|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
12-12-2017, 00:24 | #1 |
Reputacja: 1 | [storytelling] GATE - Paris
|
17-12-2017, 21:39 | #2 |
Reputacja: 1 |
|
19-12-2017, 21:49 | #3 |
Reputacja: 1 | Arthur przyjął swoje rozkazy z mieszanymi uczuciami. Domyślał się, że musiał już poważnie stać ością w gardle kilku oficerom, że dostał taki przydział. Jego niekonwencjonalny styl walki i bycia sobą rozeszły się echem w Legii Cudzoziemskiej przez te 12 lat służby. Trzy miesiące spędził na opracowaniu i poprowadzeniu dwóch tur szkoleń dla cywili, jakich miał przygotować do projektu GATE-Paris. Pierwotnie miał zamiar zabrać cywilów na szkolenie do dżungli i na pustynie, ale w ostateczności musiał ograniczyć się do pobliskich poligonów i lasów. Wpierw zaczął budować kondycje fizyczną uczestników biegając z nimi po lasach i polach z plecakami wypełnionymi kamieniami. Gnał ich po torach przeszkód, wyprowadzał w las ucząc rozpalać ogień w najgorsze ulewy, uczył orientacji w ternie oraz jak przeżyć na diecie z robaków, roślin, ptaków i ryb. Zależało mu, aby wiedzieli co robić, gdy nagle zostaną sami za liniami wroga. Tym bardziej, że wróg mógł dysponować potworami, elfami, zaklęciami, a nawet bogami, jak zdążyła to już pokazać Japonia sprowadzając pierwszych gości przed kamery telewizyjne. Higginson wprowadził symulowane zasadzki sił wroga przebierając swoich żołnierzy za orki i elfy atakujące cywili. Sam stawał na czole elfów z elfimi uszami z planu Władcy Pierścieni i swoimi bujnymi, długimi, farbowanymi na blond włosami rozwianymi na wietrze. Balony wypełnione lodowatą wodą sprawdzały się w sam raz jako wodne zaklęcia. Granaty dymne i łzawiące też wdawały się mocno cywilom w skórę. To był dobry czas, Arthur mógł odreagować skrócony urlop i dać upust własnej kreatywności pod pretekstem szkolenia. Hitem szkolenia okazał się smok wykonany z drewnianego powozu z kapralem zionącym z pyska miotaczem ognia. Żeby ludziska mogli zobaczyć własne twarze, gdy zobaczyli jak wynurza się z dymu plując ogniem z pyska. Cywile, którzy przeszli pomyślnie próby zostali obeznani z podstawowymi taktykami Legii oraz zostali przyuczeni z korzystania z broni palnej. Zawsze to dodatkowe ręce umiejące bezpiecznie przeładować broń lub paść na twarz, gdy rzucasz granatem. Kilka ostatnich dni przed wyprawą Arthur spędził pociągając za kontakty kompletując ludzi, sprzęt i materiały potrzebne mu na akcję. Nie mogło zabraknąć wyśmienitego strzelca, byłego mafiosa i szefa kuchni Francesco Bolardo. Jego sumiaste wąsy były równie słynne co jego celne oko. Ciemnoskórego Dada Bello speca od materiałów wybuchowych, byłego boksera. Adama Wilczewskiego speca od zwiadu i łączności, świetnego artysty. Yong Woo Junga dobrego żołnierza i zacnego lekarza. Aakash Suday żołnierza i mechanika. Pozostali bracia nie byli dyspozycyjni w danym momencie, ale zostaje nadzieja, że dołączą za jakiś czas. Póki co będzie musiał sobie poradzić z kilkoma nowymi twarzami, które przydzieli góra. Arthur wyszedł podekscytowany z autokaru. Poprawił zielony beret na głowie, przeczesał blond włosy ręką oraz poprawił czarny krótki zarost, strzepując z niego okruchy kanapki. Zaczął drzeć japę na żołnierzy i cywili: - Ruszać się! Brać bagaże i zbiórka w szeregu! Jazda! – Odczekał chwilę, aż wszyscy odbiorą bagaż. - Ustawiamy się w szóstki, cywile w środku, żołnierze po bokach! Ruszamy! - Wydał rozkaz do wymarszu w stronę Łuku Triumfalnego. Gdy zatrzymali się przed wrotami wyjął notatnik i zaczął coś skreślać. Wyglądało jakby sprawdzał jeszcze raz obecność, ale on zajmował się już znacznie ważniejszymi sprawami. Co jeśli będzie to pół wąż i pół kobieta? Głowa węża, bez rąk, może i bez piersi, albo piersi z grubej skóry nie miłej w dotyku? Jak się będzie poruszała? Na nagich ludzkich nogach czy pełza na brzuchu podrzucając pośladki i nogi? Arthur wydawał się mocno zmartwiony rosnącymi drastycznie zapytaniami w myślach. W końcu padł sygnał do gotowości przemarszu przez wrota. Podoficer zamknął swój notatnik urywając dalszy ciąg nurtujących go pytań i