Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-01-2020, 16:57   #161
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 41 - 1940.IV.12; pt; popołudnie; Lofoty

Czas: 1940.IV.12; pt; popołudnie; godz. 15:10
Miejsce: Pn. Norwegia; Lofoty; Selfjord, lek. krążownik HMS “Penelope”
Warunki: mostek, jasno, sucho, ciepło, bujanie fal



George (por. M.Finney)



Kołysanie fal mogło uspokajać. Było dość nikłe i ledwo człowiek je zauważał. Nawet taki szczur lądowy jak George. Pod tym względem miejsce zatoki jakie wybrano na kotwicowisko wydawało się idealne. Podobnie odnaleźć je z morza czy z powietrza nie było tak łątwo wśród tysiąca fiordów, zatok, przesmyków i wysp północnej Norwegii. W końcu nawet Shuterland jakim przylecieli agenci Spectry mając całkiem dokładny adres dobrą chwilę krążył nad okolicą zanim zanurzył się w ponurą watę chmur z jakiej wystawały tylko czubki okolicznych gór. No i na razie nie spadały bomby. Chociaż atmosfera wciąż była napięta. Samoloty z czarnymi krzyżami mogły zaatakować ponownie w każdej chwili.

- Obawiam się, że chwilowo nie będzie to możliwe panie poruczniku. - kapitan Bishop odparł swojemu gościowi na jego prośbę. No i rzeczywiście pakowanie ludzi na szalupy gdy w każdej chwili mogli być zaatakowani przez bomby i karabiny maszynowe wydawało się pewnie zbyt wielkim ryzykiem. Kolejne minuty ciągnęły się w oczekiwaniu tego ataku. Przez tą niską, burą watę w jakiej tonęły szczyty pobliskich wzgórz, nie było widać ani nieba, ani żadnych samolotów. Musieli zdać się na bystre oczy obserwatorów rozmieszczonych po całym krążowniku i innych jednostkach. I w końcu nadszedł ten meldunek na jaki pewnie wszyscy czekali.

- Chyba odlatują panie kapitanie! - dał znać ktoś z galeryjki na mostku lekkiego krążownika. Po chwili spłynęły kolejne podobne meldunki. I z innych jednostek również. Fala meldunków była dość zgodna, że silniki lotnicze cichnął albo już ich nie słychać. Kapitan Bishop jednak nie zdecydował się jeszcze na odwołanie alarmu przeciwlotniczego. Za to zażądał raportu o stratach z innych jednostek.

Wyniki mogły być dość budujące. Z dwóch niszczycieli nie meldowano nic poważnego. Z kilku frachtowów również nie meldowano o czymś co na słuch Georga wyglądało zbyt groźnie. I już wydawało się, że nalot, chociaż nagły i który dla jednostek brytyjskich okazał się kompletnym zaskoczeniem to jednak nie był zbyt groźny. Gdy w końcu przebiło się coś co zabrzmiało groźnie.

- Panie kapitanie! Na “Seaflower” wybuchł pożar! - zameldował jakiś marynarz który wbiegł na mostek. Oficerowie jak na jedną komendę złapali za lornetki i spojrzeli w stronę jednej z burt krążownika. W kierunku jaki obserwowali rzeczywiście z jakiegoś frachtowca unosił się dym chociaż ognia nie było stąd widać.

- Rzeczywiście. Zapytajcie “Seaflower” jak wygląda u nich sytuacja. - zdecydował kapitan krążownika który pewnie był w tej małej mieszanej, wojenno - frachtowej flotylli najwyższy stopniem i pozycją.

- Jest meldunek od porucznika Abbotta. Mają kłopoty z silnikiem. I oberwali ale dopiero sprawdzają jak poważnie. Nie mają kogo posłać. - inny marynarz przyniósł kolejny meldunek, tym razem z jednostki którą George miał okazję zwiedzić osobiście.

- A tak. Porucznik Abbott i ta nasza zdobycz. - kapitan odwrócił się od marynarza w stronę porucznika Finney’a jakby przypomniało mu się, że wcześniej już rozmawiali o tej jednostce. Zamyślił się na chwilę a oficerowie i marynarze zgromadzeni na mostku cierpliwie czekali jaką decyzję podejmie w tej sprawie.

- Bardzo dobrze. Poruczniku Thompson. - zwrócił się do swojego pierwszego oficera. - Proszę zobaczyć co da się zrobić. I kogo można by posłać. Obawiam się, że jeśli istnieje realne ryzyko nalotu to załoga porucznika Abbotta może okazać się zbyt szczupła. - kapitan oznajmił swoją wolę na co jego porucznik posłusznie skinął głową i podszedł do komunikatora zaczynając z kimś rozmowę.

- Przydałby się tam pewnie jakiś oficer. Może porucznik Finney się czuje na siłach? - w pewnym momencie pierwszy oficer odezwał się zarówno do swojego dowódcy jak i gościa. Kapitan który zajmował się tak sprawami własnej jednostki jak i konferowaniem z pozostałymi za pomocą lampy Aldisa oderwał się od tego zadania i popatrzył pytająco na wskazanego porucznika.

- Poruczniku Finney? - zapytał kapitan chyba niezbyt pewny w jakim stanie jest gość i jak się ma do owego pomysłu.




Czas: 1940.IV.12; pt; popołudnie; godz. 15:10
Miejsce: Pn. Norwegia; Lofoty; Selfjord, frachtowiec “Alster”
Warunki: korytarze, plamy światła i ciemności, wilgotno, zimno, bujanie fal



Noémie Faucher (kpt. D.Perry) i Birgit



Porucznik Abbott po chwili zastanowienia zgodził się na prośbę pani kapitan i przydzielił im jednego z marynarzy jako przewodnika. Ale, że musieli poczekać na niego to przez chwilę mogli chłonąć to co się dzieje na mostku frachtowca. A nie działo się zbyt dobrze. Sądząc z rozmów uruchomienie maszynowni opóźniało się. A do tego mieli jakieś uszkodzenia. Ale na razie nie było kogo posłać aby to sprawdzić. Pocieszające było to, że skoro nic nie wybuchło, nie widać było ognia ani dymu, statek się nie przechylał no to widocznie nie groziło to natychmiastowemu unicestwieniu jednostki. Pocieszające za to były meldunki, że silniki lotnicze cichną i chyba się oddalają. Ale nikt nie odwołał alarmu przeciwlotniczego więc dalej można było spodziewać się nawrotu samolotów z czarnymi krzyżami. No i z macierzystej jednostki, z HMS “Penelope” obiecano pomoc. No ale dopiero ją szykowano więc nie było zbyt dokładnie wiadomo kiedy by miała przybyć.

