Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-06-2017, 13:55   #61
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Zmęczony Ragnar przyjął z radością znalezienie kogokolwiek z kompani. Pomimo trudności ze złapaniem oddechu, zmusił się do głębszego nabrania powietrza i krzyknął w stronę dwóch postaci:

- Młody, stój! - ten krótki krzyk był bardziej męczący, niż krasnolud się spodziewał. Zaczął sapać jak maszyna parowa i wyraźnie zwolnił kroku. Miał ochotę paść na glebę, napić się piwa i zasnąć.

Brenton wyglądał na wyczerpanego. Gdy zobaczył krasnoludy z towarzystwem. Poczekał na niego.

- Miło Cię widzieć żywym. Co z pozostałymi? - zapytał od razu rzeczowo obawiając się najgorszego. - Ta kobieta potrzebuje pomocy. Zna się ktoś z was na uzdrawianie.

- On trochę. - ruchem głowy wskazał towarzysza wyprawy. - Jeden ranny, jedno dziecko i jeden pilnujący ich krasnolud. To wszyscy inni, o których wiem. Wracamy się po pomoc. - opowiedział krasnolud. - Co z nią?

- Tja… - przytaknął tajemniczy jegomość. - Wygląda mi na kobiecinę w szoku. Zalecam wino. Wewnętrznie i zewnętrznie.

Ragnar dostrzegł, że mężczyzna miał dość proste podejście do rozwiązywanie problemów. Głównie polegało na winie.

- Jak macie trochę z pewnością nie zaszkodzi… ani jej ani mi. Ruszamy do Salkaten. - odpowiedział wyczerpany Brenton.

- Ano, nie ma co czekać. - zgodził się Ragnar.

- Nie mam, zostało z rzeczami przy dzieciaku - wyjaśnił Brentonowi łapiduch. - Ruszajmy, może nas w mieście napoją.
 
Icarius jest offline  
Stary 11-06-2017, 17:40   #62
 
Ardel's Avatar
 
Reputacja: 1 Ardel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputację

Krzyki biegnącego Martina nie brzmiały zbyt przerażająco i jedynie dodały skrzydeł uciekającemu. Jednak zwiadowca, który całe swoje życie przełaził i nie jeden raz sam musiał uciekać, znał się na bieganiu. Z każdą chwilą zbliżał się do uciekającego. Tamten tak zapamiętale biegł, że nie słyszał Martina, który wisiał mu już prawie na plecach. Najwyraźniej nie zamierzał się zatrzymać. Sever był dosłownie krok za nim.

Franz natomiast z jęknięciem zebrał się na nogi, odkrywając, że nic sobie nie połamał. A mógł, więc całkiem dobrze. Zanim na dobre zaczął biec, dojrzał, że jego towarzysz znajduje się tuż za uciekającym.

Atanaj natomiast nie musiał się wysilać, cham hospodarski padł na ryj, jak mu przykazano, z łapami rozrzuconymi na boki, jak u martwej wrony. Wędeczka dobiegł do ranionego mężczyzny, przykucnął przy nim i krzyknął do Ungoła:

Dycha jeszcze! Ma nie dychać?! – Krasnolud od razu zabrał się przeszukiwanie kieszeni leżącego.


Ragnar, Brenton, ranna dziewczyna i samozwańczy cyrulik zmierzali powoli na północ, z powrotem do Salkalten. Silne słońce paliło lewe strony ich twarzy sprawiając, że podróż z mozolnej robiła się cierpiętnicza. Po drodze nie natknęli się (na szczęście) na nic ciekawego, minęli też tylko jednego człowieka – siedział na sporym głazie przy drodze z zamkniętymi oczyma. Postanowili nie tracić na niego czasu. Do Salkalten dotarli, gdy ognista kula szykowała się do schowania w morskim łożu, pozostały jej może ze trzy godziny.

Strażnicy przy bramie rozpoznali i Brentona i Ragnara, jednak obrzucili ich niepokojącymi spojrzeniami.

Co się stało? Bandyci?
 
