22-05-2020, 10:02 | #221 |
Reputacja: 1 | Szpitale zawsze przypominały laboratorium, z tą swoją sterylnością, bielą, ostrożną ciszą i rygorem. Była jednak istotna i zauważalna, nawet dla skołowanej ostatnimi przejściami Birgit, różnica: w szpitalu samemu jest się preparatem, bezsilnym doświadczalnym szczurem, a nie siłą sprawczą. |
22-05-2020, 17:47 | #222 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 58 - 1940.IV.13; sb; wieczór; Scapa Flow Czas: 1940.IV.13; sb; wieczór; godz. 21:30 Miejsce: Pn. Wlk. Brytania; Orkady; Scapa Flow, pokład Short Sunderland Warunki: pokład pasażerski łodzi latającej, ciemno, chłodno, sucho, Noémie Faucher (kpt. D.Perry); George Woods (por. M.Finney); Birgit - Proszę zapiąć pasy. Schodzimy do lądowania w Scpa Flow. - z głośników dobiegł ich głos kapitana łodzi latającej. Sądząc po akcencie raczej nie był Brytyjczykiem. Ale to nie było dziwne, brytyjską tradycją było, że w wojnach Albionu biorą udział wszelkie dominia. Łodzią latającą trochę trzęsło ale lot był dość stabilny. Teraz dało się wyczuć, że dziób zaczyna łagodny spadek w dół i zaczynając podejście do lądowania. Atmosfera niezbyt sprzyjała rozmowom. Przez większość trasy panowały nocne ciemności gdy pora doby przeszła z dnia w noc. Do tego ogrzewanie działało jakby chciało a nie mogło. Więc było dość chłodno. Lepiej więc było siedzieć w kurtkach i płaszczach. No i sam lot był dość monotonny. Praktycznie nie widzieli innych samolotów. Może na początku jeden czy dwa. Trochę statków na dole. Ale widoki nie były zbyt pasjonujące. Zresztą dość szybko zapadał zmierzch nawet gdy już startowali ze stalowych wód zatoki. A potem zapadła pełnoprawna noc więc właściwie nie było czego oglądać za oknami. Wewnątrz można było zapalić małe lampki o ile zasłoniło się żaluzje okien by nie zdradzać pozycji wrogim nocnym myśliwcom. Samą łódź latającą wysłano dziś rano ze Scapa Flow. W południe wodowała na wodach zatoki lofotów tak samo jak poprzedniczka co odleciała wczoraj. I wraz z zapadającym zmierzchem wystartowała z nowym ładunkiem. Agencja widocznie użyła swoich wpływów by nie czekać na swoich agentów aż jednostki Royal Navy skończą swoje zadanie i zorganzowała im tą łódź latającą która właśnie zaczynała wodowanie na wodach mrocznej zatoki. Dwójka agentów spędziła ostatnią noc z piątku na sobotę na wodach zatoki. Mieli więc okazję obserwować noc polarną. Taka dziwna pora gdy dzień był jak angielski dzień. Tylko końcówka trafiła się z prawdziwą burzą śnieżną. Ale gdy następował zmrok to robiła się taka szarówka jak i podczas kontynentalnego zmroku. Tylko, że zamiast nocy zamierała ta szarówka aż do świtu. Słońca co prawda nie było widać ale też nie następowały nocne ciemności. Do rana śnieżyca ustąpiła i zrobiło się po prostu szaro, zimno i ponuro. Ten czas agenci spożytkować by rozłożyć klatkę na części. Gdy George już rozgryzł jak to zrobić a porucznik Abbot przydzielił im ludzi i narzędzia do pomocy to nie było już takie trudne. A mógł już im przydzielić ludzi bo sytuacja na dziobie unormowała się. Niemcy widząc beznadziejność stawiania oporu, nawet w przypadku odzyskania swojej jednostki zaprzestali stawiać ten opór. Wrócili do dziobowej ładowni gdzie wcześniej ich przetrzymywano więc znaczna część brytyjskich marynarzy mogła być zwolniona do innych zadań. Potem tą rozłożoną na części klatkę dało się zapakować na szalupę i przewieźć ją na łódź latającą przysłaną przez agencję. W tym czasie Birgit nie bardzo miała o tym wszystkim pojęcie. Większość czasu przesypiała w szpitalnym łóżku. Ale był z tego jakiś pożytek bo ciepłe, regularne posiłki, sen i wygodne łóżko pomagały wracać do zdrowia. A te środki uśmierzające ból pozwalały o nim zapomnieć. Ten doktor jaki się zajmował i nią, i resztą rannych przedstawił się jako Hobbs. Traktował ją raczej jak pacjentkę niż więźnia albo wroga. Przedstawił jej swoją diagnozę. Była w ciężkim stanie. Oberwała odłamkami granatu które nadwyrężyły jej zdrowie a fala uderzeniowa przenicowała jej trzewia. Ale obrażenia nie były zbyt poważne. Za to rana na łydce była groźna. Brzydka, szarpana rana. Trochę dziwiła lekarza bo ocenił ją jak od ugryzienia psa lub jakiegoś innego zwierzęcia. Ale skąd na statku pies? No ale zaczynała się goić. Chociaż wolno. Lekarz zalecał udanie się do szpitala. Pozszywał co się dało no i kości nie były naruszone, stopa też reagowała poprawnie i nie straciła czucia więc nerwy też nie uległy zbyt wielkim uszkodzeniom. Więc diagnoza dawała pozytywne rokowania. O ile pacjentka będzie o siebie dbać i nie będzie forsować tej uszkodzonej nogi. Zalecił jej używanie kuli. No i miała tą kulę obok siebie nawet teraz. Widziała rozłożoną klatkę jaką Anglicy zapakowali z tyłu ładowni. Jak płynęła razem z nimi w szalupie a potem ją pakowali do tej łodzi latającej jaką teraz lecieli. A raczej wodowali. Dało się wyczuć pierwsze uderzenie wody i podskok. Potem znów uderzenie i