27-09-2022, 15:01 | #51 |
Reputacja: 1 | John nie przepadał za takimi imprezami. W ogóle nie przepdał za imprezami, ani za ludźmi. Wolał ciszę i spokój. Szum wiatraków komputerowych. To wszystko wydawało mu się farsą. Chodzące zwłoki udają, że żyją. Tańczą i śpiewają. Piją i ćpają. Jakby o wschodzie słońca mieli zasnąć, nie leżeć trupem do kolejnego zachodu. Wkurzało go to. Otworzył szeroko usta i poruszał szczęką na boki. Wszystko było dobrze. Potrzebował tydzień, żeby zregenerować ciało. Jako człowiek do końca życia jadłby przez słomkę, a tu proszę. Wszystko na swoim miejscu. Wyglądał podobnie jak na pierwszym spotkaniu z Aurorą. Niezdrowo blady z pewną dozą elegancji. Miał na sobie średniej klasy garnitur w kolorze butelkowej zieleni, a pod nim przylegający do ciała czarny golf. Szybko zlokalizował Carla, któremu przekazał sporej wielkości worek strunowy ze smartfonem wewnątrz. - To dla twojego chłoptasia. Kod odblokowania jest naklejony z tyłu telefonu. Ten sam ma w państwowym profilu. W środku jest też karta kredytowa. Nazywa się Jihad Yuhibu Almaeiz. Sugeruję mu wystąpić o tymczasowe zameldowanie. Z tymi papierami to wystarczy. Ma też ubezpieczenie zdrowotne, jest zarejestrowanym bezrobotnym bez praw do zasiłku. Zrobiłem mu też prawo jazdy na to nazwisko. Jest w środku, ale nie pokazywałbym go jeśli nie musi. Nie ma na nim żadnej literki w ludzkim języku, tylko te ich szlaczki. Jeżeli zatrzyma go policja, to powinien z tą apką przejść bez problemu. Z prawem jazdy jak trafi na swojego, to ma przegwizdane. Francuz go puści, bo mu się nie będzie chciało babrać z arabskimi krzaczkami. Jeżeli trafi na kogoś z ich ambasady, albo kogoś z bazą danych interpolu, to mogą się dopieprzyć i najpewniej to zrobią. Więc niech nie szaleje za wiele. Na telefonie nie ma żadnej historii, żadnych odcisków palców. Żeby działał jako telefon musi sobie kupić i zarejestrować numer. Na karcie ma do spłaty 500 euro. Kupiłem z niej ten telefon i opłaciłem koszty administracyjne. To tyle z mojej strony. I nie, Carl, nie potrzebuję twoich gołębi. U ciebie im dużo lepiej niż u mnie - dawno nie słyszany brytyjski akcent drażnił uszy.
__________________ Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. ”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej. |
27-09-2022, 17:30 | #52 |
Reputacja: 1 | Po kilku dniach doszedł do siebie. Właściwie stało to się szybciej niż powinno, ale to zawdzięczał temu, że korzystał z wampirzej opieki lekarskiej tych będących u władzy. Czasem warto było dla takich pracować. Chociaż gdyby nie ostatnie zlecenie, to nie skończyłby w letargu. Wszystko miało swoją cenę. Z tych ciężkich ran, które otrzymał zostały mu tylko blizny, ale i one wkrótce znikną. Bruno ubrał się by wyjść na nocny spacer nim uda się na przyjęcie, ale wtedy wpadł jego maul z którym odbył krótką rozmowę. Po niej wyszedł na spacer i znalazł w parku gdzie spędził kilka chwil. Po czym udał się na przyjęcie. - Dziękuje. Napił się. Niegrzecznie byłoby odmówić i po raz pierwszy miał okazje rozmawiać z prigomenką klanu w cztery oczy. - Mogło pójść trochę lepiej. Lądowanie w letargu, to nie jest coś co chciałbym zbyt często powtarzać. Zwłaszcza, że zdaniem jego twórcy trochę mu, to zaszkodziło. - Z pewnością dla naszego klanu, to dobrze, że znalazłem się w zespole. Może dzięki temu uda się stworzyć pewną nić zaufania. Przedstawiciele jego klanu byli postrzegani jako potencjalni zdrajcy, ale kto miał odejść do Anarchistów, to w zasadzie już odszedł. Zdaniem jego maula obecna sytuacja zadziała teraz na jego korzyść, bo w innych okolicznościach mógłby nawet wypaść z zespołu za wpadnięcie letarg w pierwszym zadaniu, ale zrobienie czegoś takiego teraz pogorszyłyby i tak już nienajlepsze relacje między klanem a władzą w mieście. A tak był leczony i zostawili go w zespole. Nie mniej dla niego samego i jego reputacji byłoby dobrze gdyby nie wylądował w letargu w kolejnym zadaniu i oczywiście by je przeżył. Bruno porozmawiał jeszcze chwilę z Aishą Czarną Wilczycą. Potem się z nią pożegnał, teraz czekała jego i resztą rozmowa z Aurorą. Zanim zabawa miała się rozpocząć na dobre czekała go i resztę grupy krótka pogawędka z szeryf. Wyjaśniło się kim była zjawa. Może fakt, że wpadł w letarg nie był wcale taki zły. Pamiętał, że był ostrzegany mu unikać picia krwi Maklavian. Krew niektórych z nich mogła przenosić szaleństwo. Przeważnie krótkotrwałe, ale nie zawsze. Z pewnością by się napił krwi zjawy gdyby po walce stał na nogach. Podobnie było z krwią niektórych Nosferatu ich krew w prawdzie nie przynosiła szaleństwa, ale niektórzy z nich pozwalali by w ich ciałach gnieździły się owady i inne robaki. Nieopatrzenie można było przenieść niektóre z tych