Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-11-2017, 14:24   #31
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
Mijała właśnie kolejna nadgodzina, którą Inspektor spędzała nad papierami swojej sprawy. Jej myśli akurat odpłynęły na chwilę do prywatnej sprawy, którą było znalezienie nowego mieszkania w tej okolicy. Corday zastanawiała się czy jednak nie odpuścić, czy może apartament hotelowy nie wystarczy jej. Jeszcze do niedawna była przeciwniczką takiego pomysłu, bo przecież łatwo dostać się do takiego pokoju, byle sprzątaczka może dostać kartę i zaczyna się grzebanie w rzeczach osobistych. Ale niedawna jej przygoda pokazała wyraźnie, że mieszkania nawet w najdroższych apartamentowcach mają chujową ochronę i gdy taki Charles Morgan będzie chciał się do niego dostać to się na pewno dostanie.
Nagle rozległ się dzwonek telefonu Iryi, przerywając jej rozmyślania. Na wyświetlaczu pojawiło się nazwisko Collinsa.

Blondynka sięgnęła po urządzenie przyglądając mu się w zdziwieniu. Nie rozumiała czego mógł chcieć od niej.
" Może się upił i mu głupie pomysły do głowy przychodzą?" pomyślała. Nastawiła się sceptycznie do tej rozmowy i przyjęła połączenie.
- Inspektor Corday - odezwała się na powitanie.
- Panno Corday! Te skurwiele zrobiły atak odwetowy! Moja ochrona dostaje niezły wpierdol. Napastników jest podobno kilkunastu. Dałem znać swoim ludziom i jadę na miejsce. Liczę, że może pani to potraktować jako oficjalne zgłoszenie przestępstwa i zaraz się tutaj ktoś pojawi?! - Collins był bardzo przejęty, ale w jego głosie zaskoczenie walczyło o pierwsze miejsce ze złością. Najwidoczniej nie mieściło się w jego głowie, że coś może pójść po jego myśli.

"Musiał ostro po dupie dostać żeby zrozumieć " - to była pierwsza myśl jaka pojawiła się w głowie Iryi gdy usłyszała zgłoszenie Freelancera. Wzięła jednak na poważnie jego słowa.
- Proszę zachować szczególną ostrożność, już wysyłamy radiowozy - odparła z pełną powagą w głosie. Natychmiast wstała zza swojego biurka i prawie biegiem udała się do gabinetu Komendanta.
Sinclair lubił przesiadywać po godzinach. Od rozwodu nic nie ciągnęło go do mieszkania. Corday zastała go w ulubionej pozycji czyli z nogami na biurku, aktami na kolanach, z papierosem i szklanką w dłoniach. Na odgłos gwałtownie otwieranych drzwi bez słowa odwrócił głowę i zmarszczył brwi.
- Znowu strzelanina w lokalu Collinsa. Właśnie się dzieje - powiedziała od progu. - Tym razem mamy oficjalne zgłoszenie od samego właściciela. Kilkunastu napastników, jego ludzie nie dają rady tym razem - dodała i stanęła przed jego biurkiem. - Wysyłam “Małpy” i jadę z nimi - to mówiąc od razu wysłała z telefonu wiadomość by zerwać na nogi odpowiednich ludzi.

Komendant jednym haustem opróżnił szklankę i odstawił ją z głośnym stuknięciem jednocześnie gasząc papierosa w popielniczce.
- Sama nie pojedziesz - rzucił tonem sugerującym brak możliwości jakiejkolwiek dyskusji. Podszedł do wieszaka i ubrał płaszcz. - “Małpy” to tępe ćwoki. Możesz mieć problemy, żeby ich ogarnąć - dodał sprawdzając czy wszystkie komory jego rewolweru są pełne. - Trzeba specjalnego szkolenia żeby umieć mówić do nich tak żeby zrozumieli. - Wypowiadając to jego twarz była poważna, ale oczy były wesołe. Z szuflady wyciągnął kilka szybkoładowaczy i wsunął je do kieszeni płaszcza. - Widzimy się garażu przy moim samochodzie za 5 minut.

***

Samochód komendanta na pierwszy rzut oka Corday nazwałaby rzęchem. Wnętrze jednak emanowało charakterem bardzo spójnym z tym należącym do właściciela. Skórzane sportowe fotele nie były tak wygodne jak u niej w samochodzie, ale za to równie przyjemne w dotyku. Zanim ruszyli Sinclair z namaszczeniem ubrał swoje skórzane rękawiczki samochodowe bez palców, a gdy ruszyli to z piskiem opon i siłą wciaskającą w siedzenie. Silnik musiał przejść specjalny tuning, bo odgłos jaki wydawał w czasie dynamicznej jazdy przez miasto, nie miał nic wspólnego z pomrukiem do jakiego była przyzwyczajona Irya. Na miejsce dotarli szybciej niż gdyby Inspektor sama prowadziła. Komendant zaparkował za rzędem trójkołowych motocykli należących do “Małp”. Blondynka wysiadając z ulgą postawiła stopę na jezdni.

Sytuacja była mocno zaawansowana. Etap negocjacji, jeśli w ogóle jakiś był, został już zakończony. Napastnicy znajdowali się w środku i sprawnie zmieniali pozycje sporadycznie wymieniając ogień z grupą uderzeniową. Dwóch z “Małp”, którzy próbowali dostać się do środka budynku zdążyło już oberwać. Jeden z był niegroźnie ranny w ramię, a drugi dostał śmiertelny postrzał w szyję. Na szczęście ktoś zdążył zaaplikować mu Stasis więc jeśli w ciągu 24 godzin trafi do szpitala to się wyliże. Zdolnych do walki pozostało dziewięciu. Corday z “Małpami” miała do tej pory niewiele wspólnego, ale wszystko co słyszała złego na ich temat się potwierdziło. Bardziej przypominali żołnierzy najgorszego sortu niż służby porządkowe. Wyposażenie również było analogiczne: długa broń i najprymitywniejszy pancerz typu wojskowego. Mieli za to wysokie morale i skuteczność.


Cywile jednak w większości przypadków woleliby prosić o pomoc Inkwizytora niż “Małpę”. Jeden z nich miał kaszkietówkę w czerwonym kolorze, co sugerowało dowódcę. Tylko to odróżniało go od pozostałych.

Sinclair nisko na nogach wysiadł samochodu pochylony przemieścił się w kierunku dowódcy.
Pod osłoną trójkołowca wymienił z nim kilka zdań po czym gestem przywołał do siebie Corday.
- Wygląda na to, że ludzie Collinsa, którzy byli wewnątrz są albo pojmani albo martwi. Napastnicy na wezwanie do poddania się odpowiedzieli ogniem. Tylne wyjście też jest obstawione. Mamy impas.
Komendant wystawił głowę znad pojazdu i zerknął w kierunku budynku.
- A, Collins już jest - skinął głową w kierunku czarnego sedana zaparkowanego po drugiej stronie ulicy. - Przyjechało więcej jego “chłopaków”, ale ich odwołał jak przyjechały “Małpy” i zostało tylko dwóch, tych co przesłuchiwałaś. - Dowódca, na potoczne określenie Sinclaira, obdarował go ostrym spojrzeniem, ale się nie odezwał.
Uwadze Corday nie umknął pogardliwy sposób w jaki Komendant wypowiedział słowo określające ludzi Collinsa. Wydawało się, że w jego ocenie byli podlejsi niż “Małpy”.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.

Ostatnio edytowane przez Raga : 02-11-2017 o 14:50.
Raga jest offline  
Stary 07-11-2017, 15:41   #32
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Blondynka, jeszcze na komendzie, miała zaoponować Komendantowi na jego stwierdzenie, jakoby miała nie dać rady sobie z doglądaniem "Małp". W opinii Iryi, była ona w stanie sobie poradzić ze wszystkim. Ale ugryzła się w język. W ostatnim czasie Sinclair stawiał sobie z niej barykadę za którą się chował przed przebrzydle bogatymi typami. W rewanżu więc mógł się użerać z półgłówkami, którzy choć przydatni to umysły mieli wielce nieskalane myślą.
Inspektor zamierzała trzymać się z dala od problemów, ale i tak założyła na siebie kamizelkę ochronną. Była ona wykonana z bardzo wytrzymałego materiału wynalezionego przez capitolczyków. Dzięki Impervium, jak zwał się ten cud techniki, bezpieczeństwo było tak cienką warstwą, że pod błękitnostalowym płaszczem Corday nie było nawet widoczne.

Na miejsce dojechali szybko. Za szybko w ocenie Iryi i odczuciu wciąż bijącego jej szaleńczo serca, a całą drogę blondynka siedziała skulona i wtulona w fotel pasażera. W czasie jazdy miała kilka momentów kiedy żałowała, że nie spisała jeszcze testamentu. Zupełnie w trakcie drogi zapomniała, że miała ochotę wstąpić po kawę - wysoki poziom adrenaliny spokojnie ją mógł teraz trzymać kilka godzin pracy bez przerwy.

- Gdybym pracowała w drogówce to zamknęłabym pana dla samej zasady- mruknęła do przełożonego, gdy wysiadała z auta.
- Na szczęście nikt przy zdrowych zmysłach nie dałby takich kompetencji drogówce - odparł Sinclair jakby to było oczywiste.