teorii. Przekroczył wrota w pierwszej szóstce. Po wyjściu uderzyło w niego rześkie i chłodne powietrze. Całkiem podobne do tego kiedy instruktor Legii kazał czołgać im się nago przez górskie jaskinie. Skinął do pojawiających się legionistów, którzy odprowadzili pierwszą grupę. Sam został obserwując czy wszyscy przejdą i czy nie będą bogatsi o macki lub dodatkowe głowy wystające z dłoni. Wtedy uderzyły go zawroty głowy, tak jakby stał na jakieś wysokiej półce skalnej lub zmienił zbyt szybko klimat w podróży. Co w sumie mogło mieć całkiem spory sens. Nowy świat, nowy klimat. Już widział w myślach te slogany w biurach podróży. Cóż, trzeba się pozbierać szybko do kupy, bo ktoś inny jeszcze zgarnie mu egzotyczną żonę. Odgonił po chwili natarczywego medyka od siebie, a zawroty głowy osłabły, gdy usłyszał ojczysty język. Ha, Polacy to jednak zawsze wszędzie się wcisną, pewnie w japońskiej bramie też kilku siedzi. Zapamiętał twarze rodaków, by później w coś z nimi pograć lub wypić. Arthur wysłuchał jednym uchem szefa ekspedycji, wracając do poważniejszych rozważań. A co jeśli głowa będzie jadowita? Może na wszelki wypadek będzie trzeba zrezygnować z przyjemności oralnych? Przynajmniej do czasu wynalezienia odtrutki. Pokiwał głową nowej eskorcie i dał się zaprowadzić wraz z pozostałym do miejsca spoczynku. Po kilku chwilach wydał stosowne polecenia żołnierzom. Sam zasięgnie także kilku informacji o tym czego mają się spodziewać podczas dalszej podróży, a następnie wieczór spędzi na przemyśleniach. Czy jego dzieci wylegną z jajek? Ostatnio edytowane przez Ranghar : 20-12-2017 o 10:11. |
20-12-2017, 17:58 | #4 |
Administrator Reputacja: 1 | Mężczyzna o nazwisku tak długim, że nawet pisane drobnym druczkiem nie mieściło się w standardowych rubryczkach, po raz kolejny czytał maila, który dotarł do niego z dalekiej Francji. I, nie da się ukryć, cieszył się niezmiernie, że jest w mniej więcej cywilizowanych rejonach świata, gdzie nie tylko był dostęp do sieci, ale i dostęp do środków komunikacji, umożliwiających w miarę szybkie dotarcie do najbliższego lotniska. Ostatnio edytowane przez Kerm : 24-12-2017 o 12:19. |
22-12-2017, 00:12 | #5 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Lunatyczka : 22-12-2017 o 10:40. |
22-12-2017, 01:08 | #6 | ||
Reputacja: 1 |
__________________ "Pulvis et umbra sumus" | ||
23-12-2017, 16:08 | #7 |
Reputacja: 1 | Dzień wcześniej Apartament na najwyższym piętrze paryskiego Marriotta był oczywiście luksusowy, jak to zazwyczaj w hotelach tej marki, ten jednak mógł dodatkowo poszczycić się niecodziennym widokiem. Wzrok naturalnie podążał wzdłuż Pól Elizejskich do wznoszącego się na horyzoncie Łuku Triumfalnego. Jeszcze niedawno była to zwyczajna atrakcja turystyczna. Teraz… Nawet z tej odległości widać było ruch wojska. Projekt Gate: Paris. Paradoksalnie dzięki temu dwójka mężczyzn, którzy właśnie zasiedli do kolacji tak bardzo się tym interesowali. Obaj dość podobni do siebie, wyraźnie spokrewnieni, ubrani w koszule kosztujące tyle ile zarabia przeciętny Francuz i garnitury wartości małego samochodu. Możliwe że była między nimi różnica wieku, jednak bardziej rzucało się w oczy to iż, jeden z nich nosił garnitur jakby się w nim urodził, drugi natomiast wyraźnie nie czuł się w nim tak komfortowo. Pasowały do tego również inne szczegóły, jeden skórę miał bladą, gładką, zadbane dłonie, wypielęgnowane paznokcie, drugi natomiast miał twarz ogorzałą od słońca, parę zmarszczek i ręce przywykłe do pracy fizycznej. Xavier wysłuchiwał długiej tyrady swojego brata, który jak zwykle potrafił godzinami mówić kompletnie bez sensu. Takie tyrady o niczym sprawdzały się pewnie podczas zebrań rady nadzorczej akcjonariuszy, jednak jego osobiście zaczynało to już męczyć. Jego mózg wytrzymał do momentu kiedy skończył już przeżuwać ostatni kęs krwistego, delikatnego steka podanego na świeżym szpinaku z dodatkiem wyśmienitego sosu z francuskiego sera pleśniowego, potem pozostał już tylko autopilot którego nie używał… No już parę ładnych lat, od rozwodu. Zdecydowanie będzie mu brakować smaków