Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-07-2017, 22:53   #141
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Dzień po lądowaniu: 157. Czas do zimy: 25 dni
Planeta XA82000-0/Avalon, Kolonia. Wieczór.



Carl Cabbage

Kiedy spotkanie zwołane przez gubernatora dobiegło końca, a ludzie rozeszli się, Zahary Durra uśmiechnął się do Carla Cabbage. Przysiadywał dalej w tym samym kąciku pomieszczenia.
- Panie wicegubernatorze... - zaczął - bo tak przecież powinno się nazywać stanowisko jakie pan piastuje... Wie pan, panie wicegubernatorze co jest w tym wszystkim co nas otacza najgodniejsze zastanowienia? - Zahary przyjrzał się swoim paznokciom.
- Powiem panu - Argos. To nie była decyzja Konsorcjum, a ludzi, których reprezentuje Benjamin. Z jakiegoś powodu chcieli by był to bombowiec klasy planetarnej. Rozumiem względy bezpieczeństwa, ale czy to nie przesada? Był pan wojskowym, po prawdzie myślę, że wciąż nim pan jest, więc z pewnością sam pan to już ocenił, ale do rzeczy...

Zahary podniósł się z siedziska i zaczął przechadzać się swobodnie po pomieszczeniu, czasem zatrzymując się i spoglądając na zewnątrz.

- Panie wicegubernatorze... Proszę mi wybaczyć, że używam na osobności takiego tytułu, ale lubię nazywać rzeczy po imieniu. Będzie pan gubernatrem do czasu odnalezienia pana Alaina deVall lub przybycia nowego gubernatora. To w najlepszym przypadku do wiosny. Znam przecież warunki umowy jaką pan podpisał z Fundacją. Teraz zaś pani Bale na zlecenie Benjamina próbuje przenieść kolonię, co zresztą jak mi się wydaje sam pan przypieczętował. Wie pan o czym mówię? Na pewno pan wie. Punkt dotyczący decyzyjności tylko na obszarze kolonii. Tej kolonii.

- Nie mówię tego ze złośliwości, jaką pan mnie dzisiaj zaszczycił. Podziwiam bezinteresowność jaką się pan wykazuje. Ma pan na celu dobro kolonii i niezmiernie mnie to cieszy. Chcę by pozostał pan Gubernatorem na trochę dłużej niż do wiosny. Jest pan odpowiednim kandydatem, a w interesie Konsorcjum jest, by kolonia pozostała pod dobrą opieką, którą pan z całych sił zapewnia. Jeśli takie będzie pańskie życzenie, wstawię się za panem w odpowiedniej chwili.

- Mam tylko małą uwagę. To nieodpowiednie słowo... sugestię, jeśli pan pozwoli. Widzi pan, przylecieliśmy bombowcem, z kapitanem, który nie lubi psioniki. Nie to, żebym ja ją lubił, ale to naturalna, ludzka rzecz. Jak dawniej mawiano: "Eimai ánthropos kai tipota to anthrópino de mou einai xéno". Nie ja jeden podejrzewam, że Avalon jest jedną z tych planet „dawniej zamieszkałych”. Metalówka, zapewne ruiny Argonautów... pewien człowiek twierdzi nawet że je widział. Możliwe, że planeta skrywa coś jeszcze. W zasadzie cieszy mnie to. Zapewni to szybszy rozwój i stały zarobek kolonii w dziedzinie kosmicznej turystyki, ale póki co jest to zagrożeniem. Ta planeta niestety aż kipi psioniką, i nic na to nie poradzimy. Musimy to zwalczyć razem i wierzę że pan jest najlepszym kandydatem do tego zadania, ale kapitan? Jesteśmy na jego łasce i niełasce. Póki co jego obecność nam służy, zapewnia bezpieczeństwo, ale niech pan ma na względzie przyszłe dobro kolonii. Benjamin jest dobrym i ufnym człowiekiem i nie dostrzega tego co ja. Jeśli na planecie jest coś co ma jakikolwiek związek z psioniką, mówię tutaj nawet o takich błahostkach jak dawne księgi Argonautów ich teksty, wierzenia, to powinniśmy być bardzo ostrożni w kontakcie z kapitanem Ergo Mensk. Imperium tępi wiarę na równi z psioniką.

Zahary zrobił przerwę, by się napić i zebrać myśli.