Ręce schowała do kieszeni i razem z Sinclairem zbliżyła się do Dowódcy Małp by wywiedzieć się co do obecnej sytuacji. Irya skrzywiła się z niezadowoleniem, że mają impas. Nikt tego nie lubił bo nerwy zawsze kogoś poniosły i loterią było po której stronie się zacznie coś durnego dziać.
Inspektor spojrzała na znajome mordy które wskazał jej szef.
- Gdyby była pewność, że nie ma tam żadnych cywili to wystarczyłoby zarzucić wnętrze granatami odłamkowymi i mamy dwie pieczenie na jednym ogniu - szepnęła do Komendanta, uśmiechając się pod nosem. Niestety na więcej takich komentarzy nie mogła sobie pozwolić, bo zbliżał się do nich Collins, a nie po to była dla niego miła cały ten czas, żeby teraz się przed nim ujawniać ile ma dla niego faktycznie poważania.

- A może by tak zagazować wnętrze. Gaz usypiający wpuścimy w wentylację budynku i będzie po sprawie - zaproponowała Irya już profesjonalnym tonem głosu.
- Właśnie mieliśmy rozpocząć tą procedurę! - momentalnie podłapał pomysł dowódca “Małp”. Sinclair znacząco popatrzył na Inspektor dając jasno do zrozumienia co myśli o intelekcie osobników, którzy wstąpili do tej formacji zapewne dlatego, że nie kwalifikowali się do wojska. - Użyć granatników anty-zamieszkowych! - rozkaz pojawił się kilka sekund potem.

“Małpy” posłusznie wydobyły z sakw przy motorach granatniki, a następnie bez ceregieli odpalili je w kierunku budynku wybijając praktycznie wszystkie szyby w witrynie.
Nie trzeba było długo czekać. Po chwili napastnicy dławiąc się wypadli na ulicę. “Małpy” wykorzystując zasłonę z dymu momentalnie rzucili się na nich jak zwierzęta. W ruch poszły kolby i ciężkie buty. Brutalność wobec praktycznie bezbronnych gangerów była w ocenie Corday bardzo przesadzona, ale w kilkanaście sekund agresorzy zostali skutecznie pojmani, związani i wywleczeni poza linię obrony utworzonej z motorów. Collins początkowo zaczął wymachiwać rękami i odgrażać podczas dewastowania jego budynku, ale sposób w jaki “Małpy” dokonały aresztowania musiał go udobruchać.

W tym momencie do Corday dotarła jedna rzecz. Powód dlaczego z kilkunastu napastników budynek opuściło tylko dziewięciu. Przypomniała sobie, że podczas poprzedniej wizyty wyczuła resztki gazu łzawiącego, a jeden z ochroniarzy miał przy pasku maskę gazową. Widocznie maski są teraz w posiadaniu okupantów budynku.
- Cholera by to - syknęła Inspektor i spojrzała na Komendanta. - Musieli zabrać maski ochroniarzom Collinsa. Będą tam siedzieć póki filtry będą im działać - pokręciła głową z niezadowoleniem. Zaraz jednak spojrzała na Dowódcę ekipy pacyfikacyjnej. - Dobra, dajcie nam jakiegoś z tych co uciekli, przesłuchamy ich.

Na znak dowódcy jeden z “Małp” złapał aresztanta, który w miarę zaczął dochodzić do siebie, za kołnierz pancerza i przeciągnął go po ziemi kilka metrów tuż pod nogi Corday. Oczy miał zaczerwienione i załzawione, ale spojrzenie miał trzeźwe, wręcz harde. Leżał posłusznie i czekał na rozwój wydarzeń.
Irya stanęła nad typem w bezpiecznej odległości, co oznaczało taki dystans, że w razie gdyby aresztowany zaczął się szamotać, ona przypadkiem nie oberwała. Spoglądając na niego z góry skrzyżowała ręce przed sobą.
- Kto was tu przysłał? Dla kogo pracujecie? - zadała jakże proste i niewymagające myślenia pytanie.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 09-11-2017, 14:53   #33
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
- Nikt nas nie przysłał, a przed kim odpowiada Anderson to nie moja sprawa - odparł przesłuchiwany wyzywającym tonem. Odpowiedź wbrew pozorom dawała Corday więcej informacji niż się spodziewała.
Blondynka ledwo powstrzymała wykwit zadowolenia na twarzy. Kątem oka spojrzała porozumiewawczo na swojego szefa. Na pewno mu się spodobało wspomnienie tego konkretnego nazwiska.
- Jak nazywacie swoje kółko wzajemnej adoracji? - zadała kolejne pytanie Inspektor, nie kryjąc prześmiewczego tonu by sprowokować zatrzymanego do dalszego mówienia.
- Grzechotniki - pojmany nie dał się wytrącić z równowagi i wypowiedział z dumą nazwę nawiązującą do tatuażu na jego przedramieniu.
- To by się zgadzało - odezwał się nagle Sinclair. - Tak nieoficjalnie nazywała się formacja Andersona za czasów gdy służył w armii.
Oczy przesłuchiwanego zwęziły się czujnie. Najwyraźniej dotarło do niego, że powiedział coś za dużo.
- Gadaj jaka jest twoja przynależność korporacyjna - nakazała Irya ostrym tonem głosu.
- Capitol - padła szybka odpowiedź. - Nie tolerujemy nikogo spoza Korporacji.
Corday zakryła dłonią usta i pochyliła się do swojego przełożonego.
- Ciekawe kto się po nich zgłosi do aresztu - szepnęła do Sinclaira z ironią. - Dajcie mi megafon - powiedziała już normalnym tonem, do Dowódcy "Małp".

Kiedy takowy otrzymała, odchrząknęła lekko i przystawiła go sobie do twarzy.
- Tu policja korporacyjna Capitolu. Wszyscy przebywający w lokalu mają natychmiast wyjść z rękami do góry, a fakt współpracy z policją zostanie odnotowany w aktach waszego oskarżenia- powiedziała pewnym siebie tonem głosu. - W przeciwnym wypadku, policja zmuszona będzie skorzystać z drastycznych środków przymusu bezpośredniego. Macie dziesięć minut do namysłu - rzuciła na koniec. Ciężko było jej określić czy da to jakikolwiek skutek, ale przynajmniej tyle mogła zrobić.

Dziesięć minut ciągnęło się niesamowicie długo. Dym z granatów praktycznie się ulotnił. Jedynie po podłodze snuły się jeszcze rzadkie smugi. Praktycznie na sekundy przed końcem czasu odezwał się donośny głos ze środka.
- W porządku! Poddajemy się! - nagle w pole widzenia weszło pięć osób ubranych w pancerze identyczne jak pojmani już agresorzy. Wszyscy, po kolei, odkładali karabiny typu M-50 na ziemię i zakładali obie ręce na kark i klękali na ziemi czekając na ruch policji.
Inspektor przekrzywiła głowę spoglądając zza pleców jednego z mięśniaków.
- No proszę, metoda kijek i marchewka znów ratuje dzień - skomentowała z zadowoleniem Irya. Od razu jej ulżyło, bo wcale nie było tak, że chciała sięgać po ten kijek. Po prostu czasem nie ma innego wyjścia. - No to po kolei obezwładnić wszystkich i ładujemy ich na transport. Koniecznie po tym przeczeszcie dokładnie lokal.

Siłownia Collinsa została przeczesana w poszukiwaniu dowodów lub ukrywających się napastników. Znalezieni zostali tylko ochroniarze. Pięciu z nich zmarło na wskutek ran postrzałowych - rany wlotowe sugerowały walkę frontalną. Dwóch kolejnych było w stanie krytycznym, a ostatni prawdopodobnie udusił się podczas ataku granatami gazowymi “Małp”.

Collins w międzyczasie chodził nerwowo przed witryną przysłowiowo rwąc włosy z głowy. Ze szczątkowo słyszanych wiązanek obwiniał wszystkich dookoła i bardziej przejmował się stratami materialnymi niż losem jego ludzi. Na koniec akcji zbliżył się do inspektor.
- Może pani być pewna, że mój prawnik skontaktuje się z wami w celu rekompensaty za poniesione straty - w jego głosie nie było groźby, czy nawet złości. Jedynie przekalkulowana obietnica.

Wśród pojmanych znalazł się Eric Anderson. Corday poznała go ze zdjęcia z akt. Stał oparty o policyjnego vana, a jeden z “Małp” skuwał mu ręce na plecach. Były żołnierz nie stawiał się, ale jednak walczył z osiłkiem rozglądając się intensywnie. Iryi wydawało się, że szukał wzrokiem swoich ludzi. Po chwili jednak zaniechał prób i wydawał się spokojniejszy. Wszyscy zostali zapakowani do transportów policyjnych i odwiezieni na posterunek.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline  
Stary 13-11-2017, 15:38   #34
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Inspektor niechętnie zasiadła w fotelu pasażera samochodu swojego szefa. Pewnie by się broniła przed tym, ale w alternatywie miała wracanie z ekipą od brudnej roboty albo czekać na taksówkę. Nie, aż tak źle w jej opinii Sinclair nie jeździł, by wybrała inną formę transportu.
Z nagłośnienia auta Komendanta wydobywała się cicha muzyka, której Irya nigdy nie słyszała. Wydawała się być jej stara, ale nie dało się ukryć, że melodia wpadała w ucho.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=v--IqqusnNQ[/media]

Wsłuchując się w nią, Corday wbiła spojrzenie w boczne okno. Czuła jak adrenalina jej opada i wchodzi w nią zmęczenie. Lekko westchnęła, starając się nie poddać melancholii jaka ją dopadła. Złapała się nawet na tym, że rozmyśla już o powrocie do swojego mieszkania i wzięcia gorącej kąpieli.
Skrzywiła się, bo nie miała przecież już swojego kąta, a i kąpiele odpadały dopóki nie zrośnie jej się rana po cięciu nożem.