W końcu marynarz jaki miał być przewodnikiem kapitan Perry i jej grupy przybył na mostek więc grupka mogła ruszyć w kierunku rufy aby znaleźć dywersanta. Znów musieli opuścić względnie ogrzane i oświetlone rejony nadbudówki gdzie koncentrowało się cywilizowane życie załogi. Trzeba było ponownie zejść do słabo oświetlonych i w ogóle nie ogrzanych korytarzy, schodów w trzewiach frachtowca. Zupełnie jakby się wkraczało do całkiem innego świata. Świata pełnego cieni i nienazwanego niebezpieczeństwa.

- Co się stało? - zapytał bosman Robinson marynarza który był ich przewodnikiem. Bo ten otwierał kolejne drzwi i prowadził ich dość pewnie przez kolejne rejony frachtowca a tu niespodziewanie zatrzymał się dobre kilkanaście kroków przed drzwiami i przyglądał się czemuś dłużej niż to miało miejsce wcześniej.

- No tam… To chyba krew… - rzekł niepewnie marynarz wskazując na coś palcem. Gdy pierwsze osoby zbliżyły się i stanęły w jego pobliżu rzeczywiście dało się dojrzeć, że na ścianie bocznego korytarza jest jakiś rozmazany ślad. Podejrzanie czerwonej barwy. Gdzieś na wysokości piersi dorosłego człowieka. Właściwie to można było uznać to za jakąś plamę i po prostu minąć. Gdyby nie ten czerwony kolor jaki z miejsca kojarzył się z krwią.

- Tu jest tego więcej. - rzekł bosman gdy podszedł powoli do tego skrzyżowania i poświecił latarką w głąb tego korytarza. No rzeczywiście było. Trochę na ścianie, na podłodze i poręczy prowadzącej na schody na wyższy poziom.

Zgromadzeni popatrzyli jak zwykle na oficer dowodzącą ich grupką czekając na jej decyzje. Ale zanim pani kapitan zdążyła podjąć decyzję dał się słyszeć jakiś dźwięk. Kilka charakterystycznych stuknięć. Krótkie i ostre. Co prawda statek nie była ani na chwilę cichy. Cały czas coś szumiało, trzeszczało i skrzypiało. Dał się już wyczuć jednostajny pomruk czy raczej wibracje silnika więc w końcu udało się pewnie uruchomić maszynownię. No ale te kilka suchych tzasków odbitym zniekształconym echem doszło rurami czy innymi przewodami nie wiadomo skąd. I niepokojąco przypominało wystrzały z broni palnej.

- Co to było? - zapytał któryś z marynarzy rozglądając się dookoła. W tym kawałku korytarza nie było widać nikogo innego poza ich grupką. I te odgłosy na brzmiały jakby to coś stukało zaraz za ścianą czy drzwiami. Ale po minach i ruchach całej grupki dało się poznać, że chyba wszyscy odebrali to podobnie.

Birgit nie usłyszała żadnego “nie” dla swojej chęci pozostania w grupce pani kapitan. I chyba nie dlatego, że nikt tak do niej nie powiedział. Atmosfera na mostku była napięta. Ale na zewnątrz nic specjalnego się nie działo. Nie widać było ani samolotów, ani wybuchów a morze wydawało się spokojne. Chociaż z jakiegoś statku widać było jak unosi się dym. Ale ognia nie było widać. W końcu, znów pod przewodem jakiegoś nowego marynarza ruszyli na dół i w kierunku rufy. Może nie znała całego statku na wylot ale w ciągu tygodnia podróży na morzu mniej więcej zdawała sobie sprawę co jest co. Zorientowała się, że są pewnie gdzieś w połowie drogi między rufą a nadbudówką gdy odkryto te nieprzyjaźnie wyglądające czerwone rozmazy na ścianach. Spora część jej grupki podeszła bliżej aby je obejrzeć. I chyba ta kobieta - oficer miała zdecydować co dalej. Gdy nagle wszyscy zaczęli rozglądać się wokół siebie. Po ścianach, suficie, po drzwiach na obu stronach korytarza… Jakby czegoś szukali czy co… Akurat jak jeden z marynarzy stuknął ją w ramię i zaproponował gestem papierosa. A teraz tak został z wyciągniętą paczką w jednej ręce i rozglądając się dookoła tak jak inni.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 23-01-2020, 08:25   #162
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
- Poruczniku Finney?

Woods nie namyślał się długo:

- Zgoda, popłynę.

Nie było tu zresztą nad czym myśleć. To była okazja by wrócić do gry, znów być potrzebnym, a przy odrobinie szczęścia zrewanżować się bestyjce pięknym za nadobne. Oficerom Penelopy pozostawił organizowanie grupy, która miała zostać wysłana na Alstera, a sam udał się w pośpiechu do swojej kajuty, gdzie sięgnął po długopis, czystą kartkę i książkę Hemingwaya, po czym w błyskawicznym tempie napisał i zakodował następującą wiadomość:

Cytat:
Nalot niemieckich samolotów na grupę okrętów stacjonujących we fiordzie. Zauważono sygnały nakierowujące z pokładu Alstera, co potwierdza podejrzenia o działalności grupy Niemców na jego pokładzie. Strat własnych brak.
Następnie wrócił na mostek i wręczając kartkę kapitanowi powiedział:

- Bardzo proszę o wysłanie wiadomości w najbliższym dostępnym terminie. Dziękuję.

