Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-02-2010, 21:04   #71
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Blaise po pogodzeniu się z faktem, że podróż spędzi z szabrownikami, zainteresował się nowym otoczeniem. Łódź była niewielka, wyposażona w nadbudówkę i jeden maszt, na którym rozpięty był płócienny, biały żagiel. Dwóch mężczyzn z wprawą obsługiwało łódź w związku z czym członkowie drużyny nie mieli nic do roboty. Każdy z nich przeglądał ekwipunek, jaki szabrownicy, ponoć „uratowali przed zagrabieniem lub zniszczeniem”. Blaise również, i chociaż znalazł pewne rzeczy, którymi był zainteresowany, nie nabył ich. Główną przyczyną były opory moralne, bo przecież nie godzi się zagrabionych rzeczy kupować od złodziei, należałoby raczej ich ukarać a dobra zwrócić lub rozdać potrzebującym. Drugi powód był bardziej prozaiczny - nie miał wystarczającej ilości gotówki. Pieniądze jakie posiadał wolał zachować na wszelki wypadek. A nuż przydadzą się bardziej w przyszłości.

Gdy Rudiger rozpoczął swoją opowieść, bretończyk aż otworzył usta ze zdziwienia. Nie spodziewał się, że ktokolwiek z nich zechce opowiadać o swojej przyszłości. A w szczególności ponury i zamknięty w sobie, Rudiger. Drugi o swoim życiu opowiedział Gustlik. Blaise’owi zrobiło się żal starego człowieka. Nie do końca wiedział co zrobić, wiec tylko poklepał drwala po plecach.

- To i może ja Wam coś o sobie powiem - sam zaczął swoją opowieść. - Pewnieście się już zorientowali, a może mówiłem, żem jest bretończykiem. Miałem być mnichem, bo taki los czeka zazwyczaj trzeciego syna szlachcica. Alem się nie nadawał to i mnie przegonili do dalekich krewnych. Tam dorastałem i poznałem piękną pannę Eloisę, która się wybranką mego serca stała.

Westchnął na wspomnienie uroczego lica swej ukochanej. Święcie wierzył, że Eloise czeka na niego, a jej ojciec dotrzyma obietnicy i nie wyda córki, za jakiegoś spasłego i obleśnego baroneta.

- Jednak aby ją poślubić - kontynuował. - Muszę zdobyć dwie rzeczy: bogactwo i sławę. To są warunki jakie jej ojciec, szlachetny Olivier de Triulac. Tom wyruszył na poszukiwania. Pierw przemierzałem zielone wzgórza Bretonii i tam wraz z mym nieodżałowanym przyjacielem, jeszcze z czasów klasztornych, Jacenem de Breville stawaliśmy przeciw orkom. Ale o tym Wam wspominałem. Chyba że chcecie abym jeszcze raz opowiedział o bojach pod chorągwiami księcia Tancreda II, nie?
- Potem się wybraliśmy za Góry Szare, do kraju zwanego Imperium. W Bretoni mówi się, że tutaj wrogów wielu na każdym kroku czycha, a zmutowane stwory po lasach na pęczki można znaleźć. I, na Kielich, okazało się to szczerą prawdą. Zawędrowaliśmy na północ i tam starliśmy się z Chaosem. A w wyniku tego starcia, mój drogi Jacen odszedł na łono Pani, niech raduję się na wieki. A ja poprzysiągłem zemstę. I teraz są trzy rzeczy o które walczę. Sława i bogactwo dla mej wybranki oraz zemsta, dla spokoju duszy mego druha. A gdy przyjdzie zginąć tu, na obcej ziemi, chcę aby chwalebnie się to stało i aby Ci, którzy ujdą z życiem rozpowiedzieli, że Blaise Roland d’Lacoleur-Montfort mężnie stawał!
 
xeper jest offline  
Stary 10-02-2010, 02:06   #72
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Akt Drugi


Pierwszy dzień rzecznej podróży okazał się istną sielanką. Mimo wzburzonego nurtu górnego biegu rzeki, łódź cięła toń spokojnie i z niespodziewaną gracją. Pod taflą wody dało dojrzeć się ławice zdrowych, dużych ryb, pluskających w krystalicznie czystym żywiole. Te były ulubionym celem pokładowego psa, którego wasi gospodarze z niewiadomych powodów nazwali niewinnie - Fifim. Góra morderczych mięśni z kolczastą obrożą, okazała się rozbrykanym urwisem, który wielokrotnie niemal wypadłby za burtę, usiłując złowić pobliskie okazy rzecznej fauny. Gdy pies akurat nie próbował się utopić, łasił się do wszystkich na pokładzie, wciskając potężny łeb pod wolne ręce nagabywanych podróżników.


Żaden rękaw nie pozostał po tym bez śladów, sączącej się z nieopisanej radości, śliny zwierzęcia. Gorsze były jednak wtulane przy okazji w nieszczęśnika kolce. Trochę zajęło nauczenie się odpowiedniego omijania ostrego żelastwa przy głaskaniu. Z niewiadomych powodów pies nie dawał sobie za nic zdjąć groźnej ozdoby.
- ...żeśmy go pewnego dnia znaleźli w najeżonym kolcami dole, w samym środku wybitej osady - wtrącił Hugo, widząc zainteresowanie psiną.
- Zielone plugastwo wpadło do mieściny właśnie wtedy, gdy kmiotki oglądali walkę kundli. Pokraki wycięły wszystkich w pień, poza psem. Obok niego w dole znaleźliśmy trzy truchła goblinów. Wszystkie rozszarpane. Pewnikiem zieloni chcieli się zabawić, stawiając swoich przeciwko psinie. Się przeliczyli... - wyszczerzył zęby w złośliwym grymasie.
- Mówiłem żeby go zostawić, ale Lars - wskazał subtelnie siłującego się z bomem towarzysza, przewracając oczami - dał się nabrać na te wielkie ślepia i merdający ogon. Miękkie serce, wiecie... Prawie przez niego rękę straciłem! Głupi kundel zamienia się w istną bestię, gdy rusza się tej przeklętej obroży. Wyczuwa jednak, gdy zbliżają się kłopoty, więc go wzięliśmy...