- Czy uważa pan, że Kapitan Ergo nie zawaha się, by to zniszczyć, kto wie może razem z całą planetą? Wiem, że jeden dom pan już stracił. Proszę przyjąć wyrazy współczucia, ale teraz powinniśmy pomyśleć o Avalonie. Musimy być ostrożni i zadbać o jego bezpieczeństwo. Gdyby doszło do kwarantanny czy zbombardowania palnety. Tak, wiem póki co brzmi to absurdalnie, lecz proszę mi wierzyć istnieje takie ryzyko. Niewielkie, acz zauważalne... Gdyby do tego doszło, z całą pewnością otrzymamy należną rekompensatę, ale Fundacja poniesie ogromne straty wizerunkowe, a co za tym idzie zarówno Fundacja jak i Konsorcjum, które reprezentuję, poniesie długofalowe straty finansowe. Pan przestanie być gubernatorem i razem z resztą kolonistów utraci to, co dotąd wywalczyliście. Zostanie pan i pana ludzie przetransportowany na jakąś prawdopodobnie wątpliwej jakości planetę. Szkoda by było... Avalon może być wspaniałym domem. Gorąco w to wierzę. Dlatego prosiłbym zachować dyskrecje i nie mówić o wszystkiego kapitanowi Ergo. Oczywiście w razie konieczności tak..., ale póki możemy sprawy rozwiązać bez bombardowań zachowajmy dyskrecję. Mogę na pana liczyć?



Frank “Dante” Jaeger


BOJOWY SYSTEM WALKI AVALON
Nie jesteś pewny swoich umiejętności?
Chcesz być szybki i silny?
Chcesz nauczyć się bronić siebie, swego domu i swoich bliskich?
Chcesz być silny jak tur?
A może chcesz aktywnie spędzić wolny czas, z korzyścią dla zdrowia i urody?
Przyjdź na codzienne ćwiczenia!
Nauczymy Cię jak się bić i bronić.
Jak posługiwać się bronią palną i białą.
Poprawimy Twoją kondycję, sprawność i wiedzę o przetrwaniu.

Dołącz do nas, a zrobimy z Ciebie wojownika!

Godzina treningu porannego: 5:30
Godzina treningu wieczornego: 19:00
Lokalizacja: plac przy zbrojowni

Zajęcia w terenie: ustalane indywidualnie zgodnie z liczbą chętnych.

Osoba do kontaktu: Dante Jaeger

Zajęcia mające nauczyć kolonistów walki, nie cieszyły się aż takim zainteresowaniem co wykłady Melathiosa, jednak trudno było się dziwić. Wielu kolonistów ciężko pracowało fizycznie za dnia i zwyczajnie byli zmęczeni, toteż zainteresowanie musiało być mniejsze.

Na pierwszych zajęciach obecni byli:
Nae "Tek" Tinnoe, Quay Mla, Tom Mervin, Lionel Bell, Braddock Drunn, Elisa Meere, którą najwyraźniej zaciągnęła tutaj Plutonia Orbaan, Amd Oree i jego brat Lei oraz... Benjamin Taro i Adrana Gadhavi.

Największym zacięciem wykazywała się Plutonia, która z chęcią robiła za partnera do pokazywania ćwiczeń. Zaś najbardziej pojętnym uczniem okazała się oczywiście Adrana Gadhavi, zaś po niej - Lionel Bell. Najgorzej radził sobie chyba przedstawiciel Fundacji- Benjamin, co było na swój sposób zabawne.

Dante na te zajęcia nie uzyskał jeszcze zgody na użycie broni palnej, więc trening obejmował głównie walkę wręcz.


- Dante. - głos Thorra pod koniec treningu rozległ się w pobliżu zbrojowni - słyszałem, że byłeś ochroniarzem Alaina deVall. Jak ci poszło? - Thorr skrzywił się, co chyba miało być drwiącym uśmiechem. - Chciałem cię zabić Dante. W zasadzie po to tu jestem i ty to wiesz.

- Daj spokój Peyravernay - wcięła się Adrana - Odpierdalasz jakąś dziecinadę.

Thorr na chwilę tylko na nią spojrzał.
- Mam propozycję Dante. Tu i teraz. Wygrasz dam pokój, przegrasz a któregoś dnia wpakuję ci kulkę w łeb. Nie dziś, nie jutro, ale jestem cierpliwy.
Dante: Social Status: 2d6=5! DM:+2(łatwy) +0DM (charakterystyka) oblany!
efekt: -1 (niewielka porażka)

 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 03-08-2017 o 21:08. Powód: Dodano Tek'a do osób na treningu
Rewik jest offline  
Stary 26-07-2017, 22:12   #142
 
potacz's Avatar
 
Reputacja: 1 potacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłość
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=wgRb9EvMamg[/MEDIA]

- Duchy z przeszłości nadal Ci nie dają spokoju. Obydwaj widać mamy ten sam problem Thorr.
Cyborg odłożył na ziemię pakowany po treningu sprzęt. Wiedział, że nie ma co odwlekać tego, co nieuniknione. Prędzej czy później i tak by do tego doszło.
- Wiesz dobrze, że nawet jak przegrasz, to nie dasz mi spokoju. Alfreda to nie przywróci do życia. - rozejrzał się wokół siebie. Zdjął kurtkę, odsłaniając tors okryty koszulą na długi rękaw.
- Zgoda. Walczymy. I może uda wyjaśnić się wyjaśnić Ci parę spraw.
Osoby uczestniczące w treningu utworzyły wokół nich coś na kształt okręgu.
- Walczymy wręcz. - Odpowiedział na nieme pytanie Kolosa, wskazującego jedną stroną na szeroki nóż wiszący u jego pasa.
Implanty Cyborga przeszły w tryb bojowy i zaczęły przyjemnie szumieć. Dante poczuł lekkość nóg i rąk. Wiedział, że nie jest silniejszy od Majora. Ale na pewno był szybszy i zwinniejszy.


