Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-08-2012, 21:19   #111
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Oczywiście że obserwowała go tylko po to, by przyjrzeć się jego umiejętnościom. Nie było żadnych innych powodów. Żadnych!
Tak sobie w myślach powtarzała Aryuki idąc traktem w kierunku następnego miasteczka.
Tylko dlatego podpatrywała Lao... to znaczy jego trening.
Pożegnanie z mieszkańcami trwało krótko, podobnie jak prezentacja mechanicznej osłony na katanę z kryształu. Rzeczywiście dobrze izolowała, błyskawicznie dało się wydobyć katanę z owego ochronnego kokonu. Trochę kłopotu sprawiało jedynie spakowanie broni z powrotem.
Ale to detal.
Aryuki niosła obie katany, na ramieniu jedną zabezpieczoną przez przez Juna. A w dłoni zwyczajną katanę owiniętą i zasznurowaną. Tak by wyglądała na zwykły pakunek. A ona sama na zwykłą dziewczynę.
Resztę jej ekwipunku niósł Lao, który się upierał by jej nie przeciążać nim.
A ona na razie pozwalała mu na ten rycerski gest. Przynajmniej do czasu dotarcia do następnego miasteczka.
Potem sama zamierzała nieść swoje brzemię.

Szła przodem, w końcu była przewodniczką tej małej ekipy. Szła przodem słysząc za sobą tyrady Gruma o odmładzających właściwościach przygód i o starych dobrych czasach i ciągłych narzekań Juna nie przywykłego do takiego rodzaju wysiłku fizycznego i do wędrówek.
Nie słyszała tylko Lao.
Więc obejrzała się za siebie i dostrzegła ich.


Byli dość daleko od niej, a milczący Lao zamykał pochód.-Hej, mniej gadania. Więcej przebierania nogami. Mamy pociąg do złapania w Goldwater.

Pociąg...
Odkąd sięgała pamięcią nie cierpiała pociągów. Lokomotywa była dla niej jak pradawna bestia, metalowy behemot z hukiem i gwizdem przeszywającym ciało niczym sztylety. Był to irracjonalny lęk, ale silnie w niej zakorzeniony. Gdy tylko pociąg zaczął wjeżdżać na dygotała niczym w febrze. Z trudem próbowała zapanować nad odruchem, by zakryć sobie uszy dłońmi, gdy wjeżdżał na stację.
Czemuż nie mogli jechać dorożkami?!
Znała odpowiedź na to pytanie. Nie mieli czasu.
- Wszystko w porządku Aryuki? - znaczenie słów Lao nie dotarło do niej. Ale głos... sam dźwięk głosu już tak.
Odruchowo przytuliła się do włócznika wywołując na jego rumieniec i zaskoczenie. Wywołała przy tym jednoznaczne komentarze nie tylko Głosu, ale i Gruma oraz Juna. Trwała tak przez kilka chwil, po czym odsunąwszy od mężczyzny się wymruczała ze wstydem.- Ja... Ja po prostu bardzo nie lubię pociągów. Bardzo.

Do pociągu weszła czując już ciężar swego plecaka, który zresztą nosiła przy sobie odkąd dotarli do granic Goldwater. Miała w tym plecaku wszystko co potrzebne, ubrania (dużo ubrań), takerową deseczkę, granaty dymne, wędkę i kilkanaście innych drobiazgów.. a pod nim upchniętą głęboko kulę. Umieszczoną zresztą tak, by uwierała Aryuki w plecy podczas noszenia plecaka. Ta niewygoda jednak była zamierzona. Dzięki niej, zawsze zauważyłaby kradzież owego przedmiotu... o którym zresztą nie powiedziała ani alchemikom, ani Lao. Uznała bowiem, że lepiej aby nie wiedzieli.

Jazda pociągiem była tym, co Jun lubił najbardziej. Inżynier alchemików niemal trajkotał próbując przekonać Aryuki do tego cudu technologii jakim była lokomotywa. Że to bezpieczny środek, transportu, wygodny, i tak dalej...
Dziewczyna słuchała tego jednym uchem. Jej niechęć do pociągów bowiem nie miała racjonalnych podstaw, była całkowicie instynktowna i podświadoma. Była jak odraza kota do wody.

Gdzieś podczas tej jego tyrady...

Olbrzymia forteca. Opuszczona forteca.
Mury zbudowane nie z cegieł, a z zegarów.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=PL_B3Bzka_8[/media]

Aryuki fascynowały zegary. Artyzm ich wykonania, poruszający się w nich mechanizm.


Poruszające się wskazówki, wygrywane przez nie kuranty. Czasem żałowała, że nie jest córką zegarmistrza. A teraz wędrowała spojrzeniem po ścianach składających się z dużych zegarów. Spoglądała na wahadła wprawione w ruch, wskazówki wędrujące jednostajnie po tarczy.
Tik, tak, tik, tak...
Była w twierdzy zbudowanej z zegarów. Była sama w korytarzu twierdzy. Pozostało więc iść korytarzem, by dojść do celu. Jakimkolwiek on był.
Celem okazały się drzwi. Wielkie drewniane wrota przez które spokojnie mógł przejść kolos. Drzwi które ona otworzyła bez trudu.
Drzwi prowadzące do wielkiej sali pełnej zegarów. Sali ze stojącym na środku dwumetrowym lustrem w srebrnej oprawie.
Ruszyła w jego kierunku nie wiedząc czego właściwie się spodziewać.
Lustro nie odbijało tego miejsca. Nie było widać dziwacznej podłogi ze wskazówek, nie było widać zegarów których odmierzanie czasu wypełniało ciszę jednostajnym dźwiękiem.
Tylko szarą przestrzeń.
W lustrze nie było dobrze jej znanego odbicia. Jej własnej twarzy w okularach.
W lustrze była ona.


Wysoka wojowniczka w złotej zbroi, która wydawała się być jej drugą skórą. Uśmiechnięta wojowniczka o szarych oczach i podobnej barwy gęstych włosach.
Piękna...
Starsza...
I znana dziewczynie. Aryuki w zamyśleniu dotknęła lustra jakby próbując się upewnić, że to jej odbicie. Nie było. Obraz w lustrze nie powtórzył jej gestów, co wywołało u Marai smutek. Przymknęła oczy, czując jak zbierają się w nich łzy.
Nagle usłyszała cichy szept.- Oddawaj...
Zaskoczona spojrzała na lustro. Postać w nim zmieniła się. Skóra sczerniała, oczy stały się czerwonymi jamkami pełnymi nienawiści. Paznokcie zmieniły się w szpony, a zęby w kły.
Kobieta potwór wynurzyła się nagle z lustra i zacisnęła łapy na gardle zaskoczonej dziewczyny sycząc niemalże.- Oddaj moje życie.
A Aryuki zaczęła walczyć o oddech słysząc ciągle w uszach. -Oddawaj moje życie.

Przebudziła się nagle, wpatrując się zaskoczonymi oczami w potrząsającego ją Lao.-Wszystko w porządku? Zasnęłaś podczas wykładu Juna o pociągach. Nie tylko ty zresztą...
Spojrzenie włócznika spotkało się na moment z urażoną miną Juna.
-To był tylko sen. Koszmar. -rzekła do siebie cicho.
“-I szkoda że go nie widziałem. Musiał być zabawny.”- rzekł złośliwie Głos, który do snów dziewczyny nie miał dostępu. I musiał się wtedy zadowalać czuwaniem w jej ciele na jej bezpieczeństwem.
-Wszystko w porządku. Już mi lepiej.- rzekła szybko wojowniczka bardziej kuląc się na swoim siedzeniu. I mocniej obejmując katanę owiniętą materiałem. -To tylko koszmar był.
Sięgnęła do kieszeni wydobywając stamtąd zegarek kopertowy. Otworzyła kopertę i wsłuchując się w graną melodyjkę spoglądała przez okno jadącego pociągu.
Jun mógł sobie mówić co chciał, ale dla niej... lokomotywy to samo zło.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 17-08-2012 o 18:33. Powód: poprawki
abishai jest offline  
Stary 23-08-2012, 14:17   #112
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Aryuki


Mimo usilnych prób Juna, dziewczyny nie udało się przekonać do wspaniałości pociągów. Mimo długiej podróży, wciąż pozostawały one stalowymi potworami, wynalazkiem nowych czasów, który według wojowniczki po za możliwością szybkie transportu nie wnosił do nich niczego pożytecznego.
Nie dziwne więc było to, że młoda dziewczyna wysiadła z maszyny niemal w podskokach z wesołą melodyjką cisnącą się na usta. Lao jak zawsze milczący od razu ruszył załatwić bilety na jutrzejszą podróż, bo jak to się mawiało przezorny zawsze ubezpieczony.
Grum i inżynier natomiast oświadczyli, że ruszają do siedziby swego cechu zdać raport.
- Jak by co powiedz, że mnie znasz.- stwierdził wesoło staruszek rzucając Aryuki medalion, pozwalający na wejściem do siedziby alchemików. – Wtedy dostaniesz dobrą kawę i od razu zabiorą Cię tam gdzie będziesz chciała. No i nie zapomnij wpaść w porze obiadowej, przedstawię Cie swojej żonce. - zaśmiał się jeszcze krasnolud rubasznie i waląc Juna w plecy ruszyli w stronę miasta.
Tym samym zostawiając Aryuki sam na sam z Lao… no i głosem który nigdy nie opuszczał jej na krok.
Włócznik natomiast szybko zakupiwszy bilety na jutrzejszą podróż podszedł do dziewczyny i z uśmiechem rzekł. – To co idziemy?- po czym chwytając dziewczynę pod ramię ruszył z nią w stronę miasta.
Nikt z przybyłej do miast czwórki nie zwrócił jednak uwagi na osobnika w długim prochowcu który siedział na peronie czytając gazetę. Na głowie miał malutką czapeczkę pasującą bardziej do togi profesora, niż do ubierania na co dzień. Zresztą gdy opuścił gazetę by odprowadzić Aryuki i Lao wzrokiem, okazało się, że to nie czapeczka jest najdziwniejszym elementem jego osoby. Jego twarz była bowiem… bardzo specyficzna…



~*~

Magnolia tętniła życiem mimo młodej jeszcze godziny. Kupcy rozkładali swe kramy, większe sklepy otwierały swe drzwi z dźwiękiem miłego dla ucha dzwoneczka, a ludzie gnali by zrobić szybkie zakupy przed pracą. Całego klimatu dopełniała grupka bardów którzy rozstawieni przy miejskiej fontannie wygrywali coraz to nowe melodie licząc na to, że ustawiony kapelusz zapełnią jakieś klejnoty.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=r6MC1j0Y-4Y&feature=related[/MEDIA]

Miasto działało swym rytmem, a młoda wojowniczka musiała przyznać, że jest to rytm bardzo szybki, taki który znała z dawnych dworów królewskich. Ludzie niczym służba w tylko sobie znanych sprawach przepychali się ulicami, a sieć miejskich zaułków i dróżek przypominała istny labirynt.
Zdawało się, że w mieście nie ma rzeczy której nie dało by się kupić. Sklepy z ubraniami, miksturami, bronią i magicznymi drobiazgami rozstawione były ciasno przy sobie w wiecznej walce o klienta.
Może warto było zrobić małe zakupy przed dalszą drogą?

Dwa główne cele przybycia dziewczyny do miasta nie były trudne do zlokalizowania. Gildia magów z Fairy tail, górowała bowiem nad otaczającymi ją budyneczkami.



Przypominająca dwór możnowładcy, siedziba jednej z najpotężniejszych gildii w całym Fiore. Z wnętrza budynku dobiegała wrzawa, śmiechy i odgłosy nie zawsze trzeźwych śpiewaków. Kilku zaspanych jeszcze członków organizacji dopiero wkraczało do budynku przez główną bramę. Był wśród nich nawet Elfman, jeden z bardziej znanych członków Fairy Tail.


Który wyraźnie gdzieś się spieszył, czy warto było go zaczepiać by zadać kilka pytań?

A może lepiej było najpierw zacząć od odwiedzin w wieży alchemików, której potężna konstrukcja widoczna była nad dachami domostw Magnoli.


Z budynku w przeciwieństwie do siedziby wróżek, dało się słyszeć ciągłe wybuchy, a z okien wylatywały kłęby różnokolorowego dymu. Widać wieża alchemików nigdy nie spała, a eksperymenty trwały tam cały czas. Jun i Grum już zapewne byli w środku składając raport ze swej misji do kryształowej wieży, tak więc z dostaniem się do środka nie powinno być problemów.
Zegar tykał, teraz Aryuki musiała dobrać trasę dla wskazówek.

Andher

Kapelusznik wraz ze swą różowowlosa towarzyszką, długo nie zabawił w miasteczku. Zrobił najpotrzebniejsze zakupy, wyspał się i z samego rana wyruszył wraz z Croną w stronę gdzie według mapy miała znajdować się brama do teleportacji.
Podróż nie była łatwa, dla nieprzywykłego do ciężkich szlaków turystycznych maga. Galązki czepiały się płaszcz, a buty nie wiele pomagały gdy nadepnęło się na jakiś ostry kamień, albo gdy noga po kolano zapadała się w śmierdzącym bagnie. Crona radziła sobie zdecydowanie lepiej, aczkolwiek nie przegapiła kilku okazji by celowo się potknąć, tylko po to by Andher ją złapał. Dziewczyna ostatnimi czasy zresztą zrobiła się o wiele śmielsza, kilka razy nawet musnęła niespodziewanie palce dłoni czarnego maga swoimi, zachęcając by ten zrobił to samo.
Romantyczny spacer na bagnach powinien zostać wpisany do kanonu najdziwniejszych randek… który o dziwo jakoś działał na Crone. Kto zrozumie kobiety?

Po kilku dniach ciężkiej drogi, gdy błoto i wszelkiego rodzaju malutkie leśne stworzonka były w butach bardziej normalne niż skarpetki, dwójka magów dotarła do miejsca które wskazywała mapa.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=KrB9kR81mI8[/MEDIA]

Była to malutka jaskinia, ukryta wśród zarośli, Andher był pewny, że gdyby nie mapa na pewno by ją przeoczył. Wejście było tak ciasne, że trzeba było się doń wczołgać po kolei. Tak więc czarny mag, niczym szukający magicznej króliczej nory odkrywca, na brzuchu począł przeć przed siebie, by dotrzeć do zapomnianego miejsca.
Z każdą chwilą przestrzeni robiło się jakby mniej, a po chwili Andher zdał sobie sprawę, że nie jest wstanie się już cofnąć, bowiem przejście za jego plecami było wielkości główki od szpilki. Magia miała plusy i minusy, w tym przypadku oddzieliła maga od Crony, co wcale nie było pocieszające.
Jednak jeszcze mniej napawało optymizmem to co zobaczyły ukryte w mroku tunelu oczy Andhera.