Późnym wieczorem podróż stała się jeszcze przyjemniejsza. Okazało się bowiem, że bezchmurna pogoda i pełny, jasny dysk Mannslieba umożliwią żeglugę nocą, co dodatkowo powinno skrócić czas podróży. By uczcić tę okazję Lars wyciągnął spod pokładu dobrze ukrytą butelkę averlandzkiego, wytrawnego wina, rozlewając każdemu po paru łykach.

Morr, władca snów, przybył tej nocy szybko i na cichych skrzydłach. Wszyscy poza pełniącym wartę i - jak okazało się w czasie rozmów przy winie - dwójką byłych flisaków, zapadli w głęboki, regenerujący sen. Być może był to wpływ spokojnego szumu prastarych drzew Hochlandu, a może jedynie czysty przypadek, ale prawie wszyscy tej nocy śnili o nieskończonych połaciach, otaczającego ich, zielonego lasu.

Nad ranem obudziło ich głośne szczekanie Fifiego. Nurt w tym miejscu był już znacznie szerszy niż w skrajnym, górnym biegu, jedynie z trudem dało się więc dostrzec szczegóły migającej za linią drzew postaci. W końcu, biegnący równolegle do rzeki trakt, wyłonił się zza gęstych zarośli, ukazując źródło zaniepokojenia pokładowego psa. Po gościńcu mknął jeździec mocno wtulony w grzywę czarnego, spienionego ogiera. Pędził jakby ścigały go wszelkie piekielne zastępy. Na jukach jego wierzchowca dało zauważyć się symbol Ostlandu, zaś przewieszona przez skórznię liberia należała niewątpliwie do elektorskiego gońca.

Dzięki szerszej perspektywie od strony rzeki dojrzeliście też, co czeka go za najbliższym, zasłoniętym drzewami zakrętem. Cztery odziane w czarne kolczugi postacie zajmowały właśnie miejsca w przydrożnych krzewach, szykując kusze. Nad traktem, między drzewami, na wysokości głowy błysnął cienki, żelazny łańcuch. Prawdopodobnie zauważyli łódź. Nie zaczęli jednak działać, by nie spłoszyć ofiary. Ich kusze w razie ostrzału raczej dosięgnęłyby pokładu, oznaczało to jednak też, że i oni byli w waszym zasięgu.
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 11-02-2010 o 01:36.
Tadeus jest offline  
Stary 10-02-2010, 16:02   #73
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Drwal spędził podróż w dość prostolinijny sposób, który tak bardzo mu odpowiadał. Po ogromnym napływie stresu, adrenaliny i zmęczenia potrzebował przyjemnego dnia, spędzonego na pokładzie łodzi. Szum rzeki koił jego skołatane nerwy, zaś delikatne kołysanie łodzią sprawiały dziwaczne poczucie wewnętrznego spokoju. Brodacz leżał na plecach, z plecakiem pod głową, spoglądając na różnokształtne chmury. Po tym jak zwierzył się kompanom liczne wspomnienia wróciły. Mężczyzna przypomniał sobie jak pewnego dnia, gdy jego magazyn był zamknięty wybrał się z żoną na pobliskie wzgórze, skąd podziwiali całą okolicę, a potem leżeli na trawie i spoglądali na chmury. Sporo czasu spędzał na zabawach z śliniącym się psem. Był dobrze zbudowany, ale za bardzo lgnął do ludzi, co według Gustawa nie było dobrym zwyczajem. Nie jemu jednak było to oceniać. Jak się wieczorem okazało, łódź mogła płynąć nawet nocą, toteż wartko ustalili kolejność wart i udali się na spoczynek. Gustlik poprosił o pierwszą wartę, gdyż co jak co ale budzić się w środku nocy nienawidził. Poza tym obawiał się, że mógłby usnąć w trakcie późniejszej warty.

Z głębokie snu wyrwało go szczekanie pokładowego psa. Brodacz otwarł szeroko oczy rozglądając się dookoła. Nie wiedzieć czemu, głęboko w jego świadomości utkwiła informacja, że pies wyczuwa niebezpieczeństwo i szczeka. Gustaw wstał na nogi i rozejrzał się dookoła. -To posłaniec!- rzekł uniesionym tonem -Pewnie ma dokładniejsze informacje o sytuacji w Imperium!- dodał. Po chwili dostrzegł również grupę zbrojnych, czyhających za zalesionym zakrętem, na trakcie. -To pułapka! Na bogów, Rudigerze, trza go ostrzec! Może czyhają na informacje, które on przewozi, a ratując go zaskarbimy sobie dobre słowo jego pracodawców!- rzekł gromko apelując o zdrowy rozsądek i mądre posunięcie. Mężczyzna był nerwowy. Słyszał o wojownikach w czarnych pancerzach, pojawiających się znikąd niczym widma. Siali pogrom wszędzie gdzie się zjawiali. Plądrowali, gwałcili i palili. Tylko najmężniejsi rycerze dawali im radę w boju. Goniec był jednak ważną personą. Wszyscy o tym wiedzieli. Nawet jeśli Gustaw wraz z grupą nie mógł bezpośrednio skorzystać z wieści które niósł, to wpadając w niepowołane ręce mogły zaszkodzić może nie tyle całemu Imperium, co konkretnej marchii na której się znajdowali.
 
Nefarius jest offline  
Stary 11-02-2010, 17:16   #74
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Podróż przebiegała bez przeszkód, chyba że takimi można by nazwać wybryki pokładowego psa o głupawym imieniu, Fifi. Wielki brytan brykał po pokładzie, kilkakrotnie starał się wyskoczyć za burtę i ogólnie stał się ulubieńcem wszystkich podróżujących. Gdyby jeszcze nie te obślinione rękawy i podrapane kolczastą obrożą, dłonie.

Blaise podobnie do pozostałych pasażerów łodzi, spędzał czas leżąc na pokładzie lub też siedząc opartym o reling i przyglądając się porośniętym lasem, brzegom. Prastarym borem jakże innym od znanych mu zielonych pól i jasnych zagajników jego ojczyzny. Od właścicieli łodzi, dowiedział się, że rzeka którą teraz płynęli nazywa się Flashgang i spływa z Gór Środkowych, na południe, wpadając do innej rzeki o nazwie Drakwasser. Siedział więc na jakiejś skrzyni i przyglądał się mijanej okolicy. Z rzadka widywał osady, skupiska paru chat stojących niemal w wodzie. Były to sioła zamieszkane przez rybaków, na co wskazywały niewielkie łódki przycumowane do pali i rybackie sieci rozwieszone na stojakach. Czasem osada zamieszkana była nie przez ludzi rzeki a przez drwali. Wówczas na brzegu i w samej wodzie piętrzyły się stosy, przygotowanych do spławienia pni.

