14-07-2016, 10:36 | #31 |
Reputacja: 1 |
|
14-07-2016, 12:08 | #32 |
Reputacja: 1 | W uszach czuł nieprzyjemny ucisk a słyszał tylko jednostajny pisk. Potrząsnął głową, ale to niewiele pomogło. Zaciskając z bólu zęby wczołgał się za osłonę, w miejsce gdzie leżące na podłodze elementy konstrukcyjne tworzyły literę L i zrobił szybki przegląd – uszkodzony pancerz, rany na korpusie, perforacja maski gazowej, wygięta lufa hellguna i dziwnie brzęczący przetwornik energii. Stormtrooper odłączył kabel zasilający, zwolnił zatrzask i wyjął zapasowy magazynek. Duch maszyny odpowiedział głuchym wizgiem, przechodzącym stopniowo w cichnący szum wygaszanej broni. - Przestań się mazać! – rozkazał Chris, po czym wyjął hellpistol a prawą ręką odczepił od kamizelki taktycznej granat. Już miał się wychylić zza zasłony, gdy zobaczył latającą pod sklepieniem serwoczaszkę. Była słabo widoczna, ale od czasu do czasu migała czerwonymi diodami. „Tu cię mam” – pomyślał z satysfakcją, następnie zameldował kontakt wzrokowy i nie wychylając się otworzył ogień do naszpikowanego elektroniką martwego czerepu szpiegującego ich pozycje. Kutas Gideon musiał poczekać na swoją dostawę granatów. I postrzał w łeb w gratisie. Ostatnio edytowane przez Azrael1022 : 15-07-2016 o 19:15. |
15-07-2016, 09:44 | #33 |
Reputacja: 1 | Wróg był dobry. Szybko reagował na ich działania, przegrupowując się, i zajmując dobrą pozycję. Mieli przewagę siły ognia, ale oni mieli za sobą słowo Imperatora. Jedno słowo, które trzeba było im przekazać. Śmierć. Drużyna została podzielona co niezbyt mu się podobało, na szczęście osłony za którymi się skryli, nie wystawiały jak kaczek na strzelnicy. Bioniczne oko pulsowało na jaskrawy kolor. Shotgun w tym momencie przestał być użyteczny, a trzeba było sięgnąć po bardziej proste środki. Karabin snajperski. Z przykrością spojrzał na Ammanara Khana. Martwy psyker jeszcze mógł się przydać. Przepchnął go między skrzynie, tak by zrobić sobie z jego ciała osłonę, i sam zaczął namierzać przeciwników. Na leżąco, opierając pierw lufę o ciało martwego towarzysza, zaczął poszukiwać celu. Pierwszym na liście miał być Istvańczyk, który schował się za osłoną [na tej samej wysokości co był Matuzalem]. Celował w głowę. Dwie kule dla pewności jeśli miał możliwość. Kolejnym celem miał być Gideon Leutze, który choć znajdował się daleko, to dla karabinu wyposażonego w doskonały celownik nie powinno być problemem. Zaczęła się zabawa. Uśmiech pojawił się na twarzy Inkwizytora. Jeśli jednak ten by się nie wychylał, Sejan zamierzał wytłuc, tego który stał za osłoną - na jego wysokości. Jeśli by skurwiel nie chciał wyjrzeć, rzuca kraka i blinda, by go wykurzyć.
