Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-02-2021, 20:03   #121
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Lider jest zawsze samotny. Jak się Wędrowiec przekonał… czasami dosłownie. Ruszył w kierunku bramy przechodząc przez nią. Minął przewężenie przeznaczone zapewne do kontroli pojazdów przez miejscowych siedzących budkach tuż za nim, przy którym to leżało sześć nieco zmasakrowanych zwłok. Bezimienny nie potrafił rozróżnić które rany na ciałach były tymi śmiertelnymi, a które są efektem późniejszej rąbaniny Khorsnaka i jego drużyny.
Minął i wreszcie mógł się przyjrzeć olbrzymiej jaskini w której mogło się pomieścić zapewne spore miasto. I pewnie też mieściło. Trudno jednak to stwierdzić z pewnością, bo gęste kłęby chorobliwie purpurowej mgły wypełniały szczelnie dno jaskini, tak jakoś do jej połowy zasłaniając nawet najwyższe budynki. Opar się kłębił i wił, jakby żywe stworzenie i to mimo bezruchu w powietrzu. Konstrukt miał złe przeczucia i to miejsce budziło w nim nieprzyjemne wspomnienia. Mimo tego podszedł bliżej i zanurzył w mgle dłoń, po czym rozpostarł skrzydła i wzniósł się w powietrze, lecąc tuż nad jej powierzchnią. Próbując przypomnieć sobie jakiekolwiek informacje na temat podobnych zagrożeń, chociaż na myśl wciąż przychodziły mu pustkowia Cyre. Lecąc, próbował dopatrzeć się jakiegoś ruchu wśród oparów, a przy okazji sprawdzał, jak chmura reaguje na podmuchy powietrza.
Dotyk przypomniał mu podobne doznania, choć wtedy medium było nieco innym oparem. Jednakże to były tylko detale… Drobne różnice, które nie zmieniały faktu z czym miał do czynienia. Po raz drugi. Unosząc się nad oparami szczelnie ukrywającymi detale widział jedynie zarysy budynków przez mgłę. Gęsty opar ukrywał w sobie zagrożenia… tak jak i ostatnim razem. Zresztą największe zagrożenie było niemal częścią owej mgły. Jeśli oczywiście mieli takiego pecha. Sam opar nie reagował jak zwykła czy magiczna mgła. Dlatego że nim nie był. Choć nieprzyjemny i jedynie kłopotliwy opar był esencją zła… wolą zła powstałą pod wpływem tragedii lub zbrodni tak strasznej że naznaczyła swoim piętnem okolicę. Automaton pokręcił głową z niedowierzaniem. Miał nadzieję, że już nigdy ponownie nie natrafi na podobną emanację, ale najwyraźniej te okazały się płonne… Przez moment przeszła mu przez głowę myśl, że to też sprawka tego szaleńca Mendgelaha, ale szybko ją odrzucił - przecież osobiście dopilnowali, by mag został kompletnie zneutralizowany, tak jak i jego siedziba. Może Gudryk mógłby wiedzieć na ten temat coś więcej, ale on też już nie żył… Wędrowiec wzdrygnął się, chowając wspomnienia i skupiając się na tym, co miał przed sobą. Wykonał jeszcze parę okrążeń tuż nad powierzchnią mgły, nie prowokując przy tym żadnej reakcji, co było dobrą wiadomością. Przy okazji zlokalizował kilka miejsc, dachów najwyższych budynków, na których szczycie mgła sięgała zaledwie na pół metra - mogły się przydać jako miejsca na odpoczynek podczas eksploracji. Chociaż i tak mgła była prawdopodobnie tym mniejszym zagrożeniem… Automaton przysiadł na jednym z dachów, by przez chwilę przemyśleć ich sytuację i możliwe rozwiązania, po czym ruszył do obozowiska duergarów.
Docierając do bramy zobaczył szaraków wraz z ich kapłanem zbliżających się już od porzuconych zwłok zapewne w celu ich animacji, oraz swoją drużynę. Wylądował kilka metrów przed nimi, zadziwiająco cicho jak na ciężki pancerz i złożył skrzydła, po czym spojrzał na swoich towarzyszy.
- I jak, czego się dowiedzieliście? - zapytał z ciekawością w głosie.
- Z tego co wiem, to zwiad pierwszy mówi co widział zanim dostaje informacje od obozu - Kvaser stwierdził od niechcenia, zadowolony, że niebawem będą mogli wyruszyć.
- Czyli niewiele - skonstatował automaton - Mgła jest fizyczną manifestacją cierpienia i potworności, które zostały wyrządzone mieszkańcom tej jaskini. Miałem już z czymś takim do czynienia, opary i żywe trupy mogą być najmniejszym zagrożeniem.
- Czyli co jest głównym zagrożeniem, konkret - Kvaser zapytał poirytowany wymijająca odpowiedzią.
- To co może być największym zagrożeniem? - zapytała Imra.
- Wołający w Ciemnościach. Amalgamat dusz i umysłów o dużym potencjale psionicznym. Okoliczności ich powstawania mogą korelować ze zjawiskami takimi jak ta mgła. Jeśli mamy szczęście, to go nie spotkamy, ale lepiej być przygotowanym na tą ewentualność. Ostatnio… nie skończyło się dobrze. Co do mgły, mam parę pomysłów, ale przyda mi się więcej informacji, zanim coś zaproponuję. Lepiej mieć pełniejszy obraz.
- Trupy w tej mgle się zrastają - Kvaser stwierdził rzeczowo - to wiedziałeś? Trzeba będzie działać szybko, bo masą wezmą nas na zmęczenie.

Tymczasem duergary zabrały się za realizację swoich planów. Dwóch wojowników otwierało usta trupom i umieszczało w nich niewielkie polerowane onyksowe kamienie. One miały ogniskować negatywną energię, która kapłan zamierzał przywołać w celu animowania zwłok.
-Wspominali o tym - potwierdził Wędrowiec - Pełna anihilacja ciał powinna pomóc na ten problem
- Bez ognia, to może być problem, a we mgle słabo z nim - Kvaser wzruszył ramionami i wstał jakby niecierpliwią się do wymarszu.
- Słabo? Mgła utrudnia splatanie niektórych zaklęć, ale dla was nie powinien to być problem.
- Podobno ogień źle się pali we mgle - Kvaser spojrzał po tymczasowych towarzyszach.
- Dość łatwo to sprawdzić, ale nie mam aż tylu zaklęć opartych na ogniu, by móc spalić na popiół setkę truposzy - powiedział zaklinacz.
- Możemy to sprawdzić zwykłą pochodnią - potwierdził automaton - Mgła, jako piętno zła, wpływa bardziej na przebywających w niej niż na materię nieożywioną. Zresztą, ożywieńcy będą bardziej przeszkodą niż dużym zmartwieniem. Macie jakieś zaklęcia tworzące wiatr?
Harran pokręcił głową, więc Wędrowiec spojrzał na druidkę.
- Vaala, jesteś w stanie zmienić się w żywiołaka powietrza równie dużego, co twoje ostatnie formy? Potężniejszy wiatr będzie w stanie tymczasowo rozwiewać mgłę, więc teoretycznie moglibyśmy poruszać się w niewielkiej strefie jej pozbawionej. Sam opar nie jest niebezpieczny, ale poza ograniczeniem widoczności będzie rozpraszał tych nie posiadających zbliżonej aury. Nie wydaje się też reagować na obecność poza obszarem. Stałe jej rozproszenie wchodzi w grę, brak nam kapłanów, materiałów i czasu. Wiecie chociaż, gdzie mogą mieć jakieś magazyny? Udało mi się zlokalizować trzy punkty, dachy najwyższych budynków, gdzie mgła sięga ledwie na pół metra, mogą być dobrymi punktami zbornymi lub orientacyjnymi.
- No, konkretny - Kvaser mruknął widocznie zadowolony, iż nie trzeba było prosić zwiadu więcej razy o raport - widać więcej wiesz niż my o tym stworze i nasi tymczasowi towarzysze - podsumował celnie - jeśli namierzymy magazyny, mogę zrobić to co ostatnio z zasilaniem, wejdę, wezmę na plecy i wyjdę, Imra na koniu może chcieć osłaniać, jeśli rumak dotrzyma mi kroku - zaśmiał się.
- To może być więcej niż jedna paczka. Sposób wejścia możemy dogadać, jak już tam dotrzemy, na razie jest zbyt wiele możliwości.
Kvaser kiwnął głową myśląc o czymś.
- To się czai we mgle czy jest niematerialne? Pytam, bo mogę wykrywać niewidoczne - wyglądał na zamyślonego - ale to wygląda jakby było kompletnie wszędzie i nigdzie z tego co opowiadasz.
- Wołający w Ciemnościach jest oddzielnym bytem od mgły, ale dobrze się w niej maskuje. Coś jak żywiołak wody w morzu. Wykrywanie niewidzialności niekoniecznie pomoże. Gdybyś mógł wykrywać nieumarłych, byłoby łatwiej, chociaż inne truposzy by to utrudniały.
- Niestety… Mógłbym emocje, ale po tym co mówisz, to cała emanacja mgły przytłoczyły mnie. Swoją drogą, cholera, ciekawe co tam się odwaliło.
- Kiedy wcześniej napotkałem mniejszą jej wersję, była efektem działań maga. Osiedlił się w pobliżu niedużego plemienia i korzystał z nich jako zasobów do eksperymentów. Kilka lat badał, jak ciała i umysły humanoidów reagują na fizyczne, psychiczne i magiczne traumy. Próbował też tworzyć ulepszone cielesne golemy - z żyjących ciał.
***
Do dzielnej grupy awanturników, podeszła duergarka zerkając na nich ciekawie zza zawojów owijających jej głowę i twarz. Ona nie wydawała się podekscytowana całym tym budzeniem martwych do życia, jak kapłan i Khorsnak dopełniający przygotowań wraz pomocnikami. Odzywać się nie odzywała, tylko słuchała i gapiła się.
Półelfka nachyliła się do niej.
- Zakrywasz twarz z jakiegoś konkretnego powodu? - zapytała cicho aby nie przeszkadzać pozostałej trójce w rozważaniach na temat mgły.
- Tradycja nakazuje… zakrywać się trzeba podczas wyprawy, gdy większość drużyny to mężczyźni. - odparła cicho duergarka kręcąc przecząco głową.
- To jakaś forma bycia… skromnym? Nie ciągania swoim wyglądem swoich towarzyszy? Czy może źle się domyślam?
- Chodzi o to by nie rozpraszać myśli innych i swoich tylko skupić się na zadaniu.- wyjaśniła kobieta.
- Interesujące. Działa?
Wzruszyła ramionami dodając dwuznacznie. - Khorsnak niespecjalnie się przejmuje ideałami Laduguera. A ja noszę strój głównie ze względu na oranta… kapłana w naszej grupie.
Imra pokiwała głową.
- Dziękuję, że się tym ze mną podzieliłaś.
- Nie ma sprawy. Zresztą nie jesteście duergarami… jego nie obchodzą wasze zachowanie czy czyny. - wzruszyłą ramionami duergarka i dodała. - Zakkara Blackthorn.
- Imra Orirel - powtórzyła swoje miano skoro była to nieco inna sytuacja.
- Miło poznać - duergarka wyciągnęła dłoń w kierunku awanturniczki, a ta ją mocno uścisnęła.
Kvaser uśmiechnął się zadowolony widząc solidarność spódniczek (nawet gdy panie ich nie nosiły), ostatecznie niziołek, mimo wszystko wolał karczemne popijawy od karczemnych awantur, a co za tym idzie spokój. Nawet gdy jedno leżało obok drugiego.
 
Asderuki jest offline  
Stary 24-02-2021, 21:06   #122
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Tymczasem poprzez potęgę swojego kapłan wezwał trupy do powstania. I jedne po drugim zwoki niemrawo podnosiły się z podłoża. Truposze ustawiły się w jednym rzędzie, jeden obok drugiego. Sześć słabiutkich zombi trudno co prawda było uznać, za imponujący oddział… ale to zawsze więcej celów dla wrogich ożywieńców. No i pewnie kapłan potrafił też karcić żywe trupy.
Khorsnak zaś ruszył ku awanturnikom rozmawiającym w odległości od reszty.
- No… rzucajcie swoje czary ochronne i ruszamy w mgłę.- rzekł wesoło.
- Zawsze cieszycie się na wejście w czarcią dupę? - Kvaser zaśmiał się w kierunku Khorsnaka.
- Kapłan pośle swoje oko na zwiedzanie obszaru przed nami, więc będziemy mieli odrobinę rozeznania w sytuacji. My jesteśmy profesjonalistami. - odparł zaczepnie duergar.
- Oko przejrzy mgłę? - zapytał Wędrowiec, po czym zwrócił się do druidki - Vaalu, dasz radę zmienić się tym razem w żywiołaka powietrza?
Druidka w odpowiedzi kiwnęła potakująco głową, po czym nad czymś najwyraźniej myślała...
- Cóż… eee…. tak. Gurom twierdzi że widzi przez nie jak przez własne oko. To taki jego latający niewidzialny szpieg, którym sprawdza otoczenie. - zakłopotał się Khorsnak i wzruszył ramionami. - O szczegóły mnie nie pytaj… bo to nie moja działka. Kapłan się na tym zna, nie ja… i Zakkara trochę.
- Ale ten żywiołak, to taki duży jak ten ziemi, zmieszczę się tam? No i z tym wiatrem, co do mgły… ja się mogę w taką jakby trąbę powietrzną na chwilę zmienić, to coś da? - Odezwała się ponownie Vaaala - A potem chwila odpoczynku, i mogę tak znowu wirować. No ale te wirowanie to tak… umm… jakby to liczyć… to tak do dziesięciu, i praaawie cztery razy. A odpoczynek to nawet nie do dziesięciu… - Zaczęła wyjaśniać po swojemu.
Automaton pokiwał głową.
- Spokojnie się zmieścisz, jaskinia ma setki metrów średnicy, mieści się w niej całe miasteczko. Wir będzie właśnie tym, czego nam trzeba. Mgła będzie powoli wracała na swoje miejsce, ale wydaje mi się, że będziesz od niej szybsza nawet odpoczywając. Zapewnisz nam w ten sposób strefę wolną od oparów i pomniejszych nieumarłych, oraz lepsze pole widzenia.
Po tych słowach spojrzał na Khorsnaka.
- Jeśli oczy Guroma nie przebijają mgły, to sensor na niewiele się zda. Ale pewnie nie tworzyłby go, gdyby tak miało być.
- To jest mgła… z bliskiej odległości widać majaczące w mgle sylwetki. A sam sens porusza się kilkanaście metrów przed nami, chyba że… wiesz o czymś, o czym ja nie wiem?- dopytał się podejrzliwie duergar, a kobieta z jego ludu nachyliła się i zaczęła szeptać mu do ucha o podejrzeniach Bezimiennego.
- No to… rzeczywiście problem… będziemy musieli się naradzić. - zakłopotał się Khorsnak.- Może coś na to poradzimy.
- Ale zostańcie z nami, skoro już idziemy razem, to i razem trzeba się dogadać - Imra “zachęciła” aby krasnoludy zostały.
- Obgadamy to na stronie… i zaraz wrócimy z odpowiedzią.- stwierdził pospiesznie Khorsnak i zaciągnął duergarkę do reszty swojej ekipy.
Wędrowiec stanął plecami do nich, gestem sugerując brak zainteresowania, a jednocześnie skoncentrował się, wytężając słuch. Nauka krasnoludzkiego po raz kolejny okazała się być dobrą decyzją…
- Kapłan może sprawiać problemy, nie chce współpracować - wyszeptał tak, by jedynie stojący najbliżej towarzysze mogli go usłyszeć. Żałował, że nie zdążył jeszcze opracować niczego do niewerbalnej komunikacji - Khorsnak przeciwnie, jest bardziej pragmatyczny, nie złamie umowy niesprowokowany. Są podzieleni, prawie jak my -

