Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-05-2015, 22:42   #31
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Po walce Couryn, Leila i Lea.




Wtedy to do sklepu wkroczyło pięciu zbrojnych patrolu straży miejskiej zwabiony w tą okolicę hukiem wystrzału. Chronieni byli koszulkami kolczymi, na które narzucono tabardy z herbem miasta, na piersiach zaś mieli ryngrafy z herbem państwa. Sierżanta chyba był wykonany z brązu, jego podwładni mieli stalowe.

- Broń na ziemię - rozkazała pani sierżant, a jej podwładni poparli te słowa mierząc z zładowanych kusz. W tym czasie okiennice sklepu otwierane były przez resztę patrolu. Za oknem widać było trzech kolejnych strażników mierzących do nich z kusz, poprzez szybę.

~Teraz się popisz, Złotousta ~ pomyślała Leila, odkładając posłusznie rapier i pistolet na ziemię.

Może nas wsadzą do tej samej celi, pomyślał z ironią Couryn. Podobnie jak Leila wyciągnął pistolet i bardzo ostrożnie położył go na podłogę. W następnej chwili znalazł się tam i sztylet.

Jak wielki miecz Lei leżał już na ziemi, tak posłusznie rzuciła na ziemię swój rapier, sztylet, łuk refleksyjny i kołczan.

- Proszę o wybaczenie za ściągnięcie was tutaj, jednak prędzej czy później sama bym się udała po was. Jestem Lea, paladyn Sune. A to moi towarzysze. - przedstawiła każdą osobę z imienia - Zostaliśmy zaatakowani przez zbirów w tym sklepie, kiedy kupowaliśmy ubrania, więc przystąpiliśmy do obrony. Napastnicy żyją, choć są nieprzytomni. - wskazała na ziemię na czterech leżących. Ona sama się za dobrze nie czuła.

Po tym raporcie spojrzała na dziewczynki patrzące na strażników ze strachem. Współczuła im, lecz w tym momencie nie mogła nic zrobić, skoro kusznicy celują w nią i jej towarzyszy.

Leila milczała grzecznie, nie chcąc pogarszać sytuacji. Przywołała jedynie na twarz jeden z sympatyczniejszych uśmiechów. Co jak co, ale na drabów to nie wyglądali!

Przed ladę wykuśtykał kupiec.

- Spokojnie sierżancie. Tych ludzi napadnięto, chciano też uprowadzić dziewczęta będące pod ich opieką. - przemówił spokojnie.

Kobieta dowodząca patrolem zdjęła hełm, do tej pory skrywający jej twarz, przytroczyła do pasa.

Blond włosy wyspały się z hełmu na jej ramiona.

[MEDIA]http://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/c2/84/78/c28478485ac596c0e86ca09c37231eb4.jpg[/MEDIA]

Spojrzała na siostry Golddragon, uśmiechnęła się do nich, na co odpowiedziały tym samym.

- Plotki rozchodzą się błyskawicznie. -cicho stwierdziła.

Potem podeszła do nieprzytomnego przywódcy porywaczy.

- Set “Zła blizna” a reszta to pewnie członkowie jego bandy “Złej blizny”. - stwierdziła, po czym kopnęła go w bok. - Dobry opatrunek, zawsze to lepiej, gdy takie męty, dadzą przykład sprawiedliwości konając w męczarniach na miejskim rynku. Gdzie piąty? Pewnie uciekł.

Zapytała a potem podeszła do paladynki.

- Teraz pewnie, siostro, zgłosisz się z towarzyszami po nagrodę? - powiedziała głosem, w którym słyszało się nutę zawodu. Lea poczuła zapach bzowego mydła oraz różanej perfumy.

Chociaż to do paladynki mówiła strażniczka, głos zabrał Couryn.

- Również uważam, że dobry przykład podziała na niektórych wychowawczo
- stwierdził, podnosząc z podłogi pistolet. - Czy za żywych dają więcej? - zainteresował się.

- Po tym co zrobili z twarzą córki burmistrza cena jest jedna, za żywych czy martwych, podwójna za całą bandę. - odpowiedziała z wyraźnym zawodem w głosie. Widocznie wraz z swoim oddziałem miała zamiar ich dorwać i zgarnąć nagrodę.

Dla Leili sprawa była oczywista. Jeśli kiedykolwiek miała odzyskać rodzinną ziemię, jeśli kiedykolwiek miała zostać panią kapitan na własnym statku - oczywiście, że potrzebowała złota!

- Nie wiedzieliśmy, że są poszukiwani. Jeśli mogliśmy przyczynić się do wymierzenia im sprawiedliwości, to świetnie. Chętnie zgłosimy się po odbiór nagrody - stwierdziła z uśmiechem, poniekąd za siebie i Couryna.

Była pewna, że mężczyzna podzielał jej poglądy w tej kwestii. Zresztą Lea nie była tu samodzielną osobą decyzyjną, jeśli ona nie będzie chciała brać swej części nagrody, złoto z pewnością się nie zmarnuje. Część należała się także dziewczynkom, które wszak zaczęły nowe życie.

- Będziemy mogli dzięki temu lepiej zatroszczyć się o nasze podopieczne. Wam też się należy część nagrody. - Couryn uśmiechnął się do dziewczynek.

Był zadowolony, że Lea nie zdążyła się wypowiedzieć. Był pewien, że paladynka zrezygnowałaby z nagrody i w imieniu ich wszystkich.

Sierżant czekała na to, co odpowie Lea.

Elfka popatrzyła po rannych, by się upewnić, że wszystko z nimi w porzadku.

Na ziemi wciąż były kałuże lepkiej krwi, a fragment jest również lekko osmalony. Część ubrań została zachlapana krwią. Walką w tym miejscu narazili prostego człowieka na bankructwo.

- Nie mogę zabronić swoim towarzyszom odebrania nagrody, jednak nie wiem nawet ile ona wynosi. Nie zmienia to faktu, że swoją część, czyli jedną szóstą, oddam obecnemu tutaj kupcowi, by mógł pokryć koszty napraw. Resztę należy rozdzielić pomiędzy Leilę, Couryna, Gretę, Elzę i Ann. A jeśli zdołacie złapać ostatniego, to druga część nagrody jest wasza.

Uśmiechnęła się do strażniczki za ostatnie słowa. Zerknęła również kątem oka na pozostałe trzy dziewczynki, które wydawały się zastanawiać, o jakiej dokładnie nagrodzie mowa.

Ta chwyciła Leę za ramiona i ucałowała w oba policzki.

- Tego mogłam się spodziewać siostro. - Potem wyjęła zza tabardu, do tej pory przyciśnięty ciężkim ryngrafem, niewielki złoty wisiorek przestawiający symbol Ognistowłosej, taki jak noszą wierni nie będący jej kapłanami, czy też paladynami.

- Jestem Flora. Wiedz też, iż każdy nasz brat i siostra przyjdzie z pomocą, gdy tylko spostrzeże, że ucałowanym przez Sune siostrom Golddragon grozi niebezpieczeństwo. Spiszemy jeszcze tylko raport oraz notkę na podstawie, której będziecie mogli odebrać nagrodę w ratuszu.

~ Ciekawe, czy całe to miasto poświęcone jest Sune… ~ pomyślała Leila, przyglądając się Florze.

Trzy naznaczone dziewczynki, wybrana paladynka Sune, teraz do tego jeszcze strażniczka. Jak tak dalej pójdzie, to całe miasto będzie składało hołd pannom Golddragon i Lei.

Flora wyjęła z sakwy przy pasie pergamin, pióro oraz ciężki mosiężny kałamarz. Szybko i oszczędnie napisała raport oraz notkę. Rozcięła sztyletem na dwie części, podpisała i odcisnęła pieczęć straży ze swoim numerem w laku.

- Jeszcze tylko podpisy świadków i sprawa załatwiona. Pewnie za dekadzień obedrą ich żywcem ze skóry na rynku. Wypychają, zakonserwują i ich kukły dołączą do innych na murach miejskich, na przestrogę innym draniom. Nagroda do odebrania w Ratuszu, ulica Główna, dziesięć sztuk złota za płotki, dwadzieścia pięć za herszta.

Zebranie podpisów od obecnych trochę trwało, zwłaszcza od dziewcząt.

- Idę. Zabierajcie te ścierwa! - krzyknęła na strażników. Założyła hełm, wyszła z sklepu. Po chwili wyszli też ostatni członkowie patrolu, wlokąc między sobą nieprzytomnych zbójów.
- Do zobaczenia siostro. Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy. - Pożegnała się z Florą Lea, na co ta pierwsza tylko odmachała ręką.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975
Cedryk jest offline  
Stary 23-05-2015, 22:53   #32
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Zakupy - Leila, Lea i Couryn

Leila szybko zsumowała w myślach należną kwotę i podzieliła przez sześć. Mina jej nieco zrzedła.
- Wydawać by się mogło, że za kogoś takiego nagroda będzie bardziej… zachęcająca. Ale co tam, dobre i to - powiedziała z uśmiechem.
- Mam nadzieję, że dziesięć sztuk złota wynagrodzi ewentualne straty? - Couryn zwrócił się do kupca.
- [i] Co też mówicie, nie ma żadnych strat, trochę pracy nożem marynarskim i będą jak nowe deski. Nie przyjmę od was za to żadnych pieniędzy.[i] - powiedział wyciągając identyczny nóż jak miały dziewczęta; stary, lecz dobrze utrzymany.

Kliknij w miniaturkę

- Proszę - powiedział Couryn. - To będzie dla nas przyjemność. No i bosman Lea z pewnością będzie nalegać.
- Nie obrażajcie mnie. Pływałem ze “Starym Devem”, gdy jeszcze był młody. U niego drobiłem się tego sklepu, jak i tej nogi, dzieci dobrze wyszkoliłem. Jeden syn jest złotnikiem, gdyby nie kapitan Dev, nigdy by nim nie został. Więc za taką drobnostkę jak szkody, których nie ma nie będę brać pieniędzy. Lepiej już kupcie coś ładnego za to dziewczętom, za te pieniądze, bo ja ich nie przyjmę, gdyby nie one to do końca walki stałbym jak ten drewniany kołek
- obruszył się krawiec.
Couryn spojrzał na Leę. W końcu to było jej złoto.
- Ja nie mam nic przeciwko - powiedział.
Paladynka zebrała swój sprzęt i obróciła się znowu do kupca. Spodziewała się raczej innej reakcji na swoje słowa.
- Cóż... Jesteś pewny? - W jej głosie słychać było lekką nutę zaskoczenia.
- Moja panno jestem już stary, lecz pewnie dla ciebie jeszcze młody. Jeśli powiedziałem to tak jest, Ben Hanen nie zwykł rzucać słów na wiatr, ani pluć na nawietrzną.
- Rozumiem. W takim razie przepraszamy jeszcze raz. Gdyby potrzebował pan kiedyś pomocy, a ja byłabym w mieście, to proszę dać znać. Pomogę w miarę moich możliwości. Proszę mnie szukać wtedy w Wielkich Łaźniach. - uśmiechnęła się do Bena i lekko się skłoniła. - Dziękuję.

- A co do was zaś... - Couryn wbił wzrok w najmłodsze członkinie załogi ‘Złotego Smoka”. - Na temat niewypełniania rozkazów bosman Lea powiedziała już kilka słów. Normalnie takie wykroczenie źle by się skończyło, pamiętajcie. Ale za odwagę i ja chciałem was pochwalić.
Leila przytaknęła na te słowa i dodała:
- Czasem niesubordynacja może wyjść na dobre. Ważne, by nie narazić się zbytecznie na niebezpieczeństwo. Ani nikogo innego. Mój ojciec mawiał, że przy wszystkim należy myśleć.
Powiedzienie jej ojca miało jeszcze dodatkowe przesłanie, ale wolała zachować je dla siebie.
- Chciałem jeszcze powiedzieć, że jestem z was dumny - dodał Couryn. - Jesteście godne tego, by nosić barwy “Złotego Smoka”. Ale... - zawiesił głos i pokręcił głową. - Rzucanie szpulkami jest efektowne - uśmiechnął się - ale mało efektywne. Będziecie się musiały nauczyć rzucać czymś skuteczniejszym.
- Courynie. O nożach, ogniu alchemicznym i tego typu broni - zapomnij, są zbyt niebezpieczne. Choć serca mają lwie, to wciąż są jeszcze dziećmi. - powiedziała Lea słysząc, co mag powiedział, po czym zamyśliła się na chwilę - Hm... Najrozsądniejsza wydaje się proca. Przynajmniej na razie. Do ćwiczeń starczą kulki do zabawy, są tanie, wielkiej szkody też nie narobią gdyby spudłowały. Są również zdecydowanie bezpieczniejsze, niż ostre noże.
Couryn miał co prawda inne zdanie, niż paladynka, ale nie chciał się kłócić.
- Słuchajcie zatem tego, co mówi bosman Lea. Chwilowo żadnych noży do rzucania. Będziecie ćwiczyć posługiwanie się procą.
- Broń to już nie u mnie, chociaż akurat proce mam, dorzucę trzy za darmo do zakupów, kulki dostaniecie zaś na wielu kramach - ze śmiechem zauważył były żeglarz
- Wybierajcie zatem dalej ubrania panny, w końcu po to zostałyście tu przy prowadzone. Kwestię kompletów pokładowych mamy załatwione - powiedział, kładąc na stół identyczne trzy takie jakie już dziewczęta miały na sobie. - Zostało jeszcze zimowe i porządne zwane niekiedy kompletem dla odkrywcy.
- Greto, za prezent należy podziękować - Couryn powiedział to bardzo cicho, wprost do ucha dziewczynki.
- Dziękujemy panu, bardzo ładne. - powiedziała dziewczynka z uśmiechem.
- Nie ma za co dziecko, to tylko kawałek płótna i linka - mrugnął wesoło do Grety krawiec.
- Mistrzu Hanenie. - Couryn zwrócił się do krawca. - Wspomnieliście coś o synu-złotniku. Gdzie go mogę znaleźć? Chciałbym komuś kupić pewien drobiazg.
- To macie szczęście, bosmanie. Ma zakład na Głównej, niedaleko Ratusza. Jak mówiłem jest dobrym złotnikiem, a to dzięki pieniądzom zarobionym przy pomocy kapitana Deva.
- W takim razie odwiedzimy go - spojrzał kątem oka na Leilę - w drodze na ratusz.
- A dla kogo będziemy wybierać prezent?
- zapytała z rozbawieniem.
- Dowiesz się jako pierwsza - obiecał jej Couryn.
Musnęła ustami jego policzek. I ona wiedziała, i on wiedział, że ona wie.