Nocą, podczas swojej warty, bretończyk usilnie walczył z pragnieniem snu. Pragnienie snu zostało wieczorem wzmocnione przez wino, jakim jeden z byłych flisaków poczęstował wszystkich, z okazji jasnej nocy, rozświetlonej księżycową poświatą, umożliwiającą dalszą podróż, nawet po zmroku. Blaise całą swoją wartę spędził chodząc tam i z powrotem po pokładzie, po czym obudził swego następcę i ułożył się do snu. Spał mocno. A śnił mu się nie rodzinny dom, nie ukochana kobieta, nie chwalebne czyny a las. Potężne drzewa otaczające go na jawie, zakradły się także do jego snów. Ogromne i niebosiężne pnie celujące w niebo i on, niczym robak, pośród nich. Ciemna zieleń listowia i igieł, brąz kory i zapach wilgotnej, przesyconej grzybnią ściółki. Szczekanie...

Szczekanie nie pasowało do lasu. Szczekanie było realne. Zerwał się z miejsca, na którym spał i zaspanymi oczami spojrzał w stronę, w którą ujadał pies. Dostrzegł pędzącego przybrzeżną drogą jeźdźca, ubranego w kolorową liberię. Zauważył też, to czego ów jeździec nie widział. Za zakrętem odziani na czarno mężczyźni szykowali zasadzkę.

- Heeeej! Ty tam! Na koniu! Stóóój! Zasadzka! - krzyczał ile sił w płucach i wymachiwał rękami w stronę gońca, chcąc przyciągnąć jego uwagę i uchronić go od śmierci.
 
xeper jest offline  
Stary 11-02-2010, 23:23   #75
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Barglin siedział cicho i nie odzywał się zbyt wiele, gdy inni snuli opowieści o swym życiu. Od czasu do czasu przytakiwał głową ze zrozumieniem, życie w Starym Świecie nie oszczędzało nikogo.

- To i ja opowiem coś o sobie, choć nie bardzo jest się czym chwalić - rzekł krasnolud, gdy Blaise zakończył swoją historię - No więc pochodzę z niezbyt zamożnej rodziny górników i kowali z Karak-Norn w Górach Szarych. Mój ojciec ma kuźnię, ale nie przynosi ona zbyt wielu dochodów. Gdy byłem młody to razem z moimi czterema braćmi harowaliśmy tam od rana do wieczora. Lekko nie było, ale przynajmniej nauczyłem się wytrwałości. Jak już dorośliśmy to trzeba było wybierać, bo przy kuźni mógł zostać tylko najstarszy z nas, a ja nim nie byłem. Wybór był prosty, albo wojaczka, albo szukanie lepszego życia gdzie indziej. No to zebrało nas się paru chłopaków, to znaczy ja, moi trzej bracia i sześciu kuzynów i wyruszyliśmy w Góry Środkowe w poszukiwaniu złóż srebra. Gdy tam dotarliśmy, to srebra oczywiście nie znaleźliśmy, ale za to trafiliśmy na przyzwoitą żyłę rudy żelaza. Z początku ciężko było, w końcu założenie kopalni w głuszy to nie taka prosta sprawa, ale potem gdy uruchomiliśmy pierwsze chodniki to zaczęło nam się w miarę dobrze powodzić. Tak żyliśmy przez parę lat, ciesząc się z naszej roboty, aż przylazło to cholerstwo z północy. Byłem wtedy na łowach i pewnie dlatego teraz żyję, stwór jakiś, że aż trudno go opisać, napadł na kopalnię i wykończył wszystkich. Wróciłem akurat gdy to ścierwo zbierało się do mułów w grocie, która służyła za stajnię. Udało mi się go podejść niezauważenie, z beczułką prochu, którego używaliśmy do kruszenia skał, a potem odpaliłem lont. No i tak go mniej więcej załatwiłem. Potem ruszyłem ku dolinom, a tam już był tylko jeden wielki kocioł. Uciekałem wiele dni, a potem spotkałem Karla i resztę was. Dalej już znacie.

***

Podróż łodzią okazała się być doskonałym pomysłem. Barglin czuł jak z każdą chwilą wylegiwania się na pokładzie, jego ciało nabiera nowych sił. Jedyne co go wkurzało to ten wyrośnięty kundel, który ślinił wszystkich do okoła. Krasnolud pewnie przepędził by go trzonkiem kilofa, za oślinienie brody, gdyby nie pewien rodzaj solidarności, który poczuł gdy dowiedział się, że to psisko rozszarpało trzy gobosy.

***

Gdy rankiem rozległo się szczekanie, Barglin w pierwszym odruchu miał zamiar udusić bydlę, ale po chwili zreflektował się, że pies jest głośny nie bez powodu. Zebrał się szybko starając się ocenić sytuację. Jeździec poruszający się wierzchem prawie równolegle do ich łodzi, pędził prost w pułapkę zastawioną przez czterech ubranych na czarno drabów. Gustaw rozpoznał znaki elektorskiego posłańca, na płaszczu nieszczęśnika i Barglin w duchu przyznał rację, że należało mu pomóc. Tamci bandyci na pewno nie będą chcieli zostawić przy życiu żadnych świadków. Blaise zaczął krzyczeć ostrzeżenia, a krasnolud podbiegł do swych rzeczy. Sprawnymi ruchami naciągnął kuszę i założył bełt. Po chwili był już przy burcie i mierzył w najbliższego wroga. Wyrównał oddech jak go uczył kuzyn Snorri, a następnie pociągnął za spust. Brzdęk, świst i ...
 
