Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-08-2012, 19:45   #101
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Rozdział 7

„Ukryta Biblioteka”


Aryuki

Dziewczyna opuściła kopalnie i rozstała się z dwójką magów z Fairy Tail. Ci podążyli po śladach powozu w swoją stronę- ich życie ich wybór, chociaż ciekawym było jak mieli zamiar dogonić pieszo karocę. Mim oto złota mieczniczka odprowadziła ich wzrokiem by potem móc żucic spojrzeniem na okolicę.

Sad Anime Ost : Setsunai Omoi - YouTube

Nie było wątpliwości Biały Król naprawdę ich pokonał… i to niemal w każdym aspekcie. Na ziemi leżały ciała dwóch pomocników Barego jak i jego kompana, z pustymi oczami niczym puste opakowania. Pozbawione duszy ciała, wyglądały tak żałośnie, że dziewczynie przez chwilę zrobiło się nawet smutno. Walczyła już z demonami siłami zła… ale wszak tamte czasy minęły, a mimo to wciąż na globie był jednostki które bezkarnie zabierały życia innych. A nie można być bohaterem przez wieczność, w końcu każdy potrzebuje emerytury, a ona nie dostała swego zasłużonego odpoczynku.
Dziewczyna spojrzała jeszcze na kopalnie, ciekawa była czy dalej są tam uwięzieni członkowie Dark Scar czy może i ich dusze pozyskał ten straszliwy przeciwnik.
Las obserwował dziewczynę w milczeniu, patrzył jak jeszcze chwile stoi na polance ,a potem rusza w stronę wioski. Zerkał na to nieruchomy i milczący jak zawsze… i tylko jedna postać ukryta wśród korony drzew ruszyła w milczeniu w stronę gdzie oddalił się wcześniej Andher i Crona…

~*~

Gdzie dziewczyna doszła do wioski, zobaczyła spory tłumek wyczekujący na nią. Spostrzegła też że uszkodzenia po ogniu zniknęły- zapewne Jun i jego sztuczki w tym pomogły. Lao i Grum rozmawiali o czymś przy wejściu do wioski, wojownik opierał się oswoją włócznie a stary alchemik śmiał się głośno. Gdy zobaczył dziewczynę pomachał jej i zawołał. – Już jesteście!? Gdzie reszta, jak poszło, jak sytuacja!?
Gdy dziewczyna podeszła zobaczyła że Lao rozgląda się szukając wzrokiem kapelusznika i Crony… będzie musiała mu wszystko wyjaśnić.
- Burmistrz chce z wami porozmawiać. –dodał jeszcze Grum – Ponoć ma coś ważnego do powiedzenia… co taka nietęga mina jakaś hę? –dopytał się jeszcze staruszek.

-„Czyżby Złota mieczniczka wracała do dawnego życia? Za stara chyba jesteś na takie numery…”- zakpił jeszcze głos w głowie dziewczyny… ale dało się w jego tonie łatwo wyczuć że jest z tego faktu zadowolony. Wszak to oznaczało że w końcu opuści ta mieścinę i może znowu będzie mógł rozprostować kości jak przy walce z Takerem?

Andher

Kapelusznik wraz z Croną ruszyli śladem powozu Białego Króla. Teraz gdy emocje opadły Andher coraz więcej luk dostrzegał w swym planie pogoni. Wóz zasilany magią, mógł czerpać ją na pewno długo z kogoś takiego jak Król, tak więc nim ten będzie musiał się zatrzymać zdobędzie na pewno dużą przewagę. Ponadto wróg był przepotężny… czy otwarta przestrzeń da im, aż tak wielką przewagę nad nim?
Te i inne pytania rodziły się w głowie maga, gdy pędził lasem z różowowłosą przy boku- to w jakiś sposób go pocieszało ,przynajmniej miał przy sobie swoją przyjaciółkę. Pamiętał jeszcze czasy gdy zawsze był sam, jednak jak widać wszystko się zmienia. Tak jak i połamana parasolka, tak czasem życie wkracza na nowe tory. Kto by pomyślał, że wypowie kiedyś cicha wojnę komuś to nazywa się „królem”. Chociaż było w tym coś zabawnego… Czarny mag, przeciwko Białemu monarsze? Trochę to ironiczne prawda?

Gdy dwójka magów biegła tak lasem, Andher poczuł się nagle obserwowany, było to dziwne uczucie, nie wiedział kto wlepia w niego oczy, ale czuł na sobie ich ciężar. Po chwili nie mógł już wytrzymać tego uczucia i przystanął rozglądając się.
A obserwator nawet nie zamierzał się już ukrywać . Oto bowiem na drzewie niedaleko Andhera stała mu dobrze znana i niezbyt lubiana postać, rozwieszająca sobie huśtawkę na sporej gałęzi.


Był to klaun, którego wcześniej mag spotkał gdy w swe czary pochwycił go Sugetsu.
- Witam Pana Andhera jego cudowną kochankę. –powiedział wesoło błazen siadając na huśtawce i wywołując u Crony wielki rumieniec.
- To wcale nie… –zaczęła tłumaczyć się dziewczyna ale kolorowy dziwak nie dał jej dokończyć.
- Widzę, że postanowił Pan wkroczyć w życie kolejnej osoby. Ciekawe, od kiedy interesują Cię królowie, a nie tylko czubek twojego nosa? –zakpił klaun i przeszył Andhera wzrokiem bujając się wesoło.

Mortis i Agarth

Ostatni członkowie Joghurtowej grupy którzy byli zdolni do walki szykowali sie do kolejnego, zapewne ostatecznego starcia. Sukubus przekazał Aghartowi znaczną część energii życiowej Alicji, na co kobieta zareagowała lekkim zawrotami głowy, wszak demonica nie szczędziła sobie pobieranej energii.
Kiedy kuszniczka podtrzymywana przez szlachcica łapała oddech Hitodama przekazał mu relacje.
Ishir aktualnie był nieprzytomny, duszek nie wiedział co się stało ,bowiem gdy przybył po pierzastym potworze nie było już śladu, a mag elektryczności leżał na ziemi cucony przez swego lodowego towarzysza.
Ciekawsza relacja przyszła od duszka obserwującego potyczkę z Ogdenem- a dokładniej zakończoną potyczkę. Grupa pod wodzą Steina bowiem wzięła się poważnie za walkę nie pozostawiając naukowcowi żadnych szans. Ubrany w kimono mężczyzna, jednym zaklęciem rozprawił się z większością potworów, wypowiedział on kilka słów a z ziemi zaczęły wyrastać nagle dziwaczne białe ostre kolce, które poprzebijały na wylot wszystkie bestie w korytarzu.
Ogromny miecznik, walczący z golemem, zrzucił zaś z twarzy bandaże, odsłaniając kły- typowy atut Zabójców Smoków. Szybko też użył wizytówki tych magów- smoczego ryku, który uderzył z bliska w konstrukta, posyłając go niczym podkręconą piłeczkę na ścianę.
Tą okazje wykorzystał Stein i wzmacniając się zaklęciem które skradł wcześniej Kereiowi doskoczył do Ogdena i jednym wprawnym ruchem kosy przeciął jego pierś tworząc długą pociągłą ranę, na ciele staruszka, po czym uderzył trzonem koszy w jego szyję, przykuwając go do ściany.
- Zabawa skończona Ogden. –uśmiechnął się doktor w szwach i zabrał pilot od golema naukowcowi . – Nie lubię gdy ktoś mnie zdradza… głupio zrobiłeś.- westchnął kosiarz.
- Jesteś zbyt pewny siebie chłopcze. –warknął starzec wypluwając sporą dawkę krwi. – Myślisz że nie wiedziałem że stąd nie ucieknę? Ale zatrzymałem Cię tu dostatecznie długo by…- nie dokończył jednak, bowiem kolejne cięcie kosy wprawnie pozbawiło starca głowy.
- Nigdy nie bawił mnie te przedśmiertne przemowy. –westchnął i odpalił papierosa. Wtedy też ziemia pod stopami naukowca zaczęła nagle się trząść a Htiodama przerwał transmisję.

W miejscu gdzie stał Agarth i Mortis też trzęsło się całe podłoże, z każda chwilą przybierając na silę, wyglądało to dość niebezpiecznie, a głos Joghurta który rozległ się z przekaźnika szybko ich w tym uświadomił.
- Coś tu jest nie tak, wszystko się zaczyna walić tutaj na dole… ten psychol chyba uaktywnił jakiś system samo destrukcji, trzeba uciekać!

Bohaterstwo, bohaterstwem, ale w obliczu takiego zagrożenia, nie można było sobie pozwolić na ściganie blondyna, było by to samobójstwo. Tak więc chcąc nie chcąc grupka musiała ile sił w nogach pędzić do wyjścia na szczycie klifu.

Kerei

Problem Kosiarza był taki że nie za bardzo wiedział, jak trafić z miejsca w którym się znalazł do wyjścia. Była to plątanina korytarzy i małych pomieszczeń, niczym jakaś stara zapomniana zagracona piwnica. Na domiar złego nagle wszystko zaczęło się trząść, kamienie sypały się ze stropu, a w kilku salkach cos wybuchło. Na spacerek w takiej sytuacji pozwolić sobie nie można było, ale Kerei wpadł na genialny pomysł. W końcu był tuz magami z Fairy Tail, jak mógł o tym od razu nie pomyśleć! Jego ciało zaczęło nagle płonąć od energii magicznej a on ruszył w kierunku gdzie według niego było wyjście- przebijając się przez ściany. Najprostsze rozwiązania są zawsze skuteczne…


Wszyscy na wyspie

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=J2VcsooLXVU&feature=related[/MEDIA]

Kolejni członkowie wyprawy wybiegali z walącego i wybuchającego laboratorium. Zmęczeni, poranieni… i przegrani. Nie udało im się uzyskać niemal nic, a jedyne co zdobyli to nowi wrogowie i blizny. Wszyscy poinformowani przez ogniki Mortisa, zbierali się przed głównym wejściem gdzie powoli wracały zmysły Ishirowi. Kereie zabrał po drodze ciężko rannego Krio, który ledwo co powłóczył nogami, a rany po ostrzu miecza na jego ciele wskazywały na to że dostał mocne cięgi.

W końcu wszyscy zebrali się w jednym miejscu, by zaobserwować jak stare ruiny zmieniają się w stertę gruzu i pyłu, grzebiąc w sobie tajemnice Ogdena jak i jego ciało. Członkowie Dark scar zapewne uciekli, wszak byli potężnymi magami, co to dla nich waląca się twierdza.

Joghurt uderzył pięścią w ziemie, siadając na niej ciężko. Po raz kolejny zawiódł, nie wiadomo nawet czy Mai nie została pogrzebana żywcem. Stary ksiądz westchnął patrząc w niebo, a potem wzrok przeniósł na zebranych przed sobą rannych młodzików.
- No nic.. nie zawsze się wygrywa, prawda? –powiedział spokojnym ciepłym tonem – Dowiedzieliście się czegoś nowego… mówcie, bo gdy skończycie ja będę musiał coś powiedzieć, coś co jest możliwe że nasza ostatnią nadzieją w tym konflikcie.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
Stary 05-08-2012, 13:30   #102
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Po wyjściu z kopalni grupkę mścicieli z Lasthope przywitała cisza. Bary i jego towarzysz leżeli na ziemi. Mieli otwarte oczy, ale puste spojrzenie. Choć dziewczyna nigdy nie widziała ofiar działania mocy Białego Króla, była pewna że to jego dzieło.
Widziała już wiele zwłok w swym... w tamtym życiu. Widziała śmierć zadaną od miecza, strzały, pazurów i gorsze rodzaje śmierci. Można więc było uznać, że ci tutaj mieli dobry zgon.
Marai kucnęła przy nich, gdy Andher z Croną podjęli trop wozu.

Porzućcie tą robotę. Gdy ścierają się dwie siły, takich jak was obie siły zmielą na piasek podczas tego starcia. Lepiej zmienić profesję póki jeszcze żyjecie i macie wszystkie części ciała na miejscu.

Tak powiedziała Bary’emu, gdy ich opuszczali. Teraz patrzyła jak jej słowa stały się upiorną przepowiednią ich losu.
Ich “śmierć” napawała ją pewnym smutkiem. Może mogłaby jej uniknąć, gdyby ich uwolniła, lub choćby Bary’ego? Ale wszak nie mogli wtedy ryzykować. Ruszając na silniejszego i liczniejszego wroga, nie mogli zostawić potencjalnego zagrożenia w postaci dwóch magów. Zresztą, możliwe że nawet wtedy staliby się przekąską Białego Króla.
Aryuki przesunęła dłonią po oprawce okularów. Miały blokować możliwość opuszczenia duszy z jej ciała. Głównie po to by Głos nie mógł uciec. Ale czy ochroniłyby jej własną duszę przed mocą Białego Króla? Atak Andhera nie pozwolił mieć pewności.

Pozostało więc wrócić do miasteczka porzucając obie ofiary mocy Białego Króla. Sama wszak ich by nie była w stanie zanieść. Może z pomocą Crony... ale ona i Andher ruszyli w pościg za Białym Królem. W desperacki pościg zważywszy, że oni szli pieszo, a ich cel podróżował wygodnie i szybko w powozie.
Ale może to i lepiej? W ten sposób minie trochę czasu, nim staną oko w oko z zagrożeniem jakim był Biały Król i jego sługusy... bądź ci z Dark Scar.

Gdy przybyła do Lasthope, widać było że mieszkańcy z pomocą gildii Alchemików zdołali już uporać się ze zniszczeniami. To był dobry znak.
Tłumek jaki się zgromadził na jej powitanie był spory. Szkoda tylko, że wieści jakie dla nich miała nie były zbyt optymistyczne.
-Jakby to powiedzieć... poszło... eech.- Aryuki podrapała się za uchem i po chwili rzekła już bardziej stanowczo do krasnoluda.-Zbierz kilku miejscowych ludzi i... pod wejściem do kopalni są dwa ciała. Żywe ciała. Obie osoby wydają się śnić na jawie.Trzeba ich zabrać do Lasthope.
Dziewczyna wydawała się lekko przygaszona.


Potarła się po karku dodając.-Do kopalni nie wchodźcie, co prawda magowie chyba ją już opuścili, albo są pogrzebani i przez to zajęci. Lepiej jednak nie ryzykować.
Grum uniósł brew zdziwiony,ale zakrzyknął po kilku miejscowych i wytłumaczył im sprawę, a Ci wziąwszy wóz ruszyli w stronę kopalni.
- Te ciała to chyba nie Andher i Crona? -spytał lekko zlęknionym głosem Lao.
-Nie. Oni są...-Aryuki zastanawiała się jak to powiedzieć włócznikowi.-... żywi i cali. Może trochę zmęczeni. Takich ich ostatnio widziałam i nie sądzę, by coś im groziło w ciągu najbliższych godzin.
Dość dyplomatycznie i ogólnikowo. Niemniej uznając, że to będzie mało, Aryuki dodała.-Porozmawiam o nich później, jak tylko skończę rozmowę z burmistrzem. Dobrze ?
Lao uniósł brew w zdziwieniu, ale wzruszył nieznacznie ramionami na znak że się na to zgadza.
Aryuki więc ruszyła do miejsca w którym do spodziewała się spotkać burmistrza. Do mieszkania doktora Shu, ciekawa co też Cho ma do powiedzenia.

Mały domek służący za gabinet, stał jak zawsze otwarty. Lekarz wiedział że w wiosce nie ma co się obawiać złodziejaszków- nikt nie był na tyle głupi by starać się okraść doktora. Cho leżał w łóżku popijając jakiś parujący wywar... albo herbatkę z prądem ufając zapachowi, z dużą ilością "prądu".
- I jak poszło? Gdzie Xin? -zapytał dziewczynę od progu.
-Xin... został porwany. - odparła markotnym tonem dziewczyna siadając tuż obok i dodając po chwili.-Nic nie dało się zrobić.
- Jego dziadek mocno to przeżyje... -westchnął burmistrz podciągając się wyżej na poduszki. - A wiadomo cokolwiek o tym, kto go porwał?
-Myślę, że będzie dobrze traktowany.- rzekła Aryuki, a Głos dodał ironicznie.-”A przynajmniej jego ciało, bo duszyczka niekoniecznie.
-Poza tym, dwójka magów Fairy Tail ruszyła w pogoń za porywaczem. A i ja nie zamierzam się poddać.- dokończyła wypowiedź dziewczyna ignorując Głos.
Burmistrz zamyślił się i siorbnął z kubka, po czym rzekł dziwnie jak na niego ważąc słowa. - Pewnie potrzebujesz informacji... gdzie szukać, wroga, jak z nim walczyć... bo pewnie skoro nie pokonałaś go teraz nie wiesz jakie ma słabe punkty... tak wiedziałem że się to kiedyś przyda... mhym... -dodał jak gdyby sam do siebie po czym spojrzał na Aryuki - Podasz mi mój płaszcz? -zapytał wskazując na krzesło na którym wisiały lekko zakrwawione ubrania staruszka.
-Czyli wiesz o Białym Królu, prawda? I o kuli ?- spytała podejrzliwym tonem wojowniczka wstając i podając staruszkowi jego płaszcz.-Na pewno możesz się wysilać? Nie lepiej kogoś posłać po...?
- Nie, nic nie wiem. -odparł spokojnie po czym wziął płaszcz i zaczął w nim grzebać.- Ale wiem kto wie, a dokładniej gdzie ta wiedza jest.- dodał i wyciągnął coś czego póki co Aryuki nie widziała z kieszeni płaszcza.- Słyszałaś kiedyś o Tajemniczej bibliotece? -zapytał, w sumie retorycznie. Chyba każdy słyszał o tym miejscu, już za czasów w których żyła dziewczyna, mówiło się o tym miejscu. Było to coś jak legenda, biblioteka zbierająca wiedzę i relikty całego świata, ukryta i nieodnaleziona przez nikogo.
-Coś tam... słyszałam.-rzekła dziewczyna która do scholastyki nigdy się nie przykładała. I wolała machać mieczem niż słuchać nudnych wykładów uczonych Zakonu.
- Grunt, że znasz idee tego miejsca. -stwierdził burmistrz, po czym westchnął. - Zakazali nam o tym mówić, chyba że nadejdzie wyjątkowa sytuacja, a to chyba mogę za taką uznać -stwierdził otwierając dłoń, w której w szary papier był zawinięty, klucz, a przynajmniej tak wyglądało przez opakowanie. - Powinienem chyba zapalić świeczki czy coś takiego, by nadać tej chwili tajemniczego wydźwięku, ale mniejsza z tym. Oto jest klucz do tejże biblioteki, moja droga.


