Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-12-2015, 13:50   #41
 
Jaśmin's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputację
Tyralyon milczał przez chwilę zbierając myśli. Gdy zagniewana elfka odwróciła się plecami odnalazł słowa i właściwy wzorzec sytuacji.
Kiedyś już tak było, prawda?
Rycerz wstał i podszedł do posłania Kaeasy siadając obok.
-Droga Kaeaso - zaczął spokojnie - Nie zrozumieliśmy się. To chyba moja wina bo cię nie doceniłem za co przepraszam. Ale posłuchaj mnie teraz, wszyscy posłuchajcie. Rzeką będzie szybciej i bezpieczniej, a twoja - łagodnie poczochrał włosy elfki modląc się w duchu by nie skończyło się to pokąsaniem - twoja pomoc się przyda. Jeśli mamy kogoś przekabacić na sprzymierzeńca to niech to będzie jeden z flisaków. Bo rzekę znają dobrze, a co równie ważne nikt nie powinien się o takiego delikwenta upomnieć. W przeciwieństwie do ludzi tego Hrabiego. Jeśli ci gangsterzy zorientują się, że oczarowaliśmy ich kamrata to dojdzie do takiej awantury, że kamień na kamieniu nie zostanie. A jest ich trzydziestu dwóch, prawda, Kaczor? Trzydziestu dwóch. W najlepszym razie pozabijamy ich wszystkich, ale chyba nie o to chodzi. Dlatego niech Robert idzie i wydobędzie Imię od jednego z flisaków. Ty użyjesz swego uroku, załatwimy łódź albo tratwę i udamy się w swoją stronę. Czysta bezproblemowa robota.
 

Ostatnio edytowane przez Jaśmin : 24-12-2015 o 14:04.
Jaśmin jest teraz online  
Stary 26-12-2015, 23:40   #42
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Malcolm zamieszał w cynowym kubku i siorbnął.
- Robert nigdzie nie będzie chodził. Skoro chcesz panienko czarować, tedy sama się wszystkim co ci do magii potrzebne zajmij. - powiedział spokojnie - Żeby potem nie zwalać na innych, gdy magia zawiedzie, że źle się rozpytali, albo powtórzyli. Niech każdy robi to na czym się zna, wojownik walczy, czarownica czaruje.

Wskazał kubkiem rycerza.
- Ty rycerzu, choć chcesz rozporządzać chcesz moim wnukiem, masz też rację w kwestii by nie leźć w oczy Hrabiemu i jego ludziom.
 
Mike jest offline  
Stary 26-12-2015, 23:57   #43
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
“Jest sporo do zrobienia” - rachował w myślach Gaspard. Rozłożył się wygodnie na wygodnym łóżku, w wynajętym przez Revalda pokoju i przysłuchiwał się zbieraninie. Uda i pośladki piekły go od obdarć od siodła, powieki same się mu zamykały, zaś sytuacja ewidentnie nie była zbyt ciekawa. “No, przynajmniej wciąż jestem w jednym kawałku” - skwitował w myślach widok dwójki, mocno obolałych towarzyszy… i dziewczynki.

Zmusił się do wstanie z łóżka. Revald był jego przepustką do wolności, dlatego musiał utrzymać z nim jak najlepsze stosunki i okazywać szacunek, nawet jeżeli miał być on fałszywy.
- Sir. Wiem, że tak nie wypada, jednak chciałbym Pana prosić o… pożyczenie pewnej sumy pieniędzy - zaczął Gaspard. Idealnie wyważył ton swojego głosu, tak by nie brzmiał nazbyt służalczo, jednak pozostał w nim szacunek. - Po pierwsze - Jauffret wyprostował palec wskazujący. - Musimy zająć się tą dziewczynką. Zabranie jej ze sobą chyba nie wchodzi w rachubę, więc trzeba, przynajmniej na czas naszego zadania, wynająć jej tu jakiś pokój, załatwić żarcie, no i jakąś opiekunkę.
- Po drugie - na baczność stanął drugi palec w jego ręce. Tym razem adresatami jego słów mieli być wszyscy zebrani. - Sami mówiliście, że to nora przemytników. Więc jak wystarczająco głośno zabrzęczymy sakiewkami, to od razu się jacyś znajdą, a w tym i tacy, którzy na pewno mają jakąś ukrytą łódkę. Rozejrzę się po okolic, przycisnę kilka osób, choć do tego przydałby mi się jeszcze jedna osoba. Jeżeli w mieście lub jego okolicy jest jakaś łódka, to się o niej dowiem. A jeżeli nie ma, to pozostaje nam plan Kaeasy.
- Po trzecie - serdeczny palec Gaspard dołączył do pozostałych dwóch, a potem wszystkimi trzema uderzył o wewnętrzną stronę drugiej dłoni. - Musimy odpocząć. Jechaliśmy całą noc, większość jest albo poobijana albo wycieńczona. Pośpiech nic nam nie da, jeżeli przy następnym niebezpieczeństwie, nikt nie będzie w stanie unieść miecza. Może znajdę jakiegoś lepszego cyrulika, albo alchemika z tymi jego eliksirami leczenia, dla chłopaków. Ale tu wracamy do początku mojej wypowiedzi. - “A może już monologu?” - Czyli potrzebuję funduszy.

Gaspard westchnął, zwalając się ciężko na łóżko, czekając aż Revald przetrawi wszystkie jego słowa.
- No i pogadaj ktoś z tą dziewczynką. Musimy dowiedzieć się, kim byli ci porywacze.
Nie zamierzał wszystkiego robić sam. Szlachcic zaczął systematyzować w głowie, co miał zrobić, nim w końcu będzie mógł usiąść spokojnie.
Sprawa odnalezionej dziewczynki wydawała się prosta, dlatego postanowił nadać jej pierwszeństwo. O ile Revald do mu pieniądze na załatwienie wszystkiego. Przy targowaniu się z karczmarzem, może uda mu się nawet uszczknąć dla siebie.
“Nie. Cała reszta pójdzie pewnie na tą przeklętą łódkę i osobę, która ich przeprawi.” - płynnie przeszedł do drugiego punktu na liście. O ile Deverne jest choć w połowie tak zapadłą i szemraną dziurą, na jaką wygląda, to bez problemu powinien znaleźć ludzi, którzy przy pomocy perswazji (która lśniła i brzęczała w jego mieszku) wyjawią mu informację o kimś, kto jest w posiadaniu łodzi i będzie skory ich przeprawić (nawet jeżeli potrzebny będzie do tego nieco mocniejsza i zdolna zadawać rany “perswazja”).
“No i jeszcze te środki medyczne” - dodał po namyślę. Gaspard nie był miłosiernym samarytaninem, jednak bez sprawnych towarzysz, jego… ich szansa na przeżycie drastycznie malała. “A może uda mi się przemycić coś dla siebie, na potem?”

