Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-08-2020, 15:19   #51
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Mimo relatywnego ciepła, które panowało wewnątrz gmachu ciałem Versany wstrząsnął mroźny dreszcz. Jak sięgała pamięcią odwiedziny w takich przybytkach nigdy nie napawały jej optymizmem. Tak było i tym razem. Na wprost niej stała kobieta, która równie dobrze mogłaby być jej matką. Miała na sobie białą szatę z wyhaftowaną po lewej stronie złotą gołębicą oraz spięte w kok ciemnobrązowe włosy, które gdzieniegdzie poprzeplatane były siwymi pasmami.


- Różne plotki krążą po mieście a propos warunków panujących wewnątrz kazamat. W sumie nic dziwnego. To niezbyt przyjemne miejsce. - ton głosu Versany wyrażał troskę i zmartwienie - Mnie jednak wyjątkowo zaniepokoiły te mówiące o dramatycznej sytuacji kobiet odsiadujących tam wyroki. Siostra zapewne wie co mam na myśli. - brunetka rzuciła pytające spojrzenie w kierunku kapłanki - W obliczu takiej tragedi nie mogłam pozostać obojętna i zdecydowałam się działać. Stąd też moja wizyta tutaj. Kapłanki Shallyi jako pierwsze przyszły mi do głowy. - na twarzy brunetki zawitał serdeczny uśmiech - Tak, więc pozwolę sobie przejść do sedna. Czy istnieje możliwość przekazania darów poprzez ręce sióstr lub towarzyszenie wam w trakcie jednej z wizyt w tym owianym nie najlepszą sławą miejscu?

- Darów? - siostra Berta nieco uniosła brwi jakby nie do końca pewna czy dobrze usłyszała. Brena jak należało na dobrze wychowaną służkę nie pytana nie wtrącała się w rozmowę. Zakonnica uśmiechnęła się po tym momencie zwłoki ciepłym, miłym uśmiechem. - Naturalnie. Każdy datek i wsparcie przyjmiemy bardzo chętnie. - skinęła swoją brązową głową z tymi siwymi nitkami tam i tu na znak, że nie widzi przeszkód.

- Doskonale. Pozwoli więc siostra, że spytam o coś jeszcze, gdyż od dłuższego czasu trawi mnie jedna zagwostka. - Ver zmarszczyła delikatnie brwi - Mianowicie. Jak często, to kobiety schodzą na złą drogę i ile ich odsiaduje wyroki za murami kazamat? Czy wyzwolenie jakim wyróżniają się kobiety z północy odnajduje odzwierciedlenie również na tej płaszczyźnie?

- Kobiety z północy? - służka Białej Gołębicy zmarszczyła czoło na znak, że nie bardzo rozumie pytanie albo przynajmniej wydaje jej się zaskakujące. - Nie byłam na północy więc nie wiem jakie zwyczaje mają za morzem. - odparła tak jakby za morzem, w krainie morskich rabusiów i piratów nie spodziewała się niczego dobrego i godnego naśladowania. - Natomiast kobiet które zeszły na złą drogę obawiam się jest nie mniej niż mężczyzn. Aczkolwiek rzadziej trafiają się morderczynie i rozbójniczki. Częściej cudzołóstwo, sprzedawanie swojego ciała, drobne kradzieże, wyłudzenia, oszustwa a za takie rzeczy rzadko trafiają do kazamat. Więc za murami rzadko jest jakaś kobieta. Jak już to zwykle te oskarżone o herezje. - mateczka o brązowych włosach odpowiedziała z zastanowieniem jakby próbowała z pamięci ogarnąć temat tego pytania. Mogło być tak jak mówiła bo Versana nawet z czasów swojej marienburskiej kariery pamiętała, że właśnie zazwyczaj kobiety pracowały podobnie jak ona i jej rodzicielka albo były oszustkami i naciągaczkami. Przynajmniej z tych które żyły na krawędzi. Rzadko która brała się by wziąć nóż czy pałę i atakować przechodniów dla rabunków czy poważniejsze przestępstwa. To było zdominowane przez mężczyzn.

- Rozumiem a czy często siostrom udaje się nawrócić te zbłąkane duszyczki? Czy raczej to droga bez powrotu? - wdowa spytała wyraźnie zaciekawiona tym tematem patrząc swoimi wielkimi oczami na stojącą na wprost starsza od siebie kobietę.

- Często czy rzadko… Nie mnie to oceniać. - siostra Berta wzruszyła ramionami z przepraszającym uśmiechem, że nie czuje się władna do takiej oceny działań swoich i swoich sióstr. - A mogę zapytać co to za plotki o tej dramatycznej sytuacji kobiet w kazamatach skłoniły cię do przyjścia tutaj? - siostra sama zapytała o to o czym na początku mówiła jej rozmówczyni.

- Tak, to nie tajemnica i w sumie żadna filozofia. - odparła bez chwili zawahania - Z resztą łatwo się domyślić. Grupa kobiet wyjętych spod prawa, zamknięta w izolacji od świata zewnętrznego, zdana tylko i wyłącznie na łaskę kilku z reguły podejrzanych mężczyzn, których uczynki raczej nie ujrzą światła dziennego. - twarz wesołej wdówki wyraźnie posmutniała - To co dzieje się za murami kazamat, zostaje za nimi. Każdy ma prawo zbłądzić i popełnić błąd. Jednak w mojej ocenie to nie strażnicy są od wymierzania sprawiedliwości. Dopuszczając się takich czynów stają się tak samo zepsuci jak te kobiety a może i gorzej. - słowa jej przepełnione były emocjami, gdyż dobrze pamiętała czasy ulicznej kariery i wiedziała do czego skłonni są mężczyźni pokroju Franza, bądź Wąsacza - Nie mam tu rzecz jasna na myśli heretyków, bo Ci z reguły sami skazują swoje dusze na potępienie, nie dając tym samym sobie możliwości powrotu. Co zaś siostra myśli na ten temat? Czy zachowanie, o którym wspominałam przed chwilą nie jest haniebne? - wdowa uniosła prawą brew czekając z ciekawością na to co odpowie jej kapłanka.

Kapłanka milczała chwilę gdy jej gość mówił swoje racje. Milczała też chwilę gdy Versana skończyła mówić. Siostra Berta przestała się uśmiechać i na jej twarzy pojawił się wyraz zastanowienia. - Skąd pomysł, że w kazamatach dzieje się coś niestosownego co nie powinno się tam dziać? - zapytała w końcu podnosząc wzrok na swojego gościa. - Mówisz mocne słowa. Poważne oskarżenia. A przecież nie było cię tam chyba. Wątpie by ktoś od kogo słyszałaś takie niestosowne plotki był wewnątrz biorąc pod uwagę kto przebywa w tej placówce. Jeśli masz jakieś podejrzenia, poza plotkami jakie mogą wywołać tylko niesnaski i niepokoje wówczas zgłoś je odpowiednim władzom. Dlatego pytam, skąd masz takie plotki dotyczącym tego miejsca. - zapytała głosem nadal spokojnym chociaż już bardziej poważnym niż łagodnym.

- Zjawiłam się tu raczej po to aby te plotki potwierdzić, bądź rozwijać a nie je rozpowszechniać. - Versana z pełnym spokojem odpowiedziała siwiejącej Shallyance, której pytanie brzmiało niczym zarzut - Dlatego też przyszłam tutaj. Z tego co mi wiadomo i co tajemnicą nie jest to siostry odprawiają tam nabożeństwa i udzielają spowiedzi. Stajecie się tym samym często jedynymi powierniczkami tajemnic, trosk i zmartwień skazanych na odsiadkę. Zaś skąd moich uszu doszły takie szepty? - pomimo tonu siostry zakonnej, Ver wypowiadała się wciąż łagodnie niczym Greta - Wspieram ludzi, o których świat zapomniał, których domem często stała się ulica. Ci ludzie zaś różny bagaż doświadczeń niosą na swych barkach a co za tym idzie odmienne historie życiowe. Nie tylko siostry pamiętają o tych w potrzebie, względem, których większość odwróciła się plecami. - mówiła spokojnie a zarazem pewnie - To, że moja sytuacja jest lepsza od pozostałych nie daje mi podstaw by usiąść na laurach. Daje mi możliwość by pomagać innym. W tym zaś chyba nie ma nic złego? Nieprawdaż? - mówiła wierząc w każde wypowiedziane przez siebie słowo. Wszak bracia i siostry ze zboru także, byli w pewnym sensie zepchnięci na margines i zapomniani przez ogół a Ver często im pomagała. To zaś czyniło jej słowa prawdziwymi. Naturalnie zachowała ten drobny szczegół dla siebie.

- To dobrze. To bardzo dobrze. Cieszę się, że jesteś tak szlachetną osobą by nie myśleć tylko o sobie. - kapłanka powiedziała nieco łagodniej chociaż uśmiech nie wrócił na jej lico. - Ale jeżeli dobrze rozumiem powtarzasz to co usłyszałaś od kogoś. A ten ktoś raczej w tym miejscu nie był o jakim rozpowiada takie niestworzone historie. Więc być może ten ktoś wprowadził cię w błąd lub sam żyje w błędzie. Poproś tą osobę tutaj, może jak porozmawiamy to ta sprawa się wyjaśni. - starsza siostra mówiła jakby chciała wyjaśnić to nieporozumienie i zależało jej na tym by zweryfikować te słyszane na ulicy plotki o jakich mówiła Versana. Zwłaszcza, że jak delikwent trafiał do tych lochów to najczęściej albo wychodził nogami do przodu albo na szafot z okazji jakiegoś festynu. Co znacznie ograniczało liczbę potencjalnych świadków jacy mogli wrócić za mury i opowiadać co tam się działo.

- Natomiast ja w przeciwieństwie do owej twojej znakomicie poinformowanej osoby bywam razem z moimi siostrami w kazamatach. To nie jest miłe miejsce. Ale też osoby jakie tam przebywają nie trafiają tam za błahostki. Także kobiety. Których swoja drogą wcale tak wiele tam nie ma. Są takie okresy, że nie ma tam żadnej. Niesiemy pomoc także i tam. Gdyby działy się tam takie rzeczy o jakich rozpowiada ta świetnie poinformowana osoba to myślę, że coś byśmy zauważyły albo usłyszały. - siostra w białym habicie powiedziała tak jakby uważała, że ktoś życzliwy wprowadził Versanę w błąd na temat miejskich lochów i to sprowadziło tą życzliwą osobę z takimi pytaniami przed oblicze siostry Berty.

- Masz racje siostro. - odparła wysłuchawszy rady kapłanki - Przy nadarzającej się okazji przybędę tutaj z tą osobą. Biorę jednak pod uwagę fakt, że jeżeli informacja to byłaby prawdą. Człowiek taki może obawiać się ewentualnej zemsty ze strony ludzi, których oskarża. - brunetka niemalże z ulgą spojrzała na duchowną z gołębicą na piersi - Nie ukrywam jednak również, że fakt iż bywają okresy w trakcie, których w obrębie kazamat nie ma żadnej, podejrzanej ani skazanej stawia prawdziwość takich zarzutów pod dużym znakiem zapytania. Jak zaś sprawy mają się teraz? Ile aktualnie kobiet siedzi za przysłowiowym kratkami?

- Tylko jedna. I chociaż żal mi tej biednej duszczyczki to jednak znamię jej winy jest oczywiste. Bardzo boleję nad tym, że nic nie możemy dla niej zrobić więcej. - kapłanka rozłożyła dłonie w geście bezradności nad losem tej nieszczęśniczki. - Natomiast czy są prawdą te zarzuty to byłabym bardzo zdziwiona. Właściwie musiałyby pochodzić od kogoś kto przebywał w tym miejscu. A potem go czy ją wypuszczono. Chyba zdajesz sobie sprawę jak bardzo jest to prawdopodobne. - siostra uniosła brwi by jeszcze raz podkreślić jak jej zdaniem wątłe podstawy mają takie oskarżenia. Prawie nie zdarzało się by któryś ze skazańców żywy opuścił kazamaty i sobie dalej hasał po mieście. Na kazamaty skazywano za ciężkie przestępstwa za które prawie zawsze były wyroki śmierci. Tylko rodzaj egzekucji się różnił. Ale do czasu wykonania słusznego wyroku skazańcy przebywali właśnie w kazamatach. Inni więźniowie praktycznie się tam nie trafiali.

- Ale skoro są takie plotki to może i jest w nich ziarno prawdy. Zbadam tą sprawę. Byłoby mi łatwiej gdybyś przyszła tutaj z tym kimś od tych plotek. Może chodzi o zwykłe nieporozumienie. Albo oszczerstwo. Szczerze mówiąc to wydaje mi się bardziej prawdopodobne niż takie historie o jakich słyszałaś. - rozmówczyni Versany wyglądała jakby podjęła jakąś decyzję w tej sprawie na wszelki wypadek gdyby to jednak nie były tylko czcze plotki i wymysły. - Obiecuję, że porozmawiam sam na sam z tą osobą i chciałabym tylko wiedzieć skąd bierze takie informacje. Jeśli natomiast ta osoba obawia się porozmawiać nawet ze służką Białej Gołębicy no to chyba rozumiesz jak “wiarygodna” jest taka osoba i jej “informacje”. - kapłanka nadal nie wydawała się przekonana co do wiarygodności tych pogłosek i nie omieszkała tego podkreślić. Z wszystkich sług bożych właśnie kapłanki Gołębicy cieszyły się zwykle największym zaufaniem ze względu na ich powszechnie znaną dobroć i miłosierdzie. To nie były srogie kapłanki Sigmara czy Ulryka tylko te które leczą, pomagają i są przyjaciółkami potrzebujących. Wsparcie siostry mogło też dodać autorytetu takim zarzutom gdyby okazały się mieć podstawy. Odmowa takiej rozmowy zaś stawiała wiarygodność takich zarzutów na równi ze zwykłymi, ulicznymi, złośliwymi plotkami jakich było pełno po straganach i ulicach.

- Znamię jej winy jest oczywiste? - powtórzyła ze zdziwieniem słowa kobiety w bieli - Czy to by oznaczało, że jest naznaczona… - zaszeptała delikatnie przysłaniając swoją dłonią usta i pochylając się w stronę starszej od siebie kobiety - …przez Chaos? Jest mutantką?

Przedstawicielka bogini miłosierdzia zwlekała chwilę z odpowiedzią. Jakby zastanawiała się nad tym co powiedzieć. W końcu jednak kontynuowała tą rozmowę. - Chyba można tak to ująć. - powiedziała cicho.

Z twarzy Versany zniknął serdeczny uśmiech, który zazwyczaj towarzyszył jej w trakcie rozmowy z ludźmi spoza zboru. Teraz jednak jego miejsce zastąpiły smutek i przygnębienie, które były tak samo prawdziwe jak wypowiadane kilka chwil wcześniej słowa tyczące się pomocy innym. Przecież w każdej chwili to ona bądź któryś z jej braci bądź sióstr mogli znaleźć się na miejscu tej nieszczęsnej dziewczyny. Mimo to nie odczuwała lęku a swoimi przemyśleniami nie zamierzała dzielić sie ze stojącą na wprost niej kobietą.

- Skoro nie jesteście w stanie jej pomóc. Zapewne czeka ją stos. - mówiła raczej cicho a mimo to dało się wyczuć nutę żalu nad losem skazanej - Wiadomo kiedy? - złożyła obie dłonie przeplatając ich palce na wysokości swoich bioder.

- To już nie zależy ode mnie. - odparła kapłanka kręcąc swoją brązową głową przetykaną srebrnymi nitkami.

- Myślałam, że data egzekucji została już wyznaczona. - odparła nieco zdziwiona trzydziestolatka - Znając zaś zwyczaje panujące w kazamatach uczynią z niej widowisko. Hmmmm… - brunetka zadumała chwilę - Wiadomo kim była ta kobieta? Co z jej rodziną? Matce, o ile w ogóle miała z nią kontakt zapewne pęka serce.
 

Ostatnio edytowane przez Pieczar : 21-08-2020 o 17:24.
Pieczar jest offline  
Stary 02-08-2020, 14:34   #52
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
- Zaniosłem i Opal wieści, wodzu. Niepokoimy się - zresztą ona sama Ci to powie, ale tak pomyślałem że można by rozwiązać kopytny problem. Permamentnie. Myślę o dwóch niespecjalnie ryzykownych metodach, jedna bardziej niegodna od drugiej - Strupas przybrał zadowoloną z siebie postawę, zupełnie jakby przed chwilą zjadł ukradzioną połeć mięsa i nikt go na tym nie przyłapał.
- Czyli? - wódz dał znać aby gość rozwinął dalej swoje propozycje o jakich wspomniał.
- Otrujmy ich. Nie trzeba nawet śmiertelnie. Wystarczy by poosłabiać. A potem wybijmy - Trupas beznamiętnie zaproponował ludobójstwo.

- Świetny pomysł Strupas. A jak masz zamiar to zrobić? - Kopf równie beznamiętnie przyjął ten pomysł ale widocznie oczekiwał więcej detali od tego błyskotliwego planu.
- Podrzucić im półżywą ofiarę porządnie naszprycowaną grzybem. Skoro polują na myśliwych, nie powinno być problemu. Odczekać, wytropić, dobić tych co przeżyją. Pewnie już przemyślałeś sprawę, ale jakby co chętnie pomogę, pichcenie trutek mam opanowane nieźle. Drugi plan to puszczę wici gdzie trzeba i ludzie mogą załatwić sprawę za nas. Zakładam że przesłuchiwać kopytnych nikt nie będzie.
- Wątpię by odpowiednia duża grupa, w środku zimy, zdołała podejść kopytnych zanim nie zwieją lub zaatakują. - wódz pokręcił swoją wielką, czerwoną i rogatą głową z płonącymi oczami. Wyglądało to tak by wątpił by nie tylko ludzie nie byli zdolni odpowiednio szybko zamknąć pułapkę by zlikwidować czy przetrzebić rogatych. Duża grupa łatwo zdradzała swoją obecność z daleka a z małą zwierzoludzie mogli się dość łatwo rozprawić.
- A ta naszprycowana ofiara… - nad pierwszym z pomysłów garbusa wódz zastanawiał się chwilę dłużej. Bawił się jakimś drobnym przedmiotem jaki przesuwał pomiędzy palcami. W końcu wzruszył ramionami i znów spojrzał na swojego gościa. - Dobrze. Jak się czujesz na siłach tak spreparować jakąś ofiarę to zrób to. Idź do Żabiostopego. On powinien mieć coś odpowiedniego. Zajmij się resztą. - Kopf zgodził się na taką próbę skoro Strupas czuł się na siłach ją przeprowadzić.
- Tak jest wodzu! Postaram się nie zawieść, a nawet jeżeli - niewiele stracimy. Zwerbuję każdego kto umie trutki pichcić, trutki wydzielać czy nawet o trutkach tylko słyszał!
Entuzjazm nie był udawany, Strupas zamierzał zgłębić problem poruszenia u rogatych i pokonanie ich da mu możliwość dostania się do ich obozu.


Nim zapadł zmrok, Strupas, Kurt Żabiostopy, Stary Purchawa, porośnięty różnymi grzybami i umiejący dmuchać zarodnikami i trąbonosy Kinol, kucharz potrafiący ugotować wszystko co da się ukroić spotkali się u Opal, obładowani różnymi składnikami.
Podstawą było to co dostępne, pospolite i lokalne - belladonna, tojad i szalej. Do tego muchomory, głównie sromotnikowy, ale nie tylko. Zarówno Strupas jak i Kurt robili zapasy jesienią, choć po Strupasowe trzeba by wysłać umyślnego - a przygotowanie odpowiednio marynowanego mięska wyczerpie zapasy obu. Do tego Purchawa i Opal dodadzą coś od siebie, a Kinol przyrządzi "pyszne mięsko" do podrzucenia dzikusom.
Potem zbierze się grupę najszybszych i najczujniejszych, którzy "będą wracali z polowania" na tyle dużą by rogaci musieli przybyć w całej sile, uciekając rzucą łup. Marynatę zaczęli szykować już teraz, został problem półżywej ofiary. Tylko pytanie... czy Kopf miał kogoś kto mu podpadł "na ochotnika", czy trzeba będzie dopiero upolować?

Usłyszeli krótki zaśpiew i blask, to Opal rzucała kości wróżąc powodzenie - lub niepowodzenie akcji, w czasie gdy Wiedzmooka szukała fiolek z trutkami w zapasach magiczki. Strupas zastanawiał się nawet czy nie wykopać kości Śluziaka, ojca Kurta, skubany był tak trujący że mało kto mógł mu rękę podać. W kościach też sporo musiało zostać.
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 02-08-2020 o 14:40.
TomaszJ jest offline  
Stary 02-08-2020, 17:33   #53
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 15 - 2519.I.13; bzt (5/8); wieczór

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Stare Miasto; karczma “Śledzik”
Czas: 2519.I.13; Bezahltag (5/8); wieczór
Warunki: półmrok, gwar karczmy, ciepło na zewnątrz ciemno, pogodnie, mroźno


Versana



Władca zimy dzisiaj okazał swoją łaskę nadmorskiemu miastu. Pewnie poszedł wymrozić inny kawałek tego rozległego kraju. Bo nawet po zmroku powiew był ledwo wyczuwalny na twarzy a niebo ładne i bezchmurne. Chociaż oczywiście nadal było mroźno. Z tego wszystkiego szykował się ładny, zimowy wieczór. A to sprzyjało ruchowi na ulicach gdy nie trzeba było się zmagać z zadymką jaka ostatnio często hulała po ulicach.

Versana musiała przedostać się przez rzekę by dotrzeć do tej części miasta gdzie pierwotnie wznosiła się wioska rybacka. Trzeba było więc przejechać przez most zawieszony nad rzeką który był jedynym stałym połęczeniem spinającym obie części miasta. Chociaż przy takich mrozach jakby się nie natrafiło na jakieś słabsze miejsce to pewnie dałoby się przejść po lodzie z jednego brzegu na drugi.

Ale bez przeszkód tak kupiecka wdowa jak i jej ochroniarz dotarli do “Śledzika”. Czyli najstarszej karczmy w mieście która przed wybudowaniem nowych dzielnic była jedyną tawerną w dawnej osadzie rybackiej. No ale dawniej to pewnie wystarczyło na potrzeby samych rybaków. A jednak mimo upływu dekad coś z ducha dawnych czasów dotrwało tu do dzisiaj. Zaczynając od tego, że nadal to był ulubiony lokal tutejszych rybaków, zwłaszcza tych co nadal mieszkali na terenie Starego Miasta czyli dawnej wioski rybackiej.