Fiuuuu”- gwizdnął demon.”- Nawet my nigdy nie umieliśmy jej do końca zlokalizować, nie powiem ale staruszek dostał u mnie małego plusa.
-A gdzie... dziurka od klucza?-spytała Aryuki biorąc ciężki przedmiot do ręki.
- Wejście jest w tobie...-powiedział staruszek tajemniczym głosem... po czym wybuchnął śmiechem. - Nie no, na tej kartce co nią owinąłem klucz masz mapę, znaczy mapę jej aktualnego pobytu... oraz ilość dni za ile zniknie, a wtedy to już będzie za późno.
To całkowicie zmieniało postać rzeczy. Otwierało nowe wybory. Chociażby taki, że można było w tej bibliotece zostawić po prostu kulę i pozwolić, by znikła razem z nią. Tyle że był jeszcze Xin, a Aryuki potrzebowała karty przetargowej.
-Dziękuję.- rzekła dziewczyna biorąc w dłonie i klucz i mapę.
Staruszek siedział zaś wpatrzony w dziewczynę, jak gdyby na coś czekał.
-Wyruszę wkrótce. Trzeba będzie zorganizować tyle rzeczy. Miejsce dla tych dwóch, alternatywny oręż, wyjaśnić parę spraw... I jeszcze świątynia. Ktoś musi ją doglądać. I magowie w kopalni, trzeba zawiadomić runicznych rycerzy.-Aryuki planując mruczała pod nosem, zupełnie zapominając o reszcie świata... w tym o Cho.
- Nie wierzę... -mruknął Staruszek po czym wydarł się urażonym tonem - Nie zapytasz skąd mam ten klucz!? Jedyna ciekawa historia w moim życiu a ty o nic nie chcesz zapytać!? -wydzierał się dziadziuś, a robił to tak głośno, że doktor wyjrzał ze swego gabinetu groźnym spojrzeniem szybko uspokajając staruszka.

Aryuki czuła, że podpadła Cho. Więc musiała jakoś burmistrza udobruchać. Po prawdzie nie przyszło jej na myśl wypytywać o to jak i skąd ma klucz. Bo to było najmniejszym jej zmartwieniem w tej chwili.
-Bo tyle się zdarzyło... -rzekła dziewczyna starając się uśmierzyć gniew Cho.-Dziś był taki szalony dzień.
Obdarzywszy go swym promiennym uśmiechem


spytała.-To jak zdobyłeś ten klucz i mapę ?
Po czym wpatrywała się w staruszka jak w obrazek.
Ten burknął jeszcze coś pod nosem urażony, ale szybko się udobruchał, poprawił poduchę i zaczął mówić. - Najprościej mówiąc, to po prostu tam pracowałem. Pewnego dnia przyszedł do mnie starzec i zaproponował pracę w bibliotece... lecz nie mówił wtedy że chodzi o ta bibliotekę. Nie uwierzysz ile tam rzeczy się działo! Sam ich system ochrony to majstersztyk. Budynek jest niewidzialny i regularnie teleportuje się w losowe miejsca na świecie,. Oj, ile ja dzięki temu zwiedziłem. -westchnął rozmarzony staruszek. - No i naprawdę mają tam chyba wszystko...
No tak... Wojowniczka nie wzięła pod uwagę, że ktoś w tej bibliotece jeszcze żyje. Wyobrażała ją sobie jako zapuszczony budynek w którym pełno jest pajęczyn i hula wiatr. A tu proszę... system ochrony.
-To może jeszcze jakiś list polecający, co?-spytała dziewczyna nie mając ochoty na walkę z konstruktami, które pewnie chronią wnętrze biblioteki.
- Klucz wystarczy, bibliotekarze wiedzą, że jeżeli ktoś ma klucz dostał go od byłego pracownika. A wtedy przyjmą Cię z otwartymi rękoma i na pewno pomogą znaleźć co trzeba.
-Albo mógł go ukraść lub zabrać po uśmierceniu bibliotekarze.”-Głos telepatycznie przekazał Aryuki swe wątpliwości. A dziewczyna musiała się z nim zgodzić.Niemniej nie poruszała tej sprawy głośno, za to spytała.-To ta mapka pokazuje kolejne punkty w których pojawi się biblioteka? Znaczy jak upłynie jeden termin, to uaktualnia się do kolejnego?
Problem polegał bowiem na tym, że urocze Lasthope było komunikacyjnym... zadupiem. Nawet pociągi docierały tylko do miasteczka położonego obok niego.
- Eee... no właśnie w tym problem, że nie. Zawsze mieliśmy z tym problem, no bo biblioteka musi być ukryta... a taka mapa w złych rękach by sprawiała, że łatwo było by ją odnaleźć. Dla tego, zazwyczaj przed ukończeniem się terminu zmiany miejsca robiliśmy sobie wycieczki po nowe mapy. -wyjaśnił speszony starzec.
-No to zobaczmy, gdzie właściwie mam się udać.-rzekła dziewczyna rozkładając mapę i próbując zlokalizować położenie biblioteki.
Na nieszczęście blisko to to nie było. Miejsce położenie biblioteki, zaznaczone było w górach koło Berm, małej wioski na północy kontynentu. Zimno, śnieżno i zadupiasto. O dziwo jednak pociąg dojeżdżał do wioski, a czasu było sporo, data na górze mapy mówiła bowiem, że został jeszcze tydzień do przenosin. Trasę można było dobrać na wiele sposobów, z pobliskiej wioski, można było podjechać do najbliższego większego miasta i tam zapewne złapać jakiś pociąg, można było też nadłożyć trochę drogi by jadąc przez Magnolie dostać się tam bezpośrednio, jednak wtedy licząc postój w mieście podróż zajęła by około czterech dni.
Aryuki rozważała sytuację i uznała, że jednak warto nadłożyć drogi i odwiedzić gildię Fairy Tail. Przy okazji i gildię alchemików. Niewątpliwie obie te organizacje mogłyby przyspieszyć jej podróż do Brem.
Dziewczyna wstała i schowała klucz do kieszeni.Wstała i cmoknęła staruszka w czoło mówiąc.-Dziękuję za wszystko, ale teraz... mam wiele do zrobienia i niewiele czasu.
Staruszek uśmiechnął się i na pożegnanie zakrzyknął jeszcze. - Uważaj na siebie... i proszę sprowadź Xina z powrotem.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 12-08-2012, 17:42   #103
 
Tropby's Avatar
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
- Heh - Kerei położył Kiro ostrożnie na ziemi, po czym wyprostował się spoglądając na Joghurta. - Niestety dowiedziałem się tylko, że Dark Scar poszukuje jakiejś magicznej rękawicy napędzanej na kulki...Nie miałem zbytnio czasu tego zbadać.
Westchnął rzucając kosę na podłogę, po czym oparł się o drzewo. No nic, stało się.
- Ponoć coś o niej wiesz, ale i tak pewnie właśnie o tym chciałeś rozmawiać?
- Tak o tym pomówimy później. -stwierdził Joghurt krótko po czym pogrzebał w kieszeni szukając swej piersiówki.
Edgardo pomógł usiąść Alicji na zwalonym pniu, po czym sam siadł na ziemi wyczerpany i dotkliwie poraniony po dwóch śmiertelnie niebezpiecznych starciach z których ledwie uszedł z życiem.
- Ja ze swojej strony myślę że przekazałem księdzu wszystko co było ważne. O szczegóły może ksiądz wypytać Alicję gdy tylko poczuje się lepiej.
Tu Mortis posłał besztające spojrzenie Sukubowi.
- Sorki, może rzeczywiście nieco przesadziłam - stwierdziła zawstydzona demonica. - No więc...gdybyś mnie jeszcze potrzebował to daj znać. A na razie muszę lecieć zmienić bandaże mojemu braciszkowi. Nieźle go pokiereszował tamten pseudo-demon.
Sukubica niespodziewanie spuściła wzrok na okolice pasa swego mistrza i wyglądała tak jakby właśnie wpadł jej do głowy świetny pomysł.
- Chyba podczas ostatniej walki złamałeś swój rapier. Wiesz, mam w Otchłani znajomego kowala który wisi mi przysługę. Mógłby ci go przekuć na nowo jeśli nie masz nic przeciwko temu.
Łowca ostrożnie zdjął z pasa pochwę w której spoczywał złamany miecz i wyciągnął w stronę demonicy.
- Proszę bardzo. Tylko go nie zgub, wiesz ile dla mnie znaczy.
- Oczywiście - rzekła demonica, po czym pomachała wszystkim na pożegnanie i rozpłynęła się w kłębie czarnego dymu.
-Ja mogę jedynie dodać, że ten cały Taker raczej zwykłym człowiekiem nie był. - przemówił Ishir oparty o ścianę. Nie był specjalnie poraniony. Co najwyżej porządnie poobijany i niemal śmiertelnie wyczerpany.
- Zakładając, że w ogóle był człowiekiem. Rozmieszczenie jego organów wewnętrznych było bezwładne, zupełnie jakby je ktoś byle jak upchnął w ludzkiej skórze. Nawet ten dziwny stwór był bardziej ludzki niż on.
- A gdzie się ten cały Taker podział? -zapytał ksiądz po czym zwrócił się do Kereiego.- Dowiedziałeś się czegoś więcej o rękawicy lub kulkach?
- Uwięził w krysztale tego stwora... - Ishir musiał się porządnie, wysilić by przypomnieć sobie czy był jeszcze przytomny, gdy Taker zniknął - ...i zapewne sobie gdzieś poszedł.
- Wraz ze stworem zapadł się pod ziemie w takim wielkim kryształowym kwiecie. -skomentował Kazu
- Mam mapę Odgena. - odparł Księdzu - Są na niej lokacje kul, ale wszystkie już na pewno pozbierane. - zaśmiał się. - Te zapiski są piekielnie stare, nim jeszcze profesorek dobrał się do golema. Nie jestem pewien tylko co do jednej. - Kerei zaczął gmerać po kieszeni kurtki po czym ostrożnie wyciągnął lekko pogiętą mapęi wyciągnął ją przed siebie. Palcem drugiej ręki wskazał niezgrabne koło w kształcie ziemniaka....albo kartofla. - Z tego co wiem ta wioska jest raczej popularna przez mit bramy. Coś jej pilnuje i nie za często ją otwiera. Kula wciąż może tam być. - zastanowił się przez chwilę. - Nie mam jednak pojęcia ani do czego służą kule, ani jaką siłę może mieć ten cały artefakt rękawicy.
- Mnie zastanawia czemu oznaczył ją jak takiego wielkiego kartofla. -zamyśliła się Alicja.- Może on tam po prostu kupuje ziemniaki? Sama jak jestem w domu i mam wolne często je stamtąd zamawiam.
- A Pan Agarth? Znalazł Pan coś? A ty Edgardo widziałeś coś ciekawego, może powiedz reszcie otej kuli, ja jestem za stary na opowieści. -westchnął Joghurt łykając z piersiówki i odpalając fajeczkę.
Agarth, siedzący do tej pory na ziemi i palący w spokoju fajkę, odparł.
- Parę rzeczy. Przypomniałem też sobie parę nauk. Dość boleśnie - pociągnał głęboko dym z fajki. - Zdołałem zabić strażnika który strzegł mojego wejścia. A łatwo nie było. Według mojej oceny, jeśli mogę być szczery w tym momencie, jeśli poziom tego strażnika był proporcjonalny do mocy jego panów, jestem niemal pewny, że nie zdołamy pokonać żadnego w potężniejszych członków tej gildii, chyba że znajdziemy sposób by drastycznie zwiększyć naszą moc - wypuścił precyzyjne kółeczko z dymu. - Potwór który was zaatakował to również moja zasługa. Zaryzykowałem, i straciłem. Miałem nadzieję kontrolować bestię i wykorzystać ją przeciw Ogdenowi, ale źle oceniłem jej siłę - parsknął cichym śmiechem. - A także i moją. Prócz tego byłem świadkiem wymiany pomiędzy dwoma magami. Jeden pracował dla Steina, drugi posługiwał się imieniem Piąty. Człowiek Steina był dobrze ubranym blondynem, podróżującym na krześle stworzonym z łańcuchów. Piąty przyniósł mu kulę, w zamian za co blondyn dał mu dziewczynę. Najwyraźniej obu zależało na tym by dziewczyna nie odniosła żadnych obrażeń - spojrzał poważnie na księdza. - A teraz ja chcę wiedzieć, co się tu do cholery dzieje. Ponieważ ty - wskazał na niego końcem fajki - wiesz więcej niż nam mówisz. Tego jednego jestem pewny.
- Powiedziałem wam wszystko co wiem... przed rokiem porwano dwie dziewczyny. Siostrę Reiego Shiro jak i jedną członkinie gildii Fairy Tail, Ogden chciał wykorzystać je do jakichś badań, ale z tego co widać, ten cały Piąty potrzebuje jednej z dziewczyn do innych celów, dobrze by było wiedzieć która została porwana, pamiętasz jak wyglądała? -zapytał staruszek wojownika po czym dodał. - O rękawicy i kulach nie wiem prawie nic, kiedyś tylko czytałem legendy o jakiejś pradawnej Rękawicy stworzonej przez maga Zarefa. Jednak... -staruszek powiedział z tajemniczym uśmiechem. -... wiem gdzie można znaleźć informacje na jej temat jak i odpowiedzi na inne pytania, może nawet na to kim jest Piąty.
Ishir przez dłuższy czas przyglądał się mapie pokazanej przez Kereia. W jego świadomości coś mówiło mu, że powinien rozmoznać to miejsce.
- Ból i Cierpienie. - przemówił nagle -To jest jaskinia Bólu i Cierpienia. Otwiera się raz do roku. Dokładnych informacji nie znam. Mai, Andher i Anette tam byli. Ja tylko o tym słyszałem.
- A wiadomo co w niej tkwi?- zapytała Alicja pochylając się nad mapą.
No Ból i Cierpienie. To prawdopodobnie ludzie. Komuś kiedyś podpadli i zostali przeklęci. Czy coś w tym stylu.
Agarth pociągnął następny głęboki łyk dymu ze swej fajki.
- Dziewczyna którą zabrał piąty była młoda, nie więcej niż 14 lat. Najbardziej charakterystyczną rzeczą w jej wyglądzie były seledynowe włosy. Wiele więcej nie potrafię powiedzieć - minęła chwila zanim zorientował się w czym innym - Zaraz. Pradawna Rękawica o której wszyscy mówią to artefakt Zarefa? - Zaśmiał się głośno i gorzko - Wiedziałem! Jeśli pozwolisz uciec człowiekowi z nic nieznaczącą kulką, okaże się że jest ona częścią artefaktu zdolnego zniszczyć świat. Jakżeby inaczej.
- Życie jest pełne niespodzianek oraz przewidywalnych zwrotów akcji. Zwłaszcza gdy stoi za czymś Mroczna gildia, oni nie często zbierają kwiatki - wolą raczej niszczycielskie artefakty.- wychrypiał z ziemi poraniony Krio i zaśmiał się cicho przynajmniej starając się zgrywać pozory wyluzowanego. Alicja zaś od razu przysiadła przy nim i zaczęła oglądać jego rany oraz wypytywać o to jak się czuje.
Zaciskał zęby, aby nie przywalić Agarthowi na powitanie, za to, że ten nic nie zrobił. Z drugiej strony był świadom że palacz nie był w sytuacji, w której mógłby zrobić cokolwiek. Nikt nie był.
- Edgardo! - Rzucił Kerei - na jak wielką odległość możesz zapewnić jakiś rodzaj komunikacji?
Nie czekając na odpowiedź spojrzał też na Joghurta - Kim do diabła jest, a raczej mógłby być Piąty?
Zastanowił się przez chwilę. - Mam zamiar wrócić do rady magicznej, albo pójść w natychmiastowy pościg za piątym. Sam jeszcze nie wiem. Jeśli bylibyście w stanie zdobyć informacje o lokacji dark scar bądź rękawicy, można zorganizować marsz runicznych rycerzy bądź kolejny sojusz gildii...Nie będzie problemu aby dojść do czegoś - stwierdził spokojnie, choć miał w myśli wiele opcji. Najwyżej tą przypadkową bandę zmiażdży potęga Etherionu, choć wątpił, aby Guran Doma popełnił tak radykalną decyzję.
- Nie mam pojęcia kim jest piąty. -stwierdził Joghurt z skwaszoną miną. - Ale jak mówiłem wiem gdzie można się tego dowiedzieć... a przynajmniej tam będzie największa szansa. -rzekł wstając z miejsca i spojrzał na wszystkich siedzących z góry.
- Moi drodzy... czas użyć naszej ostatniej nadziei, udać się do Tajemniczej Biblioteki. -rzekł czekając na rekcje jak wybuch śmiechu czy stukanie się palcem w czoło. Każdy bowiem coś tam o bibliotece słyszał, były to głownie legendy mówiące o tym że gdzieś na świecie jest ukryty budynek zbierający wiedzę o całym świecie, miejsce znające odpowiedzi na każde pytanie.
- Tajemnicza Biblioteka musi na mnie trochę poczekać. - powiedział Ishir podnosząc się z miejsca. - Mam tutaj do załatwienia jeszcze jedną ważną sprawę.
Niebieskowłosy ruszył w stronę wyspy gdzie jeszcze nie tak dawno był więziony.
-Nie powinno zająć mi więcej niż godziny. - rzucił jeszcze na pożegnanie.
- Nie zabij się - rzucił Kerei do biegnącego Ishira po czym spojrzał na księdza - Ty na poważnie? Legend o takich miejscach jest od diabła, trudno nawet stwierdzić skąd się wzięła pierwsza. Lepiej abyś faktycznie miał coś konkretnego na myśli.
- Biblioteka zbierająca wiedzę o całym świecie? - Edgardo uśmiechnął się podekscytowany. - Od dawna marzyłem żeby choć raz rzucić na nią okiem. Z pewnością posiada więcej informacji o potworach i demonach niż człowiek mógłby zgłębić przez całe swoje życie. Z chęcią tam się udam.
Zamilkł na moment, starając się przypomnieć sobie ze wszystkimi sczegółami swoją ostatnią potyczkę z księżycowym magiem.
- A jeśli chodzi o Piątego to jedyne czego udało mi się o nim dowiedzieć to że posługuje się niezwykle niebezpieczną Księżycową Magią, zaś mój ognik wejrzał w jego umysł i szczerze mówiąc nie spodziewałem się że kiedykolwiek w swoim życiu ujrzę coś takiego. Jego dusza była tak powykręcana i zdeprawowana, że sam jej widok wystarczył by zmrozić mi krew w żyłach. Istna potworność... A dodatkowo kula którą nam odebrał wypełniona była ludzkimi duszami, niczym jakiś pojemnik. Z pewnością jest to potężny magiczny artefakt. Z podobnych korzystają adepci mrocznych sztuk i nekromancji. To by wiele wyjaśniało jeśli rzeczywiście została stworzona przez Zerefa.
Mortis zakończył krzywiąc się na wspomnienie swojej sromotnej przegranej, po czym zwrócił się do Kereia.
- Mogę zapewnić komunikację na praktycznie nieograniczony dystans. Poszczególne ogniki zachowują łączność między sobą niezależnie od odległości. Aczkolwiek ich moc magiczna jest ograniczona i nadmierne korzystanie z telepatii może ją w końcu wyczerpać.
Joghurt odprowadził Ishira wzrokiem po czym kontynuował. - Owszem mam konkretne informacje. -stwierdził i z kieszeni wydobył...