__________________
Prowadzę: ...
Jestem prowadzon: ...

Ardel jest offline  
Stary 14-06-2017, 22:15   #63
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Martin wyciągał nogi ile sił starczało i po chwili widać było skutek, uciekający drab już prawie czuł oddech pościgu na swoich plecach. Zwiadowca postanowił że spróbuje zatrzymać łotra przy pomocy sztuczki znanej jeszcze z dzieciństwa. Trzeba było delikatnie podciąć jedną z nóg uciekającego, tak aby stopy założyły się jedna na drugą i delikwent wykładał się jak długi. Metoda ta była szybka i skuteczna, a także nie wymagała zbytniej siły. Jedynym problem było to że jak się nie trafiło, to traciło się prędkość i uciekinier zyskiwał znaczną przewagę w biegu, Martin nie miał jednak postanowił zaryzykować.

Martin delikatnie, wręcz pieszczotliwie, dotknął kostki uciekającego, powodując, że ten zarył twarzą w ziemię, zanim zorientował się, że się cokolwiek dzieje. Leżący chwilę później poczuł ostrze miecza zwiadowcy na swoim karku i przestał się ruszać. Powoli dobiegał do nich sponiewierany Franz.

Schierke podbiegł.

- Uff… Huff… Khurrrwa - sapnął podbiegając do Martina. - Gdyby mi się nie zechciało zabawiać w koniuszego, to raz-dwa byśmy ich złapali. Pah!

Splunął. Pomyślał o koniu, ale nie był to czas na to, żeby go szukać. Miał tylko nadzieję, że wierzchowiec nie oddalił się zbyt daleko. Szczęśliwie okazało się, że koń należał do tych leniwych i po straceniu jeźdźca, pobiegł jeszcze chwilę, a potem zatrzymał się i zaczął skubać trawę. Jeżeli nic go nie spłoszy, to Franza czekał jedynie krótki spacer, by go odzyskać.

- Weźmy go - skinął głową w stronę leżącego. - Do pozostałych. I spytajmy, o co tu, u diabła, chodzi.
Zanim jednak wziął chłopa w arkan, poszedł po swojego konia.

- No wstawaj gamoniu i nie próbuj żadnych sztuczek, bo będzie po tobie - rozkazał więźniowi Martin w czasie gdy Franz poszedł łapać konia.

Franz zgarnął leniwego wierzchowca, natomiast Martin zaczął prowadzić więźnia w stronę Wędeczki i Atanaja.

 

Ostatnio edytowane przez Komtur : 17-06-2017 o 17:32.
Komtur jest offline  
Stary 19-06-2017, 21:47   #64
 
Nortrom's Avatar
 
Reputacja: 1 Nortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputację
- Bandyci? To byłaby przyjemność! To było jakieś wielkie kurestwo! Czegoś takiego w życiu nie widziałem! Ja wam, kurwa, mówię, pomiot pierdolonego Chaosu jak nic! - krótko opisał stwora Ragnar. - Dlatego się wróciliśmy, bez wojska tego nie ruszysz, a już zdążyło zrobić niezły rozpierdol.

Do dwójki zdziwionych strażników, podeszło dwóch kolejnych.

- A temu co? - zapytał nieznany grupie wartownik, trzymający dłoń na rękojeści miecza.

- Zostaw, są w porządku. Co masz na myśli? - zwrócił się do krasnoluda. - Nie mówisz za bardzo… sensownie.

- Bo tego Kurestwa sensownie się opisać nie da. Od samego widoku zaczynało się uciekać, zanim się o tym pomyślało. Ciskało ludzi jak lalkami, ciało jakiejś kobiety przewiesiło sobie przez opaskę jak kawałek kiełbasy i wyraźnie szukało kolejnych. Drzewa padały jak gałązki i to nie przesadza, bo ruszało się jakby nic sobie z nich nie robiło. To trzeba zobaczyć. Najlepiej na odległość strzału z armaty. - odpowiedział weteran.

- To prawda. Wyglądało jak spasiony mężczyzna, tylko wielki, głową nieba sięgał - dodał cyrulik. - Gdybym wierzył w bajki, powiedziałbym, że olbrzym. Ale to pewnie jakaś paskuda z Chaosu.

Strażnicy zadumali się na chwilę.