tak kilka razy nim maszyna przestała się zachowywać jak kaczka puszczona na wodzie a zaczęła jak porządna motorówka. Zwolniła, pomruk silników zmienił brzmienie i teraz sunęli ciemnymi wodami zatoki. To pewnie była ta słynna, brytyjska główna baza floty wojennej. Ale była tak samo zaciemniona jak niemieckie porty i miasta więc właściwie i tak nic nie było widać. Za to niemiecka naukowiec była prawie pewna, że na pokładzie nie ma konstruktu. Ani, żywego ani martwego. Nie tylko dlatego, że nie widziała niczego co by go przypominało w szalupie jaką płynęli czy potem w ładowni wodnego samolotu. Ale także dlatego, że wszyscy czuli się normalnie. Żadnych mdłości, zawrotów głowy ani nic takiego. Nie miała wcześniej okazji zbadać konstrukt czy choćby poznać się z jego dokumentacją. Ale zajmowała się konstrukcją klatki. A tak jak kwas można zneutralizować zasadą tak i na podobnej zasadzie działały składniki immaterium. Więc mogła przyzwoicie oszacować z czego się składał. Na tyle przyzwoicie by wiedzieć, że ta toksyczna aura to efekt samego skondensowanego Eteru jaki został uwięziony w konstrukcie. Więc gdyby tu był, nawet zabity, to by raczej to odczuli. Zwłaszcza jak lot trwał kilka godzin. A nic się nie działo więc widocznie nie było go na pokładzie. - Proszę o chwilę cierpliwości, zaraz ktoś do nas podpłynie. - głośnik odezwał się głosem kapitana gdy dla odmiany silniki ucichły i zrobiło się dziwnie cicho. Dziwne uczucie po kilku godzinach miarowego pomruku silników za ścianą. Teraz dało się wyczuć i usłyszeć kołysanie wody jaka odbijała się od burt łodzi. Para agentów też miała własne rozważania. Co prawda wrócili z przedpola Narviku. A na wodach tego portu rozegrała się dzisiaj regularna bitwa. I to zwycięska dla Royal Navy! Okręty brytyjskie wpłynęły w wody fiordu i zatopiły te niemieckie niszczyciele jakie ocalały po pierwszym starciu sprzed trzech dni. Kapitan łodzi tak się podekscytował tymi wieściami, że przekazał im tą wiadomość w trakcie lotu. A alianci obiecywali rozprawić się z Niemcami na poważnie zaczynając właśnie od Norwegii. Wysłali tam swoje wojska które powinny być w drodze więc kampania norweska, pomimo początkowego zaskoczenia niemieckim atakiem, zaczynała wchodzić w decydującą fazę. Ta “phoney war” wreszcie się skończyła i alianci zabrali się do poważnego prowadzenia tej wojny. Do tej pory toczonej głównie na morzach i oceanach gdzie Royal Navy zmagała się na olbrzymich atlantyckich przestrzeniach z niemieckimi rajderami i u-bootami. A francuska marynarka koncentrowała się na zachodnich rejonach Morza Śródziemnego chociaż jej jednostki też zwalczały Niemców przy norweskim wybrzeżu. Ale to było dość daleko od łodzi latającej w spokoju bujającej się na falach. Czekając na przypłynięcie łodzi czy motorówki mieli okazję się zastanowić co dalej. Dzisiejszą noc spędzą pewnie w bazie a poranny samolot powinien ich zabrać do Londynu. Jakby poszło bez problemów w południe powinni być już w swoich biurach. Tam czekało ich składanie raportu przed obydwoma kapitanami. Wynik akcji raczej nie był zły. Wracali w komplecie chociaż nie do końca w pełni zdrowia. Zdobyli niemiecki artefakt jaki rozłożony spoczywał z tyłu ładowni. Mieli małe próbki tego co zostało z tego stwora chociaż nie samego stwora. No i mieli niemieckiego eksperta który obecnie siedział na sąsiednim krzesełku z kulą pod ręką. Coś załomotało we właz od zewnątrz i po chwili mechanizmy ustąpiły a w drzwiach ukazała się blada plama czyjejś twarzy - Dobry wieczór, zapraszamy na pokład. - jakiś brytyjski akcent zaprosił ich na swój chybotliwy pokład.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
29-05-2020, 12:21 | #223 |
Reputacja: 1 | Noemie ten nieco spokojniejszy czas spędzała na wędrówkach po pokładzie frachtowca Alster. Może miała nadzieję, że gdzieś natrafi na tego profesorka, który sprawił im tyle kłopotów, może na truchło tej bestii, a może po prostu nie chciała gadać z Woodsem. Sposób w jaki chciał załatwić uzgodnienia, przed odesłaniem Alyshy poważnie ją zirytował, choć z czystego profesjonalizmy nie chciała dać tego po sobie poznać. Będzie musiała omówić ten temat w centrali, bo w przyszłości mogłoby to narazić czyjeś życie. Niestety ani widok morza, ani zorzy polarnej, która dała im swój spektakularny pokaz nie poprawił jej nastroju. Przez skórę czuła wojnę. A jako żołnierz wiedziała, że jej miejsce jest gdzieś tam, na froncie. Dlatego też to w kierunku Europy uciekał jej wzrok. Jej rodzinnej Belgii. Ostatnio edytowane przez Aiko : 29-05-2020 o 12:23. |
29-05-2020, 15:15 | #224 |
Kapitan Sci-Fi Reputacja: 1 | Reszta pobytu w norweskim fiordzie była całkiem przyjemna, głównie dlatego, że Woods zamknął się w kajucie. Nie wychodził stamtąd dopóki nie zakomunikowano mu, że oto przybyła kolejna łódź latająca. Wcześniej przeszedł się tylko do lazaretu, by spytać lekarza o stan Niemki, jednak z samą Birgit nie chciał się widzieć.