Komtur jest offline  
Stary 12-02-2010, 21:48   #76
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Noc była ciemna i chłodna, ale gdy nadeszła warta Rudigera, przyjął ją z lekką nawet radością. Siedząc pod pokładem chłonął spokój, łagodne kołysanie łodzi, ciche łopotanie żagla i szum rozdzieranej dziobem wody. Jeden z flisaków spał, drugi kołysał się spokojnie przy sterze, gdzie za łodzią zostawała ledwie widoczna smuga rozdzieranej przez barkę wody. Siedząc w wejściu pod pokład, Rudiger czuł się całkowicie bezpieczny, największe zagrożenie z jego głowy mogło czaić się gdzieś tam, na brzegu, dalekim, prawie niewidocznym brzegu. Prawdopodobnie nawet niepotrzebnie trzymali warty, ale kto ich tam wie. Jeśli dopuścili się szabrowania świątyni, to i z zabójstwem dla ekwipunku i kilku koron mogli sobie poradzić. Wiedział po sobie. Siedział więc, odganiając sen bez większych problemów. Może właśnie dlatego nie dał się zaskoczyć.

Agnes nie była wyszkolona w skradaniu się, słyszał ją prawie od samego momentu, w którym wstała ze swojego prowizorycznego posłania. Zaniepokoiła go tylko powolność jej ruchów, ale wytłumaczył sobie to panującymi ciemnościami i nie odwrócił się. Aż do chwili, gdy poczuł zdecydowanie za szybki podmuch wiatru, który zmusił go do błyskawicznego ruchu głową i bloku. Lśniące w poświacie księżyca ostrze sztyletu przejechało mu po przedramieniu, barku i odchylonej szyi. Krew szybko zaplamiła jego ubranie, ale ten najważniejszy narząd - szyja, wydawał się prawie nietknięty, resztę ran więc zignorował, rzucając się na kobietę. Nie był silny, ale zwinny, a kobieta nie umiała posługiwać się bronią. Straciła swoją szansę i chwilę potem jęknęła, przyparta do drewnianej ścianki. Dyszała ciężko, a po jej policzkach spływały łzy. Łkała, ale jej oczy pałały wieloma sprzecznymi emocjami.
-Nie wybaczę ci tego... nie mogę...
Mimo wszystko szeptała tylko. Sztylet, który przed chwilą trzymała w dłoni, teraz lekko wbijał się jej w bok. Ale Rudiger nie pchnął.
-Chcesz umrzeć?
-Nie... nie chcę... Teraz już nie chcę...
-Teraz?! Kurwa mać, prawie mnie zabiłaś!

Agnes zagryzła wargi, szloch stawał się głośniejszy. Chwycił ją za ramię i wyciągnął na zewnątrz. Zignorował flisaka, który patrzył na nich zaskoczony i zdjął koszulę. Noża z dłoni nie wypuścił.
-Spieprzyłaś sprawę, to teraz mnie opatrz. Już!
Zrobiła to, uległa teraz już całkowicie. Trzęsła się jednak, zerkając na niego bez przerwy. Przez chwilę chciał ją zabić, ale opanował się. Musiał ją tylko dowieźć do miasta, potem nic nie będzie jej winien. Na szczęście rana, którą mu zadała, okazała się tylko mocniejszym draśnięciem. Nie była wprawiona w zabijaniu a ręka jej zadrżała. Zaciągnął ją znów pod pokład, ale tym razem związał i przywiązał do jakiejś belki. Na szczęście miał ostatnią wartę i nie musiał już spać, i tak pewnie by nie usnął. Emocje opadły.

Poranne pytania towarzyszy zignorował, ale dziewczynę rozwiązał. Nie spała, a cienie pod jej oczami były dobrze widoczne.
Złapała go za dłoń.
-Nie zrobię tego więcej. Ja... nie mogę jednak zapanować nad uczuciami.
Prychnął. Nie ufał ludziom za ich słowa.
-Jakbyś zmieniła zdanie, celuj w serce.
Obdarzył ją wściekłym spojrzeniem. Był idiotą! Wymaszerował na pokład, na którym panowało pewne ożywienie. Szybko zorientował się w sytuacji, klnąc głośno i wracając pod pokład po łuk i strzały. Agnes już się podnosiła.
-Zostań tu!
Wybiegł na zewnątrz, już nakładając strzałę na cięciwę. Stanął za nadbudówką, nie chciał oberwać bełtem. Blaise już krzyczał do jeźdźca, a Rudiger nie miał pomysłów w jaki sposób być głośniejszym. Słowa skierował więc do sternika.
-Kieruj się do brzegu! Przechwycimy go na barkę i ominiemy tamtych!
Nie chciał marnować strzał, ale jedną zaryzykował. Uniósł łuk, będący na granicy zasięgu przeciwnicy i tak unikną tego pocisku. Ale wypuścił go, a strzała zatoczyła łuk wysoko w powietrzu. Jeździec musiał zobaczyć, że w coś strzelają, a jak miał trochę oleju w głowie, to może się zatrzymać. Inaczej będą musieli przeszukać jego truchło. Nałożył kolejną strzałę, ale czekał na lepszą okazję do strzału.
 
Sekal jest offline  
Stary 13-02-2010, 14:09   #77
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Pędzący na złamanie karku goniec najwyraźniej nie zrozumiał dawanych mu znaków. Uniósł lekko głowę, spoglądając na załogę łodzi i jeszcze przyspieszył pęd, wbijając strzemiona głęboko w boki konia. Zapewne uprzedzono go o tym, iż w czasie jego misji niebezpieczeństwo mogło przyjść z każdej, nawet najbardziej nieoczekiwanej strony. Gdy wzrokiem prześledził szeroki łuk padającej przed nim strzały, było już za późno. Z impetem wypadł za zakręt, prosto w zasadzkę. W tym momencie pociski z łodzi sięgnęły bandytów. Pobliskie drzewa i krzewy zasypane zostały drewnem i metalem, utrudniając napastnikom celne oddanie strzału. Mimo wszystko, dwie z kusz szczęknęły. Koń gońca ugodzony bełtem, stanął dęba, zrzucając jeźdźca na ziemię.