Thorr wiedząc że jest silniejszy, od razu przystąpił do ataku. Chciał zakończyć wszystko jednym sprawnym prawym sierpowym .

Dante odskoczył w bok, pod rękę Thorra, widząc lecącą w jego stronę pięść. Wchodząc za jego plecy, starał się złapać Majora w duszenie.


Dante schylił się, lecz nie udało mu się uniknąć ciosu. Przyjął jednak uderzenie na tors, a nie w głowę i pomimo potężnego wstrząsu jakiego doznało jego ciało, zdołał obejść Thorra. Wywinął się pod ramieniem i założył żelazny uścisk, dusząc swojego odwiecznego prześladowcę.

Dante trzymając Peyravernaya w uścisku trzyma go dalej, naciskając na szyję aby przeciwnik się poddał, chowając jednocześnie swoją głowę za głową duszonego, aby ten nie mógł go dosięgnąć.

Thorr rzucał się i starał wcisnąć swój podbródek między własną szyję, a duszącą go rękę Dante. Kilka razy próbował uderzyć go łokciem lub zachaczyć stopą o piętę stojącego za nim żołnierza, lecz Dante doskonale znał sztuczki z wywracaniem i sposoby wyjścia z fatalnej dla Thorra sytuacji i utrzymał uścisk.


Żyły na czerwonej twarzy Duszonego nabrzmiały, mimo że zaczęło mu brakować tlenu, walczył zaciekle o wyswobodzenie się. Wreszcie dostrzegł lukę, być może spowodowaną u Dante spodziewanym już zwycięstwem. Thorr szarpnął z całych sił za palce przeciwnika, odginając je na zewnątrz, zaś ciałem schylił się gwałtownie rozbijając tym dusiciela. Wykorzystał ten moment by złapać Dante pod ramię i rzucić nim o ziemię. Thorr wykorzystał ten moment by złapać oddech i rozmasować gardło. Chciał wykrztusić obelgę, lecz długotrwałe duszenie chwilowo pozbawiło go głosu.

Dante natychmiast odzyskał równowagę po rzucie, odległy o metr od Thorra, ruszył w kierunku pochylonego człowieka, biorąc potężny zamach do kopnięcia, mierząc w jego głowę.

Thorr nie spodziewał się, że Dante tak szybko wymierzy kolejny cios. Cyborg wyprowadził kopnięcie z szybkim obrotem przez plecy, trafiając i totalnie nokautując olbrzyma. To co wydawało się niemożliwe stało się już nieomal faktem. Peyravernay legł jak martwy na ziemię.

Dante widząc leżącego przeciwnika wziął zamach na kolejne, tym razem niskie kopnięcie.
Thorr spróbował zasłonić się rękoma.
Nie zdążył na czas powstać otrzymał kolejnego bolesnego kopnięcia. Wydawało się jednak, że tej góry stali i mięsa nic nie jest w stanie powstrzymać. Thorr powstał z kolan unikając trzeciego kopnięcia Dante i z nieobecnym wzrokiem rzucił się na swojego przeciwnika wymierzając serię obłąkańczych ciosów.

Opanowanie i precyzja wzięła jednak górę w tym starciu. Cyborg z chirurgiczną precyzją zbijał szaleńcze ciosy.

Przeskakując za Thorra, Dante złapał chwiejącego się kolosa w duszenie trójkątne.

Sztuczka, która nieomal udała się za pierwszym razem i nieomal za drugim najwyraźniej nie była wystarczająco skuteczna. Peyravernay i tym razem wywinał się z uścisku i odepchnął Dante, samemu odchodząc na bezpieczną odległość.

Thorrowi ewidentnie brakowało już sił. Normalnie takie odepchnięcie rzuciłoby przeciwnikiem o dobre kilka metrów, tym razem jednak Dante po prostu się cofnął o krok. Wykorzystując przewagę i chwiejącego się na nogach Majora, Jaeger wziął rozpęd i z podskoku wymierzył kolano w twarz twardego jak stal Wielkiego Żołnierza.

Nie miał już siły na nic. Mógł tylko patrzeć jak kolano zmierza na spotkanie z jego twarzą. Bezwładnie upadł na ziemię, uderzając tyłem głowy w ziemię, a piasek wokół zrosiła krew cieknąca ze złamanego nosa i rozciętej wargi. Wokół zapanowała cisza. Thorr przez chwilę patrzył zdumionym i nieobecnym wzrokiem. Po chwili wyglądało jakby próbował jeszcze wstać, lecz uszkodzenia i uderzenie w tył głowy o ziemię zrobiły swoje i opadł bez sił tracąc przytomność.