Potem ruszył wreszcie na pokład i w kierunku szalupy, gdzie znów czekało go zejście po drabince, a przy burcie niemieckiego statku wspinaczka po takiej. Nie cierpiał tego, ale teraz nawet o tym nie myślał. Po dopłynięciu do Alstera zamierzał jak najszybciej udać się na mostek. Być może udało im się schwytać jakiegoś Niemca? Jeśli tylko Abbott zadziałał wystarczająco szybko...
 
__________________
Edge Allcax, Franek Adamski, Fowler
To co myśli moja postać nie musi pokrywać się z tym co myślę ja - Col

Col Frost jest offline  
Stary 23-01-2020, 09:22   #163
 
Vadeanaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Vadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputację
Ponure myśli towarzyszyły jej przy powtórnym zagłębianiu w korytarze. Na co się porywała? Z motyką na słońce! Nawet nie usłyszy Schweinehunda. Nie będzie wiedzieć, co knują obok niej Anglicy. Co mogła jednak zrobić?
Na pewno nie siedzieć pod kluczem i czekać aż pójdzie na dno z tą przeklętą łajbą! Wzdrygnęła się na samą myśl, co musieli czuć w czasie nalotu uwięzieni marynarze niemieckiej załogi.

Milczała, życząc niemymi przekleństwami, aby świat obok niej mógł chociaż milczeć, zamiast irytująco dźwięczeć chorobliwym tonem uszkodzonego słuchu, ale tym mocniej wypatrywała każdego zwodniczego szczegółu.

Krew na ścianach i nerwowe rozglądanie się żołnierzy przykuło jej uwagę tak mocno, że podskoczyła wystraszona niespodziewanym dotknięciem. Widząc proponowanego papierosa machnęła ręką, jakby odpędzała natrętną muchę. Z niedowierzaniem, niemal obrzydzeniem.
Na szczęście kapitan miała więcej rozumu niż palacz.

Niemka szybko przeczytała podaną wiadomość i tak samo szybko odpisywała, nie tając po raz kolejny (choćby i na piśmie), że Konstrukt pozbawiony kontroli może zaatakować każdego. Chyba widzieli klatkę? Środków bezpieczeństwa nie używa się dla zabawy. Obiekt był przeznaczony do testów dopiero na terytorium Norwegii, więc nie - nie ranili go w trakcie podróży i nie pobierali próbek krwi. Cały organizm miał zmieniony przez immaterium, więc to powinno wystarczyć do rozpoznania jego śladów.

Podeszła do smug czerwieni. Bez wahania dotknęła ich gołą ręką i pokręciła głową. Spojrzała pytająco... Co słyszeli? I nagle zmarszczyła brwi. Hałas to wibracje. Przykładając dłoń do metalowych ścian wyczuwała te, które znała, bo towarzyszyły ciału każdej nocy, gdy przed snem w ciszy kładła się w koi. Pracujące maszyny statku. Ale... czy coś jeszcze? czy dałoby się określić? I skąd?

A ten ślad... Ściana, poręcz... Chaotyczny, jakby ktoś ranny się zatoczył, przytrzymał? Czy może przemyślany... Prowadzący w pułapkę? Wytarła rękę w spodnie i jeszcze raz przeciągnęła palcem po zaciekach na ścianie podnosząc go następnie do nosa i ust. Krew?

Czy tak wyglądają początki paranoi?

Nie słysząc nic, Birgit wciąż próbowała zrozumieć, wydedukować z choćby najdrobniejszych obserwacji, które mogła rejestrować pozostałymi zmysłami.
 
Vadeanaine jest offline  
Stary 24-01-2020, 09:59   #164
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Noemie i Brygit szły pomiędzy marynarzami i choć szukali kogoś na pokładzie, oczy Belgijki cały czas uciekały w kierunku nieba. Moze musieli wrócić po paliwo. Na pewno nie mieli wiele czasu. Trzeba było utrudnić im ponowne zlokalizowanie statku.

- Co to było? - zapytał któryś z marynarzy rozglądając się dookoła.

- Może to bestia, którą ma pod kontrolą mężczyzna, którego szukamy. - Odpowiedziała jak najspokojniej Noemie. - Może się zbuntowała i do niej strzela.

Przyglądała się na spokojnie temu co robi Niemka. Praca w agencji nauczyła ją by nie oceniać. Każdy nawet najdziwniejszy ruch mógł pomóc komuś w odnalezieniu śladów, tak jak jej pomagało patrzenie w oczy zmarłych.

- Wszyscy broń w pogotowiu. Musimy zdążyć nim samoloty wrócą. - Wydała polecenie, dając znak marynarzom by szli przodem. - Idziemy na górę.
 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 24-01-2020 o 11:03.
Aiko jest offline  
Stary 25-01-2020, 22:39   #165
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Czas: 1940.IV.12; pt; popołudnie; godz. 15:20
Miejsce: Pn. Norwegia; Lofoty; Selfjord, szalupa na wodach zatoki
Warunki: szalupa, jasno, mokro, ziąb, pochmurno, bujanie fal


George (por. M.Finney)



- Naturalnie poruczniku. Wyślemy to razem z resztą naszych meldunków przy pierwszej okazji. - kapitan lekkiego krążownika bez zgrzytu przyjął podaną kopertę z meldunkiem.

- Radzę się ciepło ubrać. Obawiam się, że pogoda nie będzie nam tak łaskawa jak dotychczas. - swoje trzy grosze dorzucił porucznik Thompson. Zaś agentowi Spectry zostało pokuśtykać w stronę schodów i korytarzy aby wyjść na pokład główny. Z początku właściwie nie miał za bardzo ze sobą zrobić. Akcja wysłania dodatkowej załogi na zdobyty frachtowiec dopiero ruszała. Wyglądało na to, że z całego krążownika ściąga się wybranych załogantów aby wzmocnić i wesprzeć kolegów przydzielonch do obsługi niemieckiej jednostki.

Dlatego George miał okazję obserwować jak jakiś podoficer zarządza tym zbierającą się grupką a inni przygotowują jedną z szalup do spuszczenia jej na stalowe wody zatoki. Najpierw musieli zdjąć płachtę jaka ją pokrywała, potem jakieś mocowania ale i tak uwinęli się prędzej niż zbiórka marynarzy przyodzianych w przeciwdeszczowe płaszcze i jaskrawe kapoki.