...ciężki dziwacznie powyginany klucz, wykonany ze złota. - Oto klucz do biblioteki. -wyjaśnił ze zbójecki uśmiechem na pomarszczonej twarzy. -[] Wiem, że to zabrzmi dziwnie, ale pracowałem tam swego czasu, opowiem wam o tym jednak w drodze, nie można bowiem zwlekać.[/i] -oznajmił z powagą wydobywając z kieszeni pomięta mapę. - Biblioteka regularnie zmienia swoje miejsca... mamy tydzień by do niej dotrzeć, albo szansa przepadnie na zawsze. Aktualnie znajduje się ona koło małej wioski na północy kraju, Berm, tak nazywa się miasteczko. -nazwa ta dobrze była znana nieobecnemu Ishirowi, który odbył tam swoją pierwszą misję, aczkolwiek w swych raportach Kerei tez ją poznał.
- Zatem nie ma co zwlekać. Nie można pozwolić by coś tak potężnego jak Pradawna Rękawica wpadło w niepowołane ręce - stwierdził Edgardo wstając z ziemi i otrzepując swój płaszcz. - Wyślę za Ishirem hitodamę żeby mógł nas dogonić gdy tylko załatwi swoje sprawy.
Ogniki utworzyły w powietrzu krąg i zawirowały, po czym jeden z nich odleciał za elektrycznym magiem, a pozostałe połączyły się w jedną niebieską kulę płonącą niczym wielka świeca.
- A na początek jak w ogóle zamierzamy opuścić tą wyspę? Statki Zakonu Złotych Krzyży zapewne już odpłynęły lub zostały zniszczone podczas bitwy na pierwszej wyspie.
-Nie sądzę by miał kto nimi odpłynąć. -mruknął z ziemi Krio, zaś stara wróżka Margaret stwierdziła. - Czuje że na tej wyspie jest statek, którym dopłyniemy bezpiecznie do portu...trzeba go tylko przygotować do drogi. -stwierdziła staruszka wskazując palcem kierunek.
Mamy tyle farta, że to aż niewiarygodnie głupie - skomentował Kerei - Nie ma co tracić czasu. - Ruszył w wskazanym kierunku.
- Ha - wymamrotał pod nosem - Niecierpliwy, co? - głośno zaś odezwał się do księdza.
- Zdążymy dotrzeć do Berm w przeciągu tygodnia? Z rannymi? Wygodniej byłoby zostawić ich gdzieś po drodze, by dołączyli do nas później.
W tym momencie przed Agarthem otworzyło się przejście między wymiarami z którego wyskoczył półmetrowy owłosiony stworek.
- Spoko loko, już się tym zająłem - stwierdził radośnie chochlik. - Słyszałem że potrzebujecie pomocy medycznej, więc powiadomiłem kogo trzeba. Na statku zajmiemy się waszymi ranami.
- Mógłbyś chociaż poczekać aż cię przyzwę - mruknął poirytowany Edgardo. - Co jeśli na wyspie zostali jeszcze jacyś wrogowie?
- W takim stanie i tak wiele nie zdziałasz - stwierdził z wyrzutem chowaniec. - Nie wolisz zapytać co to za pomoc medyczna o której wspomniałem?
- Jeśli miałeś z tym cokolwiek wspólnego to szczerze mówiąc wolę nie wiedzieć.
- Och nie bądź taki, czy ja cię kiedyś... O, cześć Krio, jak się masz!? Fajnie, że przeżyłeś!! - uradowany Imp skocznym krokiem podbiegł do białowłosego młodzieńca, zaś Mortis tylko pokręcił głową, po czym pomógł wstać Alicji i podtrzymując dziewczynę ruszył za pozostałymi, pozostawiając Krio na pastwę chochlika.
 
Tropby jest offline  
Stary 12-08-2012, 18:36   #104
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
- No już. Budź się. – usłyszał dobrze znany głos.
Otworzył oczy. Nie mógł się mylić. Przypominający tygrysołaka Gniew stał nad nim z pogardą wypisaną na twarzy.
- Żałosny jesteś. – przemówił – Dlaczego tak beznadziejny mag jak ty może mnie przywoływać? Twój ojciec był dużo lepszy.
- Znasz mojego ojca? Jakim cudem? – głos zdradzał panujące emocje.
- Ano znałem. Ale nie zasługujesz bym ci o nim cokolwiek powiedział. – pogarda nie tylko była widoczna. Była też doskonale słyszalna.
- Co mam zobić?
- Jak to co? Pokonać mnie!

Gniew ruszył do ataku. Nie użył żadnego czaru lecz wyprowadził uderzenie pięścią. Ciało Ishira zareagowało automatycznie. Chłopak odskoczył do tyłu. Fałszywy tygrysołak nie przestawał atakować wyprowadzając cios za ciosem. Niebieskowłosy odskakiwał lub zbijał ataki. Nie było to łatwe. Jego przeciwnik był od niego szybszy i silniejszy.

- Zaskoczony? – Mag został obdarzony drwiącym uśmiechem –Tutaj mogę pokazać ci prawdziwą moc. Bez twoich żałosnych ograniczeń.
Słowa Gniewu osłabiły czujność elektrycznego maga co spowodowało, że jeden z ataków trafił w cel. Siła uderzenia poderwała chłopaka w górę. Lot był dość długi (w umyśle Ishira żadne ściany lub przeszkody nie występowały) i zakończony bolesnym upadkiem. Młodzieniec skulił się wypluwając krew.
- I jak ktoś tak słaby jak ty ma zamiar obronić przyjaciół?
Gniew nie dał szans podnieść się niebieskowłosemu. Szybko zbliżył się do niego i potężnym kopniakiem wysłał w kolejny lot.
- Jak ktoś tak żałosny jak ty mógł tyle przeżyć? – kolejny kopniak i kolejny lot – Nie, ty nie jesteś żałosny. To za mało powiedziane.

Ishir czuł, że kilka jego żeber nie było już w jednym kawałku. Nie zamierzał jednak dać Gniewowi satysfakcji. Podniósł się z trudem. Złożył dłonie w pięści.
-O ktoś tu będzie się stawiać. Nie masz ze mną szans.
- No dawaj. Nie zamierzam dać ci się więcej poniżać.
- Jak zwykle. – Gniew prychnął lekceważąco. - Jedynie szczekać potrafisz.
Niebieskowłosy tym razem nie tylko blokował ciosy lecz wyprowadził też kilka ataków które trafiły w jego przeciwnika. Byłoby to i może wystarczające lecz Gniew był dużo silniejszy. Wystarczył jeden celny cios by Ishir ponownie znalazł się w powietrzu.
- Ty naprawdę tylko szczekać potrafisz. No ale cóż nie mamy więcej czasu. Zmiataj stąd.

Świadomość powróciła do elektrycznego maga. Chłopak otworzył oczy.

xxxxx
Po opuszczeniu reszty kompanii Ishir trochę błądził podziemnymi korytarzami. W końcu jednak udało mu się trafić do składziku, gdzie Vars przetrzymywał rzeczy swoich więźniów. Znalezienie plecaka nie było trudne. Z odnalezieniem swej broni młodzieniec miał drobne problemy. Wszelki oręż trzymany był pod zamknięciem. Zamek jednak ustąpił po jednym uderzeniu Ostrza Gromu. Niebieskowłosy rozejrzał się po pomieszczeniu dokładnie lecz nie znalazł niczego wartego uwagi. Nim opuścił składzik uzupełnił trochę swoje odzienie. Teraz prezentował się trochę lepiej niż przez ten rok. Do dawnego wyglądu trochę mu brakowało, lecz i tak nie było źle. W końcu miał swoje rękawiczki i MP3-ójkę. Puściwszy muzykę na chwilę przymknął oczy delektując się dźwiękami. Wtedy też zjawił się jeden z duchów Edgardo z informacjami by Ishir za nim podążał. Chłopak tak też zrobił.

Wielka Biblioteka. Mag nie miał w sumie nic przeciwko udaniu się do niej. Liczył, że znajdzie tam odpowiedzi na parę nurtujących go pytań. Chciał wiedzieć jak odczarować San-Nu-Lina, jak pokonać Ryo oraz Steina. Ale przede wszystkim interesowało go jak nadrobić przyrost siły, którą mógł zdobyć w ciągu straconego roku.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline  
Stary 12-08-2012, 20:41   #105
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Rozmowa z burmistrzem była dopiero pierwszym punktów w planie Aryuki. I to w dodatku nieplanowanym. Tyle jeszcze zostało do zrobienia. Czy wyruszenie do Berm jest dobrym wyborem? Czy wiedza tam zdobyta się przyda? Czas pokaże.
Na pewno ważną zdobyczą była kula, która była też sekretem Aryuki. Im później Biały Król zauważy jej brak tym lepiej. Im mniej będą wiedzieć o kuli jej towarzysze tym lepiej.
Najlepiej jeśliby nic nie wiedzieli.
Ów artefakt mógłby za bardzo rozbudzić ich ciekawość, a tego dziewczyna nie chciała.
Na razie jednak musiała przeprowadzić pewną rozmowę.

Aryuki wyszła z domku lekarza i skierowała się w kierunku stojącego na uboczu Lao. Dziewczyna nie bardzo wiedziała jak zacząć tą rozmowę, więc... wyszło to nieco banalnie.-Nie zwiedzałeś tego miasteczka, prawda? Mogę cię oprowadzić. Nikt wtedy nie będzie przeszkadzał w rozmowie.
Lao po raz drugi w ciągu niecałego kwadransa zdawał się być osłupiony słowami dziewczyny. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że musi odpowiedzieć. - Tak dobrze, niech będzie prowadź.
-Nie mów, że nie chodziłeś z dziewczyną... to znaczy, wiesz... spacer z dziewczyną.- dla Aryuki ta sytuacja też wydała się lekko niewygodna, bo zaczerwieniła się. I wskazała drogę.-Pójdziemy tędy, po schodach... Na szczycie jest świątynia, a po drodze ładne widoki.
- Nie przywykłem do randek zaraz po wydostaniu się z rocznego więzienia, niedługa chwilę po spotkaniu demona oraz byciu świadkiem palenia jakiejś wioski. -odparł Lao uśmiechając się w końcu wesoło i ruszył po schodach opierając sobie włócznie na ramieniu.- A więc? Co znowu wymyślił nasz kapelusznik że go tu nie ma?
-To nie jest... randka.- mruknęła cicho Aryuki mimo szyderczego śmiechu Głosu brzęczącego jej głowie niczym trzmiel. Po chwili milczenia rzekła w końcu.- On... Kazał ci przekazać, że... Dziękuje za wspólnie spędzony czas, że...już wystarczająco zostałeś wciągnięty w sprawy Fairy Tail, że...nie chcą cię więcej narażać na niebezpieczeństwo.
Po przekazaniu włócznikowi słów od Andhera, Aryuki czekała na jego odpowiedź... oraz nieuchronne pytania.
- Hymm.. to dość podobne do niego... -stwierdził Lao, przyjmując to nawet spokojnie.- Andher to dobry facet,wiesz? Zgrywa tajemniczego i mrocznego ale w głębi duszy bardzo się troszczy o innych, szczególnie o Cronę... choć chyba nie tak bardzo jak ona o niego. -dodał z uśmiechem. - A więc co takiego stało się w jaskini że Andher, aż tak bardzo się tego przeraził że uznał to za zagrożenie dla mnie?
Dziewczyna nie skomentowała jego wypowiedzi. Owszem, miał rację co do Andhera, ale nie całą... Nie wymienił innych cech, które zwróciły uwagę wojowniczki.
Z drugiej strony, pewnie znał go dłużej niż ona, więc Marai mogła się mylić.
-Spotkaliśmy Białego Króla. W porównaniu do reszty magików z kopalni, on był... kłopotliwy.- odparła dziewczyna idąc po schodach i od czasu do czasu zerkając na miasteczko.-Jego sztuczki, są zabójcze dla magów. Żaden czaromiot nie miałby z nim szans, a i wojownicy tacy jak ty... również.
- To co takiego on umie? -zapytał zdziwiony Lao po czym dodał. - Niech zgadnę Andher ruszył walczyć z nim na własną rękę?
-Andher chce go zabić w chwili zaskoczenia. Moim zdaniem nie ma na to szans.- stwierdziła poważnym tonem dziewczyna.-Biały Król pochłania... wszystko, zwłaszcza czary. Wsysa je w siebie, by użyć ich przeciw wrogom. Przebywa, jakby w wymiarze obok, więc... zwykła broń go nie zrani, ani też oręż, którym można by ranić duchy czy widma. Andher nie ma nic, czym mógłby królowi zagrozić.
- Adher raczej nie działa bez planu... myślę że gotów jest tak długo tropić Króla, aż nie znajdzie czegoś, czym mógłby mu napsuć krwi... -stwierdził Lao drapiąc się po podbródku.
Dziewczyna nie była pewna, czy Andher rzeczywiście miał jakiś plan. Wydawało jej się że raczej liczył na swą szczęśliwą gwiazdę. Ale może to mylne wrażenie? Nie znała kapelusznika tak długo jak Lao.

