|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
02-08-2018, 08:16 | #191 |
Reputacja: 1 | Dzień przed wyruszeniem na poszukiwanie Khaarim’To Gdy jaszczur nieoczekiwanie stwierdził, że odprowadzi Bora w głąb dżungli Tajga dostrzegła szansę, by zaspokoić swoją ciekawość. Upewniwszy się, że ich gospodarz zniknął na dobre zwróciła się do towarzyszy: - Skoro jaszczurki nie ma proponuję pozwiedzać. Intryguje mnie czemu zabronił nam się ruszać skoro ponoć nikogo tu nie ma, z tym ichnim szamanem na czele. Poza tym po przyjściu mówił coś o siedzibie króla. Nie intryguje was to? - Oczywiście, że tak. Na mój gust łgał z tą trucizną. W tych lasach na pewno jest takiego zielska tyle, by całą armię położyć trupem. Warto dowiedzieć się czegoś o naszym gospodarzu - poparł pomysł Edrik, którego słowa były prawdziwe, lecz nie zdradzały głównego celu, który nim kierował. To miejsce bowiem wyglądało jak to z zesłanej mu wizji. Musiał odnaleźć miejsce oznaczone symbolem Helma. - Ruszamy? Tajga spojrzała na resztę rozbitków. Przydałby się i Morkul do zacierania śladów ich bytności tu i tam; jeśli półork nie wyjdzie z propozycją to miała zamiar zaprosić go do szperania. - Mnie nie musisz pytać dwa razy - uśmiechnęła się Anka, zrywając na równe nogi - Siedziba króla, to może mu o wychodek chodziło? Pójdę poszukać… nie wychodka, cokolwiek, co jaszczur chce ukryć. - Musicie się pchać tam, gdzie nie powinniście? - Thazar nie wyglądał na zachwyconego. - Cała wielka budowla do naszej dyspozycji, a ciebie kusi siedziba króla? Dlatego, że mieliśmy tam nie chodzić? - Tak, tak, tak - odpowiedziała Peck, przytakując głową - Boisz się, że się skapnie i się wkurzy? - Nie jestem przekonany, czy denerwowanie naszego gospodarza to teraz dobry pomysł - zakwestionował ten konkretny pomysł Edrik. - On i tak wywęszy, gdzie byliśmy, jak mu będzie śmierdziało nami w innych miejscach - dodała Anka - niezależnie, gdzie pójdziemy. Chyba, że macie jak zamaskować zapach… Trzeba go zbajerować jak wróci, żeby ruszyć dalej jak najszybciej. Może niech Jasmal go uwiedzie. - Sama se go uwiedź - Obruszyła się Calishytka. Grupa nie była w stanie dojść do porozumienia co do zwiedzania więc podzielili się. Miejsce wydawało się być bezpieczne na tyle, by rozdzielanie się, nie zostało uznane za durny pomysł. Tajga i Anka postanowiły udać się na szczyt zikkuratu, tam gdzie znajdowało się miejsce do którego mieli pod żadnym pozorem nie wchodzić. Natomiast Thazar i Edrik ruszyli po prostu do najbliższego korytarza jaki mieli z placu na którym urządzili sobie miejsce do dziennego wypoczynku, gdzie mieli nawet prowizoryczny dach z ususzonych liści, na stelażu z bambusa i gałęzi, powiązanych lianami. Jasmal i Morkhul pozostali na miejscu, zajmując się swoimi sprawami. |
08-08-2018, 07:51 | #192 |
Reputacja: 1 | Komnata Króla Kobiety miały przed sobą całe mnóstwo schodów do przejścia. Było to dość czasu by się zniechęcić, albo zirytować i jeszcze bardziej chcieć dostać się do wnętrza strefy zakazanej. W końcu dotarły na ostatni taras, widząc na jego końcu najwyższy poziom zikkuratu - Komnatę Króla. Wpierw jednak musiały odpocząć. Po złapaniu oddechu pokonały ostatnie schody i zbliżyły się do wejścia. To co wcześniej wyglądało jak ciemne ziejące dziury w oknach, teraz okazało się być jakimś czarnym gładkim w wyglądzie szkłem, które z jakiegoś powodu nie odbijało światła. Podwójne drzwi, rozmiarem pasujące do potężnego jaszczuroczłeka, były wykonane z jakiegoś stopu metalu i stały zamknięte. Anna zaczęła z pasją badać drzwi, próbując znaleźć sposób na ich otwarcie. Szukała również innych mechanizmów, jak chociażby pułapek - skoro miejsce było zakazane, jaszczur mógł zabezpieczyć się przed nieproszonymi gośćmi, na przykład Yuan-Ti. Albo Anką. - Wiesz… wcale bym się nie zdziwiła jakby nasz gospodarz był tym no… - stojąca obok Tajga wypluła kilka szpetnych słów dotyczących dziwacznych jaszczurczych imion. - … tym nekromantą właśnie. Może magia pomieszała mu w głowie tak, że nawet o tym nie wie. Nie dziwi cię, że jest tu sam jeden ze swoim “przyjacielem”? Wszyscy umarli, zniknęli, a on został? Każdego umie wytropić, ale nie wie gdzie jest nekromanta? To się nie trzyma kupy. No i patrz jak się pozamykał! Komnata króla, którego