|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
12-06-2021, 11:25 | #11 |
Administrator Reputacja: 1 | W roli gnomki wystąpiła gościnnie MG Parę bardzo miłych chwil spędzonych z Isleen wprawiło Gabriela w bardzo przyjemny nastrój... a potem było jeszcze ciekawiej, bowiem jego współlokatorka miała (przynajmniej czasami) podobne jak on podejście do życia - że trzeba z niego korzystać, bo nigdy nie wiadomo, co jest za zakrętem drogi. W związku z tym Gabriel spędził baaaardzo miłą noc. Świat był piękny, a w takim towarzystwie podróż zapowiadała się wspaniale. Na dodatek przedstawiciel pani burmistrz był na tyle miły, że sprezentował śmiałkom kilku wierzchowców, które miały wspomnianych śmiałków zawieźć do samego Hluthvar. Co oznaczało, że czas podróży ulegnie znacznemu skróceniu. Wyruszyli w drogę przed południem, a dzięki wierzchowcom drogę przebywali szybko, chociaż trzeba było przyznać, iż jedynymi elementami umilającymi podróż było dobre towarzystwo, spotkania z podróżnym podążającymi w stronę Scornubel i, gdzieniegdzie, ciekawe krajobrazy. Nie było wyskakujących zza krzaków bandytów, panien w potrzebie czy innego urozmaicenia, jednego z tych co je tak licznie wymieniają bardowie w swych pieśniach. Ale słusznie mówił Bharrig - czekało na nich poszukiwanie smoka i spokojna, nudna można by rzec, podróż, była tym, czego potrzebowali najbardziej. * * * Niespodziewaną atrakcją w tejże podróży był wóz wędrownego handlarza. Co prawda po całym Faerunie krążyły setki różnych handlarzy, ale ten wóz był nietypowy, a ciągnął go stwór, o którym do tej pory Gabriel tylko słyszał (i nie do końca wierzył w jego istnienie) - słoń czyli elefant, przez niektórych dowcipnie zwany zwierzęciem o dwóch nosach. Gabriel od dawna nie dawał zarobić takim handlarzom, bowiem zazwyczaj nie dysponowali oni towarem z najwyższej półki. Ale że księgi i różdżki przyciągnęły uwagę towarzyszy, więc i Wieszcz postanowił zapoznać się z wystawionym do sprzedaży asortymentem. No i wpadło mu do ucha magiczne niemal słowo "perfumy". - Moja droga, możesz pokazać, co tam masz ciekawego? - spytał Gabriel jedną ze sprzedawczyń, równocześnie przenosząc wzrok z zastawionej flakonikami półki na biust gnomki. Mała kobietka uśmiechnęła się miło do Gabriela, po czym zaczęła wyjaśniać, jakie to posiadają mikstury na sprzedaż... - Bardziej interesują mnie perfumy - wyjaśnił. - Najlepsze, jakie macie - sprecyzował. - Och! Oczywiście... - Zachichotała Gnomka, przystawiając lekko dłoń do ust - To tam... - Zaprowadziła Wieszcza ledwie dwa kroki dalej, po czym wskazała kilka flakoników. - Dla pana, czy dla jakiejś damy? - Spytała, wskazując towar - Jest kilka rarytasów z samego Cormyru, i jeszcze dalszych ziemi... - Dla mnie. - Uśmiechnął się do gnomki. - Te z dalszych ziem interesują mnie bardziej. Co by mi poleciła osoba znająca się na rzeczy? - Zapach zwany... ummm... - Gnomka się nagle wyraźnie zaczerwieniła - ..."Kochanek nocy" z Morza Spadających Gwiazd. Bukiet kwiatów i lekki odcień miodu... - Zaprezentowała niebieską flaszeczkę, unosząc ją ku górze, w kierunku torsu Wieszcza. - Brzmi... interesująco... - Gabriel ujął dłoń gnomki, równocześnie nieco się pochylając. - Można... wypróbować? - Przeniósł spojrzenie z buteleczki na twarz kobietki, a potem spojrzał nieco niżej. - Uch... lepiej nie... to drogie perfumy... - Mała kobietka cofnęła swoje dłonie, jednak fiolka pozostała w dłoniach Gabriela. Gdy tak się w nią wpatrywał, zmieszana