|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
04-03-2016, 14:31 | #121 |
Markiz de Szatie Reputacja: 1 | Arcon wracał na sterowiec podenerwowany, ale szczęśliwy. Wymknął się agentom Black Cross dzięki staraniom Kyle'a. "Dla swojej sprawy nie cofną się przed niczym. Choć czasem odnoszę wrażenie że my też" Analizował usłyszane słowa i wyglądało na to, że wplątał się w sam środek starcia dwóch obozów. Black Cross i zarażeni, spiskujący niczym Hanzyci i przedstawiciele Wolnych Miast... Czy ludzie nigdy się nie nauczą? W imię interesów, zemsty i bóg wie czego jeszcze fundowali sobie nawzajem piekło na ziemi. Musiał ochłonąć i uporządkować myśli. Obie strony miały ukryte motywy. Obie były niegodne zaufania. Tu trzeba kogoś, kto potrafi poruszać się w meandrach polityki i zdrady. Kogoś takiego... jak jego mecenas, który właśnie ukazał się jego oczom... - Sir Richardzie, panno La Croix! - skłonił się nieudolnie i nieco zarumienił na widok dziewczyny. Wzrok jej brata studził zapędy adoratorów, ale skromny, nieśmiały lurker nie musiał się go obawiać. Nie zaliczał się bowiem do grona pretendentów o serce i wdzięki szlachcianki. - Piękny dzień... - zważywszy na niepogodę było to dziwne stwierdzenie, ale oddawało nastrój poławiacza, podekscytowanego niedawną, podwodną eksploracją. - Testowałem kombinezon w dzielnicy przemysłowej, wyniki są obiecujące… Bijący od niego witalizm potęgował surrealistyczne wrażenie, ale to z pewnością nie był sen… Richard obserwował z uwagą chłopaka. Nie wiedział czego spodziewać się po kimś, kogo śmierć oglądał całkiem niedawno. Nasuwało się milion pytań, ale to jedno kluczowe musiało zostać zadane: - Jak się czujesz? - Jak dziecko przyprowadzone po raz pierwszy do świątyni Noasa… Odkrywam świat na nowo.. - wiedział, że ta odpowiedź niewiele wyjaśni szlachcicowi, ale nie mógł się powstrzymać przed dodaniem szczypty religijnego akcentu. - Myślę, że mógłbym bić się o rekord z Enzo, a to najlepiej świadczy o mojej kondycji - uśmiechnął się przyjaźnie. Brwi szlachcica powędrowały w górę gdy usłyszał odpowiedź. - Cóż… cieszy mnie zatem poprawa twojego stanu zdrowia. Dołączyła do nas moja siostra. Znaleźliśmy też w okolicy sojuszników zarażonych. Nie zgadłbyś gdzie. W każdym razie wiele wskazuje, że szykują się do otwartej wojny z Barensami, a kluczem do wszystkiego jest coś co odnalazł Enzo. Myślę, że nie mogłeś sobie wyobrazić lepszego momentu, żeby bić się z jego osiągnięciami - szlachcic zakończył uśmiechem. - Co do sojuszników, to zarażeni rzeczywiście mają ich całkiem sporo, właśnie dzięki jednemu z nich wymknąłem się dopiero co agentom Black Cross... - spojrzał badawczo na Richarda, lecz ten nie sprawiał wrażenia, że obecność siostry go krępuje, dziewczyna musiała być zatem wtajemniczona w wydarzenia. . - W podsłuchanej rozmowie mężczyźni wspomnieli o Shagreenie, o tym, że może on potrzebować lurkera, a według nich pewne rzeczy… i osoby powinny pozostać tam gdzie są... - “Krzyżowcy” węszą za nami sir Richardzie, zbyt długo jesteśmy w jednym miejscu, prowokujemy ich… Zdecydowanie mi się to nie podoba.. - zakończył. Richard kiwnął głową. Lurker chodź młody wykazywał się niezwykłą roztropnością. Zaiste Antigua miała być przystankiem na dwa dni. Tymczasem przebywali już tu blisko dwa tygodnie. Jednak ten dzień przynosił przełom za przełomem. Jednym z takich przełomów była siostra Richarda i jej towarzysz. - Na statku jest też nowy historyk. Znajomy Ferata. Copper. Znasz go? - Widziałem go przelotnie w gildii “Nautilus”, miał audiencję u Zoi Clemes.. Prawdopodobnie też spotkali się - Denis mimowolnie westchnął.. - mniej oficjalnie… Cóż... nie przepuści okazji, aby utrzymać sławę łamacza niewieścich serc na którą solennie zapracował - W tym momencie La Croix dość wymownie spojrzał na swoją młodszą siostrę -… Zanadto bym mu nie ufał… ale - Arcon zastanowił się.- Panno Eloizo! - lurker wyciągnął naszyjnik wyłowiony na Qard. - Jest bardzo cenny i godny tego, by nosił go ktoś z rodziny La Croix, być może stanowi też klucz do pewnej legendy... - powiedział tajemniczo, a widząc minę Richarda dodał. - To moje podziękowanie za objęcie patronatem i wykazywaną przez pani brata troskę podczas mojej, śmiertelnej choroby. Wiele zawdzięczam waszej rodzinie… Dziewczyna była trochę speszona. Nie kojarzyła Denisa. Młoda La Croix dopiero uświadamiała sobie również jego rolę w całej operacji. Przyjęła jednak podarunek, ukłoniwszy dworsko głowę. Następnie otworzyła metalową klapkę, spoglądając na urodziwy, choć wyblakły owal twarzy. - Dziękuję ci lurkerze. Kto to jest? - Kobieta, równie tajemnicza, co piękna, do tej pory skrywa swój sekret, który czeka na odkrycie... - powiedział poważnie lurker. - Wydobyłem go z zatopionych ruin przedwiecznego teatru, to coś więcej niż biżuteria, to symbol tęsknoty za minionym, pytanie o miłość, o przeznaczenie i o nieodgadniony los... Richard się uśmiechnął. W przeciwieństwie do Jacoba Denis sprawiał wrażenie szczerego i dobrego człowieka. Może nie brylowałby na salonach i o manierach nie miał pojęcia, ale swoim prostym charakterem przekonywał do siebie szlachcica. - Wracajmy na statek. Musimy omówić dalsze plany. Mam nadzieję że Manuela i Dewayne sprowadzą do nas Samanthę Kidd. I może wreszcie dowiem się o co w tym wszystkim biega. Arcon potakująco kiwnął głową na znak aprobaty. Jeśli komuś nie będzie zależało na pokrzyżowaniu naszych zamiarów... - pomyślał z obawą nurek, podążając za rodzeństwem arystokratów. |