__________________ |
30-05-2020, 00:04 | #225 |
Reputacja: 1 | Godziny spędzone w lazarecie na Penelope zlały się w pamięci Birgit w jedną, przerywaną tylko rozmowami z lekarzem, drzemkę. Wycieńczony organizm domagał się odpoczynku, czemu poddała się niemal zupełnie biernie. Doktor Hobbs okazał się przy tym człowiekiem zwyczajnie przyzwoitym i życzliwym. Powiedziała mu nawet, że się nie pomylił, że na statku był pies. Hobbs nie drążył tematu, mogła więc zasypiać z czystym sumieniem. Ostatnio edytowane przez Vadeanaine : 30-05-2020 o 00:05. Powód: literówka -zmiana znaczka w vis-a-vis (automatyczna?) |
30-05-2020, 08:50 | #226 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 59 - 1940.V.01; śr; popołudnie; Europa Zach. Czas: 1940.V.01; śr; popołudnie; godz. 16:30 Miejsce: Europa Zach. Warunki: środek dnia, jasno, chłodno, sucho, Noémie i George Pogoda była iście wiosenna. Jak co roku zresztą w tą porę. Przez jakiś tydzień po powrocie z misji kończyło się tą misję. Tym razem we własnym biurze. Spotkania, omówienia, narady, wyciąganie wniosków, planowanie no i zapełnianie skoroszytów tym wszystkim. Raczej standard. Tym razem jednak obaj kapitanowie byli o wiele bardziej zadowoleni niż z poprzedniej francuskiej misji. Grupka starszej agentki Faucher nie odniosła żadnych strat. Przynajmniej trwałych. Owszem prawie wszyscy zostali ranni podczas pełnienia obowiązków. Ale jakoś nikogo z agentów nie obarczono winą za te obrażenia. Widocznie ich wyjaśnienia i raporty nie wzbudziły podejrzeń pod tym względem. A co za sukces! Namacalny dowód w postaci artefaktu z immaterium! No i sama niemiecka naukowiec z tajnej organizacji badawczej Rzeszy! Szkoda, że truchła tego czegoś co było w klatce nie udało się odzyskać razem z klatką. Albo tego całego Theissa. No ale i tak to był duży sukces. Misja została przeprowadzona bardzo dobrze. Tak powiedzieli obaj dowódcy ich komórki nie szczędząc pochwał. No ale wnioski z tej operacji były już o wiele mniej radosne. - Obawiam się, że nie mamy nic takiego. - przyznał komandor porucznik Lloyd gdy pod koniec tamtego pierwszego pracowitego tygodnia byli już na etapie wyciągania wniosków, analiz i wytycznych jakie z tego płynęły. - Niestety muszę się z tym zgodzić. Z tym radiem z “Grafa” to jeszcze mieliśmy nadzieję, że to jakiś jednorazowy przypadek. No ale niestety ta klatka udowadnia, że przeciwnik odstawił nas na kilka długości. - kapitan Busson z niechęcią ale to potwierdził. Zresztą para agentów sama wiedziała, że w żadnych dotychczasowych szkoleniach czy instrukcjach jakie do tej pory przeszli nie mieli ani wzmianki o tak namacalnych dowodach immaterium w tym świecie. Wszystko to były mrzonki, coś ulotnego, niepewnego, legendy, wizje mistyków, zapiski z zakurzonych ksiąg. Ale nic co można by dotknąć, zbadać, sfotografować, zaszulfadkować. Do tej pory sama obecność immaterium w tym świecie wydawała się mocno dyskusyjna. A tu proszę! Gotowy artefakt zrobiony z immaterium! I to zrobiony przez Niemców. No to była nowość. Jeżeli Niemcy mieli coś takiego to co jeszcze mieli w swoich laboratoriach i poligonach? No i ta Niemka jaką przywieźli. Dzięki Bogu! Stanowiła żywy dowód na to, że Niemcy też mają jakiś odpowiednik Spectry. No i jak potwierdziły zdobyte artefakty i raporty dwójki agentów przeciwnik radził sobie całkiem nieźle. Nie będzie łatwo odrobić straty jakie widocznie mieli alianci. No ale to było półtorej tygodnia temu. W nagrodę za taki sukces misji dwójka agentów dostała pełne 2 tygodnie urlopu. Dopiero w poniedziałek 6-go maja mieli powrócić do swoich standardowych obowiązków. A w tym czasie wojna toczyła się nadal. Co prawda to zmasakrowanie niemieckich niszczycieli pod Narvikiem o jakim słyszeli od brytyjskiego pilota napełniało otuchą aliantów po obu stronach kanału. No ale jakoś z kolejnymi zwycięstwami było już gorzej. Gdy oni przylecieli do Londynu pod Narvkiem wysadzono pierwsze oddziały francuskie i brytyjskie. W tym sławny 13 półbrygadę Legii Cudzoziemskiej, oddziały strzelców alpejskich więc wydawało się, że wreszcie zabiorą się za wypędzenie tych Niemców z miasta. Ale dni a w końcu tygodnie mijały a wieści o zdobyciu miasta i wyparciu oddziałów niemieckich coś nie było słychać. Potem zaczęło się wycofywanie. Z tydzień temu, w poprzedni poniedziałek, brytyjskie wojska wycofały się z Trondheim. W ostatnią sobotę przyszły wieści, że alianckie oddziały wycofywały się do północnej Norwegii co oznaczało, że na południu opór najeźdźcy stawia już tylko osamotniona armia norweska. Aż do wczoraj. Bo jak wczoraj podało radio a dzisiaj gazety potwierdziły armia norweska w południowej części kraju skapitulowała. Coraz bardziej zaczynało wyglądać jakby alianci powoli odpuszczali sobie Norwegię a Niemcy poczynali sobie coraz śmielej. Chociaż może nie? Podobno do Narviku miały zostać wysłane jakieś polskie oddziały i miano