Doczołgał się on bowiem do olbrzymiej Sali całej wypełnionej schodami. Przecinały się one, były wywrócone do góry nogami, przeczyły grawitacji i fizyce, ale jednak tu były. Najwidoczniej droga do strażnika bramy nie miała być taka prosta, teraz bowiem liczyła się inteligencja i silna wola, by znaleźć klucz do zagadki labiryntu schodów.
Tym razem Andher mógł liczyć tylko na siebie.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
Stary 23-08-2012, 14:19   #113
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Drużyna w porcie.


Gdy statek w końcu dotarł do portu a załoga zeszła na ląd, wywołało to niemałą wrzawę wśród mieszkańców. Kto bowiem widział by tak wielkie okręt dowodzony był przez taką mała grupkę?
Na szczęście autorytet Kereiego jako runicznego rycerza, sprawił, że straż portu nie zadawała zbędnych pytań, a nawet odpowiedziała na kilka zadanych przez drużynę.
Okazało się że najbliższy pociąg do miasteczka gdzie znajdowała się biblioteka odjeżdżał dziś w nocy, przejeżdżał przez Magnolię a potem dobrze znana Ishirowi z jego pierwszej misji trasą, do śnieżnej krainy.
Tak więc drużyna miała jeszcze dużo czasu by rozejrzeć się po mieście, zrobić zakupy i ogólnie pozwiedzać.
Miasto, jak to portowa osada, oferowało natomiast wiele atrakcji dla turystów, oraz skrywało wiele mrocznych sekretów.
Drużyna rozeszła się po mieście, każdy w swoim kierunku, by pozwiedzać oraz poszukać czegoś interesującego.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=ArsV7AFZBHY&feature=fvwrel[/MEDIA]

Tym razem jednak, to właśnie Ishir został znaleziony przez „produkt” a nie odwrotnie. Gdy przechadzał się mniej uczęszczanymi uliczkami, gdzie można było dostać nie zawsze legalne przedmioty magiczne, do jego uszu dobiegł skrzekliwy głos.
- Chcesz poznać swe przeznaczenie paniczu? Tania to usługa, kilka monet za twój los!
Chłopak odwrócił się szybko, a jego oczy ujrzały staruchę siedzącą za ladą przed obdrapanym sklepikiem.


Olbrzymi nos łapczywie wciągał śmierdzące portowe zapachy, zaś ostro umalowane oczy wpatrzone były w Ishira. Olbrzymie złote kolczyki pobrzękiwały przy każdym ruchu, staruchy, a jej długie paznokcie gestem zachęcały elektrycznego maga do zbliżenia się. Olbrzymia kurzajka nad nochalem, dodawała kobiecie jeszcze straszniejszego wyglądu, zdawała się być wyjęta z jakiejś książki dla maluchów, która miała ich chronić przed podchodzeniem do obcych.
- Parę groszy, to chyba niewiele za odpowiedź co?- zaskrzeczała jeszcze raz, poprawiając siwe włosy.
Ale czy staruszka naprawdę umiała odpowiedzieć na pytania chłopaka, czy może była zwykłym kuglarzem? To Ishir musiał odkryć sam.

Edgardo również trafił do mroczniejszej dzielnicy miasta, jednak jego nie zaprowadził tam ślepy los, a chochlik.
- Jestem pewny, że znajdziemy tu coś co pomorze Krio.- stwierdził wesoło Chowaniec. – W takich miejscach zawsze można znaleźć różne ciekawe specyfiki!- dodał jeszcze gdy mijali sklep z którego dochodziły syki i piski zwierząt.
- Panie Mortis może wstąpi Pan do nas? –usłyszał nagle szlachcic, mijając obdrapany lokal. Zdziwiony tym, że ktoś zna jego nazwisko odwrócił się w stronę głosu by ujrzeć…


…głowę niezwykle grubego osobnika, która wystawała z wnętrza kamieniczki, szczerząc się do młodziana. Łysy grubas o dziwacznych okularach uśmiechnął się szerzej, sprawiając że fale tłuszczu zadrżały na jego policzkach.
- Nie odmówi Pan Mortis chyba starym znajomym co? To było by nieuprzejme.- dodał wciąż z uśmiechem, po czym zniknął w ciemności domostwa pozostawiając otwarte drzwi.
Kim był? To można było sprawdzić tylko w jeden sposób… ale czy presja czasu pozwalała na herbatkę z nieznajomym grubasem?

~*~

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=6LkDDHglrrI[/MEDIA]

Każde miasto miało swój podziemny świat, portowa osada, do której przybyła drużyna Joghurta także go posiadała. W ukrytej salce, w spelunie w portowych slumsach siedział młody mężczyzna w zbroi ze znudzeniem podpierając policzek i wysłuchując raportów.


- Tak szefie, do portu przybył statek, z opisu pasują, to chyba oni. Mamy ich dalej obserwować?- zakończył swój przydługi i nudnawy raport mężczyzna klęczący na jednym kolanie przed znudzonym zbrojnym.
- Tak, obserwujcie i…- nie dokończył jednak bowiem w zdanie wszedł mu osobnik wynurzający się z ciemności zza siedziskiem rycerza.
-… i nie spuszczajcie z oczu ani na chwilę – dodał z uśmiechem tajemniczym rozmówca i poprawił cylinder.
Przywódca bandy spojrzał na swego nowego sojusznika i skrzywił się lekko. Gość był dziwny, pojawił się niedawno, i jasno dał do zrozumienia co zrobi z cała zbójecką grupą jeżeli nie będą go słuchać. Oczywiście wyśmiali go, ale gdy pokazał co potrafi… wtedy już do śmiechu nie było. A teraz kazał obserwować grupkę jakiś magów i starego księdza.
- Czegoś jeszcze sobie Pan życzy?- zapytał przywódca bandy unosząc znudzona głowę i zerkając z lekkim lękiem na swego aktualnego „wspólnika”
Facet w cylindrze chwile nic nie mówił zapatrzony na kawał mięsa który był rozrywany przez jego pupili. Ta, te zwierzaki też były paskudne, widział już co zrobiły z ciałem Henryka, małe krwiożercze bestie.
- Tak…-przemówił w końcu skryty w ciemności jegomość.- Chce tutaj Babilończyka…- dodał z uśmiechem i poprawił ponownie cylinder.

~*~

Kerei kichnął. Jakoś tak go naszło, czyżby ktoś o nim mówił? Pewnie w Magnoli narzekają że tyle czasu go nie ma, a papierkowa robota na jego biurku zaczyna żyć własnym życiem. Już dłuższy czas przechadzał się po mieście szukając sposobu by ulżyć swej sakiewce, teraz jednak czuł się obserwowany. W porcie zbójów nie brakowało, szczególnie tych łasych na wypełnione po brzegi sakiewki.
Póki co jednak był bezpiecznym szedł główna ulicą, a w środku dnia atak na niej był szaleństwem, jednak wystarczyło tylko skręcić w boczną uliczkę by skopać parę zbójeckich tyłków. Jednak czy warto było sobie brudzić ręce?
 
__________________
It's so easy when you are evil.

Ostatnio edytowane przez Ajas : 23-08-2012 o 14:22.
Ajas jest offline  
Stary 25-08-2012, 20:38   #114
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Można by było sądzić, że Aryuki powinna się cieszyć z tak udanej podróży. A jednak dziewczyna nie była w radosnym nastroju. Coś ją nurtowało. A tym czymś, był brak ataku ze strony przeciwnika.
Czyż Biały Król nie fatygował się osobiście po ową niebieską kulkę uwierającą ją obecnie w plecy?
Sługusy Króla powinni zaatakować przynajmniej raz. Ale podróż upłynęła bez zagrożeń.
Czyżby pomyliła się w swych kalkulacjach? Czyżby coś przeoczyła?
Na razie jednak co innego przykuwało uwagę łowczyni nagród.


Sklepy i wystawy sklepowe!
Dziesiątki sklepów i sprzedawców z różnym asortymentem przedmiotów. Bronie, perfumy, magiczne przedmioty, klejnoty, słodycze.
Było tego wiele i dużo. I Aryuki ciągnęła za sobą Lao niemalże od wystawy do wystawy. Przy czym to nie oręż i magia kusiły ją najbardziej, a... ubrania. Sukienki,spódnice, bluzki, pantofelki!
Aryuki z wypiekami na twarzy przyglądała się kolejnym fasonom, zastanawiając się jakby na niej leżały, czy do twarzy jej było w takim albo innym kolorze.
Niemalże wzdychała do kolejnych wystaw sklepów odzieżowych i krawieckich.
Niestety, ilekroć upatrzyła sobie jakiś drobiazg, niezbyt zasobny portfel burzył jej marzenia o danym przedmiocie.
Nawet jeśli był to magiczny sztylet upatrzony w jednym ze sklepików. Jego przydatność w tej misji pewnie byłaby spora, ale... funduszy już jej brakowało.
Mimo tego beztroskiego nastawienia Aryuki nie traciła czujności. Choć kula nadal uwierała ją w plecy, dając pewność żenikt się do niej nie dobrał, to spojrzenie szarych oczu dziewczyny, od czasu do czasu przesuwało się po przechodniach szukając wśród nich podejrzanych typków.
Bez skutku... Co prawda trafiały się podejrzane osoby, ale szybko znikały w tłumie nie interesując się idącą parką. Zwłaszcza, że włócznia Lao wzbudzała respekt w potencjalnych rabusiach.

Wkrótce dotarli we dwójkę do dużego placu przy którym stał budynek gildii Fairy Tail. Trzeba było przyznać, że robił spore wrażenie na wojowniczce. Nawet jeśli był nieco...krzykliwy.
Tu Aryuki pożegnała się z Lao i ruszyła do słynnej gildii. Włócznik bowiem udał się w inną stronę. Ruszając zapewne do miejsca w którym miałby trenować swoje umiejętności bojowe.
Choć dziewczyna nie była pewna, czy to mu pomoże. Tym razem sam talent mógłby nie wystarczyć. Potrzebna była odpowiednia do wroga broń.

Niemniej Lao odszedł, a Aryuki została sama. I przy wejściu natknęła się na ciekawego osobnika. Owe pojawienie się białowłosego mięśniaka trochę zaskoczyło Aryuki. Wedle jej wiedzy, magowie bowiem nie wyglądali zazwyczaj tak jak on. Nawet ci skupiający się na walce bezpośredniej.
Wydawał się jednak znać to miejsce i co więcej wydawał się być kimś ważnym, więc dziewczyna zdecydowała się wykorzystać nadarzającą okazję.
I błyskawicznie zastąpiła mu drogę.
Po czym rzekła wyrzucając z siebie kolejne słowa z olbrzymią szybkością.-Przepraszam, czy mógłbyś mi wskazać drogę do szefów gildii? Mam wieści związane z trójką zaginionych magów waszej organizacji. Ponoć ich szukaliście. I jeszcze pilną i ważną sprawę dotyczącą Dark Scar i Białego Króla.
Nie wiedziała, czy ów białowłosy typek zrozumie wszystko co powiedziała. Ale przynajmniej część jej wypowiedzi powinna go zainteresować.
Mężczyzna spojrzał na dziewczynę zaskoczony takim natłokiem informacji i jedyne co zdołał wykrztusić to - Mistrza nie ma... Możesz powtórzyć raz jeszcze ale wolniej? Tak bardziej po męsku. -dodał jeszcze swym zwyczajem umięśniony mag.
-Po żołniersku?- upewniła się Aryuki nie bardzo wiedząc jak to się mówi, po męsku.-Mam informacje gdzie znajduje się trójka członków waszej gildii. Anette, Crona i Andher. Mam też kilka innych spraw związanych z gildią Dark Scar i Białym Królem. Aaaaa... I mam jeszcze pociąg na który nie mogę się spóźnić.
-Andher, to był gość, prawdziwy mężczyzna, Crona trochę mniej, ale też. Bo jak to mówię trzeba być mężczyzna nawet, gdy nie jest się mężczyzną.-stwierdził mag i pokiwał głową.- Ale od roku ich nie widziałem, znaleźli się w końcu, gdzie są?-zapytał i dalej szedł w stronę Gildii prowadząc tam dziewczynę.
-No męska to ona nie jest. Znaczy nie ma tam... tego...- mruknęła Aryuki rozglądając się dookoła.-Macie tu jakąś radę czy coś takiego ? To nie są sekrety, które gotowa jestem tylko jednej osobie.
- No mamy mistrza Markarova, ale on wyjechał, teraz jak to zawsze bywa Mirane go zastępuje.-stwierdził Elfman drapiąc się po brodzie.
-Trzech potrzeba... bo to poważna sprawa. Ta Dark Scar. Andher i Crona mówili, że to niebezpieczni magowie.- rzekła dziewczyna pokazując męskiemu mężczyźnie trzy palce. Sama jednak niespecjalnie się bała. Rejterada “magiczki ziemi” i sromotna klęska “pana twardziela”, przekonały ją, że ci magowie są do pokonania.
- Musisz porozmawiać z moją siostrą ja nie wiele z tego łapie.-westchnął mag wprowadzając dziewczynę do budynku. - Stoi tam za barem.-stwierdził wskazując palcem.
-Dziękuję bardzo.- Aryuki skłoniła się głęboko, po czym szybko ruszyła w kierunku baru, do dziewczyny którą wskazał białowłosy osiłek. Omijała przy tym starannie stoliki z magami. Bywała już w podobnych hałaśliwych przybytkach. Za poprzedniego”życia” nawet je lubiła. Ale to było za poprzedniego życia.