Sporo było jeszcze do zrobienia, a od braku snu i w miarę wygodnego miejsca na łóżku, oczy same się mu zaczęły zamykać. Musiał wszystko w miarę sprawnie załatwić, by mógł tu wrócić jak najszybciej. Może Gaspard nie miał w sobie zaparcia, kiedy do głosu przechodził syk wyciąganego z pochwy ostrza, ale teraz to słowa i spryt miały swój czas. A on nie zamierzał go zmarnować.
 

Ostatnio edytowane przez Hazard : 27-12-2015 o 12:10.
Hazard jest offline  
Stary 27-12-2015, 20:07   #44
 
Gantolandon's Avatar
 
Reputacja: 1 Gantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodze
Kaczor siedział na łóżku, rozparty, bawiąc się wyciągniętą zza pasa skórzaną sakiewką. Nie spał już jakiś czas, więc jego niepodbite oko było już mocno podkrążone. Wyglądał niezbyt reprezentacyjnie, ale niewiele go to w tym momencie obchodziło.

- Dobrze gada, dzieciaka lepiej tu zostawić - kiwnął głową z aprobatą, rozsupłując woreczek - Niepodobna z nim płynąć rzeką, a przedzierać się przez las już w ogóle nie sposób. Skoro jej rodziców stać było na powóz, to pewnie szlachetnie urodzeni. Na pewno ma jakichś krewnych, którzy się po nią zgłoszą i zwrócą koszty.

Były żołnierz przerwał na moment, ostrożnie wysypując trochę zawartości sakiewki na rękę. Zamiast monet, ze środka posypało się nieco sproszkowanych liści. Kaczor odsypał nieco z powrotem do woreczka, a potem wsypał zawartość do cynowego kufla.

- I racja też, że niepodobna, żeby tylko jedna osoba miała tu łódkę. Z tym, że jak zaczniemy wypytywać, to ktoś się zaraz zainteresuje, kim jesteśmy i po co nam ona. Zwłaszcza, jak pójdzie ktoś z poobijaną mordą. Jeśli da się to zrobić czarami, to trudno, tak będzie chyba najdyskretniej.

Kaczor potrząsnął w zamyśleniu kuflem, po czym podniósł się z łóżka.

- Idę po wrzątek - rzucił - Jak ktoś coś ode mnie chce, to teraz. Jak już zasnę, to mnie trudno obudzić.
 
Gantolandon jest offline  
Stary 28-12-2015, 00:43   #45
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację
Trakt, wcześniej...


Krasnolud z typowym dla tej rasy zaparciem, razem z Tyralyonem pognał w ciemność. Wbrew rozkazom Revalda, wbrew logice. Elfka nie ruszyła za nimi, zamiast tego przytknęła dłoń do czoła w geście beznadziei. Westchnęła głęboko i unosząc się do pionu po niedawnych wariacjach żołądkowych, uderzyła otwartą dłonią o udo.

- Selekcja naturalna.. - zabrzmiała oschle, jakby była nieco podirytowana.

Siedziała już z powrotem w siodle, patrząc wciąż w stronę gdzie wyruszyła dwójka jej towarzyszy. Elfka nie miała zamiaru za nimi wyruszać, ale za chłodną maską obojętności którą przybrała kryła się ukryta troska. Jakby patrzyła na małe dzieci, które popełniają błąd i choć mogłaby je powstrzymać, musi pozwolić im nauczyć się wprost z doświadczenia. A może cena mogła być zbyt wysoka? Gdzieś wewnątrz pragnęła by wrócili, nawet jeśli nic ich nie łączyło. Bała się jednak dołączyć i pomóc. A może to ona była tu przestraszoną małą dziewczynką?

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=cvSe8BNktoE[/MEDIA]

Wiatr i deszcz smagał nieubłaganie sprawiając że włosy Lairiel zlepiły się ze sobą i przylgnęły do pleców niczym ramiona ośmiornicy które zdobiły jej uda. Zresztą nie tylko to, ale całe ubranie, odbierając jakiekolwiek poczucie komfortu. Podczas gdy tunika chłodnym ciałem otuliła jej piersi, drażniąc pod skórzanym pancerzem, buty przemokły i zaczęły piszczeć z głupawym wydźwiękiem. Delikatne, elfie dłonie złączyły się w poddenerwowaniu.
Długoucha nie mieszała się w ludzkie pochówki i nie zamierzała nikogo pouczać jak to robić, ale wyszeptała w rodzimej mowie krótką modlitwę za zmarłych. Wzrok mimowolnie wrócił w stronę gdzie odszedł krasnolud i rycerz, ale wciąż była tam tylko pustka. Zastanawiała się czy i ich będzie trzeba pogrzebać, czy w ogóle jeszcze ich zobaczy. Zacisnęła zęby i nerwowo odgarnęła mokrą taśmę włosów gdzieś za ucho, byle dalej.

Devren wcale nie było miejsce które chciałaby oglądać elfka, a jednak patrząc na ich obecną sytuacje zdawało się być bezpiecznym schronieniem. Błękitne oczy uniosły się na przekór ciskanym ostrym wiatrem kroplom. Lairiel była cała mokra, jak wszyscy zresztą tyle że jej łuk w tą pogodę nie nadawał się na wiele. To martwiło Hirayos która teraz wyczekiwała czegoś sama nie wiedząc czego. Czy był to powrót Gnoriego i Tyralyona? Czy inna decyzja...