uczynić północną Norwegię twierdzą jaka stawi Niemcom twardy odpór. A dzisiaj przyszła kolejna niezbyt wesoła wiadomość. Oficjalnie odwołano letnie igrzyska jakie miały się odbyć w Helsinkach. Ostatnie letnie igrzyska odbyły się w 36-ym w Berlinie. Wówczas chyba mało kto spodziewał się, że te wszystkie stolice i sportowcy staną po różnych stronach frontu. Czas: 1940.V.01; śr; popołudnie; godz. 16:30 Miejsce: Pd. Wlk. Brytania; Londyn; siedziba agencji; pokój Birgit Warunki: środek dnia, jasno, chłodno, sucho, Birgit No i schodził dzień za dniem. Niemka nie była pewna swojego statusu. Właściwie nie była nawet pewna czy ci co ją tu trzymają wiedzą jaki jest jej status. Coś pośredniego między gościem a więźniem. Na pewno nie była jeńcem wojennym bo nie była z żadnej umundurowanej strony konfliktu. Więc mogli ją potraktować jak szpiega. I chyba tak ją traktowali. Najpierw przez chyba dwa czy trzy dni po prostu była w pokoju. Dostała swój pokój. Własne proste łóżko, szafa, umywalka, trochę ubrań no właściwie standardem przypominało jakiś tani pensjonat. Nie było ubikacji trzeba było za potrzebą wychodzić na korytarz. Trochę książek, biurko, komplet notesów, bloczków, piór i ołówków do robienia notatek. W oknie nie było krat, chociaż trzy poziomy do chodnika na ulicy nie zachęcały za bardzo do skakania. No i nie musiała chodzić w żadnym więziennym drelichu. Więc prawie jak pensjonat. Z drugiej strony jakaś sucha Angielka, Ann, która płynnie mówiła po niemiecku przynosiła jej jedzenie o regularnych porach, towarzyszyła jej w wizytach do toalety, zabierała brudne i przynosiła czyste ubrania. I ograniczała swoje konwersacje do minimum. Praktycznie się do niej nie odzywała. Podobnie jak dwóch mężczyzn w cywilu którzy zawsze im obu towarzyszyli. Szli parę kroków za nimi i odzywali się jeszcze mniej. A nieważne o której zapukała w drzwi to nigdy nie czekała zbyt długo by ktoś sprawdził co się dzieje. Jakby stali na straży w pobliżu drzwi. No i oczywiście nie mogła nigdzie łazić samopas i jej wolność ograniczała się do wnętrza własnego pokoju. Więc prawie jak więzienie. Ten zastój trwał pierwsze dwa czy trzy dni. Potem widocznie ktoś przemyślał sprawę i postanowił się za nią zabrać. Zaczęły się przesłuchania. Na szczęście nie takie o jakich chodziły słuchy o gestapo, SD czy choćby w zwykłej policji w jej ojczyźnie. Zawsze było przynajmniej dwóch mężczyzn ubranych po cywilnemu. Brytyjski oficer nazywał się Anthony Lloyd a francuski Marcel Busson. I jedna maszynistka która zapisywała stenogram. Zapewniali ją, że jeśli woli mogą rozmawiać po niemiecku. Tak zszedł jej jakiś tydzień. Pytali ją o różne rzeczy. Naprawdę różne. Czasami pytania były naprawdę dziwne. Kiedy wsiadłaś na statek? Kto był twoim dowódcą? Jakie jest nazwisko panieńskie twojej matki? Jak przybyłaś do portu? Pociągiem, samochodem? Skąd? O której byłaś na miejscu? Gdzie spędziłaś ostatnią noc przed wyjazdem? Jak się nazywasz? Przez jakie stacje czy miasta jechałaś? Jakie są nastroje w Niemczech? Czy Niemcy kochają Hitlera? Jaki jest twój numer legitymacji NSDAP? W jakiej formacji służysz? Czy jesteś nazistką? Czy widziałaś jakieś oddziały wojskowe podczas przejazdu przez kraj? Jakie? Możesz podać listę profesorów na uniwersytecie w jakim pracowałaś? Do jakich organizacji należysz? Jaki był twój staż i stopień? Czym się zajmowałaś? I tak cały tydzień. Bez trudu na różne sposoby pytali ją o różne rzeczy. Jakby w czwartek nie pamiętali, że pytali ją o to już w środę albo wtorek. Jakby sprawdzali co wie. O różnych rzeczach. Albo sprawdzali czy kłamie. I tak po kilka godzin dziennie. Codziennie. Śniadanie. Trochę czasu wolnego. A potem rozmowy aż do obiadu. Przerwa na obiad. I znów czas wolny aż do kolacji. Przynajmniej zaczęła dostawać gazety. Nawet z brytyjskich dało się wyczytać, że kampania norweska dalej się toczy. Ale bez większych alianckich zwycięstw. A w tym tygodniu coś na razie dali jej spokój. Nie wiedziała co to ma oznaczać. No ale ostatnia rozmowa była dość znamienna. Zaczęło się jak zwykle. Ta sucha Angielka przyszła po nią do pokoju i zaprowadziła korytarzem znajomą trasą. Do biura w jakich poprzednio spędziła długie godziny rozmowy. Dwóch mężczyzn szło jak zwykle ze dwa kroki za nimi. I jak zwykle zostali za drzwiami gdy Ann wprowadziła ją do czekającej trójki. Dwóch oficerów przesłuchujących i maszynistka by spisać rozmowę. - Proszę usiądź Birgit. - Francuz zaprosił ją gestem na to krzesło jakie zwykle zajmowała podczas wcześniejszych rozmów. - Właśnie o tobie rozmawialiśmy. - przyznał na wstępie. - Obawiam się, że twoja sytuacja nie jest zbyt wesoła. Zostałaś schwytana na pokładzie wrogiej jednostki jaka została wysłana do wrogich nam działań. A nie jesteś członkiem sił zbrojnych więc kwalifikujesz się na szpiega i sabotażystę. Chyba domyślasz się co za to grozi podczas wojny. Na pewno