Dziewczęta dobierały ubrania, kierując się własnym doświadczeniem, było w nich dużo lnu i miękko wyprawionej skórki.
W wyborze z zapałem pomagała im Leila, która wśród stosów odzieży czuła się jak w domu.
Wyszukiwała najładniejsze kolory, które by do nich pasowały - problemu z tym nie było, gdyż siostrom Golddragon było do twarzy w takich samych kolorach. Rude włosy o złotawym połysku w zestawieniu z zielonymi oczami i jasną karnacją zdecydowanie najlepiej prezentowały się według Leili w zieleniach i różnych odcieniach złota. Czerwień i złoto były z kolei świetnym połączeniem dla dziewcząt pokładowych “Złotego Smoka”. Dobranie natomiast czerwieni i zieleni tak, by się nie gryzły, wymagało już wprawnego oka. Odcienie musiały odpowiednio kontrastować ze sobą, a jednocześnie w pewien sposób harmonizować.
Dziewczęta najdłużej wybierały płaszcze podróżne, bo krojów ich było wiele. Nie mniej długo trwało pasowanie kapeluszy z szerokim rondem, które były dołączone do zestawów odkrywców. Czy rondo przypinane z jednej strony, z dwóch, czy z piórkiem, czy też z rozetą, czy z paskiem pod brodę, czy też z tkaną wstążką, dziewczęta długo między sobą się spierały, aż musiała interweniować Leila - w końcu nie mieli całego dnia na ten jeden sklep. Czekał ich jeszcze zakup butów z cholewami i zimowych, lecz na szczęście ten sklep był niedaleko, według zapewnień Bena.
- Proszę teraz, moje panny, schować wszystko do swoich marynarskich worków - powiedział Couryn, który w tym czasie zdołał nie tylko spakować swoje zakupy, a nawet trochę się wynudzić. - Bosman Leila zapłaci za wszystko, a wy proszę się grzecznie pożegnać.
Leila skończyła regulować rachunek.
- O jaki ładny! Skąd go masz? Czy to ten sam, co go wyjęłaś z kolumny? - okrzyk Ann zwrócił uwagę na Gretę, na medalion, który w czasie przymiarek wysunął się spod skórzanego dubletu. Nie był to już srebrny amulet alternatywy symbol Lathandera Lei, nawet nie symbol Lathandera najczęściej używany ze srebra i kolorowej emalii. Teraz był cały ze złota, przestawiał pejzaż wschodu słońca, wykonany z różowych, czerwonych i żółtych klejnotów. Greta zdjęła go z szyi, ze zdumieniem chwilę mu się przyglądała. Potem podała wpatrującej się w zachwycie amuletowi Ann.
-[i] Proszę przymierz go, na tobie też będzie ładnie wyglądał[i] - podała go małej. Dziewczynka chwilę podziwiała misterne wykonanie przedmiotu, wodziła palcami po płomieniach słonecznych, potem oddała go Grecie.
- Jest Twój, dziękuję. - powiedziała Ann przytulając się do siostry. Elza objęła siostry.
- Tak zostałaś Wybrana, jeszcze w to nie wierzysz?
Na takie słowa sióstr Greta zarumieniła się i uśmiechnęła promieniście.
Potem podeszły, pochowały ubrania na statek, zimowe do worków. Pozostały tylko w wyjściowych na miasto. Trzeba było przyznać, iż z chustami zawiązanymi na głowach nasadzonymi na nie szerkoskrzydłymi kapeluszami, i szarfą przez pierś prezentowały się szykownie i zawadiacko.
- Dziękuję bardzo panu - powiedziały niemal jednocześnie Elza i Gret dygając przy tym.
Ann szybko wskoczyła na ladę, pocałowała zdumionego Bena w policzek.
- Dziękuje - szepnęła potem szybko zeskoczyła i schowała się za siostry.
- Dziękuję, mistrzu. - Couryn skinął głową. - I do zobaczenia.
Obciążony zdobyczną bronią podszedł do drzwi.
Lea długo wpatrywała się w to, co właśnie ujrzała. Tak długo, że przez chwilę wyglądała tak, jakby straciła kontakt z rzeczywistością. Zamyśliła się. W końcu zamrugała oczami słysząc, że wszyscy się zaczęli żegnać.
- Dziękujemy panu bardzo. Niechaj Sune i inni bogowie ci sprzyjają. Do widzenia! - powiedziała z szacunkiem do kupca, lekko się ukłoniła i wyszła, zabierając wcześniej od Ann worek z ubraniami, by dziewczynka nie musiała tego dźwigać sama.
Nad zmianą medalionu Leila przeszła do porządku dziennego bez większego zachwytu.
- Niedaleko jest szewc - odezwała się do paladynki. - Odprowadzimy was tam i dobierzecie buty, a my niebawem wrócimy - przekazała krótko plan na najbliższą godzinę.
Była przekonana, że z doborem butów dla dziewczyn Lea poradzi sobie już samodzielnie.
 
Kerm jest offline  
Stary 23-05-2015, 23:51   #33
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
Couryn i Leila u zbrojmistrza

- Może najpierw pozbędziemy się tego złomu? - zaproponował Couryn, gdy tylko znaleźli się na ulicy.
- Tak z pewnością będzie wygodniej - zgodziła się i wzięła od niego, bez zbytecznej dyskusji na ten temat, dwa morgenszterny. - Jeśli powiesz tak przy kupcu, to dostaniemy tylko pół ceny - stwierdziła ze śmiechem.
- Jesteś prawdziwym skarbem - powiedział Couryn. - Nie mam pojęcia, co ja bym bez ciebie zrobił.
- Jakoś do tej pory sobie radziłeś i dożyłeś spotkania - roześmiała się ponownie.
- Nie mam pojęcia, jak mi się to udawało… - powiedział.
- Nigdy więcej - odpowiedziała, uśmiechając się w ten wyjątkowy sposób, ten tylko dla niego.

Na ulicach Alaghonu, podobnie jak w dniu poprzednim, był spory tłok. Ludzie przepychali się jedni przez drugich do kolejnych straganów i sklepów. Zapewne “Złoty Smok” nie był jedynym statkiem czekającym z wypłynięciem do jutra. Łapacze raz po raz zatrzymywali przechodniów, na szczęście Leili i Couryna nikt nie myślał zaczepiać. Na szczęście wiedzieli, gdzie się kierować. Wczorajsze zapoznanie się z okolicą w poszukiwaniu idealnego sklepu nie poszło na marne. Couryn wskazał Leili pobliskie stoisko zbrojmistrza i wspólnie udali się ku niemu. Kiedy w końcu dopchali się do kontuaru, położyli na nim “zdobycze”.
Przywitał ich wysoki, potężnie zbudowany, ciemnoskóry mężczyzna. Przetarł dłonią łysą czaszkę i uśmiechnął się do pary.
- W czym pomóc? - zapytał niskim głosem.
Couryn wskazał mały arsenał, który tu przytaszczyli.
- Chcieliśmy to sprzedać. Broń jest dobrej roboty i mało używana, a sami nie potrzebujemy dodatkowej - powiedział.
Leila tylko oparła się biodrem o kontuar, starając się po prostu ładnie wyglądać. Wydawała się pozornie niezainteresowana sprawą. Zbrojmistrz obrzucił ją tylko krótkim spojrzeniem i skupił się na przedmiotach. Każdy egzemplarz podniósł, zważył w dłoni, obrócił i podrzucił.
- Racja. Niezła to broń, a w tych czasach każda sztuka się przydaje. Na szczególną uwagę zasługują te kordy. Myślę, że mogę państwu zaoferować jakieś osiemnaście sztuk złota.
~ Prawie tyle co nagroda za dwie płotki z tej szajki ~ pomyślał Couryn.
- Może gdyby były to zwykłe krótkie miecze… Biorąc pod uwagę przewagę tego oręża nad tamtymi i jakość wykonania, sądzę, że nie nie będziesz stratny, panie, wypłaciwszy nam dwadzieścia pięć sztuk złota - zaryzykował.
Wielki mężczyzna splótł umięśnione ramiona na piersi. Wydawał się wręcz górować nad magiem.
- Dla równego rachunku może być dwadzieścia - zaproponował.

W końcu i Leila postanowiła włączyć się do rozmowy. Przecież również w jej interesie było uzyskanie jak najlepszej ceny.
- W czasie wojny broń to chodliwy towar. Zwłaszcza broń dobrej jakości. Sprzeda pan to ze sporym zyskiem - niemal powtórzyła słowa Couryna, uśmiechając się przy tym ujmująco. - My z kolei jutro wypływamy. Z pewnością spotkamy po drodze kilku naszych kamratów, którzy też będą chcieli uzupełnić ekwipunek. Z przyjemnością polecimy im pana sklep - zawiesiła w głos w oczekiwaniu na reakcję ciemnoskórego.
- Dwadzieścia trzy - mruknął niechętnie, lustrując Leilę wzrokiem i raczej nie chodziło mu o jej uśmiech.
- I pół - dodała dziewczyna.
- Niech będzie. Dwadzieścia trzy sztuki złota i pięć srebrników - podsumował, podając dłoń Courynowi, a potem Leili.
Zbrojmistrz zebrał broń z kontuaru i podał Telstaerowi odliczoną kwotę. Couryn zgarnął wszystkie monety do zdobytej na bandycie sakiewki, po czym pożegnali się.

Kiedy już oddalili się od straganu, Leila roześmiała się wesoło.
- Więcej niż nagroda za dwóch z tej szajki! - podsumowała ich małą wyprawę.
- Dziewczęta już chyba kupiły to, co trzeba i pewnie na nas niecierpliwie czekają - stwierdził Couryn.
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”
sheryane jest offline  
Stary 24-05-2015, 15:27   #34
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
Z wyborem fasonu skórzanych butów poszło błyskawicznie. Dziewczęta dokładnie wiedziały jakie wzór butów im się podoba - takie z wysokimi cholewami jakie miała Leila. Z butami zimowymi z ciepłym futerkiem w środku też nie było żadnych problemów - był tylko jeden wzór.
I tak jak się tego spodziewał mag - gdy Leila i Couryn przyszli, dziewczęta już niecierpliwie spoglądały na ulicę.