owadów na własne ciało. Całe szczęście specjalnością Carla były gołębie, a nie robaki. - Oddanie ciał rodzinom oczywiście nie wchodzi w grę, ale może dałoby się przekazać im jakieś środki finansowe w ramach rekompensaty. Oczywiście nie teraz, bo to by były podejrzane, ale za jakiś czas. Może przynajmniej tak mogli zadośćuczynić za to, że nie można było zwrócić ciał rodzinie i za to, że nie udało się im wyeliminować zjawy zanim ta znowu zabiła. Po skończonej rozmowie zostali przekazani Monique, która była gospodynią wieczoru. Krótko wyjaśniła, które miejsca warto było by zobaczyć. Bruno zamierzał zajrzeć do Heaven jak do Hell. Raczej nie zamierzał brać udziału w tym co się tam wyprawiało, ale uznał, że nie obejrzeć tego co był w Hell byłoby jak pójść do zoo i nie obejrzeć klatki z lwami, które byłyby jedną z atrakcji zoo. Monique poinformowała jego i resztę o systemie bransoletek. Prosty system, ale całkiem sprawny. Chociaż przyszło mu do głowy, że każdy wampir może założyć taką bransoletkę i uchodzić za jednego z gości lub kogoś z obsługi. Chwilę później gospodyni wieczoru wprowadziła ich do Heaven na koncert niejakiej Ninette. Jednak wcześniej zostali wprowadzeni na scenę jako goście honorowi i przedstawienie publice, a następnie nagrodzono ich brawami. Bruno miał wrażenie, że nie do końca zasłużył na ten dzisiejszy splendor w końcu on wpadł w letarg, a zjawę pokonała reszta jego nowych towarzyszy. Kiedy brawa się skończyły zszedł ze sceny i wraz z innymi dołączył do reszty gości. Ostatnio edytowane przez Shartan : 11-10-2022 o 11:00. |
28-09-2022, 13:31 | #53 |
Reputacja: 1 | Czas wolny po misji Carl większość czasu spędził ze swoimi pierzastymi pupilkami poszedł też na kilka Północnych Mszy kościoła Kaina Odkupiciela, oraz odbył kilka rozmów z Bratem Nikodemem, który pomógł mu poradzić sobie z wyrzutami sumienia, które wynikły ze śmierci biednych ochroniarzy Leclerca. Stawił się też na kilka godzin w pracy, żeby pomóc kilku nieszczęsnym braciom mniejszym odejść z tego świata... Najsmutniejszy w ostatnich był los starego doga niemieckiego wyrzuconego przez właścicieli gdy tylko zaczął objawiać charakterystyczne dla tej przerośniętej rasy problemy ze stawami. Naumyślnie oddali go do schroniska PETA wiedząc, że nikt tam nie będzie narzekał i zabiją ex-pupila głosząc, że udomowienie zwierząt jest zbrodnią a wszystkie psy, koty i inne zwierzęta towarzyszące powinny zostać zgładzone. W Miechowym wprost gotowała się krew, ludzie najpierw niczym rasiści okaleczali te nieszczęsne istoty Boże, a potem gdy przestawało być to wygodne porzucali żywe czujące istoty niczym zabawki dorabiając do tego jakąś chorą ideologię! Kolejny dowód na zepsucie tego świata przez Demiurga. Nosferatu nie czuł się zbyt, dobrze współuczestnicząc w tym procederze, ale była to wygodna metoda żywienia, mógł, chociaż przynieść tym bydlątkom, lekką przyjemną śmierć, zamiast krzywdzić i żerować na ludziach. Większość zwierząt podświadomie wyczuwała drapieżnika w Dzieciach Kaina, lecz przez lata Carl nauczył się jak obchodzić ten problem przez zrozumienie ich odruchów. Nie było to idealne rozwiązanie te istoty czuły ból i radość, ale Bóg rzekł, aby czynić wszystkie istoty nieba i ziemi poddanymi a wbrew temu co sądzili, niektórzy szaleni z jego punktu widzenia, ekolodzy życie ludzkie zawsze przewyższało jego zdaniem nad istotami niższymi. Pozbywał się ciała a weterynarz, który w dokumentacji spisywał utylizacje i użycie środka usypiającego, który sprzedawał później w Dark Necie, dzielił się ze wspólnikiem zyskami po połowie, nie zadając zbędnych pytań. Osuszone z krwi mięso trafiało później pod nóż Jyhada, który przemielał również podroby z wysuszonych ścięgien oraz mięśni plótł mocną nić, którą zaszył dziury w płaszczu swego dominatora, używając wygarbowanej skóry zwierzęcej w miejsce materiału. W tym czasie Roger wyposażony w gotówkę z lewych interesów w schronisku ruszył szukać odpowiedniego galowego ubrania w second-handach, THRIFT shopach i innego rodzaju ciucholandach. Ex — Górnik jeden aspekt przejął od swoich eko terrorystycznych, pracodawców starał się zostawiać jak najmniejszy ślad węglowy, skoro zamierzał żyć wiecznie, zdawało się to uczciwe. Szofer, choć nie był modystom na poziomie pięknej Alessy odebrał przeszkolenie w kwestii należytego męskiego ubioru jako część edukacji pracownika podnajmowanego Księżnej Meksyku. Zdołał więc znaleźć odpowiednią koszulę, krawat i buty w przystępnej cenie. Karl nie czuł się przedwojennym hrabiom. Postanowił więc odrzucić sugestie Torreadorki w kwestii fraka, zakładając zamiast tego, coś nieco bardziej nowoczesnego: Na jego ramieniu siedział kruk, ciekawie przyglądający się otoczeniu pokrakując