__________________ Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-) |
15-07-2016, 18:09 | #34 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Kaarel Cotant - krótko ścięty brunet Po zlikwidowaniu czujek i pierwszym zaskoczeniu starły się ze sobą główne siły obu grup. Ponieważ obie dysponowały zblizonym poziomem umiejetności, wyposażenia i liczebności walka była dość wyrównana i nie zapowiadało sie by mogła się kończyc raz - dwa. Obie strony zaległy na swoich pozycjach ostrzeliwując się wzajemnie. Wszelki szybki ruch całych oddziałów czy poddodziałów zamarł. Większość na tym etapie skoncentrowała się na znalezieniu osłony i prowadzeniu ognia. Każdy dłuższy ruch na otwartym terenie groził ściągnięciem na siebie uwagi i ognia przeciwnika. Obie strony wiedziały o tym więc tym bardziej niezbyt się kwapiły do zmiany pozycji. - Nie jest źle! Póki strzelają to nie zwiewają! Ruszą się jak brama puści! - krzyknął Cotant do towarzyszy. Na razie osiagnęli główny cel czyli uniemozliwili przeciwnikowi oderwanie się i odwrót. Bowiem póki tamci byli związani walką niezbyt mogli zgarnąć swoje trofeum na prom. Chyba. Chyba, że mieli jakieś sztuczki. Nie udało im się na razie zniszczyć czy uszkodzić promu więc zagrożenie, że tamci prsynął nadal wisiało prawowiernym nad głową. - Cortez! Użyj wyrzutni! Ucisz ten cholerny karabin! - wrzasnął w stronę towarzysza z wyrzutnią rakiet. Gdy trafił zdjęło by to im z karków gniazdo wrogiej broni maszynowej a może i jakoś reszta promu by to odczuła. A gdyby nie trafił bezpośrednio w prom może i reszta promu by to odczuła. Warto było spróbować bo pozycję razem z Turbodieslem mieli do takiej operacji całkiem niezłą. Sam Cadiańczyk też nie czekał. Odkąd przestał go gnieść ogień broni maszynowej rzucił się sprintem za zasłonę jaką zauważył zaraz za wyjściem z korytarza. Dawała nadzieję, że będzie miała dobry wgląd na większość hali hangaru. Miał zamiar zmienić swój Taurus na snajperę i wdać się w pojedynek z tym snajperem na końcu sali. A potem likwidować wrogów zaczynając od tej Aramos gdyby trafiła się okazja.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
15-07-2016, 22:41 | #35 |
Reputacja: 1 | "Widzieć... i pozostać niezauważonym" Nawałnica ognia jaką położył na nich wrogi szturmowiec zmusiła Astropatę do przypadnięcia do ziemi. Ostrzał? Nie... on był już zaprawiony. W bojach o przeżycie. W bojach z heretykami władającymi czarnoksięskimi mocami. Cymż dla niego grad kul? Matuzalem chwycił granat dymny. Potoczył go w kierunku nadbiegających żołdaków po czym skoczył w tworzącą się chmurę. Był w niej. Nie widzieli go. Nie mogli. Zaczął strzelać do przeciwników krótkimi seriami, a kiedy strumień ognia od wrażego szturmowca ruszył w jego kierunku, Astropata bez rzucania wyciągnął zawleczkę granatu blind, dał nura i... ... po chwili otoczył go całun złożony z zagłuszających odczyty drobin. Za to on... Widzę was... - poniósł się w umysłach zdrajców psychiczny szept. Z wnętrza czarnego obłoku zaczęły bić kontrolowane serie. Kiedy tylko ktoś się zbliżał do ukrytego psykera, ten zwinnie schodził i uciszał przeciwnika. Nie bał się detekcji ze strony przeciwnika. Przed gołym okiem chronił go płaszcz kamuflujący. Przed wizjerami i auspexami - struktura jego kombinezonu. Dopóki pozostawał w sferze dymu powinien być bezpieczny... Chyba że wróg zarzuci go granatami... wtedy śmiało skoczy i pomknie pod prom, zanim ktokolwiek zdoła go wypatrzeć. |
