Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-11-2015, 01:44   #1
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Rozdarcie

W karczmie Lodowy Upiór nie działo się dobrze, górne piętra spłonęły, w porę ugaszone przez straż ogniową, która wpadła do przybytki wraz ze strażnikami miejskimi. Moronzgul dawno nie widziało takiej walki magów, albowiem Ci woleli raczej po Rozdarciu nie zawisnąć na suchej gałęzi. A magowie po rozdarciu, nie ważne czy należeli do Trybunału Magii, przez rozwścieczone tłumy zawisali często. O dziwo, potem te nastroje nieco się ociepliły, a co za tym idzie magowie coraz częściej pokazywali się wśród ludzi i służyli swoimi magicznymi umiejętnościami. Za to wojownicy, nie ważne jakim orężem się posługiwali, zyskali na znaczeniu, a najemnictwo stało się bardzo popularnym rzemiosłem. Nic dziwnego że i teraz w karczmie ich nie brakło. Nie brakło również magów.

Drzwi do gospody stały otworem, nikomu nie paliło się ich zamknąć, dlatego teraz lecący z nieba śnieg nieco niepewnie, jakby się wstydził, z pomocą wiatry wchodził do środka. Coraz głębiej i głębiej. Stary ork będący właścicielem i karczmarzem złorzeczył i przeklinał mieszając wspólny język z jego rodzimym, orkowym narzeczem. W odmiennej sytuacji była gnolka, kelnerka, która skomlała na jednym z krzeseł wiedząc że teraz wypłata znacznie się skróci, a w tych czasach pieniądze były bardzo potrzebne. Lodowego Upiora czekały ciężkie czasy, a co za tym stoi podróżnych którzy stracili na jakiś czas jeden z lepszych przybytków w osławionej stolicy północy.

Świeży śnieg przed gospodą zostawał coraz bardziej ubity przez zbierających się gapiów i ciekawskich, którzy coraz gęściej gromadzili się przed budynkiem. Im ktoś był wyższy tym więcej mógł zobaczyć, im ktoś był bardziej śmiały wtykał głowę przez futrynę drzwi by zobaczyć martwą elfkę, minotaura oraz dwójkę w czarnych płaszczach. Nie trwało to długo, zostawali natychmiast przeganiani przez strażników miejskich w jasnych, prawie białych kirysach oraz talerzowych hełmach z grawerowanym symbolem miasta. Wielkiego renifera stojącego dumnie na szczycie góry, przez tego renifera też straż zwana była rogaczami lub rogasiami. Oczywiście można było za to zarobić w zęby lub spędzić dzień w dybach, ale kiedy strażnicy nie słuchali takie nazwy krążyły wśród mieszkańców.

Kapitan straży miejskiej, człowiek, Edgar Rollostr przebił się przez ciżbę stojącą przed karczmą, by stanąć w nieco bogatszym kirysie w drzwiach Lodowego Upioru. Wzrok miał surowy, karcący. Budowa ciała musiała budzić respekt nawet u umięśnionych troglodytów czy orków. Stalowe wzmocnienia kirysu chrzęściły z każdym krokiem. Strażnicy będący niżej w hierarchii ustępowali przejścia swojemu kapitanowi. Zatrzymał się dopiero przy wystygłym truchle elfki. Spojrzał na zebranych, swoim spojrzeniem zaszczycił nawet karczmarza, następnie skierował oczy w stronę przelewanego dla pewności wodą pogorzeliska.
- A taka to była ładna gospoda… – powiedział ze smutkiem zdradzając swoje upodobanie do tego miejsca – Dobrze. Kto mi powie co tu się stało?
- Magowie stoczyli ze sobą walkę w pokojach dla przyjezdnych. Magowie i jeden minotaur, według świadków ten nie posiadał magicznych umiejętności. – z widocznym szacunkiem, a może i strachem odezwał się jeden z podwładnych.
Kapitan pokiwał głową, pochylając się nad ciałem elfki. Bez kozery wsadził jej rękę w ranę po zaczarowanym, zatrutym ostrzu. Fosforyzującemu, zmieszanemu z krwią płynowi pozwolił skapać z palca na drewnianą, nierówną podłogę.
- Jad istot z Rozdarcia, nie ma niego skutecznej odtrutki. Sądzę że nie dowiemy się dlaczego się pozabijali. Ci w płaszczach to jakieś znajome twarze?
- Tylko człowiek, został rozpoznany jako pracownik portu, podobno przybył tutaj dwa lata temu. Elfa nie znamy.
Ta rozmowa, zbieranie informacji i pogłosek zajęło na tyle dużo uwagi kapitana, że jego uwadze uszła torba którą Marenwen wcisnęła osobie stojącej najbliżej, czyli [b]Reeva[/i]. W środku nic wielkiego, trochę kosmetyków, jakieś wywary nieznanego pochodzenia i przeznaczenia, zapewne jakie parszywe magiczne eliksiry. I niewielki, oprawiony w skórę, zapisany wyraźnym acz nieco pochyłym pismem. Na nieszczęście był pisany po trochu wspólnym, po trochu elfickim. I te elfickie krzaczki i przysadziste bryły zawierały w sobie najwięcej informacji – na szczęście w mieście białych elfów było w brud. Wystarczyło zebrać drużynę i ruszyć ku przygodzie.

Ale kapitan nie miał zamiaru nikogo wypuścić, a za wszelkie próby opuszczenia lokalu bez wyjaśnień groził mamrem. Legendy krążyły o lochach pod miastem, podobno nim nordowie zdobyli Moronzgul śnieżne elfy właśnie zbudowały to miasto, a w podziemiach przetrzymywali orków którzy najechali miasto w czasach Orkowej Wiosny. To co nie udało się orkom, kilkanaście wieków później udało się ludziom. Do dzisiaj w różnych kronikach krążą plotki o tym co tam znaleźli, setki pojmanych orków konających z głodu lub jedzących siebie nawzajem, zezwierzęconych. Orków wybito, a lochy służyły obecnej władzy do tego samego co poprzednim właścicielom. Może tylko na mniejszą skalę. Jakby nie było czasy były nieco bardziej cywilizowane, a za murami miast wszyscy mieli wspólnego wroga – Rozdarcie.

Reeva chyłkiem zerknęła na te zapiski, które mogła przeczytać.