Zadarła swe szpiczaste uszy gdy las przeszył ryk czegoś w oddali, przeraziło ją to. Otulona rękawicą dłoń pogłaskała konia po szyi kojąco, ale zaraz cofnęła się by dobyć długiego miecza.
Lairiel nie czuła się gotowa ani pewna siebie. Zamiast walczyć miała ochotę galopem, a może i cwałem uciec stąd jak najdalej. Podczas gdy drużyna ustawiła się w gotowości do walki, ona tylko po części, po drugiej zaś już do ewentualnego odwrotu. Nie była zaprawioną wojowniczką, była daleko od domu i nie ufała tu nikomu. Poczuła się strasznie samotna..


Drobny uśmiech pojawił się na jej twarzy gdy dostrzegła że krasnolud i rycerz wrócili cali. Zszedł on jednak gdy zobaczyła dziecko, uratowane przez nich. Dziecko które zginęłoby, gdyby nie tych dwóch szalonych głupców. Poczuła się z tym źle, choć przecież nie wiedziała że świetlik w oddali będzie ocalałą dziewczynką. Skrzywiła się i odwróciła wzrok zawstydzona głaszcząc zwisający z szyi talizman. Przymknęła na moment powieki.

- Biedne dziecko... - rzuciła pod nosem w elfiej mowie, sama do siebie.


Devren


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=wCtV4DYZkK0[/MEDIA]

Typowe ludzkie warunki, bród i ciągnący się za nim smród nie były miejscem o którym marzyła elfka. Już zapomniała prawie jak wyglądały izby w jej własnym mieście, gdzie pośród fenomenalnych, eleganckich konstrukcji wszystko wyglądało gustownie. Ludzie nie przywiązywali uwagi do szczegółów jak elfy, dlatego ich rzemiosło nigdy nie mogło równać się w jakiejkolwiek konkurencji oprócz czasu wykonania i ceny. Lairiel zasłoniła nos paluszkami i szła za Krullem. Jej wyraz twarzy mógłby sugerować że chce się już wyspać i odpocząć, albo że właściwie nie wie co tutaj robi. Wiedziała jednak, wiedziała że musi. Zadarła w górę nos, dumnie i silnie choć tak się nie czuła.

Wdrapali się na piętro gdzie Revald miał swoją izbę, aż cud że ta wydawała się zadbana. Była szansa na odzyskanie wiary w ludzi. Tymczasem wszyscy jako tako się rozgościli, jednak Lairiel czuła się tu tak samo obco jak na zewnątrz. Jedynym plusem było to że nie lało na nią, lało się tylko z niej. Ubranie i tobołki tak przemokły że gdzie elfka nie postawiła kroku zostawiała za sobą mokrą plamę, i chociaż chętnie przebrała by się w coś suchego, to nie miała po prostu innych ubrań. Westchnęła.

Przyszedł czas na decyzję co począć dalej. Lairiel wydawało się że Ratikowi bardziej na rękę będzie jednak jeśli Izabelle przeżyje, przynajmniej na razie. Oznaczało to że nie będzie musiała wybierać między życiem szlachcianki, a jej ojca.
Rozpoczęła się dyskusja, ale długoucha nie mogła się skupić na słowach. Patrzyła na Kaeasę i nie dowierzała własnym oczom, a usta na moment wygięły się jej w lekkiej odrazie. Wpierw jednak zadarła wysoko jedną brew, widząc czuły dotyk jej dłoni na ramionach Revalda. Potem było już tylko gorzej. Ta sztuczna słodycz, flirt w głosie i poufałość z jaką zachowywała się jej „siostra” pasowała bardziej do kapryśnej dziwki niż elfki. Po co? Czemu? Tylko przez moment zaprzątała sobie tymi pytaniami myśli. Jeśli Kaeasa chciała kleić się do każdego faceta który się napatoczy i robić teatrzyk emocjonalny to miała do tego prawo. Lairiel słyszała że elfy które mieszkały poza domem, zmieniały się czasem, ale nie sądziła że będzie to tak przykry widok. Nie zdziwiłaby się gdyby wyszło że Kaeasa by osiągnąć swój cel, z równą zwinnością zrzuciłaby bieliznę jak i godność.

Hirayos przyklęknęła przy dziewczynce którą trawiła gorączka, zdziwiona obojętnością niektórych którzy zupełnie tego nie zauważyli, albo nie chcieli zauważyć. Wyjęła ze swoich przemokniętych tobołków mały kłębek materiału który służył do osuszenia ciała po kąpieli. Teraz cały zmoknięty, zimny przytknęła delikatnie do czoła i skroni dziecka by uśmierzyć nieco gorączkę.

- Tratwa i łódź byłaby o tyle lepszym rozwiązaniem że można na nich też odpocząć. Rzeka nie sięga jednak do samego celu naszej podróży, a jeśli zostawimy konie, reszta drogi czeka nas pieszo... - mówiła spokojnym głosem.

Przecierając promieniującą ciepłem twarz dziecka była jakby oddalona myślami i pełna troski. Uniosła wzrok i mimowolnie rzuciła okiem na Kaeasę, potem dopiero wymownie na całą resztę.

- Dziewczynka potrzebuje pomocy, jest rozpalona.

Wstała, przecierając czoło, a jej oczy nie miały wyrazu gdy ruszyła do drzwi.

- Idę się przewietrzyć... - rzuciła.

Elfka zeszła na dół ciężko, bo miała już tego wszystkiego dość. Wyszła na zewnątrz i ukryta pod daszkiem wygrzebała z plecaka maleńką, elegancką fajkę. Nabiła ją jakąś resztką tytoniu i próbowała rozpalić, lecz hubka którą miała najwyraźniej zamokła. Kolejne próby na nic się nie zdawały, więc westchnęła tylko z irytacją, gryząc fajkę w ustach i opierając się o ścianę.


.
 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun

Ostatnio edytowane przez Kata : 28-12-2015 o 03:30.
Kata jest offline  
Stary 28-12-2015, 19:20   #46
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Jasper siedział na stołku i dłubał słomką w zębach, przysłuchiwał się opcjom rzucanym przez towarzyszy. Prawdę powiedziawszy nikt nie miał konkretnego pomysłu jak rozgryźć zagwozdkę braku łodzi i przewodnika, Jasper w sumie też. Przy braku idei, zawsze należy coś zmienić, zdobyć więcej informacji, zrobić podpuchę czy cokolwiek innego co zmieni sytuację, tak go szkolono. Tym razem Snow postanowił pogadać.