od czasu do czasu. Na jednej z łapek miał opaskę z niebieskiej gumy. Reakcja na dokumenty od Johna - Cóż, dziękuje bardzo... Skoro nie chcesz gołębi to czego, potrzeba ci w zamian ? Mogę zaoferować przysługę do wykorzystania na potem,albo jeżeli wolisz po prostu gotówkę to podaj swoją cenę najwyżej zapożyczę się u mojego Patrona Reakcja na słowa Szeryf - Oczywiście, Pani Auroro sytuacja jest w pełni zrozumiała! Jeżeli sprawiłem na Pani kiedykolwiek wrażenie, że mógłbym, narazić bezpieczeństwo rodu Kaina zdradzając los tych ochroniarzy, ich bliskim upraszam o wybaczenie! Ponadto chciałbym ponad wszelką wątpliwość podkreślić, że cały sens mojego nieżycia oraz mojej wiary opiera się na służbie Świętej Wieży z kości słoniowej, jaką jest nasza Matka Camarilla. Możliwość asysty Pani Szeryf jest dla mnie największym możliwym honorem, który noszę na piersi niczym medal... Los tych śmiertelników uznaje za nieszczęśliwe spotkanie z katastrofą naturalną, którą udało nam się powstrzymać, aby nikt inny nie cierpiał. Gdy uderzy Tsunami też giną ludzie bez słowa my jesteśmy aniołami prawdziwego Boga i choć należy dbać o dobrobyt i bezpieczeństwo naszych braci śmiertelnych omamionych fałszywym światem czasami trzeba wybrać mniejsze zło - Powiedział z zapałem neofity wygłaszającym prawdę objawioną. Z lekkim uśmiechem wysłuchał opisu czekających, ich atrakcji jako sługa Boga nie zamierzał zstępować do piekieł klubu, aby nawracać. Nie władał sumieniami innych rozumiał, że są tacy, dla których jego metody żywienia i egzystencja, jaką prowadził były obleśne, funkcjonował więc według zasady żyj i pozwól żyć innym. Ukłonił się z rękami zaplecionymi za plecami, po szerokim uśmiechu wypełniającym blaskiem żółte oczy starca dało się poznać, że autentycznie cieszy go ta chwila. Radości nie zmąciło nawet fakt, że Kruk Canuck niezadowolony z ruchu żerdzi, jaką był jego Pan przysiadł chwilowo na zadzie kłaniającego się Nosferatu. Po zejściu ze sceny Carl pozwolił chowańcowi polatać trochę samopas i poobserwować klub z wysoka przestrzegł jednak pierzastego przyjaciela, żeby uważał, gdzie sra, bo jeżeli zabrudzi powiedzmy na to suknie Alessy to nic nie uratuje jego nienaturalnie przedłużonego ptasiego życia. Zachowanie na balu, zamówienie piosenki i Rozmowa z twarzą klanu Niegdysiejszy kanalarz przechadzał się pomiędzy gośćmi, popijając co jakiś czas zwierzęcą krew zmieszaną z wódką tutejsi kelnerzy mieli zadziwiający talent do mieszania tych składników w odpowiednich preporcjach i podawania ich w odpowiedniej temperaturze. Miechowy był miły wobec obsługi zawsze dziękując i spokojnie czekając na przygotowanie dolewek. Bawił się świetnie słuchając pięknej piosenkarki popłakał się słysząc niebiańskie covery szlagierów Edith Piaf a po którymś drinku zebrał się na odwagę, żeby spytać artystkę, czy może zna coś polskiego z lat 80tych ?Ku swemu kompletnemu zaskoczeniu w odpowiedzi dostał przebojowy cover Wandy i bandy , przypominający mu czasy śmiertelnej młodości. Wokalistka zdawała się wyczuwać, skrępowanie Nosferatu i najwyraźniej chciała podarować mu pocieszenie, a przynajmniej tak odebrał dobór utworu i przesłanie tekstu piosenki, które przyniosło pociechę. - Dziękuje Pani za komplement, to honor móc przysłużyć się klanowi i sekcie wiem, że nie powianiem mówić tego w tym laickim kraju, ale był to również święty obowiązek mojej wiary... Wiem, że wyznawanie Kaina wielu się źle kojarzy i są ku temu powody, ale nasz odłam nie ma nic wspólnego ani z dawnymi kulrtstami apokalipsu trzyma się też z daleka od Satanistycznych i narcyzstyczno -kainico centrycznych zapędów Kościoła Krwi - Trochę już wypił więc i język mu się już nieco plątał. Otrzymanie wizytówki od wpływowej starszej momentalnie go jednak otrzeźwiło. Szeptem wyrecytował numer, pokazując, że go zapamiętał i podał jej własny - Ale przez większość czasu mój telefon jest wyłączony i opakowany w folie aluminiową jeżeli byłbym do czegoś potrzebny, prędzej mnie można złapać za pomocą gołębia lub innego zwierzęcego posłańca- Dodał. - Szanowna Ancillae, jeżeli mogę być tak śmiały i spytać, skoro łaskawie dałaś do siebie kontakt ? Czy są w naszym mieście jakieś Biblioteki pod wezwaniem Carmelity Neillson ? Wątpię, czy takiego świeżaka jak ja dopuszczono by do zbiorów, ale dobre słowo od starszyzny klanu z pewnością uchyliłoby drzwi do wiedzy pozwalając mi pogłębić zarówno koneksje z człowieczeństwem jak i wiedzę o naszych zacnych przodkach oraz historii Ostatnio edytowane przez Brilchan : 29-09-2022 o 22:44. Powód: Doklejone reakcja na otrzymanie dokumentów od Johna bo zapomniałem |
28-09-2022, 14:24 | #54 |
Reputacja: 1 | Za wspaniałe dialogi pragnę podziękować Sonichu, Coolfon i Pipboyowi.