W tym momencie, łódź z hukiem przybiła do brzegu. Wysadzona na ląd drużyna od razu ruszyła ku drzewom, odpowiadając na wraży ostrzał. Nagle, gdzieś z tyłu rozbrzmiało ciche jęknięcie. Sigmaryta padł na kolana. Na jego twarzy malował się dziwny spokój, jakby spoczął tam tylko na chwilę, do modlitwy. Z uniesionych w natchnionym uśmiechu kącików ust pociekła stróżka krwi. Po chwili na jego szatach rozkwitł szeroki, szkarłatny kwiat. Ciało bez ruchu opadło na ziemię, ukazując szeroką ranę wylotową na plecach.

W tym czasie na trakcie trwała zażarta walka. Poturbowany goniec mierzył się z najsprawniejszym z nieznanych przeciwników. Ten, trzymając w dłoniach rapier i lewak, kąsał go szybkimi, precyzyjnymi atakami. Nim zdążył jednak zakończyć żywot posłańca, pozornie znikąd wypadł Karl, mierząc do niego z pistoletu. Szermierz zareagował błyskawicznie, w dwóch szybkich krokach znalazł się za gońcem, zasłaniając nim linie strzału. Żołnierz zaklął i ruszył do walki wręcz. Mimo dwóch przeciwników mierzących się z szybkim przywódcą bandytów, nie byli w stanie zyskać przewagi. Ostrze rapiera poruszało się niczym ciekłe srebro, zaś ciało mężczyzny było niczym wiatr, unikający wszystkich pozornie idealnie wyprowadzonych ciosów. Reszta napastników w tym czasie skutecznie zajmowała uwagę pozostałej drużyny. Cała grupa wydawała się idealnie wyszkolona i zgrana. Z pewnością nie byli to normalni banici. Świadczył o tym też idealnie wykonany, drogocenny oręż i rynsztunek, którym dysponowali.

W końcu przywódca dopiął swego. Goniec z rozciętą tchawicą padł na piach traktu. To szybkie, kończące starcie pchnięcie, nie pozostało jednak bez konsekwencji. Karl wykorzystał daleki wypad przeciwnika, by wbić własną broń głęboko w trzewia przywódcy. Gdy zwycięsko naparł na klingę, znieruchomiał. Zakrztusił się krwią, opluwając brodę i zbroję. Lewak przeciwnika z niewiadomych powodów tkwił głęboko pod jego żebrami. Obaj przeciwnicy złączeni w śmiertelnym uścisku padli bez ruchu na ziemię.

W końcu udało się powalić ostatniego z napastników. Żaden z nich nie dał się schwytać, rzucając się nawet po rozbrojeniu z furią do walki.

Przeszukanie zwłok gońca pozwoliło odkryć zapieczętowane w tubusie pismo:


Podobne pergaminy znaleźliście przy zwłokach przywódcy bandytów. Wszystkie pisma świadczyły o dalszych posunięciach wrogiej armii i upadku twierdz i miast w pobliskich prowincjach. Wyglądało na to, że znajdujący się na wschodzie Ostermark również bronił się ostatkiem sił, napotykając w walce opętanych mroczną magią żołnierzy imperialnych.

Poza skradzionymi papierami, u przywódcy napastników odnaleźliście też damską, niegdyś zapewne perfumowaną, chustkę z niepozornym symbolem ciernistej róży. Obecnie była jednak pobrudzona i pachniała męskim potem. Resztkę ich dobytku stanowiły pękate sakwy, wypchane sumarycznie równowartością czterdziestu koron.

Na miejscu nie było już nic więcej do zrobienia. Istniała też szansa, że pojawią się tam prędzej czy później współpracownicy zabitych. Należało ruszyć w dalszą drogę.

Po dwóch dniach żeglugi trafiliście na opuszczony punkt sygnalizacyjny zajmowany zapewne wcześniej przez strażników dróg. Wieża przesyłowa zdawała się zniszczona, a drewniana, dwupiętrowa strażnica stojąca na małym wzniesieniu nieopodal opuszczona. Wedle towarzyszących wam flisaków, najbliższego, zdradliwego kawałka rzeki nie dało się przepłynąć nocą, postanowiliście przenocować więc tutaj. Piec w strażnicy nadal był sprawny, tak jak i reszta znajdujących się w środku sprzętów. Jedynie skomplikowana wieża, która zapewne jeszcze niedawno służyła do przesyłania wiadomości z centrum Imperium, była całkowicie zniszczona. Odłamki potężnego lustra sygnalizacyjnego nadal porozrzucane były po pobliskiej polanie.

Postój okazał się dobrym pomysłem. Zaraz po przycumowaniu do brzegu rozpętała się bowiem potężna burza. Gęsta ściana deszczu runęła na szumiący w potężnych podmuchach wiatru las. W oddali słychać było ryk łamanych na wietrze gałęzi i pni. Wyjący opętańczo żywioł wzburzył też powierzchnie wody. Podmuchy raz po raz uderzały w zmarszczoną taflę, kołysząc groźnie stojącą przy brzegu łodzią.
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 13-02-2010 o 16:49.
Tadeus jest offline  
Stary 14-02-2010, 19:36   #78
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Gdy łódź wbiła się w brzeg, Gustaw czuł ten dreszczyk adrenaliny, buzującej w jego krwi. Czuł jak trzęsły mu się dłonie i lekko drżały nogi. Oddech był przyspieszony, a w brzuchu robiło mu się ciepło. Nie tak dawno zdobyty topór czekał tylko by wypróbować go w boju z równym przeciwnikiem. Jak się jednak szybko okazało, przeciwnik nie był wcale taki równy. Gustlik podbiegł wraz zresztą do przeciwników i wymierzył cios. Cios potężny i druzgocący. Brzemienny w skutkach. Nie tym razem. Przeciwnik z łatwością i gracją kota uniknął rozpędzonej broni. Drwal warknął złowrogo, choć była to raczej manifestacja niezadowolenia. Na jego czole pojawiły się pierwsze krople potu. Osobnicy, z którymi przyszło im się zmierzyć byli świetnie uzbrojeni. Ich zbroje i broń lśniły prawie nowością, co na leśniku zrobiło niemałe wrażenie. W tych czasach mało kogo było stać na nową broń. Ci albo ją skradli, albo wcześniej ukradli złoto, którym za broń zapłacili. Gustaw nie mógł narzekać na swój topór. Broń choć ciężka i spowalniająca właściciela była bardzo zadbana. Głowica choć zarysowana za sprawą śladów zbroi, które rozbijała była nieraz ostrzona, przez poprzedniego właściciela. Gustaw miał zamiar zająć się ostrzeniem broni po dotarciu do twierdzy.