zaczesała kosmyk włosów za ucho - ...ale może pan odkręcić i powąchać, na to samo wyjdzie... - Skoro tak pani mówi... - Gabriel nie odrywał wzroku od gnomki. - Wystarczy odkręcić i powąchać? To może jednak pani...? A nuż wyślizgnie mi się z rąk... - No dobrze... - Mała sprzedawczyni uśmiechnęła się, po czym na powrót wzięła buteleczkę, odkręciła ją, i ponownie wyciągnęła dłoń ku górze, by mężczyzna powąchał. Jednocześnie zerknęła w bok, jakby szukając spojrzeń pozostałych... sytuacja była bowiem odrooobinkę jakby krępująca? - Piękny... - Nie można było jednoznacznie ocenić, czy Gabriel mówi o zapachu, czy biuście rozmówczyni. - Biorę... - Hkhem... khem... - Mała jakoś tak dziwnie odchrząknęła, po czym zakręciła fiolkę - To będzie 10 złociszy... coś jeszcze pana interesuje? - spytała, czekając na uiszczenie zapłaty. - O tak... - Gabriel sięgnął po pieniądze. - Ale raczej nie na oczach wszystkich - dodał szeptem. Gnomka zamrugała nerwowo oczkami, odbierając zapłatę i przekazując towar. - Uch... co... ma pan... na myśli? - Spytała drżącym głosikiem. - Małe spotkanie sam na sam, w celach zdecydowanie niehandlowych - odparł cicho Gabriel. - Piękna z ciebie kobieta... - Uch... - Gnomka poczerwieniała jak pomidor, i obejrzała sobie ludzkiego mężczyznę z góry do dołu, wyraźnie na moment, drobny moment, ledwie mgnienie oka, zatrzymując wzrok na okolicach paska spodni Gabriela... - To chodźmy... - szepnęła, wchodząc do wozu. Gabriel wyszedł z wozu z miną kota, który upolował tłuściutką myszkę. W rękach trzymał, niczym drogocenny skarb, starannie zapakowane zawiniątko. Podszedł z nim do kartkującej jakąś księgę zaklinaczki. - Mam dla ciebie prezent - szepnął jej do ucha. |
12-06-2021, 18:29 | #12 |
Reputacja: 1 | Deidre spędziła noc w pokoju z Gabrielem. Mogła oczywiście, zgodnie z przyjętymi konwenansami, wziąć wspólną izbę z Amarą, ale nie zwykła ona podążać utartymi ścieżkami. Szczególnie gdy w grę wchodziły nocne igraszki. Zaklinaczka doskonale widziała, jak Wieszcz patrzył na nią od momentu, kiedy się poznali. Sama też przyglądała się mu z nieukrywaną ciekawością, a jak tylko nadarzyła się okazja, by spędzić trochę czasu sam na sam - skorzystała w pełni. Następnego ranka w była w doskonałym humorze. Zamówiła kąpiel, która tylko wzmocniła dobry nastrój i we wspólnej sali, gdzie zebrali się pozostali towarzysze, pojawiła się jako ostatnia. Piękna, pachnąca i uśmiechnięta. Purpurowo-czarne włosy, zebrane tak, by opadały na lewe ramię, były jeszcze wilgotne po porannej kąpieli. - No, komu w drogę, temu czas! Nie ma co dłużej zwlekać - powiedziała wesoło do pozostałych, jakby zupełnie ignorując fakt, że to ona kazała na siebie czekać. Ruszyła dziarskim krokiem w stronę wyjścia i pierwsza opuściła karczmę. ~ * ~ - Daleko jeszcze? - jęknęła znudzonym tonem, prawie zlewając się z grzbietu karego konia. Podróż strasznie się dłużyła, a Deidre naprawdę źle ją znosiła. Nie tylko psychicznie, ale i fizycznie. Cała zesztywniała, wierciła się w siodle, kilka razy nawet prawie spadając ze swojego wierzchowca. Nie była przyzwyczajona do tak długiej jazdy konnej i obiecała sobie, że już więcej tego nie powtórzy. - Następnym razem bierzemy wóz - obwieściła w pewnym momencie, choć całkiem polubiła konia, którego otrzymała. Może, jeśli wszystko dobrze się ułoży, to uda jej się go zatrzymać na zawsze? W końcu los się do nich uśmiechnął. Przynajmniej na tyle, że zesłał na ich ścieżkę krótki przystanek