domu. Nie żeby nie był przyzwyczajony, przecież już nie raz podczas wypraw musiał przez wiele tygodni, czasem miesięcy ograniczać się do kuchni “lokalnej”. W tym eufemizmie kryło się wiele strasznych wspomnień z którymi nie mogły się mierzyć doświadczenia z obozu przygotowawczego z jakiego wrócił parę dni wcześniej. Robaki? Co za problem, one przynajmniej nie pachną ani nie smakują. A kiedy na Syberii ktoś częstuje zgniłym mięsem jakiegoś miejscowego jelenia, które nieco zbyt długo kruszało w wilgotnej piwniczce… To dopiero doznania. Kiedy dyskretna obsługa uprzątnął z ich stołu pozostałości po obiedzie i zostali wreszcie sami, razem z deską serów i butelką wina. -Dobrze Emilu a teraz przechodząc do konkretów… - Xavier wyraźnie zniecierpliwił się po wcześniejszej gadaninie brata. - Jakie są ustalenia, czy mój wybór do ekipy badawczej to czysty przypadek, czy konieczne było… Zastosowanie pewnych nacisków. Jego starszy brat otarł usta ruchem wypielęgnowanej dłoni i zaśmiał się lekko. Od paru lat stał na czele korporacji zajmującej się szeroko rozumianym przemysłem medycznym w której ich rodzina była głównym akcjonariuszem, pozornie beztroskie usposobienie kryło umysł ostry jak brzytwa. -Nie było problemów. No praktycznie żadnych. Po pierwsze odpowiednie uszy dostały wiadomość że masz odpowiednie wykształcenie, po drugie twoje wcześniejsze wyprawy udowodniły że nie wymagasz tyle niańczenia co przeciętny jajogłowy, po trzecie paru znajomych z Uniwersytetu w Paryżu również poparli kandydaturę. Dla pewności pojawiło się też duże wsparcie w sprzęcie i specyfikach naszej produkcji ale to było praktycznie niepotrzebne, bardziej chodziło nam tutaj o przepchnięcie na drugą stronę stałego zespołu badawczego do założenia laboratorium na miejscu. Przyda wam się ekipa do badania próbek które zbierzecie a przecież nie będziecie ciągnąć wirówek, zamrażarek i innego balastu ze sobą. - zaśmiał się lekko i po chwili namysłu dodał - No i ktoś stwierdził że liczy się nasz rodowód. Wiesz… Japończycy trafili za swoimi wrotami na kultury feudalne. Markiz to całkiem wysoko, niżej tylko od księcia i króla, więc… Wiesz zawsze to dodatkowy atut, może złapiesz jakąś księżniczkę? Obaj zaśmiali się zastanawiając się nad tą możliwością. Xavier raczej wątpił aby do czegoś takiego mogło dojść, zwłaszcza że jak na razie nie napotkano żadnych inteligentnych stworzeń, przynajmniej takie były oficjalne informacje. -Przyznaj się braciszku, wolałbyś żebym raczej złapał jednorożca, najlepiej jeszcze takiego którego łzy zgodnie z legendami są panaceum… Zresztą to wiąże się z jedną z ciekawszych teorii, niektórzy twierdzą że wrota otwierały się już wcześniej, stąd właśnie te wszystkie legendy. Może nawet coś w tym jest. W każdym razie… Jak tam moje zamówienie? Emil uśmiechnął się kiwając głową i sięgnął pod stół gdzie stała niewielka kasetka izolowana termicznie. Postawił ją na stole i wyciągnął z niej niewielkie fiolki pełne przezroczystego płynu. -Tak jak sobie życzyłeś, środek usypiający, według naszych badań jest to w tej chwili najbardziej neutralna substancja, wywołująca najmniej skutków ubocznych, reakcji alergicznych i innych działań niepożądanych. Do tego odporna na zmiany temperatur, nie wymaga przechowywania w lodówce. Nada się do tej twojej zabawki -mówiąc to wskazał na stolik, przy kanapie gdzie leżała “zabawka” Xaviera. Xavier wzruszył ramionami, przeciągając się na krześle, po czym wstał i ruszył w stronę sofy, po chwili na kanapie obok kuszy pojawiła się mała walizeczka z logo Beretty a także długą maczetę z węglowej stali. -Sam powiedziałeś że chcesz mieć jakieś żywe okazy, to maleństwo oprócz zwykłych bełtów może posłać strzałkę usypiającą na niemal 100 metrów ale dla bezpieczeństwa wolę mieć też coś mocniejszego, kusza za wolno strzela, co prawda z naciągiem korbowym dam radę naciągać dość szybko, ale Japończycy podobno natknęli się na pseudo-rzymskich legionistów. Zobaczymy jak poradzą sobie z nabojami kaliber 0.45. Pewnie legioniści coś nam też dostarczą, ale wolę mieć pewność. Po przygodach w Amazonii i