Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-03-2010, 22:00   #201
 
Kroni.PJ's Avatar
 
Reputacja: 1 Kroni.PJ nie jest za bardzo znanyKroni.PJ nie jest za bardzo znany
Gdy Tesamimaru wkroczył na polanę miał jeszcze niewielki zapas czasu. Stanął na jej środku, skrzyżował ręce za plecami i czekał. Jego umysł bym czysty, pozbawiony myśli i wręcz złowieszczo spokojny. Mimo dużego zmęczenia mięśni Hyuuga czuł się wyśmienicie. Ten stan ducha - bezemocjonalnej pustki - odpowiadał mu całkowicie.
Czekał przez około 15 minut na pojawienie się uczniów. Wszyscy przybyli prawie równocześnie, nawet Orisamo, którego sensei umyślnie nie obudził rano.
- Zgodnie z Twoją prośbą, a także moim planem treningowym, wyruszycie dziś na misję - młody jounin sięgnął po trzy niewielkie karteczki zwracając się do Omosy. - Jak na razie będą to zadania rangi D. Postanowiłem, że zostaniemy przez jakiś czas w wiosce i podszlifujemy wasze zdolności podstawowe. Po wczorajszym treningu kontroli czakry, a także kondycji przychodzi czas na kształcenie najbardziej trywialnej z umiejętności ninja - siły - notki znalazły się w dłoniach podopiecznych. - Macie 2 i pół godziny na powrót na tę polanę. Radzę się nie spóźnić. Do zobaczenia - kroki Hyuugi były lekkie, pewne i mimo tego, że dość mozolne niezwykle płynne i szybko się przemieszczał.

***

Tesamimaru wkroczył na ulice Konohy z niezwykłą gracją i dostojnością. Splecione na plecach dłonie skrywały się w długich i szerokich rękawach luźnej, błękitno-białej szaty. Strój wykonany był w całości z niezwykle delikatnego i miłego w dotyku materiału. Sam ninja nie wiedział dlaczego wybrał akurat ten.
Wędrując między ludźmi trzymał głowę wysoko. Stąpał bardzo dumnie i z wielką pewnością. Nie przykładał zbytniej wagi do ludzi na około - obserwował swoje myśli, które niczym liście na wietrze szybowały przez jego umysł by wkrótce opaść i pozostawić świadomość czystą i niezmąconą. Hyuuga odczuwał bardzo specyficzne uczucie, skądś je znał jednak nie potrafił go w żaden sposób zakwalifikować.
Stopy uderzały o bruk, wąskich alejek przedmieści. Delikatne powiewy wiatru unosiły luźne szaty i opinały je na ciele, muskały skrórę i podnosiły czarną kitę spoczywająca na łopatkach. Nieliczne kosmki włosów, falujące na czole jounina, tańczyły rozpraszając od czasu do czasu jego uwagę.
Pogrążony w głębokich otchłaniach swojej egzystencji Tesamimaru wkroczył prawie bezwiednie na plac szpitala. Postawił krok przez próg, tak że znajdował się na granicy, wychylił się delikatnie i spojrzał w kierunku recepcjonistki.
- Wiadomo coś w sprawie matki Orisamo? - spytał spokojnych, pełnym głosem.
- Żadnych szczegółów - odparła uśmiechając się do niego pielęgniarka. - Ciecie nie wskazuje na żaden specyficzny rodzaj broni, jak i nie można po nim wskazać kto je wykonał.
- Rozumiem... - młody Hyuuga zamyślił się na chwilę. - Czy mógłbym pomówić z Sasatorim? - zapytał dość uprzejmie, ale jego głos wzbudził w kobiecie specyficzne uczucie. Zrobiło się jej głupio. Zastanowiła się przez chwilę czy aby nie powinna wstać rozmawiając z nim, a potem przewertowała w głowie wszystkie znane jej zasady dobrego wychowania, by upewnić się czy żadnej nie łamie. Mimo upewnienia czuła specyficzne uczucie, jakby zakłopotanie.
- Sasatori-san wyruszył z grupą geninów do kraju wiatru... - odpowiedziała niepewnie. - Może chciałby Pan pomówić z...
- Nie dziękuję - odparł młodzieniec uprzedzając pytanie. Wyszedł swym dumnym krokiem. Za cel obrał biuro Hokage.
"Pan?!" - rozmyślał. - I ten zmieszany głos... Niezwykłe, a nawet deczko przerażające.

Przywódca Wioski Ukrytego Liścia przywitał młodego Hyuugę ciepło.
- Mimo niespodziewanego obrotu spraw i "niemiłego" zakończenia ostatniej misji, jestem Ci wdzięczny Tesamimaru - podjął. - Okazało się, że grupa ninja, których pokonałeś wraz z drużyną 2. była grupą Madary. Chcieli wykraść informacje dotyczące Juubiego...
- Dziękuję za miłe słowa Hokage-sama - odrzekł lekko skłaniając się młody jounin. Nie był jednak tak uniżony i pełen respektu i szacunku co zwykle. Zdawał sobie z tego sprawę i czuł się z tym dobrze.
- Przybywam w następującej sprawie - zaczął bez pardonu. - Chciałbym zabrać moich podopiecznych na kilkudniową misję - najlepiej poza granice kraju ognia.
Hmm... - Hyuuga nie był arogancki jednak jego zachowanie zmieniło się. Kage spojrzał na niego badawczo. - Właściwie czemu nie?.. - odparł. Słowa wydobywały się z jego ust w monotonny sposób, jakby myślał o czym innym. - Dobrze - dodał z nagłym ożywieniem. - Mam dla Twojej drużyny misję, która na pewno Cię ucieszy...