*

Ulica Główna była wyłożona płytami granitowymi, a wzdłuż budynków ciągnęły się zadbane klomby kwiatowe. Ratusz był okazałym budynkiem, na wieży zamiast normalnego dzwonu miał wykonany przez gnomy zegar.
Właśnie wybijał dwunasty dzwon, gdy grupa wchodziła po długich schodach. Zatrzymany strażnik, zapytany o miejsce wypłacania nagród, skierował ich do pokoju mieszącego się na końcu korytarza, na lewo od drzwi wejściowych.
Urzędujący młody łysy urzędnik w drucianych okularach szybko przeczytał notkę, potem stwierdził.
- Będziecie musieli podpisać wszyscy, mam tu zapisane, iż nagroda należy się pannom Golddragon, paniom Lelili i Lei, oraz Courynowi Telstaer.
Przebiegł wzrokiem po zgromadzonych, po czym zaczął sporządzać dokumenty.
- Zapewne wiecie, iż od zarobków płaci się podatek Republice. Macie szczęście, iż nagrody za przestępców są z tych dwudziestu od stu zwolnione.
Podniósł wzrok znad dokumentów .
- Korsarze ze „Złotego Smoka”. Macie szczęście, że podatki też płaci kapitan Dev. Wasza zapłata i udział nie podlegają opodatkowaniu. Szczęściarze - powiedział z niechęcią.
~ Zawistny liczykrupa ~ pomyślał Couryn. Pewnie sobie włosy z łba powyrywał, przez takich jak my.
Nie zdradził się jednak z tą opinią. Zapamiętał tylko, że niektóre zyski mogą się okazać mniejsze, niż się tego na pierwszy rzut oka można spodziewać.
Gdy urzędnik spisał dokument, przekłuł go szpikulcem razem z notatką po czym przewlókł przez niego czwórdzielny sznurek. Potem splótł na krzyż nitki sznurka, każde dwie zalał lakiem, tworząc podstawę do odciśnięcia dwóch pieczęci - miasta i swoją.
- Teraz wasze podpisy, tu na dole.
Podał dokument, pokazując miejsce.
W czasie gdy dokument był podpisywany, łysy okularnik przygotował pięć stosów po dziesięć złotych koron, trzy korony oraz dwa stosy po dziesięć srebrników.
Couryn przeliczył wzrokiem monety, po czym bezceremonialnie schował je do tej samej sakiewki, do której wcześniej trafiły pieniądze ze sprzedaży broni. Sakiewka wyraźnie przytyła.
- Gdy wrócimy do przybytku Ognistowłosej - powiedział do dziewczynek - rozpoczniemy lekcje rachowania.
- Czy teraz wybierzecie się z nami do złotnika? - zwrócił się z tym pytaniem tak do Lei, jak do dziewczynek.
- Tak - odpowiedziały dziewczęta cicho i nieśmiało pokiwały głowami.
- Chyba zbyt wiele już do roboty nie mamy. A lepiej się trzymać razem, więc również z wami pójdę. - odparła Lea.
Najwyraźniej młode panny już wiedziały, jakie sklepy warto odwiedzać.
- A czy macie już jakiś pomysł? Wiecie, co byście chciały sobie kupić? - spytał mag.
- Może sprawimy wam jakieś pasujące kolczyki? - zaproponowała Leila. - Każda kobieta powinna mieć choć odrobinę biżuterii, która podkreślałaby jej urodę.
- Niektóre kobiety nie potrzebują podkreślać swej urody - wtrącił Couryn. - Ale jeśli chcecie sobie przekłuwać uszy, to kolczyk nie jest złym wyborem.
Widać było, iż dziewczęta są bardzo zmieszane, widocznie nie chciały nadwyrężać sakiewek opiekunów. Zapomniały z wrażenia, iż zakupy są częścią tradycji, płaci za nie kapitan, a także bandyci, których pomogły ująć.
- Nie martwcie się niczym - odezwała się Leila łagodnym tonem, widząc ich zachowanie. - Wszystko jest w porządku i wszystko w zupełności się wam należy. To i jeszcze więcej.
- Nie myślcie tylko, że ktoś robi wam nie wiadomo jakie prezenty z nie wiadomo jakiego powodu - powiedział Couryn. - Jako uczestniczki walki macie swój udział w łupach - wyjaśnił. - Będziecie mogły sobie kupić kolczyki i jeszcze wam zostanie trochę gotówki.
- Na pewno im zostanie trochę gotówki, ponieważ moja część łupu należy również do naszych podopiecznych. - Uśmiechnęła się do sióstr Golddragon, prawie wchodząc w słowo Courynowi.
~ Po co to powtarzasz? ~ pomyślał Couryn ~ Ktoś mógłby zapomnieć? Ja, jako ten, co trzyma sakiewkę? Czy może dziewczęta mają paść ci do stóp?
Dziewczęta popatrzyły po sobie, potem uśmiechnęły się promieniście.
- Tak, pasujące kolczyki, tak by były ze sobą jakoś związane, bardzo dziękuję za pomoc, bosman Leilo, bosman Leo - odparła Greta dygając przed Leilą a potem Leą.
- Nie bój się, Leo - powiedział Couryn. - Nie zapomniałem o tym. Nie uszczknę z ich dobytku nawet miedziaka.
- Wierzę na słowo. - uśmiechnęła się - Nie oskarżam cię o złodziejstwo Courynie, a tylko informuję. Tak chciał Ben Hannen. A ja obietnic dotrzymuję.
- Już raz to mówiłaś - odparł Couryn. - Wtedy. Ale przyjmuję, że nie miałaś złych intencji.
~ Tylko po prostu nie myślisz ~ dodał w myślach.
Skinęła głową i obejrzała się po pozostałych. Nie miała zamiaru tego kontynuować. Jednak zaczęła się zastanawiać, czy naprawdę mówiła o tym? Bo wspomianała na pewno, że chciała oddać pieniądze kupcowi, lecz ten kazał dać je dziewczynom.
Nieważne. Każdego czasami może dopaść skleroza. Zwłaszcza po ostatnich dniach. Choć znała takiego jednego alchemika, który dostarczał mikstury do siedziby zakonu Astra. Wiele razy odbierała od niego skrzynki z gotowymi miksturami, kiedy to on miał je przynosić. Tak dziurawej pamięci, jak miał on, to nie dało się mieć.
- Dobrze. Ruszajmy - powiedziała Lea. - Zapewne lepiej znacie miasto, niż ja, więc prowadźcie.
 
Flamedancer jest offline  
Stary 24-05-2015, 17:38   #35
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
- Melduję sir, że siedemset pięćdziesiąt sztuk złota na laboratorium i spory zapas składników. Umożliwiający mi również stworzenie zestawów uzdrowiciela. Taniej będzie je naszykować podczas rejsu niż przepłacać za gotowe. Niezbędny będzie również zapas mikstur leczących. Kosztują pięćdziesiąt sztuk złota każda, w obecnej sytuacji czyli wybuchu wojny nikt nie chce obniżyć cen. Optymalnie byłoby nabyć dwadzieścia lub trzydzieści sztuk, absolutne minimum moim zdaniem to dziesięć.- odpowiedział Krossar kapitanowi z pełną powagą.

Blasea podrapał się zasmucony w głowę.

- Dziesiąta cześć tego co wydałem na “Złotego Smoka” i jego wyekwipowanie.
- Odrzekł ale zwróci się z nawiązką
Potem otoworzył drzwi i zawoła do jednego z żeglarzy.
- Prosić do mnie nawigatora
Po chwili przyszedł czarnowłosy mężczyzna z blizna po oparzeniu na całym prawym policzku
- Melduję się panie Kapitanie - powiedział widząc w kajucie kapitańskiej inna osobę.
- Będzie wypłata - powiedział kapitan otwierając sekretarzyk i wyjmując z niego sporą skrzynkę.

Otworzył jeden z zamków a nawigator swoim kluczem otworzył drugi. Wyjął z niej księgę rachunkową “Złotego Smoka”, pod nią ułożone były sakiewki.
Usiadł za sekretarzykiem czekając co też kapitan każe zapisać.

- Qentan Ostwik nasz nawigator i płatnik, Krossar kapelan - medyk kapłan Istishia, dyktujcie kwotę potrzebną z wyszczególnieniem na poszczególne rzeczy.
- oraz alchemik
-dodał jeszcze Krossar- Witam panie Qentanie- skinał głową na powitanie- Laboratorium alchemiczne warte trzysta sztuk złota, przy jego zakupie nabędziemy surowce za czterysta osiemdziesiąt sztuk złota nominalnie warte pięćset. Przy tym zakupie otrzymamy również dwa zestawy ubrań do pracy dla alchemików w cenie. Mikstury lecznicze warte - tu wstrzymał się na chwilę- Kapitanie na zakup ilu jest zgoda?
- Na początek tylko dziesięć. Może później albo w innych portach będzie można korzystniej je nabyć.
- Zatem dziesięć mikstur leczniczych wartych pięćset sztuk złota.-uzupełnił wypowiedź do raportu kapłan- Melduję, biegłość w sztuce targowania się. Gdy będę miał czym zaświecić w oczy sprzedawcy uważam, że dam radę znacząco obniżyć ilość złota zostawioną u alchemika.- podkreślił Krossar.
- Ile potrzebujesz zatem na surowce u alchemika by uzyskać więcej surowców po niższej cenie? - szybko zapytał Quentan
- Uważam, że zapisana suma czterysta osiemdziesiąt sztuk złota wystarczy. Nigdy nie wiadomo ile się uda wytargować. Zwrócę do szkatuły statku każdą za oszczędzoną monetę.
- Czyli dodatkowo czterysta osiemdziesiąt złotych monet? - zapytał poirytowanym głosem płatnik, gdyż nie lubił gdy ktoś mu miesza w rachunkach, oraz nie potrafi się zdecydować.
- Informuje, że oficjalna wycena kupca to czterysta osiemdziesiąt sztuk złota po wstępnych targach. Melduje jednak, że mając złoto przy sobie podejmę dalsze próby zbicia ceny wykazując się inicjatywą. I uda się to, wyczułem już tego kupca wiem jak go podejść.-zaznaczył kapłan.- Jednak wysokość zaoszczędzonego złota jest obecnie nie do oszacowania.-rozłożył bezradnie ręce z niewinnym uśmiechem.
- Zatem zapisujemy dziewięćset sześćdziesiąt sztuk złota na zakup składników, mikstury leczące sztuk dziesięć za pięćset sztuk. Aparatura do laboratorium alchemicznego jaki koszt? zapytał spoglądając na Krossara uważnie znad księgi.
- Informuje, że składników wystarczy za czterysta osiemdziesiąt sztuk złota i nie jest to ceną ostateczną. Możliwe, że uda mi się ją obniżyć mając złoto przy sobie- powtórzył po raz bodaj trzeci- Aparatura to koszt trzystu sztuk złota.- uzupełnił wypowiedź. Naprawdę starał się dobrze wypaść ale płatnik chyba z niego kpił.
- Wiem co mówisz, lecz mówisz również, iż mając większe środki możesz uzyskać większy upust an składnikach dlatego podwoiłem kwotę na nie. - powiedział poirytowany, zapisując kwotę trzystu sztuk złota.
- Owszem -odpowiedział Krossar, ważąc słowa -Moglibyśmy gdybym dostał pomocników biegłych w alchemii podczas rejsu wytwarzać dobra nie tylko na potrzeby statku. Lecz również na handel.
- Raczej nie zdołasz. Nie chcemy byś przez pospiech doprowadził do wybuchu, czy też pożaru na statku. powstrzymał zapał kapłan kapitan
- Zestaw uzdrowiciela do groźnych w produkcji nie należy.-zaznaczył.
- Za to ogień alchemiczny już tak.Popytaj zresztą magów czy któryś z nich nie zna się na alchemii. zapewne co najmniej mag pokładowy będzie się na niej znał.

- Czy mogę przyjąć uczniów do lazaretu i do laboratorium z młodszych członków załogi?- zapytał Krossar. Uważał, że przekazywanie wiedzy będzie pozytywnym wkładem dla okrętu.
- Pomyślimy na razie zajmijmy się jedną sprawą czyli zakupami. - powiedział kapitan
- Ile to razem będzie Quentan?
- Tysiąc siedemset sześćdziesiąt kapitanie, prawie czterdzieści funtów wagi. - odparł zapytany nawigator.
Krossa czekał na reakcję kapitana. On osobiście zadowoliłby się ilością składników bez podwojenia ich ilości. Oczywistym było jednak, że zakup hurtowy przyniesie duże oszczędności.
- Wypłacaj - rzuciła kapitan, po jego słowach nawigator zaczął wyjmować sakiewki. Wyjął ich osiemnaście, po czym do pustej odliczyli z jednej czterdzieści sztuk złota. Sakiewkę z czterdziestoma sztukami złota odłożył nie zawiązaną do skrzynki. Dało się zauważyć, iż ma ona kilka wyjmowanych poziomów, na górnym pozostało już tylko kilka sakiewek.
- Przydałaby się silna eskorta. Nie chciałbym tego stracić po drodze- powiedział Krossar czekając na jakiś gest kapitana czy może zabrać złoto. Rozglądał się też za jakąś mniejszą szkatułką która mogła służyć do przenoszenia zwyczajowo takich sum.
- Dostaniesz eskortę. - po tych słowach schylił się i spod koi wyjął skrzynkę.
- Mieści się w niej dwa tysiące monet w sakiewkach. W środku masz kłódkę i klucz.
Podał skrzynkę, w środku faktycznie był klucz na łańcuszku. Gdy Krossar załadował już ciężkie mieszki do skrzynki i zamknął na kłódkę, wieszają na szyi, kaptan wszedł z kabiny dając znak ręka by kapłan podążał za nim.
- Sierżant Urlana! - zawołał. Olbrzymia kobieta z gracją zjechał po linie z rei.
- Wołajcie “Spiżowych” i “Smoki”. - rozległ się krzyk sierżanta z różnych miejsca pokładu nadbiegli piechociarze i strzelcy od paladynki.
- Weźmiecie tą skrzynkę Wskazał skrzynkę która ciążyła kapłanowi. - będziecie eskortować medyka w jego zakupach. Potem dostarczycie go wraz sprzętem i ingradiencjami alchemicznymi bezpiecznie na statek.
Odebrała skrzynkę ze złotem od Krossara potem uśmiechnęła się do kapitana.
- Tak jest. Prowadźcie. “Smoki”, “Spiżowi” za mną.
Kapłan ruszył do sklepu alchemicznego. W myślach ważąc argumenty i układając przemowę która zapewni mu dobrą cenę. Obstawa i suma jaką otrzymał robiła na nim spore wrażenie. Jednak nie dał tego po sobie poznać. Gdy dotarli do sklepu wszedł najpierw do środka sam.
- To miejmy nadzieję nasz szczęśliwy dzień- zaczął od progu do staruszka- Mam na zewnątrz dość znaczną sumę i eskortę moglibyśmy na czas targów zamknąć sklep i udać się na zaplecze? Chciałbym żeby weszli a my doszlibyśmy do porozumienia. Mam dla ciebie pewną ofertę….- powiedział z szelmowskim uśmiechem Krossar, był w swoim żywiole.
- Jeśli tak jest to chyba bezpiecznej choćby złoto tu wnieść, oczywiście kilku z eskorty też może wejść. Dla wszystkich nie ma tu miejsca. Njawyżej dwójka.. Zaproponował stary alchemik.
- Czterech- odpowiedział Krossar, po czym wychylił się przez drzwi.- Sierżancie Urlana potrzebne jest złoto oraz czterech ludzi do zabezpieczenia. - Chwilę to zajmie -uzupełnił wypowiedź.
Urlana wskazał dwóm ze swoich ludzi i jednej “Smoczycy” by podążyli za nią. Po wybranej “Smoczy” widać było że nie uznaje pół środków. Jeden strzał z jej garłacza pewnie by oczyścił od razu połowę sklepu. Wchodząc przez drzwi do sklepu sierżant musiała się schylić.
Po wejściu eskorty Krossar spojrzał na staruszka. Wymownie otworzył skrzynie i pokazał mu zawartość dając mu przez chwilę nacieszyć oczy. Dostałem większą sumę na wydatki, choć kapitan nie był zadowolony z kosztów. Przejdziemy na zaplecze dobić targu?
- Zatem przejdźmy. - Poprowadził kapłana na zaplecze do swojej pracowni. Była to wpełni wyposażona pracownia alchemika. W retortach destylowały się jakieś ciecze, chłodnice skraplały produkty tych przemian.
- Rozdzielmy materię suchą od mokrej. Rozdziel to, co znajdziesz na górze od tego, co na dole. Rozdziel to,co pochodzi ze wschodu od tego co narodziło się na zachodzie. I Tak wszystkie rzeczy wzięły się z jednego. - recytował tajemniczo, potem z uśmiechem zaprosił gościa do stołu.
- Zatem słucham twojej propozycji.
- Zostaniesz dostawcą dla naszego okrętu jak długo ja będę odpowiadał na nim za alchemię. Będe cię polecał wszystkim zaprzyjaźnionym załogom, jak również jako dowód wagi mych słów podwoję nasze zamówienie na składniki i zapłacę za nie złotem tu i teraz. W zamian cóż przekonaj mnie że warto, bym wiązał się akurat z tobą.- powiedział Krossar- Stałe układy będę zyskowne dla obu stron.-podkreślił.
- Dziesięć procent na narzędzia, piętnaście na surowce. Teraz mogę dać rabat jednorazowo dwadzieścia pięć procent na surowce.
Odparł z uśmiechem.
- I cztery zestawy ubrań alchemika.
- Dwadzieścia pięć na surowce- brzmi rozsądnie- Na narzędzia dziesięć procent.-dodał. - Jakby to wszystko wyglądało na oficjalnym rachunku?- zapytał jednocześnie sugerując, że widzi w tym i korzyść dla siebie.
- Tak zestaw będzie na pewno pasował. Na rachunku zaś faktyczna kwota zapłacona zostanie umieszczona. - opowiedział alchemik, nie dotarło do niego ukryte w przesłaniu znaczenie.
- Ile nam zatem wyjdzie łącznie?-podpytał dla jasności Krossar.
- Razem - z chwilę rachował w głowie. - Tysiąc dwadzieścia złotych koron.
- Dobiliśmy zatem targu- uśmiechnął się Krossar.- Wypisz panie rachunek ja naszykuje złoto powiedział wstając i wyciągając rękę by uścisnąć dłoń kupca.
Kupiec odpowiedział uściskiem. Potem szybko zapisał na pergaminie rachunek opiewający dokładnie na wymieniona kwotę.