16-07-2016, 00:20 | #36 |
Reputacja: 1 | Atak nie przebiegł najlepiej. Stracili już pierwszego towarzysza. Mordaxowi było nieco szkoda, że trafiło akurat na Ammanara. Może dlatego, iż bardziej niż inni był świadom, jak przydatnym potrafi być dobry psyker. Drużyna rozproszyła się bardzo szybko. Nie było zatem okazji stawiać ochronnej kopuły. Zatem Mordax przystąpił do realizacji drugiej części, dając Durranowi niewidzialność, puki jeszcze byli w miarę blisko siebie. Dym, świszczące kule. Bieg. Eksplozje granatów. Śmigające odłamki i gryzący zapach spalenizny. Mordax był niedaleko za Blackhole 'em, gdy pod jego nogami eksplodował granat. Na imperatora! Czyżby stracili już drugiego członka oddziału? Gdy wraz z natashą doskoczyli do Blackhole, okazało się na szczęście, iż ten się rusza. -Imperator chroni! Trzymasz się? - zawołał Mordax do Blackhole 'a. - To powinno robić takie odgłosy?- dopytał natychmiast, słysząc groźne dźwięki dochodzące od hellguna. Na całe szczęście Blackhole wyłączył swoje ustrojstwo, nim wszyscy mieli okazję się nieco rozerwać. Trzymając głowę nisko, Mordax zerknął w stronę Gideona, który to tak się im naprzykrzył, i nadal mógł... Skupił się, wtłaczając swą wole w przeciwnika. Zaczerpnął głęboko z osnowy. Ocean dusz naparł na niego, przelał się przezeń i nacisnął również na wszystkich dookoła. natasha jęknęła lekko, gdy nieistniejący ciężar wycisnął powietrze z jej płuc. |
16-07-2016, 14:09 | #37 |
Reputacja: 1 | Nie było dobrze... Poświeć brał udział w wielu akcjach kiedy nie przejmował się detalami tylko strzelał ale tym razem ciężko było aby przez umysł nie przeszła myśl, że to co dzieje się w Tricorn to coś więcej niż tylko kolejne małe gówno w wiatraku wszechświata to jebana wielka bomba która wybuchnie za zaledwie chwilę... to była sprawa którą trzeba było sobie sensownie przegadać i znaleźć jakieś uzasadnienie, pewne gówna to za dużo nawet jak na nadnaturalny optymizm szturmowca. Pierwsze chwile walki dla Kelvara to było odtwórcze zachowanie automatu, tam gdzie ludzka psychika by zawiodła zadziałały wtłoczone siła protokoły i zachowania. To chyba jednak było za mało... ich atak pomimo pełnego profesjonalizmu ugrzązł jakby wpadł w kloaczną dziurę a nie nóż w masło. – Przód! Przód! Krzyknął machając ręką w stronę z której dochodził ostrzał snajperski. Miał nadzieję, że usłyszał go któryś z pobliskich sojuszników. Nie zastanawiając się nadmiernie nad dokładnym celem zaczął kosić pozycję wrogów krótkimi seriami aby zapewnić minimum ognia zaporowego sojusznikom. Skupił się jednak głównie na obserwowaniu pozycji wrogiego snajpera. On jest. On tam czeka. Pozornie losowy ostrzał i ruch do przodu z ich strony znowu da mu szansę na ostrzał to jest moment na który czeka Poświeć... trzeba przyświecić temu zafajdanemu chujowi czaszkę. |
16-07-2016, 14:24 | #38 |