Tym razem to Kornas był przewodnikiem dla swojej pani. W końcu to on tutaj był wcześniej to wiedział z kim i o czym rozmawiał. Dlatego i teraz podszedł do baru i przypomniał o sobie karczmazowi. Ten prawie od ręki wskazał mu na jeden ze stołów przy którym królował niziołek ubrany w krzykliwe szaty. Siedziało tam parę innych osób z czego jeden czy dwóch wyglądało na jego obstawę. Kornas podszedł do nich i chwilę znów rozmawiali po czym ochroniarz wrócił do swojej pani.

- Ten niziołek to impresario. Powiedział, że ma dla mnie walkę. I da mi znać jak będziemy szli. Ale na razie mam tu poczekać. - łysy mięśniak streścił swoim piskliwym głosem przebieg swojej rozmowy. Zostało więc im zająć któryś ze stołów i czekać. Gości było sporo. Ale czy to ze względu na te walki czy zawsze tak tu było to ani młoda wdowa ani jej ochroniarz nie bardzo mogli ocenić skoro zwykle się tutaj nie zapuszczali.

Versana miała aż nadto czasu by przemyśleć swoje spotkanie z kapłanką Shallyi. O łodzi pełnej Norsów nie wiedziała zbyt wiele i jej rozmówczyni odniosła wrażenie, że kapłanka się tym specjalnie nie przejmowała ani nie interesowała. Albo chciała sprawiać takie wrażenie. Może i prawdziwe bo jakaś łódź piratów i rabusiów rozbita w głębi rzeki nie bardzo wpasowywała się w zainteresowania i schemat działania świątyni w mieście skoncentrowanej na niesieniu pomocy.

O samej kobiecie z kazamatów nie mówiła już zbyt wiele. Jakby chciała oszczędzić jej sromoty i by ujma nie spadła na jej bliskich. Wydawało się, że owa zatrzymana nie pochodzi z samego miasta ale Versanie nie udało się dowiedzieć skąd w takim razie się wzięła w miejskich lochach.

Rozmyślania i czekania przerwało jej zjawienie się Łasicy. Koleżanka bez skrupułów dosiadała się obok niej z miejsca machając ręką w stronę kelnerki. Przy okazji obrzuciła jej figurę i wdzięki zawodowym spojrzeniem. - Średnia. - oceniła w ramach przywitania sadowiąc swój zgrabny kuperek na ławie obok Versany. - No to jestem! Kogo dzisiaj chędożymy? - zapytała wesoło więc chyba miała dobry humor a przy okazji klepnęła udo koleżanki i poufałym gestem przytrzymała chwilę swoją dłoń w tym miejscu. Puściła gdy kelnerka wróciła z kuflem dla niej i mimo tego, że uznała ją za średnią to jednak trzasnęła ją w tyłek zupełnie jak to zwykle czynili mężczyźni.

- Wróć po resztę! - zawoałała za nią do jej pleców nieco chyba pesząc dziewczynę dla własnej złośliwej uciechy. No a gdy już miała swój kufel i wokół było trochę spokoju to mogły sobie porozmawiać skoro i tak czekali na znak od impresario.

- Rozejrzałam się po obejściu naszej uroczej blondyneczki. - oświadczyła swobodnie jeszcze z początku nie bardzo było wiadomo o którą blondynkę chodzi. Ale to szybko się wyjaśniło. - Ale jest zima. Jakby śniegu nie było albo na odwrót, jakby sypało od groma no ale tak… - ciemnowłosa łotrzyca rozłożyła ramiona na znak, że ta aura znacznie przeszkadza w skrytym podchodzeniu celu. W końcu nawet średnio rozgarnięty strażnik mógł zorientować się, że na śniegu są nowe ślady jakie prowadzą w głąb posesji. Co innego w lecie czy po prostu jak tego śniegu nie było. Albo jakby sypał by utrudnić widzialność i prawie od ręki przykryć świeże ślady. No ale ostatnio ta aura nie bardzo sprzyjała takim podchodom.

- Ale chyba coś znalazłam. - mimo tych niesprzyjających okoliczności ciemnowłosa hedonistka uśmiechała się bezczelnie do koleżanki. - Jak będą robić ten bal w Festag będą brać dodatkowych ludzi do obsługi. Postaram się wkręcić. Jak się da to na kelnerkę to bym mogła chodzić na salonach między gośćmi. - wyznała wesoło takim tonem jakby szanse na złapanie takiej fuchy były w zasięgu jej zgrabnych rączek.

- Tylko jak się dostanę to nie wiem czy dam radę przyjść na to nasze małe kocie spotkanie. - sapnęła cicho krzywiąc na chwilę usta gdy złapała za kufel i tak go chwilę trzymała nieruchomo. W końcu wzruszyła ramionami i roześmiała się. - O nie! Nie odpuszczę naszej koteczce! Jak mnie wołami nie zaciągnął na służbę do tej drugiej to się tam zjawię i wam pokażę! Jak się służy szlachetnym i pięknym paniom! - złożyła żartobliwą pogróżkę nie chcąc opuszczać umówionego spotkania z Louisą. Ale jednak na razie nie było jeszcze wiadome czy gdyby miała też dostać się jako służba do domu van Hansenów to czy to nie pokrzyżuje jej pierwotnych planów spotkania na jakie tydzień temu umówiły się z ładniutką łowczynią heretyków.

- No a co u was? Jak Kornas? Jesteś gotów obić komuś twarz? Bo twoją jak ktoś obije to chyba zbyt wielkiej różnicy nie będzie to powinieneś mieć przewagę. - gdy Łasica na szybko streściła co się działo u niej od ostatniego spotkania z Versaną w “Mewie” i naszkicowała swoje plany na nadchodzący Festag to nadal dość wesołym i zawadiackim tonem zagaiła o relacje z drugiej strony. - A w ogóle to gdzie mają być te walki? I kiedy? - dopytała się już bardziej Versany niż jej ochroniarza który nie słynął ze zbyt wielkiego polotu w dyskusji.




Miejsce: Nordland; okolice Neues Emskrank; rzeka Salz; osada odmieńców
Czas: 2519.I.13; Bezahltag (5/8); wieczór
Warunki: półmrok, chłód, cisza


Strupas



Dzień mijał a może noc czy wieczór. Pod ziemią panowały dość jednolite warunki i łatwo było stracić rachubę. Ale przynajmniej zimowa aura nie miała dostępu do trzewi groty gdzie odmieńcy mieli swoją kryjówkę. A i w przyjaznej atmosferze z bratnimi duszami czas jakoś zdawał się płynąć szybciej.

Koniec końców pojedynczo i grupkami wszyscy co mieli być to zjawili się u Opal. Czy raczej przed jej chatą. Kryształowa czarownica pozwoliła im pracować ale na zewnątrz. Tam gdzie zwykle gotowała coś na ognisku i był całkiem przyjemny i użyteczny kącik z półkami zrobionymi i z drewna i kamienia. Wiedźmooka nazywała ten kącik zewnętrzną kuchnią. Ale do ich potrzeb w zupełności wystarczało. Sama gospodyni dość szybko zniknęła w swojej cebulowej chacie i reprezentowała ją tylko cyklopia dziewczyna. Chociaż gdy już wszyscy co mieli się zjawić to się zjawili to i ona ich zostawiła w spokoju gdy już pokazała im gdzie są te wszystkie gary, kociołki, noże, tasaki i cała reszta. Warsztat do pracy mieli więc całkiem dobry a i pomysłów co niemiara.

Właśnie z pomysłami było najwięcej zgrzytów. Bo chociaż ogólny zamysł Strupasa każdy pojmował jak to ma w założeniu wyglądać to jednak każdy chciał ten pomysł zrealizować na własny sposób. I przekonać do tego innych na co ci inni nie bardzo mieli ochotę dokładnie z tych samych względów. Momentami więc ta “prace koncepcyjne” bardziej przypominały kłótnie i to taką tuż przed tym nim dojdzie do rękoczynów. No ale musieli wreszcie ustalić jakiś jeden sposób. Nie dało się wrzucić wszystkiego co mieli do padliny jakiegoś warchlaka jakiego mieli do dyspozycji jako nośnik tej trutki. A raczej dałoby się no ale dość trafnie spuentowała to Wiedźmooka gdy za którymś razem przyszła sprawdzić jak im idzie. I poprosić by się nieco przymknęli bo mistrzyni nie może się skupić na własnej pracy.

- Ale to śmierdzi. - cyklopia dziewczyna poruszyła nozdrzami by dać temu wyraz. Grupka trucicieli popatrzyła na siebie, na nią i w ogóle dookoła. Raczej mało kto z nich woniał kwiatkami a i to nad czym pracowali także. - Ja bym nie chciała jeść czegoś takiego co tak już na starcie zajeżdżą. - pomocnica Opal skwitowała tak ich wysiłki no i musieli jeszcze raz przemyśleć jak to wszystko oporządzić. Jakoś tak to trzeba było załatwić by ten upolowany warchlak był jak najbardziej podobny do upolowanego warchlaka a nie do takiego naszprycowanego każdą trutką jaką dało się w niego wcisnąć. Zwłaszcza jak ci rogaci mieli lepszy węch niż ludzie. Temat kto i jak dostarczy tego zwierzaka w pobliże zwierzoludzi na razie nie był poruszany. Zapewne każdy po cichu zakładał, że nie padnie na niego. Chociaż Kopf miał zwyczaj powierzania wykonanie zadania jego pomysłodawcy. Czy tak to chciał rozwiązać i tym razem to jeszcze nie było wiadomo.

Tak czy siak w końcu wypracowali coś kompromisowego co mniej więcej po trochu satysfakcjonowało wszystkich trucicieli. I właściwie zostało wrócić z gotowym efektem pracy do wodza i sprawdzić co się stanie. Zanim jednak do tego doszło znów przyszła do nich cyklopia asystentka Opal. Tym razem jednak by poprosić Strupasa do mistrzyni. Więc garbus musiał opuścić swoich towarzyszy i znów znalazł się na tym samym miejscu co o poranku. Nawet gospodyni siedziała też na swoim stałym miejscu no ale podobno zazwyczaj tak odbywały się wizyty u niej.

- Zastanawiałam się nad twoimi słowami. Mówisz, że chcesz służyć Ojczulkowi? - zapytała raczej by dać znać o czym zamierza porozmawiać a nie by się naprawdę pytać. - Zacznijmy od tego, że nam, śmiertelnikom, ciężko jest ogarnąć plan boskich istot. Ich plany mogą nam się wydawać bez sensu ale po prostu mamy zbyt wąskie horyzonty by pojąć taką nieśmiertelność mądrość. - wiedźma uśmiechnęła się oszczędnym, skromnym uśmiechem by przypomnieć jakimi są marnymi okruchami by próbować zrozumieć ich boskich patronów.

- Czy poddałeś się już próbie Strupasie? Czy zostałeś pobłogosławiony przez Ojczulka? - zaczęła od pytania. Garbus mimo swojego paskudnego wyglądu jednak cieszył się dobrym zdrowiem i byle schorzenie się go nie imało. A to znacznie utrudniało mu przyjęcie błogosławieńswa Ojczulka za jakie właśnie uważano wszelkie schorzenia. Im było bardziej niebezpiecznie a ktoś je przetrwał tym wydawało się, że powinien się cieszyć większymi względami u Pana Plag. No ale im bardziej niebezpieczne schorzenie tym większe było szanse, że jedna wykończy pechowca. Więc to nie było wcale takie proste z tym błogosławieństwem. No ale widocznie Opal nie wymagała odpowiedzi tylko dała mu do myślenia bo tylko na chwilę zawiesiła głos i spojrzenie po czym ciągnęła dalej.

- No i są te białe gołębice. Oj są solą w oku Ojczulka. Straszną solą. Wszystko psują. - kobieta z żywego kryształu pokręciła głową i przybrała trochę żartobliwy ton jakby skarżyła się rodzicowi na krnąbrne dzieci. No ale jednak nie było tajemnicą, że kapłanki Shallyi lecąc i uzdrawiając potrafiły zatrzymać i cofnąć nawet wspaniale rozwijającą się zarazę. W mieście była ich kapliczka chociaż niezbyt wielka i trudno było powiedzieć by miała dominującą pozycję. Ale z oczywistych względów gdy wiecznie był ktoś biedny, głodny, chory i potrzebujący to kapłanki cieszyły się powszechną sympatią i ciepłymi uczuciami wszelkich warstw społecznych.

- Gdyby ktoś zabrał się zrobić porządek z tym gołębnikiem no to kto wie? Może Pan Plag spojrzałby nieco przychylniej na kogoś takiego? - Opal nie doprecyzowała co ma na myśli, ze “zrobieniem porządku” ale Strupas wyczuwał intuicyjnie, że im większe szkody by im uczynić tym większa była szansa na łaskę mrocznej potęgi. Gwarancji nie było bo jak to zaznaczyła na początku wieszczka trudno było zrozumieć zamysły ich nieśmiertelnych władców no ale na ten śmiertelny rozum to wydawało się to mieć swoją logikę.

- Oczywiście poświęcenie duszy takiego sługi bożego też mogłoby przykuć uwagę. - wiedźma uśmiechnęła się z nieukrywaną ironią i złośliwą satysfakcją. Złożenie ofiary z kapłana który trafiłby pod nóż na chwałę patronów ofiarodwadcy też było cenne. A czyż była by większy dar dla Pana Plag niż dusza kapłanki Białej Gołębicy? Kryształowa gospodyni dała chwilę garbusowi na przetrawienie takiej wizji.

- No bo już nie mówię gdyby udało ci się przekabacić którąś z nich na naszą stronę. - dodała jakby na zakończenie. To rzeczywiście wydawało się skrajnie trudne. By jakiś kapłan od tych słabych, południowych bogów zboczył tak bardzo by stać się wyznawcą Mrocznych Potęg. By kapłanka Shallyi została wyznawczynią Pana Plag? To wydawało się skrajnie mało prawdopodobne. Chociaż w opowieściach zdarzało się pełno skorumpowanych szlachciców, inwkizytorów, kupców i kapłanów, ludzi na pozór szlachetnych i dobrodusznych. Inna sprawa, że za takie nieostrożne powtarzanie takich historii można było trafić pod sąd a nawet o kazamat.

- I jest jeszcze coś. - wiedźma zaczęła mówić ponownie gdy już wydawało się, że wyczerpała temat. Ale ledwo zaczęła a wzięła się za rozpalanie swojej długiej i zdobionej fajki podobno zrobionej z kości jej poprzednika. Albo poprzedniego wodza. Albo swojego niedoszłego zabójcy. Albo potwora który w dziczy chciał ją rozszarpać a to jednak on się stał jej ofiarą. W każdym razie wersji historii wiedźmiej fajki było wiele ale łączyły się w tym, że mogła być zrobiona z jakiejś długiej kości. Ale była pięknie zdobiona no i właśnie miała kościaną barwę. A Opal podobno sięgała po tą fajkę gdy musiała się skoncentrować i przemyśleć coś. Albo rozluźnić. Znów różnie to na wiosce o tym paleniu fajki gadali.

- Lily. - powiedziała jedno słowo wydmuchując pierwszy buch. Zaraz do nozdrzy garbusa doszła przyjemna woń palonych ziół które pewnie można by używać jako palonego kadzidełka. - I jej płodność. - doprecyzowała wpatrzona gdzieś w ścianę swojej chaty. Przez chwilę milczała zaciągając się ponownie i po chwili wolno i daleko wydmuchując kłąb dymu.

- Zapytałam swoich kości. I wskazały mi na nią. - mówiła to tak jakby taki wynik i ją samą zadziwił. - I jej płodność. A patrząc po tym co u nas wyczynia to na pewno nie ma z tym kłopotów. Wąż jej w tej materii okazał się jej bardzo łaskawy. - pokiwała głową jakby ten temat był jej bardzo dobrze znany. Ale w końcu była nie tylko wyrocznią ale też położną i zielarką, doradczynią, pocieszycielką i matką dla tych wszystkich co własnej nie mieli.

- Z jej losem jest związany los… kogoś innego. - zawahała się i zmrużyła oczy. Wpatrywała się w pustą ścianę jakby tam miało być coś co jej pomoże sprecyzować swoje myśli i słowa. Może i było bo zaraz zaczęła mówić dalej.

- Wydaje mi się, że to mężczyzna. Ale nie jestem pewna. To jest ktoś z nią związany. W przeszłości lub przyszłości. Może znała kiedyś tą osobę. A może dopiero pozna. - kobieta z żywego kryształu lekko rozłożyła dłonie na znak, że aż tak dokładne kości nie były więc obie wersje są równie prawdopodobne.

- W każdym razie w ten lub inny sposób oboje się zapewne spotkają w jednej płaszczyźnie rzeczywistości. I ten ktoś będzie albo był, bardzo zainteresowany Lilly. I jej płodnością. Okaże się to bardzo cenne. - Opal znów zmrużyła oczy wpatrując się w ścianę jakby z niej czytała to wszystko o czym mówiła. Chociaż dla garbusa wyglądała na zwykłą, niezbyt interesującą ścianę.

- I właśnie ta osoba, ma jakieś zamiary. Plan. Co do Lily. I ta osoba może się okazać twoim sojusznikiem. Nie wiem na jakiej zasadzie. Ale widzę cień aury Ojczulka jaka się wokół tej osoby roznosi. Być może więc okaże się, że macie zbieżne plany. Albo nie. Trudno powiedzieć coś więcej. - wiedźmia na koniec rozłożyła ręce i pozwoliła sobie zaciągnąć się swoją ulubioną, kościaną fajką. Wyglądało na to, że skończyła temat o jaki rano pytał jej gość.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 08-08-2020, 14:02   #54
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Do tej pory Versana tylko słyszała o słynnym "Śledziku". Jedni chwalili, inni zaś odradzali jej odwiedzanie tego przybytku. Dla niej samej karczma stanowiła jednak miłą odmianę po kilku ostatnich wieczorach spędzony w lokalu Herbiego. Na pierwszy rzut oka tawerna wyglądał tak jak każda inna mordownia. No może poza rozmiarem. Była to wszak najstarsza i zarazem największa gospoda w mieście, której wnętrze od razu zdradzało jaka część społeczności miejskiej najliczniej wstępuje tu na kielich lokalnego grogu aby zapić smutki dnia codziennego. Na ścianach wisiały sieci, wiosła, harpuny, podbieraki i wszelakiej maści narzędzia służące wilkom morskim w trakcie połowów. Nie brakowało również trofeów z wypraw dalekomorskich. Wszystkie z nich posiadały swoją historię, która w zależności od ust, które ją opowiadały brzmiała nieco inaczej. Pod nim zaś w dwu szeregu poustawiano wielkie dębowe ławy, przy których w miarowym tempie zajmowali miejsca nowo przybyli goście. Po środku izby stał przyozdobiony w liny i kotwice szynkwas za którym dostrzec można było starszego mężczyznę z opaską na oku. Jedna rzecz zdecydowanie wyróżniała "Śledzika" na tle innych karczm. Mianowicie woń. Niby wciąż można było w niej wyczuć worki wypalonego tytoniu, beczki wypitego alkoholu i rzeszę upoconych mężczyzn. Jednak nie zmieniało to faktu, że dominującym aromatem był zapach ryb i to niekoniecznie najświeższych. W tym osobliwym lokalu znalazła również swoje miejsce wesoła wdówka, na której to wszystko nie robiło jakiegoś wielkiego wrażenia. Doskonale pamiętała z czasów pracy jako portowa dziwka podobne lokale, których rozmiar niejednokrotnie bił na głowę tą spelune. Marienburg był jednak miastem kilkukrotnie większym i liczniejszym niż ta dziurą.

- Ma styl. To trzeba mu przyznać. - odpowiedziała Kornasowi, który dopiero co zajął miejsce na wprost niej - Dyskrecja nie jest jego mocną stroną. Wiesz chociaż z kim przyjdzie Ci walczyć? - rzuciła pytające spojrzenie upijając łyk piwa. Jej ochroniarz pokręcił przecząco głową na znak, że nie ma pojęcia z kim mu przyjdzie się zmierzyć.

- Warto by było się tego dowiedzieć. - odparła widząc kręcącą się na lewo i prawo głowę eunucha - Wiesz jak wogóle nazywa sie ten krasnal?

- Impresario. - odparł poważnie łysol zerkając na siedzącego kilka stołów dalej niziołka równie barwnie ubranego co otoczonego swoją ferajną.

- Hmmmm. Rozumiem. - krótko odparła zdając sobie sprawę, że od swojego pracownika czasami nie można za dużo wymagać - Trzeba się rozejrzeć i popytać o twojego rywala. Może te magiczne grzybki nie będa w ogóle potrzebne. Czujesz się dzisiaj na siłach?

Kornas widocznie traktował sprawę bardzo poważnie bo tak właśnie pokiwał głową. Był gotów tak bardzo jak tylko się dało. Cały dzisiejszy dzień i wczorajszą noc się oszczędzał by nie stracić sił. - Impresario powiedział, że dowiem się na miejscu. I, że mnie wezwie jak będzie czas. - powiedział z namaszczeniem i znów spojrzał w stronę pstrokato ubranego niziołka jakby ten już miał go wzywać. No ale na razie tamten bawił się w najlepsze coś chyba opowiadając swoim znajomym bo co chwila wybuchały tam salwy śmiechu.

- Cieszy mnie twoje nastawienie. Pamiętaj, że oboje skorzystamy na twoim zwycięstwie. - mówiła pewnie chcąc dodać otuchy swojemu towarzyszowi - Nie zwątpiłam w ciebie nawet na chwile i wiem, że wygrasz tą walkę z palcem w nosie. Nie ważne kim będzie twój przeciwnik. Wiadomo jakie zasady będą panować w ringu?

- Zapasy. Bez broni. - ochroniarz młodej wdowy nadal nie tracił swojej powagi ale jej słowa dodały mu otuchy bo jakby delikatnie odetchnął z ulgą i pokiwał głową.

- No to doskonale. - odparła wyraźnie uradowana właścicielka kompani handlowej - Z tego co wiem to Twoja specjalność. Wszystkie chwyty dozwolone?

- Nic nie mówił. Może powie przed walką. - kastrat odparł swoim cienkim głosem który czasem mógł wydać się zabawny. Ale mówił poważnie. Jednak nie wydawał się być tym przejęty czy zmartwiony.