Alternatywą obserwacji były obsady stanowisk przeciwlotniczych. Albo lokalne krajobrazy. Jedna i druga alternatywa wydawała się dość chłodna i ponura. Marynarze siedząc albo stojąć na swoich stanowiskach palili papierosy, przytupywali i zabijali ręce aby się rozgrzać. Cały czas wpatrując się w nisko zawieszone, ponure, watowate chmury skąd nadal było ryzyko niespodziewanego napadu powietrznego skoro nie odwoływano alarmu przeciwlotniczego. Chociaż w przeciwieństwie do swojego wcześniejszego pobytu na galeryjce kilka poziomów wyżej tym razem George nie słyszał pomruku silników lotniczych. Obraz za burtą był równie zimny i ponury. Tym razem jednak wiatr zaczynał dawać się we znaki więc może coś było na rzeczy z tą pogodą o czym wspomniał pierwszy.





Wydawało się, że zimno się robi od samego patrzenia na te postrzępione góry, śniegi i gdzieniegdzie powbijane w zbocza lasy. Może w ładną pogodę, jak nie było tu wojny to było tu całkiem ładnie. Takim surowym pięknem arktycznego krajobrazu. Pewnie można było łowić ryby, żeglować, uprawiać sporty zimowe. Ale w taką ponurą pogodę jak dzisiaj to te widoczne tam czy tu żółte punkciki drewnianych domków upapranych śniegiem wydawały się najprzyjemniejszym miejscem do przebywania.

Rozmyślania i obserwacje przerwał porucznikowi bosman który przyszedł mu zameldować, że załoga jest gotowa do zajęcia szalupy i tylko czeka na rozkaz. Bosman nazywał się Connor Morton i wyglądał na starego trepa i marynarza z doświadczeniem pewnie jeszcze z poprzedniej wojny. Pod jego gromkim głosem chyba z dwudziestka marynarzy zaczęła przełazić z pokładu na szalupę. Nie wyglądali tak groźnie jak ci z Royal Marines jakich przydzielono pani kapitan ale też mieli broń, hełmy, plecaki i jeszcze jakieś skrzynki. Gdy wszyscy już zajęli miejsca obsługa kołowrotków zaczęła z mozołem spuszczać szalupę na wodę. Z początku szło im trudno bo okazało się, że liny i mechanizmy słabo znoszą takie mrozy. Ale później jakoś się to rozkręciło i na wodę zostali spuszczeni dość gładko. Marynarze sprawnie odczepili liny, złapali za wiosła, odepchnęli się nimi od burty macierzystej jednostki która z poziomu wody wydawała się niemożebnie wysoką pionową ścianą. Następnie zaczęli miarowo wiosłować stopniowo oddalając się od stalowej burty krążownika. Cały manewr opuszczania szalupy poszedł im całkiem gładko więc musieli mieć to już wytrenowane.

Po raz kolejny w ciągu ostatnich paru godzin George pokonywał w szalupie ponure wody zatoki. Podróż była tak samo zimna, mokra i nieprzyjemna jak poprzednia. Niby termometr jaki widział na krążowniku oscylował wokół 0*C. Ale panowała nieprzyjemna wilgoć która zdawała się przylepiać do ciała i wnikać nawet pod ubranie. Do tego rozbryzgi fal które z na krążowniku czy frachtowcu wydawały się ledwie wyczuwalne to szalupą huśtało już całkiem mocno. Więc czubki albo rozbryzgi fal przewalały się co chwila przez burty mocząc wszystko i wszystkich. Nawet oddech wydawał się przylepiać z powrotem do krtani i płuc.

Odpłynęli już całkiem daleko. Na tyle by nie być blisko ani krążownika, ani frachtowca. Gdy znów dał się słyszeć ten niepokojący warkot gdzieś nad chmurami. Głowy w płaskich hełmach uniosły się odruchowo do góry wypatrując niebezpieczeństwa.

- Jesteśmy w dupie! - jęknął któryś z marynarzy. Rzeczywiście stalowe ściany jakiejkolwiek jednostki wydawały się bunkrem nie do zdobycia w porównaniu do kruchych burt zwykłej szalupy.

- Nie bądź niemądry! Nikt nie będzie sobie zawracał głowy szalupą jak wokół jest tyle większych rybek do złowienia! - fuknął na niego bosman Morton. Jego słowa może miały swój sens ale w tej odkrytej szalupie każdy się pewnie czuł jak na patelni. Przecież tutaj nie było się gdzie ukryć, nawet na ziemię nie można było paść. A wystarczyło by jakiś Hun przeleciał po łódce karabinami.

- Tam jest! - krzyknął któryś z marynarzy wskazując ręką na kawałek nieba. Rzeczywiście dał się widzieć jakiś czarny krzyżyk nad burym niebem. Ale tylko jeden.

- Jakoś dziwnie leci. - skomentował inny z marynarzy. Samolot rzeczywiście zrobił dziwnie duży wiraż nad zatoką. Jakby nie do końca miał ochotę nad nią wlecieć. Ale gdy się przechylił trochę z profilu okazało się, że to dwupłat.

- Hej! Chłopaki! To nasz! To jeden z naszych! - zawołał obserwator gdy z krótszej odległości dał się rozpoznać charakterystyczny kształt “paczki drutu” jak zazwyczaj nazywano Swordfishe. Marynarze zaczęli krzyczeć i machać do swoich lotników z tej niespodziewanej ulgi i radości, że to nie znów samoloty z czarnymi krzyżami.





Ale dość szybko okazało się, że z tym samolotem coś jest nie tak. Zrobił okrąg nad zatoką a widać było, że załoga coś macha rękami. Ale nie bardzo wiadomo było o co im chodzi. Jednak wkrótce chyba wszyscy obserwatorzy domyślili się o co.

- Czy on chce lądować? - zapytał niepewnie jeden z marynarzy widząc, że dwupłat z mozołem zawrócił nad wejściem do zatoki. Po czym zaczął coraz wyraźniej obniżać lot. Jakby zamiast stalowej wody miał przed sobą pas lotniska. A przecież miał koła a nie pływaki! Załoga samolotu przeleciała już gdzieś na wysokosci nadbudówek niszczyciela jaki strzegł wejścia do zatoki. I obniżała maszynę jeszcze bardziej.