Reputacja: 1 | Przez te kilka sekund, jakie dzieliły wybuchy granatów jej towarzyszy od wybycia szpicy, Flavia dobyła swój stary, niezawodny energomiecz -Tisiphone i zbliżyła do warg. Pozwoliła monoostrzu przeciąć skórę i zrosić metal kilkoma kroplami własnej krwi. Zmówiła krótką modlitwę, polecając Imperatorowi siebie i kompanów. Potem spojrzała na hangar. Wiedziała, że wrogowie tam są. Liczni. Uzbrojeni. Wyszkoleni. Nie mam dla was nic oprócz miłości. Sygnał od inkwizytora. Ruszyła. Pierwsza zdrajca otrzymałał błyskawiczną, litościwą śmierć. Niewłaściwą dla wymiaru jego grzechu. Zabójczyni musiała wierzyć, że Imperator dojrzy nawet tak bezwartościową śmierć i zawróci opuszczającego ciało potępieńca. Dołączą do niego inni. Wkrótce. Potem zrobiło się gorąco. Kolejny wianuszek eksplozji i zmasowany ostrzał wroga zniwelował impet uderzenia wiernych. Do tego doszły granaty dymne, spowijające hangar nimbem oparów i błysków. Valeria umknęła za osłonę, po czym wycofała się. Miała teraz dwa wyjścia. Albo gnić dalej za osłoną, albo przestać być celem. Usłyszała krzyk tego wesołka, Poświeć. Dawał jasny sygnał. -Idę po snajpera. - Krzyknęła do Hinnera. I zniknęła Teraz mogła zaufać tylko towarzyszom, zewnętrznym systemom kamuflującym i przede wszystkim Imperatorowi. I umiejętnościom, tych jednak Valerii nie brakowało. Ukrywała się w puszczach ojczystej planety, w miastach-kopcach i w dziesiątkach niezwykłych miejsc, w jakie wrzuciła ją służba. Przekradała się koło bestii i maszyn, ludzi i mutantów. Nie znam strachu. Krokiem stealth połączonym z dezorientującymi akrobacjami i nieprzewidywalnymi skokami zamierzała uniknąć ostrzału i wniknąć w chmurę oparów produkowaną przez granaty. Znała drogę, a poruszanie się po omacku nie było jej obce. Wystarczyło, że zapamiętała układ pomieszczenia. Sukcesywnie zbliżała się ku wylotowi hangaru. Do stanowiska Sida Nitzkowskiego. Być może ktoś po drodze znalazł się w zasięgu Flavii, jednak ta powstrzymywała ostrze. Nie chciała się zdradzić przed Strikerem, który bez wątpienia bacznie obserwował hangar przez wizjer. Flavia chciała dostać się na stanowisko istvańskiego strzelca. Stanąć przed niczego nie spodziewającym się Nitzkowskim i wyprawić go przed Tron. Jednym ciosem. Skutecznym, ale dozwalającym kilka sekund bolesnej agonii. Wyprawka dla grzesznika. Myśl rodzi herezję. Herezja rodzi karę. |
18-07-2016, 00:36 | #39 |
Reputacja: 1 | Never surrender. Kolejne sekundy gwałtownej i nieprzewidywalnej strzelaniny mijały. Czas wydawał się jednak stać w miejscu dla walczących. W ich żyłach płynął koktajl hormonów walki. Esencja agresji. Po chwilowym ugrzęźnięciu, prawowierni wznowili natarcie, korzystając z różnorakich forteli, sprzętu, umiejętności oraz, a może przede wszystkim, bystrych umysłów. Nitzkowski wpadł w sidła własnej taktyki. Stosunkowo odsłonięty, został ostrzelany przez trzy snajperskie lufy - Inkwizytora, Kasrkina-Strzelca i Kasrkina-Zwiadowcy. Celne kule ugodziły Szturmowca. Z pewnością go raniły, widać było krew. Wątpliwe jednak, by go uśmierciły - zdążył schować się za winkiel maszynerii. Nic to - górą, skacząc, kryjąc się i mknąc okryta cameleoline'm, przemieszczała się Zabójczyni. Błyskawicznie, nie niepokojona przez nikogo, dotarła na drugi koniec hangaru i zeskoczyła na "Strikera". Ten jakimś cudem uniknął jej ostrzy i dobył swoich, wikłając się w zacięty, zażarty, nieprzewidywalny pojedynek. Nie parował. Wiedział, że jego monostal zostanie zniszczona w zetknięciu z energo-ostrzem... ale mógł unikać, mimo ran. Ignorował ból i upływ krwi... na razie. Starał się nawet wyprowadzać kontrataki, czy to ostrzem, czy okazyjnym wystrzałem z pistoletu. Jeden z takich wystrzałów ugodził Zabójczynię w biodro. Nie była to rana wyłączająca z walki, ale jednak jej krew została przelana, a pojedynek wciąż trwał. Snajperzy nie mogli wesprzeć Valerii - byli za załomem i w ciągłym ruchu, zwarciu. Kaarel zmienił broń na karabinek szturmowy, wypadł z korytarza i zajął nową pozycję. Matuzalem odpalił "na sobie" granat oślepiający i, korzystając ze swojego "widzenia bez oczu", wyszedł zza swojej osłony i ze stoickim spokojem zszedł po schodach. Krótkie, mierzone serie z mocnego "Fangmoutha" sprzątnęły znienacka jednego z przyczajonych gwardzistów. Drugi próbował się ostrzeliwywać, uciekać przez dymną mgłę. Nie zdążył, dostał w plecy. Wszak tchórze giną w hańbie. Durran narobił mnóstwo szumu. Zostawiwszy swój multilaser cherubimowi, wyszedł z korytarza i odpalił plecak skokowy wz. Alatus, szybko i efektownie dostając się na dach promu. Korzystając z granatów Krak uszkodził lewy silnik. Potem prawy. Na końcu zrobił "wytrych" wieżyczce z ciężkim stubberem, eliminując ją (i jej użytkownika). Z awaryjnego włazu przy kokpicie wychyliło się dwóch pilotów, którzy ostrzelali intruza z pistoletów - na daremne. Kule tylko brzęczały o jego pancerz i bionikę. Wtenczas, dopadły ich serie boltów z broni Uriela, który przyczaił się obok Jethro. Podziurawiły pancerną szybę pojazdu, prawie urwały właz i zmasakrowały obydwu pilotów. Impreza została przerwana przez nagły błysk. Dosłownie znikąd pojawił się Teslohm-4127, znany calixjański malatek, prawie jakby krewny Durranowi. Choć może nie tym razem, nie w tych warunkach. Sytuacja postawiła ich po dwóch stronach barykady. Zaatakował pobratymca, uderzając go oburącz bionicznymi pięściami naładowanymi potężną energią. Z usmażonymi uzwojeniami i pokruszonym kirysem, ważący grubo powyżej setki Morgenstern poleciał do tyłu jak jebnięty z działa. Rymnął na posadzkę, robiąc w niej krater. Obok niego błyskawicznie (wręcz dosłownie) znów pojawił się elektro-kapłan, zbierający potężne wyładowania do ciosu wykańczającego... Przesuwając się znów za osłonę, uratowawszy się od przeciążającego hellguna, Blackhole dojrzał wrażą serwoczaszkę i celnymi promieniami z hellpistola zdjął ją. Ta, zamiast zwyczajnie się rozpaść bądź runąć w dół, eksplodowała silnie. Musiała mieć ładunek wybuchowy. Tym lepiej, że ją zestrzelono, zanim zrobiła komuś kamikaze. Mordax skupił się i, osłaniany przez Natashę i jej Kantraela, po raz kolejny uderzył Dominacją na umysły wrogów. Raz jeszcze opanował parę robotników, każąc im strzelać do Amaros - ta, wespół z Leutze'm, szybko się z nimi uporała. Co dało czas dwójce kolejnych zdominowanych, tym razem gwardzistów, na odpalenie swoich granatów i rzucenie się na najbliższych towarzyszy. Serie eksplozji fragów, stunów i baterii zmiotły dwóch najbliższych żołnierzy oraz poturbowały Kriegowca, który wypadł na pysk zza zniszczonej osłony. Amaros przestała strzelać do prawowiernych. Całkiem skryła się za monolitem, który po chwili nagle błysnął krwistą czerwienią. Otworzył się na nim jakiś otwór, przez który zaczęło coś wypływać... coś wyglądającego na krew. Wszyscy mogli wyczuć coś bardzo złego w powietrzu. Coś