Uwagę drwala przykuło ciało, opadające na ziemi. Gustlik był pewien, że to Rudiger w końcu powalił jednego z przeciwników. Dopiero gdy spojrzał ukradkiem okazało się, że trupem padł goniec. -Niech was otchłań pochłonie!- warknął pod nosem łapiąc z trudem oddech. Walka jak się szybko okazało była dla niego zbyt męcząca. Przeciwnicy nie byli potężnymi zwierzoludźmi, którzy olbrzymią krzepą nadrabiali brak finezji i gibkości. Ci, z którymi walczyła grupa uciekinierów byli po prostu zbyt szybcy dla Gustawa, a nawet jego kompanów. Jak mocno zaskoczył go widok padających w makabrycznym uścisku Karla z jednym z oprychów. Brodaty rudzielec poczuł, że może być ciężko. Pierwszy raz od potyczki w warowni Ulrykan poczuł, że to może być koniec. Gdy jeden z ostałych przy życiu banitów bronił się przed atakami krasnoluda, Gustaw nie zastanawiał się nawet sekundy. Silne ręce błyskawicznie uniosły topór w górę by po chwili uderzyć wroga. Potężny zamach drwala okazał się śmiertelnym dla jego przeciwnika. Czaszka w obrzydliwy sposób pękła uwalniając z jej wnętrza parującą, czerwoną breję. Trup padł na ziemię. Chwilę później wszyscy banici byli zamordowani.

-A więc i Ciebie Morr postanowił zabrać na swe łono...- syknął Gustaw podchodząc do ciała Karla, którego nawet do porządku nie poznał. -Pomódl się za niego...- zwrócił się do Sigmaryty, odwracając się w stronę pozostałych jego kompanów. Coś mu nie pasowało. -Gdzie?...- chciał spytać o kompana, lecz jego słabnący z wiekiem wzrok w końcu dostrzegł martwego kleryka. Gustlik zamknął oczy i przełknął ślinę, a po chwili stania w milczeniu pokręcił głową. Wierzył w bogów. Wierzył też, że bogowie trzymają nad nimi pieczę. Wierzył mocno. Jego silna wiara (nie uargumentowana niestety żadnymi wzniosłymi czynami, ani nawet zbyt częstą ofiarą na rzecz kościołów) nagle zachwiała się. Lubił Sigmarytę. Śmierć męża była dla Gustawa szokiem. Po chwili doszło do niego, że może tak miało być. Być może Sigmar uznał, że jego sługa dość już zrobił na ziemskim padole, by zasłużyć sobie na wspaniałość spoczęcia u jego boku. Gustlik podszedł do ciała martwego towarzysza. Na jego twarzy malował się niezwykły spokój, jakby wiedział przed śmiercią, że teraz będzie tylko lepiej. -Zatem udałeś się do domeny swego pana przyjacielu...- syknął drwal.

Gustwa przyklęknął przy ciele zmarłego i w duchu odmówił krótką modlitwę, którą poznał lata temu. W końcu jednak wypuścił z ust powietrze jakby przez chwilę się wahał. Tak być musiało. Wstał i ostrożnie ściągnął z męża kapłańskie szaty, poplamione krwią. Następnie odpiął z pasa zawieszoną na nim świętą księgę Sigmara. Ściągnął też z jego piersi zawieszony symbol Młotodzierżcy, na koniec chwycił w dłoń jego potężny młot. Starzec powolnym, zrezygnowanym krokiem wrócił do kompanów. -Nie patrzcie tak na mnie. Przecie nie chce tego sprzedać. Oddam to przy pierwszej okazji słudze Sigmara. Opowiem o Siegfriedzie „Mężnym”, który zginął próbując chronić urzędnika Imperium.- tu spojrzał na ciało posłańca. Niedługo potem ciała zostały przeszukane. Znaleźli przy nich sporo złota, oraz kilka dokumentów. Pewnie były ważne. Ważniejsze niż życie tylu ludzi. Jedna z czarnych kolczug zamordowanych banitów, pozostała bez właściciela. Gustaw miał na sobie tylko skórzaną kurtę, to też nie wybrzydzając, za zgodą kompanów przywłaszczył sobie zbroję. Miał świadomość, że była ona dość charakterystyczna, to też bez chwili wahania ubrał z powrotem swe futro, które otrzymał od Ulrykan kilkanaście dni temu. Pozostali też zabrali co im było potrzeba. Na sam koniec, rzeczy do sprzedaży zanieśli na łódź i ruszyli dalej.

***

Minął drugi dzień podróży. Płynęli w raczej posępnej atmosferze, spowodowanej śmiercią dwójki kompanów. Gustaw nie odzywał się praktycznie w ogóle. Nawet nie słuchał innych, kiedy coś mówili. Zdawał się być zamyślony, oddalony poza czasem i przestrzenią. Czasami tylko głaskał psa, który polubił Gustawa najbardziej spośród płynących na łodzi „gości”. Minęły dwa dni żeglugi, a sternicy zadecydowali, że należy przeczekać noc, gdyż dalszy kawałek rzeki jest niebezpieczny. Był drwalem, nie miał pojęcia o pływaniu i nie miał zamiaru wtrącać się w tego typu decyzje. Wieczorem, przycumowali, nieopodal zniszczonej strażnicy na wzniesieniu. -Zbiera się na burzę. Trza łódź przywiązać, żeby nam nie odpłynęła w czasie ewentualnego wzrostu poziomu wody, w czasie burzy.- zasugerował starzec. Gdy weszli do budynku Gustaw odłożył pod ścianą rzeczy martwego Sigmaryty, jakby doniesienie ich do innego kleryka było dla niego priorytetem. Usiadł koło ekwipunku i znów spojrzał w spojenie ściany i sufitu. -Jeśli pozwolicie pierwszy będę pełnić wartę.- zaproponował. Chciał przetrwać ten straszny okres niepokojów i zła.
 