w byłych koloniach francuskich, wolę mieć pistolet który powstrzyma człowieka pierwszym strzałem. O ile spotkamy ludzi. Podobno po drugiej stronie jest górzyście, może w takim razie krasnoludy? - zaśmiał się wracając do stołu. Przeciągle spojrzał jeszcze na zestaw do wspinaczki jaki postanowił spakować, do tego polowa apteczka i podstawowe narzędzia chirurgicznej. Na szkoleniu od jednego z wykładowców dostał… Podręcznik? Z braku lepszego słowa niech będzie podręcznik. Chirurgi. Z czasów wojen napoleońskich. Ze szczególnym naciskiem na rany cięte, dźgane, szarpane. zapewne była to jakaś forma żartu, pewnie liczyli na to że zareaguje jakoś na ten prezent. Nie był jednak dentystom czy jakimś wymuskanym chirurgiem plastycznym, kiedy po studiach był lekarzem na akcjach humanitarnych w Afryce i Ameryce południowej napatrzył się na takie rany zadawane maczetami i włóczniami, wydawało mu się że miał wystarczające doświadczenie. Zresztą jeśli miał być zupełnie szczery, do spodziewał się wielkich problemów. Z ich wrót nic nie wylazło. Może świat do którego prowadziły nie był zamieszkany przez inteligentne formy życia? Ewolucja zawsze była jego pasją, wiedział że ewolucja istot inteligentnych nie jest znowu czymś aż tak powszechnym. Wszyscy starali się na siłę, jak to ludzie zresztą, dopasować obecną sytuację do wcześniejszych wzorców a przecież ich świat za ich wrotami mógł być kompletnie inny. Z zamyślenia wyrwał go go głos brata: -Tylko wróć w jednym kawałku. Co mógł na to odpowiedzieć? Gdyby był to film akcji, mógłby właśnie zagwarantować sobie że zginie pierwszy odpowiadając jakimś bohaterskim tekstem. Dzień dzisiejszy Po wyjściu z autobusu cała ta sytuacja wydała mu się zabawna, po raz pierwszy za punkt startowy wyprawy służyła mu stolica dużego europejskiego kraju, nie żeby taka sytuacja nie miała pewnych plusów, na pewno lepsze niż tydzień rozklekotaną ciężarówką przez bezdroża Syberii aby szukać śladów widzianego tam rzekomo nowego gatunku tygrysa. Przeciągnął się i poprawił wyposażenie, przynajmniej tę jego część którą mieli przenieść na własnych plecach. Z zaciekawieniem rozejrzał się po okolicy, skala operacji nie przestawała go zadziwiać, cały ten projekt był czymś na kompletnie inną skalę. Współtowarzysze podróży wyglądali rozmaicie. Było parę kobiet, jednak raczej dominowali mężczyźni, część z nich to byli cywile, jednak oczywiście sporo było legionistów. Niektórzy z nich nie zauważyła że obóz treningowy już się skończył. Teraz wyprawa miała charakter naukowy i naprawdę cały ten macho pokaz nie był potrzebny. Xavier miewał już do czynienia z żołnierzami, ochroniarzami, najemnikami i jeśli o nich chodzi liczył że trafi na takich którzy zachowali resztki rozsądku. Kiedy będąc w trzeciej z kolei grupie ruszył przez wrota… To było niesamowite uczucie. Ciemność, chłód, z jednej strony miał poczucie ruchu z drugiej jednak czuł się jakby stał w miejscu.Co chwilę zamykał oczy na parę sekund i badał stan własnego ciała. Czuł jakby coś działo się z ciśnieniem wokół. Naprawdę był ciekaw czy przeszedł tędy ktoś z dokładną aparaturą pomiarową, może będzie musiał o to zapytać przy najbliższej okazji. Humor stopniowo mu się poprawiał, mimowolnie nawet zaczął pogwizdywać pod nosem czym chyba nie pomógł idącemu obok cywilowi który wyraźnie miał nudności. W końcu gdy dotarli na drugą stronę przeżył… rozczarowanie. Jaskinia jak jaskinia, chatki, namioty, jeepy. Bynajmniej nie zgasiło to jego dobrego humoru. WRESZCIE wyruszyli. Tyle odkryć przedni nimi, szansa by być nowym Kolumbem, Magellanem, albo Darwinem w nowym świecie. Nowe gatunki, rośliny i zwierzęta! Wysłuchał przemówienia szefa wyprawy, generalnie nie było w nim nic odkrywczego, więc bez specjalnej zwłoki ruszył w stronę namiotów z resztą grupy, nie przejmował się specjalnie tym z kim będzie dzielił namiot, pierwszy z brzegu męski namiot odpowiadał mu w pełni, przecież mieli tutaj spędzić tylko parę godzin. Złożył nadmiar sprzętu w namiocie i ruszył na przechadzkę, pierwszy cel - stołówka! Może znajdzie się tam coś ciekawego, może da się podsłuchać plotki, ciekaw był bardzo jak wygląda sprawa z miejscowym czasem, czy dzień miał w okolicach 24 godzin? Czy właściwie lokalnie była teraz noc? Może faktycznie warto było się zdrzemnąć jeśli tak było by nie tracić światła dziennego po dotarciu do bazy. |