***

Tesamimaru po raz kolejny znalazł się na polanie delikatnie przed czasem. Gdy jego uczniowie przybyli siedział w medytacji. Powstał i uśmiechnął się delikatnie, a mimo to niezwykle ironicznie, do Omosy. Jednymi z najważniejszych cech ninja są pokora i umiejętność do dostosowania się do sytuacji; jedną z najważniejszych cech ucznia jest pełne zaufanie i szacunek wobec nauczyciela. Pytanie młodego Uragiri o misje nie było specjalnym uchybieniem od żadnej z tych zasad, ale Hyuuga uważał, że w początkowej fazie treningu należy wyplenić jak najwięcej niepożądanych cech i wykształcić te chętnie widziane. W późniejszej fazie shinobi zna zasady i nie trzeba mu ich wpajać, sam trzyma się reguł i jest mu po prostu łatwiej. Jounin nigdy nie mógł zrozumieć pobłażania nowicjuszom dlatego teraz z taką radością patrzył na umęczone twarze geninów.
Sensei obrócił się do swoich uczniów plecami i zaczął iść w stronę gęstwiny leśnej. Uniósł rękę i machną nią zachęcając podopiecznych by ruszyli za nim. Po chwili marszu stanęli nad strumieniem, nad którym kilka dni wcześniej odbywał się trening Miwy i Orisamo. Tesamimaru wszedł do wody. Jego szata momentalnie ciasno oblepiła kostkę i łydkę. Mistrz nie zatrzymał się. Zmierzał w kierunku jednego ze stawów. Gdy znajdowali się już blisko brzegu rzekł:
- Trochę orzeźwienia się wam przyda - jakby nie zauważając spadu wody postawił krok w toń i szybko wpadł do chłodnej wody. Postawił kilka kroków na kamienistym dnie i już po chwili woda zakrywała go do wysokości klatki piersiowej. Polecił uczniom by powtórzyli operację - zabronił im również zdejmować ubrania.
Gdy cała czwórka znajdowała się już w wodzie Hyuuga zaczął wykonywać proste sekwencje składające się z obszernych ruchów. Ani na chwilę nie opuszczał rąk, które walczyły z silnie opierającą się wodą. Gdy genini zaczęli po nim powtarzać ćwiczenie szybko zrozumieli jego sens. Już po krótkiej chwili ręce zaczęły odmawiać posłuszeństwa, a sensei cały czas wykonywał płynne ruchy nawet nie myśląc by przestać. Gdy po dłuższym czasie opuścili wodę wszyscy byli zmarznięci i kolosalnie zmęczeni.
- Teraz stańcie proszę w takiej pozycji - Tesamimaru wykonał przysiad w około metrowym rozkroku. Zatrzymał pozycję kiedy w stawie kolanowym i biodrowym miał kąt bliski dziewięćdziesięciu stopniom. - Macie stać w tej pozycji dopóki wasze mięśnie wytrzymają. Koniec ćwiczenia nastąpi kiedy się przewrócicie.

Luźna koszula Hyuugi leżała pod drzewem, a on sam przechadzał się dumnie między leżącymi na ziemi i ciężko zipiącymi studentami.
- Starczy wam tego odpoczynku - rzekł. Uczniowie niechętnie podnieśli się z ziemi. Samo stanie było problematyczne. Jounin ugryzł się w palec i wykonał serie pieczęci. Dłoń zderzyła się z ziemią:
- Ninpo Kuchiyose! Kaonayuu! - z obłoku dymu wyłonił się biały kot o szarych oczach. - Usiądźcie proszę wygodnie - białe oczy mistrza przesunęły się po uczniach. - Przyjacielu - rzekł do przyzwanego zwierzęcia - pozostawiam ich w Twoich rękach.
Kot przeszedł między siedzącymi na ziemi geninami ocierając się o nich. Kroki stawiał ospale i powoli. W końcu stanął za nimi.
- Skupcie się na sobie. Nie pozwólcie uciekać myślą - jego głos był bardzo delikatny, wręcz kojący. Słowa układały się w długie, przyjemne mruczenie. Nagle delikatny stan prawie euforii wszystkim studentom przerwało dziwne uczucie. Ściśnięcie w brzuchu, a potem ból głowy. Po chwili poczuli w sobie obecność kota. Zwierz za wszelką cenę chciał poznać ich sekrety.

***

- Dzielni wojownicy z nich wyrosną - rzekł Kaonayuu i ospałym krokiem podszedł do drzewa. Umościł się wygodnie. Jego ciało powoli zmieniło się w coś przypominającego watę cukrową, a chwilę później po kocie został tylko biały dym, który szybko rozrzedził się i zniknął.Tesamimaru jeszcze chwilę obserwował ledwo poruszających się podopiecznych... Ciekawe dzieciaki - pomyślał i chwilę później zniknęły żyły w okół oczu wraz z obrazem oddalających się shinobi.
Jounin był wypoczęty - nie wykonał wielu ćwiczeń tego dnia. Robił to umyślnie. Ciężki trening dni poprzednich, a także pozostałości po ostatniej walce przypominały o sobie, a przecież chciał wreszcie zgłębić to...
- KEGE SHEN! - krzyk rozszedł się między pniami drzew.

- Hu, hu... - wielkie krople potu spadały na ziemię z czarnych włosów Tesamimaru. Jego klęcząca sylwetka, wsparta na dłoniach, odcinała się na tle księżycowego odbicia na tafli wody. Młody jounin od kilku godzin doprowadzał się do granicy wytrzymałości by ją przekroczyć. Czuł, że jest blisko... Blisko koniecznego przełomu. Ledwo wstał i ponownie wykonał pieczęci. Stał chwilkę z dłońmi przed klatką piersiową. Dość - pomyślał. Podszedł do drzewa, zabrał koszulę i ruszył do domu. Jego umysł znowu powrócił do normalnego stanu. Zastanawiał się nad przyszłością swoich uczniów, swoją, całego świata ninja i tego jak będzie mógł na niego wpłynąć i nagle zrozumiał...
-Znowu Ty? - wyszeptał cicho. - Już dawno powiedziałem Ci, że masz odejść... Nie wracaj - ciężkie kroki straciły grację i dumę. Tesamimaru po raz kolejny wygnał pychę, wygnał myśl, że jest lepszy, bo ma te oczy i po raz kolejny obiecał... Obiecał, że zmieni świat, obiecał że zlikwiduje podziały...
 