- Jak daleko stąd? - zapytał trzeźwo kolejny nieznany strażnik. - Potrzebujemy dokładnych informacji. Finn, biegnij po kapitana. Wy, wszyscy, opiszcie jak to pamiętacie. Jan, ty leć po karczmach, poszukaj tych rycerzy co tu byli. Gadajcie - zwrócił się do przybyłych.

- Będzie jakieś 20 km, na południe głównym traktem. W tamtej okolicy jest jakaś wioska. Choć teraz raczej była. - odpowiedział Ragnar. - Wygląd i siłę już opisaliśmy. Jak to pamiętam? Zobaczyliśmy ludzi uciekających spomiędzy drzew w panice. Później był ryk i szczątki latające w powietrzu. W końcu to Coś wylazło spomiędzy drzew, a my uznaliśmy, że sami nie mamy szans i rzuciliśmy się do ucieczki. Macie coś do dodania? - zwrócił się do reszty.

- Zabiło mi córkę! - dodała stanowczo kobieta, wyrywając się na moment z apatii.

- Janie czekaj - krzyknął Brenton za oddalającym się człowiekiem - Rycerzy Pantery moich druhów znajdziecie - i tu Brenton wskazał ich miejsce zamieszkania. - Powiedz im, że Brenton Grisk jest przy bramie. Z wieściami o rzezi wieśniaków i potwornej bestii, której bez oddziału nie ruszysz. Medyka nam też trzeba czym prędzej - dodał już do pozostałych ludzi których miał przed sobą.

Za opisywanie sytuacji wziął się cyrulik:

- Do Ellerwald wpadł wielki potwór. Jak gruby, brzydki chłop, tylko wysoki jak sosna. Zabił paru ludzi, paru porwał. Ludzie w szoku ruszyli za nim, żeby uratować porwanych. A potem była jatka i ucieczka. Cała historia. - Po chwili dodał: - Medyka nie będzie trzeba, ja się na tym znam. Tylko przynieście mi trochę wina, kociołek i szarpie. I ostry nóż.

Niedługo potem pojawiły się wszystkie przybory, a drużyna została przeprowadzona do stróżówki, gdzie cyrulik zagotował część wina, pozostałą część rozdzielił pomiędzy resztę i szybko wypił swoją część. Szarpie zanurzył w gorącym napitku i po chwili, gdy trochę ostygły, obandażował rany kobiety. Uznał, że Brentonem nie ma co się zajmować. Po tym jak skończył, pojawił się Jan, oznajmiając, że rycerze wyruszyli na wschód po rozmowie z Księciem-Elektorem. Tuż za nim przyszedł kapitan straży, niejaki Lukas Fassbinder.

- Słyszałem, jakoby olbrzym pustoszył nasze południowe osady. Jesteście gotowi przysiąc na spokojny spoczynek w objęciu Morra i na święty młot Sigmara, że to co powiedzieliście jest prawdą? A ty krasnoludzie - zwrócił się do Ragnara - na honor swojego rodu?

- Mogę! Jeśli kłamię, to niech mnie przodkowie przeklną i broda wypadnie. A chuj, jak kłamię to zrobię sobie czub na głowie i zostanę Zabójcą. - odpowiedział Ragnar.

- Na mój spoczynek w objęciach Morra i święty młot Sigmara przysięgam, że to, co tu powiedziałem jest prawdą - powiedział po prostu bezimienny jak dotąd łapiduch.

- Przysięgam - powiedział Brenton.

Kobieta milczała, jednak po chwili zmusiła się i wycedziła przez zaciśnięte usta trzy słowa: “Zabił mi córkę”. Najwyraźniej to wystarczyło kapitanowi, bo skinął z powagą głową.

- To ustalone. Odpowiadacie głową, jeżeli skłamaliście. Ruszamy od razu. Chcecie w tym uczestniczyć? Wyglądacie kiepsko, więc… Ale nie będę odtrącał waszej pomocy, jeżeli to faktycznie olbrzym, to przyda się każdy mężczyzna, który nie zapaskudzi spodni na sam widok tej góry mięsa.