- Leci prosto na nas! - krzyknął nagle któryś z wioślarzy szalupy. Rzeczywiście wyglądało na tak jakby załoga samolotu postanowiła wypróbować ich szalupę w roli improwizowanego lotniskowca. No ale po prawdzie to właśnie tutaj był “wolny plac” względnie daleko od każdego statku w tej zatoce.

- Ruszać się! Do wioseł! Wszyscy do wioseł! - wrzasnął bosman Morton i więcej zachęty marynarze nie potrzebowali. Naparli co sił na wiosła próbując zejść jak najbardziej z drogi rozpędzonej maszynie która im bliżej była tym wydawała się większa, głośniejsza i mniej sterowna.

Rozległ się zgrzyt giętego metalu gdy golenie podwozia zderzyły się z morską stalą i oderwały od maszyny. Kryta płótnem maszyna poderwała się jeszcze na moment jak kaczka rzucona na wodę i tak samo opadła dziobem w kolejną stalową falę. Dookoła poszybowały szrepnele zgruchotanego śmigła a samolot znów podkszoczył do góry, przefikał niedaleko szalupy i znów zderzył się jeszcze raz z wodami zatoki. Tym razem pęd był osłabiony na tyle, że maszyna zaczęła szorować brzuchem po zimnych wodach zatoki tracąc swoje skrzydłą które odłamały się przy tym uderzeniu. Sam kadłub pruł wodę jeszcze kawałek nim się zatrzymał i znieruchomiał. A potem obciążony silnikiem dziób maszyny zaczął się prawie od razu zanurzać w arktycznych wodach nie biorąc pod uwagi dwóch załogantów którzy wciąż jeszcze zajmowali swoje miejsca w fotelach.


---


*paczka drutu - slangowa nazwa samolotu Swordfish. Głównie dlatego, że była to dość przestarzała konstrukcja drewniana kryta płótnem rodem z poprzedniej wojny. Niespodziewanie Swordfishe okazały się w początkowej fazie wojny zaskakująco skutecznymi samolotami brytyjskich lotniskowców.



Czas: 1940.IV.12; pt; popołudnie; godz. 15:20
Miejsce: Pn. Norwegia; Lofoty; Selfjord, frachtowiec “Alster”
Warunki: korytarze, plamy światła i ciemności, wilgotno, zimno, bujanie fal



Noémie Faucher (kpt. D.Perry) i Birgit



Próba organoleptyczna jaką przeprowadziła niemiecka naukowiec powiedziała jej, że ta czerwona substancja to chyba jest krew. Przynajmniej tak smakowała i miała podobną lepkość, kolor i konsystencję. Zimna, metalowa ściana przekazała też pomruk wibracji silnika które komponowało się z mozolnym ruchem fal jakie odczuwało się w każdej chwili. Ale w porównaniu do niektórych dni i nocy podróży morskiej to te obecne fale były prawie niewyczuwalne. Ślady krwi prowadziły w głąb krótkiego, bocznego korytarza a następnie na schody prowadzące na wyższy poziom. Do Birgit która podążyła w tą stronę dołączyła kapitan w mundurze brytyjskiego kapitana a za nimi grupka morskich szturmowców. Widząc i słysząc rozkazy oficera bosman Robinson przejął inicjatywę.

- Pani kapitan pozwoli. - zwrócił się do kapitan Perry po czym skinął na dwóch swoich ludzi. Czy skinęli głowami w płaskich hełmach i z karabinami wycelowanymi w górę schodów ruszyli w tym kierunku. Za nimi szedł bosman i reszta grupki. Głuchej kobiecie zostało podążać za brytyjską resztą. Wyglądało na to, że Brytyjczycy chcą chyba sprawdzić co jest za tymi ponurymi schodami.

Na górze widać było znów korytarz i kolejne drzwi. Znów też dały się słyszeć stukoty które kojarzyły się z wystrzałami z broni palnej w innej części statku. - Tam się chyba ktoś strzela. - rzucił cicho któryś z marynarzy. Co prawda jeśli to były wystrzały to raczej dość odległe. Ale raczej na staktu na jakim przebywali. Były też ślady krwi na schodach a potem na podłodze.

- Tam są otwarte drzwi. - powiedział jeden z dwóch pierwszych marynarzy wskazując karabinem na jedne z widocznych w tym słabo oświetlonym korytarzu drzwi. Te w przeciwieństwie do innych były otwarte więc od razu rzucały się w oczy. Bosman spojrzał pytająco na kapitan a widząc zgodę dał znak swoim ludziom by ruszyli w stronę tych drzwi.

Pierwsi dwaj marynarze podeszli do drzwi, każdy z jednej strony. Ostrożnie zajrzeli do środka. Po czym pokręcili głowami. W środku było jakieś pomieszczenie, chyba magazyn albo robiło za magazyn. Jednak było ciemno. Światło wpadało do środka tylko przez korytarz więc widać było tylko najbliższe wejścia skrzynie z charakterystycznym płaskim orłem.





Czerwone krople prowadziły do środka. Z wnętrza dochodził odgłos jakby coś tam się przesuwało po podłodze. Dźwięk kojarzył się z toczącą się po podłodze butelką. Takim leniwym ruchem. Coś tam też trzeszczało i skrzypiało. Brzmiało jak rzucane bezładnie przedmioty. Jeden, potem drugi i znów kolejny. Bosman spojrzał pytająco na oficer jakie ta ma plany co do tego wszystkiego.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 30-01-2020, 21:17   #166
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
- Panowie wchodzimy. Broń w pogotowiu i uważać. - Wydała szybkie polecenia starając się być na tyle cicho by marynarze ja słyszeli, ale nikt więcej. - Gdzieś tu jest ta bestia, gdy ją zobaczycie strzelać wszystkim co macie. To nie jest normalne zwierzę… patrzeć też pod nogi. Mężczyzna, którego szukamy ma granaty i ewidentnie umie ich używać na różne sposoby.

