Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-01-2021, 11:53   #81
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Bartosz patrzył z trwogą na scenę rozgrywającą się przed jego oczami. Nie dość, że ojciec Goćczy był w bardzo, naprawdę bardzo złym położeniu, to jeszcze Nazgul – czy co to było – chciał się rzucić na jakiegoś losowego przechodnia. A on co? Nie miał nawet jak pobiec po pomoc, wszak to tylko wizja.

Miał ochotę zakląć szpetnie i zapłakać nad własną niemocą, ale powstrzymał się resztkami sił. Skoro mógł tylko obserwować, to zamierzał to zrobić. Przynajmniej zdobędzie jakieś informacje i przekaże je dalej jak tylko będzie mógł.

Wtem poczuł się obserwowany, a następnie usłyszał głos. Co ciekawe, mówił on perfekcyjnym polskim.

Głos mówił – już sam jego ton, spokojny, ale i wyzuty z jakiejkolwiek emocji – nie podobał się Bartoszowi, a co dopiero oferta, którą mu złożono. Miał zadecydować kto zginie, a kto przetrwa.

- Ja… nie wiem… - odparł szczerze, z wahaniem w głosie – Życie ludzkie jest bezcenne. Każde. Nie można tak o usiąść i wybrać między życiem jednej i drugiej osoby. Oni wszyscy są ludźmi, mają swoją godność, marzenia, plany, bliskich. Każdy z nich jest bezcenny. Nie można powiedzieć, że jedno z tych żyć jest ważniejsze od innych. Bo tak nie jest, po prostu. Oni wszyscy są ważni – postarał się wytłumaczyć.

- Czy nie możesz ocalić ich wszystkich? Nie wiem kim jesteś ani co jest w Twojej mocy, ale zdaje mi się, że mógłbyś ocalić i tych ludzi, których tutaj widzę, i tych, którzy zostali w wieży. Możliwe, że źle odczytuję kontekst, ale... – zawahał się przez chwilę - prosisz mnie o wybór nie dlatego, że masz ograniczoną moc, lecz dlatego, że nie rozumiesz ludzi, czyż nie? – spytał – Jak mówiłem, ludzkie życie jest bezcenne. I częścią bycia człowiekiem jest to, że będąc postawionym w takiej sytuacji, nie możesz zadecydować. Nie dlatego, że jesteś słaby lub niedecyzyjny. Dlatego, że nasze człowieczeństwo w takich momentach wymaga, byśmy nie podjęli żadnej decyzji. Bo obydwie są złe. Czy rozumiesz? – Bartosz nie był pewny, czy dobrze odczytał całą sytuację, ani czy byt, z którym rozmawiał, zrozumie go i posłucha, ale czuł, że musi spróbować.
 
Kaworu jest offline  
Stary 31-01-2021, 21:09   #82
 
Anonim's Avatar
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Bartosz:
- Ciekawa odpowiedź. Jak wielu tak uważa tam skąd pochodzisz? - zapytał głos wciąż nie prezentując żadnych emocji. W tym momencie osiłek poderwał się i zaczął uciekać w kierunku Hoer. Postać z pałką w pierwszym momencie jakby rzuciła się do gonitwy, ale zamarła w pół kroku. Wyprostowała się i zaczęła rozglądać. Zdjął kaptur, ale pod nim była głowa owinięta czarną szmatą zasłaniającą wszystko oprócz oczu. Skóra jego była granatowa, choć... to mogła być po prostu jakaś farba lub tatuaż. Oczy lekko połyskiwały w ciemności - efekt ten był widoczny dopiero po zdjęciu kaptura. Zwróciłeś uwagę, że postać miała zatrważająco mały nos - prawdopodobnie rojlige.

Następnie postać zabrała swojego jeńca i oddaliła się na północ. Nawet jakbyś chciał podążać za nim to coś cię blokowało. Prawdopodobnie odległość od miejsca, gdzie straciłeś przytomność. Wciąż czułeś wzrok swojego niewidocznego rozmówcy.
- Kto stworzył ludzi w waszym świecie? - rozmówca oczekuje konkretnej odpowiedzi i jeśli będziesz kluczył i opowiadał o różnych możliwościach to dopyta w co ty wierzysz.

Jednocześnie masz wrażenie, że wszystko to jest zaaranżowane tak, aby przeciągnąć twój pobyt w tej "wizji". Jednak czemu? Twój rozmówca - chyba - nie był wszechpotężny, a jeżeli umiał czytać w twoich myślach to nie dawał tego po sobie znać.

Daniel:
Było bardzo źle. Stan fizyczny większości z tych ludzi pogarszał się z każdą mijającą sekundą. Tak jakby coś odbierało im życie po wykrzyczeniu jakichś straszliwych treści do uszu. Większość wyglądała na przerażonych, inni nie wiedzieli co się z nimi dzieje, a byli i tacy, którzy nijak nie wyglądali - jakby byli bardziej martwi niż żywi. Fydlon nie wymagał zbytniej uwagi. Wymamrotał tylko imię rudowłosej dziewczyny, którą i tak zamierzałeś zająć się zaraz po nim.