06-03-2016, 01:23 | #122 |
Reputacja: 1 | Jonas był alchemikiem. Trudno było od niego wymagać wiedzy medycznej, ale Jacob do takowej nie miał na chwilę obecną dostępu. Musiał zatem cieszyć się tym, co ma. Ciekawą była informacja, iż Denis Arcon prawie umarł - przebywał w stanie... śmierci klinicznej, podczas której mogły pojawić się halucynacje. To jednak nieistotny dla sprawy szczegół. Fiolka z Serpens uratowała mu życie, a wspomagany sterydami organizm miał zwalczyć pozostałości zarazy. To również ciekawe, choć mało istotne. Odebrał od alchemika maskę i maści, by natychmiast potem udać się do archiwum razem z Feratem. Weszli tam bez problemu, bo w końcu Lucjusz też sroce spod ogona nie wypadł. Zrobił sobie kontakty. Magazyn mieścił się na dole. Cooper pociągnął nosem. Lubił zapach starego druku i kurzu. Dawały nadzieję na odnalezienie czegoś, co nadawało się nie tylko jako rozpałka do kominka. W przeciwieństwie do większości książek w bibliotekach. - Wypis z indeksu. Artykuły które ostatnio zarchiwizowano. Wiesz, cenzura nigdy nie jest idealna. Zawsze coś pozostanie, a ja ślęczałem tu tyle że mogłem ze zmęczenia coś pominąć. Szukamy czegoś o badaczach północy. Jeśli niczego nie znajdziesz, pozostaje zwrócić się o pomoc do innego miasta. - Taaaak - powiedział przeciągle Starr odbierając plik kartek, które rozłożył na stole. "Tyrka w kolonii, czyli rzecz o terrorze czarnoskórych" sugerowała Serpens, nie na badaczy północy. Niemniej mogło to rzucić trochę światła na wydarzenia, jakie miały miejsce w tamtym rejonie świata. Odłożył na tworzący się stosik z wiedzą o Serpens. "Dziwne dźwięki w eterze Saif" Saif, strefa wpływów Hanzytów. Nie sądził, by dowiedział się z tego czegokolwiek istotnego, aczkolwiek tego nie można było być pewnym. To na kupkę do przejrzenia w ostatniej kolejności. "Rigelski kryzys. Zamknięto porty" Natychmiast wrzucił to pod sprawę z Saif. "Corvus sposobi się do wojny?" Ciekawe, aczkolwiek najprawdopodobniej bez związku. Warto sprawdzić, ale priorytet był względnie niski. "Korupcja w Niebieskiej Armii" To kolejne, czwarte już dokumenty na kupce do przejrzenia później. "Przewrót zbożowy. Wspominamy handlową rewolucję" Czy wspomnienia o handlowej rewolucji mogły rzucić nowe światło na sprawę? Jacob wątpił, więc wsunął to nawet pod kryzys rigelski. "Atak bestii z Lavos" Bestia z Lavos mogła być wszystkim. Nawet okrętem podwodnym. Warto było rzucić okiem. Specjalnie do tego celu stworzył trzecią kategorię priorytetów plasującą się tuż za informacjami z Serpens. "Kapitan Kidd ponownie sieje terror" Pod przewrót zbożowy. Wkrótce o kapitan Kidd będzie miał informacje. "Zagadki Hadovar" Tu zawahał się. Ocean Hadovar, to nie Ocean Polarny, ale... Rzucił kartki na informacje o Serpens. "Andromeda w finansowym potrzasku" Ostatni stos. "Zamieszki podczas celebracji Nocy Kaosa" Tu musiał rzucić okiem, by wiedzieć gdzie dokładnie miały miejsce te zamieszki. Chwilowo odsunął na bok. "D. Whetstone o swojej fascynacji ludzką krwią" Popieprzeńcy są ciekawi, ale czy istotni? Wierzch ostatniej kupki. "Bitwa na Orhan" Morze sąsiadujące z Andromedą. To mogło być interesujące, choć dalekie od podbiegunowych kręgów. Środkowy priorytet. "Ucieczka zarażonych z Southand. ZOA milczy!" To również środek, ale pod bitwą. "Mushakari o gospodarce i przyszłości Xanou" Xanou bardzo mocno maczało palce we wszystkim, co się działo dookoła, lecz Cooper stawiał na to, iż oni dostarczają jedynie narzędzi wszystkim chętnym. Ostatnia kupka. Skrzywił się lekko. Z żadnym artykułem nie był bezpośrednio powiązany polarny klimat. Nie na to liczył, ale musiał brać co było. - Dobra, dzielimy się. Zwracaj uwagę na wszystkie informacje. Nawet jak nie są powiązane. W końcu zostały usunięte z jakiegoś powodu - rozsunął lekko wszystkie papiery. - Rigelski kryzys, przygotowania Corvus do wojny, korupcję, przewrót zbożowy, kapitan Kidd, finanse Andromedy i Mushakari są twoje - wyłożył odpowiednie karty Lucjuszowi, zaś resztę przysunął do siebie. Usiadł przy stole kopniakiem wymierzonym pod stołem odsunął towarzyszowi krzesło naprzeciwko siebie. - Jak znajdziesz coś ciekawego, cokolwiek, co może się przydać przy ułożeniu obrazu tego, co dzieje się na świecie, to od razu mów. No... To do roboty! - rzucił dziarsko i zagłębił się w to, co zawsze robił dobrze. W lekturę.