__________________
...I'm still alive...Once upon the time...Footsteps in the hall...
Kroni.PJ jest offline  
Stary 06-03-2010, 08:58   #202
 
Roni's Avatar
 
Reputacja: 1 Roni ma wyłączoną reputację
Orisamo obudził się dosyć późno. Spojrzał na zegarek.
"Że co?! Czemu mnie nie obudził?"
Wyskoczył z łóżka i zaczął szukać swoich ciuchów. Mieszkał tu od niedawna, lecz zrobił bałagan jak po huraganie. Gdy ubrał się i przytroczył cały ekwipunek, zegar wskazywał, że ma 10 minut na dotarcie na łąkę. Wyskoczył przez okno.
"Nie mam czasu na korzystanie ze drzwi."
Skakał po dachach budynków. Na szczęście zdążył na spotkanie. Ustał przed Sensei i czekał na informacje.
-...wyruszycie dziś na misję - Powiedział Hyuuga.
"Tak jest! Nareszcie." - Zakrzyknął w duchu Orisamo.
- Jak na razie będą to zadania rangi D.
"Co? Tylko D? No dobra. Jak trzeba."- entuzjazm Ori'ego trochę opadł. Pożegnał się z sensei i odszedł. Spojrzał na swoją kartkę.
1.Ściągniesz bawoły z pola.
2.Wciągniesz na wieżę ogromne bębny.

"Cholera. Przecież to mnie ogromnie zmęczy."
Ruszył na pastwiska. Stado bydła pasło się spokojnie.
"No i czemu nie chcą zejść?"
Podszedł do pierwszego woła i złapał za łańcuch. Pociągnął z całej siły, lecz zwierzę ani drgnęło.
"O cholera."
Ori odpuścił i rozejrzał się. Musiał znaleźć przyczynę. Po oględzinach znalazł miękką ziemię. Wyciągnął kunai i zaczął rozgarniać ziemię. Nóż wbił się w coś twardego. Orisamo pociągnął za kunai i wydobył ludzką czaszkę. Krzyknął z obrzydzeniem i odrzucił nóż. Rozejrzał się i z przerażeniem odkrył, że całe pastwisko jest usiane takimi plamami miękkiej ziemi.
"Groby. Tu jest jakiś cmentarz. Nie chcę w to wnikać, ale widocznie trawa, która tu rośnie, dzięki enzymom z ciała, jest o wiele smaczniejsza dla bydła."
Orisamo odkrył sposób.
-Bunshin Bakucha! - Zakrzyknął. Obok niego pojawiły się dwa klony. Orisamo wydał im rozkaz, by ustawiły się po jednej stronie stada w odległości trzynastu metrów.
-Shinjuu Zanshu no Jutsu!-Krzyknął i schował się pod ziemią. Wolał nie stać w polu rażenia i klonów i bydła. Usłyszał i poczuł wybuch. To repliki się zdetonowały i na pewno woły się przestraszyły. Ziemia drżała od ich uderzeń racic. Orisamo wyszedł z ziemi i spojrzał na swoje dzieło. Bydło powoli zmierzało w stronę wioski. Teraz tylko musiał je zaprowadzić do właściciela.
-Pierwsze zrobione. - Szepnął i przekreślił zadanie na liście. No to teraz bębny. Te okazały się większym wyzwaniem. Katsumi był bardzo silny jak na jego wiek, lecz nawet wciągnięcie najmniejszego okazało się niemożliwością.
"No dobra."
-Konoha Reppu! - Zakrzyknął i "podciął" bęben. Ten wyleciał lekko w powietrze. Orisamo błyskawicznie znalazł się pod nim.
"Mam nadzieję, że te bębny są wytrzymałe."
-Konoha Dai Senpuu!- Kopnął z całej siły w instrument. Bęben wyleciał wysoko w górę, a Orisamo był tuż za nim. Złapał go w powietrzu i ustał na platformie, na szczycie wieży. Zostawił go i zeskoczył na ziemię.
"Było ciężko, a ten był lżejszy."
-Mam! - Krzyknął radośnie. Pobiegł do właściciela bawołów i pożyczył jednego. Wrócił na miejsce pracy i przywiązał najpierw linę do zwierzęcia, później wskoczył na wieżę i podpiął bloczek. Następnie przyczepił sznur do bębna. Uderzył lekko w woła, by ten ruszył z miejsca. Instrument poleciał w górę. Orisamo musiał tylko umieścić go na platformie i oddać zwierzę. Wrócił na polankę chwilę przed czasem. Zdał raport sensei i usiadł na ziemi. Był okropnie zmęczony. Gdy wszyscy się zebrali, ruszyli do źródeł. Ćwiczenie w wodzie sprawiło, że ledwie stał na nogach. Obciążniki także nie pomagały. Kolejne ćwiczenie przeważyło szalę. Upadł na ziemię po kilku sekundach i nie podnosił się. Po kliku chwilach sensei kazał mu wstać. Wskazał na kota i kazał do niego podejść.
"A ten tu skąd?"
Katsumi ociężale i z wielkim trudem wstał i podszedł do zwierzęcia. Poczuł jak coś wchodzi mu w umysł. Próbował się bronić, lecz był za bardzo zmęczony. Poddał się woli kota, ale kot chciał wejść tam, gdzie nikt nie powinien. Ori stawiał opór. Czuł, że to zabiera mu mnóstwo energii, lecz bronił się. Nie mógł pozwolić, by ktoś znał jego myśli. Jego ból. Walczył zaciekle. W końcu kot wyszedł z jego umysłu. Sensei kazał mu wracać do domu. Powoli szedł przez Konohę. Wszedł do domu i wdrapał się po schodach. Padł na łóżko i zaraz zasnął. Obudził się późno w nocy. Okropnie bolała go głowa. Nie wiedział co się dzieje. Czuł, że nie jest sam. W pokoju stał on. Morderca.
-Witaj Orisamo. Chciałem tylko wyjaśnić, co się dzieje. Twoje włosy zrobiły się z czarnych - szare. To oznaka, że niedługo zostaniesz pełnoprawnym członkiem rodu Katsumi. Twe oczy zaczną mutować. Będziesz ślepy przez kilka dni. Ale to jeszcze nie teraz. Minie dużo czasu, aż przejdziesz na wyższy poziom Kekkei Genkai. Teraz muszę się pożegnać, lecz pamiętaj, że obserwuję cię. - Powiedział Masachi po czym rozpłynął się w powietrzu. Orisamo znowu zasnął. Rano myślał, że to tylko głupi sen. Jednak gdy spojrzał w lustro, zdał sobie sprawę, że jego włosy zmieniły barwę.
"Co się dzieje?"
 

