Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-12-2008, 21:37   #41
 
TwoHandedSword's Avatar
 
Reputacja: 1 TwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodze
- Spokojnie, po co te nerwy...

Po usłyszeniu o rozpalonym żelazie, obcęgach i opuszczeniu Portu w kilku kawałkach Kris natychmiastowo zmienił swoje priorytety. Eskorta Groka była bardzo istotną kwestią, tak, goblin obiecał sporo złota. Chłopakowi jednak bardziej niż na zapłacie zależało na integralności własnego ciała. Mimo strachu przed torturami i gorączkowego poszukiwania sposobu na wywinięcie się z całej sytuacji bez szwanku, w głowie Krisa nieustannie błąkały się myśli o, w gruncie rzeczy utraconej już, szansie na zdobycie złota od Groka. Ten materializm bywał czasami nieznośny, nie pozwalał się skoncentrować, odciągał od ważniejszych spraw... Kris musiał szybko zdecydować czy ma mówić prawdę, czy dalej kłamać. To drugie raczej kiepsko mu wychodziło z jaszczurami, a biorąc jeszcze pod uwagę ich silne, stalowe wręcz i bardzo gorące argumenty, stwierdził, że musi trzymać się, przynajmniej w jakimś stopniu, rzeczywistej wersji wydarzeń. O Pani Losu, czyż to nie żałosne? Zbytnia pewność siebie może zgubić, Kris przekonał się o tym na własnej skórze. Żeby tylko chłopak wyciągnął z tego jakieś wnioski... prędzej założyłby się, że to zrobi. Bardzo nikłe szanse, tak nikłe, że Kris nie omieszkałby postawić w takim zakładzie paru sztuk złota, w razie wygranej zgarnąłby naprawdę przyzwoitą sumkę...

- Zacznijmy od tego, że moja... eee... historia może was nieco rozczarować. Cóż, nie wiem dlaczego uważacie mnie za jakiegoś tam pogromcę goblinów, skoro nim nie jestem. Faktem jest, że nie schwytałem Groka, a zostałem przez niego wynajęty.

W tym momencie Kris jakby trochę zmalał, skulił się i zrobił niewielką pauzę. Dowiedział się już co nieco o stosunkach pomiędzy goblinami, a jaszczuroludźmi i domyślał się, że wypowiedziane przez niego przed sekundą zdanie raczej nie wzbudzi sympatii gadów.

- Spotkałem go w drodze do Allracji w jakimś lesie -
kontynuował po chwili. - Dla mnie to tylko kolejne zlecenie, nie zagłębiałem się w motywy goblina, nie interesowało mnie to zbytnio. Z resztą on był bardzo nieufny i tak by wiele nie powiedział... No więc moje zadanie miało polegać na bezpiecznym odprowadzeniu go do obozu na bagnach. Plan był taki, że wyruszymy z wyprawą wojenną, a gdzieś po drodze odłączymy się i udamy do naszego prawdziwego celu. Ja miałem za to dostać naprawdę dużo złota!

Na usta Krisa już cisnęły się słowa: "Przecież miałem tylko odprowadzić goblina na bagna, a za taką kasę...". Chłopak jednak wiedział już dobrze, że nie miał "tylko" eskortować Groka - zlecenie było ponad jego możliwości. Za nic nie przyznałby się do tego głośno, wystarczy, że przyznał to przed samym sobą. Nie wspomniał, że plan dostania się na bagna był całkowicie jego autorstwa, chciał przez to w jakiś dziwny sposób polepszyć swój wizerunek w oczach gadów. No ale oczywiście musiał paplać coś o złocie... To było dla niego usprawiedliwienie - im większa suma, tym więcej można zrobić: kłamać, zabijać, skazywać goblińskich zleceniodawców na tortury... Krisowi może i byłoby trochę żal Groka, gdyby myślał o nim w tej chwili. Nie zamierzał jednak zaprzątać sobie głowy szamanem ani teraz, ani potem.

- To chyba tego... no to chyba tyle. - Zakończył dość kulawo Kris. - Nie szukam kłopotów - "To one zawsze znajdują mnie, nieważne gdzie jestem. A żeby to!" - Nie mam zamiaru iść na żadną wyprawę, a tym bardziej zgrywać wielkiego wojownika. Wszystko co robiłem, miało na celu jedynie dostarczenie Groka do jego obozu, to wszystko.

Kris cierpliwie czekał na reakcję jaszczuroludzi, a w międzyczasie przyszedł mu do głowy pomysł... Naprawdę w jego stylu. Postanowił, oczywiście z najwyższą ostrożnością, wybadać, czy gadom nie przyda się wąż snów, którego zamkniętego w magicznej klatce, wyglądającej na, bądź co bądź, nie tak wcale niezwykły chronometr przytaszczył tu ze sobą. Chciał go im sprzedać, a jakże! Musiał jedynie poczekać na odpowiedź Ili’uska, potem będzie już mógł dalej zająć się interesami. Może z jaszczuroludźmi pójdzie lepiej, niż z goblinami?
 
__________________
"Podróż się przeciąga, lecz ty panuj nad sobą
Sprawdź, czy działa miecz, wracamy inną drogą"
TwoHandedSword jest offline  
Stary 10-12-2008, 17:54   #42
 
Someirhle's Avatar
 
Reputacja: 1 Someirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputację
Aaargh...-To był pierwszy odgłos wydany przez Somka na powitanie poranka. Nie wynikało to bynajmniej ze złego samopoczucia, było raczej nawykiem, tak jak ciche steknięcie gdy wstawał, i parę głośnych sapnięć, gdy rozprostowywał gnaty. Pokręciwszy się trochę bez celu tu i tam w zasięgu paru kroków (przy czym fakt, iż wszystko lezy, jakpowinno został przyjęty ze sporym zadowoleniem), przystanął nad półorkiem, mruknawszy cos niezrozumiale, czego zresztą nie poparła żadna głębsza myśl, po czym wrócił na posłanie i przyklęknawszy nań, przymknął oczy, po czym wziął parę głębszych oddechów i zanucił cicho prostą melodię, którą kiedyś usłyszał, a która wydawała mu się szczególnie uroczysta i wprawiała go w odpowiedni nastrój. Odpowiedni do modlitwy, oczywista. Ścisnąwszy święty symbol Seimdalla w dłoni, rozpoczął modły...
Wesoły Podróżniku, opiekunie odkrywców, w swej niezmierzonej dobroci przyjm modły swego sługi w tym nowym dniu, niech blask twój opromieni jego duszę, tak by nigdy nie zszedł z właściwej ścieżki...
Niebieski Wędrowcze, patronie poszukiwaczy i śmiałków, pozwól by twa siła udzieliła się tym wszystkim, którzy wyruszają w nieznane, by powróciwszy wychwalać mogli Twe imię...
Porywający Wichrze, tułaczy obrońco i włóczęgów opoko, wspomóż tych, którzy niewolni ciałem, twoi są duchem, tak by iskra nadziei nigdy w nich nie zgasła i poprowadziła ku wolności wśród nieskończonych dróg i szlaków...

Modlitwa ta potrwa około godziny, czasem przerywana krótkim zaśpiewem, lub chwilą ciszy, a jest to czas gdy pogoda ducha Somka nie opuszcza, zaś lekki usmiech błąka się po twarzy, nadając jej nadzwyczaj łagodny i takoż niespotykany wyraz. Ogółem nie jest to zbyt głośny ceremoniał, więc mocno wątpliwe jest, aby przeszkadzał komukolwiek - chyba że skacowanym półorkom, ale akurat te protesty w żaden sposób na niego nie wpłyną. Skończy się natomiast następującymi słowami, wyszeptanymi cicho:
-Panie Wędrowców, Seimdallu, Ty wiesz najlepiej, gdzie przyjdzie mi teraz wyruszyć, jakie trudy znieść, lecz z Twoją pomocą nic nie jest mi straszne, za co chciałbym ci podziękować całym moim sercem i duszą. Chciałbym też prosić o piekę nad moim kompanem, choć niewiele o nim wiem, wydaje mi się być dobry duchem, choć nie miał okazji by to udowodnić.-
To powiedziawszy, otwiera oczy i wstaje. Jeśli jego towarzysz dotychczas się nie zbudził, potrząśa nim zdrowo, niech się ruszy.-
Hej, ty, wstawaj. Pora ruszać, bagna same do nas nie przyjdą, a i pieniadz piechotą nie chodzi. A nawet jakby chodził, to trza dogonić i złapać...-
Po czym zacznie się pakować, zbierając to wszystko co narozwalał, ponaglajac przy tym Thokka.
-No, zbieraj się, pora nam do Portu, gadać z jaszczurami, robota czeka... Ale najpierw powiesz mi jak się nazywasz.
Gdyby pytał co się z nikm stało, to Somek planuje mu to wytłumaczyć po drodze, po tym jak załatwi się z karczmarzem, przy okazji chwytając coś na przegryzkę i nieco wody dla nich obojga.
 