- Raz nie zapaskudziłem, to i drugi nie zapaskudzę. Zwłaszcza, że wybieram się na południe i nie chcę ryzykować, że spotkam to sam na sam. - stwierdził krasnolud.

- Kapitanie czarodzieja jakiegoś zabierzemy? - zapytał Brenton.

- Nie mamy w mieście żadnego mistrza magii, jedynie jakiegoś wędrownego bursztynowego czarodzieja. Jan, bierz dupę w troki i leć po niego. Obecnie powinien być w dokach i gadać jak obłąkany z rybakami.

- Właśnie! W lesie zostało jedno dziecko, ranny, chyba ze skręconą kostką i jeden krasnolud, który ich pilnuje. Trzeba ich zabrać. Dwójka do niczego się nie nada, więc trzeba ich tu odesłać, ale mój rodak może się przydać w walce. Zwłaszcza, że szedł za mną na południe. - stwierdził Ragnar.

- To ruszamy, ruszamy! Jeżeli czegoś potrzebujecie, Finn wam to dostarczy. Ja teraz się zbieram, przygotuję oddział do wymarszu.

Kapitan obrócił się i odszedł długimi krokami.

- Ja się kobietą zaopiekuję - odezwał się cyrulik i pomógł rannej wstać. - Idę z nią do jakiejś karczmy, jakbyście chcieli mnie potem zobaczyć jeszcze. Jakby się tego chłopaka dało uratować, to przyprowadźcie go potem do mnie.
 
__________________
"Alea iacta est." ~ Juliusz Cezar
Nortrom jest offline  
Stary 20-06-2017, 16:39   #65
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
- A chuj go wie! Dopytej go jeno, tawarisz, pa czemu się zlękli gieroja Franza! A ty mi tu, brateńku, śpiewaj szybciuchno - szto wy i pa czemu spierdalata?

Mówiąc ostatnie zdanie do leżącego przy nim, Atanaj zeskoczył i kopniakiem obrócił chama na plecy przystawiając szablę tamtemu do gardła.

Wędeczka zabrał się do pracy - po opróżnieniu kieszeni, wsadził paluch w ranę na plecach leżącego, wywołując okrutny wrzask bólu, a potem zaczął pogawędkę. Atanaj natomiast rozpoczął indagować przerażonego chłopa.

- Panie, panie! Darujcie… - Z oczu popłynęły mu łzy. - Uciekałem, bo ten tam, Schierke, on… No pomordowali naszych na plaży. Złe chłopy, zły człowiek! - Facet przestał płakać, w oczach pojawiła mu się iskierka gniewu. Jednak spojrzenie stało się znów płochliwe, gdy ponownie dostrzegł szablę. Głośno pociągnął nosem. - Listem go gonią, tego Schierke. Sto koron oferują za jego głowę! Ale my nie zainteresowani. Uciekamy, bo naszych pomordowali…

Z drugiej strony drogi powoli nadchodzili Franz i Martin z więźniem.

Schierke poczekał, aż Martin przyprowadzi swojego jeńca ze sobą. Spojrzał na trzech wylęknionych chłopów.

- Dobra, ludzie, radzę po dobroci, odpowiadajcie szczerze. Nie jestem jakimś cholernym utopcem z legend ani, kurwa, elfem, nie trza przede mną uciekać. Mówcie prawdę. Pieprzenie wcale mi nie imponuje, wręcz przeciwnie, skłonny jestem rzec, że mnie nastraja wrogo do tych, co pieprzą. Stąd ważcie słowa, jeśli uznam, że kłamiecie, możecie się wkrótce pożegnać z karkami. I tym, co na nich jest - tu przesunął kciukiem po ostrzu topora.
- Po pierwsze primo, skąd mnie znacie? I dlaczegoście przede mną uciekali?

Wędeczka przestał wypytywać powalonego i cała trójka więźniów mogła spojrzeć na Franza.

- Już mówiłem - odezwał się ten uprzednio indagowany przez Atanaja - byłeś na tym liście, co to oferował ktoś sto koron. Niebezpieczny człowiek z ciebie, to uciekamy…

Pozostała dwójka przytaknęła. Franz wytężył umysł i przypomniał sobie przynajmniej jedną z tych gęb - to musieli być ci, co ich chciał Żyleta nająć. Przed karczmą widział ich mordy, tuż przed wyruszeniem na statek z trupami.