__________________ Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje. Nie jestem moją postacią i vice versa. |
09-03-2016, 12:49 | #123 |
Reputacja: 1 | Miała już ruszyć w swoją stronę. Ponowna wycieczka do miasta wiązała się z dużym ryzykiem. Po pierwsze i najważniejsze ktoś tam już znał jej profesję. Inaczej ta dwójka by jej nie odnalazła. Secundo stygnący w rowie trup nie pomagał reputacji rzekomo praworządnego przybysza. Lecz wtem odruchowo zerknęła do sakiewki. Zwykła perspektywa dodatkowego zarobku zmieniła nagle tor myślowy Samanthy. Miała o kilkaset dukatów mniej niż mieć powinna. Ojciec zaś nie należał do ludzi, którzy podsumowaliby ów fakt wzruszeniem ramion. Delikatnie mówiąc. - Więęęęc… Co mam zrobić? Jak płacą, to nawet jabłka nie przetnę. Dewayne wyjął połamany zwitek tytoniu. Zaciągnął się i lekko skrzywił. - W tej sytuacji jestem tylko posłańcem. To równie popieprzone i zaskakujące także dla mnie. Wiem tylko, że facet od zarażonych chce wam złożyć propozycję. Chodzi o zbrojną pomoc. Nie oszukujmy się. Jesteście zdatni skopać dupę każdemu, kto rzuci brzdękiem - spojrzał z ukosa na dziewczynę - Na razie masz pójść z nami na spotkanie i wysłuchać co ptasior ma do powiedzenia. Inaczej on sam nie wyciągnie ręki w kierunku kompanii do której należę. Nastąpiła dziwna cisza. Manuel poczuła się zobowiązana ją przerwać. - Ten “ptasior”. Chodzi mu o doktora. Jest wtyczką zbiegów na Andromedzie. Przerażający gość. Także się dogadacie. Zapadał zmrok. Poprzez mgłę, które wdzierała się bramami do miasta widać było rozmazane smugi ulicznych latarni. Stary, pijany węglarz chodził między nimi, prósząc ogień i nucąc bełkotliwą pieśń. Mnogość świateł rozświetliło ponurą czerń nocy i odbijało się w tysiącach kanałów. Choć raz ponure miasto przemytników można było nazwać zjawiskowym. Stale zachowując milczenie, minęli kilka mostów. Nie dlatego że brakowało im tematów. Cała trójka dzieliła wrażenie bycia śledzonymi. Jakby ukryte spojrzenia taksowały każdy ich krok. Uczucie nie odpuszczało ich aż do momentu jak zakręcili w kierunku strzelistej wieży. W okół dryfowało parę zeppelinów. Jeden posiadał emblematy rodu La Croix. Łopoczący sztandar przedstawiał przebitą mieczem, ludzką czaszkę. Denis spojrzał na szlachciankę z powagą. - Kobieta, równie tajemnicza, co piękna, do tej pory skrywa swój sekret, który czeka na odkrycie… Wydobyłem go z zatopionych ruin przedwiecznego teatru, to coś więcej niż biżuteria, to symbol tęsknoty za minionym, pytanie o miłość, o przeznaczenie i o nieodgadniony los… Eloiza podniosła wisior do wysokości oczu. Szkiełko za którym znajdowało się zdjęcie odbijało kolorowe refleksy na jej szlachecką twarz. - Dziękuję ci. To bardzo ładny prezent. Ale wygląda na kosztowny. Jesteś pewnien że…? Spojrzała na lurkera. Nie musiał mówić nic więcej. Podjął już decyzję. Richard wszedł między dwójkę. Uznał że zbyt długo już tutaj deliberują. - Wracajmy na statek. Musimy omówić dalsze plany. Mam nadzieję że Manuela i Dewayne sprowadzą do nas Samanthę Kidd. I może wreszcie dowiem się o co w tym wszystkim biega. Gdy wspięli się po spiralnych schodach i weszli na mostek, załoga już na nich czekała. Dla piratki pokład sterowca był swoistym nowum. Przyzwyczajona została do skrzypiących desek wysłużonego “Doga”, nie stukających trybów latającego konstruktu. Również jej błędnik funkcjonował w dziwny sposób. Na morzu nie miała problemu z przyzwyczajeniem do miarowego kołysania. Tutaj podłoże jakby wznosiło się, to opadało. Richard i Denis wyszli na przeciw przybyłych. Samantha okazała się wyglądać co najmniej zjawiskowo. Pierwsze co rzucało się w oczy to burza rudych włosów. Czerwona fryzura w intrygujący sposób korespondowała z zielonymi tęczówkami oczu. Miała urodziwą twarz, choć przeciętą śladem ostrza. Nienaturalnie białe zęby wskazywały na wczepiony implant. Nosiła dzianinowe spodnie i koszulę z zaschniętymi kropkami krwi. U jej boku wisiał kordelas oraz pistolet skałkowy. Piratka. Reprezentant legendarnej formacji kapitana Jamesa. Członek załogi o której najmężniejsi żeglarze wypowiadali się półgłosem. Zarazem ich przepustka. Manuel podeszła do swojego pracodawcy i Arcona. - To nasz szef. On rozmawiał z doktorem i zapewne