Duergary przez chwilę kłóciły się (zwłaszcza wyrośnięty kapłan i przywódca szaraków), a potem chyba doszły do konsensusu. Bo Khorsnak ruszył ku awanturnikom i gdy doszedł do nich, spojrzał na nich po kolei deklarując przy tym.
- Będziemy gotowi ruszyć za wami, jak tylko sami ruszycie przodem.
Kvaser zaśmiał się głośno prosto w twarz Khorsnakowi.
- Za taką formację to się płaci i to się nazywa eskorta. Jak eskortowany umie się bić, to płaci eksportującym mniej.
- Trzeba było zaproponować cenę wcześniej. - wzruszył ramionami duergar.- Teraz już na to trochę za późno.
- No tak - niziołek wyszczerzył zęby - to po co chcesz kupić? Chyba nie masz tutaj nikogo za ciula co za darmo daje dobrą usługę. Ktoś od was na przodzie ma być, nie lubię gdy gdy strona daje dyla bez poczucia, że zostawia towarzysza. Może być wasza dziewoja jeśli nadaje się do tego, chociaż ona raczej nie od walki wręcz - niziołek zawahał się mówiąc pod nosem - nieważne, ktoś powinien być.
- Ja pójdę…. i Gurom. - stwierdził w odpowiedzi Khorsnak wzruszając ramionami. - Poza tym, za duże tu są nagrody ukryte byśmy mieli uciekać.
Automaton kiwnął głową.
- Korytarz stworzony przez Vaalę pozwoli na wygodne poruszanie się w pojedynczym szyku, przy podwójnym może być ciasno. Proponuję Mmho w środku, razem z Harranem i magiczką Khorsnaka. Dwóch jego zbrojnych i jeden z naszych na tyle, ja będę bezpośrednio nad wami. Imra, dołączysz do mnie, czy zostajesz na poziomie gruntu?
- Mogę dołączyć - półelfka zgodziła się.
- Dobrze, w takim razie będziemy mogli pilnować całego szyku z góry. Kvaser, zajmiesz tył, czy zbrojni Khorsnaka wystarczą?
- Mogę zająć miejsce jak wam wygodniej - niziołek wzruszył ramionami - może być i tył.
- Zakkara zajmie w środku ochraniana przez moich… tam się najbardziej przyda. A co z resztą waszych milczków?- zapytał przywódca duergarów.
- Chyba nie gadasz o mnie? - Vaala spojrzała na niego "spode łba".
Krasnolud milcząc wskazał kciukiem na maga i półorczycę.
- Chyba słyszałeś, że pójdziemy w środku - odparł Harran. - Może trzeba mniej mówić, a bardziej nadstawiać uszu?
- Środek zaczyna być strasznie upchany… wy pójdziecie w środku, moi ludzie pójdą w środku z Zakkarą… strasznie tłoczny ten środek… a tyły będzie osłaniał jeden niziołek?- zapytał retorycznie duergar. - Strasznie niepraktyczny ten szyk.
Imra uniosła brew.
- Tak się boisz zostawić towarzyszki samej? Zadbamy o nią i jestem pewna, że ona sama też jest zdolna - półelfka być może niepotrzebnie, ale uderzyłą w taką nutę.
- Nie do końca podoba wystawianie moich ludzi z przodu, z tyłu… w najbardziej niebezpieczne miejsca. - wzruszył ramionami Khorsnak i dodał po namyśle.- Jeden zostanie przy Zakkarze.
- Mi to nie przeszkadza. Zabierajmy się do roboty. Trupy może nie staną się bardziej martwe, ale ciekawość mnie zżera - Imra odsunęła się lekko od pozostałych i przyzwała konia. Smolisto czarny wierzchowiec z ognistymi ślepiami i dymnymi kopytami nawet nie wydał parsknięcia stojąc niemal nieruchomo. Wskoczyła na niego.
- Vaala rozpoczynasz nasz pochód. Scena jest twoja. Em, znaczy proszę zamień się w żywiołaka - w ostatniej chwili półelfka upomniała się w duchu jak druidka łatwo przekręca znaczenie słów.

Vaala ruszyła na przód całego pochodu, po czym spojrzała jeszcze przelotnie na Khorsnaka.
- I kto tu dużo gada… - Mruknęła pod nosem, po czym nagle rozrosła się, i stała jakby mocno przezroczysta, przemieniając się w dziesięciometrowy żywioł powietrza, z lekka mający kobiece kształty…


- To idziemy - Powiedziała, i nie czekając na żadną reakcję, ani odpowiedź, ruszyła przed siebie, by po chwili zacząć i wirować wokół własnej osi, coraz szybciej i szybciej, aż w końcu osiągnęła zawrotne tempo, stając się żywym, cholernym, mini-tornado.

Po ustaleniu jako takiego szyku drużyna ruszyła. Wirujący żywiołak ciął swoimi podmuchami pasemka mgły odganiając je na boki. I czasami porywając jakiegoś truposza i rzucając nim niczym lalką. Dwa krasnoludy szły tuż za przemienioną Vaalą, reszta za nimi. Ich ożywione zombi osłaniały boki całej gromady… przez kilkanaście chwil.
Taki pochód przyciągał bowiem coraz większą uwagę. I nieumarli ruszyli ku niemu, z każdą chwilą coraz liczniej.
Truposze padły po krótkiej walce, ale sami awanturnicy… cóż… usuwanie zombie, było raczej męczącym obowiązkiem, niż wyzwaniem. A pozbywać się truposzy trzeba było.
Tych problemów nie mieli Bezimienny i Imra unoszący się nad resztą drużyny i obserwujący otoczenie, choć sama mgła raczej nie pozwalała im dojrzeć za wiele.






.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 22-03-2021, 13:09   #123
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Kvaserowi nie przeszkadzała walka z trupami, kwestia przyzwyczajenia, jednakże nie był to jego ulubiony rodzaj bitki. Za dużo smrodu, kawałków zgniłego mięsa które po czasie znajduje się w każdej szczelinie pancerza, w zębach i włosach, w butach i… w miejscach o których nie wspominało się przy damach. I znowu, po raz kolejny trafiła się przeprawa przypominająca wyrąbywanie sobie drogi przez las, czy nawet maź zgniłego mięsa niż normalną bitkę. W jego ocenie było to tylko trochę lepsze od poszukiwania skarbów w latrynach.
Mina niziołka mówiła wszystko, był zdenerwowany, ale w nieco inny, subtelny sposób, jakby znużony jednocześnie.
- Ktoś krzepki ze środka powinien odgarniać od nas te trupy których wiatrach nie zdmuchnie, no zakupimy się w tym gównie. Jak się mięso sklei z krwią to nawet huragan tego nie ruszy.
- Nie mam zaklęć, które usuwałyby zwłoki - powiedział Harran. - Nie zamienię ich w piasek czy powietrze.
- Są jak fala błota… ograniczają ruchy, jeśli pozwoli się im na otoczenie.- wtrąciła duergarka.- Dlatego my nie wchodziliśmy w mgłę tak… “bezczelnie”.
- Lepiej mają ci, co idą górą - uśmiechnął się z przekąsem Harran.

Ustalenia ustaleniami… a czas gonił. Ostatecznie drużyna ruszyła wraz z duergarami których wojownicy nie garnęli się do roli jaką proponował Kvaser. Podobnie jak awanturnicy oszczędzali moce na coś cięższego, choć zdolność odpędzania lub karcenia ich kapłana byłaby tu nieoceniona. Ten idący na przedzie de facto przewodził obecnie grupie wysławszy wprzódy magicznego zwiadowcę.
Oznaczało to jednak że niewiele z napierających z obu stron nieumarłych było likwidowanych i nawet ataki z powietrza Imry i Bezimiennego nie pomagały za wiele. Konstrukt co prawda nie dostrzegł jeszcze żadnego zagrożenia, ale mimo to czuł niepokój. To miejsce i jego natura wielce mu się nie podobały.
Z mgły wyłaniały się resztki oręża, jakieś przedmioty… być może nawet magiczne, ale podmuchy druidki rzucały je w mgłę. Jedynie to co było większe opierało się jej podmuchom. Golemy… z grubsza tak można było określić masywne metaliczne konstrukty, których to budowa czasami była daleka od tego co Wędrowiec miał okazję widzieć na Eberronie. Inne przypominały znajome konstrukty lub standardowe golemy. Część z nich była zniszczona… inne wydawały się pustymi skorupami czekającymi na iskrę która ich ożywi i wyglądały jakby zastygły w boju.
Nie były więc zagrożeniem… ni problemem, w przeciwieństwie do dziesiątek nieumarłych od których drużyna musiała się odpędzać, rozpychać i przedzierać. Druidka torowała drogę przez mgłę, ale wszystkich truposzy pozbyć się nie mogła.
Kapłan jednak najwyraźniej wiedział, gdzie idzie bo wkrótce dotarli do jakiegoś budynku, który wyglądał jak sklep i pracownia rzemieślniczo-alchemiczna. I zapewne duergary liczyły że tu kryły się skarby. Wejście do niego było zawalone gruzowiskiem powstałym z rozłupanego kamiennego golema, który bronił budynku. Wyglądało to… obiecująco. Tylko jak tam wejść?

Vaala-żywiołak powietrza-wir, po tym jak towarzystwo dotarło w końcu do jakiegoś budynku, przestała wirować, po czym przemieniła się w swoją zwyczajną formę, i dosyć chwiejnym krokiem odeszła na dwa metry w bok, a potem…
- Błeeeech - Rozległo się wśród podrygiwania jej ramion - Uch, kręci mi się we łbie… tfu, tfu… - Druidka odwrócona do reszty plecami, przetarła usta, i w końcu spojrzała na resztę towarzystwa z krzywym uśmiechem, a po chwili i na kamiennego golema, tarasującego wejście do budynku. Zaczęła coś mamrotać pod nosem, a Golem drgnął, i zaczął się składać do kupy, po czym wstał.
- To kto się zajmie drzwiami? Czy on ma przypieprzyć? - Kiwnęła głową na swojego nowego "pomocnika".
- Ja je otworzę.- rzekł głośno Khorsnak. -Trochę mi to zajmie.
Vaala w odpowiedzi cicho beknęła, po czym napiła się wody…
- Nieźle to wygląda - powiedział Harran. Skinął głową Vaali, więc zapewne miał na myśli jej kamiennego stwora, a nie budynek, do którego usiłowali się dostać. Jeśli zaś chodziło o to ostatnie, to miał jedno czy dwa parę zaklęcia, które mogłyby ułatwić im zadanie, ale o tych lepszych, bardziej praktycznych, jedynie słyszał. Pozostawało więc liczyć na umiejętności krasnoluda. I rozglądać się na wszystkie strony, by nie przegapić ewentualnego niebezpieczeństwa.
Imra wylądowała na dachu budynku. Kopyta nie wydały najmniejszego dźwięku kiedy uderzały. Półelfka poświęciła chwilę aby zobaczyć co towarzysze robią na dole, a potem wróciła do rozglądania się wokół. Wędrowiec dołączył do niej po chwili.
- Jaki udźwig ma twój wierzchowiec? - zapytał wojowniczkę, sprawdzając wytrzymałość dachu i szukając innej drogi wejścia, lub ucieczki
- O ile będą tutaj mieli zapas skamieniałego drewna, przetransportowanie go drogą powietrzną będzie wygodniejsze i szybsze.
- Mała szansa. To nie koń pociągowy, tylko magiczny transport. Jakbym wzięła Kvasera z jego całym ekwipunkiem to już by pewnie wystarczyło - Imra cmoknęła z niezadowoleniem.
- W takim razie wszystko będzie zależało od tego, w jakiej formie je znajdziemy. Wciąż kilka kursów nad mgłą będzie szybsze i bezpieczniejsze niż taszczenie tego wewnątrz niej.
- Chciałeś cały wóz udźwignąć, to chyba dasz sobie radę z kilkoma belkami?
Automaton uśmiechnął się lekko.
- Jeśli będą w jednym kawałku, to tak. Może mi zwyczajnie zabraknąć rąk.
Kvaser wyglądał na niepocieszonego. Niezależnie od podrasy, klanu i pochodzenia, krasnoludzia chciwość zawsze wygrywała. Niziołek nie dzielił się z innymi wątpliwościami czy aby właśnie kolejnymi postojami się nie osłabiają. Koniec końców to, co czyha we mgle, mogło po prostu liczyć na ich osłabienie drobnymi ranami i zmęczenie. Typowa strategia.
Zaklął pod nosem rozcinając kolejnego nieumarłego w poprzek, od biodra po przeciwległy obojczyk.