- Dopisz tam panie również nominalną wartość towar. By było wiadomo dlaczego wybraliśmy akurat ciebie.- powiedział Krossar. Alchemik tak też zrobił, wpisując kwotę tysiąca trzystu koron.

Kapłan przeszedł do głównego pomieszczenia gdzie czekała szkatuła wraz z eskortą. Odmierzył w obecności żołnierzy dziesięć sakiewek z kolejnej odmierzył czterdzieści monet i położył na blacie obok sakiewek. Czekał na powrót alchemika z towarem i dokumentami. Gdy ten się pokazał rzekł:
- Proszę sprawdzić, kwota dokładnie odmierzona.
Tak też robił. Sprawdzając sposób zawiązania sakiewek.
Przeliczył jeszcze wysypując złoto na rękę z ostatniej niepełnej, zwrócił też ją kapłanowi.

- Tak tylko Quentan tak wiąże sakiewki. Dobry z niego nawigator, ale nie nadawał się na alchemika, żadnego zacięcia. Co do ciebie też się mylił, był pewny, iż nie da ci się przekonać mnie do upustu większego niż dziesięć procent. Powinieneś się bardziej się rozglądać, wtedy spostrzegłbyś, iż wiele sprzętów opisane jest ze wykonał Terciusz Ostwik. Pozdrów jak wrócisz mojego młodszego braciszka i powiedz mu, że jest mi winny antałek krasnoludzkiej gorzałki.- wybuchnął śmiechem alchemik.

Krossar uśmiechał się pod nosem. Miał szczęście, że nie zasugerował łapówki a jedynie zapytał o wysokość oficjalnego rachunku. Podpadłby od razu zarówno nawigatorowi jak i kapitanowi. Tak natomiast wraca jako uczciwy i zaangażowany w obowiązki członek załogi. Sukces w postaci dużego rabatu będzie mu przypisany. Co prawda skoro Tercjusz był bratem Quentana mógł zdobyć więcej. Jednak i tak poszło mu dobrze.

- Cieszą mnie twoje pochwały panie. Odebrałem też dziś lekcję nie tylko z targowania się ale i spostrzegawczości. Miło było ubić interes z tak wymagającym kupcem. Wiadomość o antałku gorzałki przekażę z radością. Nawet nie skrywaną- zaśmiał się- Sierżancie Urlana proszę zebrać ludzi. Zabieramy towar i ruszamy do świątyni Valkura. Mam nadzieję drogi Tercjuszu, że następnym razem upijemy choć trochę z tego antałka- uśmiechał się do staruszka który sporo zyskał w jego oczach.

Następnie grupa kroki skierowała do świątyni Valkura. Dopiero teraz jasne stało się czemu, kapitan wysłał, aż trzynastu eskorty. Dwoje niosło skrzynie z sprzętem alchemicznym, dwoje następnych składniki zakupione przez Kapłana.
Ywaldina kapłana Valkura, którego poznał dzień wcześniej spotkał w przedsionki świątyni przy fontannie w której żaglowiec walczył ze sztormem. Iluzja była piękna, a może to nie była jednak iluzja, nie był Krossar tego pewien.

- Weźcie ze sobą najwyżej jedną osobę, porozmawiamy o interesach.
Po tych słowach zwrócił się do eskorty.
- Wy zaś możecie pomodlić się o pomyślność wyprawy. Valkur sprzyja szlachetnym, dobrym i hojnym.
Po tych słowach pokazał na skrzynie na datki wykonaną z marmuru.
- Proszę za mną
Po chwili znaleźli się w prywatnym gabinecie kapłana, urządzony był skromnie, acz gustownie.
- Jak już ci mówiłem wczoraj, nie mogę udzielić żadnego rabatu na mikstury kapłanowi innej religii, przynajmniej jeszcze nie w tej chwili. Mogę udzielić jedynie rabatu na zestawy uzdowiciela i sprzedać je w cenie czterdziestu sztuk złota za jeden. Słucham więc, czego potrzebujesz.*
- Potrzebuje dziesięciu mikstur leczniczych. Wiem panie co mówiłeś wczoraj, dziś jednak jestem tu ze złotem i prośbą. Nasi bogowie żyją w przyjaźni, nadchodzą ciężkie czasy i właśnie w takich momentach poznaje się prawdziwą wartość pewnych rzeczy. Nie proszę o duży upust jednak choćby symboliczne pięć procent byłoby dobrym początkiem współpracy.- powiedział Krossar ciepłym głosem z uśmiechem na twarzy.
- Wiem o tym, dlatego otrzymałeś upust na zestawy uzdrowiciela, o rabacie na mikstury lecznicze porozmawiamy jak przekonam się jakiś żeglarz, jak dbasz o żaglowiec i załogę. Kapłanów Valkura wiele kosztuje przygotowanie tych mikstur by dawać na nie od tak upust.
Odparł z uśmiechem na twarzy.
-Nie od tak sobie tylko w imię przyjaźni naszych bóstw, dwie monety na każde pięćdziesiąt brzmi racjonalnie. Zestawy uzdrowiciela nie są nam obecnie potrzebne natomiast eliksiry tak.- jednocześnie otworzył skrzynie i zaczął wyjmować woreczki na stół.
-Mogę zgodzić się na czterdzieści dziewięć koron za jeden eliksir leczący. Nie nalegajcie więcej. - odpowiedział z uśmiechem propozycję Ywaldin.
-Zatem mamy umowę. Rozsądną zważywszy, że to dopiero początek współpracy.-odpowiedział Krossar. Jednocześnie wyjął pięć sakiewek z ostatniej odliczając dziesięć monet. Przerzucił je do napoczętej sakiewki od alchemika.

Kapłan szybko przeliczył monety układając je w kupki, potem pokiwał zgarną do szkatułki, potem zwrócił sakiewki.
- Z ciekawością będziemy obserwować wasze poczynania. Do zobaczenia po powrocie.
- Wykażemy się z pewnością pokazując od dobrej strony.- Krossar wstał od stołu i wyczekiwał gdzie kapłan pokieruje go dalej.
Kapłan potem podszedł do szafy i wyjął z niej skrzynkę mieszczącą w sobie, w przegródkach miękko wyściełanych, dziesięć eliksirów leczenia lekkich ran.
- Jak wykorzystacie eliksiry skrzynka do zwrotu, jest specjalnie wykonana by bezpiecznie przewozić w nim butelki z eliksirami.
- Dziękuję tak zrobimy.- wziął skrzynkę w ręce.- Mam nadzięję, że nad “Złotym Smokiem” czuwać będą obaj nasi bogowie.-skinął głową na pożegnanie i skierował się do wyjścia. Eskortująca go żołnierka z garłaczem czujnie się rozglądała, widać poważnie traktowała powierzone jej zadanie. Gdy już oboje znaleźli się na zewnątrz Krossar zwrócił się do pani sierżant.

- Wracamy na statek.- po drodze natomiast spytał podoficerkę- Jesteś miejscowa pani?
- No z wioski pod stolicą, Krossarze. - odparła zapytana.
- Widzisz mam takie dylemat. Jestem piekielnie dobry w handlu. Dlatego kapitan wysłał mnie na te zakupy. Targowanie się negocjacje to mój żywioł.- uśmiechnął się rozmarzony - Jestem jednak pierwszy raz w tych stronach i nie mam bladego pojęcia co mógłbym kupić w stolicy w dobrej cenie. Tak żeby móc tym handlować w kolejnych portach do których zawiniemy. Coś uniwersalnego chodliwego.- zamyślił się.
- Alaghon słynie ze swych wyrobów ze szkła. Jednak jakie wyroby z niego wykonane są teraz najbardziej porządne to nie wiem. Może lustra
Przy ostatnim zdaniu wzruszyła ramionami.
- Kurcze- Krossar podrapał się po karku skrzynię trzymając pod pachą.- Może kapitan coś będzie wiedział. Mam trochę złota a ono lubi pracować by było go więcej. Dość jednak o tym, czemu akurat nasz okręt to świadomy wybór?
Sierżant milczała widocznie myślała iż Krossar mówi do siebie.
- Pytałem pani czy zaciągnęłaś się na “Złotego Smoka” konkretnie czy to bardziej przypadkowy wybór? Słyszałem wiele dobrego o naszych kapitanach. Wygląda na to, że trafiliśmy bardzo dobrze.
- Najlepsi kapitanowie i załoga przynajmniej na “Smoku” na “Złotym Smoku” pewni też taka będzie. Wyższy udział niż u innych korsarzy, oraz reklamacja z wojska Republiki Turmishu. Starczy?
- Tak, miejmy nadzieję na dobre łupy.- pokiwał głową Krossar.- Resztę drogi do statku przebyli bez rozmów.

W czasie drogi na statek nikt nie zaczepiał Krossara z eskortą.
Żeglarz na wachcie portowej zatrzymał Krossara gestem dłoni.
- Medyku, kapitan wraz z nawigatorem oczekują pana.
Nim kapłan zdąrzył odejść zatrzymało go jeszcze pytanie Urlany.
- Gdzie złożyć to wszystko?
Wskazała ręką na sprzęt i surowce.
- W lazarecie, dziękuje sierżancie. Póki nie zamknę pomieszczenia i go oficjalnie nie przejmę proszę zostawić na straży dwóch ludzi. -po czym skierował się do kapitana, zabierając ze sobą skrzynie z resztą monet.

W kajucie kapitańskiej nawigator z kapitanem siedzieli z kielichami wina w dłoni.
- Zatem jak poszło?
Zapytał kapitan.

