Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-07-2012, 20:36   #1
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
[Wiedźmin] Pewnego Razu w Novigradzie

“Strzyg, wiwern, endriag i wilkołaków wkrótce nie będzie na świecie.
A skurwysyny będą zawsze.”
adwokat Codringher

Novigrad. Wolne miasto, które od ponad wieku gra na nosie władcom Redanii, którzy chociaż kąsek ten smakowity mają na wyciągnięcie ręki, to co najwyżej mogą go polizać. A to i tak praktycznie tylko wtedy, gdy kąsek się na to zgodzi.
Pierwsze miasto Północy, w którym dach nad głową, albo przynajmniej solidny bruk pod rzycią, znajdują dziesiątki tysięcy dusz. Jedne szlachetniejsze, inne trochę mniej, czczące różnych bogów i wyznające różne wartości. Novigrad jest miastem bardzo pojemnym i jak na panujące wśród Nordlingów standardy, również tolerancyjnym. Choć gwoli ścisłości wypadałoby dodać, że tolerancję tę mocno pobudza brzęk złota.





Mury na trzydzieści stóp wysokie widać z dala, zarówno z morza jak i lądu. Ale miasto zaczyna się już wcześniej, co sugerują słupy ciemnego dymu unoszące się nad kuźniami, karczmami, odlewniami, garbarniami i nad czym tam jeszcze. Wielu przejezdnych dociera jedynie do przedmurza, by załatwić swoje interesy i wracać. Ci, którzy wjeżdżają do Novigradu mają zazwyczaj grubsze interesy, albo większe plany.
Są jednak także tacy, którzy po prostu idą gdzie chcą. Niewielu na to stać, jeszcze mniej ma odwagę by to robić. Samotna kobieta zmierzająca ku pierwszemu miastu Północy była jedną z nich.


…Niedaleko Novigradu…

Pełna sakiewka przyjemnie pobrzękiwała przy każdym kroku. Gdyby nie to już pewnie dawno trafiłby ją szlag. Co ją podkusiło, żeby wybrać się tą mało uczęszczaną trasą? Już drugi dzień, a w pobliżu nie spotkała żadnego wozu, żadnego jegomościa na koniu. Cholerna pustka. Co prawda mogła tam polecić, jednak na Novigrad wolała oszczędzać siły. Miała tam kilku przyjaciół, ale też nie jednego wroga. Wolała się zabezpieczyć. Poza tym była pewna, że wkrótce jakiś transport znajdzie, tak łudząc się szła dalej.

Słońce kuło w oczy. Wieczór zdawał się zbliżać ślimaczym tempem. Francesca nie myślała jeszcze o odpoczynku, lada dzień i powinna dojść już do miasta. Najpóźniej jutro będzie na częściej uczęszczanej trasie, wtedy już na pewno znajdzie sobie szybszy środek transportu niż stopy. Zresztą cóż za prymitywny sposób poruszania. Niby tacy mądrzy ci ludzie, a nie są w stanie wymyślić nic sensownego. Na szczęście są jeszcze inne wampiry. Ale czy na pewno?

Wampirka poczuła dziwne ukucie. Czyżby samotność? Może to też wspomnienie fortuny, która jej przeszła koło nosa? Minęło już całkiem sporo czasu od zdarzenia w Aedrin, Hrabianka zapewne cieszy się jesienią życia, a ona dalej musi poszukiwać źródeł dochodu. Co prawda miała ukryty spory majątek, ale już niewiele z niego zostało. Czas zająć się czymś nowym, dlatego właśnie szła z wizytą do Novigradu. Miała tam dobrego znajomego połelfa, który zapewne miał coś dla niej przygotowane. Co prawda nie uprzedziła go o wizycie, ale przecież nie mogła się narażać.