Te wspomnienie od razu ją sprowadziło do rzeczywistości, niczym kubeł lodowatej wody wylany jej na głowę. Piosenka się skończyła i Irya spojrzała na Komendanta.
- No to nam się poszczęściło - odezwała się w końcu do niego. - Udało się zapanować nad sytuacją, a w gratisie jeszcze dostaliśmy Andersona zapakowanego na wynos - podsumowała całą sytuację z zadowoleniem i zarazem rozbawieniem.
- Gdyby to nie był Anderson to pewnie koleś próbował by walczyć lub uciec. To była jego decyzja ze względu na swoich ludzi To inna liga niż na przykład cały ten Collins. - Komendant podjął temat nie spuszczając wzroku z jezdni.
- Tym lepiej dla nas. Mniejsze straty a i Andersonowi można w końcu założyć teczuszkę - stwierdziła Irya. - Kto wie, może go z czasem powiążemy z nasłaniem na mnie Hilla - wzruszyła ramionami. - Ale spokojnie, niech się pan nie martwi, jestem cierpliwa i ostrożnie będę działać zanim się na nich odegram za ten atak - dodała uśmiechając się lekko pod nosem.
- Tylko uważaj, bo na razie nie masz nic poza domysłami. Niczego z niczym nie można powiązać na sto procent. Za to spieprzyć da się jednym ruchem. Ale jestem ciekaw jak z tego wybrniesz - tym razem Sinclair spojrzał na blondynkę i uśmiechnął się złośliwie.
Blondynka spojrzała na niego wykrzywiając usta w wyzywającym uśmiechu.
- W końcu się potkną. Będę pierwsza, żeby to wykorzystać - stwierdziła z przekonaniem w głosie.
- Liczę na to - skwitował obietnicę Iryi.

***

Nie miała pojęcia czemu od razu po dojechaniu na posterunek nie przesiadła się na parkingu z auta szefa do swojego własnego. Powinna była pojechać prosto do hotelu. Ale zamiast tego, wraz z Sinclairem udała się do windy, a z niej prosto do biura. Dopiero siedząc za swoim biurkiem, na niewygodnym fotelu obrotowym i spoglądając przez przymrużone oczy na kolejną teczkę z aktami - a te mocno zaczęły puchnąć po zatrzymaniu "Grzechotników" - kontemplowała własną głupotę. Była już bez przerwy 16 godzin w pracy i ciągle znajdowała sobie kolejne wymówki by jeszcze godzinę posiedzieć, bo to czy tamto musi koniecznie teraz sprawdzić albo doczytać.

Irya w pewnej chwili opadła plecami na oparcie swojego fotelu i przyłożyła dłoń do twarzy, pocierając palcami oczy.

- Witam panno Corday - blondynka poczuła delikatny chłód, gdy usłyszała za plecami znajomy głos należący do Morgana wchodzącego do ich biura. - Nie spodziewałem się, że tak szybko znowu się zobaczymy. - Uśmiech prawnika, mimo że jak zwykle tajemniczy, zdawał się być szczery. - Gdzie możemy porozmawiać?

Inspektor wyprostowała się i wnikliwie przyjrzała się Morganowi.
"No jasne, że nie spodziewałeś się. Sam nasłałeś na mnie swojego klienta, chuju. Jasne że się cieszysz. Wiesz dobrze, że nic na ciebie nie mam, bo gdyby było inaczej już byś siedział za kratami" zmarszczyła brwi i ciężko jej było ukryć wykwitu niezadowolenia na twarzy. Jego obecność zaraz przypomniała jej, że powinna była zmienić opatrunek na ranie dobre kilka godzin temu.
- Pewnie druga sala przesłuchań będzie wolna. Zaraz skieruję do pana, któregoś z moich podwładnych - odparła mu, przywdziewając lekki i profesjonalnie uprzejmy uśmiech. Wstała od biurka przez co zrównała się z prawnikiem. Wciąż lustrowała go wzrokiem. - Kogo dziś pan reprezentuje? Ah i swoją drogą... Przykro mi z powodu pana poprzedniego klienta - powiedziała to takim tonem, że trudno było odgadnąć czy mówi to poważnie czy może jednak z ironią.
- Nie ma powodu aby było pani przykro. Nie mieszam spraw zawodowych z osobistymi. A na pewno jest w stanie pani zrozumieć, że czasem nie mamy wpływu na to z kim musimy pracować. - Inspektor nie wiedziała jak ma interpretować chwilowy zanik uśmiechu na twarzy prawnika, ale mogłaby przysiąc, że twarz rozmówcy na ułamek sekundy pokazała obrzydzenie. - A co do mojej dzisiejszej wizyty to może się pani już domyślać kto jest moim klientem. Pani dzisiejsza zdobycz - jego uśmiech powrócił w pełnej krasie.

- Oh, dziś miałam całkiem udany połów - uśmiechnęła się w tiumfalnym tonie. - Którego z szesnastu mężczyzn ma pan na myśli? - zapytała udając niewiedzę, dość wyraźnie się z nim drocząc. - W każdym razie żaden nich niestety prędko nie wyjdzie. Mają bardzo nieładne zachowanie wpisane do dzienniczka - stwierdziła na koniec, udając poważny ton głosu oraz współczucie.
- Obawiam się, że sprawa jest bardziej skomplikowana niż się pani wydaje, ale o tym wolę porozmawiać na osobności - odparł prawnik.

Irya miała ogromną ochotę go zbyć. W sumie miała do tego prawo i kilka całkiem ładnych wymówek by nie miał okazji o coś ją zaskarżyć. Ale niestety ciekawość wzięła w niej górę. Inspektor przewróciła oczami.
- No skoro pan tak nalega - odparła rozkładając bezradnia ręce. - Proszę za mną... - dodała i skierowała się do wyjścia z biura.

Blondynka nie miała żadnego zaufania do Morgana, więc bez wahania zdecydowała się bez zbędnego kombinowania na salę przesłuchań. Niestety wszystkie były zajęte i to z długą listą oczekiwania w kolejce by móc skorzystać, z któregoż z kilku pomieszczeń z lustrem weneckim. Mogło się zejść z tym dobre kilka godzin
Corday nie zamierzała czekać więc poprowadziła Morgana do wolnej sali odpraw. W duchu zaśmiała się, że ze wszystkich pomieszczeń akurat w tym może być najmniejsze prawdopodobieństwo umieszczenia podsłuchu. Tak na wypadek gdyby Komendant chciał sobie pokrzyczeć na podwładnych.

Inspektor weszła przodem i wskazała prawnikowi by usiadł przy jednej z ławek. Sama zamknęła drzwi do sali i podeszła do mężczyzny. Odruchowo złapała się pod boki i syknęła, gdy zabolało ją. Skrzyżowała więc ręce przed sobą, usiadła na brzegu biurka i spojrzała na mężczyznę.
- Tak więc proszę. Niech pan mówi o co chodzi - powiedziała do Morgana.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 14-11-2017, 17:44   #35
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
Dzień 11 czwartego miesiąca roku


- Nie wiem co teraz, jak będzie pani z tego chciała wybrnąć, ale Eric Anderson jest tajnym agentem z ramienia departamentu do spraw wewnętrznych z misją infiltracji organizacji Crimeshield - zaczął prosto z mostu Morgan. - Nie znam szczegółów, bo wszystko jest utajnione i podobno tylko sama góra w CBI ma dostęp do tych informacji. Oczywiście nie dotyczy to pozostałych ludzi, których schwytaliście, ale to już kwestia waszej papierkowej roboty - zakończył z brzydkim uśmiechem.

W pierwszym odruchu Irya przekrzywiła głowę i zrobiła minę jakby się przesłyszała. Ale już po chwili wyprostowała się i zmrużyła gniewnie oczy.
- Ja mam z tego wybrnąć? Świetna linia obrony... - sarknęła. - Sędziemu też pan planuje przedstawić tą wersję? - pokręciła głową w niedowierzaniu na to co powiedział.
- Jeśli dojdzie do tego, że będzie konieczność przedstawić sędziemu taką wersję to Anderson będzie już spalony - odparł spokojnie Morgan.
Wstała ze swojego miejsca i już chciała wyjść z sali, ale tylko zakręciła się w miejscu, znów na niego spoglądając.
- Chyba pan rozum postradał - obruszyła się. - To nie ja mam problem tylko pana klient. Podwójny jeśli to co pan mówi jest prawdą - ponownie ruszyła do drzwi, przestąpiła pół kroku, by znów się zatrzymać i skupić spojrzenie na Morganie. - Skoro dał się wrobić w tą robotę, to albo jest chujowy w tym co robi, albo został wystawiony przez tych, których rozpracowuje. W obu przypadkach ma przejebane - rzuciła ściszonym głosem. - I to nadal nie jest mój problem. Rozumie pan? - choć gotowała się w środku to mówiła spokojnie. - Ja nie zamierzam robić nic innego jak kontynuować moje śledztwo i gwarantuje, że będzie się musiał pan nieźle napocić, żeby wyciągnąć swojego klienta zza krat.
- Gwarantuję pani, że będę się starał wyciągnąć go z aresztu, bo to należy do moich obowiązków, ale powiem szczerze, że okoliczności są bardzo dla niego niekorzystne. - Morgan rozłożył ręce. - Jeśli jednak Anderson faktycznie jest agentem, tylko zakładam, to w bazie powinna być o nim taka informacja - mężczyzna potarł brodę w zamyśleniu.
- Jeśli jednak się mylę, to gdy będzie pani kontynuowała to śledztwo to i tak pewnie zostanie ono odgórnie ukręcone - dodał po chwili. - Od razu jednak zaznaczę, że ja z tym nic wspólnego nie będę miał. To tylko przyjacielskie ostrzeżenie - pospieszył z wytłumaczeniem.
- Wnioskując po tym co się stało, gdy ostatni pana klient opuścił ten areszt, zapewniam, że będę zdeterminowana by nie wypuścić Andersona - stwierdziła. - Bo chyba sam pan się ze mną zgodzi, że to nie jest normalne kiedy przesłuchiwana przeze mnie osoba nachodzi mnie w domu - zmrużyła oczy.
- Czy sugeruje pani, że miało jakiekolwiek znaczenie to, że był to mój klient? - uśmiech Morgana lekko zbladł, ale spojrzenie stało się wyraźnie chłodniejsze.