przecież nie ma… Poczekaj no z tym grzebaniem - Tajga zanuciła kilka słów by wykryć ewentualne magiczne pułapki. - Ja mu średnio ufam, ale sami to byśmy się pętali jak smród po gaciach - odpowiedziała Anna, odstępując kawałek od drzwi - Po coś nas tam potrzebuje. Bardka poczuła magię. Skupiła się na jej aurze kilka dłuższych chwil, aż zobrazowała to sobie. Magia, bardzo silna i wyraźna biła od budynku, który otulała. Niestety "wyczucie" tego co było we wnętrzu komnaty już nie było możliwe, co najpewniej oznaczało zbyt grube ściany, chociaż zastanawiające było czemu przez drzwi i okna też nie mogła "wniknąć" swym wykryciem magii. Tajga skupiła się mocniej by określić jaki rodzaj zaklęcia może blokować magiczne szpiegowanie. Anna w tym czasie usilnie szukała tego czym gad mógł zabezpieczyć to miejsce. Niczego takiego nie znalazła. Drzwi, sądząc po śladach na posadzce, otwierały się na zewnątrz, a na jednym skrzydle było widać wgłębienie, które przywodziło na myśl otwór, w który wkłada się klamkę w zwykłych drzwiach. Za to zauważyła, że po kamiennej ścianie komnaty nie powinna mieć większego problemu wejść na górę, na zadaszenie budynku, co było dobrą, drugą opcją. Stosując swoje złodziejskie narzędzia, Anna próbowała zmierzyć się z problemem braku klamki. - Czekaj no! Tu jest pełno magii - burknęła Tajga, starając się określić jej rodzaj. - Dobra, poczekam chwilę… - padła odpowiedź Peck, która znowu odstąpiła do drzwi - Mama zawsze powtarzała, że jak będę niecierpliwa i wszystko macała, to mnie stara baba zabierze. Myślisz, że chodziło o Umberlee? - Zależy gdzieżeś się macała. A teraz cicho siedź - wymamrotała Tajga starając się wyczuć nici Splotu otaczające komnatę. Tajga skupiając się zaczęła wyczuwać magiczne aury tego miejsca. Próbowała je policzyć, ale ostatecznie nie była w stanie określić czy były trzy czy może cztery. Wszystkie zdawały się pochodzić z jednego miejsca. Wydawały się bardce być znajome, jednak na tyle inne by nie móc ich określić lecz pewna była, że czary pochodziły ze szkoły wywoływania i odpychania. Po dłuższym zastanowieniu udało jej się w miarę określić jeden z czarów otaczających to miejsce. - No i? Mogę otwierać? - dopytywała zniecierpliwiona Anna, tupiąc stopą o posadzkę. - Eee… - Tajga odsunęła się kilka kroków od drzwi i spojrzała na nie z niesmakiem. - Wiesz co, chyba nie. Całość jest obłożona potężnymi czarami, z czego rozpoznałam tylko jeden i to najsłabszy: ten który zapobiega podglądaniu, magicznemu i niemagicznemu. “Zaciszna kryjówka Morderkaineina”. Reszty nie znam, ale wolałabym nie być w pobliżu jak któryś pierdyknie po otwarciu drzwi - wzdrygnęła się. Niemniej jednak odkrycie zabezpieczeń jeszcze bardziej wzmogło jej ciekawość i podejrzliwość. - A błękitek mówił, że nie umie czarować, co? - zauważyła z sarkazmem. Oczywiście czary mogły zostać tu założone dawno, dawno temu i ich przewodnik mógł jedynie zostać uwzględniony w “upoważnieniu” do wejścia. Niemniej jednak Tajga wolała dmuchać na zimne. Takie podejście do tej pory zapewniało jej długie i bezpieczne życie. - A jest tu jakiś cienisty splot? - zapytała Anna, przymierzając się do wspięcia na szczyt zigguratu - Rozejrzę się na górze. - Chyba nie… - ostrożnie odparła dziewczyna. W sumie nie wiedziała czym się różni od zwykłego, a aury wokół zikkuratu były tak silne, że ledwo się na nich wyznawała. - I tak nic nie zobaczysz póki nie wejdziesz do środka. A jeśli tam jest jakaś pułapka… to na pewno nie przeżyjesz, zwłaszcza dodatkowo spadając z dachu. “I wtedy się nie przyznam, że tu z tobą byłam”, dokończyła w myślach. Prewencyjnie odsunęła się od budynku. Zanim Tajga skończyła swoją wypowiedź, Anka wspięła się już dość wysoko, chwytając zadaszenia. Dach był płaski i mozna było po nim swobodnie chodzić. Na środku Peck dostrzegła przeszklenie podobne jak na oknach, ale tu słońce padało z całą intensywnością prosto na nie. Po przyjrzeniu, zauważyła, że coś na nim widać. Po dłuższym wpatrywaniu zauważyła, że widzi przez nie wnętrze pomieszczenia, choć w mocno ograniczonym stopniu. Widziała granitowe stoły, na których leżały dziwne przedmioty, jakby pochodzące z innego świata. Na środku pomieszczenia leżała kryształowa półsfera z błyszczącego kryształu. Anna sięgnęła po łom i