Czuła jak jej serce przyspiesza. Czy te odgłosy to była bestia czy ten poszukiwany Niemiec. Jej głowa tworzyła niebezpieczne wizje, w których bestia wyrwała się spod kontroli, ale czy tak naprawde robiło to dla nich różnicę? Tak czy owak musieliby z nią walczyć. Zacisnęła dłoń na pistolecie, żałując, że nie ma czegoś o większej sile rażenia.

- Widzę to tak. Bestia się zerwała ze smyczy i zaatakowała swego Pana. On strzela by ją odgonić… albo… to sygnał dla niej. - Szeptała dając znak by pierwsza dwójka marynarzy wkroczyła do środka.

Noemie sięgnęła po notatnik Brygit i zapisała krótkie pytanie.
“Co to za skrzynia?” Skinęła głową na ładunek i nim oddała notes dodała. “Trzymaj się blisko mnie.”
 
Aiko jest offline  
Stary 30-01-2020, 22:09   #167
 
Vadeanaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Vadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputację
Krwawe ślady prowadziły do składu broni i amunicji. Birgit wpierw zdała sobie sprawę, że tak jest, dopiero sekundę później powróciło konkretne wspomnienie. Kilka słów zamienione z wachtowym i zawodowa ciekawość, która kazała jej wtedy zajrzeć za drzwi. Co prawda zobaczyła tylko kilka skrzynek opisanych oznaczeniami...

"Magazyn broni, głównie Kar98k i krótka. Skrzynie z amunicją 7,92.57 i 7,62.25" - Odpisała lakonicznie, przytrzymując jednak dłoń kapitan, kiedy oddawała jej notes. Nie podobało jej się, że od razu się tam ładują.

"bez światła łatwo o potykacz" - dopisała cholernie szybko i niestarannie - "to może być pułapka. pamiętacie zasięg aury Konstruktu? 10 m. latarki?"

Pytające spojrzenie i zaciśnięte usta. Widać było, że nie ma ochoty wchodzić w ciemność, ale skinęła głową. Jeśli już musiała, a wewnątrz Anglicy spodziewali się nie wybuchowych niespodzianek, tylko Schweinehunda, Niemka wyraźnie chciała wywnioskować to z ich działań. Z dwojga złego wolałaby hybrydę. Tutaj, gdzie w razie konieczności dość było broni, żeby łudzić się nadzieją, że zdąży sięgnąć...
 
Vadeanaine jest offline  
Stary 31-01-2020, 08:45   #168
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Woods był wdzięczny losowi za to, że nie musiał ponownie schodzić po tej cholernej, sznurowej drabince. Co prawda przebywanie w spuszczanej szalupie również nie należało do przyjemnych, zwłaszcza gdy lina dziobowa się zablokowała, skutkiem czego łódź przechyliła się na jedną stronę pod dość sporym kątem zanim marynarze opuszczający rufę zorientowali się co się dzieje. Linę szybko jednak odblokowano i dalej proces przebiegał już bez zakłóceń.

Początkowo podróż przebiegała bez zakłóceń. Gdy nagle... Samolot!

- Jesteśmy w dupie!

- Nie bądź niemądry! Nikt nie będzie sobie zawracał głowy szalupą jak wokół jest tyle większych rybek do złowienia!

Woods zgadzał się z bosmanem. Co prawda przez myśli przeleciały mu obrazki z polskich dróg, gdy Luftwaffe bezlitośnie siekała po tłumach uchodźców, ale nawet tamta barbarzyńska praktyka miała swój cel. Co pilot mógł osiągnąć rzucając się na samotną szalupę z kilkunastoma ludźmi, z których połowa pewnie zdołałaby przeżyć jej zatopienie? Agent nie powiedział jednak ani słowa. Wiedział, że oficer nie powinien się wtrącać jeśli podoficer panuje nad sytuacją, zwłaszcza jeśli jest oficerem z zewnątrz. Poza tym bosman Morton zdawał się znakomicie radzić sobie ze swoimi ludźmi.

Wszelkie obawy były jednak zbędne, bo maszyna okazała się brytyjskim Swordfishem. Samolot okrążył fiord, a następnie zaczął... schodzić do lądowania! Marynarze szarpnęli mocniej za wiosła, bo pilot kierował się prosto na nich. Udało się uniknąć kolizji, ale sam samolot na wpół wylądował, na wpół roztrzaskał się na powierzchni wody. Jego kadłub powoli zaczął tonąć. Widząc brak reakcji ze strony bosmana i jego ludzi, Woods zdecydował się przejąć inicjatywę:

- Co się gapicie?! Ster prawo na burt i wiosłować! Bosmanie!

Woods nie miał zamiaru ryzykować życiem żadnego z marynarzy z szalupy, ale jeśli da się wyciągnąć tych pilotów, to ich wyciągnie.
 
__________________
Edge Allcax, Franek Adamski, Fowler
To co myśli moja postać nie musi pokrywać się z tym co myślę ja - Col

Col Frost jest offline  
Stary 31-01-2020, 15:57   #169
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 43 - 1940.IV.12; pt; popołudnie; Lofoty

Czas: 1940.IV.12; pt; popołudnie; godz. 15:25
Miejsce: Pn. Norwegia; Lofoty; Selfjord, frachtowiec “Alster”
Warunki: korytarze, plamy światła i ciemności, wilgotno, zimno, bujanie fal



Noémie Faucher (kpt. D.Perry) i Birgit



Właściwie to nie do końca było wiadomo co się stało. Jak i dlaczego. Najpierw padł strzał a potem potoczyło się błyskawicznie. Pierwszych dwóch marines weszło do magazynku pełnego skrzynek ułożonych jedne na drugich. Skrzynki zdecydowanie “szatkowały” teren. Dało się iść tylko gęsiego i w rzadkich ścieżkach pomiędzy nimi. A, że magazyn zbyt wielki nie był to właściwie były te ścieżki tylko przy ścianach i dwie krzyżujące się na środku magazynu. To się okazało gdy któryś z marynarzy zapalił światło. O dziwo działało. Światło wydało się przynosić jakąś instynktowną ulgę w tych ciemnościach. Ale nie zapobiegło chaosowi.