Ostatnio edytowane przez Roni : 06-03-2010 o 13:03.
Roni jest offline  
Stary 12-03-2010, 15:33   #203
 
BoYos's Avatar
 
Reputacja: 1 BoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputację
Nizan po ciężkim treningu opadł z sił. Używanie chakry i elementu było najcięższym ćwiczeniem jakie mógł trafić. Poświecał się. Oby było warto.
Po ogłoszeniu końca treningu , chłopak ruszył do restauracji. Dawno porządnie nie jadł , co skutkowało głodem podczas kilku godzinnych treningów.

Gdy przekroczył próg restauracji na mieście , zawitały go wyborne dekoracje oraz tłumy. Przecisnął się gdzieś do stolika. Na stole leżało już menu. Otworzył więc i zaczął szukać dobrego dania. Jedyne co przykuło jego uwagę było "Ryba po Grecku". Machnął do kelnera i ten podszedł zbierając zamówienie. Po zjedzonej i obfitej uczcie zapłacił należne i wyszedł kierując się do pokoju. Wział prysznic i położył się spać , wcześniej jednak zastawiając pułapki jak dzień wcześniej.
 
BoYos jest offline  
Stary 15-03-2010, 12:31   #204
 
Qzniar's Avatar
 
Reputacja: 1 Qzniar wkrótce będzie znanyQzniar wkrótce będzie znanyQzniar wkrótce będzie znanyQzniar wkrótce będzie znanyQzniar wkrótce będzie znanyQzniar wkrótce będzie znanyQzniar wkrótce będzie znanyQzniar wkrótce będzie znanyQzniar wkrótce będzie znanyQzniar wkrótce będzie znanyQzniar wkrótce będzie znany
Yuji, tak jak kazał sensei, udał się za resztą grupy. Prowadził Nizan. Pierwszym miejscem, które mieli odwiedzić była jakaś ładnie wyglądająca knajpka. Zajęli miejsca przy jednym z większych stolików. Nizan przywołał kelnera i zamówił "Rybę po grecku". Yuji nie miał jednak ochoty na jedzenie, przyglądał się więc tylko jak jego przyjaciele wcinają zamówione posiłki.

Po wyjściu z restauracji, Nizan skierował się w stronę gospody (?), lecz Yuji postanowił jeszcze trochę się poprzechadzać. Po 15 minutach spaceru, stwierdził, że nie ma sensu takie bezcelowe łażenie w kółko i też udał się do pokoju, gdzie przed snem trenował jeszcze kontrolę nad chakrą chodząc po ścianie nad łóżkiem. Za którymś razem spadł na łóżko, zasypiając.
 
Qzniar jest offline  
Stary 15-03-2010, 21:10   #205
 
Tamaki's Avatar
 
Reputacja: 1 Tamaki wkrótce będzie znanyTamaki wkrótce będzie znanyTamaki wkrótce będzie znanyTamaki wkrótce będzie znanyTamaki wkrótce będzie znanyTamaki wkrótce będzie znanyTamaki wkrótce będzie znanyTamaki wkrótce będzie znanyTamaki wkrótce będzie znanyTamaki wkrótce będzie znanyTamaki wkrótce będzie znany
Dziewczyna robiła wszystko, co było w jej mocy aby podołać swojemu zadaniu. Chciała zajść jak najwyżej w swoich staraniach, więc pomimo zmęczenia, już po krótkim odpoczynku zabrała się za dalszą część treningu.
Każdy jej ruch był już na tyle płynny, aby Masae mogła w końcu połączyć je z żywiołem ognia, który wcześniej udało jej się u siebie wywołać oraz kontrolować go. Już w powietrzu wyciągnęła więc dłonie w dwie przeciwległe strony i skupiła się na przepływie chakry. Zagłębiła się myślami w tak dobrze znane jej miejsce, jednak nie odczuła żadnej widocznej zmiany. Po kilku następnych próbach jej dłonie podczas wyskoku otaczała już ledwo widoczna, jasna poświata emanująca ciepłem, ale daleko jej było jeszcze do prawdziwego ognia.
Na koniec młoda kunoichi otrzymała kilka słów pochwały i zadowolenia od swojego mistrza oraz parę rad dotyczących panowania nad chakrą. Choć cały trening nie był zbyt skomplikowany, kosztował Sae naprawdę wiele trudu. Kiedy więc już słońce poczęło chować się za widnokręgiem, sensei przywołał swoich uczniów do siebie i udali się razem w drogę powrotną do Taigafuru.
W karczmianej jadalni czekał już na nich kelner służący pomocą. Sae czuła, że po tak dużym wysiłku jej żołądek domaga się posiłku i bez zastanowienia zamówiła owoce morza wraz z zupą miso. Yujiemu wyraźnie nie dopisywał apetyt, natomiast Nizan raczył się już daniem, którego dziewczyna nigdy wcześniej nie próbowała. Ba, nie widziała go nawet na oczy.
Po sytym posileniu się kunoichi udała się wprost do swego pokoju. Co prawda sensei pozwolił młodych geninom na wieczorne pozwiedzanie miasta, jednak Masae nie miała już na to najmniejszej ochoty. Wcześniej wystarczająco dokładnie udało jej się obejrzeć zakamarki Taigafuru i teraz marzyła jedynie o głębokim śnie. Przyszykowała się więc, ułożyła wygodnie na łóżku i zasnęła w mgnieniu oka.
 
Tamaki jest offline  
Stary 20-03-2010, 20:16   #206
 
Endless's Avatar
 
Reputacja: 1 Endless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodze
Post MG:

Po kilku dniach drużyna Mamoshy dotarła do granicy łączącej Kraj Rzeki z Krajem Piasku. Trawiaste doliny i wzgórza przemieniły się w rozgrzane słońcem wydmy. Podróżowanie po takim trudnym terenie było męczące, zwłaszcza dla trójki młodych geninów, którzy pod okiem Jounina wykonywali specjalny trening.
- …i tym właśnie medyczne ninjutsu różni się od zwykłego. – tymi słowami
Mamosha zakończył długi wywód na temat niezwykle złożonej natury uzdrawiających jutsu.

Jounin chciał powiedzieć coś jeszcze, ale gdy ujrzał błyśnięcie nad wysoką wydmą po prawej stronie zatrzymał się. Kunai który miał być śmiertelnym atakiem na Joanina wbił się w piasek kilkanaście metrów dalej. Dopiero po chwili jednak Mamosha zauważył umieszczony przy jego rękojeści talizman wybuchowy.