-Ale może nie zdążyć. Problem w tym, że Biały Król wraca do swoich i być może do tych...z Dark Scar.- rzekła dziewczyna zatrzymując się nagle i spoglądając na stojący na uboczu kamienny posąg kobiety.-Wkrótce nie tylko Biały Król może być dla niego zagrożeniem.
Lao odwrócił wzrok wraz z dziewczyną zerkając na pomnik. - A to kto? Jakaś tutejsza Legenda? -zapytał oceniając wzrokiem dzieło sztuki po czym westchnął. - Sam kiedyś byłem oponentem Andhera... jeżeli chodzi o ukrywanie się i działanie z cienia, on nie ma sobie równych. Bardziej martwiłbym się o Cronę.. no i o jego ambicje.
Ironiczny uśmieszek pojawił się na obliczu Aryuki przez chwilę. Ironiczny uśmieszek powstały na wizję reakcji Lao na prawdę o posągu i legendzie z nim związaną. Ale ów uśmieszek znikł szybko.
-Ona? To przykład co zostaje po bohaterach. Pomniki których rysy zaciera czas, i tu i w pamięci ludzkiej.- rzekła zamyślona dziewczyna, po czym dodała.-Cieszę się że pokładasz duże zaufanie w zdolności swego przyjaciela. Obyś miał rację. Pozostaje jednak pytanie, co ty zamierzasz?
- Sam nie wiem... może ruszę za nim? Albo z tobą, bo pewnie też coś planujesz, prawda?
-Tak. I w przeciwieństwie do ciebie potrafię Andhera wytropić.- rzekła z tajemniczym uśmieszkiem na twarzy Aryuki.-Poza tym... mam coś co przyciągnie uwagę sługusów Białego Króla. A może i jego samego przywabi do mnie.
- Mam to traktować jako propozycję współpracy? -zapytał unosząc brwi. - Moja włócznia w zamian za możliwość śledzenia Andhera?
-Raczej prośbę. Nie jestem osobą, która przecenia swoje siły. Przyda mi się każda pomoc w podróży, najpierw do Magnolii potem na północ.- stwierdziła nieco smętnym tonem głosu Aryuki.-A to co wiozę, jest magnesem na niebezpieczeństwo.
Spojrzała na Lao błagalnie.- I mogę określić jedynie kierunek w którym trzeba iść za Andherem, a nie jego odległość ode mnie, czy też jego pozycję na mapie. Mogę też... Właściwie nie mogę. Liczę, że Jun potrafi skonstruować broń, która będzie w stanie zranić Białego Króla. Zamierzam się dobrze przygotować do kolejnego z nim starcia. Ty też powinieneś.
Andher mógł liczyć na łut szczęścia. Na ową szansę gdy przyłapie Białego Króla z opuszczonymi spodniami metaforycznie rzecz ujmując.. lub dosłownie.
Ale wojowniczka nie była taka. Kalkulowała swe siły i szanse. A jeśli owe kalkulacje okazywały się dla niej niekorzystne, przegrupowywała swe siły i szukała sposobu, by wzmocnić swoje atuty lub osłabić wroga. Tak jak teraz.
“Szczęście sprzyja tym, którzy sami je wykuwają.”- była to jedna z mądrości jej mentora.
- Skoro tak... -stwierdził Lao patrząc na posąg dawnej bohaterki. - ... możesz liczyć na moją pomoc, ale jeżeli mam Ci pomów na razie muszę odłączyć się od grupy, skoro wróg jest tak potężny jak mówisz, muszę się udać do swego dawnego miejsca ćwiczeń. -stwierdził włócznik. - Poproszę Juna by zmajstrował mi coś, co pozwoli mi was potem odnaleźć... kto wie może i my kiedyś doczekamy się pomników. -dodał z lekkim uśmiechem rozmarzenia.
Spojrzała na posąg i dodała z ironicznym uśmieszkiem.-Może.
Choć w zasadzie wolałaby nie doczekać kolejnych posągów. Na obecnych rzeźbach wyglądała jak córka giganta. Muskuły jak u niedźwiedzia niemalże.
Po czym chwyciła za dłoń Lao przyspieszając nieco wędrówkę i dodając.-Na szczycie schodów jest świątynia i dojo. Jak chcesz to możesz tam trochę chwilę potrenować. A co do znalezienia mnie... Nie powinieneś mieć z tym problemu. Najpierw jadę do Magnolii, a potem... w okolice Berm. I wolałabym byś mi towarzyszył przynajmniej do Magnolii. Dopóki mam przy sobie pewną rzecz, będę potrzebowała każdej pomocy.
- Możemy chwilę poćwiczyć... -powiedział zamyślony włócznik i dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że został chwycony przez dziewczynę. - A masz zamiar w Magnoli zostawić ten przedmiot, że liczysz na to iż wtedy będziesz już bezpieczniejsza?
-Nie wiem. Zobaczymy co powiedzą w gildii Andhera.- stwierdziła dziewczyna po chwili namysłu.-Ale myślę, że... paru magów z tej gildii dołączy mojej misji. Grun wszak wspominał, że was szukali więc... chyba powinni pomóc.
Aryuki wydawała się nie zdawać sobie sprawy z tego spoufalania się z Lao.
Lao uśmiechnął się lekko i chwyciwszy dłoń Aryuki pewniej, ruszył w stronę Dojo zagajając. - A tak właściwie gdzie nauczyłaś się walczyć? Młoda z Ciebie dziewczyna na wojowniczkę nie wyglądasz.
-Miałam dobrych nauczycieli. A silna jestem dzięki temu, że szkolono mnie w korzystaniu z mocy własnej duszy.- stwierdziła Aryuki prowadząc Lao na szczyt wzgórza. Tam można było dostrzec kilka zabudowań z których największe wrażenie robiła świątynia.


Najstarszy budynek i widać że świeżo odnowiony, choć nie do końca. Podobnie jak reszta rzeźb i budynków otaczających go półkolem. Dom Marai bardziej przypominał willę niż mieszkanie dla jednej osoby.
-Dlatego w tej chwili nie nadaję się na sparingpartnerkę. Chyba że byłbyś wobec mnie delikatny.- rzekła żartobliwym tonem zgodnie z prawdą. I zaczęła pokazywać.- Można ćwiczyć zarówno w dojo, jak i w samej świątyni. Tam zresztą odbywały się bezkrwawe pojedynki między mnichami ku czci duchów natury.Tam jest moje mieszkanie... Jak zgłodniejesz możesz wziąć sobie co chcesz z kuchni. Ja na razie muszę się spakować. Ubrania na zmianę i resztę rzeczy przydatnych w długiej podróży.
- A nie wiesz może gdzie mógłbym dostać jakieś ubrania dla siebie? Zdałem sobie sprawę że teoretycznie od roku jestem w tej samej koszuli. -stwierdził włócznik z przekąsem krzywiąc się nieznacznie. - A co do poprzedniego tematu... do Magnoli mogę Ci towarzyszyć, potem będziemy musieli na jakiś czas się rozstać.
-W magazynie mam trochę starych kapłańskich ubrań.- zamyśliła się dziewczyna prowadząc Lao do domostwa.- Nieco pachną lawendą i są... dość stare i poprzecierane. Poza tym w Lasthope sklep krawcowej, pani Ushi, może uzyskam dla ciebie rabat.
Zatrzymała się na moment.-Do Magnolii wystarczy... Pewnie Grun wie gdzie mają tam siedzibę ci z Fairy Tail.
- To dość duży budynek ciężko przeoczyć. -stwierdził Lao i puścił w końcu dłoń Aryuki przeciągając się i oglądając starą świątynię. - Ubrania kapłańskie wystarczą, byłbym za nie wdzięczny, a właśnie, Gruma też chcesz poprosić by dalej Ci towarzyszył? To poczciwy staruszek więc pewnie nie odmówi.
-Oni i tak jadą do Magnolii, Grun nawet mnie tam chyba zapraszał.- rzekła Aryuki z uśmiechem i przypomniała sobie. -No i odwieziemy tą uwolnioną z wieży Takera do Magnolii.
Podrapała się po głowie.-To ty się przebierz, a ja zacznę się pakować.
- Podróż do Magnolii to jedno ale czy chcesz zabrać ich też dalej? -zapytał jeszcze Lao oddalając się we wskazanym przez dziewczynę kierunku, w celu zmiany ubrań.
-Nie wiem. Jak nie będą mieli innych zajęć. Od Magnolii powinno być bezpieczniej dla Gruna i Juna. Ale wiesz... oni są w gildii alchemicznej, mają swoje obowiązki.-stwierdziła Aryuki oddalając się w kierunku przeciwnym. Nagle sobie coś przypomniała i krzyknęła głośno.-Tylko nie tykaj ich lasek. Ponoć niektóre są nawiedzone przez byłych właścicieli!
Aryuki tego nie była pewna, nigdy nie przyszło jej do glowy sprawdzać kapłańskiego oręża pod tym względem. Ot, była to historyjka którą kiedyś jej opowiedział Cho.
-“ Żeby on też innych lasek nie tykał, gdyby przyszło mu podglądać jak się przebierasz.” -zaśmiał się Głos w głowie Aryuki szyderczo gdy Lao znikał w glębi budynku.
-To wojownik oddany walce i tylko walce.”- Aryuki przekonywała bardziej siebie niż Głos.-”Nie myśli o tych sprawach.

Tyle było roboty. Spakować trzeba było stertę ubrań, butów, drobiazgów potrzebnych w podróży.
Broni...
Tych miała obecnie kilka: swoją katanę, młot i takerową deseczkę, oraz kilka granatów dymnych.
Ostatki po bitwie w kryształowej wieży. Młot rozproszyła. Nie był już jej potrzebny.
Spakowała ubrania i inne drobiazgi. Obmyła się szybko. Znów nie było czasu na poważną kąpiel.
Przebrała w szaty miko i udała do świątyni się pomodlić.
Dawno tego nie robiła.


Ubrana w szaty kapłańskie uklękła przed ołtarzykiem wzniesionym na cześć duchów lasu i zaczęła cicho nucić pieśń modlitewną, przy okazji pogrążając się w medytacji.
Nie była pewna, czy akcentuje słowa właściwie. Pamiętała je z lat dziecinnych, gdy przychodziła z matką do świątyni takiej jak ta. Wtedy jej marzenie było stać właśnie taką miko. Teraz była nią... teoretycznie.
Nikt jej nie wybrał, nikt nie przygotował. Spełniane rytuały nie miały w sobie mocy. Była fałszywą miko w zapomnianej świątyni. Ale nikogo to nie martwiło. W końcu, nikt w Lasthope nie wierzył w starych bogów. I Aryuki była niczym więcej jak... kontynuatorką tradycji.
Modlitwę i medytację przerwały odgłosy treningu. Aryuki nie przywykła do nich. Wszak samotnie zamieszkiwała posiadłość przeznaczoną dla kilku mnichów i kapłanów. Skończywszy swe obowiązki jako miko cichaczem udała się więc do sali treningowej, ciekawa jak walczy Lao... i jak się prezentuje w szatach kapłańskich.


Prezentował się świetnie. Podglądająca jego trening Aryuki stwierdziła, że zdobione smokami szaty sohei, dobrze się układały na Lao.
-Pewnie przyciągnie wiele spojrzeń dziewczęcych w Lasthope.- rzekła do siebie Aryuki, a głos szyderczo rzekł.-”Już przyciąga.
Wywołując tym zaczerwienie na obliczu młodej wojowniczki. Marai jednak nie odgryzła, skupiając się na ruchach Lao i używanych przez niego ciosach i technikach.
A potem... była pora obiadowa.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 14-08-2012 o 21:18.
abishai jest offline  
Stary 13-08-2012, 19:39   #106
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Andher podniósł wzrok na siedzącego na gałęzi błazna. Jego pojawienie się nieco wyprowadziło cienistego z równowagi, dotychczas bowiem spotykali się tylko w trakcie uwięzienia przez Sugetsu. Kapelusznik sądził więc że osoba ta jest po prostu wytworem czaru, bytem istniejącym tylko w jego umyśle którego zadaniem było podtrzymywać czarnego maga w stanie letargu. Spotkanie go tutaj jako istoty z krwi i kości mogło oznaczać że albo błazen spotkany wcześniej był realną istniejącą osobą (bądź też jakimś jej odbiciem), lub też cienisty ponownie znalazł się we władzy Sugetsu. Tak czy inaczej dalszy pościg za Białym został właśnie utrudniony lub wręcz uniemożliwiony, a Andherowi być może przyjdzie ponownie stawić czoła alternatywnemu kapelusznikowi. Miał zamiar przygotować się do tej walki zdobywając informacje o Sugetsu od Białego Króla i to właśnie było głównym motorem napędowym jego pogoni... Teraz pozostawało mu po prostu dopasować się do aktualnej sytuacji, odpowiedział więc naśladując kpiący ton błazna

- Co innego gdy ktoś mnie w ten czubek nosa pstryknie. Dzięki temu właśnie udało się królowi przykuć chwilowo moją uwagę

Błazen rozpoczął huśtać się coraz mocniej i mocniej, obserwując przy tym Andhera uważnie.

- Mój mistrz, Sugetsu kazał mi Cię obserwować... ale w obecnej sytuacji zgodził się na pewna interakcję. -powiedział w końcu klaun dość poważnym tonem. - Też nie przepadamy za białym królem.- dodał z uśmiechem.

Cienisty był w stanie przeżyć do tej pory tylko i wyłącznie dzięki jednej, prostej zasadzie - wykorzystywał każdą nadarzającą się okazję by zdobywać przewagę nad swoimi wrogami, zwłaszcza gdy niezbyt imponujący magiczny arsenał którym dysponował mógł nie wystarczyć by osiągnąć zwycięstwo. Co mogły jednak znaczyć słowa błazna? Czy zamierzał po prostu pozwolić Andherowi na kontynuowanie pościgu, czy miał zamiar mu go ułatwić lub podarować jakąś cenną informację o przeciwniku? Sugetsu intrygował kapelusznika, z niewyjaśnionych przyczyn czarny mag również najwyraźniej wydawał się członkowi Dark Scar interesujący, nikt bowiem nie poświęciłby roku życia na obserwacje osoby której nie uważa za ciekawą. Mógł więc bez większych obaw wysłuchać tego nietypowego posłańca, wiedział bowiem że gdyby to była sztuczka Sugetsu to i tak wątpliwe by zdołał jej uniknąć

- Posiadanie osoby za którą obaj nie przepadamy nie czyni jeszcze z nas przyjaciół... Jednak chętnie wysłucham co masz do powiedzenia

Błazen zaśmiał się wesoło, a z wewnętrznej kieszeni wyciągnął małego nakręcanego ptaszka, który już po chwili ruszał sztucznymi skrzydełkami krążąc dookoła głowy posła.
- Widzisz, Andherze jesteś dokładnie taki jak myśleliśmy, nigdy nie przepuścisz okazji by coś zyskać. -zaśmiał się błazen po czym rozhuśtał się mocniej milcząc chwile. - Z pewnych przyczyn nasz mistrz, a więc i my nie możemy wdać się w konflikt z Białym Królem... -przemówił w końcu patrząc się gdzieś w korony drzew. - … ale nikt nie zabroni nam pomóc tobie, póki nikt nie patrzy w nasza stronę. -dodał z szerokim uśmiechem. - Możemy zdradzić Ci o nim trochę informacji, pomóc przygotować się do walki... -wyliczał na palcach błazen by na zakończenie dodać z paskudnym uśmiechem .- ..oczywiście nic za darmo.
Kapelusznik uśmiechnął się złośliwie
- I ja sądzę, że nic nigdy nie powinno być za darmo... W końcu to ja odwalę całą brudną robotę podczas gdy ręce Sugetsu pozostaną czyste, więc jakby nie spojrzeć w tej całej transakcji to ja jestem stratny. Jednak Biały Król zbyt zirytował mnie swoją arogancją bym za swój trud chciał jeszcze zapłaty
- Och za wiedzę zapłacisz zlikwidowaniem króla, za moc zapłacisz czymś innym, co ty na to? -zapytał enigmatycznie rozmówca kapelusznika.
- Byłbym głupcem gdybym wszedł w jakikolwiek układ w ciemno. Najpierw muszę wiedzieć o jakiej mówimy mocy... oraz co będzie jej ceną
- Powiemy Ci jak zwiększyć twoją moc, w szybki sposób. Zapłata będzie jak najbardziej trywialna. Ty będziesz zapłatą. -zachichotał klaun, a gdy zobaczył że Crona chce coś powiedzieć uciszył ją gestem dłoni i dodał. - Nie martw się panienko nic mu nie zrobimy, nie zabierzemy mu też duszy czy genów... to drugie zostawiamy tobie. -zachichotał pajac i ponownie nakręcając zabawkę wytłumaczył. - Po pokonaniu Króla zgodzisz się na jedno spotkanie z Sugetsu... to wszystko czego chcemy.
Kapelusznik nieco zdezorientowany podrapał się po głowie
- Nie nazwałbym siebie trywialną zapłatą, jednak jeśli przez to masz na myśli tylko spotkanie z Sugetsu to nie widzę powodu dla którego miałbym się nie zgodzić