Z powodu tej ciasnoty marynarze z krążownika musieli kolejno przechodzić przez wąskie drzwi a potem ruszać jeden za drugim tymi wąskimi ścieżkami pomiędzy skrzynkami. Ci co szli pierwsi widzieli tylko na kilka kroków, do pierwszej ściany czy narożnika. Skrzynki ustawione jedna na drugiej blokowały widzenie co jest za nimi.

Gdy jednak zapaliło się światło coś zaczęło się dziać. Jakby obecność Brytyjczyków nie pozostała niezauważona. Na moment zapadła cisza a potem w głębi magazynu coś gwałtownie zaczęło się przemieszczać. Momentalnie chyba wszystkim udzieliła się atmosfera polowania. Tylko nie do końca pewna była obsada ról. Brytyjczycy w tych ciasnych przestrzeniach nie mogli zbyt efektywnie wykorzystać swojej przewagi liczebnej. Na raz strzelać mógł tylko ten który szedł pierwszy. Co by było gdyby eksplodował tu granat to lepiej było nie myśleć.

Noémie a za nią Birgit przechodziły właśnie przez drzwi. Większość marynarzy w hełmach i z karabinami rozeszła się po tych trzech ścieżkach pomiędzy skrzyniami. Nie było jak się minąć w tej ciasnocie. Marynarze po 2 rozeszli się na lewo, w prawo i na wprost. Obie kobiety widziały głównie ich plecy i te charakterystyczne płaskie hełmy. Szli powoli z wycelowanymi przed siebie karabinami które miały nałożone bagnety do walki bezpośredniej.

Wtedy coś się ruszyło. Coś brzdęknęło. W głębi, za tymi skrzyniami. Gdzieś przy ścianie padły dwa albo trzy szybkie strzały. - Tam jest! - krzyknął jeden z marines. Odpowiedział ogniem z karabinu strzelając do niewidocznego z drzwi celu. Pozostalłe dwójki ruszyły do ataku. Marynarze błyskawicznie pokonali te kilka kroków aby wesprzeć zaatakowanych kolegów. Krzyki, strzały, pośpiech wymieszany z adrenaliną i strachem. Przez to wszystko przebił się gromki głos bosmana.

- Wstrzymać ogień! Wstrzymać ogień! - krzyczał podnosząc wolną rękę do góry. Chaotyczna strzelanina skończyła się zanim się zaczęła. Marynarze zerkali ponad swoimi ramionami aby dojrzeć coś co tam się działo.

- O cholera… - szepnął któryś z nich z nagle pobladłą twarzą gdy chyba dojrzał coś wreszcie. Gdy sytuacja po kilku sekundach chaotycznej strzelaniny wreszcie się zaczynała wyjaśniać.

- Mamy rannego! Chodźcie tu, trzeba go zabrać do lazaretu! - bosman przez chwilę też wydawał się zakłopotany. Ale tylko przez chwilę. Szybko ponaglił swoich ludzi i ci rzucili się do przodu, do jednego z narożników z dala od drzwi aby złapać tego rannego. Angielska pani kapitan i niemiecka jeniec o specyficznym statusie musiały się odsunąć i wrócić na korytarz aby zrobić miejsce dla powraających marynarzy. Ci nie mieli łatwo by nieść ciało. Jeden szedł z przodu i ciągnął je za sobą drugi zarzucił karabin na ramię i niósł je za nogi. Ten pierwszy aż do samych drzwi zasłaniał sobą całą resztę więc dopiero gdy wrócili na korytarz obie kobiety mogły zobaczyć kogo nieśli. To był Dickens. Ten co na początku nalotu miał biec do maszynowni aby im pomóc rozruszać maszynę. Teraz jego koledzy położyli go na podłodze aby móc go wygodniej złapać do dalszego transportu. Dickens był zakrwawiony. Ale na pierwszy rzut oka nie szło stwierdzić czy to od postrzałów z karabinów kolegów czy od czegoś innego.

- Przykro mi pani kapitan ale obawiam się, że nastąpiła straszna pomyłka. - bosman Robinson zameldował oficer wynik tej akcji co zdawała się trwać mgnienie oka gdy doszło do owej strasznej pomyłki.

- Zaczął do nas strzelać. Był schowany. To stało się strasznie szybko. Nie spodziewaliśmy się, że to może być ktoś od nas. - podoficer miał minę jakby musiał przełknąć tą straszną pomyłkę. Jego ludzie zdążyli już wyjść z tego feralnego magazynu i teraz zbierali się wokół dogorywającego mechanika maszynowni.

- Dobrze… że was widzę… dobrze… że to wy… dorwał Arthura… gonił mnie… dobrze, że to wy… tak się bałem… ale jak to wy chłopcy… to już dobrze… - niespodziewanie dobiegło ich z podłogi ochrypły głos umierającego marynarza. Mimo bólu w głosie i twarzy dało się słyszeć jakąś ulgę.

Birgit miała chyba najmniejsza percepcję ze wszystkich. Najpierw ruszyłą za tą brytyjską kapitan ale prawie od razu zatrzymały się w drzwiach bo po prostu zrobił się korek i musiały poczekać aż marynarze przeszukujący magazyn wejdą głębiej by ruszyć za nimi. Widziała, że szli ostrożnie i gotowi do strzału. A potem chyba rzeczywiście ktoś strzelił. Bo zaczęła się strzelanina. Marynarze strzelali do kogoś ależ drzwi nie było widać do kogo. Ale wszystko skończyło się w trimiga. Bosman podniósł rękę i chyba coś krzyczał. A po chwili zaczęli kogoś wynosić. Dopiero jak wynieśli na korytarz okazało się, że to brytyjski marynarz. Ten sam jaki im towarzyszył w ładowni a potem gdzieś pobiegł. Teraz wyglądał źle. Bardzo źle. Krwawił i był poważnie ranny. Może nawet umierał. Dużo krwi miał na sobie. Podoficer chyba składał meldunek pani oficer. Ale przerwał bo ten ranny chyba coś próbował mówić.