Początkowo zabrałeś się do tego ratowania jak przystało na osobę obeznaną z szeroko pojętą nowoczesną medycyną, ale ku twojemu zdziwieniu stan zdrowia dziewczyny polepszył się dzięki samej twojej obecności. Rozejrzałeś się po "chorujących". Byli wśród nich starzy i młodzi. Kobiety i mężczyźni. Wszyscy przyszli powitać was, choć przecież nie wiedzieli kim jesteście. Na Ziemi gnałaby ich w przeważającej części ciekawość, ale tu... czułeś, że byli dla was życzliwi, a gonitwa za sensacją nie jest ich domeną (a przynajmniej nie większości z nich). W momencie rozpętania się wichury wciąż chcieli uczestniczyć w powitaniu, a nie wracać do domów zabezpieczyć swój dobytek.
- Nie ocalisz ich wszystkich. - powiedział głos po polsku, który przyprawił cię o ciarki. Był beznamiętny. Tak jakby referował niepodważalny fakt. - Twój kolega nie chciał dokonać wyboru kto ma żyć, a kto ma umrzeć. Jesteś od niego silniejszy? Dokonaj wyboru, a większość, może wszyscy, przeżyją. Odmów wyboru, a większość umrze, a może wszyscy umrą. - nikt inny nie słyszał tego głosu, choć to nie była żadna telepatia, a przynajmniej tak ci się wydawało. Podobnie byłeś pewien, że to nie jest działanie żadnego translatora i to nie jest głos Filipa Siano. [listę obecnych powinienem dokończyć jutro]

Gwybed:
[czekamy na Aleksandra i Mirosława; skontaktuję się z nimi na PW]
 
Anonim jest offline  
Stary 01-02-2021, 10:33   #83
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
- Dzieciaki chcecie wziąć Tatę i iść z nami do rybo ludzi? Trochę się boję, że ktoś wam zrobi krzywdę a niechcący zniszczyłem wasze drzwi i skrzywdziłem waszego Ojca, więc czuje się odpowiedzialny za wasze bezpieczeństwo. Nie musicie się bać dzieci Dagona - Spróbował przekonać dzieciaki żeby poszły z nimi wolał nawet nie myśleć jak źle by się czuł gdyby potem dowiedział się, że ci ludzie w kapturach skrzywdzili te dzieciaki.

Nieprzytomnego Ojca można przenieść na jakimś materiale, który robiłby za prowizoryczne nosze. Alex spróbuje poprosić żeby Rheoli i Rysiek nieśli ojca w noszach z płótna a Sowa spróbuje doczłapać się na miejsce z niewielką pomocą starszych dzieciaków, jako oparcie.

Rzut na przekonywanie dzieci ? Sowa to dobry facet nie chce mieć tych ludzi na sumieniu

 
Brilchan jest offline  
Stary 01-02-2021, 14:14   #84
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Ich przewodnik wrócił co bardzo ucieszyło Mirosława. Ale... no cholera jedna wiedziała co się właściwie dzieje. Staszic wzruszył ramionami.

- Idziecie? Tam powinno być bezpiecznej. - zapytał dzieciaków cieśli.

Jeżeli nie będą chciały się ruszyć z chaty to Mirek nie będzie narzekał. Co prawda bycie bohaterem to wielce zacne marzenie, ale jakoś pamiętał że w filmach i opowieściach źle się kończyło kiedy nadgorliwy bohater szarpał się z jakimiś upartymi bachorami. Zwykle potem kończył jakąś strasznie głupią śmiercią przez to. Gdyby dzieciaki się zgodziły to Mirek pomoże nieść cieślę.
 
Stalowy jest offline  
Stary 01-02-2021, 14:17   #85
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Zimny dreszcz realizacji ponurej sytuacji... sytuacji w której był bezsilny jako medyk rozglądając się po zebranych z których uchodziło życie... kalkulował możliwości gdy usłyszał głos. Ciarki to było mało powiedziane co go przeszło. Wzięło go to z zaskoczenia, ale nie to go niepokoiło... lecz ton. Beznamiętny ton obserwatora jak dzieciak przypalający mrówki i o ochoczych ciężko okutych stopach kiedy obok było mrowisko...

Zmarszczył brwi przełykając gorzkie myśli.

- Kim jesteś? Czym jesteś? Kogo reprezentujesz? - rzucił cierpko z chłodem i dystansem w przestrzeń rozglądając się wokoło choć nie spodziewał się nikogo spotkać.

Bogowie byli prawdziwi. Widział to w swojej wizji Słupa. Ten... byt... jednak nie był dobrotliwy. Choć czym było dobro? Uwarunkowaniem społeczno-kulturalnym, a nawet to było modyfikowane z poziomu kasty i ekonomii. To coś... miało swoją moralność z którą wiedział, że nie może się kłócić. To po prostu nie miało sensu. Po prostu, potrzebował wiedzieć!

Co jeśli przemawiał do niego ten przed którym radził się schować Arjczal? Jeśli to tak miało wyglądać... rozejrzał się bacznie po najciężej chorych starając się ocenić ich stan. Dokładniej to ile czasu im zostało. Nie podobało mu się to, bardzo.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline  
Stary 02-02-2021, 10:54   #86
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Bartosz mógł tylko bezsilnie obserwować to, jak napastnik ciągnie swoją ofiarę. Myślał, że przynajmniej uda mu się patrzeć, ale niestety, nie mógł za nim podążyć. Jedyne co mu zostało, to bycie w stanie czystego ducha i rozmawianie z jakimś… ciekawskim psychopatą? Ciężko było powiedzieć kimś jest jego rozmówca, ale fakty są takie, że nie przejawiał żadnych emocji, opowiadając o zbawianiu jednych ludzi i mordowaniu innych tak, jakby to było nic. Bartosz go nie lubił.