- Biorę was wszystkich na świadków! Ten spór się zakończył. Wygrałem. - Dante podszedł do leżącego kolosa. - A teraz pomóżcie mi go zanieść do modułu szpitalnego. Trzeba go opatrzyć.


Na reakcję Adrany Gadhavi nie trzeba było długo czekać, jeszcze kiedy Dante mówił doskoczyła do Thorra i na tyle na ile potrafiła sprawdziła jego stan.
Dante pomógł dziewczynie go podnieść, ze szczególną ostrożnością obchodzili się z głową. Razem z nią i Quay Mla skierowali się w stronę lazaretu.

Przez następne dni, gdy Major Thorr Peyravernay dochodził do siebie i odzyskiwał siły, Dante co dzień do niego zaglądał by sprawdzić jego stan.
Planował z nim porozmawiać, gdy odzyska siły.
I może teraz, po walce i po tylu latach nienawiści, uda im się porozmawiać o tym co było. I żeby to wreszcie zostawić za nimi.








Runda 1
Inicjatywa:
Dante: 4+2=6!
Thorr: 8 +0 -1= 7!
Zaczyna Thorr

Thorr wiedząc że jest silniejszy, od razu przystąpił do ataku. Chciał zakończyć wszystko jednym sprawnym prawym sierpowym .

Dante odskakuje w bok, pod rękę Thorra, widząc lecącą w jego stronę pięść. Wchodząc za jego plecy, stara założyć Thorrowi duszenie.

Thorr:
Atak: 5 -1(Unik) +2(Unarmed) +3 (STR)) = 9! zdany!
Obrażenia: 6 + -1 (close distance -odskok) +2 (efekt ataku) =6!

Dante:
Atak (duszenie): Rzut przeciwstawny Thorr (3+2 +3) Dante (6+2-1(wcześniejszy unik) +2) 8vs9 zdany!

Dante schylił się, lecz nie udało mu się uniknąć ciosu. Przyjął jednak uderzenie na tors, a nie w głowę i pomimo potężnego wstrząsu jakiego doznało jego ciało, zdołał obejść Thorra. Wywinął się pod ramieniem i założył żelazny uścisk, dusząc swojego odwiecznego prześladowcę.

Runda 2 (Rund do podduszenia: 2)
Inicjatywa:
Thorr: 4! +0
Dante: 6! +2
Zaczyna Dante

Dante trzymając Thorra w uścisku trzyma go dalej, naciskając na szyję aby przeciwnik się poddał, chowając jednocześnie swoją głowę za głową Thorra, aby ten nie mógł go dosięgnąć.

Wyjście z Grappling: Rzut przeciwstawny Thorr (5+5) Dante (7+4) Oblany!

Thorr rzucał się starając się wcisnąć swój podbrudek między własną szyję, a duszącą go rękę Dante. Kilka razy próbował uderzyć go łokciem lub zachaczyć stopą o piętę stojącego za nim żołnierza, lecz Dante doskonale znał sztuczki z wywracaniem i sposoby wyjścia z fatalnej dla Thorra sytuacji i utrzymał uścisk.


Runda 3 (Rund do podduszenia: 1 - ostatnia!?)
Inicjatywa:
Thorr: 10+0
Dante: 6+2
Thorr zaczyna

Wyjście z Grappling: Rzut przeciwstawny Thorr (4+5) Dante (2+4) Zdany!

Żyły na czerwonej twarzy Thorra nabrzmiały, mimo że zaczęło mu brakować tlenu, walczył zaciekle o wyswobodzenie się. Wreszcie dostrzegł lukę, być może spowodowaną u Dante spodziewanym już zwycięstwem. Thorr szarpnął z całych sił za palce przeciwnika, odginając je na zewnątrz, zaś ciałem schylił się gwałtownie rozbijając tym dusiciela. Thorr wykorzystał ten moment by złapać Dante pod ramię i rzucić nim o ziemię. Thorr wykorzystał ten moment by złapać oddech i rozmasować gardło. Chciał wykrztusić obelgę, lecz długotrwałe duszenie chwilowo pozbawiło go głosu.
Thorr: Throw his opponent up to three metres for 1d6 damage.
1d6 = 4!

Dante podniósł się po rzucie i skierował w stronę Thorra



Runda 4
Thorr inicjatywa = 0 (łapie oddech)
Dante: 3!+2

Odległy o metr od Thorra, Dante ruszył w kierunku pochylonego człowieka, biorąc potężny zamach nogą, mierząc potężnego kopniaka w jego głowę.

Zasada domowa: Przeciwstawny dex Dante (4…+2) Thorr (2+0) +2 dmg
Atak:
Dante: 8!+2+2 =12! Zdany!
Dmg: 6+2+4=12!

Thorr nie spodziewał się, że Dante tak szybko wymierzy kolejny cios. Dante wyprowadził kopnięcie z szybkim obrótem przez plecy, trafiając i totalnie nokautując olbrzyma. To co wydawało się niemożliwe stało się już nieomal faktem. Peyravernay legł jak martwy na ziemię.