Someirhle jest offline  
Stary 10-12-2008, 21:53   #43
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Mondeus Crudusa 5466 CK, Allracja

Targowisko

Lane'rhal wędrowała po mieście przekonując się jak odmienne jest od siedzib elfów, zwłaszcza położonych bliżej centrum królestwa. Tam panowała cisza, poszczególne budowle wtopione były w leśny krajobraz, drogi przypominające bardziej leśne ścieki, przemierzały grupki elfów w różnego rodzaju szatach. Ich głosy rzadko zagłuszały śpiewy ptaków. Tu...było inaczej, głośno, krzykliwie. Zapachy różniły się od tych do których przywykła elfka. Tu ludność miasta tłoczyła się, przepychała, kupcy przekrzykiwali się nawzajem. Klienci kłócili się o ceny towaru (rzecz nie do pomyślenia w elfich królestwach) obrzucając siebie nawzajem obelgami. Nieumarli strażnicy przechadzali się po Targowisku bacznie obserwując tłumek. Lane'rhal po raz pierwszy widziała nieumarłych, tak samo jak półdiabłów, orków, goblinów, ba nawet krasnoludy, gnomy czy ludzie byli dla niej nowością. Niewiele bowiem istot ma wstęp w głąb elfiego królestwa. Pieniądze w sakiewce powoli topniały, ale nie nauczona oszczędzać elfka wydawała je wręcz rozrzutnie. Grajek podziękował wylewnie Lane'rhal i zagrał dla niej kilka innych ballad ,romantycznych, ale też i kilka sprośnych...Nienawykła do takiej tematyki elfka zaczerwieniła się aż po czubki szpiczastych uszu.


Port, „biuro” Ili’uska


- To chyba tego... no to chyba tyle. - Zakończył dość kulawo Kris. - Nie szukam kłopotów. Nie mam zamiaru iść na żadną wyprawę, a tym bardziej zgrywać wielkiego wojownika. Wszystko co robiłem, miało na celu jedynie dostarczenie Groka do jego obozu, to wszystko.
Przez cała tę wypowiedź Krisa, jaszczuroludź milczał. A gdy młodzieniec skończył.
- Złoto, taaak? Chciałeś mu pomoc za złoto?- rzekł w końcu Ili’usk sięgając gwałtownie po coś do szuflady. Kris się odruchowo sprężył do uniku, w razie gdyby jaszczuroludź, wyjął nóż do rzucania, ręczną kusze, albo podobny przedmiot.
Ale nie... Ili’usk wyjął z biurka pękatą kabzę, mówiąc.- Za tyle złota...taaak?-
Sakwa opadła z impetem na biurko, dźwięk jaki wydala świadczył o tym, ze jest wypchana monetami. A była to dość duża sakiewka.
- To może teraz pomożesz nam...za złoto.- dodał Ili’usk. -Sakiewka będzie twoja, o ile...wydobędziesz od goblina jego sekrety. I o ile będą one warte naszej uwagi, zapłacę za nie.-
Jaszczuroludź pazurem rozsupłał nieco sakiewkę, tak by Kris mógł zobaczyć, iż jest wypełniona złotem po brzegi, mówiąc.- Szamani bywają twardzi na torturach, a gobliny są delikatne. Ów ...Grok...może zemrzeć zanim cokolwiek powie. A wtedy pewnie na tortury trafiłbyś ty. Strata czasu, jeśli rzeczywiście nic nie wiesz...Więc.- tu zrobił pauzę, schował sakwę do szuflady biurka. Następnie dodał. -Masz okazję sie wykazać, wypuszczę i ciebie i Groka do Targowiska. Przekonaj go by ci zaufał, zdobądź jego sekrety i...wróć do Portu. Jeśli uzyskasz wartościowe informacje, dobrze zarobisz. Cztery Pazury potrafią docenić przydatne ssaki...taaak, umiemy i to bardzo. I nie próbuj nawet przedostawać się przez Port na Bagna, ani sam, ani z goblinem. Jeśli cię złapiemy, obedrzemy żywcem ze skóry i umierającego rzucimy bagiennym pijawkom na pożarcie. Nie wiem czy to bolesna śmierć, ale nawet wyczerpane ofiary tortur tam wrzeszczą...taaak...i to głośno.-
Ili’usk wstał i krzyknął coś w swym języku. Po chwili pojawił się olbrzymi masywny jaszczuroludź... Chociaż, jakby się tak dobrze przyjrzeć, to stwór ten tylko przypominał jaszczuroludzia. Był większy, roślejszy i bardziej prymitywny ...i straszniejszy.

Ili’usk długo mówił do niego. Rosły jaszuroludź chwycił Krisa za szaty tuż przy karku i ruszył do wyjścia wlokąc go za sobą. Gdy Kris próbował się odezwać, stwór zacisnął łapę na jego barku. Podniósł go na wysokość swego pyska i rzekł.- Nie odzywać, bo inaczej złamać kark jak patyczek, zrozumieć?-
Machający w powietrzu nogami Kris gorliwie kiwnął głową na potwierdzenie. Stwór postawił Krisa, na ziemię, po czym pociągnął za sobą chłopaka szarpiąc za szaty w okolicy szyi. Kris nie odważył się protestować. Wkrótce doszli na sam skraj Portu, gdzie w drewnianych klatkach zawieszonych nad odgrodzoną od reszty bagna kipielą wodną wisiały drewniane klatki splecone z pokrytej kolcami wikliny. W nich właśnie siedzieli więźniowie jaszczuroludzi. Przez środek tego buzującego jeziorka przeprowadzony był pomost, a na środku pomostu wartowali strażnicy. „Przewodnik” ciągnąc Krisa ruszył po drewnianym pomoście do strażników i skomplikowanego sytemu kołowrotów, opuszczających wiszące klatki na pomost. Po drodze strącił starą miskę wprost do owego jeziorka, i tam gdzie wpadła, zakotłowało się szczególnie mocno.
-Złowieszcze piranie.- rzekł stwór uśmiechając się groźnie. Ale Krisowi nie było do śmiechu. Jeśli miał on racje, musiały tu być ich setki. A pomost, nie wyglądał na solidny. Z każdą chwila Kris pakował się w coraz gorszą sytuację. Stwór dotarł z Krisem do strażników, przekazał im rozkazy w swej jaszczurczej mowie. Opuścili oni klatkę z Grokiem, którego stwór wziął pod pachę, niczym pakunek. Pobity prawie do nieprzytomności goblin nie stawiał oporu. Zabrawszy obu osobników, stwór skierował się do Wrót Celnych Portu i tam wyrzucił ich do Targowiska rechocząc przy tym wesoło. Kris wreszcie mógł odetchnąć z ulgą. „Gościnność” Portu mogła sie okazać zabójcza, tak dla niego, jak i dla Groka.

Dueus Crudusa 5466 CK, Allracja


Targowisko, Karczma „Złota Gęś”


- Sam widzisz, jak ja mogę dbać o swoją kondycję nie mając odpowiednich posiłków - wciąż z pełnymi ustami - przypomnij mi proszę abym po śniadaniu wręczył ci Twoją zapłatę.- Inglorin kiwnął głową. - Lucek, mam do ciebie drobną prośbę, naprawdę drobiazg - gdy niziołek nadstawił ucha, półelf kontynuował - czy byłbyś taki miły... i opłacił mi karczmę na kilka najbliższych dni. - mówiąc te słowa wykonał gest jakby odganiał muchę znad stołu, jednak palce dłoni złożył w znak i wyszeptał, w krótkiej pauzie, słowo jakim związał Zauroczenie na niziołku.
- Przyjaźni i interesów nie wolno łączyć ze sobą.- odparł niziołek.- Takie połączenia szkodzą, zarówno przyjaźni jak i interesom. Poza tym...nieładnie, że próbujesz mnie zauroczyć w tym celu.-
Zanim Inglorin zdążył odeprzeć te zarzuty, niziołek zaśmiał się.- Nawet nie próbuj obrażać mej inteligencji zaprzeczając. Myślisz, że urodziłem się wczoraj, czy co? Przy takiej ilości najemnych kapeluszy łażącej po drogach, bogaty kupiec powinien umieć rozpoznawać przynajmniej najprostsze czary, a także dysponować przedmiotami chroniącymi przed magią zauroczeń.-
-No, ale mimo tych prób zauraczania...Miło się z tobą wędrowało Inglorinie.- kontynuował Lucius.- Wiem, że was magów, kusi was do używania magii w każdej sytuacji. Więc ci twoje sztuczki z omamieniem wybaczam.-
Zakończywszy śniadanie, niziołek sięgnął do sakiewki i wyłożył należne półelfowi pieniądze, mówiąc.- W Złotej Gęsi dobrze karmią, ale też wysoko sobie każą liczyć, nie tylko za posiłki. Dlatego przyjmij moje rady. Lepiej dla ciebie, byś sobie znalazł inną karczmę. I nie próbuj tej sztuczki z zauroczeniem. Tutejsza uczelnia specjalizuje się właśnie w szkole zauroczeń. Więc miejscowi często zabezpieczają się przed uczniami którzy mają za dużo wiary w swe siły, a za mało rozumu by wiedzieć, kiedy się powstrzymać, od rzucania czaru.
Lucius zarzucił płaszcz na plecy.- Żegnaj Inglorinie, gdybyś chciał kiedyś zatrudnić się przy karawanie. Zawsze u mnie znajdziesz miejsce.
Po tych słowach wyszedł zostawiając półelfa samego w nowym mieście.