25-12-2017, 09:47 | #8 |
Reputacja: 1 |
__________________ To nie ja, to moja postać. |
26-12-2017, 14:25 | #9 |
Reputacja: 1 | Dzień jak codzień, przez restaurację, w której pracowała przewijały się dziesiątki twarzy każdego dnia. Nie była to najbardziej wykwintna restauracja w Paryżu, ale też żadna speluna. Jedzenie było smaczne i różnorodne, smakowało tak samo profesorom, biznesmenom, czy urzędnikom, jak i studentom, czy ludziom z niższych warstw społecznych. Alexis lubiła swoją pracę, szczególnie tych biznesmenów i urzędników, którym to łatwo było zamydlić oczy, czasem trochę oszukać, czasem zajrzeć do portfela, a czasem po prostu zasłużyć na dobry napiwek. Pomagał jej w tym wyróżniający się wygląd, przez większość mężczyzn uważany za atrakcyjny. Starannie spleciony, dobierany warkocz na środkowej części głowy, podczas gdy jej boki pozostawały wygolone na kilka milimetrów; kilka piegów, nietypowo przy tak ciemnej karnacji rozsypane po jej nosie i policzkach; pełne usta; podkreślone kredką ciemnozielone oczy i raczej ładna, dość młoda, dumna twarz. Tym razem obsługiwała stolik, przy którym siedziało dwóch mężczyzn, jeden znacznie starszy od drugiego, najwyraźniej starał się go do czegoś namówić, jak wynikało z gestykulacji i mimiki. Młodszy próbował wyglądać godnie, jednak zdawał się być stłamszony przez drugiego mężczyznę, nieco mniej elegancko ubranego i lekko zaczerwienionego na twarzy, być może od nadmiernych emocji. Przykuli jej uwagę. Wyostrzyła słuch, próbując usłyszeć strzępki rozmowy. <img src="https://images84.fotosik.pl/946/db8f914369f04b6fgen.jpg" alt="" style="width:269px;height:178px"> - ...Wrota są otwarte teraz, ekipa badawcza wyrusza teraz… Zgłoś się, do cholery … świat za wrotami to idealny materiał na Twoją pracę doktorską! - Alex zastygła nad nimi, niby to nie chcąc przeszkadzać w rozmowie klientów. Kiedy młodszy zauważył jej obecność postawiła przed nimi tacę z jedzeniem. - Dzień dobry, czy mogę Panom jeszcze jakoś pomóc? - Uśmiechnęła się tak uprzejmie jak tylko umiała do starszego mężczyzny i nieco bardziej zadziornie do tego młodszego. Wrota, nabór, świat za wrotami… To brzmiało cholernie interesująco, szczególnie informacja o naborze. Młodszy facet spojrzał na nią zmęczonym wzrokiem. - Porcję empatii dla mojego taty poproszę. - Zażartował. Alexis zaśmiała się z uprzejmości i zrobiła zaciekawioną minę. - Sama niech Pani powie ojcu… Rzuciłaby Pani całe swoje życie, żeby ruszyć na misję badawczą do świata pełnego zagrożeń, z którego nawet nie wiadomo, czy da się wrócić? - Zastygła z cisnącym się na usta “Bez chwili wahania”. - Gdyby ktoś dał mi taką opcję… Na pewno bym to rozważyła. - Kiwnęła głową, stając po stronie ojca. - Widzisz, Francis? Kto nie ryzykuje, ten nie wygrywa! - Rzucił do syna i zwrócił się do Alex - Widzi Pani, Legia organizuje nabór na ochotników do wyprawy badawczej na drugą stronę wrót, a syn nie dość, że się waha, to jeszcze chce zrezygnować! - Rzucił z oburzeniem, wyjaśniając sytuację. To było właśnie to, co Alexis chciała usłyszeć. Ochotników. Zbierają ochotników… Niemal jęknęła z zachwytu. Przez chwilę jeszcze pokiwała uprzejmie głową i oddaliła się od ich stolika. Od tygodni nie dopisywało jej ani szczęście, ani dobry humor. Była znudzona swoim życiem. Kto normalny byłby znudzony takim życiem? Dokładnie zadbała o to, żeby nie było w nim czasu na nudę. Praca kelnerki zapewniała jej ciągle świeżą dostawę klientów godnych obrabowania, a weekendowe wieczory na ringu smak wrażeń, krwi i zwycięstwa. Nie mogła narzekać na życie, jakie sobie zorganizowała. A jednak odkąd pamiętała towarzyszyło jej to nieprzyjemne uczucie, do którego już zdążyła przywyknąć w swoim niezbyt długim życiu. Jakby ciągle była nie tu, gdzie być powinna. Tylko adrenalina pozwalała zapomnieć o tym uczuciu, oderwać