Damaza szybkie ręce, bo tak nazywał się półelf, był jednym z bardziej szanowanych członków gildii złodziei. Oczywiście gildia nie istniała oficjalnie, ale ten, kto dobrze umiał się zakręcić miał do niej dojście. Nie była pewna czy półelf dalej posiada takie wpływy, ponieważ w gildii zamieniało się to często. Jednak Damaza był bardzo utalentowany, zawsze potrafił się gdzieś załapać i podobnie jak kot spadał na cztery łapy. Nierzadko dorównywał jej przebiegłością. Ostatnim razem gdy się widzieli po miłosnym akcie ukradł jej naszyjnik, po czym zostawił wiadomość, że ma się po niego zgłosić. Chciała po części mu się za to odpłacić, a po części miała inne rzeczy w głowie. Ciekawa była też czy naszyjnik dalej jest w posiadaniu tego całkiem przystojnego mężczyzny.


Co prawda ostatnie odwiedziny innego dawnego znajomego, nie zapadły jej pozytywnie w pamięci. Z tego względu, że ten przystał do wrogiej jej hanzy, którą przypadkiem oszukała na kilka ładnych sakiewek, po czym wydali na nią wyrok śmierci. Tacy rzezimieszkowie nie mają jednak szans z kimś takim jak ona. Jej dawny przyjaciel zmuszony został ponownie pracować w pojedynkę, za co bynajmniej nie był jej wdzięczny. Szczerze wątpiła by Damaza postąpił podobnie, był na coś takiego za cwany. Co prawda mógł się nieźle wzbogacić gdyby wydał ją kilku osobom, jednak doskonale wiedział, że może więcej zarobić wykorzystując jej umiejętności. W końcu nie wszystkie zlecenia mógł wykonać człowiek.

Wychodząc z bocznej drogi od razu ujrzała w oddali zbliżający się wóz. Postanowiła wyjść mu naprzeciw. Wesoły staruszek, chętnie zabrał ją ze sobą. Ciekawa była, dlaczego tak otwarty człowiek nie wiezie towarzystwa. Może podobnie jak ona, miał chwilowego pecha podróżnika? Dziadek postanowił jeszcze bardziej umilić jej podróż, co okazało się katastrofą dla wampirki. Dźwięków jakie wydobywał z siebie, nie można było nazwać muzyką, natomiast dwuznaczne teksty w niczym nie przypominały piosenki. Francesca po raz pierwszy miała ochotę zrobić coś dobrego dla świata i natychmiast pozbawić go życia.
Tak minęła jej podróż.


…Novigrad…

Katherina specjalnie ubrała piękną suknie na wzór najnowszej mody. Była pewna, że spodoba się jej nowemu towarzyszowi. W końcu musiała pokazać, że pieniądze, które od niego otrzymuje idą tylko i wyłącznie na przyjemności. Zupełnie nie mogła pojąć jak w czymś takim poruszały się szlachcianki, czy damy dworu. Totalnie krępowały ruchy, uniemożliwiając dosłownie wszystko. Nawet jeśli porwałby ją wir namiętności w żadnej mierze nie oswobodziłaby się z tego w momencie w którym chciała. Co prawda znała trochę czarów, a raczej sztuczek, gdyż to czym władała magią nazwać nie można było. Nie pomogły by one jednak w oswobodzeniu się z tego istnego więzienia ciała.

- Witaj jak dobrze cię widzieć – odpowiedziała uprzejmie uśmiechając się do dobrze zbudowanego, wysokiego mężczyzny. Od razu po jego minie domyśliła się, że coś jest nie tak. Ten nawet nie odpowiedział. Jego ręka natychmiastowo powędrowała w stronę jej twarzy. Kobieta upadła, z jej rozciętej wargi pociekła stróżka krwi.
- Ty suko! Zdradziłaś mnie! Nie pokazuj mi się więcej na oczy! – kobieta popatrzyła na niego czujnie szykując się na kolejne ciosy. Mężczyzna jednak odwrócił się na pięcie i odszedł.
- Nic pani nie jest? – ze sporego już tłumu gapiów wyszedł całkiem przystojny chłopak. -Wszystko dobrze? – spytał zmartwiony, kobieta kiwnęła głową twierdząco. Pomógł jej wstać. W dalszym ciągu czuła zamęt po uderzeniu. Dotknęła zakrwawioną wargę i spojrzała na krew. Zdawała sobie sprawę, że dużo ryzykowała. Jednak nie mogła przepuścić takiej okazji.
- Może napije się pani wina? Albo lepiej zaprowadzę panią do medyka, niech panią obejrzy? – chłopak się zaczął motać.
- Chętnie napiję się wina – odpowiedziała w końcu.
- Wszystko już dobrze? Na pewno?
- Tak – uśmiechnęła się trochę wymuszenie. Najbliższa karczma nie należała do tych z wysokiej półki. Jednak faktu posiadania dobrego piwa nie można było im zaprzeczyć. O tej godzinie było nawet przyjemnie. Tylko kilka osób, pewnie stałych klientów, okupowało 4 stoliki. Reszta była wolna. Kath była tutaj już kilka razy i nawet dobrze wspominała tę karczmę. Chłopak odsunął jej krzesło, co ją trochę zdziwiło. >>Pewnie pochodził z lepszego domu, albo coś<<. Następnie poszedł zamówić wino. Kobieta miała ochotę ostro się urąbać. Nie spodziewała, że tak szybko się o tym dowie. Kto sypnął? Kto jest wtyką? Zastanawiała się opierając o stolik.

- Dziękuje, bardzo mi pomogłeś. Nazywam się Katherina Finestra – skinęła lekko głową.
- Do usług jestem Marco vom Tag. To obowiązek pomagać pięknej kobiecie w potrzebie. Gdybym był trochę wcześniej zapewne ten mężczyzna na długo by zapamiętał, aby nie bić kobiet.
>> Akurat, bo jeszcze uwierzę<< pomyślała kobieta i uniosła kielich, naprawdę dobrego wina.

…po trzeciej butelce…

- Bo wiesz jak to jest – kobieta machnęła ręką odganiając nieistniejące muchy – gdybym obciągnęła jego koledze, to nawet bym się cieszyła gdyby mi przywalił. Wiesz takie sprawy jak zazdrość i miłość czy takie inne bzdety. Ale tu chodzi o coś innego. Podpadłam trochę, ale to nie są sprawy dla takiego fircyka jak ty. Dobry z ciebie gość, ale trochę za młody jak dla mnie – poklepała go po ramieniu. - Czas już na mnie, aha i dzięki za wino– kobieta wstała i lekko chwiejnym krokiem ruszyła w stronę drzwi. Marco siedział osłupiały jeszcze rejestrując to co usłyszał. Zapewne był bardziej pijany od niej. Nawet nie poczuł, kiedy jego sakiewka zmieniła właściciela.
Katherina ruszyła do swojego pracodawcy Damazy, był dla niej niesamowicie ciekawą osobą. Trochę może zapatrzonym w siebie, ale potrafił ją wyciągnąć nawet z największego bagna. Była pewna, że i to uda mu się odkręcić. Bardzo cenił tą współpracę.
W końcu nie wszystkie zlecenia mógł wykonywać zwykły człowiek.


...podgrodzie Novigradu...

Pomocny, ale nie potrafiący zamknąć jadaczki dziadek zostawił Francescę we wschodniej części podgrodzia, a sam ruszył ku targowi. Wampirzyca stała teraz tuż pod kapliczką z masą zapalonych świeczek, które wraz z oznaczeniami na drewnie nie pozostawiały wątpliwości, że postawiono ją ku chwale Wiecznego Ognia. De Riue nie lubiła się specjalnie z wyznawcami tej religii, głównie dlatego że uważali oni, że każdego potwora należy z miejsca spalić. W ogóle byli zagorzałymi zwolennikami stosów, na których z przyjemnością zobaczyliby też czarodziejów i czarodziejki. No i, rzecz jasna, płomienie zapalone w kaplicach Wiecznego Ognia odganiały wszelkie pokoniunkcyjne plugastwo. Właśnie dlatego Francesca mogła stać tuż przy jednej i kompletnie nic sobie z tego nie robić.

Novigrad nigdy nie przestawał się rozrastać, coraz więcej szpetnych, drewnianych budynków kłębiło się pod murami miejskimi. Jak to mawiali ludzie – świat się zmieniał. Scoia'tael biegali po lasach i napadli d'hoine, cesarstwo Nilfgaardu rozrastało się na południu coraz bardziej i bardziej, to co się dziwić, że dawno nieodwiedzane miasto wyglądało trochę inaczej? Zresztą Lisek nawet nie miała okazji się jeszcze porządnie rozejrzeć, nim jak spod ziemi pojawił się przed nią pucułowaty blondynek i zaczął pleść ozorem.


-O, jaśnie panienka nietutejsza. Bo jakby była tutejsza, to by za murami jakie śliczne sukienki przymierzała – przymilał się. Niechybnie jakiś przedstawiciel miejscowej biedoty, chłopczyk musiał mieć jednak już parę lat doświadczenia w uprzykrzaniu się, bo nie dawał się łatwo zbyć.
-Ja chętnie opowiem co i jak tutaj, panience. Tutaj jak stoimy, to same kuźnie i odlewnie, trochę dalej na północ, jak rzeka jest, to tam stolarze pracują, bo to blisko Targu Drzewnego i tartaku. No i drewno tam też spławiają. Dobrze, że panienka od północy nie przyjechała, bo tamte okolice nie na szlachetny nosek. Śmierdzi tam od garbarni, no i czasem jak w Wiesiołkach truposza na czas nie zdejmą, to strasznie cuchnie. Wiem, bo tatuś mnie tam raz zabrał na egzekucję przebrzydłego elfa – stwierdził z taką dumą, że aż wypiął wątłą pierś. -A tutaj to trzeba najwyżej uważać na rzeźnię. No i na gówna oczywiście, bo na podgrodziu kanałów nie ma. Pono w mieście takie pod ziemią pokopali i tam wszystkie brudy zrzucają, żeby nie cuchło – jak każdy młody chłopczyk, tak i nieproszony przewodnik wykazywał niepokojące zainteresowanie fekaliami. -A jakby panienka głodna po podróży, to taniutko za rzeczką, tuż obok młyna, można chleba kupić – no, fekalia niewątpliwie łączyły się łańcuchem przyczynowo skutkowym z pożywieniem. -A jak odpocząć, to tu dużo karcz i zajazdów. Tam, na południu, tuż przy baszcie Poskramiaczy jest 'Na Oxenfurt'. Nie, nie droga, tylko karczma taka. Ale to już bliżej jest 'Domowe Ognisko', rzut kamieniem przez te manufaktury i już. Tylko tam elfy prowadzą, a tatko mówi że elfy to najgorsza zaraza. To już lepiej przez mostek przejść i przy Targu Drzewnym jest 'Ostatnia Przystań'. Jak dobrze powieje z północy, to z Jatek taki się niesie zapach mięsiwa, że aż ślina sama cieknie po brodzie - zachwalał. -A jak już panienka odpocznie, to oczywiście to miasta jej trzeba, do miasta. Bo tam to już cuda najprawdziwsze. Stąd to najlepiej Bramą Klasztorną, albo Wiecznego Ognia, bo najbliżej - skończył wreszcie swój wywód i pełny umorusanej uczynności czekał na nagrodę.
 

Ostatnio edytowane przez Zapatashura : 22-12-2012 o 13:40.
Zapatashura jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:24.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172