W rzeczywistości kapelusznik widział takich powodów co najmniej kilka a jego zdrowy rozsądek i instynkt samozachowawczy jednym głosem przeklinały go od głupca jednak w tej sytuacji było to najlepsze wyjście. Biały Król był zbyt niebezpiecznym przeciwnikiem by stawić mu czoła nieprzygotowanym a jak błazen słusznie zauważył Andher nie byłby sobą by nie skorzystać z okazji

- A więc pytaj o co chcesz wiedzieć jak an razie. -stwierdził krótko klaun z uśmiechem.
- Zatem zaczynajmy... Na początek coś łatwego, mianowicie przydałoby mi się wiedzieć na czym dokładnie polega moc Białego
- Nikt tego nie wie dokładnie. Trzyma to w wielkim sekrecie. -westchnął klaun rozkładając bezradnie ręce. - Wiemy jedynie, że potrafi pochłaniać czary i wystrzelić je potem w dowolnym momencie, oraz może stawać się nie materialnym, aczkolwiek zauważyliśmy, że nie może robić tych dwóch czynności naraz, po za tym mija chwila czasu między jednym przejściem w stan eteryczny, a drugim. -stwierdził błazen i dodał. - Nie jesteśmy pewni co jeszcze może pochłaniać, ale chyba bezpośredni kontakt z przeciwnikiem pozwala mu na wysysanie sił życiowych.
- Czyli nic nowego ponad to co zdołałem sam zaobserwować w trakcie walki. Liczyłem na coś więcej, może więc druga informacja będzie łatwiejsza do uzyskania. Gdy szale bitwy zaczęły nieznacznie przechylać się na naszą stronę ktoś jeszcze dołączył do walki po stronie Króla przejmując ciało towarzyszącej mu osoby. Kto to był i w jaki sposób mogę się mu przeciwstawić?
- Prawa ręka króla, jedyna osoba z która się on liczy. -mruknął błazen skwaszony na samą wzmiankę o tym osobniku.- Nazywa się Zachariusz i jest potężnym magiem umysłu. Król zawsze ma w zapasie jedno z jego zaklęć, którym opętuje nowe sługi, dzięki czemu mentant może przejmować kontrole nad ich ciałem nie opuszczając dworu. Bardzo lojalny i oddany swemu Panu nie przekupisz go, a i oszukać nie jest go łatwo gdyż jego umysłowe sztuczki z łatwością to wykrywają. Podobnie radzi sobie z iluzjami. -wyjaśnił błazen z poważną miną. - Najlepiej było by go wykończyć z zaskoczenia, tak by nie zdążył zareagować, problemem jest tylko to... że nikt nie wie jak on wygląda. Zawsze widzieliśmy jak przemawia przez przejęte ciała, do dworu Białego monarchy zaś nie łatwo się dostać.
Nie dość że sam Biały zapowiadał się na naprawdę potężnego maga to na dodatek miał na swoje usługi silnego psionika, czyli posiadacza mocy której Andher najbardziej się obawiał. Najrozsądniejszym z pozoru wyjściem byłoby zadbać by Zachariusz nie miał w pobliżu żadnego ciała do przejęcia lub wyeliminować go przed wyzwaniem Białego Króla... jednak jedna i druga opcja zapewne wiązałyby się z koniecznością uśmiercenia kogoś. Wyglądało na to, że kapelusznik podjął się znacznie większego trudu niż był w stanie sam udźwignąć
- Czy mogę zatem założyć, że monarcha kieruje się w tej chwili do swojego dworu? I jeśli tak, to gdzie ten dwór się znajduje?
- Oj tak na pewno tam wraca. -stwierdził klaun. - Dwór znajduje się daleko... piechotą nigdy tam nie dotrzesz, król ma wynajęty już statek który tylko czeka na jego powóz, aczkolwiek możemy ułatwić Ci podróż. -dodał błazen puszczając kapelusznikowi oko.
- Co możesz mi więc powiedzieć o słabościach króla? Jakieś jego przyzwyczajenia, cokolwiek co może okazać się użyteczne niekoniecznie w samej konfrontacji
- Przede wszystkim Zachariusz i wielkie zadufanie w sobie... no i jest łasy na komplementy. Po za tym dość dużo spraw bagatelizuje zostawiając je swojemu wojsku. -powiedział klaun po namyśle.
- Swojemu wojsku? O tym nie wiedziałem... Jakimi siłami dysponuje i na jakiej zasadzie nimi dowodzi? Służą mu za pieniądze czy są po prostu omamieni magią?
- Ah, więc nie wiesz. -zaśmiał się błazen po czym z uśmiechem wskazującym na lekkie szaleństwo wytłumaczył.- Król to nie jest wymyślony tytuł... on naprawdę jest monarchą. A dokładniej dyktatorem, malutkiej prowincji. Narzucił jarzmo na jedno duże miasto i kilka przyległych wiosek, które znajdują się w dolinie Mgieł, to daleko stąd. Co gorsza dla mieszkańców obsadził garnizon strzegący jedynego wyjścia z doliny swymi ludźmi, oraz narzucił dość spore podatki jak i przymusowa służbę wojskową. Jego siły są dość duże, a wojsko lojalne. A dokładniej mówiąc, wojsko z którym przybył, raczej typowi żołdacy i kilkunastu magów, nie licząc świty Białego Króla która może być problemem... jednak nie pytaj o nich. Nigdy nie przybyli na spotkania w Dark Scar więc nie wiele o nich wiemy. Co do wojska zwerbowanego z mieszkańców doliny mgieł, to sprawa wygląda tak, że w przypadku buntu lub zdrady, Biały Król zagroził zabiciem dzieci, które zabrał z każdej rodziny. Po jednym na rodzinę, w bezdzietnych najmłodszy członek rodziny. Ciekawe rozwiązanie nie sądzisz? Trochę pasowałoby do Ciebie. -dodał błazen przechylając głowę z zaciekawieniem.

Biały Król denerwował go coraz bardziej... błazen bowiem słusznie zauważył że byli do siebie z kapelusznikiem dość podobni, Andher powstrzymał się jednak od skomentowania faktu że w rzeczywistości nigdy nikogo nie zabił. Owszem, przywykł działać skrycie i nie do końca uczciwie nie przejmując się zbytnio moralną stroną swoich czynów jednak nigdy nie uciekłby się do tak drastycznych rozwiązań. Jego aktualny przeciwnik stosował podobne metody, był jednak gotów posunąć się trochę dalej niż czarny mag.

- Zatem zbuntowanie przeciwko niemu własnych ludzi praktycznie nie wchodzi w grę, przynajmniej dopóki ma zakładników. Ba! Samo dostanie się na jego ziemie będzie trudne... Co nie znaczy, że niemożliwe. Przynajmniej nie będę mógł później powiedzieć, że poszło mi zbyt łatwo. Dobra, następne pytanie... Jak często Biały Król opuszcza swoje dominium?
- Bardzo rzadko, miałeś niebywałe szczęście, że go spotkałeś, najczęściej posługuje się posłami, lub zachipnotyzowanymi przez Zachariusza osobami. -skomentował krótko błazen.
- Powiedzmy że niekoniecznie nazwałbym to szczęściem, lecz niech i tak będzie. Zatem by zmierzyć się z Białym Królem będę musiał jakoś odnaleźć go w sercu jego włości a potem stawić mu czoła wiedząc że ma do dyspozycji wielu być może groźnych i dobrze uzbrojonych pomocników. Dodajmy do tego regularną armię i potężnego psionika... Czy istniałaby możliwość przechwycenia go po drodze czy muszę się przygotować na prowadzenie długotrwałej wojny?
- Na tą godzinę nie masz szans by go przechwycić ale kto wie jakie zagadki i niespodzianki przyniesie los.. -zaśmiał się klaun w odpowiedzi.- Raczej musisz jakoś dostać się do jego królestwa. Pamiętaj gdy Król upadnie upadną i jego rządy ,wtedy armia nie będzie już groźna.
- Możesz być spokojny, nie mam zamiaru stawać sam naprzeciw jego armii, dlatego właśnie zastanawiałem się nad próbą stoczenia z nim walki zanim dotrze do granicy swoich ziem. Jeśli jednak to niemożliwe to pozostaje mi możliwość działania za pomocą magii i oszustw by nawet jeśli nie zaatakować go skrycie to przynajmniej zmniejszyć jego przewagę do absolutnego minimum. I jak zgaduję tutaj wchodzi druga część naszej umowy, prawda?
- Kusi Cię moc tak?-zaśmiał się klaun- Chcesz by twoje kłamstwa zmiażdżyły wrogów, by oszustwo zasłoniło im wzrok niczym płachta, chcesz być panem ich losu prawda? -zapytał błazen stając na huśtającej się ławeczce. - Tak.. możemy sprawić byś stał się potężniejszy, a dokładniej mówiąc wskazać Ci drogę do potęgi. -dodał z uśmiechem.
Andher zdawał sobie sprawę że w tej sprawie wcale nie tkwi haczyk... W niej tkwił co najmniej wielki, stalowy harpun. Jednak błazen uderzył w czułe struny, doskonale wiedząc czego kapelusznik naprawdę chce. Zapewne nie musiał nawet odpowiadać, tak bardzo oczywiste było jak się w tej chwili zachowa
- Tak, to dokładnie to, czego pragnę
- A więc sprawa jest prosta, pamiętaj jednak, że jeżeli złamiesz umowę, zemścimy się, a Mistrz Sugetsu wie co to zemsta. A jego nie omamisz Andherze. Pamiętaj więc o swej obietnicy. -przestrzegł go błazen po czym zeskoczył na ziemię i wyciągnął zza pazuchy pogięta kartkę.
- Jest pewna brama, stare miejsce, pozwoli Ci się przenieść niedaleko ziem Króla. Jednak nie będziesz mógł już nią wrócić... to podróż w jedna stronę, potem wszystko zależy od Ciebie. -wyjaśnił posłaniec i rzucił Andherowi mapę. - Brama ma zaś strażnika, bardzo starego strażnika, zapomnianego już wręcz. Jeżeli go pokonasz, a potem udasz się do komnaty która otwiera tylko jego imię, znajdziesz swoją potęgę. -zakończył enigmatycznie błazen i odwrócił się na pięcie zbierając się do odejścia.
- Zapomniałeś o czymś - odpowiedział kapelusznik łapiąc mapę nim ta upadła na ziemię - Gdy Biały Król upadnie... gdzie mam odszukać Sugetsu?
- Ohh zaprosimy Cię.. znajdziesz, zobaczysz. -odparł klaun ze śmiechem.

Andher odczekał aż błazen zniknie mu z oczu po czym rozłożył mapę by odnaleźć jak najkrótszą drogę do nowego celu. Nie miał pojęcia co czeka go na końcu drogi ani jak pokonać Białego Króla... jednak perspektywa zwiększenia swojej mocy by móc stawić mu czoła może nie jak równemu ale przynajmniej nie będąc tak drastycznie słabszym była zbyt kusząca by się teraz zatrzymać
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 13-08-2012, 21:41   #107
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Na spotkaniu z alchemikami Aryuki wyglądała inaczej niż się oni mogli spodziewać.
Wszak kobieta zmienną jest.
Biało czerwona szata miko, czyniły ją bardziej dystyngowaną i władczą. Całkiem inną niemalże.
Poruszała się powoli i z gracją, a dzwoneczki doszyte do jej szaty dzwoniły cicho przy każdym gwałtownym ruchu jej ciała. Ale tych nie było wiele.
Nie miała także przy sobie katany lub innej broni. Aryuki wydawała się więc “inna” alchemikom. Bardziej dojrzała, bardziej kapłanką. Choć to złudzenie szybko prysło.

Spotkanie z Grumem i Junem odbyło się w jedynej kawiarence w mieście. Baina z nimi nie było. Jak wspomniał Jun narzekając, chłopak zajął się opiekowaniem Anette. A jego narzekania krasnolud skwitował słowami “młodzi są” i znaczącym chichotem.
Aryuki nic nie dodała, zamiast tego spytała. -Wygląda na to, że jednak pojadę z wami do Magnolii. Muszę coś zawieźć do tej gildii Fairy Tail i załatwić parę spraw w mieście. A co wy planujecie po powrocie do Gildii?
- Trzeba zdać raport. -westchnął Jun, ale Grum wciął mu się w słowo. - To się zwali na młodego Baina, niech się uczy chłopak. My zapewne złożymy próbkę kryształu do laboratorium.. a potem to się zobaczy jak wyjdzie.
-Mogłabym … dostać próbkę tego kryształu, taki malutki, tyci kawałeczek? Na amulet.- spytała przymilnym głosikiem dziewczyna. Choć bynajmniej nie chodziło jej o amulet.
- Nie ma szans.-odparł krótko inżynier. - Nie wiemy jak go rozbić, a rękawica Baina przestała reagować na taki mały kawałek. -stwierdził wyraźnie zirytowany tym faktem Jun.
-Niech to...- Aryuki miała walnąć całkiem pokaźną wiązkę przekleństw, ale coś ją powstrzymało. Dziewczęca natura która w niej tkwiła spowodowała zawstydzenie widoczne na jej twarzy. Zaczerwieniła się i zmieniła temat.-Wiecie gdzie ci z Fairy Tail mają siedzibę, prawda?
- Taaa ciężko przegapić. -stwierdził Grum machając dłonią. - Spory budynek w centrum miasta, niedaleko jest nasza siedziba.- dodał z uśmiechem. - Jun pewnie już płacze z radości na myśl o swoim ciepłym laboratorium. -zakpił jeszcze szturchając inżyniera łokciem pod żebra.
-Myślałam o zaproponowaniu wam kolejnej wyprawy... po skarby. Powinno być w miarę bezpiecznie. Bezpieczniej niż powrót do Magnolii.- rzekł zamyślonym głosem Aryuki.
- Bezpieczne wyprawy są nudne. -prychnął Grum, aczkolwiek po minie Juna widać było że nie podziela jego zdania. - Cóż to planujesz młoda damo? -zapytał krasnolud podkręcając palcem brodę.
-Wyprawę po najcenniejszy skarb dla takich jak wy. Po wiedzę.- rzekła Aryuki z lisim uśmieszkiem na obliczu. -Szczegółów niestety powiedzieć nie mogę. Co przekazane w sekrecie, musi zostać sekretem.
Na te słowa Jun wyraźnie się ożywił. - Masz na myśli jakąś wyprawę badawczą?
-Coś w tym rodzaju. Bardziej pewnie interesującą dla was niż dla mnie.- rzekła dość dyplomatycznie Aryuki starając się nie wchodzić w szczegóły. Po czym zmieniła temat.- I mam... dużą prośbę. Potrzebuję miecza. Broni, która jest w stanie trafić cia... obiekt będący poza tym.. światem czy też wymiarem... coś takiego co może ranić stworzenie jedynie manifestujące swą obecność w tym świecie. I bynajmniej nie chodzi o broń na duchy.
Jun uniósł brew najwyraźniej nie do końca przekonany jej wyjaśnieniami, jednak porzucił drążenie tematu. - Co do miecza, to nie będzie to takie łatwe... a powiedział bym nawet niewykonalne. Widzisz każda magia ma swoje ograniczenia, nawet moje inżynierskie zdolności... a z tego co twoje mgliste tłumaczenia mi mówią, to ten miecz jest po za moim zasięgiem. -odparł młodzian i uniósł wzrok tłumacząc dalej.- Mogę zbudować coś tylko na znanej już technologi lub takiej którą sam wymyślę. Skrzynka którą Ci dałem bazuje na zwykłej zależności magia- do magi, wysyła ona mały strumień magii, który odbija się od innych aur i wraca do właściciela. Oczywiście ma to swój defekt, bo ktoś sprytny może wyśledzić nas po sygnale tej puszki. -wyjaśnił Jun splatając palce i opierając na nich brodę. - Ale miecz raniący coś czego właściwie nie ma? Ciężko powiązać to z jakąkolwiek technologią. -westchnął chłopak.
Aryuki nachyliła się w kierunku twarzy Juna przyglądając mu się w zamyśleniu, gdy tak się tłumaczył. Po czym gdy skończył, dała mu prztyczka w nos ze słowami.-To jest błędne podejście do tematu. Zamiast się usprawiedliwiać, zacznij kombinować. Zamiast zamartwiać się problemem, szukaj rozwiązania.
Uśmiechnęła się do niego promiennie mówiąc.-Jestem pewna, że jak się przyłożysz to coś wymyślisz. Tylko się nie poddawaj już na samym początku drogi. W końcu jesteś geniuszem.
- Oczywiście, że jestem. -powiedział Jun lekko obrastając w piórka i prężąc dumnie wątłą pierś. - Musze Cię tylko ostrzec... moja magia ma jeden defekt. Każdy wyprodukowany przeze mnie przedmiot ma wadę, której nie mogę zapobiec. Tak jak ta skrzynka, o czym już mówiłem, można ją wykorzystać w dwie strony. Albo ten karabin który stworzyłem w wieży - by strzelać musiał czerpać z mocy magicznej posiadacza. Tak więc nawet jeżeli uda mi się stworzyć miecz, będzie miał on słaby punkt. -wytłumaczył się jeszcze i upił łyk zamówionej kawy po czym spojrzał na Gruma porozumiewawczo i odchrząknął.- A teraz my mamy pytanie do Ciebie... -zaczął powoli,ale brodaty kompan przerwał mu przechodząc od razu do sedna. - Co to za dziwaczny facet w tobie siedzi? Ten którego widzieliśmy w wieży i który zniknął gdy włożył twoje okulary?
Aryuki uśmiechnęła się dodając.-Dopóki znam słaby punkt mego oręża to nie problem. Każdą słabość można przekuć w siłę, każda siła ma swą słabość.
Potem zaś dziewczyna spojrzała na brodatego alchemika pocierając potylicę w geście zażenowania.-To... skomplikowane. Najprościej rzec ujmując, on jest więźniem. A okulary są kłódką do jego więzienia. On jest taki jak Taker i... jednocześnie bardzo się nie lubią.
Alchemikom należało się ździebko prawdy.