- To pan powiedział - odparła ze wzruszeniem ramion. - Ja bym to raczej tłumaczyła tym, że po prostu taki typ klienta panu przypada w udziale. Ale to już pan wie najlepiej - spojrzała mu prosto w oczy. - Uznam że ta rozmowa nie miała miejsca. Proszę skontaktować się z moim przełożonym by poinformował pana kiedy przyjdzie czas na przesłuchanie pana klienta. Dziś trochę się z tym zejdzie, mamy spore obłożenie - po ostatnich słowach Irya ruszyła do drzwi i tym razem już wyszła z pomieszczenia.
Morgan nie próbował jej zatrzymywać, ale czuła na swoich plecach jego świdrujące spojrzenie. Było to uczucie podobne do tego gdy jako młoda dziewczyna po zmroku wracała sama do domu poprzez niebezpieczne dzielnice Capitolu.
Swoje kroki skierowała od razu na parking, uznając, że już dość na dziś pracy dla niej.
Dopiero będąc już w aucie wysłałą do Komendanta krótką wiadomością tekstową, w której poinformowała go, że zbiera się do siebie.
W odpowiedzi otrzymała krótkie “ok”.

Po drodze przypomniała sobie o swoim opatrunku, więc odwiedziła prywatną klinikę. Tam opatrzyli jej ranę i zapewniono ją, że gdy zechce się pozbyć blizn, które zdaniem lekarza na pewno będą szpecić jej ciało po tak niezręcznie wykonanym szyciu, to koniecznie powinna się umówić w klinice na zabieg. Irya nie miała już tego dnia siły na jakikolwiek dialog z drugą żyjącą istotą, więc bez słowa ubrała się i wyszła.

***

Budzik wyrwał ją ze snu. Zapomniała go wyłączyć pomimo zarzekania się, że zamierza odebrać hurtem wszystkie nadgodziny. Z automatu jednak wstała, ubrała się i udała do hotelowej restauracji. Wkrótce jednak uznała, że nie ma pomysłu jak miałaby spędzić czas wolny. Dlatego w końcu zebrała się i pojechała do pracy.

Pojawiła się na posterunku kiedy wciąż było rano. Od razu rzuciło jej się w oczy, że przed drzwiami biura stało dwóch mężczyzn w garniturach. Intuicja blondynki podpowiadała słowo “agenci”. Rozglądali się czujnie. Sprawiali wrażenie zirytowanych i czekających na coś.
- Przed biurem stoją agenci od spraw wewnętrznych! - podekscytowana Lewis dopadła Corday zaraz gdy drzwi się za nią zamknęły. - Czekają na komendanta, a jak zwykle nie wiadomo kiedy się pojawi.
- Dzięki za ostrzeżenie - powiedziała z wdzięcznością w głosie blondynka. - To ja sobie pójdę kawę zrobię... Albo lepiej odbiorę nadgodziny - mruknęła wycofując się. Nie miała zamiaru z własnej woli świecić oczami za przełożonego.
- Nie zamierzasz…? - zaczęła konstabl po czym na jej twarzy pojawiło się zrozumienie. - Aaaaaa...!
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.

Ostatnio edytowane przez Raga : 29-08-2018 o 14:50. Powód: dodana data
Raga jest offline  
Stary 15-11-2017, 20:11   #36
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Irya mrugnęła okiem do Amy i ulotniła się. Powodów na pojawienie się gości od spraw wewnętrznych mogło oznaczać kilka rzeczy. Mogli być tu z powodu śmierci poprzedniego inspektora, tego którego miejsce ona zajęła, mogło to też być spowodowane atakiem na obecnego inspektora w jego miejscu zamieszkania i śmiercią agresora, który również był przecież zatrzymany przez Komendanta w sposób urągający procedurom. I cholera wie co tam w międzyczasie Sinclair sobie nagrabił, albo jego podwładni. No i jeszcze była sprawa Andersona i tego co powiedział jej Morgan.
Corday zabunkrowała się w pomieszczeniu socjalnym i w zamyśleniu mieszała czarną kawę w dużym kubku. Mleka nie dodawała, ale za to nie żałowała sobie cukru. Nowy ekspres do kawy zdołał już dotrzeć, więc w sali wspólnej roznosił się przyjemny aromat.

W pewnej chwili Irya, podgryzana od środka przez ciekawość, zdecydowała się sprawdzić czy Komendant już jest i spróbować wywiedzieć w jakiej sprawie przyszli. Ostrożnie opuściła salę socjalną i ruszyła w kierunku biura wydziału śledczego.

Akurat zrobiła to gdy agenci u szczytu irytacji z determinacją i weszli do biura.
- Kto z obecnych jest najwyższy stopniem? - ostre pytanie dobiegło do uszu inspektor, która zatrzymała się i nie wchodząc do środka zaczęła podsłuchiwać rozmowy.
- Z obecnych... to ...chyba sierżant Cooper - niepewnie zaczęła Lewis.
- Sierżant? Sierżant powinien wystarczyć - padło w odpowiedzi.
- W czym mogę pomóc? - Irya była pewna, że młody mężczyzna, w typowy dla siebie sposób, przełknął ślinę zanim udzielił odpowiedzi.
- Proszę o wydanie więźnia. Eric Anderson. Tu są papiery - krótkie ostre zdania wyleciały jak z karabinu.
- Papiery są raczej w porządku - padło około minutę później z ust Coopera. - Proszę za mną.
Słysząc to Corday odsunęła się od drzwi w ostatniej chwili by nikt na nią nie wpadł.

Sierżant w towarzystwie agentów wyszedł z biura i skierował się po schodach na dół.
- Panowie w jakiej sprawie? - zapytała Irya tonem jakby dopiero co tu przyszła i nie miała pojęcia co się dzieje. - Inspector Corday - dodała po chwili i gdy w prawej ręce trzymała kubek z parującą kawą, lewą dłonią uniosła odznakę przedstawiając się.
- Agenci Philips i Wood - przedstawili się osobnicy w garniturach. - Przyszliśmy po Andersona - zakomunikował jeden z nich jednocześnie podając dokument w kierunku inspektor. Irya wzięła go do ręki i uważnie się przyjrzała.
Dokument na pierwszy rzut oka nie budził zastrzeżeń. Standardowy nakaz przekazania więźnia wydany dzisiaj z samego rana. Podpisany był przez biuro dyrektora CBI, wydział Luna, Jacka Thompsona.
Blondynka miała skupioną minę czytając to. Po tym co mówił jej Morgan powinna była się tego spodziewać, ale jakoś wciąż nie mogła uwierzyć. Zdawała sobie doskonale sprawę, do czego zdolne były osoby, które stać było na usługi tak wysoko ceniącego się prawnika, dlatego wciąż miała tą niepewność co do prawdziwości dokumentów, jak również tożsamości tych dwóch typków.
- Skoro tak... - mruknęła Inspektor i spojrzała na podwładnego. -Podaj mi coś do pisania - powiedziała do Coopera i od razu skierowała wzrok na panów w garniakach. - Zajmę się procedurami. Proszę pokazać legitymacje, spiszę ich numery i sprawdzę czy wszystko jest w porządku - uśmiechnęła się miło do nich. - A panów na razie zapraszam do stołówki bo nie wiem ile weryfikacja zajmie - dodała jakby wcale nie widziała jak bardzo się niecierpliwią.

Agenci ociągając się wyciągnęli legitymacje i okazali je pozwalając spisać swoje dane. Wyglądało na to, że nie przywykli do takiego traktowania mimo, że było to zgodne z procedurami. Cooper posłusznie wykonał rozkaz zabierając ich na kawę do nowego ekspresu w jaki Corday dopiero co wyposażyła ich wydział.
Inspektor udała się do swojego komputera i zalogowała do bazy Capitol Bureau of Investigation, wydziału do spraw wewnętrznych. Po wpisaniu numeru z nakazu transferu, na przekór jej podejrzeniom, okazało się, że taki dokument faktycznie figuruje w bazie i został zatwierdzony. Wpisując identyfikatory agentów również potwierdziła, że ich status jest aktywny. Zdjęcia co prawda trochę odbiegały od rzeczywistości, ale nie był to odosobniony przypadek. Zdarzało się, że zdjęcie w bazie nie było aktualizowane mimo obchodzenia trzydziestolecia służby lub, że było retuszowane. To ostatnie tyczyło się raczej żeńskiej części personelu.