- Gdyby więc okazało się, że jedyną zasadą jest brak zasad. Pamiętaj. - mówiła z poważną miną jakby zaraz miała zrugać jednego z pracowników swojej kompani za niestawiennictwo w pracy na skutek przepitej w karczmie nocy - Twoje braki są teraz potężnym atutem. - tym razem przytyk na temat przypadłości Kornasa wcale jej nie bawił. Doskonale wiedziała co mówi. Do tej pory pamięta pisk, łzy w oczach, błagania i przeprosiny jednego z jej klientów, którego skarby rodowe ściskała z całej siły gdy ten nie chciał uregulować należytego rachunku.

Mężczyzna poważnie skinął głową na znak, że zdaje sobie z tego sprawę.

Skupienie Kornasa nie uszło uwadze Ver. Ją jednak przepełniał jakiś dziwny spokój. Może to dlatego, że była pewna umiejętności swojego ochroniarza, którego już niejednokrotnie widziała w akcji a może to przez tą atmosferę panującą w knajpie z którą tak bardzo się utożsamiała. Sama jednak nie była w stanie tego stwierdzić. Ludzi z każdą chwilą przybywało i gwar wewnątrz robił się coraz większy. Zaś wesoła wdówka siedziała jedynie w towarzystwie swojego pupila trzymając miejsce dla Łasicy, która już niebawem powinna się zjawić. Trochę zrobiło się jej szkoda eunucha gdyż biedaczek siedział tak o suchym pysku w czasie gdy ona zapijała się lokalnym piwem. Niemniej postanowiła sobie wszystko mu wynagrodzić. Nagle jej myśli przerwał straszliwy huk otwieranych z impetem drzwi i gdy tylko odwróciła się w ich kierunku zarzucając przy tym swoimi uplecionymi w warkocz czarnymi włosami spostrzegła w ich progu Łasicę, która chwilę później pewnym krokiem ruszyła w jej kierunku.

------

Ver poczekała jak nieco skrępowana "średniawka" oddaliła się kilka kroków od ich stolika. Tłok w knajpie robił się coraz większy i ciężko było znaleźć jak okiem rzucił wolne miejsce siedzące. Wraz z coraz większą ilością ludzi szedł w parze coraz większy gwar i łoskot. To jednak kultystkom siedzącym przy stole było na rękę. Dawało im pewnego rodzaju swobodę w trakcie rozmowy.

- Widzę, że humorek Ci dopisuje. - rzuciła na przywitanie widząc swoja przyjaciółke w szampańskim nastroju. - Szczerze mówiąc to się nawet nie rozglądałam za świeżym mięskiem. - na twarzy Ver zawitał wpisany już chyba w jej spaczona dusze szyderczy uśmieszek - Stać nas na pewno na coś więcej niż dzierlatkę ze "Śledzika". - zaśmiała się unosząc ponownie kufel - Twoje zdrowie!

- Zdrowie! - ciemnowłosa koleżanka wesoło przepiła toast wcale nie oszczędzając swojego gardła. Te drobinki trunku jakie pociekły jej po brodzie beztrosko otarła rękwem. - No tak, świeże mięsko. Najlepiej jakieś młode, jędrne i chętne. - Łasica pokiwała głową jakby z grubsza robiła zamówienie na dzisiejszą porcję figli. Gdy już chwilę posiedziała i przywitała się z Versaną to teraz ciekawie rozejrzała się po wnętrzu najstarszej tawerny w mieście jakby sprawdzała czy jest ktoś kto spełnia takie wymagania. - Mam nadzieję, że coś się trafi. Inaczej znów będziesz skazana tylko na mnie. - rzuciła jakby mimochodem lekko zerkając na koleżankę sponad kufla i śląc jej kpiący uśmiech.

- Jakoś to przeżyje. - rzuciła przekornie - Jeszcze wielu rzeczy z tobą nie zrobiłam więc tak szybko mi się nie znudzisz kochaniutka. - uśmiechnęła się uwodzicielsko przygryzając dolną wargę.

- No to jesteśmy umówione. - Łasica odparła z uśmiechem i nieco uniosła kufel upijając łyk na ten niemy toast za wspólną znajomość i przygody. - Rose by się przydała. - wspomniała kapitan statku o jakiej rozmawiały przy poprzednim spotkaniu. - Z niej też jest niezła sztuka. Ale dzisiaj to już pewnie nie będzie jak jej szukać. - pokiwała w zadumie ciemną głową na wspomnienie o owej oficer marynarki. Spojrzała jednak wymownie na tłum w tawernie, czekanie na walki jakie się jeszcze nie zaczęły a już był wieczór. Jeszcze dość młody no ale pewnie trochę jeszcze im tutaj zejdzie to na latanie nocą po mieście pewnie już nie bardzo będzie ani czasu ani ochoty. - A co byś chciała ze mną zrobić? - zapytała niewinnym tonem zerkając do środka swojego kufla jakby tam nagle pojawiło się coś interesującego jak złoty karlik conajmniej.

- Byłaś już kiedyś spętana? - nikczemny a zarazem zadziorny uśmieszek zawitał na słodkiej twarzyczce Versany - Tak mówisz o tej Rosie, że sama nabieram na nią ochoty. Skoro zaś przy niej jesteśmy. Przyszło do mnie dzisiaj jakiś jej dwóch pachołków ale odesłałam ich z kwitkiem mówiąc aby przekazali swojej kapitan, że jeżeli naprawde jest zainteresowana pracą dla mnie to powinna stawić się osobiście. - brunetka streściła poranne odwiedziny nieznajomych zakapiorów.

- A jak się okaże, że nie jest zainteresowana? - Łasica odpowiedziała z nieco ironicznym uśmieszkiem. - Kapitanowie jak siedzą na kwaterach to jak szlachta w swoich rezydencjach. Z byle powodu swojego tyłka nie ruszy albo ruszy gdy uzna za stosowne. Nawet tak zgrabnego tyłka. Nie zdziw się jak sama będziesz musiała się pofatygować. - koleżanka mówiła jakby wcale nie była zdziwiona takim zachowanie pani kapitan i raczej nie nastawiała się, że ta zaraz przybiegnie na paluszkach na pierwsze wezwanie. - A to spętanie to mnie nie obrażaj. Jestem profesjonalistką. I brzmi bardzo interesująco. - powiedziała jakby mimochodem wspomniała o pogodzie na dziś czy jutro odpowiadając na to co Versana mówiła na początku.

- Pożyjemy, zobaczymy. - odparła nonszalancko ciemnowłosa wdowa odsłaniając opadajacy jej na czoło kosmyk czarnych włosów - Jak bedzie trzeba to pośle po nią kogoś. Bądź. Hmmm… - dostawiła wskazujący palec do ust i zamyśliła się na chwile - Jak to się mówi. Jak nie góra do khazada, to khazad do góry. Zaś co do Ciebie. - Ver wyszczerzyła zęby w szyderczym uśmiechu zaś jej oczy zapłonęły rządzą - Jeszcze sobie pogadamy.

Wieczór robił się coraz późniejszy. Tawerna niemal pękał w szwach i ciężko było usłyszeć kogoś, kto nie stał bezpośredni obok. Powietrze dało się już spokojnie kroić maczetą. Dziewczynom jednak to nie przeszkadzało. Siedziały tu na tyle długo, że całkowicie przywykły do tej lokalnej atmosfery. Piwo szybko traciło swój przyjemny chłód więc albo trzeba było je szybko wypijać albo niedopite oddawać "średniawce" zamawiając przy tym kolejne.

-------

- Widzę, że spodobała ci się rola kelnereczki. - wyszczerzyła swoje śnieżnobiałe ząbki - Widzę w tym pewien potencjał i nie zawaham się go użyć. Będę więc miała do ciebie prośbę skoro jesteśmy przy temacie rozwydrzonej van Hansenówny. - w oku Ver pojawiła się iskra, która migotała zawsze gdy coś knuła - Widzisz. Tak się składa, że potrzebuje aby ta mała zołzowata blondyneczka wypiła kilka moich ziołowych kropelek. Nie jest jednak tajemnicą, że nie żyje z nią w zbyt dobrych "stosunkach". - rzekła wykonując charakterystyczny gest dwoma palcami obu dłoni a następnie zachichotała złowieszczo - Może więc przy okazji krążenia po izdebkach ich rezydencji zawitałabyś do jej pokoju no i wiesz… - zrobiła delikatną pauze wpatrując się w oczy swojej kochanki - ...wzbogaciła na przykład wino, które ta smarkula miałaby wypić. To dla mnie bardzo ważne. Hmmmm… - wesoła wdówka zadumała chwilę jakby starała się ułożyć ze swoich myśli kompletną układankę - Co Ty na to abyś i dzisiaj wcieliła się w rolę kelnereczki. Wiesz tak w ramach praktyki. - brunetka zażartowała wpatrując się w uwydatniony dekolt współkultyski - Mianowicie. Potrzebowałabym się dowiedzieć z kim przyjdzie walczyć dzisiaj naszemu koledze. Może udałoby mu się delikatnie pomóc by szala zwycięstwa przechyliła się na jego stronę. - nikczemny uśmieszek pojawił się na twarzy Versany nadając jej wręcz niebezpieczny wyraz - Z resztą pewnie wiesz co mam na myśli.

- W rolę kelnereczki? Tutaj? - Łasica lekko przesunęła spojrzeniem po sylwetce koleżanki jakby ją pierwszy raz widziała. Przy tym leniwie kołysała kufelkiem jakby się na poważnie zastanawiała. W końcu lekko wzruszyła ramionami. - Wolałabym dla ciebie. W ramach praktyki. - westchnęła jakby nieco rozczarowana, że nie do końca chodzi o to na co by miała ochotę. W końcu odwróciła głowę w stronę ich zawodnika jaki wkrótce miał walczyć a potem powiodła spojrzeniem po reszcie sali. - No ale mogę spróbować. Tylko od kogo mam zgarniać klapsy w tyłek? - wskazała kuflem na to całe wesołe towarzystwo.

- Pierwszego możesz dostać ode mnie. - ciemnowłosa kultystka wystawiła delikatnie język i przymrużyła jedno oko - Co do reszty to nie będzie takie oczywiste. Widzisz tamtego pstrokatego krasnala ogrodowego? - Ver zwróciła wzrok w kierunku Impresario - On tu rozdaje karty. On też zapewne posiada całą nam potrzebna wiedze. Wątpię jednak by był łasy na Twoje zaloty. Chociaż kto wie. Już trochę cię znam i chyba mało co mnie zadziwi.

- Ale z tymi ziółkami na tym balu… - ciemnowłosa po chwili wróciła do tego o co wcześniej pytała koleżanka. Delikatnie bujała swoim kuflem zastanawiając się jeszcze nad tym wszystkim. - Mogę wziąć te ziółka i jak będzie okazja to jej doleję. Ale nie liczyłabym, że za pierwszym razem dadzą mi dostęp do prywatnych kwater. Pewnie wezmą mnie na kocmołucha w kuchni albo do obsługi sali bankietowej. Wpuściłabyś nową służbę w pierwszy dzień do swojej prywatnej kwatery? - Łasica nie odmówiła koleżance pomocy ale mówiła tak jakby za bardzo nie liczyła, że taki numer przejdzie. - Postaram się zakręcić, pokręcić kuperkiem i powdzięczyć się to kto wie? Może wezmą mnie na dłużej? No ale przed balem wolałabym się nie wychylać bo jak mnie capnął to w najlepszym razie wylecę z hukiem i nici z obsługi balu. - bywalczyni tawern i ulic wyjaśniła swoją filozofię jak widzi swoje szanse by dostać się do rezydencji van Hansenów.

- Dziękuje ci za te szczere chęci skarbie. - owdowiała żona kupca posłała całusa w kierunku swojej ulubionej kultystki - Wiesz. Jak dla mnie to możesz ich dolać bezpośrednio do pucharu, z którego będzie piła ta mała ropucha w trakcie bankietu. W sumie to chyba nawet lepsze rozwiązanie. Od razu byśmy wiedziały czy wszystko ze smakiem wydoiła. - zaśmiała się złowieszczo przeczesując swoimi długimi palcami włosy - Trzeba jednak pamiętać o sprzątnięciu naczynia. Po tym małym dodatko może pozostać delikatny osad na dnie.

- To nie będzie takie proste. - Łasica pokręciła głową na znak, że widzi pewne przeszkody. - Jeśli już mnie dopuszczą do sali bankietowej to pewnie będę latać z tacą po całej sali. Będę miała tacę pełną kufli i kieliszków i skąd mam wiedzieć kiedy mi się trafi ta blondi? I po które szkło sięgnie? - zapytała raczej bez potrzeby odpowiadania na to pytanie. Jak na razie to jej obecność na balu była palcem po wodzie pisana i była o wiele mniej pewna niż Versany która miała zaproszenie jako gość koncertu. - Łatwiej by było jakby wezwała mnie gdzieś do siebie. Albo z tobą. Gdzieś na boku. To jakby była sama albo tylko wy dwie to byłoby łatwiej. Ale jakbyś była z nią sama to i sama możesz jej dać te ziółka. A co to w ogóle za ziółka? - kultystka o prawie granatowych włosach mrużyła oczy i przekręcała głowę z jednej strony na drugą gdy próbowała sobie wyobrazić jak taki hrabiowski bal na hrabiowskiej rezydencji może wyglądać. A wzrok miała skierowany przede wszystkim na stół obsadzony przez Impresario i jego załogę. Od czasu do czasu zerkała tylko na sąsiadkę.

- Może masz i rację. Muszę więc to raz jeszcze przemyśleć. Pamiętaj jednak, że już ktoś to wszystko zaplanował i jak ma się coś udać to się po prostu uda. - odparła z dozą niezadowolenia. Nie mogła jednak odmówić logiki swojej koleżance.

- Czas jednak pokaże jak się potoczy ta cała historia. Ziółka zaś to specjalny prezent od naszego szefa. - dodała puszczając oczko w kierunku towarzyszącej jej ślicznotki.

- O. Od szefa? - tego Łasica się chyba nie spodziewała bo spojrzała na koleżankę z nowym zainteresowaniem. Przygryzła wargę gdy się nad czymś zastanawiała po czym wzruszyła ramionami. - No tak, widziałam ostatnio, że coś ci dał. - mruknęła jakby sobie przypomniała ten detal z ostatniego zboru. Po czym znów wzruszyła ramionami. - No chciałabym aby się udało ale jak wykonanie planu spada na nas to wolałabym uważać. W końcu ja będę tylko skromną kelnereczką, jedną z wielu a ty młodą wdową, jedną z wielu gości. A gospodyni będzie tylko jedna i pewnie każdy będzie chciał z nią zamienić chociaż słówko czy dwa. A jak będą tańce to pewnie będzie pląsać cały wieczór jak ją panowie będą prosić do tańca. Szkoda, że nie jesteś facetem. To byś mogła poprosić ją do tańca. Chociaż w tańcu ciężko podać właściwy puchar… - ciemnowłosa swobodnie snuła rozważania jak to można by załatwić ich sprawę w nadchodzący Festag. W końcu pokręciła głową i machnęła ręką zdając sobie sprawę, że na razie zbyt mało wiedzą by coś na poważnie planować.

- Jak chcesz to mogę wziąć te ziółka ale mówię ci, że nie wiem czy będę miała okazję ich użyć zgodnie z planem. Byłoby mi łatwiej jakbyś się z nią znalazła w jakiejś alkowie, gdzieś na uboczu i wezwała właśnie mnie by wam usługiwać. Dobra, chyba mam kandydata do wdzięczenia się. - zwolenniczka Węża rzuciła luźnym tonem jaką sytuację uważa za sprzyjającą podaniu młodej szlachciance spreparowanego pucharu no ale na razie zajęła się tym co tu i teraz gdy chyba wybrała ofiarę wśród tej niziołkowej świty. Kocim ruchem wstała i nachyliła się nad ich stołem by sięgnąć do dzbanka i nalać sobie do kufelka. Nachyliła się tak bardzo, że gdyby Kornas był zainteresowany kobiecymi wdziękami mógłby swobodnie puścić żurawia w jej dekolt. I chyba nawet puścił ale jak zwykle nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia. Za to od strony Versany ładnie się się prezentowały tylne atuty jej koleżanki w tych skórzanych spodniach gdy się tak wymownie nachylała nad stołem. I to widocznie z pełną premedytacją sądząc po jej prowokującym, bezczelnym uśmieszku.

Versana rzuciła więc okiem w kierunku, w którym wcześniej patrzyła jej kochanka chcąc tym samym dostrzec mężczyznę o którym przed chwilą mówiła Łasica.

- To powodzenia kelnereczko. - rzekła dając w następnej chwili soczystego klapsa w tak pięknie wyeksponowany tyłek - Tylko wróć tu do mnie. Wiesz. Będę tęsknić. - dodała nieco kokieteryjnie.

- No za takiego ładnego klapsa to na pewno wrócę. - Łasica wstając ponad ławą z już pełnym kuflem równie kokieteryjnie nachyliła się nad tą ławą do koleżanki by obiecująco pogłaskać ją po policzku. I teraz ta tak samo jak przed chwilą Kornas mogła zajrzeć za jej ciekawie wyglądający dekolt. A potem wstała i ruszyła przez zatłoczoną salę przykuwając jedno czy dwa spojrzenia gości zwabionych jej zgrabną figurą. Ale ciemnowłosa zniknęła gdzieś za rogiem, wcale nawet nie zbliżając się do stołu Impresario. Chociaż gdzieś tam były toalety i wejścia na pokoje na piętrze a Versanie zdawało się, że przed chwilą jakiś mężczyzna wstał od stołu niziołka i zniknął gdzieś właśnie w podobnym kierunku.

Wdowa po kupcu znów została jedynie w towarzystwie swojego pracownika. Mimo, że wszystkie ławy były pozajmowane to jakimś dziwnym trafem do nich nikt się nie chciał dosiąść. Nowo przybyli goście zmierzali po prostu bezpośrednio do szynkwasu. Ver zmuszona była do picia piwa w samotności. Kątem oka dostrzegła tylko jak od czasu do czasu spogląda na nią Kornas z ewidentnym wyrzutem na twarzy. Oczywistym było to, że w jego gardle panowała Nehekharemska susza lecz nie mogła nic z tym zrobić. Dzisiejsze walki były priorytetem. Postanowiła jednak upijać piwo w czasie gdy uwagę Kornasa przykuwało coś dziejącego się na sali. Czas zdawał się stanąć w miejscu. Tą monotonię przerwała jednak Łasica, która cicho niczym zwierzę od, którego przybrała pseudonim podeszła ją od tyłu, nachyliła się i szepnęła jej do ucha, że już wróciła. Chwilę później zajęła swoje miejsce i ponownie wróciła do rozmowy z koleżanka jak gdyby nigdy nic. Tym razem postanowiła jednak zagaić do eunucha, którego mina wciąż nie zdradzała za wiele emocji.

-----


- Mhm. - eunuch burknął tylko w ramach odpowiedzi na pytanie i drwiny Łasicy

- Spójrz tylko na niego. - brunetka rzekła skinając głową w kierunku swojego ochroniarza - Dawno nie widziałam go tak zdeterminowanego. Kim by jego przeciwnik nie był. Kornas wbije go w ziemie. Szczególnie gdy uda nam się. Przepraszam. - puściła oczko w kierunku właścicielki wężowego tatuażu - Uda ci się wcześniej zidentyfikować tego nieszczęśnika. - dodała z nuta ironi w głosie - Przejdźmy jednak do tego czego się dowiedzieć. Mianowicie. Pamietasz jak wspominałaś o zatrzymaniu mutantki przez naszą świętojebliwą koleżaneczkę? - zadała pytanie nie czekając jednak na odpowiedź wyższej rangą współkultystki - Jak dawno do tego doszło i jak wyglądała ta zatrzymana? Czym się wyróżniała?

Łasica zaśmiała się kiwając głową, na znak aprobaty dla ich zawodnika. - No! Kawał byka! - zawołała nachylając się nad stołem aby poklepać biceps kolegi. Ten skinął łysą głową w milczeniu i z powagą przyjmując ten komplement. Koleżanka więc usiadła z powrotem i wróciła rozmową do tego o czym właśnie rozmawiały.

- No tak, pamiętam. - rzekła bawiąc się kuflem. Zamilkła starając się pewnie przypomnieć tamte wydarzenia dzięki którym poznała Louisę Kruger. - No taka szara myszka. Zwłaszcza przy naszej blond kici. Kto wie? Może jakby ją umyć, wyszorować, ubrać to kto wie? - pozwoliła sobie na takie luźne dywagacje na temat pojmanej dziewczyny.

- Najłatwiej to byłoby ją poznać po skazie. O tutaj. - rzekła klepiąc się w prawy bok. - No ale tego nie widać przez ubranie. Nasza blond kicia dopiero to odkryła jak zdarła z niej ubranie. Ładnie z niej zdzierała to ubranie. Aż nie wiem czy wolałabym razem z nią zdzierać to ubranie czy, żeby ze mnie tak zdarła… - zamyśliła się i na ustach pojawił się lubieżny uśmieszek do tamtych wspomnień. Po czym wychyliła kolejny łyk z kufla i wróciła do rozmowy.

- A to było… - znów szukała w pamięci. Tym razem dłuższą chwilę. - Z tydzień temu. Może więcej. Ale już w tym roku. Parę dni po nowym roku. Jeszcze przed pierwszym spotkaniem w tym roku. Dlatego wtedy po spotkaniu uderzyłam do ciebie z tą blond kicią bo to tak prawie na świeżo było. - w końcu Łasicy jakoś udało się dość dokładnie określić kiedy mogła trwać tamta akcja. No musiało być gdzieś z tydzień temu skoro teraz mieli drugą połowę drugiego tygodnia.

- Wiesz może czy od tamtego czasu wykonano jakiś wyrok na kobiecie? - kobieta mówiła przytłumionym głosem po jej minie widać jednak było, że podchodzi bardzo poważnie do tej sprawy. Miała ściągnięte do środka brwi i lekko przymrużone oczy - A może jest ci coś wiadomo na temat samej mutantki? To bardzo ważne. Obawiam się, że to właśnie jej poszukujemy na polecenie szefa.

- Niieeee… - trudno było powiedzieć do czego odniosła się Łasica w tej pierwszej reakcji. Ale i w głosie i spojrzeniu była spora doza niedowierzania. - Ta mała siksa miałaby być tą co szuka szef? - zapytała z niedowierzaniem po chwili milczenia. - No nie wiem. Wątpię. Nie wydaje mi się. Szef jak o niej mówił tej jakiej szukamy to mi się wydawało, że to ma być ktoś wspaniały. Tak, że nic tylko paść do stóp i służyć. Jakby była jakaś ładna to ja nie mam nic przeciwko. - łotrzyk kręciła głową by wyjaśnić swoje wątpliwości. Ale jak zwykle, nawet teraz wydawała się bardzo łasa na wdzięki wszelkich ślicznotek co szybko zaznaczyła.