Targowisko, Karczma „Pod Pijanym Satyrem”


Ni szarpanina, ni krzyki nie mogły dobudzić półorka. Jedyne co wydobywało się z łóżka to ziewanie i trudne do zidentyfikowania mamrotanie. Przed Somkiem jawiły się więc dwie możliwości. Albo olać kompana (oczywiście nie dosłownie, choć i ta myśl przez chwilę jawiła się w kapłańskim umyśle) i pójść do jaszczuroludzi samemu, albo poczekać aż wreszcie półork zdecyduje się zleźć z łoża i dołączyć do wyprawy do Portu. Póki co Somkowy brzuch zaburczał w proteście przeciw swej pustocie. Decyzję więc, co zrobić dalej z tą sprawą kapłan postanowił podjąć po śniadaniu. Wszak najlepiej się myśli z pełnym żołądkiem. I z taką myślą kapłan energicznie otworzył drzwi , wypadł na korytarz i wpadł na delikatną elfkę, przewracając biedaczkę.
Lane'rhal nieco otępiała wstała dzisiaj. Ballady ulicznego grajka, zwłaszcza niektóre, sprowadziły na nią niepokojące sny. I myśli, o które by się nie podejrzewała. Nic więc dziwnego, że była nieco rozkojarzona rankiem i idąc na śniadanie, nie zauważyła otwieranych z impetem drzwi i olbrzymiego człowieka, nagle zagradzającego jej drogę. Uderzyło o niego niczym o twardy mur i wylądowała na podłodze. Dość niefortunna sytuacja. Ale mimo groźnego wyglądu, ów osobnik nie wydawał się zły. Nie mógł być zły z takim łagodnym i optymistycznym spojrzeniem.

Dzielnica Alchemików

Cytat:
Pracownia architektoniczna Garuma Stonebergera
Od prostych ciągów kanalizacyjnych po akwedukty
Promocja na projekty w promieniu 100 mil od Allracji
Szyld wyglądał zachęcająco, więc Maahr ochoczo wszedł do środka. Komnata w której był architekt pełna była, stołów kreślarskich, dużych arkuszy papieru i rysików. Przy dwóch stołach uwijały się dwa młode gnomy przenosząc poprawki z mniejszego na większy arkusz.
Siv jednak nie potrafił pojąc, co owe szkice przedstawiają. Były jednak szczegółowe i symetryczne. Co mu się bardzo podobało. W kącie siedział stary krasnolud i z pomocą linijki rysikiem odmierzał linie na dużym arkuszu papieru, koło niego stało kilka pieńków służących za taborety.
Broda jeszcze nie posiwiała, ale już pierwsze oznaki wieku było widać, strój schludny ale raczej ubogi. Natomiast pierścienie wyglądały na drogie.

-Pan w sprawie?- spytał Maahra, gdy go zauważył.
- Ja w sprawie ogłoszenia.- rzekł w odpowiedzi siv.
-Doskonale, doskonale! Zookim ! Dargul! Piwa dla gościa i dla mnie! Dobre interesy najlepiej przy piwie się załatwia. –entuzjazm Garuma był nieco...podejrzany.
Gnomy szybko przyniosły dwa kufelki piwa, jeden dla krasnoluda, druga dla siva.
- Otóż...Zapewne nie wiesz, jak i większość przyjezdnych iż Allracja jest bardzo starym miastem, o wiele starszym niż się wydaje. I posiada dość imponujący system kanalizacji deszczowej. Co prawda przebiega, on głownie pod dzielnicą Reprezentacyjną i Portem, ale mój cech powoli rozbudowuje go na inne dzielnice, ale...to taka ciekawostka. Przejdźmy do sedna sprawy. Otóż kanalizacja pod Reprezentacyjną i Portem jest stara. I ma problemy z drożnością. Czasem liście, albo odchody zatykają niektóre ciągi...czasem jakiś zombie utknie, albo kolonia przerośniętych szczurów uwije sobie gniazdo, tam gdzie nie trzeba...albo śluz się pojawi. I taki ciąg trzeba udrożnić. I tu jest rola dla ciebie, sztuka srebra za dzień pracy plus 10 sztuk srebra jeśli przyjdzie ci z czymś walczyć, plus wszystko co znajdziesz w ściekach. No i co ty na to? Prawda, że ekscytująca robota?- wyłożył sprawę krasnolud.
- Wzrost, rozumiem, ale co wspólnego ma z tym hart ducha?- spytał siv, gdy okazało się że robota nie będzie zbyt...czysta.
- W kanałach strasznie śmierdzi, trzeba mieć silną wole by tam wytrzymać.- westchnął Garum.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 16-12-2008 o 22:09.
abishai jest offline  
Stary 16-12-2008, 15:32   #44
 
Someirhle's Avatar
 
Reputacja: 1 Someirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputację
Aeeeeauuu...-...nastepny krok jaki wykonał przypominał nieco chód kogoś pijanego w sztok. Nie był przygotowany do zderzenia, przez co wywołało ono bliżej niezidentyfikowaną reakcję obronną, połączoną z chęcią dojrzenia domnienanego zagrożenia, co razem przełożyło się na niemal całkowitą utratę równowagi oraz podrygi tak dziwaczne, że aż nieodparcie śmieszne.
Niemniej koniec końców stanął dość pewnie tuż przy elfce, z lekkim zmieszaniem malującym się na twarzy
- Aj-aj, panienka wybaczy, nieuważny byłem, moja wina... Nie zrobiłem aby krzywdy, dobrze się czuje...?- Tu bezceremonialnie schylił się i chwyciwszy elfkę za ramiona postarał się przywrócić do pionu.
-Swoją drogą, powinna też nieco uważać, nigdy nie wiadomo, co się stanie... Jeszcze się przytrafi coś gorszego niż ja, większa krzywda może...? - Tu o czymś sobie przypomina i przywoławszy na twarz typowego Somkowego wyszczerza i puściwszy ją w końcu, stara się dla odmiany chwycić jej dłoń z zamiarem energicznego potrząśniecia. - Ja, znaczy Someirhle, wędrowiec, miło poznać, choć trochę to niefortunny początek znajomości... - tu dołącza do nich trzeci rozmówca, mianowicie Somkowy żoładek, upominając się w sposób głośny i dobitny o swoje prawa. Jeśli dotychczas jeszcze nie spotkał sie z żadną gwałtowną reakcją ze strony Lane'rhal, to zapewne jest właśnie ciągnięta w stronę najbliższego stołu - Wczesna pora, pewnie głodna? No, niech mi będzie wolno postawić Ci posiłek i kufel piwa... A właściwie to jak masz na imię? -
Co najstraszniejsze, ni krzty złych intencji nie można się w nim doszukać, ani odrobiny złej woli - szczerze się zmartwił, szczerze przepraszał i niezwykle zadowolony byłby gdyby towarzyszyła mu przy śniadaniu, a echa tej radości już teraz pobłyskują z lekka w jego oczach.

Jesli jednak w którymś momencie elfka mu przerwie lub ofuknie, Somek zamieni się w najnieszczęśliwsze stworzenie na świecie, po czym ciężkim, powolnym krokiem ruszy by zjeść samemu, po czym nadal smutny, ruszy na góę by zebrać resztę gratów, po czym ruszy do Portu (wraz z Kufelkiem), zostawiając śpiącemu Thokkowi następujący list, kreślony tradycyjnie, czyli na kolanie.
"Piłeś ze mną, padłeś, tom cię tu przyniósł. Nie mogę cię dobudzić, więc sam ruszam do Portu, myślę że mnie znajdziesz. I rusz dupę, śpiochu.
Jakby co, pytaj o Someirhle'go albo o Somka
." Zaś po chwili zastanowienia doda jeszcze "Tak się nazywam."

No, chyba że mu się towarzysz dobudzi w międzyczasie...
 
Someirhle jest offline  
Stary 17-12-2008, 16:01   #45
 
Odyseja's Avatar
 
Reputacja: 1 Odyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputację
~Moja głowa…~

Lane’rhal jeszcze przez chwilę kręciło się w głowie. Była tak zamyślona, że kompletnie nie spodziewała się tego zderzenia. Chciała przeprosić. W końcu to była jej wina… Ale nie zdążyła.

- Aj-aj, panienka wybaczy, nieuważny byłem, moja wina... Nie zrobiłem aby krzywdy, dobrze się czuje...? Swoją drogą, powinna też nieco uważać, nigdy nie wiadomo, co się stanie... Jeszcze się przytrafi coś gorszego niż ja, większa krzywda może...?

- Dziękuję… To ja powinnam przeprosić…- powiedziała elfka, stojąc już na nogach – Zamyśliłam się… Straszna ze mnie niezdara…

Ciepły uśmiech na twarzy dziewczyny kompletnie nie pasował do jej postaci. W jej twarzy i mowie było coś szlachetnego, ale jednocześnie pogodnego.

- Ja, znaczy Someirhle, wędrowiec, miło poznać, choć trochę to niefortunny początek znajomości...

… I zanim elfka się zdążyła zorientować, była ciągnięta do stołu.

- Wczesna pora, pewnie głodna? No, niech mi będzie wolno postawić Ci posiłek i kufel piwa... A właściwie to jak masz na imię?

No tak.. Z tego wszystkiego zapomniała się przedstawić. Przecież ucieczka z Sol’orazan nie powinna pozbawić jej manier, prawda?

- Jestem Lane… Naprawdę miło mi Cię poznać. – elfka mówiła jak najbardziej szczerze. – Posiłki mam opłacone, poza tym nie piję piwa, ale z przyjemnością zjem z tobą śniadanie. – znowu się uśmiechnęła.