się od ziemi i poczuć dobrze przez chwilę. Jej znajomi z sierocińca i ulicy byliby przeszczęśliwi mogąc teraz żyć życiem Alex. Nie trafiła do więzienia, nie skończyła w rynsztoku ani w burdelu, jak właściwie każdy, z kim miała do czynienia. Ale jak zwykle, ona chciała od życia czegoś więcej… Kiedy wrota do innego świata się otworzyły, stały się one niemal obsesją Alexis. Inny świat. Jej najśmielsze sny mogły się teraz ziścić. Nie mogła się trafić lepsza okazja, ojciec Francisa miał absolutną rację. Musiała się tam dostać, choćby nie wiem co. Zwolniła się wcześniej z pracy, na której już nijak nie mogła się skupić. Wygooglowała na ten temat wszystko, co tylko było do wygooglowania. Jeszcze tego samego dnia pospiesznie ruszyła w stronę Łuku triumfalnego. Jej serce zabiło szybciej, widząc na własne oczy wrota, oczywiście szczelnie chronione zasiekami wojska, mogła je oglądać tylko z daleka. A jednak spędziła kilka chwil, ujmując ten obraz na szybkim rysunku w swoim szkicowniku. <img src="https://images83.fotosik.pl/946/9e569f7c80e648df.jpg" alt=""> Od wrót emanowała niesamowita energia, która zdawała się zaginać czasoprzestrzeń. Przez jej głowę przelatywały setki myśli i wyobrażeń świata, które znajdowało się po drugiej stronie. Tak blisko... To brzmiało jak cholerne spełnienie wszystkich jej marzeń, w które nie śmiała nigdy wierzyć. Tu była nikim, od samego początku swojej historii. Niczyja, porzucona, nie pasująca do tego świata, zawsze goniąca za nieistniejącym. W świecie, w którym zawsze "coś było nie tak". Horda nieszczęśliwych ludzi, którzy całe pokolenia spędzili szukając odpowiedzi na pytanie "jak żyć", ostatecznie tylko pogrążając siebie i świat w którym przyszło im żyć w destrukcji. Nieszczęśliwe, samotne dzieciństwo poświęcone na gapieniu się w księżyc i marzeniu o lepszym świecie, potem równie samotny, pełny wrażeń i wyzwań czas dorastania, łącznie jakieś dwadzieścia trzy lata życia w miejskiej dziczy nauczyło ją wszystkiego, co mogłoby jej się przydać w prawdziwej. Teraz ma przed sobą otwarte drzwi do świata, w którym mogłaby zacząć na nowo, na warunkach, które sama będzie dyktować. Trzeba tylko przekonać organizatorów naboru, że jest idealną kandydatką do udziału w projekcie. Chcąc nie chcąc, kto mógłby tam sobie poradzić lepiej, niż ona? Wyjęła jeszcze z kieszeni płaszcza niewielki sztylet ukryty w pochwie pokrytej dziwnymi znakami. Jedyne, co pozostało jej po rodzicach. Ostrze znalezione razem z nią, kiedy była niemowlęciem. Jedyne, co mówiło jej o jej przeznaczeniu. Była wojowniczką, całe życie. Czy znajdzie jego historię po drugiej stronie wrót? Czy znajdzie swoją? Tydzień oczekiwania na odpowiedź był ciężkim tygodniem. Psychicznie Alex już była tam, po drugiej stronie wrót, a jednak wciąż musiała zmagać się z niepewnością własnego losu. Dawno nic nie stresowało jej tak bardzo, jak fakt, że może się nie dostać, że mogą odrzucić jej podanie. Miała powody do stresu, wyprawa w końcu była badawcza, a Alexis nie była naukowcem. Co więcej, daleko jej było do naukowca. Z drugiej strony, cały nabór był organizowany przez Legię cudzoziemską, która to prawdopodobnie lepiej znała się na ochronie innych uczestników wycieczki. Alex znała się doskonale na chronieniu, owszem - siebie. Pierwszego dnia poszła do pracy, ale stojąc kilka minut przed wejściem do restauracji szybko zrozumiała, że nie byłaby w stanie spokojnie zająć się pracą kelnerki. Po wejściu skierowała kroki prosto do gabinetu szefa. - Charles? - W oczach miała łzy i wydawała się być zdruzgotana. - Moja matka… Jest ciężko chora. Nie ma nikogo poza mną, Charles. Nie wiadomo jak długo jeszcze będzie żyła. Ja… - Zmarszczyła brwi w niezwykle realistycznym grymasie zmartwienia i troski. - Muszę do niej pojechać, zrozum. Nie wiem kiedy wrócę… - I co, zostawisz mnie tu samego z całym tym burdelem na głowie? - Wydawał się być wściekły, ale sympatia do Alexis i zwykła ludzka przyzwoitość nie pozwalała mu tego specjalnie okazać. - Charles, proszę Cię. Wiesz dobrze, że Cerise wraca z macierzyńskiego w przyszłym tygodniu. Dacie