spróbowała nim podnieść szkło. Chwilę zajęło jej znalezienie sposobu by wsadzić koniec narzędzia tak by miało oparcie do działania. Zaparła się na tym, zwiększając nacisk, ale gdy już całym ciężarem oparła się, to nadal nie udało się ruszyć ramy okna w dachu ani o cal. Łom na szczęście miał dwa końce. Kobieta nie zniechęciła się, spróbowała szkło rozbić. Łom odbił się od ciemnego szkła, a Anna poczuła jak przez metal przechodzi ładunek elektryczny prosto na nią. - O kurwa! - Peck zawyła, wypuszczając narzędzie z ręki - No Anuś, bądź bardziej dyskretna… Niedoszła włamywaczka zabrała łom i wystawiła łeb zza krawędzi zadaszenia. - Ej, chcesz zobaczyć co tu na górze jest za szkiełko? Widać trochę pokoju. - zapytała Tajgę. - Tak? - zdumiała się Tajga. Niby na dachu jaszczur ich nie wywącha; jednak przekleństwa Anki zniechęciły ją do wspinaczki. Skoro tamta ma ochotę się narażać, to po co mają być głupie we dwie? - Wiesz, słabo się wspinam… Myślisz, że dasz radę się dostać do środka? Jest w ogóle po co? - Pfff - prychnęła Anka w odpowiedzi na ostatnie pytanie - oczywiście, że jest po co. Dać może dam radę wejść, ale na magię znam jeden sposób i nie działał… To zresztą było pytanie retoryczne, wskakuj. Zrzucę Ci linę. Tajga szybko przekalkulowała za i przeciw. Ich zapach - jeśli Morkul miał rację i tamten może ich “wyniuchać” - już został pod drzwiami. Wejście na dach nie zaszkodzi. A dalej się zobaczy. Chwyciła podaną linę i zaczęła się wspinać. Pierwsze podejście wywołało głównie falę przekleństw i ból rąk, ale drugie poszło lepiej. Zasapana bardka przysiadła obok Anny i zerknęła przez okienko. Sala nie wyglądała na norę nekromanty; raczej badacza czy innego odkrywcy. Wśród dziwacznych narzędzi i stert papieru jedyne co rozpoznała z całą pewnością to kompas. Westchnęła. - No i co dalej? Nie mam nic co mogłoby rozbroić magiczną pułapkę. A nawet jakbyśmy tam wlazły, to do niczego nam się te szpargały nie przydadzą. Zdzielisz zombie w łeb kompasem? Masz statek, żeby te mapy czy co to tam jest się przydały? Jak tam wleziemy to tylko się jaszczurka wścieknie i nigdzie nas nie zaprowadzi, a ukatrupienie go też się nam na nic nie zda. Daj spokój. Nie słyszałaś, że ciekawość zabiła kota? Gdyby byli w innej sytuacji to Tajga nie miała by oporów przed spustoszeniem pracowni niebieskołuskiego i pozbyciem się kłopotliwego właściciela. Teraz jednak koszt takiej operacji wydawał się nieporównywalnie większy niż potencjalny zysk. Pomijając fakt, że bez pomocy Thazara nie potrafiła ocenić czy te szpargały faktycznie by im się przydały. Zerknęła jeszcze raz w dół próbując jak najwięcej zapamiętać. Prewencyjnie rzuciła też drugie *wykrycie magii*, skupiając się li jedynie na widoku za szkiełkiem, choć wątpiła, czy to coś da. - Kurwa - oświadczyła, gdyż efekt był równie mizerny co za pierwszym razem. - Ja tu nic więcej nie poradzę, ani blokad nie zejmę, ani macać nie będę, żeby mnie nie pomacało. Chcesz to wal sobie łomem, albo wrócimy później większą ekipą - rzekła do Anki i prewencyjnie się cofnęła na krawędź dachu, do liny. Choć nie wierzyła, że ktokolwiek zechce tu przyjść. Sojusz z jaszczurem był zbyt cenny by zrywać go dla niepewnych i chwilowych zysków. Tajdze wystarczyła chwiejna pewność, że błękitnołuski nie jest nekromantą. - O matko, ale marudzisz - odburknęła zrezygnowana Anka - dobra, zostawię to. Może gdybym miała kilof albo jakiś ładunek wybuchowy… Albo więcej czasu. Tajga spojrzała na Anke spode łba, ale nie skomentowała. Ostrożnie zlazła z dachu i ruszyła w drogę powrotną, klucząc i zostawiając ślady w różnych miejscach tak, jakby się plątały po całym zikkuracie. “Podlała” nawet krzaczek albo i dwa; a co! Miała nadzieję, że Thazar miał więcej szczęścia niż rozumu i podczas swoich spacerów znalazł coś ciekawego. |
08-08-2018, 16:26 | #193 |
Reputacja: 1 |
|
08-08-2018, 17:15 | #194 |