- A można wiedzieć kto i dlaczego go w tobie zamknął? -zapytał Grum bez cienia zdziwienia tą nowinką dziewczyny.
-Jakby to ująć.- zamyśliła się dziewczyna, pocierając podbródek.-To był wypadek. W dawnych czasach, on i ja byliśmy... wrogami. I tak jakoś wyszło, może przez przypadkową interwencja Takera... Może były i inne powody. Było wielkie bum i puff... i siedzimy razem. Choć ostateczne więzienie ja wykułam.
Grum ocenił dziewczynę wzrokiem po czym rzekł - Dawnych czasach... to ile ty właściwie masz już lat?- mówiąc to podrapał się po gęstej brodzie.
-Kobietę się o takie rzeczy nie pyta.- wykręciła się od odpowiedzi Aryuki z ironicznym uśmieszkiem na obliczu.
Grum tylko zaśmiał się w odpowiedzi i przez śmiech rzucił. - Oj mała... tajemnicza z Ciebie osóbka. No ale każdy ma swoje sekrety. -dodał i opróżnił jednym haustem swoją kawę, tak że kilka kropelek spłynęło po jego brodzie w wesołym slalomie. - Dobra to chyba ustalone? Najpierw Magnolia, a potem kolejna podróż? Tylko przed tym będziemy musieli zgłosić to radzie... której jak by na to nie spojrzeć jestem członkiem ale mniejsza o to. -zakończył z wesołym uśmiechem i zapytał. - Można tu gdzieś dobrze zjeść?
-Zważywszy na pomoc jaką udzieliliście miastu... hmmm.. pewnie do każdego domu was chętnie zaproszą.- zastanowiła się Aryuki drapiąc po podbródku.-Przenocować jednakże możecie tylko w świątyni. Nie ma w mieście karczmy z pokojami dla gości. To co lubicie jeść?
- Wszystko, byle skwierczące. -stwierdził Grum z szerokim uśmiechem. - Żona w domu faszeruje mnie niemal tylko zieleninką, bo twierdzi że w moim wieku trzeba ograniczać tłuszcze... więc na wyjazdach ograniczam roślinki. -zaśmiał się staruszek zaś Jun pokręcił tylko krytycznie głową po czym wyjął z wewnętrznej kieszeni specjalnie przygotowaną wizytówko-podobną kartkę. - Tu jest lista rzeczy na które jestem uczulony, preferowałbym coś lekkiego najlepiej drób, ale bez ostrych przypraw.- powiedział niczym do kelnerki, a Grum pod nosem skomentował. - Podrywacz pierwsza klasa... tak to se żony nigdy nie znajdziesz. -co sprawiło, że Jun lekko poczerwieniał.
Nie tylko Aryuki usłyszała te słowa, także i kelnerka cichutko podchodząca do stolika.


Włosy miała specyficznie ułożone, splecione w dwa długie warkocze, niczym ogony odcinające się od krótko przyciętej reszty. Strój kelnerki był dostosowany do miejscowej mody, ale nie był w stanie do końca ukryć walorów i atutów jej urody. Słysząc wypowiedź Gruna na temat podrywania, cicho zachichotała, czym zwróciła uwagę Aryuki.
-Pomagaliście w odbudowie miasta, no i przygoda w wieży... Jest o czym opowiadać młodym dziewczętom. A nuż jakąś złapie, jak mu spiszesz opowieść do wyuczenia na pamięć.- rzekła Aryuki i zwróciła się kelnerki.-Aylyn, panu Grumowi słynną dziczyznę w miodzie, a panu Junowi pierś kurczaka z odrobiną ziół i miętą, dla mnie to co zwykle, tylko dwa razy więcej.
Kelnerka dygnęła niczym pensjonarka i szybko obróciła się wokół własnej osi by przynieść zamówione dania.
Zaś Aryuki spytała.-To duża jest ta wasza gildia?
- Cech alchemików to spore ugrupowanie, aczkolwiek ciężko nas nazwać gildią. Jest to w sumie zrzeszenie naukowców którzy pomagają sobie nawzajem w odkryciach, jednak głównie pracują na własną rękę. Oczywiście członkowie mają prawo do korzystania z biblioteki, jak i ich badania są dofinansowywane, a w zamian muszą co rok składać raporty ze swoich prac. -wyjaśnił Jun pokrótce i poprawił gogle przyczepione do czoła.- Oczywiście im wyższa ranga tym więcej przywilejów. -dodał jeszcze zerkając dyskretnie na Gruma, który akurat obrócił się za kelnerką by podziwiać jej tylne partie ciała jak i by zajrzeć do kuchni.
-Brzmi ciekawie. Może tam zajrzę, gdy dojedziemy do Magnolii.- zamyśliła się dziewczyna. Po czym spojrzała po obu alchemikach.-Często organizujecie takie wyprawy, jak ta?
- Takie nie... najczęściej wyprawy są organizowane do innych ośrodków badawczych, albo w jakieś spokojne miejsca. Wiesz obserwacja nowo poznanych gatunków, czy wydobywanie nowego minerału. -zaśmiał się Juna jego kompan dodał. - Takie akcje nie często się trafiają.. a szkoda! Przynajmniej można trochę się rozerwać.
-To mi komplikuje sytuację.- zachichotała Aryuki i spojrzawszy na Juna dodała.-Bo jeśli zdołasz zbudować ów miecz, to będę miała dług wobec waszej gildii... A długi trzeba spłacać.
Jun machnął tylko ręką. - Daj spokój, jeżeli te informacje do których nas zabierasz okażą się ciekawe to nie będzie o czym mówić.
- Też mi Gentelmen. -mruknął Grum robiąc przy tym przesadnie zdegustowaną minę.
-Jest słodziutki, dopóki nie macha tą listą składników.- zażartowała Aryuki.
- Zobaczyłabyś co wyprawia gdy kupuje ubrania, albo gdy jedzie na urlop. -mruknął Grum tak by tylko Aryuki słyszała i puścił jej oko.
-Chyba warto zobaczyć.- zaśmiała się dziewczyna na samo wyobrażenie tych sytuacji. Tymczasem pojawiła się Aylyn i zaczęła przed trójką gości rozstawiać zamówione przez nich dania.
I przy posiłku rozmowa zeszła na trywialne tematy, jak uroki Magnolii, Lasthope, oraz innych miast i miasteczek. Jak się okazało wojowniczka bywała w okolicy tropiąc różnych drobnych bandziorów rabusiów.

Całej grupie pozostało przenocować właśnie w rozległym kompleksie świątynnym. Co nie było w sumie takie złe, zważywszy że to na Aryuki przypadło przygotowanie kolacji. Wikt i dach nad głową za darmo? Kto by się nie skusił.
Później, gdy już goście się najedli i rozeszli po pokojach, Aryuki zaczęła nagabywać Juna. Prośba i pochlebstwami oraz słodkimi minami próbowała wyłudzić “dosłownie na minutkę” kawałek Takerowego kryształu. W zamian obiecując magiczną sztuczkę.
Jun okazał się wyjątkowo twardym orzechem do zgryzienia, ale w końcu uległ.
I dziewczyna po chwili ściskała w dłoni ów skarb. Drobną pozostałość po Takerowej wieży.
-No to czas na magiczną sztuczkę prawda?- rzekł z uśmiechem nieco bladym. Kilka szybkich oddechów i... sięgnąwszy po swojąkatanę zakrzyknęła.-Soulblade: Convert Demon crystal transformation.-
Ostrze katany zaczęło się zmieniać, porastać na oczach Aryuki i Juna kryształem Takera.
Po chwili katana miała zielonkawe kryształowe ostrze, ale...
Dziewczyna zachwiała się lekko.-”Coś jest nie tak.
Broń imitowała cechy wszystkie kryształu, ale powinna podlegać jej kontroli. Nie podlegała. Nie do końca.
-Ssie siły z otoczenia, nadal”- zadrwił Głos.-”Nie doceniasz nas. Z Takera też ssał zapewne, lub … miał jakieś zabezpieczenie przed tym chroniące.
Aryuki rzutem podała zdobyty kawałek Junowi i wykonała kilka szybkich zamachów. Oręż rzeczywiście ssał, ale nie z racji swej wielkości w ograniczony sposób i nadal... byłby użyteczny.
-Jun potrafisz zbudować, pochwę która izolowałaby całkowicie ostrze od otoczenia?-spytała dziewczyna. Zaskoczony jej pokazem Jun przez chwilę się nie odzywał, z czego skorzystał Głos.”-Chyba nie zamierzasz zatrzymać tej broni ?! Takie zabawy przyciągną uwagę Takera!!
-No i ?”- zdziwiła się jego zachowaniu Aryuki.-”Chyba lepiej zmusić go by przyszedł do nas, niż ganiać za nim po całym kontynencie. A ta katana może się okazać dziką kartą, podczas kolejnych walk.
Jun w tym czasie potwierdził, że jest w stanie.
-To zrób, jak najszybciej.- rzekła dziewczyna dotykając dłonią ciała i...- Soulblade: katana-
wyciągając kolejny oręż ze swego ciała.
Alchemik wydawał się tym procesem zafascynowany, choć dziewczyna nie widziała w nim nic niezwykłego. Niemniej spędziła trochę czasu na wyjaśnianiu mu podstaw swej sztuki, skoro taką zapłatę zażądał za pochwę do specjalnego oręża dziewczyny.

A potem... okazało się że późnym wieczorem w sali treningowej nadal pali się światło.
Jak się okazało, Lao nadal trenował. Chyba wziął sobie opowieści dziewczyny na temat zagrożenia do serca.
Dziewczyna weszła do sali i przez chwilę przyglądała się działaniom włócznika.


Wreszcie rzekła z uśmiechem.
-Jeśli chcesz... możemy... no... potrenować razem.- rzekła tak jakoś niemrawo i dość cicho.
-Z chęcią. Sprawdźmy co dał mi dzisiejszy trening.- odparł z uśmiechem Lao stając w postawie bojowej i czekając aż się dziewczyna przygotuje.
Ta ujęła katanę w dłonie i sięgnąwszy po swą moc, rzekła.-Zaczynaj. Atakuj.
Zaatakował, dość szybko ale i lekko oraz ostrożnie. Niepewny możliwości dziewczyny i nie chcąc ją zranić nie wyprowadził silnego ataku. Zbiła jego cios lekkim niemalże drwiącym uderzeniem katany, podobnie kolejny i następny.
A on zaczął atakować coraz szybciej i pewniej, wiedząc już że dziewczyna nie da się łatwo trafić.
Szybko się okazało, że włócznikiem błyskawicznie dostosowuje taktykę do przeciwnika. Jego ciosy były coraz bardziej podstępne i trudniejsze do sparowania. I Aryuki wkrótce musiała przyspieszyć swe ruchy. I wtedy nagle kontratakowała, szybko przeszła pod blokiem Lao i płazem katany trafiła go w ciało.
By ponownie przejść do defensywy i z trudem, ale jednak blokować ataki włócznika.
Na kolejny jej nagły kontratak, był już przygotowany. Tym razem końcem włóczni zdołał prawie zablokować cios dziewczyny, która ponownie ustawiła się w pozycji defensywnej.
Za trzecim razem, chwycona za końcówkę włócznia została przez niego wprowadzona chaotyczny trudny do przewidzenia ruch. A co gorsze... bardzo szybki. Mimo przyspieszonego poruszania się Aryuki nie zdołała dosięgnąć Lao.Drzewce włóczni z impetem uderzyło ją w bok, sprawiając że straciła równowagę i wybita w bok upadła na podłogę sali treningowej.
-To bolało. Będę miała siniaki.- wyburczała cicho wstając powoli z podłogi i uznając, że na dziś trenowania już wystarczy.
Lao zaś zaśmiał się serdecznie i rzekł.-Całkiem nieźle sobie radzisz z tym mieczem. Przyznaję że masz spore umiejętności.
-Miałam dobrego nauczyciela... i sporo okazji do treningu. Twoje umiejętności są również imponujące.-odparła dziewczyna.
-Chętnie kiedyś powalczyłbym z tobą na poważnie.- odparł z uśmieszkiem włócznik, a Aryuki dodała z uśmieszkiem.-Może kiedyś... Przemyślę to.
Nie była pewna, czy walka na serio byłaby dobrym pomysłem. Przy stosowanych przez nich sztuczkach... jedno z nich mogłoby nie przeżyć tej walki.
Na razie jednak spakowawszy ubrania i potrzebne rzeczy, Aryuki szykowała się spać, by jutro zmierzyć się ze swoim odwiecznym wrogiem. Ze strachem jaki wywoływały w niej pociągi, zwłaszcza huki i gwizdy wjeżdżającego na stację parowozu powodowały u niej stan bliski paniki.
Dziewczyna nie lubiła jazdy pociągiem, a wyglądało na to że czeka ją dużo jazdy tymi środkami lokomocji.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 13-08-2012 o 21:43.
abishai jest offline  
Stary 14-08-2012, 16:24   #108
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Andher


Mapa ofiarowana przez klauna o dziwo była całkiem normalna I dokładna. Nie wygrywała melodyjek, oraz nie strzelała serpentynami na lewo i prawo. Zaś wskazywała na miejsce całkiem niedaleko, jakieś parę dni marszu w głąb lasu.
Czy Sugetsu dla tego zamknął go w tej okolicy? Czy już rok temu chciał wykorzystać kapelusznika do walki z Białym Królem? Tego czarny mag mógł tylko się domyślać, tak jak i innych rzeczy na temat mistrza klaunów.
Mapa zdradzała tez położenie małej osady w głębi lasu, co pozytywnie rokowało na przyszłość, bowiem zapasy Andhera i Crony były dość szczupłe, a w sakiewkach jednak tkwiło sporo klejnotów sprzed ponad roku.
Nie było więc po co zwlekać, bowiem by dotrzeć do miasteczka przed wieczorem dwuosobowa wyprawa musiała narzucić niezłe tempo.


Aryuki


Kiedy nastał ranek dziewczyna wstała jako pierwsza… a przynajmniej tak się jej wydawało, bowiem szybko zdała sobie sprawę, że po za głośnym chrapaniem Gruma słyszy jeszcze odgłosy treningu. Cichutko wyślizgnęła się przed świątynie by odkryć że to Lao od rana trenuje swój kunszt. Wschodzące słońce oblewało swym blaskiem jego gołą i pokrytą kropelkami potu pierś, a mięśnie pracowały z całych sił, gdy wymachiwał włócznią w tylko sobie znanym rytmie.
A głosik w głowie szydził i wywoływał rumieńce na policzkach swymi dość bezpośrednimi docinkami.
Nie łatwo było żyć z demonem w głowie mając siedemnaście lat.

~*~

Gdy wszyscy zjedli już przygotowane przez dziewczynę śniadanie (na które Jun ponarzekał, Grum spałaszował dwie porcje, a Lao w milczeniu oddał się posiłkowi) oraz spakowali najpotrzebniejsze rzeczy, nadszedł czas by ruszać w drogę. Nie można było zwlekać, pociągi bowiem nie często jeździły w sąsiednim miasteczku, a spóźnienie się mogło dość mocno utrudnić im zmieszczenie się w terminie jakim narzucała im biblioteka.
Grupa pożegnała się z mieszkańcami, którzy zebrali się u wyjścia z miasteczka, po czym ruszyła w stronę kolejnej przygody. Każdego wiodły inne pobudki, każdy co innego chciał zdobyć na tej wyprawie, komu się to uda – czas pokaże.

~*~

Gdy w końcu grupa dotarła na stację, Aryuki wydawała się być jakaś roztrzęsiona. Rozglądała się nerwowo, a na każdym głośniejszy gwizdek reagowała podskoczeniem. Na czekający na nich pociąg patrzyła zaś niczym na najgorszego wroga.


Dziewczyna musiała pokonać jednak swój strach jak najszybciej, bowiem stalowy pojazd nie miał zamiaru długo czekać. Lao widząc zaniepokojone oblicze wojowniczki z zatroskaną miną zapytał.
- Wszystko w porządku Aryuki?
No właśnie, czy wszystko było w porządku?