nie obóz jeniecki. - brytyjski oficer nie owijał w bawełnę i dość klarownie przedstawił jak wygląda jej sytuacja. Jakby jednak nie było nie była członkiem sił zbrojnych więc nie podlegała ich przywilejom w razie schwytania przez przeciwnika. A cywile pętający się po polu walki i bezpośredniej strefie walk zawsze musieli liczyć się z ryzykiem, że zostaną wzięci za szpiegów i sabotażystów. - Ale oczywiście nie musimy kończyć naszej znajomości w ten przykry sposób. - francuski oficer uśmiechnął się dobrodusznie by dać znać, że jednak jest jakieś światełko w tunelu. - Dla osób które wykazałyby się wolą współpracy. Wsparłyby nas w wysiłku wojennym. Podzieliły się swoją wiedzą. Okazałyby się godne zaufania. Wówczas my też byśmy mieli pretekst by okazać im zaufanie. Moglibyśmy potraktować takie osoby jako współpracowników. I teraz i po wojnie. - oficer jaki przedstawiał się jako Marcel Busson pokazał jak jak wyglądałaby ścieżka współpracy a aliantami. Jego kolega zajął się alternatywą. - Naturalnie jeśli ktoś okazałby się zatwardziałym nazistą i odmówiłby współpracy wówczas nie da nam wyboru. Zostaje oskarżenie o sabotaż i oczekiwanie w więzieniu na wyrok. - Anglik zakończył ten bardziej ponury wariant. No i od tej pory miała spokój z przesłuchaniami. Dali jej parę dni na zastanowienie się. Gdyby miała jakieś pytania, wątpliwości czy chciała porozmawiać to wystarczyło dać znak Ann. Czyli tej suchej Angielce która się nią zajmowała.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
05-06-2020, 11:01 | #227 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Aiko : 05-06-2020 o 21:41. |
05-06-2020, 11:08 | #228 |
Kapitan Sci-Fi Reputacja: 1 | Lloyd i Busson zdawali się być zadowoleni z wyniku misji w norweskim fiordzie. Nieprawdopodobieństwem było odgadnąć co na ten temat myśli Noemie, której jednak Woods nie zamierzał pytać o zdanie. On sam uważał, że misja zakończyła się połowiczną klęską. Obwiniał za nią przede wszystkim Abbotta, który zbyt często nie był skory do wykonywania zaleceń agentów. Woods nie mógł go winić za niechęć do wywiadu, za którego członków podała się grupa ze Spectry. Żołnierze i marynarze służby czynnej, można powiedzieć, zwyczajowo nie przepadali za przedstawicielami MI6 czy innych tego typu organizacji. Jednakże zawsze pomagali im w osiągnięciu celu, taki mieli rozkaz. Na otwartą krytykę i przeszkadzanie mógł sobie pozwolić generał, ale nie byle poruczniczyna.
__________________ |
15-06-2020, 01:56 | #229 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 60 - 1940.V.26; nd; południe; Londyn Czas: 1940.V.26; nd; południe; godz. 12:30 Miejsce: Wlk. Brytania; Londyn; biuro Agencji; sala odpraw Warunki: środek dnia, jasno, chłodno, sucho, Agenci Pogoda dopisywała. Za oknami była ładna, słoneczna pogoda. W sam raz na piękny koniec późnej wiosny i początek lata. Ale ani ludziom zebranym w schludnie urządzonym biurze ani mało komu na ulicy nie bardzo było w smak cieszyć się ładną pogodą. Od kilku miesięcy, prawie od pół roku ten wyspiarski kraj i cała reszta Europy zdawała się zsuwać po równi pochyłej w objęcia kolejnej wojny. Wielkiej wojny. A przecież wszyscy wierzyli, że ta sprzed dwóch dekad była tak straszna, że będzie ostatnią wojną ludzkości! I hekatomba młodych mężczyzn po wszystkich stronach okopów była tak wielka, że zapłacili oni swym życiem, zdrowiem i kalectwem za wszystkie kolejne wojny jakie by miały nadejść. A jednak nie. Odkąd Rzesza napadła Polskę ostatniej jesieni wojna zdawała się nieuchronnie pochłaniać kolejne kawałki europejskiego kontynentu. Hitler i Stalin podzielili między sobą wschód a teraz wojska Rzeszy zajęły się zachodem. Zaczęło się w Danii i Norwegii. Ten front wydawał się jeszcze dość peryferyjny. Jednak wreszcie doszło do starć regularnych sił lądowych Niemiec i aliantów. Dziwna wojna się skończyła. Nadszedł czas bezpośrednich zmagań. Ale gdy zmagania wokół Narviku, kurczowo trzymanego przez niemiecką piechotę górską oblężoną przez wojska aliantów jeszcze trwały Wehrmacht niespodziewanie uderzył na kraje Beneluksu. Chociaż czy tak całkiem niespodziewanie? Atmosfera była tak napięta, że wybuchu walk chyba spodziewało się wielu. Nikt nie wydawał się zainteresowany rokowaniami pokojowymi. Obie strony parły do wojny, pokonania przeciwnika i podyktowania mu twardych warunków. Obie strony wydawały się sobie równie silne i trudne do pokonania. Zapowiadała się długa i krwawa wojna. W końcu tym razem Wehrmacht nie miał do pokonania osamotnionych, peryferyjnych krajów średniej wielkości ale lądowe mocarstwo jakie pokonało je dwie dekady temu. A na morzach nadal dominowała potężna Royal Navy. U-Booty i rajdery Kriegsmarine stanowiły zagrożenie ale było ich zbyt mało by zdążyły poważnie zaszkodzić wyspiarzom. Luftwaffe zaś miała mieć w lotnictwie aliantów równorzędnego przeciwnika. Dlatego wojna zapowiadała się równie