Tymczasem “zagrożenie” nadchodziło kolejnymi falami. Poruszając niedbale kończynami, wpatrując się w awanturników zamglonymi ślepiami nieumarli ruszyli ku drużynie niespiesznie powłócząc nogami. Jeden, pięć, dziesięć, dwadzieścia… drużyna usiekła ich wiele i teraz też nie stanowili problemu. Wystarczyło zadbać o to by nie przeszkadzali Khorsnakowi dłubać w zamku.
Duergarski kapłan przejął inicjatywę, ustawiając swoich wojowników po bokach, a magiczkę w środku. Osłaniali swojego przywódcę… nie dbając o sojuszników.
Tymczasem przebywający na dachu Bezimienny i Imra dostrzegli coś… błyski we mgle. Na razie te wyładowania elektryczne znajdowały się zbyt daleko by stanowić zagrożenie. Jak i by ocenić… czym są.
Półelfka uderzyła głowicą kilkukrotnie w dach.
- Pospieszcie się tam na dole. Widzimy jakieś rozbłyski - zawołała.
- Walcz! - Nakazała Vaala żywiołakowi ziemi, wskazując palcem Zombie. Sama z kolei po chwili wystrzeliła ze swoich dłoni strumieniem ognia, który zaczął się "wić" atakując nadciągające zdechlaki, niczym jakiś wąż, prący po truposzach w przód.
Harran posłał w tłum zombie błyskawicę. Podobnie jak druidka nie miał zamiaru osobiście ścierać się z ożywionymi truposzami.
Płomienie i błyskawice uderzyły w zombie smarząc i paląc nieumarłych, podobnie czynił żywiołak ziemi, którego to kamienne pięści robiły miazgę z ciał truposzy. Kvaser i dwóch duergarów zajęło się rzeźniczą pracą jaką było rozczłonkowanie kolejnych ożywieńców, którzy ochoczo acz bezmyślnie podsuwali im się pod ostrza. Praca może i bezpieczna, ale męcząca. Kapłan zaś skorzystał z mocy swojego bóstwa, by skarcić i posłać truposzy przeciw swoim współbraciom dając odrobinę luzu drużynie i ułatwiając Mmho dziurawienie nieumarłych strzałami, zaś duergarska zaklinaczka wezwała dwa lamparty do pomocy.
- Jeszcze chwila… ostatni zamek mi został!- wrzeszczał tymczasem Khorsnak, który dzielnie walczył ze wzmocnionymi drzwiami. Tylko czy mieli chwilę?
Z mgły bowiem formowała się gargantuiczna postać… utkany z mgieł i błyskawic humanoid a może truposz… powoli formował buzując od nagromadzonej energii i patrząc wściekłymi ślepiami w kierunku żywiołaka Vaali i reszty drużyny. Gigant na razie się zbierał w sobie, gdy energia szalała w jego ciele.
Ale Bezimienny… i duergar z krzyształowym ostrzem zamarli na moment zdając się że w mgle kryje się coś jeszcze. To było tylko lekki impuls, delikatny niczym łaskotanie ucha. Mentalne echo chóralnej agonii, którą wykryć mogli jedynie ci o wrażliwym umyśle. Krasnolud nie wiedział co to znaczy, ale Bezimienny tak… jego obawy się sprawdzały. Wołający w ciemności się zbliżał korzystając z mgły jako czapki niewidki. Tak samo czynił wszak ostatnim razem.
- To zbite żywiołaki - Kvaser fuknął głośno do reszty - wkurzone i w kupie, jak się zacznie walka i się uderzy to mogą się rozpłynąć jak robactwo. Około pięć, sześć.
Imra warknęła na sytuację. Spięła konia podlatując na (miała nadzieję) bezpieczną odległość. Zawarczała przywołując całą swoją smoczą esencję chccąc pozbyć się chociaż żywiołaków z pola walki.
Wędrowiec skoczył za Imrą, rozpościerając skrzydła i gotując broń. Prawdziwe starcie dopiero miało się zacząć.
- Pośpieszcie się! Wołający już tu jest, ukrywa się we mgle! – krzyknął, unosząc się nad polem walki i starając się wypatrzeć jakiekolwiek fizyczne czy psychiczne manifestacje zabójczego stwora. Ogromnego humanoida obrzucił tylko szybkim spojrzeniem, cielesny wróg wydawał się mniejszym zagrożeniem.
Harran najpierw użył na zbliżającym się stworze rozproszenia magii.
- Jak się nie ruszysz, to ja te drzwi rozpieprzę! - Warknęła do Khorsnaka Vaala, po czym wyszeptała kilka słów pod nosem, i sypnęła z dłoni jakimś proszkiem, a po chwili zmaterializowało się zupełnie znikąd stado… wilków wielkości niedźwiedzi, które rzuciły się na Zombie.
 
Sindarin jest offline  
Stary 22-03-2021, 13:20   #124
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Chaos się pogłębiał z każdą chwilą. To co z początku było mozolną rąbaniną gnijącego ciała, stało się czystym chaosem masy istot skupionych na zbyt ciasnej przestrzeni.
Imra planowała ruszyć ku przeciwnikowi z zamiarem porażenia go swoim popisem, tuż za nią podążał bezimienny. Tyle żywiołaczy stwór okazał się znacznie szybszy. I pierwszy uderzył.
I celem jego nie była wcale wojowniczka, tylko coś innego. Żywiołaczy kolos nie był zainteresowany dzielną drużyną walczącą z zombie. Jego celem wyraźnie był żywiołak ziemi którego Vaala przywołała. Trudno było ocenić czy to z powodu podobieństwa żywiołaka do golemów, czy może antagonizm wywołany przez przeciwstawne natury obu żywiołów. Tak czy siak Wędrowiec był pewien, że jedyne co im na razie grozi z jego strony… to oglądanie “starcia olbrzymów”.
Pierwszy cios żywiołaka był masywny, ale żywiołak ziemi go wytrzymał. Sam wyprowadził dwa celne ciosy w zwinnego przeciwnika oba celne… ale go nie zniszczyły. Destrukcja przyszła później.

Bezimienny zaś wypatrzył swoją nemezis, a pozostali poczuli ją w umyśle. Szepty i mentalne krzyki umierających w bolesnej agonii śmiertelników. Dwudziestu, czterdziestu, stu…
Teraz nawet ci, którzy nie byli czuli na moc słyszeli ten mentalny krzyk. Nawet jeśli krzywdy on im nie robił, to czuli się przez to nieswojo. Co innego zwierzęta… te przyzwane przez duergarkę spanikowały porzucając swoją rolę “rzeźników” zombie.
A Bezimienny w końcu przekonał się, że miał rację widząc skradającą się wśród mgieł znajomą kreaturę...




…spaczoną fuzję setek dusz stopiony w upiorną mgielną istotę zbudowaną z dziesiątek twarzy wrzeszczących w agonii. Był już blisko jego towarzyszy i wkrótce zaatakuje.
Także Vaala i Imra go dostrzegły, bo obecnie widoczny był tylko z góry.

Khorsnak tymczasem triumfalnie otworzył drzwi ignorując sarkanie Vaali.
- Nie pospiesza się artysty! - burknął wkraczając do środka, Zakkara tuż za nim.
I wszyscy posłyszeli jej głos ze środka.
- Powinniście to zobaczyć.
Inni nie mieli czasu na oglądanie. Vaala przyzwała stado liczące osiem bestii, które wraz z jej żywiołakiem masakrowały nieumarłych, wraz Gnashem, Murrockiem, Guromem i Kvaserem. Mmho cofała się do wyjście strzałami ubijając kolejne truposze, gdyż bycie drużynowym snajperem nie jest wygodne, gdy zewsząd próbowały ją dopaść nieumarli. Harran użył magii płynącej w jego krwi na zbliżającym się żywiołaczym olbrzymie, by rozproszyć magię. Nie wywołało to widocznych efektów… mag kątem oka dostrzegł że z mgły wyrwały małe mgiełki w liczbie pięciu o ledwo zarysowanych obliczach i wykorzystując zamieszanie i okazję pognały przez otwarte drzwi do środka budynku. Niezauważone przez nikogo, poza Harranem.
Imra wyzwoliła swój gniew w pokazie swoje smoczej furii. Wystarczyło na rozbicie jedności żywiołaków… rozpierzchły się one na wszystkie strony, co wyglądało jak ów olbrzymi elemental wybuchł od środka w wyjątkowo brutalnym podziale na mniejsze dzieci.

- Co to jest za paskudztwo?! - Krzyknęła Vaala na widok stwora o wielu wykrzywionych w agoniach twarzy. Nie czekając zaś na jakąś odpowiedź, użyła niszczycielskiej magii, przywołując bijący z góry słup boskiego ognia.
- Ja tam lecę za brodaczami! - Dodała, po czym zerknęła na "swojego" żywiołaka ziemi, i na te pomniejsze-wrogie, już w rozsypce - Walcz z nimi! - No i w końcu Druidka pobiegła w stronę wejścia do budynku.
- Jakieś cienie czy duszyczki wleciały do budynku - zawołał za nią Harran, po czy posłał serię wyładowań w nadciągającego stwora.
Sam również skierował się w stronę tego samego wejścia.
- Do środka! Powstrzymam Wołającego przez chwilę, wlecę za wami! – krzyknął Wędrowiec, lecąc nad tłumami zombiaków w stronę potwornej istoty. Nie bawiąc się w finezję, zadał kilka potężnych ciosów, wzmacniając swoją broń psioniczną energią.
Kvaser nie lubił uciekać… a tym bardziej nie lubił uciekać do wnętrza budynków. Zazwyczaj stanowiły podstępną pułapkę na broniących się. Jeśli stwór, przed którym ostrzegał Wędrowiec, był tak wyrafinowany (a wiele na to wskazywało) zapędzał po prostu.
- To pułapka! - Niziołek warknął do Wędrowca, jednak nie widząc większej alternatywy poza nagłym planem ewakuacji - do którego drużynie brakowało koordynacji - również zacząć się wycofywać.

Bezimienny uderzył z furią rozrywając esencję stwora przy prawie każdym uderzeniu. Ostatnie bowiem było wyjątkowo pechowe. Znał tego wroga i znał jego słabości...wiedział jak groźny być potrafi. Niestety...znał też właściwości tego miejsca. Skoro ożywiało one słabsze nieumarłe w kilka chwil, toteż i ten wpływ było widać na samym stworze. Jego mglista powłoka zdewastowana ciosami miecza łączyła się z powrotem. Ten stwór tu nie umrze, bez względu na to jak pokonany zostanie. Nie, dopóki animująca zwłoki i wypaczająca wszystko aura wywołana straszliwą zbrodnią będzie tu istnieć.
Mmho posłała w kierunku stwora strzałę i wycofała się. A druidka podążyła w jej kierunku spopielając stwora na oczach konstrukta, wraz z piorunem posłanym przez Harrana. Potwór rozwiał się na oczach Wędrowca, ale ten słyszał w umyśle delikatny mentalny szyderczy chichot. W tym miejscu wołający w ciemności był prawdziwie nieśmiertelny. I było tylko kwestią czasu kiedy wróci, ostrożniejszy i lepiej przygotowany do starcia.
 