Miał jednak świadomość, że jeśli go zabawi dyskusją, to wtedy może – tylko może, chyba sam w to nie wierzył – poprawi mu humor i w zamian uzyska ocalenie wszystkich ludzi.

Cóż, tonący się brzytwy chwyta, a nadzieja umiera ostatnia.

- Myślę, że dosyć wielu ludzi w moim świecie myśli podobnie… - odparł na pierwsze pytanie z niejakim wahaniem – Ludzi w moim świecie jest wielu. Wyznają wiele religii lub żadną. Mówią wieloma językami, pochodzą z wielu krajów i kultur, ukształtowały ich różne doświadczenia, przeczytali różne książki, mieli różnych nauczycieli, uzyskali różne wykształcenie. Nie mogę mówić za wszystkich ludzi z mojego świata. Ale wydaje mi się, że w tej części świata, z której ja pochodzę, większość ludzi powiedziałaby coś podobnego. To wcale nie taki rzadki pogląd na tę kwestię.

- Co zaś do ludzi, to wedle najlepszej wiedzy, jaką mam, nikt nas nie stworzył – powiedział szczerze - W naszym świecie raczej nie ma żadnego bóstwa ani magii – w każdym razie byłbym zdziwiony, gdyby istnieli. Ludzie, jak każda inna istota żywa na planecie, powstali w wyniku ewolucji. To taki… nieodwracalny proces, w którym istoty żywe powoli się zmieniają, aż zmiany są tak duże, że w efekcie powstaje zupełnie nowy gatunek. – dodał, nie wiedząc, czy niematerialny byt ze świata fantasy wie co to słowo znaczy - Ludzie mają wspólnych przodków z małpami naczelnymi, zwłaszcza są blisko spokrewnieni z szympansami. Nie wiem co więcej mógłbym powiedzieć w tym temacie. Możliwe, że ludzie tutaj mają jakiegoś stwórcę bądź inteligentny projekt, ale powstanie naszego gatunku na Ziemi było rządzone przez prawa biologii i selekcji naturalnej. Mam nadzieję, że to Ci coś mówi? – spytał.
 
Kaworu jest offline  
Stary 05-02-2021, 12:35   #87
 
Anonim's Avatar
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Wiadomości ogólne:
  1. Komentarze będę umieszczał w tym - no dla mnie nowym - formacie "spojler". Lepiej to wygląda niż pogrubiony tekst.
  2. Część "Fanatyk" to epilog mojej postaci z innej gry. Jest związany z wątkiem Gwybeda Owaina, ale raczej w tej sesji nie będzie to miało znaczenia (w ewentualnej kolejnej przygodzie tak).
  3. Nie jest przeoczeniem, że Gwybed Owain ma nazwisko, a ludzie z Hoer nie.

Fanatyk:
Terrorysta, patriota, fanatyk, czarownik? Sam nie wiedział co najlepiej go charakteryzowało, ale sam siebie określiłby jako bohater. Starł się z bytami spoza czasu i przestrzeni i przetrwał. Przez całe lata błąkał się w całkowitym lub częściowym mroku polując i jedząc obce stwory jakich człowiek nie powinien nigdy oglądać, a co dopiero jeść. Przy życiu trzymały go dwie przeciwne sobie aspekty ludzkiej wspólnoty: miłość i nienawiść. Z miłości szukał kobietę, która dawno temu przepadła w tych ciemnościach, a z nienawiści nie poddawał się nawet w obliczu obcych dla ludzkiego umysłu potworów. Z biegiem czasu zmieniał się. Ostatecznie wpadł na trop kobiety i ten prowadził do świata tak odległego, że nie dało się go nawet nazwać równoległą rzeczywistość... na jego szczęście osoba znająca drogę była na świecie, do której mógł dotrzeć swoimi umiejętnościami. Tak powrócił na polskie ziemie, choć istniejące w innym świecie niż jego ojczysty.

Dopiero po stworzeniu i przekroczeniu nowej Bramy zdał sobie sprawę od jak dawna mógł przenieść się do domeny opanowanej przez ludzkość. Mimo wszystko pozostawał w nieludzkiej ciemności karmiąc się nadzieją na odnalezienie ukochanej. Ponowne dostosowanie się do warunków zwykłego świata zajęło mu trochę czasu, ale jednocześnie nie tracił go. Wiedziony nieludzkimi, nienazwanymi zmysłami wytropił obcego: Filipa Siano. Dłużej zajęło mu odkrycie koniecznych przygotowań do podróży za jeden uśmiech jak niegdyś mówiło się na podróżowanie autostopem. Niemalże przypadkiem natknął się na Natalię Monicką i w odpowiednim momencie podsunął jej pomysł udania się do cukierni. Wówczas wystarczyło złapać falę i popłynąć na niej. Nie pozostawił nic przypadkowi.

Po chwili ponownie znalazł się w mroku. Jego oczy dostosowywały się, gdy Filip Siano przemówił do większej ilości osób, których pochwyciła "wycieczka":
- Spokojnie. Wszystko będzie dobrze, ale musicie zachować spokój. Doszło do wypadku i zostaliście pociągnięci za mną na Ostateczną Drogę. Pomogę wam wrócić, gdy dotrzemy do celu, ale musicie... - powiedział Filip Siano i przerwał nagle. Odezwał się jeszcze raz jakby zobaczył coś w tych kompletnych ciemnościach. Fanatyk też to widział. Filip krzyknął:
- Uciekajcie! Nie dajcie się pochłonąć przez strach!