w postaci bardzo interesującej karawany kupieckiej. Rogata niemalże od razu zeskoczyła z konia, by podbiec do rozstawionego kramu kupieckiego. Rzuciła szybko okiem na eliksiry i różdżki, obojętnie przejrzała zachwalane sukienki i inne kostiumy, by na dłużej zawiesić oko na zbiorze ksiąg. - O rany, tych jeszcze nie czytałam! - prawie pisnęła z radości, chwytając dwa tomy oprawione w dosyć wymowne, acz mieszczące się w granicach dobrego gustu, okładki. - Biorę! Niezależnie od ceny! Deidre była niepoprawną fanką tandetnych romansideł. Zaczytywała się w nich w każdej wolnej chwili, chichocząc jak mała dziewczynka… lub chochlik. Zadowolona z upolowanej zdobyczy, objęła książki rękoma i oddaliła się kawałek, by chociażby pobieżnie przejrzeć ich treść. - Ooo, to brzmi doskonale! - mówiła do siebie, kiedy czytała losowe fragmenty, ledwo powstrzymując się od zagłębienia się w całość. Prawie wzdrygnęła się, kiedy usłyszała głos Gabriela tuż przy swoim uchu. Ostrożnie zamknęła przeglądaną lekturę i spojrzała na mężczyznę, unosząc jedną brew. - Doprawdy? Nie umawialiśmy się na prezenty - powiedziała zadziornie, starannie ukrywając swoje zaskoczenie. - Co takiego? Spytała, a jej oczy powędrowały na trzymany przez Wieszcza pakunek. |
12-06-2021, 21:04 | #13 |
Reputacja: 1 | Amara spędziła wieczór upewniając się, że jej nowi towarzysze nie popadną w większe kłopoty niż decyzje, których będą żałować rano. Noc spędziła w pokoju z Endymionem, na szczęście obyło się bez większych scen, chociaż dźwięki igraszek Gabriela z Diedre postara się szybko zapomnieć. Rozumiała filozofię ich życia i nie krytykowała tego, że nią podążają. Miała tylko nadzieję, że są w pełni świadomi konsekwencji jakie mogą ich czekać. Rano obudziła się przed orkiem i przed zejściem na śniadanie wykonała kilka prostych ćwiczeń, na rozruszanie mięśni i stawów. Następnie postanowiła potowarzyszyć Deidre w kąpieli, chociaż skończyła szybciej niż tiefling. NA dole ustaliła z pozostałymi, czego zdołali się dowiedzieć o smoczyc od tubylców. Jak się okazało, bardzo mało. Pozostało im tylko wyruszyć ku nieznanemu. *** Jazda konno była dość… nowym doświadczeniem dla kobiety. Oczywiście, jeździła kiedyś, element treningu miał ją nauczyć… czegoś. Chyba empatii, aby uspokoić zwierzę, które właśnie dostało solidnego klapsa z rzyć, jednocześnie utrzymując równowagę będąc na nim. Pamiętała, że podczas tego treningu częściej spotkała się z gruntem niż z aprobatą jej wierzchowca. Nigdy jednak nie jeździła na tak długą odległość. - Spokojnie Deidre, pomyśl, że nauczysz się czegoś co ci się kiedyś przyda. Utrzymywanie równowagi, kontrola oddechu, siła bioder, aby nie obić se zadka… a tak na poważnie, może się zatrzymamy? Koniom pewnie też się przyda odpoczynek. Wtedy ujrzeli podróżnego handlarza i mniszka westchnęła z ulgą. Zsunęła się z konia i przytrzymała wierzchowca Deidre kiedy ta pobiegła do wozu niczym małe dziecko. Amara również postanowiła przejrzeć asortyment, nic nie przykuło zbytnio jej uwagi. Deidre kupiła sobie książki, Gabriel uciekł z jedną sprzedawczynią pewnie załatwić sobie zniżkę, Kargar i Bharrig zaciągali języka i kupowali ekwipunek. Amara nigdy nie kupowała sobie niczego ponad to co było niezbędne. Bardziej zainteresowała ją bestia ciągnąca wóz, masywne zwierzę o szarawej skórze nie wyglądało jakby pasowało do tutejszego. - Witaj przyjacielu. - zwróciła się do słonia - Pewnie nie jedną historię mógłbyś nam opowiedzieć co?