- Postarałem się i poszło bardzo dobrze.-powiedział wyjmując pierwszą pełną sakiewkę. Szkatuła była ustawiona tak, by kapitan i nawigator nie widzieli zawartości. Krossar jedynie obserwował reakcję obu oficerów. Na razie nie sięgając po kolejne.
- No mówicie, za język ciągać was nie zamierzam. Pełny i dokładny raport z waszych działań.
Z uśmiechem powiedział kapitan Menalon.
-Tak jest kapitanie- Krossar nawet wyprostował się na siedzeniu. Choć był również uśmiechnięty i odprężony. Miał poczucie dobrze wykonanej roboty.- Melduje, że zakupiliśmy eliksiry leczenia z niewielkim 2% rabatem. Choć wyrwanym niemal z gardła kapłana Volkura. Obecny czas nie sprzyja tego typu zakupom. Wydałem ze szkatuły skarbca 490 sz zamiast zaksięgowanych pięciuset.- spojrzał z uśmiechem na nawigatora.- Melduje, że kolejna wizyta w sklepie alchemicznym była zacięta. Negocjacje- schylił się do szkatułki i wyjął kolejną pękatą sakiewkę kładąc ją na biurku kapitana.- były udane.-i dorzucił trzecią choć już niepełną.
- Cena ostateczna w wysokości tysiąca dwudziestu sztuk złota zamiast nominalnych tysiąca trzystu. Informuję, również- tu już lekko się podśmiewał.- że nawigator Quentan nabył hazardowe długi.
- Fakt, nie sądziłem iz uda ci się wytargować od mego starszego bart więcej niż pięć procent upustu, no może dziesięć. - odparł z uśmiechem nawigator. - Ma ten dryg do targowania się, który jak widać posiadasz i ty.
Krossar skinął głową.
- Posiadam do tego pewien talent.- uśmiechnął się i czekał na słowa kapitana.
- Siadajcie na chwilę - wskazał na siedzisko, które można było opuścić ze ściany, postawił przed nim kielich z winem.
- W mieście nie napotkaliście żadnych przeszkód. Mówcie. Potem jesteście wolni możecie zapoznać się ze statkiem, przygotować lazarety, wybrać koje w kabinie bosmanów
- Kabina na sterburcie burcie {prawa burta} podniesiona na ściankę koja należy do mnie poza tym macie dowolny wybór, jeszcze nikt tam nie zajął koi. Jedna z szafek należy do was, kłódkę znajdziecie w niej. Jeśli chcecie lepszą to musicie się sami w nią zaopatrzyć.
Z uśmiechem przemówił nawigator.
- W mieście nie było przeszkód. Eskorta spełniła swoje odstraszające zadanie- podniósł kielich z winem. - Jeśli kapitan pozwoli z chęcią zajmę się nabywaniem wszelakiego zapatrzenia dla okrętu. Jak również sprzedażą łupów, nasze zyski dzięki temu powinny gwałtownie wzrosnąć.
- Pomówimy o tym jeszcze po powrocie. Sprzedawanie pryzu to inny handel niż zakup surowców i aparatury alchemicznej na którym się znacie. Bo cóż wiecie o zielarstwie, o naturze, o szkutnictwie, o wytwarzaniu broni. Lecz rozważę twoją pozycję. - odpowiedział płatnik.
- O towarze który mam sprzedać muszę wiedzieć tyle po ile występuje na wolnym rynku. I w jakich cenach do tej pory go sprzedawaliśmy. Jeśli ktoś z załogi będzie wiedział o danym produkcie więcej, z chęcią wysłucham. Jednak sztuka sprzedaży w moim wykonaniu to trochę jak sztuka uwodzenia. Ważne są gesty, słowa całe towarzyszące temu podchody. Wiedząc ile produkt podobny kosztuje sklepie wiem już dość sporo. Reszta to gra.- uśmiechnął się Krossar i upił łyk wina. - Miałbym kilka pytań za pozwoleniem?- spojrzał po oficerach.
- Pytajcie - z uśmiechem zezwolił kapitan, w tym czasie nawigator zajął się sprządzaniem wpisu do księgi.
- Po pierwsze w przeszłości zarobiłem trochę grosza. -wyjął trzy pękate sakiewki- Nie jest tego może dużo, jednak to również nie mała kwota. Panowie macie znacznie lepszy ogląd na sprawę, może mogę w to coś zainwestować lub chociaż oddać na przechowanie. Kasa okrętu jest najlepiej zabezpieczona na statku.

- To nie statek handlowy, nie przyjmuję wspólników, bo nie biorę towarów na handel. Gdybym budował następny statek to moglibyśmy porozmawiać o współdzieleniu kosztów i zysków. Przechować owszem, robimy to też dla innych żeglarzy. Zaraz się tym zajmiemy. Ile tego jest? - odpowiedział kapitan.
-Trzysta sztuk złota- odpowiedział Krossar zgodnie z prawdą.- Drugą spraw jest dobór ludzi do mojej wachty. Wolałbym zdać się na poradę doświadczonych żeglarzy.
- W tej kwestii nie macie wyboru, kogo nie wybierze bosman Vincent, tego będziecie mieli, zresztą wymieniacie się tymi obowiązkami z szantymenem i magiem pokładowym. Zawsze jest sternik a on jest starszym marynarzem. On może służyć radą w razie potrzeby. Zresztą kilka pierwszych wacht odbędziecie pod kontrolą moją lub któregoś z oficerów.

- Trzecią sprawą jest prośba połączona ze spostrzeżeniem. Uważam, że jeden medyk na pokładzie to stanowczo za mało. W przypadku gdyby coś mi się stało, moi podopieczni zostali by bez opieki. Wiedza medyczna jest ceniona na świecie, chciałbym móc wybrać sobie asystenta spośród członków załogi i ewentualnie spośród chłopców pokładowych jakiegoś ucznia. Jeśli kapitan uzna, że warto jakiemuś malcowi poszerzyć edukacje. Nie byłby to ich naturalnie jedyny obowiązek.- podkreślił medyk.

- To nie jest zły pomysł. Obecnie mam trzy dziewczęta pokładowe, zatem można je uczyć leczenia, oprócz zwykłych lekcji czytania, pisania oraz rachunków i wiedzy o religiach. Będziecie w tym wymieniali z innymi bosmanami oraz oficerami. Oprócz tego macie zezwolenie na przeszkolenie dowolnych żeglarzy czy też członków piechoty pokładowej, którzy tylko wyrażą za interesowanie leczeniem o ile nie będzie kolidowało to z ich obowiązkami czy też waszymi. Zapomnieliście też, iż mamy na pokładzie paladyna teraz już Sune, pewnie też zna się na leczeniu. - pokiwał w zamyśleniu głową kapitan, w tym czasie nawigator skończył sporządzać wpis przeliczył złoto z sakiewek Krossara, wstawił imienny kwit na trzysta koron.

- Normalnie przechowujemy złoto na lądzie. Mamy zaufanego człowiek byłego naszego płatnika, lecz teraz trochę mało czasu na to.-odpowiedział nieco zachrypniętym głosem nawigator.
- Dziękuje- powiedział Krossar przyjmując kwit- W lazarecie będzie przechowywane mienie o znacznej wartości. Rozumiem, że mogę go zamknąć. Mam jedynie pytanie czy ktoś oprócz mnie i zaufanych oficerów będzie miał do niego klucz?
- Tylko cztery osoby ja, Pierwszy, nawigator oraz wy.
Pokiwał głową kapitan i potwierdził przypuszczenie kapłana.

Krossar był już w połowie kielicha.
- Zatem za udany rejs -wzniósł drobny toast z kapitanem i nawigatorem.

Poszedł wybrać koję. Na całe szczęście dokupił przed wizytą w karczmie kilka ostatnich drobiazgów. Szczoteczka do zębów, dwie koszule, spodnie. Butelka wina, bukłak piwa i butelkę rumu. Alkohol schował w lazarecie, resztę rzeczy w swojej skrzyni. Liczył też na zapoznanie kilku pań spośród członkiń załogi.
 
Icarius jest offline  
Stary 24-05-2015, 23:25   #36
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
Couryn, Lea i Leila u złotnika

Droga od ratusza do złotnika długa na szczęście nie była. Nim ktoś zdążył coś jeszcze powiedzieć, Elza jako pierwsza wypatrzyła szyld i wskazała wszystkim drogę. Cichy dzwoneczek, który towarzyszył otwarciu drzwi, dał znać, że oto zjawili się nowi klienci. Zakład był niewielki, za to gustownie urządzony. Podłogę i ściany pokrywała boazeria z jasnego drewna tak gładko wypolerowanego, że aż wydawało się błyszczeć w słońcu. Dwa wielkie okna wpuszczały do środka mnóstwo światła, by stworzyć jak najlepsze warunki do oglądania wystawionych przedmiotów. Pod przeszklonymi ladami, na obiciach z czarnego aksamitu leżały rzędy pierścionków, bransoletek, kolczyków, zawieszek, łańcuszków, broszek, spinek, przypinek i wszelkiego rodzaju ozdób. Jednym słowem każdy mógł tutaj znaleźć coś dla siebie.

Po chwili z zaplecza wyszedł schludnie ubrany mężczyzna, którego spojrzenie przesunęło się w pierwszej kolejności po barwach “Złotego Smoka”. Delikatny uśmiech na jego ustach poszerzył się nieznacznie.
- Dzień dobry, czy mogę w czymś pomóc? Dla marynarzy kapitana Deva wszystko w niższych cenach - powitał ich uprzejmie.
- Dzień dobry - jako pierwsza odezwała się Leila. - Te trzy młode damy - mówiąc to, wskazała siostry Golddragon - życzą sobie nosić kolczyki, które będą jakoś do siebie pasowały. Wybór tu ogromny, a my stale biegamy za sprawunkami, więc czy ma pan może w zanadrzu coś godnego polecenia?
Złotnik popatrzył na dziewczęta, zastanawiając się przez chwilę.
- Chyba mam coś specjalnie dla nich. Chwileczkę - powiedział, po czym zniknął znów na zapleczu.

Syn Bena Hannona wrócił po chwili z małym, prostokątnym puzderkiem.
- Pozwólcie do mnie, panienki - zwrócił się z niesłabnącą uprzejmością do Grety, Elzy i Ann. - Co myślicie o tym?
Jego podejście spodobało się Leili; miast pytać jej o zdanie, zapytał samych zainteresowanych. Mężczyzna położył pudełeczko na ladzie i otworzył je. Na ciemnym aksamicie leżało sześć kolczyków ułożonych w trzech parach. Każda z par różniła się nieznacznie od siebie, a każdy kolczyk wydawał się nieregularnym kawałkiem srebra. Widząc niezbyt zadowolone miny dziewczynek, właściciel zakładu uśmiechnął się lekko i powiedział:
- Spójrzcie. Jeśli wezmę po jednym kolczyku z każdej pary i połączę… - Co powiedziawszy, uczynił to.
- Serduszko! - zawołała Ann z zachwytem, a i pozostałe dziewczynki wydawały się oczarowane tak subtelnym pomysłem.
W istocie z trzech kawałków srebra złotnik ułożył małe serce.
- To chyba wybrałyście - zaśmiała się Leila, a trzy rude główki przytaknęły ochoczo. - Poprosimy zatem o spakowanie, a w Domu Sune ktoś przekłuje wam uszy.
- Jeśli jest taka potrzeba, moja żona może zająć się tym już teraz. Oczywiście wszystko w cenie. A i młode damy mogłyby już nosić swoje ozdoby
- zaproponował złotnik.
Leila spojrzała pytająco na Gretę, Elzę i Ann, te zaś popatrzyły po sobie i ponownie ochoczo pokiwały głowami.
- Zapraszam więc. - Mężczyzna otworzył niewielkie drzwiczki na końcu lady.

- Jeśli pan pozwoli, pójdę z nimi - powiedziała Leila, mijając złotnika. - Mamy rozkaz nie spuszczać dziewcząt z oka - wyjaśniła.
- Rozumiem, oczywiście. Zaprowadzę panie. Państwa zapraszam do rozejrzenia się w pozostałych wyrobach - zwrócił się do Lei i Couryna.
Przeszli przez drzwi prowadzące na zaplecze. Minęli różnego rodzaju sprzęty przydatne złotnikowi do pracy w metalu, po czym przez kolejne drzwi weszli w krótki korytarz. Na jego kończu znajdowało się nieduże pomieszczenie, w którym krzątała się drobna, czarnoskóra kobieta. Sam pokój był najwyraźniej kuchnią, być może całość zakładu była połączona na jednym poziomie z mieszkaniem. Gospodyni niemal natychmiast ich zauważyła i uśmiechnęła się ciepło na powitanie. Nie mogła być wiele starsza od Leili.
- Alice, klientki do przekłucia uszu. Ja wracam do sklepu. Panie trafią z powrotem - powiedział z uśmiechem, zostawił na stole pudełeczko z kolczykami i wyszedł.
- Proszę, usiądźcie - wskazała spory stół, przy którym stało sześć krzeseł.
Alice parzyła igłę wrzątkiem, mówiąc:
- To odrobinę zaboli i może pobolewać jeszcze kilka dni. W razie gdyby ranki się zaogniły, trzeba będzie przemywać spirytusem - tłumaczyła całej czwórce. - Najlepiej przez około tydzień w ogóle nie zdejmować kolczyków, aby wszystko zasklepiło się jak należy. To która pierwsza?
- Ja poproszę.
- Greta odezwała się natychmiast.

Kobieta podeszła do najstarszej z sióstr i zaczesała kosmyki rudych włosów za jej uszy. Wprawnie, szybkim ruchem przebiła płatek jednego ucha i przeszła na drugą stronę. Greta nawet nie pisnęła, jedynie skrzywiła się nieznacznie. Chwilę później było już po wszystkim.
- Nie dotykaj igieł. Zaraz zamienimy na kolczyki - wyjaśniła Alice, wyparzając kolejne igły.
Przyszła kolej na Elzę, która - podobnie jak siostra - przyjęła chwilowy ból ze stoickim spokojem. Leila początkowo chciała chwycić za rękę Ann, ale widząc jak małe dłonie zacisnęły się w piąstki, zrezygnowała. Najmłodsza z dziewcząt pisnęła cicho przy pierwszym ukłuciu, drugie znosząc równie cicho jak poprzedniczki.
Następnie Alice wyciągnęła igły i zastąpiła je kolczykami.
- Proszę bardzo, gotowe.
Kobieta podała dziewczynkom lusterko w metalowej oprawie, w którym mogły się przejrzeć. Za każdym razem, gdy któraś spojrzała w swoje odbicie, jej twarz rozjaśniał radosny uśmiech.
- Dziękujemy - powiedziała Greta, gdy już wychodziły, i dygnęła lekko.
Siostry poszły za jej przykładem. Leila tylko uśmiechnęła się na ten widok i zaprowadziła dziewczynki z powrotem do Lei i Couryna.