- Czym mogę służyć?-zapytała słodko białowłosa siostra mięśniaka. Ów dziwny ton głosy nieco speszył wojowniczkę. Szybko się jednak przełamała.
-A więc... Ja w sprawie zaginionych magów: Andhera, Crony i Anette. Oraz gildii Dark Scar i Białego Króla.- ciągłe powtarzanie powodów przybycia zaczęło już nużyć Aryuki.
- Ojejku Andher i reszta się znaleźli?- ucieszyła się dziewczyna póki co ignorując resztę wiadomości. - Gdzie są, co się z nimi działo?
-Anette jest bezpieczna w Lasthope, opiekuje się nią członek Gildii Alchemików. Tej tutejszej. Co do reszty... To sprawa poufna.- rzekła dziewczyna rozglądając się po gwarnym lokalu.-Kto tutaj jest... ważny i liczący. Bo pewne sprawy chciałabym powierzyć szerszemu, acz zaufanemu gronu.
- U nas nie ma żadnej rady jeżeli o to chodzi...- odparła dziewczyna.- Jest nasz mistrz, ale aktualnie wyjechał na coroczne zebranie przywódców gildii, no i są magowie rangi S, ale Gildartza nikt nie widział od prawie 10 lat, Laxus dalej jest na swej banicji, Erza udała się na misję... więc zostaje ja. -odparła kobieta wyliczając na palcach, wciąż szczerze i ciepło się uśmiechając po czym dodała. - Dobrze, że się znaleźli, wszyscy się martwili... ale skoro nie wracają to znaczy, że maja ku temu powody.
-I jeden powód jest szczególnie groźny. Pewien przedmiot, który ściąga zbyt wielką uwagę. Który trzeba pilnować i który powinien być strzeżony przez więcej niż jedną osobę.- Aryuki westchnęła w duchu, uznając, że obecna sytuacja niezbyt jej odpowiada. Czy ta chaotyczna organizacja potrafiłaby ochronić kulę przed kradzieżą bądź atakiem?-Macie to w ogóle skarbiec, albo zbrojownię. Albo... coś w tym stylu?
- Nie.-odparła dobitnie, acz szczerze dziewczyna.- Skarbiec jest niepotrzebny... gdyż zbyt dużo pieniędzy idzie na pokrywanie szkód które czasem... no w czasie misji.. i tutaj.. i takie tam..no... więc debet...i... -zmieszała się kobieta kręcąc palcami młynki. - A pamiątki i tym podobne każdy przechowuje na własną rękę.-dodała jeszcze i dotykając palcem ust z zamyśleniem dodała. - A co mówiłaś o Dark Scar? Myślałam że się rozpadli...

Nieco podłamana jej tłumaczeniem Aryuki wytłumaczyła.- Z Dark Scar spotkałam niejakiego Hyugę podpalacza, on zaś wspominał o doktorze Steinie. Nawet jeśli się rozlecieli, to część organizacji przetrwała. Szukają kul do magicznej rękawicy... Ja wiem, gdzie jest jedna z nich. Wraz z Dark Scarem działa też i Biały Król, ale to sojusz tymczasowy. Prędzej czy później rzucą się sobie do gardła. Andher i Crona ścigają owego Białego Króla.
- Nigdy nie słyszałam o żadnym Białym Królu... -stwierdziła dziewczyna i postawiła na ladzie szklankę z napojem dla Aryuki. - Dziękuje za informacje ale nie możemy nic z tym zrobić, bez zgody rady nie możemy wypowiadać wojen czarnym gildiom. Po za tym Andher to inteligentny chłopak, na pewno ma jakiś pomysł, będę trzymała za niego kciuki. W ogóle, co u niego? -Mira podeszła do tematu luźno, jak to w zwyczaju mieli członkowie Fairy Tail, bo jak to często tu mówiono, każdy ma swoje cele które musi czasem zrealizować.
-Tak tak... inteligenty chłopiec i wielce zapatrzony w tą swoją inteligencję. Tyle że już nie ma kto za niego brać cięgów, ściągając uwagę wroga, gdy on będzie realizował swe plany.- rzekła z sarkazmem Aryuki, westchnęła smętnie i rzekła.-Jak na mój rozum, tym razem capnął więcej niż może przełknąć. Ów Biały Król to specjalista w rozwalaniu magów, a Andher to magik właśnie. Ale może dożyje do czasu, aż dotrę z odsieczą.- dłonią przeczesawszy włosy wojowniczka kontynuowała.-Nie oczekuję że Fairy Tail wypowie wojnę gildii, której położenia pewnie nawet nie zna. Potrzebuję kryjówki dla niebezpiecznego przedmiotu i... ochroniarzy. Może zdołałabym namówić Gruma by zapłacił za wasze usługi. Wyruszam na północ i spodziewam się, że ktoś... będzie próbował mnie... zabić.
- A mogę zobaczyć co to za przedmiot.- zapytała spokojnie Mira swej rozmówczyni. - A i tak w ogóle kim jesteś, że posiadasz takie informacje i ponoć tak niebezpieczny przedmiot.-zapytała jeszcze białowłosa przyglądając się uważnie dziewczynie.
-Nie mam go przy sobie.- skłamała Aryuki. Nie zamierzała bowiem chwalić się posiadaniem przedmiotu.-Ukryłam go w miarę bezpiecznym i tajnym miejscu. Mogę za to opisać. Kula mniej więcej taka duża,-wskazała dłońmi.-intensywnie niebieska. Co do mnie... Nazywam się Aryuki Marai i zajmuję się kilkoma zawodami niewartymi wymienienia. Kulę mi powierzono, a moją tożsamość mogą potwierdzić dwaj członkowie Gildii Alchemików.
- No to skoro kula jest ukryta to chyba nie ma problemu. -odparła beztrosko Mira.- My skarbca jak mówiłam nie mamy, a budynek gildii często stoi pusty więc jak by ktoś chciał na pewno dałby radę tą kule ukraść, a nie mogę poprosić kogoś by tu siedział i pilnował jakieś kulki, bowiem każdy ma swoje prace do wykonania... aczkolwiek z tego co mówisz trochę kojarzy mi się to z kulką którą kiedyś Ishir dał mistrzowi. Aczkolwiek nasz mistrz szybką mu ją zwrócił nie widząc w niej wielkiego zagrożenia. -mówiąc to dziewczyna podała napoje kilku magom którzy podeszli do kontuaru i wróciła spojrzeniem na rozmówczynię. - Chyba za dużo się w życiu zamartwiasz, trzeba się czasem rozluźnić! -stwierdziła wesoło.
-Ja miałam bardzo spokojne i przyjemne życie, zanim zwalili się na mnie alchemicy, wieża, wasi magowie, Dark Scar i Biały Król. Kilka dni temu jedynym moim zmartwieniem, było to, czy zdołam nagrzać wystarczająco dużo ciepłej wody na kąpiel.- odparła w odpowiedzi Aryuki i potarłszy czoło spytała.-A gdzie ten Ishir jest ?
- Ishir zaginął rok temu, w tym samym czasie co Andher i reszta... niestety nie wiemy gdzie jest. -odparła dziewczyna ze smutkiem w oczach.
-Zgaduję że owa niegroźna kulka zapewne była tego powodem.- zamarudziła pod nosem Aryuki. Odetchnęła głęboko i spytała.-To jak można wynająć usługi waszej gildii? Potrzebowałabym ochroniarza na dziś. Wyruszam na północ i może być... Na pewno będzie groźnie.
- Należy sporządzić ogłoszenie i zawiesić o tam...-mówiąc to białowłosa wskazała tablicę. -... lub też przekazać mi. Krótki opis pracy i wynagrodzenie... no a potem trzeba czekać kto się zgłosi, chociaż aktualnie może być z tym problem, bo większość osób ma już pracę. A ci którzy tu siedzą najczęściej czekają na “tą jedyną”. -stwierdziła zerkając w stronę chłopaka ubranego jak Indianin który kręcił się dookoła tablicy z ofertami pracy.
-Nie mam tyle czasu... zrobię to po mojemu.- westchnęła Aryuki i oddaliła się od baru.

Wybrała stolik stojący w centrum sali i ruszyła biegiem w jego kierunku, by po chwili się odbić w górę i pojedynczym saltem wylądować na jego środku.-Słuchać banda! Mam dla chętnych robotę życia. Potrzebuję ochroniarza! Dobrego i doświadczonego maga bo wyprawa jest niebezpieczna! Nagrodą może być odpowiedź na każde dręczące was pytanie. Ktoś chętny?!
Oświadczenie nie wzbudziło reakcji jakiej zapewne spodziewała się Aryuki, magowie byli bardziej zainteresowani jej urodą niż ofertą, bowiem została nagrodzona kilkoma brawami i gwizdami i na tym się skończyło... a przynajmniej tak mogło by się wydawać, bowiem z krzesła uniósł się...


...Gajeel stalowy zabójca smoków. - A przed czym potrzebujesz ochrony uczniaku? Boisz się, że ktoś ci ukradnie drugie śniadanie? -parsknął czarnowłosy.
-Dobre pytanie. Potrzebuję ochrony przed typkami, którzy wytarli członkami tej gildii podłogę. Potrzebuję ochrony przed typkami, którzy porwali członków waszej organizacji I być może zabili nawet.- rzekła w odpowiedzi Aryuki uśmiechając się ironicznie.-Ale możesz mieć rację. Może w takim razie powinnam poszukać pomocy w innej gildii ? Bo tu nikt się chyba nie zgłosi słysząc, że może być niebezpiecznie.
Po sali przeszedł niebezpieczny pomruk, bowiem Gajeel zaczął unosić się z miejsca zaciskając przy tym pięść tak, że aż chrupnęło mu w kościach. - Czy ty nazywasz mnie tchórzem, dziewczynko? -zapytał z groźną miną smoczy zabójca.
-Hmm... nazwałam? Ale... jak nazwać kogoś, kto chce zaatakować bezbronne i nieuzbrojone dziewczę?- rzekła Aryuki siadając na stole. Co prawda miała przy sobie, cały swój oręż, ale katana była nadal okryta tkaniną.-Tak chcesz udowodnić mi swoją odwagę rycerzu? Czy może podejmiesz moje wyzwanie i wyruszysz ze mną. I z prawdziwymi przeciwnikami pokażesz mi jak dużą masz odwagę?
Gajeel parsknął i chwycił ze stołu widelec, który pożarł jednym kęsem. Po czym odparł pozwalając metalowym okruszkom posypać się na ziemię. - Niczego nie muszę Ci udowadniać. Ale pojadę, bo dawno nie skopałem żadnego tyłka... tyle, że jeżeli nikt nas nie napadnie to skopie twój zadek panienko. -prychnął i chwyciwszy tobołek stojący obok jego krzesła ruszył w stronę drzwi, uderzając przy okazji Aryuki w tył głowy, jak to często starsze rodzeństwo robiło młodszemu. - Ruszaj się, uczennico.- prychnął, a Mira posłała dziewczynie tylko przepraszające spojrzenie.
-Umowa stoi, a tak w ogóle to jestem Aryuki, choć “uczennica” mi nie przeszkadza. A jak ciebie zwą ? - rzekła z promiennym uśmiechem dziewczyna ruszając za Gajeelem.
- Gajeel- odparł krótko żelazny mag. - Gdzie idziemy?
-Najpierw po dwóch alchemików do ich gildii. Potem do Brem.- zadecydowała Aryuki ruszając w kierunku owej wybuchowej gildii.-Gruma i Juna.. słyszałeś o nich ?
- Nie obchodzą mnie jacyś alchemicy. -prychnął czarnowłosy. - Na pewno jacyś słabi mózgowcy, nic więcej. -dodał jeszcze odsłaniając przy tym ostre smocze kły.
-Ale o Dark Scar słyszałeś ?- spytała z ciekawością w głosie Aryuki, gdy już dochodzili do drzwi gildii.
- Obiło mi się o uszy. -odparł krótko smok.
-To oni mnie ścigają. I ich sojusznicy.- stwierdziła Aryuki pukając dłonią w drzwi. Trochę niepokoił ją fakt, że jeszcze nie została zaatakowana. Czyżby Andher ściągnął na siebie ich uwagę? Niestety, choć potrafiła wyczuć swój sztylet, nie potrafiła zorientować się co do stanu zdrowia osoby która go miała.
- Brzmi ciekawie. -odparł mag, uśmiechając się dziko. - Dobra to rób co masz do roboty ja tu poczekam. -stwierdził opierając się o ścianę wieży alchemików.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 03-09-2012 o 13:19. Powód: poprawki
abishai jest offline  
Stary 27-08-2012, 01:08   #115
 
Tropby's Avatar
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
Edgardo spojrzał na Chochlika skonsternowany.
- W takich miejscach zawsze można też trafić na niebezpiecznych i podejrzanych dziwaków - westchnął z rezygnacją. - Cóż, nie ładnie bez powodu odrzucać czyjeś zaproszenie. Mamy w końcu cały dzień do wyjazdu pociągu. Tylko pamiętaj żeby trzymać się blisko mnie i pod żadnym pozorem niczego nie dotykać.
Na te słowa chowaniec skrzyżował ręce i zrobił przesadnie urażoną minę.
- Czy ja kiedykolwiek coś stłukłem albo zepsułem?
Mortis jedynie przewrócił oczami, po czym z lekkim wahaniem przekroczył próg kamienicy, uważnie oglądając wnętrze budynku.
Budynek był obdrapany i myśl, że ktoś chciałby tu mieszkać z trudem przychodziła do głowy. Tapety wisiały w nieładzie, widoczne były na nich ślady pazurów kota, jak i szczurzych zębów, Śmierdziało tu odchodami, moczem oraz typowym dla pijaków zapachem, po ziemi zaś walały się rozbite butelki i kawałki tynku.
Gruby mężczyzna okazał się bardzo niskim osobnikiem, gdy stał dorastał Edgardo ledwo do pasa. Wskoczył jednak na wysokie barowe krzesło, tak że szerokie czarne spodnie które miał na sobie aż zaszeleściły.
- Napijesz się czegoś, czy może to miejsce nie pasuje wielkiemu Mortisowi?- zapytał przesłodzonym głosem z nieschodzącym z twarzy uśmiechem,
- Najpierw powiedz mi jak się nazywasz i skąd znasz moje imię - odpowiedział poważnym głosem szlachcic. - Nieczęsto bywałem w tych stronach. Polowanie na morskie potwory to nie moja specjalność.
- Oh, umieram z pragnienia! - krzyknął uradowany Imp, również wskakując na jedno z barowych krzeseł, nie zwracając przy tym uwagi na piorunujące spojrzenie swojego mistrza. - Poproszę specjalność zakładu! Wrzucić coś na ząb też by nie zaszkodziło.
Mężczyzna zachichotał i wskoczył na jedną z szafek by zacząć wyciągać z niej zakurzone butelki oraz stare kielichy, szybko rozlał trzy puchary krwistoczerwonego, gęstego płynu i podał każdemu bez słowa. Dopiero gdy wrócił na miejsce, a chochlik zaczął żłopać odparł. - Nie dziwota, że nie znasz mego imienia, nie pozwolili Ci go poznać. Nie byłem odpowiedni... nie byliśmy.- dodał z tym samym irytującym uśmiechem. - Pij, śmiało.- dodał w momencie gdy chowaniec Mortisa wypluł cała zawartość i zaczął pocierać sobie język. - Pfefchesz tfo khew jhest.- wyjęczał chochlik z jęzorem w łapskach,
- Albo odpowiesz na moje pytanie, albo zaraz opuszczę ten lokal i nigdy więcej mnie nie zobaczysz - rzekł Edgardo, odkładając kielich na ladę.
- Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo.-zarechotał grubasek.- Ale możesz nazywać mnie jak chcesz, me imię jest nieważne. Ważniejszy jesteś ty.-dodał łysol i zamachał nóżkami wpatrując się w Mortisa. - Nie pijesz? Nie trafiłem w gust?
Łowca popatrzył na grubasa z obrzydzeniem.
- Powiedzmy, że gdybym nie miał obecnie ważniejszych spraw na głowie, to już leżałbyś martwy z nożem w gardle. Zwykle tak rozprawiam się z wszelkimi krwiopijcami i ich dostawcami posoki. Mów więc jaki masz do mnie interes, nim całkiem stracę do ciebie cierpliwość.
- Mój interes...nasz interes poznał twój dziad a potem ojciec, czemu mam powtarzać się po raz trzeci?-zachichotał grubasek.
- Mój ojciec miał wiele tajemnic, które zabrał ze sobą do grobu. Pewnie by mi je wyjawił, gdyby wiedział, że zbliża się jego koniec, jednak zginął jak na prawdziwego Mortisa przystało, chroniąc niewinnych ludzi przed potworami - tu posłał dziwakowi wymowne spojrzenie. - Oświeć mnie więc i wyjaw cóż to za koneksje łączą cię z moją rodziną.
- Chciałem kiedyś z nim podpisać kontrakt.- odparł obleśny grubas.- Jednak stwierdził, że moje poglądy i metody nie pasują wam. Czym jestem gorszy od jakiegoś zawszonego cerbera, czy tej niedorobionej puszczalskiej sukubicy?-prychnął ale uśmiech szybko wrócił na jego twarz. - Ale może ty podpiszesz ze mną umowę?
Edgardo w końcu nieco się rozluźnił i zmierzył tłuściocha badawczym wzrokiem.
- Hmm, rozumiem już czemu mi o tobie nie wspominał. Jednakże skoro chcesz ze mną kontraktu, to znaczy że musisz pochodzić z innego planu. A skoro tu jesteś, to oznacza że posiadasz wystarczająco dużo mocy, by samemu otworzyć portal do świata ludzi. Zastanawia mnie więc do czego potrzebny ci mistrz? Wszystkie duchy które znam podpisały z nami umowę z przymusu, złożonej obietnicy, lub dla czystej rozrywki. Ty zaś nie wyglądasz mi ani na poszukiwacza przygód ani też na rozkochanego w walce furiata.
- Chodzi o zasadę chłopcze, o zasadę!.-zaśmiał się osobnik po czym pogroził Mortisowi tłustym paluchem. - Ponadto przebywanie w tym świecie bez mistrza wyczerpuje moją moc, więc muszę też wracać do siebie, a to mi nie pasuje. -stwierdził i zdrowo łyknął ze swego kielicha.
- W takim razie dam ci szansę. Być może mój dziad i ojciec byli zbyt pochopni w wydawaniu sądów. Pokaż mi wpierw co potrafisz, a ja ocenię czy w ogóle byłbyś mi przydatny. Aby podpisać kontrakt obie strony muszą być beneficjentami.
- Chyba zwariowałeś! - jęknął z przerażeniem Chochlik, zeskakując z krzesła. - Naprawdę rozważasz podpisanie z nim kontraktu!?
- Taka jest moja decyzja.
- Ale... on... krew!
- Tym zajmiemy się później. Teraz siedź cicho i się nie wtrącaj.
Grubasek na te słowa uśmiechnął się jeszcze szerzej...