- I szef mówił, że jak ją zobaczymy to będziemy wiedzieć, że to ona. A ja tamtą myszkę widziałam i jakoś mnie nic nie szarpnęło. To już ta nasza blond kicia była znacznie ciekawsza. - dorzuciła jeszcze gdy przypomniała sobie co Starszy mówił o tej kobiecie z kazamatów. A ta którą tydzień temu zgarnęli łowcy czarownic widocznie jakoś nie zrobiła zbyt wielkiego wrażenia na Łasicy.

- A wyroku nie słyszałam by wykonali. Chociaż nie zdziwię się jakby też wylądowała w kazamatach. No bo gdzie indziej by ją mogli zabrać? - zapytała raczej retorycznie. Zwykle przestępcy lądowali w ratuszowym areszcie czekając na rozprawę. I drobne przestępca załatwiano od ręki by nie karmić darmozjadów. Ale jak ktoś miał znamię spaczenia to jego wina była tak oczywista, że czekał go czy ją tylko stos by skazać ciało ale uchronić duszę. A większość tych z ciężkimi wyrokami lądowała w kazamatach.

- No to jak jej nie wywieźli gdzieś do lasu czy nie utopili w morzu to pewnie mogli ją wysłać do kazamatów. Jak ją będą palić na stosie to pewnie w najbliższy festyn. Będzie można w nią rzucać gnojem, śnieżkami, kamieniami no kupa radochy dla gawiedzi. No chyba, że coś im nie poszło przy przesłuchaniu i im ta myszka skipiała. No to nici ze stosu i reszty zabawy. - rozłożyła ramiona dość obojętnie rozmawiając o naznaczonej przez Mroczne Moce kobiecie jaką pojmano w zeszłym tygodniu. Ale od tego czasu los jej wydawał się nieznany.

- A nie sądzisz, że mutacja sama w sobie jest rzeczą dość widoczną? Tak, że od razu byś wiedziała z kim masz do czynienia? - zapytała raczej retorycznie swoja niedowierzającą przyjaciółkę - Wspaniałość nie zawsze jest zauważalna na pierwszy rzut oka. Weźmy takiego Strupasa. Fakt. Brzydki jak kupa końskiego łajna ale na swój sposób i on jest wspaniały. - to porównanie wydało się jej całkiem trafne. Pomimo, że powierzchowność ulicznika była odpychająca a wręcz odrażająca to Ver jednak czuła do niego swojego rodzaju respekt i szacunek. Liczyła się z jego zdaniem, gdyż wiedziała, że to co widoczne dla oka jest tylko swojego rodzaju powłoką, kamuflażem - Z resztą coś w tej szarej myszce musiało być niepowtarzalnego, wspaniałego że nasza kochanica z młotem w łapie zwróciła na nią uwagę. - dodała swoje spostrzeżenie a następnie spojrzała pytająco na ciemnowłosą współkultystke - Nie sądzisz? Poza tym odwiedziłam dzisiaj kapłankę tej białej przepiórki. - rzuciła z drwina podśmiechując się szyderczo - Opowiedziałam jej bajeczkę o tym, że chcę wesprzeć potrzebujących i zepchniętych na margines. Ona zaś łyknęła te farmazony jak indyk kluseczki. - wybuchła śmiechem aż kilku gości odwróciło z zaciekawieniem głowy w jej kierunku. Przyjmując to jednak za coś normalnego o tej porze w gospodzie po chwili wrócili do tego co przed chwilą robili - Co one mają z tymi ptakami? W każdym razie tak na poważnie. - doprowadziła się się do porządku i kontynuowała - Powiedziała mi, że w kazamatach aktualnie przebywa tylko jedna kobieta, której wina jest widoczna i oczywista oraz, że one nie są w stanie jej pomóc. - kultystka zrobiła chwilę przerwy w swoim słowotoku aby upić kolejny haust już raczej ciepłego trunku - Nadal myślisz, że to raczej nie ta dziewuszka, która widziałaś tamtego feralnego wieczoru? Wiem, że mogę się mylić ale jak dla mnie to coś w tym jest. Za dużo podobieństw jak na mój gust. Z resztą intuicja mi to podpowiada a ponoć nasz jest nieomylna. - upiła kolejnego grzydla opróżniając już kufel do cna a następnie wbiła pytające spojrzenie w swoją śliczną koleżaneczkę.

- No nie wiem… - Łasica odparła po chwili zastanowienia. Wydawała się skonfundowana takim postawieniem sprawy. Bawiła się chwilę wodząc palcem po krawędzi swojego kufla. W końcu wzruszyła ramionami i widząc, że koleżanka też osuszyła swój kufel bez ostrzeżenia przeciągle gwizdnęła na palcach w kierunku baru przykuwając uwagę tej kelnerki. Kilka osób odwróciło się zaskoczonych tym krótkim, ostrym gwizdem i chyba jeszcze bardziej tym, że ten typowy, męski gest wykonała kobieta. A kelnerka skinęła w ich stronę głową i zaczęła szykować się by do nich podejść z nowymi kuflami.

- A nasza blond kicia nie zwróciła na tą myszkę specjalnej uwagi. Rozbierała nas po kolei, jak leci. Jakby widziała kto ma skazę to by od razu ją wyłowiła. Do mnie nie doszła jak już znalazła tą małą. - jakby mimochodem wróciła do zdarzeń z zeszłego tygodnia. I to, że Kruger wówczas nie potraktowała jej tak jak innych wymówiła z nieukrywanym żalem.

- No jak ta twoja ptasznica mówiła, że jest jedna… no to może i ona… chociaż mówię ci, że ja bym na nią drugi raz nie spojrzała jakbym ją mijała na ulicy czy w karczmie… sama nie wiem… - Łasica przyznała się do swojej niewiedzy. Niby nie znalazła luk w rozumowaniu Versany ale nadal chyba trudno było jej uwierzyć, że tamta “myszka” mogła być tą którą mieli wydostać z kazamat. A w międzyczasie podeszła do nich kelnerka wymieniając pełne kufle na puste.

- Ciekawe więc skąd wziął się taki pomysły w głowie ludzi tego Olega aby zrobić tego rodzaju rewizję wśród karczemnych klientów? - zapytała zaciekawiona kultystka - Może to zbieg okoliczności. W każdym razie nie będę wyciągała pochopnych wniosków i o wszystkich moich przypuszczeniach opowiem po prostu Szefowi. - skwitowała sięgając po świeżo podstawiony kufel.

Obie kobitki popijały browar lustrując pobieżnie a to wszystko co działo się dookoła, a to siebie puszczając sobie przy tym od czasu do czasu oczko. Ver w pewnym momencie zorientowała się, że musi siedzieć tu na tyle długo iż przywykła do lokalnego zapaszku. W karczmie było tak wielu ludzi, że gdyby stojąc w tym tłumie człowiek uniósł nogi zawisł by w powietrzu. One jednak wciąż siedziały przy ławie z jednym pustym miejscem. Raz jeden tylko jakiś mocno wstawiony marynarz chciał się dosiąść zagadując je tanim podrywem. Został jednak niezbyt mile przywitany. Wpierw przez nieprzychylne spojrzenia pań. Następnie zaś przez samego Kornasa, który w typowy dla siebie sposób wstał i pokazał mu wyprostowaną ręka gdzie jego miejsce. Na szczęście dla samego pijaczka nie stwarzał problemu i grzecznie się żegnając zmienił miejscówke.
 

Ostatnio edytowane przez Pieczar : 21-08-2020 o 18:19.
Pieczar jest offline  
Stary 08-08-2020, 14:03   #55
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
W pewnym momencie Kornas ożywił się. Przykuł tym uwagę swoich koleżanek. - O. Coś się dzieje. - I rzeczywiście od stołu zajmowanego przez niziołka i jego świtę wstał jakiś mężczyzna i przez zatłoczoną salę ruszył prosto w ich stronę patrząc wprost na Kornasa. Wcześniej gdy Łasica wróciła ze swoich łowów przyniosła dwie wieści. Kornas jako debiutant miał stoczyć walkę z innym debiutantem no ale kto to był tego koleżance nie udało się dowiedzieć. Oraz to, że walki chyba raczej nie odbędą się tutaj bo jej rozmówca mówił, że “pojadą” no to jeśli mu wierzyć no to tutaj mógł być tylko punkt kontaktowy.

- Jesteś gotowy na walkę? To zbieraj się. Zaraz ruszamy. - odparł mężczyzna jaki zatrzymał się przy Kornasie i mówił do niego zerkając tylko na siedzące po drugiej stronie stołu kobiety.

Ver spojrzała tylko słodko ma stojącego na wprost niej osiłka. Nie miała zamiaru w żaden sposób go kokietować. Nie chciała jednak wychodzić ze swojej roli. Zlustrowała go od góry do dołu i puściła mu zalotnie oczko. Nie mniej nie wysilała się zbytnio. Wszak wiedziała, że jest on tylko pachołkiem a wszystkie sprawy związanych z walką i ewentualnymi zakładami dogada z pstrokatym halfingiem.

Osiłek spojrzał na nią z zaciekawieniem, na Łasicę siedzącą obok też a ta posłała mu równie słodki uśmiech. Ten skinął głową i na chwilę jeszcze zostali we trójkę gdy wysłannik impresario wrócił na swoje miejsce. Posiedzieli jeszcze chwilę ale zamieszanie przy innym stole sprawiło, że trzeba było wstać i podejść. Tym razem całą ich trójkę prowadził Kornas i on dość prostolinijnie podszedł do niziołka i jak to miał w zwyczaju czekał na polecenia. I się szybko doczekał.

- Aaa! Jesteś mój drogi! I jak samopoczucie? Jesteś gotowy spuścić komuś łomot? - niziołek z werwą podszedł do Kornasa i wydawał się przy nim mikry jak karzełek. Ale i tak bez trudu zdominował go swoją osobowością i potokiem przyjaznych słów pewnie podobnie jak wcześniej swoją świtę przy stole. Mimo, że sięgał głową może do wielkiego brzucha osiłka.

- Tak. Jestem gotów. - łysy odparł równie poważnym tonem jaki miał przez większość wieczoru. Dało się wyczuć, też jego podekscytowanie. Teraz dopiero chyba Impresario zorientował się, że gladiator dzisiejszego wieczoru nie jest sam.

- A kim są te piękne damy? - niziołek z zaciekawieniem zadarł głowę do góry patrząc na Versanę i Łasicę. Mówił jak rasowy amant i wodzirej, do kogo się nie zwrócił wydawał się poświęcać mu uwagę całkowicie a z tak ujmującą osobowością każdy pewnie wydawał się zaszczycony jego atencją.

- To moja pani. I Łasica. - Kornas bez specjalnej finezji przedstawił obie kobiety dosłownie wskazując każdą z nich dłonią dając przykład, że jako lokaj czy służący to raczej ciężko by mu było zrobić karierę.

- Ah, co za ślicznotki! Całuję rączki pięknym paniom! - Impresario wydawał się nimi równie zachwycony jak przed chwilą nowym zawodnikiem. Pocałował grzecznie dłoń każdej z nich co sądząc po uśmiechu Łasicy bardzo jej schlebiało i przypadło do gustu. - Czy mam rozumieć, że piękne panie zaszczytną naszą skromną uroczystość dzisiejszego wieczoru? - niziołek zapytał z czarującym uśmiechem co brzmiało jak i pytanie jak i zaproszenie.

- A ja zachodziłam w głowę gdzie podziali się prawdziwi mężczyźni. - rzuciła zadziornie w kierunku hobbita ciemnowłosa piękność - Oni zaś cały czas przemykali poniżej poziomu oczu. Na to bym nie wpadła. - zachichotała uroczo - Widocznie słowa odnajdują odzwierciedlenie w rzeczywistości, bo jak się to mawiają. Mały ciałem, wielki duchem. - wdowa wtrąciła swoisty komplement po czym wyciągnęła rękę w kierunku rozmówcy chcąc sprawdzić czy niziołek nie rzuca słów na wiatr - Jak wszystkie kobiety jesteśmy łase na komplementy. Poza tym, tak uroczym dżentelmenom się nie odmawia. - szeroki uśmiech zawitał na ślicznej buźce wesołej wdówki - Chętnie przyjmiemy zaproszenie. Mamy również nadzieję, że osobiście będzie nam pan towarzyszył w trakcie tej podróży.

- Naturalnie. - Impresario skłonił się jak na amanta ze sztuk teatralnych i romansów przystało i pocałował wyciągniętą dłoń. Po czym skoro formalności mieli załatwione to dał znać i całe pstrokate i żywiołowe towarzystwo się ruszyło od stołu. Wyszli przez główne wejście na mroczne o tej porze doby miasto. Tam część jego obstawy poszła najpierw wzdłuż frontu budynku a potem zniknęli za rogiem. Ale on sam i dwóch jego ochroniarzy zostało przy nim tak samo jak Kornas i jego dwie towarzyszki.

- Jeszcze tylko taka mała formalność. - zaczął niziołek dość przepraszającym tonem jakby chodziło o coś na co nie bardzo ma ochotę ale jednak trzeba to zrobić. - Bardzo bym was prosił byście to założyli. To niestety konieczność aby wziąć udział w tym naszym skromnym, wieczornym spotkaniu. - wyjaśnił Impresario wyjmując coś co chyba było kawałkami ciemnego materiału. Idealnie się nadającego na opaski na oczy. Łasica spojrzała pytająco na niego, na te opaski i w końcu na koleżankę. Bo Kornas przyjął to równie bezrefleksyjnie jak i wszystko co działo się wcześniej.

- A czy to konieczne? - koleżanka Versany zapytała na wszelki wypadek wracając spojrzeniem do niziołka.

- Nie będę nalegał. Ale jak ktoś tego nie włoży to niestety nie będzie mógł się udać razem z nami. Traktujcie to jak bilecik. - wyjaśnił niski dżentelmen i wydawało się, że mimo pierwszorzędnych manier no to jednak w tym punkcie będzie się jednak upierał przy swoim.

- To chyba za wcześnie na takie gierki. Nie wiem nawet jak ci na imię maestro. - rzuciła żartobliwie chcąc poznać imię nieznajomego karzełka - Chyba się pospieszyłam z tymi komplementami a propos prawdziwych mężczyzn. Dość osobliwe maniery względem nowo poznanych dam. - dodała udając nieco oburzoną, obrzucając przy okazji resztę zgromadzonych by upewnić się czy ktoś jeszcze zasłania sobie oczy.

- Widzę, że to warunek konieczny. Nie pozostaje nam nic innego jak przywdziać te opaski. - wyciągnęła rękę w kierunku wodzireja, który trzymał kawałki czarnego materiału - Mam nadzieje, że jako wzorowy gospodarz umili nam pan tą przechadzkę miła rozmową. - uśmiechnęła się serdecznie ukazując swoje bialutkie ząbki.

- Postaram się zrobić co w mojej mocy by zadość uczynić pięknym paniom i temu dzielnemu wojownikowi za te niedogodności. - niziołek ponownie zrobił się wylewny ale samo zawiązywanie opasek sobie darował. Podał je jednemu ze swoich ludzi i ten stanął za Versaną po czym z zauważalną wprawą zawiązał jej oczy.

- Jeszcze jakby było coś do zatkania ust to już prawie jak w domu. - Versana poczuła przy swoim uchu przyjemnie ciepły oddech Łasicy pełen mieszaniny niepokoju i podekscytowania. Ale zaraz i ją spotkał ten sam los co młodą wdowę więc po chwili stania na mrozie poczuła jej dłoń jaka łapie jej własną dłoń. Ten znajomy dotyk jakoś pomagał wystać niepewnym własnego losu.

- A! I już jest. A teraz zapraszam piękne panie do środka. - niziołek odezwał się gdy przy skrzypieniu śniegu zbliżyło się końskie parskanie, wytłumiony przez śnieg odgłos kopyt i odgłosy powozu. Potem trzaśnięcie drzwi gdzieś przed sobą. A potem jakaś dłoń pomogła jej wejść na stopień powozu a potem do środka. W środku było zdecydowanie cieplej niż na zewnątrz. Chociaż nie tak ciepło jak w karczmie. Zaraz obok niej usadowiła się Łasica a za nią pewnie Kornas. Za to naprzeciwko usiadł Impresario i ktoś jeszcze. Potem drzwi się zatrzasnęły i powóz ruszył przed siebie.

- Może coś do picia? Mamy grzane wino i brandy. Mam nadzieję, że obejdzie się bez różnych psikusów ze zdejmowaniem bileciku. Gdy dojedziemy na miejsce oczywiście będziecie mogli patrzeć do woli. Ale wcześniej no obawiam się, że byśmy musieli wyprosić kogoś z sali. - niziołek jednocześnie czynił honory gospodarza i coś tam po ich stronie szeleściło i brzdękało więc może faktycznie mieli jakieś trunki. Ale jednak okazał się dość konsekwentny gdy upominał o należyte zachowanie w tym powozie zupełnie jakby już darzało mu się wozić jakichś “psikuśników”.

- Waś mość może być spokojny. Nie zwykłyśmy łamać danego słowa. - Ver bez chwili zawahania odparła tak jak nadworna etyka nakazuje - Nie znamy jednak wciąż twojego imienia? Nie chce też zwracać się bezosobowo. - sprytnie wplotła zapytanie - Zaś co do napitku. Racja. Zdecydowanie zaschło mi w gardle. - niepostrzeżenie złapała za udo swoją koleżankę licząc, że ta nie zorientuje się kto pokusił się na taki czyn. Cała ta sytuacja a może te dwa wypite piwa wprawiły ją w znakomity humor więc z uśmiechem na ustach zapytała - Posiadacie może tileańską wiśniówkę?
 

Ostatnio edytowane przez Pieczar : 21-08-2020 o 18:33.
Pieczar jest offline  
Stary 08-08-2020, 22:16   #56
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację

Truciciele, od lewej: Kurt Żabiooki, Kinol Kucharz, Purchawa i Wiedźmooka

Strupas wrócił od Opal ukontentowany. Powoli zaczynał mu w głowie układać się plan. Knucie jest przyjemne, zawsze lubił knuć. Ale pierwsze zająć się kopytymi.
- Uhhh, ależ zapaszek! Aż włosy w nosie się rozpuszczają! Dobra Kinol, twoja kolej. Kombinuj jak to zapodać do żarcia, by kopytni łyknęli.
- Jest zima, są pewnie tak głodni że zaczynają zjadać się nawzajem. To nie ten typ co robi zapasy, wiesz. Wypatroszyłbym zanętę, poszatkował płucka, flaczki i wszystko w środku, zmieszał z krwią, poczekał aż zacznie lekko capić. Potem dodał naszej tynktury do farszu, nadział jak prosiaka i podrzucił. Flaki dla drapieżników zawsze najlepszy kąsek, a posiekane starczą dla wszystkich. Ale jak mamy wytruć całe plemię to musi być przynajmniej duży jeleń. Albo łoś, albo ze dwóch ludzi.
- Dodałbym jeszcze jakiegoś wzmacniacza, by trochę postali na nogach zanim padną. Coś jak ta szpryca co czasami naszym przed walką daje Opal
- zadumał się Strupas i spojrzał na Wiedźmooką.
- Skąd ty Kinol wiesz, że nie robią zapasów? Albo co oni właściwie tam robią? Byłeś u nich? - Żabiooki zapytał pół żartem pół serio kolegę skąd zna takie detale z życia rogatych. Uśmiechnął się przy tym ironicznie co z jego wyłupiastymi oczami wyglądało dość komicznie.
- No ale ma rację z tym warchlakiem. Ilu by go spróbowało? Mały jest. Trzeba by tego więcej. - Purchawa machnął na to ręką i zafrapował się czym innym. Wskazał na młodego dzika. Na parę osób byłaby niezła wyżerka. No ale choćby na taką społeczność jak mieli tutaj to byłoby tego niewiele.
- Jak coś będziemy w nim szatkować i robić z niego mielonkę to trzeba będzie go rozciąć. A wtedy będzie widać, że był ruszany i to nic świeżego. - Kurt wskazał drewnianą łychą na warchlaka.
- No coś na wzmocnienie może i mamy ale to raczej jest do wypicia na miejscu. Nie wiem jak zadziała na mrozie po nie wiadomo jakim czasie. - Wiedźmooka wreszcie dopchała się do głosu by odpowiedzieć na to o co garbus pytał.
- Nawet można by warchlaczkiem otruć kilku, a ich poćwiartować ich na "większe" danie. To już jest plan. Robimy warchlaczka, będzie się piekł więc można przy nim majstrować. - Strupas zadowoliny zatarł ręce - Kurt, znasz jakieś miejsce gdzie można by go przygotować tak by jakiś patrol się na niego napatoczył? Zdobędziemy mięsko i jednocześnie zrobimy próbę generalną.
- Hmm… - Żabiooki zamyślił się chwilę szukając natchnienia w mrokach sklepienia jaskini nad głową. Podrapał się tą łychą po zarośniętym policzku by sobie pomóc. - Tak. Chyba tak. Nie wiem tylko czy akurat będą tam jak my będziemy. Ani co zrobią jak nas wywęszą. - przyznał po tej chwili zastanowienia.
- Zostawimy pieczyste na ogniu, zapach się niesie, a sami musimy się zaczaić by obserwować efekty. Myśl Kurt. Będziemy cholernymi bohaterami. Tylko dobrze to trzeba obmyślić. Oni rozumem nie grzeszą, to nie Kopf.
- Domu może nie zbudują. Ale w dziczy umieją przetrwać. To i na tym co da się zeżreć znać się muszą.
- zauważył Kinol dość filozoficznie. Kurt spojrzał na niego, na Strupasa i pomachał tą łychą jakby to mu pomagało się namyśleć.
- No można spróbować. - powiedział w końcu po tej chwili zastanowienia. - Oni mają niezły węch. Jak pies. Zastanawiam się właśnie jak tu zrobić by nas nie wywęszyli skoro mamy obserwować widowisko. - myśliwy mówił jakby to nie była taka błaha sprawa.
- Ja już miastowy się zrobiłem, lepiej was posłucham - zgodził się z oboma - pewnie wszystko rozbije się o to, jak są głodni... Może Opal ma coś? Kryształową kulę albo tynkturę co maskuje zapach? - Strupas spojrzał na Wiedźmooką.
- Oj mistrzyni miała dużo pracy w dzień to teraz jest zmęczona. - pomagierka Opal szybko pokręciła głową na znak, że teraz wolałaby nie niepokoić swojej mistrzyni.
- Zapach to zapach Strupas. - Kurt znów zabrał głos. Ale, że chyba reszta nie bardzo zrozumiała o co mu chodzi po tak krótkim zdaniu to dopowiedział resztę. - Pewnie, że można czymś zamaskować jakiś zapach. Ale wtedy będzie można wyczuć ten wierzchni zapach. - rzucił dodatkowym wyjaśnieniem wciąż się nad czymś zastanawiając.