Wtedy w drzwiach pojawiła się czarno biała kotka. Podeszła do elfki, skoczyła jej na kolana i spojrzała na panią z wyrzutem.

Lane’rhal spojrzała na nią przepraszająco. Z tego wszystkiego kompletnie zapomniała o swoim chowańcu!

~Przepraszam, Shamil…~

Pomimo, że nie wypowiedziała tych słów na głos, na pewno dotarły one do zwierzaka, bo kotka od razu rozłożyła się na kolanach dziewczyny i… zasnęła.

- To moja kotka. – wyjaśniła. – Mieszkasz w Allracji?

Podczas jedzenia śniadania, dziewczyna uświadomiła sobie, że w końcu zabraknie jej pieniędzy. Do tej pory wychowywana była w dostatku i nie musiała martwic się o pieniądze. Nie przeszkadzał jej jednak fakt, że będzie musiała pracować. Postanowiła po jedzeniu poszukać jakiejś okazji do zarobku.
 
__________________
A ja niestety nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Co spróbuję coś napisać, nic mi nie wychodzi. Nie mogę się za nic zabrać, chociaż bardzo bym chciała. Nie wiem, co się ze mną dzieje. W najbliższym czasie raczej nic nie napiszę. Przepraszam.
Odyseja jest offline  
Stary 17-12-2008, 18:55   #46
 
Makuleke's Avatar
 
Reputacja: 1 Makuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znany
"Sztuka srebra za dzień... mało." - zastanawiał się Maahr. - "Żeby zarobić sztukę złota, musiałbym pracować przez dziesięć dni... Ale z drugiej strony, pewnie nie raz trafię na jakiegoś śluza czy inne paskudztwo, a wtedy zarobek będzie znacznie większy."
W głowie siva zaświtał jednak pewien pomysł, który od razu postanowił wykorzystać. "Potrzebuję tej pracy, a nawet jeśli się nie uda nic wytargować, nie zaszkodzi jeśli spróbuję" - pomyślał, po czym rzekł do Garuma:
-Mogę się zgodzić na tą robotę, ale nie za taką stawkę. Podejrzewam, że mało kto będzie chciał taplać się w ściekach, a dla mnie bagno jest środowiskiem naturalnym. Dlatego myślę, że dwie sztuki srebra za dzień i piętnaście za niebezpieczeństwa i potwory to dobra oferta.
Siv raczej nie będzie długo się targował, a nawet jeżeli krasnolud nie przyjmie jego propozycji, to i tak pewnie podejmie się pracy, bo to jedyna, jaka mu odpowiadała spośród rozwieszonych ogłoszeń.
-A więc dobrze, kiedy i gdzie mam zacząć? - zapytał Maahr, kiedy już płaca została uzgodniona.
Kiedy już miał wychodzić, odwrócił się jeszcze na chwilę i zapytał krasnoluda:
-A tak na marginesie, panie Garum: mieszka pan w Dzielnicy Alchemików i ktoś polecił mi skierować się z moim pytaniem właśnie tu. Nie wie pan może, ile może kosztować tak około piętnastu kilogramów opium?
 

Ostatnio edytowane przez Makuleke : 18-12-2008 o 20:10. Powód: Drobna pomyłka w liczeniu ;]
Makuleke jest offline  
Stary 17-12-2008, 19:30   #47
 
Markus's Avatar
 
Reputacja: 1 Markus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znany
Gadrihil szedł nisko pochylony, z uważnym spojrzeniem wbitym w gościniec i zmarszczonym nosem nieustannie węszącym za tym konkretnym zapachem. Czuł całkiem niewiele zważywszy na fakt, że praktycznie wszystko inne zostało stłumione przez mocne, fiołkowe perfumy tego tłuściocha, który wynajął łowcę do uganiania się za jakąś elfią dziewczyną. Szczęście, że chociaż ślady końskich kopyt udało się odnaleźć, inaczej nawet gnolli myśliwy byłby zupełnie bezradny.

Wkrótce wędrowcy natrafili na kolejne rozdroże, gdzie Gadrihil musiał się zatrzymać, by dokładnie sprawdzić, w jakim kierunku udała się ich ofiara. Gnoll kręcił się dookoła, oglądał ślady i węszył do czasu, gdy jego spojrzenia przykuł refleks światła odbitego od jakieś drobnego przedmiotu. W jednej chwili znalazł się przy drzewie i podniósł leżący obok niego pierścień. Błyskotka wyglądała całkiem ładnie i musiała być trochę warta, więc łowca spróbował dyskretnie wrzucić ją do sakiewki, ale ubiegł go glos pracodawcy.

- Co tam znalazłeś? Zechcesz mi to pokazać, przyjacielu?

Ten przemiły i przesłodki ton, w jakim człowiek utrzymywał wszystkie swoje wypowiedzi, doprowadzał Gadrihila do szału. Najchętniej gołymi rękami udusiłby grubasa, a jego ciało przerobiłby na kilkudniowe zapasy żarcia, ale wtedy nici z zapłaty. Nie mając więc innego wyboru, rzucił pierścień pracodawcy i uważnie obserwował jak ten ogląda przedmiot.

- Śliczniutki, od razu widać, że należał do niej.- orzekł po chwili namysłu Awanar- Widzisz to?- spytał, pokazując symbol na biżuterii- To dowód, że ten sygnet jest… był własnością kogoś z rodu Linra’kh.
- Taa, piękny, wspaniały…. I wiele wart. Ja go znalazłem, więc, jeżeli chcesz go mieć, to dorzuć do zapłaty jeszcze trzydzieści złotych monet. Piękno tego złota powinno mi wynagrodzić stratę tego cudnego pierścionka.
- zakpił łowca.
- Zgoda, dodatkowe trzydzieści za pierścień. Znalazłeś już jej ślady, wiesz dokąd poszła?

Gadrihila nie odpowiadał przez dłuższą chwilę. Był zbyt zaskoczony tym, że jego pracodawca nie próbuje się targować o cenę sygnetu. Tym bardziej, że kilka dni temu tłuścioch wykłócał się o zapłatę za usługi łowcy z zawziętością urodzonego merkanta i był gotów walczyć, z uporem godnym lepszej sprawy, o każdego miedziaka.

- Trop wskazuję, że pojechała w kierunku Allracji.- powiedział w końcu, jeszcze raz zerkając w kierunku śladów. Jeżeli dziewczyna wierzyła, że fałszywa wskazówka w postaci sygnetu zmyli doświadczonego gnolla, to bardzo się myliła. Nie na darmo rasę Gadrihila uważano za najlepszych łowców na Tais.- Ale zbliża się już zmierzch. Nie ma sensu ruszać dalej, lepiej będzie znaleźć jakieś miejsce na nocleg.
- Przyjacielu, masz świętą racje. Już mnie nogi bolą od tego chodzenia. A zatem do roboty, znajdźmy jakieś przytulne miejsce!


***

Noc wydawała się całkiem spokojna, ale Gadrihila nie spał zbyt dobrze. Zawsze miał lekki sen, ale tym razem dodatkowo wietrzył podstęp ze strony swojego pracodawcy, co jeszcze bardziej utrudniało mu odpoczynek. Trwał więc w stanie półsnu, czekając tylko na najdelikatniejszy szelest. I w końcu się doczekał.

Gdy łowca poderwał się na nogi, niemalże równocześnie dobywając miecza, który zawsze trzymał blisko siebie, spodziewał się dostrzec człowieka ze sztyletem w ręku, albo cichcem wymykającego się do lasu. Zamiast tego zobaczył dokładnie nic. Awanara, jego posłania, rzeczy i całej reszty nie było. Jedynie dość świeże ślady niewątpliwie należące do człowieka, prowadziły w kierunku gościńca.

Gadrihil przeklął szpetnie i rzuciła się w pogoń za swoim niedawnym pracodawcą, w myślach już opracowując najwymyślniejsze rzeczy, jakie zrobi człowiekowi, gdy tylko go dopadnie. Gdy wypadł na drogę, zdziwiły go dwie rzeczy. Po pierwsze, urwały się wszelkie ślady stóp, a to oznaczało, że ten przeklęty człowiek musiał użyć jakiegoś hokus-pokus. Po drugie, zapach fiołkowych perfum był tu ledwie wyczuwalny, choć jeszcze przed chwilą mocno drażnił zmysły gnolla.

Kilka przekleństw później łowca zrozumiał, że w tym przypadku uganianie się po nocy nie ma sensu. Najwyraźniej miał do czynienia z magikiem, a oni zawsze mają jakieś sztuczki, które pomagają im w takich sytuacjach. Gadrihila pocieszała jedna myśl. Wiedział dokąd udał się Awanar i znał cel jego łowów. A to oznaczało, że gnoll musi po prostu udać się do Allracji i tam odnaleźć oszusta, obedrzeć go ze skóry i odzyskać swoje pieniądze, na które łowca uczciwie zapracował.

Gadrihil mylił się tylko w jednym - Awanar wcale nie udał się do miasta. Rozkazy Tkaczki były aż nazbyt wyraźne i człowiek, choć nie przepadał za brutalnością, nie miał innego wyboru…

***

Awanar opłukał ubrudzone ziemią ręce, wykorzystując w tym celu wodę z manierki Gadrihila. Rzeczy łowcy zagrzebał w płytkim dole, dość daleko od drogi. Oczywiście człowiek nie miał zamiaru ich ze sobą dźwigać, ani wracać po nie później. Natomiast ciało gnolla pozostawił na pastwę dzikich zwierząt, a kilka drapieżników już niedługo powinien zwabić zapach krwi.

