. Alfred skupił się i wiedźmim wzrokiem obejrzał sobie nieznajomego. Trwał w pogotowiu by w razie gdyby jego podejrzenia się sprawdziły, dopaść karku “Herr Kritzle”. Zaproszony do stołu Gundulf usiadł i pociągnął solidny łyk z podanego mu pucharu. Wino wcale nie było tak wyśmienite, jak zachwalał je jeden z magów. Jak dla Graua było nieco zbyt słodkie. Gustował w winach bardziej cierpkich, wytrawnych. A już szczególnie w tych pochodzących z południowych Księstw Granicznych.
- Znośne - orzekł. Zauważył jak drugi z magów przygląda mu się, jednak postanowił zignorować ten fakt. Na razie. - Do Ubersreiku, do grafa von Jungfreuda. Na jego ziemiach zło się panoszy.
Blondyn przyglądał sie przez chwilę jak posłaniec powoli się uspokaja. Choć miał swoje podejrzenia wiedział że Alfred ma całkowitą rację zachowując dalece idącą ostrożność.
- Więc powiedz tylko jeszcze co chcesz by przekazano i od kogo ma być ta wiadomość, jakiego to rycerza dotyczy i gdzież jest ta wieś o której mówiłeś. Myślę że... - tutaj Gerold zamyślił sie chwilę licząc sobie kuriera którego opłacono by za taką usługę. - … myślę że taniej niż 40 franzów nie da rady.
- Miano pobitego rycerza było Fritz von Grossberg. A wioska leży nie dalej niż dzień konno od miasta
- Gundulf opisał mniej więcej miejsce w jakim zlokalizowana była wioska. Nazwy nie podał, gdyż jej nie znał. Potem zamilkł, zastanawiając się kogo zrobić nadawcą wiadomości. Wpadł na pewien doskonały pomysł, być może uda mu się upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Gdy wymawiał imię nadawcy bacznie przyglądał się czarodziejom, zwracając uwagę jak zareagują. - De Luna... Tak, Alvaro de Luna, Estalijczyk.

Mont zakłopotał się, jedynie z trudem dostrzegając wokół nieznajomego przepływ Wiatru Magii - tyle że nie poddającego się identyfikacji. A ponieważ podejrzewali działanie w mieście wyznawców Mrocznych Potęg, nie zmniejszał czujności - mogli mieć do czynienia z czarnoksiężnikiem lub jakimś renegatem. Stał z boku, mając na oku zarówno drzwi jak i okno, z rękoma za plecami i sztyletem w dłoni. Dyskretnie, z wahaniem pokazał Geroldowi jeden z kilku wcześniej omówionych, prostych znaków że nowo przybyły może być czarodziejem.
- Najlepiej byłoby gdybyście spisali treść wiadomości, mości Kritzle - powiedział spokojnie - My w tym czasie zajmiemy się przygotowaniem jej wysłania - chciał obgadać z Geroldem co począć z tym fantem. Imię Estalijczyka nic mu nie powiedziało, a wręcz wzmogło podejrzenia - co ma do sprawy jakiś Południowiec?

Mężczyzna który pełnił rolę gospodarza usiadł na przeciwko gościa i podsunął sobie kałamarz i pióro ignorując znaki dawane mu przez swego towarzysza.
- A więc coby nie było niedomówień wiadomość będzie takiej treści, “Szanowny panie
Grafie von Jungfreudzie...”, Johann to jakoś tak będzie bo Ty się lepiej w tytułach orientujesz co? Zresztą psia go mać ważna jest treść nie tytuł... - Grafie
- mimo wszystko Alfred mruknął dla porządku - Grafie Sigismundzie, jeśli zażyłość kto chce okazać - zaraz jednak zamilkł dając kontynuować Geroldowi - ... doniesiono nam i śpieszymy podzielić się z wami tą oto wiadomością że niejaki świętej już zapewne pamięci Fritz von Grossberg, rycerz szlachetny z serca i majątku, pobity został przez ludność miejscową w wiosce nie dalej niż dzień drogi na południe od Bogenhafen się znajdującej. Jam to szlachetnie urodzony Alovaro de Luna z Estalii pochodzący śpieszę wam donieść o tym występku niegodnym, jako że osobiście w piśmie i osobie stawić się nie mogłem, wiadomość przekazuję w ten a nie inny sposób. Z wyrazami największego uszanowania dla prawa i sprawiedliwości. “ Podoba się panie Amadeus? Bo jak nie to zaraz zmienimy co trzeba, i mam nadzieję że czasu nie tracimy z wami i w mieszku znajdzie się co trzeba za nasz czas i pośpiech. - Gerold bawił się przednie, tak głupiej wiadomości dawno już nie widział i ledwo powstrzymywał się co by nie parsknąć śmiechem na tą całą pantomimę. Musiał pamiętać by później przeprosić swego druha za tą nieostrożność ale na prawdę nie mógł odmówić sobie tej maskarady.
- Wybacz przyjacielu ale tak szybciej będzie i do własnych spraw będziemy mogli zaraz wrócić. Więc nie miejcie mi za złe że pomóc potrzebującemu pragnę, wiecie że me gołębie serce krwawi jak bliźniego widzi któremu nie poszczęściło się tak mnie czy tobie.