krwawo jak ostatnia. I może dlatego nikt do niej nie parł. Aż do piątku 10-go maja. Wtedy o świcie wojska niemieckie runęły na Belgię i Holandię. To zaś uruchomiło plany wojenne aliantów które przystąpiły do ich wykonania. Dwuznaczna okazało się zachowanie Belgów. Tak chorobliwie starali się zachować neutralność, że mimo iż sprzyjali raczej aliantom niż Niemcom to swoją wschodnią i zachodnią granicę obsadzili podobnymi siłami. No ale to na zachodniej mieli swoje twierdze jakie miały zatrzymać Niemców. Tym wspaniałą, nowoczesną twierdze Eben Emael. Potężne bunkry, zasieki, miny, karabiny maszynowe mogły stawić długotrwały opór. Na wiele dni a może i tygodni. Zaś działa fortów mogły zniszczyć mosty łączące dotąd Niemcy z Belgią. I nie pozwoliłyby niemieckim saperom zbudować nowych. Ten czas z nadwyżką powinien wystarczyć Francuzom i Brytyjczykom by przejść przez Belgię i stanąć na granicy z Niemcami. A potem obejść ich Wał Zachodni od północy i uderzyć w samo serce Niemiec! Zwycięstwo było tak blisko! Stało się jednak inaczej. Z powodów jakich absolutnie nikt w Londynie czy Paryżu nie zdawał sobie sprawy potężna belgijska twierdza jaka całe dni i tygodnie miała blokować dostęp Niemcom w głąb Belgii padła w ciągu jednego dnia. Jednego dnia! Jakim cudem?! Tego absolutnie nikt nie był w stanie pojąć. Ale to, że wojska niemieckie runęły w głąb Belgii o wiele wcześniej niż się spodziewano był faktem. Dla sił sprzymierzonych to był ogromny zawód ale bez mrugnięcia okiem przełknęli tą gorzką pigułkę i parli do pokonania przeciwnika. Na wojnie przecież tak bywa, że nie wszystko idzie zgodnie z planem prawda? A w Belgii były przecież najlepsze francuskie i brytyjskie wojska jakie sunęły przez ten kraj aby wyprzeć z niego wojska niemieckie. Obie przeciwne fale starły się mniej więcej pośrodku tego kraju. Doszło do serii wielkich bitew pancernych z użyciem nowoczesnej artylerii, czołgów i lotnictwa. Tego cholernego, szwabskiego lotnictwa. Które jakimś cudem zjawiało się zawsze tam gdzie Niemcy zaczynali mieć kłopoty, gdzie ich natarcie udało się zatrzymać. Jakby się potoczyły dalej te walki w Belgii tego teraz nikt nie wiedział. Niebezpieczeństwo przyszło jednak z całkiem innej strony. Wbrew wszelkim zasadom sztuki wojennej Niemcy jakoś przedarli się przez bezdroża Ardenów. I to nie jakieś lekkie siły zwiadowcze, kawalerii czy lekkiej, górskiej piechoty. Ale całe dywizje pancerne! Zanim alianci się zorientowali w zagrożeniu już było za późno. Pancerne kliny Guderiana pruły przez pogranicze belgijsko francuskie gdy w centralnej Belgii wciąż toczyły się walki które wydawały się głównym teatrem działań. Przed wcale nie pobitymi dotąd siłami aliantów stanęło to straszne słowo. Kocioł. Groziło im odcięcie. Więc chociaż walki w centrum Belgii wciąż właściwie były nie rozstrzygnięte to musieli zarządzić odwrót. Musieli się wycofać. Zaczął się powtarzać polski scenariusz. Gdy siły piechoty musiały cofać się na kolejne linie odwrotu tylko po to by po ich obsadzeniu dostać rozkaz kolejnego odwrotu. A non stop groziło im odcięcie przez Panzerwaffe przeciwnika a nad głowami hulały samoloty z czarnymi krzyżami. Wybombardowąły Holandię z wojny gdy 14-go Heinkle, Dorniery i Junkersy zbombardowały dywanowo Rotterdam podobnie jak wcześniej Warszawę i inne polskie miasta. Warszawa i Polacy walczyli mimo to. Holendrzy nie okazali się aż tak uparci i skapitulowali nie chcąc narażać się na tak straszliwe ciosy. W końcu 19-go maja, w poprzednią niedzielę, niemieckie czołgi stanęły nad Kanałem. Ledwie półtorej tygodnia gdy ruszyły znad granicy! Ale w okolicach Abbeville czołgi z czarnymi krzyżami mogły paradować po plażach z widokiem na morze. Dla aliantów po obu stronach Kanału tempo i zasięg niemieckiej ofensywy to był szok. Ale nowy brytyjski premier nie miał zamiaru składać broni. Chociaż w swoim przemówieniu inauguracyjnym z 13-go obiecywał swoim wyborcom tylko krew, pot i łzy to wreszcie okazał się politykiem na którego czekali Brytyjczycy. Takim który może ich poprowadzić przez wojnę. Dzień później powołano Home Guard. Ale mimo zapewnień brytyjskiego premiera na froncie nie szło aliantom zbyt dobrze. Na południu front ustabilizował się na rzekach i kanałach północno - wschodniej Francji. Ale na północy Niemcy stopniowo napierali na odcięte wojska aliantów stopniowo wypierając ich z północnych skrawków Francji i zachodniej Belgii. 