...i uniósł do góry tłuściutkie dłonie, a krew w jego kielichu zaczęła buzować. Po chwili zaczęła formować się w kolce, które latały po pomieszczeniu zgodnie z tym jak wskazywały im grube paluchy. Szybko dało się zrozumieć, że okularnik panuje nad krwią... nie było tylko wiadomo w jakim stopniu.
Mortis przez dłuższą chwilę obserwował latające stróżki krwi, w końcu jednak uniósł rękę na znak że wystarczy.
- Interesująca zdolność. Z pewnością udałoby się znaleźć dla niej zastosowanie. Opowiedz mi jeszcze tylko cóż to za metody które stosujesz zraziły do ciebie mojego ojca?
- Oj uważał, że zabieranie krwi śmiertelnikom, czy zabieranie ich ze sobą do mej siedziby by byli zapasem mego pożywienia na później jest przesadą, no i nie godził się na to by nasz kontrakt był obustronny, ja też miałem móc go wezwać w potrzebie. -odparł tłuścioch machając ręką.
- Tak... to może stanowić pewien problem. Na obustronny kontrakt mógłbym się zgodzić, ale nie mogę współpracować z kimś kto porywa i krzywdzi niewinnych ludzi - chłopak przyłożył dłoń do podbródka, głęboko się nad czymś zastanawiając. - W normalnych warunkach musiałbym cię unieszkodliwić, ale skoro nie zrobił tego mój ojciec, to uszanuję jego wolę.
Jednakże nie chciałbym też puszczać cię wolno. Może więc zgodziłbyś się zapisać w naszym kontrakcie, że od tej pory będziesz żerował wyłącznie na przestępcach i kryminalistach?

- A jeżeli to zrobię zgodzisz się na obustronny kontrakt? -zapytał dziwak z niezmazywalnym uśmiechem na twarzy.
- Owszem. Co nie oznacza wszakże, że będę robił dla ciebie brudną robotę. I odmówię przywołania jeśli będę w środku misji lub polowania. To chyba wszystko. Czy zgadzasz się na te warunki?
- Ależ oczywiście. -odparł grubasek kłaniając się nisko i z wewnętrznej kieszeni wydobył sporządzona wcześniej umowę, do której dopisał krwią wzmiankę o polowaniu tylko na złoczyńców. - Wystarczy jeden podpis. -powiedział podsuwając kontrakt Mortisowi.
Chłopak wziął do ręki pergamin i przeczytał go najpierw by się upewnić że wszystko się zgadza, po czym ostrożnie złożył na nim swój podpis. A dokładniej mówiąc spróbował bowiem nagle silna męska dłoń złapała go za przegub.
- Czy ty zdurniałeś do reszty?!-ryknął Inkub, wynurzając się z portalu który sam otworzył. - Ledwo zdążyłem, no naprawdę z tobą gorzej niż z bachorem!-wrzeszczał Inkub a uśmiech powoli zaczął znikać z twarzy grubasa.
- O czym ty mówisz? - wydusił Mortis, próbując złapać oddech. - Przeczytałem kontrakt. Nie było w nim żadnych szwindli.
- Boś idiota! Nie o szwindel w kontrakcie chodzi, ten grubas jest na to za cwany! Chodzi o formę kontraktu, myślisz że czemu mu tak zależało na obustronnej umowie? -wykrzykiwał demon kiedy to grubcio ukradkiem zaczął zsuwać się z krzesła. - Ten typek wezwałby Cie gdybyś był w opłakanym stanie, a potem wykorzystał do jakichś rytuałów! Obustronne podpisanie umowy oznacza, że każda strona może ją nagle zerwać. Zresztą ten grubas jest zły do szpiku kości, nawet my nie chcemy zadawać się z nim i jego kum... -inkub nie dokończył jednak bowiem chwyciwszy Mortisa skoczył w bok unikając tym samym spotkania z rozgrzaną krwią, którą oblech cisnął w ich stronę.
- Wygląda na to, że muszę się jeszcze wiele nauczyć o waszych kontraktach. Ale teraz przynajmniej możemy się go pozbyć bez zbędnych ceregieli.
Edgardo podniósł się i dobył swego przekutego na nowo rapiera. Zamierzał od razu przetestować jego nową moc i w tym celu nacisnął przycisk na rękojeści, co spowodowało że z jego ciało wyszło trzech kolejnych Mortisów, każdy wyglądający jak identyczna kopia oryginału. Łowca miał nadzieję iż fatamorgany ściągną na siebie ataki tłuściocha i nim się zorientuje uda mu się go przebić na wylot prawdziwym rapierem. Inkub tymczasem przywołał Ostrze Berserkera, którym łatwiej było walczyć w pomieszczeniach niż wymachiwać dwustronną kosą i na nic nie zważając rzucił się na grubasa, by przeciąć go na pół.
- Pieprzone podróbki prawdziwych demonów, po raz kolejny mi bruździcie.- syknął grubasek i skoczył w górę a jego nogi zniknęły nagle, a on sam zawisnął w powietrzu ujawniając swoją prawdziwa postać...


Grubego latającego stworzenia, zamkniętego w czarnej skorupie z której wystawała tylko tłusta łepetyna.
- Trzeba więc Cie złapać Paniczu w mniej pokojowy sposób -zarechotał tłuścioch


Szafki na ścianach zaś zadrżały, a Edgardo usłyszał z ich wnętrza głośne bulgotanie. Po chwili zaś krew uwolniona z butelek wystrzeliła z drewnianych klatek i poszybowała w stronę szlachcica jak i jego klonów w locie zwijając się w ostro zakończone sznury.
- Ten przeklęty krętacz przygotował sobie spory zapas materiału! -ryknął wściekły Inkub ruszając na latającego oponenta.
Kilku Mortisów zaś rozproszyło się po sali, jedna iluzja szybko uległa pod naporem krwawych pocisków, które poprzebijały ją niczym kukiełkę. Reszta jednak zgrabnie unikała ataków, realny Edgardo natomiast parował te których uniknąć nie zdołał, sprawiając że krwawe pociski osuwały się po jego rapierze niczym ostrza wrażych mieczy.
Szlachcic dzięki swej zręczności wskoczył na stół i odbijając się od niego dopadł do lewitującego stwora, jednak ciemny pancerz który otaczał jego ciało, niczym zbroja zatrzymał szybkie pchnięcie chłopaka.
Inkub zaś napotkał dość nietypowa przeszkodę w swej szarży, biegnąc bowiem, sprawił że jeden z desek w podłodze zarwała się, uwalniając prawdziwą plagę szczurów. Jak się jednak szybko okazało były to bardzo dziwne szczury, bowiem z małej dziurki wylewały się ich dziesiątki, obłażąc nogi przyzwańca, mimo że ten odpędzał się od nich jak mógł. Po chwili zaś gryzonie przemieniły się w grube potężne łapska, które przewaliły na ziemię Inkuba. Coraz to nowe szczury zaś zaczęły dobiegać do unoszących się łap, formując powoli szeroki obleśne cielsko...


...bardzo podobnego do latającego grubaska stwora. Ten jednak był o wiele bardziej rozlazły a jego usta pozbawione były zębów. Fałdy tłuszczu skrywały w małych szparkach oczy, a łysa głowa wyglądała niczym obleśna purchawka. Jego ciało też ukryte było pod czarnym pancerzem, zdobionym wieloma klejnotami.
- Ty też tu jesteś szczurołapie? -warknął Inkub wstając z ziemi i odganiając się od kilku pozostałych jeszcze na ziemi szczurów.
- Edgardo musimy wiać. -warknął demon. - To ich teren... a obawiam się że jest ich tu jeszcze więcej. -mówiąc to oparł swe plecy o plecy prawdziwego Mortisa, tak że powstały z szczurów przybysz był przed Inkubem, zaś latający władca krwi unosił się przed magiem.
- Obawiam się że masz rację. Chociaż jesteś ostatnią osobą od której spodziewałbym się takiej propozycji - Edgardo wyciągnął z kieszeni pęk kluczy i czym prędzej zamknął Bramę Pomniejszego Demona, odsyłając Chochlika który obecnie kulił się przerażony za kontuarem z powrotem do Otchłani, a przywołując na jego miejsce Koszmara, z którego pyska wylała się chmura czarnego dymu, błyskawicznie oblepiając całą spelunę w nieprzeniknionej ciemności. Mortis natomiast chwycił grzywę swojego rumaka i dosiadł go pochylając się nisko, po czym nakazał mu wyskoczyć przez najbliższe okno, a wślad za nim podążył Inkub któremu Koszmar przekazał telepatycznie w którą stronę ma biec.
Pozostałości szyby brzdęknęły głośno gdy cienisty koń przebił się na wolność, sprawiając, że część ciemnego dymu poczęła sączyć się przez okno na uliczki miasta, przyciągając spojrzenia żebraków. Inkub pędził za koniem, jednak zostawał w tyle bowiem Koszmar był niedościgniony jeżeli chodzi o sługi Mortisa.
No ale Edgardo nie walczył ze swymi sługami, więc nikt nie powiedział, że i oni nie mają kogoś szybkiego na swych usługach.
Nagle z ciemnego dymu coś wyleciało niczym strzała, ciągnąc za sobą nitki ciemnej chmury i rozwiewając włosy inkuba, którego minęło w mgnieniu oka. Czarny obłok zasłaniał sylwetkę pędzącego oponenta, który rozłożył szeroko, ogromne nietoperze skrzydła by wyhamować koło pędzącego na rumaku Mortisa. Postać odwróciła się tak, że teraz szybowała pionowo, obok chłopaka, a lekki wiaterek zdmuchnął z niej czarny dym...