Zabicie łowcy przysporzyło człowiekowi więcej kłopotów niż ten oczekiwał i zmusiło go do zrobienia tego, co strasznie robić nie lubił. Ostatecznie jednak zaskoczenie przeważyło na korzyść Awanara i pozwoliło mu obezwładnić przeciwnika, a później poderżnąć gardło bezbronnego gnolla. Ciemna, cuchnąca jucha dość obficie ubrudziła ubranie niewprawnego mordercy, ale na całe szczęście nie było to nic, z czym magia nie dałaby sobie rady. Kilka prostych słów, jeden czy dwa gesty i czerwone plamy zaczęły znikać, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu.

Czysty i uśmiechnięty Awanar wrócił do obozowiska, zebrał swoje rzeczy i wyruszył w kierunku Allracji. Pierwsze promienie wschodzącego słońca były zapowiedzią nowego, pięknego dnia, a Helderion uwielbiał cieszyć się z tak prostych i przyjemnych chwil, nawet jeżeli w najbliższych perspektywach miał jeszcze dużo pracy.

***

Allracja na pierwszy rzut oka wydawała się dość przyjemnym miejscem... Oczywiście, jak dla osób pokroju Awanara. Ledwo przekroczył bramę do dzielnicy Targowej, a niemal natychmiast ogarnęło go to przyjemne uczucie, które zawsze towarzyszyło mu, gdy odwiedzał jakieś większe miasto. Krzyki sprzedających i kupujących, dziewczęta próbujące wcisnąć przechodniom orzeźwiające napoje, urzędnicy i strażnicy pilnujący, by miasto nie traciło na „mniej legalnych” transakcjach, tudzież całe masy rozmaitych istot, tłoczących się i rozpychających we wszystkich możliwych kierunkach. Wszystko to było standardem dla tego typu dzielnic w każdym większym mieście i Awanar już dawno przyzwyczaił się do niepowtarzalnego klimatu dużych miast. Człowiek, świadomy niebezpieczeństwa grożącego jego sakwom w tak tłumnym miejscu, powoli i ostrożnie przedzierał się w kierunku najbliższej gospody. Kto, jak kto, ale Helderion był święcie przekonany, że zasłużył na odpoczynek w ciepłym i w miarę miękkim łóżku. Oczywiście za odpowiednio niewielką opłatą, ale akurat nad tym elementem trzeba było jeszcze popracować...

***

Była to już szósta karczma, jaką Awanar odwiedzał tego dnia, co wcale nie napawało go optymizmem. Jednak, jeżeli służba u Tkaczki nauczyła człowieka czegokolwiek, to właśnie tego, że cierpliwość popłaca. Nie zawsze, ale zazwyczaj. W tym przypadku „cierpliwość” zaowocowała zupełnym brakiem sukcesów i stratą połowy dnia, którą człowiek spędził w pięciu poprzednich gospodach.

Jednak strzał numer sześć miał spore szanse na trafienie w gust Helderiona. Wbrew pozorom, człowiek wcale nie był wybredny w kwestii samego miejsca i jakości oferowanych tam usług. Zbytnio nie interesowało go też zachowanie towarzystwa, które upodobało sobie daną tawernę, bynajmniej tak długo, póki nie przeszkadzano mu w spokojnym zażywaniu odpoczynku. Interesowała go tylko jedna rzecz, a właściwe jedna osoba. Karczmarz.

W poprzednich trzech przypadkach gospodarze, a w dwóch gospodynie, okazali się cwani i doświadczeni w karczemnej robocie. Dobrze wyczuwali klientów, wiedzieli kogo i na ile mogą naciągnąć, komu sprzedać mocno rozwodniony trunek, a z kim lepiej nie ryzykować, a ponadto znali wszystkie inne, brudne sztuczki, jakie powinien mieć opanowane prawdziwy karczmarz. No i mieli swoich stałych klientów, którzy co dzień odwiedzali ich przybytki, by spić się do nieprzytomności i wieczorem znaleźć się w najbliższym rynsztoku.

Ta karczma była inna. Była świeża i nowa. Meble jeszcze nie nosiły śladów po licznych naprawach, będących efektem burd i bijatyk, a klienci patrzyli na wszystko dookoła z nieukrywaną podejrzliwością. Z równo nieufnością podchodzili do stawianych przed nimi potraw i trunków, jakby bali się, że karczmarz spróbuje ich otruć. Za ladą stał młody i energiczny chłopak, z dumną miną świeżego właściciela. Na twarzy miał wręcz wypisane, że uważa się za niesamowicie przebiegłe i sprytnego, i z pewnością uczyni swój nowo otwarty lokal najlepszym w mieście. Awanarowi zrobiło się niemal żal tego młodzika, którego dopiero czekał moment, gdy życie wdepcze jego marzenie w błoto i pokaże mu, jak niemal wszystkim, że powinien zapomnieć o wielkim bogactwie.

Helderion wyczuł okazje, gdy tylko wszedł do środka i ujrzał młodego, niedoświadczonego karczmarza. Natychmiast przybrał minę okropnie zasmuconego człowieka, któremu los dał właśnie ciężką lekcje, poczym ospałym krokiem powlókł się w kierunku jednego z wolnych miejsc w samym rogu karczmy. Tam opadł ciężko na krzesło, w ponurym geście spuścił głowę na dłonie i w tej pozycji czekał. Tak, jak podejrzewał, wkrótce obok jego stolika ukazał się młody, nadgorliwy karczmarz, który samemu postanowił zająć się nowym gościem.

- Witamy, witamy w naszych skromnych progach. Czym możemy służyć szanownemu panu? Dysponujemy wspaniałej jakości trunkami i równie wyśmienitymi potrawami...

Choć chłopak starał się sprawiać wrażenie uprzejmego, to jednak chciwy błysk w jego oczach i nazbyt duża usłużność sprawiały, że jego zachowanie były sztuczne i przesadzone. Potok słów, którym zalewał Awanara, najpewniej zanudziłby rozmówce, gdyby ten nie przerwał chłopakowi w pół zdania.

- Wody. Poproszę tylko o trochę wody, jeżeli to nie będzie nazbyt duży kłopot.

Z początku karczmarz chciał coś powiedzieć, pewnie dalej wychwalać cudowność swojej karczmy, ale kilka srebrnych monet, które Awanar wyłożył na stół, natychmiast ucięły dalszą rozmowę. Młodzieniec już teraz zaczynał czuć, że oto może siedzieć przed nim okazja jego życia i to jeszcze za nim zdołał na dobre rozkręcić interes! Klient, który płaci sześć srebrnych za kubek wody nie zdarza się na co dzień.

Po krótkim czasie Helderion dostał kufel z w miarę czystą wodą, a karczmarz wrócił do swoich obowiązków. Pozostawiony samemu sobie, człowiek dalej udawał przybitego wydarzeniami dzisiejszego dnia i tylko od czasu do czasu pociągał łyk wody z naczynia i wzdychał, jakby jakiś wielki ciężar leżał mu na sercu. Z pochyloną głową i przymrużonymi oczami bez trudu mógł przyglądać się gospodarzowi, a zarazem udawać, że nie widzi, jak młodzieniec robi dokładnie to samo.

Po wielu długich chwilach, gdy Awanar miał już pewność, że dobrze ocenił młodego karczmarza, a zarazem dał się poznać od właściwej, zatroskanej i zmęczonej strony, wstał od stołu i ruszył w kierunku lady. Ledwo zdołał tam dotrzeć, a natychmiast wyrósł przed nim gospodarz i pełnym nadziei głosem zapytał:

- Czy życzy sobie, szlachetny pan, czegoś jeszcze? Może coś do jedzenia, mamy przepyszne...
- Zastanawiałem się jedynie, czy nie znalazłby się dla mnie wolny pokój, miły gospodarzu.
- Ależ oczywiście panie, natychmiast każe przygotować.
- odparł błyskawicznie karczmarz.- Wynajem za dzień to...- zawahał się na chwilę, oceniając swojego gościa- osiem sztuk srebra. Ale jak dla pana, mogę zmniejszyć cenę do... powiedzmy... sześciu. Za tydzień będzie to więc... pięćdziesiąt cztery srebrniki.

Awanar z powagą skinął głową, równocześnie mierząc chłopaka pełnym zakłopotania i smutku spojrzeniem. Na twarzy Helderiona ukazał się przepraszający uśmiech, który nadał człowiekowi wygląd osoby nieporadnej i naiwnej. Gdy mężczyzna w końcu się odezwał, jego głos odzwierciedlał wszystko to, co malowało się na twarzy człowieka.

- A zatem... hmm... tak... – zaczął nieskładnie- Pięćdziesiąt cztery?... No cóż, ostatnio interes nie idzie najlepiej. Sakwy nieco lżejsze, niż zwykle... Tak... Ale może już wkrótce się wszystko rozwinie... Tak z pewnością, w końcu ta duża dostawa zapewni mi sporo zło... Przepraszam, o czym to ja gadam, przecież pana zapewne zupełnie to nie interesuje... Na pewno pięćdziesiąt cztery? A zresztą, na karczmę mnie jeszcze stać.