wykręcającego flaki i napawającego niepokojem. Psionicy zaś aż przystanęli, próbując opanować nagłą migrenę i napór lęku. Dla nich w hangarze zaśmierdziało Osnową... Cortez próbował się złożyć do strzału z wyrzutni rakiet Retobi, ale dojrzeli go ostatni dwaj Istvaaniańscy żołdacy, po czym przyszpilili ogniem. Zaraz potem dołączyło do nich trzech ostatnich roboli. Próba wsparcia ze strony Turbodiesela mało dała - aczkolwiek Komisarzowi udało się przekraść bliżej wroga. Wtem, z dymu na środkowych schodach wypadli kolejni wraży strzelcy, waląc potężnymi wystrzałami z "grzejników" i ciskając odłamkowymi. Telekinetyczna kopuła, pancerze i osłony wystarczyły na pierwszy atak... w większości przypadków. Jeden z niefortunnych przegrzanych laserów ugodził Romanovą prosto w prawy bark, przebijając go na czysto i posyłając wrzeszczącą, ciężko ranną dziewczynę prosto na glebę. Lestourgeon wyraźnie odczuł w umyśle psychiczną emanację jej bólu. Ani chybi kolejne lasery już miały bić w Chrisa i Mordaxa, kiedy dupę uratowali im pozostali - Sejan, Cotant i Hinner, szybko zasypując wrogów gradem pocisków. Jeden padł martwy. Drugi rzucił się za beczki, te same za którymi był Blaine (acz z drugiej strony), trzeci przycupnął za rozdzielnikiem między schodami. Wrogów ubywało. Ich pojazd był poważnie uszkodzony. Hangar był wciąż zamknięty. Mechanizm wciąż nie załadowany na prom. Pomijając Malateka i ludzi skupionych niedaleko Inkwizytor, pozostali żołnierze byli w tarapatach. Amaros jednak nie miała zamiaru tak po prostu przegrać. Krzyczała coś o zemście, głupcach i że "wszystkich zajebie, zanim ją dopadną". Wróg się łamał, lecz to właśnie był najgroźniejszy moment starcia. Nie można było odpuścić. Należało przywołać całą siłę, wszystkie umiejętności, wszelakie narzędzia oraz niepohamowaną agresję. Tu i teraz, należało to zakończyć. Zakończyć żywot zdrajczyni i jej sykofantów. +++ Ars tacticae Prawowierni: Różowa kropka - Jethro Sejan Czerwona kropka - Matuzalem Ciemnoniebieska kropka - Kaarel Cotant Ciemnoczerwona kropka - Christopher "Blackhole" Blaine Szara kropka - Kelvar "Poświeć" Lèzer Błękitna kropka - Durran Morgenstern Jasnozielona kropka - Uriel Hinner Brązowa kropka - Mordax Lestourgeon Brązowy kwadrat z czerwoną kropką - Natasha Romanova (ranna) Fioletowa kropka - Valeria Flavia Biała kropka - Dieter "Turbodiesel" Diesel Biały kwadrat - Cortez Abaroa Istvaanianie: Żółte kropki - wrodzy Gwardziści Złote kropki - wrodzy robotnicy Złoty kwadrat - Amaros Czerwony kwadrat - Gideon Leutze Fioletowy kwadrat - Sid "Striker" Nitzkowski Niebieski kwadrat - Teslohm-4127 Inne: Czerwona plama - skradziony Mechanizm Hyades Jasnoszary spray - chmura dymu i dipoli z granatów Blind Szary spray - chmury dymu z granatów Smoke Czarny spray - uszkodzenia/zniszczenia strukturalne Czarne kropki - ciała poległych Status: Prom już nigdzie nie poleci (chyba, że ichni techman znajdzie parę dni spokoju na naprawy ). Nikt nie widzi / nie ma czystego strzału w stronę Teslohma (prócz Durrana, oczywiście), to samo z Nitzkowskim (nie licząc Valerii) i Amaros. Durran został średnio ranny, Natasha zdecydowanie poważniej (stan Wounded wg. zasad Comrades). Działający Hyades powoduje karę -10 do Siły Woli (-20 u psykerów, tyczy się to też testów Focus Power).