powie ci coś więcej. A ten tutaj: lurker Denis. Następnie zwróciła się szeptem do Richarda. - Skoro mamy zaaranżować spotkanie z doktorem, bądźmy bardzo uważni. Zdaje się że wiele oczu obserwowało nas w mieście. W wolnej chwili chciałabym także porozmawiać z tobą o Casimirze. Jacob nie należał do ludzi, którzy zwykli się ociągać. Ledwie Ferat przyniósł mu poszczególne wydania gazet, tak Cooper zaczął dokładnie oglądać zbiór. Część tekstów musiał sobie odpuścić. Nie miał czasu, aby dokładnie przeanalizować każdy artykuł. Rozłożył fragmenty papieru na różne kupki. Niektóre zostawił dla siebie. Resztę przysunął towarzyszowi. - Rigelski kryzys, przygotowania Corvus do wojny, korupcję, przewrót zbożowy, kapitan Kidd, finanse Andromedy i Mushakari są twoje. Jak znajdziesz coś ciekawego, cokolwiek, co może się przydać przy ułożeniu obrazu tego, co dzieje się na świecie, to od razu mów. No... To do roboty! - Się wie! - Lucjusz udał gest salutu, drugą ręka rozpalając oliwne lampki. Zasiedli przy mahoniowym stoliku, rozświetlonym ciepłym blaskiem pełgających ogników. Na stertach przed nimi piętrzyła się wiedza z różnych zakątków świata. Być może wśród niej znajdowały się fakty, które miały zasklepić informacyjne luki w intrydze. |
11-03-2016, 22:10 | #124 |
Markiz de Szatie Reputacja: 1 | Arcon z ciekawością wyglądał piratki. Słyszał o tej diablicy Kidd z ust informatora zarażonych. Nadal nie potrafił pojąć, dlaczego dziewczyna jest tak ważna dla tej frakcji? Sama potrzeba posiadania zbrojnego ramienia mogła zostać przecież zaspokojona w inny sposób. Furia i zaciętość piratów, a także ich nieprzewidywalność wskazywała, że Shagreen postawiony jest pod ścianą i gotowy, by podejmować desperackie decyzje. Zamiar wynajęcia morskich rozbójników w oczach Arcona był właśnie jednym z takich, wielce ryzykanckich posunięć... Wszelkie domysły odeszły w niepamięć, w chwili kiedy zobaczył dzikuskę. Robiła wrażenie, emanując tym niebezpiecznym rodzajem piękna, którym kusi serpensowski skorpion ukryty pośród naręcza kwiatów... Nie mogła być starsza od niego, lecz szedł o zakład, że kordelas i pistolet wielokrotnie posmakowały ludzkiej krwi. Nieodrodna córka tatusia - pomyślał - wytresowana na piękną bestię. Błędem było dać zwieść się pozorom, ci którzy popełnili takową omyłkę, już dawno zostali objedzeni przez kraby. Uważnie obserwował dziewczynę pozbawioną nieco zadziorności. Może nowe miejsce tak na nią podziałało albo wręcz przeciwnie, skutecznie grała swoją rolę? Drapieżnik wprowadzony do klatki sterowca... - porównania nasuwały się samoistnie... W najbliższym czasie miało się to ostatecznie wyjaśnić. Kiedy pilot sterowca wymieniła go z imienia i profesji, pochylił tylko głowę. Taki gest należał się jej jako kobiecie. Nic więcej, bo jako człowiek absolutnie nie wzbudzała jego sympatii... Tą mogła zyskać jedynie u ludzi o sercach skalanych zbrodnią... |
12-03-2016, 12:59 | #125 |
INNA Reputacja: 1 |
__________________ Discord podany w profilu |
12-03-2016, 19:23 | #126 |
Markiz de Szatie Reputacja: 1 | Lurker słuchał, patrzył, ale nie pojmował tego, co się działo. Wyraz bezbrzeżnego zdumienia wystąpił na jego oblicze. Pierwszy raz miał do czynienia z kimś z pirackiego bractwa, do tego z jakąś szaloną, nieokrzesaną małolatą. Sam był nieporadny we wszelkich ceremoniałach i na każdym kroku widoczne były braki w obyciu, ale przy tej, osobliwej personie spokojnie mógłby zostać mianowany na ambasadora w każdej zonie... To nie była jakaś ekscentryczna poza, czy gra z jej strony. Kidd po prostu taka była! Całkowity brak wychowania i manier. Wcześniejsze porównanie do dzikuski było nadużyciem, bowiem nawet przybysze z nieskażonych cywilizacją rejonów Serpens potrafili się lepiej zachowywać... Tatuś tej pannicy musiał być całkowicie pochłonięty piraceniem, a wychowanie latorośli pozostawił chyba swoim kamratom. I to niestety raczej tym mniej lotnym... Majtek z załogi korsarza Casimira - "Papuga" okazałby się mistrzem elokwencji przy tej dzierlatce... Podziwiał sir Richarda za spokój godny dyplomaty, lecz jeśli na jego miejscu stałby ktoś bardziej krewki dziewucha oberwałaby w niewyparzoną buźkę. I to mocno... Zamarł kiedy wyciągnęła broń o nieznanej