22-go, w tą środę, wojska niemieckie podeszły pod Claise które leżało vis-a-vi brytyjskich klifów Dover. Od tego dnia francuski port najbliższy brytyjskiego wybrzeża był oblężony. Tak się działo na froncie, tam za Kanałem, na kontynencie. Inwazja na kraje Beneluksu oczywiście postawiła w stan najwyższej gotowości wszystkie służby wywiadowcze w tym i Agencję. Wszelkie urlopy odwołano jeśli ktoś jeszcze jakieś miał. Nie inaczej było z grupką starszej agentki Faucher. To nie było pytanie czy ich wyślą z kolejną misją. Tylko gdzie i kiedy. W piątek gdy w kuluarach krążyły plotki i spekulacje czy, kiedy i jak będzie się trzeba ewakuować z Francji przyszedł rozkaz by być w gotowości w ciągu 12 godzin. Co oznaczało, że ich grupka jest brana pod uwagę do wysłania na akcję. Z drugiej strony w ciągu ostatnich tygodni było to już drugie takie wezwanie. Poprzednie odwołano po dwóch dobach. Ale tym razem miało być inaczej. Gdy wczoraj, w sobotę dostali wezwanie na niedzielną, poranną naradę było prawie pewne, że chodzi o kolejną misję. I obaj alianccy dowódcy dziś rano nie zawiedli tych nadziei. - Mesdames et Messieurs*. Mamy dla was robotę. - tak ze dwie godziny temu zebranie zaczął kapitan Busson. Starał się zachować pogodę ducha chociaż jako Francuzowi na pewno nie było mu łatwo gdy groziło, że jego ojczyznę zaleją wojska wroga. I to lada dzień. Coraz mniej osób czy w biurze, czy na ulicy wierzyło, że alianci mogą obronić Francję i zachód kontynentu. Zaczynały się pojawiać głosy, że Brytyjczycy powinni skoncentrować się na obronie swoich wysp. Ale takie głosy w zjednoczonej służbie wywiadowczej nie były mile widziane. - Sytuacja na froncie jest poważna. Musimy przedsięwziąć odpowiednie kroki by zabezpieczyć nasze aktywa. I archiwa. Dlatego udacie się do Paryża aby pomóc ewakuować naszą paryską placówkę. Pod żadnym pozorem nie możemy dopuścić by nasze archiwum wpadło w ręce Niemców. - w sukurs francuskiemu koledze przyszedł komandor - porucznik Royal Navy który reprezentował w ich grupie stronę brytyjską. Przerwał bo ktoś zapukał do drzwi. Co było dość nietypowe podczas odpraw. - Proszę. - zawołał Brytyjczyk i drzwi otworzyły się a do środka weszła jakiś młody porucznik. Zasalutował przed starszym stopniem i podał mu niewielką karteczkę. Nie mogło być tam zbyt wiele tekstu więc Lloyd skinął głową i podziękował. Porucznik skinął swoją głową i wyszedł zamykając za sobą drzwi a komandor podał karteczkę kapitanowi. Ten ciężko westchnął i pokręcił głową. Na chwilę zapanowała cisza. - Podjęto decyzję o ewakuacji naszych wojsk z Francji. Ewakuacja zacznie się dzisiaj. - francuski oficer obwieścił coś czego w ostatnich dniach chyba wszyscy się po trochu spodziewali. Ale gdy to się stało to jakoś zrobiło się to bardziej dobitnie, że kolejna kampania w której alianci dostają łomot od Niemców. - Dobrze ale dla nas to niewiele zmienia. Nie zmienia też waszego zadania. - brytyjski dowódca potrząsnął głową ale ciągnął dalej odprawę. Wyglądało na to, że ta misja zyskała kolejny powód by ją wykonać. - Tak. Ale Paryż to dla was drugi etap tej misji. Gdy tam dotrzecie, skontaktujecie się naszą placówką. Chyba pamiętacie jeszcze agenta Batarda**? On was pamięta i znów przejmie gdy tam dotrzecie. Jeśli nie uda się wam z nim skontaktować wówczas będziecie mieli inne kontakty. - Francuz płynnie uzupełnił wypowiedź kolegi wspominając o francuskim odpowiedniku Noemie z którym para obecnych agentów już współpracowała w marcu podczas paryskiego etapu swojej misji. - Ale to drugi etap. Pierwszym jest lotnisko Beauvais. - Brytyjczyk podszedł do rozwieszonej na stelażu mapy Francji i wskazał na punkt w północno - wschodnim krańcu tego kraju. - Zabierze was tam samolot. Jeśli pogoda pozwoli to dzisiejszej nocy. O 20-ej macie punkt zbiórki na lotnisku w Northolt. - wskaźnik oficera Royal Navy stuknął w nieregularny kleks oznaczający Londyn. Rzeczywiście często agenci korzystali z tego pod londyńskiego lotniska. - A teraz wasz cel. Zapewne nazwa Eben Emael nie jest wam obca prawda? - Francuz uśmiechnął się lekko zdając sobie sprawę, że trudno by po ostatnich dwóch tygodniach ktoś nie słyszał tej nazwy. Zerknął na kolegę a ten wskazał na punkt przy zachodniej granicy Belgii z Niemcami gdzie powinna być ta twierdza. - Widzę, że znacie. Dobrze. Zapewne zdajecie sobie sprawę przykrą niespodziankę i zawód jaki sprawił nam szybki upadek tej twierdzy. - Busson też chyba mówił to raczej dla formalności bo o tym też wszyscy zdawali sobie sprawę. Teraz nowe tragedie przyćmiły nieco ten zawód ale jeszcze z tydzień czy dwa temu wszyscy sobie zadawali pytanie co tam się właściwie stało. - Nie wiemy co tam się stało. Cała belgijska załoga zginęła lub poszła do niewoli. Zdjęcia lotnicze jakie udało się nam zdobyć nie wyjaśniają sprawy. A na inne źródła raczej nie mamy co liczyć. No tajemnica. Ale podejrzewamy, że Niemcy użyli jakiejś nowej broni. - francuski kapitan rozłożył ręce przyznając się oficjalnie, że pewnie nie tylko wojska aliantów ale ani wywiad ani agencja nie mają pojęcia co tam się stało ponad dwa tygodnie temu. Jakim cudem ta nowoczesna i silnie obsadzona twierdza mogła upaść? - Wiemy, że Niemcy użyli nowego typu jednostek. Spadochroniarzy. Ale jesli nawet to desant powinien zostać rozproszony na dużym obszarze. Na tak prawie punktowym obszarze