Inspektor nieusatysfakcjonowana szukała jeszcze sposobu aby móc w jakiś sposób zweryfikować dane jakie posiadała, ale nie posiadała takich znajomości ani poziomu dostępu. Przeszło jej też przez myśl by spróbować włamać się do bazy, ale po przemyśleniu tego pomysły jednak zrezygnowała, bo nie czuła się na tyle dobrze ze swoimi umiejętności w tym zakresie, a ryzyko wpadki było naprawdę spore. Konsekwencje niepowodzenia mogły być naprawdę nieprzyjemne i David nie miałby nawet jak zamieść pod dywan jej wybryku.
"Co ja się przejmuję? Procedury ogarnięte, wszystko jest w najlepszym porządku..." skrzywiła się. Chwilę zastanowiła się czy Komendant nie miałby dostępu do tego systemu, który tak bardzo chciała zinfiltrować teraz panna Corday, ale on nie powinien go mieć. Zdecydowała się wydrukować dane o agentach oraz potwierdzenie nakazu. Wyciągnęła jeszcze telefon i napisała wiadomość do przełożonego:

“Smutni panowie w garniakach przyszli po pana ulubieńca. Mają nakaz przekazania”

Wysłała wiadomość i wstała w końcu od swojego biurka i z profesjonalnym uśmiechem na twarzy przekazała oryginał nakazu temu, który przedstawił się jako Mitchell.
- Potwierdzone, zaprowadzę panów do aresztu - powiedziała i spojrzała wymownie na Coopera by ten wrócił do swoich obowiązków.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn

Ostatnio edytowane przez Mag : 27-07-2018 o 15:05.
Mag jest offline  
Stary 22-11-2017, 12:22   #37
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
Corday sprowadziła agentów schodami na poziom piwniczny. Zaraz przy schodach znajdowała się wnęka z biurkiem policjanta pełniącego funkcję strażnika. Sierżant Bob miał sporą nadwagę, ale prawdę powiedziawszy jego praca miała niewiele wspólnego z ruchem. W ocenie Corday był bardzo sympatyczny i dobroduszny, ale blondynka bardzo rzadko miała okazję z nim rozmawiać. Za plecami mężczyzny znajdował się magazyn z dowodami rzeczowymi i przedmiotami zarekwirowanymi aresztantom. Natomiast w głębi korytarza na wprost schodów mieściły się dwie wspólne cele dla drobnych przestępców oraz sześć mniejszych dla aresztantów cięższych kategorii. Ludzie Andersona zostali umieszczeni w jednej dużej celi, a sam Anderson w celi numer cztery.
- Witam pani inspektor. Cóż panią dzisiaj do mnie sprowadza? - zagaił Bob z sympatycznym, jak zwykle, uśmiechem.
Niemal w tym samym czasie przyszła wiadomość od komendanta na telefon Iryi.

“Jaki transfer? Czyj? Andersona? Kto po niego przyszedł? Sprawdziłaś ich papiery?”

Corday wyobraziła sobie jak się musiał pieklić teraz Komendant. Zastanowiłą ją to też, czy to oznaczało, że nikt z ich podwładnych nie poinformował przed nią o tym fakcie szefa. Blondynka spojrzała na grubego Boba i odwzajemniła uśmiech.
- A jedna taka sprawa. A jak tam u ciebie tu się dzieje? Nowi lokatorzy nie sprawiają problemów? - zagaiła policjanta i jednocześnie odpisała Sinclairowi.
- Trochę cwaniakują, ale na razie nie było z nimi problemów. Anderson kazał im się “zachowywać” i to chyba działa - odparł sierżant.

"Wszystko wygląda dobrze. Dwa razy sprawdzane były papiery. Właśnie im go daję"

Wysłała i spojrzała na facetów w garniakach.
- Chcą panowie osobiście go wyprowadzić, czy lepiej jak ograniczymy widowni scenek i sama po niego pójdę? - zaproponowała agentom wydziału wewnętrznego.
Agenci popatrzyli po sobie i doszli do jakiegoś niemego porozumienia.
- Zaczekamy tutaj - odparł jeden z nich po raz kolejny potwierdzając, że nie należy do wylewnych.
Corday ruszyła korytarzem. Gdy mijała celę w której znajdowali się ludzie Andersona usłyszała za sobą gwizdnięcie.
Inspektor westchnęła i nawet się nie odwracając na tego co gwizdał, wystawiła w jego kierunku dłoń z wyciągniętym środkowym palcem. Gest ten wzbudził kilka pomruków uznania, a następnie, zapewne w stosunku do gwizdającego osobnika, parsknięcia śmiechu. Nie zwalniając kroku szybko znalazła się przed właściwymi kratami.


Anderson leżał z rękami pod głową w czwartej pojedynczej celi. Gdy policjantka stanęła przy drzwiach podniósł się na łokciach i bez słowa utkwił w niej wzrok.

- Zbieraj się, czas na przesłuchanie - rzuciła do niego Irya i otworzyła celę. Stanęła z boku i gestem ręki wskazała by szedł pierwszy do wyjścia.

Anderson wstał i ruszył w kierunku wyjścia z celi. Spojrzenie jakim obdarował inspektor było beznamiętne.


Gdy wyszedł na korytarz zatrzymał się na jego środku, twarzą w kierunku wyjścia. Corday przemknęło przez głowę pytanie czy czekał na nią czy była to reakcja na widok stojących w oddali agentów.

Irya zrównała się z zatrzymanym i skinęła na niego ponaglająco.
- Bez ociągania się - powiedziała do niego.
Anderson ruszył powoli. Gdy dotarł do biurka sierżanta agenci zastąpili mu drogę. Jeden z nich wyciągnął kajdanki.
- Odwróć się i ręce za plecy - wydał ostre polecenie.
Irya schowała dłonie do kieszeni i w milczeniu przyglądała się twarzy mężczyzny, który według słów Morgana ponoć był tajniakiem. Blondynkę zawsze zastanawiało co muszą mieć w głowie tacy jak on że podejmowali się tej śliskiej rozgrywki. Niewątpliwie tajniacy byli potrzebni, ale Corday wciąż nie rozumiała, jak można było żyć w takim stresie.

Jeden z agentów bez ceregieli skuł Andersona, który nie stawiał oporu, a następnie lekko popchnął go w kierunku schodów na górę. Drugi z agentów w tym czasie podpisywał formularz przejęcia aresztanta leżący na biurku sierżanta.
"Ciekawe czy Komendant coś ciekawego z niego wyciągnął" przeszło Iryi przez myśl i zerknęła na telefon. Zauważyła nieodczytaną wiadomość, której przyjście musieli swoim zachowaniem zagłuszyć ludzie Andersona.

“Cholera nie dali czasu żeby go przesłuchać. Coś mi tu śmierdzi.”

Corday doszła do wniosku, że komendant musiał zalogować się do bazy i teraz wie prawie tyle co ona. I tak jak ona, doskonale zdawał sobie sprawę, że nic nie mogli zrobić, żeby zatrzymać typa. Ale bardzo zawiodła ją informacja, że Anderson nie został przesłuchany.
- Czy czegoś jeszcze panowie potrzebują ode mnie? - zapytała gościa w garniturze.
- Sprawa wydaje się być załatwiona - odparł agent, kończąc podpisywanie dokumentów i odwrócił się od biurka sierżanta. - Nie ma potrzeby aby was dłużej niepokoić - mówiąc to odwrócił się w kierunku schodów i niespiesznie ruszył za oddalającym się kolegą i więźniem.
Irya spojrzała na podpis, który złożył mężczyzna i zdecydowała się odprowadzić mężczyzn do wyjścia.

Stojąc przy drzwiach do budynku inspektor obserwowała przez szybę mężczyzn schodzących po kamiennych schodach, a następnie wsiadających do czarnego sedana stojącego na jednym z miejsc dla samochodów służbowych przy ulicy. Corday zastanawiała się nad zachowaniem tych trzech mężczyzn. Mimo usilnych starań do samego końca nie była w stanie stwierdzić niczego podejrzanego w relacjach między nimi.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.

Ostatnio edytowane przez Raga : 28-12-2017 o 11:56.
Raga jest offline  
Stary 23-11-2017, 16:59   #38
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Całe to wydarzenie zrobiło na Corday zdecydowanie za duże wrażenie niż powinno. A przynajmniej, niż sama by tego chciała. Wróciła do swojego biurka ale nie mogła się skupić na pracy, wciąż odpływając myślami od tego co czytała. Spojrzała w kubek stojący na blacie i po stwierdzeniu, że jest pusty, zdecydowała się wrócić do pomieszczenia socjalnego. Znów nie zapowiadało się, by na jednej kawie się miało skończyć dzisiejszego dnia. Wstała od biurka i ruszyła po dolewkę energii do pracy.
Wróciła z parującym kubkiem, roztaczający przyjemny aromat i znów starała się skupić na czytaniu akt. Niestety okazało się, że kawa jej nie pomogła. W pewnej chwili Irya poczuła olbrzymią ochotę wyjścia na zewnątrz i zaczerpnięcia powietrza. Chyba tylko nałogowy palacz by ją w tej chwili zrozumiał. Blondynka bez słowa wstała, chwyciła kubek z kawą oraz płaszcz z wieszaka przy drzwiach i wyszła z biura.