Schierke przystanął, nagle zamyślony.

- Czopek ze Stulejkowej Jamy? - Franz nie mógł powstrzymać się od lekkiego uśmiechu na samą wzmiankę. - Kim on jest?

Po chwili dodał:

- Pamiętam was, jesteście z Verborgenbucht. Jeden z naszych, którzy się wtedy wyprawiali na okręt, chciał was zwerbować. Co do masakry waszych ludzi na plaży, mam dla was złe wieści: kiedy to się działo, mnie na plaży nie było… Zapewne mylicie mnie z kimś, kto wtedy na plaży walczył. To nie ja zabijałem waszych kamratów. Musielibyście dochodzić zemsty u innych członków naszej szacownej drużyny.

- To co mnie jednak bardziej interesuje - Schierke odchrząknął - Ilu ludzi w Verborgen i okolicach wie o mnie? Ile jeszcze jest rozwieszonych tych głupawych listów gończych?

- Nie wiem, Fryderyk wiedział, on nas zebrał. Nic o czopkach, cokolwiek to jest, nie mówił. No i skończył na plaży, potem uciekliśmy. Ja to wszystko w cho, w cholerę rzuciłem, znów rąbię drewno i pomagam przy dachach. Więcej nie wiem! Nawet czytać nie umiem. I dobrze, to tylko złe przynosi. Ba.

- Niewiele wiedzą - rzekł do Atanaja. - Zabić ich nie godzi się, wszakże tylko posłużono się nimi. Więcej sensu ma puścić ich z życiem, niech wiedzą, że to nie ja posiekałem ich pryncypała. Kto to był, Brenton, Ragnar, co im tego Fryderyka zabił? A, spytam się ich kiedyś. Będziemy musieli ostrożnie wejść do Verborgen. Kto wie, ile szkód wyrządził dureń, który na mnie nasłał. Co sądzisz?

- Łyczków tłuc njec nowjego - toć njech i idu w choj! Bogowie pozwolą, wincyj ich przyjdzie i w jasyr weźmiem - to i koron sje na trzjepie! - rzekł, uśmiechnąwszy się brzydko do jeńców.
- Jak wyżyją, niech lecą - a my na koń, gieroje!


- Idą do Verborgen - odparł. - Znaczy się, i nam, i im po drodze. Pójdziemy więc razem. Po drodze opowiedzą mi nieco o tym Fryderyku. Co to był za jeden. I skąd się wziął. I ilu jeszcze z nich jest, o.

- Uch, no njech będzie. Ale wartije trzymać musim, co by nas psubraty we śnie nie porzezaly!

- Na pewno chcesz tam leżć Franz? - zapytał Martin odciągając kumpla na bok, tak by “łyczki” ich nie słyszeli. - Jak są listy gończe na ciebie, to na stryczek możesz trafić zanim sprawę wyjaśnisz.

- Chciałem odwiedzić zielarkę - rzekł. - Oby uniknęła stosu. Ada w przeszłości okazała się zacną pomocą dla naszej komitywy i zapewne tym razem też tak może być. Jeśli jej pomoc nie będzie konkretna, to chciałem od niej przynajmniej nabyć jakąś dobrą truciznę, przyda się w forsowaniu twierdzy. Spodziewam się także, że Atanaj ucieszyłby się z wizyty u matrony.

Po przemyśleniu wypowiedzi Atanaja, dodał:

- A, puśćmy ich wolno, prostacy to przecież. Daj mi no tylko chwilę, spytam się ich jeszcze czegoś...

Po czym spytał się, ale jakoś tak bez przekonania. Czy w Verborgen jego facjata jest powszechnie znana i czy zielarka jeszcze tam jest? I w ogóle, to co robią na szlaku między Salkalten i miasteczkiem? Kim był ten Fryderyk i skąd się wziął? Czy był ktoś jeszcze poza Fryderykiem? I skoro z Verborgen są, to może jakieś wieści o tamtejszym szlachcicu mają? Albo wieści z Verborgen w ogóle? Po czym przerwał pytania i zapewnił, że jeśli łżą, to łby ukręci. I czy może w Verborgen znają kogo, kto na dworze Dignama bywa. A potem dodał, że jak widzą, wcale nie taki straszny a skoro tak, to czy może zarobku nie szukają? A jeśli nie szukają, to spierdalać mogą.