Administrator Reputacja: 1 | Rozglądając się po pomieszczeniu, dopiero w trakcie skupienia się na wykrywaniu magii, Thazar dostrzegł, że pozostałe magiczne przedmioty znajdują się tak jakby za ścianą, za jednym z jaszczurzych posągów. Zbliżył się do tamtego miejsca. Tu też była płaskorzeźba, ale na tyle duża, że mogła ukrywać za sobą przejście. Widniała na niej scena jak kilku jaszczurów biesiaduje z dwójką ludzi, postawnym mężczyzną i drobną kobietą o długich włosach. Na środku widniał napis w prostym tłumaczeniu oznaczający "towarzysze". - Towarzysze - mruknął Thazar, przyglądając się płaskorzeźbie. - Brzmi to lepiej, niż, na przykład, służba. A potem sprawdził, czy można się wsunąć za płaskorzeźbę z towarzyszami. Albo trochę ją odsunąć od ściany. Albo przesunąć w bok. W końcu... skoro za ścianą coś było (a nawet parę magicznych 'cosiów'), to jakoś się można było tam dostać. - Znalazłeś coś jeszcze? – zagadnął Edrik przerywając na chwilę czyszczenie znalezionego pancerza oraz własne poszukiwania wyjaśnienia tego, jakąż to magią został naznaczony. Wodził oczyma po zagięciach metalu pragnąc odkryć jakieś runy, inskrypcje, czy symbole mogące uchylić rąbka tajemnicy. - Zaraz się okaże - odparł mag. Porządnie wymacana ściana w końcu uległa. Granitowa płyta opadła i przejście do kolejnego pomieszczenia stanęło im otworem. Był to korytarz, znacznie węższy niż ten którym przybyli, ledwo jedna osoba mogła się w nim zmieścić. Korytarz po kilku metrach skręcał w prawo, tam gdzie wyczuwał magię Thazaar. Skoro korytarz stał się dostępny, jedyną słuszną opcją zdało się magowi podążyć nowo odkrytą drogą. - Poczekaj - poprosił Edrika. - W razie czego będzie mnie miał kto wyciągnąć. Ruszył naprzód korytarzem, ostrożnie stawiając kroki w obawie przed ewentualnymi niespodziankami, jakie mogli tu pozostawić budowniczowie piramidy. Mag z duszą na ramieniu stawiał kolejne kroki. Dotarł do skrętu i na jego szczęście nic nie wyskoczyło na niego, nic nie spadło mu na głowę, ani podłoga nie rozstąpiła się, by rzucić go w przepaść. Teraz widział przed sobą coś jakby mały składzik. Stała tam skrzynia przykryta płaszczem. Zarówno zawartość skrzyni jak i przykrywający ją ubiór nosiły w sobie magię. Magia, o czym wiedział każdy, kto stawiał choćby pierwsze kroki w tej dziedzinie, mogła nieść ze sobą różne zagrożenia. Co prawda w pierwszej chwili Thazar niczego nie wykrył, to - na wszelki wypadek, ponownie rzucił zaklęcie wykrycia magii, chcąc się jak najwięcej dowiedzieć o płaszczu i pozostałych dwóch przedmiotach. Gdyby magia płaszcza okazała się zbyt mocna, Thazar miał zamiar podnieść płaszcz, a potem ponownie skoncentrować się na zawartości skrzyni. Zbroja będzie nadawała się do użytku, tego Edrik był pewny, aczkolwiek nie obejdzie się bez sporej ilości pracy, co nie stanowiło przeszkody, skoro i tak trzeba było oczekiwać powrotu jaszczura. Niemniej to miejsce nie nadawało się do czyszczenia. Magik wiercił się w dziurze, do której wlazł, toteż Edrik postanowił wykorzystać okazję i sprawdzić, czy czasami w bezpośredniej okolicy posągu ze zbroją nie ma wskazówek, co do jej właściwości, bądź przeznaczenia. - Wołaj, kiedy coś znajdziesz, albo utkniesz – rzucił jeszcze do Thazara nim zaczął szperać po pomieszczeniu. "Coś" oznaczało zapewne coś nieprzyjemnego, więc mag uznał, że magiczne znalezisko to nie powód, by wołać i niepokoić Edrika. W płaszczu Thazar wyczuwał magię przemian, choć z wyglądu był zwyczajny, miał nawet naszyte łaty. Reszta magii skryta była w kufrze, w którym magia mieszała się na tyle, że mag miał problem z określeniem jej. Sam kufer był zwyczajny. Tymczasem Edrik mógł podziwiać kunszt artysty który wyrzeźbił figury. Niestety nie mógł przyjrzeć się kamiennemu obrazowi "towarzyszy", gdyż ten zapadł się w podłogę, gdy Thazar otworzył przejście. Kto nie ryzykuje... nie wpada w kłopoty, ale i wielu rzeczy nie osiąga. Dlatego też Thazar wziął płaszcz do ręki i podniósł wieko kufra, chcąc sprawdzić, co takiego znajduje się w środku. Wieko było ciężkie, a zawiasy zaskrzypiały głośno gdy mag z trudem je otwierał. W środku znalazł małe sztabki jakiegoś metalu, kilka drogocennych pierścieni z czego jeden, wykonany z kości, ozdobiony wyrzeźbioną głową kota, połyskiwał w ten specyficzny sposób dla magicznych przedmiotów. Ponad to z magicznych rzeczy były jeszcze dwie kule z kryształu, wielkości jabłek z czego jedna wyglądała na pękniętą, była też jedna żelazna rękawica oraz pas wykonany z białych włosów, chyba ludzkich, splecionych w sznur. - Za chwilę wracam - rzucił w głąb korytarza, chcąc uspokoić Edrika. Dziesięć zwykłych pierścieni, wartych z tysiąc sztuk złota