W międzyczasie Lea zaczęła się rozglądać. Ogrom pięknych przedmiotów ją wręcz przytłaczał, jednak z całej masy różnych rzeczy wykonanych ze wszelkiej maści metali z wprawionymi lub nie kamieniami szlachetnymi wypatrzyła... naszyjnik. Srebrny księżycowy sierp, na którego ramieniu zawieszony jest kamień - lazuryt.


Elfka wpatrywała się weń krótszą chwilę z zachwytem. Zastanawiała się ile coś takiego może kosztować, bo poczuła przemożną chęć zakupienia go.
- W czymś mogę pomóc? - odezwał się złotnik, który przed chwilą wrócił.
- Ile może kosztować ten piękny naszynik? - zapytała Lea z zachwytem, jakiego ona sama się nie spodziewała. Im dłużej na niego patrzyła, tym ładniejszy się stawał. A może się jej tak wydawało?
- Hm... Lazuryt, co? - zastanowił się na chwilę człowiek - Stworzyłem go dawno temu dla jakiejś kobiety, jednak nie przyszła po niego. Ze srebrnym łańcuszkiem to będzie dwanaście koron.
Paladynka przeanalizowała stan swojej sakiewki. Policzyła to z pieniędzmi za zamustrowanie się i...
- Wspaniale. Kupię go - odpowiedziała po krótkiej chwili.
Wyjęła z sakwy złoto i wręczyła je złotnikowi, który wyjął zakupiony przedmiot i z uśmiechem na ustach wręczył go Lei.
Ta podziękowała, od razu zawiesiła go na szyi, popatrzyła jeszcze przez chwilę i schowała pod ubranie.
Przez resztę czasu czekała, aż wrócą siostry Golddragon.
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”
sheryane jest offline  
Stary 24-05-2015, 23:29   #37
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Couryna wystawione na półkach i pochowane w szklanych witrynkach świecidełka nie interesowały. Nie hołdował teorii która głosiła, iż każdy prawdziwy pirat powinien nosić złoty kolczyk (przynajmniej jeden), a elegancki dżentelmen - złoty sygnet.
Dlatego też dość obojętnie spoglądał na zgromadzone w sklepie cudeńka.

Kiedy już najważniejsze zostało załatwione, a Lea przejęła na powrót opiekę na rudą trójcą, Leila mogła w spokoju rozejrzeć się w asortymencie złotnika. Towarzyszył jej Couryn, który spoglądał na partnerkę, próbując ocenić, czy coś szczególnie zwraca jej uwagę. Po przejrzeniu kilku rzędów różnych świecidełek Leila traciła powoli nadzieję na znalezienie czegoś dla siebie. Wtem jej oczy rozszerzyły się delikatnie i przysunęła nos bliżej przeszklonej lady, by lepiej się przyjrzeć. Kiedy przekonała się, że oczy jej nie mylą, złapała Couryna za rękaw i pociągnęła lekko tak, jak czasem robią małe dziewczynki.
- Och, popatrz, jakie ładne - wskazała róg małej wystawy.


Na aksamicie spoczywały dwa misternie wykonane, srebrne smoki. Miały nawet maleńkie, fioletowe oczka. Leila była oczarowana.
- Jak szukasz dla kogoś podarunku, to te będą idealne… - Uśmiechnęła się do niego niewinnie, po czym wróciła do podziwiania kolczyków.
- Ojej! Zamrugał do mnie! - wykrzyknęła.
Wiedziała, że to po prostu światło odbiło się od maleńkiego niczym ziarnko piasku szlachetnego kamienia, ale wrażenie było niesamowite.
- I jak pięknie pasuje do nazwy naszego okrętu - dodała.
- Ile kosztuje ta para? - spytał Couryn, z bolesną świadomością, że tak głośno wyrażony zachwyt z pewnością podwoi cenę.
- Macie dobre oko, bosmanie. Srebro i opale. Tylko trzy korony i pięć srebrników. Będą ładnie współgrały z kolorem pani oczu - z uśmiechem stwierdził złotnik.
Oko bez wątpienia Leila miała. Przynajmniej według Couryna. Kolczyki były śliczne, ale kosztowały dwa razy tyle, co każda para z tych, które wybrały sobie dziewczęta.
- To może jeszcze jakiś pierścionek do kompletu? - spytał Couryn, lekko unosząc brwi..
Na szczęście niedawno trafił się łup, więc miał świadomość, że nie zostanie z pustą sakiewką, nawet po kupieniu kolejnego drobiazgu. A widok radości malującej się na twarzy Leili był więcej wart, niż garść złota.
- Pierścionek? - spojrzała na Couryna, jakby chciała upewnić się, czy nie żartuje. - A co z tym nie obsypywaniem prezentami na początku znajomości? - zapytała wesoło.
Couryn machnął ręką.
- To były całkiem inne okoliczności - odpowiedział niezrażony docinkiem.
Leila nie była do końca przekonana, czy chce narażać go na takie wydatki. Przecież miała pieniądze i mogła zapłacić sama. Z drugiej strony skoro sam to proponował… Wszelkie wątpliwości pierzchły jednak, gdy jej oczy zupełnie przypadkiem spoczęły na pierścionku, który spokojnie mógłby tworzyć komplet z upatrzonymi kolczykami.



- Ten - powiedziała, wskazując błyskotkę.
Couryn uprzejmie skinął głową.
- Chcesz... i masz - powiedział.
- Ile za ten drobiazg? - zwrócił się do złotnika.
- Pięć sztuk złota. - Odpowiedź padła niemal natychmiast.
Leila niepewnie popatrzyła na Couryna. Wszak był to już całkiem spory wydatek.
- To może zostawimy to na kolejną okazję? - zaproponowała.
- Moja droga... Druga taka okazja może się nie powtórzyć. No, chyba że ci się nie podoba aż tak bardzo...?
Słowa “moja droga” w jego ustach brzmiały dla niej tak ładnie, ale i cokolwiek dwuznacznie…
- Jest przepiękny. Bardzo mi się podoba. Po prostu… To sporo jak na jeden wydatek. - Leili niestety nie przyszło wcześniej do głowy, że lepiej nie wyrażać aż tak głośno swojego podziwu.
- Idź piękno do piękna - uśmiechnął się Couryn. - Bierzemy na wynos, czy chcesz od razu przymierzyć?
- Od razu - powiedziała rozpromieniona Leila i wyciągnęła do niego dłoń.
- Pozwolisz? - spytał, biorąc pierścionek i drugą dłonią chwytając wyciągniętą dłoń Leili.
Kilka odpowiedzi przemknęło jej przez głowę, ale wybrała taką, którą uznała za najzabawniejszą w tej sytuacji:
- Tak.
Wprawy w zakładaniu pierścionków na kobiece palce Couryn nie miał, ale, jak powiadają, kiedyś trzeba było zacząć, więc mimo pewnego zaskoczenia zgodą, bez wahania podjął się tego zadania, które - nie da się ukryć - z czymś mu się kojarzyło. W sumie... nawet dość przyjemnie..
Pierścionek, ku jego zaskoczeniu i równoczesnej uldze, stawił niezbyt wielki opór, by po chwili spocząć na serdecznym palcu prawej dłoni.
- Jakby stworzony dla ciebie - powiedział.
Leila uśmiechnęła się do niego promiennie i przez chwilę przyglądała się swojej dłoni z zachwytem. Następnie zdjęła noszone do tej pory kolczyki-obręcze, po czym założyła podane przez złotnika srebrne smoki. Po czym niespodziewanie zarzuciła Courynowi ramiona na szyję i przytuliła się do niego.
- Dziękuję. Są przepiękne - powiedziała i, nie zważając na wszystkich dookoła, pocałowała go długo i czule.
Couryn bez wahania skorzystał z okazji. I nie zamierzał tak szybko wypuszczać dziewczyny z ramion.
- A mówiłam, że oni się kochają - powiedziała, bynajmniej nie cicho, Ann.
Cała trójka z szerokimi uśmiechami zaczęła klaskać obejmującej się parze.
Leila na moment oderwała się od Couryna.
- Dziewczęta, proszę nie podglądać - zażartowała, po czym jeszcze na chwilę powróciła do jakże absorbującego zajęcia.
- Musimy już iść - powiedziała w końcu, z wyraźnym żalem odsuwając się od Couryna.
- Musimy... - potwierdził niechętnie Couryn.
Pocałował Leilę w policzek, po czym obrócił się w stronę złotnika.
- Zapłacę - powiedział.
Z sakiewki zawierającej nagrodę za członków bandy zapłacił za kolczyki dziewcząt, zaś z własnej wyłożył osiem złotych krążków i pięć srebrnych.
 
Kerm jest offline  
Stary 25-05-2015, 16:08   #38
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
W drodze powrotnej do Domu Sune Leila co i rusz odłączała się na chwilę od grupki, zaglądając do kolejnych kramów. Od czasu do czasu Leila konsultowała jakiś pomysł z Courynem, po czym znowu znikała w tłumie. W ten sposób wydała jeszcze trochę złota na zaopatrzenie dziewcząt i przy okazji zakupiła sobie kilka brakujących rzeczy. Przede wszystkim śliczną, dwustronną przeszywanicę - o tyle, o ile przeszywanicę można nazwać śliczną - w “swoich” kolorach, czyli fiolecie i czerni ze srebrną nicią dla ozdoby z jednej strony; a z drugiej - czerwienią i złotą nicią z drugiej. Leila chciała spać na statku w czymś, co w razie potrzeby mogło zapewnić jej chociaż podstawową ochronę. Po bokach przeszywanicy poprowadzono długie rozcięcia, które pozwalały na sporą swobodę ruchów.

Lea rozglądała się dookoła, oglądając wyroby na wystawach sklepowych i na stoiskach rozrzuconych tu i ówdzie. Ludzi było tu dość sporo, tak jak i żeglarzy. Wszyscy kompletowali albo ekwipunek, albo zapasy, albo rzeczy konieczne do życia dla zwykłego śmiertelnika, albo po prostu sobie przechodzili.
Elfka dobrze wiedziała, czemu większość (jak nie wszystkie) budynki w Alaghônie są kamienne - zdołała trochę przeczytać w księgach, nim się tu udała.
W jednym budynku, na półeczce wystawionej na widok, dzięki wielkim oknom ujrzała dębową skrzyneczkę intarsjowaną na odchylanym wieku jazodrzewem obrazując symbol Sune. Kręciła się ona na szklanym dysku połączonym z jakimś mechanizmem. Sam pojemnik jest otwarty, co umożliwia wgląd do środka. Górną część można odchylić o jakieś dziewięćdziesiąt stopni od poziomu, a w środku znajduje się miejsce na dwie świece, rzeźbione w zdobne motyw srebrnej winorośli, zaś na środku pomiędzy nimi jest lustro. Dolna posiada przegrody na kadzidło, kałamarz, pióra. Niewielka wyjmowana kadzielnica wykonana z miedzi z takim samym motywem, jak świeczniki, już znajduje się w środku, tak samo jak będący na samym środku obrus z symbolem Ognistowłosej okolonym winoroślą i brewiarz w przegrodzie obok.
Oparta o skrzynkę stała deska do przykrycia dolnej części skrzynki, dzięki czemu otrzymywało się pulpit do pisania. Na niej to wymalowana z pietyzmem była scena, w której to para kochanków dość swobodnie figlowała w łożu.
Skrzynka zawierała również szufladkę na pergaminy. Wszystko było zapinane za pomocą posrebrzanych zapięć w motywach winorośli przyczepionych do skórzanych pasków.


...
Lea zaczęła się zastanawiać ile takie coś może kosztować, choć scena na deseczce przyprawiła ją o lekki rumieniec. W jej sakiewce już prześwitywało dno, o czym dobrze wiedziała od momentu zakupienia naszyjnika, co nie napawało jej zbytnim optymizmem na obecną chwilę. Spojrzała jeszcze raz na skrzynkę i cicho zgrzytnęła zębami zmagając się z lekką pokusą, by nie pożyczyć od kogoś odpowiedniej sumy, jednocześnie prawie zapominając, że została bosmanem na "Złotym Smoku". Westchnęła w duchu. Jeśli kiedykolwiek wróci do Alaghônu, to przyjdzie tutaj znowu i kupi to, co chciała. Lekko się uśmiechnęła i poszła dalej wraz z resztą grupy.