Cytat:
”25 dzień, Szary, 20 rok Rozdarcia

Jestem w stanie przysiąc, że wiem jak zamknąć Rozdarcie, zdobyłam nawet od starego Eskila kawałek klucza, niestety artefakt jest martwy, rozładowany, pozbawiony życia. Jedyny magiczny przedmiot jako udało się stworzyć Trybunałowi, a te błazny użyli do szukania innych wymiarów, ot, i proszę. Dostali, czego szukali. Żałuje tylko że tak ochoczo przystałam na prośbę tego starego morloka bym i ja poszła z nim otwierać tę pieprzoną dziurę. Powinna być zatkana, powinna nigdy się nie otworzyć na ten świat. Pieprzony morlok.

30 dzień, Szary, 20 r.R.

Studiując prastare teksty, natrafiłam na ślad wspominający o trzech przedmiotach, przejawiających magiczne właściwości. Za wcześnie jest otwieranie najlepszych butelek wina, ale jeżeli istnieją z pewnością udałoby się naładować nimi Klucz. Resztę dla bezpieczeństwa zapiszę w rodzimym języku.

(reszta nieczytelna)

16 dzień, Fiolet, 20 r.R.

Zamknięcie tego przeklętego okna do piekła nie będzie takie proste, jak myślałam. Zapiski tylko wspominają artefakty, nie wspominają niestety gdzie ich szukać. Ale wiem gdzie szukać odłamków Klucza. Według moich badań i znajomości, pozostałe kawałki Klucza posiadają:
- parszywy trog, mag wodny, Gel spod Tkal, bęcwał który wciągnął mnie w tą kabałę – ukrywa się pod krasnoludzkim miastem w Gryfich Stokach - Bekkevold
- ohydny ghul, nekromanta a jakże, Harith Abraha Harb, idiota który nawet w Trybunale musiał roznosić woń padliny – ukrywa się gdzieś wśród wydm na Pustyni Sarskiej, ale znając jego upodobania kulinarne z pewnością będzie gdzieś koło nekropolii,
- gangrenowaty minos, mag energii, Hörður Böðvarsson, chędożony i niezdarny osobnik postury enta – ukrył się wśród dzikich lasów wschodzie Granitu, niedaleko miasta Thi Đắc.
- nędzny łosiek, mag przemiany, Ibeabuchi, nieokrzesany jak zwierzęta z którymi ucinał sobie pogawędki – ostatnio był wśród driad w zagajniku Cunha
Reszta odłamków prawdopodobnie nadal spoczywa na szczycie Palca Bożego, w rękach poległych głupków którzy mieli nadzieję od razu zamknąć Rozdarcie, a jeżeli któryś z nich uciekł nie jest znane jego miejsce ukrycia.
Reszta lektury została przerwana. Kapitan zaczął krzyczeć do straży by pojmali jakiegoś nieszczęśnika który próbował opuścić karczmę, został zdzielony pałką w łeb – i upadł na ziemię zmroczony – i od razu wciągnięty na powrót do karczmy.
- Nikt nie wyjdzie bez złożenia wyjaśnień. – zaryczał ochryple w kierunku zgromadzonych, a pod tyłek nogą przysuwając sobie zydelek. Zbroja zachrzęściła gdy siadał. – Kto pierwszy? Mam czas.
Nie było mowy by uciekać, straż w tym mieście była silna, przykładali uwagi do jej szkolenia i zaprawy. To nie była chłopska milicja czy zaciąg z mieszczan. Więcej wspólnego mieli z najemnymi zbirami i dlatego to kapitan Edgar Rollostr im przewodził. Kogo innego by się nie bali, roznieśli miasto na cztery wiatry i zostali nagie, bezbronne. Tylko dlatego nadal stało, bezpieczne, z codziennie płonącym przed miastem stosem z potworów który rzuciły się na największe na północy miejskie osiedle.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 11-11-2015, 15:05   #2
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
Otulił się mocniej płaszczem. Chłód był... nieprzyjemny. Nie miał z nim problemu gdy był w pracy, w końcu na pogodę nie mógł mieć wpływu. Jednak wtedy był na to gotowy, nikt mu nie płacił za wylegiwanie się brzuchem do góry. Różnica polegała na tym, że teraz to właśnie on płacił za te drobne przyjemności. Chciał dobrze pojeść, zmyć z siebie resztki świństwa które niedawno ubili i po prostu wygrzać się przed tym trzaskającym mile płomieniem w kominku.
Dlatego był teraz nieco naburmuszony, kiedy zmuszono ich do pozostania tutaj w celu śledztwa. Rozumiał to w zupełności, taka była ich powinność. Nie zmieniało to jednak faktu, że nie tak sobie wyobrażał ten wieczór.
Zerknął z ukosa na Reeve. Ona jako pierwsza pobiegła do góry po tym jak ta bójka się zaczęła. Przeglądała teraz zawartość skórzanej torby. Znał jej ekwipunek, więc wiedział, że to coś nowego. Sprzątnęła to komuś? Nie, raczej dostała. To nie miało większego znaczenia.
Nie umknęło jego uwadze spostrzeżenie, które rzucił ów oficer. Czyli jednak coś z jego branży.
Westchnął ciężko. W ich fachu nie mogli wybrzydzać. Roboty było co prawda dużo, ale z płatnością gorzej. Teraz pracodawcą mógł być przedstawiciel lokalnej władzy - choć ci płacili mniej niż prywatni klienci, to jednak zawsze płacili. Lepszy ten wróbel w garści niż gołąb gdzieś tam...
- Panie oficerze - podszedł do Edgara skłaniając lekko głowę w geście powitania - Jestem łowcą potworów z Rozdarcia - przedstawił się krótko. - Wołają na mnie Set - prawdziwego imienia nie podawał, bo i tak nie potrafili go poprawnie wymówić. - Miałem tutaj wraz z towarzyszem odpocząć, ale skoro śnieg i tak nam zaraz na głowę będzie się sypał, to równie dobrze możemy być w drodze.
 