Przez moment karczmarz, i tylko on, mógł zobaczyć zawartość jednej z czterech sakw klienta, a błysk znajdującego się w niej złota odbił się w jego chciwych oczach. Sześć złotych monet znalazło się na ladzie, a „biedny kupiec” mający sakwy wypchane złotem, odwrócił się niezdarnie i ruszył do wyjścia z gospody, udając po drodze, że nie czuje czujnego, chciwego spojrzenia karczmarza. Zatrzymał się jednak w połowie drogi, jakby nagle sobie o czymś przypomniał, odwrócił na pięcie i zwrócił do gospodarza:

- Mam jeszcze kilka spraw do załatwienia, ale zapewne wrócę przed zachodem. Jeżeli byłby pan tak dobry i przygotował w tym czasie pokój i jakiś drobny, ciepły posiłek, byłbym niezmiernie wdzięczny.

***

Po załatwieniu spraw związanych z noclegiem, Awanar udał się na małą przechadzkę. Celowo unikał jakichkolwiek bocznych uliczek i korzystał tylko z dość popularnych ulic, gdzie szanse na napad były dużo mniejsze. Na wszelki wypadek pilnował też swoich sakiewek... jak większość ludzi był do nich dość przywiązany i zależało mu, by ich nie stracić, a po jego drobnym popisie z karczmy bogowie raczą wiedzieć, jaka myśl wpadnie do głowy karczmarza.

W końcu natrafił na niewielki sklepik, na jakim mu zależało. Drobny budynek, przycupnięty pomiędzy dwoma większymi i bardzie bogato zdobionymi, robił mizerne wrażenie. Pomalowane na zielono drzwi odstraszały potencjalnych klientów, a zniszczony szyld, żałośnie poskrzypujący przy każdym silniejszym podmuchu wiatru, był zupełnie nieczytelny. Jedynie pergaminy pokryte drobnymi liniami atramentu, które ktoś porozkładał przy brudnych oknach, sugerowały, że obskurny budynek mieści w sobie sklep.

Drazhaw prowadził ten sklep już od wielu lat, tak jak wcześniej robił to jego ojciec, a przed nim dziadek. I choć półelf był już dość stary, miał problemy ze wzrokiem i kilkoma innymi rzeczami, to słuch miał wciąż całkiem dobry. Kiedy więc zaskrzypiały drzwi, Drazhaw wychylił się zza regałów, zastawionych pergaminami i mapami, by spojrzeć na nowego klienta. Na początku dostrzegł jedynie dużą, zamazaną plamę i wyczuł silny zapach fiołkowych perfum. Dopiero, gdy klient wolnym korkiem zbliżył się do sprzedawcy na zasięg dłoni, stary półelf mógł mu się lepiej przyjrzeć, poprawiwszy wcześniej okulary wciąż spadające ze szpiczastego nosa.

Gruby mężczyzna budził wrażenie bardzo sympatycznego i miłego, a sklepikarzowi dość rzadko trafiali się tacy klienci. Czarne włosy, z niemal niedostrzegalnymi, pojedynczymi przypadkami siwizny, były starannie uczesane i zadbane. Gęste brwi podkreślały duże, ciemne oczy o zamyślonym, nieco beztroskim wyrazie. Duży nos, grube, wiecznie uśmiechnięte usta i podwójny podbródek, uzupełniały wygląd poczciwej, wzbudzającej zaufanie twarzy. Strój przybysza, choć nie ujawniał pochodzenia klienta, to jednak był schludny i czysty, bynajmniej na tyle, na ile potrafił to ocenić półślepy sklepikarz. Człowiek poruszał się wolno, można powiedzieć, że ospale, jak osoba, która nie całkiem obudziła się po długim śnie.

- Czym mogę panu służyć? – spytał w końcu półelf, ani na moment nie odwracając spojrzenia od klienta.
- Potrzebuje mapy miasta, dostanę ją u szanownego pana?
- Ehh, niestety nie sprzedajemy tu żadnych map. Zresztą, raczej nie zdoła pan znaleźć mapy całego miasta, a co najwyżej poszczególnych dzielnic.
- A orientuje się pan, gdzie można znaleźć kogoś handlującego tym towarem?
- Hmm... Niech pomyśle... coś mi tam lata po głowie, ale jakoś nie mogę sobie przypomnieć. Sam pan rozumie, starość nie radość, a młodość nie wieczność.


Awanar westchnął, wydobył z sakiewki cztery srebrne monety i podstawił pod nos sprzedawcy. Półelf z zadziwiającą zręcznością, jak na starca, pochwycił pieniądze i ukrył w fałdach szaty.

- A tak, już pamiętam. Oczywiście u członków cechu kartografów, to oni mają wyłączność na sprzedaż map. Znajdzie ich pan w Dzielnicy Alchemików, proszę się udać w lewo, ulicą do końca...

***

Wskazówki sklepikarza okazały się wystarczającą precyzyjne, by Awanar dotarł do odpowiedniego sklepu. Niedługo później, człowiek przekraczał próg wynajętego przez siebie pokoju średniej klasy, w rękach niosąc trzy zwinięte pergaminy. Helderion odrobinę żałował, że nie zdołał kupić map Dzielnicy Reprezentacyjnej i Portu, ale zdobył chociaż plany trzech pozostałych. To na razie musiało mu wystarczyć. Rozłożył przed sobą wszystkie trzy szkice, które niebyły może nazbyt dokładne, ale wystarczające. Na jednej z nich odnalazł położenie gospody, w której się zatrzymał, choć przysporzyło mu to nieco trudu. Następnie Awanar postanowił rozprostować kości. Zszedł na dół i odebrał od karczmarza zamówiony wcześniej posiłek, który zdążył już wystygnąć, poczym wrócił do swojego pokoju. Wcześniej zastrzegł jednak, że miał ciężki dzień i ma zamiar udać się na spoczynek, licząc, że nikt nie przeszkodzi mu w spokojnym śnie. Gdy znalazł się w swoim pokoju, jedzenie odstawił na stół, napił się jedynie odrobiny rozwodnionego wina, poczym wrócił do przeglądania map. Resztę dnia postanowił rozdzielić pomiędzy studiowanie map i odpoczynek.
 

Ostatnio edytowane przez Markus : 19-12-2008 o 11:40.
Markus jest offline  
Stary 19-12-2008, 01:13   #48
 
Wissereth's Avatar
 
Reputacja: 1 Wissereth jest na bardzo dobrej drodzeWissereth jest na bardzo dobrej drodzeWissereth jest na bardzo dobrej drodzeWissereth jest na bardzo dobrej drodzeWissereth jest na bardzo dobrej drodzeWissereth jest na bardzo dobrej drodzeWissereth jest na bardzo dobrej drodzeWissereth jest na bardzo dobrej drodzeWissereth jest na bardzo dobrej drodzeWissereth jest na bardzo dobrej drodzeWissereth jest na bardzo dobrej drodze
Vanyred

Po rozmowie z Vanyred i Draev ustalili, iż następnego dnia spotkają się przy śniadaniu, aby przedstawić swe przemyślenia dotyczące ich zadania, po czym zaczekają na zarządcę domu ich klientki. Jako że młody mag planował od razu wrócić do karczmy wziął, więc flakonik z perfumami, który otrzymali? ~Pilnuj tego siostrzyczko i zapamiętaj ten zapach.~ Powiedział do łasiczki, która zaraz zawinęła się niczym wąż dookoła flakonika. Po drodze do karczmy elf zaglądnął do sklepu z bronią i kupił kuszę, lekką i łatwą w utrzymaniu, typowy sprzęt do polowań, jaki widzi się w prawie każdym kraju. A także 20 bełtów i kołczan. Nigdy nie wiadomo czy nie trzeba będzie kogoś postraszyć a z bełtem w brzuchu większość istot opuszcza ochota do walki. Ponieważ niebo wyglądało jakby zaraz miało się rozpadać przyspieszył kroku. Gdy doszedł do znajomego budynku karczmy jego uszy wychwyciły rozmowy o przybyciu grupy jeźdźców, dla których straż musiała otworzyć bramy, mimo iż było po ich zamknięciu, a więc teoretycznie nie powinny być otwierane dla nikogo. Jedząc spokojnie zamówiony posiłek, którym był wczorajszy kurczak, który o dziwo był lepszy niż poprzedniego dnia, zapewne za sprawą sosu, elf usłyszał wiele teorii na temat tego, kim mogli być owi jeźdźcy, jednak jego uwagę przykuł bardziej ktoś tam zastanawiający się o ile wzrośnie nagroda za druidów po następnym ataku, bo że atak nastąpi było dla niego jasne jak słońce. Lustrując wzrokiem istoty zebrane w karczmie jego wzrok przykuła siedząca przy jednym ze stołów elfka, którą widział poprzednio. Znowu miał to wrażenie, że coś jest z nią nie tak, siedząc w karczmie na prostym stołku z drewna jadła jak na balu wśród szlachty, drobnymi kęsami, wyprostowana, operowała sztućcami zręcznie i widoczną wprawą, podczas gdy dookoła niej różnorakie istoty używały rąk a czasem noża. A co najciekawsze to wszystko robiła jakby od niechcenia tak jakby było to tylko minimum tego co umiała ~Zaiste intrygująca młoda dama~ przemknęło mu przez myśl. Skończywszy posiłek udał się do swej kwatery rozpakował i zapadł w elfie Śnienie ~Czuwaj siostrzyczko, zmienię cie potem.~ Powiedział w myślach do łasiczki ~Nie martw się bracie, jestem w pobliżu~ powiedział jego chowaniec i elf poczuł przez chwilę zimny nos gdy Tsu-tjin otarła się pyszczkiem o jego twarz. Spał spokojnie cztery godziny a potem zajął się studiowaniem swej księgi czarów podczas gdy Tsu spała zawinięta w precel obok niego na poduszce.
O poranku zszedł na dół na śniadanie, nieco zdziwiła go nieobecność Vertigo~ Pewnie pozwiedzał miasto i ma paskudnego kaca, no nic niech śpi jak przyjdzie zarządca naszej miłośniczki kotów to się go obudzi~ Te przemyślenia przerwało mu pojawienie się Intrygującej go elfie damy w towarzystwie człowieka cóż… trafniej byłoby powiedzieć ludzkiego włóczęgi, któremu bardzo przydałaby się kąpiel. ~Ona coraz bardziej mnie zaskakuje~ pomyślał elf, widać było, że tych dwoje dopiero się poznało ale i tak wrażenie było z rodzaju „piękna i bestia” Po chwili zauważył że na kolana dziewczyny wskoczył kot, jedno spojrzenie na zwierzę i jego właścicielkę wystarczyło by stwierdzić, że jest to chowaniec ~A więc jest czarodziejką, albo zaklinaczką, czyżby była poszukiwaczką przygód? Jeśli tak to chyba nie jest zbyt długo w trasie. ~ Przemyślenia elfa przerwało pojawienie się jakiegoś jegomościa którego Kraxus skierował do jego stolika.
-Harvis Mongstroom.- Powiedział przybyły –Moja pani kazała mi odpowiedzieć na pana pytania w wiadomej sprawie.-Mówił cichym głosem uśmiechając się, był człowiekiem z twarzy widać było, że jest już raczej w jesieni swego życia, choć daleko było mu do zimy. Jego strój był dość bogaty widać było, że ma, za co żyć. Poruszał się powoli wystudiowanym krokiem jaki mają dobrze wyszkoleni służący z wieloletnią praktyką.
-Proszę za mną, porozmawiamy w mojej kwaterze, może zechciałby pan coś do picia? Obawiam się, że będę miał wiele pytań
-Nie trzeba, chodźmy zatem.