- Nie, nie może być tak - warknął Gundulf. Czy oni się z nim bawili? Wyglądało na to, że tak. Pieprzeni czarodzieje. Ale przynajmniej nie zareagowali na imię martwego estalijczyka. Chociaż, z drugiej strony mogli się dobrze maskować. Gundulf był wściekły. Udanie się do magów miało przyspieszyć sprawę, a tylko ją skomplikowało. Do tego zdemaskował się. Odwrócił się na pięcie i ruszył z powrotem do wyjścia. - Widzę, że żarty Wam w głowach, a to sprawa pilna i groźna, w mym mniemaniu. Jakbyście mogli, panowie to wskażcie mi drogę do jakiegoś rezydenta Kolegiów w tym mieście. Wierzę, że on będzie bardziej skory do pomocy.
- Do widzenia
- rzucił uprzejmie Alfred a gdy zeźlony imć “Kritzle” odwrócony już był do nich plecami, rzucił się za nim cichcem by złapać go, kopniakiem podciąć mu nogi i rzucić na podłogę pozostawiając go tam ze sztyletem przy karku.
 

Ostatnio edytowane przez xeper : 30-06-2011 o 15:42.
xeper jest offline  
Stary 30-06-2011, 14:09   #40
 
Uzuu's Avatar
 
Reputacja: 1 Uzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skał
Lato było tak strasznie upalne i duszne że nie możliwym było podróżować w kubraku. Nawet rozchełstana koszula która nie pasowała komuś na jego stanowisku wydawała się mężczyźnie zbędnym dodatkiem. Każdy kto mógł chował się teraz w cieniu i raczył czymś co mogło uspokoić rozpalone ciała i głowy. Magowie ognia pewnie siedzieli gdzieś tłumnie i cieszyli się tym cudownym słoneczkiem, pomyślał tylko człowiek który jako jeden z niewielu poruszał się po prawie pustych ulicach tego wydawało by się tłocznego miasta Bogenhafen.

Nie tego oczekiwał po wizycie w Altdorfie. Najpierw krótka audiencja u swego mistrza który niezwykle skąpy w okazywaniu emocji wydawał się całkowicie pochłonięty czymś zupełnie innym. Wszyscy jego znajomi też jak by nie mieli nagle czasu i zostawili go samego sobie wymawiając się sprawami niecierpiącymi zwłoki. Faktycznie gdy podróżował przez kraj dało się odczuć rosnącą niechęć do ludzi parających się szlachetną sztuką manipulowania wiatrami magii i niechęć ta rosła wraz z każdym dniem jak by sam upał dyktował temperament gawiedzi. Mag metalu liczył jednak że samej stolicy to nie dotknie tak bardzo, mylił się bo właśnie to kolegia musiały radzić sobie z licznymi oskarżeniami i pomówieniami, liczniejsi jak by łowcy i inkwizytorzy przemierzali korytarze uczelni próbując postawić na stos zapewne następnego hochsztaplera. Nie takim zostawiał Altdorf, Gerold gdy wyjeżdżał, nie tacy ludzie go żegnali i nie takie miało być ich ponowne spotkanie. I po kilku dniach przysłano do niego gońca, właśnie gdy zaczynał rozmyślać już o powrocie w rodzinne strony.