...odsłaniając sylwetkę ponętnej i bardzo skąpo ubranej kobiety. Przypominała ona Sukuba, chociaż wydawała się dojrzalsza, a jej oczy nie były pociągające i ponętne- spojrzenie zwiastowało zgubę. Grube białe włosy falowały niczym, paskudne robaki, szukające w powietrzu posiłku.
- Już od nad uciekasz Edziu? -zapytała głęboki pociągającym głosem i odsłoniła czarne ostre kły. Potem zaś bez ostrzeżenia, obróciła się w powietrzu a jej zgrabna nieokryta niczym nóżka, wykonała potężny kopniak.
Mortis zdążył zasłonić się rapierem, tak że stopa o długich czarnych paznokciach zatrzymała się na nim. Jednak łowca nie mógł przewidzieć, że tak chude ciało chowa w sobie tyle siły. Jego ręce zadrżały, a ciało oderwało się od końskiego grzbietu, posyłając chłopaka po łuku w stronę jednego ze zniszczonych domostw. Plecami przebił się przez zmurszałą ścianę, i przeturlał się po podłodze, błogosławiąc to, że rapier został wzmocniony magią, zwykła broń bowiem na pewno by pękła. Dziwna kobieta zaś zaśmiała się głośno i, składając skrzydła niczym pocisk zaczęła pędzić w stronę dziury, którą wybiło w ścianie domostwa ciało Mortisa.
Ta walka powoli wymakała się Edgardowi z rąk. Obce demony bez problemu dorównywały siłą jego własnym duchom, a poza tym rozstrzygając spory w takim miejscu narażali również na niebezpieczeństwo postronnych ludzi. Jednakże Mortis nie miał wielkiego wyboru i jedyne co mógł zrobić to zakończyć tą walkę najszybciej jako możliwe, licząc przy tym iż któryś z jego towarzyszy zauważy zamieszanie w mieście i przyjdzie mu ze wsparciem, gdyż by obronić się przed atakiem demonicy chłopak musiał zamknąć bramę Piekielnego Rumaka i otworzyć następną.
- Hirake, Bōshoku no Tobira: Cerberus!
Przez portal wyszedł masywny Cerber w swej postaci trójgłowego strażnika i morgenszternem gotowym by uderzyć w pikującą na niego demonicę niczym pałkarz w piłkę bejsbolową.
Cerber uderzył kilka razy morgenszternem o ziemię i zamachał tyłkiem jak typowy pałkarz. Demonica zaś pędząc nie mogła kontrolować toru lotu, co dało psiemu strażnikowi wspaniałą okazje by się wykazać. Wziął szeroki zamach i uderzył prosto w głowę kobiety posyłając ją tam skąd przyleciała. Kobieta krzyknęła głośno, po czym wbiła się w sąsiedni budynek, a sądząc po odgłosach także w następny i następny.
- Przyłożenie! Czy jak to się tam mówi. -zarechotał cerber kręcąc swoja bronią młynki.
- Nieźle sobie z nią poradziłeś - pochwalił Cerbera Edgardo. - A teraz musimy się upewnić że te potwory wróciły tam skąd przybyły.
Mortis wyskoczył przez otwór który sam zrobił w budynku i pobiegł w stronę Inkuba który został z tyłu, zaś Cerber w postaci trójgłowego psa pobiegł za nim, starając się wywęszyć przy tym zapachy jakichkolwiek innych demonów czających się w pobliżu.
- Postaraj się odnaleźć któregoś z naszych kompanów. Będziemy potrzebować wsparcia jeśli mamy się zmierzyć z tamtymi tłuściochami.
- Jak chcesz, chociaż teraz to chyba my mamy przewagę liczebną - rzekł dumny z siebie Cer.
- Nie... oni juz zniknęli nie ma sensu. - prychnął nadbiegający Inkub. - To było tylko przywitanie, chcieli pokazać że starzy znajomi nie śpią.-mówiąc to wskazał na pusty od dymu i tłuściochów budynek, oraz na budynki której przebiła demonica, skąd teraz dobiegała cisza. -Będzie trzeba chyba zrobić zebranie i zaprosić na nie Edzia, jak myślisz Cer?
- Człowiek...
- Na...
- Zebraniu? -odparły trzy głowy psa po czym jednym głosem ryknęły - Dawno tego nie było! - i zaszczekały wesoło.
- Zebranie? - Mortis popatrzył ze zdziwieniem na swoje duchy, chowając rapier do pochwy. - W takim razie musimy się pospieszyć, żeby wszystko załatwić nim odjedzie pociąg do Magnolii. Obawiam się, że potem nie będziemy mieli już czasu na pogaduszki. Więc zamierzacie zebrać się w świecie ludzi, czy przeniesiecie mnie do Otchłani?
- Powiemy ci o wszystkim potem, póki co zmykamy stąd. -stwierdził Inkub rozglądając się czujnie.
Mortis przytaknął na znak, że zrozumiał, a następnie zamknął obie bramy i przyzwał z powrotem Chochlika, który jęknął przerażony na widok swojego mistrza, po czym się rozpłakał.
- Ed, ty żyjeeeeesz!! - chlipał stworek, jednocześnie przytulając się kurczowo do nogi Edgarda i co jakiś czas wysmarkując się w jego spodnie - Myślaaaaałeeem, że rozszaaaaarpią cię na kaaawaaaaałki, które będę muuuuuusiał pooooteeem poooozbierać i wyyyprawić ci pooogrzeb!
- Przestań mieć takie chore myśli - obruszył się szlachcic - Oczywiście, że dałem sobie radę i skopałem dupy tym popaprańcom. Za kogo ty mnie masz?
Chowaniec w końcu odczepił się od spodni Edgarda i aż zamrugał ze zdziwienia, wpatrując się w niego jakby jakimś cudem pomylił swojego mistrza z zupełnie obcą osobą.
- A przynajmniej tak powiedziałby Inkub - dodał chłopak, odwracając wzrok i drapiąc się za głową. - No to poszukajmy tych ziółek dla Krio. Tylko tym razem nie przyjmujemy więcej żadnych zaproszeń na herbatkę od tłustych dziwaków.
 

Ostatnio edytowane przez Tropby : 27-08-2012 o 17:28.
Tropby jest offline  
Stary 27-08-2012, 13:59   #116
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Ishir dokładnie przyjrzał się staruszce. Jakoś nie wydawało mu się by była w stanie przepowiedzieć mu przyszłość lub powiedzieć coś ciekawego. Nie nawykł też kupować kota w worku. Mimo to zbliżył się do niej. W jego dłoni powoli zaczęła formować się niebieska kula elektryczności. Kolor nie był przypadkowy. Chłopak nie pochwalił się jeszcze towarzyszom białymi włosami. Dlatego też na jego zakrytym ciele przebiegały pojedyncze wyładowania niebieskiej energii.
- Nie przywykłem płacić za towar, którego nie znałem. – powiedział spokojnym głosem. – Może jakaś próbka umiejętności?
- Nie zwykłam pracować za darmo białowłosy...-odparła kobieta z uśmieszkiem mimo że włosy chłopaka nadal były niebieskie.
- A ile dokładnie sobie liczysz za swoje usługi? - zapytał mag jeszcze dokładniej przyglądając się staruszce.
- Wszystko zależy od pytania. -odparła enigmatycznie babunia.
- Najpierw cena, później odpowiedź?
- Właśnie tak.-odparła krótko.
Białowłosy długo zastanawiał się czy zaufać kobiecie. W końcu jednak zaryzykował.
- Ryo – było to jedyne słowo jakie wypowiedział. Uznał, że jeśli staruszka jest tym, za kogo się podaje to w zupełności jej wystarczy.
- 10 000 tysięcy za odpowiedź-odparła spokojnie.
Sakiewka z odliczoną kwotą wylądowała na dłoni kobieciny.
- Tylko konkrety. Nie zawaham się odebrać.
- Ryo, to osobnik który jeszcze pojawi się na twej ścieżce, i to całkiem niedługo, lecz to nie ty jesteś częścią jego planu.-odparła enigmatycznie kobieta chowając mieszek.
- No dalej... - zachęcił Ishir niezbyt przyjaźnie spoglądając na kobietę.
- Za taką cenę tylko tyle.-odparła starucha spoglądając na chłopaka swymi wielkimi oczyma.- Nikt nie mówił, że przeznaczenie będzie jasno oświetlone.
- Dobrze wiesz, jeśli jesteś wróżką, że ja ciebie potrafię oświetlić odpowiednio - Ishir uśmiechnął się zimno. - Więc bądź łaskawa i mi tu nie kręć, bo nasza “współpraca” się zakończy. Niekoniecznie w miły sposób.
-Wiem też, że nie jesteś człowiekiem który skrzywdziłby biedną staruszkę. -uśmiechnęła się przymilnie.- Masz jeszcze jakieś pytania?
- Mając moje 10 tysięcy nie jesteś biedną staruszką. Bardziej mi wyglądasz na staruszkę złodziejkę.
- Agresja to idealny posiłek dla gniewu, karmiony nią rośnie i nim się obejrzysz będzie większy od Ciebie. Chyba nie chcesz skończyć jak twój ojciec?- odparła na to babunia, klepiąc przyjacielsko dłoń Ishira, swą pomarszczoną i okrytą wieloma pierścieniami ręką.
- Gniew to moja sprawa. Nie mieszaj się do niej. - odpowiedział mag oddalając dłoń od ręki kobiety. - W tej sprawie mam lepszego informatora niż ty... Więc jak chcesz bym zadał kolejne pytanie to dokończ odpowiedź podając imię celu Ryo. Wiem, że to wiesz i teraz po prostu ściemniasz bym zapłacił za coś dwa razy.
- Źle zadałeś pytanie, odpowiadam tylko o to o co prosiłeś. -odparła niewzruszona staruszka.
- To ty źle zrozumiałaś. Widać nie jesteś taka dobra, za jaką się uważasz. No trudno nic tu po mnie.
Ishir odwrócił się i zaczął oddalać się od staruszki.
- Zaczekaj - krzyknęła babunia i uniosła mistycznie ręce. - Widzę... widzę cel Ryo, to dziewczyna, a dokładniej kobieta, jednak to dziwne... nie mogę wyczuć jej obecności... - poczęła wieszczyć babunia.
- A tak jaśniej można? - zapytał Ishir stojąc plecami do kobiety.
Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.
- Ciężko to określić... dusza jego celu żyje, ale już nie powinna jest jakaś rozciągnięta. -odparła staruszka widocznie zaskoczona swą wróżbą.
- Wyjaśnij znaczenie ostatniego słowa. - chłopak tym razem odwrócił się do wróżki przyglądając jej się z zainteresowaniem.
-Pierwszy raz coś takiego widzę, wygląda jak by tej duszy nie powinno tu być ,a jednak jest.- zakończyła mgliście staruszka.
- No niech ci będzie. Drugie pytanie. Kim jest mój ojciec? - Ishir ponownie podszedł do babuni. - Tylko tym razem radzę ci użyć swoich zdolności byś odpowiedziała konkretnie.
- To pytanie będzie Cię dużo kosztować. -odparła babunia patrząc na Ishira przenikliwie.
- Dobra to sobie darujmy. Jeszcze dwa pytania. Pierwsze. Jak rozpoznam kobietę, którą interesuje się Ryo?
- To Cie będzie kosztować 50 tysięcy chłopcze.- odparła wróżka z chytrym uśmieszkiem.
- Coś mi mówi, że ta informacja nie jest tyle ważna. - Ishir uśmiechnął się serdecznie Skoro mam go spotkać to i tak spotkam.
- Oh nikt nie powiedział, że go jeszcze spotkasz. -odparła babunia słodko.
-Ty tak powiedziałaś - powiedział Ishir równie słodko co staruszka - Poza tym mam tendencję do wpadania na moich wrogów czy tego chcę czy nie. Więc go spotkam.
- Niech będzie trzydzieści...-prychnęła babunia wyciągając przed siebie sękate palce.
- A może dwadzieścia i kolejne pytanie?
- Wróżbiarstwo to sztuka, a nie usługa na zamówienie! Nie wiadomo, kiedy wewnętrzne oko się zamknie! Nigdy nie można być pewnym czy będzie czas na następne pytanie! -zaskrzeczała starucha dotknięta tym komentarzem.
- Czterdzieści jest lepsze niż trzydzieści, prawda? - mag nie specjalnie przejął się odpowiedzią kobiety. Ta zaś tylko w milczeniu wystawiła przed siebie dłoń oczekując zapłaty, a gdy chłopak wręczył jej dwadzieścia tysięcy, zakręciła rękoma, mruknęła coś, oraz zrobiła kilka mistycznych, pokazowych gestów.
- Kobieta ta, nosi na sobie brzemię dawnych czasów, nie zobaczysz go od razu, jej głębię będziesz musiał poznać, zrozumieć, co się stało i kim jest. Nie będzie to jednak łatwe, skryta z niej osoba, póki jej zaufania nie zdobędziesz nic Ci nie powie... jednak będziesz miał na to dużo czasu. -odparła w końcu eterycznym głosem, po czym już całkowicie normalnym dodała. - I nawet się nie dopytuj, tylko tyle zobaczyłam.
- Jak zwykle konkretnie... - Ishir kwaśno spojrzał na babcię. -No ale miało być kolejne pytanie. Więc... Jakie niespodzianki będą czekać mnie w trakcie obecnej misji?
Staruszka odprawiła swój krótki rytuał, po czym zamyśliła się na dłuższa chwile, by w końcu powiedzieć. - To dziwne, w pewnym momencie coś blokuje me oko, jakaś stara magia... lecz zanim tą magię spotkasz, strzeż się czarnego jaszczura, oraz... -tu kobieta zrobiła bardzo głupią i zdziwioną minę. - Oraz ośmiornicy... -dodała niepewnie palcem stukając w kule jak by chciała poprawić obraz. - Nie no, bez wątpienia uśmiechniętej ośmiornicy.
- A kiedy te zwierzaczki spotkam? - padło kolejne pytanie Ishira.
- Nim dotrzesz do swego celu.- odparła staruszka i zabrała kulę. - Na dziś starczy... wróżbiarstwo jest męczące.
- Nie wiem, nie miałem przyjemności z tym współpracować osobiście. No, ale dziękuję za odpowiedzi. Mogą się przydać. - Ishir ukłonił się lekko i ruszył powolnym krokiem dalej zwiedzać miasto.

≈≈≈≈≈

Białowłosemu niedane było spokojnie zwiedzić miasta. Tym razem na przeszkodzie stanęło Ostrze Gromu.
„- Czuję go. – odezwało się nagle w głowie chłopaka. –Tak dawno nie miałem z nim kontaktu
„- O kim mówisz?”
„ – O Młocie Błyskawic. Orężu podobnym do mnie.”
„- Brzmi ciekawie. Gdzie jest?”
„- Przed nami. Poprowadzę cię.”
Kierując się wskazówkami broni Ishir stanął przed straganem z gatunku tych, gdzie towar należało sprawdzić przed kupieniem.
- W czym skromny kupiec może pomóc szlachetnemu panu? – zapytał mały, siwiejący już człowieczek, będący właścicielem tego przybytku.
Elektryczny mag rozejrzał się po oferowanych towarach. Były to same młoty (dlaczego nie zdziwiło to Ishira?).
„- Który to?” – zapytał Ostrze.
„- Ten z czaszką na bijaku i łańcuchem” – usłyszał w odpowiedzi.
Chłopak szybko dostrzegł opisany młot. Prezentował się nadzwyczaj okazale.