- ...a jeśli mi na nic się nie przydacie - tu najemnik strzyknął obolałymi koścmi. - To spierdalać możecie. Ino prędko, bo rozmyślić się jeszcze zdołam. Albo jakiego ładniejszego sobie obiorę, co mojemu gniadoszowi wygodzi.

Od chłopów dowiedział się jeszcze, że jego gębę widzieli tylko na tym jednym plakacie, więcej ich nie było, oni przynajmniej nie wiedzieli. Fryderyk był starym najemnikiem, który osiadł w Verborgenbucht na stare lata. Zielarka? Oni nie wiedzą, co za zielarka. Dignam to głupi skurwysyn, zdziera pieniążki od ludzi. Podróżowali do Salkalten, zarobić nieco, bo tutaj akurat roboty dla nich brakło. I potem spierdolili.

*

Po drodze do Verborgen, Franz spędził parę chwil na opatrzeniu się po niefortunnym upadku z konia. Oczywiście, jego wiedza, choć zdołała wzbogacić się o doświadczenie na ulicach miasta portowego, nie była najlepsza, ale jego własne umiejętności w tym względzie nie rozczarowywały go zbyt często. Do Verborgen zamierzał wejść ostrożnie. Potrzebował nieco uzupełnić zapasy i spotkać się z zielarką, jeśli jeszcze tam była. I zasięgnąć języka na temat szlachcica. A później dalej na wschód, oczywiście.

 
Santorine jest offline  
Stary 25-06-2017, 18:27   #66
 
Ardel's Avatar
 
Reputacja: 1 Ardel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputację

Zmęczeni Ragnar i Brenton wyruszyli niedługo potem ponownie na południe. Tym razem towarzyszył im oddział złożony z dwunastu muszkieterów, czterech kawalerzystów i sześciu piechurów. Do tego poznany wcześniej kapitan Lukas Fasbinder i kędzierzawy facet z brudnymi paznokciami, Patrick Richter, za którego Brenton nie dałby nawet pensa. Podobno był bursztynowym czarodziejem, ale wyglądał raczej na biedaka, który za dużo czasu spędził w lesie. Walcząc ze swoim zmęczeniem krasnolud i rycerz dołączyli do orszaku, zostawiając tonące w morzu słońce za plecami.


Jak się w trakcie marszu okazało, leśny lud potrafił czarować. A przynajmniej znał sztuczkę, która sprawiła, że podniesiona z ziemi szyszka dawała mu tyle samo światła co latarnia niesiona przez idącego nieopodal żołdaka. Pochód w nocy dłużył się niemiłosiernie, ludzie ziewali i narzekali, jednak niezłomny Fasbinder parł naprzód. Mag Richter co jakiś czas zbaczał z trasy, jakby podążając za niesłyszanymi dla innych odgłosami, by chwilę później wrócić truchtem i powiedzieć coś kapitanowi na ucho.

Po drodze minęli trzy grupy wieśniaków, zazwyczaj po dwie-trzy osoby. Wszyscy opisywali grozę i śmierć, którą rozsiewał wokół siebie olbrzymi potwór. W pewnym momencie czarodziej zatrzymał całą grupę, powiedział coś kapitanowi, a następnie rozrzucił ręce na boki, powiedział coś dziwnego i… zniknął! Z miejsca gdzie stał wyprysnął w niebo czarny kruk z rozczochranymi piórami i pomknął na południe.

- Postój. Zjedzcie i odpocznijcie. Ale gęby z dala od wina czy piwa! – rozkazał Lukas Fasbinder i samemu zszedł z drogi i usiadł na kamieniu, by wyciągnąć fajkę.




Franz starał się zniwelować skutki gwałtownego przywitania z ziemią, jednak jakoś niespecjalnie mu szło. Ostatecznie rzucił zajęcie w cholerę, chwilę go poswędzi i poboli, potem przejdzie. Zawsze tak było. A potem dotarli już do Verborgenbucht.