konstrukcji i zagroziła jego patronowi. Dla niej to była zabawa, ale Arconowi i zapewne całej reszcie nie było do śmiechu. Dziewczyna wydawała się działać instynktownie i czasami przeczyć sama sobie. Nie grzeszyła inteligencją, a wiedzę o szeroko zakrojonej intrydze miała żadną... Dziwił się, że dożyła swoich lat, ale może po prostu strach przed zemstą ze strony jej ojca, hamował zapędy wszelkiej maści zabójców... Miał wrażenie, że to nie Kidd, lecz oni są zamknięci z nią w "klatce" na pokładzie sterowca i skazani na jej irytujące towarzystwo. Denis nie mógł doczekać się chwili, kiedy doktor pośle rozbójniczkę-socjopatkę w piekło wojny i konfliktu, ponieważ prawdopodobnie tylko tam się nadawała... |
14-03-2016, 12:55 | #127 |
Reputacja: 1 | Powiedzieć że rozmowa z Kidd nie należała do łatwych, to jak stwierdzić iż jej ojciec był mało cierpliwym człowiekiem. Dziewczyna już od wejścia prezentowała typową sobie butę. Nie ukrywała też, że przebywanie na sterowcu jest dla niej problematyczne. Przez moment musiała wręcz stłumić odruch wymiotny, powodowany dziwnymi ruchami pokładu. Richard nie byłby jednak sobą, gdyby z miejsca potraktował dziewczynę protekcjonalnie. Była jego gościem, co wymagało stosowania wobec niej określonej dozy kurtuazji. I to bez względu na jej pochodzenie. Oficjalne manieryzmy odbiły się jednak od osoby Samanthy niczym gliniany dzban od głowy karczemnego awanturnika. Ów porównanie nie było tu wcale przypadkowe. Piratka okazywała cały wachlarz warcholskich zachowań. W pewnym momencie znalazła sobie miejsce na blacie biurka. Umościła na nim zgrabne cztery litery, uprzednio zrzucając wszystkie dokumenty. Z drugiej strony, trudno było się temu wszystkiemu dziwić. Dziewczyna wychowała się na pirackim statku. Sam fakt, że rozmawiali jak w miarę cywilizowani ludzie i nie skoczyli sobie jeszcze do gardeł stanowiło dyplomatyczny sukces. Oczywiście pomijając incydent z wymierzoną w La Croixa bronią. Niemniej ten jeden raz był wliczony w cenę. - A co z tymi trzystoma dukatami, co mi obiecał tamten zachlejmorda? - Samantha wypaliła nagle, bardziej zainteresowana wymiernymi korzyściami niż intrygą. Richard spojrzał pytająco na towarzysza. Ten wywrócił oczami, jakby chciał powiedzieć “przecież musiałem ją jakoś przekonać”. Denis postanowił na razie nie wchodzić w interakcję z piratką. Jego zadaniem była eksploracja wodnego świata, nie zaś żonglerka słowna. Szczególnie z tak trudnym dyskutantem. Aczkolwiek cały czas ją taksował, oceniał. Nie mieściło mu się w głowie zachowanie dziewczyny tudzież brak ogłady jako taki. Musiał przyznać że emanowała żywym urokiem, lecz jej buta i dzikość tworzyły mieszankę tak intrygującą co niebezpieczną. Nad miastem zapadał mrok. Antigua jednak wciąż żyła, a do jej portów przybywały setki kutrów z podejrzaną zawartością. Ekipa na sterowcu czekała do późnych godzin nocnych - nieprzebrana noc była ich sprzymierzeńcem. Przez ten czas atmosfera była więcej niż napięta. Członkowie załogi niby zajmowali się swoimi sprawami. Jednak każdy przynajmniej próbował zerkać co robi ich gość i czy aby czynność ta nie zawiera podrzynania komuś gardła. W międzyczasie Manuel zaszła do Richarda, prosząc o rozmowę w jego gabinecie. Nigdy nie kłopotała go wyssanymi z palca problemami, więc coś musiało być na rzeczy. - Chodzi o Dewayne’a - od razu przeszła do meritum - Pamiętasz co mówiłam, zanim go spotkaliśmy? Jeszcze przed lądowaniem na wyspie Jerry. Że nie wiadomo czego się po tym facecie spodziewać. I nadal to podtrzymuję. Kiedy robiliśmy rekonesans w Pomrokach, niemal zmaltretował jakiegoś mieszkańca. Wiesz dlaczego? Bo nie chciał od razu powiedzieć gdzie jest Samanatha. Ten typ człowieka jest zrodzony do podróży i awanturnictwa. Będąc długo w jednym miejscu zacznie mu odbijać, mówię ci. Już i tak mamy o jednego szajbusa na pokładzie za dużo. Godziny mijały a Jacob nie wracał z punktu prasowego. Z jego erudystycznym zacięciem mogło to zająć jeszcze trochę. Chwilowo grupa musiała radzić sobie bez niego. Pod osłoną nocy Denis, Richard, Casimir i Samantha wsiedli na niewielką krypę. Następnie odbili nią do dzielnicy przemysłowej. Byli zakapturzeni i z daleka przypominali cienie płynące na szemrzącym kanale. Gdzieś