W końcu warchlaczek został przygotowany na pieczyste, jako że po wypatroszeniu zostało sporo dobra, Kinol wykazał się inicjatywą i z krwi, flaków i siekanych sromotników zrobił kaszanki. Byli gotowi.
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 09-08-2020, 00:00   #57
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 17 - 2519.I.13; bzt (5/8); późny wieczór

Miejsce: Nordland; pustkowia; wybrzeże; miejsce walk
Czas: 2519.I.13; Bezahltag (5/8); wieczór
Warunki: noc, ciemno, zaśnieżona plaża, pogodnie, mroźno, powiew


Versana



Właściwie to podróż powozem zrobiła się całkiem przyjemna. Można by nawet się nią cieszyć w pełni gdyby jeszcze było wiadomo dokąd i po co się jedzie. I kto tak naprawdę siedzi na drugiej kanapie powozu. Ale poza tym było całkiem przyjemnie. Wino, kobiety no i rozmowa z intersującymi rozmówcami. Bo impresario w końcu się przedstawił jako Theo. - Możecie mi mówić Theo. - rzekł w odpowiedzi na pytanie kobiety siedzącej w narożniku kanapy.

- To nie nazywasz się Impresario? - Kornas zapytał jak najbardziej poważnie. Tak to przynajmniej na słuch brzmiało. Co zresztą wywołało uśmiechy i niziołka i Łasicy.

- Impresario też może być. - wyjaśnił mu Theo dobrodusznym tonem jakby nie robiło mu to większej różnicy. No a w międzyczasie gdzieś jechali a on bawił swoje damy rozmową i trunkami. Łasica zresztą też nie próżnowała. I po pierwszych paru chwilach gdy była cicho zrobiła się całkiem wesolutka. A nawet bezczelna.

- Ale chyba nie wieziecie nas do jakiejś sekty? - zapytała z przekorą w głosie. - Teraz to wszędzie tego pełno. Chodzisz kupować gdzieś chleb całe życie a potem się okazuje się, że widzisz jak piekarza palą na stosie za herezje. - wyjaśniła z pełnym przekonaniem jak na dzierlatkę przestraszoną w jakich przyszło jej żyć czasach wypadało.

- Ależ nie! Skądże! Po prostu ta mała uroczystość na jaką zmierzamy polega w sporej mierze na dyskrecji. Gdyby to stało się rozrywką dla mas straciłaby wiele na swoim uroku. Możecie to traktować jako klub dla wtajemniczonych. Dlatego mam nadzieję, że utrzymamy wszyscy tą sprawę w dyskrecji. Gdyby sprawa się wydała obawiam się, że musielibyśmy zamknąć ten interes i przenieść się do bardziej dyskretnego miasta. - Theo z miejsca zaprzeczył jakoby miał jakieś niecne zamiary. I z typową dla siebie galanterią wyłuszczył na czym polega zabawa. Łasica czasem coś przytakiwała czy się dopytywała ale raczej pozwalała mu mówić. Zwłaszcza, że w sztuce mówienia niziołek był naprawdę świetny. A bywalczyni ulic, tawern i burdeli słuchała go jedną dłonią trzymając podarowany puchar a drugą dłoń koleżanki. I prawie od początku podróży trzymała tą dłoń na swoim podołku. A ten okazał się tak samo cieplutki co gościnny chociaż na pozór wydawało się, że obie panny po prostu dodają sobie otuchy trzymając się za ręce i tylko przypadkiem miało to miejsce w okolicach zwieńczenia ud jednej z nich. Ud opiętych skórzanymi nogawkami całkiem przyjemnie nagrzanymi od żywego, jędrnego ciała.

W końcu jednak dojechali na miejsce. Powóz zatrzymał się, konie parsknęły i otwarły się drzwi. Niziołek dalej pełnił rolę gospodarza i wysiadł pierwszy po czym najpierw Versana, potem pozostała dwójka wysiadła na śnieg. Dało się wyczuć szum morza i słony zapach. Musieli być gdzieś na wybrzeżu. Ktoś podał jej dłoń przy wysiadaniu by łatwiej zeszła na dół. I tak przeszli kawałek. Szło się tak sobie przez ten śnieg. Skądeś dochodziło parskanie koni i wytłumiony gwar głosów. Wreszcie ktoś podszedł do nich i ściągnął im opaski. Pierwszy widok był raczej mało porywający. Puste, zaśnieżone wybrzeże nocą. Nie było się co dziwić nieco rozczarowanemu komentarzowi Łasicy.





- Ale wygwizdowo. - mruknęła rozglądając się po tym pustkowiu. Wyjechali z miasta to było pewne. I pewnie byli gdzieś na zachód od niego bo brzeg był płaski a po wschodniej części wznosiły się klify. I to tyle co dało się powiedzieć o tej bezimiennej plaży. Nawet nie bardzo było wiadomo, gdzie jest miasto. Może w dzień byłoby je stąd widać a może i nie ale nocą widok nie przekraczał kilkuset kroków.

- Proszę spojrzeć w tą stronę. - Theo uśmiechnął się lekko wskazując na tą stronę jaką w pierwszej chwili mieli za plecami. I faktycznie. Z drugiej strony były znacznie ciekawsze widoki. Czekające powozy, sanie i konie pod opieką woźniców i reszty podobnego personelu. A dalej postacie. W pierwszej chwili wydawało się, że wszystkie są na czarno. Ale to pewnie przez ten mrok nocy. Musiało być ich ze dwa, może trzy tuziny. Skoncentrowane wokół dwóch ognisk i kilku wbitych w śnieg pochodni. Więc trudno było dostrzec detale, zwłaszcza twarzy. A do tego chyba wielu z gości miało kaptury, czapki, szale, chusty które częściowo lub całkowicie dodatkowo zasłaniały ich fizjonomię.

Ale po drodze Theo zdążył ich co nieco wprowadzić co jest co. A więc najpier była przystawka. Coś na rozgrzewkę. Czyli walki kogutów i psów. To był prawie stały punkt programu. Dzisiejszego wieczoru miały być jedna lub dwie walki ptaków i podobnie psów. Zależy ilu ostatecznie będzie zawodników. W tak improwizowanych warunkach niestety nie można było wszystkiego do końca zaplanować.

Po tej przystawce czas było na pierwsze danie. Czyli walkę debiutantów. Właśnie w niej miał brać udział Kornas. Jak twierdził Theo walki były najciekawsze wówczas gdy wydawały się nieprzewidywalne. A gdy obie strony były debiutantami to nikt ich nie znał i nie wiadomo było czego się spodziewać. Dlatego występ debiutantów zawsze podnosił emocje. No a na koniec, jako danie główne, była przewidziana walka weteranów areny.

- O. A to jest Pietro o jakim wam wspominałem. Ja niestety muszę opuścić tak piękne panie niestety obowiązki wzywają. Ale przekazuję was w dobre ręce. - o Pietro faktycznie mówił podczas podróży. Miał być skarbnikiem i przyjmował zakłady. Oczywiście, że można było robić zakłady. A nawet wypadało. Theo nie ukrywał, że to było ich główne źródło dochodów na organizowanie tego wszystkiego. Więc osoby z wężem w kieszeni nie były mile widziane i dziwnym zrządzeniem losu w końcu jakoś zapominano wysłać im zaproszenie na kolejne spotkanie.

- Ah, to ty jesteś tym debiutantem tak? - Pietro podszedł do nich gdy widocznie w paru słowach Theo wprowadził go w sprawę nim ruszył dalej. A Pietro został z nimi. Na obie kobiety ledwo spojrzał i widać było, że najbardziej interesujego zawodnik. Kornas z poważną miną przytaknął na jego pytanie skinieniem łysej głowy.

- Dobrze, dobrze… wyglądasz na dużego… i silnego… dobrze, dobrze… Umiesz się bić? Co? Będziesz się bił? Nie padniesz od jednego ciosu? To źle wygląda, jak walka trwa tak krótko. Widzowie lubią widowisko. To jak? Będziesz się bił? Ustaniesz na nogach? - Pietro widocznie nie po raz pierwszy tak rozmawiał z zawodnikiem, nawet debiutantem. Ale jak na standardo Kornasa to pytał go trochę za dużo i za szybko cały czas go oglądając, sprawdzając jego ręcę, oczy, klepiąc po barkach czy klatce piersiowej. W tym też miał niezłą wprawę. Ale łysa głowa jego milczącego rozmówcy już nie wiedziała czy ma się kiwać czy zaprzeczać bo ochroniarz Versany w końcu spojrzał na niego skonsternowany nie bardzo wiedząc na które pytanie powinien i jak odpowiedzieć. Ale w końcu padło pytanie które zaskoczyło nie tylko jego.

- Lubisz bić kobiety? - Pietro zapytał niespodziewanie gdy akurat oglądał dłoń Kornasa i sprawdzał jak się zwija w pięść. Łysy zmrużył powieki w zdziwionym spojrzeniu, zresztą tym razem Łasica także. - Lepiej byś lubił. Bo twoim przeciwnikiem jest kobieta. - Pietro chyba brak zaprzeczenia uznał za potwierdzenie bo puścił dłoń kastrata i zaczął sprawdzać drugą.

- Baba?! Kobieta?! - Kornas i Łasica zapytali prawie jednocześnie całkowicie zaskoczeni taką informacją. Kornas był chyba może nawet trochę rozczarowany a jego koleżanka głównie zaskoczona.

- Tak baba. Tak kobieta. Wychodzimy z założenia, że jeśli kobieta ma ochotę dostać albo spuścić łomot to ma do tego takie same prawa jak mężczyzna. I mamy ich parę. Chociaż większość walczących to jednak mężczyźni. - Pietro gładko wyjaśnił prawie rutynowym tonem zerkając po kolei na całą trójkę. W końcu cofnął się o krok i zaczął oglądać zwalistą sylwetkę zawodnika jako całość.

- Więc jak? Będziesz się bił z kobietą? Czy masz z tym jakiś problem? Niektózy mają opory. Lepiej byś nie miał bo nie bardzo masz wybór walczyć z kimś innym. A już poszły zakłady na parę debiutantów. Właśnie. Przyjmuję zakłady. Obstawiacie coś? - człowiek z obsługi zawodów popatrzył pytająco na Kornasa jak będzie z jego chęcią walki z zawodniczką a nie zawodnikiem. Ten niemrawko wzriszył ramionami i zerknął na wszelki wypadek na swoją panią czekając na jakąś podpowiedź.

- Walka będzie bez broni. Żadnych ukrytych ostrzy, kastetów ani nic takiego. Ani pancerzy. Walczycie w samych koszulach. Nie sprawdzamy tego ale jak kogoś złapiemy, że kantuje to przegrywa walkę. - zasady wydawały się całkiem proste. - Można bić, kopać, dusić, łapać, capać i tak dalej. Jak się biłeś kiedyś w karczmie to coś takiego. - Pietro co sam miał wygląd ulicznego rzezimieszka i cwaniaka sprawnie wprowadzał towarzystwo dalej w te zasady walki. - Jak będziesz miał dość w każdej chwili możesz się wycofać. Wystarczy podnieść ręce do góry albo zacząć wrzeszczeć, że się poddajesz. Wtedy jest koniec i przeciwnik wygrywa. To samo jak on się podda. Znaczy teraz u ciebie to ona. - Pietro machnął ręką jakby z nawyku mówił o zawodnikach jako mężczyznach i widocznie rzeczywiście zbyt wiele kobiet nie walczyło na arenie. - To samo jak stracisz przytomność. Nie ma żadnych przerw czy rund walczycie dotąd aż zdatne do walki będzie tylko jedno z was albo ktoś się podda. No chyba, że impresario się wtrąci i będzie kazał przerwać walkę. No to masz wtedy przerwać. Rozumiesz? - Pietro skończył omawiać te zasady i na końcu uważnie popatrzył na nowego gladiatora czy ten zrozumiał co i jak z tymi zasadami. No i wrócił jeszcze raz z tym pytaniem o zakłady.



Miejsce: Nordland; okolice Neues Emskrank; rzeka Salz; osada odmieńców
Czas: 2519.I.13; Bezahltag (5/8); późny wieczór
Warunki: półmrok, chłód, wieczorna biesiada


Strupas



Warchlak został spreparowany i był gotowy do użycia. To kto miałby to jutro zrobić to już należało głównie do Kopfa i na to takie biedne żuczki jak zespół trucicieli nie bardzo mieli wpływ. Ale było prawie pewne, że wódz wyznaczy kogoś z nich do tego ryzykownego zadania. Ale na razie temat warchlaka, wściekłych zwierzoludzi, Kopfa i całej reszty stopniowo zszedł na dalszy plan. Była okazja się spotkać, pogadać, pośmiać się i wypić bo ktoś wyciągnął tykwę ze sfermentowanym sokiem to od razu zrobiło się weselej. I głośniej. Może nawet za głośno bo w pewnym momencie odwiedziła ich uczennica Opal.

- Chłopaki jak już skończyliście no to wiecie… Mistrzyni chciałaby się teraz położyć. - poprosiła ich grzecznie no ale wiadomo było, że mało kto odważył się zadzierać z jej mistrzynią. Nawet wódz przecież się z nią liczył i słuchał co ma do powiedzenia.

- A Opal nie chce się do nas dołączyć? Mamy tu całkiem dobry soczek. - zapytał rubasznie Kinol chyba troszkę się dając ponieść entuzjazmowy. Ale Wiedźmooka lekko przekrzywiła na niego głowę w czymś co chyba było krytycznym spojrzeniem a bardziej przytomni koledzy szybko go uciszyli i zaczęli się zbierać do odejścia. Właściwie co mieli do zrobienia to zrobili i wszystko miało dziać się jutro.

Zebrali się i ruszyli Korytarzem Czaszek w kierunku jaskini zajmowanej przez większość odmieńców. Żabi syn zastanawiał się czy jutro będzie śnieżyć. Na to też nie mieli wpływu ale jakby była jakaś zadymka to ani nie bardzo było jak wychodzić z jaskini ani pewnie rogaci by nie byli skłonni pałętać się po lesie. Chyba. Ale skoro nie mieli na to wpływu to nie było co więcej o tym rozprawiać.

Koniec końców towarzystwo przeniosło się do jednej z chat. Tu już mogli biesiadować swobodniej. Jedzenia było niewiele ale za to sfermentowanego soku i ziół całkiem sporo. Humory więc raczej dopisywały. Ktoś wyjął harmonijkę i na niej przygrywał więc zrobiło się prawie jak w jakiejś karczmie. Nawet dziewczyny się pojawiły. A dokładniej Lily którą pewnie zwabiły śmiechy i muzyka bo zawsze lubiła takie zabawy.




- Cześć. Można? Mam tykwę. - fioletowowłosa pytała raczej dla formalności. Jako jedna z najładniejszych dziewczyn w osadzie, do tego o przyjemnym obyciu była raczej lubiana. Zwłaszcza jak chodziło o zabawę. A i sama lubiła się zabawić. Więc i tym razem nikt jej nie odmówił prawa gościny pewnie nawet jakby przyszła z pustymi rękami.

Śmiechy na chwilę ucichły jak obok nich przeszła muskularna sylwetka zakończona łbem ogara. Hetzen. Szedł raźno przed siebie dzierżąc włócznię w dłoni jakby był gotów nią rozpłatać każdego i wszystko co ośmieli się stanąć mu na drodze.

- Nocne polowanie? - zapytał cicho Knut obserwując jak osiłek wilczym chodem zmierza w stronę wyjścia z jaskini.

- Sam? W noc? No co by nie mówić ma jaja. - Purchawa chociaż jak większość, nie przepadał za mięśniakiem to jednak odwagi nie mógł mu odmówić. Mało kto decydował się na samotne, nocne polowania. Zwłaszcza odkąd na zewnątrz grasowali zwierzoludzie.

Knut chwilę się zastanawiał czy Hetzen nie mógłby spróbować ich prosiaka. Nie do jedzenia! Ale zapach. Miał w końcu węch jak prawdziwy ogar. Jakby się nic nie poznał no to może i rogacze też nie. Przynajmniej po zapachu. Ale jakoś brakowało ochotnika co by miał odwagę zapytać go o to. Wiadomo było, że Hetzen z byle powodu lał w pysk. A i bez powodu mu się też to zdarzało.

W końcu do chaty przyszedł też Dritte. Albo przyszła. Płeć była dość niejasna. Strupas słyszał, że Pan Zmian obdarzył go czy ją wielką łaską. I podlegała ona ciągłej zmianie. Raz był to bardziej mężczyzna, raz kobieta ale jakoś tak trafiało, że jak garbus gościł w osadzie to tak jakoś był w przejściowej fazie. Opal podobno miała teorię, że rytm przemian Dritte jest uzależniony od wpływu księżyca. Tego właściwego czyli Morrslieba. No ale Morrslieb miał nieprzewidywalny rytm to może też i dlatego Dritte był czy była jeszcze bardziej zmienna niż mogła by być. Ale Dritte to nie przeszkadzało. Na pewno nie w robieniu interesów.

- Strupas a ty masz jakieś plany na powrót? Będziesz wracał do miasta? - Dritte zaczął rozmowę siadając obok garbusa. I nawet z bliska, w blasku ogniska nie bardzo wiadomo było czy to on czy ona. Gładka twarz i takie średnie włosy to jak się patrzyło jednym okiem to bardziej była jak u młodzieńca. A jak drugim to bardziej jak do dziewczyny. Ale nie zmieniało to sprawy o jakiej rozmawiali. Dritte dostrzegł okazję w przybyciu kogoś z miasta. Zwłaszcza jak ten ktoś by wracał do tego miasta. Bo jasne było, że z oczywistych przyczyn większość populacji tej ukrytej osady nie bardzo nadawała się by pokazywać się mieszkańcom miasta na oczy. Tak by ci z miejsca nie sięgali po widły, kamienie i pochodnie.

A Dritte była ciekawa czy Strupas mógłby pełnić rolę kuriera. Przenieść coś stąd do osady. A jeszcze lepiej z osady tutaj. Taki handel wymienny. No i co by mogli stąd opylić tam. Sami mogli zaoferować ten niezły soczek z różnych leśnych owoców, zioła na każdą okazję, może jakieś ozdoby czy broń z kości i drewna. Takie rękodzieło. Kto wie? Może jakieś mikstury Opal? No tylko co prawda najpierw trzeba by pogadać z samą Opal. Sami zaś byli skłonni przyjąć wszelkie wyroby cywilizacji. Od żywnosci przez, ubrania i narzędzia. Pod względem cywilizacyjnym osada co prawda była samowystarczalna jak każda wioska. Ale odizolowana na tym leśnym pusktowiu czerpała na braki wszystkiego.

- No wiem Strupas, że w pojedynkę to wiele nie przyniesiesz. I tak kawał twardziela z ciebie, że dałeś radę w taki śnieg. Ale pomyśl coś dobrze? - Dritte zdawał sobie sprawę, że jedna osoba nie ma szans zapewnić zaopatrzenia dla całej wioski. Ale mogła już dostarczyć parę ciekawych rzeczy stamtąd tu albo na odwrót. I kopytna z dodatkową ręką na plecach kreśliła piękne plany. Bo jakby tak zrobić jakiś punkt wymiany gdzieś w środku drogi? To by było dla obu stron bliżej prawda? To częściej by się można wymieniać i spotykać.

- Na razie to strach z jaskini wyściubić kinol przez tych rogatych. - przypomniał mu Kinol wracając do tej zaśnieżonej, mroźnej rzeczywistości.

- No tak… Wojna zawsze psuje interesy… - Dritte westchnęła z żalem na ten psi los co tak bardzo krzyżował te piękne plany. - No ale w końcu jakoś się uspokoi to lepiej mieć plan na taki handelek nie? - trzyręki uśmiechnął się i pociągnął z tykwy solidny łyk.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 15-08-2020, 19:50   #58
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
W trakcie podróży na arenę.

Wnętrze karety było dość wygodne. Może nie tak jak tej należącej do van Zee'nów ale na pewno o kilka klas lepsze od tej którą posiada Versana. Mróz tak bardzo nie dokuczał a alkohol skutecznie nadrabiał braki kominka bądź innego źródła ciepła. Sama droga nie była nawet jakoś zbytnio wyboista. Jechało się przyjemnie, gdyż swoją rozmową drogę umilał Impresario. Obie brunetki siedziały z pucharami w ręku kończąc druga czy trzecią porcję polanego im przez niziołka specjału.

- Drogi Theo. - zwróciła swoją twarz w kierunku, z którego dotąd dobiegał głos pstrokatego maestro - Zacnymi napitkami nas gościsz. Hmmmm… - chwilkę zadumała jakby to ując swoją prośbę w taki sposób aby nie obrazić rozmownego towarzysza - Nie chcę wyjść na wybredną jednak od dłuższego czasu chodzi za mna wspomniana już przeze mnie tileańska wiśniówka. - upiła z pucharu ostatni łyk wina przyprawianego goździkami - Od czasu gdy ruch w porcie zamarł strasznie ciężko o ten rarytas. Jesteś może w jej posiadaniu? A może przypadkiem posiadasz dwie butelki? Wtedy chętnie jedną bym odkupiła. - zapytała uroczo siedzącego najprawdopodobniej na wprost niewysokiego mężczyznę.

Kornas siedział bez słowa obok swojej Pani spięty niczym liny na statku. Ona zaś nie wiedziała czy to wskutek zbliżających się walk czy może przez te zawiązane oczy. Ver postanowiła jednak tą nietypową sytuację wykorzystać by podroczyć się ze swoją przyjaciółka. W czasie gdy ta trzymała jej dłoń prawie na kroczu. Wesoła wdówka zdecydowała się ją delikatnie uszczypnąć.

- O tak! Właśnie tak! Dokładnie w punkt. Właśnie o tym samym pomyślałam. - Łasica bardzo sugestywnie i wręcz z entuzjazmem poparła swoją rozmówczynię. Brzmiało to jak pełne poparcie dla jej słów. Ale dziwnym zbiegiem okoliczności zbiegło się to z uszczypnięciem jej w tym wrażliwym miejscu. Theo zaśmiał się cicho i dyskretnie czy coś widział, zorientował się w tej podwójnej grze czy nie to na sam słuch trudno było ocenić. Ale odparł przepraszającym tonem jakby potraktował te pytanie na poważnie.