Było już raczej późno, pogoda, w zależności od upodobań, była piękna lub cholernie upalna. Atanaj zniknął od razu, wymawiając się umówionym spotkaniem z zielarką, Martin przyczepił się jak rzep do Franza i poszli w miasto rozpytać ludzi o szlachcica i rozejrzeć się za ewentualnymi plakatami z mordą Franza czy zabójcami, którzy czyhają na jego życie. Wędeczka też gdzieś zaginął, ale gdzie, to tylko Ranald raczył wiedzieć. Ani plakatów, ani zabójców nie znaleźli. O Dignamie nie dowiedzieli się za wiele, jednak dotarli do tawerny Truchło Bestigora i spotkali tam bardzo smutnego, starego człowieka w chłopskiej czapce, który siedział pochylony nad drewnianym kubkiem i kreślił coś palcem po blacie stołu. Oprócz tego rzucającego się w oczy jegomościa, tawerna była wypchana wszelkiego rodzaju rybakami, węglarzami czy rolnikami, którzy po pracy postanowili zanurzyć usta w mętnym piwie.

Kiedy Franz i Martin zastanawiali się, coby tu dalej zrobić, pojawił się Atanaj, dziwnie spokojny, prowadząc za uzdę swojego konia.
 
__________________
Prowadzę: ...
Jestem prowadzon: ...

Ardel jest offline  
Stary 25-06-2017, 19:42   #67
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Franz, dzierżąc w swojej dłoni kufel piwa, usiadł na ławie na popas.

- Weszliśmy do miasteczka bez problemów - rzekł do Martina, nabijając swoją glinianą fajkę tytoniem. - A już myślałem, że zostaniemy powitani widłami, pochodniami i czym tam jeszcze mają w strażnicy. Może chłopi przesadzili. Może być i tak, że mieli na myśli dawne sprawy.

Sprawy, które przestały mieć znaczenie wraz ze śmiercią upiora na okręcie. Oczywiście, sprawa zabójców z absurdalnej Stulejkowej Jamy nadal pozostawała jak najbardziej aktualna. Być może - Franz nie omieszkał zauważyć, że wiele było tych “być może” w tej sprawie - czystym przypadkiem natrafili na najemników z poprzedniej rejzy, zwyczajnych chłopów, którzy byli zwerbowani przez Fryderyka, czy jak tam naprawdę było mu na imię. Widział zbyt wielu najmusów z przypadku, węglarzy czy też chłopów, którzy postanawiali sobie czasem dorobić, podrzynając gardła oprócz żęcia zboża. Do diabła z chłopami, pomyślał najemnik. Są bardziej ważkie sprawy.

Bardziej ważkie sprawy, to jest wyrobienie się ze sprawą grafa, po to, żeby podążyć dalej na wschód. Jasne było, że grafa nie można było lekceważyć. Jednak Dignam był tylko jednym z kroków tej wyprawy, której kolejnym punktem było złapanie koniokrada. I czymkolwiek, co tam sobie Ungoł zamierzył. Nie zamierzał zostawiać swoich kompanów ze swoimi sprawami. Ani zasypiać gruszek w popiele.

- Pójdziemy do zielarki - ponowił. - Wędeczka, jak imaginuję sobie, znajdzie się sam, kiedy przyjdzie co do konkretnej roboty. To, co wymacał w gaciach chłopów, he, jest jego, niech nie myśli, że będę mu dopłacać na naszej wyprawie, skoro sam sobie bierze. Wizyta u wiedźmy jest jednak jak najbardziej potrzebna. Później znajdziemy jaką stajnię do przespania się, a wyruszymy na dwór rankiem.

Pociągnął spory łyk mętnego piwa. Był to istny sikacz, ale pewnie starczał na niewygórowane gusta tubylców.