- Pójdę do głównej sali i powęszę - zwrócił się do Krulla - Mistrzem plotkarstwa nie jestem, ale przegranie kilku srebrników lub postawienie kilku kolejek piwa, powinno rozwiązać trochę języków w tym podłym towarzystwie. Wypytam o łodzie lub ewentualnych przewodników przez las.

Jasper nie mówił tego wprost, ale chciał się zbliżyć do ludzi Hrabiego, może zaklnie trochę i ponarzeka na Murmuka, że skurwiel miał mu pożyczoną kasę zwrócić. Nie chciał też nikomu mówić o celu podróży, wrogowie mogli mieć tu swoich ludzi.
 
Komtur jest offline  
Stary 28-12-2015, 20:19   #47
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Trakt

Gnori nie lubił lasów, nie lubił magii, nie cierpiał bagien. Z wszystkimi tym zmuszony był zmierzyć się ratując dziewczynkę. Jakieś niewyraźne stwory coś czego dokładnie nie mógł nazwać, lecz zdzielić przez łeb korbaczem już tak. Paskudne zadanie, lecz przy pomocy rycerza uratowali dziewczynkę, a to było wszak najważniejsze.
Specjalnie zwalniał swoje kroki, aby osłaniać rycerza dźwigającego dziecko, który nie zwrócił uwagi na jego słowa, iż jest w stanie dziecko nieść a mimo to biec szybciej niż rycerz obciążony zbroją i dzieckiem. Czyż nie przez to głupi ludzcy dowodzący czasem pogardliwie nazywali krasnoludy tragarzami, gdyż mogły one poruszać się obładowane zbrojami, bronią i zapasami, poruszać szybciej niż ludzkie oddziały ciężkozbrojnych bez zapasów.


Gospoda później

Od czasu uratowania dziewczynki Gnori nie odstępował małej na krok. On to jako pierwszy osuszał czystym lnianym materiałem pot dziewczynki. Gdy odszedł na chwilę pomyśleć co by można zrobić z gorączką dziewczynki, podeszła do niej elfka Lairiel. Znał kilka dobrych sposobów krasnoludzkich na gorączkę, które stosował jego świętej pamięci matka. Wprawdzie uważała też, że wszelkie choroby biorą się z nieróbstwa a te przeganiała tęgą pałą, lecz Gnori wiedział, iż nie może dla ludzkiej dziewczynki zastosować takiego leczenia.
Dziwił się, że elfka zimnymi wilgotnymi płótnami ociera czoło dziewczynki. Jakieś przyjazne odruchy i chęć pomocy, czy też chciała małą dobić swoja „pomocą”.
- Wiem. Lecz na pewno nie pomoże jej ocieranie mokrymi płótnami. Gdyby to był mały krasnolud to kieliszek gorzałki z pieprzem i wywar kory brzozy a rano było by już po gorączce. Nie znam się jednaka na ludzkich dzieciach. - odparł.
Potem rozejrzał się i wzrok jego spoczął na córce rycerza, którą uratowali pod gospodą.
- Pani, może wy wiecie co robić z rozpaloną gorączką dziewczynką? – zapytał ze zdenerwowania szarpiąc za warkoczyk na brodzie.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 28-12-2015 o 20:22.
Cedryk jest offline  
Stary 29-12-2015, 02:34   #48
 
Ryder's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputację
Grupa okazała się zbitkiem przypadkowych ludzi. Cóż za roszczarowanie… Wpierw na trakcie dwójka narwańców mało nie ginie dla jakiegoś bachora, na dodatek biorą smarkulę ze sobą, a teraz jeszcze wszyscy mają głęboko w poważaniu ich zadanie i każdy robi swoje. Pięknie.

Próbowała przekonać dwóch do współpracy. Jeden niekumaty i strachliwy, drugi zbyt przemądrzały. Leżąc na posłaniu tylko udawała, że ma gdzieś resztę. Uważnie przysłuchiwała się rozmowie. Papa Roberta obronił wnusia przed złą wiedźmą, co on tu w ogóle robił, stary człek… Kaczor nic nie zrobił, Jasper i Gaspar poszli sami pogadać na dole. Czas wlókł się niemiłosiernie.

- Dziewczynka potrzebuje pomocy, jest rozpalona. – rzuciła Lairiel... i wyszła. Kaeasa z trudem powstrzymała śmiech, ależ współczucie! Może nie dzieliło ich tak wiele...

Wreszcie zdecydowała, że nie można czekać dłużej. Zwlokła się z siennego materaca, udając skołowaną. Naciągnąwszy kaptur na twarz, zeszła na dół.

Schodząc po schodach wypatrzyła jednego z miejsowych, który nie wyglądał na bardzo spitego. Wymruczała kilka znajomych słów i poczuła, że język jej się rozluźnił, a umysł wyostrzył.

Delikatnym ruchem przysunęła do siebie kufel nieznajomego. Nim zdążył zareagować, zagaiła.
– Naprawdę jest tak niedobre jak mówią? Odstąp łyka – pociągnęła. Rzeczywiście sikacz. Skrzywiła się, odsłaniając kawałek twarzy – Jestem Olga, bard z Osenvaldu, słyszałeś o mnie?

Delikwent był zupełnie zaskoczony, ale odpowiedział prawie bez zawachania.
- Ano! Czemu nie grasz teraz eee… no wiesz, tu?
- Ach… zmęczenie podróżą, posłuchasz mnie jutro, panie…? -
zawiesiła głos.
- Ed, po prostu Ed.
- Tajest, Ed
– dokończyła żywszym tonem – Znasz tu może kogo, kto zajmuje się żeglugą po tej rzece? Miałam jechać dalej z tymi mrukami, co z nimi przyjechałam, ale to jakieś sztywniaki! Zabrałabym się z chęcią gdzieś indziej, może Johnsport?
Rozmówca myślał chwilę, ale zaraz zamachał paluchem.
- Tam są bracia Rick i Dick, czasem ogarniają jakiś towar, a ten tam – wskazał brodatego krępego typa, który już ledwie się trzymał od wypitego alkoholu – to Grum Barnet, człowiek Hrabiego, to jego łajba tu cumuje. Ale zagrasz nam przed wyjazdem, c'nie?
- Tak tak, oczywiście –
tylko w połowie udała przeciągłe ziewnięcie, może jednak wersja paladyna była lepsza? – wybacz, ale chyba dopiero rano coś będę w stanie zrobić…

Leniwym krokiem wróciła do izby. Pozostało czekać. W końcu wszyscy lokatorzy dziury w Devren posnęli. Wtedy Kaeasa usadowiła się wygodnie w pozycji medytacyjnej i zamknęła oczy mając w głowie dwa słowa. Grum Barnet.