Thorr: Prone i stun pomija kolejkę

Runda 5
Inicjatywa:
Thorr: 12+0 =12
Dante: 9+2+2(Hasten) =13
Dante zaczyna
Dante widząc leżącego przeciwnika podchodzi i ładuje w jego głowę kolejne kopnięcie.
Thorr próbuje zasłaniać się rękoma.

Dante:
Atak 12!+2+2-2(parowanie Thorra) -1 (hasten)= 13! Zdany! Cholernie dobrze zdany! No. To mi się podoba.
Zasada domowa: Przeciwstawny dex Dante (8…+2-1) Thorr (11+0) +0 dmg
Dmg 4+5=9!

Thorr, który nie zdążył na czas powstać otrzymał kolejne bolesne kopnięcie. Wydawało się jednak, że tej góry stali i mięsa nic nie jest w stanie powstrzymać. Thorr powstał z kolan unikając trzeciego kopnięcia Dante i z nieobecnym wzrokiem rzucił się na swojego przeciwnika wymierzając serię obłąkańczych ciosów.

Thorr:
Atak: 6+0+2 -1(wczesniejsze parowanie) - 2 (parowanie Dante)=5 pudło!

Opanowanie i precyzja Dante wzięła jednak górę w tym starciu. Cyborg z chirurgiczną precyzją zbijał cios za ciosem.

Runda 6
Inicjatywa:
Thorr: 6+0
Dante: 4+2 (wyższe dex wygrywa remisy)
Dante zaczyna

Przeskakując za Thorra Dante stara się złapać chwiejącego się kolosa w duszenie trójkątne.

Dante:
Atak (Grappling): Rzut przeciwstawny Thorr (12+0) Dante (9+4) Zdany!

Runda 7 (Rund do podduszenia: 2)

(Grappling): Rzut przeciwstawny Thorr (2+0) Dante (12+4) Zdany!

Runda 8 (Rund do podduszenia: 1 co się odwlecze to nie uciecze?)

(Grappling): Rzut przeciwstawny Thorr (12+0) Dante (5+4) Oblany!

Sztuczka, która nieomal udała się za pierwszym razem i nieomal za drugim najwyraźniej nie była wystarczająco skuteczna na Thorra. Peyravernay i tym razem wywinał się z uścisku i odepchnął Dante, samemu odchodząc na bezpieczną odległość.


Runda 9
Inicjatywa:
Thorr: 7+0
Dante: 10+2
Dante zaczyna
Thorrowi ewidentnie brakowało już sił. Normalnie takie odepchnięcie rzuciłoby przeciwnikiem o dobre kilka metrów, tym razem jednak Dante po prostu się cofnął. Wykorzystując przewagę i chwiejącego się na nogach Thorra. Dante wziął rozpęd i z podskoku wymierzył kolano w twarz twardego jak stal Majora.

Dante:
Atak: 8+2+2-1 (ruch)=11! Zdany!
Zasada domowa: Przeciwstawny dex Thorr (10…+0) Dante (9+2) +2 dmg
Dmg: 2+2+3=7! Siła Thorra spada do 0!


Thorr nie miał już siły na nic. Mógł tylko patrzeć jak kolano zmierza na spotkanie z jego twarzą. Major bezwładnie upadł na ziemię, uderzając tyłem głowy, a piasek wokół zroszyła krew cieknąca ze złamanego nosa i rozciętej wargi. Wokół zapanowała cisza. Thorr przez chwilę patrzył zdumionym i nieobecnym wzrokiem. Po chwili wyglądało jakby próbował jeszcze wstać, lecz uszkodzenia i uderzenie w tył głowy o ziemię zrobiły swoje i opadł bez sił tracąc przytomność.

- Biorę was wszystkich na świadków! Ten spór się zakończył. Wygrałem. - Dante podszedł do leżącego kolosa. - A teraz pomóżcie mi go zanieść do modułu szpitalnego. Trzeba go opatrzeć.


Na reakcję Adrany Gadhavi nie trzeba było długo czekać, jeszcze kiedy Dante mówił doskoczyła do Thorra i na tyle na ile potrafiła sprawdziła jego stan.
Dante pomógł dziewczynie go podnieść, ze szczególną ostrożnością obchodzili się z głową. Razem z nią i Quay Mla skierowali się w stronę lazaretu.

Przez następne dni, gdy Thorr dochodził do siebie i odzyskiwał siły, Dante co dzień do niego zaglądał by sprawdzić jego stan.
Planował z nim porozmawiać, gdy odzyska siły.
I może teraz, po walce i po tylu latach nienawiści, uda im się porozmawiać o tym co było. I żeby to wreszcie zostawić za nimi.