Worki żeglarskie dziewcząt były już wypełnione zakupami, stawały się coraz cięższe, lecz na twarzach sióstr Golddragon cały czas gościł uśmiech. Gdy przechodzili obok zakładu lutnika, Greta odciągnęła Leilę na bok.
Cichym szeptem poprosiła.
- Bosmanie Leilo mam prośbę. Ostatni raz, gdy Ann była tak wesoła jak teraz, - palcami szybko przetarła zbierające się łzy. - gdy grała raz z pewnym bardem na jego cytrze. Chyba ma do tego talent, chciałabym, by miała cytrę i by się na niej nauczyła grać. Nie wiem, ile tam jeszcze zostało funduszów od kapitana, lecz oddam moje mustrunkowe, a potem zwrócę brakujące pieniądze, gdy już zarobię. - dziewczynka zaskoczonej Lelili wcisnęła w dłoń pięć srebrników - całą swoją zapłatę za zamustrowanie na “Złotym Smoku”.
Leila łagodnie ujęła Gretę za rękę i położyła na jej dłoni srebrne monety. Delikatnie zamknęła na nich palce dziewczynki.
- Na wszystko starczy - powiedziała z ciepłym uśmiechem i ucałowała rudzielca w czoło. - Poza tym macie jeszcze udział w nagrodzie za zbirów ze sklepu. To nie będzie wielki wydatek. Zaraz się tym zajmę.
Już miała odejść do zakładu lutnika, gdy przypomniała sobie coś jeszcze. Pochyliła się do dziewczynki, opierając dłonie na udach.
- Couryn pięknie gra na lutni. Jestem pewna, że jeśli go poprosicie, chętnie zagra z Ann. A i szantymena profesjonalnego będziemy mieć na okręcie. - Wspomniała Neevana i jego smętne zapiewajki. - Z pewnością on też będzie mógł ją czegoś nauczyć.
Dziewczynka popatrzyła na monety, uśmiechnęła się do Leili.
- Dziękuję. Nigdy ich nie wydam, przyniosły nam szczęście, moje siostry też pewnie tych pierwszych swoich pięciu srebrników nie wydadzą.
Przez chwilę myślała po czym zapytała.
- Doprawdy nie wiem, ile tych pieniędzy jeszcze pozostało, bosman Leilo, ale słyszałam, iż szczęśliwe dla siebie rzeczy ludzie przerabiają na bransoletki czy też inne ozdoby. Myślę iż powinnyśmy z siostrami zamówić coś takiego. Tak by te srebrniki był włączone w bransoletki, do odbioru oczywiście po powrocie z rejsu. Nie wiem tylko, jak do tego się zabrać. - powiedziała z rozbrajającą szczerością.
Potem popatrzyła na Couryna z wahaniem.
- A bosman Couryn aby się zgodzi? Jest taki zasadniczy.
Leila roześmiała się serdecznie.
- Jest przemiły. Na pewno się zgodzi - powiedziała uspokajająco.
- Jeśli zaś chodzi o te bransoletki, hm - Leila obejrzała się w stronę, z której przyszli. - Chyba nic tu wielkiego nie wymyślimy, trzeba będzie wrócić do złotnika. Ale z pewnością i to się da załatwić. Weź od sióstr te srebrniki i zajmiemy się tym w wolnej chwili. - Nie wspomniała nic o tym, że złotnika ma powyżej uszu po tym, ile Couryn musiał zapłacić.
Leila nie mogła wiedzieć, iż zostali potraktowani bardzo uczciwie przez złotnika. Inni złotnicy wzięli by za taką robotę dwa razy więcej.

Na instrumentach Leila zupełnie się nie znała. Tak zaaferowana była zakupami, że kompletnie nie pomyślała, by skorzystać z pomocy Couryna.
Lutnik zaprezentował jej trzy cytry. Jako, że nie potrafiła się zdecydować, czy wybrać najładniej malowaną, najładniej wykonaną, wybrała tę, której dźwięk był najładniejszy.


Chwilę potem dziewczyna była z powrotem i wręczyła Grecie instrument w obitym skórą futerale.
- Sama jej go daj, kiedy uznasz za stosowne - szepnęła. Zmierzwiła dziewczynce włosy i za chwilę znów rozpłynęła się gdzieś w tłumie.

Powróciwszy znowu, Leila zerknęła pytająco na Gretę, która tylko skinęła głową. Oznaczało to, że wszystko jest gotowe i można urwać się z grupy. Ciche porozumienie nie uszło jednak uwadze Couryna.
- Dokąd to, moje panny? - pytaniem zniweczył misterny plan.
- Mamy coś do załatwienia - odparła Leila tajemniczo, zezując na Elzę i Ann.
Couryn przez moment przyglądał się im podejrzliwym wzrokiem.
- Tylko szybko wróćcie - poprosił.
- Tak jest, panie bosmanie - rzuciła Leila i cmoknęła go w policzek.

Po chwili Leila wraz Gretą były już z zakładzie złotniczym.
- Jakieś dodatkowe zakupy? Czyżby dla narzeczonego? - zapytał właściciel, jako że nie minęły nawet dwie klepsydry od opuszczenia przez grupę jego zakładu.
Leilę pytanie o narzeczonego zamurowało na moment.
- My… On nie… - zacięła się, ale po chwili pominęła ten temat, w końcu nie po to tu przyszli. - Ta młoda dama wpadła na pewien pomysł i uznałyśmy, że pan z pewnością będzie w stanie pomóc w jego realizacji. Greto, wyjaśnisz panu, o co chodzi? - zwróciła się do dziewczynki.
W końcu Greta miała już chyba jedenaście lat i umiała mówić sama za siebie.
Greta dłuższą chwilę się zastanawiała
- Wiem, że ludzie z przedmiotów przynoszących szczęście robią ozdoby. Chciałabym aby z srebrników, które otrzymałyśmy za zamustrowanie się na “Złotym Smoku” zrobić bransoletki.
Złotnik uśmiechając do dziewczynki odparł.
- Tak, wielu tak robi. Poczekajcie chwilę to zaraz wam coś zarpojektuję.
To mówiąc wyjął pergamin wielokrotnie już wydrapywany. Zaczął na nich szkicować bransoletkę. Dłuższą chwilę szkicował przygryzając wargę.
Potem pokazał klientkom projekt bransoletki.


- Pośrodku medalion z smokiem na pokrywce. W nim umieszczone portrety twój, twoich sióstr wykonane w emalii. Hannam, moja żona jest zdolną malarką, potrafi też pracować z emalią. - dodał z uśmiechem wyjaśniając.
- To oczywiście będzie musiało poczekać do waszego powrotu, do tego czasu przygotuje zaś samą bransoletkę. Jak widzicie srebrniki osadzone pionowo nad sobą łączone cienkimi drucikami z żywego metalu. Uwielbiam pracować w tym materiale bo ma swoje mistyczne znaczenie, sam się odradza. Przedmiot z niego wykonany jest prawie niezniszczalny, nawet uszkodzony regeneruje się powracając do starego wyglądu. Te łączone cienkimi łańcuszkami wykonanymi z srebra środkowy i z żywego metalu otaczające srebrny łańcuszek. Piąty srebrnik osadzony w wieczku zabezpieczającym zapięcie. Zapięcia ozdobione motywem promieni słonecznych i fal. Tak wykonana bransoletka będzie prawie niezniszczalna. Później będzie można dodać kolejne łańcuszki z cenniejszych materiałów jak złoto, platyna czy też mithril. Na razie wezmę tylko zadatek za samą bransoletkę - połowę jej ceny. O medalionie porozmawiamy, młoda panno, gdy powrócisz z rejsu, gdyż jeśli tak będzie ci szczęście sprzyjało, będziesz chciała go pewnie mieć ze złota, by odpowiadał waszemu nazwisku. Razem za trzy będzie to piętnaście sztuk złota.
Grecie oczy rozpromieniły się widząc projekt złotnika.
- Bardzo ładne. Tak, tak będzie jak pan mówi, zgadzam się

W tym momencie Leila pożałowała nieco, ze nie zabrała ze sobą Couryna, w którego posiadaniu był cały dzisiejszy łup. We wręczonej przez kapitana sakiewce prześwitywałojuż dno, więc dziewczyna zmuszona została do sięgnięcia po własne zasoby. Niestety... Choć miała jeszcze trochę monet, to jednak nie tyle, by móc dopłacić złotnikowi z własnej kieszeni.
- Wygląda na to, że musimy jeszcze pospacerować - Leila powiedziała niezrażona jednak tym faktem. - Nie pomyślałam o kosztach, a całe złoto zostało u Couryna - wyjaśniła Grecie.
Następnie zwróciła się do mężczyzny przepraszającym tonem:
- Wrócimy wkrótce i wpłacimy zaliczkę.
- Ależ oczywiście otwarte mam do osiemnastego dzwonu - potem pokazał na kolorowy sznur widoczny za witryną na zewnątrz sklepu
- Zresztą mieszkamy z żoną i córką nad zakładem, wystarczy pociągnąć za sznur przy drzwiach i można nas później przywołać.
- To z pewnością nie będzie konieczne - zapewniła go Leila.

Jak powiedziała, tak wraz z Gretą zrobiły. Udały się po raz kolejny ulicą Główną na poszukiwanie reszty grupy. W trakcie spaceru dziewczyna żałowała trochę, że tak szybko rozchodzą się im pieniądze. Potrzeb było wiele i nie żałowała na nic. Tymczasem myśl o medalionie ze swoim portretem, który mogłaby podarować Courynowi była niezmiernie kusząca. Ale przecież nie mogła od niego pożyczać pieniędzy w takim właśnie celu. Najwyraźniej musiała poczekać na kolejną okazję.
Leila z Gretą zastały pozostały w pobliżu miejsca, w którym odłączyły się od nich.
- Czekaliście? - zapytała Leila nieco zaskoczona.
- Chyba nie sądziłaś, że zostawimy was same w wielkim mieście? - uśmiechnął się Couryn. - O takie skarby trzeba dbać - dodał.
- Jesteś najlepszy - odparła z szerokim uśmiechem. - A teraz chodź z nami, potrzebujemy coś sfinansować, a złoto z nagrody jeszcze niepodzielone…
- Jeśli to sekret... - zawiesił głos i sięgnął po sakiewkę.
Nim zdążył dokończyć zdanie, zabrała mu pieniądze, szczerząc się.
- Sekret, a jakże. To muszę chwilowo zadowolić się tym - potrząsnęła ręką, aż monety zadzwoniły. - Oddam, jeśli coś zostanie - rzuciła na odchodne.
Leila czuła się trochę głupio, krążąc tak w tę i we w tę. Skoro jednak obiecała Grecie, że to załatwią, należało obietnicy dotrzymać. Dziewczynka mimo wszystko nie wyglądała na zrażoną.
Do złotnika dotarły na bardzo długo przed zamknięciem zakładu i wpłaciły mu ustaloną zaliczkę.
- Mam nadzieję, że wykonanie portretów przy kolejnej naszej wizycie u państwa nie będzie specjalnym problemem? Czy będzie pan w stanie wprawić je w medalion już na sam koniec pracy? Nie dysponujemy już odpowiednimi zasobami wolnego czasu przed wypłynięciem… - zapytała, by dopiąć szczegóły.
- Same portretowanie na potrzeby medalionów trwa dość krótko, jednakże zrobienie w emalia zajmuje czas. Trzeba wypalić w piecu. Zwykle zajmuje to dwa dni. i medalion wraz z emaliowymi portretami jest gotowy.
Odpal z powagą złotnik.
-Nie można tego procesu przyspieszyć.
- Rozumiem. Miałam na myśli wykonanie portretów, gdy wrócimy z rejsu. Od rana jesteśmy na nogach i ciężko będzie nam jeszcze dziś ściągnąć tu całą trójkę - wyjaśniła Leila z uśmiechem.
- Nie ma problemu, można po powrocie pań z rejsu.
- Świetnie. Bardzo dziękujemy. To jesteśmy umówieni. Zatem do zobaczenia przy najbliższej okazji - stwierdziła, dając również czas Grecie na pożegnanie się.
- Do widzenia panu - dziewczynka dygnęła z uśmiechem.
Razem opuściły zakład. Wszak była już pora, by iść na kolację, spędzić trochę czasu ze sobą i - być może jeszcze tego wieczoru - stawić się na okręcie.
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”
sheryane jest offline  
Stary 25-05-2015, 19:18   #39
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Kiedy już ostatecznie dotarli do Wielkich Łaźni, Leila podała każdej z dziewcząt skórzany woreczek i ręcznik.
- Pamiętajcie, że nie tylko ubranie i biżuteria świadczą o naszej klasie. Tu znajdziecie wszystko, co potrzebne na co dzień. Mydło, grzebień, szczotka do włosów, szczoteczka do zębów, lusterko… Takie tam drobiazgi - uśmiechnęła się do nich, będąc całkiem zadowoloną z siebie.
Dziewczynki odebrały rzeczy, w ich oczach błyszczały wesołe ogniki.
- Bosman Leilo, Leo chodźmy szybko do łaźni parowej. Raz byłam tam z Elzą i naszą opiekunką. Było fajnie. No, nie polubiłam biczowania się gałęziami brzozowymi i pokrzywami. ale nie trzeba tego robić. Tym bardziej, iż następną kąpiel pewnie będziemy mogły odbyć dopiero po powrocie z rejsu.
Biorąc pod uwagę wcześniejsze przejścia nie było dziwne, że dziewczęta polubiły kąpiele. Elza chwyciła za dłoń Leilę, Ann - Leę, Greta zaś zebrała przybory dziewczynek. potem pobiegła za siostrami powoli prowadzącymi kobiety do łaźni parowych.
- Eee... - Lea zdążyła tylko tyle powiedzieć, nim została pociągnięta przez Ann w stronę łaźni. Nie stawiała oporów, ale widać było, że jest zaskoczona.
Leila, nieco skołowana, popatrzyła na Couryna błagalnie. W jej oczach widać było niemą prośbę o ratunek. Wcale nie miała ochoty go znowu zostawiać ze względu na zachcianki dziewczynek.
- Już mnie zostawiasz? - spytał Couryn, nie bardzo wiedząc, czy się roześmiać, czy okazać odczuwane rozczarowanie.
Przez jej głowę przebiegło kilka wymówek, które mogłaby wykorzystać, by jednak zostać z nim. Nie potrafiła niestety być w pełni asertywną wobec trzech rudzielców, których życie obróciło się nagle o sto osiemdziesiąt stopni.
- Przepraszam, ale... - popatrzyła na Elzę, na Couryna i znów na Elzę. - Tylko na chwilkę, dobrze? - zapytała, trudno jednak było stwierdzić, do kogo konkretnie pytanie to było skierowane.
Liczyła w duchu na to, że Couryn będzie odrobinę bardziej wyrozumiały niż małe dziewczynki.
- Dam sobie radę - zapewnił ją Couryn. - Ale mam nadzieję - zwrócił się do Elzy - że nie zajmiecie mojej pani zbyt wiele czasu.
- Nie panie bosmanie. Zresztą po kolacji miałyśmy mieć przymiarkę sukien - odparła z wesołym błyskiem w oku Greta.
Do kolacji zostało jeszcze parę godzin, ale Couryn miał nadzieję, że aż tyle czasu owe parowe kąpiele nie zajmą.
- Trzymam za słowo. - Uśmiechnął się do Elzy. - Znajdę sobie jakieś zajęcie - zwrócił się do Leili. - Pewnie też się wykąpię.
- To może zabierzemy bosmana Couryna ze sobą? - zapytała Leila z figlarnym błyskiem w oku.
Dziewczęta spłoszyły się. Na pewno nie bały się już mężczyzn tak jak przedtem, lecz było za wcześnie na takie propozycje.
- Nie możemy, bo pójdziemy do części przeznaczonej dla kobiet i tam mężczyzn nie wpuszczą. - odparła zadziornie Ann.
Leila wzruszyła bezradnie ramionami, spoglądając na Couryna.
- W porządku - odpowiedziała dziewczynce.
- Nie przejmuj się. Kapłan z pewnością znajdzie mi jakąś miłą... łazienkę - zapewnił ją Couryn.
Dziewczyna zmrużyła podejrzliwie oczy.
Żadna łaziebna nie będzie nawet w połowie tak dobra jak ja, pomyślała, pragnąc ukoić targający nią niepokój. W końcu był to Dom Sune. Jej wyznawcy dobrze wiedzieli, jak sprawiać przyjemność.
- Zobaczymy się niebawem - odpowiedziała, idąc za Elzą.
Couryn skłonił się, przykładając dłoń do serca.
- Do zobaczenia - powiedział, po czym skierował się do Witającego.