w oddali wciąż słyszeli pokrzykiwania sztauerów z portu. Zupełnie jakby dwadzieścia cztery godziny na dobę niezmiennie parali się załadunkiem rozmaitych i mało legalnych towarów. Gdy dotarli przed drzwi znanego już Richardowi hangaru, ich pukaniu odpowiedziała głucha cisza. Mieli już udać się w swoją stronę, gdy wtem na ramieniu lurkera wylądował tłusty, czarny gawron. - Morrrrris! - zaskrzeczał. Spojrzeli po sobie, nie bez zdziwienia. Morris był opuszczonym statkiem, który znajdował się w porcie. Miejscowi mówili, że któregoś dnia po prostu przydryfował do miasta, lecz bez śladów załogi na pokładzie. Został ściągnięty na brzeg i po dziś dzień straszył ponurym obrazem rozpadu i korozji. Większość wolała omijać to miejsce. Mieszkańcy powtarzali sobie że jest przeklęte, a na samym statku czuli się osobliwie. Doktor nie mógł zatem znaleźć lepszego miejsca do następnego spotkania. Przeszli wzdłuż brzegu, mijając sieć frachtowców oraz kogi z flagami Corvus. Dopiero po dziesięciu minutach dane im było ujrzeć wrak starego załogowca. Gigant tkwił przechylony na ziemi pod kątem trzydziestu stopni. Nikt go nie pilnował - cenniejsze elementy konstrukcyjne zostały dawno rozgrabione. Czwórka ostrożnie przeszła przez otwór w przeżartej, metalowej ściance. Długie korytarze pełne były pleśni i mięczaków wydających pluskający odgłos przy każdym kroku. Zasłony zielonego nalotu przypominały zgniłe, ogromne pajęczyny. Zaś hulający po statku wicher rzeczywiście przypominał wycie opętanych istot. Przeszli powoli do sterowni. Znajdowało się tu kilka pulpitów z przyciskami oraz przekrzywiony ster z pilśniowego drewna. Na ścianie nadal można było dostrzec fragmenty zniszczonej mapy świata. Pod sufitem widniała wygrawerowana nazwa statku. - Mniemam że to panna Kidd - usłyszeli głos za swoimi plecami. Doktor pojawił się w kajucie bezgłośnie, niczym duch. Tak jak poprzednio, ubrany był w długi, ciasno przylegający do ciała płaszcz oraz ptasią maskę. W zamkniętym pomieszczeniu dało się wyczuć woń ziół, które umieścił w sztucznym dziobie. Na jego dłoni tkwił spotkany wcześniej kruk, łypiąc na zebranych czarnym paciorkiem oka. Ostatnio edytowane przez Caleb : 14-03-2016 o 14:20. |
19-03-2016, 21:51 | #128 |
Markiz de Szatie Reputacja: 1 | Minuty zdawały się być godzinami... Denis dobrze wiedział, że nie mogli pozwolić sobie na najmniejszy błąd. Black Cross czyhało, niczym jastrząb wyczekujący dogodnej chwil na atak. Należało zachować wybitne środki ostrożności. Sytuacji nie ułatwiała obecność Kidd. Mimo krytycznego osądu jej zachowania, musiał w duchu przyznać, że jest piekielnie fascynująca. Podpatrywał jej gesty i mimikę, tworzące kolejne zagadki, co do motywów jej postępowania. Wydawało się, że przywiodła ją tu tylko wyłącznie chęć zysku materialnego, tak wskazywał komentarz skierowany do Casimira. Lurker gotów był się jednak założyć, że oprócz dukatów Samantha ma jakieś inne cele. Może chciała wyrwać się z cienia ojca i wybić na niezależność? Stary Kidd bez wątpienia był despotą i wymagał całkowitego posłuszeństwa. Obserwując jej buntowniczy charakter Arcon domyślał się, że relacje ze staruszkiem wcale nie muszą być łatwe. Tutaj narwana piratka miała szansę zacząć budować swoją pozycję, bo fakt, iż frakcja zarażonych miała dla niej ofertę był wielce znaczący. Sam mimowolnie pomyślał o swoim ojcu Ranaudzie i jego spuściźnie. Ciekawe czy dziś rywalizował by z nim w sferze zawodowej? Dokonania seniora w akwanautyce były znaczne, a przecież mogły być jeszcze bardziej imponujące, gdyby nie jego tragiczna śmierć. Zastanawiał się czy kiedykolwiek zdoła mu dorównać.. Historia z Yarvis budziła wielkie podniecenie, ponieważ mogła zapewnić lurkerowi nieśmiertelną sławę. Jeśli oczywiście legenda okażę się prawdą.... Nocna podróż niosła ze sobą ryzyko, lecz świadomie je podjęli. W uścisku posępnej ciszy, niczym cienie płynące widmową łodzią poruszali się po kanałach Antigui. Kiedy dotarli do miejsca spotkania, Denis zwątpił już w sukces przedsięwzięcia, mając najgorsze przeczucia. Wtedy posłaniec śmierci, który wylądował na jego ramieniu, wbijając przy tym boleśnie szpony w ramię, wykrakał im niecodzienną wskazówkę... Arcon przyzwyczajony był do widoku podwodnych