Gdzieś

Karoca bez koni i woźnicy pędziła przez las w dobrze sobie znanym kierunku. Biały Król siedział zaś w środku, z lekko uniesioną maską, tak by móc bez problemu jeść trzymany przysmak – kremowe ciasteczko, jedno z jego ulubionych. Nie był zadowolony, by nie powiedzieć, że był wściekły.
Nie dość że obrabowano jego powóz z żywności, to jeszcze w kieszeni zamiast drogocennej kuli odnalazł tylko kamień. Był jednak równie zaciekawiony spotkanymi oponentami co rozłoszczony. Musiał w duchu przyznać że byli nieźle, udało im się przetrwać dość długo a nawet go okraść. Należało ich obserwować, mogli wszak stać się wspaniałymi sługami.
- Zachariuszu. –zwrócił się monarcha do siedzącego naprzeciw Xina.
- Tak mój Panie? –zapytał chłopak wciąż zmienionym głosem.
- Czy jakiś z moich zaufanych jest w okolicy? Chciałbym by odnalazł tamtą grupkę, i odebrał to co m zabrali.- powiedział spokojnie władca dojadając ciastko i ponownie zsuwając maskę, tak by zasłaniała jego twarz.
- Tak mój Panie, jeden z nich jest na tych ziemiach. Mam go wezwać?
- Tak i to natychmiast. –odparł krótko władca, a Xin skłonił się, po czym jego ciało bezwładnie spłynęło na siedzenia, co znaczyło że Zachariusz przeniósł się do innego ciała. Biały Król wyjrzał jeszcze przez okno obserwując drzewa przewijające się za szybą.
- Kiedyś to będzie moje… –szepnął sam do siebie.- Jestem przecież Królem.

Grupa na wyspie.


Magowie, ksiądz i najemnicy ruszyli we wskazanym przez wróżkę kierunku, pozostawiając za sobą Krio i chochlika, który miał doprowadzić rannego do statku. Mężczyzna wyglądał na dość zadowolonego tym faktem, lubił bowiem Chowańca Mortisa.
Grupa dość sprawnie przedarła się przez wyspę potworów, omijając kilka chimer, które żyły sobie własnym życiem by w końcu dotrzeć do małego portu na plaży.
Widać było że to stworzony przez Ogdena mały przyczółek do odbierania egzotycznych zwierzaków. Składał się bowiem głownie z mostów, jak i dźwigów na których wisiał puste klatki, kiwające się od podmuchów wiatru. Stał tu jednak też jeden statek, kiwający się w rytm morskich fal.


Spory żaglowiec, tylko czekający by odpłynąć… a co najważniejsze opuszczony. Najwyraźniej był to jednostka którą przybyli tu członkowie Dark-scar, a Kazu szybko potwierdził to przepuszczenie.
Magowie i najemnicy szybko wzięli się za przygotowywanie statku do odpłynięcia, a Ishir który przebrany przybył trochę później sprawnie im w tym pomógł.
Gdy statek był już gotowy do odcumowania, w końcu pojawił się też Krio w asyście chochlika. Chłopak zabandażowany był od stóp do głów, oraz wieziony przez małego stworka na wózku inwalidzkim, który Chowaniec wytrzasnął niewiadomo skąd i za żadne skarby nie chciał tego nikomu zdradzić.
Wszyscy w końcu byli obecni i gotowi do drogi.

~*~

Gdy statek wypłynął już na pełne morze, Kazu który okazał się niezłym żeglarzem objął stery i oświadczył że do portu powinni dotrzeć w ciągu dwóch dni.
Okazało się też, że członkowie Dark scar trudnili się też korsarstwem, bowiem ładownie były pełne… wszystkiego. Ubrań, jedzenia, klejnotów oraz sprzętów codziennego użytku, tak więc każdy mógł znaleźć dla siebie coś ciekawego.
Przyszedł czas odpoczynku po trudach jakie spotkały magów na bliźniaczych wyspach. Czas refleksji i przemyśleń nad tym gdzie i jak teraz pokierować swój żywot.

Tunele pod ruinami pracowni Ogdena.

Piąty kroczył pod ruinami spokojnym krokiem, co jakiś czas oczyszczając sobie drogę ze skał przy pomocy swych świetlistych bumerangów. Był zadowolony że jednak wrócił, pachniało tu tak jak lubił, śmiercią i strachem, na niektórych kamieniach jeszcze widoczna była świeża krew, zasypanych żywcem bestii.
- Zasłużyli na to. –zachichotał cicho. – Wszyscy tutaj, nie sądzisz? –dodał, zwracając zamaskowaną twarz ku niebu.
Po długim marszu w końcu dotarł tam gdzie chciał. Do dużej ukrytej Sali, w której stały tylko dwie szklane tuby, oraz kilka pulpitów z różnymi przyciskami.


- Zobaczmy czy twoja maszyneria dalej działa staruszku. Komuś należy się urodzinowy prezent. –zaśmiał się pochylając nad dźwigniami.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
Stary 16-08-2012, 00:30   #109
 
Tropby's Avatar
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
Po tym jak Ishirowi udało się szczęśliwie odnaleźć resztę grupy Edgardo zamknął Bramę Duszy i pozwolił Hitodamie odpocząć w zaświatach. Natomiast gdy tylko dotarli do doków uniósł brwi na widok zacumowanego okrętu, będąc pod wrażeniem zdolności wróżbitki Margaret.
- Jasnowidzenie to jednak przydatna umiejętność - zauważył. - Gdyby nie pani pomoc bez wątpienia członkowie Dark Scar dotarliby tu przed nami. Ciekawe czy ten cały Stein nie będzie miał nic przeciwko jeśli pożyczymy sobie jego statek.
Mortis wprowadził na pokład Alicję, po czym zszedł z powrotem na ląd i pomógł Chochlikowi z zaokrętowaniem rannego Krio. Zdyszany takim wysiłkiem chowaniec otarł pot z czoła, po czym gdy pozostali członkowie grupy znaleźli się na pokładzie, stanął pośrodku i wyciągnął przed siebie ręce.
- A teraz przechodząc do waszej kuracji - zaintonował skrzat, po czym zamknął oczy i już po chwili zgromadzeni mogli ujrzeć otwierającą się przed nim szczelinę między wymiarami, która z wolna zaczęła się poszerzać do momentu w którym miała około metr średnicy. Wtedy to przez portal przeszedł dziwacznie ubrany zielony stwór z długą laską.


Zaś za nim wyskoczyły jeszcze dwa chochliki w białych przepaskach i z przewieszonymi przez ramiona torbami w których postukiwało co najmniej kilka tuzinów szklanych bądź też ceramicznych przedmiotów.
- To jest Gup'tag, nasz wioskowy szaman - przedstawił zielonego osobnika chowaniec Mortisa. - A ci dwaj to Razk i Gnarl, jego asystenci. Gup'tag dawno nie miał okazji testować swych umiejętności na ludziach, więc zgodził się wami zająć całkowicie za darmo.
- Dzie hoży? - wycharczał zniecierpliwiony znachor, mrużąc zaczerwienione oczy.
- Tutaj - Imp wskazał palcem na swojego mistrza, który w tym momencie głośno przełknął ślinę.
Gup'tag wraz ze swymi pomocnikami zaczął zbliżać się do Mortisa, który to ze strachem wypisanym na twarzy cofał się do tyłu aż w końcu potknął się i uderzył plecami w nadburcie statku.
- Po namyśle czuję się już lepiej. To tylko małe oparze...
- Ściąga łachy! - nakazał szaman na co dwaj jego asystenci skoczyli na Edgarda i zaczęli go rozbierać z wyraźną wprawą.
- Co wy...!? Zabierać ode mnie łapska! Mówię, że nic mi nie jest!
Razk i Gnarl w mgnieniu oka przywiązali łowcę do nadburcia, pozostawiając na nim wyłącznie bieliznę. Wtedy to znachor pochylił się nad nim, a jeden z jego asystentów podał mu słoik wypełniony bulgoczącą czarną mazią, którą szaman nabrał na dłoń i zaczął rozsmarowywać po ciele pacjenta.
- Właściwie to nie jest tak źle - stwierdził z ulgą Mortis. - Myślałem, że będzie gorzej.
Jednakże chwilę po tym jak szaman skończył aplikować maść, Edgardo poczuł na skórze dziwne łaskotanie, które z minuty na minutę stawało się coraz mocniejsze.
- Co do diabła? Rozwiążcie mnie w tej chwili! - krzyknął rozeźlony łowca, jednak po chwili jego wrzask przerodził się w chichot i mimo iż wierzgał jak oszalały, pętle na jego nadgarstkach okazały się na tyle mocne, że nie było mowy o ich zerwaniu.
- Za połę dnia będzie zdhów - rzekł do Edgarda znachor, po czym podreptał do następnej osoby wskazanej mu przez Impa. Tym razem padło na Alicję.
- Co dolega? - zapytał szaman bezceremonialnie.
- Wyssanie przez sukuba - poinformował go Chochlik Mortisa.
Gup'tag pogrzebał w torbie jednego ze swych asystentów i po chwili wyciągnął z niej garść czegoś co przypominało czerwone wodorosty, które podał dziewczynie.
- Żuje przez dwa dni. Tylko nie połyka, bo wypalić trzewia.
Następnie konował zajął się Kereiem i Ishirem, których rany wpierw pokrył podejrzanie pachnącym śluzem, po czym posypał żółtawym proszkiem który sprawił że lepka substancja błyskawicznie stwardniała tworząc coś na kształt bursztynowego strupa.
- To uszybcić goienie. Odpaść samo gdy rana zdrowa.
Ostatnim pacjentem który pozostał był Krio, jednak jego rany okazały się na tyle rozległe, że Gup'tag nakazał przewiezienie go do jednej z kajut by tam mógł zająć się jego kuracją, co Chochlik Mortisa z chęcią uczynił, pozostawiając swego mistrza wijącego się ze śmiechu na górnym pokładzie.

* * * * *

Następny dzień Edgardo postanowił spędzić na treningu, Mimo iż po wczorajszym dniu mięśnie brzucha bolały go od śmiechu, to kuracja okazała się niedzwyraz skuteczna i gdy zmywał z siebie czarną breję zauważył że oparzenia jakich doznał zdążyły się zagoić. W ładowni statku udało mu się też znaleźć nową koszulę i spodnie, a także nieco broni ćwiczebnej którą zamierzał wykorzystać w dzisiejszym sparingu. Jego partnerem zaś był nie kto inny jak Inkub.
- Jesteś tego pewien? - zapytał demon przechodząc przez portal i stając pośrodku pokładu. Jego prawa ręka spoczywała na temblaku zrobionym z tego samego czerwonego materiału co jego peleryna. - Pamiętasz jak skończyłeś ostatnim razem, prawda?
- Skończ już z tymi przechwałkami. Dobrze wiem, że jesteś silny i dlatego proszę o to ciebie. Muszę być gotowy na niebezpieczeństwa, które będą na nas chychały na drodze do Biblioteki, a może i w niej samej. Coś czuję, że nie tylko my próbujemy ją odnaleźć w tym kluczowym czasie. - Edgardo dobył z beczki miecz o tępym ostrzu przeznaczonym do treningu i wyciągnął w stronę Inkuba. - En garde!
- Tylko nie mów, że cię nie ostrzegałem - rzekł demon wyciągając przed siebie zdrową rękę.
- Nie zamierzasz użyć żadnej broni? - zapytał Mortis, pewniej chwytając rękojeść miecza.
- Na takiego wymoczka jak ty wystarczy mi jedna goła pięść - stwierdził Inkub uśmiechając się pogardliwie.
- Obyś tego nie pożałował - zakończył Edgardo, po czym natarł na swojego przeciwnika.
Łowca uderzył w prawy bok demona, tam gdzie ten nie mógł się bronić, jednak Inkub zręcznym piruetem ominął ostrze i wyprowadził błyskawiczny cios pięścią, która o włos minęła nos Edgarda. Ten zaś ciął nisko po nogach oponenta, który zwyczajnie odskoczył i unikając następnego sztychu mieczem wykonał kopnięcie z półobrotu, które uderzyło w twarz Mortisa i posłało go na deski.
- Jesteś za wolny, żeby mnie trafić. A nawet nie używam Magii Żaru. Z taką szybkością nigdy nie uda ci się pokonać Piątego.
- A czy ktoś o nim wspominał? - odpowiedział Edgardo podnosząc się z ziemi i strużkę krwi wypływającą z ust. - Mam nadzieję, że już nigdy w życiu nie spotkam tego potwora.
- Ha! A od kiedy ty boisz się potworów?
Demon chwycił Edgarda za koszulę i podniósł go jak gdyby ten nic nie ważył, po czym przybliżył swoją twarz do jego, tak że ten niemal czuł na skórze jego parzący oddech.
- Powiedz no, naprawdę nie masz ochoty na rewanż? Ja na twoim miejscu zrobiłbym wszystko żeby go dopaść i sprawić by błagał o swoje nędzne życie!
- Nie - odrzekł Mortis, patrząc w oczy demonowi, jednak po chwili spuścił wzrok. - Żałuję tylko tego, że nie udało nam się uratować porwanych...
- ŻAŁOSNE!!! - ryknął Inkub, ciskając szlachcicem, który uderzył plecami w ścianę nadbudówki statku, łamiąc kilka desek i niemalże się przez nią przebijając. - Z takim nastawieniem nigdy nie staniesz się silniejszy!! I ty śmiesz nazywać się moim mistrzem!? Śmiechu warte!
Edgardo tym razem z nieco większym trudem podniósł się ponownie, rozmasowując obolałą głowę.
- Dalej nie rozumiem o co ci chodzi.
- O to że jesteś ostatnim członkiem tego zasranego rodu, a zachowujesz się tak jakby ci na nim w ogóle nie zależało! Musisz w końcu zacząć walczyć o swoje! Sama odwaga bez przekonań i woli walki zaprowadzi cię jedynie do rychłej śmierci! Widziałem to już wiele razy, ludzi którzy bezmyślnie oddawali swoje życia w imię szczytnych idei. Ale ty masz swoją powinność i musisz o niej pamiętać. Dlatego w imię tego zasranego rodu weź się w końcu garść i pokaż że jesteś godny nieść to brzemię jak prawdziwy mężczyzna, a nie rozpieszczony smarkacz!
- Eh, chyba jednak wolałem cię gdy się przechwalałeś - westchnął Mortis, przybierając bojową pozę. Tym razem jednak na jego twarzy widoczny był nieznaczny uśmiech. - Pokaż na co cię stać, ty kozi łachmyto. Zaraz tak ci skopię rzyć, że z podkulonym ogonem będziesz wracał do swojej zawszonej obory.
- Prawie dobrze - zaśmiał się pogardliwie Inkub. - Ale popracuj jeszcze nad wyzwiskami zanim przystąpisz do następnej walki na śmierć i życie. Inaczej twój wróg może paść ze śmiechu zanim zdążysz go zabić.
Kończąc ostatnie zdanie demon zaszarżował na swojego mistrza, przebijając go przez uszkodzoną wcześniej ścianę.

* * * * *

Tej nocy, gdy zmęczony treningiem Edgardo spał jak zabity, odwiedził go niespodziewany gość. Na ścianie tuż nad jego łóżkiem stała przykucnięta kryjąca się w cieniu postać.
- Wstawaj Edgardo, mam coś dla ciebie - szepnęła, próbując go obudzić, jednak chłopak tylko coś pomruczał przez sen i przewrócił się na drugi bok, zaś wyraźnie tym zirytowana postać wyciągnęła coś z kieszeni i wyrzuciła w powietrze, po czym znikła.
Wyrzucony przedmiot okazał się niewielką kulką, która wybuchła zalewając na moment całą kajutę oślepiającym światłem. To wystarczyło by Edgardo gwałtownie zerwał się z łóżka, odruchowo chwytając za ukryty pod poduszką sztylet.
- Kto tu jest? Pokaż się natychmiast!
W tym momencie, równie błyskawicznie jak znikła, ciemna postać pojawiła się przed łóżkiem Edgarda.


Szlachcic mógł dostrzec, że miała ona na plecach przewieszone dwa miecze i z pewnością była kobietą, zaś po dłuższej chwili udało mu się ją rozpoznać.
- Sukub? - zapytał, przecierając oczy. - Co ty tu robisz o tej porze i dlaczego jesteś przebrana za ninja?
Demonica wzruszyła ramionami.
- Widziałam kiedyś taki film o ninja i pomyślałam, że fajnie by było zostać kunoichi.
- Niepotrzebnie pytałem... więc jeszcze raz, czemu budzisz mnie w środku nocy na dzień przed dopłynięciem do portu?
- Jak już mówiłam, mam coś dla ciebie - Sukub zdjęła z pleców jeden z mieczy i podała go swojemu mistrzowi. - Kowal właśnie z nim skończył, więc chciałam ci go dać najszybciej jak to możliwe.
- Uh, dzięki. Ten miecz wiele dla mnie znaczy. Tylko wydaje mi się, że wygląda jakoś inaczej... - zapytał, wyciągając ostrze z pochwy.