Turin Turambar jest offline  
Stary 11-11-2015, 15:54   #3
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Kobieta o włosach jasnych jak białe złoto stała obok przejścia do apartamentu, gdzie rozegrała się cała ta tragedia. Miała na siebie ubraną zbroję podobną do tych, które mieli strażnicy miasta przez co nieuważna osoba mogła ją z nimi pomylić. Ale w przeciwieństwie do ich rynsztunku pancerz Reevy nie posiadał oznaczeń przynależności i był mocno ubrudzony: nosił ślady krwi, która została oględnie zmyta, do tego na korpusie błyszczał się od jakiejś cieczy, a na ramieniu widniały jakieś resztki. W prawej ręce trzymała równie nie wyczyszczony długi miecz, a pod pachą pakunek. A spoglądała w tej chwili w swoją lewą dłoń.
Ruszył do apartamentu jako jedna z pierwszych osób chcących zapanować nad tym chaosem. Teraz co raz więcej ludzi pakowało się do pomieszczania. Ale było już za późno. Ostatni zamieszany w rozróbę skonał tuż przed Reevą. A była to elfka, która nim wydała ostatnie tchnienie wcisnęła kobiecie w zbroi pakunek, który tak kurczowo przy sobie trzymała.

"Rozdarcie. W torbie są zapiski, moje badania, można zamknąć portal. Weźcie to. " powiedziała jej wtedy zrywając ze swojej delikatnej szyi trójkątny akwamaryn " To część klucza. Klucza do bramy… Powiedzcie światu, że to Marenwen Tas’artir znalazła sposób by to powstrzymać Rozdarcie. Młyn. Zimowy Lew. Notesy."

Były to ostatnie słowa owej elfki.

Reeva patrzyła na trzymany w lewej dłoni akwamaryn przekazany jej przez elfkę. Przez całe to zamieszanie dłonie miała gołe, bo nawet nie zdążyła założyć swoich rękawic tylko od razu chwyciła za miecz i ruszyła na piętro. Przyglądała się klejnotowi chwilę po czym schowała go do swojego mieszka.
Usunęła się z przejścia i stanęła nieco na uboczu by strażnicy chodzący do apartamentu jej nie szturchali. Zajrzała z ciekawości w zawartość torby. Była w nim masa szpargałów i Jakoś to wszystko wydawało jej się nierealne. Jeszcze nie tak dawno temu oględnie zmywała śniegiem ze swojej zbroi krew tych pomiotów co to ze swoim towarzyszem je zatłukli. Czyli dzień jak co dzień. I nic nie zapowiadało, że w momencie, gdy ktoś przewrócił stół zrzucając na nią całą zawartość jej kufla i talerza skończy się to tym, że w ręku będzie trzymać coś co mogło być kluczem do zamknięcia tego pieprzonego rozdarcia.
Była zdezorientowana, bo tam skąd pochodziła mówiono, że to niemożliwe, a w najlepszym przypadku szanse na to były znikome. Dla niej nawet jakby miało to okazać się bujdą to i tak warte było sprawdzenia.
Wszystko wskazywało na to, że kapitan straży nie zauważył całej tej sceny, gdy weszła w posiadanie tych przedmiotów. Dobrze, bo mogła na spokojnie pomyśleć co z tym zrobić. Sama nie wiele rozumiała z zapisków, ale od myślenia o problemach był jej towarzysz. On też będzie wiedzieć czy coś z zawartości torby elfki przypadkiem nie zechce wybuchnąć.
Głos kapitana przerwał jej rozmyślenia. Zapakowała zapiski z powrotem do torby i zaczęła słuchać co tamten ma do powiedzenia. Przy okazji dostrzegła uczepiony jej ramienia kawałek pieczeni z dzika, której nie zdążyła dojeść. Chwilę zastanawiała się co z tym zrobić po czym przypomniała sobie, że zbroja była niedoczyszczona z posoki potworów. Z cichym westchnięciem strzepnęła z ramienia resztki jedzenia. Schowała miecz do pochwy umocowanej do jej pasa.
- W sumie też nigdzie mi się nie śpieszy - mruknęła pod nosem jakby w odpowiedzi na słowa kapitana. Odwróciła się i rozejrzała za Setem. Stał w śród innych nieszczęśników zmuszonych do pozostania w karczmie, opatulony płaszczem. Wspomniało jej się, jak cieszył się na powrót i możliwość wygrzania się przed ogniem. Jego spojrzenie mówiło wszystko.
- Ej, zamknijcie drzwi, bo pizga złem - krzyknęła donośnym głosem do strażników stojących u wejścia. Jeśli ją pomylą ze strażnikiem to powinny szybko to zrobić. Szkoda, żeby ta resztka ciepła też uciekła.
Podeszła do swojego towarzysza. A raczej do miejsca, gdzie siedzieli zanim wszystko się zaczęło, bo Set w przeciwieństwie do niej od razu podszedł do kapitana.
- Ciekawe czy nasz pokój przy tym ucierpiał - mruknęła pochmurnie, i usiadła na ławie obok przewróconego stołu. Pod nią walały się resztki jedzenia i napitku. Położyła torbę obok siebie na ławie trzymając by ktoś jej nie podprowadził i wtedy też dostrzegła, że leżała na niej również jej tarcza.
Musiała poczekać aż wróci jej towarzysz i razem zdecydują czy zgłosić to do straży. Sama z powodów osobistych nie była zwolenniczką tego rozwiązania.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 11-11-2015, 19:35   #4
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Odwiedzanie większych skupisk ludzkich, jakimi bez wątpienia były miasta, nie należało do jej ulubionych czynności. Młoda demonica wolałaby raczej by jej towarzysz omijał je z daleka. Niestety, Gonael nalegał, a nie chcąc zostać samą na drodze, Tiria nie miała wyboru.
Wybór karczmy podyktowany został ogólną opinią jaką mieszkańcy mieli na jej temat. Ponoć jadło było dobre, pokoje czyste, a karczmarz nie próbował ograbić gości przy byle okazji, ani nie dolewał wody do trunków.
- Nie jest tak źle - powiedział cicho Gonael, gdy zajmowali miejsca przy jednym ze stojących w kącie stolików. - Zrobimy zakupy i przez tydzień nie zobaczysz żadnej gospody - obiecał.
- Wiesz, że ci o tej obietnicy przypomnę?
- zapytała, siadając na wolnym miejscu. Kaptur, który zwykle tkwił nasunięty głęboko, aż na sam nos, został ostrożnym ruchem, zdjęty. Tiria rozejrzała się dookoła kilka razy, z niezbyt pewną miną. Liczne kryształy zdobiące jej rogi, uszy i twarz, rzucały przy tym wielobarwne refleksy odbijając światło świec. Wyraźnie widać było, że nie czuje się w tym miejscu zbyt dobrze i wolałaby być wszędzie, tylko nie tutaj.
- Długo zostaniemy? - zapytała, zabierając się za dręczenie rogatej obroży jaką nosiła na szyi. Ruch ten był kolejnym objawem jej zdenerwowania, który Gonael miał okazję obserwować setki razy odkąd rozpoczęli wspólną podróż. Podobnie jak ściskanie torby czy pocieranie końcówek rogów. Zdecydowanie nie dało się rzec, że młoda demonica należy do osób odważnych, szczególnie gdy w grę wchodziły kontakty z innymi.
Gonael najchętniej strzepnąłby ze skrzydeł resztki śniegu, ale takie zachowanie nie wszystkim mogłoby się spodobać. Dlatego też jedynie usiadł w miarę wygodniej i odsunął z czoła mokre nieco włosy. Cały swój dobytek, w postaci torby, wsunął pod stół, jedynie łuk oparł o ścianę. Z kieszeni spodni wyciągnął sakiewkę i zważył ją w dłoni.
- Jedna noc, nie więcej - powiedział. - Kolacja, sen, zakupy i w drogę. Świat jest za mały, by życie spędzić w jednej karczmie, nawet jeśli ma ona taką interesująca nazwę.
- Ciekawe dlaczego akurat taka
- rzuciła, jednak bynajmniej nie wyglądała na chętną by zapytać o to karczmarza czy gnolki obsługującej gości. Poprawiła szkarłatną suknię, która swym kolorem współgrała z krótkimi, rubinowymi włosami, następnie zaś ponownie rozejrzała się wokoło. - Ciekawe czy mają tu jabłka - nadzieja w jej głosie była dość wyraźna.
- Zaraz się przekonamy - odparł, po czym skinął na gnolkę. - Kolację dla dwóch osób poproszę - powiedział, gdy ta podeszła. - I cztery jabłka.
Już po chwili pojawiły się przed nimi dwa talerze z kaszą, chleb i kiełbasa oraz piwem dla Gonaela i jabłecznikiem dla Tirii. Pojawiły się także jabłka. Piękne, czerwone, krągłe jabłuszka.
- Zimowe - oblicze Tirii wyraźnie się rozpromieniło i na chwilę znikło z niego napięcie. - Moje ulubione - dodała jeszcze, zanim oddała się ich degustacji. - Będzie trzeba kupić trochę na drogę - mruknęła między jednym, a drugim kęsem. Pozostałe jadło niezbyt ją interesowało i jak zwykle zostało odłożone na późniejszą porę.
Gonael, przyzwyczajony do tej specyficznej diety Tirii, nie okazał najmniejszego zdziwienia i spokojnie zabrał się za konsumowanie swojej porcji.
- Jak widzisz, warto było tu przyjść - powiedział. Wypił kilka łyków piwa. - Nieźle karmią.
- Nie lubię miast - odparła na jego stwierdzenie, zupełnie jakby nie słyszał tych samych słów tysiące razy przedtem. Humor jednak wyraźnie się jej poprawił, co bez wątpienia było zasługą owoców, które zniknęły niemal tak szybko jak się pojawiły. - W którą stronę ruszymy teraz?
- Może na południe? Dawno nie byliśmy na południu.
Południe było równie dobre co każda inna strona świata więc spotkało się z przyzwalającym potaknięciem ze strony jego towarzyszki.