sobie radę beze mnie, moja mama nie. - Umowę rozwiązali za porozumieniem stron. Pół godziny później weszła z torbą na siłownię. - Cześć, Zac. - Rzuciła do wysokiego murzyna, który siedział na portierni. Uśmiechnął się na jej widok. - Cześć, Al. Dzisiaj wcześniej? Szykuje Ci się jakaś walka? - Muszę się na kimś wyżyć, jesteś chętny? Możesz już nie mieć więcej okazji... - Uśmiechnęła się zachęcająco. Wiedziała, że Zachary nie wchodzi na ring odkąd po walce z nim przeciwnik skończył w szpitalu, ale zapytać nie zaszkodziło. - Nie chciałbym Cię połamać. Czemu dzisiejszy dzień jest wyjątkowy? - Wyjeżdżam, Zac. - Jej głos zabrzmiał bardziej poważnie. - Na dniach. Koniec z walkami, przekażesz górze, że wypisuję się z interesu? - Czarnoskóry kiwnął głową. Pytania cisnęły mu się na usta, ale wiedział, że i tak niczego się nie dowie. Świetna zawodniczka zniknie bez wyjaśnienia, tak samo jak bez wyjaśnienia się pojawiła rok temu. Kolejny tydzień spędziła głównie na tym, żeby nie pozwolić sobie na chwilę spokoju. Pakowała się, żegnała ze znajomymi, godzinami przesiadywała na siłowni, albo na ringu. Nie miała absolutnie żadnej pewności, że dostanie szansę na udział w projekcie. Miała za to pewność, że tak czy inaczej będzie musiała wszystko zmienić. Z resztą, nie pierwszy raz stawiała wszystko na jedną kartę. <img src="https://images83.fotosik.pl/946/760efd52b5b3ad67gen.jpg" alt="" style="width:320px;height:180px"> Dnia, kiedy wracając po wyjątkowo forsującym treningu znalazła w skrzynce list z odpowiedzią, była już właściwie gotowa, żeby wyruszyć. Zamknęła się w swoim pokoju, przeczytała cały list po raz kolejny i zamknęła oczy, pozwalając, by uczucie błogiej ulgi wypełniło jej ciało. Miesiąc. Tyle stało między nią, a nowym życiem, w nowym świecie. Szkolenia owszem, były wyczerpujące fizycznie, ale to nie dlatego Alexis odliczała dni do końca “turnusu”. Nie mogła się doczekać dnia, kiedy przejdzie przez wrota. Chętnych było wielu, a wojsko chciało mieć pewność, że nie trzeba będzie nikogo niańczyć po drugiej stronie, dokładając wszelkich starań, żeby wykurzyć tych mniej odpornych psychicznie i fizycznie. Alex wiedziała, że jej niańczyć nie będzie trzeba i wręcz obrała sobie za cel udowodnienie tego. Dobrze czuła się będąc lepszą od zdecydowanej większości uczestników, a nawet bez większego problemu stosowała się do większości poleceń i rozkazów, biorąc je sobie jako konieczność. Brak elektroniki, ciepłej wody, spanie w niewygodzie, czy chłodzie, jedzenie byle czego, co tylko wpadnie w ręce, co uda się znaleźć - wszystko to nie było dla niej nowością. Kilka lat żyła na ulicy, jeszcze jako niepełnoletnia, musząc stale ukrywać się przed wymiarem sprawiedliwości, czy grupami przestępczymi. Wtedy też nie miała ani ciepłej wody, ani ciepłego obiadu stawianego codziennie przed nos. Zaś to, co dla innych było bezsensownym biegiem w środku nocy przez kilka kilometrów, dla niej było tylko paciorkiem na drodze do celu. Wielokrotnie przełożeni wpadali z hukiem do ich pokoi, zapalali nieznośnie jasne światło i niemal zrzucali ich z łóżka. - Alarm! Alarm! Pobudka! Wszyscy na baczność, raz! - Wrzasnął legionista, który wparował, Alex rozpoznała głos swojego przełożonego, którego ze wzajemnością lubiła. Kilka osób stanęło na baczność w bieliźnie, a z kilku prycz posypały się jęki niezadowolenia. Ona przewróciła się na bok, przeciągnęła i spojrzała na niego, pozwalając sobie na niesubordynację. Wstawanie w środku nocy, żeby ratować swój tyłek nie było dla niej niczym nowym. Fakt, od kilku lat nie miała takich “rozrywek”, ale też nie była osobą, która potrzebuje dużo snu. - To już trzeci raz w tym tygodniu... Jakie dzisiaj rozrywki nocne? - Rzuciła, bardzo powoli, choć jednak znacznie szybciej niż niektórzy wygrzebując się z łóżka. - Nieopodal nasi zwiadowcy napotkali grupę nieprzyjaciół. Ubierać się i biegiem! Na zwiad! - To ostatnie zabrzmiało zdecydowanie ostrzej. Cóż… Alex była nauczona raczej tego, że od nieprzyjaciół się ucieka, a nie biegnie do nich, ale szkolenie, to szkolenie. Niech będzie. - I na