Witający widząc nadchodzącego gościa ukłonił się.
- Tym razem bez umiłowanej? Czegóż potrzebujecie? Kolację podadzą o osiemnastym dzwonie w saloniku na górze.
- Moja pani jest w tej chwili zajęta swoimi podopiecznymi - oparł Couryn. - A ja, po męczącym dniu pełnym chodzenia po sklepach, chętnie bym się trochę wymoczył.
- Łazienki są też na górze, więc domyślam się, iż chcecie skorzystać nie tylko z moczenia. Panią do towarzystwa, czy tylko masaż relaksacyjny po kąpieli.
- Towarzystwo przy moczeniu.... - Couryn zastanowił się przez moment. - Moja pani mogłaby mieć pewne wątpliwości - uśmiechnął się. - Ale masaż... to chyba przeżyje. W takim razie tylko masaż poproszę.
Witający pociągnął za sznur od dzwonka, po chwili nadeszła łaziebna.
- Łazienka numer jeden, potem zaprowadzicie do salki masażu.

Łaziebna zaprowadziła Couryna do wskazanej łazianki, szybko wszystko przygotowała, nim wyszła, uśmiechnęła się, po czym przemówiła z lekkim zaśpiewem.
-[i]Gdybyście czegokolwiek panie potrzebowali, wystarczy przywołać mnie dzwonkiem.[i]
- Będę pamiętać - zapewnił ją Couryn.
Poczekał, aż za powabną łaziebną zamkną się drzwi, po czym zaczął się rozbierać.
Gdy już wykąpał się został poprowadzony dalej korytarzem. Pokój masażu podzielony był na małe wnęki. Po chwili pojawiła się urodziwsza od łaziebnej masażystka. Z wprawą rozprowadziła olejek po ciele Couryna, zaczęła delikatnymi dłońmi wyganiać zmęczenie z jego ciała.
Couryn przyknął oczy. Poczuł, jak z każdym ruchem dłoni dziewczyny zmęczenie zdaje się rozpływać, znikać.
Przydałoby się taką zatrudnić na “Złotym Smoku”, pomyślał nieco sennie.
- Masz prawdziwy talent - powiedział. - Może zechciałabyś się zaciągnąć na nasz okręt? - spytał żartobliwie.
- Dziękuje panie, ale jestem zadowolona z tej. Czym mogę jeszcze ci służyć, panie? - szepnęła mu do ucha.
- Nie, dziękuję - odparł. - To było wspaniałe. Muszę moją panią namówić na coś takiego. Z pewnością również będzie zachwycona.
Usiadł.
- Czy możesz mi podać swe imię? Chciałbym wiedzieć, kogo polecić mojej wybrance- dodał.
- Melisa, panie. Z przyjemnością będę służyła ci lub twojej wybrance lub wam obu.
Po tych słowach dziewczyna mrugnęła figlarne do bosmana.
- Jeszcze raz dziękuję - powiedział. - Zapamiętam. Będę sławić twe imię na wszystkich morzach - dodał żartobliwie. - I świątynię Sune również - dokończył bardziej poważnym tonem.

Gdy dziewczyna wyszła Couryn ubrał się, po czym niespiesznie poszedł do swej sypialni. A raczej do sypialni Leili i jego.
Usiadł wygodnie.
Miał nadzieję, że nie będzie musiał czekać zbyt długo.
 
Kerm jest offline  
Stary 26-05-2015, 12:34   #40
Adi
Keelah Se'lai
 
Adi's Avatar
 
Reputacja: 1 Adi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputację
Baedus

Wieczór 6 Mirtula

Siedząc przy swoim stoliku na końcu sali Basanta lekko smętnym wzrokiem patrzył na kolejnych wchodzących. ~Jest ostro.~ pomyślał czarodziej gdy zauważył jak kogoś wykopują za drzwi. Nagle do karczmy weszła kobieta z dwiema beczkami pod pachami i jedną na plecach. - A to kto? - zapytał jakby do siebie. Weszła kobieta dużo dużo wyższa od Baedusa. ~Co to za mutant. Dawno (o ile w ogóle) takiej kobiety nie widziałem~ pomyślał ze zdziwieniem w oczach. Kobieta powiedziała, że w beczkach jest piwo. Po dłuższej chwili wyciągnęła zza pleców dwuręczny młot i postawiła go na ziemi. Powiedziała też, że nazywa się Urlana. Po chwili zaczęła się walka z piechociarzem. Nie minęło pięć minut a kobieta pokonała jegomościa. ~Not bad~ pomyślał kiwając głową z uznaniem.
Po tej akcji położył głowę na stoliku i przy drzemał przez chwilę, gdyż była pora wieczorna.

Poranek 7 Mirtula

Mężczyzna obudził się i lekko zmęczonym głosem powiedział.
- Nie wiem jak ty kamracie...-słowa skierował do nowo poznanego mężczyzny o imieniu Vincent -...,ale ja idę na miasto. Rozprostować kości, że tak powiem. Jak chcesz możesz dołączyć - mówiąc to skierował swe kroki do wyjścia. Vincent najwyraźniej nie przejął się tym co powiedział. ~”Dziwny człowiek.”~ pomyślał mag.
- Uszanowanie - wychodząc powiedział to w kierunku nowo przybyłej z lekkim przytaknięciem głową.
Przechodząca nadbrzeżem dostatnio odziana kobieta, popatrzyła tylko na maga jak na coś co mogło by się jej do butów przyczepić. Poszła dalej prychając. Towarzyszący jej młodzieniec przez chwilę oceniał czy Baedus jest godny, by go przebić rapierem noszonym na zdobnym złotem jedwabnym pendencie. Zauważył jednak kota zatkniętego za pas u maga. Mrukną pod nosem.
- Tylko bosman, niewart mego ostrza. - mruknął pod nosem nieprzychylnie.
Pogoda była ładna jak na poranek w Alaghonie. Lekki wiatr muskał jego skórę. Udał nadbrzeżem wzdłuż okrętów, które jeszcze nie wypłynęły na szerokie wody. Było cicho i spokojnie.

Rufus, łasica chowaniec Basnata, wesoło wybiegła w przód. Do umysłu maga docierały emocje zwierzątka ciekawość, zabawa i głód, lecz nie było to nic nowego, był on wszak zawsze głodny, a przy najmniej łakomy.
Wa bramach portu sprawdzono dokumenty, lecz bez przeszkód mag został przepuszczony do miasta. Nogi same poniosły go na targ, gdy do niego dochodził słychać było jak dzwony w mieście wybijają dziesiąty dzwon.

Badeus usłyszał głos nawołujący.
- Do mnie ludzie i inna hołoto. Do mnie. Tylko u mnie najlepszej towary z Calimshanu. Najwyższa jakość, przystępne ceny. Do mnie, do mnie. Magiczne, magiczne przedmioty na niemal każdą kieszeń. Do mnie. Jedwabie z dalekiego wschodu, z tajemniczego i legendarnego Kara Tur.
Na kolorowym straganie, pod dużym pawilonem namiotem rozłozony był różnorodny towar.
czego tam nie było jedwabie z Kara turm amfory przedniego wina z Calimshanu. Różnorodne przedmioty, od broni po mechaniczne pozytywki roboty gnomów.

Baedus słysząc głos dobiegający ze straganu poszedł za nim aż do niego dotarł. Zupełnie zignorował dzwony. ~Magiczne przedmioty? Hmm~ zastanawiał się dobre pięć minut.
-Co masz do zaoferowania kupcu z magicznych przedmiotów? Hę? - zapytał jegomościa wyraźnie zainteresowany.
- A panie czego ja nie mam lepiej zapytajcie. Z pierścieni mam na ten przykład pierścień, który wasz powab i charyzmę podniesie. Jedyne dwadzieścia sztuk złota, dostałem go od pewnego żeglarza, tylko nie wiem czy za mało za niego nie biorę, zupełnie nie znam się na magicznych przedmiotach.
Cena wydawał bardzo atrakcyjna, tak atrakcyjna, że aż podejrzana. Zwykle za takie przedmioty płaci się setki sztuk złota, jeśli nie tysiące.

- Co oferujesz z regionu Kara-tur szanowny sprzedawco? A jak nie z tego regionu to z Calimshan co prezentujesz z biżuterii, słabych magicznych przedmiotów lub rzadkich ziół, klejnotów czy ksiąg? - zapytał Baedus stawiając łasicę na stole. - I coś do jedzenia - rzucił szybko, przełykając ślinę.

- Z Kara Tur, jedwabne materie najlepszej jakości, ten oto miecz sławnego wojownika, magiczne latarnie.
Pokazywał wskazując wymieniane towary.
- Jedzenia, napitków, ziół oraz ksiąg nie mam na stanie. Co zaś się tyczy biżuterii oto ona? Podszedł do jednej ze skrzynek, otworzył ukazując zawartość dziewięć pierścieni, naszyjnik, oraz kolczyki.
- Zwróćcie panie uwagę na ten naszyjnik. Jego magia zapewni miłość i wierność kobiety. Pierścień zaś pozwoli przebywać pod wodą. Kolczyki zas polepszają słuch noszącemu.

-Za ile ten pierścień przebywania pod wodą? - zapytał sprzedawcę zainteresowany. Zabrał Rufusa ze stołu.
- Dwadzieścia sześć koron. - odparł sprzedawca szeptem.
-To biorę.- odpowiedział Basanta. Podał mu dwadzieścia sześć koron i odebrał pierścień.
Sprzedawca uśmiechnął się.
- Robienie interesów z panem to czysta przyjemność.
-Dziękuje- poszedł w stronę statku. Na drodze napotkał tylko paru mieszczan, gdzieniegdzie wojowników czy nawet żeglarzy.
-W razie czego wiem gdzie szukać!!! - odwrócił się w stronę sprzedawcy z uśmiechem na ustach. Wsiadł na statek i zajął swoje miejsce w kajucie.
Sprzedawca promieniście się uśmiechnął.
- Dziękuję, polećcie mnie swoim znajomym
Odkrzyknął.
Po wejściu na okręt postanowił go sobie dokładnie obejrzeć. Najpierw górny pokład, z którego było można kierować okrętem. Po prawej jak i lewej stronie widział cztery lekkie działa. W tle jakieś skrzynie. Tuż pod masztem była ogromnych rozmiarów katapulta. Tuż za działami była kajuta kapitana i pierwszego oficera. Tuż obok kuchnia. Schodami zszedł na dolny pod pokład gdzie po lewej stronie była zbrojownia. Idąc dalej widział magazyn amunicji. Natomiast na kasztelu była skrzynia i dwa działa i koło sterowe. Wrócił na pokład po wymagającej podróży po statku, zszedł pod pokład do swojej kajuty i zasnął.
 
__________________
I am a Gamer. Not, because i don't have a life. But because i choose to have Many.
Discord: Adi#1036
Adi jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:12.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172