Czas: 1940.IV.12; pt; popołudnie; godz. 15:25
Miejsce: Pn. Norwegia; Lofoty; Selfjord, szalupa na wodach zatoki
Warunki: szalupa, jasno, mokro, ziąb, pochmurno, bujanie fal


George (por. M.Finney)



Marynarze naparli na wiosła i mimo nie tak małych fal szalupa całkiem raźno zaczęła skracać dystans. Na sąsiednich statkach widać było coraz większe zbiegowisko gdy pewnie wieść o kraksie samolotu wywabiały kolejnych marynarzy na pokład. Ale aktualnie nie było szans by ktoś z okolicy mógł jakoś wpłynąć na sytuację przy wraku. Zanim by skompletowano obsadę szalupy, spuszczono na wodę, dopłynięto na miejsce no to szanse na uratowanie lotników na przeżycie gwałtownie malały.

Ale już dopływali. Brytyjczycy z marynarki wytężyli wszystkich sił aby uratować Brytyjczyków z lotnictwa. A wydawało się, że każdy człowiek moża czuje instynktowną wręcz chęć pomocy rozbitkom wszelakim. Teraz też już dopływali do tego tonącego wraku. Jednemu z lotników udało się wydostać. Pływał w tej arktycznej wodzie czy raczej unosił się na wodzie która błyskawicznie wysysała z niego siły i życie. Najpierw odruchowo krzyczał w stronę łodzi jakby bał się, że go nie zauważą. Potem już tylko machał. Gdy marynarze podali mu wiosła i linę co prawda się jej złapał ale to był ostatni wysiłek na jaki miał siłę się zdobyć. Marynarze z szalupy złapali go i zaczęli z mozołem wciągać go na burtę.

Gorzej było z pilotem. Chyba był zamroczony czy ranny. Szedł na dno wraz z wrakiem chyba nie mogąc się uwolnić. Poruszał się i chyba próbował wypiąć się z fotela ale widać było, że słabnie i przegrywa walkę z naturą. Wtedy ku zaskoczeniu wszystkich jeden z szalupy bez wahania zdjął płaszcz i hełm po czy wskoczył do wody. Raźno zaczął płynąć ku wrakowi. Ci koledzy którzy nie wyciągali przemocznego lotnika zaczęli krzyczeć i mu kibicować aby im się udało.

Młody marynarz dopłynął do pilota w ostatniej chwili. Gdy już było widać tylko jego głowę. Zaczął zmagać się z zapięciami. Koledzy z szalupy krzyczeli by wziął nóż i go odciął. Nie było wiadomo czy tamten ich słyszy czy nie. Już obu ich słabo było widać spod tej wody a drugiego lotnika wreszcie udało się wyciągnąć już prawie w połowie z wody. Ale przez te wygibasy szalupa wyraźnie przechyliła się właśnie na tą stronę.

- Jest! Ma go! Wyciągnął! Dawaj Barry! Dawaj do nas! - przez marynarzy przeszła fala radości gdy w końcu ich kolega wynurzył się z wraku i zaczął holować bezwładnego pilota. Ale wtedy coś się zapaliło. Pewnie rozlana benzyna lotnicza. Momentalnie objęła płomieniami całą rozlaną plamę wokół wraku. Barry’ego i pilota otoczyły płomienie. Przynajmniej tak to było widać od szalupy, że odcięły im najkrótszą drogę odwrotu. Przez marynarzy w szalupie przebiegł jęk zawodu.

- Panie poruczniku? - bosman Morton spojrzał na jedynego oficera w szalupie. Ta się nieco wyprostowała bo obserwatora udało się wreszcie wciągnąć do środka szalupy. Teraz marynarze próbowali na szybko zdjąć z niego bezużyteczną obecnie przemoczoną skórzaną kurtkę i przykryć własnymi płaszczami. Koców przecież nikt nie pakował jak mieli tylko przepłynąć na drugi statek. Ale trzeba było podjąć decyzję co z Barrym i pilotem. Jeden z marynarzy już zdjął płaszcz i chyba chciał wskoczyć by im pomóc gdy zastopował go Morton. Aby oficer mógł podjąć decyzję.

Sytuacja była o tyle jasna, że ani Barry ani pilot nie wytrzymają zbyt długo w tej wodzie. Widać było po obserwatorze jak błyskawicznie zabija arktyczna woda. Ratunek musiał przyjść natychmiast. Ale chociaż nie byli dalej niż jakieś 20 kroków od szalupy to odcinały ich płomienie. Może dałoby się popłynąć komuś pomiędzy nimi. Albo spróbować podpłynąć szalupą z drugiej strony. Ale nie było pewności czy zdążą. Wątpliwe by marynarze mieli ochotę zostawić tych dwóch biedaków na pastwę zimna i płomieni. Ale akcja ratunkowa mogła przynieść kolejne ofiary i z tym też trzeba było się liczyć.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 06-02-2020, 12:50   #170
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Belgijka zaklęła w myślach. Tego jej jeszcze brakowało…. Strzelania do swoich. Niby na wojnie się zdarza, jednak nadal bolało jak cholera.

- Bossmanie wybierz dwóch ludzi. Niech zabiorą tego biedaka do lazaretu. - Powiedziała cicho i rozejrzała się po pomieszczeniu. Musieli się dozbroić, może była tu dłuższa broń.. Lunety… coś co pomoże im walczyć z tą zwierzyną. Jednak najpierw. Pochyliła się nad rannym, dla którego ludzie Bossmana przygotowywali prowizoryczne nosze.

- Widziałeś gdzie to coś pobiegło? - Spytała, nie oczekując zbyt pomocnej odpowiedzi.
- Ja… ja nie wiem - Mężczyzna zakrztusił się krwią. - Nie wiem gdzie to jest ... dopadło tego drugiego a ja… ja uciekłem.
- Rozumiem. Dobrze się spisaliście marynarzu.
- Noemie obejrzała się na marynarzy. - Zabierzcie go migiem.

Belgijka zaczekała, aż marynarze wyniosą rannego i dopiero wydała polecenia pozostałym.
- Sprawdźcie czy nie ma tu długiej broni i lunet. - Mruknęła niechętnie. - Musimy się wrócić po śladach i znaleźć tą bestię.
 
Aiko jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:07.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172