__________________ Mother always said: Don't lose! |
13-06-2021, 12:38 | #14 |
Reputacja: 1 | Endymion nie spał jak ork. Nie chrapał, nie rzucał się, nie obiecywał wrogom bolesnej śmierci. Po prostu przekręcał się z boku na bok. Spał mało. Jeszcze kilka godzin przed świtem odwiedził Agamemnona w stajni. - Hej, wstajemy - szturchnął go lekko, mówiąc po cichu aby nie obudzić nikogo niezamierzonego. Odpowiedziało mu na wpół wypełnione snem, a w pełni pogardą spojrzenie gryfa. Endymion uśmiechnął się do niego. Rytuał każdego dnia był dokładnie taki sam. Paladyn skrzyżował ręce w nadgarstkach kładąc dłonie na przyjacielu - I choć ciało słabe wola Sprawiedliwego silniejsza była niż siedem gór i siedem rzek - wyinkantował jedną z modlitw do Regathiela i przez orcze dłonie przepłynęło święte błogosławieństwo które przegnało wszelkie zmęczenie z oczy gryfa, tak jak przed kwadransem z oczu paladyna. Ze spojrzenia Agamemnona zniknęło zmęczenie, ale pogarda pozostała gdy wstawał, aczkolwiek więcej nie protestował Endymion zabrał Agamemnona nad rzekę niosąc drewniane pudełeczko, dwie misy i kilka chust. Gryf szedł za nim niezadowolony, ale… wiedział, że trzeba. Paladyn wyciągnął z pudełka kilka słoików różnych olejów i maści. Jeden z nich rozmieszał w misie z wodą razem z zawartością innej fiolki pozwalającą wymieszać się olejowi z wodą. Spojrzał z bólem na przyjaciela który teraz unikał jego spojrzenia. - Jesteś piękną bestią, Agamemnonie… nigdy nie myśl inaczej - poprosił go wiedząc, że słowa trafiają w próżnię. Sięgnął pod pióra odsłaniając paskudne blizny po kwasie. Były sztywniejsze niż skóra obok i naciągnięte. Nie wszystkie i nie w całości dało się ukryć piórami czy sierścią. Najgorsze były barwione tatuażami aby choć trochę je ukryć. Przez kolejną godzinę Endymion wcierał w blizny przyjaciela oleje, maście i ogólnie leki. Po grymasie oczu widział, że piekły nieprzyjemnie (choć nie do przesady). Kiedyś, nim udało im się znaleźć dobrego znachora, blizny schły, sztywniały, piekły okropnie gdy się pogoda zmieniała i pękały aż do krwi przy gwałtowniejszych ruchach. Na sam koniec natarł kikut po skrzydle. Jedyna pamiątka kująca w oko, przypominająca, że Agamemnon kiedyś szybował w przestworzach, a dziś był skuty okowami ziemi. Gdy skończył ujął głowę gryfa w dłonie i oparł czoło o jego. - No już przyjacielu. Skończyliśmy na dziś. Wiem, że cierpisz i starasz się tego nie okazywać. Wiem, że tęsknisz za swoją rodziną i, że nigdy ci jej nie zastąpię, ale będę starał się ze wszystkich sił by stać ci się bratem. Wiem, że pragniesz znów ujrzeć wierzchołki drzew i szczyty górskie wysoko spomiędzy chmur… kiedyś zarobimy dość złota aby ci je przywrócić. A wtedy znów wzbijesz się w przestworza. Musisz tylko być cierpliwym. Musisz tylko wytrwać. Kto wie… może to będzie właśnie to zlecenie. - Następnym razem bierzemy wóz - obwieściła w pewnym momencie Deidre gdy podróż się dłużyła i koński grzbiet wbijał się w siedzenie - Proponowałem go - zaśmiał się Endymion do towarzyszki, a miał nadzieję wkrótce-przyjaciółki. Proponował ale konsensus drużyny uznał, że jest zbyt powolny i na koniach będą dużo szybciej. Paladyn rozglądał się po towarach… miał na sobie mało skromne szaty w kolorach ognistej czerwieni i srebra, ale towarzysze już wiedzieli, że to jedynie iluzja i w rzeczywistości ma na sobie swoją zbroję płytową, a rapier przy pasie z łatwością może stać się wielkim toporem lub lancą. Gdy kątem ucha usłyszał jak Gabriel pyta o co bardziej egzotyczne perfumy niemal zastrzygł orczymi uszami. Dokończył na szybko rozmowę patrząc tylko gdzie zniknął jego towarzysz z gnomką. Wychynął zza rogu w poszukiwaniach towarzysza i gnomki, ale... już ich nie było. - Dziwne - stwierdził do siebie. Ostatecznie udało mu się uzupełnić częściowo swój zapas. Perfumy o zapachu róż. Jemiołę będzie musiał dorwać innym razem... Ostatnio edytowane przez Arvelus : 16-06-2021 o 08:28. |
14-06-2021, 17:45 | #15 |