każdy, natychmiast trafiło do sakiewki Thazara, który postanowił się podzielić nimi z pozostałymi gdy tylko uda się im znaleźć na stałym lądzie, wśród prawdziwej cywilizacji. Potem wyłożył na podłogę całą zawartość kufra, odsuwając na bok sztabki metalu i rozkładając magiczne przedmioty, by znalazły się w pewnej odległości od siebie. Zamknął kufer, potem ponownie zabrał się za sprawdzanie aur magicznych przedmiotów. Płaszcz, biorąc pod uwagę naszyte, a zgoła niepotrzebne, łaty, mógł być (ale nie musiał) jakąś wersję szaty przydatnych przedmiotów. Rękawica, pojedyncza, kojarzyła się Thazarowi z jednym tylko przedmiotem - z rękawicą rdzewienia. Ale aura nie pasowała - rękawica promieniowała aurą wywoływania, a powinna - przemiany... Thazar obejrzał dokładnie rękawicę, usiłując znaleźć jakąkolwiek podpowiedź co do zastosowania przedmiotu, po czym zabrał się za kolejne obiekty. Kule zdały mu się za małe jak na kule szpiegowania, a za małe jak na kryształy Ioun. Poza tym ani jedne, ani drugie nie powinny być mlecznobiałe, z mnóstwem kolorowych drobinek w środku. Na wszelki wypadek podrzucił jedną z nich, ale jakoś nie chciała latać. Pierścień miał dwa ładunki nie wiadomo czego, a sznurkowaty pas promieniował aurą objawień, podobnie jak kule. Innymi słowy - Thazar nie miał pojęcia, który przedmiot jakie może mieć zastosowania... co nie znaczyło, że miałby cokolwiek zostawić. Założył płaszcz i nagle stało się dla niego jasne, do czego płaszcz służył. A raczej do czego służy, bo nigdy nie był używany. Szybko policzył dodatkowe łatki... Piętnaście. Trudno było sobie wyobrazić lepsze znalezisko. Szybko pochował wszystkie magiczne przedmioty, a ze sztabkami metalu w dłoniach ruszył z powrotem do Edrika. Miał nadzieję, że Edrik zdoła powiedzieć, co to za metal. Niestety, stary wojownik, chociaż mający znacznie większe doświadczenie, również nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. Jako że Edrik był obciążony zbroją, Thazarowi nie pozostało nic innego jak tylko spakować sztabki, a że nic więcej ciekawego nie znalazł, zaś Edrik miał w planach doprowadzenie zbroi do idealnego stanu, powoli ruszyli przetartym wcześniej szlakiem, po śladach, do obozu. Po drodze zmienił zdanie - postanowił rozdać od razu część złotych pierścieni i pokazać jedną kulę - tę uszkodzoną. Oczywiście nie zamierzał też ukrywać znalezionych sztabek metalu. - Edriku, twój udział w tej wyprawie - powiedział, podając wojownikowi dwa złote pierścienie. Mężczyzna spojrzał na niego lekko zaskoczony, ale wyciągnął rękę. Pierścienie wyglądały na cenne, ale nie był jubilerem, to też nie próbował ich wyceniać. - Dziękuję. Znalazłeś tam tylko ten dziwny płaszcz i te błyskotki? - Było jeszcze coś takiego. - Thazar podał Edrikowi jedną z kul. - Nie mam pojęcia, do czego może służyć. No i rękawica. - Pokazał wspomniany przedmiot. - Ma jakąś magię, ale nie mam pojęcia, jakie zaklęcia umieszczono w tym przedmiocie. Większość magicznych rękawic, o jakich słyszałem, występowała parami. Jedyny wyjątek należało trzymać z dala od metali, więc wolę nie ryzykować. Niestety, nie potrafię jej zidentyfikować, więc uważam ją za możliwie niebezpieczną. Gdy wyszli na słońce Edrik zauważył ledwo widoczny symbol, który jest na kuli, przedstawiający rękawicę z okiem. Z pewnym żalem Thazar oddał kulę wojownikowi. Symbol wyraźnie sugerował, że w jego dłoniach będzie przydatniejsza. |
08-08-2018, 18:06 | #195 |
Reputacja: 1 | Slaak'Han wrócił długo po zachodzie słońca. Sam. Gdziekolwiek był teraz Boro, można było go już tylko podziwiać za odwagę albo potępiać za głupotę. Najpewniej nigdy nie dowiedzą się czy podróż chłopaka doprowadzi go do celu, choć więcej pewności było, że zje go coś jeszcze tej samej nocy. Jaszczur wrócił do siebie, a z niewielkich okienek jego komnaty coś jakby połyskiwało przez pół nocy. Najpewniej było to po prostu światło małego ogniska. ~***~ Pierwsze promienie porannego słońca z trudem przebijały się przez gęste chmury jakie zasnuły cały nieboskłon. Jeszcze poprzedniego dnia pogoda dopisywała, a słońce mocno prażyło aż do zmierzchu. Teraz czuć było w powietrzu że zbiera się na burzę, a po chmurach można było założyć, że gdy lunie deszcz to będzie to porządna ulewa. Jaszczur co prawda od samego poranku zerkał