- Na ziemię! – krzyknął, po czym rozległ się huk eksplozji, która uniosła w górę chmury piasku.
Wszyscy członkowie karawany zostali odepchnięci z wielką siłą. Ogłuszeni shinobi po chwili odzyskali pełną sprawność. Wstali i wtedy spostrzegli coś znacznie gorszego. Prosto na nich, ze wzgórza z którego ktoś ich zaatakował nadciągała wielka grupa uzbrojonych mężczyzn. Liczebnie grupa ta przerastała kilkukrotnie całą karawanę.

- Przygotujcie się do walki…. – Jounin rzucił do swych uczniów, jednocześnie anulując technikę krępującą ich ruchy.
Niestety to był ostatni ruch w życiu Mamoshy. Za jego plecami pojawiła się czerwonowłosa kobieta.



Zgrabnym ruchem skrępowała jego ciało. Olbrzym próbował się wyrwać, lecz siła niepozornej kobiety stanowiła zbyt wiele nawet dla niego.
- Sasatori Mamosha… pora pożegnać się z życiem. – gdy Jounin usłyszał znajomy głos, szeroko otworzył oczy.

Na jego twarzy odmalowało się niedowierzenie przemieszane z przerażeniem. Kobieta przydusiła go, a drugą ręką uniosła w górę jego prawą dłoń. Delikatnym dotknięciem paznokcia zrobiła na jego przedramieniu długie rozcięcie, z którego obficie sączyła się ciepła krew. Nieznajoma zlizała szkarłatny ślad, po czym przyłożyła usta do rany i zaczęła ją ssać. Mamosha szarpał się i charczał, ale uchwyt kobiety stawał się jedynie coraz silniejszy. Gdy czerwono włosa oderwała usta od jego rany, bezwładne ciało Jounina opadło na ziemię. Kobieta zlizała z warg resztki krwi i odwróciła się w stronę sparaliżowanych ze strachu geninów. Jej tęczówki rozbłysły szkarłatną poświatom, a dla tych wrażliwych na czakrę dostrzegalny był gwałtowny przyrost jej energii.
- Więc, kto jest następny? – jej głos był taki delikatny, jednocześnie przyprawiał słuchających go o zimne dreszcze…
 
__________________
Come on Angel, come and cry; it's time for you to die....
Endless jest offline  
Stary 20-03-2010, 22:17   #207
 
Abeir Lissear's Avatar
 
Reputacja: 1 Abeir Lissear ma wspaniałą przyszłośćAbeir Lissear ma wspaniałą przyszłośćAbeir Lissear ma wspaniałą przyszłośćAbeir Lissear ma wspaniałą przyszłośćAbeir Lissear ma wspaniałą przyszłośćAbeir Lissear ma wspaniałą przyszłośćAbeir Lissear ma wspaniałą przyszłośćAbeir Lissear ma wspaniałą przyszłośćAbeir Lissear ma wspaniałą przyszłośćAbeir Lissear ma wspaniałą przyszłośćAbeir Lissear ma wspaniałą przyszłość
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=fkuOAY-S6OY[/MEDIA]

"...po co oni wogóle mnie wysłali na tą misje..." ta myśl powracała jak uparty komar przez praktycznie całą podróż. Słońce wisiało jeszcze wysoko nad horyzontem gdy zbliżał się do granicy. Nagle głuchy odgłos wybuchu wyrwał go z myśli." ...co do cholery?..." W oddali w zasięgu wzroku pojawiła się chmura dymu. Sou w biegu dobył zwoju zza pleców i wykonał serie pieczęci."...w końcu jakieś zajęcie..."
- Kugutsu Henge - Satsu przyjął teraz wygląd swojego właściciela. Maikeru nisko przy ziemi podkradł się najbliżej jak to było możliwe, zatrzymał się i przykucnął za niewysoką wydmą spoglądając przed siebie. W piaszczystej dolinie eskorta jakiejś karawany licząca w sumie dzisieciu wojowników a także czwórke Shinobi z Konohy została otoczona przez około dwudziestu paru bandytów. Jeden z Shinobi leżał na piachu a purpurowa plama jaką barwił piasek oznaczała tylko jedno. Przy ciele stała kobieta o czerwonych włosach, zmierzająca wolnym krokiem w strone trójki wystraszonych geninów."...trzeba działać ostrożnie...zastanów się...cholera pomyśleć że mogłem teraz wcinać pyszne ramen..." Wykonał kolejną serie pieczęci i na jego twarzy pojawiło się coś dziwnego. Coś pomiędzy dzikim podnieceniem a rządzą mordu "...ruszamy..."

***

Ochroniarze dzielnie walczyli z napastnikami. Szeregi bandytów, którzy byli słabiej uzbrojeni powoli się przerzedzały. Pięciu wojowników chroniących wielbłądy obładowane pakami leżało martwych na piachu. Kupcy gonieni przez najeźćców uciekali w popłochu a cała sytuacja wyglądała beznadziejnie.
Czerwonowłosa zbliżała się powolnym krokiem do trójki geninów
- Więc, kto jest następny? - spojżała na nich błyszczącymi oczyma gdy w tym samym momencie pojawiła się pomiędzy nimi jakaś postać. Czarna potargana tunika falowała na wietrze, kaptur całkowicie zasłaniał jej twarz ale największą uwage skupiała jej broń. Olbrzymia kosa z trzema ostarzami rzucała refleks słońca prosto w oczy geninów. Kobieta zatrzymała się pytając delikatnie.
- Ooh, kim jesteś? - W odpowiedzi zakapturzona postać natychmiastowo ruszyła do ataku biorąc olbrzymi zamach swoją kosą. "...co za idioci...mają szanse uciec lub pomóc a stoją jak kołki...cała Konoha..." Szybkie cięcie wymierzone na wysokosci pasa kobiety...przeszyła ciało niczym powietrze. Postać nieznajomej zafalowała i zniknęła. Natomiast wprost na zakapturzoną kukłę pędziło czterech wrzeszczących bandytów.
- Bunshin? - Maikeru rozejżał się po okolicy. - Czas na plan B - Sou wyskoczył zza wydmy i skierował postac z kosą w strone czwórki bandytów "...mam nadzieje że to zadziała..." Bandyci cierali na przeciwnika wymachując swoimi sejmitarami. Kukła wpadła pomiędzy nich zataczając szeroki łuk kosą, wpierw nisko przy pierwszym obrocie, następnie na wysokości pasa, cały czas manewrując tak by odciągnąć walke jak najdalej od trójki wciąż stojących w bezruchu geninów. Bandyci zostali zaskoczeni. Ciosy kosą wystarczyły aby wykluczyć ich z dalszej walki. Tymczasem czerwonowłosa kobieta pojawiła się za geninami. Pochyliła się nisko, a gdy się odezwała, młodzi shinobi drgnęli ze strachu.
- Wy mnie nie interesujecie. Pozwolę wam odejść. - powiedziała łagodnie, po czym jej czerwone ślepia spojrzały na Sou. Kobieta rozmyła się w powietrzu i zniknęła z miejsca bitwy, zanim zdążył skierować kukłe w jej strone. "...w takiej sytuacji, trzeba to szybko skończyć..." skierował kukłe w strone najwiekszej grupki bandytów. Kolejne ruchy kosy stawały się coraz mniej dokładne. Miały na celu skupić na sobie jak największą uwage i po chwili zakapturzoną postać otoczyła spora ilość napastników. Uśmiech satysfakcji wykwitł na ustach Sou gdy pozwolil aby klon kukły dokładnie w tym momencie eksplodował wyżucając z siebie we wszystkie strony kunai które rozerwały wrogów. Trójka geninów wyrwała się z odrętwienia i ruszyła do walki.
 