twierdzy mogliby wylądować najwyżej pojedynczy spadochroniarze. A to zbyt mało by zdobyć twierdzę. I to w ciągu jednego dnia. Jakby Niemcy spróbowali czegoś takiego powinni dostać łupnia tak jak w Holandii***. - brytyjski oficer marynarki postanowił być nieco bardziej precyzyjny. Ale w agencji akurat o tym wiedziano. I właśnie każdy kto się chociaż trochę znał na tych spadochronach też dochodził do takich wniosków. Więc samo użycie wojsk spadochronowych nie wyjaśniało tej tajemnicy. Musiało być coś jeszcze. - Ale wojenna fortuna wreszcie się do nas uśmiechnęła. - podobnie uśmiechnął się francuski dowódca tej operacji. - Niedaleko Beauvais jest obóz jeniecki i szpital w którym są ranni przewiezieni z frontu. - kapitan zerknął na kolegę i ten znów postukał w mapę gdzie miał lądować samolot z agentami. - Kontrwywiad francuski ustalił, że w tym szpitalu przebywa kapral Joffrey Lejen. - francuski oficer przeczytał to nazwisko z jakiejś kartki. - O ile nie zaszła jakaś pomyłka administracyjna ze zbieżnością nazwisk to kapral Joffrey Lejen był w załodze twierdzy Eben Emael. Nie wiemy jakim cudem nie dostałby się do niemieckiej niewoli ale jest w ciężkim stanie. Jeśli jednak był podczas ataku w twierdzy może się okazać niezwykle cennym świadkiem. - kapitan uniósł w górę cienką aktówkę która pewnie zawierała dane owego belgijskiego kaprala. - Drugi ewentualny świadek może być jeszcze ciekawszy. O ile okazałby się być we właściwym miejscu i czasie dwa tygodnie temu. To Niemiec. Niemiecki spadochroniarz. Kapral Steffen Faber. Nie do końca jednak wiadomo z jakiej jednostki. Nie wiemy czy z tych sił co atakowały twierdze. Być może to jeden z tych co lądowali w Holandii i dostali się do naszej niewoli. To już będziecie musieli sprawdzić na miejscu. Też jest ranny i przebywa w tym samym szpitalu. - brytyjski dowdóca zaczął omawiać drugiego kandydata na świadka jaki mógł rzucić nieco światła na tajemnice błyskawicznego upadku belgijskich fortów. - Waszym głównym zadaniem jest dotrzeć do tego szpitala i zabezpieczyć ich obu. Najpierw musicie ich odnaleźć, przejąć i przewieźć do Paryża. A tam razem z naszymi archiwami tutaj. Zajmiemy się nimi na miejscu dlatego przede wszystkim muszą dotrzeć na właściwą stronę Kanału żywi. To jest wasze główne zadanie. - Brytyjczyk w mundurze oficera Royal Navy popatrzył na nich z naciskiem gdy mówił co uważa za priorytet tej misji dla tej właśnie grupki agentów. - Ponieważ będziecie bawić się w eskortę dostaniecie paru ludzi do pomocy. A oficjalnie będziecie oficerami żandarmerii polowej. Dostaniecie stosowne mundury, dokumenty i wyposażenie. Już w Paryżu skontaktujcie się z lokalną komórką oni powinni udzielić wam stosownej pomocy. Ale nie miejcie złudzeń dla nich priorytetem jest wywiezienie archiwum. - Busson płynnie wszedł w wypowiedź kolegi gdy zaczął dodawać dalsze szczegóły ich nowej misji. Z Beauvais do Paryża nie było tak daleko. Półtorej, może dwie godziny jazdy samochodem. Przynajmniej tak to na mapie wyglądało. - Musicie jednak wziąć pod uwagę front oraz stan rannych. Nie wiemy kiedy Niemcy ruszą na południe Francji ale ruszą na pewno. Zapewne nie zaczną póki nie uporządkują swoich spraw w belgijskim kotle. Stan rannych tak dokładnie nie jest nam znany ale też lepiej nie zwłóczyć póki mogą jeszcze o czymś mówić. - Lloyd z kolei przypomniał o tej sytuacji na froncie. Południowy front od tygodnia trwał właściwie nieruchomo gdy walki skoncentrowały się na północy. Ale ostatnie dwa tygodnie pokazały, że sytuacja w nowoczesnej wojnie potrafi się zmieniać z dnia na dzień. A z kolei z Beauvais do linii frontu wcale tak daleko nie było. Przy tempie jakimi potrafiła się toczyć niemiecka ofensywa to dzień, dwa, może trzy i miasto mogło być zajęte przez nieprzyjaciela. A w zasięgu Luftwaffe to było nawet w tej chwili. Gdy obaj dowódcy przedstawili najważniejsze założenia nowej misji przyszła pora na omówienie detali. Zapoznanie się z materiałami, dokumentami, zadawanie pytań i wysuwanie własnych pomysłów. Oczywiście jako agenci agencji o nietuzinkowych nawet jak na wywiad zainteresowaniach musieli mieć oczy, uszy i umysły otwarte na wszelkie możliwe użycie przez wroga niecodziennej broni i technik. Zwłaszcza jak ostatnia misja bezlitośnie ujawniła, że wróg taką technologią dysponuje. No ale najważniejsze było przetransportowanie tych dwóch świadków na Wyspy albo chociaż wywiezienie ich z Francji. --- *Mesdames et Messieurs - (fra) panie i panowie. **ag.ter Soren Batard - dla przypomnienia, to francuski agent który był łącznikiem Noemie i George'a w paryskiej misji z ciężką wodą w marcu. ***niemieccy spadochroniarze dostali sporego łupnia podczas desantu na terenie Beneluksu ale część zadań udało im się wykonać.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
25-06-2020, 23:37 | #230 |
Kapitan Sci-Fi Reputacja: 1 |
__________________ |