Wiele osób uciekało śliskim korytarzem, który pod coraz większym kątem zjeżdżał w dół. Ktoś nawet był na wózku inwalidzkim. Wszyscy wypadli wysoko nad ziemią - przy czubku drzewa rosnącego nad jeziorem. Uderzenie w wodę złamało fanatykowi kark, ale nie takie rzeczy przeżył już w obcych wymiarach. Niemalże jak skaleczenie u normalnej osoby. Udawał jednak trupa - nie wiedział kto jeszcze zabrał się na wycieczkę i nie zamierzał ryzykować spotkania z kimkolwiek. Słuchał co mieli do powiedzenia. Sporą niedogodnością było zakopanie go w grobie, ale ułatwieniem była rurka jaką ktoś mu wcisnął do ust (razem z ziemią, ale ziemię wypluł, a przez rurkę mógł oddychać - nie to, że tego potrzebował). Wyczekał kilka godzin bez ruchu, a w tym czasie jego ciało zregenerowało się. Tyle przetrwał, ale tu pojawił się zasadniczy problem. Grób był nieźle przygotowany, a on nie mógł poruszać się. Drobne ruchy dawały jakąś szansę, ale ile zajęłoby mu wykopanie się? Na całe szczęście pojawili się ludzie, którzy go uwolnili. Mówili coś o przepowiedni.

Nie wiedział nic o przepowiedni.

W taki sposób Wiesław Czartoryski spotkał ojca i siostrę Gwybeda Owaina.

Gwybed Owain:
O swoim ojcu i siostrze wiedziałeś tyle co dowiedziałeś się w zajeździe. Aktualnie pozostały po tym budynku jedynie gruzowisko, a wszyscy, którzy przeżyli atak - no oprócz ciebie - zostali porwani na północ. Przed chwilą omal sam nie skończyłeś tak jak i oni, choć myślałeś, że wszystko ucichło. Biegłeś przez nieznane sobie zarośla, aż wśród drzew zobaczyłeś pierwsze budynki Hoer. Osada była niemal zupełnie pogrążona w ciemności. Nieliczne światła dobiegały jedynie ze sporej wielkości budynków przystani. Wszystkie inne zgasiła niedawna nawałnica. W pewnym momencie pojawiło się światło pomiędzy mniejszymi zabudowaniami położonymi bliżej centrum (samo centrum stanowił pusty plac handlowy - typowy sposób tworzenia osad Bosz-Herw; sądząc po zalesieniu budynki administracyjne i religijne położone były wśród drzew po twojej lewej (znaczy na wschód), a przystań po prawej (znaczy zachód) - przed tobą natomiast było mnóstwo pomniejszej zabudowy, no i pusty plac handlowy). Dostrzegłeś ludzi twojej rasy i jednego, niskiego ryboludzia. Nieśli kogoś na noszach, a za nimi podążały dzieci trzymające pochodnie. Rozglądali się, ale nie dostrzegli cię. Oprócz nich w osadzie nie widzisz żadnego ruchu.
Gwybed Observation-14, rzut: 3 (Critical Success)
Przyglądałeś się tej grupie i nagle twój wzrok wyostrzył się. Miałeś już tak w swoim życiu, gdy nad czymś wyjątkowo skupiałeś się. Pomimo odległości dzielącej cię od tamtych wyraźnie zobaczyłeś ich rysy twarzy. W przypadku następnego spotkania natychmiast rozpoznasz ryboczłowieka Rheoliego i Aleksandra i Mirasa. Dodatkowo zobaczyłeś na jednym z nielicznych drzew posadzonych (to nie jest część lasu) na placu handlowym nerwowo dyndające nogi. Najwyraźniej ktoś został niedawno powieszony i jeszcze żyje.

Aleksander, Mirosław:
[każde pytanie jest skierowane do was obu - możecie obaj odpowiedzieć, jeden z was albo żaden]
Oferta pomocy była wszystkim czego chciały dzieci. Motywował nimi strach, że pozostaną same z nieprzytomnym ojcem, gdy po osadzie grasuje coś niepokojącego. Coś co mogło mieć charakter nadprzyrodzony, a mogło i być czymś zwykłym - tak czy inaczej stanowiło zagrożenie. Dzieci nie wiedziały nawet co powiedzieć, gdy przyszedł Rheoli. Pomimo okropnego wejścia dorośli, z którymi dotąd przebywali wydawali się zapewniać bezpieczeństwo. Z tego powodu dzieci w ogóle nie protestowały i zaoferowały się, że będą trzymać pochodnie.

Pochód był krótki. Rozpogadzało się, choć wciąż nawracały powiewy wiatru z północy. Ledwo kropiło, ale Hoer jakby zamarło w oczekiwaniu na kolejny kataklizm - który jednak nie nastąpił. Wśród budynku nikogo nie dostrzegliście. Bez zbędnych przystanków - z rannym - udaliście się do jednego z budynku przystani. Jak pamiętacie jeszcze z podróży łodziami w przystani posadowiono trzy duże budynki. Środkowy miał kamienny parter i drewniane piętro, a po jego bokach stały drewniane, obszerne budynki przypominające raczej stodoły niż domy (były jednak domami). O dziwo konstrukcje wytrzymały wichurę, choć nie sprawiały wrażenia solidnej.