Swoje kroki jednak nie skierowała na parter, lecz na najwyższe piętro budynku, w którym pracowała. Na klatce schodowej pokonywała kolejne piętra, mijając ludzi, na których nie zwracała uwagi, aż dotarła na sam szczyt. Chwyciła klamkę i gdy otworzyła drzwi wiatr uderzył w jej twarz, rozwiewając włosy z twarzy. Znalazła się na dachu budynku i powolnym krokiem zbliżyła się do barierek. Postawiła kubek na podłodze i zarzuciła sobie na plecy płaszcz, kryjąc pod nim również długie włosy. Oparła się o barierkę i wbiła spojrzenie w ulicę.


Oddychała zimnym powietrzem i analizowała to co się właściwie wydarzyło. Wpierw Morgan przyszedł ze swoim tekstem kim tak naprawdę jest Anderson, by z rana następnego dnia jego wieszczenia miały się ziścić. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie mieli jego zeznań. Była tak zła o to, ale w sumie nie wiedziała czy to na Komendanta, że tego nie zrobił, czy na siebie, że założyła, że on to zrobi.

- Posrane to - mruknęła pod nosem, wpatrując się gdzieś w dal, tam gdzie zniknął samochód z agentami wiozącymi Andersona. - Łatwo przyszło, łatwo poszło - sarknęła i sięgnęła po stojącący obok jej stóp kubek z kawą. Pijąc przyjemnie słodki, ciepły płyn zastanawiała się co dalej.

***

Sinclair dotarł na posterunek kilka godzin później. Ewidentnie było po nim widać, że jest nie w humorze.
- Do mojego biura. Zaraz - rzucił przechodząc koło biurka inspektor. Polecenie nie było wydane w złości, raczej wynikało z ogólnej irytacji.
Sinclair zatrzasnął za sobą drzwi do gabinetu i sięgnął do szafki po butelkę. Napełnił szklankę i wypił duży łyk.

Irya uniosła spojrzenie sponad kartek, które akurat udawała, że czyta i powiodła wzrokiem za przełożonym. Doskonale wiedziała o czym będzie chciał rozmawiać, więc sięgnęła do szuflady po teczkę z kopiami dokumentów jakie poczyniła na początku swojej zmiany. Westchnęła i podniosła się ze swojego miejsca, nieśpiesznie skierowała się do gabinetu Sinclaira.

- Opowiadaj jak to było z Andersonem - polecił komendant od samego progu.
Kobieta zanim odpowiedziała, położyła teczkę na biurku szefa i zajęła sobie miejsce na fotelu tuż obok. Rozsiadła się wygodnie.
- A co tu opowiadać? - wzruszyła ramionami, wpatrując się w twarz Komendanta. - Przyszli, pokazali dokumenty, Cooper sprawdził pierwszy, później jeszcze ja podłubałam... Wszystko było ok to wyprawiłam ich w drogę - zdecydowanie nie zamierzała wspominać, że dostała wcześniejszego dnia informację od prawnika, że to wydarzenie będzie miało miejsce. - Ma pan kopię wszystkiego w tej teczce - skinęła głową na wspomniany przedmiot.

W tej chwili zadzwonił telefon na biurku komendanta. Odebrał go z ociąganiem. Po chwili jego zły nastrój zniknął a jego miejsce zajął brzydki uśmiech w którym jednak było mało wesołości.
- Zbieramy się. Daj znać technikom - poinformował blondynkę. - Mamy dwa trupy. Dzielnica portowa. Rejon opuszczonych magazynów. Dwaj mężczyźni w garniturach. Czarny sedan. Mówi Ci to coś? - Pytanie było zadane bardzo retorycznie.
Corday poczuła jak coś ściska jej żołądek. Dłonią potarła skronie.
- Przedstawiciele handlowi, którzy niefortunnie wjechali w zatokę? - odparła z ironią w tonie głosu.
"Czy nadal można wierzyć słowom Morgana? Jeśli typ był faktycznie tajniakiem, to albo został teraz uznany za zdrajcę i go wkrótce znajdą w jakimś śmietniku... Albo nie znajdą, bo go wsadzą do wanny z kwasem. Lub też jego rola tajniaka to ściema i nakaz był fałszywy, agenci nie koniecznie i teraz szukaj wiatru w polu.
- No brzmi mi to zupełnie jak ci dwaj z rana... - skrzywiła się. - Anderson ich ukatrupił? Ludzie, dla których pracował Anderson ich ukatrupili? - dodała już poważniejszym tonem i sięgnęła po telefon by wykonać polecenie Komendanta.

***

Corday wysiadła z samochodu i rozglądnęła się. Okolica była cicha i spokojna. Wręcz zbyt cicha i zbyt spokojna. Dookoła same nieużywane, częściowo zdezelowane, magazyny i żadnej żywej duszy. Radiowóz policyjny, którego funkcjonariusze zgłosili swoje znalezisko, aż raził w oczy świeżością.


Patel i jeden z lepszych techników, który chyba miał na imię Adam, zaparkowali zaraz za nimi.
- Ruszać się! Mamy niewiele czasu. Starajcie się niczego nie dotykać. - Polecenie wydane technikom sugerowało, że komendant ma pewne przeczucia, że nie wszystko pójdzie gładko. Mężczyźni pytająco popatrzyli na dowódcę, ale dosyć szybko skinęli potakująco głowami i ruszyli wykonywać swoją pracę.

Czarny sedan stał zaparkowany z otwartymi drzwiami. Jedyne jakie pozostały zamknięte były tylne lewe. Krwista plama na koszuli agenta leżącego bliżej samochodu, od strony magazynów, sugerowała strzał prosto w serce. Jego broń leżała zaraz obok. Musiał trzymać ją w dłoni gdy oberwał. Drugi z agentów leżał na boku przodem do samochodu i miał dziwnie przekrzywioną głowę.
Irya uważnie się przyjrzała ciałom i najbliższemu otoczeniu.
- Serio, nie mam pomysłu po co tu przyjechali... Wypuścić zwierzątko do jego naturalnego habitatu? - rzuciła luźną sugestię. - I zwierzątko pokąsało...

Sinclair nie mylił się. Kwadrans po ich przybyciu pojawiło się kilka samochodów należących do “wewnętrznych”. Z pierwszego samochodu wysiadł mezczyzna chyba znany Sinclairowi, gdyż szef zaklął pod nosem.


- A cóż to Ciebie sprowadza, Mitchell? - komendant nie krył sztuczności w przyjacielskim powitaniu.
- Przejmujemy sprawę. Możecie się zbierać - odparł mężczyzna ignorując pytanie.
- To nasz rewir. Nasza sprawa - zaoponował komendant, ale Corday wiedziała, że była to tylko gra żeby zbyt łatwo nie odpuszczać.
- Ale nasi ludzie, Sinclair. To już nie Twoje kompetencje i dobrze o tym wiesz - Mitchell sprawiał wrażenie, że dobrze wie w co pogrywa przełożony Iryi.
Corday natomiast nie paliła się do wchodzenia w dialog między dwoma facetami o dość wybujałym ego. Więc kiedy oni na siebie warczeli, Irya mocno zainteresowała się swoimi paznokciami, stwierdzając, że ten na środkowym palcu lewej dłoni wymaga przypiłowania.
- Patel, Ross słyszeliście. To nie nasza sprawa. Zbierajcie się - Sinclair udał kapitulację. - A! Mitchell, jeszcze jedno. Moje chłopaki nic nie dotykali i nie zostawili żadnych śladów. - Szefowi “wewnętrznych” nie udało się ukryć zaskoczenia. Komendant dobitnie dał mu do zrozumienia, że wiedział jak to się skończy.
- No to przynajmniej się przewietrzyliśmy - skomentowała Irya i odwróciła się na pięcie, by zaraz skierować na powrót do auta. Dopiero gdy znaleźli się przy pojeździe, z dala od uszu wydziału wewnętrznego Inspektor spojrzała z powagą na przełożonego.
- Podejrzewam, że zechcą szukać kozła ofiarnego - stwierdziła, spoglądając na kręcących się przy trupach agentów. - Bo tu wyraźnie coś im bardzo mocno nie wyszło.
- Liczę, że chłopaki czegoś się dowiedzieli - odparł Sinclair obserwując scenę znad dachu samochodu. - Bez tego ciężko będzie cokolwiek stwierdzić i coś dalej z tym zrobić.
- Myślałam, że przesłucha go pan w pierwszej kolejności... - mruknęła nie patrząc na mężczyznę. - Ale pewnie i tak by to nic nie dało - westchnęła i wsiadła do auta.
- A kto mógł przypuszczać, że zabiorą go nam zaraz następnego dnia rano? - zadał retoryczne pytanie, wpatrzony przed siebie, komendant.

Irya wzruszyła ramionami i usiadła się na fotelu tak by nie urazić sobie rany pasami bezpieczeństwa. Poważnie się zastanawiała czy by nie darować sobie na ten dzień pracy. Na razie zdecydowała, że jeszcze tylko wróci do biura i stamtąd wróci do domu… Znaczy hotelu.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn

Ostatnio edytowane przez Mag : 23-11-2017 o 19:46.
Mag jest offline  
Stary 28-12-2017, 14:15   #39
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
Technicy dostali od przełożonych tylko tyle czasu ile było konieczne na zebranie danych z miejsca zdarzenia. Fizycznie nikt nad nimi nie stał, ale przez ściany cały czas czuli wyczekiwanie komendanta. W końcu Patel i Ross dali znać że są gotowi.