Ten właśnie moment wybrała dwójka, pragnących pozostać anonimowymi, mężczyzn. Tiria z początku nie zwróciła na nich uwagi, zajęta rozmową, jednak wybuchu nie dało się już tak łatwo zignorować. Dziewczyna w pierwszym odruchu chciała zerwać się i uciec jak to uczynili niektórzy, jednak powstrzymała ją obecność Gonaela, który najwyraźniej nigdzie się nie wybierał. Albo żal mu było kolacji, albo nie chciał tracić widowiska, albo też uznał, że wyjście bez zapłacenia rachunku będzie nie na miejscu.
Gonael, który przez moment przyglądał się osobom rozgrywającego się w gospodzie dramatu, po wkroczeniu straży miejskiej jakby stracił zainteresowanie zdarzeniem.
- Zmieniamy plany? - spytał w końcu. - Znajdziemy inną gospodę?
Jego towarzyszka, która od jakiejś chwili starała się zespolić ze ścianą byle być mniej widoczną, pokręciła przecząco głową.
- Ktoś może potrzebować mojej pomocy - oświadczyła, niezbyt pewnym głosem, jednak wbrew jego brzmieniu, odkleiła się od bezpiecznej przystani i nawet postąpiła krok do przodu. - Nie możemy tak po prostu odejść.
- Serio? Chcesz tam iść? Trup bez głowy raczej nie potrzebuje pomocy. A strażnicy wyglądają na dość kompetentnych. Wiedzą, co robić w przypadku zabójstwa. Chyba że cię interesują motywy tego czynu.
- Nie -
odparła stanowczo, po czym dodała ciszej i nie tak pewnie. - Jednak… - Błagalne spojrzenie na anioła musiało najwyraźniej zastąpić słowa. Tiria, dla której podjęcie takiej decyzji do łatwych nie należało, ruszyła za tymi, którzy po schodach się wspięli. Szczęściem oczy wszystkich były zwrócone na elfkę, a nie na drobną postać za ich plecami. Uspokajająca obecność anioła, który dołączył do niej po krótkiej chwili, wzmocniła nieco pewność siebie dziewczyny, która odważyła się nawet wychylić by lepiej słyszeć słowa, które padły z ust umierającej elfki.