- Rozpytamy się jeszcze nieco o dworze Dignama tutaj, jeśli nie u wiedźmy. Mus mi wiedzieć, kto dostarcza jedzenie do stróżówki i wywiedzieć się wiele o samym dworze. Nie, nie wyobrażam sobie za wiele, ta banda durniów pewnie pilnuje tylko tego, żeby pańszczyznę porobić i fora do swoich chat, kiedy już skończone. Karczma dobra jest do zbierania takich wieści. Ale prawdą jest, że nie ma sensu od razu kierować się na dwór, uprzednio nie rozeznawszy okolicy. Iście, musimy wykazać cierpliwość. Byle ciura może wrejterować na dworek szlachetki i przypłacić głową. Trzeba grafa wziąć na sposób.

Łyknął kolejny łyk złotego napoju.

- Sprawdźmy no, jakie są nastroje we wsi co do grafa. Jak bardzo nie lubią chłopi tego szlachciury? Może da się coś wskórać, przewrócić w głowie prostym chłopkom...

Powstał, podszedłszy do blatu stołu, na którym jakiś chłop kreślił znaki. Zaciekawiło go to: kreślenie znaków było domena uczonych mężów lub wariatów (co w pewnych okolicznościach bywało tym samym). Przyjrzał się, co też ów człowiek kreślił. Zamierzał zabawić tu przez parę chwil, by później skierować swoje kroki do zielarki, która pomogła im przecież w odzyskaniu skarbów starego okrętu. No i zorganizowania miejsca na noc. Stajnia zapewne wystarczy, bez sensu było wynajmować pokój u właściciela karczmy, który pewnie miał zedrzeć z nich skórę za jedną noc. Ponadto, dla ich własnego bezpieczeństwa lepiej będzie, jeśli nie będą się wyróżniać od zwyczajnych podróżników w Imperium. Franz spodziewał się, że prędzej czy później natrafią znowu na zabójców. Wolał nie wystawiać na niepotrzebne ryzyko tej wyprawy.
 
Santorine jest offline  
Stary 28-06-2017, 20:18   #68
 
Nortrom's Avatar
 
Reputacja: 1 Nortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputację

Zmęczony krasnolud ucieszył się na postój. Pomimo, że nie był podwładnym dowódcy, rozkaz ten przywołał kilka przyjemnych wspomnień z dawnych dni, wobec czego postanowił usłuchać. Zwłaszcza, że jako “uprzywilejowany” przez brak kogoś nad sobą, mógł się napić, a to wywołałoby negatywne uczucia wśród obecnych wobec jego brodatej osoby.

Bez słowa naruszył część swoich zapasów. Nic nie mówił podczas skromnego posiłku. Był zmęczony i chciał jedynie odpocząć, dopóki było “bezpiecznie”. Bo jak spanie poza murami miasta w tych czasach można nazwać bezpiecznym?

 
__________________
"Alea iacta est." ~ Juliusz Cezar
Nortrom jest offline  
Stary 29-06-2017, 20:22   #69
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Franz postanowił pójść do zielarki, a Martin postanowił się rozejrzeć. Zwiadowca nie bardzo wierzył w cudowne mikstury rozwiązujące trudne problemy, wolał stosować stare zwiadowcze metody. Obserwacja, szukanie okazji, słabych stron przeciwnika i gwałtowny atak z zasadzki to było to co lubił. Postanowił więc dowiedzieć jak najwięcej o szlachetce z którym mieli sprawę. Być może uda mu się załatwić sobie robotę u tego Dingama albo dowie się czegoś o jego wrogach lub słabościach.
Gdy wychodzili Franz jak zwykle wsadził swój nochal w nie swoje sprawy, na co Martin wzruszył ramionami i udał się w kierunku wyjścia, szczęściem Atanaj już wracał i w razie czego był kolejny sojusznik w przypadku mordobicia.
 
Komtur jest offline  
Stary 29-06-2017, 20:30   #70
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Brenton skorzystał z chwili wytchnienia jakie dawał postój. W zasadzie byli teraz związani z rozkazami kapitana. Pozostało więc grzecznie czekać na rozwój wypadków. Zjadł skromny posiłek, popił trochę wody i niezobowiązująco wypytał żołnierzy o sytuację w stolicy, i ciekawe wydarzenia. Ot dobry moment by wyłapać ciekawe plotki.
 
Icarius jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:00.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172