pewno nie dacie sobie rady bez nas…? - Alex pozwoliła sobie jeszcze na odrobinę droczenia się, mimo wszystko wciągając na tyłek spodnie. Słysząc, jak inni uczestnicy narzekają, jej samej chciało się śmiać. Myśleli, że dostaną ciastko z kremem przed podróżą? Owszem, mięśnie momentami wyły z bólu, ale ani jej się śniło, żeby z tego powodu rezygnować z marzeń. Zdecydowanie większym problemem były dla niej testy psychologiczne. Nie podobało jej się to, że ktoś chce wejść do jej głowy, a psycholodzy wojskowi byli dobrzy w prześwietlaniu jej kłamstewek. Musiała zwierzać się z rzeczy, które wolałaby zostawić dla siebie i to najbardziej ją uwierało. Momentami miała wrażenie, że siedziała na fotelu psychologa zdecydowanie częściej niż jakikolwiek inny uczestnik projektu, a każdą z tych wizyt łykała jak potwornie gorzką tabletkę. Mimo wszystko wielokrotnie zdała egzaminy z pracy w zespole i nie powiedziała niczego, przez co postanowiliby jej podziękować. Niezbyt dobrze czuła się w towarzystwie innych uczestników szkolenia. Świat zadufanych w sobie, przemądrzałych naukowców niezbyt do niej przemawiał i stroniła od tego typu towarzystwa. Zdecydowanie lepiej dogadywała się z legionistami. To byli mężczyźni zdecydowani, pewni siebie, a ona takich mężczyzn lubiła i ceniła. Potrafili wydawać rozkazy, ale też potrafili je wypełniać, co było na swój sposób godne podziwu i sprawiało, że ona sama chętniej wypełniała ich polecenia. Paradoksalnie biegając z plecakiem pełnym kamieni, czy broniąc się przed zgrajami przebranych za istoty nie z tej ziemi legionistów, czuła się momentami bardziej bezpiecznie niż w życiu do którego przywykła. W dniu, kiedy szkolenie dobiegło końca Alexis tryskała szczęściem i niecierpliwością. Całą drogę przytupywała nerwowo nogą nie mogąc się doczekać, aż znajdzie się na miejscu. Wrota wciąż budziły w niej to samo niesamowite uczucie w piersi. Wielkie, dostojne przejście do innego świata, emanujące energią, która jakby wypełniała jej ciało i przyciągała do siebie. Widziała na twarzach innych szacunek, na niektórych strach. Ją przepełniała radość. Odebrała swój bagaż, w którym dzięki znajomościom zdobytym w czasie szkolenia znalazł się również niewielki sztylet, wzięty jako broń osobista i szkicownik wraz z kawałkiem węgla. Czym prędzej udała się zgłosić jako ochotnik do przejścia w pierwszej szóstce. Nigdy, absolutnie nigdy nie przeżyła czegoś, co mogłoby chociaż przypominać przejście przez wrota. Alexis nie była w stanie ocenić, czy trwało to ułamek sekundy, czy kilka godzin. Jej umysł przewrócił się do góry nogami, a krew buzowała bardziej niż na ringu. Bardziej niż kiedy uciekała przed zagrożeniem życia. Bardziej niż kiedykolwiek. Kiedy stanęła po drugiej stronie, razem z powietrzem, które nabrała do płuc wypełniła ją euforia, radość w czystej postaci, szczęście tak silne, że odebrało jej rozum na kilka chwil. Miała ochotę śpiewać, tańczyć, wyć ze szczęścia. Czuła dziwną wewnętrzną ulgę i spokój, które wypełniały jej ciało i umysł. Ćpała świat dookoła siebie niczym narkotyk. Legioniści szybko wydali polecenie odejścia się od wrót, ale ją musieli odsunąć wręcz siłą, bo była głucha na to, co dzieje się dookoła niej. Wiedziała, że choćby nie wiem co, nie zamierza opuszczać już tego świata. Wolałaby umrzeć niż wrócić w miejsce z którego przed chwilą przyszła. Kiedy inni słuchali przemówienia jakiś naukowców, ona z namaszczeniem, niemal z czułością przesuwała dłonią po ścianach groty, jakby chciała każdym zmysłem poznać świat, w którym się znalazła. Kazano im udać się na spoczynek w jednym z namiotów, ale Alex nie chciała spać. Za wiele było w niej emocji. Przez dłuższy czas wędrowała po grocie, oglądając każde wgłębienie w skale i każdą wypukłość, a później też ludzi, którzy jeszcze nie spali. W końcu zmęczenie jednak dało jej się we znaki, jednak dziewczyna nie wybrała żadnego z namiotów, zasnęła w końcu na ziemi przy jednej ze ścian, z głową na swoim plecaku. |
27-12-2017, 15:58 | #10 |
Reputacja: 1 |
__________________ Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem! |