__________________ Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. ”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej. |
28-09-2022, 16:32 | #55 |
Reputacja: 1 | Bruno znalazł sobie miejsce by usiąść i słuchał koncertu Ninette, który został zakłócony okrzykami prigomena Brujah`a, ale w sumie koncertowi wyszło, to nawet na dobre, bo w efekcie tego diva wzbogaciła koncert o piosenki punkowe. Na scenie zaśpiewano nawet piosenkę w języku polskim. Bruno znał trochę ten język, bo był w Polsce na wymianie studenckiej. To mu przypomniało, że Carl jest z Polski. Kiedy Gołębiarz w rozmowie z Aurorą wygłosił krótką pogadankę religijną Bruno miał wrażenie, że Nosferatu sobie jaja robi. Sam z największym trudem powstrzymałby się by nie wybuchnąć śmiechem. Gdyż uznał, że to byłoby nietaktowne, ale naprawdę ciężko było mu uwierzyć, że te wszystkie słowa wypowiedziane przez Carla były na poważnie. Grizzly zaczął przechodzić między stolikami słysząc strzępy rozmów. Obiło mu się o uszy, że niektórzy zdziwili się, że wysłano jakiś zespół świeżaków zamiast Dantego oraz, że ktoś dał się podpuścić kolegom by skakać do Aurory. Przynajmniej na pierwszy rzut oka tak, to wyglądało, ale szeryf szybko spacifikowała delikwenta. Dotarły do niego jeszcze strzępy rozmowy tych, którzy zajmowali się oczyszczeniem nagrań ze zjawą. Nieniepokojony przez nikogo udał się do Hell by obejrzeć co tam się dzieje. Musiał tylko uważać by się nie pobrudzić. W prawdzie gospodyni wieczoru wspominała, że wychodząc z Hell powinni nie zostawiać krwawych śladów i wziąć prysznic, ale generowałoby, to dodatkowy czas. Zatem najlepiej byłoby się nie ubrudzić, ale jeśli tak się stanie, to weźmie prysznic. |
28-09-2022, 18:25 | #56 |
Reputacja: 1 |
__________________ Adeptus Mechanicus inkantujący litanię dekontaminacji sarkofagu Rodowicz między cyklami jej odmrażania i ponownej hibernacji Ostatnio edytowane przez Sonichu : 28-09-2022 o 18:37. |
28-09-2022, 18:29 | #57 |
Reputacja: 1 |
__________________ Adeptus Mechanicus inkantujący litanię dekontaminacji sarkofagu Rodowicz między cyklami jej odmrażania i ponownej hibernacji |
28-09-2022, 18:32 | #58 |
Reputacja: 1 |
__________________ Adeptus Mechanicus inkantujący litanię dekontaminacji sarkofagu Rodowicz między cyklami jej odmrażania i ponownej hibernacji |
28-09-2022, 23:19 | #59 |
Reputacja: 1 |
|
01-10-2022, 18:05 | #60 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | T 08 - 2025.06.01; nd; noc, 01:15 (1/2) Miejsce: Francja; Paryż, sektor centralny; 10 Dzielnica, klub “Anarchie” Czas: 2025.06.01; nd; noc, g 00:15 - 01:15; ok 4-5 h do świtu Warunki: wnętrze klubu; hałas, głosna muzyka, ciepło, jasno; na zewnątrz: noc, zachmurzenie, łag.wiatr John i Margaux Gdy John wstał rano, w wampirze rano czyli z godzinę przed północą to nie było tak źle. Ciało po walce z Brudasem właściwie już mu się zagoiło. Szczęka wróciła na swoje miejsce i mógł jej używać jak dawniej. Nawet Głód mu niezbyt dokuczał. Więc właściwie nie było tak źle. Jutro mieli umówione spotkanie z ich nową szefową - Aurorą. Ale dzisiejsza, sobotnia noc była wolna i mógł ją zagospodarować wedle uznania. Czyli z Margaux z jaką umówili się na wizytę w “Anarchie” co wczoraj tak zachwalał Hetman. Czekała na niego mała niespodzianka. Ktoś w skrzynkę mu wcisnął małą paczkę. Jak ją rozpakował okazało się, że to paszport i papiery Algierczyka, Mubina 'Afif Sarkisa jaki dał się pochłonąć Bestii i którego żywot zakończył się w zeszły weekend. Aurora zgodziła się wczoraj na to aby zadysponował te papiery skoro miał pomysł na zrobienie z nich użytku. Od ręki mógł je przejrzeć ale jak miał się spotkać z byłą policjantką na wypad do 10-tej Dzielnicy to za bardzo nie mógł zwłóczyć. --- Ona też wróciła wczoraj przed świtem do siebie. Jakoś przetrwała tą imprezę wydaną i przez nową szefową i przez Monique co była tam gospodynią na ich cześć. Czyli między innymi dla niej. Raczej nie spotkała się tam z jakimiś nieprzychylnymi spojrzeniami czy opiniami pod swoim adresem. Nawet jakiś wampir ją potem poprosił do tańca, inny zagadał i porozmawiali chwilę, jakaś wampirzyca też była jej ciekawa to zagaiła ją przy jednym ze stołów. Ale w końcu noc miała się ku końcowi i wróciła do siebie. Dzisiaj wstała u siebie. W łóżku. A nie w jakimś kontenerze na śmieci. Miała prawie dwie godziny do północy aby się naszykować i wybrać do tego punkowego klubu jaki tak wczoraj reklamował primogen Brujah. Czuła się całkiem dobrze, bestia Głodu nasycona na wczorajszej imprezie siedziała cicho i musiała się skoncentrować aby ją wyczuć. Ale w gwałtownej sytuacji to się mogło zmienić bardzo szybko. Na razie jednak miała z nią spokój. Była w trakcie szykowania się do wyjścia gdy zadzwonił Hugo. - Cześć. Gratulacje. Wczoraj z tego co słyszałem świetnie wypadłaś. Rozmawiałem z babcią Balbiną. Wyglądała na zadowoloną. Aha. No i dostałem wiadomość od naszej szefowej. Tej rudej. Pytała mnie o pamiątki po twoim byłym. Mówiła, że rozmawiała z tobą o tym wczoraj. Ale pomyślałem, że ciebie zapytam. - Hugo był zbyt wytrawnym