w niebo trochę jakby nerwowo, ale nie zamierzał przekładać o kolejny dzień wyprawy. Wyruszyli. Z początku droga przebiegała tym samym traktem, którym dotarli na szczyt góry. To mogło wskazywać, że nie było innej bezpiecznej drogi w dół. Trwało to sporo czasu, ale przynajmniej pochmurna pogoda sprawiała, że nie było tak gorąco jak wtedy gdy ostatnim razem pokonywali ten odcinek. Ponownie jaszczur był przewodnikiem. Również nie poprzestawał na uczeniu swoich podopiecznych tajników życia w tej dżungli. Kilka godzin od wyruszenia, przewodnik zarządził alarm. Na ich trasie stały dwa wyraźnie drapieżne zwierzęta. Wielkie jak tygrysy, choć z sylwetki bardziej przypominały psa. Obwąchiwały zarośla, wyraźnie zainteresowane czymś co tam się znajdowało. Jasmal gdy zerknęła zza jaszczurzych pleców co się dzieje nagle poznała to miejsce. To tu po kryjomu wyrzuciła śmierdzące mięso, które dwa dni temu dostała od Slaak'Hana. Pamiętała bo musiała mocno się natrudzić, żeby pozbyć się podarku tak, by jaszczur się nie poznał, ani też jej towarzysze. Przewodnik nie chciał podejmować walki z dziwnymi drapieżnikami przez co musieli nadrobić jakieś pół godziny drogi, cofając się. Pierwsze krople deszczu spadły gdy weszli na nieznaną ścieżkę. Choć była zarośnięta to Morkhul wyraźnie widział jak ona biegła. Odniósł nawet wrażenie, że kiedy wcześniej tędy szli i minęli ją to wydawało mu się, że może tam być przejście. Nie od razu, ale systematycznie deszcz nasilał się. Jak początkowo wystarczyło narzucić kaptur tak wkrótce nie było już sensu kryć się przed deszczem, bo wszystko nim przesiąkało, a korona drzew nie stanowiła zadaszenia. Teraz wędrówka zrobiła się naprawdę trudna. Na ścieżkę wpływało błoto, było ślisko i wystarczyła tylko chwila nieuwagi by zrobić sobie krzywdę. Ich tempo znacznie zwolniło, więc wlekli się noga za nogą, robiąc coraz częściej postoje. Jasmal kilka razy prawie wylądowała na tyłku w błocie, ale na jej szczęście jaszczur był blisko i miał dobry refleks, zawsze na czas łapiąc ją. Anka za to mogła liczyć na Onagę w tej kwestii. Co innego Thazaar, którego ślady błota na szacie po przewróceniu się dosyć prędko zmywały strugi deszczu. Jaszczur zbywał prośby o przeczekanie ulewy. - My blisko dobrego postoju - warknął, a Thazaar już odruchowo przetłumaczył. Dla niego rola jedynej osoby stanowiącej pośrednictwo między grupą, a przewodnikiem, była bardzo męcząca. A może to tylko droga go tak wykańczała... ~***~ Większość z ocaleńców nawet nie zauważyła kiedy skończyła się dżungla i zaczęła osada. Wzniesione na zboczu góry domy z ciosanego kamienia były prawie kompletnie zarośnięte pnącą roślinnością. Solidna konstrukcja budynków sprawiała, że prawie wszystkie wciąż stały, choć okien i drzwi nie było prawie we wszystkich. Kamienne wąskie uliczki wciąż były widoczne między porastającą ją roślinnością. Woda lała się strumieniem przez środek osady kanałem, który z zamysłem rozmieścili budowniczowie tego miejsca, tak by praczki miały łatwy dostęp do niej, a i mieszkańcy mogli bez problemu czerpać wodę. Przynajmniej tak zapewne było nim dżungla wzięła wioskę w posiadanie. Podróżnicy niewiele myśląc schronili się przed ulewą w najbliższym piętrowym budynku. W środku było sucho nie licząc małego wodospadu spływającego po kamiennych schodach prowadzących na górę, wpadający w niewielką dziurę w podłodze, najpewniej do piwnicy. Z góry dochodziły odgłosy zdradzające, że dach przecieka i tam też swoje źródło ma domowy wodospad. We wnętrzu wszystko wyglądało jakby pewnego dnia mieszkańcy domu wyszli i już nie wrócili. Po kątach stały rozpadające się meble, był kamienny piec, a nawet walające się po podłodze żeliwne naczynia. Z okien mogli przyglądać się osadzie, cichej i posępnej, w strugach deszczu opłakującej swoich dawnych osadników. - Tu bezpiecznie - oznajmił jaszczur. Osada składała się z tuzina budynków mieszkalnych i podobnej liczby gospodarczych, które stały przyklejone do domów. Tylko jeden budynek wyglądał jakby miał się zawalić, pozostałe wydają się być stabilne. Stały na 3 poziomach zbocza góry. Choć nie było widać słońca przez gęste chmury to wyraźnie zaczynało się ściemniać zwiastując, że wkrótce zapadnie zmrok. Zdążyli więc w samą porę znajdując to miejsce na nocleg.