wraków, które zdarzało mu się penetrować nie raz podczas swojej kariery. Jednak wraki na lądzie zawsze budziły w nim nieprzyjemne uczucie niepokoju. Nie pasowały do tego miejsca, wyobrażał sobie, że poszarpane i zgruchotane tęskniły za głębią oceanu, gdzie mogłyby odnaleźć spokój. Taki też był "Morris". Ograbiony z dawnej świetności, okaleczony, posępnie sterczał na tle linii brzegowej. Niczym dusza ludzka skazana na wieczyste potępienie... Wnętrze okrętu przywoływało na myśl wnętrzności trupa. Arcon nie dziwił się czemu doktor wybrał takie miejsce spotkania. Nikt przy zdrowych zmysłach nie zbliżał się do "przeklętego" statku. Denis rozważał dokąd zaprowadzi ich ta misja. Zarażeni już sprawili, że niektóre miasta pogrążyły się w chaosie. Regularna wojna niczego nie rozwiąże. - pomyślał. - Świat można uzdrowić tylko w jeden sposób... Głos dobiegający zza ptasiej maski wnet przywrócił go do rzeczywistości. Aromat nieznanych ziół tłumił zapach pleśni, co nie oznaczało, że zniknęła ze ścian kajuty... Podobnie było z zarazą, zamknięcie chorych w Andromedzie nie sprawiło, że problem zniknął. Wręcz przeciwnie, rozrósł się do rozmiarów, których nikt nie przewidział... Denis przysłuchiwał się doktorowi z uwagą. Każde jego słowo mogło naprowadzić na rzeczywiste motywy, które nim kierowały. Chociaż szczerze wątpił, że tak doświadczony gracz i magik zdradzi się z czymś ich grupie. Zastanawiał się tylko jakie pokaże im sztuczki? |
22-03-2016, 01:11 | #129 | ||||||||
Reputacja: 1 | Wziął do ręki artykuł zaplanowany jako pierwszy do przeczytania. Rozparł się na krześle, zaś końcówka wyciągniętego bełtu szurała szybko po papierze. Cytat:
Bo kłamać też trzeba potrafić. Cytat:
Czy byliby w stanie stworzyć potwora broniącego ich oraz ich sekretów? Może ich baza znajdowała się w okolicach Xanou, które w zamian za milczenie otrzymywało technologię. Być może Black Cross to ludzcy, możne nawet nieświadomi strażnicy ich dziedzictwa. Uśmiechnął się do własnych myśli. Teoria spiskowa. Takie zwykle były bezpodstawne i świadczyły o głupocie wierzących w nie oraz jeszcze większej osób wygłaszających. Dlatego nie miał zamiaru o niej mówić, choć nie zdecydował się na całkowite jej porzucenie, ponieważ nie miał dowodów na jej nieprawdziwość. Wylądowała odstawiona na półkę oznaczoną etykietą "niskie prawdopodobieństwo". Cytat:
Czyżby na Hadovar znajdowało się Yarvis? Albo przynajmniej, w myśl teorii spiskowej, baza starożytnych. Znaleźli coś między Hadovar a oceanem polarnym, Enzo popłynął na Quard, zaś na Lavos pojawia się nieznane stworzenie. Ostatnie może być przypadkiem, lecz dwa pierwsze... prawdopodobieństwo względnie niskie szczególnie, iż tożsamość lurkera E.C. nie było tajemnicą. Cytat:
Cytat:
Materiały wybuchowe, którymi rozsadzono mur pochodziły z zewnątrz i nic w tym zadziwiającego. Prawdziwe zaskoczenie byłoby, gdyby pochodziły z wewnątrz. Cytat:
Cytat:
Zbyt luźna sugestia... Cytat:
Jacob podniósł wzrok na Ferata. Jego kompan siedział na krześle z nogami zarzuconymi na blat biurka. Skubał paznokieć w zamyśleniu, wreszcie odwzajemnił mu spojrzenie. - Jeśli chodzi Rigel to napisali wszystko, co sami wiemy. Zarażeni, panika, ogólny burdel. Corvus ma niby podjudzać podziały na terenie Oriona między Hanzą a Wolnymi Miastami, by osłabić naszą zonę. To tytułowe sposobienie się do wojny. Divide et impera, jak mawiał klasyk. Korupcja u żołnierzy to klasyka. Robią wielki hałas bo niezależne wyspy wykupiły paru żołdaków w roli swoich najemników. Takie ryfy zawsze się zdarzały. Przewrót zbożowy? To chyba pamiętasz, z samych studiów bo to gazeta historyczna. Hanza zaczęła spekulować cenami zboża i wykorzystywać je do politycznych celów. Część z wysp się wkurzyło i odmówiło uznania jej monopolu na część produktów. Dziś to Wolne Miasta. Ale tego chyba tłumaczyć ci nie muszę. Kapitan Kidd ponoć znowu szabruje i poszukuje sekstansu z dlithium. Cokolwiek to jest. Andromeda. Ciekawy temat. Zona się nie wypłaca, bo wszystko idzie na umocnienia murów w azylach. Pilnowanie tych miejsc to ogromne przedsięwzięcie, a źródeł zysków mają mało. Teraz zaciągnęli ogromne pożyczki w zagranicznych bankach. Jest impas bo trudno wyegzekwować spłatę długu od zony, która która jest