Abeir Lissear jest offline  
Stary 23-03-2010, 18:08   #208
 
Suryiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Suryiel nie jest za bardzo znanySuryiel nie jest za bardzo znanySuryiel nie jest za bardzo znany
- To... To jest nie do pomyślenia! Nie do przyjęcia! Gdyby poprzedni Hokage to widzieli, jak dobrze, że nie dożyli dnia, w którym nasze tradycje, TRADYCJE są w tak niskim poszanowaniu!

- Uspokój się, Sadou. – głos Hokage był nader spokojny, nie pierwszy i nie ostatni raz zapewne słyszał już podobne słowa.- Mamy wymianę wśród geninów, cały świat ninja decyduje się współpracować wspólnie, a ty, Sadou, kwestionujesz decyzję, która również opiera się na podobnych założeniach? Dbanie o wspólne dziedzictwo, czyż nie o to nam chodzi?
- Ale! Hokage-sama! Ten człowiek... Ten...wybryk, trenowany przez łotra, wilka w owczej skórze... Czemu to MY mamy go przyjmować do siebie, jego miejsce jest w jego kraju! Czemu ma czerpać z naszych mądrości, po tym jak jego własna ziemia, jego matka wygnała go ze swego domu! – stary Sadou krzyczał tak głośno i tak zaciekle, ze gdyby nie stosowna odległość, którą zachowywał pomiędzy sobą, a Kage wioski, starszy przywódca byłby już cały opluty jego jadowitą śliną.- Sprzeciwiam się temu, by ta przybłęda miała prawo nosić nasz najświętszy symbol! Nie dopóki żyje, nie pozwolę!

- Oh, nie podpowiadaj mi za wiele, Sadou-sama. – milczący do tej pory chłopak zachichotał i wstał wreszcie z krzesła na którym siedział po cichu przez ten cały czas. Widząc jednak minę swego adwersarza uśmiechnął się, nad wyraz uroczo i uprzejmie- Tylko żartowałem, Sadou-sama. Jeżeli to taki problem, nie śmiem prosić o zaszczyt, jakim jest noszenie waszej opaski, Hokage-sama.

- Ph, myślisz, że twój słodki głos i te sarnie oczy cokolwiek na mnie zdziałają?!

- Sadou, dość. – Kage uniósł rękę, tym samym kończąc dalszą, bezsensowną dyskusję.- Mishima-san dowiódł już wielokrotnie, że jego lojalność leży w Konohagakure. Proszę też, byś nie sponiewierał pamięci Hitoshirezu-sama, jakkolwiek go nie lubiłeś, jego ostatnie czyny mówią same za siebie. Wracając jednak do sprawy, która początkowo była przedmiotem tego spotkania... Nie zaprosiłem Cię dziś tutaj, by prosić Cię o zdanie, decyzję w sprawie Mishima-san podjąłem sam i jeżeli się z nią nie zgadzasz... To nie mój problem. Jesteś odpowiedzialny za sprawy organizacyjne związane z wszelkimi misjami krajowymi. Proszę, byś przekazał Mishimie-san wszelkie potrzebne papiery, w tym sprawozdaniami z ostatnich misji misji. Wszystko, co mogłoby być klasyfikowane jako ‘Ściśle Tajne” również, Sadou.

- Co? Nie dość, że...!

- Powiedziałem już wszystko, Sadou. Teraz proszę, wyjdź. Przygotuj papiery. Wszystkie. Mishima-san, zostań jeszcze na moment. – obaj odczekali parę dłuższych chwil, aż kroki Sadou oraz jego przekleństwa ucichną na dobre. Wreszcie starszy mężczyzna wstał od swego biurka i podszedł do okna, spoglądając na górę z wizerunkami wszystkich jego poprzedników.- Rozumiesz chyba, Mishima-kun, że to co robię mimo wszystko *odrobinę* panujące u nas prawo.