Prone
A prone character cannot make melee attacks or dodge. He may
make improved use of cover like a crouching character and he may
still parry melee attacks. All ranged attacks targeting him suffer
a –2 DM penalty. At Close range, the penalty is reduced to +0; a
prone character being attacked at Personal range grants a +2 DM to
attacks against him.


Grappling
A character can attempt to wrestle or grab another person instead
of hitting him. The attacker must move to Personal range and beat
his target in an opposed Melee (unarmed) check. If he wins, he may
do any one of the following:
• Knock his opponent prone.
• Disarm his opponent. If he succeeds by 6+ he can take the
weapon away; otherwise it ends up on the floor.
• Throw his opponent up to three metres for 1d6 damage.
• Inflict damage equal to 2 + the Effect.
• Escape the grapple and move away (as if with a normal
movement action).
• Continue the grapple with no other effects. (tu dusisz czyli 2 rundy zdane i win)
• Drag his opponent up to three metres.
Throwing an opponent always ends the grapple. With any other
option the winner can choose to end or continue the grapple as he
sees fi t. A character in a grapple cannot move or do anything other
than make opposed Melee checks. Each time an opposed check is
made the winner can choose an option from the above list.




Dodge
A character who is being attacked may dodge, giving his attacker a
–1 DM and giving himself a –1 DM on all skill checks until the next
round. If the character is in cover or has an obstruction to duck or
dodge behind, the DM to hit him is increased to –2.



 
__________________
"Głową muru nie przebijesz, ale jeśli zawiodły inne metody należy spróbować i tej."

Ostatnio edytowane przez potacz : 26-07-2017 o 22:17.
potacz jest offline  
Stary 05-08-2017, 18:05   #143
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Habitat Administracyjny
Biuro Gubernatora

Obecni: Carl Cabbage, Kze'tah

- Witamy z powrotem Panie Kze'tah - Gubernator powitał serdecznie "zgubę" nic a nic nie pokazując nieufności jaką darzył przybyłego - Nie mogę się doczekać pańskich relacji, nie wątpię, że uzupełni Pan naszą wiedzę o dotychczas odkrytych gatunkach. Naukowy dał już Panu listę? Mam tu gdzieś kopię...
LISTA - PROŚBA O PODZIELENIE SIĘ DODATKOWĄ WIEDZĄ
Tygrys Avaloński
Dentozaur
Pijawka Wisząca
Rinozaurus
Bimbrownik pospolity
Krokodyl stepowy
Ostroryj Spiczastogrzbiety
Łania Avalońska
Benaku
Myszopająki
Ślicznotki
Avalońska krowa
Kosmiczny ziemiak
Algi Krugera
Owoce Benaku
Korzeniówka Avalońska
Strąki Tygrysie
Aloe Sanguis (Aloes Krwawy)
Metalówka


- ... ale to w wolnej chwili, teraz proszę opowiadać, co porabiał Pan przez ostatnie pół roku.

Kze’Tah rzucił tylko wstępnie okiem na rozpisany świat ożywiony. Wskazał tylko Łanie Avalońską.
- Wasz człowiek od tego chce, byśmy wybrali się po parkę tych stworzeń. Pewnie na hodowlę. To dobry wybór, ale nieco dalej stąd żyją stworzenia podobne trochę do tych tutaj - wskazał Benaku - tylko mniejsze i żyją w licznych stadach, to i pewnie szybko się mnożą.

Kze’tah zasiadł na skórzanym siedzisku. Chwilę przyzwyczajał się do tej wygody.
- Co robiłem, co robiłem… fff… - Kze’Tah rozejrzał się po pomieszczeniu, po czym rozsiadł się wygodniej. - Zwiedzałem sobie. Od północy po południe, od wschodu na zachód. Raz czy dwa omal nie zginąłem. To było zwykłe pół roku, jak każde inne, kiedy jedynym zmartwieniem i wyznacznikiem jest dzikie prawo. Takie życie jest proste i takie lubię, choć napiłbym się jakiej khawy. Musisz wiedzieć jedno, bo domyślam się, że na takie pogaduszki jak tu, ludzie poważni czasu nie mają. Może już zauważyłeś. Na tej planecie jest mnóstwo... Dosłownie mnóstwo starych ruin. Jak to na nich mówią? Argonauci? To jedna z tych planet. Kupa kamieni tam, to jakieś metalowe szczątki. Bardziej na południe - Kze’tah wskazał kciukiem za siebie, nie dbając o to czy wskazuje odpowiedni kierunek - ale nie dlatego chciałem tam się przenieść. Rozmawialiśmy o tym.
- A dlaczego? Słyszałem jak bąknąłeś coś o lepszym klimacie, ale to nie cała prawda chyba. Ma to może coś wspólnego z tymi zastrzelonymi zwierzakami? Nie wyglądasz na takiego co zabija dla przyjemności, a z relacji grupy która Cię znalazła wynikało że ustrzeliłeś conieco, bynajmniej nie dla łupu.