Corday i Sinclair zastali trzech techników w laboratorium. Dodatkowa osoba została chyba tylko zaproszona w roli statysty. Adam wcielił się w rolę Andersona, a Joshua i “młody” w role agentów.

Według nas scena walki wyglądała tak - zaczął Patel, a Ross złapał od tyłu młodego technika. - Anderson trzymając agenta w ten sposób pozbawił go broni, a następnie strzelił do drugiego - Adam ruchem dłoni zasymulował oddanie strzału prosto w pierś Patela, który mimo nadziei obserwatorów nawet nie próbował upaść na ziemię. - Wydaje nam się, że wtedy musiał skręcić kark swojemu zakładnikowi, który stanowił dla niego tarczę przed uzbrojonym przeciwnikiem, a teraz był już zbędny.
- Zastanawialiśmy się jak doszło do tego zdarzenia - wtrącił Adam. - Anderson na pewno nie wydostał się z samochodu samodzielnie. Nie było żadnych śladów operowania przy kratce oddzielającej więźnia od kierowcy ani przy zamku otwartych drzwi, które miały blokadę przed otwarciem z wewnątrz. Samochód nie miał też żadnych śladów zatrzymania przez osoby trzecie - technik na chwilę przerwał jakby chciał stworzyć jakąś namiastkę suspensu. - Co ciekawe znaleźliśmy też kluczyk od kajdanek w miejscu gdzie leżał agent ze skręconym karkiem - nastąpiła następna krótka przerwa.
- Sugerujecie, że agenci usiłowali wypuścić Andersona? - nie wytrzymał lekko zirytowany Sinclair.
- No, tak... - odparł lekko zbity z tropu Ross.
- Pytanie brzmi czy chcieli go tylko wypuścić. W końcu przecież z jakiegoś powodu zginęli - rzucił w pomieszczenie komendant.

Irya kiwała głową, oglądając zaprezentowaną przez techników inscenizację, czym wyrażała swoją aprobatę do tego co przedstawiali. Zgadzało się to z tym co sama widziała oczami wyobraźni, kiedy byli na miejscu zdarzenia. Na koniec, po pytaniu Sinclaira, Corday wzruszyła ramionami.

- Trzeba by rozpatrzyć dwie sytuacje. Jedna kiedy agenci są sprzedajnymi kurwami i za wzbogacenie się podrobili papiery oraz odstawili ten cyrk. No i jest jeszcze to, że zanim skończyłam zmianę to minęłam się z Morganem na korytarzu, ale odesłałam go do pana Komendancie gdy ledwo co zdążył się pochwalić, że reprezentuje Andersona. Pamiętajmy, że ten prawnik należy do najwyższej półki i nawet ja bym się dwa razy zastanowiła czy mnie na niego stać - uśmiechnęła się ironicznie, żartując z tego.
- Co?! - Sinclair aż wyprostował się na krześle. - Dlaczego ja nic o tym nie wiem?! Morgan wcale się u mnie nie pojawił!
Irya wzruszyła ramionami.
- Nie mam pojęcia. Ja i tak nie mogłam uczestniczyć w przesłuchaniu, bo miałam za sobą prawie dwadzieścia godziny w pracy non stop. Morgan na pewno by to wyciągnął przed sądem, żeby podważyć zeznania gdyby mu się one nie spodobały, powołując się na błędy wywołane przemęczeniem policjanta prowadzącego czynności - prawie jednym tchem Inspektor wytłumaczyła się ze swojej decyzji.
- Czyli Morgan też nie miał okazji porozmawiać z Andersonem? - zaciekawił się Sinclair.
- Nie sądzę, ale można sprawdzić w papierach czy ktoś go doprowadził do zatrzymanego - odpowiedziała Irya, po krótkiej chwili zastanowienia.
- Roztrząsanie tego co się stało, jak jeszcze mieliśmy Andersona w garści, nie ma sensu w obecnej chwili. Wewnętrzni zadziałali zbyt szybko żebyśmy mogli cokolwiek zrobić - podsumował komendant. - Za to możemy jeszcze pogadać sobie z Morganem. Może on wniesie coś do sprawy. - Widać było, że pomysł na jaki wpadł bardzo mu się spodobał. - Zgadnij kto powinien się tym zająć - szef zadał retoryczne pytanie, z brzydkim uśmiechem na twarzy, patrząc Inspektor prosto w oczy.
Blondynka przewróciła oczami, ale powstrzymała się od ostentacyjniego wesrchnięcia wyrażającego niezadowolenie.
- Dobrze, zajmę się tym - odparła z rezygnacja w głosie.
- No to możemy kontynuować - odparł z zadowoleniem i nową falą entuzjazmu w głosie Sinclair - Co z tymi przedajnymi kurwami? - zapytał pokazując godną podziwu podzielność uwagi.
- Wtedy rozstrzelanie ich jest zacieraniem śladów. - Irya okazała się jednak godną rywalką. - Wraz z ich śmiercią szansa dotarcia do tego kto ich przekupił staje pod sporym znakiem zapytania - blondynka skrzyżowała ręce przed sobą.
- Nie było żadnych śladów osób trzecich. Wszystko wskazuje, że Anderson poradził sobie sam. - wtrącił się Ross w desperackiej próbie zabrania głosu.
- No i jest zawsze druga opcja, brzmiącą co prawda mało prawdopodobnie, ale skoro już bawimy się w przypuszczenia… W tej wersji wydarzeń Anderson jest tajniakiem. Agenci zabrali go i wypuścili w jego naturalny habitat. No ale czemu zabił och? Ano na poczekaniu mam dwie odpowiedzi. Jeden - nie chciał już być kretem. Drugi - agenci byli debilami, nie sprawdzili terenu i zostali przyuważeni przez kogoś z tych, których rozpracowuje Anderson. Facet spanikował i zaczął improwizować. Kto wie, może informacje jakie ma wyciągnąć będą na tyle ważne, że zabicie dwóch tępych agentów ujdzie mu płazem?
- Ta druga opcja jest cholernie naciągana. Współpraca z wymiarem sprawiedliwości kompletnie nie pasuje do Andersona. Robię to niechętnie, ale raczej bym obstawiał, że agenci mieli się go pozbyć - zabrał głos Sinclair. - Wygląda na to, że opuszczone magazyny wybrali sami. Nikt ich nie śledził, a to żeby ktoś dotarł tam przed nimi jest mało prawdopodobne. Założę się, że rozkuli Andersona i kazali mu uciekać, ale się przeliczyli - zrobił małą przerwę. - Corday, jak byś określiła ich relację gdy go im przekazywałaś?

-Hymmm - blondynka zamyśliła się nad pytaniem Komendanta. Pamięcią sięgnęła do tamtej chwili. - Osobiście odniosłam wrażenie jakby agenci byli żółtodziobami, sami chcieli iść wyciągać Andersona z celi - wspomniała. - Ale im zaproponowałam, że go przyprowadzę i chyba im się trybiki w mózgach ruszyły, bo przytaknęli mi - wzruszyła ramionami. - Sam Anderson był spokojny i stosował się do poleceń zarówno moich jak i tych agentów. Nic nadzwyczajnego nie zauważyłam. Kopie dokumentów tych agentów mam, przypilnowałam, żeby podpisali czytelnie każdy jeden wymagany dokument - spojrzała po zebranych w pomieszczeniu. - No ale cóż... Chyba nie ma sensu sobie tym już głowy zaprzątać? Ani Anderson, ani zabici agenci nie są naszym problemem - podsumowała wszystko i uśmiechnęła się z ironią. - Wydział wewnętrzny może nam skoczyć, nie mają gdzie się przyczepić do nas i nas obwinić za to partactwo z ich strony.