- Oczywiście, Kage-sama. Niemniej, jak powiedziałeś, uważam, że nie uczyniłem wiosce.. krajowi niczego, co mogłoby napawać was nieufnością co do mojej osoby. – chłopak wyglądał już na dużo bardziej rozluźnionego, niż wtedy gdy w pokoju był jeszcze Sadou. Mimo wszystko jednak w jego głosie pozostała jakaś oficjalna nuta, chociaż gościła ona tam chyba tylko przy kontaktach z Hokage.
- Wróciłeś z misji, na którą zostałeś wysłany z Hitoshirezu-sama. Choć obaj byliście jouninami, on jako twój wcześniejszy sensei miał bez wątpienia dużo większe doświadczenie niż ty. Jednak to ty, nie on, powróciłeś do wioski. Wykonałeś misję, co do tego nie mam wątpliwości, jednak misja ta kosztowała życie, jakby na to nie patrzeć, jednego z nas. Mało lubianego, to prawda, ale czego jak czego, nie można było odmówić mu umiejętności.
- To zrozumiałe, że nie ufacie mi w całości. Proszę jednak o chociaż odrobinę zrozumienia, gdybym mógł, z ochotą zająłbym miejsce Hitoshirezu-sensei, by to on mógł powrócić do wioski.
- Zapewne, zapewne... Ech, być może gdyby nie pamięć o Uzumaki Naruto, nigdy bym nie zdecydował się zaufać twojej osobie. Uzumaki-sama jednak sławny był z tego, że w każdym starał się widzieć to co najlepsze, nie mógłbym spojrzeć w oczy swych poprzedników, gdybym teraz nie postąpił, wedle jego zasad.
– mężczyzna westchnął i odwrócił się od okna.- Jednak... czy jest coś, co przed nami ukrywasz, Mishima-kun?
Chłopak głośno wypuścił powietrze z płuc, zaciskając palce na długich rękawach swojej kurtki. Niektóre z tajemnic powinny na zawsze pozostać ukryte. Niektóre nigdy nie powinny były w ogóle powstać.

- Powiem tylko tobie... Hokage-sama. – mruknął Hikaru, sięgając dłonią do suwaka swej kurtki.

* * *

- Hikaru-kun, siadaj! Siadaj, dzisiaj nie musisz nam pomagać, damy sobie rade, tymczasem ty siadaj i jedz, musisz więcej jeść! Nie możesz być taki chudy! – starsza kobieta z zadziwiającą jak na swój wiek siłą zaciągnęła go do jednego ze stolików.

Restauracja państwa Harada może nie była największą w wiosce Liścia, ale i tak rzesze fanów co wieczór stołowało się tutaj wiedząc, że nigdzie indziej nie zjedzą tak pysznego i taniego ramen. Hikaru mieszkał razem ze starszym małżeństwem niemalże od początku swego treningu jako chuunin, z zaskoczeniem przyjął fakt, że trwa to już niemal cztery lata. Trudno powiedzieć, by czuł się tu jak w domu, jednak prawdą jest fakt, że nigdzie indziej nie czuł się tak kochany i potrzebny, a powodem, dla którego nie mógł porównać tego miejsca z domowym ogniskiem był fakt, że nigdy, odkąd pamiętał, nie było miejsca które naprawdę mógł nazwać domem. Na co dzień oczywiście stary Harada nie pozwalał mu na takie luksusy, w zamian za wynajmowany na piętrze pokoik, Hikaru musiał odrabiać swe czesne pracując w restauracji, dziś jednak starzec, udobruchany zapewne przez panią Harada, stał za ladą i z naburmuszoną miną kroił warzywa.

- Ah! Hi-ka-ru-kuuuun!!! – ledwo zdążył naciągnąć na pałeczki odrobinę makaronu, gdy jego wizja została niemalże całkowicie przesłonięta parę olbrzymich, młodych piersi, których właścicielka niemalże rozpłaszczyła się na stole, świecąc przed nim swymi wielkimi, niebieskimi oczami.- Hikaru-kun! Tęskniłam za tobą!
- Yumi... Jadłem to... – powiedział, widząc, że cała zawartość jego obiadu została wylana na blat. Dziewczyna podskoczyła szybko i równie niezdarnie zaczęła wycierać stół, przepraszając co chwila. Zamieszanie jakie spowodowała przyciągnęła uwagę niemalże wszystkich dookoła.

- Ah! Hikaru! – na sam dźwięk tego głosu chłopak wstał od razu, chcąc czym prędzej popędzić do kuchni, nad która, niczym niewidzialna aura, rozpościerała się protekcja pani Harady, jednak nim zdążył zrobić cokolwiek został pochwycony w ramiona kolejnej niewiasty.- Słyszałam, że zostałeś oficjalnie shinobi Liścia, gratuluję!
- Taa...aaak... Nie moge... oddy...chać... – wysapał ledwo, kątem oka dostrzegając stojącą przy aldzie staruszkę Harada. Bezdźwięcznie poruszył ustami w jej stronę „Pomocy!”.
- Oi! Dziewczynki, dość już tego! Co wy wyprawiacie...?! – krzyknęła staruszka, jednak nim zdążyła powiedzieć cokolwiek więcej doniosły głos pana Harady uciszył całą restaurację.

- Hikaru! Koniec miziania się z tymi pannami! Masz być na zmywaku za pięć sekund!!!

- Hai! Harada-sama! – zakrzyknął i wyrwał się dziewczynie.- Przepraszam, Yumi-san, Sakiko-san. – w połowie drogi nagle odwrócił się, by się obu ukłonić, po czym szybko zniknął za kuchennymi drzwiami. Będąc już za nimi osunął się na podłogę i z grymasem na twarzy poluzował nieco kołnierz swej kurtki. – Rany, one mnie kiedyś zabiją...

- Ej, młody. Cho'no tutaj. – po chwili do pomieszczenia wszedł starzec, jego żona pojawiła się pospiesznie chwilę po nim, niosąc w dłoni malutki pakunek.
- Wiemy, że część ze starszyzny nie zgodziła się, byś nosił oficjalną opaskę, dlatego pomyśleliśmy, że to Ci się spodoba. – kobiecina podała mu prezent, Hikaru pośpiesznie zdjął wieczko. Można by powiedzieć, że w środku leżała jedynie jakaś tania, niewiele znacząca, pomarańczowa chusta, jednak najwyraźniej staruszka Harada własnoręcznie pięknie wyszyła na niej symbol liścia. Nie mógł wydusić z siebie ani słowa, ostrożnie wyjął prezent z opakowania i podniósł go bliżej oczu.

- Ja... Państwo Harada... Dziękuję...

- Nah, dobra. Koniec tej rozczulającej papki. Nie żartowałem z tym zmywakiem - warknął po chwili Harada, wracając na salę.
 

Ostatnio edytowane przez Suryiel : 23-03-2010 o 18:18.
Suryiel jest offline  
Stary 25-03-2010, 16:58   #209
 
Endless's Avatar
 
Reputacja: 1 Endless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodze
Nadszedł ostatni dzień pobytu w Taigafuru.