graczem aby złamać Maskaradę w takiej publicznej rozmowie gdzie byle gliniarz czy nawet haker mógł ją podsłuchać. Ale widocznie nie tylko chciał ją pochwalić za wczorajszy występ. Ale też Josette coś zaczęła działać w sprawie Russo. Chociaż żadne z tych nazwisk nie padło i jak się nie znało kontekstu trudno byłoby się pewnie połapać czego dotyczy rozmowa. --- W końcu oboje stanęli przed klubem z wielkim, napisem “ANARCHIE”. Wciąż było to w centrum, na północ od Sekwany i na pograniczu z 3-cią Dzielnicą. To, że jest tu dzisiaj koncert jakiejś ciężkiej muzyki nie szło przegapić. Dominował gatunek ludzki w skórach, ćwiekach, z irokezami, z długimi włosami i łysymi glacami. No i nawet kawałek od wejścia było słychać przytłumiony przez ściany łomot tej ciężkiej muzy. Na chodniku zwolennicy takiej muzycy siedzieli, palili, rozmawiali, śmiali się, pili i rzygali. Wszystko to wymieszane w różnym stopniu i stadium. Po wejściu do środka trzeba było kupić bilety. Za dwie dyszki można było wejść dalej. Było już niedaleko północy więc kolejki już właściwie nie było. Dostali opaski świadczące, że kupili bilety i mogli przejść dalej. Im dalej tym goręcej i głośniej. Mieszanina hałasu, krzyków, potu. Ruch i muzyka. Chaos i hałas. Esencja gorączkowego, młodego życia, krwi, adrenaliny i seksu płynącego w żyłach. Na głównej sali był już cały ten skaczący, skandujący szlagiery swoich idoli tłum. Zaś na scenie kapela grała ostre nuty serwując klasyczne darcie mordy na trzy akordy. Pod sceną był jeden wielki młyn. Błyskały łańcuchy na szyjach, pieszczochy na nadgarstkach, kolczyki w uszach i nozdrzach. http://www.punksnotdead.fr/wp-conten...rnaud-7674.jpg Weszli do środka chcąc się rozejrzeć i zorientować w sytuacji. W tym nadmiarze ruchu i punkowego łomotu musiało to zająć trochę czasu. Zwłaszcza jak z perspektywy podłogi trudno było się wybić ponad skaczący i tańczący tłum. - Dobra! To teraz ludziska! Na specjalne życzenie od naszych najlepszych na świecie dziewczyn na widowni! Piosenka o miłości! O miłości naszych i dla naszych kobiet! Dawać kapela, jedziemy z koksem! - jeden kawałek się skończyła a zdyszany i radośnie wyszczerzony wokalista zapowiedział następny kawałek. Punki, metale, goci i inne mniejszości zafalowały zaciekawione jego słowami. I przywitały je z aplauzem. Chaotycznym wulgarnym, szybkim i szczerym. Ale szybko uciszyli się bo zaczęły się pierwsze dźwięki melodii. A część publiczności zapewne rozpoznała co to będzie teraz lecieć bo rozległy się okrzyki zachęty i brawa szybko urwane gdy frontman zaczął ją śpiewać. https://www.youtube.com/watch?v=OxF0pS9WwIA Spakowałaś swoje grzechy, powiedziałaś, że chcesz iść Patrzyłem jak dłonią wycierałaś swoje łzy A może tylko zasłonić chciałaś twarz W strzępach swego mózgu składałaś złe myśli Patrzyłem jak walczysz, ból Ci twarz wykrzywił A może tylko... próbowałaś się uśmiechnąć… (The Bill - “Ty i ja”) --- Kręcili się już trochę po tym klubie chłonąc ten tutejszy folklor. Mimo dość późnej jak na koncert pory to ten nadal trwał w najlepsze. Chociaż pewnie dlatego, że to były jakieś młode kapele bez światowego czy choćby krajowego rozgłosu. Z miasta albo na gościnnych koncertach. W pewnym momencie Margaux poczuła jak ktoś sprzedał jej siarczystego klapsa. Aż jej się cieplej zrobiło. No i nie spodziewała się bo w tym tłumie to co chwila się przechodziło obok kogoś, tańczyło, skakało, krzyczało i tak dalej. Nawet teraz jak szli korytarzem to do tej pory nikt jej tak nie zaczepił. - Masz śliczną dupeczkę w tych opinodupkach dziewczyno! Sam diabeł by się skusił! - wyszczerzył się radośnie jakiś chuligańsko wyglądający punk który ją trzepnął i gdy odwróciła się do niego cieszył ryja razem z kolegami. - No! Towar pierwsza klasa! Nowa jesteś? Może ci trzeba coś pokazać i oprowadzić? - zaproponował kolega nie mniej rozbawionym tonem. Wszyscy trzej byli w skórach i trzymali w dłoniach już niezbyt pełne plastikowe kubki z piwem jakie się tu walały wszędzie. Na razie nikt ich nie sprzątał, pewnie rano po koncercie się tym ktoś zajmie. --- - Cześć. To jednak przyszliście? No Hetman mówił, że dał ci wizytówkę. A ty John? Ty lubisz takie koncerty? Bo coś za często u nas nie gościsz. - w pewnym momencie spotkali jakąś znajomą twarz. To był Filozof. Prawa ręka Hetmana. https://menshaircuts.com/wp-content/...t-683x1024.jpg Filozof też był Brujah. I nawet wczoraj był razem ze swoim primogenem w tej hałaśliwej paczce jaka nawiedziła “Meduse”. Jak na Brujah i punka był nietypowo spokojny, i wyciszony. Zdawał się reprezentować tych Brujah którzy byli bardziej filozofami niż wojownikami. I stanowił świetne uzupełnienie dla porywczego i chaotycznego Ukraińca. We dwóch stanowili całkiem zgrany duet. Gdy chodziło o łomot, i prowadzenie bandy do walki, na jakąś akcję, o lidera Hetman sprawdzał się i pasował jak ulał. Miał w sobie ikrę i charyzmę. Filozof niezbyt. Za to miał chłodną głowę, nieco flegmatyczny charakter no i cieszył się zaufaniem swojego szefa i kumpla. Był chyba jedną z nielicznych osób które w gorączce potrafiły