Młodzieniec wskazał na broń.
- Byłbym zainteresowany nabyciem tego.
- Widzę, że ma pan zamiłowanie do specyficznego rodzaju uzbrojenia. To Młot Błyskawic. Niezwykły młot nieprzeznaczony dla byle, kogo. – kupiec z chytrym uśmiechem spojrzał na swojego klienta. Bez trudu można było się domyślić, że ktoś według niego był osobą bogatą.
- Nie jestem pewien czy aby na pewno nadaje się dla pana.
- Nie widzę najmniejszego powodu, dla którego miałby nie być dla mnie. - Ishir odsłonił skrywane do tej pory pod płaszczem Ish’hana i Miz’kena. – Trochę to waży i jest z tym sporo kłopotów. Z chęcią zamieniłbym te dwie bronie na Młot Błyskawic.
- Tak łatwo to nie będzie. Twój mieczyk i młot to śmieci w porównaniu z Młotem Błyskawic. Bardziej interesuje mnie ta zabawka. - staruszek wskazał palcem miejsce gdzie ukryte było Ostrze Gromu.
- Niestety, to nie moje. Ja tylko wypożyczam na czas nieosiągalności prawowitego właściciela.
- No trudno. Więc zgodzę się oddać ci Młot Błyskawic w zamian za te dwa śmiecie i wszystkie klejnoty, jakie masz przy sobie. Trochę ponad 700 tysięcy. Co ty na to?
Ishirowi ta myśl nie specjalnie się spodobała. Miał w końcu przy sobie wszystkie swoje oszczędności.
„- No weź nie możesz pozwolić by Młot został u tego parszywca. Jak tylko odczarujemy San-Nu-Lina poproszę go by ci to wynagrodził.”
„ – Nie potrzeba. Ale młot zostaje w moich rękach.”
- Niech będzie. – zwrócił się do kupca. – Ale najpierw sprawdzę czy jest tak wyjątkowy, za jakiego go uważasz.
- Nasz klient nasz pan. – uśmiechnął się niski mężczyzna podając młot.
Chłopak chwycił broń i postępując tak samo jak wcześniej z Ostrzem przepuścił do trzonka trochę swojej mocy.
- „No nareszcie jakiś mag.” – głos, jaki Ishir usłyszał w umyśle był podobny do głosu miecza, lecz dało się zauważyć różnicę. –„Miło poznać. Jak zapewne mój starszy braciszek poinformował, jestem Młot Błyskawic.”
Braciszek?”- zapytał zaskoczony mag.
„No Ostrze Gromu. Rodzeństwem jesteśmy.”
„Ta, jasne. Broń posiada rodzinę.”
„A to, że się porozumiewamy, jakoś cie nie dziwi?”
Riposta zakończyła rozmowę. Białowłosy zostawił swoje oszczędności i dwie bronie u staruszka samemu zaś ruszył w stronę stacji. Po drodze uświadomił sobie, że Młot Błyskawic oplótł się łańcuchem wokół prawego przedramienia i zmalał do rozmiarów niewielkiego wisiorka.
Taka sztuczka. Po co mam się za bardzo rzucać w oczy?” – wyjaśniła broń. „- Jak będę ci potrzebny to daj jakoś znać.”
No tak. Po tym zakupie Ishira już nic nie zdziwi.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.

Ostatnio edytowane przez Karmazyn : 14-09-2012 o 19:58.
Karmazyn jest offline  
Stary 29-08-2012, 14:26   #117
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Chłopak nawet nie wiedział, co chce zrobić przed odjazdem.
Co prawda odpoczął na łodzi jednak krew cały czas w nim wrzała. Nie był on przyzwyczajony do porażek. Zwłaszcza takich, w których mijał się o włos z pełnym zwycięstwem.
W końcu zirytowany przeczuciem skręcił w bok dyskretnie wyciągając senne ostrze.
Przeglądał w nim niczym w lusterku czy ktoś za nim nie skręcił. Nawet pochylił się niby to wiążąc buta.
Babilonia nie była świętym narodem. Przyjmowało się powiedzenie, że najlepszym odpoczynkiem od bitwy jest bójka. Kereiowi udzielało się to dosyć mocno.
Miał ochotę zbić irytację prosto w twarz.
Faktycznie chłopak był śledzony, bowiem za nim do zaułka wsunęło się dwóch typowych oprychów, z nożami dyskretnie ukrytymi za paskami oraz z chęcią szybkiego zarobku wypisaną na twarzy.
- Hej młody, nowy tutaj co? -zagaił jeden przepitym głosem.
Uśmiech zniknął z twarzy chłopaka, gdy ten zdał sobie sprawę, że nie będzie to jednak zabawna potyczka.
Natychmiastowo podniósł się i skoczył za siebie chcąc uderzyć tępą stroną ostrza w szyję jednego z oprychów. Ten skrzywił się pod siłą uderzenia i osunął na ziemię.
Nim jego przyjaciel zdołał cokolwiek zrobić kopniak w gardło odrzucił go na ścianę budynku i przyćmił na, tyle aby nie stanowił już zagrożenia.
- Tch.
Gdy ciała osunęło się po ścianach z jękiem, Kerei miał chwile by przyjrzeć się niedoszłym oprawcom. Okazało się że młodzi rabusiowie, mieli przy sobie znak, głowe czarnego smoka na medalionie. Co znaczyło, że należeli do jakiegoś gangu... a tacy rzadko atakują przypadkowych przechodniów.
- Oh? - Kerei uśmiechnął się widząc medaliony. - To brzmi zabawniej.
Złapał za koszulę jednego z bandytów i uderzył nim w ścianę, na której powstały lekkie pęknięcia. Chciał go nieco ocucić. - To jak się nazywa twój klub rabusiów? - spytał - Jestem członkiem straży runicznych rycerzy. Odpowiadaj na moje pytania a możesz poprawić swoje szanse w sądzie.
Rabuś zajęczał wciąż zamroczony, ale jeszcze kilka uderzeń sprawiło, że zdołał wyjęczeć parę słów. - Czarne jaszczury... czarne jaszczury... -no tak, bardzo oryginalnie i zaskakująco.
Kerei przyjrzał się bandycie lekko zawiedziony. Postanowił zerwać medalion i doczepić go do swojej kurtki. W ten sposób zabawa sama go znajdzie.
Poza tym chyba tylko dalsze spacerowanie po uliczkach wchodziło w drogę.
 
Fiath jest offline  
Stary 29-08-2012, 15:24   #118
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
-Raz kozie śmierć.- mruknęła do siebie Aryuki spoglądając na cały budynek gildii i otworzyła drzwi wchodząc do środka. Po czym rozejrzała się nieufnie. Budynek gildii miał bowiem wszystkie złe strony pociągów, był duży, głośny i wydawał się wręcz czekać na okazję do rozpadnięcia się na drobne kawałeczki w głośnej eksplozji.
Gdy tylko dziewczyna uchyliła drzwi usłyszała głośne - Padnij!- a gdy odruchowo rzuciła się na ziemie nad jej głową przeleciała jakaś spora dymiąca zębatka. - Nic pani nie jest? -zapytał młody chłopak w masce ochronnej i goglach na twarzy podając Aryuki rękę.
-Żyję. Co tu się... ? - rzekła nieco spanikowanym głosem wojowniczka rozglądając się dookoła. -Szukam kogoś, alchemików Gruma i Juna. Ten pierwszy jest tu chyba kimś ważnym, prawda?
- Tak, Grum to członek naszej rady. -stwierdził naukowiec podnosząc dziewczynę z ziemi. - Aktualnie ma zebranie, z tego co mi wiadomo.
-A Jun, zajmuje się... tymi,no... mechanizmami.- Aryuki nie ustępowała w swym przepytywaniu chłopaczka.-I nie... wspomniano, że się pojawię ? Aryuki Marai jestem.
- Może coś mówili... wiesz najczęściej pracuje z zatyczkami w uszach. -stwierdził wesoło chłopak. - A Jun to pewnie jeden z inżynierów... nie znam ich wielu.
-Ktoś tu robi za odźwiernego ? Do kogo możesz mnie skierować, kto by wiedział coś więcej? Grum wspominał coś o dobrej kawie, którą tu serwują.- rzekła smętnie Aryuki, której ta beztroska lekko denerwowała.
- Musisz się udać na 3 piętro do sekretariatu, tam Ci wszystko wytłumaczą. -odparł chłopak ponownie wtykając korki w uszy i wracając do pracy.
-No tak. Sekretariat. To dobrze wróży.- mruknęła do siebie dziewczyna i rozpoczęła wędrówkę po schodach, wprost na trzecie piętro.

Gdy dziewczyna dotarła na trzecie piętro jej oczom ukazało się coś, co wielu mogło by uznać za piekło. Dziesiątki biurek, za każdym pochylona kobieta w średnim wieku, wszędzie kubki z parująca kawą i sterty, prawdziwe góry papierów. Sekretariat, zmora klientów od zarania dziejów, miejsce gdzie formularz B33 może zadecydować o twoim życiu lub śmierci oczywiście jeżeli wypełniło się wcześniej inne niezbędne formularze, każde do odebrania przy innym stoliku.
-Dzień.. dobry? Jestem Aryuki Marai. Oczekiwano tu mnie. Alchemik Grum zapewne o tym wspomniał?- rzekła dziewczyna na powitanie owej kobiety. Miała nadzieję, że krasnolud wykazał się przezornością. Nie mogła wszak spędzić tutaj całego dnia.
- Proszę usiąść i poczekać na swój numerek.-odparła kobieta w ogóle nie podnosząc głowy, ba nawet chyba nie słuchała co dziewczyna powiedziała.
-Mój... co?-Aryuki wręcz zamurowało z zaskoczenia.
- Numerki do odebrania przy stoliku K10. -odparła kobieta dalej coś skrobiąc.
-Nie szkodzi, sama znajdę. Najwyżej zrobię wam wentylację w ścianach.- mruknęła wściekle pod nosem Aryuki ruszając w kierunku schodów prowadzących na kolejne piętro. Wyjęła z plecaka urządzenie Juna. Powinno ono wykryć jakieś obdarzonego talentem alchemika. A taki powinien mieć większe rozeznanie w tym miejscu.
Urządzenie nie było nawet potrzebne, bowiem na schodach dziewczyna niemal wpadła na Juna, który schodził z wyższego piętra niosąc jakiś karton z papierami. Chłopak zachwiał się niebezpiecznie z powodu tego nieoczekiwanego spotkania i cudem uratował się przed z turlaniem ze schodów.
- O hej. Ty już tutaj? -zapytał lekko zasapany inżynier.
-Miałam przyjść, a wy mieliście wyjechać ze mną. Nieprawdaż? Czy może coś się zmieniło w tej materii?- rzekła Aryuki patrząc ponuro na Juna. Po czym nagle zmienił się jej humor, gdy sobie o czymś przypomniała.. lub wymyśliła. Chwyciła nagle chłopaka pod ramię i rzekła z promiennym uśmiechem.-Pokażesz mi swoją pracownię ?
- Co.. ale jak.. dokumentacja! -zaczął plątać się Jun którego kontakty z kobietami można było określić jako “mierne, bardzo mierne, wręcz zerowe” - Nie miałaś spotkać się z Grumem? Zrzucił na mnie wszystkie papiery by mieć dla Ciebie czas.
-Nie wiem gdzie on jest, a ja mam kolejną niespodziankę... tylko dla ciebie.- rzekła figlarnym tonem głosu dziewczyna ciągnąc go w górę po schodach.
-Grum ma gabinet na przed ostatnim piętrze, a ja w podziemiach...- odparł już całe czerwony na twarzy chłopak przyciskając karton z papierami do piersi niczym tarczę.
-Czyli szybko do podziemi.- zadecydowała dziewczyna, natychmiast zawracając i ciągnąc za sobą Juna.-Papiery nie uciekną, prawda?
- I tak muszę je zanieść na dół. -odburknął Jun, po czym skręcił z Aryuki w jakiś boczny korytarzyk w sekretariacie. - Windą będzie szybciej.
-Na pewno umiesz zrobić, granaty błyskowe lub wybuchowe prawda? Niestety warsztat w Lasthope wybuchł i nie mogłam uzupełnić moich zapasów.- rzekł smutno podążając za Junem, ciekawa co to za twór... ta winda.
- Pfff, granatami się nie zajmuje, to tanie sztuczki a nie nauka, aczkolwiek mamy ich na dole sporo bo moi “koledzy inżynierowie”...- ostatnie dwa słowa Jun zaakcentował nad wyraz ironicznie. -... lubią takie zabawki.
-To się chyba nie obrażą jak parę z nich pożyczę? W moim fachu liczą się fajerwerki i tanie sztuczki. Ratują życie czasem.- rzekła radośnie dziewczyna, gdy znaleźli się w windzie. Tam zdjęła plecak z pleców i wcisnęła Junowi w dłonie mówiąc.-Potrzymaj na chwilę.
- Co...?! - krzyknął zduszony ciężarem papierów i plecaka chłopak, który teraz wyglądał jak tobołek z nóżkami. Winda zaś powoli i z klekotem jechała w dół, do podziemi wieży.
-Plecak, plecak.- rzekła dziewczyna nie przejmując się zdziwieniem Juna i grzebiąc głęboko w jego wnętrzu. -A tu... cię mam...
Z dumą wyjęła sporą niebieską kulę, po czym trzymając ją w jednej dłoni, przyłożyła drugą do niej mówiąc.-Soulcrest..
Na powierzchni kuli pojawił się okrąg spleciony z kilkoma dziwnymi znakami, tworzącymi dość dziwny ornament na jej powierzchni.
Dokonawszy tego dzieła, pokazała je alchemikowi mówiąc.-Mógłbyś szybko zrobić... z cztery kule wyglądające identycznie jak ta ? Niekoniecznie z tego samego materiału.
- Nie ma problemu...-stęknął Jun wyłaniając głowę zza pakunków.-... tylko że jeżeli ta kula ma jakieś właściwości to na szybko mogę zrobić tylko nic nie potrafiące podróbki.
-Takich właśnie potrzebuję, nic nie znaczących kopii. Nawet jeśli kulka ma właściwości, lub promieniuje magią, to moja pieczęć zdusiła ten efekt.- rzekła z zadowoleniem w głosie Aryuki. Skoro nie mogła ukryć kuli w gildii, to ukryje ją pomiędzy jej kopiami. A ponieważ pieczęć z oryginału wojowniczka mogła zdjąć w każdej chwili, byłaby jedyną osobą mogącą odróżnić prawdziwą od jej duplikatów.
A dokładniej mówiąc tak mogło się tylko zdawać, bowiem gdy Jun począł tworzyć duplikaty, Aryuki zauważyła coś dziwnego. Spod jej pieczęci, niczym ze szczeliny poczęła sączyć się woda, najpierw małe kropelki, po chwili zaś już cała kulka była mokra. Nie minęło kilka sekund, gdy potężny strumień, wody po prostu zerwał i zniszczył pieczęć, w tym też momencie wszystko ucichło, a kula ponownie stała się zwykłym kamyczkiem. Widać przedmiot nie dość że był naprawdę potężny, to jeszcze nie życzył sobie by go w jakikolwiek sposób uciszać.
- Co to było? -zapytał zdziwiony Jun, przezornie cofając się w kąt windy.
-Kłopot, kłopot... ale mój.-rzekła dziewczyna drapiąc się po karku.-W każdym razie rób te kopie. A nuż kogoś da się nimi nabrać.
I rozglądając się po pracowni Juna spytała.-Tooo od którego z kolegów da się wypożyczyć owe wybuchowe niespodzianki?
Jun po wyjściu z windy wskazał jej olbrzymie pudła, pod ściana wielkie hali, gdzie krzątała się spora ilość naukowców. - Tam kazałem im odkładać takie zabaweczki, może znajdziesz coś dla siebie. Bierz ile chcesz. -stwierdził siadając przy swoim biurku, na którym to leżał bardzo imponujący, zakończony czterema zaostrzonymi bolcami, karabino-podobny twór.
Aryuki przyjrzała się przelotnie broni Juna, sama bowiem nigdy się do strzelania nie kwapiła. Jednym z powodów obrania drogi miecza był fakt, że łuczniczką była kiepską. Zamiast tego dziewczyna przeglądała pudła wybierając przedmioty przypominające te, których sama używała. Trzeba było przyznać, że wyglądały one bardziej śmiercionośne od fajerwerków Xina.-To zamierzasz się wybrać ze mną i z Grumem na tą wyprawę? Ten karabin jest na nią właśnie?
- No wiesz, Grum by mi nie wybaczył gdybym tu został, a to on wywalczył większość z dofinansowań moich badań. -stwierdził inżynier odwracając się na krześle do dziewczyny i wzdychając ciężko. - Nie powiem by mi się to uśmiechało, mam sporo pracy, no ale przełożony to przełożony. - dodał po czym poklepał potężną giwerę, - Mam zamiar go zabrać, aczkolwiek nie został on stworzony na te właśnie wyprawę, widzisz to mój największy jak dotąd projekt, już dziesięć lat go ulepszam i poprawiam. -stwierdził z dumą inżynier i bez trudu podniósł wielkie, dwuręczne cacko. - Jest niezwykle lekki, a ponadto wytrzymały, no i nie jest to jakaś zabawka na proch jak te granaciki. To karabin wiary w siebie, im mocniej w coś się wieży, w zwycięstwo, w siebie czy w cokolwiek tym potężniejszą bronią się staje. -powiedział Jun celując nim w ścianę po czym opuścił lufę i odłożył broń na stół. - To jak dotąd chyba mój najlepszy wynalazek, wreszcie pokazuje, że w walce inteligencja jest równie ważna co siła. -dodał lekko rozmarzony.
Co do kosza w którym Aryuki grzebała, było tam sporo ciekawych zabawek. Granaty błyskowe, dymne i wybuchowe, były niczym w porównaniu do kilku lasek dynamitu, które wygrzebała dziewczyna, jak też do dziwacznie wyglądającego gumowego.... czegoś.