Kerm jest offline  
Stary 22-03-2021, 14:54   #125
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Krasnoludy tymczasem nie czekały wpadając jeden pod drugim do środka wzorem swojego “nieustraszonego przywódcy. Tam też musiały zmierzyć się z czymś robiło.. chaos…
Niewidzialne stworki zaatakowały ich, jak i zaczęły bałaganić strącając różnie obiekty na ziemię i w kierunku duergarów.
Co nie było trudne, gdyż… w środku panował bałagan. Pomieszczenie było rozległe i w swoim wystroju przypominało nieco połączenie lombardu z graciarnią. Pełne było półek wypełnionych różnymi przedmiotami. I jeden z nich okazał się pułapką… gdy zrzucony na ziemię pękł.
A ze środka eksplodowała magia….Nastąpił huk, a potem cisza. Pośrodku awanturników uformowała się sfera czerni rycząc i karmiąc się wsysanymi w nią oparami, drobnymi przedmiotami z wnętrza budynku i wszystkim co miało okazję wpaść w nienasyconą paszczę “tej bestii”. Podmuch wichru był powalający, a jego siła olbrzymia. Harran zobaczył jak niewidzialne stworki ulegają mu… wsysane jeden po drugim. Może to by i cieszyło maga, gdyby nie fakt iż sam znajdował się w zasięgu wiru i był ciągnięty w jego kierunku, podobnie jak Mmho… i Kvaser. Niziołek jednak radził sobie całkiem dobrze z utrzymaniem się na nogach i byciem tuż poza zasięgiem sił obalających czarnej sfery, Mmho zaskoczona tym wszystkim i już powalona na ziemię szybko podążała ku centrum. Harran też, ale jego Kvaser mógł jeszcze pochwycić i w szale zwiększyć swoją siłę, na tyle by go utrzymać… z półorczycą niestety nie miał takiej gwarancji. Zresztą wszyscy widzieli jak wrzeszczącego psionicznego wojownika deurgarów wir już wciągnął, mimo prób ratowania go przez krasnoludzkiego kapłana.
Niziołek skalkulował szanse i rzucił się magowi na pomoc, a pochwyciwszy go wbił miecz w podłoże, by uniknąć wciągnięcia ich obu w wir. Tylko tyle mógł zrobić. Mmho niestety… miał małe szanse by jej pomóc i widział jak ten wir wsysa bezradną i zaskoczoną półorczycę do środka.
- Szlag... - Tyle tylko zdołał powiedzieć Harran, równocześnie starając się złapać czegoś solidnego i ułatwić działania Kvaserowi. To pomogło niziołkowi, łatwiej mu było utrzymać i jego siebie, gdy mag nie szarpał się w panice… tylko aktywnie go wspierał.
Vaala trzymała się dzielnie drzwi, a poprzez swoją małą posturę wprost na nich "dyndała". Nie puszczała jednak za cholerę… ale widząc, co się dzieje z Mmho, zaczęła mieć wątpliwości.
- Lina?! Ma ktoś linę?? - Krzyknęła, ale w ciągu dwóch chwil było praktycznie po wszystkim.*
Po kilku chwilach kula zaczęła maleć i jej zasysający wszystko efekt malał równie szybko jak się pojawić. Sama “czarna dziura” też zaczęła znikać. I przejście do środka znów było otwarte.
- Dzięki. - Harran skinął głową niziołkowi. - Przy okazji postaram się zrewanżować - obiecał.
- Na co czekacie?!- wrzasnęła rozsierdzona duergarka. - Pospieszcie się i wchodźcie. Im dłużej drzwi otwarte, tym gorzej dla nas.
Imra cmoknęła z niezadowoleniem widząc jak istota się rozpływa. Jej wrzaski i krzyki potępieńcze zabrały ją na moment do przeszłości. Uśmiechała się do tych wspomnień. Trzeba było się jednak dostosować. Spięła konia i wleciała do budynku wraz za resztą towarzyszy.
Wędrowiec wleciał ostatni, roztrącając kilka zombiaków i zamykając drzwi. Rozejrzał się po panującym wewnątrz bałaganie, licząc na to, że dojrzy to, czego szukali.
-Bierzcie co się da, nie mamy wiele czasu. Wołający będzie odtwarzał się póki istnieje mgła, a ściany to dla niego żadna przeszkoda.
- W zasadzie to jest duża przeszkoda dla niego. - zaprzeczyła duergarka wskazując na ściany i drzwi, a Bezimienny spoglądając na nie zgodzić się z nią musiał. Magiczne glify i symbole pokrywały je. Od prostego acz olbrzymiego magii kręgu przeciw złu, poprzez bardziej skomplikowane i wyrafinowane czary i zabezpieczenia. Nic nie mogło wejść do środka, czy to astralnie czy eterycznie, czy przez Plan Cienia. Nic nie dało się tu przywołać, a narzucona na budynek niewykrywalność gwarantowała ochronę przed czarami wieszczenia… tak długo, jak drzwi pełniące rolę zwornika tej magicznej pajęczyny pozostawały zamknięte. Byli bezpieczni, ale i otoczeni przez wrogie istoty.
- Gdzie jest Mmho? - Imra rozejrzała się po wnętrzu szukając półorczycy.
- Wciągnęło ją zaklęcie - odparł Harran. - I przeniosło ją na jakiś inny plan. Nie było szans, by ją uratować.
- Szansa była - Kvaser stwierdził dziwnie chłodno jak na siebie, nawet po krótkim szale był trochę uspokojony, acz już teraz odzyskał rezon - lecz bardzo mało. Wciągnęłoby ją albo Harrana, przy czym jej bym raczej nie przytrzymał, a Harrana tak, takie warunki. Liczę, że Mmho, będąc jednak sprawniejsza fizycznie, lepiej sobie poradzi.
Niziołek stwierdził z rozbrajającą szczerością, nie pudrując sytuacji i swego zachowania.
Imra skrzywiła się z niezadowoleniem.
- Ona miała nasz jedyny kontakt z kózką - powiedziała zsiadając z konia. - Ale tym się pomartwimy później. Ktoś z was umie może złapać tego Wołającego? Jestem pewna, że w odpowiednim miejscu zapłaciliby za niego grubą kasę.
Krasnoludy pokręciły przecząco głowami.
- Przestaje mnie dziwić, że twoi ludzie zginęli - mruknął Wędrowiec, analizując wskazane przez duergarkę symbole. Zniknięcie Mmho najwyraźniej niespecjalnie go przejęło - Dobrze, osłona da nam trochę czasu, ale wciąż nie warto zwlekać - zaczął rozglądać się po pomieszczeniu.
Które teraz było bardziej zdewastowane. Półki były przewrócone, przedmioty rozsypane, część rozbita. Zawartość zaś egzotyczna. Nie wszystko tutaj się nadawało do użycia, ale niewątpliwie wszystko kiedyś było częścią magicznych lub technologicznych cudeniek. Część uległa skamienieniu,większość była uszkodzona. Pomiędzy tym wszystkim walało się też trochę innych przedmiotów… niektóre wyglądały na takie naładowane magią. Inne… nieprzyjemnie kojarzyły się Bezimiennemu z radosną “twórczością” Daelkyrów.
Sala była dość duża i wysoka. Po przeciwnej stronie była trójka drzwi. Dwa zamknięte za pomocą skomplikowanych zamków i pewnie też magicznie… trzecie drzwi, te pośrodku, wyglądały zwyczajnie i zamka nie miały.
- Wciągnęło też naszego. - stwierdził Khorsnak niezbyt wstrząśnięty stratą kompana. - Kapłan pośle mu międzyplanetarną wiadomość, jak tylko wymodli odpowiedni czar następnego dnia. Jak chcecie możemy dorzucić parę słów od was. Jest niewielka szansa, że utknęli razem.
- Nie podoba mi się ta sytuacja.- stwierdził opancerzony krasnolud.- Czemu ten budynek jest cały? Inne, które zwiedziliśmy wcześniej, były rozprute.
- Ten jest twardszy od tamtych. Tamte były jedynie budynkami mieszkalnymi, a to jest warsztat. - odparł ze swadą Khorsnak.
- Tym bardziej winien więc być… rozerwany.- upierał się przy swoim krasnolud. - Może to co wciągnęło Gnasha było tylko pierwszą z pułapek.
- Strach nie przystoi duergarowi.- burknął kapłan.
- To nie warsztat, tylko magazyn lub skład - stwierdził automaton - zabezpieczony przed włamaniem. Różnymi sposobami.
- Ja jestem złodziejem… rozpracowywanie takich zabezpieczeń to mój chleb powszedni. Z pomocą Zakkary zajmę się każdą pułapką.- dodał dumnie rudobrody duergar. - A ten wypadek… to ni była moja wina… jakiś poltergeist tu latał, czy coś.
Wędrowiec tylko prychnął lekceważąco, nie komentując wymówki. Zamiast tego skupił się na znajdujących się wewnątrz przedmiotach - mieli sporo do zebrania.
Vaala z kwaśną miną jedynie wzruszyła ramionami, i zaczęła się rozglądać to tu, to tam…
- Rozrabiały tu jakieś cienie - przytaknął zaklinacz. - Wciągnął je wir, ten sam, który zabrał Mmho.
- Coś tu rozrabiało. - potwierdziła duergarska magiczka, a kapłan dodał z lekkim rozczarowaniem. - I nie rozrabia teraz. Jesteśmy tu wszyscy bezpieczni.
- Wspaniały Laduguer nie musi nas testować co chwila, by ocenić czy jesteśmy godni. - dodał sarkastycznie Khorsnak.
-Znajduję twoją religijną gorliwość… niepokojąco letnią. Być może brak twojego zapału osłabia twoje zdolności przywódcze. Może ktoś lepiej by się nadał? - zapytał sarkastycznie kapłan.
- Może ty?- odgryzł się rudobrody muskając grubymi paluchami trzonki swoich noży w dość agresywny sposób.
- Och nie… nie mogę… ja jestem tylko skromnym thuldorem. Moim zadaniem jest doradzać, prowadzić ku wyniesieniu oraz prowadzić liderów, a nie być nimi. - słodka mowa nie mogła ukryć faktu, iż kłamstwo wylewało się z ust stalowoskórego kapłana. Chciał przewodzić… ino z tylnego siedzenia. Spojrzał na opancerzonego duergara. - Murrocku?
- Ja tam się do dowodzenia nie nadaję. Niech żyje lider Khorsnak. - odparł pospiesznie krasnolud.
- Niech żyje. Szkoda, że stracił jednego z podwładnych… ale… niech żyje.- ocenił kapłan spoglądając spojrzeniem swoich metalicznych oczu.
Półelfka rozejrzała się mlasnęła z niezadowoleniem i całą swoja uwage poświęciła kapłanowi.
- Taka niesubordynacja - powiedziała cicho lekko nachylając się do olbrzyma.
- Złodzieje i ich brak... dyscypliny, honoru… twardości. - przyznał kaplan najwyraźniej nie cenią profesji swojego przywódcy… zresztą jego samego też chyba nie cenił.
- Tak, znam takich. Przez niego cała misja poszła się jebać - półelfka kontynuowała. - Takich trzeba twardo. Do nich tylko siła przemawia.
- To prawda niby, ale ten to… - olbrzymi stalowskóry krasnolud zauważył że się zagalopował w swojej wypowiedzi.- A co ci do tego? Roboty szukasz?
Niechętne spojrzenie Imrze posłała również zaowalowana duergarka, acz sam “oskarżony wydawał się ignorować jej rozmowę z kapłanem. Zamiast tego nakazał przeszukanie tego bałaganu. I sam się do tego zabrał.
- To tylko towarzyska rozmowa. W końcu znajdujemy się razem w tych… tarapatach, nazwijmy to uroczo - Imra uśmiechnęła się szeroko pokazując zęby. Nie był to przyjemny uśmiech.
- Ale widzicie, ja potrafię każdego doprowadzić do porządku - powiedziała bardzo cicho. - Tak, że Laduguer by się radował kiedy zagubione owieczki wracają do jego zasad.
- Ha…- odparł sarkastycznie kapłan.- … żebyś jeszcze miała zaszczyt urodzić się duergarem, ale niestety bogowie obdarzyli cię żałosną postacią mieszańca.
Wojowniczka zmrużyła oczy, uśmiech nie zszedł z jej twarzy. Można było jednak odnieść wrażenie, że gdzieś z głębi klatki piersiowej dobył się warkot. Dołączyła do pozostałych szukających.

Łowy się rozpoczęły. Każdy z członków obu ekip rzucił się na przeszukiwanie całego tego… bałaganu. Węsząc niemal i przebierając rupiecie wsród chaosu wywołanego przez niedawny sztorm rzeczywistości. Tu już nie miało znaczenia, kto należał do czyjej grupy… każdy polował na własny rachunek. Celowała w tym zwłaszcza driudka i łotrzyk duergarów. Jedynie kapłan nie przyłączył się do tego… być może było to poniżej jego godności? W każdym razie on tylko obserował i przyglądał się awanturnikom z obu drużyn.
Wkrótce poszukiwania zakończyły się znaleziskami. Tych najwięcej miała Vaala, aczkolwiek… trzeba przyznać, że nie były to jakieś szczególnie wyjątkowe skarby.
Pięknie zdobiony wielki miecz w równie pięknie zdobionej pochwie okazał się wydmuszką. Była to broń paradna i ceremonialna. Ładna, nieporęczna, niemagiczna… nieostra nawet. Łatwiej było nim zatłuc przeciwnika, niż go zranić. Latarnia którą znalazła i która była magiczna… była też przy okazji enigmą. No bo do czego służyła? Tego nie dało się łatwo rozgryźć. Kolejny przedmiot przypominał pistolet… w ogólnych zarysach. Przypominał też coś co można było znaleźć w Numerii. Potężna broń we właściwych rękach… kiedyś. Teraz całkowicie skamieniały nadawał się chyba tylko na przycisk do papieru. Kolejnym skamieniały znaleziskiem był gruby niczym ludzkie ramię wężowany stwór, który zamiast pyska miał paszczę otoczoną mackami. Nie był to stwór natury… tego druidka była pewna. Zresztą Bezimienny też rozpoznając w spetryfikowanej bestii robala zaklęć, jednego z symbiontów tworzonych przez Daelkyrów. Ostatnim ze znalezisk były gogle z soczewkami z zielonego kryształu. Po ich założeniu druidka widziała w ciemności… było coś jednak dodatkowego związanego z nimi. Ich konstrukcja świadczyła o tym, że były przeznaczone dla pływaka.
Niziołek zaś w swoich poszukiwaniach znalazł rękawiczki pozbawione palców, które po założeniu dopasowały się do jego dłoni, co było dowodem że były magiczne jakoś. Trzeba było dalszych badań by ustalić co naprawdę potrafiły. Niemagicznym, acz ciekawym i skomplikowanym przedmiotem był zestaw który Kvaser znalazł wśród gruzu, a w którym to Harran przeszukujący obok rozpoznał aparaturę do odparowywania i skraplania czystej wody… z obiektów lub miejsc tę wodę zawierających. Bardzo przydatną i użyteczną na terenach pustynnych.
Sam mag znalazł dziwną ptasią maskę.

Wykonaną z białej skóry i z wyraźną dokładnością zszywaną. Do tego w parze był dzwonek, magiczny chyba.
Wędrowiec miał mało szczęścia podczas tych poszukiwań: kawałek czegoś co wyglądało jak ręka zrobiona z masek, szczątki jakiejś skamieniałej macki, rozbity nocnik z motywem różyczek. Dziwna metalowa skrzy… to było coś ciekawego. Po jej siłowym otwarciu, ze skrzynki oznaczonej czerwonym grubym krzyżem wyleciało coś co przypominało wysoce zaawansowaną broń palną. Tylko że jednorazową i igła sugerowała iż coś takiego się wstrzykuje? Na eberronie igły do wstrzykiwania subtancji były stosunkowo nowym wynalazkiem, ledwie sprzed paru lat. To mogła być strzykawka, tyle że o wiele bardziej zaawansowana. Ale też z jednorazowym użyciem.
Półelfka z niezadowoleniem grzebała w stercie bambetli. Nie umiała powiedzieć czy bardziej ją irytowała odpowiedź kapłana czy fakt iż nie znalazłą nawet jednej wartościowej rzeczy. Prychnęła w końcu rozeźlona i rzuciła pudełkiem którego nie umiała otworzyć w stertę innych.
- Cokolwiek ciekawego macie?

Vaala usiadła sobie gdzieś w kącie, oglądając różne rzeczy, na jakie się natknęła. Skamieniałe "coś"(pistolet), po krótkim wzruszeniu ramionkami, odrzuciła na bok. Czy się strzaskał? Chyba nie, sądząc stuknięciu. W sumie jej to nie interesowało. Podobnie postąpiła ze skamieniałym wężem…
- Nawet nie jest ostra, to jakaś zabawka dla dzieci? - Stwierdziła nagle, oglądając miecz, i juuuuuż prawie poleciał za skamielinami, gdy wzrok Druidki spotkał się ze wzrokiem Niziołka - Chcesz? - Spytała Kvasera, wyciągając przedmiot w jego kierunku.
Gdyby nie noszone w warunkach bojowych gogle, Vaala zauważyłaby, że Kvaserowi aż zaświeciły się oczy. Uśmiechnął się szeroko.
- Z chęcią - powiedział uśmiechnięty - powieszę go w swojej kajucie - dodał po chwili - zrobić taki miecz czasem jest trudniej niż bojowy.
- Proszę - Vaala podała przedmiot, i przelotnie się uśmiechnęła. A po chwili przy goglach...
- O, przez to widać w ciemności, i chyba można w nich pływać? Meh - Znowu drgnęły ramionka Druidki.
- Wezmę je, jeśli tobie się nie przydadzą - stwierdził Wędrowiec, odkładając znalezioną strzykawkę do pudełka, które przypiął sobie do pasa. Miał zamiar później sprawdzić, czym była ta substancja.
Sądząc po budowie przedmiotu, była to jakaś substancja lecznicza, a może narkotyk? Na miejscu nie dało się tego sprawdzić, bez otwarcia pojemniczka. A sądząc po znakach na nim, otwierać go nie wolno było. Dawka wyglądała na jednorazową, a sprawdzenie jej bez zużywania wymagało laboratorium alchemicznego. Na szczęście Bezimienny miał do takiego dostęp… niestety było ono na Destiny.

Latarnia z kolei… kij wie do czego służyła. Vaala rzuciła więc na nią "Wykrycie magii", może czegoś się tak o niej dowie. Oprócz magii wywołania odpowiedzialnej za magiczny ognik, latarnia emanowała dziwną mieszanką magii transmutacyjnej i cienia… acz nie wyjaśniało to, czemu ta lampa służyła. I co potrafiła.
Kvaser nie zakładał jednak od razu rękawic, zostawiając identyfikacje na spokojniejsze czasy. Rozejrzał się szybko po okolicy.
- Chwalenie znaleziskami zostawmy na spokojniejsze czasy. Powinniśmy się przegrupować i tutaj nie zostawać - stwierdził czymś zaniepokojony.
 