Nefarius jest offline  
Stary 16-02-2010, 12:02   #79
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Na nic się zdały próby ostrzeżenia gońca przed zasadzką, zastawioną na niego przez odzianych na czarno wojowników. Jeździec wpadł w pułapkę, jego koń ugodzony bełtem wierzgnął a on sam wylądował na ziemi. Gdy tylko łódź uderzyła o brzeg, Blaise z wzniesionym mieczem i swoją nową, zdobytą na Starym Królu tarczą rzucił się w stronę bandytów.

- Łotry! Pożałujecie tego! - krzyczał biegnąc w stronę czarnych. „O Pani daj siłę. Prowadź mą rękę. I niech ślepota dosięgnie moich wrogów” - równocześnie modlił się w myślach. Bretończyk doskoczył do jednego z odrzucających właśnie kuszę mężczyzn i ciął go mieczem w odsłoniętą rękę. Ten jednak był szybszy. Uniknął ciosu, równocześnie wyciągając miecz. Starli się po raz drugi. Żelazo zderzyło się z żelazem. Uskok. Cios. Unik. I znowu cios. Blaise nacierał z coraz większą furią, jego przeciwnik nie pozostawał mu dłużny. Kątem oka dostrzegł padającego na ziemię mężczyznę, któremu ruszyli na ratunek. Znów się zwarli. Tym razem Blaise udał potknięcie. Miecz jego wroga zahaczył go w ramię, rozcinając skórznię. Bretończyk kantem tarczy uderzył czarnego w łokieć, wytrącając go z równowagi. Zaraz potem poprawił mieczem, celując w udo. Mężczyzna w fontannie krwi upadł na piasek. Blaise rozejrzał się. Do trupa gońca dołączyły jeszcze dwa. Zwarci w śmiertelnym uścisku leżeli obok siebie, jeden z bandytów i Karl. „Niech Ci ziemia lekką będzie” - Blaise wyrecytował w myślach zwyczajową formułkę. Przy życiu pozostał jeszcze jeden z bandytów. Jednak i on padł po chwili powalony mocarnym uderzeniem Gustlikowego topora. Było po walce.

- Zwycięstwo jest nasze! - zakrzyknął Blaise, w geście tryumfu wznosząc ku górze okrwawiony miecz. Zaraz przyklęknął na kolano i oparł dłonie na mieczu. „Dzięki ci o Pani, za wspomożenie w walce. Śmierć, zadana mym orężem niech przysporzy chwały Twojemu imieniu. A tych, z mych towarzyszy, którzy polegli miej w swojej opiece i niech radują się na wieki w Twojej obecności. Niech piją z Kielicha ku Twojej chwale” - wznosił dziękczynną modlitwę do swojej Bogini.

Okazało się, że Karl nie był jedyną śmiertelną ofiarą starcia z czarnymi banitami. Na łodzi, zapomniany przez wszystkich, w kałuży krwi leżał kapłan. Najwidoczniej poległ na samym początku starcia, gdy wszyscy szykowali się do zejścia na ląd. Jakiś zabłąkany bełt dosięgnął go i powalił na deski pokładu. Gustaw zmówił modlitwę przy ciele zmarłego. To samo uczynił Blaise. Było mu smutno, kolejny z jego towarzyszy zginął podczas tej wędrówki. Przychodzili i odchodzili. Blaise zastanawiał się czy i na niego w końcu przyjdzie kolej. Nie chciał ginąć na tej obcej ziemi. W kraju, który początkowo zdawał mu się idealnym miejscem do osiągnięcia jego celów, a teraz okazywał się niemalże piekłem. Czy zdobędzie tutaj wymarzone sławę i pieniądze, czy tylko śmierć? Jak ten goniec, którego starali się uratować. Wyglądało na to, że zginął dla marnego świstka papieru, w którym jakiś imperialny generał zawiadamiał o zdradzie oddziałów. Przy przywódcy banitów znaleźli więcej takich wiadomości. Chyba czarni starali się przechwycić pisma kierowane do elektora.

- A więc zdrada - orzekł bretończyk. - Mężne regimenty Imperium wzięły stronę Chaosu. Straszne czasy nam nastały, nieprawdaż? I cóż teraz trzeba nam począć? Zaraz pewnie mnie skarcicie, że chcę niewinnych ratować, zawiadamiać kogo trzeba, prawda? Powiecie mi, że powinniśmy dbać o własną skórę, życie ratować. Ale przecie musimy coś z tym zrobić! Nie może tak być aby kraina uznana za bastion przeciw Chaosowi upadła. Upadła pod naporem własnych wojsk. Radźcie co czynić trzeba!

Gdy zebrali swoich poległych i ograbili trupy z dobytku, popłynęli dalej. Kolejne dwa dni upłynęły na spokojnym żeglowaniu w dół rzeki. Dopiero pod wieczór drugiego dnia, w obliczu nadciągającej burzy zacumowali przy opuszczonej strażnicy. We wnętrzu było całkiem przytulnie, rozpalili w piecu i raczyli się ciepłym, odżywczym posiłkiem. Na zewnątrz szalał żywioł. Słychać było odgłosy łamanych przez porywisty wiatr gałęzi i werbel kropel deszczu o dach strażnicy.

Blaise zaoferował pełnienie drugiej, po Gustliku, warty. „Ciekawe jakie niespodzianki przyniesie ta noc? Ta burza nie wróży niczego dobrego” - zastanawiał się siedząc przy oknie i wpatrując się w ciemności.
 
xeper jest offline  
Stary 16-02-2010, 22:55   #80
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Jeździec był głupi. Jakby byli przeciwko, to by najpierw strzelali, potem krzyczeli, a ten idiota tylko przyspieszył. I zginął niewiele później, zabierając wraz ze swoim bezwartościowym życiem również dwóch z tych, którzy tylko chcieli mu pomóc. Beznadziejny bilans kompletnie niepotrzebnej walki! Nie dziwne, że przegrywali tę wojnę z chaosem, mutanci i zwierzoludzie czasami wydawali się inteligentniejsi! Cholerny świat. Sigmaryta padł tuż przy nim, ale przynajmniej zginął szybko i prawie bezboleśnie. A Karl przynajmniej się im przysłużył. Tak czy inaczej, było to niepotrzebne. Powinni zostawić tego jeźdźca, nie im wtrącać się w większe sprawy. I nie im za nie ginąć, nie wiedząc nawet z kim toczą wojnę.