Przyglądając się owemu znalezisku dziewczyna rzekła.- Dziesięć lat. To najwyższy czas na sprawdzenie broni w walce. Mój ojciec by już ją dawno sprawdził, gdyby wykuwał tyle lat.
- Póki co testowałem ją tylko na manekinach ćwiczebnych... -stwierdził chłopak dokręcając coś przy owej broni.
-No to teraz będzie okazja na czymś co się rusza, bardziej nieprzewidzianie niż manekiny.- rzekła dziewczyna i pokazując owo kuliste znalezisko spytała.-A to do czego służy?
Jun rzucił okiem na gumową piłeczkę i stwierdził krótko. - Granat dezorientujący, wrzuca się taki do pomieszczenia, a on zaczyna piszczeć, i odbijać się po ścianach. Zabawka. -zakończył z prychnięciem.
-Lubię takie zabawki. Dobra, to ty się już pakuj. Ja też się zresztą spakuję.- rzekła Aryuki dorzucając granat do reszty wybuchowych kompanów. Po chwili wylądowały tam też i wszystkie pięć kul, tak że prawdziwa znów uwierała łowczynię w plecy.-A ja pójdę do Gruma. Wieczorem musimy wyruszyć, by na czas dotrzeć do przybytku wiedzy wszelakiej. Oooo... właśnie, zrób sobie listę pytań, na które szukasz odpowiedzi.
Podrapała się po głowie.-I pokaże mi drogę do Gruma. Chyba skończył zebranie, prawda?
- Podejdź winda na przed ostatnie piętro, jego gabinet jest podpisany. -stwierdził Jun nie odrywając wzroku od swego wynalazku.
-I dzięki za pomoc Jun.- rzekła dziewczyna wsiadając do windy, która miała ją zawieźć do krasnoluda.

Winda grzechocąc powiozła dziewczynę niemal na sam szczyt wieży. Widać było znaczną różnicę w wystroju między piętrami niższych urzędników, a zarządu. Tutaj panowała względna cisza, wszystko było sterylne i wysprzątane. W rogu korytarza, przy którym umieszczone były gabinety, stał automat na wodę ( który zapewne pojawił się tam podczas zbudowania wieży, bowiem takie automaty mają dziwna tendencje do pojawiania się znikąd) Tabliczki z imionami poszczególnych członków rady były pozłacane, a ich imiona wygrawerowane wprawną ręką, tak, że odnalezienie, dębowych drzwi pracowni krasnoluda było tylko kwestią kilku spojrzeń.
Aryuki miała nadzieję, że Grum zdążył już powrócić z zebrania. Nie chciała bowiem demolować mu drzwi na wstępie. A nie uśmiechało się Marai stać pod jego gabinetem. Zapukała więc delikatnie.
- Proszę! -rozległ się z środka głos brodacza, tonem wyćwiczonym przez lata kontaktów z petentami na członków gildii.
Aryuki otworzyła i uśmiechnęła się promiennie wchodząc. Od razu z progu zapytała.- I jak tam rozmowy z Radą i raporty... dobrze poszło?
- A co miało źle pójść? -zaśmiał się krasnal siedząc za wysokim dębowym biurkiem.
-Nie wiem. Z wysokimi radami zawsze mogą być kłopoty. Zadanie nie dość dobrze wykonane. Za wiele ludzi ucierpiało. Powinno być zrobione szybciej... takie tam.- rzekła w odpowiedzi Aryuki zamykając za sobą drzwi i zmierzając do krzesła stojącego przed biurkiem.
Grum machnął tylko ręką. - A tam, za długo jestem w tej radzie by narzekali, zresztą przynieśliśmy próbki, zdaliśmy niemal pełny raport... bo o tobie i Takerze nie wspominaliśmy. -stwierdził puszczając dziewczynie oko. - Tak więc mamy z głowy papierkowa robotę, znaczy ja mam bo Jun się tym zajmie. -zarechotał jeszcze stary brodacz.
-To kiedy wyruszamy, bo mnie terminy gonią i muszę już wkrótce. To znaczy, wieczorem mam pociąg. I ktoś na mnie czeka pod gildią, więc wypadałoby go poinformować o sytuacji.- rzekła w odpowiedzi dziewczyna splatając dłonie razem.
- Jak dla mnie możemy już teraz. Aczkolwiek Jun musi sobie zbudować jakąś maszynkę by ogarnęła papiery, więc dołączy do nas dopiero wieczorem. -stwierdził brodacz i otworzył szufladę grzebiąc w niej zawzięcie. - My w tym czasie możemy podskoczyć do mnie na obiad, moja żona bardzo lubi gości. -stwierdził z uśmiechem.
-A ma dużo ma w domu żelaznego złomu? Mój... towarzysz lubi żelazo. Jeść.- rzekła w odpowiedzi dziewczyna sama też mocno odczuwając głód.-A dałoby się pożyczyć z twej gildii trochę pieniędzy? Na poczet przyszłych usług dla waszej organizacji? Jestem trochę... bez grosza przy duszy.
- Co ty się pieniędzmi przejmujesz. -prychnął jej rozmówca i od niechcenia wyjął z szuflady pełen mieszek. - I tak jesteśmy ci coś winni za pomoc w wieży. - stwierdził podsuwając jej gotówkę.- A złom na pewno jakiś w domu się znajdzie,mam tam swój składzik na starocie.
-To ruszamy!- rzekła entuzjastycznie Aryuki wstając.-Najpierw na obiad, a potem dalej?
- Mi to pasuje. -odparł wesoło radny i zeskakując z krzesła otworzył dziewczynie drzwi.

Gajeel zaskoczony był nieco pojawieniem się Gruma. Na tyle zaskoczony, że nie wyskakiwał z żadnymi szyderstwami na temat krasnoluda. I potulnie zgodził się pójść na obiad do krasnoluda.
A chatka Gruma okazała się przytulna, żona młoda i o wiele wyższa od niego.
Miła, pogodna, wyrozumiała i najwyraźniej nie przejmująca się zajęciem męża Brunchilda sprawowała władzę w domu. I tej władzy uległ nie tylko krasnolud, ale i Gajeel.
Może i czarnowłosy pyszałek był krypto-pantoflarzem?
Aryuki w to nie wnikała. Ważne że obiad upłynął w dość miłej atmosferze i przy opowiadaniu przez Gruma relacji ze swej ostatniej wyprawy dwojgu miłym berbeciom. Oczywiście, bardziej ją podkoloryzował i bardzo pomniejszył w niej rolę Marai. Co zresztą dziewczynie bardzo odpowiadało. A dzieciaki Gruma były opowieścią zachwycone. Bo czyż może być bardziej wspanialsza misja niż ratowanie księżniczki zamkniętej w wieży przez potężnego potwora?

Po posiłku były zakupy. Mieszek krasnoluda wystarczył na.. zakupy kilku kreacji, paru ozdób i kożucha z kapturem podszywanego futrem. Przy okazji Aryuki nasłuchała się kpin Gajeela, dla którego te wędrówki od sklepu do sklepu były drogą przez mękę. I jakoś musiał wyładowywać frustrację tymi torturami.
A Aryuki ignorowała docinki swego ochroniarza , który całym swym strojem udowadniał swoją ignorancję w sprawach mody.
Sakiewka wystarczyła też na kupienie magicznego sai, które idealnie nadało się jako oręż blokujący broń przeciwnika.


Dziewczyna miała co prawda mieszane uczucia w tej sprawie. Zazwyczaj wolała stosować własny oręż, a sztuczka broni choć użyteczna, nie należała ani do widowiskowych, ani do potężnych. Cóż... mieszek dany przez Gruma nie był bez dna.
Zresztą i tak sporo dziś zyskała, cztery fałszywe kule, nowe ubrania, nieco różnych wybuchowych przeszkadzajek, magiczne sai... o nastawionym bojowo ochroniarzu nie wspominając.
Nastał więc czas wybrania się na dworzec kolejowy, spotkanie Juna i... podróż na północ.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 03-09-2012 o 13:20.
abishai jest offline  
Stary 02-09-2012, 00:08   #119
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Jeszcze nie tak dawno trudno byłoby uwierzyć, że widok miasta tak bardzo ucieszy Andhera. Zwykle dłuższy pobyt w okolicy zamieszkanej przez zbyt dużą ilość ludzi stanowił dla niego tylko zło konieczne, przykry obowiązek któremu musiał się poddać by móc zarobić na swoje utrzymanie. Teraz na samą myśl o ciepłym posiłku, balii pełnej gorącej wody i wygodnym łóżku kapelusznikowi zrobiło się jakby lżej na duszy. Pieniędzy miał wystarczająco by pozwolić sobie na odrobinę luksusu i chociaż niewielkie miasteczko raczej nie miało zbyt wiele do zaoferowania to zamierzał skorzystać z tej być może ostatniej okazji. Gdy już raz rozpocznie kampanię przeciwko Białemu to kto wie kiedy znowu będzie miał trochę czasu dla siebie, gdy nie będzie musiał obawiać się o życie swoje i Crony. Zdawał sobie sprawdę że starcie z tak potężnym przeciwnikiem będzie go sporo kosztować więc parę miłych wspomnień do których będzie mógł wracać w chwilach słabości może w przyszłości zadecydować o zwycięstwie lub porażce. Również gdy następnego dnia wyruszyli dalej i przedzierali się przez mokradła kapelusznik wyglądał na zadowolonego, w pewnym momencie nawet ku zaskoczeniu zarówno własnemu jak i Crony chwycił rękę dziewczyny. Co prawda romantyczny moment został przerwany przez pluśnięcie aż po kolano w błoto i potok przekleństw który nastąpił w chwilę po nim gdy z pomocą dziewczyny usiłował wygramolić się z brunatnej brei, jednak nietrudno było zauważyć zmianę w zachowaniu kapelusznika.

Andher po prostu się bał. Zgrywał pewnego siebie gdy buńczucznie oznajmił że wyrusza w pogoń za monarchą, chociaż w chwilę wcześniej przegrał z nim walkę potraktowany bardziej jak uciążliwy owad niż realny przeciwnik z którym należy się liczyć. Teraz wykorzystywany przez innego wroga zmierzał do tajemniczego miejsca by tam zyskać moc potrzebną do nadchodzącej wojny, co nawet skończonego głupca nie napawałoby zbytnim optymizmem. Kto wie co planuje zrobić z nim Sugetsu gdy już wykorzysta go do swoich planów? Czy będzie w stanie ochronić nie tylko siebie ale i Cronę? I co najważniejsze... Czy po tym wszystkim wciąż pozostanie sobą, nawet jeśli w końcu będzie zmuszony zabić innego człowieka?

Mapa okazała się wręcz podejrzanie dokładna, po podarunku błazna spodziewał się bardziej durnych, zagadkowych wskazówek niż dokładnego określenia kierunku. Andher bez wachania wpełzł do groty, gdzie nieznana mu bliżej magia oddzieliła go od przyjaciółki pozostawiając samego w ciemności. Zawrócić nie było jak, choć prawdę mówiąc nawet gdyby istniała taka możliwość kapelusznik zapewne i tak nie próbowałby się wycofać. Perspektywa zdobycia większej mocy była dla niego zbyt kusząca, do tego stopnia że gotów był zaryzykować swoje życie i zaufać słowom wysłanego przez Sugetsu błazna. To nic, że po prostu wykorzystywali go by pozbyć się niewygodnego przeciwnika bez brudzenia sobie rąk, tak długo jak będzie mógł wyrównać rachunki z Białym Królem było mu to obojętne... A przynajmniej tak starał to sobie wytłumaczyć. Gdy tylko cienisty dotarł do wielkiej sali i zobaczył wypełniające ją schody skrzywił się nieznacznie. Znalezienie drogi w tym labiryncie byłoby trudne, by nie powiedzieć że niemożliwe, a na dodatek strasznie czasochłonne. Kapelusznik zaś wolał się spieszyć, wciąż mając świeżo w pamięci fakt że cały rok swojego życia spędził uwięziony przez czar Sugetsu. Być może sam ten labirynt był pułapką która miała odsiać wszystkich tych którzy nie rozumieli potęgi magii iluzji, co byłoby sensowne zważywszy że na jego końcu znajdowało się coś co będzie w stanie wzmocnić zdolności maga posługującego się czarami z tej dziedziny. Dlatego Andher spróbował na samym początku najprostszego możliwego triku - ignorując wszelkie możliwe schody zamknął oczy i ruszył przed siebie majac nadzieję że nie zakończy się to bolesnym spotkaniem z jakąś ścianą lub upadkiem ze schodów. Niestety ta taktyka nie okazała się najlepsza, bowiem szybko Andher przekonał się, że schody - nawet jeżeli iluzoryczne - są bardzo twarde, a z turlanie się z kilku z nich wcale nie należy do najprzyjemniejszych doznań. Ponadto grawitacja w tym miejscu działała w bardzo dziwny sposób, bowiem kapelusz chłopaka, zamiast spaść koło niego, pofrunął do góry i osiadł na schodach, które przecinały ciemność na cienistym magiem.