jedyną rzeczą odgradzającą twoje podwórko od spaczeńców. A ten cały Mushakari twierdzi, że niedługo szykuje się następna rewolucja technologiczna. I że za dwieście lat wszyscy będziemy używać komputerów. Całkiem mu odbiło. Dźwignął się z siedziska i zrobił rundkę wokół pokoju. - A ty znalazłeś coś ciekawego? Bo jeśli skończyliśmy, chętnie bym się stąd ruszył. Może na panienki, co? Jak za starych, dobrych czasów. Cooper zastanowił się przez chwilę. Temat Kidd był ciekawszy niż przypuszczał, lecz nadal priorytetem byli badacze. Szukał w pamięci znajomych odpowiadających inicjałom badacza zesłanego na Andromedę, ale nawet jeśli znalazłby jakiegoś, to wolał zapytać Ferata. W końcu nie jeden W. B. na świecie. - No dobrze, spróbujmy to rozegrać w ten sposób... Jak wrócisz na sterowiec, to pogadaj z Richardem. Przekaż mu, że Kidd ma istotne informacje w naszej sprawie. Niech pyta o dziwne, nietypowe wydarzenia, jakie działy się w jej życiu w ostatnim czasie. Nic nie mów o metalu i o tym, co znaleźliśmy. Ani o tym, o czym rozmawiamy. Im mniej osób wie, tym bezpieczniej. Kojarzysz badacza północy o inicjałach W.B.? - zmienił temat Starr, po czym dodał szybko: - Wiesz, że ten pomysł z panienkami nie jest głupi? - zapytał Jacob z szelmowskim uśmiechem. Zamierzał wybrać się do Czerwonych Latarni.
__________________ Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje. Nie jestem moją postacią i vice versa. | ||||||||
24-03-2016, 13:50 | #130 |
Reputacja: 1 | Wizyta w centrum prasowym była dla Jacoba jak zastrzyk energii. Chłonął wiedzę, starając się znaleźć wspólny mianownik między artykułami. Na przykład: zauważył pewną styczność między sygnałami w Saif i atakiem potwora na pobliskim akwenie. Był jednak dość ostrożny, by na podstawie wyrwanych z kontekstu zdań budować śmiałe tezy. Inne teksty okazały się być nie mniej interesujące, ale część stanowiła efekt zwyczajnego poszukiwania sensacji. Kaczek dziennikarskich nigdy nie brakowało: jak na przykład tej o istnieniu wampirów. Kiedy skończył czytać, wstał od stołu i zaczął przechadzać się po archiwum. Ferat położył na bok swój przydział na znak, że również ma dość. - No dobrze, spróbujmy to rozegrać w ten sposób... Jak wrócisz na sterowiec, to pogadaj z Richardem. Przekaż mu, że Kidd ma istotne informacje w naszej sprawie. Niech pyta o dziwne, nietypowe wydarzenia, jakie działy się w jej życiu w ostatnim czasie. - W życiu piratki? Chciałbym usłyszeć o normalnych zdarzeniach z jej udziałem - zaśmiał się. - Nic nie mów o metalu i o tym, co znaleźliśmy. Ani o tym, o czym rozmawiamy. Im mniej osób wie, tym bezpieczniej. Kojarzysz badacza północy o inicjałach W.B.? Ferat przerzucił nogi z powrotem na ziemię. Dumał przez dłuższą chwilę. - Nic mi nie przychodzi do głowy. Ale otworzyłem dużo nowych kontaktów, skupując artefakty o tej laseczce z Yarvis. Lurkerzy znają się nawzajem. Popytam z kim o takich inicjałach mógł współpracować Enzo. Mają tutaj telegram, więc postaram się uzyskać odpowiedź jeszcze dziś. Zaczęli wychodzić, gdy Cooper wpadł na jeszcze jeden pomysł. - Wiesz, że ten pomysł z panienkami nie jest głupi? - Serio? Więc na co czekamy… czekaj. Ty coś planujesz, ty cholerna przechero? - pokiwał ironicznie palcem - No dobra. Ja zajmę się swoją działką. Do zobaczenia u Richarda. Nocą, Dzielnica Czerwonych Latarni mieniła się tysiącem kolorów. Choć jak sugerowała jej nazwa, dominowały tu głównie odcienie karminu. Ów hipnotyzującą barwę posiadały gazowe neony, lampy oraz girlandy rozwieszone nad głowami przechodniów. Jacob z trudem przeprawiał się wąskimi uliczkami. Polujące na klientelę kobiety coraz go zaczepiały. Czasem musiał bardzo stanowczo odmówić, żeby nie zostać wciągniętym do jednego z przybytków. To miejsce miało dziwny klimat. Gdzie indziej zarażeni bili się ze szlachtą i dokonywano brutalnych morderstw. Tutaj jakby czas zatrzymał się w oparach alkoholu, pląsie pijanego tańca oraz objęciach magnetyzujących kobiet. Starr zwrócił uwagę na przynajmniej trzy ważniejsze burdele. Dwupiętrowy gmach “U Triss” był otoczony wianuszkiem blond-włosych piękności. “Południowy Diament” reklamował się czarnoskórym personelem. A “Dom Klary” był przerobioną łaźnią z dodatkowymi atrakcjami. |