Wiedźma Reputacja: 1 | Zachodnie Ziemie Centralne szlak przez “Rozciągnięty Las” wieczór Towarzystwo ruszyło wkrótce dalej, zostawiając za sobą obwoźnego kupca i słonia… który nawiasem mówiąc, był nawet i zabawny. Raz położył trąbę na karku Amary, i na szczęście Mniszka w porę się zorientowała, iż był to chyba sposób powitania zwierzęcia, i mu nie przylała… a raz nawet się na niego wdrapała(co nie spodobało się nic, a nic, głównemu kupcowi). Wszystko jednak skończyło się pokojowo. Gorzej było z tygrysim towarzyszem Druida. Tutaj wyraźnie słoń był przestraszony, i było darcie mordy przez Gnomy zarówno i na “futrzaka”, jak i krasnoludzkiego “kudłacza”, by się od słonia odpieprzyli... Sam Gnom nic konkretnego o smoczycy nie wiedział, a i podróżowali nieco innym szlakiem, idącym przez góry, niż ten bliżej jej leża… doradził jednak, by zdecydowanie nie pchać się w jej pobliże. Antyczny Smok to nie przelewki, jeden tylko taki, jest w stanie obrócić w ruinę spore miasto. Kargar westchnął, po raz kolejny zawiedziony “byle gadaniem”. Kto chciał, zakupił jakąś drobnostkę, i koniec końców ruszono szlakiem dalej… *** “Rozciągnięty Las” był podzielony rzeką na dwie części. Jej zachodnią, oni sami, parę dni temu oczyścili ze wspominanych Gnolli, część wschodnia znajdowała się w pewnych, Elfich rękach. Długousi byli panami tych kniei, i w sumie i nawet dosyć szybko przekonano się o ich obecności w trakcie jazdy. Elfy obserwowały podróżnych spomiędzy drzew, w dłoniach trzymając łuki. Czasem było je widać, czasem ich nie było… dały jednak tym zdecydowanie do zrozumienia, iż tam są, iż obserwują, są cichymi strażnikami wśród drzew… Powoli zbliżał się wieczór, a konie były już zmęczone. Nie pozostało nic innego, jak rozbić obóz obok szlaku, jeszcze w samych lasach. Nikt chyba bowiem nie miał zamiaru siłą forsować wierzchowców, do pokonania kolejnych… 20km, żeby wyjechać z “Rozciągniętego Lasu”? A skoro byli i obserwowani przez pokojowo nastawione Elfy, miało to (chyba) dodatkowy plus. Ich obserwatorzy zapewniali im jednocześnie i ochronę? Rozłożyć więc nocny obóz… tylko po której stronie szlaku? Niby trywialne pytanie, ale jednak. Po lewej, czy po prawej? A może rzucić monetą? Ognisko, postawienie namiotów. No bo mieli namioty, tak?? Ugotowanie może czegoś ciepłego na ognisku, nakarmienie wierzchowców, odpoczynek własnego zadka od siodła… obozowa sielanka, rozmowy, nocleg. Tygrys Druida klapnął sobie w cieniu, po czym przeciągle ziewnął. On również był zmęczony. A widząc, iż Bharrig ma zamiar jeszcze udać się na obchód najbliższego terenu wokół ich obozowiska, pojawiło się prychnięcie niezadowolenia, i tygrysi łeb położył się na swoich przednich łapach. A niech se Druid sam lezie… Gryf Paladyna postąpił podobnie, zachowując jednak parę metrów odstępu. Między obiema zwierzakami nie rozwinęło się do chwili obecnej nic więcej, niż szeroko pojęta "tolerancja"... ~ Krasnolud-Niedźwiedź przedzierał się przez gęstwiny, węsząc to tu, to tam, sprawdzając pobliski teren wokół obozowiska. Ostrożności nigdy za wiele, no i warto w końcu wiedzieć, co jest w pobliżu ich ewentualnego miejsca noclegu. Wyszedł z krzaków, na mała polankę, i trochę go zatkało. Jakieś 20 metrów przed nim, pod drzewkiem, siedziały sobie dwie młode, piękne, i golutkie(!) Elfki? Nimfy? Driady? Jedna z nich karmiła nawet niemowlę piersią… przy nich - czy nawet i na nich - siedziały również dwie maluteńkie Wróżki? I te również były golutkie. Całość prezentowała się bardzo pięknie, ulotnie, i zarazem słodko… zupełnie jak nie z tego świata. Zauważyły go. - Panie misiu, proszę sobie iść... - Powiedziała spokojnym, milutkim tonem, ta karmiąca piersią, posługując się językiem lasu. *** Komentarze za chwilę
__________________ "Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD |
16-06-2021, 16:03 | #16 |