- Nadszedł czas na opuszczenie miasta. - odezwał się Jounin gdy jego uczniowie stawili się rano na śniadaniu. Ja pójdę po przesyłkę, a wy czekajcie na mnie przy południowej bramie. Zrozumiano?

Gdy posiłek dobiegł końca Mitsuhashi opuścił lokal i udał się do Centrum Wysyłkowego Taigafuru. Był to spory, okrągły budynek na szczycie którego pod dachem znajdowała się ptaszarnia. Co chwilę wlatywało tam ptactwo z przesyłkami. Ryuushou wszedł do środka. Ku jego przerażeniu spostrzegł długą kolejkę ludzi, którzy stopniowo przesuwali się do okienka, w którym urzędnik przyjmował lub wręczał przesyłki.

Po pół godziny stania w niemiłosiernym gorącu nadeszła kolej Ryuushou. Jounin wręczył siwemu mężczyźnie w okularach mały świstek papieru. Urzędnik przysunął go bliżej oczu po czym spojrzał na Jounina. Ryuu uśmiechnął się niewinnie. Mężczyzna mruknął coś niezrozumiałego i zniknął. Po chwili wrócił niosąc paczkę o sporych wymiarach, którą podał Jouninowi przez okienko.
- Arigatou gozaimasu. - Mitsuhashi ukłonił się i czym prędzej opuścił budynek.

- Przepraszam, że trwało to tak długo. - uśmiechnął się i podrapał po karku z zakłopotaniem. Możemy ruszać.

Grupa shinobi spokojnym krokiem dotarła do mostu przez który przeszli by dotrzeć do miasta. Przez most przechodziło kilku ludzi, których szybko wyminęli. Za mostem poruszali się już szybkim biegiem. Po dwóch godzinach biegu byli już w lesie. Tam przemieszczali się skacząc po gałęziach drzew. Wydawałoby się iż ich podróży nic nie zakłóci, gdy nagle drzewa się skończyły i shinobi wyskoczyli na leśną polanę. Mitsuhashi chciał kontynuować bieg, gdy nagle zatrzymał się i uniósł dłoń do góry, gestem nakazując uczniom zatrzymać się.
- Ktoś nadciąga. - odwrócił się na lewo.
Coś błysnęło między drzewami i na polanę wleciały trzy olbrzymie shurikeny-wiatraki.
- Na ziemię! - krzyknął Ryuushou.
Ninja padli na ziemię o włos unikając zabójczego ataku. Gdy wstali, na miejscu pojawiły się cztery postacie...
Jedną z nich była znana wszystkich tancerka, z płomiennorudym warkoczem. Uśmiechała się z pogardą patrząc na Ryuushou. Oprócz niej było też dwóch mężczyzn, jeden miał na szyi długą chustę, zakrywającą usta, a drugi miał przy pasie przypięte mnóstwo długich szpikulców. Czwarty osobnik skryty był pod trzepoczącym na wietrze płaszczem z kapturem.
- Mamy kłopoty... - Jounin odezwał się na tyle cicho, aby usłyszeli go tylko genini. Pamiętajcie o tym, czego się ostatnio uczyliście...
Wystąpił do przodu.
- Kim jesteście i czego chcecie? - zapytał ze stanowczością.
- Macie coś, na czym nam zależy. - odparła skryta w płaszczu postać.
Był to męski, niesamowicie zimny głos.
- Czymkolwiek jest ta przesyłka, jest to własność Konohy. Nie dostaniecie jej bez walki.
Spod kaptura coś błysnęło, najprawdopodobniej oczy mężczyzny.
- Ooh, czyżby? Spójrz za siebie, młody Jouninie...
Ryuushou z wahaniem się obrócił i momentalnie zastygł. Przy każdym z jego uczniów stali przeciwnicy, którzy jeszcze chwilę byli przy nieznajomym. Do gardeł geninów przytykali ostre noże. Mitsuhashi jednak uśmiechnął się i klasnął w dłonie. Ciała geninów zamieniły się w wodne figury i eksplodowały. Woda zmoczyła wszystko dookoła, w tym stojących przy nich wrogów. Na skraju polany zza pleców napastników pojawili się prawdziwi genini. Mitsuhashi obrócił się do postaci w płaszczu, uśmiechając się złośliwie. Nieznajomy rzucił się ze wściekłością na Jounina, podczas gdy spostrzegłszy geninów pozostali przeciwnicy obrócili się w ich stronę.
 
__________________
Come on Angel, come and cry; it's time for you to die....
Endless jest offline  
Stary 25-03-2010, 23:27   #210
 
Tasselhof's Avatar
 
Reputacja: 1 Tasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputację
Ura spojrzał na swoją karteczkę i mało nie zaklął. Nie chciał jednak protestować.
Mam wyrywać jakiś chrzaniony ryż, a potem pomóc przy dekorowaniu świątyni na jakąś uroczystość? Czy to żart!? Jego myśli huczały mu w głowie niemiłosiernie, mimo wszystko ruszył w końcu potulnie w miejsce spotkania.
Podróż na pola ryżowe zajęła mu grubo ponad dwadzieścia minut, był wściekły ponieważ stracił bardzo dużo cennego czasu, a w dodatku świątynia znajdowała się dokładnie w najdalej wysuniętym zakątku wioski od pól ryżu. Ura wiedział że zestaw zadań nie był przypadkowy mimo to natychmiast wziął się do pracy, wysłuchał uważnie starszej kobiety, która wytłumaczyła mu oddzielanie plonów od plewy. Wziął za robotę. Po kolana w błocie, grzebał wyrywając korzeniste rośliny i obrywając z nich białe nasiona. Praca zajęła mu grubo ponad półtorej godziny. Na sam koniec pożegnał się z kobietą i oddał plony do spichlerzy. Pędem udał się do świątyni. Dotarł tam w grubo ponad czterdzieści minut. W tym momencie był już pewny że nie zdąży. Od wyruszenia z miejsca zbiórki minęło już sto sześćdziesiąt minut.
Ze złością dowiedział się, że będzie musiał nosić wiadra z wodą do mycia podłóg z nad brzeżnej rzeczki, potem wymieniał kotasu we wszystkich pomieszczeniach, by na końcu polerować miecze do kendo. Wściekły i wycieńczony zjawił się na polanie równo cztery godziny od jej opuszczenia.
 
Tasselhof jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:22.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172