- Obawiam się, że w naszym skromnym barku mamy nie posiadamy tego wyszukanego trunku. Gdybym nim dysponował od ręki bym poczęstował tak piękne panie. Ale będę miał na uwadze jeśli zaszczycicie nas po raz kolejny. Postaram się zrobić co w mojej mocy. - niziołek z już typową dla siebie galanterią musiał przyznać, że niestety nie może sprostać gustom swoich gości nad czym bardzo ubolewał. Obiecał co prawda rozejrzeć się na przyszłość ale czy to da jakiś wymierny efekt w tej chwili trudno było ocenić.

- Byłabym niezmiernie wdzięczna Theo. - odparła z szerokim uśmiechem na ustach widocznie rozbawiona tak ekspresyjną reakcją swojej kochanicy - Pozwól więc jeszcze, że skorzystam z sytuacji iż znajdujemy się w tak zaufanym gronie i zadam ci dyskretne pytanie. - mówiła słodkim głosikiem w którym wciąż dało się wyczuć sporą dawkę rozradowania całą tą sytuacją - Mianowicie. Po mieście krążą plotki a propos istnienia niejakiej wyspy przemytników. Wiadomo ci coś na ten temat? - mimo zasłoniętych oczu jej brwi zmarszczyły delikatnie.

- Cóż za interesujące zainteresowania. - zauważył niziołek też widocznie czerpiąc przyjemność ze sztuki rozmowy. - Obawiam się jednak, że znam tylko powszechne plotki na ten temat. - Theo znów przyznał z żalem, że w tym punkcie nie bardzo może pomóc swoim gościom.

Versana poczuła delikatne rozczarowanie. Żywo wierzyła w to iż ich mały gospodarz będzie w posiadaniu wiedzy związanej z wyspą przemytników. Nie dała jednak po sobie poznać tego utrzymując wciąż miły klimat rozmowy z jakże towarzyskim i wygadanym mężczyzną.

- No cóż. Trudno. - odparła serdecznie - Mam jednak pytanie z troche innej beczki. Mianowicie. Jak często organizujecie takie spotkania?

- Oh różnie. - rozmówca odpowiedział tak sugestywnie, że wydawało się widzieć jak machnął do tego dłonią. - Zależy od okoliczności, jakie jest zainteresowanie, ilu i jakich jest zawodników do dyspozycji. Jak jest kiepski sezon to jest pewnie jedno takie spotkanie na miesiąc a gdy jest gorąco to nawet co tydzień. To trochę też sprawa zachowania dyskrecji jakbyśmy się spotykali zbyt często sprawa by pewnie szybko wyszła na jaw. - Theo całkiem chętnie wyjaśnił jak to bywa z organizowaniem tej areny. Sprawa zdawała się zależeć od całkiem wielu czynników nie do końca zależnych od organizatorów.

- A macie już jakieś doświadczenie w takich sprawach? - impresario zapytał jakby sam był ciekaw swoich nowych gości.

- Obawiam się, że poza karczemnymi bójkami to raczej niewielkie. - odpowiedziała swojemu rozmownemu towarzyszowi - Tym bardziej oczekujemy, że ta impreza nas nie rozczaruje. - przekorny uśmieszek pojawił się na ślicznej twarzyczce wesołej wdówki - Jak zaś wyglądać będzie powrót?

- Podobnie. Zgłoście się do mnie po tym spotkaniu. Odwieziemy was na miejsce. No i może jeśli te nasze skromne spotkania przypadną wam do gustu to się umówimy na kolejne. No ale jeśli nie to z przykrością przyjmę to do wiadomości ale oczywiście rozumiem, że to nie jest rozrywka dla każdego. - impresario podał odpowiedź jakby miał ją przygotowaną jak zwykle czarując swoim uśmiechem. Można było sobie wyobrazić jak się życzliwie uśmiecha do rozmówców.

- Wrócimy choćby ze względu na urzekającego Impresario. - odparła bez chwili zastanowienia jakby korzystała z tego samego pakietu gotowych odpowiedzi co niziołek - Kim są pozostali goście? Same miejscowe osobistości? - zapytała mimowolnie nie chcąc zdradzić, że temat ten ją niezwykle ciekawi.

- Oh proszę mi wybaczyć ale tożsamość naszych gości to ich prywatna sprawa. I ci co się zjawiają na nasze małe spotkanie raczej zależy im na dyskrecji więc nie czuję się na siłach rozmawiać o nich za ich plecami. Ale kto wie? Może okaże się, że są już jacyś wasi znajomi? Albo możecie na następny raz zaprosić własnych. O ile oczywiście można polegać na ich dyskrecji. - Theo jak przystało na dobrego szefa dbał o swoich klientów i nie chciał zdradzać nowo napotkanym osobom nic o swoich gościach. Ale widocznie brał pod uwagę, że wśród nich ktoś może się rozpoznać nawet ku własnemu zaskoczeniu.

- Jesteśmy bardzo tolerancyjni. Jeśli ktoś lubi mocne widowiska, nie papla językiem co widział na naszych spotkaniach albo sam chciałby się zmierzyć z innymi na piaskach areny to miejsce jest w sam raz. Naprawdę nas interesuje dostarczenie ekscytującej rozrywki i niezapomnianego widowiska. Za skromną opłatą w postaci zakładów na podtrzymanie kosztów związanych z tym chwalebnym przedsięwzięciem. A mamy miejsce dla wszystkich bez względu na płeć, wiek, rasę czy pochodzenie. - Theo okazał zaskakującą wręcz równość pod względem doboru gości. Chociaż te podziały społeczne w świecie kupców, handlu i pieniędzy często były mniej widoczne niż w mieście i na ulicach tego świata. W takie otoczone tajemnicą miejsce spotkań wydawało się sprzyjać różnorodnej mieszance jaką można tu było spotkać.

- Cieszę się słysząc te słowa. - rzekła z jednej strony czując ulgę z drugiej zaś niedosyt - Z naszej strony również możesz liczyć na dyskrecję. - podsumowała wypowiedź halfinga a'propos poufności panującej wśród gości a nastepnie dopiła resztkę wytrawnego wina - Ups. Chyba się skończyło. - rzuciła słodko i niewinnie kierując swoje zawiązane oczęta w kierunku, z którego dobiegał głos Theona a następnie przechylając puchar do góry dnem.

- Już służę uprzejmie. - niziołek okazał się niezawodny jak od początku podróży. Po ciemku w nieco bujającym się i skrzypiącym powozie dało się słyszeć szelest i dźwięki odkorkowywanej butelki. Ktoś przejął na chwilę pusty już puchar i słychać było odgłos przelewanej cieczy. A zaraz potem ta sama dłoń nakierowała dłoń młodej, ubranej na czarno wdowy na jej pucharek. Znów mogła czuć w dłoni znacznie przyjemniejszy ciężar pełnego naczynia. Łasica skorzystała z okazji i też poprosiła o dolewkę.

- Już niedługo będziemy na miejscu. - przy okazji impresario skorzystał z okazji by obwieścić im kres obecnej podróży.

Wdowa uniosła puchar i skosztowała świeżo nalanego napoju. Przez jej gardło przepłynął cierpki w smaku grzdyl. Chwilę główkowała co to może być po czym niemal ze stuprocentową pewnością spytała.

- Czyżby to było estalijskie bordo? - trzymającym w ręku naczynie wykonała nim owalny ruch by w następnej chwili pociągnąć nosem jego bukiet - Droga z tobą to czysta przyjemność Theonie. Jednak nie zrozum mnie źle. Cieszę się z końca tej podróży z jednego prostego powodu. - Ver upiła kolejny łyk z metalowego kielicha - Strasznie ciekawi mnie to jak będzie ów widowisko wyglądać. Jakaś rada nim dotrzemy na miejsce?

- Z wzajemnością moja droga, z wzajemnością! Podróż w tak ślicznym i wybornym towarzystwie to sama przyjemność! - impresario nie szczędził pochlebstw swoim towarzyszkom i brzmiało jakby naprawdę takie rozmowy sprawiały mu przyjemność. - A z porad no to nie radzę być wścibskim. Tutaj powszechne jest trzymanie kart przy orderach i nasi goście cenią sobie swoją prywatność i dyskrecję. - mimo wszystko pytanie o porady potraktował chyba dość poważnie bo i chociaż powiedziana lekkim tonem to wydawała się szczera. Wóz w tymczasie zakołysał się mocniej i zaczął przedzierać się przez coś co stawiało większy opór niż do tej pory. Zupełnie jakby zjechali z drogi.

Kultystka przyjęła wskazówki z serdecznym uśmiechem na ślicznej buźce, skinając tylko głową na znak przyjęcia ich do wiadomości. Czuła dłoń swej pięknej koleżanki oraz ciepło jej ud. Myślami jednak krążyła raczej wokół jej jędrnych i kształtnych piersi. Resztę drogi wszyscy pasażerowie. No może z wyłączeniem Kornasa i towarzysza Theona. Spędzili na miłej rozmowie o błahych rzeczach oraz kosztowaniu się smacznego choć cierpkiego wina.


---

Na plaży



Kultystka wciąż była lekko w szoku na wieść o tym, że Kornas nie będzie jedyną osobą bez kutasa biorącą udział w turnieju. Jednak jakby się głębiej nad tym zastanowić to kobietom zamieszkującym północną część Imperium charakteru nie brakowało. Ustępowały może pod tym kątem Norsmanką. Wciąż jednak miały pazur i szczyciły się swoją niezależnością i wyzwoleniem.

- Kopanie po jajach, więc odpada. - ta myśl chyba jako pierwsza przyszła do głowy ciemnowłosej damy - Trudno. Kornas będzie więc musiał obić jakąś damską facjatę.

- Skąd wy je bierzecie? - spytała tym razem stojącego na wprost łysego eunucha Pietro, który dokładnie badał debiutanta - Tutejsza? Czy zza morza ją przywiało?

- Oj zdecydowanie nie tutejsza. Nie gada po naszemu. - Pietro z tym pytaniem akurat nie miał żadnych trudności by odpowiedzieć. Przyglądał się masywnej sylwetce zawodnika z przodu i gestem kazał mu się odwrócić tyłem. Trochę to wyglądało jak u krawca przymierzanie nowego ubrania. - I poza tym niewiele o niej wiadomo. Zgłoszona prawie na ostatnią chwilę, jest pierwszy raz to nikt jej nie zna. Nie wiadomo czego się spodziewać. No zresztą tak samo jak po waszym koledze. - opiekun i przewodnik zawodnika chyba był zadowolony z tych oględzin bo w końcu dał sobie z nimi spokój.

- Dobrze to jak z tymi zasadami? Wszystko jasne? - spojrzał najpierw na Kornasa ale w końcu na towarzyszące mu kobiety gdy chyba doszedł do wniosku, że akurat nie zawodnik jest tutaj osobą decyzyjną.

- Wydają się nie być zbyt skomplikowane. Wszystko jednak okaże się w praniu. - odpowiedziała skarbnikowi na znak akceptacji warunków - Zastanawia mnie jednak jeszcze jedna rzecz. - kobieta, której bogowie nie pożałowali urody zapytała Pietro raczej z poważną miną - Kim są pozostali wojownicy? Skoro mamy obstawiać. Chciałabym wiedzieć coś na ich temat.

- No tak, to oczywiste. - Pietro pokiwał głową i uśmiechnął się swoim szczeciniastym półgębkiem. Wydawał się cwaniakiem pierwszej wody, raczej takim pokroju Łasicy i innych zawodowych szajek chociaż pewnie nie jako szeregowy silnoręki od prania po pyskach. Raczej właśnie taki od główkowania, gadania i załatwiania różnych spraw.

- To może podejdziemy bliżej? - zaproponował wskazując na nie tak odległe kupy luźne stojące na tej zasypanej śniegiem plaży. Wyglądało na to, że jak zwykle goście podzielili się na mniejsze grupki i podgrupki rozmawiając z ekscytacją przez rozpoczęciem walk. Większość nosiła czapki, szale i kaptury chroniące przed mroźnym powietrzem wiejącym z otwartego morza. Łasica też w końcu założyła kaptur na głowę. A Pietro okazał się całkiem znośnym przewodnikiem dla gości co byli tutaj pierwszy raz.

Najpierw zaprowadził ich do miejsca gdzie w śniegu i piachu stały klatki. W nich bojowo gdakały koguty. Pietro tłumaczył, że na razie jeszcze nie mają przypiętych ostróg którymi walczą na arenie bo to się robi tuż przed walką. Kogutów było na jedną walkę. Czarny i czerwony. Oba wydawały się żwawe, silne i zdrowe jak na kuraki i jak zażartował przewodnik przegrany pewnie trafi na rosół. Chociaż z bestiami to nie było tak cywilizowanie jak z dwunożnymi zawodnikami. Czasem żarły się tak mocno, że nawet zwycięzca potrafił nie dożyć świtu. Na razie właściciele kuraków bojowych czekali na rozpoczęcie walk by mieć szansę coś zarobić na swoich podopiecznych. Trudno było oszacować bo każdy z kogutów miał na koncie po dwie wygrane walki.

- Theo tak lubi. Mówi, że im bardziej zbliżony poziom tym ciekawsza i mniej przewidywalna walka. - Pietro pozwolił sobie na krótki komentarz pod kątem głównej twarzy tej wieczornej imprezy.

Nieco dalej stali właściciele psów. Psy były podniecone i ujadały na siebie nawzajem i wszystkich dookoła. Prawdziwe, ujadające bestie bojowe. Takie co mogły rzucać się na odyńce i niedźwiedzie czy rozszarpywać gardła zbiegom i intruzom. Strach było podejść pod zasięg ich paszczy.

- No tu mamy mały kłopot. Bo jak widzicie psów jest trzy. No miał być czwarty no ale na razie coś go nie ma. Nie wiem jak Theo zarządzi. - gdy trójka gości obejrzała sobie już z bliska te szczekające ogary o parujących na chłodzie pyskach i przekrwionych oczach to zdradził im ten ambaras z tymi czworonogami. Pewnie o tym po drodze mówił impresario, że nawet organizatorzy nie do końca mają wpływ na to kto i z czym wystartuje.

- A ten? - Łasica z nieukrywaną ekscytacją wskazała na ogara jako jedynego trzymanego w klatce na jakimś wozie. Różnił się od pozostałych dwóch. Tak samo jak tamte był agresywny, mocno zbudowany i waleczny. Aż gryzł klatkę chcąc się wydostać na wolność. Dwiema paszczami. Musiał być dotknięty skazą. Lub błogosławieństwem patrząc z drugiej strony. Pewnie dlatego budził taką ekscytację Łasicy słyszaną w głosie. Zaś brunetka w międzyczasie poufale złapała ramię Versany i tak chodziły jak dobre znajome i przyjaciółki na wieczornej przechadzce w o wiele elegantszym miejscu.

- A ten, no ten jest dość nowy. Wygrał ostatnią walkę. Ale tamte dwa też mają po jednej wygranej no to trudno powiedzieć. No ale jak są trzy to nie wiem które będą dzisiaj walczyć. - Pietro pokiwał głową i wystawianie do walki psa - odmieńca jakoś chyba go nie ruszało. Widział w tym chyba głównie rozrywkę i źródło dochodu chociaż takiego psa prawy obywatel powinien zabić a truchło spalić czy wrzucić do morza zaraz przy pierwszym spotkaniu.

Potem zaś ruszyli dalej. Przewodnik wrócił do tego co miało się dziać jako gwóźdź programu czyli walki weteranów. Dzisiaj mieli się zmierzyć Tristan i Olaf. Obaj mieli za sobą już po pół tuzina walk z czego Olaf wygrał jedną a Tristan połowę. Ten ostatni więc wydawał się faworytem dzisiejszej walki. Zwłaszcza, że był Nordlandczykiem zaś Olaf pochodził z sąsiedniego Ostlandu. Ale dokładnie z tego samego powodu dzisiejsza wygrana Olafa powinna przynieść wyżej oprocentowany zysk. Obaj wydawali się nieco drobniejsi od Kornasa chociaż byli całkiem solidnie zbudowani. Żaden nie był chucherkiem. Nordlandczyk miał ciemne włosy a Ostlandczyk był blondynem. Ale tak stojąc i patrząc jak rozmawiają ze swoją świtą czy gośćmi czasem łypiąc na siebie nawzajem, jeszcze w zimowych ubraniach to trochę trudno było poznać co który z nich jest wart.

- Każdy z zawodników posiada jakiegoś promotora? - ciemnowłosa kultystka zapytała mocno zainteresowana tematem walk i ich uczestników - Kto jest właścicielem tej spaczonej bestii?

- Czarny. - Pietro wskazał wzrokiem mężczyznę w wielkiej, futrzanej i czarnej czapie co w ciemnościach można było wziąć za czarną, kudłatą głowę. Do tego stał opatulony w gruby kożuch przez co wydawał się wielki i ponury. U pasa miał zawieszoną pałkę, haki, jakieś sprzączki, kagańce i ten cały arsenał jaki pewnie był używany z poskramianiem bestii i ich tresowaniem.

- A promotor tak, zwykle każdy z nas zajmuje się jednym zawodnikiem. Czasem jak jest większy ruch to więcej no ale wtedy z różnych walk. Dzisiaj jest spokojnie bo czwórka walczących i Karl co się zajmuje walkami bestii. - Pietro pokiwał głowa i rozejrzał się jakby chciał pokazać kto jest kto ale w tych mrokach zaśnieżonej, nocnej plaży nie bardzo dało się to rozpoznać. Ludzie dalej stali w mniejszych i większych grupkach rozmawiając ze sobą w podekscytowaniu. Tylko impresario ze względu na swój nietypowy wzrost i kontrastowe barwy dawał się bez trudu dojrzeć i rozpoznać. Też rozmawiał z innymi ludźmi coś pewnie ustalając albo po prostu żartując sobie w najlepsze.

- Czarny? - zapytała nieco zaintrygowana - Peter? - dodała z zaciekawieniem rysującym się na twarzy. W prawdzie nigdy nie miała okazji poznać jegomościa osobiście mimo to całkiem sporo o nim wiedziała. W sumie to całe miasto wiedziało kim jest ten człowiek. Wiedziało też, że lepiej nie mieć z nim na pieńku. Ver jednak mimo, krążących na temat tego typa plotek widziała w jego osobie kogoś więcej niż zakapiora. Mianowicie dostrzegała potencjalnego partnera do interesów. Niebezpiecznego ale partnera. Nie wykluczała również opcji, że był on w posiadaniu wielu ciekawych informacji. Co tym bardziej czyniło go łakomym kąskiem.

- No. - Pietro przytaknął ale ledwo zezował w stornę ponurego jegomościa jakby nie chciał go irytować swoim przyglądaniem się.

- No popatrz popatrz… - Łasica cichutko gwizdnęła z zaskoczenia gdy tak stała z koleżanką pod ramię. - Nie wiedziałem, że można go tu spotkać. - mruknęła cicho kierując jeszcze raz spojrzenie na tego wielkiego, czworonożnego odmieńca.

- Tutaj można spotkać wiele ciekawych osób. - ich przewodnik zaśmiał się cicho nieco ubawiony ich reakcją. Ale nie aż tak by była jakaś wyjątkowa. Widocznie ludzie wcale nie tak rzadko rozpoznawali kogoś znajomego.

- Ciekawe więc kogo jeszcze spotkamy? - zapytała retorycznie spoglądając to na Pietro, to na Czarnego, to na Łasicę. - Kto zaś wystawił do walki rywalkę mojego zawodnika?

- A to trochę zaskakujące. Bo taki jeden co zwykle tylko oglądał i robił zakłady. A tu niespodziewanie się zgłosił, że ma kogoś do walki. No to jak debiutant a już wiedzieliśmy, że będzie wasz kolega no to było nam nawet na rękę. - przewodnik wzruszył ramionami rozglądając się dookoła tego nocnego pustkowia na krańcu świata. A które o dziwo wcale tego wieczoru nie było bezludne.

- No a wracając właśnie do interesów. Będziecie obstawiać jakieś walki? - przy okazji popatrzył pytająco na całą trójkę koncentrując wzrok na kobietach które okazały się zdecydowanie bardziej rozmowne niż ich zawodnik.

- Wielkie umysły muszą myśleć podobnie, bo to samo przyszło mi do głowy. - z entuzjazmem w głosie odpowiedziała na pytanie bukmachera sięgając od razu po sakiewkę - Wpierw obstawię pojedynek swojego debiutanta. - rozsznurowała mieszek i wyciągnęła z niego dwadzieścia pięć karlików - Nad resztą zaś muszę się zastanowić. Ile mam jeszcze czasu aby dokonać wyboru? - pytając wręczyła monety Pietrowi.

- To ja też postawię! Słyszysz Kornas? Stawiamy na ciebie! - Łasica wesoło zawołała do kolegi ze zboru i równie lekko pacnęła go dłonią w ramię. Sama też sięgnęła po swoją sakiewkę i zaczeła wydobywać z niej monety chociaż tak sakiewka jak i suma jaką obstawiała wyglądały znacznie skromniej od tej jaką dysponowała koleżanka.

- Chociaż jeszcze postawię na tego przystojniaka. - ciemnowłosa i zakapturzona postać wskazała brodą na klatkę z prawie dwugłowym psem.

- No ale jeszcze nie wiadomo czy będzie walczył. - Pietro też się znacznie ożywił gdy doszło do wymiany pieniędzy i zakładów. Ale przypomniał jeszcze, że los psich walk jest w rękach Theo. - A zakłady można przyjmować do rozpoczęcia walk. Theo zawsze się drze, że koniec zakładów zanim da sygnał do rozpoczęcia walki. - wyjaśnił przewodnik na to co pytała Versana.

- No to skoro ty to i ja kochaniutka. - patrząc na swoją przyjaciółkę z uśmiechem na ustach ponownie sięgnęła do woreczka z pieniędzmi - To może być dość ciekawa walka. O ile do niej dojdzie. - podała skarbnikowi kolejne dziesięć karlików - A teraz pozwól, że się oddalimy. Chciałybyśmy zwiedzić teren i naturalnie zwilżyć gardło. Mróz i wiatr nie odpuszcza a to pomoże nam odrobinę się rozgrzać. Gdzie powinnyśmy się więc udać? - pytała omiatając wzrokiem pogrążony w półmroku teren dookoła chcąc dostrzec jakiś szynkwas bądź beczki.