__________________ "Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory" Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn Ostatnio edytowane przez Mag : 08-08-2018 o 18:46. Powód: dodanie Mapy i legendy do niej |
08-08-2018, 21:14 | #196 |
Reputacja: 1 |
|
10-08-2018, 12:33 | #197 |
Administrator Reputacja: 1 | Dobre serce Thazara ograniczyło swą działalność do odstąpienia kilku pierścieni, tudzież pozostawieni w rękach Edrika jednej z kul - tej będącej w nieco gorszym stanie. Mag uznał (z czym - zapewne - nie wszyscy by się zgodzili), iż na tym należało zakończyć działalność charytatywną, jako że każdy miał prawo brać udział w zwiedzaniu piramidy, a tym, co ryzykowali zdrowie i życie należało się więcej niż tym, co robili niewiele albo i nic. Problem jednak na tym polegał, iż w rękach Thazara znalazło się kilka przedmiotów, które - nie da się ukryć - były bezużyteczne, przynajmniej tak długo, jak długo nie było dokładnie wiadomo, jakie są ich właściwości. - Tajgo, możemy zamienić kilka słów? - spytał. - Na osobności? - sprecyzował. - Oczywiście - bardka uśmiechnęła się uroczo i wzięła maga pod rękę, bawiąc się podarowanym jej wcześniej pierścionkiem. Mogła się domyślić po co mag chce ją wziąć na stronę; zżerała ją zarówno zazdrość jak i ciekawość. - Prócz tego szykownego wdzianka, które mam na sobie - powiedział Thazar, gdy już znaleźli się poza zasięgiem oczu i uszu pozostałych członków drużyny - i prócz tej zbroi, którą targa Edrik - dodał - znalazłem parę drobiazgów i byłbym wdzięczny, gdybyś zechciała je obejrzeć i powiedzieć, co o nich myślisz. Weszli do jednego z licznych opuszczonych pomieszczeń. Thazar zdmuchnął ze stołu zalegający tam kurz, a potem położył na stole żelazną rękawicę. - Proszę... I co o tym powiesz? Tajga pochyliła się nad wskazanym fragmentem uzbrojenia. Nie marnowała mocy na wykrycie magii zakładając, że Thazar nie fatygowałby jej dla byle kawałka złomu. - Hm… Nie jestem pewna… Wygląda trochę jak Pięść Furii, która razi piorunem przy uderzeniu, ale wtedy powinny być dwie… - zerknęła na Thazara i przeniosła wzrok z powrotem na przedmiot. - Ale… mam nadzieję, że to Rękawica Furii, która nie dość, że działa jak tarcza to sporadycznie generuje ofensywne czary. Muszę ją jeszcze zbadać dokładniej. - Swoją drogą nie zabroniłeś temu staremu piernikowi wkła… A przecież... sam nosisz niezidentyfikowany przedmiot na sobie? - Ppojrzała na czarodzieja podejrzliwie. - Przyznaj, nie chcesz marnować pereł na identyfikację reszty, co? - Wyzywająco założyła ręce na piersiach. - Ten się zidentyfikował sam - odparł Thazar. - Z pewnością coś ci mówi nazwa szata przydatnych przedmiotów? To właśnie, można by rzec, dziewiczy egzemplarz, prosto od krawca. A Edrikowi tylko powiedziałem, że nie wyczuwał w tej zbroi żadnego niebezpieczeństwa. Poza tym... jak tylko zobaczył znak Helma, to wołami byś go nie odciągnęła od tego pancerza. - Sam… - prychnęła Tajga, ale nie dyskutowała. - A co do pereł... - Thazar skrzywił się lekko. - Jak widzisz, łatwiej tu o pierścienie, niż o perły. Gdybym je miał, to może bym się i nauczył odpowiedniego zaklęcia. - A ponoć jesteśmy nad morzem… - Znasz jakąś syrenę, co by nam podrzuciła garstkę? Thazar zabrał rękawicę i położył na stole kolejny przedmiot. - Co myślisz o tym pasku? - Dużo lepszy - Pierwszy rzut oka pozwolił Tajdze zidentyfikowac pas, w czym wydatnie pomógł symbol niedźwiedziej łapy. - To pas Gwaerona, tego boga natury. Prócz ognistości broni ma w sobie czar który zmieni cię na godzinę w chmurkę. Albo i na dłużej. Można sobie polatać… Przyda się jak będziemy się podkradać do tego nekromanty, tylko hasła brak… - Z czułością pogładziła pas. - Słyszałem kiedyś o tym, ale nigdy nie widziałem - przyznał się Thazar. - Szkoda, że nie ma butów do kompletu... Hasła, by go uruchomić? - Teraz coś dla miłośników kotów - zażartował, zabierając pas, co wywołało gniewne prychnięcie bardki i kładąc na stół pierścień z kości, ozdobiony rzeźbioną głową kota. - To łatwe, jeśli to nie podróba - uśmiechnęła się Tajga. - To pierścień dziewięciu żyć, leczy umierającego właściciela. Niestety nie wskrzesza. Chyba można też się wzmocnić zamiast leczyć. Bez identyfikacji nie określę jednak, czy jest pełny czy pusty. Ale bezczelny ten jaszczur; miał tu takie skarby a chciał nas nasłać na yuan’ti. Jak myślisz, co mają czego on potrzebował? - spojrzała na Thazara. - Pierścionek, jeśli się nie mylę, wyleczy jeszcze dwóch umierających - odparł mag. - Mógł nie wiedzieć albo zapomnieć, bo to chyba leżało tu od czasów, gdy w tej piramidzie razem z jaszczurami mieszkali ludzie. A to, mam wrażenie, było dość dawno temu. - A