Połączenie pojawiło się od razu, spał ciężko. Dobrze. Szybko utworzyła scenerię snu – blade zimne światło, pustka. Wrażenie nadzwyczajności i wyjątkowości. Teraz ona… Elfia szata nocna księżniczki Illyrii – mistrernie splecione nici srebrnokrzewu, które zdawały się odkrywać więcej, niż zakrywać… Zdecydowała się jawić Grumowi tyłem, zasłonić najwięcej, jak się da, a jednocześnie obiecywać tak wiele…

- Grum Barnet – przemówiła w wizji głębokim głosem, odwracając lekko głowę w jego kierunku – Raduj się, Grum. Zostałeś częścią wielkiego planu – odwróciła się bokiem, odsłaniając głęboki dekolt i spoglądając na niego wielkimi zielonymi oczami – Jutro weźmiesz swą łódź i zabierzesz mnie tam, gdzie nasz Pan, Qui'Shan, nas poprowadzi. Nie bój się – przeciągnęła leniwie dłonią wzdłuż ciała – będziesz sowicie wynagrodzony… - Odwróciła się powoli tyłem po raz kolejny i zaczęła oddalać się hipnotyzującym krokiem – Do zobaczenia, Wybrany… - stworzyła jeszcze złote monety padające z góry, zanim zakończyła wizję. Ciemność pokoju powróciła.


Sen morzył ją niemiłosiernie, ale jeszcze nie mogła się mu oddać. Wymówiła słowa zaklęcia, które przywróciło jej otwartość na świat snów. Jeszcze jedna wizja. Revald Krull.

Tym razem nie zamierzała tworzyć niezwykłego snu. Przywołała jedynie obraz prostej sypialni, Revalda umieszczając na łożu, samemu stając nad nim w zwykłym ubraniu...
Pochyliła się jedynie w trosce i pogładziła jedynie starego rycerza po twarzy. Jedyne słowa, jakie mu przekazała brzmiały: Dasz radę. Niech czas i podświadomość zrobią swoje.

Wyczerpana umysłową pracą, wreszcie Kaeasa oddała się własnym snom.
 

Ostatnio edytowane przez Ryder : 29-12-2015 o 02:46.
Ryder jest offline  
Stary 29-12-2015, 23:25   #49
 
Panicz's Avatar
 
Reputacja: 1 Panicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputację
Siennik kurczył się usłużnie, spływał w sobie jak ruchome piaski, wciągając zmęczone ciała w słomiany odmęt, tuląc i lulając. Jedni walczyli jak lwy, warczeli na senność i rwali się w susach, byleby nie zapaść się pod wyśnionym ciężarem. Inni z ulgą wnikali w miękkość pod sobą i spływali w sen.

Tylko dla nielicznych, choć oczy patrzących widziały słodką drzemkę, podróż trwała dalej. Sen nie miarkował czasu wytchnienia. Praca trwała nadal.

* * *

- „Czystej”.

Mężczyzna z lekkim protestem drewnianej dechy osadził łokcie na szynkwasie, rozparł się wygodnie. Na tyle wygodnie, na ile mógł stojąc. Wszystkie ławy były pozajmowane, albo klepnięte – obsadzone towarzystwem, które nie zachęcało obcych do nagłej przysiadki i wspólnych rozmów o życiu i śmierci.

- „Iiii raz. Jest”.

- „To niech będzie od razu na dwa. Na dwa i na trzy. A w ogóle to…” – Jasper westchnął spoglądając na ustawiane jeden obok drugiego kubeczki, w które wlewano gorzałkę. – „Jestem staromodny, rytuał taki czy ki chuj. Nie pijam sam”.

- „Płacić mi za picie mojej własnej gorzałki.” – Niedźwiedziowaty brodacz – Legrun, dobrze to zapamiętał? Chyba Legrun – uśmiechnął się spod zaczerniającej pysk gęstwiny. – „No nie odmówię, czy to rytuał, moda czy jaka by tam nie była logika. O, nawet sobie naleję ekstra”.

- „A ty, gulniesz z nami?”

- „Siewie” – Wąsaty, w futrzanej czapie z nutrii, z twarzą czerwoną jak koral i długimi, zlepionymi potem włosami wylewającymi się na rumianą szyję facet nie dziękował wylewnie. Działał. Jeden ruch i skórzany kubek stał suchy.

- „Dobra. Niemal dobra…” – Snow zacisnął szczęki tak mocno, że w zbielałej, pozbawionej mimiki twarzy nie dało się złowić kłamstwa. Niczego tam już nie było. – „Ale powiem ci, jest jakiś posmak… I nie wiem, za chuja, jaki. Co to tam jest, wiecie co mam na myśli, nie?”

- „Mmm” – potwierdził lub zaprzeczył traper.

- „Daj jeszcze raz, nalej na trzech.” – Jasper rzucił drobnicę na bar. – „Ktoś zgadnie co tam jest, co za nuta, bo spokoju mi nie da”.

* * *

- „Łódka?” – Krótko wygolony, łeb miał cały w bliznach i zdartą czerwień skóry jak po starym skalpie. Może faktycznie ktoś dobrze przyjebał mu w dekiel i rozum uciekł, ale Gaspard chyba trochę przesadził.

- „Łódka. Taka do pływania. Po wodzie. Na jeziorach, morzach, rzekach. W tym wypadku wystarczy po rzekach.” – I na co mu to było? Żartowniś, a zaraz go tu facet potnie. – ”Hehehehe, żartuję stary, pewnie masz sam kilka łajb to odruchowo tak pytasz, znam ten typ. Też by mi się było ciężko połapać, jakbym rządził takim miejscem i miał tyle łodzi na głowie”.

- „Byłeś kiedyś” – Gaspard uśmiechnął się, z miną wytężonej uwagi wbił spojrzenie w rozmówcę. Niepotrzebnie. – „…jebany w dupę?”