mu o czymś przypomnieć, przekierować jakoś jego gniew czy nawet spróbować powiedzieć “nie”. A to już trzeba było mieć jaja aby rozjuszonemu liderowi Brujah powiedzieć “nie” gdy ten był na fali swojej niszczycielskiej furii. - Chodźcie do nory. Hetmana nie ma. Nie wrócił z nami z “Meduse”. Dzwonił, że baluje dalej. - Filozof wskazał w stronę korytarza. I przejął rolę przewodnika. Przeszli dalej, potem jakieś schody, gdzieś chyba znaleźli się na zapleczu bo wyglądało na jakiś magazyn. Na moment spłoszyli jakąś parkę ale jak im okularnik pokazał kciuk do góry to wznowili proces gwałtownej fraternizacji. Jeszcze jakieś drzwi i znów schody. I w końcu znaleźli się w jakiejś piwnicy, byłej kotłowni czy pralni. Ale teraz wyglądało trochę jak własnoręcznie i po amatorsku robiony klub osiedlowy. Liczne plakaty na ścianach, ozdoby, cała kolekcja emblematów samochodowych marek, kołpaki samochodowe, kierownica jakiegoś motocykla i tak dalej. Jakby ktoś nie mógł zdecydować się na jednolity wystrój. Tutaj muzyka zelżała jako tępe dudnienie przenoszone przez sufit i ściany. No i była też pstrokata mieszanka Brujah. Margaux część z nich rozpoznawała z wczorajszej nocy w “The Haven” ale John to znał prawie wszystkich. Nieco ponad pół tuzina mężczyzn i ze dwie dziewczyny. Siedzieli, stali, gadali, jarali szlugi ale spojrzeli ciekawie kogo przyprowadził Filozof. John był tu wcześniej raz czy dwa ale zwykle nie musiał się tu fatygować. Nawet jak coś miał z nimi do załatwienia to spotykali się gdzie indziej. - Siadajcie. Chcecie szluga? Albo coś? - zastępca Hetmana dał gestem znać aby się rozgościli. Wskazał na paczki fajek i szklanki oraz butelki z krwawym bimbrem. - Hej, John! Poznajesz? - któryś z ludzi Hetmana zagaił wesoło do Anglika wskazując szlugiem na motocykowy kask zawieszony na ścianie wśród innych ozdób i trofeów. Więc łatwo go było przegapić. Nie był to jedyny kask jaki tam wisiał. Chociaż ten był nosił ślady otarcia na jednym boku. Jakby ostro poszorował po asfalcie czy czymś takim. Do tego miał zbitą szybkę. A od środka było coś rozchlapane. No i barwy i reszta. Kira miała taki kask. To znaczy jak jeszcze była w mieście. Ale ze dwa lata temu zorganizowała rajd na swoją dawną domenę. Ponoć Hetman ze swoimi ludźmi ich ściągnęli. I ją załatwili. Wtedy z tą walizką. Miejsce: Francja; Paryż, sektor centralny; 11 Dzielnica, okolice klubu “L'important Club Paris” Czas: 2025.06.01; nd; noc, g 00:15 - 01:15; ok 4-5 h do świtu Warunki: -; na zewnątrz: noc, zachmurzenie, łag.wiatr Bruno Efekt leczenia w wampirzej klinice czy gdzie go tam leczyli widocznie nie był tylko krótkotrwały. Bo jak wstał na początku niedzielnego wieczoru to nadal czuł się dobrze. Rany zaczęły się zabliźniać i już ich nie odczuwał a widać było jako blade ślady na skórze. Jeszcza parę takich dziennych letargów i powinny w ogóle zniknąć. Głód też odczuwał w normie. I wczoraj wreszcie miał okazję zobaczyć jak to wygląda za zamkniętymi drzwiami “The Haven” a nawet “The Hell”. Co prawda nie szło być dłużej w koterii tego miasta i nie słyszeć jakichś plotek na ten temat. Zazwyczaj dość zbieżne były, że tam się dzieją dzikie orgie. Nawet na wstępie gdy Monique ich wprowadzała w te reguły rządzące na przyjęciu to też coś takiego mówiła. A w końcu była tam gospodynią i managerem całej “Meduse”. Chociaż jak wczoraj się przekonał osobiściw w błękitno - białych salach było całkiem przyzwoicie. Gdyby ktoś tam jakimś cudem znalazł się przypadkiem mógłby pewnie uznać, że to jakieś przyjęcie w ambasadzie, dla businessclass wysokiego szczebla czy coś w ten deseń. Plotki więc pewnie dotyczyły niższego, czarno - czerwonego poziomu. Tam rzeczywiście działy się te dzikie orgie. Najpierw recepcja, krótka instrukcja i ostrzeżenie, że tam dzieją się mocno wyuzdane rzeczy i wreszcie trochę schodów i korytarz no i wszedł do “The Hell”. Faktycznie działy się tam same bezeceństwa. Koteria i zaprzyjaźnieni w Maskaradę śmiertelnicy bawili się ze sobą i sobą. Wyglądało to trochę jak z filmów obarczonych marką XXX. Nawet rozpoznawał kilka osób. Najbardziej Aishę Czarną Wilczycę. Wcześniej rzuciła mu się w oczy piętro wyżej pośród gości. Siedziała przy barze otoczona mieszaną grupką mężczyzn i kobiet, śmiertelników i spokrewnionych i wszyscy wydawali się być nią zachwyceni. A ona spijała ten zachwyt z ich ust i spojrzeń bawiąc się przy tym świetnie. Czy coś z tego potem wyszło to nie był pewny bo jak chciał tam tylko rzucić okiem i wyjść no to rzucił okiem i wyszedł. Przynajmniej nie zdarzyło się tam nic co by sprawiło, że potrzebował kąpieli a i ubranie ocalało od pobrudzenia. Dzisiejszego wieczora to już było za nim. Wstał cały i zdrowy. Noc okazała się całkiem pogodna. Widać było świetlne punkciki na niebie i te na ziemi jakie dawał miejski moloch. Głód mu nie dokuczał, był ledwo lekkim drapaniem w gardle. Musiał o nim pomyśleć aby sobie o przypomnieć. Ale zamierzał ruszyć na przejażdżkę po mieście. Dzisiaj miał wolną, sobotnią noc. Bo jutro to Aurora zapowiedziała zebranie służbowe dla całego jej nowego zespołu. Ale