Mężczyzna który dostarczył mu pismo był magiem kolegium światła i był również jego towarzyszem w tej podróży i zadaniu. Znajdźcie i zacieszcie. Cel Bogenhafen. Czemu wybrano akurat jego z tylu lepszych jak mu się wydawało kandydatów, Gerold nie miał pojęcia. Czuł na pewno że Alfred Mount był właśnie do tego stworzony, wiecznie czujny i zawsze podejrzliwy, przez moment magowi wydawało się że mężczyzna podejrzewa również jego o jakiś spisek. Kupiec jednak nie przejmował się tym tak bardzo i albo mag światła w końcu ocenił go pozytywnie, czy też nie uznał za nie wystarczające zagrożenie pozwalając się nieco lepiej poznać, zarówno w czasie wspólnej podróży jak i pobytu w handlowym mieście w którym mieli wykonać swoja misję. Alfred przybrał imię Johann Keppler i miał być wspólnikiem w interesach Gerolda Sehlada. I wszystko było by wspaniale gdyby nie fakt że śledztwo wlekło się niemiłosiernie, czy była to wina ich akcentu, czy zwyczajna niechęć ludzka do przybyszów czy najzwyczajniejszy w świecie pech, ale nie potrafili pchnąć niczego do przodu. Nikt nie odmówi im tego że się nie starali, coraz to wychodząc z nowymi pomysłami jak poradzić sobie z sytuacją, czy to stosując magię czy posługując się bardziej przyziemnymi sposobami jak plotka i moneta w dłoni. Gerold był poniekąd w swoim żywiole bo o ile nie zapominał o swoich obowiązkach to pamiętał również o zobowiązaniach wobec swego ojca, reprezentując sumiennie interesy ich małej kompani. Jak sobie powtarzał w myślach tatko byłby z niego dumny gdyby widział syna w akcji, a faktycznie wydawało się że młody kupiec był wszędzie i rozmawiał z każdym kto miał coś do powiedzenia tylko w sprawach które zwyczajnie mogły ułatwić przyszły rozwój jego interesom, nie marnował okazji które się przed nim pojawiały.

Człowiek przemierzał targowisko raźnym krokiem, był w doskonałym humorze mimo skwaru jaki zalewał miasto, wysoki blondyn z włosami swobodnie opadającymi na ramiona przykuwał uwagę. Uśmiech jak mawiał mu ojciec jest tak samo ważny jak dobry zapach i zacne maniery przy stole chłopcze. Mężczyzna skierował się następnie w dzielnicę kupców puszczając oko napotkanym kobietom, by w końcu dotrzeć do bogatszych kamienic i bez pukania wejść do pomieszczenia przydzielonego dwójce magów przez kupca u którego się zatrzymali. Geroldowi zrzedła jednak mina na nowe wieści otrzymane z Kolegiów, bo gdy już wydawało się że w końcu ruszyli z miejsca, gdy podnieceni analizowali zebrane wskazówki następne pismo kazało im natychmiast porzucić zadanie i udać się z pomocą jakimś nieznajomym adeptom. Ktoś postarał się by nasza dwójka nie zapomniała i o swoich powinnościach wobec Kolegiów jak i o tym by wykazali się pośpiechem i dyskrecją której zabrakło im nieco w aktualnym zadaniu. Dlatego następny goniec nie był już takim zaskoczeniem dla Gerolda, co prawda to co od nich wymagał było odrobinę niedorzeczne, sposób w jaki sie zachowywał zdecydowanie zbyt arogancki ale Sehladowie jeszcze nikomu nie odmówili pomocy. Przez chwilę podejrzewał jakąś sztuczkę związaną z ich aktualną misją ale zdecydował że byłby to jeden z najgłupszych pomysłów do osiągnięcia czegokolwiek o jakich słyszał więc zwyczajnie postanowił utrzeć nosa panu Amadeusowi którego podejrzewał o zatajenie kilku fragmentów ze swej opowieści. Gerold chciał mieć to jak najszybciej z głowy by nie tylko wypełnić wolę starszych magów ale i by zobaczyć się z ojcem któremu miał do przekazania kilka dobrych wieści. Nie spodziewał się jednak ani nagłego pożegnania ani tym bardziej szalonego zachowania jego jak mu się wydawało do tej pory jego racjonalnego towarzysza. Odskoczył od stołu jak oparzony przypatrując się dwóm szamoczącym się mężczyznom.
- Alfred! Na siedem wiatrów opamiętaj się!
Gerold chciał to przerwać ale nie był pewny czy tylko nie zaszkodzi bardziej mieszając się.
 
__________________
He who runs away
lives to fight another day
Uzuu jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:08.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172