Przy wodzie kilkunastu ryboludzi naradzało się ze sobą, ale umilkli, gdy zauważyli waszą gromadkę. Spojrzeli w waszym kierunku i nic nie mówili dopóki nie znaleźliście się wewnątrz kamienno-drewnianego budynku. Śmierdziało w nim dość ostro rybami, bo centralny hol był zajęty przetwórnią rybną. Było tutaj mnóstwo beczek, stanowiska do skrobania i inne tego typu twory rybnej manufaktury. Nie było tutaj żadnej automatyzacji, czy chociażby śladów zaawansowanej wiedzy chemicznej jak to miało miejsce w świątyni. Ryboludzkie kobiety - z punktu widzenia białych ludzi - nie były atrakcyjne. Łysawe z wyłupiastymi oczami i niepokojąco małymi nosami. Ich sylwetki były smukłe, ale pozbawione zarówno zarysowanego biustu, jak i tyłka. Przynajmniej tak wyglądało te kilka kobiet, które zobaczyliście. Dzieci żadnych nie było w tym budynku.

Jak tylko przyszliście z noszami to trzy kobiety zainteresowały się rannym i kazały go położyć w bocznym pomieszczeniu. Było tam sporo ziół. Wyglądało na to, że znają się na prymitywnych formach medycyny. Dzieci pozostały z ojcem. Nie bały się ryboludzi.

Tymczasem Rheoli wyprowadził was z budynku do naradzających się nad wodą. Idąc w tamtym kierunku zapytał was co sądzicie o religii "I" (możecie odpowiedzieć albo jemu zanim dojdziecie albo już przy reszcie).

Po chwili dotarliście do grupki nad wodą. Uszczupliła się trochę przez te parę minut jak ich nie widzieliście. Jeden z nich zaczął bez ceregieli:
- Zwiadowcy w ogóle nie zadbali o nasze bezpieczeństwo. Obcy kręcili się po osadzie, a oni pobiegli chronić Zajazd. Tak tu sprawy mają się. Zajazd jest ważny dla Imperium to jest chroniony, a my... a my mamy tylko płacić za chronienie Zajazdu. - ktoś go próbował uspokoić, ale on kontynuował - A może nie? Skąd przybywacie?
- Ajrczal był z nimi...
- przypomniał Rheoli, ale tamten nalegał na odpowiedź, a potem dopytał czy wszędzie istnieje władza, która tylko wymaga płacenia, a jak przychodzi co do czego to nawet nie chroni swoich płatników. [możecie, ale nie musicie na to odpowiadać - tak czy inaczej po chwili pojawia się nowa kwestia: ]

Po chwili przybiegł jeszcze jeden ryboczłowiek. Był mocno wzburzony:
- Znalazłem noże Dunca i Dejlena... zostali uprowadzeni! Morgrugyn podążył tropem, ale będzie potrzebował wsparcia. Trop wiedzie na północ. - Rheoli żywo zareagował na te słowa. Najwyraźniej któryś z nich był mu bliski. Powiedział do was:
- Ja... muszę iść. Jeśli chcecie pomóc to weźcie noże... albo zostańcie w budynku...

Jeśli idziecie to bez problemu dotrzecie na północny skraj jeziora razem z grupą ryboludzi, a potem trop zaprowadzi do ruin zajazdu. Jeżeli coś was szczególnie po drodze interesuje to rozglądajcie się. Można światotworzyć.
Jeśli pozostajecie to napiszcie co was szczególnie interesuje w budynku "centrum kulturalnym" ryboludzi. Można światotworzyć.



Bartosz:
- Małpy. - powtórzył głos i zamilkł. Po przeciągającej się chwili powiedział - Jeszcze wrócimy do tej rozmowy. - przez krótką chwilę poczułeś jakbyś był czymś spętany. Dlatego nie mogłeś ruszyć się. Coś trzymało cię, ale więzy poluzowały się. Może nawet miałeś ochotę zobaczyć co z ojcem Goćczy, ale ten wybór nie był ci już dany. Poczułeś jakbyś był wystrzelony z procy. Z dużą prędkością wracałeś do budynku świątyni, a przy okazji minąłeś Gwybeda, który z ostrożnością obserwował co dzieje się w Hoer. Mignęło ci jeszcze jak Aleksander, Miras i Rheoli przenoszą kogoś na noszach w stronę przystani, a za nimi idą dzieci z pochodniami. I nagle powróciłeś do swojego ciała. Tak szybko, że aż poderwałeś się na równe nogi, zakręciło ci się w głowie i upadłeś na kolana (zabolały). Wyglądałeś jakbyś właśnie miał kontakt z bogiem. I być może miałeś. Ale z pewnością nie takim wszechwiedzącym. Nie takim biblijnym. Spojrzałeś na Ajrczala, który wciąż przebywał w pobliżu drzwi. Krew leciała mu z nosa i rozglądał się jakby nie wiedział co dzieje się dookoła niego. Szeptał coś...
Bartosz Hearing12-4=8; rzut: 16 (Porażka)
... ale niczego nie zrozumiałeś.