skąd niby wiesz, że jeszcze dwóch? - zainteresowała się bardka. - Ma dwa ładunki. Tak powiedziała mi magia. - Założył pierścień na palec lewej dłoni. - Mam jakoś wrażenie, że nie kłamał z tymi yuan'ti. A co mają... Pewnie by trzeba iść i się przekonać. - Mało ci? Tak się obłowiłeś, a ja nic nie mam z włóczenia się po tych kamolach, tylko odciski na dłoniach. - Tajga zrobiła żałosną minkę. - Hmmm... Masz na myśli jakiś udział w łu... w znaleziskach? - spytał Thazar. - Udział… i co sobie niby kupię za złoty pierścionek w dżungli? Banana? - odparła pytaniem na pytanie Tajga. - Lepsze jest coś, co zapewni bezpieczeństwo… - Znacząco zawiesiła głos. - Cóż... Jeśli ci się nie podoba pierścionek... Możesz go... oddać? - Wymienić na magiczny? - chytrze uśmiechnęła się Tajga. - Oddać. - Thazar wyglądał na zdecydowanego. - Skoro nieprzydatny... - Pfffff… a identyfikacja to niby gratis? - nabzdyczyła się bardka. - Beze mnie nic byś z tymi gratami nie zrobił. - Prędzej czy później bym się dowiedział... - Thazar obrzucił dziewczynę uważnym spojrzeniem. - Dziesięć procent... hmmm... znaleźnego... dla starej znajomej? Tajga westchnęła. W tym momencie wyjątkowo interesował ją praktyczny aspekt znalezisk, a nie złoto. No cóż, na miejscu Thazara pewnie zachowałaby się tak samo… Nie. Na pewno nie dałaby mu aż 10%. - Niech ci będzie, moja strata. - Wyciągnęła do maga dłoń. - Noś to wszystko na sobie, może i bez perły znajdziemy sposób na aktywację. Przyjrzę się im jeszcze dokładniej, może jeszcze coś wymyślę. A rękawicą można by w coś przydzwonić testowo. - W ramach zaliczki... - Thazar podał Tajdze kolejny złoty pierścień. - Została jeszcze jedna rzecz... - Edrick dostał mniej więcej taką samą. - Wyciągnął w stronę dziewczyny mlecznobiałą kulę, z błyszczącymi drobinkami w środku. - Tamta miała też symbol rękawicy z okiem… - Helma? Ktoś tu lubił kapłańską magię. Też mi antyczne jaszczury… - Dziewczyna ostrożnie wyciągnęła ręce po przedmiot. Ostatnio edytowane przez Kerm : 10-08-2018 o 15:53. |
11-08-2018, 21:41 | #198 |
Reputacja: 1 | On wiedział. Ostatnio edytowane przez Avdima : 23-08-2018 o 15:22. |
12-08-2018, 12:10 | #199 |
Reputacja: 1 | Mokhrul zdawał się rozleniwiać z każdym kolejnym dniem. Ostatniego dnia spał niemal do południa, przez co przegapił moment, w którym drużyna postanowiła pójść na rekonesans. Pech, że nikt go nie obudził, bo faktycznie miał ochotę przejść się i sprawdzić co kryją zakamarki tej starożytnej budowli. Niestety natura wzięła górę i po tylu dniach i nocach pracy na pełnych obrotach, wypatrywaniu zagrożeń, szukaniu drogi, pilnowaniu by nikt nie wszedł w jadowite rośliny, lub olbrzymie pająki, półork po prostu "odpadł". |
14-08-2018, 08:30 | #200 |
Reputacja: 1 | jeszcze w zikkuracie... Wszystkie pokazane jej przez Thazara przedmioty były cenne i pożyteczne, lecz gdy Tajga wyciągnęła dłonie w stronę mlecznobiałej kuli poczuła do niej nagłą niechęć. Cofnęła ręce i ostrożnie przyjrzała się podejrzanemu artefaktowi. Thazar widać nic nie wyczuwał, bo swobodnie trzymał kulę, z lekkim zdziwieniem obserwując zabiegu bardki. - Nie mam jej co macać, bo to magia objawień, nie moja działka. Sam widzisz tutaj symbol rękawicy, symbol Helma - wyjaśniła Tajga swoją niechęć do tykania półprzeźroczystej sfery. Nie dodała, że świętoszkowaci kapłani nie przepadali za tym, gdy ktoś o... luźniejszych standardach moralnych tykał ich twory i odpowiednio je zabezpieczali. - Jest tutaj zamknięte kilka zaklęć, to pewne, ale ciężko mi powiedzieć, czy to stałe efekty, czy ilościowe. Przydałby się kapłan. Mówiłeś, że jest jeszcze druga, tak? Może służyły do komunikacji? Albo podglądania? Ciekawe... Poza tym nie miała więcej do powiedzenia na temat kuli, zabrała się więc ponownie za egzaminowanie rękawicy. - To jednak rękawica furii - zadecydowała. - Wzmacnia twój pancerz stale, raz na trzy dni możesz rzucić magiczny pocisk, lub komuś solidnie przywalić. Ale nie wiem czy przeszkodzi ci w rzucaniu zaklęć - krytycznie spojrzała na stalową łapę. Po podsumowaniu właściwości artefaktów pod rękę zgodnie wrócili do reszty. Thazar nie pytał jak poszła wycieczka Tajgi i Anki i w sumie dobrze; dziewczyna wcale nie miała ochoty opowiadać o swojej porażce. ~***~ Wędrówka przez dżunglę nie była tak emocjonująca jak poprzednio, ale Tajdze wcale nie brakowało towarzystwa zombie czy yuan'ti. Przy popasie w opuszczonej wiosce drużyna entuzjastycznie rozlazła się po ruinach. Widać znaleziska Erika i Thazara zmotywowały resztę do wzmożonej aktywności. Bardka postanowiła trzymać się tym razem dwójki szczęśliwców. Może i jej coś skapnie. |
Narzędzia wątku | |
Wygląd | |
| |