A potem już było za późno na taktyczne i dyskretne ulotnienie się, bowiem w gospodzie zaroiło się od strażników, a próba wyjścia bez ich zgody mogła się źle skończyć.
- Słyszysz? - Gonael zwrócił uwagę demonki na słowa kapitana.
Oczywistym było, że słyszała, wszak ciężko było nie słyszeć.
- Wybacz - mruknęła, ciaśniej otulając się płaszczem. Doskonale zdawała sobie sprawę, że to z jej winy nie zdołali zniknąć z karczmy na czas.
- Nie przejmuj się. Powiemy, co wiemy, a potem poszukamy innego lokum.
Tiria nie była tak całkiem przekonana o tym, że tak łatwo uda się im opuścić karczmę. Kto wiedział, co kapitan postanowi zrobić gdy usłyszy o słowach elfki. Wizja miękkiego łóżka i ciepłej pierzyny coraz bardziej zdawała się oddalać.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 11-11-2015, 21:52   #5
 
harry_p's Avatar
 
Reputacja: 1 harry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputację
Tehanu rozejrzał się po sali czy nie ma jakichś ochotników. “Dachowce” mruknął pod nosem. Nie był specjalnie wyrywny, tacy nie żyją długo. Bardziej jednak nie lubił gdy ktoś mówił “Nie wyjdziesz” Wychowany na stepach nie ciężko trawił wszelkie ograniczenia.
Już wcześniej zauważył że jasnowłosa “przytuliła” torbę elfki i jej zapiski. Jak skończy się ten cyrk będzie musiał z nią pogadać. Już wstawał gdy pierwszy podszedł jaszczurowaty łowca.
A jednak są jacyś wyrywni” Pomyślał gdy ten co się przedstawił jako Set skończył gadać z kapitanem.

- No co tu dużo mówić - odezwał się podchodząc do kapitana, głos miał głęboki lekko chrapliwy - siedzimy sobie spokojnie a tu te dwa zakapiory wchodzą, idą na górę a potem krzyki, ogień i trupy.

Kapitan Edgar pokiwał głową w geście iż rozumie. Biedni podróżni, raczej są tu tylko z przypadku, niżby w planach wysadzenia Lodowego Upiora.
- Ktoś z was zna tą elfkę i minotaura? - zapytał się patrząc na Tehanu, lecz pytanie było skierowane do wszystkich. - Miała jakieś przy sobie osobiste rzeczy? - jakby trafił w sedno - Moi ludzie znaleźli tylko dobytek minotaura.

- Może na górze zostało i poszło z dymem. Tu nic nie widziałem. - skłamał bez mrugnięcia okiem.

Egar zamyślił się spoglądając na kotoczłeka badawczo.
- Wywróć kieszenie do góry, pokaż swoją torbę. - a widząc jak się ociągasz dodał - Proszę. Nim ktoś z moich ludzi ci pomoże.

Tehanu nie przywykł do takiego traktowania wyszczerzył zęby w geście niezadowolenia ale w zasadzie nie miał wyjścia, nie miał czego ukrywać i chciał mieć to już za sobą. Rozchylił płaszcz pokazując że nie ma wielu kieszeni. Brązowe portki też ich nie miały podobnie jak skórznia czy karwasze. Położył na blacie buzdygany. Sakiewkę wyją z za szerokiego pasa z ozdobną tarczką na przedzie. Obok wylądował plecak który rozsznurował i pozwolił zajrzeć do środka. W plecaku spoczywał jego ekwipunek ułożony prawie po wojskowemu.

- Wypakować? Opowiedzieć gdzie od kogo co kupiłem? - Zakpił.

Kapitan obejrzał pobieżnie dobytek kotoczłeka. Na kpinę nie zwrócił uwagi, tak jakby nie była skierowana do niego, aczkolwiek gdyby chciał zareagować Tehanu mógłby skończyć w lochu. Głębokim i śmierdzącym trupem lochu, istnym raju dla ghuli.

- To wszystko, jest Pan wolny. Następny! - wrzasnął w tłum.

Odsunął się robiąc miejsce następnemu i specjalnie powoli zaczął przygotowywać się do wyjścia chcąc zobaczyć dalszy ciąg tej szopki.
 