Daniel (i Bartosz):
Miałeś wrażenie jakby osoba, która do ciebie przemawiała uśmiechnęła się mówiąc słowa:
- Ojciec dziewczyny i większość jego podwładnych została zabrana na północ. Tego wyboru nie unikniecie. - próbowałeś jeszcze dopytywać, ale jedyną odpowiedzią na twoje wołania było nagłe wybudzenie Bartosza. Podskoczył aż do góry po czym upadł na kolana z jękiem.
Daniel Diagnosis11-2=9; rzut: 10 (Porażka)
Zadałeś sobie pytanie czemu stan Goćczy ustabilizował się jak tylko usiadłeś przy niej i sprawdziłeś jej stan, ale odpowiedź wydawała się niemal w twoim zasięgu... jakby na końcu języka.

Wydawało się, że stan niektórych osób stabilizował się, ale innych pogarszał się. Niestety nikt nie odzyskał przytomności z wyjątkiem Bartosza, który teraz wstał i podszedł do małego Filipka. Dziecko jakby przez sen bredziło:
- Niebo... drapią chmury... drapacze... takie wielkie... pałac kultury... łord trejd center... - po czym otworzył oczy pozostając jednak w delirium i zaczął krzyczeć: - Babel! Babel! Babel! - aż stracił ponownie przytomność.

Bartosz, Daniel:
Cokolwiek miało z wami kontakt to teraz nie czujecie jego obecności. Pozostaliście w świątyni z masą ludzi przeżywających atak nieznanej wam choroby. Znaki wycięte na dłoniach Daniela i Filipka pozostały przypominając wam o "nadprzyrodzonym" źródle ostatnich wydarzeń. Daniel spróbował na chłodno ocenić ile czasu pozostało osobom najbardziej dotkniętym, ale bez stosownych urządzeń ciężko było to zrobić. Wyglądało na to, że część umierała, a ich konwulsje z gwałtownych przemieniały się w coraz spokojniejsze popadanie w jakiś rodzaj katatonii albo po prostu śmierci. Inni z kolei przechodzili w majaki i sen, ale otwartym pytanie było, czy to nie prosta droga do śpiączki i spokojnej śmierci? I czy można było ich wybudzić? Na te pytania sami sobie mogliście odpowiedzieć, bo nikt nic nie wiedział.

Wyglądało na to, że kobieta, która tak usilnie pomagała kapłanowi najszybciej zmierzała do gwałtownej śmierci, a z kolei osoby, które nie dołączyły do modłów albo w ogóle nie miały ataku albo przebiegał w wyjątkowo łagodny sposób. Oczywistym przy tym była teoria, że to mogło zależeć od siły ich wiary, ale... w takim razie czemu atak dotknął Daniela i Filipka, a nie dotknął kapłana Fydlona? Nawet, gdyby w głębi serca Fydlon wcale nie był wierzącym to przecież było pewne, że Daniel i Filipek do dziś nie słyszeli o religii "I". I co miał znaczyć stan Ajrczala tak odmienny od tego przeżywanego przez leżące osoby, a jednak również dotkniętego "czymś". No i ekstremalnie szybką poprawę zdrowia Goćczy po tym jak Daniel zaczął ją badać.

Oprócz wybrania co robicie przedstawcie również swoje teorie. Czy to w formie dialogu między postaciami, czy po prostu przemyśleń postaci przy wykonywaniu innych czynności.

Jakbyście potrzebowali opisu konkretnych chorych, którym pomagacie to możecie ich światotworzyć. Wśród nich jest jeden młody ryboczłowiek (szczelnie zasłonięty kapturem), a reszta to biali. Niestety nadal listy nie dokończyłem, ale nie będę na tej podstawie zatrzymywał sesji.

 

Ostatnio edytowane przez Anonim : 05-02-2021 o 12:37.
Anonim jest offline  
Stary 05-02-2021, 14:51   #88
 
archiwumX's Avatar
 
Reputacja: 1 archiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputację
Gwyned z tego zobaczył zorientował się, że nie dawno w tej miejscowości też wydarzyła się jakaś ponura historia i żeby się lepiej zorientować w sytuacji postanowił zakraść się do w okolice grupy z noszami. Z tej racji, że w domostwach mogliby być jeszcze ludzie czy ryboludzie już na skraju wioski wzmógł wysiłki, aby się nie zdradzić, że jest w okolicy.
 
__________________
Szukam tajemnic i sekretów.
archiwumX jest offline  
Stary 05-02-2021, 16:36   #89
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Bartosz miał wrażenie, że byt, z którym rozmawiał, nie uwierzył w jego wytłumaczenia odnośnie podstaw ewolucji gatunku ludzkiego. Nie wiedział czy to go smuci, w końcu jako… - co właściwie? Bóstwo? Demon? Duch? - miał prawo nie zrozumieć podstaw prawdziwej nauki, tak jak Bartosz nie rozumiał kultury i magii miejsce, w którym teraz był. Mimo wszystko zapowiedź kolejnej rozmowy wcale go nie napełniała radością. Co, jeśli wtedy także będzie musiał wybrać kto przeżyje, a kto ma umrzeć?

[Swoją drogą, Bartosz nie był także pewien, czy dobrze postąpił, nie wybierając żadnej grupy do ocalenia, był jednak pewien, że byt zrozumie jego wyjaśnienie o cenie ludzkiego życia i jego wartości, a następnie postąpi zgodnie z jego wartościami etycznymi. Niestety, byt był nie tylko ignorantem, ale był także oziębły i daleki od ludzkiego pojmowania. Teraz to widział.]