__________________ Dorosłość to ściema dla dzieci. Ostatnio edytowane przez Micas : 18-07-2016 o 12:41. Powód: Poprawka kar do SW |
18-07-2016, 01:20 | #40 |
Banned Reputacja: 1 | Istny kocioł. Pieprzyło się, przybywało kolejnych klientów. Brakowało tylko dżungli, 90% wilgotności i kurwa orka stojącego za co drugim drzewem. Wtedy Uriel musiałby biegać z wzwodem. Nawet nie spostrzegł gdy Valeria wypaliła do przodu. Rzuciła coś o osłanianiu jej tyłka, owszem osłonił go wzrokiem. Całkiem sobie, nieźle się wiercił, wart był tych kilku wiązek w stronę snajpera. Przyszpilił go trochę, jednak jego pozycja uniemożliwiła mu bezpośrednie trafienie zdrajcy. Dało to jednak czas szybkiej dupce, by zaczęła tańczyć z typkiem ostrzanego kazaczoka. A tak przynajmniej vallhalańczycy nazywali bez składną napierdalankę przy użyciu noży. Miał zaszczyt poznać ich tylko raz, podczas przegrupowania wojsk na jednej z planet-fortec, kilka lat temu. Oni w jedną, Uriel i jego regiment w drugą. Wspaniali ludzie, pili czysty alkohol, czasami destylowali płyny hamulcowe przez przydziałowe suchary, a mimo tego nic im nie dolegało. Wzór cnót! Nie mniej, gdy tak radośnie rzucił granatem w przód, tak o, bo mógł, nadbiegła kolejna grupka. Wygar mieli niezły, czemu nie. Catachańczyk odstrzelił jednemu łeb. Zawdzięczał to celownikowi termo, toteż ucałowal go w pełnym uczuciem. - Dzięki Ci, gorący kurwiu - mruknął. Ten puszkowaty poszedł na całość. Spiął się, kucnął jak na szybkiego klocka i wypalił do góry na jakimś plecaku. Jebany, miał wejście. Kto by pomyślał, że tech-kapłani są tak pancerni. Na Catachan by zardzewiał w kilka minut. Parsknął na swój żart. Te skończyły się, gdy zdradziecka inkwizytor wydarła drapaka za ten dziwny mechanizm. Coś majstrowała, klepnęła, i się zjebało. - Opowiem dowcip, taki szybki. - rzucił do najbliższych. Las-car poszedł w odstawkę, ślizgając się na uprzęży za plecy gwardzisty. - Na miasta-kopca przyjeżdża najlepszy w sektorze cyrk. - oparł bolter o zasłonę, rozstawiając bipod. - Najlepsi cyrkowcy, najlepsze zwierzęta z sektora i gwóźdź programu czyli niespodzianka. No to co? Cały kopiec się zwalił, by zobaczyć widowisko. - Uriel załadował magazynek, odbezpieczył i przeładował. - Pokazano już wszystkie zwierzęta, cyrkowcy wystąpili, ale czekano na niespodziankę. Tuż przed na scenie pojawia się szef cyrku i mówi wszystkim. - nastawia cel na mechanizm. Oczywiście robi to tak, aby pokryć ogniem tamtejszych co gorliwych i nie trafić swoich.. - Ten szef mówi "proszę wszystkich o uwagę! Przed występem proszę się wysmarkać, wykaszleć, wykichać, oporządzić ogólnie ponieważ gdy ktoś zakłóci ciszę, sztuczka może się nie udać. Z tego monolitu, mechanizmu, czy jak zwali to obeznani, zaczęła wydobywać się dziwna substancja. Ni to krew, ni sraczka. Herezja jak w pysk strzelił! - Wszyscy posłuchali szefa i przyszła pora na gwóźdź programu. Światła gasną, cisza i ciemność, tylko na środku sceny mała plama światła na krześle. Nagle przychodzi gość, siada na krześle i zaczyna walić konia. Wali ostro, cały spocony, mocno trzepie. I nagle ktoś kichnął.. Koleś speszony, ogląda się i mówi: Ktoś tu jest?! - palec na spuście, zaparł się kurewsko mocno. Nacisnął spust, celując w mechanizm. Amaros, analos, czy jak jej tam, odgrażała się hardo. Uriel na sekundę przerwał i wydarł się na cały głos. - Poddaj się, a obiecuje, że wyjebię Cię tylko w te istniejące dziury, kurwo! Wrócił do napierdalania. |