__________________
Jak ludzie gadają za twoimi plecami, to puść im bąka.

Ostatnio edytowane przez harry_p : 12-11-2015 o 01:54.
harry_p jest offline  
Stary 11-11-2015, 22:57   #6
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Tiria słysząc wrzask, tylko głębiej się skryła za skrzydłami Gonaela. Ani myślała wychodzić przed niewielki tłumek zebrany w karczmie i skupiać na sobie wzrok wszystkich, w szczególności zaś owego człowieka, którego inni nazywali kapitanem. Miała cichą nadzieję, że jakimś cudem jej nie zauważy lub że, jak zwykle, jej towarzysz zajmie się załatwieniem tej sprawy, dzięki czemu ona będzie mogła tkwić bezpiecznie w jego cieniu.
Gonael przez moment zastanawiał się, czy lepiej będzie poczekać do końca w nadziei, że kapitan znudzi się przesłuchiwaniem wszystkich, i wypuści ich dwójkę machnięciem ręki, czy też iść od razu, póki wspomniany strażnik nie straci resztek ciekawości i nie wtrąci kogo się da do lochu, by zmiękczyć opornych.
Po sekundzie namysłu doszedł jednak do wniosku, że każdy, kto opuści Lodowego Upiora (nomen omen - pierwsza część nazwy zaczynała się spełniać), zacznie szukać innego schronienia, a to oznaczało, że ostatnich może czekać noc na dworze lub w jakiejś byle szopie.
- Chodź, idziemy - szepnął do Tirii. - Im szybciej będziemy mieć go z głowy, tym lepiej.
Miała ochotę dźgnąć go za te słowa, jednak udało się jej powstrzymać owe zapędy. W tej tylko, krótkiej chwili, była w stanie podać tysiące innych miejsc w których wolałaby się obecnie znajdować. Stanie przed twarzą kapitana nigdy nawet nie znalazło się w ich pobliżu. Skinęła jednak głową, gdyż nie chciała także, aby zmuszono ją do tego, by stanąć przed nim samotnie.
- Jak chcesz - mruknęła cicho, dręcząc różowy kryształ przypięty do końcówki prawego rogu. Drugą dłoń ściskała mocno na torbie, jakby bała się, że w każdej chwili ktoś może chcieć ją jej odebrać.
- Masz tam co zakazanego? - spytał z lekkim uśmiechem Gonael. - Wiem, że nie, więc się nie przejmuj. Jesteś ze mną i tyle.
- Łatwo ci mówić - mruknęła w odpowiedzi, zerkając niepewnie na Rollostr’a. - Miejmy to już za sobą - dodała po krótkiej chwili z miną człowieka, którego kat za chwil parę pozbawi głowy.
- Może teraz my, kapitanie? - Gonael zrobił kilka kroków w stronę przedstawiciela prawa.
Tiria, niezbyt chętnie co prawda, jednak podążyła za nim. W przeciwieństwie jednak do anioła, nie zabrała głosu.
- Oczywiście że możecie, siadajcie. Standardowe pytanie. Coś wiecie o tym co ty się tu działo? Pani może mówić, pan niech zaprezentuje co ma ze sobą. - dodał z lekkim uśmiechem na twarzy.
Gonael obdarzył swą towarzyszkę współczującym spojrzeniem.
- Może ja wszystko opowiem. Ona... - Raz jeszcze spojrzał na demonicę. - Tiria nie bardzo lubi rozmawiać. Szczególnie w takim tłumie.
Położył na stół plecak i zaczął wyciągać swój dobytek. Niezbyt wielki. Anioły zwykle latają, a nie noszą ciężary na grzbiecie.
Demonica podziękowała swemu towarzyszowi pełnym szczerej wdzięczności spojrzeniem. Czuła wzrok tych, którzy wciąż stali i czekali na pozwolenie opuszczenia karczmy, na swoich plecach. Uczucie to sprawiało, że miała ochotę zniknąć z powierzchni ziemi. Bynajmniej nie pomagał w tym kapitan wymagający od niej zadania, które w tej chwili zdawało się być ponad jej siły.
Gonael chwycił jej dłoń i uścisnął uspokajająco.
- A Pani rzeczy? - kapitan zapytał kobietę.
Nie miała nic do ukrycia więc zrobiła dokładnie to samo co jej towarzysz.
- A więc jak to było? - ponowił pytanie oczekując na odpowiedź nie ważne czy do demona czy anioła. Widać Edgar obyty z innymi rasami.
- Gdy zaczęło się zamieszanie - odparł Gonael - trzymaliśmy się z daleka. Anioły nie czują się najlepiej, gdy dochodzi do bitki w ciasnym pomieszczeniu, a Tiria jest medykiem. Pomaga, leczy. I unika bójek.
- Byliśmy dość daleko, gdy ta elfka wyszła. Nim zginęła, mówiła coś o kluczu i o sposobie zamknięcia portalu - mówił dalej Gonael. - Ale to pana ludzie, kapitanie, powinni wiedzieć lepiej, niż my. Paru strażników było tuż przy niej, gdy umarła.
- Rozumiem. Ale nie rozmawiam teraz z moimi ludźmi, tylko z panem. Jest pan w stanie sobie przypomnieć co mówiła? I o jakim portalu?
- Portal, czyli Rozdarcie. Miejsce, przez które przełażą te piekielne stwory. Mówiła, że znalazła klucz, którym ten portal można zamknąć. I było coś jeszcze, co brzmiało jak zimowy lew. To mi jednak nic nie mówi, ten lew.
- Było też coś o zapiskach - dodała Tiria, cichym, ledwie słyszalnym szeptem. - W jej torbie - dorzuciła po chwili.
Gonael spojrzał na nią zaskoczony.
- Nie słyszałem - powiedział.
Odległość stołu widocznie wystarczyła żeby słowa Tiri nie doszły do uszu kapitana.
- Zimowy Lew to taka wioska, dawno opuszczona i splądrowana, nie ma tam nic poza potworami. Czyli wariatka z tej elfki. Każdy wie że elfki nie da się zamknąć… - powiedział sam do siebie wskazując wam drzwi wyjściowe - Następni!
Gonael skinął głową, po czym, nie czekając, aż kapitan się rozmyśli, spakował swoje rzeczy do torby i ruszył w stronę wyjścia.
Również Tiria nie zamierzała zostawiać swojego dobytku w tej karczmie, nim jednak podążyła za aniołem, zdobyła się na czyn całkiem do niej nie pasujący.
- Jak dotrzeć do tej wioski, jeżeli wolno zapytać - zwróciła się do kapitana, tym razem upewniwszy, że jednak ją usłyszy.
Anioł, który się zatrzymał, by poczekać na demonicę, uniósł oczy ku niebu. A dokładniej ku sufitowi.
Kapitan nieco zaskoczony uniósł brew. Przyjrzał się dokładniej kobiecie.
- To spory kawałek drogi, a drogi niebezpieczne. Lepiej się tam nie zapuszczać. - skomentował.
Tiria skinęła głową w podziękowaniu i bez dalszego wypytywania ruszyła by dołączyć na czekającego na nią anioła.
Tuż za progiem gospody Gonael uprzejmie podał ramię Tirii, chcąc przeprowadzić ją przez tłum gapiów. Demonica skuliła się mocniej i głębiej nasunęła kaptur.
- Jaka karczma jest warta polecenia? - Gonael zaczepił jednego z licznych obserwatorów.
- Dawniej to bym Ci powiedzioł że Lodowy, ale teroz to chyba ino Pod Krukiem. - odpowiedział tamten.
- A w którą to stronę?
- W tamtą Panie. - wskazał ścieżkę wzdłuż kamienic.
- Dziękuję bardzo - odparł Gonael. Już miał ruszyć we wskazanym kierunku, gdy Tiria szarpnęła go za ramię.
- Koń został w stajni - zwróciła mu uwagę cichym głosem.
Według Gonaela spokojnie mógłby tam czekać do rana, ale... może i Tiria miała troszkę racji.

Droga do "Kruka" wiodła jak po sznurku i już po kilku chwilach koń znalazł miejsce przy kolejnym żłobie, zaś Tiria i Gonael weszli do głównej sali najlepszej w tym momencie gospody w mieście. Nieco pustej sali, bowiem wieści o tym, co się stało w Lodowym, wyciągnęło na zewnątrz część klientów.
- Pokój na noc - poprosił Gonael.
- I parę jabłek - dorzuciła cicho Tiria.
Teraz miała zamiar odpocząć i w spokoju odreagować wydarzenia, które miały miejsce w Lodowym, ale rankiem... rankiem panowała wypytać dokładnie o drogę do zrujnowanej wioski. I namówić Gonaela na wspólną tam wyprawę.
 
Kerm jest teraz online  
Stary 12-11-2015, 10:56   #7
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Arin – wciśnięta za najbardziej oddalony od wejścia stół, skąd miała znakomity widok na całe pomieszczenie - nie poruszyła się, kiedy rozpętało się zamieszanie. Sprawiała bardzo dobre wrażenie w pierwszym kontakcie, życzliwie słuchała, dopytywała żywo zainteresowana. Mówiła niewiele, a jeśli już – to zawsze trafiała w sedno. Większość osób intuicyjnie jej ufało.