Pędząc ku swemu ciału, rożne widoki pojawiły się przed jego oczami. Pędził tak szybko, iż zastanawiał się, czy rzeczywiście widzi to, co widzi, czy to raczej złuda bądź coś, co sam sobie dopowiadał. Zresztą, póki co nie miał na tyle wielkiej wiedzy, by powidoki jego ducha były w stanie jakkolwiek mu pomóc i napełnić wiedzą.

Gdy się obudził, pan Filip coś szeptał pod nosem. Modlitwę? Zaklęcie? A może przeklinał bogów, którzy najwyraźniej nie chcieli go wspomóc? Świeżo przebudzony i nieco otępiały Bartosz nie miał bladego pojęcia.

Roztarł bolące kolana i wziął kilka głębokich wdechów, by się uspokoić. Już był w swoim ciele, już nie rozmawiał z duchem i nic mu się nie stało – poza paroma obtarciami. Powoli wstał i rozejrzał się po sali.

Nie wyglądało to dobrze. Praktycznie wszyscy byli nieprzytomni, a niektórzy z nich oddychali ciężko i urwanie. Nie był medykiem i nie mógł im pomóc w żaden sposób – podejrzewał zresztą, że najlepsi ziemscy lekarze pozostaliby w obliczu tych wydarzeń bezsilni, ale ta świadomość wcale mu nie pomagała. Inni umierali – a w każdym razie bardzo cierpieli – a on nie mógł dla nich nic zrobić.

Nienawidził poczucia bezsilności.

Wyciągnął z kieszeni spodki chusteczkę do nosa i podał ją panu Filipowi – biedak krwawił, a Bartosz przynajmniej tak mógł mu pomóc (inna sprawa, że nie wiedział, czy Arjczal jest w odpowiednim stanie, by z chusteczki skorzystać...). Następnie ruszył do małego Filipka – czuł się dalej odpowiedzialny za to dziecko.

Biedny, miał pewnie wizję różnych wież znanych mu z życia, historii i mitologii. Drapacze chmur. Pałac Kultury i Nauki. World Trade Center. Wieża Babel, którą wszechmocny zniszczył jako karę za ludzką pychę.

Wieża Babel… wieże… karta Wieży z Tarota. Symbol upadku, klęski, niepowodzenia. Śmierci. Czy to miało jakiekolwiek znaczenie? Ten symbolizm? Czy może to po prostu jego skołatany umysł starał się znaleźć w tym wszystkim sens za wszelką cenę, nawet, jeśli jego teoria i skojarzenia nie były w ogóle właściwe?

Nie miał dość danych, by osądzić definitywnie. Możliwe, że nigdy się nie dowie.

Klęcząc przy ponownie pozbawionym przytomności Filipku, pogrążył się w myślach.
Pierwszą talię kart Tarota kupił sobie na początku liceum. Ile mógł mieć wtedy lat? 16? 17? Tak zaczęła się jego przygoda z ezoteryką. Potem zainteresował się trochę astrologią, numerologią, wróżeniem z run, miał nawet w swoim domu magiczną różdżkę, którą czasami rzucał przeciw-uroki na tych z jego znajomych, którzy wierzyli, że zostali przeklęci (powszechna przypadłość wśród okultystów). Zawse uważał, że w miarę dobrze rozumie to, co ukryta, tajemne i duchowe. To, co magiczne. Podejrzewał, że nie istnieje żaden inny rodzaj magii od tego, z którego korzystał, wieszcząc samemu sobie bądź okazyjnej przyjaciółce.

Wyprawa do tego świata sprawiła, że musiał poddać ten osąd w wątpliwość. Istniał obiektywny bóg (czy też bóstwa, sam nie wiedział do końca jak interpretować Boskie Słupy), istniała magia potężna, namacalna… i niebezpieczna, czego dowodzili nieprzytomni ludzie wokół niego.

Czuł się trochę, jak… jak jeden z tych antycznych matematyków greckich, gdyby trafili na współczesny wydział matematyki wyższej na uniwersytecie. Trochę podekscytowany, ale z bolącą głową i bez możliwości zrozumienia i wykorzystania tego, co go otaczało, choć zawsze uważał, że jest w tym dobry.

Po prostu nie ta liga.

Teraz jednak zaczął uważnie spoglądać wgłąb siebie, szukając w ziemskiej ezoteryce i naukach tajemnych czegokolwiek, co by mogło mu pomóc w tej sytuacji.

Byt, który ich zaatakował. Normalnie nazwałby go „demonem”, choć sam w nie nie wierzył. Nie w sensie biblijnym, jako upadłe anioły czy coś. Ale… podobno nie wszyscy się reinkarnowali. Jakiś odsetek dusz pozostawał na Ziemi, nie mogąc ruszyć dalej. Część z nich była po prostu nieszczęśliwa albo niezdolna do zrozumienia, że odeszły. Ale część… podobno ci ze złych ludzi, którzy zostawali, bali się kary za grzechy. Nie szli więc dalej, tylko stali w miejscu, grożąc innym duszom i żywym.