Administrator Reputacja: 1 | Przerwa w podróży, spowodowana spotkaniem kupców, chociaż zawierała w sobie bardzo przyjemne elementy, z oczywistych powodów nie trwała długo i trzeba było ruszać dalej. Wierzchowce, ofiarowane śmiałkom, magicznymi zdecydowanie nie były. Podróż była co prawda szybsza, ale nie aż tak, by w jeden dzień dotrzeć do Hluthvar, ani nawet by przebyć Rozciągnięty Las, którego sama nazwa sugerowała, iż rozciąga się na dość długim obszarze. Część wschodnia miała tę zaletę, że pilnowały jej elfy, a to oznaczało brak potworów czy bandytów różnej maści. Ale był to też i minus, bowiem każdy wiedział, że elfy mają swoje nieco dziwne poglądy (przynajmniej jeśli chodziło o ICH las) i nigdy nie było wiadomo, jak zareagują na takie czy inne zachowanie w stosunku do roślin czy zwierząt. Elfy mniej czy bardziej otwarcie pokazywały, że śledzą każdy krok podróżnych, ale pogadać się z nimi nie dało, bowiem uparcie ignorowały każdą próbę porozumienia. Fakt, Gabriel nie należał do tych, co niszczą przyrodę, ale dobrze by było wiedzieć, czy za rozpalone w lesie ognisko nie oberwie się wystrzeloną spośród drzew strzałą. Po co było ryzykować, skoro była ładna pogoda, a na dodatek wszyscy (chyba) mieli namioty. I bez ogniska wieczór i noc mogły być bardzo przyjemne. No ale nie zamierzał kruszyć kopii z tymi, co tak bardzo obawiali się ciemności. Miejsce, jakie wybrali na obozowisko, nie różniło się niczym od tysiąca podobnych miejsc znajdujących się przy drodze. Las odsunął się nieco od drogi, można było rozstawić namioty, konie mogły skubnąć trochę trawy czy liści... Rozsiodłał i oporządził wierzchowca, a potem zwrócił się do Deidre. - Pomożesz mi rozstawić namiot? - spytał. - Czy wyczarować komuś trochę wody? - zadał głośniejsze pytanie. |
18-06-2021, 16:23 | #17 |
Reputacja: 1 | Bharrig musiał przyznać, że okolice Rozciągniętego Lasu były środowiskiem, w którym czuł się najlepiej. Trakty, choć nie do końca utrzymane w dobrym stanie, były o niebo lepsze od tego, co widział na ziemiach południa. Lasy, utrzymywane przez elfy, nie zatraciły swojej dzikości, za co krasnolud dziękował Silvanusowi. Buki i klony rosły między sobą, zaś krzaczaste podszycie zapewniało dość osłony, aby tylko doświadczona osoba mogła przedrzeć się przez gęstwinę, używając ścieżek wydeptanych przez zwierzęta. Choć wiedział, że elfy pilnowały okolicy, to jednak wolał przekonać się na własne oczy, że obozowisku, które mieli wkrótce rozbić, nie groziło nic, bowiem od tego zależało powodzenie ich misji. Stworzenia, jakie rozpoznał przed sobą to były nimfy, które czasem napotykał na swojej drodze. Nie zawsze i nie wszędzie, bowiem żyły tylko w odosobnionych gajach, choć, oczywiście, Rozciągnięty Las mógł zapewniać im dość protekcji, aby niektóre z nich opuściły swoje polany i zawędrowały w okolice szlaku. Nagość nie raziła Bharriga. Wiedział, że wiele istot lasu za nic miało koncepcję ubrania, które było powszechne w miastach. Pod tym względem, driady i nimfy miały całkiem dużo wspólnego ze zwierzętami, które ostatecznie często reprezentowały. - Bądźcie pozdrowione w imię Ojca Dębu - rzekł Bharrig pod postacią niedźwiedzia, robiąc lekki ukłon. Ostatecznie, nie skradał się. - Jestem tylko wędrowcem w tych ziemiach. Nie kieruje mną zła wola. - Ummm…? - Zdziwiła się młoda matka, i w sumie wszystkie kobietki, łącznie i z tymi całkiem maciupkimi, spojrzały po sobie. A niemowlę nadal ciągnęło spokojnie cyca… - Kim jesteś? Wędrowcem? I co tu robisz? - "Wędrujesz"? - Dodała ta druga, z nieco lakonicznym uśmieszkiem. - Podążam z kompanami w stronę Gór Zachodzącego Słońca - rzekł niedźwiedź, nie chcąc od razu zdradzić byle komu celu ich podróży. Góry zdawały się być na tyle ogólnym celem, który nie mówił nikomu niczego konkretnego. - Na głównym trakcie moi kompanioni rozbijają obóz… Moim celem jest zapewnić im bezpieczny nocleg… Opiekę… - mruknął. Głos Bharriga w skórze niedźwiedzia brzmiał nieco grubiej, choć nadal był rozpoznawalny dzięki pierścieniowi, który włożył wcześniej. Z ciekawością spojrzał na nimfy i dziecko. Był świadom tego, że kobiety nie widziały wiele mówiących zwierząt, stąd nie chciał ich przestraszyć. Zapewne domyślały się, z kim mają do czynienia. - Czy mógłbyś zadbać o to, by twoi