Ubrana była w ciemny strój z szeroką peleryna, który maskował drobność jej sylwetki. Choć minęły już prawie trzy tygodnie od śmierci T’Sana, jej partnera – życiowego i w interesach – to ciągle nosiła żałobę. Wracała do swojej Osady, droga się przeciągnęła, podłapała jedno, czy dwa zlecenia. Zajmowała się negocjacjami zwłaszcza tam, gdzie ważne były inne argumenty niż siła. Jakoś tak się działo, że strona, która ją zatrudnia, zaczynała powoli zyskiwać przewagę. Jak powiadał Hogh, zwany Mądrym: „Przynosi szczęście w interesach, nawet jak się nie odzywa. Ale jak się odezwie – to jest jeszcze lepiej”.
Była już zbyt długo w podróży. Trakty nie były bezpieczne, nie lubiła podróżować sama, ale nie było wyboru. Czasem załapała się do jakiś karawany, ale ostatnio nic nie szło w pasującą jej stronę.

Teraz jadła spokojnie swoją polewkę. Nie było powodu marnować dobrej strawy. Ktoś patrzący z zewnątrz mógłby odnieść wrażenie, ze cała sprawa leży poza obszarem jej zainteresowań.
Ale to tylko złudzenie. Choć tego nie okazała – wyostrzyła maksymalnie zmysły i zaczęła śledzić przebieg wydarzeń. Szybko wyłapała kluczowe słowa: Rozdarcie, Marenwen Tas’artir. Znała to imię. T’San często je wspominał, zwykle z wściekłością, a czasem z żalem i tęsknotą.

Westchnęła. Osada musi poczekać. T’San nie żył, ugodzony śmiertelnie, ale była mu coś winna. Był jej wierny, ona tez powinna być wierna temu, w co wierzył.

Nasłuchiwała uważnie, czekając, aż Strażnicy obsikają teren i opadnie im adrenalina. Nigdy nie pchała się na pierwszy plan, po pierwsze można było nieopatrznie oberwać w zamieszaniu, a po drugie – była cierpliwa. Czekała spokojnie na swoja kolej.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 12-11-2015, 11:30   #8
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Blady mężczyzna lekko podsypiał z nogami założonymi na stół. Jego okryta siwymi włosami głowa kiwała się powoli do dołu i góry, gdy próbował opanować znużenie. Jedna ręka zwisała do ziemi, druga leżała na opartym o krześle mieczu bastardowym w pochwie. Zza włosów na czubku głowy wystawały leciutkie, starannie spiłowane rogi, raczej niewidoczne, gdy demon czesał gęste włosy. Tego mu się jednak robić nie chciało.
Masywne nogi, w metalowych nogawicach ześlizgnęły się nagle ze stołu, gdy z góry gospody rozległ się odgłosy walki. Azriel potrząsnął głową i przetarł czerwone oczy. Stary i zmęczony demon zaciągnął kołnierz czarnego, startego i porwanego płaszcza mocniej na szyję, opatulając się przed zimnem, którego nie znosił, a które w tych rejonach były niezwykle dotkliwe.
Jakby na jego życzenie, ktoś zaczął rozpalać pokaźne ognisko w gospodzie. Wstał mocno wciągając powietrze. Podniósł miecz do góry i oparł skryte ostrze o ramię, trzymając klingę jedną ręką.

Wszystko działo się szybko, stosunkowo szybko znaczy się. Można było się szybciej zabijać. Azriel wystawiał co chwilę głowę w bok i w górę, by lepiej przyjrzeć się wszystkiemu, chętnie stając w pierwszym szeregu i z uśmiechem obserwując każdą rozrubę.
Mniej mu było nastroju do uśmiechania się z przybyciem zasranej gwardii miejskiej. Odsunął się do tyłu, wiedząc, że z racji masywnej postury i swojego wzrostu i tak się nie ukryje. Nie żeby chciał, wcale na to nie liczył, ale był to naturalny odruch, którego nauczył się przez swoje już całkiem długie życie.
Strażnicy jak to strażnicy, uwielbiali być okrutnie wścibscy i uprzykrzać życie porządnym obywatelom i nieporządnym demonom.
Azriel westchnął ciężko, przekładając miecz na drugie ramię, przez przypadek potrącając jakiegoś przechodnia, ale niespecjalnie się tym przejmując. Udał, że tego nie zauważył, ale uśmiechnął się szeroko pod nosem.

Zaczęła się masowa spowiedź, która i jego czekała. Co takiego niby widział? Trochę śmierci i jak jakaś elfka wciska swoje klamoty dla elfiego babochłopa w zbroi. Nie bardzo miał co ukrywać to i chciał jak najszybciej powiedzieć co widział i mieć z głowy. Przyglądał się innym, krzywo patrząc na pobliskiego anioła, który napawał go wrodzonym niepokojem i odrobiną wstrętu. Przypadkiem i ze sporym opóźnieniem dostrzegł kryjącą się za nim, drobną demonicę, która swoim doborem towarzystwa napawała go jeszcze większym wstrętem niż skrzydlaty. Od mieszanki rasowej, która zebrała się przed kapitanem straży, bolały go i tak już zmęczone oczy. Przecierał je nagminnie, wzdychając i zbliżając się do swojej pory na spowiedź.
Chciał się z tego miasta jak najszybciej wyrwać. Z dala od zimna, z dala od upierdliwych strażników. Z dala od okropnej, wszechogarniającej nudy, przez którą robił się diabelnie senny. Musiał go dopadać starczy wiek, co z drugiej strony napawało go strachem. By wyzbyć się tych idiotycznych, niepotrzebnych myśli potrzebował celu pod miecz i szlaku pod nogami.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 15-11-2015, 18:32   #9
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
- Kapitanie. - poprawił go Edgar, podnosząc parę ciemnych oczu na jaszczuroczłeka - Protokoły, to protokoły. Nie podoba Ci się, to możesz poczekać w lochu. Odpoczniecie jak was przesłucham, kilka krótkich i podstawowych pytań. Rzadko się zdarza by w mieście umarł ktoś od czegoś innego niż potwór z Rozdarcia czy starość.
Podniósł brew w wyrazie lekkiego zaskoczenia.
- Czy wspomniałem gdzieś o tym, że coś mi się nie podoba?
Set pomyślał, że kapitan chyba po raz pierwszy miał nietypową sprawę w swojej robocie i zaczynał panikować. Cóż, nie miało to większego znaczenia.
- Powtórzę więc, że zawodowo zajmuję się potworami z Rozdarcia i chciałbym zaoferować swoje usługi. Jeśli wiąże się to z przeszukaniem mojej torby ze sprzętem, to proszę bardzo - sięgnął po wspomniany skórzany plecak i rozsznurował rzemienie.
Kapitan puścił mimo uszu ofertę pracy jaszczura. Miał dość swoich ludzi, z którymi musiał się użerać co dnia. Nie potrzebował kolejnej mordy do wypłacania żołdu. Pobieżnie przejrzał plecak, a nie znajdując żadnych poważnych naruszeń prawa oraz żadnych dowodów wskazujących na powiązanie z napastnikami. Wskazał na drzwi i ryknął.
- Następny!
Bez słowa Set odwrócił się i poszedł do stołu po swoją kuszę. Spojrzał przelotnie na Reevę, która odwróciła się zasłaniając widok strażnikom na to co leżało za nią. Wstała zostawiając na ławie notatnik. Jaszczuroludź przeszedł obok i korzystając z zasłony podniósł książeczkę i wrzucił ją do kieszeni.
Następnie z znudzoną miną opuścił lokal.
 