Kze’Tah uniósł brwi w zdziwieniu. Żaden z członków wyprawy Dante nie zwrócił mu na to uwagi. Mógł sądzić więc, że nikt nie widział owych stworzeń. Pytanie gubernatora zaskoczyło więc go. Nie był na nie przygotowany i ewidentnie było widać, że coś kręci. Spojrzał nawet na pozostałe osoby w pomieszczeniu- Nirada oraz Amę, jakby oceniając swoje szanse, a może z nieuzasadnionych powodów szukając wsparcia.
- Nie ma. - powiedział ostrożnie - Te zestrzelone… Na południe jest zwyczajnie cieplej. Łatwiej przetrwać tam zimę. Wam też radzę takie przenosiny. - mężczyzna wreszcie wzruszył ramionami i umilkł.


Kze’tah inteligencja: 2d6=2 +DM oblany!



- Były takie plany, jednak jest już nieco za późno, raczej przezimujemy tutaj. Mamy huk roboty przed zimą.

- Myślałem, że uda się zimprowizować z tych pajęczaków jakiś trunek. Paskudne są, ale pachną odpowiednio
- Kze’Tah uśmiechnął się szeroko - … ale nie radzę z pewnością są toksyczne. Specem nie jestem, ale chyba prócz etanolu sporo w nich tego drugiego… metanolu.

Karl zanotował "zdobyć zwłoki Bimbrownika na potrzeby badań - analiza zagrożeń i ewentualne zyski: pozyskanie wartościowego materiału do fermentacji i/lub działającej na lokalne okazy toksyny".
Karl wypytał przybysza o jeszcze kilka rzeczy, głównie po poszczególne gatunki fauny i flory. Tak naprawdę zaś chodziło mu o Bimbrowniki, o które zahaczył przypadkiem, pytając o tak nieistotne rzeczy jak w przypadku pozostałych - gdzie żyją, co jedzą.
- Najważniejsza sprawa to dla nas żywność. Jeżeli mielibyśmy jej zdobyć dużo i szybko, masz jakieś porady? Wielebna Ama z pewnością może skorzystać z twojej wiedzy.

Kze’tah rozłożył ręce w geście typu “to oczywiste”.
- Morze i te małe Benaku, jak je tutaj nazwaliście - wskazał listę, którą otrzymał - A najlepiej na południe, ale to już jak tam sami chcecie.
- A z roślin? któraś z pospolitych nadaje się do spożycia i ma przyzwoitą kaloryczność?*
- Możecie spróbować z jakimiś algami

"Pomocny to on nie jest. Widać że opornie dzieli się wiedzą" pomyślał Karl, ale powiedział coś zgoła innego - Spróbujemy. Proszę nie myśleć, że tak łatwo się Pan wykpił, Panie Kze'tach, zamierzam wycisnąć z pana całą wiedzę jak sok z cytryny! Ale widzę że ma Pan dość. Proszę zajść do stołówki, rozejrzeć się. Może jednak zdecyduje się Pan zostać?
- Przemyśle to jeśli i ja będę mógł napić się tego soku.




Po zebraniu Gabinetu

- Cieszy mnie to, że moja praca jest doceniana, Panie Durra. Daje z siebie wszystko dla naszych ludzi, i mam nadzieję że przyniesie to efekty. Co do kwestii przeniesienia placówki, jestem tylko urzędnikiem, a wojsko nauczyło mnie podległości służbowej. Jeżeli ktoś wyżej mnie wydaje polecenie, dostosuje się. Benjamin podpisał moje mianowanie jako przedstawiciel moich mocodawców. Wiedziałem na co się piszę, ale nie będę marnował sił na biurokratyczną wojnę podjazdową. Zamierzam pracować tak, by to miejsce następnego dnia było lepsze niż dziś.
Carl zrobił krótką przerwę i pomyślał, po czym kontynuował, nieco nauczycielskim tonem.
- Widzę, że martwi Pana komandor Mensk? Mamy nad głową nielichą siłę ognia. Argos należy do klasy Trirema VI, te okręty są ciągle ulepszane, ale wykorzystywane bojowo niezwykle rzadko. Nie są ani zgrabne, ani mordercze dla okrętów wroga, ale za to mają przepastne magazyny artyleryjskie i koło pięćdziesięciu wyrzutni torped orbita-ziemia z potężnymi głowicami. Do wyboru - nuklearne, elektromagnetyczne, gazowe, co pan chce. Sama obecność triremy na orbicie wystarczy by siły naziemne skapitulowały od ręki. Rzeczywiście mógłby zniszczyć planetę gdyby chciał, ale w całej historii wojskowości takie rzeczy zdarzyły się zaledwie kilkanaście razy. Myślę, że w przypadku zagrożeń użyje raczej pokładowej broni energetycznej do precyzyjnych uderzeń z orbity. Energia jest tania, a torpeda mark VI kosztuje dobre dwanaście milionów. Prowadzenie wojny to droga rzecz, a wojny kosmicznej - kosmicznie droga.
Znów krótka przerwa.
- Mam nadzieję, że nie przestraszyłem? Popracujmy więc nad tym razem. I tak wybieram się na orbitę, zamierzam odwiedzić nasze oko na niebie oraz wrak. Moje doświadczenie będzie tam nieodzowne, Nirad z resztą Gabinetu popilnuje fortu pod moją nieobecność. Ma Pan dostęp do jakichkolwiek dokładniejszych akt na temat dowódcy bombowca? Będą przydatne, w końcu to wojskowy i powinienem szybko zorientować się co mu chodzi po głowie. Było nie było planeta jest pod moją opieką i absolutnie nie życzę sobie by na mojej warcie ktoś ją zbombardował.