- O to tam zapraszam. A ja was na chwilę zostawię muszę pogadać z Theo. - Pietro wskazał na jeden z wozów jaki stał nieco z dala od innych. A przez co trochę bliżej wyznaczonego kręgu pochodni i ognisk. Tam widocznie z wozu serwowano jakieś trunki i przekąski sądząc jak niektórzy z gości tam podchodzili i rozmawiali odchodząc z kielichami czy coś przeżuwając. Przewodnik pożegnał się i ruszył w kierunku pstrokatej, niskiej sylwetki rzucającej się w oczach w tym krajobrazu czerni nocy i bieli śniegu oraz ponurej szarości morza. A trójka kultystów chwilowo została sama ze sobą.

Zmierzając w kierunku wskazanych chwilę wcześniej przez bukmachera powozów Ver zarzuciła podobnie jak reszta kaptur. Szła zaraz obok swej kochanki zostawiając eunucha kawałek za sobą.

- Co powiesz na mała machlojkę? - głos jej przybrał doskonale znany Łasicy ton, która od razu wiedział, że w głowie jej przyjaciółki zawitał niecny plan - A może by tak dorzucić faworytowi walki wieczoru coś na przeczyszczenie? Wiesz. Mała sraczka jeszcze nikogo nie zabiła. - zachichotała nikczemnie - Co o tym sądzisz? - mówiła cicho aby mieć pewność, że ich rozmowa nie dojdzie do niepożądanych uszu.

- Hmm… - Łasica chętnie znów owinęła swoje ramię wokół ramienia kumpeli i rozejrzała się po tym bezimiennym pustkowiu pełnym osób szukających nocnych i mocnych wrażeń. - No można by spróbować… - zawahała się gdy widocznie dumała o takim kroku. - Wiemy którzy to. - lekko skinęła głową w stronę gdzie ostatnio widziały obu weteranów tych walk. - Ale jak szybko to działa? I jak byś chciała to komuś podać? - zanim odpowiedziała chciała znać więcej szczegółów tego planu co wymyśliła Versana.

- To zależy od organizmu. - udzieliła odpowiedzi, która w gruncie rzeczy nie mówiła zbyt wiele - Póki nie spróbujemy się nie przekonamy. Wystarczy parę kropli w napoju bądź strawie. - młodsza stażem kultystka zaczęła przybliżać specyfikę działania mikstury bardziej doświadczonej koleżance - Patrząc po obu weteranach czują się dość swobodnie. Jest więc szansa, że będą coś jeść bądź pić. Zanim przyjdzie ich kolej wejść na ring trochę czasu minie. Wokół nich zaś duże zamieszanie co może ułatwić aplikację. - Ver nagle spojrzała w kierunku swojej ślicznej przyjaciółeczki - Co ty na to kelnereczko? - mimo cichego tonu w głos brunetki brzmiał zarówno zalotnie jak i ironicznie - W międzyczasie zaś proponuję mieć uszy otwarte. Przy odrobinie opatrzności Tzeentcha uda nam się dowiedzieć czegoś ciekawego. - korzystając z nadarzającej się okazji spowodowanej ciemną aurą i brakiem ciekawskich oczu uszczypnęła po raz kolejny swoją kochankę. Tym razem w jeden w tyłek, który nawet w tak nikłym świetle wyglądał bardzo apetycznie.

- I nie wiem jak ciebie ale mnie bardzo zaintrygował ten uroczy pupil Petera. - kaptur rzucał cień na jej piękne oblicze skrywając tym samym wszelka mimikę. Ver zaś bardzo lubiła takie sytuacje kiedy adrenalina i napięcie mieszały się z podnieceniem. Dawało jej niesamowitego kopa do działania.

- O tak, rób mi tak jeszcze… - Łasica zamruczała bardzo apetycznie gdy dłoń koleżanki uszczypnęła ją w tyłek. Nawet nim zapraszająco pokręciła jawnie zachęcając do takich zabaw. A jej opięty skórzanymi spodniami kuperek wydawał się być wręcz do tego stworzony. Ale skoro rozmawiały nie tylko o przyjemnościach to w końcu powiodła spojrzeniem po zebranych tam i tu grupkach gości i obsługi.

- A ten piesek o tak, zdecydowanie tak. Przecież musimy trzymać za naszych prawda? - szepnęła cicho zbliżając swój policzek do policzka partnerki by mogły razem spojrzeć na zwierzę w klatce. Z tej odległości i ciemności widać było tylko ciemny kształt na wozie. Czasem jakieś warczenie, szczekanie czy coś co brzmiało jak próba przegryzienia klatki.

- Ciekawe skąd on go wziął. - zastanawiała się chwilę specjalistka od tawern i ulicznych bruków. - A z tą kelnereczką to chyba też ci się spodobało co? - zaśmiała się cicho nawiązując do tego o czym rozmawiały niedawno w “Śledziku”. - No mnie też! - przyznała bez skrępowania śmiejąc się tym razem głośno i beztrosko.

- A z tymi ziółkami można spróbować. Najwyżej nie zadziała. - uznała w końcu po chwili zastanowienia. - Chociaż w kelnereczkę, zwłaszcza taką osobistą, to wolałabym się bawić z tobą. Albo z naszą blond kicią. Albo nawet z tą rozwydrzoną paniusią. I ta podróż w nieznane z zamkniętymi oczami… - w końcu Łasica wydawała się bardziej zainteresowana przyjaciółką i ich wspólnymi przygodami niż wynikiem walki weteranów. Stanęła frontem do młodej wdowy i tak całkiem zwyczajnym ruchem zaczęła poprawiać jej kaptur i kołnierz zupełnie jak jakaś starsza siostra czy koleżanka by sprawdzić czy wszystko jest w porządku. I tylko ton cichego głosu obiecującego barwne przyjemności zdradzał ten nadmiar ekscytacji jaki kłębił się pod skórą właścicielki. - O tak, musimy sobie kiedyś zorganizować taką wycieczkę. Tylko obawiam się, że ja nie dysponuję dorożką. - powiedziała nawet nie siląc się na to by wskazać kto komu powinien zorganizować taką wycieczkę.

- Jakaś ty romantyczna. - zażartowała z przekornym uśmieszkiem na swej słodziutkiej twarzyczce. Następnie złapała za biodra zwróconej do siebie frontem kochanki by przyciągnąć ją bliżej. Mimo panującej dość ciemnej aury dokładnie widziała jej ciemne oczy w których odbijały się płonące tu i ówdzie pochodnie.

- Jak wrócimy będę robić z tobą o wiele więcej. - zaszeptała pochylając się nad uchem koleżanki - Teraz jednak chodźmy dowiemy się co nieco o tej uroczej psince.

- Nie mogę się doczekać. - odparła równie zadowolona dziewczyna o podekscytowanym spojrzeniu i z granatowymi włosami skrytymi pod kapturem kożuszka. A na razie obie ruszyły w kierunku wozu Czarnego. Skrzypiący parę kroków za nimi śnieg wskazywał, że ich ochroniarz i zawodnik kroczy w milczeniu za nimi nie ingerując w rozmowę. Tak wrócili do wozu a właściciel właśnie składał sobie fajkę nabijając ją i przygotowując do palenia. Rozłożył swoje manele na koźle i tylko odwrócił głowę w stronę kolejnych gości którzy przyszli oglądać jego bestię. Przez tą czapę i kożuch wydawał się wielkości Kornasa czyli całkiem spory w porównaniu do każdej z kobiet. Bestia za kratami warczała ostrzegawczo i obdarzyła ich nieufnym spojrzeniem. Wyglądała jakby tylko pręty klatki powstrzymują ją przed rozszarpaniem komuś gardła.

- Uroczy psiaczek. - rzuciła zaczepnie w kierunku właściciela psa - Z prywatnej hodowli? Mam nadzieję, że stanie dzisiaj do walki i pokaże na co go stać. Wabi się jakoś?

- Bydlak. - mruknął mężczyzna w czarnej, futrzanej czapie na głowie zerkając w stronę dwójki kobiet jakie zatrzymały się przy wozie. Burknął to tak krótko nie przerywając sypania ziela do fajki, że nie było do końca jasne czy to taki żart czy to tak na poważnie.

- A pies jest mój. - zaznaczył gdyby było co do tego jakieś wątpliwości. - I mam nadzieję, że zarobi dla mnie trochę złota. Niech zarobi na swoje utrzymanie. Nie moja wina, że jakiś patałach nie przyjechał ze swoim kundlem. - burknął nie ukrywając obaw i irytacji z powodu niepewności udziału jego czworonoga w dzisiejszych walkach.

- Mamy taką sama nadzieję. - odparła serdecznie - Z resztą postawiłyśmy już na niego kilka karlików. Rozumiem, że nie jest na sprzedaż? - rzuciła pytające spojrzenie w kierunku zakapturzonego mężczyzny.

- Nie myślałem o sprzedaży. A ile byście za niego dały? - Czarny w końcu uporządkował swoje przybory do palenia i schował woreczek do kieszeni korzucha. Teraz zajął się odpalaniem fajki zerkając na trójkę gości. Mówił dość obojętnie jakby z ciekawości rozważał czy oferta jest poważna czy to tylko towarzyskie pytanie. - I postawiłyście na niego? - zapytał jeszcze mimochodem.

- O tak, to nasz ulubieniec. - Łasica zaśmiała się beztrosko wciąż będąc w świetnym humorze. Ale odwróciła głowę w stronę reszty towarzystwa bo dało się dostrzec ruch. Przez tą zaśnieżoną plażę zbliżał się do nich Pietro. *

- To chyba oczywiste, że cena będzie zależna od tego co ten szczeniaczek potrafi. - stwierdziła raczej oczywistą rzecz - Skoro jednak jego walka dzisiaj jest niepewna... - dodała korzystając z tego, że Pietro był jeszcze kawałek drogi od nich - … może warto ułatwić mu w niej udział?

- Czyli? - Czarny Peter pod względem rozmowności był widocznie na przeciwległej osi w porównaniu do mistrza dialogu jakim był Theo. Rozpykał swoją fajkę po czym też zerknął ponad ramionami kobiet na zbliżającą się sylwetkę sekundanta. Właściwie nawet nie do końca było pewne czy pyta o podanie proponowanej ceny czy tą drugą propozycję rozmówczyni.

- Czyli może należałoby dopilnować aby jeden z pozostałych piesków nie dał rady stanąć do walki? - skwitował będąc jak na siebie wyjątkowo oszczędna w słowach. Zazwyczaj dopasowywała styl rozmowy w zależności od otoczenia. Tak było i tym razem. Czarny nie należał do mistrzów retoryki i oczekiwał raczej konkretów. Ver zaś starała się dać mu zadowalającą odpowiedź nie odkrywając od razu wszystkich kart.

- Nie mam nic przeciwko. Nie chcę tracić wieczoru na samo oglądanie. - po chwili zastanowienia właściciel czworonożnego odmieńca pyknął odpowiedź razem z dymem ze swojej małej fajeczki. A w międzyczasie dotarł do nich przedstawiciel organizatorów.

- Czarny. - zaczął bez wstępów mijając stojące obok towarzystwo poświęcając im tylko przelotne spojrzenie. Ale na słuch i oko to widać było, że tym razem interes ma głównie do właściciela psa. - Theo znalazł rozwiązanie. Pyta czy byś się zgodził wystawić swojego pupila do walki z dwoma psami na raz. To byście wszyscy mogli walczyć. Nawet jak jest nie do pary. No i ten pies co zostaje na nogach jako ostatni to wygrywa. Trzech zawodników no to i stawki byłby większe. Co ty na to? Zgadzasz się? Pozostali dwaj się zgadzają. - Pietro przedstawił ofertę od barwnie odzianego niziołka. I czekał na reakcję ze strony trzeciego zawodnika. Peter zastanowił się pykając ze swojej fajeczki.

- Czyli chodzi o walkę trzech psów. - Czarny główkował patrząc w zamyśleniu na warczący kształt za prętami klatki a pozostali czekali na to na co się zdecyduje.

- To ci niespodzianka. - rzuciła zdecydowanie zaskoczona tą niespodziewaną informacją - Szykuje się więc dość ciekawy pojedynek. Może warto więc podbić stawkę. Co sądzisz o tym moja droga? - skierowała swoje oczy w stronę swojej przyjaciółki.

- Oj tak, prawdziwa niespodzianka. Ale myślę, że bardzo ekscytująca. Lubię trójkąty. - Łasica odpowiedziała całkiem radośnie i beztrosko chociaż pewnie poza przyjaciółką reszta nie musiała dostrzec dwuznaczności jej wypowiedzi. - Ja bym chętnie postawiła coś jeszcze no ale niestety już zużyłam całą sumę. - rozłożyła ramiona na znak bezradności w tej kwestii. - No chyba, że ktoś by mi pożyczył jakąś sumkę. Postarałabym się spłacić jak najszybciej. Chociaż krucho u mnie z pieniędzmi to chyba bym musiała spłacić jakoś inaczej. - ciemnowłosa w krótkim kożuszku spojrzała na stojącą obok koleżankę jakoś tak, że nie było wątpliwości kto miałby jej udzielić takiej pożyczki i jaką metodą mogłaby ją spłacić skoro nie pieniędzmi.

- Widziałem te dwa. Bydlak je zeżre zanim machnął ogonami. Powiedz Theo, że się zgadzam. - Czarny zdecydował się w końcu i Pietro nie ukrywał, że taka odpowiedź go uradowała. Miał już iść do swojego szefa ale słysząc tą rozmowę o zakładach jeszcze nie ruszał się z miejsca.

- No jak na trzech to będą większe stawki bo mniejsze szanse zgadnąć kto wygra. Większe ryzyko no ale jak się opłaci to większy zysk. To co? Zmieniacie coś w tych zakładach do tej walki? - zapytał nim odszedł dając okazję do zmiany tych już włożonych stawek albo nawet je wycofać gdyby któraś z pań nie czuła się na siłach kontynuować taką zabawę w tej zmienionej sytuacji.

- Owszem. - pokiwała głową na znak aprobaty - Dorzucam kolejne dziesięć karlików za siebie i tyle samo za moja przyjaciółkę. - w tym samym momencie po raz kolejny tego wieczoru sięgnęła do swojego mieszka - Kobieca intuicja mi podpowiada, że tego wieczoru wrócę troszkę bogatsza. - chciwy uśmieszek pojawił się na jej twarzy a w oczach niemal dojrzeć szło kręcące się monety.

- Świetnie! Brawo! - Pietro był tak samo ucieszony jak przed chwilą gdy Czarny zgodził się na walkę. Łasica też się roześmiała radoście mocniej obejmując ramię koleżanki i przytulając swoją głowę w kapturzę do jej głowy w kapturze. Bukmacher zaś przyjął sumę od klientki i oddalił się machając im jeszcze na pożegnanie.

- Widzę więc, że każdy zadowolony jest z takiego obrotu spraw. - podsumowała w kilku słowach całe dość niespodziewane zajście - Pozostaje tylko poczekać. Póki co. - zakapturzona głowa wesołej wdówki obrócił się w kierunku właściciela Bydlaka - Pozwól panie Czarny, że dokończymy naszą rozmowę po tym ekscytującym spektaklu. - spod kaptura można było dopatrzyć się serdecznego uśmiechu - A teraz wraz z moją przyjaciółką i mym zawodnikiem udamy się na przechadzkę po obozie. - zakończyła kłaniając się jak na damę przystało. Następnie chwyciła Łasicę pod pachę i ruszyły w kierunku ławy przy której biesiadowało obu weteranów. Gdy oddaliły się o kilka kroków szepnęła do swej koleżaneczki nie odwracając głowy w jej stronę.

- Miejmy uszy i oczy szeroko otwarte kochaniutka. - ton wskazywał na to, że Versana oddała się swej największej rozkoszy. Mianowicie knuciu i kombinowaniu.

- Kto wie czego uda nam się dowiedzieć? - rzuciła retoryczne pytanie - Może przy odrobinie szczęścia sam Tzeentch podsunie nam odpowiednią okazję do podania paru kropelek bardziej utytułowanemu zawodnikowi. - zachichotała złowieszczo.
 
Pieczar jest offline  
Stary 15-08-2020, 21:55   #59
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Strupas zamyślił się, głównie o samotnym khornicie. Może odczuwa to samo co Rogaci? Pytanie o handel wyrwało go z tych rozmyślań.
- Sam handelkiem raczej parał się nie będę, za dużo rzucałbym się w oczy, ale wiem o co chodzi. Znam kilkoro którzy mogliby być chętni. Towar musiałby być lekki i kosztowny. Myślę że środki pobudzające byłyby w sam raz. Zamiast nosić zrobilibyśmy skrzynkę przerzutową, zostawiasz towar i listę zakupów, odbierasz poprzednie zamówienie. Jeszcze lepiej byłoby skontaktować się z obwoźnym handlarzem, jednym z tych co jeżdżą po wsiach sprzedając mydło i powidło. Wystarczyłoby wyczaić kiedy będzie jechał, wysłać dwójkę-trójkę naszych co jak normalsi wyglądają i dobić handlu. Dla niego nie byłoby to nic podejrzanego, mało to drwali i smolarzy spotyka na trakcie?

- Lili, dzięki za tykwę, nieźle daje. Piołunówka? Ahh - Strupas łyknął nieco - Tak sobie pomyślałem co ostatnio mówiłaś, miasto i tak dalej. Co prawda do miasta lepiej się nie wybieraj, ale mogę cię spróbować umówić z miastową. Wiesz, kareta, koronki, perfumy. Spróbować? Ta o której myślę to jedna z nas, tyle że niezmieniona.

- Naprawdę?! Jakaś koleżanka? A ładna? - Lily na chwilę tak poniósł entuzjzam, że zagłuszyła całą resztę podskakując na swoim zgrabnym kuperku ze zniecierpliwienia. Reszta towarzystwa coś mruknęła albo roześmiała się mniej lub bardziej wyraźnie widząc tą radosną reakcję koleżanki. I dopiero jak fioletowa się nieco uspokoiła trzyręki mógł wrócić do omawiania interesów.

- No rozumiem co mówisz Strupas… - zaczął po chwili i zaraz urwała drapiąc się trzecią ręką po policzku a dwoma pozostałymi trzymając kubek ze sfermentowanym sokiem. - No ale to bez ciebie raczej będzie trudne do zrobienia. Ci z nas co wychodzą na zewnątrz to i tak raczej buszują po lesie i nie zbliżają się do miasta. Więc jak jakieś spotkanie z tymi handlarzami to raczej ty byś musiał nas umówić. - przyznał po chwili człowiek interesu. Z tym mógł mieć rację bo z oczywistych przyczyn odmieńcy raczej unikali kontaktu z ludźmi no a jakaś wymiana niejako z automatu zakładała jakiś kontakt pomiędzy obiema stronami.

- A ta skrzynka kontaktowa… No nie wiem… Niby tak, brzmi dobrze… Ale jak ktoś zaiwani? Będzie przecież leżało takie niczyje w jakiejś dziurze. Albo jak nam ktoś zabierze bez płacenia? To nawet nie bardzo jest jak kogoś potem ścigać albo będzie mówił, że to nie on. No nie wiem… Jeszcze jakbym znał kogoś jak was i miał zaufanie… No ale z obcymi… - Drache miała z tym poważne wątpliwości i brak zaufania do obcych, zwłaszcza mieszkańców miasta i okolicznych wiosek. Sam pomysł pośrednictwa obwoźnych handlarzy nawet przypadł mu do gustu no ale właśnie brakowało zaufania, że tamci wywiążą się ze swojej części umowy dobrowolnie, bez bata nad głową.

- Bo same ziółka to chyba by była dobra opcja na początek. Czy to byśmy pogadali z Opal czy jeszcze parę innych osób też się zajmuje czymś podobnym. No to tak, to brzmi w sam raz. A jak myślisz, jakie ziółka by miały wzięcie? - Drache rozważała ten pomysł z aprobatą widocznie Strupas widział sprawę podobnie do niej więc było to jej na rękę.

- Na potencję! Ale i takie co dają odlot. Na truciznach też można zarobić, ale tego bym się nie imał, to przyciągnie uwagę. Na początek zacząć robić zapas. Ja dyskretnie zasięgnę języka tu i ówdzie i zobaczymy. Skrzynka kontaktowa to raczej ukryte miejsce. Sam mam pod miastem kryjówkę. Jest ryzyko zaiwanienia, ale tak można robić interesy nie spotykając się wzajemnie. Zaczyna się od małych zleceń, a potem jak strony nabierają zaufania - większych.
- A koleżanka ładna. I wygląda mi na taką co szuka nowych podniet. Niczego nie obiecuję, ale dam znać jakby co.

- Ładna? Oo… Lubię ładne…
- Lila wydawała się zachwycona propozycją garbusa. Wyglądała jakby się już nie mogła doczekać takiego spotkania. Na chwilę ją to zajęło więc do rozmowy mógł wrócić Drache.

- Na potencję i odlot tak? - trzyręki odmieniec pokiwał głową zastanawiając się nad taką propozycją. - No tak, będę musiał pogadać z Opal i resztą ale chyba nie powinno być z tym problemów. - też wydawał się zadowolony z takiego rozwiązania. No ale wrócił do tej metody wymiany o jakiej mówił kolega.

- To mówisz, że masz gdzieś pod miastem kryjówkę? - zapytał raczej po to by złapać myśl. Dumał chwilę chyba nie bardzo koncentrując się na rozćwierkanej koleżance która była tak radosna jakby zaraz miała iść na to spotkanie z ładną koleżanką Strupasa.

- No właściwie może być. - powiedziała w końcu Drache. - No jakby to było gdzieś u ciebie to bym była spokojniejsza. Na początek może być buteleczka tego czy tamtego. Nawet jakby ktoś zabrał to strata niewielka. Ale bym wolała zostawiać tobie. Przynajmniej tak na początku póki się ta metoda nie sprawdzi. - ostatecznie mimo braku zaufania do obcych trzyręki był skłonny zainwestować własne produkty i zaufanie chociaż nie ukrywał, że obecność Strupasa byłaby dla niego rękojmią jakości i zaufania.
- Popytam, zobaczę. Podejrzewam że następnym razem wpadnę na wiosnę, chyba że mnie wezwiecie. Ale to pieśń przyszłości a teraz trzeba się sponiewierać. Ktoś ma jeszcze bimberek?