Asderuki jest offline  
Stary 30-03-2021, 11:02   #126
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Duergary poza kapłanem nie podzielały niepokoju niziołka, przeszukując rumowisko i kłócąc się niczym małe dzieci o zabawkę. Wszystkie poza stalowoskórym kapłanem.
Ten spojrzał na niziołka uśmiechając się ironicznie.
- Nie sądziłem, że cię tak łatwo nastraszyć. Zresztą… nie mam nic przeciwko twojemu pośpiechowi. Jeśli wpadniesz w pułapkę, to oszczędzisz nam czasu na jej rozbrajanie.
- Nie pyskuj kochaniutki… - Vaala spojrzała na brodacza mrużąc oczka.
- Chyba powinniśmy zostawić ten składzik - powiedział Harran - i zacząć szukać naszego drewna.
- Słusznie - zgodził się Wędrowiec - Nie przyszliśmy tu po błyskotki.
- Tylko gdzie je znajdziemy? Te krasnoludy, znaleźliście czego szukaliście? - Imra zawołała do duergarów.
- Nie… tu tego nie ma.- stwierdził rudobrody rozglądając się po pomieszczeniu.- Tu chyba przechowywali przedmioty niezbadane, przeklęte i nieprzydatne. Znaleźliśmy kilka przeklętych przedmiotów.
- O? Coś ciekawego? - wojowniczka się zainteresowała.
- Torba pożerania… z tych użytecznych. I rękawiczki niezgułowatości.- wyjaśnił duergarski łotrzyk.
- Niespodzianki na nieuważnych złodziejaszków.- podsumowała Zakkara.
- Ciekawe. Zdecydowanie - mruknęła do siebie jakby coś jej przyszło do głowy. - Rozstalibyście się z torbą?
- Akurat torba jest użyteczna. Choć wielu określa ją jako… żywą pułapkę na naiwniaków, to jednak ma ona swoją wartość dla kreatywnych umysłów.- odparł z uśmiechem duergar spoglądając na Imrę. - Nie bierz nas za ciołków wojowniczko.
- Nie biorę, podajcie cenę - Imra wywróciła oczami. - Targu chce dobić.
- Torby są drogie. Idą nawet za sto dwadzieścia… tysięcy.- wyliczył na palcach łotrzyk.- Co ty proponujesz?
- Nie wiem gdzie ty takie ceny wytrzasnąłeś - Imra zwęziła oczy. - Bo teraz to w chuja starasz się mnie zrobić. Normalne magiczne torby to góra dziesięć tysięcy idą, ta jest poniekąd przeklęta i jest tylko i wyłącznie użyteczna do tego aby łapać złodziei o krótkich, lepkich i serdelkowatych łapkach.
- U yugolothów pójdzie za tyle… u diabłów może i za więcej.- przyznała Zakkara. - Lubią je podrzucać do skarbów i patrzeć jak dłonie chciwych poszukiwaczy są odgryzane.
- Imra, daj spokój - rzucił Wędrowiec - Najwyraźniej nawet nie wiedzą, jak ta torba działa. Szkoda język strzępić.
Półelfka wyrzuciła dłonie do góry prychając przy okazji.
- Dobrze idziemy szukać naszego drewna - burknęła zirytowana. Oczywiście tak naprawdę była zła, że jej się nic nie udało znaleźć co mogło mieć jakąś większa wartość.

To wymagało oczywiście sforsowania kolejnych drzwi. Te pośrodku nie miały żadnych zabezpieczeń, ani nawet zamka. Nie było też pewnie nic wartościowego ukrytego za nimi. Co innego drzwi na prawo i lewo. Te były zabezpieczone szeregiem zamków i pułapek. Tak jak drzwi wejściowe lub nawet lepiej. Zanim jednak dwie drużyny zdecydowały się które z dwóch drzwi powierzyć Khorsnakowi do otwarcia, te pośrodku zostały otworzone przez starszego maga z kosturem magicznym w dłoni w towarzystwie wysokiego masywnego… mechanicznego ochroniarza.


- Kim na siedem kręgów jesteście, czego tu szukacie i jak się udało wam tutaj dostać?- zapytał nie siląc się na grzeczność czy dyplomację.
- Jesteśmy poszukiwaczami przygód - odparł Harran. - Przylecieliśmy, by zdobyć nieco drewna, jeno okazało się, iż sprzedających zabrakło. A ty kim jesteś?
- Nie sprzedajemy drewna… nie było kupców na nie. A jak się łatwo domyślić… ja jestem jedny… jedynym zapewne niedobitkiem z populacji tego miasta. A wy jesteście hieny które przyszły złupić jego ruiny… nie żebym mnie to oburzało. To logiczne, że tylko takie osoby mogłyby tu zajrzeć. Na Acheronie ciężko o jakieś dobre dusze.- odparł sarkastycznie mag.- Niemniej jeśli szukacie drewna…
- … oni drewna, a my soczku magu.- wtrącił Khorsnak.
- Aaa no tak… to też. Więc drewno i soczek. Da się załatwić. - westchnął czarodziej.
- Przepis na niego. - dodała Zakkara.
- Dobra dobra. - burknął mag marszcząc brwi gniewnie. - Wszystko jest do negocjacji… zwłaszcza jeśli wiecie jak się stąd bezpiecznie ewakuować.
- Możemy zaoferować podwózkę - odparł Harran. - Jeśli się dogadamy.
- A może nawet pracę, jeśli trafiła się poczciwa gęba - Kvaser powiedział głośno, jak to miał w zwyczaju, zamachem dłoni gestykulując.
- Do któregoś z miast planarnych prowadzących na wyższe plany... opłaci wam się, obiecuję.- odparł mag dumnie.
- Dobra - Kvaser stwierdził szybko - nie sprzedajecie drewno, ale macie czy nie?
- Mamy kilka machin oblężniczych sprowadzonych do dalszego badania… są z drewna… skamieniałego drewna.- rzekł czarownik.
- Tyle dobrego - niziołek stwierdził zadowolony - ty nam tutaj, my cię wyciągniemy. Potem dogadamy się w kwestii transportu - stwierdził pewnie - skoro jesteś ostatni to pewnie chciałbyś też wziąć coś na pamiątkę. My też, jeśli jest dość blisko.
Niziołek wyglądał przez ułamek sekundy zamyślony.
- A, jakbyś miał wątpliwości, że nie znajdziemy drewna lub nic cennego to cię zostawimy w tej umieralni - pociągnął stanowczo - to jeśli nic nie wyciągniemy to po prostu odpracujesz paroma zaklęciami.-
Uśmiechnął się lekko i porozumiewawczo. Ostatecznie nie chciał wychodzić na frajera, ale też dał magowi jasno do zrozumienia, że nie jest hieną, przynajmniej nie w całokształcie.
Kiedy niziołek wspomniał o zaklęciach Imra się obudziła. Słysząc zachowanie maga i jego założenia uznała, że nie jest on osobą z którą ona powinna rozmawiać. Do czasu.
- Imra Orirel. Magu, może w ramach wykazania dobrej woli… powiedz znasz może jakieś zaklęcie mogące złapać i zatrzymać niematerialną istotę?
- Czyżbyś miała ochotę zabrać na pamiątkę to coś, co niedawno nas zaatakowało tam, na zewnątrz? - spytał Harran.
- Eeee… nie...mam. Nie jestem tego typu magiem.- przyznał staruszek i wzruszając ramionami dodał. - Nie mam takiego czaru choooć… hmm… gdzieś tu była duża skrzynka przeznaczona do transportu. A w niej maska i gliniane tabliczki, które opisywały rytuał. Maska ta służyła wymarłego już plemieniu do pochwycenia duszy ulatującej z ciała umierającej osoby, by zawrzeć w niej jego mądrość i siłę. Co prawda nie służyła do zastosowań militarnych, ale… tak… można było w nią złapać każdego eterycznego nieumarłego… przynajmniej teoretycznie.
- Nawet takiego co ewidentnie miał tych dusz więcej? - dopytywała się półelfka.
- Eeee… nie wiem… chyba…?- wzruszył ramionami obcy mag. - To dość potężny, acz specyficzny artefakt. Ponoć użyto w jego tworzeniu… ich tworzeniu… resztek umierającego bóstwa.
Wędrowiec pokręcił głową.
-Ten temat nie ma teraz znaczenia. Gdzie znajdziemy te maszyny oblężnicze? - zapytał maga.
- Tam… w schowku numer jeden.- wskazał kosturem drzwi po jego prawej stronie.- Tam jest magazyn obiektów do opracowania.
Przysłuchująca się wszystkiemu od kilku dłuższych chwil z obojętną miną, Vaala ruszyła do drzwi, po czym…
- Coś ty taka wyrywna? Gdzie się pchasz z łapami? Może tam są pułapki... - Harran spróbował ją powstrzymać. Przeniósł wzrok na maga. - Można tam tak wejść? Możesz otworzyć drzwi?
- Oczywiście… i z przyjemnością to uczynię, jak tylko się dogadamy w kwestii warunków… bo jest na tu trochę… uciekinierów, niedobitków.. ukrytych w piwnicy.- przyznał w końcu siwobrody mag zerkając niepewnie za siebie.
- A może lepiej wycisnąć z ciebie recepturę?- zapytał znienacka kapłan duergarów.
- A może lepiej nie… bo przypuszczam, że już wyście parę razy próbowali co?- zapytał mag ironicznie się uśmiechając. Srebrnobrody się speszył i zamilkł.
- Jest psionicznie uwarunkowany… a może hipnotycznie? Nie wiem, nie była to moja działka. Tak czy siak, przyciśnięty i zmuszony do wyjawienia receptury, momentalnie ją zapomnę, całkiem i nieodwracalnie. Zniknie z mojej pamięci jakby nigdy tam jej nie było. To był sekret pomyślności tej osady i przykładano wielką wagę do zabezpieczenia go przed kradzieżą. Nie został nigdzie spisany. Wszystko jest w głowach tych którzy, których dopuszczono do sekretu.- wyjaśnił z drapieżnym uśmiechem mag.
Kvaser uśmiechnął się krzywo.
- Naprawdę nie radzę wyciskać z nikogo receptury - niziołek wskazał palce, na duergów - mógłbym sobie stanąć na przykład. Umowy o nieagresji mają taką wredną właściwość, że stosunkowo łatwo jest bronić czegoś - niziołek splunął - a Ty magu najpierw opowiedz co się tu odpierdoliło - widać było, że niziołek jest poirytowany - i co ty robiłeś w trakcie tego zajścia.
- Ja zajmuję się badaniem przedmiotów i czasami ich zaklinaniem. Pracuję przy alchemicznych miksturach i paru innych przedmiotach. A my… zostaliśmy najechani. I to mocno… Tym razem wrogowie zniszczyli naszego strażnika, przedarli się przez bramę, a potem wdarli do środka zabijając lub niewoląc. Przewodziło im kilka beholderów, łupieżcy umysłu… zniewoleni pewnie przez te latające kule i chyba kultyści Wielkiej Matki, czy jak tam zwie się bogini. No i były dziwne potwory. Olbrzymia siła.- wzruszył ramionami czarodziej.
-Kurwa mać - Kvaser rzucił siarczyście spływając na ziemię. Albo mieli potwornego pecha, albo ekipa, która załatwiła tak osadę, liczyła, iż tutaj dorwie, czy może, dorwie coś powiązanego z całą sprawą. Ale oznaczało to też, iż rogata bardka ich nie okłamała.
- Do kurwy nędzy - parsknął znowu pod nosem i uderzył z impetem pięścią w ścianę - ładnie sobie pogrywają. Dobra - spojrzał na maga z zastanowieniem - ilu tych ocalałych? Umieją coś przydatnego w ewakuacji czy to rodziny tutejszych?
- Trochę kobiet i dzieci, starców… dwóch jako tako walczących. - odparł czarodziej. - Poza mną oczywiście, trzynastu.
- Rozumiem, że jesteś ich przedstawicielem - niziołek stwierdził pewnie - szukali czegoś konkretnego? Lub… Czy było tu coś szczególnie niebezpiecznego?
Niziołek pacnął się w czoło.
- A, ciul ze mnie - szybkim krokiem podszedł do maga i wyciągnął ku niemu dłoń, jak się okazało, na powitanie - Kvaser Surt.
- Przykro mi to mówić, ale nie jestem szczególnie odważny. Ani też nie miałem wtedy przygotowanych czarów służących do walki. Więc… ukryłem się tutaj i tylko słyszałem wrzaski bólu i krzyki agonii. Jak my wszyscy, którzy przetrwali. A trwało to kilka dób. Kiedy odważyliśmy się wyjrzeć, to zobaczyliśmy to samo co wy widzieliście i przez co przeszliście. - czarodziejowi lekko głos się łamał, w końcu zebrał się do kupy dodając.- Nie wiem czego szukali, nie wiem też o największych skarbach ukrytych w mieście. Widzisz, ja jestem tylko rzemieślnikiem magicznym średniego szczebla. Do takich sekretów dopuszczano tylko najważniejsze osoby w osadzie.
Po tych słowach mag zauważył dłoń i uścisnął ją lekko. - Cadamus z Caeln.
Niziołek kiwnął głową na potwierdzenie tego.
- Wiedziałeś o masce, zatem wiesz naprawdę dużo, albo byliście bardzo bogaci w magiczne przedmioty - w oczach niziołka nie było chciwości - transport uciekinierów może być wściekle trudny - stwierdził gorzko.
- Raczej czasochłonny - wtrącił się Wędrowiec - Mogę ich przenieść w powietrzu, nad mgłą, o ile szybko z niej wylecę.
- Ten mgielny skurwiel nie będzie czekał - niziołek dodał do Wędrowca - na raz byśmy się przedarli, jak będziemy robić dyliżans, prędzej czy później uderzy. Jeśli mamy przenieść ludzi, to trzeba jego załatwić i będzie z górki. I to, jak rozumiem - spojrzał na wędrowca - może być trudne. Stwór raczej nie ma zwyczaju stawiać się do walki, a tylko kąsać z ukrycia.
- Nie w tym problem. Póki istnieje mgła, może się odtwarzać na jej obszarze. Teraz udało nam się go zniszczyć. Ale wróci.
- Wiedziałem o masce, bo to moje miejsce pracy. Znam tu każdy zakątek i wszystko co się tu znajduje. - wyjaśnił tymczasem stary mag, a Zakkara próbowała coś powiedzieć. Niemniej Khorsnak ją powstrzymał gestem dłoni.
- NIech mówi - niziołek powiedział głośno do krasnoluda - nie obrazimy się - uśmiechnął się wilczo, a Wędrowiec kiwnął głową zgadzając się z nim.
Khorsnak zaklął w rodzimym języku, a duergarów rzekła cicho. - Mogę teleportować kilka razy dziennie… cztery… z odpowiednią liczbą osób. Myślę że do wrót wejściowych zdołam.
- A co byś za to chciała? - Niziołek chyba lubił czasem grać na nosie innym (o czym już przekonała się Imra) i dość wymownie podkreślił, że zwraca się do krasnoludzicy.
- Pierścień trzech życzeń byłby miłym wynagrodzeniem, ale…- wzruszyła ramionami Zakkara.- … i tak musimy mu pomóc przenieść jego ludzi, jeśli chcemy dostać recepturę. Nie mamy wyboru w tej materii.
- Ale nie chodzi tylko o wydostanie się z tego budynku. Obiecujecie że wywieziecie nas poza Acheron? Gdzieś… do któregoś z miast prowadzących na wyższe plany?- zapytał Cadamus z Caeln.
- Nic jeszcze nie obiecujemy - Kvaser rzucił zapobiegawczo - ale generalnie, jak nam się to w miarę opłaci, a sądzę, że się opłaci, możemy dojść do porozumienia - lekko spojrzał po załodze Destiny czy ktoś nie chciałby zaprotestować.
- Skupmy się najpierw na wydostaniu siebie, was i materiałów z obszaru mgły, potem możemy rozmawiać o dalszych planach - dodał Wędrowiec.
Kvaser zwyczajem który już raz poznał Harran, szturchnął łokciem Wędrowca, z racji na wzrost, w okolicach uda, wywołując cichy metaliczny brzdęk i… Kiwnął głową zadowolony. Podobało się mu takie działanie, gdyby był sam, postąpiłby podobnie.
- To co z tymi drzwiami?? - Spytała Vaala. Przez dłuższą chwilę stała przy nich z niemal już dłonią na klamce, wśród dyskusji towarzystwa jednak założyła rękę na rękę, i oparła się o ścianę obok drzwi.
- Już już..- odparł mag i podszedł do drzwi, a zanim ruszył jego metalowy ochroniarz. Stuknął laską o nie, potem sięgnął pod szatę. Wyjął klucze i po kilku chwilach otworzył zamki. W środku była wysoka katapulta złamana w połowie, oraz fantazyjna balista. Obie machiny były skomplikowane, ale chyba nie aż tak by ich konstrukcje były głównymi zaletami. Ciekawostką natomiast był dziwny osobnik, skamieniały wraz z balistą… pokryty szpikulcami elf przebity mieczem.
Imra nie zainteresowana dotychczasową rozmową zainteresowałą się skamieliną. Trzymając młot na ramieniu minęła bez słowa druidkę, maga i metalowy kontrukt i zatrzymała się przed elfem przyglądając się mu uważnie.
Ów osobnik był dziwny pod wieloma względami. Z pozoru zwykły elf, acz nie miał kolców. Nie… to były ciernie jak róży czy może tarniny? Tak. Zdecydowanie tarniny. I nie wyrastały one ze skóry. Tylko wprost spod niej, przebijały ją i rozrywały. I musiał to być bolesny proces, bo na niektórych widać było kropelki skamieniałej krwi. Czy to go zabiło? Z pewnością nie.. inaczej ów miecz przebijający ciało nie byłby potrzebny.
- Ciekawe... - Harran więcej uwagi poświęcił machinom, niż elfowi. Te nie wyróżniały się rozmiarami nie odbiegając za bardzo od standardów wojskowych w tej materii. Były wykonane przez mistrzów pracy w drewnie, ozdobione także oraz zapewne umagicznione. Niestety aury zostały zniszczone w procesie skamienienia. Nie mogły być przez to używane w boju, acz ich koncept zapewne był tym, co skusiło tutejszych do przetransportowania tych machin tutaj. I obie były z pewnością używane. Były na nich ślady po mieczach i toporach.
Vaala “odkleiła się” od ściany, po czym stanęła przed Caelnem.
- A tak w ogóle dziadek, to powinieneś dostać przez łeb - Krzywo się uśmiechnęła - W drzwiach niby pułapki, widzisz, że ja je chcę otworzyć, ale nic nie gadasz… tsk, tsk… - Druidka pokiwała przecząco główką, po czym ruszyła za resztą towarzystwa do środka.
- Po to są, aby oduczyć beztroskiej ciekawości.- wzruszył ramionami Cael. - Bo to się kończy wypadkami w pracy.
- Dość spore - stwierdził zaklinacz. - Jak je zabierzemy? W całości, czy w kawałkach?
- W całości jeśli uprzątniemy mgłę - półelfka odstąpiła krok i wzięła zamach. Uderzyła młotem w figurę z całej siły, krusząc spore kawałki, które odłupywały się krystaliczna skała. - Magu czy to drewno też jest jakoś przeklęte?
- Nie.. tylko skamieniałe. To całkowicie naturalny efekt.. eee… naturalny dla miejsca w którym je znaleźliśmy.- wyjaśnił czarownik.- My… to znaczy, nie ja osobiście. Tylko my… Pozyskiwacze.
Trzaśnięcie młota sprawiło, że Wędrowiec się skrzywił.
- Musisz go niszczyć? - rzucił do Imry, ale nie czekając na odpowiedź, podszedł do machin oblężniczych, by sprawdzić stan drewna i ich ciężar - Jak je tu sprowadziliście, do tego pomieszczenia? - zapytał maga.
- Z drugiej strony pomieszczenia są szerokie wrota otwierane tylko od wewnątrz. Przeciągnęliśmy je przez portale prowadzące do następnej warstwy, a istniejące głęboko pod osadą… prowadzą do nich korytarze w głębi tej jaskini.- wyjaśnił mag po chwili, gdy Bezimienny z satysfakcją przekonywał się iż materiał (poza kształtem) spełniał ich wymagania. I że jego obróbka będzie bardzo upierdliwa… ale od tego są opłacani rzemieślnicy.
- Po chuj w niego napierdalasz? - Spytała kręcąca się po pomieszczeniu Vaala, traktującą skamieniałego Elfa młotem Imrę.
- Nawet jeśli umarł i to tylko skamielina, zdecydowanie nie potrzebuje posągu w swoim imieniu - Imra powiedziała z krzywym uśmiechem.
Tymczasem duergary, poza Zakkarą, obrzuciły obie machiny niechętnymi spojrzeniami… pogardliwymi wręcz.
- Mój lud potrafi budować lepsze i większe i bardziej śmiercionośne. - wtrącił opancerzony szary krasnolud z wyraźną dumą w głosie.
- Kompensacja wzrostu - mruknął automaton, próbując podnieść jedną z machin, po czym zwrócił się do maga - Czy macie na wyposażeniu coś, co pomogłoby w transporcie tego drewna? Uprzęże, zaklęcia pomniejszające, lewitacja?
- Mamy trochę lin w składziku, grubych okrętowych. Wciągane tutaj były siła mięśni. - wyjaśnił mag uprzejmie, gdy konstrukt siłował się z wybranym przez siebie urządzeniem.
- Żadna kompensacja… po prostu my się znamy na oblężeniach. - odparł szary krasnolud, którego dumę Bezimienny raczył urazić. Ten z kolei zignorował go zupełnie, w zdziwieniu patrząc na maga.
- Nie macie wind? Nieważne… mamy sporo surowca, zapas może być przydatny, więc zabrałbym większość. Jakieś sugestie co do transportu?
- Co to jest wind? - wtrącił stary mag zaciekawiony. - Jaki to czar?
- Urządzenie magiczne - wyjaśnił automaton odruchowo - Używające magii lewitacyjnej do przenoszenia towarów i osób.
- Dryfdyski drowów? Drogie i nie ma chyba takich do unoszenia ciężarów większych niż spasiona arystokratka.- wzruszył ramionami stary mag.
- Widywałem takie, które przenosiły golemy. Kwestia skali i zakresu użytkowania, ale o tym możemy porozmawiać, jak się stąd wydostaniemy. Twój ochroniarz, ile uniesie? I czy sprawdzałeś, czy nieumarli reagują na niego tak jak na żywych?
- Oni nie atakują… ale oprócz nieumarłych są jeszcze oszalałe żywiołaki, a te atakują wszystko co się rusza. - wyjaśnił mędrzec drapiąc się po brodzie. - Dyski… unoszące golemy, powiadasz? To jakaś droga magia.
- Ha… to brzmi jak Numeria. Słyszałam tylko, ale to coś co można nazwać magiczną technologią - Imra chyba naprawdę się cieszyła z destrukcji posągu bo ciągle się krzywo uśmiechała spoglądając na okruchy skamieliny.
- Bardziej ...praktyczne podejście do magii, nic skomplikowanego - stwierdził Wędrowiec - A czy droga, to względne pojęcie. Żywiołaki mogą stanowić problem, ale nic nie do obejścia. Jaki ma udźwig? - powtarzając pytanie, wskazał gestem golema.
- Eeee… nie mam pojęcia.Trzeba będzie sprawdzić. W każdym razie nic w ręce nie weźmie, bo jego priorytetem jest ochrona mnie. Nie zrobi niczego co przeszkadzałoby mu w tym zadaniu. Ale można go spróbować objuczyć.- wyjaśnił czarodziej.
- Platforma na kółkach by była najlepsza, i od biedy mogę pomóc ciągnąć. Tylko nikt z konia wtedy nie skorzysta - mruknęła półelfka. - że też teraz musiało wywiać półorczycę.
- Z pewnością macie tu taki drobiazg, jak taka platforma. - Harran spojrzał na Cadamusa. - I czy w ogóle potrzebujemy tyle tego drewna? - Przeniósł wzrok na Wędrowca.
- Mamy w budynkach gospodarczych, tak z dwie ulice dalej.- odparł czarodziej, a krasnoludy spoglądając na to zaczęły się naradzać między sobą. Po czym Khorsnak dodał oferując.
- Jeśli są tu jakieś materiały odpowiednie, to dorobimy kółka do balisty i katapulty. Wystarczą chyba na dojechanie na powierzchnię nimi.
- A te pochowane ludzie, to ranni są, czy cali? - Spytała nagle Vaala.
- Paru jest rannych, ale nikt poważnie. Wszystkie lecznicze mikstury jakie zgromadziliśmy poszły na najpoważniejsze obrażenia. Reszta to tylko lekkie rany.- przyznał czarodziej.
- Dobrze, to co? Jest ten materiał na koła? Jak nie to trzeba by znów wyjść do mgły i załatwić te platformy. Potem dopiero będzie można wymyślić dokładniejszy plan JAK się przebijemy do wrót - Imra zaczęła się niecierpliwić.
- Są stoły w pracowniach...wystarczy?- zapytał retorycznie mag.
- Chyba… zobaczymy jakie te stoły.- ocenił opancerzony duergar.
- No to idziemy? - Powiedziała Vaala, której chyba to wszystko również zaczęło się dłużyć, niczym Imrze…
- W takim razie prowadź, magu. - Harran poparł druidkę. - Wszak nie warto tu czekać nie wiadomo na co.
 