dziś jeszcze było spokojnie i swobodnie. Tak pogodna noc w sam raz nadawała się na przejażdżkę motocyklem. I wkrótce mknął przez zatłoczone ulice miasta. Była sobotnia noc, sam jej środek więc miasto tętniło życiem. Koncerty, imprezy, premiery filmowe, pokazy ulicznych występów, pojedynki raperów sporo tego było. Jak przy każdym weekendzie. Wśród tego pulsującego rytmu sobotniej nocy udało mu się wypatrzyć obiecującą ofiarę jaka chyba przysnęła na chodniku nieco na uboczu głównego wejścia do jednego z klubów. Niby na widoku ale chyba nikt nie zwracał na nią uwagi. Wystarczyło podejść i szybko załatwić sprawę. Jednak nie tak daleko usłyszał jakąś wrzawę. Przez drzwi jednego z klubów w sąsiednim budynku wyszło parę osób z kamerami, mikrofonami i aparatami. Wyglądało jakby ktoś tam miał podjechać sławny albo wysiąść ze środka. Więc czekali na cyknięcie paru fotek, nagrania jakiegoś materiału, nawet już któraś z prezenterek zaczęła przygotowywać grunt mówiąc coś do mikrofony gdy jej kamerzysta ją nagrywał. Pozostali czynili podobnie nagrywając przy okazji ulicę, wejście do klubu i okolicę. Samym Bruno i jego wypatrzoną ofiarą nikt się jakoś specjalnie nie interesował. No ale byli prawie po sąsiedzku i mogli nawet przypadkowo załapać się w oko kamer. https://i.pinimg.com/564x/3a/df/d2/3...0eeab3ba19.jpg - Ciekawe kto to jest. - jedna motocyklistka rzuciła zaciekawione spojrzenie do drugiej obserwując to zbiegowisko. Chyba dopiero co skądeś wyszły i dosiadały swoich kolowych rumaków ale zbiegowisko obok sprawiło, że jeszcze im się nie spieszyło z odjazdem. --- Bruno - żerowanie (ZRĘ + Krycie się +2; ST 2) rzut: https://orokos.com/roll/956258 6d10=7, 10, 2, 3, 4, 4 > 3 suk; ST 2 = 2+1 suk --- Miejsce: Francja; Paryż, sektor centralny; Dzielnica Łacińska, Bibliothèque de la Sorbonne Czas: 2025.06.01; nd; noc, g 00:15 - 01:15; ok 4-5 h do świtu Warunki: -; na zewnątrz: noc, zachmurzenie, łag.wiatr Carl Carl obudził się wieczorem jak na zewnątrz jeszcze panowała końcówka dnia. Było jeszcze zbyt niebezpiecznie aby pokazywać się w słabnącym ale jednak świetle dziennym. Jednak w swoim zacienionym schronieniu mógł już się poruszać swobodnie. Głód mu niezbyt dokuczał. Wczorajsze przekąski na imprezie w “Meduse” widocznie jeszcze go trzymały i krwawa bestia ograniczyła się do delikatnego podrażniania gardła. Było to subtelne uczucie zwiastujące wzmagające sie pragnienie świeżej krwi ale póki co było ledwo wyczuwalne. Co do wczorajszej imprezy to miał co wspominać. W końcu pierwszy raz był w “The Haven” a do grzesznego “The Hell” które zapowiadano wszem i wobec jako jaskinię rozpusty się nie pofatygował. Jednak mógł wspomnień słowa swojej nowej szefowej gdy wygłosił swoją natchnioną mowę o naturalnej sile sprawczej na jaką trafili nocni dozorcy z Leclerca. - To nie było tsunami Carl. To była krwawy rzeźnik który stracił panowanie nad sobą i dał się pochłonąć bestii. Chory, kanibal jakiego trzeba odstrzelić dla bezpieczeństwa nas wszystkich. Ale to on sam uległ swojej bestii. To my mamy nad nią panować a nie ona nad nami. Nie chcę słyszeć takich wymówek, że ktoś coś zrobił bo mu bóg kazał, słyszał natchnione głosy abo jest dobry tylko bestia mu każe robić straszne rzeczy. Nie będę tolerowała takiego zachowania. Zwłaszcza w moim zespole. Każdy z nas sam pisze swoje cv. - bladolica szeryf wyraźnie dała do zrozumienia, że zmagania z własną bestia uważa za krzyż pański jaki każdy wampir zmaga się sam. I sam odpowiada za ich wynik. A nie siły natury, boskie, jakiegos demiurga czy coś takiego. Dlatego kazała odstrzelić tego Brudasa z Algierii. Bo przekroczył granicę za jaką nie było już odwrotu i stał się zagrożeniem dla wszystkich z którymi się zetknął. I te same zasady szeryf Demers miała zamiar stosować we wszystkich innych takich przypadkach. I zapewne nie chodziło tu o samego Carla ale chciała to zaznaczyć dla całego nowego zespołu jaki zebrała i objęła patronat. Miał też do przemyślenia słowa Cecilii. Może nie była jego maula ani primogenem no ale jako przedstawicielka Sewersa była traktowana właśnie w ten sposób. Poza tym była obrotną i elastyczną kobieta interesu o bezczelnej i wyzywającej nutce w zwracaniu się do wszystkich dookoła. - Kościół Kaina jest zakazany Carl. Każdy kto o nim słyszy od razu kojarzy go jako przyczółek Sabatu i jego propagandy. I jest zwalczany z całą mocą. Lepiej zmień śpiewkę i tapetę. Nazwij to jakoś inaczej aby odciąć się od tych popaprańców. Bo w najlepszym razie możesz dostać łomot a w najgorszym zostaniesz zliwkidowany jako heretyk. Heretycy wielbią dobrego Kaina i jego władztwo nad plugawą ludzkością którą trzeba trzymać w ryzach dzięki krwawym aniołom. I tak dalej w ten sabacki deseń. Miej to na uwadze. Przykro by mi było podpisać zgode na twoja liwkidację albo dowiedzieć sie, że ktoś cię skrócił o głowe jako sabackiego dysydenta. - Cecilia mówiła szybko i była pewna siebie. Mówiła jakby nie uznawała stojącego przed nią starszego mężczyznę za zwolennika Sabatu ale jednak chciała go ostrzec jaki może być w koterii odbiór