Rankiem Strupas obudził się z lekkim kacem.
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 16-08-2020, 03:38   #60
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 18 - 2519.I.14; knt (5/8); późny wieczór

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Kupiecka; kamienica van Drasenów
Czas: 2519.I.14; Konistag (6/8); ranek
Warunki: cisza, ciepło, jasno na zewnątrz jasno, powiew, zachmurzenie, b.mroźno



Versana



Pobudka o poranku jaki następował po burzliwej nocy mógł nieść ze sobą pozytywne lub negatywne skojarzenia ale człowiekowi nie chciało się wychodzić spod ciepłej kołdry na ten ponury świat zewnętrzny. A gdy młoda wdowa van Drasen otworzyła rano oczy obudziła się we własnym łóżku a za oknami było już widno. Chociaż ponuro. I nadal panowała ulrykowa aura. Ale ta przyjemnie nagrzana pierzyna zdawała się znacznie przyjemniejsza pod każdym względem. A okazało się, że ostatni wieczór był tyleż przyjemny co owocny.

Wreszcie znalazła namiar na arenę! A tak tego szukała przez ostatnie tygodnie. I wszystko wskazywało na to, że chociaż impreza jest bardzo nieprzewidywalna i elastyczna w swoim działaniu no to chyba nie podpadli nikomu, zwłaszcza Theo na tyle by ich wykluczył z następnej wizyty. A i sam Theo w drodze powrotnej był cały w skowronkach.

- Co za walka! - krzyczał co chwila cały w skowronkach nie kryjąc swojego zachwytu. - I jak się czujesz? Dobrze? Wyliżesz się z tego? On coś w ogóle mówi? I jak? Będziesz gotów na następną walkę? Świetny debiut! Daliście czadu! Widzowie byli zachwyceni! - niziołek tak sugestywnie gestykulował, że nawet z zawiązanymi oczami dało się to wyczuć. Co chwila mówił to do swoich ludzi, to do debiutanta dzisiejszego wieczoru, to do jego opiekunek. No ale Kornas nawet przed walką nie należał ani do zbyt bystrych ani rozmownych. To co dopiero po tym jak tamta Normanka go przerobiła na kotlet. A i jeszcze naszło go osłabienie po zjedzonych grzybkach. Więc tylko słychać było jego zmęczony oddech i sapanie. Nawet musiały mu przytrzymywać chustki przy twarzy by mu otrzeć twarz z krwi i potu bo sam nie miał nawet sił na to. Ale wygrał! Mimo wszystko wygrał! I Theo wcale nie przesadzał. Walka debiutantów okazała się czarnym koniem tego wieczoru i chyba wzbudziła nawet większy aplauz publiczności niż pojedynek weteranów.

Ale nie było się co dziwić. Gdy Versana podała swojemu ochroniarzowi grzybki szaleństwa ten najpierw sapał, poczerwieniał na twarzy i miał minę jakby miał dostać ataku apopleksji. No ale nie dostał. Za to zaczął oddychać coraz szybciej, uderzać pięścią w pięść gotów nimi zmiażdżyć każdego i coraz trudniej im go było utrzymać w ryzach. Więc lepiej by walka zaczęła się jak najszybciej. Na ich szczęście zaczęła.

- To ona? Ładna… Trochę mi jej szkoda… - przeciwniczka Kornasa zaskoczyła Łasicę po raz kolejny. Raz, gdy okazało się, że łysy ma walczyć z kobietą no a potem gdy ta kobieta wyszła z drugiej strony kręgu zrobionego z płonących pochodni już zdeptanego i zroszonego krwią ptaków i ogarów jakie walczyły tu przed nimi. No i tak, jak ktoś gustował w szczupłych, dobrze zbudowanych wojowniczkach to Norma na pewno by dostała punkty za wygląd. No ale to nie był pokaz piękności tylko prawdziwej walki.

Theo z prawdziwym artyzmem zapowiedział zawodników. Nawet jak się słyszało jak wcześniej punktował zalety kogutów i ogarów to już brzmiało dobrze. Jak starcie tytanów. Ale gdy pierwsi ludzie wyszli by zmierzyć się ze sobą i zaczął zapowiadać walkę debiutantów idealnie udało mu się uwypuklić wszelkie zalety każdej strony. Siłę, wielkość i nieposkromioną wściekłość Kornasa. Oraz dzikość i zwinność Normy wojowniczki z Północy.

Czy Norma miała taki zwyczaj przed każdą walką czy zdecydowała się na ten krok dopiero jak po przeciwnej stronie ujrzała łysą, bestię w ludzkim ciele to nie dało się zgadnąć. Ale efekt był jeden. Niczym jeden z tych sławnych berserkerów z Pólnocy zaczęła krzyczeć, uderzać się w piersi, drapać paznokciami i okazało się, że walkę stoczą ze sobą dwa, żądne krwi dzikusy. I stoczyły! A cóż to była za walka!

Początek wydawał się dość wyrównany. Obie strony bez wahania ruszyły na siebie do zwarcia, bez żadnych zbędnych ceregieli. Wymiana ciosów szła praktycznie sztuka za sztukę. Ilekroć kobieta zdzieliła mężczyznę ten odpowiadał jej podobnym ciosem. Żadne się nie cofało, żadne nie wahało ani nie próbowało unikać ciosów. Czysty przykład brutalnej siły i odporności. I tak zeszła z połowa walki. Norma przy masywnym Kornasie wydawała się drobna i wątła. Ale przy nim pewnie nawet większość mężczyzn by tak wyglądała. Tym bardziej mogło zdumiewać, że to zdawałoby się wątłe, kobiece ciało jest w stanie przyjąć na siebie tyle potężnych ciosów. I wciąż stać na własnych nogach oraz zadawać własne. Bo gdy te bochny kastrata trafiały w ramiona czy łokcie to wydawało się, że każdy z tych ciosów powinien powalić przeciwniczkę. Tak się jednak nie stało aż do samej końcówki walki.

W końcu jednak przyszedł przełom. Normanka za późno cofnęła ramię po ciosie, a może to Kornas był ciut szybszy niż powinien. Grunt, że w końcu trafił ją od dołu w podbródek aż przeciwniczka poleciała ze dwa kroki do tyłu. Ale nie upadła. Otrząsnęła się po ciosie akurat by zauważyć jak przy wtórze publiczności Kornas wjeżdża w nią na całym pędzie. Zdążyła tylko zasłonić się ramionami gdy oboje upadli w skotłowany śniegi i piach.

I wydawało się, że będzie koniec walki i teraz Kornas już wgniecie Normankę w ten śniegi i piach. Że już pozamiatane. Ale jednak krew dzikiej północy, ich niezmordowana żywotność nie pozwoliły mu skończyć tej walki. Norma jakoś wyślizgnęła się spod niego ale nie zdążyła całkiem odskoczyć bo zdążył złapać ją za nogę. Ale miała drugą. Jeden kopniak w łysą twarz. Kolejny. I jeszcze jeden w żebra. I wydawało się, że skopie Kornasa z siebie. No ale jednak nie. Prawie po omacku przez zakrwawioną twarz przyciągnął ją do siebie ponownie i zdzielił gdzie sięgnął. Sięgnął w żołądek. Norma nie zdążyła się zasłonić i zawyła z bólu jak zraniona wilczyca. Zaraz potem jeszcze cios, dwa i kolejny i wreszcie padła bez ruchu na ziemię. Nie wiadomo czy Kornas by jej nie wykończył ale wtrącił się Theo i jego sekundanci. Odciągnęli go od przeciwniczki. Niemniej wynik walki był oczywisty. Zwyciężył Kornas!

No tak. Zwyciężył Kornas. Chociaż sam Kornas chyba najmniej się cieszył i nie było pewne czy coś do niego przez tą czerwoną mgłę dociera. A potem nagle zwiotczał gdy grzybki przestały działać i miał tyle wdzięku i gracji co flak z jakiego spuszczono powietrze. Wszelka aktywność w jego imieniu spadła na jego towarzyszki. Potem na ludzi Theo którzy pomogli go zapakować do powozu. No a potem już tak było aż wrócili do domu. Może dziś z rana będzie bardziej rozmowny. No chyba powinien. Dobrze, że wczoraj po drodze nikt ich nie napadł ani nic takiego bo to raczej jego trzeba by bronić. No ale dzisiaj już chyba powinien mieć tylko siniaki i rozkwaszoną gębę.

Reszta wczorajszych walk poszła już różnie. Bydlak nie zawiódł ani ich nadziei ani Czarnego. Wygrał swoją walkę zagryzając w końcu swoich przeciwników. Ale walka była nie mniej emocjonująca co debiutantów. Zapewne, tak jak Czarny mówił, w pojedynku byłby niewątpliwym faworytem. Ale jednak z dwoma na raz to jednak wynik do końca był niepewny. Zwłaszcza, że oba ogary czując odmieńca praktycznie od początku walki rzuciły się na niego jak wytrenowane. Udało mu się jednak zagryźć jednego ale walka osłabiła go na tyle, że ten drugi to już naprawdę parę razy zdawało się, że wykończy Bydlaka. No ale ostatecznie to zdyszany i zakrwawiony odmieniec był górą. Ale po swojej walce wyglądał gorzej niż niedługo potem Kornas po swojej. Czarny zastanawiał się czy odmienione bydlę się wyliże. Szkoda jakby taka maszynka do zarabiania pieniędzy zdechła Po swojej drugiej walce. A los czworonoga okazał się mocno niepewny gdy się rozstawali wczoraj wieczorem.

Za to walka Tristana z Olafem nie była zaskoczeniem. Wygrał faworyt tak jak się wiele osób spodziewało. Obie kultystki nie były pewne czy ich środek nie zadziałał w ogóle czy po prostu za mało czasu minęło by mógł zadziałać. W każdym razie Tristan pokonał Olafa chociaż Ostlandczyk o słomianych włosach parę razy go zaskoczył i całkiem udanie się odgryzł. To jednak ostatecznie uległ przeciwnikowi. A szkoda. Tak zgrabnie podały ten spreparowany kielich Tristanowi.

- Oj już nie mogę. - mruknął roześmiany młodzieniec gdy jakaś dziewczyna też wpadła na pomysł by mu przynieść mu wina czy coś podobnego przed walką.

- To na szczęście! - zawołała wesoło dziewczyna nie chcąc chyba by podarek się zmanrował i nie doszedł do ust jej faworyta.

- No dobrze, jak taka ładna dziewczyna tak ładnie prosi. - zawodnik machnął reką i ostaecznie się zgodził. Ale wyglądało jakby to miał być ostatni kielich przed walką. Łasica szybko spojrzała na koleżankę. Jakby wziął od tej łachudry to pewnie już by nie wziął od nich!

- Ojej… najmocniej przepraszam… Ktoś mnie popchnął! To przez naszego mistrza, wszyscy chcą go spotkać! Nic ci nie jest? - łotrzyca zadziałała błyskawicznie i odstawiła taki zgrabny numer, że gdyby Versana na włąsne oczy nie widziała jak z premedytacją wpadła na plecy tamtej drugiej symulując to popchnięcie bardzo udanie to by pewnie uwierzyła jej bez zastrzeżeń. Zwłaszcza jak potem przepraszała i zgrabnie pomogła wstać poszkodowanej z tego śniegu rozbawiając przy okazji Tristana który obserwował całą tą scenę.

- Nic mi nie jest… Ale wylałam całe wino… - zmartwiła się dziewczyna gdy już wstała i otrzepując się ze śniegu pokazała pusty już puchar.

- Tak mi przykro… Może weźmiesz nasz? Tak w ramach przeprosin. - Łasica szybko znalazła rozwiązanie i skinęła do koleżanki by ta podała spreparowany trunek. I ten szybko zmienił właścicielkę a potem jeszcz raz by wynagrodzić dziewczynie jej stratę.

- Oh, dziękuję! To bardzo miłe z twojej strony! - zaćwierkała ucieszona dziewczyna i już zaraz potem z tym nowym pucharem podeszła do swojego ulubieńca by go nim napoić ku uciesze ich obojga i nie tylko. Łasica otrzepując rączki ze śniegu pomachała im na pożegnanie i wracając do swojej partnerki pozwoliła sobie na prześmiewczy komentarz.

- Oh, jako kelnerka czasami jestem taka niezdarna! - załamała głos i rączki nad tą własną niezdarnością co owocuje wpadaniem na ludzi. - A w ogóle to się odkułam na tych zakładach. I mam kasę dla ciebie. - powiedziała bo odkąd dwie walki pod rząd poszły po ich myśli miała jeszcze bardziej wyśmienity humor. - Chociaż takiej biednej kelnereczce i służącej jak ja to cała góra pieniędzy. Czy mogłabym ci to spłacić w jakiejś innej formie? - spojrzała koso na idącą obok kumpelę z jawną sugestią, że wolałaby nie spłacać swojego długu pieniędzmi.

Ale z pieniędzmi też niespodziewanie wyszedł pewien myk. Sama nie była pewna co ją tknęło. Ale w pewnym momencie jak odbierały u Pietro swoją nagrodę za zakończoną nagrodę, jak sobie żartowali i na nowo przeżywali dopiero co zakończoną walkę to jej wzrok padł na jedną z monet. Tą jaką akurat Pietro bawił się przerzucając ją zwinnie między palcami ruchem zawodowego szulera. Jakoś naszło ją wspomnienie swojego snu. Tego z dwoma pięknościami leżącymi w swoich trumnach. I Kamila miała poplamione atramentem palce. A Froya miała w palcach jakąś monetę. Tylko wtedy nie zdążyła jej się przyjrzeć. A wczoraj wieczorem jak Pietro tak zapraszał na kolejne walki i do robienia zakładów bawiąc się tą monetą to właśnie Versanie przypomniał się tamten sen i ta moneta w zgrabnej dłoni nieruchomej blondynki. Chociaż jak ją potem przekazał razem z resztą zapłaty to jakoś nie dostrzegła w niej czegoś specjalnego. Ot, zwykły karlik.

No ale to wszystko było wczoraj. Wczoraj wieczorem. Po wszystkim Theo ich odwiózł do miasta tak samo jak ich zabrał przed spotkaniem. Oczywiście mógł ich wysadzić gdzieś w mieście gdzie by sobie życzyli. Ale i tak jak wrócili do domu to już była koło północy.


---



walka psów: Kostnica > 6 wygrywa Bydlak

działanie śr.przeczyszczająecego: Kostnica > 4 po walce

walka Tristana i Olafa: Kostnica > 4 wygrywa Tristan


---



Miejsce: Nordland; okolice Neues Emskrank; rzeka Salz; osada odmieńców
Czas: 2519.I.14; Konistag (6/8); ranek
Warunki: półmrok, chłód, cisza


Strupas



Garbus trochę wstał a może trochę ktoś mu pomógł. Do końca nie był pewny. Bo wewnątrz chaty Matki Ropuchy wokół głównego barłogu było istne pobojowisko z ciał. No cóż… Nikt się nie oszczędzał ostatniej nocy…

No a teraz ktoś się poruszył, ktoś wstał, ktoś chyba przechodził, czy zahaczył nogą o garbusa. No a może to i on po kimś i przez kogoś przelazł. Tam ktoś jęknął i go przeklął a tu jego ktoś szturchnął i wyzwał. No tak. Zaczynał się kolejny dzień.

- Mamo jest coś do jedzenia? - zapytał Knut swojej ropuszej matki. Ta jako jedyna nie zdradzała oznaków zmęczenia materiału. Ale też jako jedyna nie bawiła się z nimi wczoraj. Właściwie to garbus nie pamiętał jej w ogóle. Jakoś zniknęła mu z widoku albo pamięci. W końcu się nie oszczędzali wczoraj…

- Jedzenia? Jedzenia?! Patrzcie go! Przypomniał sobie, że matkę ma! I tylko tą matkę ma jak mu w brzuchu burczy! Banda ochlapusów i nicponi! - stara gderała jak każda stara. Tak przynajmniej to w historyjkach słyszanych po karczmach, ulicach i różnych grajdołach wcześniej Strupas słyszał.

- Oj mamo, no weź… - Knut jęknął tylko. Już nie był małym szczeniakiem co by musiał obawiać się strasznej ropuchy jak tylu rówieśników jakich ona odchowała na swoich licznych piersiach. Te czasy dawno mineły. Teraz był dorosłym mężczyzną a nawet myśliwym. Ale chyba po prostu za bardzo łupało go w głowie by się kłócić o swoje. No i matka nawet jak miała im za złe te wczorajsze swawole to jednak zaczęła rozdawać talerze pełne polewki z rosołem. Co by nie mówić w środku zimy na tym pustkowiu z jedzeniem się nie przelewało. Zwłaszcza odkąd wychodzenie na polowanie na zewnątrz zrobiło się mocno utrudnione przez te grasujące bandy zwierzoludzi.

- A w ogóle gdzie jest ten prosiak z wczoraj? - Kinol co się dobudził też dosiadł się ciężko do syna gospodyni. Zapytał od niechcenia. Ale pytanie miało swoje niespodziewane konsekwencje. Najpierw ci co już wstali zbyli go milczeniem. Własny ból egzystencjalny w tej chłodnej jaskini był zbyt przytłaczający. No ale trąbkonosy powtórzył pytanie to ten i tamten zaczęli się na odczepnego rozglądać. Najpierw powoli. Ale w końcu coraz żwawiej. Ten się podniósł, coś odgarnął i zaczęło się robić dość nerwowo.

- Gdzie ten cholerny świniak! - krzyknął już nieźle zdenerwowany Purchawa. Przecież wczoraj z pół dnia siedzieli by spreparować to truchło! Zrobiło się naprawdę nieswojo gdy Knuta coś tknęło.

- Mamo a właściwie to co to jest? - Żabiooki wytrzeszczył swoje wielkie oczy na zawartość talerza której nie dokończył jeść. Przecież jak rosół to musiało być jakieś mięso… Cała grupka zamarła z przerażenia w jednocześnie z napięciem spoglądając na gospodynię. No skąd w środku zimy wzięła jakieś mięso… Akurat jak im gdzieś spreparowany prosiak zginął…

- Pokaż garnek! - zażądał Knut i zresztą nie czekał na pozwolenie tylko doskoczył do kuchni by zajrzeć do środka.

- Ty hultaju! Żadnego szacunku dla matki! A mogłam cię utopić razem z resztą skrzeku! - wołał oburzona starowinka jaka już najlepsze lata miała za sobą. No ale to co było w garze nie wyglądało jak prosiak. Chociaż może jakieś kawałki…

Koniec końców to jednak prosiak się znalazł. Okazało się, że Dritte zrobił sobie z niego poduszkę a wstał jako ostatni gdy się wszyscy zaczęli na siebie drzeć. No ale nie robili mu wyrzutów skoro tak skrupulatnie przypilnował im warchlaka i jednak nic im nie zginęło. Sam Dritte zaś nadal miał sprawę do garbatego gościa.

- Na wiosnę? Strupas nie wygłupiaj się. Nie widzisz co się dzieje? Do wiosny to już nas może nie być. I nie będziesz miał z kim robić interesów. Ani dokąd wracać. - powiedziała drapiąc się po szyi trzecią ręką. Wcale nie ukrywała swojego rozczarowania taką odpowiedzią.

- Wiem, że jest zima. I te rogacze grasują na zewnątrz. No i ja nie mówię, że to już zaraz dziś czy jutro masz zasuwać przez ten śnieg. No ale na wiosnę to mnie kompletnie nie urządza. - trzyręki pokręcił głową na znak, że jest gotów negocjować i w ogóle nie uważa sprawy za przegraną no ale nie na wiosnę. Zima zawsze była ciężką próbą dla osady no a jak mieli na pieńku z tymi rogaczami no to przetrwanie do wiosny wcale nie było takie pewne. Jak rogacze uniemożliwiają łowy myśliwym to mało kto miał szanse przetrwać do wiosny na tym co mieli w jaskini.

- Przemyśl to jeszcze Strupas. Opłaci się tobie i nam. Przecież szkoda byś zasuwał taki kawał tutaj przez te śniegi. A jak powiedz gdzie ma być ta kryjówka to tak w połowie drogi będzie i nam i tobie łatwiej. Ty trochę podejdziesz, ktoś od nas trochę podejdzie. No tylko ktoś musiałby iść z tobą by potem do nas wrócić i pokazać gdzie to jest. A potem my zostawimy jeden towar, odbierzemy drugi. Ty sobie coś weźmiesz na prowizję. No co? Zły interes? Jak coś źle to powiedz co. Pomyślimy i może coś wymyślimy. - Dritte się tak łatwo nie zniechęcał i jak dawał przykład jak mu na czymś zależało to potrafił o to walczyć do upadłego. A na dobrych interesach zawsze mu zależało. Tak samo jak na stworzeniu tej linii wymiany handlowej o jakiej mówili wczoraj wieczorem. A może już dzisiaj rano. W tej jaskini to tak nie było to oczywiste kiedy jest rano albo wieczór. Był ten sam wilgotny, ziąb rozświetlany przez ogniska i pochodnie a i tak wiele miejsc było skrytych w mroku. W każdym razie odmieniec z żyłką do interesów wcale nie mówił, że to sprawa na wczoraj no ale też nie chciał tego odwlekać do wiosny której nie było pewne czy doczekają.

---


- Dobra ale ty gadasz z Kopfem. - koniec końców po tym cienkim śniadaniu co to starczyło tylko jako uczucie czegoś ciepłego w żołądku ale głód tylko zajął się tym rzuconym ochłapem jednak nadal nie dawał o sobie zapomnieć. Co prawda śniadanie było na wiele osób czego pewnie Ropucha nie planowała i po części dlatego tak mało wyszło na gębę. Ale w zimie i tak było trudno o jedzenie nawet bez kłopotów ze zwierzoludzi. Kto wie czy Strupasowi jako żebrakowi nie wiodło się lepiej pod tym względem niż jego kamratom tutaj. Tutaj w zimie nie było komu co zabrać, ukraść ani odpadów do znalezienia jak w mieście.

Więc z niezbyt pełnym żołądkiem musieli się udać do wodza osady by przedstawić mu efekt ich wczorajszej pracy. No i jakoś grupka trucicieli dość jednomyślnie wybrała Strupasa na swojego mówcę i przedstawiciela. Zwłaszcza, że to właśnie on był inicjatorem tego przedsięwzięcia.

Kopf jak zwykle przywitał ich w głównej izbie. Poczekał aż wszyscy wejdą i truchło warchlaka dość przykuło jego wzrok ale na razie był raczej słuchającą stroną.

- Jesteście. I co macie? - przywitał się z nimi i czekał na przedstawienie tej sprawy. O co chodzi i jak to truchło warchlaka ma się do nękających ich zwierzoludzi. Garbus dostał od kolegów przyjacielskie i wymowne szturchnięcie na zachętę by powiedział szefowi co i jak wczoraj uradzili.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:35.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172