Sindarin jest offline  
Stary 31-03-2021, 17:09   #127
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Czarodziej ruszył ku drugim drzwiom. Za nimi ruszyła dwójka duergarów. Zakkara została przy machinach wojennych, a kapłan w sali głównej. Pod wpływem kostura (i kluczy) maga otworzyły się drzwi do drugiej komnaty. W środku była sala z czterema stołami i przedmiotami przydatnymi do zaklinania magii w przedmiotach. Pracownia ta służyła pewnie do wykańczania pierścieni magicznych oraz robienia różdżek i kosturów. Niestety wszystkie przedmioty tam leżące były niedokończone, a przez to bezużyteczne. Ale zawsze stanowiły materiał dla zdolnego magicznego rzemieślnika do wykorzystania. Stoły były solidnie, bo z ciężkiego dębu. I było to zwykłe drewno.
- To co Krasnale, dobre drewno na kółka?? - Spytała Vaala, wskazując stoły dłonią.
- Ujdzie… - odparł opancerzony który wydawał się tu z tej dwójki specjalistą w tej materii.- Dwie godziny by je zrobić mi trzeba. Co najmniej. Trzy, jeśli mają być solidne.
- Może w tym czasie przetransportujemy te dzieci poza jaskinię? - zaproponował Harran… a Vaala zdziwiła się na jego słowa.
- Chcesz tylko dzieci ratować? - Powiedziała.
- Dzieci zawsze wysyła się na początku, a im dłużej będziemy czekać, tym będzie trudniej - odparł. - Więc lepiej by było, gdyby dorośli ruszyli w drugiej turze.
- Możemy poczekać, niech będą solidne - odpowiedział duergarowi Wędrowiec, po czym zwrócił się do Harrana i Vaali - Razem z dziećmi musi być ktoś, kto ich potem przypilnuje. Harranie, Cadamusie, macie w zanadrzu jakieś zaklęcia lotu? I jakie są proporcje dorosłych, starców i dzieci?
- Tak, mam ich kilka - odparł zaklinacz. - Bez problemu starczy dla połowy chętnych.
- Mogę wam skurczyć balistę albo katapultę, obdarzyć kilkoro kocią gracją…- zamyślił się mag. - Mam kilka prostszych zaklęć bojowych. I jedną postać gazową. Lotu nigdy się nie nauczyłem. Dostaję mdłości podczas szybkiego latania, więc wolę przemieszczać jako chmura gazu.
- A co do popilnowania. Miraka… moja asystentka. Lub Sermonus, wojownik który nas broni. Oboje siedzą z pozostałymi w piwnicy.- wyjaśnił Cadamus drapiąc się po brodzie.- Na wypadek gdyby… okazało się, że ktoś kto wtargnął tutaj okazał się mniej przyjazny. Przy odrobinie szczęścia zabilibyście mnie i mojego strażnika i nie dowiedzieli o ukrytej piwnicy. Przy pechu, Sermonus byłby ostatnią linią obrony.
- Blaszak…znaczy się, Wędrowiec pytał, ile. Jest. Dorosłych. A ile. Dzieci. - Vaala wycedziła przez ząbki do dziadka, po czym pokręciła głową, i odeszła już od towarzystwa… i nagle jej się coś przypomniało - Da radę wejść na dach? Dach płaski, czy nie? Wybijemy nawet dziurę żeby wejść… tu i tak wszystko rozwalone… bo stamtąd będzie lepiej startować, żeby uciec z jaskini, tak?
Kvaser na razie przysłuchiwał się ustaleniom, lecz nerwowo przestępował z nogi na nogę, jakby nie lubił zbyt długo gadać.
- Jest czterech dorosłych wyłączając mnie i dzieci… jest osiem. Co do liczby dzieci nie jest do końca pewien. Małe to to i rozbiegane. Ciężko policzyć i przeszkadzają w przygotowaniu czarów. Od dzieci wolę trzymać się z daleka… aż do czasu, gdy staną się nastolatkami. W dachu dziurę mogę zrobić. Mam na to czar.- odparł Cadamus licząc na palcach.
Wędrowiec westchnął cicho. Jednak magowie na różnych sferach zachowywali się podobnie…
- Czworo dorosłych. Jeśli dostaną zaklęcie lotu od Harrana, mogą wziąć przynajmniej po jednym z dzieci. Sam mogę przenieść dwie osoby ...jeśli nie spanikują. Kvaser, Imra, pomożecie przy tym? Wystarczy wtedy jeden kurs - po tych słowach zwrócił się jeszcze do maga - Chcesz powiedzieć, że jednak masz zaklęcie zmniejszające w zanadrzu? - zapytał z irytacją.
- Nie osób. Jedynie jednego przedmiotu. - poprawił Cadamus.- Ogólnie nie mam zaklęć zmieniających postać istot żywych, co najwyżej poprawiających ich cechy. Ale przygotowuję tylko zwiększające zwinność i jedno poprawiające kondycję. Już rzuciłem na siebie.
- Gratulacje - powiedział automaton głosem kompletnie bez wyrazu - O ile jesteś w stanie skurczyć katapultę?
- Do jednej szesnastej jej pierwotnej wielkości.- stwierdził po namyśle.
- Pod ramię wezmę tylko najmniejsze, większych dzieciaków po prostu nie obejmę - Kvaser stwierdził rzeczowo.
- Jedna osoba więcej - stwierdził automaton - Cadamusie, skurcz w takim razie katapultę, nie będziemy tracić tyle czasu.
- Och na litość… a nie możesz wziąć liny i ich powiązać ze sobą? Mierzyłeś się na podniesienie wozu wcześniej, grupka ludzi nie powinna być problemem. Nie musi im być wygodnie - Imra westchnęła.
- W sumie - Kvaser zamyślił się - może skorzystać z tej maski przeciw temu mgielnym sukinkotowi? I byłby grosz.
- Może najpierw załatwimy te bardziej przyziemne sprawy, a potem sobie urządzisz polowanie? - zaproponował Harran.
- Szczerze - Kvaser powiedział zamyślony - możemy się założyć Harranie, że ten stwór nas zaatakuje podczas transportu, może będą ofiary. Zakładam, nie wiem… Dobre piwo?
- Stwór jest powiązany z mgłą, więc o ile będziemy poruszać się poza jej obszarem, będzie mniejszym zagrożeniem - odpowiedział Wędrowiec, po czym zwrócił się do Imry - Pomysł wart rozważenia. O ile przekonasz ludzi, żeby dali się spokojnie przywiązać i nie wiercili się podczas transportu.
Ma te słowa na twarzy półelfki pojawił się złowrogi uśmiech.
- Słyszałam, że ludzie z miast lubią się wiązać… gdy… no… - Zaśmiała się Vaala - Ale żeby dzieci? Jak prosiaczki, idące na rzeź czy co? Róbcie dziurę w dachu, wychodzimy. Nikogo wiązać nie trzeba, poradzimy sobie - Powiedziała dziewczyna, po czym wymownie zgniotła obie dłonie, żeby jej strzelały u nich kostki.
Wędrowiec znieruchomiał na moment, jakby coś przeliczał.
- Cadamusie, poproszę o zaklęcie zmniejszające na katapultę. Harranie, rzuć proszę zaklęcie lotu na siebie, Kvasera i Imrę. Vaalu, możesz przybrać formę żywiołaka powietrza po opuszczeniu budynku? W ten sposób bez problemu przeniesiemy ludzi w bezpieczne miejsce, damy też radę wspólnie udźwignąć balistę. Oczywiście jeśli nie chcecie jeszcze sprawdzić, czy nie ma tu czegoś cennego?
- Ja mogę przywołać wielkie sowy, co ludzi przeniosą… - Palnęła nagle Vaala.
- Za późno, zmieniaj się w żywiołaka i lecimy - Imra fuknęła - idę po te ofiary losu.