Gdy tylko weszli do pokoju i rozgościli się, przybyły na krześle zaś elf na brzegu łoża, mag zaczął zadawać pytania.
-Ilu ludzi wie o zniknięciu Pimpusia, kto się nim opiekował i gdzie się teraz znajduje, czy ktoś ze służby został zwolniony w przeciągu ostatnich trzech miesięcy? Jak wygląda miejsce gdzie był umieszczony Pimpuś, jak to daleko od bramy posiadłości, czy droga prowadzi koło jakichś okien, ilu było strażników wtedy na służbie, czy posiadłość otacza mur lub płot? Jak często okolicę patroluje straż, czy posiadłość jest duża, czy ktoś ją patroluje? Czy do służby dołączył ktoś nowy ostatnio, czy ktoś groził porwaniem wcześniej? Proszę dokładnie opisać otoczenie posiadłości, ulice domy i tym podobne. Czy gdzieś w pobliżu znajduje się jakiś magazyn duży dom bądź park, w którym dałoby się ukryć Pimpusia? Czy możliwe byłoby obejrzenie legowiska Pimpusia w celu zawęszenia przez Tsu-tjin moją łasicę? Nie musiałbym iść samemu chodzi tylko o dostarczenie jej na miejsce i pozwolenie zebrania zapachu. Ewentualnie czy jest jakaś zabawka może koc, która mogłaby posłużyć w tym celu? Jak i z kim mam się skontaktować po odnalezieniu Pimpusia? Czy za dostarczenie porywaczy przewidziano nagrodę? A jeśli tak to, w jakim stanie ich dostarczyć?
 
Wissereth jest offline  
Stary 19-12-2008, 17:33   #49
 
Orionn's Avatar
 
Reputacja: 1 Orionn nie jest za bardzo znany
Obudził się. O cholera. Ale ciężko otworzył oczy i przetarł je...
- gdzie ja jestem. Chyba wczoraj urwał mi się film - przetarł sobie oczy i ziewnął. Rozglądnął się za swoimi rzeczami.
- przynajmniej mniej więcej rzeczy mi się ostały - trochę się wypiął i... Puścił bąka i zaczął się śmiać... piękny początek dnia wstał ciężko z łóżka przeciągną się wydając z siebie różne piskliwe dźwięki. pamiętam jakiegoś innego gościa, ale... Go tu nie ma. To, co przyniósł mnie tu i sobie poszedł spojrzał na swój topór
- Garkhak dziś jest kolejny NASZ dzień. Pokaż swoją potęgę i dodaj mi sił bym bez problemu mógł pokonywać twoich wrogów - wykrzyczał krótką modlitwę do swojego bóstwa i przypomniał sobie swoje plemię. Zebrał swoje rzeczy, topór w rękę, dobre myśli w głowie i złapał z klamkę drzwi. Ostatnie krótkie spojrzenie na pokój ciekaw jestem gdzie się podział ten gość. No cóż dziś moje plany lekko sie pozmieniały... pomyślał wyszedł z pokoju i zamkną drzwi za sobą. nie czuł się jeszcze najlepiej jego nogi i ręce były jak z waty
- porządny posiłek postawi mnie na nogi - wymamrotał do siebie i uśmiechnął się wystawiając swoje kły. i skierował się w stronę baru
- karczmarzu podaj jakieś danie dnia lub cokolwiek innego dobrego i szklankę wody teraz, bo strasznie mnie suszy - rzekł i usiadł przy jakimś wolnym stoliku. oparł na nim swój topór i plecak a sam oparł się łokciami musze kiedyś wrócić do swoich rodzinnych stron. Pokazać wszystkim ile jestem wart gdy tak sobie wspominał o swoim plemieniu trochę zaczął się denerwować a jego uśmiech szybko zaczął znikać z jego ust
 
Orionn jest offline  
Stary 20-12-2008, 14:58   #50
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Dueus Crudusa 5466 CK, Allracja


Dzielnica Alchemików, Pracownia Garuma Stonebergera


-Mogę się zgodzić na tą robotę, ale nie za taką stawkę. Podejrzewam, że mało kto będzie chciał taplać się w ściekach, a dla mnie bagno jest środowiskiem naturalnym. Dlatego myślę, że dwie sztuki srebra za dzień i piętnaście za niebezpieczeństwa i potwory to dobra oferta.
-Cóż...-odparł pojednawczym tonem Garum.- Myślę, że dwie sztuki srebra, za dzień pracy, to rozsądna oferta. Niemniej stawka za niebezpieczeństwa, pozostaje taka sama. Pan co prawda może stracić życie, ale my tracimy sprzęt. Co więcej, może pan zgubić sprzęt uciekając przed niebezpieczeństwem...Tak więc częściej traci cech niż zatrudniane przez niego istoty.
-A więc dobrze, kiedy i gdzie mam zacząć? - zapytał Maahr, kiedy już płaca została uzgodniona.
- Entuzjazm! Oto czego brakuje wielu pracownikom!- przy tych słowach znacząco spojrzał na swoich dwóch gnomich pomocników.- Dzięki entuzjazmowi daleko zajdziesz.-
- Do cmentarza, stąd droga jest daleka.- mruknął jeden z gnomów.
Wziął czysty papier i zaczął coś pisać od czasu do czasu zadając pytania. -Imię?-
-Maahr.- odparł mnich.
-Przez ile a to się pisze?- dopytywał się architekt.
-Dwa.- odparł siv.
-Maahr, rasa?- spytał Garum.
-Siv.- odparł Maahr.
-Pełnoletni?- spytał krasnolud.
- Oczywiście.- burknął siv.
- Formalności, rozumie pan. Potem w sądzie różne sytuacje się zdarzają...-narzekał krasnolud pisząc tekst.- jak to w multirasowym społeczeństwie. Same słowa, ona nie wyglądała na nieletnią, sędziów z cechu prawników rzadko przekonują...A potem...Płać głupi krasnoludzie alimenty na pierzaste dziecko. Dobrze ci radzę Maahr, uważaj z tutejszą egzotyką.-Następnie dał zapisany krasnoludzkim pismem tekst sivowi do podpisania, mówiąc.- Tu..tu..i tu.-
Po tej formalności dał podpisany przez siva dokument gnomom. Te błyskawicznie go skopiowały, za pomocą magii proszku kopiującego. I przyniosły trzy kartki. Krasnolud dwie z nich podał Maahrowi mówiąc.- Oryginał dla nas, jedna kopia dla pana, druga dla Ersacka.-
I zaczął dalej tłumaczyć.- Pójdzie z tymi umowami dwie przecznice dalej. Tam jest karczma cechowa „Pod chwiejną linijką”. Odszuka pan Ersacka, każdy go tam zna. On pana wprowadzi w szczegóły.-
Załatwiwszy swe sprawy Maahr już się kierował do wyjścia, by nagle obrócić się i spytać:
-A tak na marginesie, panie Garum: mieszka pan w Dzielnicy Alchemików i ktoś polecił mi skierować się z moim pytaniem właśnie tu. Nie wie pan może, ile może kosztować tak około piętnastu kilogramów opium?
- Ten, tego...nie żebym tego próbował, ale...działka opium kosztuje.- krasnolud sięgnął po liczydło.-około 40-50 sztuk srebra, kilogram to będzie...hmmm...Przyjmijmy 1000 działek,40 000 razy 15. Sześć tysięcy sztuk złota, minimum. Cech aptekarzy będzie wiedział dokładniej. W Allracji to aptekarze mają licencję na produkcję środków odurzających innych niż alkohol.
Maahrowi nogi się ugięły, pod wagą tych słów. 6000 sztuk złota, to dużo. Sivowi ciężko sobie było wyobrazić taka sumę...nie wspominając o uzbieraniu.