Cienisty mógł pozwolić sobie na utratę wielu rzeczy. Był w stanie przeboleć utratę mieszkania i wszystkich znajdujących się w nim rzeczy, bo domyślał się że przez rok nieobecności już dawno zostało wynajęte nowemu właścicielowi. Przetrwał jakoś psychicznie fakt ukradzenia mu całego roku życia, pozbawienia go wszystkiego co mógł zyskać w tym czasie, zaakceptował gdy jego ulubiona dotychczas broń, szpada ukryta w parasolce została zniszczona. Jednak utraty kapelusza który od niepamiętnych czasów mimo wyraźnych już śladów użytkowania stanowił stały element jego garderoby po prostu nie mógł przeboleć. Podskoczył więc by sprawdzić czy dziwna grawitacja nie uniesie i właśnie ten podskok okazał się strzałem w dziesiątkę. Andher uniósł się i już po chwili stał do góry nogami, koło swego nakrycia głowy, jednak w rozwiązaniu zagadki tego miejsca mu to nie pomogło, nawet z tej perspektywy grota wciąż była pełna schodów, niknących w ciemnościach. Skoro jednak skok w górę pozwolił mu niejako zmienić obowiązujące go zasady grawitacji to kolejny pomysł na rozwiązanie tej zagadki nasunął się kapelusznikowi sam. Co prawda wiązał się z ryzykiem kolejnego bolesnego upadku, jednak tym razem Andher był na to przygotowany - jedną ręką przyciskając do siebie kapelusz spróbował skoczyć w głąb jaskini licząc, że i tym razem trick z grawitacją zadziała. I owszem, zdziałał... ale w taki sposób iż, przyciągnęły go do siebie po prostu najbliższe schody. Możliwe że to wcale nie było ułatwieniem, a jedynie miało przeszkadzać tym, którzy chcieli opuścić labirynt. Bo co jeżeli między schodami będzie dziura którą trzeba by przeskoczyć? Wtedy taka grawitacja nie była by koniecznie sojusznikiem.

Cóż, kapelusznik nieco by się zdziwił gdyby rozwiązanie problemu było tak proste, jednak musiał spróbować. Nie darowałby sobie gdyby później okazało się że ta najprostsza przychodząca mu na myśl metoda była tą właściwą a on sam zmarnował czas kombinując nad bardziej finezyjnymi rozwiązaniami. Przynajmniej dowiedział się czegoś nowego o tym miejscu, być może później będzie w stanie w jakiś konkretny sposób wykorzystać nowo zdobytą wiedzę. Teraz jednak ruszył w głąb wypełnionej schodami sali, w razie konieczności przeskakując z jednych schodów na inne. Nie przyniosło to jednak oczekiwanego rezultatu, mag krążył ponad godzinę nie odkrywając nic nowego, tylko schody, schody, schody i jeszcze więcej schodów. Niestety, wyglądało na to że w ten sposób może krążyć po tym miejscu bez końca a i tak nigdzie nie dotrze. Kapelusznik zatrzymał się i przygryzł dolną wargę wyraźnie zastanawiając się nad czymś. Albo przeoczył jakąś możliwość albo brakowało mu informacji koniecznych do rozwiązania tej zagadki. Tak czy inaczej miał problem, bo chociaż domyślał się już wcześniej że możliwość zwiększenia swoich mocy zapewne nie będzie ogólnodostępna i sposób dotarcia do niej może w jakiś sposób wiązać się z naturą magii Andhera lub Sugetsu... albo też wręcz przeciwnie nie być wcale związany z magią samą w sobie. Kapelusznik spróbował ponownie sztuczki ze skokiem tym razem jednak próbując z całej siły skoncentrować się na dotarciu do innego rzędu schodów niż przyciągała go zmieniona grawitacja. Być może właśnie w silnej woli leżał klucz do rozwiązania tego problemu.

Okazał się, że cos w tym jest... ale nie do końca. Bowiem gdy mag skoncentrował się, wytężył wszystkie szare komórki, schody które go przyciągały, zafalowały lekko. Niczym fatamorgana, która ma zaraz zniknąć. Po chwili jednak wróciły do swego normalnego stanu i przyciągnęły do siebie kapelusznika.Widząc efekt swojego eksperymentu kapelusznik uśmiechnął się do siebie wyraźnie z czegoś zadowolony. Jego przypuszczenia okazały się słuszne, przynajmniej częściowo, a na dodatek wyglądało na to że wreszcie miał komplet potrzebnych informacji. Teraz pozostawało wytężyć nieco umysł by znaleźć rozwiązanie które wreszcie pozwoli mu ruszyć dalej. Iluzje, których nie dało się rozwiać aktem niewiary, wciąż trwające i ograniczające go nawet gdy zdał sobie sprawę z ich natury... To było po prostu wspaniałe. Jednak ich źródło, jak zapewne wszystkich innych podobnych zdolności znajdowało się w jego własnym umyśle i to tam należało szukać drogi by je obejść. Ponownie skoncentrował się na otoczeniu, tym razem jednak zamiast schodów wyobrażając sobie prosty korytarz na końcu którego znajdowały się drzwi. Ciekawiło go, czy w ten sposób będzie w stanie wpłynąć na otaczającą go rzeczywistość.

Gdy się koncentrował znowu schody zafalowały... lecz tylko tyle, jednak Andher czuł, że dobrze podchodzi do tego zadania, obierał jedynie złe środki w celu konstruowania prostego wyjścia z nie prostej zagadki. Najwyraźniej otaczające go iluzje były zbyt silne by po prostu wpłynął na nie siłą woli... jednak oznaczało to że rozwiązanie może być jeszcze prostsze niż wcześniej przypuszczał. Zamiast zmieniać otaczający go świat dużo lepiej było po prostu stworzyć coś nowego, dlatego wykorzystał swoją własną moc iluzji by stworzyć widmowy obraz drzwi u szczytu schodów, po czym wyobrażając sobie że są prawdziwe otwarł je. Ich dotyk był równie realny jak iluzorycznych schodów, a cienisty mógł przywitać to co zobaczył za otwartymi drzwiami jedynie radosnym uśmiechem. Oto za nimi ciągnął się długi prosty korytarz, który kończył się kolejnymi, wrotami. Wyglądałona to, że zagadka została rozwiązana. Kapelusznik zdawał sobie sprawę że na triumfowanie wciąż może być zbyt wcześnie, bo chciaż wydawało się że zrozumiał zasadę działania tego dziwnego miejsca to wciąż mogły czekać na niego nowe niespodzianki. Dlatego ruszył w stronę drzwi powoli, ostrożnie stawiając kroki jakby obawiał się pułapek
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 03-09-2012, 00:36   #120
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Blacker
Chłopak kroczył ostrożnie korytarzem, który po części sam stworzył. Widać trafił do miejsca gdzie iluzja nabiera nowej mocy, skoro mógł magią ingerować w otoczenie, jednak co czekało go dalej? Kolejna próba czy może za drzwiami spotka strażnika tego miejsca? Zaraz miało się okazać.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=kFYLAdBkuvw[/MEDIA]

Gdy czarny mag pchnął drzwi, jego oczą ukazała się okrągła całkowicie ciemna sala, jednak gdy tylko doń wkroczył, drzwi trzasnęły za nim, a na ścianach zabłysnęły pochodnie, oświetlając setki luster, cała sala była z nich wykonana, nawet podłoga stworzona była z tego materiału.
Szklane ściany zadrżały, gdy drzwi huknęły za Magiem… a jedno z luster pękło rozsypując się na ziemi na setki kawałków, by po chwil zacząć zbierać się do kupy przed Andherem. Nie przyjęło jednak swego pierwotnego kształtu a uformowało…


… szklanego mężczyznę w kapeluszu. Jednak gdy tylko sylwetka Andhera odbiła się w szklanych odłamkach, postać przyjęła jego gabaryty, sylwetkę twarz. Jedynie kruszec z jakiego wykonany był nowy Andher pozwalał odróżnić duplikat od pierwowzoru.
Osobnik spojrzał na czarnego maga i przyjął taką Ama postawę jak on… po czym czekał.
Czyżby ta próba miała polegać na pokonaniu samego siebie?

Grupa w mieście portowym oraz Aryuki

Każdy zajął się swoimi sprawami, niektórzy z nudna spędzili dzień… inni wręcz przeciwnie, nawet tutaj nie mieli chwili na wytchnienie. Kiedy wszyscy zbierali się późnym popołudniem na peronie, byli zaopatrzenie w nowe zakupione produkty jak i w chęci do dalszej drogi.
- Wszyscy gotowi? To wsiadamy! –zakomunikował wesoło Joghurt po czym magowie jak i najemnicy wsiedli do pociągu, gdzie szybko zajęli jeden przedział tylko na swoje potrzeby.
Nie byli jednak świadomi, że ktoś ich obserwuje, gdy tylko ostatni członek wyprawy zniknął wewnątrz pociągu, osobnik z godłem czarnego jaszczura na piersi syknął do swego szefa.
- Już wsiedli mistrzu… co teraz?
- Wszyscy do ostatniego wagonu i czekamy na sygnał.. naszego gościa. –mówiąc to szef jaszczurów zerknął na jegomościa w cylindrze. – Zadowolony? –zapytał uprzejmie.
-[i] Jak najbardziej[i] –odparł ten i ruszył do ostatniego wagonu całej kolejki.

W tym czasie w przedziale magów wybuchło małe zamieszanie, bowiem oto pojawił się w nim Inkub, służący Mortisowi.
- Hej szczyle. –przywitał się jak na niego nader uprzejmie. – Porywam wam na trochę Mortisa… wróci przed końcem waszej podróży. – po tych słowach złapał swego mistrza i zniknął w podmuchu gorącego powietrza.

~*~

Edgardo, pojawił się przy długim dębowym stole przy którym zasiadały wszystkie jego duchy… nawet chochlik i koszmar, z czego ten ostatni stał obok z racji tego że konie na ogół nie siadają.
- Dobry młody pytaj najpierw potem my dopowiemy resztę, co chcesz wiedzieć o naszych ostatnich oponentach? –prychnął Inkub i odchylił się na swoim krześle a reszta duchów spojrzała wyczekująco na młodego mistrza.

~*~

Pociąg zaś szybko pędził przez świat, a krajobrazy migały za oknem… nim ktokolwiek zdołał się obejrzeć, ten zatrzymywał się już w środku nocy w Magnoli. Dla Ishira był to trochę nostalgiczny widok… wszak nie był tu już tyle czasu. Jednak nie mógł teraz wysiąść, miał sprawy do załatwienia!

Aryuki zaś pakowała się do pociągu wraz z wesołym Grumem, opryskliwym smoczym pogromcą jak i Junem z wielkim plecakiem oraz marudzeniem nie schodzącym z ust. Los zaś postanowił urządzić sobie małe Primaparilis, bowiem sprawił że zajęli oni przedział tuż obok tego gdzie siedziała wyprawa doktora Joghurta. Czasem tak jest, że bliźniacze historie i cele siedzą tak blisko w ogóle o sobie nie wiedząc. A przynajmniej nie wiedzą na razie.

Do przedziału którym wraz z towarzyszami zajęła Aryuki, wszedł jeszcze tylko jeden pasażer. Wysoki, ubrany w długi prochowiec, oraz nauczycielską czapeczkę wystająca znad gazety w która był zaczytany. W ogóle nie widać było jego twarzy, bowiem była ono niemal wlepiona w czytany obiekt. Cóż była to zapewne wciągająca lektura.

Gdy pociąg ruszył, Aryuki jak zawsze ze stresem patrzyła w przyszłość tej podróży… wszak musiała przetrwać w tym metalowym potworze ponad jeden dzień! Na sama myśl trzęsły jej się nogi, przespać dwie noce w pociągu – nie do pomyślenia!

~*~

Pociąg skręcał właśnie w las okryty nocnym mrokiem, około dwóch godzin drogi od Magnoli. Oczy wojowniczki kleiły się powoli, Grum spał zaś już smacznie, tak samo jak i Jun. Gajeel natomiast… cierpiał. Od kiedy maszyna ruszyła, męczyły go bóle brzucha, zbierało mu się na wymioty i wyglądał jak siedem nieszczęść. Wszak lokomocja była słabym punktem smoczych pogromców.
W sąsiednim przedziale, tez już niemal wszyscy spali, jedynie Joghurt wyglądał na opierającego się zmęczeniu, aczkolwiek siedział cicho. Po prostu patrzył się w okno zamyślony, pykając fajkę.

Aryuki już chciała się zdrzemnąć, gdy nagle usłyszała swoje imię.
- Pani Aryuki, chyba jesteśmy już dość daleko od miasta bym się przedstawił… –zaczął tajemniczy pasażer odsuwając gazetę.


Twarz którą odsłonił, była najdziwniejsza facjatą, jaką dziewczyna kiedykolwiek widziała. Była idealnie okrągła, a malutkie paciorkowate oczka były wlepione w nią uważnie. Pasażer uśmiechał się sącząc jakiś napój, który trzymała macka ośmiornicy, która wysunięta była z rękawa. Dziewczyna wcześniej nie zauważyła natury jego dłoni, bowiem skrywały ja rękawiczki, teraz jednak okazało się, że mimo iż palczaste, wciąż przypominały odnóża ośmiornicy.
-Jestem Korosenai, zabójca na usługach białego króla. Przybyłem tu po to co mu odebrałaś. – przedstawił się grzecznie, po czym bez ostrzeżenia odbił się z miejsca.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=6s8w4VALNs4&feature=related[/MEDIA]

Był zaskakująco szybki, dziewczyna jedynie cudem zdołała odskoczyć w bok, przed ludzką (chociaż to była kwestia względna) torpedą. Pasażer uderzył swoją okrągłą głową, w miejsce gdzie przed chwilą siedziała Aryuki i… przebił się do przedziału gdzie siedziała druga grupa podróżująca do starożytnej biblioteki.

Wszyscy aż podskoczyli gdy do pomieszczenia wpadł, ośmiornico podobny osobnik w stroju nauczyciela. A dokładniej prawie wszyscy, bowiem Agarth został przez niego wywrócony na ziemię, gdyż to jego miejsce znajdowało się tam gdzie teraz ziała dziura po ataku ośmiornicy.
- Przepraszam za kłopot. –rzekł okrągłogłowy podrywając się błyskawicznie z ziemi i posyłając dwie długie macki w stronę Aryuki.
Ishir zaś przypomniał sobie słowa wróżki, o ośmiornicy która zakłóci ich podróż… no i zobaczył Gajella leżącego na ziemi sąsiedniego przedziału z nietęga miną.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:11.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172