towarzysze nas "przypadkiem" nie nachodzili? Byłoby miło… - Powiedziała młodsza, i wstała, nie przejmując się swoją nagością. A malutka wróżka, uważnie przyglądając się niedźwiedziowi, usadowiła jej się na ramionku. - Moi kompanioni nie zrobią wam krzywdy - rzekł przekonany o tym druid, który nie miał ochoty grać roli przyzwoitki dla jakichś nimf. Podszedł nieco bliżej, przyglądając się młodszej. - Czy elfy nie są dla was wystarczające? - Wystarczające… w czym? - Kobieta przyjrzała mu się troszkę jakby podejrzliwie, a w kącikach jej ust czaił się uśmiech. - Jakżeby inaczej? - sapnął niedźwiedź, a w jego głosie zdawało się wyczuć humor. - Ty i twoje towarzyszki, przy szlaku, którym bogowie raczą wiedzieć kto podąża? I silni elfowie, którzy strzegą od niebezpieczeństw? Wszakowoż święte gaje są położone głębiej w lesie… - druid sapnął i spojrzał na dziecko. - Ha, faerie! Jeśli szukasz zabawy, dam ci ją! Podrap mnie no za uszami i rzeknij, czy się mylę… - Tu jest strumyk, przysiadłyśmy sobie, ot tyle… - Odpowiedziała młódka, ale i zrobiła kroczek w stronę misia, ze słodkim uśmiechem. - Galadai… - Szepnęła karmiąca piersią, widząc co jej towarzyszka wyprawia. - A przemienisz się w prawdziwą postać? Pokażesz kim naprawdę jesteś? - Galadai postawiła kolejną bosą stópkę na trawie bliżej Druida będącego w zwierzęcej postaci… - Strumyki rzadko są w przypadkowych miejscach - niedźwiedź zrobił dziwną minę, którą wyglądała jak uśmiech. * * * Droga powrotna, po pożegnaniu się z Galadai, zeszła bez przygód. Druid, chcąc wtopić się w tło, ponownie przybrał formę niedźwiedzia, dzięki czemu zyskał możliwość węchu i nieco ostrzejszego słuchu. Oddaliwszy się od polanki, na której przeżył z nimfami parę upojnych chwil, stwierdził, że okolica - póki co - była w miarę bezpieczna. Ostępy leśne, choć zdziczałe przez upływ czasu, zdawały się nie być siedliskiem gnolli, ogrów lub też innych złych istot. Elfy zdawały się sprawować dobrą pieczę nad lasem, dzięki czemu zasoby druida, póki co, były nietknięte. Podczas swoich eskapad leśnych nie zauważył zbyt wielu elfów. Węch informował go, że nimfy także odeszły w swoją stronę - w głąb lasu. Po drodze, zauważył parę jagód, które zebrał i które później zamierzał uczynić magicznymi za pomocą zaklęć. Kiedy zakończył obchód wokół okolicy, postanowił zacząć wracać. Co do Galadai, druid nie czynił sobie złudzeń, że przelotna miłostka z fae mogła oznaczać coś więcej. Przeciwnie, zarówno legendy, jak i osobiste doświadczenia krasnoluda mówiły, że fae mogły kręcić się niedaleko szlaków z powodu chęci zabawy (jako że ich natura zawsze bywała kapryśna), ale całkiem prawdopodobne było, że dziewczęta porywały młodzieńców na szlaku, aby zdobyć ich nasienie, które później używały w swoich rytuałach w świętych gajach. Pod tym względem fae nie były aż tak różne od zwierząt lub duchów lasu, którym obce były pojęcia cywilizacji. Bharrig nie dbał o to. Dziewczyna wydawała się zadowolona, całość nie będzie miała konsekwencji na najbliższą przyszłość, jak sądził. Powróciwszy do obozowiska, pomagał swoim kompanom rozstawić obozowisko. Sam zazwyczaj sypiał pod gołym niebem na szlaku, jeśli tylko pogoda na to pozwalała, czasem tylko zbijając prosty szałas z liści i gałęzi pod koronami drzew. - Okolica bezpieczna - rzekł swoim kompanom. - Elfowie zdają się sprawować dobrą opiekę. Po drodzę zamarudziłem, krążąc po ostajach, ale zebrałem nieco jagód - rzekł, wskazując na garść, z których część była zaklęta. - Elfowie chronią szlak, ale zapewne dobrze zrobimy, jeśli nie będziemy z niego zbaczać - tu rzucił spojrzenie na miejsce nieco dalej w lesie, gdzie przysiągłby, że przed chwilą zobaczył jedną z długouchych sylwetek. - Zdaje mi się, że nie będą mieli nic przeciwko ognisku, jeśli tylko nie będzie zbyt wielkie. Suchych gałęzi jest aż nadto. Póki co, podróż nie zapowiadała się wyjątkowo ciężko - wręcz przeciwnie, druid rzekłby, że szlak, do którego był przyzwyczajony kazał mu myśleć o ostatnich paru dniach wręcz jako o sielance.