jego słów. Nawet jeśli by działał w dobrej wierze i nie miał nic wspólnego z Sabatem i jego ideologią to właśnie tak wielbienie Kaina i jego krwawy kościół się kojarzył. - A biblioteka Nielson? Może i jest. Ale to trochę nie moja jurysdykcja. Pogadaj z Gillesem. On się spejcalizuje w takich zamierzchłych sprawach. Masz tu do niego numer. - powiedziała Twarz Nosferatu gdy znów wyjęła swój telefon i zaczęła w nim czegoś szukać. - A do ancilae to mi jeszcze trochę brakuje. - zaśmiała się pod nosem gdy rozbawiła ją uwaga starego górnika. W końcu została spokrewniona pod koniec ubiegłego wieku więc była w wieku Musette jaka gościła ich w swoim salonie w poprzednim wieku. Obie były już pełnoprawnymi wampirzycami działającymi na własną rękę jakie przeszły ten pierwszy okres bycia świeżakiem w koterii. Ale na tle całej wampirzej populacji nadal obie zaliczano do nowicjuszy. I to tych młodszych. Od ze względu na specyfikę klanu Nosferatu, ich mało przyjemny wygląd nawet dla innych spokrewnionych, Cecilia jako osoba o całkiem znośnym wyglądzie pełniła rolę ich wysłanniczki, koordynatora, negocjatora i ambasadora co dodawało jej powagi i splendoru oraz realnej władzy mimo dość młodego wieku. - I mam nadzieję, że wiesz, że jak tak się babrasz z tą swoja Nokią to właściwie tak jakbyś nie miał telefonu? Stałoby się coś pilnego to nie dałoby się z tobą skontaktować. Kup sobie pager. One nie emitują sygnału, tylko je odbierają. Będzie ci pikał jak ktoś będzie do ciebie dzwonił. Albo pogadaj z tym Brujah co masz go teraz w zespole. Może on ci coś doradzi. Bo to wkurwiajace jak chcesz się do kogoś dodzwonić a ten ktoś jest na stałe wyłączony. Mówiłam ci, musimy być użyteczni. Jak jest użyteczny ktoś do kogo nie można się dodzwonić? Świat się zmienia Carl. Musimy się umieć do niego dostosować jeśli chcemy coś znaczyć i jeszcze coś zdziałać. A jak ktoś chce sobie być oryginałem i zachwycać się samym sobą w swoim kąciku to nie jest to zbyt użyteczne dla reszty. Pomyśl o tym Carl. - poradziła mu widząc co znów robi ze swoim telefonem. Widocznie zaczęła go na poważnie uważać za przedstawiciela ich klanu, za ambasadora co będzie tak jak i ona reprezentował ich klan na tle przedstawicieli innych. I to pod okiem samej szeryf która przecież była zaufaną samego księcia. I zależało jej aby zminimalizować ryzyko skarg czy złego wrażenia jakie mógłby wywołać przez te kłopoty ze skontaktowaniem się z nim. W końcu jak wyłączał i owijał sreberkiem swoją komórkę to póki jej nie odwinął i nie załadował to nie miał pojęcia czy ktoś do niego dzwonił czy nie, przysłał jakąś wiadomość czy nie. A większość koterii raczej nie używała gołębi czy innych żywych posłańców w nagłych sytuacjach tylko telefonów i maili. Żywi posłańcy przydawali się gdy presja czasu nie była taka duża a odległości względnie niewielkie. Sama Cecilia jako spokrewniona względnie niedawno nie miała kłopotów i oporów przed używaniem nowoczesnych technologii a nawet chyba lubiła to robić. W każdym razie zainicjowała jego kontakt z Gillesem. Zgodził się go przyjąć i wskazał adres pod jaki Nosferatu powinien się zjawić. Okazało się to być biblioteką, jedną z filii uniwersytetu Sorbony. Carl znał tego spokrewnionego z widzenia, z jakichś uroczystości w głównym elysium w “Olimpie”. Ale raczej nie spotkali się osobiście. Gilles nie na darmo był nazywany “Professeur”. Był uznawany za jednego z najstarszych, aktywnych wampirów w mieście. Na pewno był starszy od obecnego księcia, może był rówieśnikiem poprzedniego. Chodziły plotki, że pływał razem z Kolumbem i Pizarro do Nowego Świata. A przynajmniej już wtedy chodził po tym świecie. Razem z Wieczną Królową Torreadorów i Władcą Podziemi Nosferatu uchodzili za jednych z najbardziej wiekowych krwiopijców. Niewielu było którzy mogliby się pochwalić podobnym stażem. Zaś klan z jakiego pochodził Gilles nie był wiadomy. On sam chyba nie chwalił się swoim pochodzeniem. Miał opinię uczonego, archiwisty, strażnika pamięci i tradycji. I powiadano, że jak miasto odwiedza Camerlita Niellson to właśnie oprócz wizyty na książęcym dworze co było niejako okazaniem szacunku i poszanowania tradycji lokalnemu władcy i domenie zahaczała też właśnie do Professeura. https://media.istockphoto.com/photos...aJmmGC94Qqj5Y= - A witaj przyjacielu. Wejdź proszę. Cecilia uprzedziła mnie, że interesujesz się naszą historią na tyle, że być może odwiedzisz moje skromne progi. Wejdź i rozgość się. - po tym jak jakiś młody mężczyzna przywitał się z gościem na dole i zaprowadził gdzieś na górne piętra biblioteki tam przejął go główny gospodarz. O wyglądzie szacownego, uniwersyteckiego profesora. Zaprosił do biblioteki z klasycznymi, brązowymi wygodnymi fotelami i wskazał aby usiąść. - Cóż cię dokładnie do mnie sprowadza? Czego właściwie szukasz? Bo ta wasza urocza dama była dość oględna w szczegóły. - zapytał gospodarz biorąc w dłoń grubą szklankę z grubo rżniętego szkła. Z czerwoną zawartością. Podobna stała razem z karafką na stoliku obok swojego gościa.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |