Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy Oznacz fora jako przeczytane


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-08-2016, 18:34   #21
 
Fyrskar's Avatar
 
Reputacja: 1 Fyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputację
2 Miesiąc 212 roku AL
17 dzień miesiąca, godz. 20.00
Ziemie zachodnie
Reaver’s Rest


Horton był w sumie zadowolony z tego, jak przebiegała dotychczas uroczystość. Nie wszystko było idealne, to prawda. Zarówno Roger Tarbeck, jak i młodszy z synów Farmana byli wyraźnie niezadowoleni z miejsc, na których siedzieli, tego jednak można się było spodziewać. Z kolei proszenie Eleanor przed ucztą o zajęcie się Kenningiem było kompletnie bezcelowe. Zarządca zdusił w sobie nerwy. Nie lubił, kiedy coś szło nie po jego myśli, a jeszcze bardziej nie lubił, kiedy ludzie nie wykonywali jego poleceń. Z drugiej strony, przynajmniej Snow miał rozmówczynię. Pozostawało liczyć na to, że nie nazbyt męczącą. Może chociaż on wyniesie z tej wizyty miłe wspomnienia.

Skończył klaskać i poprawił na sobie ubranie. Ubrał się w pikowany lniany gambeson, założony na haftowaną, kremową koszulę. Zarzucił na to rycerski wams ze złotogłowiu, z naszytym na piersi herbem swojego rodu. W polu brunatnym na złotym skosie lewym widły barwy czarnej. Alerie była ubrana bardziej kolorowo, w suknię w kolorze morskiej zieleni. Pojedynczym elementem jej ubioru odnoszącym się do heraldyki któregoś z rodów, z którym była związana, była stylizowana na symbol jej męża ciemna szpila do włosów.

Haigh nie jadł póki co zbyt wiele, skupiając się raczej na przedstawieniu, a przede wszystkim pozostałych zasiadających na podwyższeniu. Skubał machinalnie jagnięce żeberka, wpatrując się uważnie w to, co robił bard. W duszy modlił się do siedmiu, aby niczego nie zepsuł.

Wyglądało jednak na to, że Vaenor chociaż raz postanowił posłuchać czyichś argumentów i wykonał dobrą robotę. Horton przywołał skinieniem sługę i kazał mu zanieść bardowi złotego arborskiego. Uśmiechnął się pod nosem, kiedy służący odszedł. Poprosił szeptem żonę, żeby zagadał naburmuszonego Kenninga i odwrócił się do lady Sarsfield.

- Vaenor ma piękny głos i talent do tworzenia przedstawień - zagadał do wdowy i szeptem poprosił sługę o butelkę wina. - Lady, czy pozwolisz, abym usłużył ci, napełniając twój kielich?

Kobieta skinienem głowy dała swoje przyzwolenie uśmiechając się lekko do Hortona - Ser, sprawiacie mi wielką radość tym gestem. Nie wiem, jak będę mogła się odwdzięczyć -

- Wystarczy mi twoja wdzięczność lady, a także możliwość upamiętnienia i wspomnienia o tych wszystkich, którzy oddali swoje życie za prawdziwego króla, na Polu Czerwonej Trawy i podczas całej tej wojny. - Nalał lady Sarfield wina do pucharu. Słyszał, że Kenning dał się zagadać. - Nie możemy dopuścić, aby do podobnej bratobójczej wojny doszło po raz kolejny. Nasze pokolenia straciły wiele, ale kolejne nie powinny ponosić takich poświęceń. Proszę popatrzeć - wskazał palcem Tarbecków, najpierw lorda Forleya i jego żonę, a potem jego naburmuszonego brata i jego syna. - Tarbeckowie podzielili się w obrębie jednego rodu, stanęli po obu stronach tego konfliktu. A Presterowie i Kenningowie? W bezchmurny dzień z murów Kayce widać zarysy Feastfires. Żyli obok siebie, a nagle ruszyli na siebie z ogniem i mieczem. I to wszystko tylko dlatego, że jakiś bękart ubzdurał sobie, że powinien być królem, bo jego nieszczęsny ojciec dał mu do ręki stary miecz. Powinniśmy zachować pokój pomiędzy sąsiadami, tak, żeby Sarsfieldowie i Seaverowie nie stanęli przeciwko sobie. To trudne, szczególnie dla reszty mojej rodziny - skierował wzrok na szczyt stołu. - Moi krewni wciąż za bardzo trzymają się przyjaciół, którzy zawiedli i dawnych dni. Pora na zmianę warty i nowych przyjaciół. Chcę obiecać, że dopóki jestem w Reaver’s Rest, zadbam, aby pomiędzy naszymi rodami nie dochodziło do waśni.

Kobieta patrzyła na niego uważnie, studiując go dokładnie. W końcu odezwała się spokojnym głosem - Dobrze powiedziane Ser Haigh. Kolejna wojna domowa jest nam niepotrzebna i na całe szczęście Namiestnik zdołał szybko zakończyć tą zeszłoroczną awanturę. Co do spokoju między sąsiadami. Wojny się zdarzały w przeszłości, będą i w przyszłości. Proszę mi wybaczyć, bo chociaż wierzę w wasze intencje, to niestety Ser nie jesteście Lordem tego domu. Stary Simon Seaver ma tu najwięcej do powiedzenia. A później będzie to Seathan. Jeżeli oni zdecydują, że wasz ród udaje się na wojnę … cóż. Dziękuję jednak za pańską deklarację -

- Nie zawsze wszystko jest takie, jakie się wydaje - Uniósł kielich w toaście. - Ale to prawda, że to oni stawiają pięczęć pod traktatami. Z mojej strony obiecywałem i obietnicę pozostawiam, że postaram się odwodzić ich od nieprzemyślanych koncepcji w stosunku do twojego domu. - Zamilknął na chwilę i widząc, że wszyscy już usiedli, powstał od stołu i uniósł swój kielich. - Wznoszę toast za wszystkich tych, którzy oddali życie, by ich rodziny mogły nie doświadczyć wojny i głodu! - zawołał donośnym głosem.

Goście, którzy usłyszeli jego toast, zarówno siedzący na podwyższeniu, jak i ci na tyle zaszczytni, by siedzieć blisko niego, wznieśli toast, jedni szybciej, drudzy wolniej, z różnymi minami. Wszyscy jednak tak uczynili. Lady Sarsfield uważnie go obserwowała, ale zareagowała jedynie nieznacznym skinieniem głowy.
 
Fyrskar jest offline  
Stary 12-08-2016, 20:23   #22
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Sala Rycerska,Wesele, około 21 godziny.


Goście bawili się doskonale, gdy siedzący na podniesieniu Lord Simon wykonał delikatny gest dłonią. Stojący obok niego herold kiwnął głową, a strażnik przy drzwiach uderzył w gong wymuszając w sali ciszę. Wszyscy obserwowali starego przywódcę rodu Seaver. Ten najpierw pociągnął solidny łyk swojego wina, potem odkaszlnął lekko w bok i odezwał się głosem twardym i nawykłym raczej do wydawania rozkazów niż udzielania przemówień.

-Dziękuję w imieniu młodych za liczne przybycie i zgodnie z tradycją obdarowanie ich - mówiąc to wskazał na prezenty od gości stojące z boku sceny.

-I chociaż również zgodnie z tradycją przekazałem coś młodej parze, chciałem dać jeszcze jeden prezent. Jest on specjalnie dedykowany dla mojego wnuka Seathana - po słowach seniora herold zadzwonił trzymanymi w ręku dzwoneczkami. Chwilę później drzwi do sali rycerskiej zostały otworzone przez żołnierzy w odświętnych barwach a do sali weszło 3 gwardzistów. Jeden z nich na poduszce niósł potężny dwuręczny miecz. Ostrze było utrzymane w doskonałym stanie, rękojeść choć prosta i wytarta, nadal była w dobrym stanie. Jedyną ozdobą pozostawała zrobiona z wielorybiej kości głowa gryfa. Po sali rozległ się szept, gdy zebrani pojęli co widzą przed sobą.

"Żałobne Ostrze" nazwa odbijała się echem od ścian tej sali. Rodowe Valyriańskie ostrze Seaverów. Ich największy skarb. Ludzie gotowi byli wcześniej sprzedać w niewolę swoich niż skalać Valyriańską stal. Gwardziści na baczność stanęli przed swoim Lordem, który podniósł się, a za jego przykładem poszli pozostali obecni na podwyższeniu.

Simon długo obserwował ostrze. W końcu jednak włożył je do pochwy, którą jak się okazało miał przy sobie. Potem odwrócił się w stronę swojego wnuka.

-Choć władzę obejmiesz dopiero po mnie, już dzisiaj chciałem przekazać w twoją pieczę jeden z naszych największych skarbów. Valyriańskie ostrze, nasz rodowy miecz, przekazywany z pokolenia na pokolenie. Od dziś ... Żałobne Ostrze jest twoje - dziadek z namaszczeniem przekazał Seathanowi miecz, który ten przyjął lekko zbaraniały.

Sala przyjęła to brawami. Chociaż tylko niektóre twarze zdradzały zrozumienie prawdziwego znaczenia tego gestu. Simon Seaver uznał swojego wnuka obrońcą rodu. Wszakże po co przekazywałby mu ten miecz?

Po tej krótkiej ceremonii impreza wróciła na swoje dawne tory.

Wzrok Ser Craiga wędrujący po sali ponownie spoczął na opalonym rycerzu. Tym razem ten jednak zauważył go i podniósł swój kielich w niemym pozdrowieniu, uśmiechając się do byłego opiekuna Mildrith. Ani twarz, ani nic innego nie wydawały się jednak Caldwallowie znajome, dlatego po chwili powrócił do rozmowy z otaczającymi go osobami.

Veanor szykował się do drugiej części występu gdy podszedł do niego człowiek wyglądający na wojownika.

-Chass Cook- przedstawił się. Ton jego głosu, ani mina nie spodobały się bardowi ani na trochę. Jego instynkt wył ostrzegawczo -Czy zechcesz bardzie dołączyć do moich towarzyszy na chwilę na dziedzińcu? Chcielibyśmy usłyszeć jakąś pieśń. Mamy monety - po tych słowach człowiek ten uśmiechnął się, a sieć jego blizn na twarzy ułożyło się w naprawdę nieprzyjemny wzorek.

Mildrith obserwowała Eleanor i Uśmiechniętego Wilka. Chociaż starszy rycerz z początku wydawał się trochę znudzony i najwyraźniej uczestniczący w rozmowie jedynie ze względu na wychowanie, obecnie mocno się ożywił. Gestami i przy użyciu zastawy tłumaczył jej najwyraźniej jakąś bitwę, w której uczestniczył. Przyszła Lady Seaver mogła się jedynie domyślać, że buelka wina, która właśnie rozbijała kielichy musiała reprezentować Snowa i jego jazdę. A jednak ... Eleanor robiła do niego "maślane" oczy! Trzepała rzęsami i generalnie próbowała zwrócić na siebie jak największą uwagę. Poza tym była faktycznie zainteresowana tym co mówił Ser Adden.

Co najwyraźniej wpłynęło również na niego, ponieważ zaczął rozmawiać z nią dłużej, uśmiechał się do niej ciepło i wyglądał na dumnego. "Niczym Ser Lanelot, który odnalazł swoją Qinevr". Przemknęło jej przez myśl.

Seathan patrzył zafascynowany na swoje nowe ostrze. Dopiero po sekundzie zdał sobie sprawę, że dziadek położył mu rękę na ramieniu.
-Jesteś naszą przyszłością Seathanie. A teraz będziesz także naszym obrońcą. Obawiam się, że ja już nie nadaję się do tej roli. - po tych słowach dostał ostrego ataku kaszlu. Zaraz doskoczył do niego jego wierny sługa wzywając do pomocy Maestra.

Ser Haigh również obserwował zachowanie Eleanor. On jednak miał również możliwość usłyszenia strzępów rozmowy. Wychwytywał je jednak tylko kątem ucha, co ciekawsze rozmowy.

-Mój brat był ranny i zniesiony z pola przez wiernych żołnierzy - gdy usłyszał te słowa Snowa, pochylił się lekko jakby mając nalać sobie wina, jednakże zafascynowany przebiegiem bitwy, o której jedynie mógł usłyszeć z daleka. -Mieliśmy przewagę nad Żelaznymi, ale ... - przez chwilę ich rozmowa została zagłuszona przez ogólny zgiełk, po chwili jednak dało się słyszeć dalszy jej przebieg -Konie były bezużyteczne ... Biegłem, a moi ludzie pobiegli za mną ... potem ruszyli inni nasi ... Proste uderzenia ... Lewo, prawo ... unik ... lewo, prawo, unik ... uderz! Ich dowódca padł zalany krwią ... - dalsze rozmowy były niemożliwe do usłyszenia, gdyż zafascynowana Elanor nachyliła się jeszcze bliżej rycerze.

Na całe szczęście Gareth Kenning zajął się rozmową z żoną Hortona i nie zwracał większej uwagi na siedzącą obok niego dziewczynę, choć od czasu do czasu zerkał ze wzrokiem pełnym pogardy na bękarta z Północy.

Tymczasem rozglądając się po sali można było zauważyć, że Lord Fowler i Roger Tarbeck zniknęli gdzieś z sali, najwyraźniej musząc zażyć trochę świeżego powietrza ...
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 12-08-2016, 22:39   #23
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
- Dziękuję dziadku ten gest i ta rola wiele dla mnie znaczą. Nie zawiodę cię. -odpowiedział swemu seniorowi Seathan.

Wysunął ostrze i przez dłuższą chwilę przyglądał się mu z namaszczeniem. Tyle pokoleń a teraz on będzie kolejnym dzierżącym to ostrze. Dwuręczna broń co prawda nie była jego ulubioną. W przypadku Valyriańskiej stali nie można jednak wybrzydzać. To marzenie każdego rycerza, ba każdego Lorda. Jedynie kilkanaście takich mieczy było w całym Westeros. Seathan nie był wyjątkiem. Spełniło się jego marzenie. Dzierżył rodową broń.

Odłożył miecz na poduszkę i dał znak gwardziście by stanął z nią z boku. Przez całą noc ta asysta honorowa będzie pilnować miecza i stać ukazując go biesiadnikom. Tak by wszyscy zrozumieli znaczenie tego gestu.

Był obrońcom rodu. To znaczyło, że musi dbać również o jego przyszłość. Chciał poznać zdanie dziadka w kilku głębiących go sprawach. Lord Simon z pewnością spodziewał się po wnuku, że nie będzie tylko siedział i pachniał.
-Planowałeś już męża dla Eleonor? Wiek zbliża się odpowiedni, moment na pozyskanie nowych sojuszników również dogodny. - zapytał Seniora.
 
Icarius jest offline  
Stary 13-08-2016, 13:10   #24
 
Fyrskar's Avatar
 
Reputacja: 1 Fyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputację
2 Miesiąc 212 roku AL
17 dzień miesiąca, godz. 20.00
Ziemie zachodnie
Reaver’s Rest


Horton wpatrywał się apatycznie we wnętrze pucharu. Stare miecze, które były pieczęciami dla wielkich gestów. Mianowanie Seathana obrońcą rodu na weselu to głupi pomysł, stwierdził w myślach. Każdy, kto ma ucho otwarte na przepływające przez komnaty zamków wieści wiedział, że wrócił dopiero co z Żelaznych Wysp, w asyście całej bandy śmierdzących morską solą żelaznych ludzi. Nawet jeśli Lannisterowie o tym nie słyszeli, to nieżyczliwi Seaverom nie zapomną o wspomnieniu im o tym. Wziął łyk wina. Nieprzemyślane poczynania ciągnęły za sobą bolesne konsekwencje. Dopiwszy do dna zawartość kielicha, wstał od stołu. Serwetkę rzucił niezłożoną na swoje miejsce.

- Proszę o wybaczenie - rzucił w kierunku Sarsfieldów, po czym powolnym krokiem minął żonę i Kenninga. W sali było chłodniej niż na zewnątrz, ale dość duszno i cieszył się, że może odejść na chwilę od stołu. Zauważył, że zarówno Fowler, jak i młodszy brat lorda Tarbecka też opuścili ucztę. Oblizał usta i rozejrzał się dookoła. Nie było ich widać. Może powinienem się rpzejść po okolicy, pomyślał niepewnie, ale zdecydował, że na to jeszcze nie pora. Przechodząc w pobliżu szwagierki i jej rozmówcy, jednym uchem spróbował wyłapać ich słowa, ale postanowił im nie przeszkadzać. Eleanor nareszcie znalazła osobę, której słucha z uwagą. Uśmiechnął się pod nosem. Gdyby Snow nie był w drodze do Gwardii Królewskiej, kto wie, czy nie udałoby się z tego czegoś wykuć. Zachowuję się jak sprzedawca kur, skarcił się. Minął parę i podszedł do giermka Uśmiechniętego Wilka.

- Młody Velaryon - zagadał z uśmiechem. - Wypijesz ze mną kielich wina za młodą parę i biednego septona Wendela, który nieomal nie popuścił w spodnie podczas ślubu?

Młodzieniec, aż wypluł trochę wina, gdy usłyszał słowa o Septonie. Otarł jednak szybko usta chustą i wstał, aby nie okazywać przybyłemu braku szacunku. Widać było, że wypił już trochę. Uśmiechał się szeroko

-To dla mnie zaszczyt Ser - powiedział biorąc swój kielich. Przypomniał coś sobie patrząc na Cleverly’ego siedzącego obok -Przepraszam panie najmocniej na chwilę - stary raubritter wydawał się zadowolony i nieznacznie usmiechnięty skinął głową. Młody Valeryon skupił swoją uwagę na Haighu.
-Zdrowie młodej pary ser i pańskie, gdyż słyszałem, że to pan jest organizatorem tego wesela -

- Dziękuję za wzniesiony toast - Horton się uśmiechnął i skinął ręką na sługę. - Przynieś mi kielich. - Obrócił się z powrotem do giermka, po czym nalał sobie wina do wręczonego mu naczynia. - Pozwolisz, że cię obsłużę? - Zważył w dłoni butelkę arborskiego.

-Panie, ja jestem tylko giermkiem … to nie wypada. Może ja naleję wina nam obu? - widać było, że chłopak nie mówił tego tylko na pokaz, ale faktycznie chciał być pomocny -Naprawdę dziękuję jednak za propozycję - skłonił się przy tych słowach, a resztki wina przy tym ruchu wylały się z jego kielicha. Gdy podniósł wzrok zapytał bez ogródek -Przepraszam Ser, ale podobno walczyłeś na Polu Czerwonej Trawy? … jak … Jak tam było? -

- Jeśli tak wolisz - zarządca podał Velaryonowi butelkę z winem. - Nalewaj, póki możesz, kiedy zostaniesz lordem Driftmarku nikt ci na to nie pozwoli. - Puścił do chłopaka oko. Ten młodzieniec w przyszłości będzie jednym z największych możnych w Siedmiu Królestwach. O ile śmierć nie stanie mu na drodze, pomyślał. Szkoda by było. - To prawda, walczyłem na Polu Czerwonej Trawy. Pytasz jak tam było… Bardowie opowiedzą ci o młocie i kowadle, o planie Baelora i Maekara, a także o starciu nieprawo urodzonych synów i wnuków Aegona Niegodnego. Ale prawda jest taka, że bitwa była jak każda inna, pełna śmierci, bólu i błota. Wielu zginęło, ludzie których ja znałem i ci, o których nawet nie słyszałem. Ale wiesz, co ta bitwa ukazała najwyraźniej. To, jak równi są ludzie, gdy stają twarzą w twarz, pośród szczęku mieczy. Wiesz, jak zginął ser Quentyn Ball, zwany Kulą Ognistą?

Młodzieniec skinął głową
- Zabił go łucznik - po czym obniżył trochę głos -Ser Adden mówił, że był to jeden z Zębów Kruka. Czy to prawda? -

Horton zerknął kątem oka, czy ser Adden go słucha.
- Obawiam się, że twój pan nie ma tym razem racji - Horton odstawił kielich na stół. - Widzisz, człowiek, który zabił Kulę Ognistą nie był jednym z łuczników lorda Riversa, a zwykłym prostaczkiem. Ser Ball zsiadł z konia przy strumieniu, żeby napić się wody. I wtedy ten nisko urodzony człowiek, którego imienia nigdy nie poznamy, przeszył mu gardło strzałą. Wielcy rycerze i lordowie mają w rękach władzę, ale każdy człowiek może wziąć do ręki broń i zabić wysoko urodzonego pana. Dlatego właśnie ci, którzy twierdzą, że strachem kontrolują swoich poddanych, to głupcy. Pewnego dnia, ci którzy dotychczas im służyli mogą obrócić się przeciw nim. Władca nie może być zbyt dobry wobec swoich prostaczków, ale nie może być wobec nich okrutnym. Musi być uczciwy, bo cała ta wojna pokazała, że na polu bitwy, nawet doświadczony rycerz może polec z ręki nisko urodzonego człowieka. - Uniósł kielich w toaście. - Wypijmy za ciebie, chłopcze. Życzę ci długich rządów w Driftmarku, aby żadna strzała nie zakończyłą twojego życia. Nie zapominaj, że władza jest też obowiązkiem, z którego trzeba się wywiązać, a będziesz wspaniałym lordem. - Wziął łyk z kielicha. - Rozmawiałeś wczoraj z bardem Vaenorem?

-Dziękuję Ser Hortonie - powiedział młodzieniec spełniając toast -To pouczająca historia, Ser Adden też dużo mówił o cnotach rycerskich, o tym, że mamy wobec naszych poddanych również obowiązki. I twoją naukę zapamiętam … - uśmiechnął się lekko, po czym dodał -Tak, tak rozmawiałem z nim. Pytał mnie o pieśni, której lubi mój pan -

- Spryciarz - zarządca uśmiechnął się. - Wspominał, że jest twoją rodziną?

-Tak … poznałem go, ojciec nie wiele o nim mówił …ale … ehh. Wydaje się spokojny i był dla mnie miły -

- Jest miły, choć nigdy nie był zbyt spokojny. Zawsze był marzycielem, ale jest dobrym człowiekiem. Wychowywał się z moją żoną. - Zerknął na Alerie, rozmawiającą z Kenningiem. - Ona nie ma wielu przyjaciół poza nim. Dziękuję ci za wszystko. Jeśli chciałbyś porozmawiać, to mieszkamy w tej samej wieży. - Uśmiechnął się i wstał. - Muszę cię przeprosić. Raz jeszcze dziękuję. Twoje zdrowie. - Uniósł kielich w toaście i wypił resztę.
 
Fyrskar jest offline  
Stary 13-08-2016, 19:24   #25
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Seathan był obrońcą rodu. To znaczyło, że musi dbać również o jego przyszłość. Chciał poznać zdanie dziadka w kilku głębiących go sprawach. Lord Simon z pewnością spodziewał się po wnuku, że nie będzie tylko siedział i pachniał.

-Planowałeś już męża dla Eleonor? Wiek zbliża się odpowiedni, moment na pozyskanie nowych sojuszników również dogodny. - zapytał Seniora.

-Nie … dziewczyna jest … niespokojnym duchem. Poza tym, wydaje mi się, że zostało jeszcze trochę czasu - odpowiedział Simon spokojnie -Niech jeszcze trochę nacieszy się … życiem w Reaver Rest


Seathan skinął głową. To była decyzja dziadka choć on pewnie zacząłby się już rozglądać.
- Ser Horton sprawdził się w swojej roli? - zapytał z ciekawości Seathan. Nowy nabytek rodziny był dla niego zagadką.

-Ambitny człowiek. Nie mam prawa jednak narzekać, wiele zrobił tutaj podczas twojej nieobecności. Twoja siostra wydaje się zadowolona. Są gorsze małżeństwa i my też mogliśmy trafić gorzej. Wiem, że twój ojciec go nie lubił … ale … Niestety mój syn, w ogóle nie przepadał za większością osób- w słowach Lorda Simona dało się wyczuć wiele bólu i smutku, gdy wspominał ojca Seathana. Po wypowiedzeniu tego zdania, zamilkł na chwilę przypatrując się sali

- Matkę i mnie ponoć kochał. A ona chyba najlepiej na tym nie wyszła. Wiemy jaki był, szkoda dalszych słów. To o co chciałem zapytać to, dlaczego Horton? Nie było mnie tu wtedy ale chciałbym zrozumieć. Na zachodzie jest wiele szanowanych rodów. Haighowie to pomniejszy ród o ile dobrze pamiętam.

- Mimo wszystkich swoich grzechów był moim synem. Kiedyś moją dumą, potem moją porażką - senior pokiwał głową, po chwili jednak skupił się na drugiej części zadanego pytanie - Twój ojciec wciągnął by nas w kolejną wojenkę. O niczym innym nie marzył, jak o pokazaniu się w jakiejś bitwie. Wykorzystałby twoją siostrę, do zawarcia sojuszu, który wciągnąłby nas w sieć intryg. Stąd Haigh, nie są tak ważnym rodem aby to małżeństwo dawało nam jakiś sojusz. Nie wykorzysta nas jego rodzina, a jednocześnie nasi sąsiedzi, nie poczują się zagrożeni. Wydawało się, że jest to dobry pomysł na wtedy. Chociaż patrząc na niektórych z naszych sąsiadów, nie wiem czy domyślili się powodu tego małżeństwa, ani nawet czy to docenili

Mildrith pozwoliła sobie nie skomentować ani taktyki zawierania małżeństw, ani mniemania o małości Hortona, wrodzonej i wyssanej z mlekiem matki, przez pochodzenie z pośledniego rodu Haighów. Kiedy przebywała na dworze Banefortów, w ogrodzie urządzonym na nadmorskim klifie widziała małego węża, który wpełzł do gniazda mewy. I choć każde z jaj było od niego większe, rozwarł paszczę jak szeroko i połknął jedno z nich w całości. Nie mógł potem pełznąć z nowym brzemieniem. Taki właśnie był Horton. Nienażarty. Gotów wystawić się na niebezpieczeństwo, byle się nahapać.
- Nigdy nie należy nie doceniać cudzej głupoty i zaślepienia - rzekła zamiast tego, co komentarzem było i do własnych jej myśli, i rozważań Simona o sąsiadach. - Jednakże, wracając do Eleanor. Wasz osąd może i mądry… lecz jest osądem męża, wybacz, lordzie Simonie. Jako niewiasta ostrzegam cię - to już czas. Nie mam nic przeciwko bękartom. Ale nie chcę, by urodzenie takowego położyło się cieniem na życiu naszej słodkiej, choć niepokornej dzieweczki.

Lord Simon popatrzył na Mildrith spokojnym, aczkolwiek wydawałoby się odległym wzrokiem. Po czym odwrócił się i chwilę oglądał swoją najmłodszą wnuczkę
-Jest jeszcze tak młoda- powiedział do nikogo konkretnego, nim z powrotem skupił swoją uwagę na żonie Seathana.
-16 lat, tyle też czasu minęło od tej nieszczęsnej rebelii … Może za rok … - dopiero pierwszy raz od jakiegoś czasu dało się wyczuć w głosie Seniora niepewność, a Mildrith wydawało się, że zatrzymując najmłodszą Seaverównę Lord Simon chciał również zatrzymać czas. Jakby ta prosta decyzja mogła zanegować upływ czasu. Gdy teraz popatrzyła na Simona Seavera zauważyła, że w ciągu ostatniego pół roku schudł, zapadł się lekko w sobie, jakby starość, która przez długi czas była dla niego niezwykle łaskawa, chciała w ciągu krótkiego czasu nadgonić wszystko.

- Ołtarz może poczekać - rzekła Milly łagodnie. - Lecz musisz pamiętać… ona już jest młodą kobietą. Nie traktuj jej jak dziecko, lordzie ojcze. Bo spełni wtedy oczekiwania. I zrobi coś dziecięcego, naiwnie głupiego…

- Rozumiem … tak … Oczywiście masz rację droga córko - powiedział Simon łagodnie - Postaram się, nie traktować jej jak tej małej dziewczynki, której opowiadałem baśnie - Lord uśmiechnął się do swoich wspomnień, po czym popatrzył na dwójkę młodych - Mojemu synowi, przynajmniej udały się dzieci, a ty droga córko jesteś prawdziwym skarbem dla naszej rodziny - podniósł swój kielich w ich stronę - Wasze zdrowie, obyście mogli cieszyć się swoją obecnością jak najdłużej

Seathan wzniósł kielich i spełnił toast.
 
Icarius jest offline  
Stary 14-08-2016, 00:14   #26
 
Baird's Avatar
 
Reputacja: 1 Baird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputację
Wcześniej

Po rozmowie z Seathanem i lordem Simonem, Maester Trevyr udał się do kuźni. Tam przywitał go Amon siedzący na krześle i opierający stopy o gasnący piec.
- Jak przygotowania do uroczystości?-
- Ser Horton dba o wszystko z niezwykłą starannością.- Trevyr odpowiedział schodząc po schodach. Maester podszedł do stołu na którym stała prosta cisową skrzynka.
- Chłopcy własnie kończą polerować prezenty.- Amon powiedział wstając z krzesła i podchodząc do Maestera.- Gdy tylko skończą osobiście zaniosę je do kwatery państwa młodych.-
- Miło z twojej strony Amonie.- Trevyr odpowiedział otwierając skrzynkę. Była wyłożona czerwoną wełną.- Planujecie zostać w zamku na uroczystości?- Zapytał.
- Nie, cała rodziną udajemy się do wioski. W zamku zebrało się za dużo panów i paniczy jak na mój gust.- Amon odpowiedział głaszcząc się po brodzie.- Oczywiście Alyssa musi zostać. Ma swoje obowiązki dziś wieczorem.-
- Zazdroszczę Ci.- Trevyr powiedział uśmiechając się szeroko.- Zabawa w wiosce będzie o wiele przyjemniejsza. Za dużo polityki na weselu szlachty.-
W tym momencie podszedł do nich syn Amona, Adan oraz jego młodszy brat Bron, obydwaj byli na czeladzi u ojca.
- Gotowe ojcze. Spędziliśmy na tym trzy godziny, ale efekt winien zadowolić Maestera...- Chłopak nagle przerwał, gdy zauważył, że Trevyr stoi przy Smitheyu.
Trevyr podszedł do chłopców. Starszy z nich trzymał w rękach topór, młodszy sztylet. Topór dla Seathana wykonany był ze stali i żelazodrzewa. Stalowa głowica ozdobiona była herbem rodu z dwóch stron, a dodatkowo obuch zastąpiony był pięciu calowym szpicem do przebijania płyt przeciwnika. Sztylet dla Mildrith był elegancki i zabójczy, podobnie jak dama do której miał trafić. Głownia ozdobiona była bursztynem i srebrem, a samo otrze choć nie za duże, mające jedynie osiem cali było wąskie i elastyczne. Doskonałe do wbijania w plecy.
Trevyr obejrzał po kolei obydwie bronie po czym powiedział do chłopców z poważną miną.
- Nada się.-
Po czym wsadził je do skrzynki.
- To prawdziwe działa sztuki.- Powiedział zamykając wieko.
- Oby jak najmniej takiej sztuki na świecie było.- Amon odpowiedział biorąc skrzynię na ręce po czym ruszył do komnaty Seathana i Mildrith.
Trevyr również opuścił kuźnię i ruszył do kuchni by przypomnieć służbie o tym by część resztek z głównego stołu, jak i lepszych dań z pozostałych trafiły w pierwszej kolejności do wieży Maestera. Dwa razy przypomniał też o winie.


Na weselu

Trevyr przybył do głównej sali trochę spóźniony. Maester musiał upewnić się, że Farmanowie otrzymali najlepszych służących na czas swojego pobytu na zamku, jego służących. Maester wiedział, że nie będą oni dyskutować o sprawach ważnych otwarcie przy służbie, ale nadal pozostawała jakaś szansa. Gdy lady Mily wezwała go do siebie na podwyższenie by zająć się sprawą Snowa i Eleonor od razu poprosił Alyssę by miała na nią oko. Smitheyówna i tak obsługiwała tamtą cześć sali.
Po godzinie, gdy lorda Simona złapał okropny kaszel Maester podbiegł do niego z pomocą. Trevyr chciał odradzić lordowi wino, ale wiedział, że rzucał by jedynie słowa na wiatr. Stary Seaver dobrze wiedział co mu dolegało, a wino było jego lekarstwem na życie.
Stojąc przy lordzie Simonie doskonale słyszał temat rozmowy jaką przeprowadzał z Seathanem i Mily. Zaślubiny Eleonor tworzyły nowe możliwości dla Seaverów, choć z tego co zauważył Trevyr, młoda Seaverówna już znalazła swojego wybranka. Trochę starego, a do tego bękarta, ale za to jakiego.
Po toaście Maester zwrócił się do dziedzica.
- Gratuluje nominacji.- Powiedział żartobliwie, oczywistym było, że Seathan dostanie tron po dziadku. Przekazanie miecza podczas uroczystości było jednie formalnością, złożeniem pieczęci na woli seniora.
- Warto zwołać obrady małej rady przy najbliższej okazji.- Te słowa skierował raczej do lorda Simona.
- Valyriańska stal to rzadkość, prawie tak rzadka jak żona potrafiąca grać w grę.- Mówiąc to uśmiechnął się do Mildreth.- Lecz wiem, że miecz, zwłaszcza taki może ciążyć komuś kto uczył się walki tam gdzie ty Seathanie. Właśnie dlatego w waszej małżeńskiej komnacie po uroczystości czekać będzie prezent ode mnie wykonany rękami mistrza Smitheya i jego czeladników, oby zapewniły wam one bezpieczeństwo przez wszystkie lata waszego małżeństwa.-
 
__________________
Man-o'-War Część I

Ostatnio edytowane przez Baird : 14-08-2016 o 00:20.
Baird jest offline  
Stary 14-08-2016, 06:10   #27
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację

- Jakże wyszukane wspaniałości przyszykował nam nasz dobry ser Horton - zachwyciła się szczebiotliwie Lady Milly, gdy wezwany measter nachylił się lekko do jej ozdobionego diamentowym kolczykiem ucha. - Czyś, measterze, widział te bezowe łabędzie?
Na wypadek, gdyby measter nie widział, rzeczony łabądek został mu podetknięty smukłą rączką pod sam nos. Mildrith wyglądała na ukontentowaną przyjęciem, ale nie na tyle, by wzywać doradcę specjalnie po to, by wymieniać się poglądami na bezowe słodkości. Zagadka rozwikłała się chwilę potem. Gdy tylko przyglądający się pannie młodej lekko znudzonym wzrokiem Lannister odwrócił się do własnej małżonki.
- Fowler i Tarbeck wyszli razem. Chcę wiedzieć, o czym będą rozmawiać - wyszeptała cicho, wręczając maesterowi łabądka.

***

Lady Mildrith wykazała się niepokojącą znajomością nawyków barda. Ledwie Vaenor skierował swoje kroki ku piwniczce, gdzie pod pieczą starego Cleosa i jego małżonki Adory składowano beczki z winem, a w osobnej komnatce butelki ze szlachetniejszymi i droższymi trunkami - posłyszał za sobą szelest aksamitów i jedwabi, a także delikatny klekot uderzających o siebie w fałdach pereł, którymi obszyta była suknia panny młodej. Mildrith była sama, a idąc, przyświecała sobie trzymanym w ręku maleńkim kagankiem. Jeden z drobnych dowodów na to, że nie urodziła się wielką damą, za jaką pragnęła uchodzić. Takie czekały, aż wszystko wokół nich zrobi służba.
- Drogi Vaenorze… - Głos Milly był cichy i przyjemny. - To było piękne i pouczające przedstawienie.

Bard wyglądał na nieco rozkojarzonego, kiedy ujrzał kobietę, uśmiechnął się
- Lady Seaver - ukłonił się grzecznie. Miał jednak co do tego spotkania, złe przeczucia.
- Mam nadzieje, że nie masz mi za złe, ostatniej sceny, moja Pani… - Powiedział, z pewną dozą niepewności. Widać było, że męczy go ta uroczystość.

- Och. - Mildrith wolną rączkę położyła na sercu. - Było idealnie. Poza jedną sprawą.

Bard skrzywił usta. Jakby chciał coś powiedzieć, bronić się przed niewypowiedzianymi słowami, ale wypuścił jedynie powietrze.
- Jaką...sprawą…? - Mówił znacznie ciszej, a wzrok uciekał mu po pomieszczeniu.

- O działaniach wykraczających poza przyjęte tradycją i oczekiwane po kimś, kto ma choć szczątki zdrowego rozsądku i instynktu przetrwania, o zachowaniach ponadzwyczajnym i stawianiu mnie lub mego męża w konieczności podejmowania takowych działań, powinieneś informować mnie z wyprzedzeniem, Vaenorze.

Na twarzy barda, pojawił się uśmiech, tym razem był zupełnie inny, wyglądał na rozbawionego
- Przepraszam, moja Pani. Nie mogłem jednak Cię poinformować… z dwóch powodów. Pierwszym z nich jest… fakt, że wymyśliłem to, podczas przedstawienia. - wzruszył ramionami - Drugi, moja Pani. To naturalność, nie chciałem aktorów, chciałem kogoś, szczególnego. Wypadliście wspaniale, a to dla mnie, największa radość. - Bard wyprostował się, spoglądając tym razem w oczy, Pannie młodej.
- Nie było w mym interesie, zrobić coś, przeciw temu domowi, a to przedstawienie, było moim prezentem, dla was. Starałem się zrobić wszystko, by zadowolić wszystkie osoby. Jednak… Ekhm. mam nadzieje, że wybaczysz mi, mój objaw nieposłuszeństwa

- Być może - odparła Milly tonem, który był jednocześnie słodki i lodowaty. - Dowiedziałeś się o ser Addenie tego, o co prosiłam?

- Zaledwie o pieśniach, które lubi. Nawet się przekonałem, że bardzo wpływają na niego. - Uśmiechnął się - Jest to osoba, która bardzo tęskni za swoim domem, ceni sobie szczerość oraz przywiązanie. Jest człowiekiem, dla którego, honor oraz prawość, odgrywa szczególną rolę. A zarazem, to skromny człowiek. Niestety, nie miałem, jak z nim porozmawiać. Przy stole, nie wypadało, a mój… brat. Raczej, jest osobą, która cenni inne wartości, aniżeli senior. Nie mniej, patrzy w niego jak w ojca. Zostały, jeszcze dwa dni, moja Pani. Jeśli masz jakieś życzenie... - Miał nadzieje, że tyle wystarczy. Nie czuł się dobrze, rozpytując o Ser Addena.

- Każdy ma marzenia, Vaenorze. A ja chcę wiedzieć, jakie są jego - odparła Mildrith. Jej oczy błyszczały w ciemności jak ślepia drapieżnika. - I chcę, żebyś ustalił to, o co cie prosiłam uprzednio. Jak dawno temu się potykał.

Nie podobało mu się, że ma o niego rozpytywać. Zazwyczaj nie miał z tym problemów, ale czuł jakieś przywiązanie do Snowa.
- Moja Pani, czy Lady nie może zapytać o to rycerza? Czy potrzebujesz do tego, barda? Dama, która interesuje się, rycerzem. Z pewnością jest w stanie, dostrzec znacznie więcej, aniżeli grajek, na którym wymusza się coś takiego. - Rzadko kiedy się sprzeciwiał. Jednak tym razem, chciał wiedzieć dlaczego.

- Nie wymuszam nic na tobie, Vaenorze - odpaliła mu Milly z wyszukaną słodyczą, od której wszystkim aż po granice Zachodu powinny w jednej chwili popsuć się zęby. - Jesteś szlachcicem, a nie chłopem przywiązanym do pługa. Możesz odejść w każdej chwili. Jednak dopóki tu jesteś, czyń to, co do ciebie należy. Nie żyjesz pod tym dachem na prawach gościa. Jeśli wypytywanie osobiście z jakichkolwiek względów nie wchodzi w grę, znajdź kogoś, kto zrobi to lepiej, bardziej odpowiednio albo zwyczajnie zrobi to za ciebie. Na przykład słodka Eleanor. Mnie ciekawią odpowiedzi. Mogę ci czasem pomóc do nich dojść… ale nie będę myślała za ciebie.

Pokiwał głową, raczej z bezradności a nie odmowy. - Nie jestem szlachcicem, moja Pani. Jestem, też przywiązany, jak chłop do pługa. Jednak do rodziny, którzy mimo braku więzów krwi, są dla mnie ważni. Moją rolę, ustanowił Ser Horton, a wcześniej za pozwoleniem Lorda Simona. I nie pamiętam, by moim obowiązkiem było, rozpytywanie o Ser Addena. - był wyraźnie zirytowany, to niezwykle rzadka okazja, ujrzeć go w takim stanie.
Foch barda nie zrobił na Mildrith wielkiego wrażenia. Po prawdzie, to nie zrobił żadnego wrażenia, sądząc po jej głosie.
- Jeśli ród ma urosnąć w siłę, każdy z nas musi i będzie robił wiele ponad to, do czego przywykł na co dzień - wytłumaczyła cierpliwie. - Sądzisz, że ja nie wolałabym siedzieć ze szwagierkami w pięknym ogrodzie, który Horton zapewne kiedyś nam zorganizuje, słuchać twej muzyki i bawić dzieci? Chciałabym bardzo. I aby móc wreszcie to zrobić, jestem gotowa się trochę wysilić. Mam pewność, że ty także, Vaenorze.
- Dobrze wiesz, że Eleanor, nie nadaje się do tego. Dlatego, potrzebujesz kogoś innego. Jest… sposób, na zdobycie informacji. Z tego co pamiętam, Alerie, była zafascynowana, Ser Addenem. Mogę spróbować z nią porozmawiać. Jednak, musisz sprawić, bym miał ku temu okazje. Ser Horton, nie przepada za faktem, że mogę z nią spotkać się sam na sam, wbrew moim zapewnień. Aczkolwiek, wolę nadal, by ta sprawa pozostała między nami, zgadzasz się, moja Pani?

- Jutro przed turniejem wezwę cię do babińca, abyś poprzygrywał szlachetnym paniom - rzekła krótko Mildrith i odeszła korytarzem, unosząc ze sobą małe światełko kaganka.

- Oczywiście… moja...Pani - prychnął. Był zły na siebie i na nią, nie podobało mu się to, co zaczęło się tutaj dziać. Ledwo wyszła za mąż, a zaczęła gruntowną przebudowę. Przez chwilę spoglądał w stronę, w której odeszła młoda Lady. Nagle stracił ochotę na alkohol, musiał coś omówić z Ser Hortonem.

***

Zaskoczona Eleanor prawie podskoczyła, gdy Mildrith położyła jej rękę na ramieniu, przerywając opowieść o kolejnych północnych wiktoriach Uśmiechniętego Wilka. Tę samą dłoń lady Mildrith wysunęła z gracją do ser Addena, z palcami wdzięcznie ściągniętymi w dół.
- Nie mieliśmy okazji poznać się dotąd, panie.

Ser Adden podniósł się gdy zobaczył pannę młodą, pokłonił jej się lekko i ujął jej dłoń w swoją, aby z szacunkiem złożyć na niej pocałunek. Jego długie włosy zakryły twarz, tak że przez chwilę nie można było dostrzec jego miny. Aczkolwiek Mildirth wyczuła, iż dłonie tego człowieka nawykły do trzymania oręża. Miała też wrażenie, że pomimo paru defektów, nadal pozostawał silnym i pewnie sprawnym mężczyzną.
-Pani to zaszczyt móc ciebie w końcu spotkać - powiedział Snow spokojnym tonem -Chciałem skorzystać z okazji i osobiscie życzyć tobie wiele szczęścia … oraz siły na nowej drodze życie. Oby najgorszy dzień w waszej przyszłości, był lepszy niż najlepszy dzień z waszej przeszłości. Pani i pani męża zdrowie - po tych słowach spełnił symboliczny toast, odkładając kielich na swoje miejsce.

Mildrith podziękowała olśniewającym uśmiechem, który lekko zbladł, gdy jej wzrok niby przypadkiem zbłądził na nakrycie stołu przed Eleanor.
- Ach, gdzież twój kielich, droga Eleanor? - zmarszczyła brwi. Była przekonana, że szwagierka smak wina i mocniejszych trunków zna nie od wczoraj. Ale przy rodzinnym stole nadal była traktowana jak dziecko, nie polewano jej i nie stawiano przed nią pucharów. I to się zmienić musiało już w tej chwili. - Tak zająłeś naszą słodką pannę, że nic chyba nie zjadła i nie wypiła od początku uczty - zwróciła się do ser Addena z żartobliwą przyganą i skinęła na służącego, by podał kielich. - Tedy czynię cię odpowiedzialnym za jej puchar. Dziś szczególny dzień, a trunki doskonałe… nie więcej niż dwa kielichy. Wybacz panie, że cię tym obarczam - splotła dłonie pod paskiem na podołku i spojrzała z nieukrywanym uczuciem na swego dziadka i ojca za ser Snowem. - Poprosiłabym mych krewnych, lecz… - uśmiechnęła się uroczo i szczerze. - Miłość nie czyni mnie ślepą na wady. Na mym ojcu i dziadku można polegać w każdej kwestii - lecz nie w sprawie liczby spełnionych kielichów - roześmiała się cicho, ale otwarcie, i poprawiła gałązkę niezapominajek w warkoczu upiętym przy skroni Eleanor.
- Pozwolisz, ser Addenie, że zaproszę cię jutro na krótkie spotkanie wraz ze słodką Eleanor? Chciałabym zapytać cię o radę, panie, w delikatnej sprawie rodzinnej.

Ser Adden skinął głową -Oczywiście, dziękuję za zaufanie, dopilnuję według waszej prośby drogą Lady Eleanor - po tych słowach popatrzył na rodzinę Mildrith -Jestem pewien, że pani dziadek i ojciec okażą się równie pomocni, jak ciekawymi rozmówcami są - po tych słowach, najstarszy z Cleverlych zaśmiał się
-Hehe, równy z ciebie chłop, choć z Północy - popatrzył na swoją wnuczkę dolewając sobie wina. Nie wiedziała, co powiedział mu Adden Snow, ale najwyraźniej udobruchał go czymś na tyle, że ten wydawał się zadowolony z towarzystwa.
- Tobie, dziadku, ciągle tylko figliki w głowie - Mildrith uśmiechnęła się czule. Już dawno temu podjęła decyzję, że nic, co powiedzą i zrobią jej prości z natury krewni i nic, co powie o nich szlachta, nie wywoła w niej zmieszania czy wstydu. Trudno było użyć jej pochodzenia jako broni przeciwko niej, gdy na każdym kroku pokazywała, że jest dumna ze swej rodziny.
Tymczasem Uśmiechnięty Wilk rozejrzał się chwilę po sali -Co do sprawy rodzinnej. Możemy porozmawiać przed turniejem, gdyby podczas niego wydarzyło się coś niespodziewanego - uśmiechnął się jakby w sam to nie wierzył -Jeżeli będę w stanie pomóc, chętnie tak uczynię - to co mówił wydawało się szczere, cóż może te opowieści o typowych ludziach Północy były prawdziwe, a może była to doskonała gra?
- Jesteś zbyt dobry, panie - Mildrith dygnęła z wdziękiem, pocałowała Eleanor w policzek, po czym pożegnawszy się z ser Addenem, podeszła do swych krewnych.
Zaproszony na przechadzkę raubritter nie dał się dwa razy prosić. Duchota i gwar sali doskwierała mu w mniejszym stopniu niż natłok ludzi, z których większość uważała się za zbyt szlachetną, by dzielić z nim stół.
 
Asenat jest offline  
Stary 14-08-2016, 18:35   #28
 
Baird's Avatar
 
Reputacja: 1 Baird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputację
Trevyr przez chwilę stał przed dylematem. Nie wiedział co począć, Mildreth dała zdecydowany znak, żeby zainteresować się zniknięciem Fowlera i Tarbeck'a jednak Maester nie miał dość ludzi na zamku by wysłać kogoś śladem szlachciców. Po chwili Trevyr sam ruszył za nimi. Maester znał zamek więc wiedział jak pójść by coś usłyszeć a nie być zauważonym, dodatkowo ciemność sprzyjała staremu szeptaczowi.
 
__________________
Man-o'-War Część I

Ostatnio edytowane przez Baird : 17-08-2016 o 02:45.
Baird jest offline  
Stary 16-08-2016, 23:14   #29
 
Fyrskar's Avatar
 
Reputacja: 1 Fyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputację
2 Miesiąc 212 roku AL
17 dzień miesiąca, przed 21.00
Ziemie zachodnie
Reaver’s Rest


Opuściwszy giermka, Horton skierował się poza podwyższenie. Callor był bystrym chłopakiem, a nawet gdyby nie był, zawsze pozostawał dziedzicem jednego z największych rodów Siedmiu Królestw. Velaryonowie mogli nie być tak potężni, jak byli Corlysa Velaryona, sławnego Węża Morskiego, ale mało która rodzina była tak silnie spokrewniona z rodem Czerwonego Smoka. Zarządca nie omieszkał nie spostrzec, że kolejne osoby opuściły swoje miejsca, a jedną z nich była panna młoda. Zeskoczył z tworzącego podwyższenie drewnianego podestu. Musiał jeszcze porozmawiać z rodziną Mildrith oraz Craigiem, ale na to przyjdzie jeszcze czas.

Opuścił główną salę i wciągnął świeże powietrze. Ochłodziło się nieco, a wieczór przyniósł chłodną morską bryzę. Z dołu dochodziły odgłosy zabawy. Giermkowie i zbrojni, stwierdził, ale nie zatrzymał się, żeby się przyglądać. Zamiast tego skręcił w dół i ruszył do piwnic. Złapał za rękę powoli wspinającego się w przeciwną stronę schodów Glendona.

- Za mniej więcej klepsydrę przygotujcie się do wniesienia weselnego pasztetu - Rzucił szybko polecenie. - Upewnij się, że jest już gotowy.

Minął starszego mężczyznę i zszedł na sam dół.
- Vaenor, chłopcze - Horton zatrzymał opuszczającego piwniczkę barda. - Dostałeś złote arborskie, które ci podsyłałem? Występ był naprawdę udany. - Zawahał się, ale szybko odzyskał fason. - Jesteś dosyć niezadowolony, jak na siebie. Co się dzieje? Występy były wręcz znakomite.

Veanor zachowywał się dość nerwowo. Kręcił się w tę i z powrotem, nie zwracając uwagi na ludzi. Kiedy spotkał Hortona, wyraźnie się uspokoił
- Ser Hortonie… T.tak, otrzymałem - Powiedział, bez przekonania. Sięgnął do swojej sakwy po czym wyciągnął z niej monetę
- Chciałem z tobą chwilę porozmawiać, jednak. Wpierw - oddał mu pieniądz - Z całym szacunkiem Ser, ale to nie było moje przedstawienie. To twój pomysł, ja zaledwie wykonałem, a nie nagradza się sług za obowiązki. Może i jestem chciwy, ale mam poczucie honoru, a nie biorę wynagrodzenia za coś, z czego nie jestem dumny. - Pokrętna logika barda, znów wzieła nad nim górę
- Poza tym, jest coś co musimy omówić. Coś co nie daje mi spokoju, a potrzebujemy chwilę prywatności, z dala od uszu i oczu innych - sądząc po jego minie, było to coś ważnego. Cięzko jednak było stwierdzić, czy ważnego w stosunku do samego wydarzenia, czy dla niego

- Dobrze.

Zarządca rozejrzał się dookoła i spojrzał na uchylone drzwi do piwniczki na wino. Pomieszczenie było spore, a półki z butelkami i beczkami tworzyły z niego mały labirynt.
- Ktoś jest w środku? - zapytał, wskazując palcem na wejście, a słysząc przeczącą odpowiedź kontynuował: - Chodźmy do środka, tam porozmawiamy.

Chwilę błądzili pomiędzy butelkami lepszych i gorszych gatunków wina, butelkami miodu i mniej bądź bardziej egzotycznymi alkoholami. Zatrzymali się w jednej z bardziej oddalonych częsci podziemnej sali, gdzie półki zamiast wina pełne były kurzu. Horton zerwał podniszczoną pajęczynę i strzepnął ją z dłoni.
- Co to za moneta? - wyjął z kieszeni wręczony mu pieniądz, po czym przeszedł do sedna sprawy. - O czym chciałeś pomówić, Vaenorze? Stało się coś, o czym powinienem wiedzieć?

- To twój podarek, którego nie mogę przyjąć. - odpowiedział bezceremonialnie - Jednak, inna sprawa mnie męczy. Kazano mi, dopytywać się, o Ser Snowa. Co lubi, gdzie ostatnio w turniejach walczył. Może tobie wiadomo, po co te informacje? Nie mam z tym problemów, jednak.. Tym razem, czuję że, to nie właściwe, mój Panie. Ser Adden, jest opiekunem mojego brata, na dodatek, osobą która wydaje się, bardzo porządnym człowiekiem. Jeżeli Lady, potrzebuje tych informacji, dlaczego po prostu nie zapyta o nie sama? Wszak, damie łatwiej przemówić do osoby takiej, jak ten rycerz. - Naprawdę rzadko zdarzało się, że bard miał tego typu dylematy, ale tym razem zaprzątało mu to głowę.

- To z pewnością nie ode mnie - Horton obejrzał monetę. - Kazałem zanieść ci wina, ale nie pieniądze. - Zawahał się. - Mówisz, że Mildrith każe ci wypytywać o Addena, Widzisz, wiem, że wczoraj byłeś u swojego brata. Rozmawiałem z nim zanim tu przyszedłem. To dobry chłopak, ale… odszedłem od tematu. Nie przejmuj się tym. - Przygryzł wargę. Nie był zadowolony z tego, że nowa lady też chciała zdobyć sobie przychylność ich gościa. - Groziła ci wyrzuceniem, gdybyś nie wykonywał jej próśb? - Nie podejrzewał tego, ale lepiej było się upewnić.

Bard zbladł jeszcze bardziej, mimo jasnej karnacji. Spojrzał na monete, widać było że ma problem ze skupieniem się. Uświadomił sobie, że rozmawiał też z rycerzem. Szybkim ruchem, schował pieniądz, nie spoglądając na swoją sakwę.
- Nie… Jest za sprytna, by grozić. Nie otwarcie, mój Panie. Jej słowa, raz bywają słodkię niczym miód, a zarazem tak zimne, jak krainy północy. Ciężo ją rozgryść, jednak… Powiedziała mi, że mogę dobrać kogoś do pomocy, zasugerowała mi, młodą siostrę naszego dziedzica. Jednak, dobrze wiesz jaka ona jest… Zasugerowałem wtedy, że twoja małżonka, jest zafascynowana jego przygodami. Jutro mam być oddelegowany, do zabawiania dam, by mieć okazje z nią porozmawiać. - był nad wyraz szczery. - Może to dobra okazja, by twoja żona się jej przyjrzała?

- Vaenor… - Horton był zaskoczony jak szczery był z nim bard. - Dziękuję ci. To dobry pomysł, chciałbym cię jednak zapytać, dlaczego mi o tym wszystkim mówisz? - Podrapał się po zakrytym brodą policzku. Wszystko to, co Waters właśnie mu przekazał, było cenne, tak samo jak jego rady.

Bard podrapał się, właściwie wydawało mu się to oczywiste - Zawsze mówiłem, że jesteście dla mnie, jak rodzina. Więc, wydawało mi się to naturalne, Ser Hortonie. Nie lubię, kiedy ktoś, bawi się z moją rodziną, a lata które tutaj spędziłem, wyrobiły mi pewną… lojalność. Nawet, jeśli jestem tylko grajkiem. Poza tym, następnym razem, przekonam Cię na moją wersję historii. - Uśmiechnął się do rozmówcy przyjaźnie.

Horton uśmiechnął się szeroko.
- To może być nic wielkiego, ale cieszę się, że mówisz mi o takich rzeczach. Nawet jeśli chyba niepotrzebnie się o to martwisz - Skrzyżował ręcę na piersi. - Jesteś dla mnie bardziej rodziną niż Seathan i jego żona, nawet jeśli nie łączą nas ani więzy pokrewieństwa, ani żadne inne koligacje. Jesteś dobrym, wiernym człowiekiem i nie zapomnę ci tego, co dla mnie robisz. - Poklepał go familairnie po ramieniu. - Nadchodzą zmiany, ale przyjaźnie się nie zmieniają. - Westchnął głęboko. - Z ciekawości, skąd masz tę monetę i czemu chciałeś ją oddawać?

- Monetę? Dostałem zapłatę, za występ, dla kilku wojowników… Nie biorę pieniędzy, ale wcisnęli mi. Nie czuje się z tym dobrze. Czuje się jak dłużnik… Wybacz, dzisiaj mam problem ze skupieniem… - Znacznie ściszył głos - Jutro, umówiłem się na prywatne spotkanie, z Ser Addenem. Chcesz mu coś przekazać? Ahh… i podczas turnieju, namówiłem na krótką rozmowę, najmłodszą siostrę twojej żony. Wbrew pozorom, lubię ją, obserwowanie jej dzisiaj, podczas ich rozmowy, z naszym szlachetnym gościem, sprawiło że poczułem się dobrze. Taka niewinność, bywa na swój sposób, podkrzepiająca. Nie chcę, by wpadła w sieć intryg, czy zagrać w jej rodzie. Z całym szacunkiem, ale.. - Nie wiedział czy powinien, oraz jak to ująć - Ten… Nasz ród. Jest w stanie, przetrwać, nie bawiąc się w intrygi. Jesteśmy na tyle neutralni, by po prostu bytować. Czy jest sens, zatracać ten spokój, dla jakichś osiągnięć? Nie zawsze warto być chciwcem, a bycie tym mniejszym, ma swoje zalety. A dla mnie, sam fakt, życia jest wystarczająco dużą zaletą. Kiedy, byłem na tej scenie, przez pewien czas, nie czułem tej nienawiści, nie interesowały ich żadne krzywdy, czy chęć zysków, przez te cholerną chwilę, wszyscy byliście jednością, bez podziałów, bez herbów, czy ambicji. Jeno, prosty gest, pragnący posłuchać i wyciszyć się. To miłe uczucie…

- Widzisz, szlachetnie urodzeni mają intrygi w krwi. To smutne, na swój sposób, ale trudno do zanegowania bądź zwalczenia. Jeśli zaś chodzi o ser Addena… - zamilknął. Miał wrażenie, że powinien mieć okazję z nim porozmawiać przed turniejem, ale może lepiej porozmawiać z nim ustami barda. - Ostrzeż Eleanor, żeby uważała na swoją szwagierkę. I spraw, żeby ostrzegła Uśmiechniętego Wilka przed tym samym. Snow może mieć wątpliwości, jeśli powiedziałby to któryś z nas, ale posłucha siostrzyczki mojej żony. Lepiej będzie, jeśli nasz przybysz z północy opuści nas bez zaplątania się w plany Mildreth. -

Zamyślił się na chwilę. Część piwniczki, gdzie przebywali, była słabo oświetlona, ale słabe światło rzucane przez postawioną przez zarządcę świeczkę pozwalało rozróżnić otaczające ich kształty. Pajęczyny dawały złowieszcze cienie.
- Kim byli ci wojownicy, którzy chcieli występu?

- Eleanor, wyraziła zgodę na spotkanie, dopiero podczas jutrzejszego turnieju. Wpierw widzę, się z Ser Addenem. Chyba, że mój Panie - masz jakiś pomysł? - Bard przez chwilę szukam w myślach nazwiska osoby, która dała mu monetę. Miał bardzo, charakterystyczne i proste nazwisko.
- Chaas…? Cook - mniej więcej tak to szło, miał nadzieje że, nie pomylił się. - znasz ich Panie?

- W takim razie, po prostu postaraj się przestrzec ser Addena przed wciągnięciem w spiski. Powiedz mu od siebie, żeby nie dał wciągnąć się w politykę w tej części Siedmiu Królestw, bo jest tak samo paskudna, jak w jego rodzinnych stronach. A przed nią przecież uciekł, cyż nie? - Horton powstrzymał kichnięcie. Od kurzu zakręciło mu się w nosie. - Chaas Cook? Nigdy nie słyszałem tego imienia i nazwiska, ale jeśli ucztuje na zewnątrz, to nic dziwnego. Na końcu sali tłumnie zasiedli nawet wędrowni rycerze. Obawiasz się ich?

To było dobre pytanie. Czy się obawia, oczywiście, że się obawia! Jednak, przypomina mu się, Ser Craig, to dobry człowiek, mimo że wygląda na zimnego.
- Jesteśmy na zamku, Hortonie. Nie wydaje mi się, by ktoś próbował zrobić coś głupiego. Jestem, po prostu… Lekko rozkojarzony. Ciężki dzień, a przede mną, jeszcze występy. Po prostu, może to być stres... Bard zamyślił się
- Jak myślisz… Może wziąść Eleanor na podgrodzie? Może chciała by spędzić, trochę czasu, poza tym ehm…”dworskim” życiem? - Zapytał z wyraźną ciekawością.

- To prawda, jesteśmy w zamku, ale wino jest złośliwym doradcą dla głupców - odpowiedział Horton. - Mogę wysłać z tobą paru ludzi, albo nawet Appletona, choć on pewnie jest już kompletnie pijany. -

Przygryzł wargę.
- To bardzo dobry pomysł. - Haigh był zadowolony. - Jestem pewien, że będzie zachwycona. Moglibyśmy zorganizować polowanie, ale to jeszcze nie teraz. Ale może przejażdżka konna? Umiesz jeżdzić konno, dobrze mówię? Wzięlibyśmy Craiga dla pewności, i pojechalibyśmy, ty i ja, razem z Eleanor na konną przejażdżkę. Mildreth chce z niej zrobić damę, ale chłopczyca zawsze pozostanie chłopczycą. Niech odetchnie chociaż na chwilę od zamku. Może uda nam się namówić Snowa i jego ludzi, żeby pojechali z nami?

Vaenor rozpromieniał - Może podczas spotkania, to właśnie to zaproponujemy Ser Addenowi!? - podniósł głos, po chwili, sam siebie uciszył - Z całą pewnością, łatwiej będzie rozmawiać, kiedy mężczyźni udadzą się na łowy, aniżeli skryci pod namiotem, z nieznanym nam przesłaniem?

- Świetny pomysł! Zaproponuj mu to - poklepał barda żywiołowo po ramieniu. - Nie chcę organizować łowów, musielibyśmy zaprosić więcej osób. Ale na przejażdżkę zaprosić ich trzeba. My dwaj, ser Adden i jego kompani i Eleanor. Eleanor odpocznie od zamku w jego towarzystwie Snowa, a ty porozmawiasz z bratem. - Mrugnął porozumiewawczo. - Na pewno nie chcesz obstawy do tego występu dla zbrojnych?

Bard zastanowił się, nie wiedział jak miałoby to wyglądać. Z jednej strony, mogliby to odebrać, jako brak szacunku, z drugiej - nie uśmiechało mu się iść tam samemu
- Ekhm… M-może, jacyś nasi ludzie, blisko rozbijać mieli w planach namiot?

- Wyślę z tobą Merrita - Zdecydował poważnie Horton. Merrit był jednym z ludzi z Bliźniaków, niskim, łysiejącym mężczyzną. - Wspomnisz, że to twój znajomy i lubi twoje ballady. To im powinno wystarczyć.

Vaenor poczuł się znacznie pewniej
- Dziękuje, mój Panie i przepraszam za kłopot. Powinniśmy na dziś, skończyć ze spiskami - Uśmiechnął się pod nosem - Nie jestem w tym najlepszy i szybko się denerwuje. Mam nadzieje, że jeszcze uda nam się, żyć tutaj w spokoju. To mój główny cel

- Też mam taką nadzieję - odpowiedział horton po chwili milczenia. - Wracajmy do sali, po drodze wydam rozkazy Merritowi. Chodź.

Podniósł z półki kaganek i ruszyli z powrotem przez labirynt półek.
 
Fyrskar jest offline  
Stary 18-08-2016, 09:09   #30
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Błękitne oczy Ewana Cleverly'ego wyblakły, przybierając barwę popiołu. Pierwsze oznaki nieubłaganej starości. Mildrith wiedziała, że ojca nie spotka nigdy los Lorda Simona – nie dopadnie go słabość, jego starość nie będzie niedołężna ani chorowita, tak jak nic takiego nie spotka dziadka Tomasa, ani jej braci, ani jej samej. Oni znikną jak zdmuchnięci, nagle i w pełni sił, nie będą przygasać miesiącami. Jednak po raz pierwszy dostrzegła, że czas gryzie jej ukochanego ojca, międli już jego przyszłe dni wielkozębną paszczą. Teraz dostrzegła bruzdy na czole. Oczy Ewana tkwiły uwięzione w sieci zmarszczek, pogłębiającej się gniewnym grymasie, gdy mówił o Tybolcie Lannisterze.

- Srał pies Tybolta... jest słaby. - Ewan Cleverly splunął za blanki Oka i zapatrzył się w morze. - Może i on mądry i uczony, ale brakuje mu sprytu i smykałki w politycznej gadce. I refleksu, Milly. Tego najbardziej. Miał być sojusz z Północą... a ten zanim się ruszył, to tamtejszego niedoszłego sojusznika zasiekali... Przez to Zachód jest sam. A zawdzięczamy to, słodki kwiatuszku, właśnie Tyboltowi.
- Skoro on sierota, to zaraz się ktoś do niego dopnie, by z cienia rządzić. - Mildrith nie bawiła się w owijanie w bawełnę. - Kto?
- Ja tam nie wiem... Ale jego brat Gerold by się nadał. Buduje flotę i zbiera nadal armię. Mam nadzieję, że uderzą na Żelazne Wyspy, aby załatwić problem Dagona raz na zawsze... Ale pewnie znowu rozejdzie się jak pierdnięcie na sali balowej. A takim jak ja powiedzą, że to wszystko było w celach ino obronnych – machnął lekceważąco ręką i odsunął się lekko, by przyjrzeć się córce.
- Matka byłaby dumna – westchnął.
- Wiem – Milly objęła ojca. - A ty jesteś?
- Ja jestem zawsze.
- Z Tybolta?
- Też... tylko żem mu imię złe, jak się okazuje, dobrał, niech mnie Inni porwą. Pijany być musiałem. Albo trzeźwy, żem nie przejrzał, że u Tybolta lew na tarczy, a zając w sercu – zaśmiał się gromko.
- Czas Tybolta przy możnym rodzie umieścić – oznajmiła Milly twardo. Ewan znów parsknął śmiechem.
- Jakbym matkę twoją słyszał. Czas na to, czas na tamto... Wiem to, kwiatuszku.

Zawstydziła się, a przecież wstydu naprawdę nie miała w sobie wiele. Ojciec po raz kolejny pokazał, że nie jest pustogłowym prostakiem i zwykłym mieczem do wynajęcia, za którego go wszyscy mają.
- Z Dondarionami rozmawiam, Malisterami i Oakheartami. Jako że akurat oni mogą być najbardziej czuli na pieśń mego trzosa.
Uścisnęła ramię ojcowe.
- Pomówię z Seathanem – rzekła, gdy schodzili wewnetrznymi schodami w dół.
- O czymże, skarbeńku?
- O mym bracie. Jeśli jest szansa, by nie przepłacać, to nie widzę potrzeby zbytniej marnacji twego majątku.
- Myślałby kto, że po mnie dziedziczysz – wzruszył się Ewan dogłębnie i roześmiał gromko i chrypliwie.

***

Craig przechadzał się po sali rycerskiej. To tu wzniósł toast, tu zagadnął. Kilka razy zaszedł do Cleverlych, ale sprawdzał też czy jego ludzie są na miejscach i czy przypadkiem któryś nie umoczył zakazanej mordy w kielichu. Póki co zachowywali się nienagannie. Wtem zauważył przemykającą z gracją wśród gości Mildreth. Świeżo poślubioną panią Seaver, choć w sumie nie taką świeżą… nazwisko meża zostało takie samo. Zauważył jej dyskretne spojrzenie, chyba coś od niego chciała. Dlatego też, ruszył powoli w jej kierunku.
Został nagrodzony najpiękniejszym uśmiechem świata. Smukła rączka Milly wysunęła się do ucałowania, ale gdy ją ujął, Mildrith po Cleverlowskiemu wywinęła mu się jak piskorz, dłoń wsparła na jego ramieniu i ucałowała w policzek.
- Craig, miły piastunie… nudzi cię wesele moje. - To nie było pytanie. To było stwierdzenie. - Nikt jeszcze nikogo nie zabił, nikt się choćby nie pobił. Nawet dziadek nie zaśpiewał Dziewicy Cud stojąc na stole i skopując zastawę na koniec każdego wersu.

-Noc jeszcze młoda, moja Pani, jeszcze wiele się może zdarzyć - starał się zabrzmiec poważnie i oficjalnie. - Moje gratulacje z zostania po raz drugi, Panią Seaver, Mildreth. - skłonił się lekko.

- Och… nie musisz być taki sztywny. Wszyscy już się wstępnie spili - oceniła Milly cynicznie i zimno. - Martwię się, Craig. Mam złe przeczucia.
Ostatnim razem, gdy Mildrith miała “złe przeczucie” nie minęło pięć godzin, a zazdrosny o pozycję Cleverlych szambelan próbował pchnąć ser Caldwella nożem do serów.
- Co myślisz o turnieju?
To było dziwne.Milly zwykle w kontekście turniejów dyskutować chciała tylko dwie sprawy. Kto zdaniem Craiga wygra i kogo obstawiać w związku z tym, i jaką damę wygrany ukoronuje królową piękności. Z naciskiem na to drugie.

Odetchnął ciężko: - Lekko nie będzie - powiedział już szczerze - cholerny Fowler i Snow, to nie są dobre wieści. Postaram dać z siebie wszystko, ale przecież to wiesz Mildreth. Jeśli miałbym obstawiać, to postawiłbym na siebie - mrugnął do niej szelmowsko okiem. - Kto zostanie królową piękności, też raczej nie mam wątpliwości, że Ty, Milli. Chyba że Snow aż tak się zapatrzy w twoją drogą szwagierkę - zakończył żartem.

Splotła ramiona na piersiach i pokręciła głową.
- Jeśli zatem wygrasz, przyjrzyj się Eleanor raz jeszcze. A potem jeszcze raz. I jeszcze… tak wiele razy, jak ci będzie potrzebne, by uznać, że jest wyjątkowa. Piękniejsza niż gwiazdy i księżyc. Sam będziesz zdziwiony, ser Caldwellu, jak mogłeś do tej pory nie zwrócić na nią uwagi - kąciki ust Mildrith zadrgały leciutko, tylko oczy miała poważne i zacisnęła palce na przedramieniu rycerza, wspięła się na palce z figlarną miną. Dla każdego postronnego wyglądało to na żarciki dwójki bliskich sobie osób, żarciki po weselnemu krążące wokół dwóch tematów - ołtarza i łoża.
- Gdybym chciała nam teraz zaszkodzić, uderzyłabym w szlachetnego, poważanego i znanego z honoru gościa - zielone oczy Milly spoczęły na chwilę na przybyszu z Północy, po czym szeptała dalej. - I nas obarczyła winą… jako niehonorowych i uciekających się do brudnych zagrywek. Nie znam się na turniejowych sztuczkach, Craig. Przyjrzysz się, czy wszystko jest… uczciwe? Wokół niego?

Odpowiedział uśmiechem na sugestię Milly odnośnie królowej piękna i gracji. To było jasne jak słońce, w razie wygranej miał wskazać siostrę Seathana. - Ktoś tu kogoś chciałby chyba szybko wydać za mąż - zażartował cicho, tak by tylko adresatka tej krotochwili usłyszała. - Mówisz Pani, że Addenowi coś może grozić? Dobrze - zgodził się z nią - będę uważał sam, jak i zlecę to Garethowi, to zaufany człowiek. Jednak jeśli przyjdzie mi z nim się zmierzyć… - przerwał na chwilę patrząc w piękne oblicze swojej niedawnej podopiecznej - nie będzie miał żadnych forów, Milly. Zwyczajnie po prostu nie stać mnie na przegraną - odpowiedział z rozbrajająca szczerością.

- Na tym polega uczciwa walka. Przynajmniej ta na ubitej ziemi - skinęła głową Milly, choć Craig doskonale wiedział, że nie ma pojęcia o czym mówi i powtarza tylko z wdziękiem i przekonaniem okrągłe frazesy. - Mnie bardziej inne walki pociągają, i ubijanie czego innego niż piasek - uśmiechnęła się dziewczęco i figlarnie. - I tak, znajdę ci jakąś miłą niewiastę, co wreszcie zrobi z ciebie porządnego człowieka… ku rozpaczy wszystkich innych niewiast - pociągnęła go za kosmyk odstający od brody. - Ciebie ożenić, to akurat jest wyzwanie - rzekła na tyle głośno, że wzbudziło to zainteresowanie i śmiechy wśród siedzących nieopodal rycerzy. - Mam też prośbę. Poducz Eleanor fechtunku, lub daj jej człeka, co się tym zajmie. Dziewczyna tłucze się potajemnie z podejrzanymi personami. Lepiej niech to robi na dziedzińcu, za naszą wiedzą i zgodą.

I kontrolą… tego nie powiedziała, ale miała jasno wypisane na twarzy.

- Rozumiem - skinął wygoloną głową - znajdę jej kogoś, albo czasami ja się nią zajmę. Co do niewiasty - w jego oczach zapłonęły ogniki pożądania - Od jakiegoś czasu, jakoś żadna mi nie chce wpaść w oko… może są zbyt powszednie, albo nie tak ekscytujące jak…- celowo przerwał… - jak bym chciał? Jednak nigdy, nie wypada mówić nigdy - dodał kończąc z uśmiechem.

Milly załamała ręce z udawaną zgrozą, przytknęła je do policzków w geście głębokiego załamania.
- Bogowie łaskawi! Muszę pospieszyć się z tymi swatami, ser Caldwellu… Ty dziadziejesz!

***

Wracając na swoje miejsce, wymieniała z siedzącymi na podwyższeniu krótkie słowa. Pytała z troską i zaciekawieniem o zdrowie i rodziny. Uśmiechała się uroczo i rumieniła po dziewczęcemu na pochwały i nawiązania do nieodległych pokładzin. Życzenia szczęścia i gratulacje gości były pozbawione szczerości podobnie jak jej podziękowania. Najbardziej rozbawiła ją sugestia, jakoby los jej sprzyjał ponadzwyczajnie.

Usiadła wreszcie z dobrze skrywaną ulgą obok małżonka i ponownie ujęła go za rękę.
Sprzyjający los. Dobre sobie.
Wszystko co miała, wydrapała sobie pazurami. I nie liczyło się, że były to cudze pazury. Milly nigdy nie lubiła brudzić sobie wypielęgnowanych dłoni.
 
Asenat jest offline  
 


Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:03.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172