__________________ Evil never sleeps, it power naps! |
20-06-2021, 20:30 | #18 |
Reputacja: 1 | część 18+ feat. Kerm - Zaczynam zastanawiać się czy ta smoczyca w ogóle istnieje - zagaiła rozmowę Deidre, kiedy opuszczali gnomich handlarzy. - Zdaje się, jakby nic o niej nie było wiadomo. Może to tak naprawdę nie jest nawet smoczyca? Niezależnie od odpowiedzi, Deidre jeszcze jakiś czas zastanawiała się nad tym. Właściwie nie miała wiele więcej do roboty podczas tej nudnej podróży, więc jej myśli lawirowały między różnymi tematami. Starała się je skupić na czymś konkretnym, co nie tyczyło się jej ojca i szło jej całkiem dobrze, dopóki nie zdała sobie sprawy, że właśnie to robi. Zaczęła więc, ku swojemu niezadowoleniu, zastanawiać się czy w ogóle jeszcze pamiętał o jej istnieniu. I czy wiedział o tym, jaką ścieżką teraz postępuje? Miała nadzieję, że tak. I że skręca się w swoim piekle ze wściekłości, widząc jak zawzięcie walczy ze złem i czyni dobro - czyli to, czego on nie znosił. Uśmiechnęła się pod nosem na tę myśl i od razu zrobiło jej się przyjemniej. Nawet nie zauważyła, kiedy dotarli do miejsca kolejnego postoju. Nie wypowiedziała się na temat obserwujących ich Elfów. Nie miała w sumie nic do powiedzenia, nie znała ich zwyczajów, ani samych Elfów zbyt wielu nie poznała w swoim życiu. Liczyła tylko na to, że nie napadną ich, kiedy będą słodko spać. Uśmiechnęła się nawet do jednego z nich, ale ten najwidoczniej nawet tego nie zauważył. Wzruszyła ramionami. Większość czasu, który pozostali poświęcili na rozbijanie obozowiska, Rogata spożytkowała na czytaniu jednej z zakupionych książek. Przynajmniej dopóki nie podszedł do niej Gabriel i nie poprosił o pomoc. Cóż, prawdą było, że ona sama nie posiadała namiotu, a jedynie śpiwór. Nie widziało jej się spanie pod gołym niebem, w każdej chwili mógł przecież lunąć deszcz! Poza tym zachęcona treścią lektury i wspomnieniem poprzedniej nocy, zgodziła się pomóc Wieszczowi, w zamian za miejsce w namiocie. |
20-06-2021, 22:43 | #19 |
Reputacja: 1 | Amara zebrałą chrust i gałęzie, a w tym czasie Endymion wynalazł trochę głębiej większy suchy konar. Gruby na dwa męskie ramiona i stosunkowo długi. Ciężki, ale nada się. Wrzucił go sobie na barki i powoli przyniósł, a w samym obozie przerąbał go na dwie części toporem który chwilę wcześniej jeszcze był rapierem. Endymion zabrał się do gotowania. Nie miał wielu składników, ani opcji więc nikt nie liczył, że wyczaruje ucztę… ale przy odrobinie wysiłku i dużych umiejętnościach racje podróżne mogły stać się zauważalnie strawniejsze. Rozpalone ognisko było niewielkie aby uniknąć jakiegokolwiek prowokowania gospodarzy, więc woda gotowała się długo, ale dało to orkowi czas aby pobawić się więcej składnikami, a cebulce na patelni powoli i ładnie się zarumienić. Trochę czosnku, przypraw… i niestety wiele więcej nie dało się zrobić, bo racje podróżne nigdy nie były przeznaczone aby cokolwiek z nich ukręcać ponad pełen brzuch. Mimo tych niedogodności gdy Endymion zaserwował reszcie drużyny kolację (z szerokim uśmiechem na zębatej mordzie) było czuć różnicę. Endymion rozłożył duży, sześcioosobowy namiot. Nie zaprosił nikogo do środka i, po ostatniej misji, drużyna wiedziała, że dodatkowe miejsce jest przeznaczone domyślnie dla Agamemnona gdyby tego nocna pogoda nie zadowalała. Kiedyś bydlak na siłę wepchnął się do jednoosobówki Endymiona gdy nocą lunął potężny deszcz. Oczywiście namiot tego nie przetrwał, a paladyn spędził męczącą noc przygnieciony gryfem i zerwanymi płótnami. |
21-06-2021, 00:33 | #20 |
Reputacja: 1 | - Lepiej rozbić obóz w okolicy, skoro są tu elfy to pewnie potworów też mniej, może po prawej stronie? Rozpalimy ognisko i się ogrzejemy w nocy - Zaproponował kompanom Kargar, którego tyłek bolał już od jazdy. Z pobłażliwym uśmiechem przyjrzał się diablicy, która chichotała wcześniej czytając jakieś kupione od gnomich handlarzy romansidła oraz Gabrielowi, który w karczmie spędził noc z Deidre i chyba nie poświęcili całej nocy na sen... Oni też wydawali się być zmęczeni długą jazdą. |