 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
Stary 01-04-2021, 19:49   #128
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Pracownia Pozyskiwaczy

Przygotowania rozpoczęły się. Bo było wiele do zrobienia. Duergrary łaskawie pozwoliły przejąć inicjatywę w ratowaniu miejscowych drugiej ekipie. I raczej się skupiły się na rozmowach między sobą. Przyglądały się temu wszystkiemu z boku, nie ingerując w plany Bezimiennego i załogi Destiny. Miały wszak swoje własne…

Imrze po zejściu do piwniczki udało się policzyć dzieci i wyszło ich… o dwa więcej niż wyliczył Cadamus. Większość z nich była ruchliwymi szkrabami, które wręcz pragnęły się wyrwać z tej piwniczki w której siedziały. Nad tym całym bałaganem próbowali zapanować Alamus i Vera. Stare małżeństwo krasnoludów, których matuzalemowy wiek czynił w zasadzie nieprzydatnych w walce. Poza nimi były jeszcze wspomniani przez Cadamusa pomocnicy.
Miraka była rudowłosą niewiastą przyciągającą oko i jednocześnie nieco strachliwą. Mimo że była asystentką Cadamusa nie znała się na magii. Za to opanowała różne gałęzie rzemiosła. Była rzeźbiarką potrafiącą sobie radzić zarówno z pracą w drewnie, jak kamieniu czy metalu. Znała się też na jubilerstwie. Ale nie na walce. Sermonus zaś był wojownikiem pochodzącym z jakiegoś prymitywnego i słabo zaludnionego świata zwanego Athas. W przeciwieństwie do Miraki nie urodził się wśród Pozyskiwaczy, ale został przez nich znaleziony. I wydawał się być nieco nieufny względem magów. Nie na tyle jednak by nie chcieć współpracować z nimi. Miraka i Sermonus podjęli się wytłumaczyć dzieciom co planują ich “wybawcy”. A reszta zajęła się przygotowaniami. Zgodnie z poleceniem Bezimiennego, Cadamus skurczył za pomocą magii najcięższy przedmiot którym był największy kawałek katapulty.
Potem zaś otworzył ukryty sejf zabierając z niego trzy woreczki klejnotów, które to miały zapewnić dobry start niedobitkom. Resztę zaś wydawał awanturnikom na ograbienie. Pokazał też gdzie powinna być maska. I była tam w kącie, pod przewróconą gablotką.
Jak na artefakt nie stworzony za pomocą prostego procesu magicznego
maska wyglądała na dzieło prymitywnych ludów. W skrzynce była też krótka instrukcja obsługi jak wyjaśnienie tego jak maski używać. Co w samo robiło się nieco kłopotliwe.
Maska wymagała długiego zaśpiewu nad umierającym, by pochłonąć jego duszę w maskę. Mając ją na twarzy “szaman” miał dostęp do wspomnień i myśli zmarłego, ale też narażał się na opętanie przez niego tak długo jak trzymał maskę na twarzy. Dlatego radzono by umierającym mówić o rytuale i nie trzymać duszy w masce dłużej niż pięć dni. Choć teoretycznie można ją było trzymać w nieskończoność. Cadamus rzekł też że teoretycznie da się w nią złapać wołającego w ciemności, acz dla bezpieczeństwa natychmiast trzeba zdjąć maskę. No i wymagany jest pewien okres stania w bezruchu blisko potwora by wyśpiewać całą inkantancję wezwania. A to trochę trwało. Teoretycznie jednak…

Przeszukując cały budynek udało się znaleźć kilka magicznych różdżek, które zostały ukończone i były gotowe do sprzedaży. Były nieco potężniejsze od swoich zwyczajnych odpowiedników dzięki wprawionym w nie klejnotom. Do tego trochę drobiazgu udało się zagarnąć i zwoje w ozdobnej tubie z kości słoniowej. Samo wyposażenie budynku było wiele warte, ale też byłoby wrzodem na tyłku wynoszenie całego tego sprzętu. Zwłaszcza że sporo z niego było zrobione z delikatnego szkła.
Cóż… i tak zdobyli to co chcieli zyskać dla siebie.

Tylko trzeba to jeszcze było wynieść na zewnątrz i dotrzeć do wrót. Wołający z Ciemność raczej nie zdecyduje się opuścić czułej kołyski mgły, ale będzie atakował. Tak jak przypuszczał Kvaser stwór z pewnością zaatakuje gdy nadarzy się okazja…. choć może nie chcieć opuścił obszaru, który czyni go niezniszczalnym. Niemniej obciążeni dziećmi i balistą sami też stawali się łatwiejszym celem. Trudno walczyć i czarować z takim balastem.
Olbrzymie sowy w liczbie czterech jakie przyzwała druidka mogły nieco ułatwić sprawę. Pozostało jeszcze dokończyć przygotowania w pomieszczeniu z maszynami oblężniczymi (bo tam planował Cadamus przebić dach) i… wyruszyć. Bo po tym kroku nie było odwrotu. Choć stary mag twierdził że zdołałby naprawić dach, to raz przerwane magiczne zabezpieczenia nie dają się tak łatwo naprawić.
- Gotowi?- rzekł stary mag przed rzuceniem zaklęcia i rozsunięciem materii, po czym spojrzał na awanturników i swoich podopiecznych. I gapiące się na wszystko duergary. - To zaczynam.

 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 16-04-2021, 12:32   #129
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Kvaser wyglądał na poirytowanego. Nie byłoby to nic niezwykłego, osioby, które nie znały Kvasera, nie dostrzegłyby subtelnych różnic. Miecza trzymanego na ramieniu, chodzenia od ściany do ściany, zaciskania pięści. Delikatnie podwyższonej temperatury wokół małego wojownika.
Wreszcie zabrał głos, wymachując tym razem nie palcem, lecz mieczem wokół, jakby był ostrym wskaźnikiem, laską lub inną zabawką dodającą tylko akcentu wypowiedziom, Nie było w tym agresji, raczej… Znużenie, przyzwyczajenie? Zdecydowanie to drugie.
- Najpierw chwytamy tego mgielnego - niziołek powiedział hardo - a jak chcecie iść wedle poprzedniego planu - zatoczył koło mieczem i wskazał drzwi - droga wolna. Ja wezmę maskę - widać było, że niziołek się waha - i załatwię to raz, ale porządnie.
Imra się skrzywiła, a z jej oczu zionął chłód.
- Teraz się na to zdecydowałeś? Wcześniej nie mogłeś? - wycedziła wkurwiona.
- Tak - niziołek powiedział krótko, z lekkim, krzywym uśmiechem.
- Jeszcze czego. Nie zabierasz maski i idziesz razem z nami. Grzecznie - tym razem Imra naprawdę miała dość zachowania niziołka. - Możesz być sobie szalony, wypruty przez boga i poskładany przez druidów, ale są pewne granice i zaczynasz przeginać. Albo wszyscy idziemy albo pierdolić to wszystko. Ciebie w szczególności. Ogarnij się albo zajebie ci i twoja małpia zwinność ci nic przy tym nie pomoże.
Kvaserowi nie schodził lekki uśmiech z ust. Lecz tym razem nie było szybkiej, czasem nawet błyskotliwej riposty ze strony nizioła, do jakich się przyzwyczaili. Nie było gromkiego śmiechu, podniesionego głosu, szerokich gestów. Była cisza. Ta sama cisza, to nabożne skupienie, wciągnięcie do wewnątrz całego gniewu, który Imra obserwowała już z bliska, gdy niziołek wpadał w szał. Lecz teraz to nie było to. To był wyraz woli małego wojownika, wyraz ociosanego bólem charakteru, twardego postanowienia. On naprawdę nie miał zamiaru ich przekonywać, po prostu założył miecz na ramię i ruszył swobodnym krokiem wziąć maskę.
Wędrowiec, trzymając w ręce skurczoną katapultę, stanął niziołkowi na drodze.
- Później. Rytuał schwytania jest długi, a Vaala i Harran rzucili już swoje zaklęcia. Jeśli nie ruszymy teraz, będziemy musieli inaczej wyprowadzać stąd ludzi. Jeśli tak bardzo wam na nim zależy, to wrócimy potem, jak już ustalimy, jak utrzymać Wołającego w jednym miejscu podczas całej inkantacji.
- Widzisz tą zgraję - Kvaser palcem wskazał na dzieciaki - albo masz zamiar zrobić zrobić sobie z nich mięsne tarcze, albo jesteś debilem. Naprawdę myślisz, że Wołający będzie aż tak przerażony naszą grupką, że nawet nie pomyśli, aby wychylić się i po prostu pożreć, raz jednego, raz drugiego? Jak polujący rekin czy duże koty. Jest nas za mało aby skuteczne eskortować taką zgraję. A mam wrażenie, że śmierć w objęciach tej mgielnej pokraki to nie jest dobra śmierć.
- Wołający jest częścią mgły, nie powinien jej opuścić. Sowy będą też od niego szybsze. Nie zdąży ich dopaść, zanim wylecą przez dach nad mgłę. Jeśli teraz będziemy zajmować się rytuałem, o ile maska w ogóle zadziała na Wołającego, stracimy okazję na bezpieczne przeniesienie ich poza mgłą.
Imra warknęła słuchając przepychanki. Zgodnie z obietnicą doskoczyła do Kvasera i mu po prostu przywaliła. Mocno i z całą swoją smoczą furią.
Bezimienny, odwrócony do niej plecami nie miał możliwości by zauważyć jej ataku. Kvaser stojący przed konstruktem również, ale jego instynkty zadziały poprawnie. Uskoczył, by uniknąć ciosu… nie dość szybko jednak. Zabolało… rozwścieczona wojowniczka potrafiła uderzyć, w głowie zahuczało. Widok w takim stanie Imry uderzył falą strachu w serce niziołka, ale ten był twardy i zdołało to nim tylko wstrząsnąć. A poza tym choć bolało to siniak nie był czymś co mogło życiu zagrozić.
Niziołek zachwiał się na nogach, podpierając mieczem o podłogę. Widać było, że potrzebuje chwili aby dojść do siebie po celnym sierpowym Imry. Rozwlekle, niemal flegmatycznie, kupując sobie cenne sekundy, splunął krwią z ust. I odwrócił się twarzą do Imry… Uśmiechnięty. Wybuchnął się gromkim, niosącym się po pomieszczeniu śmiechem.
- Bijesz lepiej niż niejeden pięściarz - powiedział z szelmowskim uśmiechem - teraz już spokojniej? - Zapytał retorycznie patrząc na wściekłość kobiety. Mimo bycia wiecznie wkurwionym niziołkiem, czasem wyglądał, na jej tle, jak mnich.
- Gorzej jak małe dzieci. - Harran z niesmakiem skomentował zachowanie kompanów. - Imra, zostaw go! Jeśli chce się poświęcić dla dobra pozostałych, to mu nie przeszkadzaj!
- Ummm - Vaala zamrugała ślipkami z dziwną miną na całą zaistniałą sytuację i… tyle. Jej wzrok jedynie przesuwał się po towarzystwie.
- Nie sądzę, że jeden nizioł z maską będzie w stanie powstrzymać tego mgielnego. Do tego tańca trzeba dwójki osób. - wtrąciła znienacka Zakkara. - I potrzeba jakoś… przyciągnąć uwagę, bo może wybrać jednak szkraby.
- Jestem za planem waszego niziołka.- dodał Khorsnak wodząc dłonią po brodzie. - Jeśli zdoła odciągnąć uwagę potwora, a nie zdąży go złapać… zawsze może zwiać tu. Poczekamy na niego z teleportacją. Powiedzmy że będziecie nam coś winni jeśli uratujemy ostatecznie jego duszę przed pożarciem.
- Eeeem… nie żebym się czepiał, ale macie kapłana…- wtrącił znienacka Cadamus.- On nie wystarczy by trzymać karceniem wołającego na dystans.
- To religijny fanatyk… jak wszyscy oranci. Nieszczególnie chce pomóc.- rzekła Zakkara ironicznie.
Nie zwracając uwagi na dyskusje (z dupy wyjęte) krasnali z dziadko-magiem, Vaala zawarczała. I nagle zaczęła się przemieniać. Jej ręce i nogi szybko się wydłużyły, po czym stały jakby "wężowate". Do tego również coś podobnego zaczęło jej wyrastać z tułowia...i w końcu całe jej ciało przemieniło się w szarawą bryłę, w masę, która rosła i rosła i rosła(i przy okazji już nie było nieco obrzydliwego widoku gdy "coś" z niej wyrastało). I w końcu…


Ogromne bydlę z mackami, ledwo co się mieszczące rozmiarami w pomieszczeniu, ryknęło w stronę własnych, znajdujących się przy niej, towarzyszy.
Harran odsunął się pod ścianę, chcąc znaleźć się jak najdalej od przerośniętego mackowatego stwora, jakim stała się zdecydowanie mniej pokaźnych rozmiarów druidka.
Imra z początku nie zwróciłą uwagi na mackostwora bo jej uwaga była całkowicie skupiona na pewnym irytującym niziołku. Potem było za późno na cokolwiek.
Między wojowniczką a niziołkiem pojawiła się nagle wysoka, niby-stalowa bariera z jednego ze skrzydeł Wędrowca.
- Dosyć! - warknął automaton - Nie mamy na to czasu. Imra, uspokój się i łap za balistę. Vaala, masz zamiar latać w tej formie? Kvaser, bierz maskę. Jeśli tak chcesz zająć się Wołającym, zrobimy to na neutralnym terenie, a nie tam, gdzie ma same przewagi. Lecimy kilkadziesiąt metrów nad mgłą, jeśli odważy się ją opuścić, mamy go na otwartej przestrzeni, i do tego poza jej ochroną. No chyba że wolisz bawić się w chowanego z niewidzialnym, regenerującym się wrogiem?