Targowisko, Karczma „Pod Pijanym Satyrem”


Somek i Lane’rhal rozsiedli się w odludnym kącie, by móc w spokoju zjeść posiłek i porozmawiać do woli.
- To moja kotka. – zapytała rycerska elfka. – Mieszkasz w Allracji?
Ale Somek nie zdążył na to pytanie odpowiedzieć. Gdyż po chwili zjawiła się u nich pracownica lokalu i zapewnie krewna właściciela, zebrała zamówienia i ruszyła by przynieść posiłek.

Trzeba przyznać, że parę osób na sali patrzyło w stronę kapłana zazdrosnym okiem. Cóż...oboje stanowili niecodzienną parę. Dzikus i arystokratka. Choć w przypadku obojga wygląd mógł być mylący.
Vanyred jednak nie poświęcał temu aż tak wielkiej uwagi. Miał bowiem własne zmartwienia. Jednym z nich było to iż draewski wspólnik się nie zjawiał. A choć kusza, była śmiercionośnym orężem (z dwuletnią gwarancją, jak twierdził sprzedający ją zbrojmistrz, pokazując swój stempel wybity na niej), to nie stanowi groźby gdy jest się samemu, a przeciwników kupa. Dobrze chociaż, iż flakonik przezornie wziął on. Cóż, Vanyred mógł się spodziewać iż draew zawiedzie. Podziemne elfy nie słynęły z rzetelności, uczciwości, czy dotrzymywania słowa.
Ale wątpliwości te zostawił na później...Bowiem do karczmy wszedł dystyngowany starzec ludzkiej rasy. Powolny m zrównoważonym krokiem podszedł do elfa, wpierw dokładnie się rozglądając. Ktoś musiał mu podać jego opis.

-Harvis Mongstroom.- Powiedział przybyły. –Moja pani kazała mi odpowiedzieć na pana pytania w wiadomej sprawie.-
-Proszę za mną, porozmawiamy w mojej kwaterze, może zechciałby pan coś do picia? Obawiam się, że będę miał wiele pytań
-Nie trzeba, chodźmy zatem.-odparł Harvis podążając za elfem. W krótce dotartli małego pokoiku elfa.
Na miejscu Vanyred zaczął wypytywać Harvisa.
-Ilu ludzi wie o zniknięciu Pimpusia, kto się nim opiekował i gdzie się teraz znajduje, czy ktoś ze służby został zwolniony w przeciągu ostatnich trzech miesięcy? Jak wygląda miejsce gdzie był umieszczony Pimpuś, jak to daleko od bramy posiadłości, czy droga prowadzi koło jakichś okien, ilu było strażników wtedy na służbie, czy posiadłość otacza mur lub płot? Jak często okolicę patroluje straż, czy posiadłość jest duża, czy ktoś ją patroluje? Czy do służby dołączył ktoś nowy ostatnio, czy ktoś groził porwaniem wcześniej? Proszę dokładnie opisać otoczenie posiadłości, ulice domy i tym podobne. Czy gdzieś w pobliżu znajduje się jakiś magazyn duży dom bądź park, w którym dałoby się ukryć Pimpusia? Czy możliwe byłoby obejrzenie legowiska Pimpusia w celu zawęszenia przez Tsu-tjin, moją łasicę? Nie musiałbym iść samemu chodzi tylko o dostarczenie jej na miejsce i pozwolenie zebrania zapachu. Ewentualnie czy jest jakaś zabawka może koc, która mogłaby posłużyć w tym celu? Jak i z kim mam się skontaktować po odnalezieniu Pimpusia? Czy za dostarczenie porywaczy przewidziano nagrodę? A jeśli tak to, w jakim stanie ich dostarczyć?
- O zaginięciu? Tylko pani, służba i kilku zaufanych przyjaciół.- rzekł Harvis.- Uprzedzono mnie jednak bym pilnował, aby nie padły żadne nazwiska. To delikatna sprawa...Co do zwolnień... - tu Harvis trochę długo się namyślał.- Wywaliłem jednego ogrodnika imieniem Gasvar, pokojówkę Eldeen i jeszcze takiego jednego...jak on miał na imię?Jervain! Teraz zdaje się pracuje w straży miejskiej. Gasvar, o ile wiem, wyjechał z miasta. Co do Eldeen wiem tylko, że jest w Allracji. Co do Pimpusia, to cóz...miał kojec w pokojach pani, a poza tym swobodnie przemieszczał się po całej posiadłości. Pimpuś był bardzo przyjacielskim i mało agresywnym krensharem, pomijając oczywiście, jego przypadłości.-
-Przypadłości?- spytał Vanyred.
-Lubił straszyć, zwłaszcza służbę. Ale cóż...to krenshar. Trudno mu się dziwić.-odparł Harvis.- Co zaś do posiadłości, oczywiście jest duża i ma prywatną straż. Żadnych nieumarłych i czy innego niegustownego stworzenia. To elita. Mieści się...szczegółów zdradzić nie mogę. Ale mieści się w prestiżowej części Dzielnicy reprezentacyjnej. Dookoła są podobne do nie wille. Magazyny w tej Dzielnicy ? Pan raczy żartować. Nawet tamtejsze sklepy, ekskluzywne oczywiście, mają magazyny poza Dzielnicą Reprezentacyjną. Parki są patrolowane, Dzielnica Reprezentacyjna to nie jest miejsce gdzie zdarzają się przestępstwa, dobry człow...eee..elfie.
Nikt nigdy nie groził porwaniem, dlatego zaginięcie Pimpusia było gromem z nieba. Mej pani zależy tylko na odzyskaniu swej maskotki. Dlatego los łajdaków którzy ją porwali, mało ją obchodzi. Chodź ja bym ich obił pod pręgierzem. Niemniej nie ma za nich nagrody. I w pańskiej gestii zostawiono rozwiązanie tej sprawy. Liczy się jedynie Pimpuś i jego bezpieczeństwo. Co do łasicy, cóż...Nie sądzę by miał pozwolenie na zabieranie magicznych zwierzaków na teren posesji. Nigdy nie wiadomo, co mogą potem powiedzieć swym właścicielom. A Pimpusia dostarczyć do restauracji. Tam też otrzyma pan wypłatę.


Tymczasem ...
Na dół, zszedł nieco chwiejnym krokiem półork.
- Karczmarzu podaj jakieś danie dnia lub cokolwiek innego dobrego i szklankę wody teraz, bo strasznie mnie suszy. –rzekł Thokk do satyra. Ten ugiął się w pasie i rzekł uprzejmym, acz stanowczym głosem.- Oczywiście panie, jak tylko zobaczę na własne oczy, monety którymi zamierzasz za nie zapłacić.-
Upewniwszy się, że półork ma czym zapłacić, nakazał swej pracownicy przyszykować posiłek i szklankę wody dla orka. Thokk więc siadł i jadł przez chwilę zatapiając się w swych myślach. Dopiero później dostrzegł znajomą twarz kumpla od kufelka, jedzącego posiłek z jakąś elfią lalą.

Targowisko, Karczma „Pod Złotym Mieszkiem”


Karczmarz zajęty oskubywaniem kolejnych „klientów” nie zwracał uwagi na nieobecność Awanara, także służba była zajęta swoimi sprawami. Obsługą klientów, flirtowaniem, plotkami. A w przypadku pewnej dwójki, figlowaniem na stryszku budowli. Niemniej sam Awanar miał spokój i pozostał sam na sam ze swymi(?) myślami. Mapy które trzymał w ręku były osobliwe jak te miasto. Nie pewno nie powalały na kolana dokładnością, ale tego mógł się spodziewać. Takich map nie sprzedaje się byle komu. Na mapach bowiem część budowli, a dokładniej sklepów, kuźni i kasyn zostało wyróżnionych kolorem. Opisanych dokładniej i polecanych słowami : „ najniższe ceny, kupuj tylko tutaj, zagraj” i tym podobnymi. Mapy były naznaczone dłonią nachalnej promocji. Niemniej pozwoliły stwierdzić Awanarowi iż Targowisko ma trzy duże rynki: Główny, Warzywny i Boczny. W Targowisku i Dzielnicy Alchemicznej pełno było sklepów. Przy czym w Dzielnicy Alchemicznej głównie były karczmy określane jako cechowe, zaś większość zwykłych karczm była na Targowisku. Świątynie były porozrzucane po wszystkich dzielnicach. A wielkością odznaczały się Dom Kości Irthalosa, Dom Róży Rosalithe, Dom Udanego Rzutu Aes’Quatis i Krokodylisko Ormesa ..Nigdzie natomiast nie był zaznaczony cmentarz. Co było co najmniej...dziwne.
Wszystkie duże świątynie ( a co za tym idzie, wpływowe) były skupione w Świetlistej Dzielnicy. Tam też znajdowały się kasyna, o czym krzykliwie informowała odpowiednia mapa.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 20-12-2008 o 15:00.
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:04.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172