- Ah tak, poleciłam go nieco ulepszyć. Ostrze zostało wzmocnione piekielną stalą, więc powinien być znacznie wytrzymalszy i częściowo odporny na magię, jednak nie wiem czy dasz nim radę parować ciosy Piątego. Poza tym w rękojeści zamontowana jest lakryma o specjalnych właściwościach. Możesz ją wypróbować w swojej następnej walce.
- Cóż, wolałbym gdybyś następnym razem zapytała mnie o zgodę, ale mimo to jestem ci wdzięczny. Tam na komodzie leży sakwa z łupami, które znaleźliśmy na statku. Zapłać nimi kowalowi, a resztę dla mnie przechowaj. Możesz coś sobie wziąć jeśli ci się spodoba.
- Nie ma problemu - demonica wzięła worek i przerzuciła go sobie przez ramię. - Więc... chyba pójdę jeszcze odwiedzić tamtego chłopaczka z kosą. Kerei, tak miał na imię? Może wejdę do jego snu i...
- Dobrze, tylko nikogo więcej nie budź. Jutro czeka nas naprawdę pracowity dzień.
Edgardo wsadził miecz do pochwy, po czym położył się z powrotem do łóżka i nakrył kołdrą.
- Dobranoc - Sukub pożegnała się i złożyła ręce w pieczęć, a następnie zniknęła w chmurce białego dymu.
 

Ostatnio edytowane przez Tropby : 20-08-2012 o 12:28.
Tropby jest offline  
Stary 16-08-2012, 17:34   #110
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Opuszczenie więzienia, w którym niesłusznie spędziło się ostatni rok powinno budzić w Ishirze nieopisaną radość. Tak jednak nie było. Chłopak poświęcił całą swoją uwagę ważniejszym sprawą niż cieszenie się. Bliźniacze wyspy przyniosły mu więcej cierpienia niż tylko niewolę. Wszystkie te wspomnienia zapewnie niejednokrotnie przypomną o sobie w czasie snu. Jeszcze biała wyverna gdzieś się zapodziała w czasie walki ze ślimaczym potworem. Niebieskowłosy w głębi serca miał nadzieję, że uczennica wodnego smoka zajęła się nią. W gruncie rzeczy dziewczyna nie była taka zła jak chciała się wydawać.
Wszystkie rozmyślania, jakim poświęcił się Ishir w czasie przygotowań statku zniknęły, gdy łajba zaczęła płynąć. Mag z Fairy Tail po uleczeniu przez znachora i przeszukaniu ładowni zabrał swoją działkę klejnotów i zaszył w jednej z kajut.

Niebieskowłosy siedział po turecku na podłodze. Unosił się kilka centymetrów nad ziemią. Po jego skórze przebiegały trójkolorowe wyładowania elektryczne. Wszystkie lekkie i nieprzymocowane do niczego, metalowe przedmioty w kajucie unosiły się w powietrzu. Chłopak zajmował się, czym innym. Korzystając ze swej najnowszej umiejętności starał się wykryć wokół siebie jak najwięcej istot. Dzięki temu dowiedział się, że dolny pokład statku jest domem niewielkiej kolonii mysz. W swych ćwiczeniach udawało mu się nieraz ku organizmom żyjącym w wodzie. Były to jednak sukcesy trudne i krótkotrwałe.
Pierwszy dzień podróży upłynął Ishirowi na treningu. Robił jedynie przerwy na jedzenie (którego swoją drogą pochłaniał dość dużo).
Kładąc się wieczorem do łóżka był zmęczony i szczęśliwy. W ciągu dnia nie tylko polepszał kontrolę nad swoimi zaklęciami, lecz również ponownie przyzwyczajał się do władania swym kamiennym młotem. Oprócz tego powrócił do swojego rytuału robienia pompek. Uzyskany wynik nie był zdecydowanie gorszy niż te uzyskiwane w Magnolii, lecz biorąc pod uwagę rok spędzony na chlebie i wodzie i tak był dobry.
Sen nie przyniósł spodziewanych tragicznych wizji. Nie oznacza to jednak, że noc minęła niebieskowłosemu spokojnie.

≈≈≈≈≈

Ishir znowu znalazł się w sali treningowej w swoim umyśle. Tym razem jednak była ona ograniczona ścianami. Naprzeciwko niego stał Gniew. Ubrany tak jak on, zbudowany tak jak on. Można by uznać ich za bliźniaków gdyby nie jeden fakt. Klon miał czarne włosy. Z tego, co elektryczny mag pamiętał włosy też powinni mieć takie same.
- Co zdziwiony moją fryzurą? – Czarnowłosy zdawał się czytać w myślach - Twoja też nie wygląda zbyt… niebiesko.
Na jednej ze ścian pojawiło się lustro, które przyszybowało do Ishira. Chłopak przejrzał się w nim. To, co zobaczył lekko go zaskoczyło. Jego włosy rzeczywiście nie były takie, jakie być powinny. Zamiast tego były białe.
Yin i Yang, biel i czerń, tworzenie i zniszczenie, dobro i zło. – głos Gniewu był niezwykle poważny. Zniknęła z niego kpina. – Wiele jest nazw dla określenia tego, czego jesteś światkiem. Jesteśmy swoimi przeciwnościami. Ja jestem Czarny. Ty jesteś Biały. Tylko na jak długo?
W czasie wypowiadanie pytanie nie tylko uśmiech zagościł na ustach mówiącego. Włosy Ishira (mag mógł dostrzec to przy pomocy lustra, które w dalszym ciągu uparcie wisiało przy nim w powietrzu) stały się czarne.
- Twoja klątwa się aktywowała. Musisz z nią żyć. Tak jak każdy przed tobą. Biały lub Czarny. Gdy nadejdzie czas, kim zostaniesz?
Wszystko wokół rozbłysło oślepiającym światłem.


≈≈≈≈≈


Ishir otworzył oczy. Siedział wyprostowany i spocony nas swoim łóżku. Szybko zerwał się z niego i podbiegł do wiszącego na ścianie lustra. Omal nie krzyknął. Jego włosy były śnieżno białe. Uszczypnął się w policzek. Zabolało. To nie był sen. Chłopak odwrócił się od lustra. Wzrokiem poszukał swoich ubrań. Część z nich była niebieska. Może to tylko wina jego wzroku… Zobaczył swoje ciuchy. Miały takie same kolory jak wczoraj. Nie myśląc wiele chłopak sięgnął po Ostrze Gromu.
Ktoś był w tym pokoju w czasie gdy spałem?
Nikogo nie było.
Elektrycznego maga nie zdziwiło specjalnie skąd broń mogła to wiedzieć. W normalnych okolicznościach pewnie zastanowiłby się nad tym. Obecne okoliczności nie były normalne.
Młodzieniec znowu spojrzał w lustro. Włosy w dalszym ciągu nie zamierzały być niebieskie. Teraz dostrzegł coś, co zszokowało go jeszcze bardziej. Jego tęczówki również były białe. Z tego, co kojarzył zawsze miał brązowe oczy…

Zszokowany ubrał się pośpiesznie. Starannie zaczesał włosy do tyłu i schował pod kapturem bluzy, którą dzień wcześniej wziął z ładowni. Upewniwszy się, że żaden kosmyk nie wystaje Ishir opuścił kajutę. Chciał sprawdzić czy coś takiego przytrafiło się tylko jemu. Nie brał nawet pod uwagę tego, co usłyszał we śnie. To nie było zbyt przyjemne. Szybki spacer po pokładzie przeraził maga. Zarówno Kazu, który dzielnie sterował statkiem jak i ksiądz, który podziwiał morski krajobraz włosy mieli takie, jakie mieć powinny. Białowłosy młodzieniec powrócił szybko do swojej kajuty. Zatrzasnął drzwi i osunął się na podłogę. Cały drżał.
– Uspokój się. Tylko spokojnie. – powtarzał sobie wstając – [i]Może ci się przewidziało? Lepiej sprawdź. Rano umysł lubi płatać figle. [i/]
Ponowny rzut oka w lustro udowodnił, że o pomyłce nie było mowy. Tym razem słowa nie wystarczyły, by się uspokoić. Ishir wspomógł się niebieską elektrycznością…

Nie krzyknął jedynie dzięki uspokajającym właściwością swojej magii. Oczy i włosy zmieniły kolor na ten, którego była elektryczność. Ishir nie myśląc długo zaczął po kolei sprawdzać dostępne wersje swej mocy. Żółta i czerwona dały taki sam elekt jak niebieska. Kombinacje z resztą też. Oczy i włosy za każdym razem przybierały odpowiednią barwę. Gdy magia nie była używana stawały się białe.
Ishir ze zrezygnowaniem opadł na łóżko. Coś się z nim stało. Nie wiedział co. Ale znał „osobę”, która wiedziała.
Poraź mnie prądem. Tak bym stracił przytomność. ” – polecił Ostrzu gdy ścisnął je w dłoni.
Jesteś pewien, że to dobry pomysł? Nie możesz z nim porozmawiać tak jak w czasie wędrówki przez tunel?
Wtedy to on odezwał się do mnie. Teraz w ogóle go w sobie nie wyczuwam a nie mam zamiaru go przywoływać przy pomocy czaru.
No dobra. Jak chcesz. Twój wybór.
Impuls elektryczny, jaki przebiegł po ciele chłopaka był krótki. Nie bolał tak jak powinien boleć ani nie wywołał zapachu spalenizny. Albo tak się tylko Ishirowi wydawało…

≈≈≈≈≈

Stał w sali treningowej. On był naprzeciwko. Miał czarne włosy. Tak jak we śnie.
- Nie mówiłem Biały? – Gniew zaśmiał się drwiąco – Klątwa już działa. Nie uchronisz się przed nią. Tak samo jak tamci.
- Jaka klątwa?! Jacy tamci?! Coś mi zrobił?!
Ishir nie panował nad złością. Miał zamiar podbiec i bić. Nie zrobił tego jednak. Musiał znać odpowiedzi. A walka nie skończyłaby się po jego myśli.
– Może się pohamuj. Nic ci nie zrobiłem. To tylko i wyłącznie wina twojego pochodzenia. – drwiący uśmiech nie znikał z twarzy.
– Przestań pieprzyć! Mów, co mi jest!
– O widzę, że ktoś tu przeklina. Nieładnie, nieładnie. Znasz zasady. Pokonaj mnie a ja będę mówił. Chociaż jeśli ci zależy możemy zrobić to inaczej. – Czarnowłosy zamilkł na chwilę. Bawił się napięciem. – Za każdy celny cios o odpowiedniej sile odpowiem na jedno twoje pytanie. Co ty na to?
Ishir momentalnie ruszył do ataku. Pomimo, że ciosy wyprowadzał szybciej niż ostatnio Klon był zawsze pół kroku do przodu. Była to przewaga wystarczająca by unikać pięści przeciwnika i wyprowadzić samemu kontry. Spotkanie pięści Gniewu z brzuchem elektrycznego maga zakończyło się lotem tego drugiego, wbiciem się na kilka centymetrów w ścianę oraz lądowaniem z cichym jękiem na podłodze.
Radzę ci unikać moich ciosów. Twój umysł sprawi, że będziesz je odczuwał, jako zadane prawdziwemu ciału. – w głosie Czarnego dało się słyszeć zadowolenie. – Umrzeć tutaj też odradzam. Ciało pozostawione w wiecznej śpiączce chyba nie jest przyjemne.
Szyderczy śmiech dotarł do uszu białowłosego. Ten podniósł się z ziemi. Pomimo bólu zacisnął pięści i ruszył do ataku. Jeden cios wystarczył, by znowu wylądował na podłodze po wcześniejszym spotkaniu ze ścianą.
- Czyżbyś dzisiaj nie pyskował? – czarnowłosy zaczął się zbliżać do swojej ofiary – Cóż to się stało?
Gniew wyprowadził kopnięcie w brzuch leżącego. Noga nie dotarła jednak do celu. Została złapana przez Ishira, który wykręcając się w sposób grożący skręceniem karku kopnął Klon w dość czułe miejsce. Później już tylko wystarczyło wstać, mocno szarpnąć i elektryczny mag rzucił swoim przeciwnikiem w ścianę, zamieniając ją przy okazji w stertę gruzu, która pokryła Czarnego.
Elektryczny mag z trudem ustał na nogach odsuwając się na znaczną odległość od gruzowiska. Do jego uszu ponownie dobiegł śmiech. Tym razem miał w sobie nutkę szaleństwa. Gniew bez specjalnych problemów wydostał się spod pozostałości ściany.
– To było niezłe. W nagrodę odpowiem na trzy pytania. Pomyśl jednak nad nimi. Za niedługo odzyskasz przytomność.
– Co mi się stało? – zapytał bez zastanowienia białowłosy.
– Jak już mówiłem klątwa. Rodzinna przypadłość. Aktywowana w dniu osiemnastych urodzin. Daje ci możliwość używania kilku kolorów elektryczności. Każdy kolor ma własną cechę, umiejętność i unikalny czar. Tak jak czerwona elektryczność. Wściekłość i dodatkowe obrażenia, jako cecha, wyczuwanie przeciwników, jako umiejętność, Nulla Fulgur, jako czar. Dodatkowo masz dostęp do tego miejsca. Nie jest to bezpośrednio część twojej świadomości, chociaż w niej się znajduje. Od dzisiaj nie musisz tracić przytomności by tutaj trafić, zwykła medytacja wystarczy. Będziesz mógł tutaj walczyć ze mną lub trenować bez obawy o uszkodzenie ciała. Wszystko pozostanie w twoim umyśle. Jednak musisz pamiętać o tym, co ci mówiłem, gdy otrzymałeś pierwszy cios. Walka ze mną da szybsze efekty, samotny trening będzie bezpieczniejszy.
– Kim jesteś? – drugie pytanie padło niemal tak samo szybko jak pierwsze.
– Gniew, Klon, Czarny… Zwij mnie jak chcesz. Jestem twoją mroczną wersją. Nie tylko twoją. Towarzyszę twojej rodzinie od pokoleń. Jestem waszą siłą i przekleństwem. Czymś, z czego powinniście być dumni jak i się wstydzić. Gdy nadejdzie odpowiedni moment dostaniesz szansę uwolnienia się ode mnie. Od ciebie będzie zależeć czy zostawię ci wtedy siłę, śmierć czy przejmę nad tobą całkowitą kontrolę.
Trzecie pytanie padło po dłuższej chwili milczenia. Zdecydowanie też nie było tym, które Ishir chciał zadać.
- Czego mam szukać w Bibliotece by zdobyć informacje… o mnie samym?
– Tego dowiesz się jak będziesz na miejscu. Bez żadnej walki ze mną. – Czarny uśmiechnął się (gdyby to było możliwe można by powiedzieć, że w sposób przyjacielski). - No a teraz znikaj stąd. Pora się budzić.

≈≈≈≈≈

Osiemnaście lat. Przez to całe zamieszanie zapomniał, że dzisiaj ma urodziny. Ostatnie, jakie miał „świętował” w niewoli. Teraz mógł to zrobić na wolności. Nie zamierzał jednak tego robić. Nie było się, z czego cieszyć. Każdy kolejny rok był dla Ishira jak porażka. Chciał stać się silny a jedyne, co osiągał to kolejni wrogowie i przegrane walki. Nawet do końca nie znał samego siebie. Nie zamierzał jednak się poddać. Chciał iść naprzód ku zrealizowaniu swoich pragnień. I teraz dzięki rodzinnej klątwie dostał możliwości by to osiągnąć. Do nowego wyglądu można było się przyzwyczaić. Co prawda zdradzał on, jakiej elektryczności będzie się używać, lecz żaden z wrogów maga nie znał dodatkowych właściwości kolorowej mocy. Pozostawało jeszcze sprawdzenie czy zdolność wyczuwania wrogów również zmienia kolor. Chłopak zamknął oczy skupiając się na biciu swojego serca. Gdy spojrzał w lustro ucieszył się. Jego włosy pozostały białe, jedynie oczy zmieniły kolor na czerwony.
- Nie jest źle. – powiedział sam do siebie. – Tylko ciuchy się zmieni i będzie dobrze.

Jak powiedział tak zrobił i po chwili grzebał już wśród sterty rzeczy w ładowni. Szukał czegoś pasującego do jego nowego, naturalnego koloru włosów (które obecnie dzięki użyciu odpowiedniej elektryczności były niebieskie). Oprócz odpowiedniego ubrania znalazł też kilka dodatków do stroju. Gdy tylko wrócił do kabiny przebrał się. Jeden rzut oka na odbicie przekonało go, że wyglądał zdecydowanie lepiej.



Teraz pozostało jedynie czekać cierpliwie na dotarcie do portu. By później udać się do Biblioteki. Miał już stworzoną listę pytań, na które odpowiedzi będzie szukał, gdy już tam dotrze. Musiał ją jednak poszerzyć o nowe i najważniejsze dla niego pytanie. Kim lub czym był…
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:23.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172