Oczywiście, ta teorie nie wyjaśniała potęgi „demona”. Rozwój duchowy nie zezwalał na to, by bardzo potężne byty były złe. Potęga duchowa i rozwój etyczny szły ramię w ramię. To dlatego kosmici nie jedli mięsa i dziwili się na ludzkie stroje z prawdziwej skóry. Dla nich – istot rozwiniętych technologicznie i duchowo – coś takiego było nie tylko dziwactwem, co wręcz niewyobrażalnym barbarzyństwem. Nie można było podróżować między gwiazdami, a jednocześnie być na etycznym poziomie barbarzyńców. Nie tak zasady zostały obmyślone. To byłoby na opak.

Widocznie ten świat miał inne zasady i rządził się inną logiką.

Myśląc o tym intensywnie, Bartosz w końcu dotarł do czegoś, co mogłoby mu pomóc. Zakładając, że ezoterycy na Ziemi mieli rację, oczywiście.

Biała szałwia.

Tchnięty tą ideą, wstał i podbiegł do Flydiona.

- Mędrcze Flydionie? - spytał, nieco trzęsącym się głosem – Biała szałwia. W tradycjach magicznych mojego świata ma mieć działanie oczyszczające i ochraniające. Ogień też. Czy… czy jeśli ją tutaj spalimy w dużej ilości, to czy tym ludziom to pomoże? Czy tak działa magia tego świata? - był nieco podekscytowany, ale także pełen niepokoju. To było jedyne, naprawdę jedyne, co był w stanie wymyślić, a i to było bardzo niepewne. Ale mimo wszystko, w obliczu dowodu na to, iż magia istniała… jak mógł dalej wątpić w swe własne wierzenia? Musiał coś zrobić bądź choć zaproponować, a to było jedyne, co miał.

Czekał na odpowiedź kapłana, wstrzymując oddech.
 
Kaworu jest offline  
Stary 05-02-2021, 20:20   #90
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Daniel zmarszczył jeszcze bardziej brwi mocno niezadowolony ze słów bytu... podjęli decyzję za nich?

- Jakiej decyz... - powiedział, ale przerwał mu ruch Bartosza. Podskoczył nerwowo... a świadomość obecności znikła jak amfora.

Czuł to w powietrzu... ten dziwny, kwaśny zapach... kwas? Spojrzał po ludziach i nagle zrozumiał w swoim przerażeniu, a jego oczy zrobiły się wielkie jak spodki. To wszystko był arsen. Bezzapachowy arsen...

Rzucił się w kierunku aparatury, kiedy Bartosz coś ględził o szałwi...

- To arsen, kurwa! - rzucił pośpiesznie w kierunku jedynych przytomnych ludzi. Bartosza i Fydlona. - Szybko! Bartosz! Zablokuj drzwi by były otwarte i pomóż mi odciągnąć wszystkich ludzi co są blisko słupa do drzwi. Potem resztę! Najpierw ci w stanie krytycznym! Fydlonie! Otwórz i zablokuj wszystkie okna! Na ościerz! Arjczal! Pomóż z ludźmi! Szybko!

Naciągnął rękaw płaszcza na dłoń i szybko zdjął kolbę z kwasem by odłożyć ją na jeden ze stojaków. Chwycił pierwszą lepszą rzecz która by się nadawała na zatyczkę do niej i uszczelnił naprędce wylot. Chwycił nóż i wetknął za pas spodni i rzucił do odciągania ludzi do drzwi.

- Szybko! - ponaglił starca i towarzysza drogi. Miał mało czasu... jak się leczyło zatrucie arsenem za cholerę nie pamiętał... ale świeże powietrze i filtr na drogach oddechowych z mokrej szmaty powinien wielce pomóc.

- Wielebny! Okna, a potem wodę! Możemy ich jeszcze uratować! Na pierdoloną szałwię przyjdzie czas potem jak już zabezpieczymy zatrutych przed pogorszeniem zdrowia, a nawet rychłą śmiercią! Róbcie co każę! Ruchy!


Taki był plan. Prosty. Okna i drzwi otwarte by wywietrzyć, pociąć swój dres nożem na pasy i zwilżyć w wodzie by zrobić prowizoryczne filtry najbardziej poszkodowanym i spróbować jakoś ustabilizować ich... samo wywietrzenie pomieszczenia powinno wielce pomóc!

Kocimiętka wiedział, że czas działał na jego niekorzyść... choć miał podręcznik medyczny w swojej torbie... mógł go przewertować dopiero po udzieleniu pierwszej pomocy i wstępnej stabilizacji swoich pacjentów. Czuł, że w niektórych przypadkach resuscytacja oddechowo-krążeniowa może być ponurą koniecznością. Kurwa! Tak mało czasu!

Nie myślał nawet teraz o tym, że w dziwny i niewytłumaczalny sposób stan zdrowia Goćczy ulegał poprawie od samej jego obecności. Miał ten przebłysk, nikłą świadomość niezrozumiałego, ale zepchnął ją na bok. Teraz był potrzebny lekarz... a nie... cudotwórca! Kombinować z tym będzie przy tych w najgorszym stanie później... no, ale... nie żeby to było możliwe w jego świecie! No, ale skoro Kaleka chodzi to może i on... no bez jaj! Tylko jak?!

Działał w zorganizowanym, lekko panicznym pośpiechu, ale zdecydowanie nie w panice. Jeszcze miał trzeźwy umysł. Jedyne co go nieco przerażało, to to, że był jeden, a rąk do pomocy było mało... był jedynym jako tako wykwalifikowanym człowiekiem... i do tego zaledwie pierdolonym aptekarzem!
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:05.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172