W tym czasie, Vaala-wielgachna ośmiornica… pochwyciła nagle wszystkich towarzyszy w swoje macki, każdego w jedną, obejmując ich w pasie, po czym podniosła ich z podłogi… i nimi potrząsnęła.
- Czas działać, a nie na zwady! - Odezwał się mackowaty stwór basowym głosem Druidki. A jedna z macek, prześliznęła się nawet pod nogami Kvasera… i po chwili zaczęła się cofać, by powrócić przed Niziołka, z maską w owej macce, która została wprost wepchnięta w tors małego wojownika. Niziołek chwycił artefakt. Kiwną głową raczej z przyzwyczajenia niż uwagi, bardziej zamyślony nad czymś innym. Uśmiechnął się pod nosem - wyglądało to trochę groteskowo biorą pod uwagę spuchniętą cześć twarzy.
- Mam nadzieję, że zmarli nie poczują się obrażeni - mruknął chyba nie nie do nich. Osoby które trochę znały Kvasera, wiedziały, iż mówi o umarłych, i innych duchach, których zemstę przyjął jako własną.
- Idę po tę balistę - półelfka powiedziała po postawieniu na ziemi.
 
Sindarin jest offline  
Stary 19-04-2021, 21:17   #130
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Spakowali wszystko, ustalili szyk. Rzucili czary….ruszyli. Cadamus magią otworzył dach i mogli wyfrunąć na zewnątrz. Ich cel...okolice sklepienia jaskini, na razie przynajmniej. Za sobą zostawili Cadamusa zmieniającego się w mgłę i duergary znikające w błysku teleportacji. Na zewnątrz poczuli znajome świerzbienie psionicznego krzyku odbijającego się echem w ich umysłach. Znajomy wróg Bezimiennego znów ożył. I tym razem wyciągnął wnioski ukrywając wśród oparów, zamiast ruszyć do ataku. Vaala leciała na szpicy, za nią sowy machając szybko skrzydłami, gdyż nieprzyjemna obecność Wołającego działała im dodatkowo na nerwy. Harran leciał pomiędzy sowami i pilnował szyku.
Od “tyłu” czy też “dołu” ptaki osłaniane były przez Imrę i wędrowca.
Na końcu zaś ruszał Kvaser i mgiełka, która niedawno była Cadamusem.

Od razu zrobiło się źle, kryjący się gdzieś w mgle potwór uderzył… nie siłą a podstępem. Do krzyków w głowach dołączyła cicha nutka słodkiego szeptu. Słowa coś sugerujące. Coś co miało skłonić do działania. Na drużynie ten szept nie zrobił efektu… bo też i drużyna nie była celem. Dwójka staruszków i Miraka zaczęły panikować i szarpać za pióra. Ale niewiele to dało, ptasie umysły ugięły się pod potęgą sugestii i zaczęły rozlatywać na boki, burząc plan Bezimiennego. Jeden poleciał na wprost przed siebie, drugi odbił w prawo… trzeci zaś w lewo. Jak stado ptaków panikujące na odgłos huku, sowy ratowały swoja skórę na własną rękę. Wołający w Ciemności wyciągnął wnioski z pierwszej porażki i uderzył wpierw w najsłabsze ogniwa. A tym były ptaki wezwane przez druidkę. Teraz pewnie czaił się gdzieś w mgle starając się być jak najmniej widoczny, by znów uderzyć mocą z chirurgiczną precyzją.
- Vaala! - zawołał Harran - sowy się wyłamują z szyku!
Obniżył nieco lot i zaczął się rozglądać za wrogiem.
- I co ja mam niby zrobić?? - Wydarła się druidka, po chwili jednak zmieniła lot, i wleciała pod jedną z sów, starając się własnym, żywiołaczo-powietrznym ciałem poprawnie nakierować jej lot.
Kvaser widząc co się dzieje, zmierzył w kierunku sowy, która najbardziej oddaliła się od grupy w stronę mgły, lecz wcale nie miał zamiaru od razu jej zapędzać. Czekał tylko na okazję aby użyć maski. Niekoniecznie aby od razu schwytać wołającego. Liczył, iż jeśli stwór posmakuje jej siły, sama jej obecność w danym miejscu będzie dość odstraszająca. Wszak po pierwsze chodziło o dobry transport.
Imra spojrzała najpierw na Wędrowca i ich ładunek. Cmoknęła z niezadowoleniem i póki co utrzymała co nieśli. Automaton spojrzał na nią i także kontynuował lot.
- Jeśli którakolwiek z sów zbliży się do mgły, zostawiamy balistę - krzyknął do Imry - Później wrócimy po szczątki! - uważnie obserwował sowy, gotów do pomknięcia w ich stronę, jeśli którakolwiek za bardzo obniży lot.
Niestety, obniżały wszystkie trzy… tylko jedna pikowała w górę. Druidka swoimi podmuchami pochwyciła i pociągnęła spanikowaną sowę w górę. Jedna z głowy…
Pozostałe dwie jednak rozleciały się na boki pikując w opary mimo szarpiących je za pióra “jeźdźców”.
Za jedną z nich podążał Kvaser wyszukując spojrzeniem wroga. Podobnie czynił Harran rozglądając się wśród oparów mgły doskonale maskujących potwora. Niziołek czuł że musiał być dość blisko niego, bowiem poczuł napływ samobójczych myśli, które to jego żelazna determinacja strząsnęła z siebie niczym kaczka krople wody z piór.
Automaton puścił balistę, tak jak to musiała uczynić Imra. Machina spadła w dół niczym pocisk miażdżąc truposze na ziemi i pękając tu i ówdzie. Skamieniałe drewno okazało się na tyle twarde, że skarb nie rozsypał się na kawałki, a Wędrowiec wolny od ciężaru mógł podążyć za sową z pełną prędkością.
Imra skierowała swoją uwagę na sowy, skoro pozbyli się balastu. Poleciała do zwierząt i zaczęła je uspokajać i doprowadzać do porządku wszystkimi sztuczkami jakie znała.
W tym czasie Wędrowiec dopadł do jednej z nich, podlatując od dołu. Wykorzystał swój pęd i siłę, by gładko zmienić tor lotu ogromnego ptaka, nakierowując go z powrotem na właściwą trasę.
- Kvaser, Harran, widzicie go?
- Nie... Gdzieś się stale chowa - odparł zaklinacz.
Vaala po nakierowaniu sowy na odpowiedni tor lotu, również ruszyła za pozostałymi towarzyszami, by ratować resztę przyzwanych zwierzaków, i lecących na nich osób.
- Nie, ale jest blisko - niziołek powiedział wściekle i założył maskę rozpoczynając inkantację.
- Kalinimada maxaa ka dambeeya dadka, muxuu heesaa dadka u qaban karaa
Meeday ninka heeskayga maqla fikirradiisa oo dhan…
Był ciekaw czy wystarczy sama świadomość obecności stwora oraz jego bliska odległość, oraz, co ważniejsze, czy stwór wyczuje działającą moc. Mogła być to pochodnia przeciw wilkowi.
W obronie owieczek.
Mgielny Cadamus ruszył jako “eskorta ptactwa” odciągniętego przez resztę drużyny. Nawet jeśli w tej formie niewiele mógłby pomóc, to i tak tu nie był użyteczny.
Z pomocą Imry, która zajęła się uspokajaniem sów, udało się zebrać razem uratowane ptaki. Wojowniczka oceniwszy sytuację, musiała podjąć decyzję. Czy udać się z uratowanymi ptakami, by upewnić że bezpiecznie dolecą do celu. Czy może wspomóc towarzyszy w walce z ukrywającym się we mgle wrogiem czekającym na okazję do napaści. Wiedziała wszak, że w okolicy są jeszcze inne zagrożenia. Jak choćby żywiołaki błyskawic.
- Polecę z nimi dalej! - krzyknęła do pozostałych przywołując swojego magicznego wierzchowca i dosiadając go.
Z sów zagrożonych atakiem pozostała tylko jedna…. “eskortowana” przez niziołka który deklamował długi i skomplikowany tekst w wymarłym zapewne języku.
-... Miyay arki doontaa dhammaan shucaaca ruuxdeeda. Waa u xun yahay, oo isagu aad ugu shaqeeya codka dadka iyo afkooda.-
Maska powoli rozgrzewała się na jego twarzy, przeskakiwały po niej iskry. Vaala z Harranem oraz Bezimiennym mogli podlecieć i przechwycić ostatnią sowę wydzierając ją z łap mgielnego potwora… lub pozorowanymi działaniami zmusić go do ataku. Bo póki co był on bardzo ostrożny i wykorzystywał fakt, że otoczenie dostarczało mu naturalnego kamuflażu.
- Może się ujawni, gdy zrozumie, że zdobycz wymyka mu się z rąk - powiedział Harran, stale wypatrując przeciwnika, który - według słów Kvasera - musiał być niezbyt daleko.
Wędrowiec skierował się ku ostatniej sowie, podobnie jak wcześniej zmieniając tor jej lotu. Rozglądał się jednocześnie, gotów w każdej chwili pojawić się tuż przy przeciwniku, jeśli ten się ujawni. Niziołek wyglądał na bardziej przejętego inkantacją niż otoczeniem. Oczywiście, nie była to prawda. Nie miał szczególnej nadziei złapać akurat teraz stwora, ale przepędzenie go byłoby pocieszające, albo chociaż sprawdzenie na ile działa taki straszak.
- Carrabku wuxuu been u sheegayaa codka, codkuna wuxuu ku been abuurtaa fikirrada.Fikirku wuxuu duulaa nafta kahor intuusan ereyada ku jabin Erayaduna waxay nuugaan fikirka oo sidaas ayey ugu gariiraan fikirka.
- No i gdzie ten świński ryj?! - Zakrzyknęła Vaala, również wypatrując przeciwnika jednocześnie mając zamiar wlecieć jak poprzednio pod sowę, i własnym żywiołaczym ciałem nakierować ją ponownie w górę.
Druidka przeszukiwała otoczenie swoim spojrzeniem, ale nawet jej bystre oczy nie zdołały wypatrzeć ukrywającej się bestii. Za to… jej działania sprowokowały go do wreszcie zadziałania. Gdy podrywała jego ostatnią potencjalną ofiarę do góry… potwór ujawnił się. Uderzenie telekinetycznej energii przeszyło zarówno druidkę jak i Wędrowca.
To jednak wystarczyło Bezimiennemu, który natychmiast się teleportował i potężnym uderzem swojej naprędce uformowanej broni rozdzielił ciało potwora na dwoje.
Niziołek zaś musiał się spieszyć, jeśli chciał złapać Wołającego w maskę, bo ten ginął.
Kvaser nie tracił, co ciekawe, cierpliwości. W pewnym sensie niziołek miał coś z mnicha który nie potrafiąc zapanować nad emocjami, znajduje drugą drogę - i ostatecznie przez brak opanowania, panuje nad nimi. Z gardła małego wojownika płynęły słowa inkantacji:
- Sida dhulka webiga liqay, aan la arki karin. Dadku miyuu wax ka weyddiin karaa wabiga durdurradiisa dhulka gariirkiisa, Xagee buu ku yaacayaa, ma qiyaasi doonaan.
Gdy przebrzmiały ostatnie słowa, esencja setek dusz zaczęła pospiesznie wnikać w maskę, zasysana kawałek po kawałeczku. Maska się rozgrzewała, pojawiały się na niej kolejne szczeliny gorejące czerwienią i parząc twarz niziołka. Jednak najgorsze były głosy, setki szalonych głosów. Każdy wbijający się jak igła w umysł, każdy przywołujący inne bolesne wspomnienia. Niektóre należały do Kvasera, inne do torturowanych dusz. Niziołek ginął na kilkanaście bolesnych sposobów co chwila i tylko dzięki żelaznej woli zdołał oderwać maskę od swojej twarzy nim złapany w niej byt zdołał opanować jego ciało. Twarz miał poparzoną boleśnie, acz nie od ognia, raczej to odbicie torturowanego oblicza odcisnęło piętno na jego twarzy.
Niziołek trzymając maskę rozejrzał się wokół i zaśmiał w głos, dając swoim donośnym głosem znać, że wszystko jest dobre, a przy okazji pozwalając, aby jego obecność niosła się po mieście.
- Czysto od mgielnego skurwysyna!
- Dobra robota! - odkrzyknął Wędrowiec - A teraz do wejścia! Po balistę jeszcze wrócimy!
- Ha! - Również krzyknęła Vaala, po części do Kvasera - Mały-wielki-wojowniku! To było niezłe!
- To było zdecydowanie dobre! - zawołał Harran. - Lecimy do wyjścia!
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:20.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172