Turin Turambar jest offline  
Stary 16-11-2015, 10:52   #10
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Lodowy Upiór był wypełniony dość mocno tego dnia. Nie przeszkadzało to jednak znaleźć wolne miejsce w środku. Przy osobnym stoliku, przy samym oknie od którego wiało niemiłosiernie, siedziała licząca ponad wiek istota. Jednak długi, ciężki kaptur który okalał jej lico uniemożliwiał dokładne przyjrzenie się jej. Przyglądając się jednak górnej części materiału, można było dostrzec wypustki i wypuklenia, które wskazywały by że ów nieznajomy posiada rogi. Istota zdawała się nie przejmować wchodzącymi i wychodzącymi gośćmi, pochłonięta była paleniem fajki. Gęsty, wręcz ciężki dym, unosił się z niej zastygając w powietrzu. Popijał przy tym jakieś piwo, z ciężkiego szklanego kufla.

Mało kto z zebranych mógł zauważyć by był to któryś z kolei kufel, a pijący był już wstanie wskazującym na mocne odurzenie tym trunkiem. Zioło tylko potęgowało to uczucie, bowiem tylko tak istota mogła być szczęśliwa. Wówczas wtedy przeszłość gdzieś nie powracała. Tylko wówczas nie zadawał sobie pytań. Tylko wówczas ogarniał go spokój i cisza.

A potem wszystko zaczęło dosłownie pieprzyć. Drzwi gdzieś na górze wyleciały wraz z futryną, a zaraz za nimi buchnęły języki ognia. Większość stanęła gotowa do walki. Szczęk oręża, wychodzący z pochew rozległ się w sali karczemnej, i nastała cisza. Taka jaką można “usłyszeć” przed zbliżającą się bitwą. Taka, którą… przerwał ciśnięty jakąś nieludzką siłą człowiek w dymiącym płaszczu. Walka nie trwała długo, lecz ani człowiek w płaszczu ani minotaur, który wybiegł za nim nie wyszedł z niej zwycięsko. Obaj polegli.

Tahel zdjął z głowy kaptur, ukazując wszystkim swoje diabelskie oblicze. Długie, srebrne włosy sięgały mu aż za barki. Twarz jego nie wyrażała absolutnie niczego, a pustka w jego szarych oczach tylko pogłębiała to wrażenie. Twarz poznaczona trzema bliznami. Dwie przechodziły wzdłuż oczu, a trzecia szła od nosa w kierunku czoła. Kąciki jego ust delikatnie uśmiechały się w lekkiej drwinie lub kpinie. Każdy z jego palców zakończony był ostrym, cienkim szponem, a same dłonie poznaczone były bliznami od oparzeń. Rogi jego nie były długie, i szły one ku górze.

Ciężki płaszcz jaki miał na sobie skrywał skrzętnie jego posturę, maskując ją. Tahel był wysoki, bowiem mierzył ponad metr dziewięćdziesiąt, i gdy tylko wstał od razu było widać po nim że jest dość mocno podchmielony. Spoglądał na całą tą zbieraninę wnikliwie, choć na widok anioła skrzywił się kwaśno. Ruchy jakie wykonywał były ostrożne, a co jakiś czas musiał zatrzymać się by oprzeć swe dłonie na jakimś krześle. Było widać że ciężko oddycha.

Gdy w końcu wzrok kapitana padł na niego ten tylko uśmiechnął się i rzekł z rozbrajającym uśmiechem na ustach:
-Kapitanie. To wszystko da się wyjaśnić. Właśnie gdy sobie piłem - gdy wypowiedział te słowa beknął sobie, bowiem parę razy zaczynała łapać go pijacka czkawka -gdy tam ten tu no...trup się zaczął ścielić. I właśnie...właśnie...zupełnie nie wiem czemu...tak brutalnie przerwano mi picie...A rzeczy me...o tu - wskazał leżący w oddali tobołek -ale tam to może zdechłego kota znajdziecie. Same rzeczy potrzebne do drogi...No ale jak mi nie wierzycie - tu teatralnie złapał się za serce i wyszczerzył zębiska -możecie mnie przeszukać i ja to się nigdzie nie wybieram. Karczmarz piwa jeszcze, albo i dwa - a po tych słowach padł na najbliższym krześle. Dysząc mocno, i szukając wzrokiem jakiegoś kufla. Widać było gołym okiem że diabeł był pijany. Słowa jakie wypowiadał mówił głośno, wolno i z trudem

Złapał się za głowę, i podrapał po rogu jakby chciał o czymś powiedzieć, albo coś mu się przypomniało. Pokręcił jednak głową i opuścił ją na klatkę piersiową na chwilę zamykając oczy. Wydychał powietrze na tyle mocno, że gdyby ktoś przystawił mu ogień po usta, diabeł buchał by nim niczym smok.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:17.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172