* * *


- „Wygląda na to, że ta łódź, która cumuje przy moście to jedyna, na jaką możemy liczyć.” – Gaspard opadł na siennik jak zrzucany z mostu zewłok. – „To jest: nie możemy liczyć. To łódź Hrabiego i wara wszystkim od tej łodzi”.

- „Dobrze wiedzieć.” – Revald jako jedyny w salce na poddaszu nie spał. – „Nie żebyśmy nie wiedzieli wcześniej, ale świeże informacje zawsze w cenie.”

- „A te maści… Od Legruna. Ostatnie w faktorii, pomogą goić zranienia. I zioła dla małej. Targował się o to, jakby pod młotek szły rodowe srebra.” – Szlachcic nie odmówił sobie szansy, by jednak błysnąć. Nie był to tryumfalny powrót, nie wymarzone wejście w glorii zwycięstwa, ale na ile mógł sobie pomóc z wizerunkiem pomagał. – „Trzymaj, sir”.

Revald zmierzył młodszego szlachcica już nieco łagodniejszym spojrzeniem. Prawie że obojętnym.

- „Dzięki. Maści przydadzą się. Jak nie teraz, to na później na pewno.” – Rycerz odkorkował buteleczkę z ziołowym wywarem, wlewając w pomieszczenie ciężki, ziołowo-alkoholowy opar. – ”No chyba, że nasza elfka jednak wyczaruje nam bezpieczny spływ rzeką… Jej czary, jej sprawa. Jak już bierze się za gusła, oby była w nich dobra”.

* * *


Na zewnątrz nadal lało. W zasadzie już nie lało: nie było w tym tej dzikiej zamaszystości, z nieba nie padały już ciężkie krople i zwarte w kompanii chmury rozwiały się. Siąpiło. To było właściwe słowo. Deszcz siąpił, mżył kłującymi igiełkami dżdżu, przenikał chłodem i obiecywał przeziębienie. Równie nieprzyjemnie, ale przynajmniej przejaśniło się. Księżyc łypał, co i rusz zza czarnej kołdry, świetlistymi mrugnięciami odsłaniał scenerię nocnego Devren.

Oparta o drewniane bale elfka dymiła z rozpalonej wreszcie fajeczki, obserwowała zamkniętą w ramy palisady przestrzeń. Dwóch mołojców – wygonionych przez Legruna na zewnątrz – okładało się zapamiętale przy cembrowinie studni, raz za razem, ze znaczną zamaszystością i siłą, ale malejącą szybko celnością. W końcu, zmęczeni niepowodzeniem, zwarli się w niedźwiedzich zapasach, mocując zapaśniczo w rozmiękłym błocku. Trzyosobowa gawiedź, która ruszyła zagrzewać ich do boju w międzyczasie straciła rezon. Jeden rzygał zwieszony nad oparciem werandy, drugi zasnął pijany na porozbijanej stercie skrzynek, w które wpadł potrącony przez szamoczących się wojowników, a trzeci – korzystając z nieuwagi kompanów – zwędził dzbanek z gorzałką i uradowany ruszył samodzielnie kończyć spożycie w suchości stodoły.

To były jedyne ruchome figurki Ratikańskiej nocy. Osadzeni na stanowisku przy bramie strażnicy może i czuwali, jeden jakiś czas temu wychylił się nawet nad zaostrzonymi palikami, by siknąć na niegodną przestrzeń poza uświęconym kręgiem palisady, ale teraz byli skryci za osłoną pozbijanych nierówno desek. Dwóch innych, albo i trzech, czuwało na pomoście, gdzie zacumowany był dubas Hrabiego. Władowani pod namiot z naciągniętej sztywno na porozstawiane skrzynie plandeki gawędzili głośno i rechotali co jakiś czas, ale aura, dziwaczny dialekt i alkohol pewnikiem buzujący im w żyłach utrudniał wyłapanie sensu słów.

Lairiel buchnęła z fajeczki ostatkiem nabicia i żegnając chłodną świeżość nocy ruszyła z powrotem na górę.

* * *


- „I sam rozumiesz, taka to z niego kurwa… No wiesz, bym po prostu łeb rozbił jak groszek”. – Jasper, dobrze już czerwony i chcąc nie chcąc dobrze wczuty w rolę, żalił się Bregowi i Hansowi, którzy skorzystali z gościnności jego portfela. – ”Murmuk, stary chuju, mówię, zobaczysz, że cię dorwę i będę z ciebie pasy rwał, uch”.

- „Ja cie rozumie nawet, wiesz” – Ten tłustowłosy, w futrzanej czapie z nutrii, Breg, złapał za kubek z gorzałką i zamachał nim niebezpiecznie. – ”Ale tera go nie dorwiesz, poszedł w dół”.

- „Poooooooooooszed” – uzupełnił Hans, baryłkowaty rudzielec z czupryną na oliwie starannie złożoną w symetryczny przedziałek. – „Nie ma co po nocy, nie ma co”.

- „Ale, ale…” – zaprotestował gestykulując energicznie Snow. – ”A jakby było to co? Płynąć, dorwać, wlać jak psu. Ino szybciej!”

- „Nad ranem będzie Hrabia szedł. Ale wątpiem, wątpiem, żeby wziął kogo.” – Zachmurzył się Hans. – „Chłopaków po lasach rozpuszcza, a sam z załogą idzie w dół”.

„- Tej no, czekej…” – zainterweniował Breg. – „A może by wziął go? On też na Murmuka tego strasznie cięty, oj cięty. Może by cie wziął za opłato. O, może by szło tak…”

- „Ludzi mam do przeprawienia. Ilu by weszło?”

- „A nie, nie. To to to nie.” – Pokręcił głową traper. – „To byś musiał czekać następnej łodzi, albo komięgę tu zbić. Tyle coś ty mówił to tu nie będzie łodzi takej”.

- „A jakby… Jakbym lasem chciał?”

- „Ale co lasem, gdzie?”

- „No do morza, wiesz”.

- „Dobra, chlup, chlup, kurwa” – Hans wzniósł i osuszył kubek. Breg nadgonił, Jasper rumiany jak rzodkiewka odrobił swą kolej. – „Aj, to to to”.

- „Grun, jeszcze po raziku, co?”