Rudiger nie miał zamiaru brać udziału w bezpośrednim starciu, za to użył łuku i strzał, ostrożnie wybierając cele. Prócz pierwszych chwil, w których nie bardzo się bał, że trafi gońca. Nieszczególnie już obchodził go los tego człowieka, tyle, że towarzyszących mu wariatów zatrzymać się nie dało - pognali do przodu co sił, ścierając się z wrogiem, tym razem wydawałoby się - zwyczajnymi ludźmi. Czemu tacy pomagali Chaosowi? Posłaniec mógł być głupi, ale to dopiero ci, którzy z własnej woli sprzymierzają się z takim wrogiem, musieli mieć nasrane w pustych łbach! Na co oni liczyli?! Chyba tylko na to, że wyrośnie im dodatkowa kuśka, którą będą mogli dupczyć zniewolone kobiety. Również zmutowane, rzecz jasna. Dlatego szył do nich bez litości, pewny, że jego pociski ubiły przynajmniej jednego z tamtych. A potem pluł na truchła, kopiąc je jeszcze wtedy, gdy już tylko stygły. W pewnych sprawach i u niego emocja brały górę, chociaż święty to on nigdy nie był.

Nie powiedział nic, gdy już się wszystko skończyło. Słowa pozostałych, oraz to co wszyscy czuli wystarczyło. Agnes wyszła na pokład i to ona pierwsza pochyliła się nad sygmarytą, a szok na jej twarzy szybko zastąpiły łzy. Wciąż potrafiła odczuwać, Rudiger spojrzał na nią z pełnym podziwem. Wiele kobiet w jej sytuacji bardziej pogrążyłoby się w jakiejś odmianie katatonii, albo przynajmniej straciło jakiekolwiek pozytywne uczucia, emocje. A płacz był pozytywny, tak odbierał go mężczyzna. On sam nie płakał od dziecka, ale to nie zmieniało tej opinii. Nie mieli czasu na rozpamiętywanie. Wzięli się do przeszukiwania zwłok, ale tylko te należące do byłych towarzyszy przenieśli na barkę. Reszta mogła gnić.

Rudiger zabrał wszystkie listy, z których potem zostawił tylko ten najbardziej aktualny, paląc wszystkie pozostałe. Nie mogli przy nich znaleźć całej sterty przechwyconych papierów, bo nikt nigdy w to nie uwierzy. Zresztą zastanawiał się, czemu tamci z zasadzki nie spalili tego, przecież zależało im, by nie dostało się w czyjekolwiek ręce. Poza tym zabrał też pistolet Kurta i proch wraz z kulami - nie umiał tego używać, ale widział jak się czyści i ile jest to warte. Wziął jedną z czarnych, niepodziurawionych kolczug, dalece lepszą od tej kolczej koszulki, którą miał na sobie. Trzeba się było tylko zatroszczyć o odpowiednie ukrycie, a najlepiej odbarwienie metalu. Zabrał też broń towarzyszy, gońca a także jeden z doskonale wykonanych mieczy bandytów, którzy nie byli bandytami. Jego jelec i głownię owinął materiałem, a wszystko i tak miał zamiar trzymać pod grubym płaszczem. Potem znów ruszyli, pogrążając się w milczącej podróży. Na noc wiązał Agnes, ale lekko, prawie czule. Oczywiście określenie to było lekką kpiną, bowiem dbanie o własne bezpieczeństwo było sprawą ważniejszą.

Gdy dotarli do wieży sygnalizacyjnej, pogoda mocno zaczynała się psuć, a zbliżająca się burza tylko trochę ustępowała tej, którą widzieli nad Wolfenburgiem. Zdawało się, że tamto wydarzyło się wieki temu, a minęło tylko kilka tygodni. A może mniej? Upływ czasu przestał mieć jakieś większe znaczenie, ale miał nadzieję, że minęło czasu więcej niż mniej. W innym bowiem przypadku postępu chaotyckiej armii byłyby zdecydowanie zbyt szybkie. Ktoś musiał to wreszcie zatrzymać! Inna sprawa, że Rudiger nie zamierzał w tym uczestniczyć.
Gdy w izbie powoli rozchodziło się ciepło ze starego pieca, zebrał wszystkich. Wcześniej nie ustalali nic, ale milczenie nie było dobre. Nie po tym, co się wydarzyło.
-Oddamy ten list w najbliższym mieście. Ktoś będzie wiedział, gdzie i komu należy go przekazać, ale jawne pójście z tym do władz prosi się o kłopoty. Będą pytania, wiele pytań. Nie uwierzą we wszystko, w takich czasach każdy będzie wietrzył zdradę i oszustwo - ludzie nigdy nie ufali sobie samym, a teraz pewnie wszyscy skaczą sobie do gardeł, zamiast się jednoczyć. Inna sprawa, że widzieliśmy ludzi, którzy zdradzili absolutnie wszystko, co można było zdradzić.
Taki postój byłby dobry do tego, by spróbować zdobyć nowe zapasy, ale pogoda, ani nawet okolica nie zachęcały. Rudiger widział już takie wieże, w Reiklandzie, przy rzece Reik, było ich kilka. Miały obsadę, w takich czasach były ważne. To, że ta była zniszczona, zwiastowało, że i Hochland ma poważne problemy.
-Wezmę ostatnią wartę. Baczcie na łódź, nawet porządnie przywiązana może się urwać albo przewrócić. I na trakt, kto wie kogo może przywiać, nie ma w okolicy innych schronień przed żywiołem.
Nie było co gadać więcej. Nie był gadułą. Wrócił na łódź, zabierając z niej cały swój skromny dobytek i umieszczając go w kącie izby. Wolał nie ryzykować, że utonie. A wobec tego, co mówił o zaufaniu, nie związał Agnes. Gdy słyszała go tylko ona, uniósł jej głowę, tak by spojrzała mu w oczy.
-W razie czego celuj w serce. A jeśli nie chcesz tego zrobić, zaufaj mi.
Uśmiechnął się słabo i odszedł na swoje posłanie. I tak wątpił, że prześpi tę noc. Burza była głośna, a ONA mogła się już tu podkraść.
 
Sekal jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:09.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172