Sinclair zamyślił się chwilę po usłyszeniu relacji inspektor. Wstał wyciągając telefon i ruszył w kierunku korytarza wybierając numer. Wrócił po kilku minutach.
- Tak jak się spodziewałem - zaczął gdy tylko drzwi za nim się zamknęły. - Oficjalnego raportu jeszcze nie ma, ale już wiem, że będzie to przedstawione tak, że Anderson zaatakował agentów w trakcie jazdy, zmusił ich do wywiezienia go do dzielnicy portowej i potem ich z zimną krwią zabił. Informacje jakie udało nam się zebrać na miejscu zdarzenia są nieoficjalne i możemy jedynie zachować je dla siebie.
- Pozwól ze mną Corday - polecił Sinclair przytrzymując uchylone drzwi na korytarz. - Sprawa Andersona być może wróci do nas, ale wtedy musimy prowadzić ją tak, aby było to spójne z raportem wewnętrznych - mężczyzna kontynuował w drodze do biura. - Cholernie ciężko będzie wykorzystać go jako ogniwo do połączenia Crimeshield z Syndykatem. Nie powiem tego oficjalnie, ale jak zostanie aresztowany to chwilę później znajdziemy go martwego w celi, a w raporcie opiszą to jako samobójstwo. Do tej pory znalazłaś coś więcej?
Irya krótką chwilę zastanawiała się czy wspomnieć mu o rozmowie z Morganem. Po szybkim rachunku zysków i strat stwierdziła, że szkoda tylko nerwów jej i Komendanta, więc zrezygnowała z mówienia o tym. Musiała jednak dać jakiś komentarz do pytania przełożonego.
- Będzie pan pierwszą osobą, do której zadzwonię gdy przyjdzie mnie odwiedzić tak jak ten Hill - stwierdziła Irya, z gorzką ironią w głosie. - Z tym że Anderson wydaje się być typem samowystarczalnym, nie sądzę że prędko go zobaczymy czy choćby o nim usłyszymy.
- Na jego miejscu bym się przyczaił na pewien czas - przytaknął komendant. - W jakiś sposób zaszedł za skórę wewnętrznym na tyle, że próbowali się go pozbyć.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline  
Stary 29-12-2017, 13:41   #40
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Inspektor bezzwłocznie ruszyła do biura by sprawdzić papiery, żeby wiedzieć jak zacząć rozmowę z prawnikiem zbiega.
Dwa kwadranse spędzone na wertowaniu dokumentów niczego nowego nie wniosło. Nie było żadnych wzmianek by Morgan widział się z klientem. Wyglądało na to że po rozmowie z Corday, mężczyzna po prostu poszedł sobie, nie szukając Komendanta ani innego sposobu na wysępienie widzenia z Andersonem. Protokół przeszukania zatrzymanego i lista zarekwirowanych mu przedmiotów również nic ciekawego nie dała. Jedyne pozycja wspominająca o karabinie się wyróżniała, bo pozostałe przedmioty były typowymi jakie ma przy sobie każdy szary człowieczek.

Inspektor wróciła do swojego biura, a tam, w szafce jej stanowiska pracy wygrzebała wizytówkę Morgana jaką od niego otrzymała przy pierwszym spotkaniu. Zanim jednak wybrała numer wzięła na spytki swoich podwładnych.

Cooper i Ramsey powiedzieli jej, że przesłuchali ludzi Andersona. Oni oczywiście nic nie wnieśli. Jeśli Anderson z kimś się kontaktował to nie zabierał ich ze sobą. Oni mieli kontakt tylko z nim i podlegały bezpośrednio pod niego. Większość z zatrzymanych była jego towarzysza z wojska. Teraz czekali w areszcie na rozprawę. Potem wedle przewidywań Iryi, zapewne pójdą do więzienia lub wrócą do oddziałów karnych.
- No to będzie powód do nie lubienia Andersona - mruknęła pod nosem Corday, gdy znów siedziała przed swoim biurkiem, na którego blacie leżała sterta papierów.

W końcu kobieta mając pełen obraz sytuacji, sięgnęła po telefon i wybrała numer do prawnika.

- Charles Morgan przy telefonie. W czym mogę pomóc? - w słuchawce odezwał się znajomy głos.
- Witam, Inspektor Corday z policji Capitolu- przedstawiła się standardową formułką.
- Aaa, Panna Corday! Nawet pani nie przypuszcza jak cieszę się słysząc pani głos - kontynuował prawnik.
Irya uniosła brew w zaskoczeniu.
- Czy możemy się spotkać w najbliższym czasie? - od razu przeszła do konkretów.
- Prosze zaproponować termin. Dla pani prawie każdy mam wolny - entuzjastyczna deklaracja Morgana była wręcz podejrzana.
Corday zaczęła usilnie zastanawiać się co do powodu zadowolenia prawnika.
"Może jeszcze o niczym nie wie..." przeszło jej przez myśl. "A może opija udane wyciągnięcie Andersona z pierdla" po tych przemyśleniach jeszcze mniejsza miała ochotę na spotkanie z Morganem.
- To może dziś w porze lunchu - odezwała się, by nie przedłużać niezręcznej ciszy, ale ugryzła się w język nim zaproponowała by on określił miejsce. Zdecydowanie nie czułaby się pewnie wchodząc na jego "teren". Szczególnie, że wciąż podejrzewała go o współudział w nasłaniu na nią Hilla. - Polecam restauracje Hunter, kojarzy pan gdzie ona jest? - zaproponowała, a pytanie było czysto retoryczne, bo najlepsze miejsca spotkań ludzi jej pokroju były bogaczom bardzo dobrze znane.
- Oczywiście, że tak! Doskonale! Od jakiegoś czasu chodzi za mną porcja dziczyzny, a jakoś nie mam okazji się na nią wybrać - entuzjazm nie opuszczał adwokata. - Mam do pani pytanie w związku z naszym spotkaniem. Czy będzie ono natury służbowej czy moze prywatnej?

W tym momencie Corday zatkało. Odsunęła od siebie telefon by na ekranie sprawdzić czy aby nie pomyliła numerów. Niestety zgadzał on się z wizytówką. Blondynka pokręciła głową i znów przyłożyła aparat do ucha.
- Chodzi o pana klienta. Około trzech godzin temu podczas transportu między placówkami policji zbiegł. Zostawił za sobą dwa trupy agentów, którzy go eskortowali - powiedziała w końcu, a w głosie miała poważną nutę. - Więc widzimy się za godzinę? - dopytała już lżejszym tonem, by upewnić się, że po tej informacji nie zmienił zdania.
- Rozumiem. Może pani na mnie liczyć - zapewnił Morgan, a sposób wypowiedzi mimo wszystko nie sugerował aby jego nastrój uległ zmianie.
- Do zobaczenia - odparła i rozłączyła się nim ten jej zdążył odpowiedzieć.


"Spodziewał się tego" podsumowała w myślach reakcję prawnika na informację, którą mu przekazała. Irya wstała i zebrała papiery z biurka układając je schludnie, uważnie chowając każdą kartkę we właściwą teczkę. Dopiero wtedy odeszła od biurka i skierowała się do wieszaka po płaszcz.
- Idę na spotkanie z Morganem, nie wiem kiedy wrócę - rzuciła do podwładnych i odruchowo spojrzała w kierunku gabinetu Komendanta. Szybko jednak podjęła decyzję, że daruję sobie osobiste meldowanie mu o tym. Narzuciła na plecy płaszcz, sprawdziła czy pistolet na pewno ma w kaburze i w końcu wyszła, kierując się do podziemnego parkingu.

***

Nawet pomimo, że daleko jeszcze było do godzin szczytu to jednak tuż przed Luna Commerce Center jak zawsze było tłoczno. Korki były jednym z tych niewielu momentów kiedy wszyscy ludzie byli sobie równi, niezależnie czy jechali rozpadającym się rzęchem, czy wymuskaną limuzyną za grube miliony. No chyba, że miało się koguta pojazdu uprzywilejowanego...
Inspektor po chwili spędzonej na cierpliwym czekaniu, w końcu skręciła na parking przeznaczony dla VIPów. Zatrzymała auto na jednym z przestronnych miejsc parkingowych. Spojrzała na zegarek, stwierdzając że ma jeszcze kwadrans do spotkania. Wysiadła z auta i odruchowo zlustrowania otoczenie. Nie bez powodu wybrała to miejsce. Było tu zawsze pełno ludzi i można było tu poczuć pewną neutralność dzięki, której osoby o różnych przynależnościach korporacyjnych mogli czuć się swobodnie. Restaurację znała bardzo dobrze także nie czuła obaw że Morgan będzie coś kombinował. Nadal uważała że maczał palce w tym, że Hill na nią napadł, lecz wrodzone ciągoty do pchania się w ryzykowne sytuacje sprawiało, że nie czuła strachu, a jedynie przyjemny napływ adrenaliny.

Po drodze do windy Irya minęła kilka samochodów, które mogłyby należeć do Morgana, przez co zastanawiała się czy prawnik nie jest już na miejscu. Gdy weszła na salę okazało się, że przeczucie ją nie zawiodło. Mężczyzna siedział przy oknie z filiżanką w dłoni. Przyglądał się w zamyśleniu panoramie miasta. Przynajmniej takie wrażenie sprawiał.
W miarę gdy inspektor zbliżała się w jego kierunku poczuła znajomą aurę chłodu, która jednak szybko znikła gdy Morgan zauważył obecność swojego gościa. Wręcz zaskakująco szybkim i bardzo płynnym ruchem poderwał się ze swojego miejsca, złapał za oparcie przeciwległe krzesło i wysunął je dla młodej kobiety.


- O co chciałaby pani mnie zapytać? - powiedział gdy usiadł na swoje miejsce.

Po zajęciu miejsca przy stole, Irya chwile przyglądała się Morganowi nim mu odpowiedziała. Intrygowało ją to dziwne odczucie jakie towarzyszyło mężczyźnie, a które zaraz znikało. Jeszcze przy pierwszym spotkaniu zignorowała to, ale teraz była pewna że nie był to zwykły przypadek, skoro za każdym razem to wyczuwała.
Zaraz też przy niej pojawił się kelner wręczając kartę dań oprawiona w prawdziwą skórę, która była bardzo przyjemna w dotyku.
- Chciałam się zapytać czy miał pan okazję pomówić z klientem nim ten... Opuścił areszt - powiedziała i otworzyła menu, skupiając swoje spojrzenie na spisie potraw. - Pytam z ciekawości, bo szczerze przyznam, że sprawa już nie dotyczy mojego wydziału - dodała spoglądając na mężczyznę znad karty. - Szczęśliwie wszystko wydarzyło się gdy już wewnętrzni przejęli temat - uśmiechnęła się lekko.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:04.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172