Gospodarz szybko zgarnął kolejną porcję topniejących oszczędności Jaspera i wlał następna porcję niszczycielki. Najcięższe wyzwanie tej drogi. I to niby był pierwszy etap?

* * *


- „Niech śpi Gnori, lady nic tu nie wskóra ponad te nasze ziółka.” – Revald położył dłoń na ramieniu krasnoluda, który widocznie zmartwiony szukał pomocy dla dziewczynki u Isabel. – „Natarliśmy ją tym tałatajstwem, zrobiliśmy okłady. Musi być dobrze. I będzie”.

- „Bęęęędzie doobsz” – potwierdził ochoczo Jasper, który z nietypową dla siebie werwą wparował do salki między śpiących. – „Mam, mam”.

- „A jakby coś jaśniej?”

- „Łódź to nieee da chyba rady, jedna tutaj łódź…” – Snow zlądował niezgrabnie na sienniku, wybudzając Roberta ze snu. – „Ale jebać łódź… Mam przewodnika. Prawdziwego”.

- „Ta łódź”. – Lairiel, która zdrzemnęła się przez chwilę od czasu swojej nocnej przechadzki, a teraz zerwała do pionu po serii Jasperowych postukiwań, miała dwa słowa od siebie. – „Nie znam tych wód, ale pływałam kiedyś na takiej. Krótko, bo krótko, ale…”

- „Słuchaj, słuchaj”. – Snow nie dawał za wygraną. – „Ale ja mam przewodnika, załatwiłem nam. Albrecht, mój człowiek, zna te lasy, świetny, naprawdę drugiego takiego…”

- „Skąd ten Albrecht? Co za jeden?” – zainteresował się Malcolm, który też został wywołany na jawę burzliwym entuzjazmem kolegi. – „Od Hrabiego?”

- „E tam od Hrabiego, nie od Hrabiego. Od Brega, od Hansa. Ręczą za niego, świetny gość. No złoty chłopak” – Jasper miał swoje pięć minut. – „To moje mordy, takie chłopy, o. Albrecht też gość, do samego morza poprowadzi”.

- „Gdzie on jest?” – wtrącił Gaspard, który również zakończył wypoczynek. Przedwcześnie.

- „Na dole tam, na werandzie chyba. Teraz to krzynkę najebany, ale lasy zna, ooo, jak on je zna” – Jasper próbował szerokimi gestami opisać jak bardzo Albrecht znał te lasy. – „Rano jak młody bóg będzie to nas poprowadzi, pojedziemy sobie hop. Tylko niech kapkę wytrzeźwieje, bo leciuchno zawiany”.

* * *


Kaeasa była zmęczona. Cały dzień w siodle, ulewa, chłód, błoto. Śmierdzące szynki i podłe gospody, smród moczu, wódy, piwska, snujące się alkoholowym oparem beknięcia spoconych chamów i tytoniowe kłęby dymu. Smród smoły, wyprawionych skór, koni, psów, obornika i mokrej słomy. Miała dość.

Przez sen Gruma przeszła szybko, choć musiała się postarać, by zmalować mu w głowie cudowny widoczek. To była sztuka. Wyobraźnia musiała pracować pełną parą, nie było pola do dróg na skróty. Dobrze, że przed właściwym wypoczynkiem został jej tylko Krull. Tu nie musiała nazbyt się wysilać, wystarczyła prostota, prosty i serdeczny przekaz. Niewyszukany, ale ciepły i pokrzepiający.

Spojrzała z troską na ułożonego we śnie na sienniku rycerza. Dłonią dotknęła ogorzałej, zarośniętej ostrym zarostem twarzy. Powoli odjęła dłoń. Nie. Nie-nie. Pochyliła się niżej, wpiła spojrzenie w zaległą na sienniku sylwetkę. Co do…?

Poczuła jak coś odciąga ją od siennika, jak salka rozrasta się znienacka, jak monstrualnie wybucha w ogromie przestrzeni. Posłanie było daleko, choć nie ruszyła się od niego nawet na krok. Spróbowała zbliżyć się, pochylić nad śpiącym rycerzem, przyjrzeć jego postaci. Nie, teraz już nie widziała. Siennik, prawie pod ręką, ale geometria nie mogła tak działać? Była we śnie, więc mogła. Ale jakim prawem, czemu?

To był jej sen, ona miała tu władzę. Jej i Revalda. Próbowała dostrzec zaległą we śnie sylwetkę starszego mężczyzny, ale kształt zniknął już w oddali. - „Revald… Revald Krull?”

Poczuła, że spada. Gwałtownie, niebezpiecznie, bez szansy, by złagodzić upadek. Upadła w sen. To był już jej sen. Jej własny sen.

* * *


- „Jajebe…” – Grum złapał się za głowę obiema dłońmi, jakby bał się, że bez takiego zabezpieczenia czaszka uleci gdzieś pod powałę. – „Ale bania, szefie, ale bania”.

- „Hm?” – Hrabia rył w drewnie stołu jakieś banialuki. Długi na piędź nóż wyżerał drewno odsłaniając herbowy symbol, który samozwańczy arystokrata przyjął za swój emblemat.

- „Nie wiem, serio…” – Sternik zwiał resztki snu spod powiek i szybko golnął sobie piwa, które wciąż pieniło się w kuflu nad którym przysnął. – „Miałem najdziwniejszy sen, o łodzi. Naszej łodzi”.

- „Co?” – Gigant przerwał oranie drewna w szlacheckie insygnia.

- „Elfka… Ale jaka, szefie, jaka…”

- „Mów o jebanej łodzi” – Herszt wbił nóż w sam środek wydziabanej tarczy, przebijając misterną pracę na wylot. – „Co o łodzi?”

- „Nnn-nnooo…”

- „Nie powtórzę się”.

- „Że jestem częścią jakiegoś planu, wielkiego planu i że łódź… Że mam jutro wziąć tę łódź i ją gdzieś zabrać…” – Barnet podrapał się po zmierzwionej czuprynie i z niepokojem spojrzał na rosnącego w oczach Hrabiego. – „Może to nie jest źle wcale… Mam być sowicie wynagrodzony, jej pan… Kiszak? Kiszczak? Poprowadzi nas, będzie złoto…”

- „MOJA ŁÓDŹ?” – Ork poderwał się równie naturalnie, jakby rano wskakiwał w kapcie. Stół zwalił się na siedzących naprzeciwko oprychów, a Barnet i dwóch innych siedzących obok zbirów spadło na ziemię razem z wywróconą ławą. – „MOJA ŁÓDŹ JEST MOJA, NIE ŻADNYCH JEBANYCH ELFÓW!”.

- „Eee, jasna sprawa, oczywiście. To tylko sen” – Grum powoli gramolił się z ziemi. – „Łódź jest Wasza Hrabio”.

- „A ja to tutaj widziałem dzisiaj elfa” – włączył się Breg, który dalej urzędował przy szynkwasie. – „Znaczy elfkę, jak szedłem się wylać. Fajna taka, ooo, stała sobie tam…”

- „Szczymryj” – warknął zza lady Legrun.

- „Mówię jak było!” – oburzył się głośno traper. – „Taka dupa, o, fajeczkę paliła na zewnątrz, ale potem szła z powrotem to jej cycki tak skakały hop-hop-hop, to się nie mogłem napatrzeć!”

- „LEGRUN!” – Hrabia wyrwał wbity w stół nóż razem z deską. – ”RATIKOWYCH NA MNIE NAPUSZCZASZ? CO TO ZA ELFIE SZTUCZKI? CO ZA JEDNI?”

Gospodarz rozłożył bezradnie rozłożył ręce i uśmiechnął się koncyliacyjnie. - „A ja wiem, co za jedni? Ja na rasę nie patrzę, nie jestem z takich” – spróbował. ”Roi się gamoniom we łbach od gorzały, dupy nie mieli od miesiąca to i im się elfki do dymania śnią, cała historia. Robisz z igły widły i…”

- „CHŁOPCY!” – Hrabia rąbnął sękatą łapą w ladę przed Legrunem, łamiąc w pół mocno już nadpróchniałe drewno. – „DUPY SIĘ WAM ZACHCIEWA, HE? PORUCHAĆ MOŻE?”

- „Hrabia, nad ranem będą Ratikowi, nie rób głupot” – Legrun odsunął się poza zasięg ramion olbrzyma, kątem oka zezując na drzwi na zaplecze. – „Pomyśl o biznesie, o handlu… O tym pomyśl!”

- „Oooo, LEGRUN. Ja już swoje zrobiłem, swoje przehandlowałem.” – Ork kiwnął głową na powstałych do pionu chłopaków, którzy niuchając już krew w powietrzu dawno porwali za oręż. Głównie toporki, maczety i żelazne pały, ale paru miało i miecze, a byli i tacy, u których na ławach zalegały i myśliwskie łuki. – ”I na koniec, NA KONIEC, bo jesteśmy już prawie w wielkim finale, MOIM FINALE, ja nie dam się wyruchać. ZAPAMIĘTAJ SOBIE, TO JA TUTAJ RUCHAM. JA TU WYZNACZAM ZASADY”.

Legrun nic już nie mówiąc wymacał na półeczce zalegający na wszelki wypadek żelazny drąg. Na wszelki, ale na pewno nie na taki, jaki wypadał teraz.

- „CHŁOPCY!” – Hrabia dziarskim krokiem ruszył ku schodom. Przed nim zmierzali siedzący dotąd bliżej półpiętra zbójnicy z jego ferajny. – „ZAPROŚMY NAM TU LOKATORÓW NA PARTER, ZOBACZYMY KOGO TAM MAMY. INO ŻYWO!”

* * *


Kaeasa nie spała. Nikt już nie spał. Na początku krzyki z dołu zignorowali półleżąc na siennikach, wytężyli tylko słuch. Jedynie Revald stał już na baczność, z uchem przytkniętym do drzwi.

- „LEGRUN!” – Wydarł się ktoś na dole. – ”RATIKOWYCH NA MNIE NAPUSZCZASZ? CO TO ZA ELFIE SZTUCZKI? CO ZA JEDNI?”

- „Wstawać wszyscy, biegiem.” – Revald porwał panienkę z łóżka jakby ważyła tyle, co sama pościel na której spała. – ”Isabel, trzymaj się z tyłu z Tristanem. Żadnych ale”.

- „O co chodzi? Co jest grane?” – pytał rozespany Kaczor, który wciąż poruszał się jak w transie.

- „To Hrabia. Jego głos” – zreferował szybko Krull otwierając drzwi i wyskakując z mieczem w dłoni na korytarz. – ”Będzie draka”.

- „CHŁOPCY!” – Ryczał ktoś z dołu. Pewnikiem Hrabia. – „DUPY SIĘ WAM ZACHCIEWA, HE? PORUCHAĆ MOŻE?”

O co szło póki co nie wiedzieli, ale Revald nie zamierzał wdawać się w dysputy.

- „Łódź… Będziesz umiała…” – Krull spojrzał szybko na elfkę, zaraz przerzucił wzrok na Jaspera, który błyskawicznie otrzeźwiał. – ”A przewodnik… Tędy nie”.

Błyskawiczny przeskok myśli był koniecznością, Revald spróbował uderzyć, by wybić ramy okienne z lufcika na poddaszu, ale wstrzymał się widząc, że ujście będzie za wąskie. Rozgorączkowany, ale z determinacją i zdecydowaniem na twarzy wychylił się przez schody. Widział, co się święci. A za moment wszyscy mieli jeszcze usłyszeć. I usłyszeli, jeśli ktoś nadal miał wątpliwości.

- „CHŁOPCY!”

O taaak, chłopcy Hrabiego. Wątpliwości? Nie, teraz nie było już żadnych.
 

Ostatnio edytowane przez Panicz : 29-12-2015 o 23:43.
Panicz jest offline  
Stary 30-12-2015, 15:24   #50
 
Ryder's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputację
Zwykłe krzyki na dole były tylko denerwujące... Na dźwięk wyraźenia "elfie sztuczki" zrobiło się jej lekko gorąco, ale to jeszcze nic, myślała, przecież nikt jej tu nie widział za bardzo. Nagłe oświecenie było tyleż samo zaskakujące, co irytujące: Lairiel. Szlag.

Chwyciła tylko za swoją klingę, na pancerz nie było czasu.
- „Niech przyjdą. W tym pokoju mamy przewagę.”
 
Ryder jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:13.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172