Habitat Administracyjny
Biuro Gubernatora

Obecni: Carl Cabbage, płk Aurelia Zawisha

- Zakładam że słyszała już Pani o całym zajściu pułkowniku - Karl zaprosił do siebię Aurelię Zawishę służbowo, gdy tylko wynikła kwestia wylądowania jej zastępcy w infirmierii - wiedziałem że major Thorr i jeden z moich zwiadowców mają zadawnione zatargi, ale nie dotykałem tematu licząc że profesjonalizm weźmie górę. W końcu jesteśmy na wrogim terytorium, a obaj są doświadczonymi wojskowymi. Wygląda jednak na to że Major miał inne plany. Mam potwierdzone zeznania świadków że oznajmił iż przybył tu tylko po to by zabić Pana Jaegera. Wendetta nie jest tym, co możemy tolerować. Ufam że zajmie się Pani tym Pułkowniku? Ze swojej strony powiem tylko, że zachowanie było absolutnie niegodne oficera, zwłaszcza jego stopnia. Ja porozmawiam z moim człowiekiem, bo to że dał się wciągnąć w bójkę było czymś więcej niż obroną konieczną. Jeżeli pozwolimy na rozwiązywanie problemów pięściami będziemy tu mieli prawo dżungli.
 

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 05-08-2017 o 18:27.
TomaszJ jest offline  
Stary 08-08-2017, 19:54   #144
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację


Dzień po lądowaniu: 157. Czas do zimy: 24 dni
Planeta XA82000-0/Avalon


Melathios Sofitres

- Pandora? - Mel zapytał chłopca. Po chwili przeczytał jeszcze raz słowo zapisane na kartce. - Istnieje wiele opinii na ten temat. Jedna z nich mówi, że to straszliwa broń, inna, że to kobieta, która popełniła parę błędów. Moim zdaniem po trochę oba. Jeśli interesuje Cię ta historia chłopcze, to mogę się z tobą podzielić, tymi skrawkami informacji jakie sam przez całe swoje życie zdobyłem. Powiedz mi najpierw, skąd wiesz o projekcie pandora.

Chłopiec spojrzał przenikliwie na doktora i po, z jakiegoś powodu, dramatycznej pauzie odpowiedział:
- Śniło mi się, gdy przybyli oni. Innym też się śniły różne rzeczy, prawda? Co panu się śniło? Jaaa... ja byłem na statku, nie takim, innym niż nasze. Patrzyłem jak oddala się Quara, cała drżała, tak jak tatko,
kiedy jeszcze tu był. Tata też tam był, ale nie widziałem go, mówił do mnie jakoś dziwnie.
- chłopak speszył się, jednak nie trzeba było dodawać mu otuchy, sam zebrał się na odwagę. - mówił mi Anomander, mówiłem mu by przestał. Może pan wie co to znaczy? Potem byłem gdzie indziej. Na planecie. Były tam takie wielkie wrota z tym napisem i chyba laboratorium. - chłopak odrzucił nagle ze wstrętem kartkę - Czułem się źle, chciałem uciekać, ale nie powinniśmy uciekać. Panu też śniło się laboratorium. - stwierdził. - ...ale dobre. Powinien pan do niego wrócić.

Chłopak po raz kolejny potwierdził, że nie jest w pełni zdrów na umyśle, jednak oprócz tego faktu Mel poczuł coś dziwnego. Nawet nie chodziło o to, że chłopak wiedział o jego śnie z kriokomory. Nagle Melathios poczuł, że faktycznie tak powinien zrobić. Więcej czasu poświęcić badaniom.

Dzień po lądowaniu: 158. Czas do zimy: 24 dni
Planeta XA82000-0/Avalon



Frank “Dante” Jaeger

Po incydencie z Thorrem i Dante w roli głównej w kolonii nastało pewne ożywienie. Była to pierwsza taka sytuacja, w dodatku było wielu świadków całego zajścia, którzy z chęcią dzielili się opowieścią i nie raz trochę ubarwiali całą walkę. Skutek był dwojaki, coraz więcej osób chciało pojawić się na kolejnych treningach Dante. Francis „Dante” Jaeger nieoczekiwanie w oczach wielu kolonistów urósł do rangi swoistego bohatera. Wszak najpierw pokonał krokodyla stepowego, a teraz zmierzył się i zdeklasował niezbyt lubianego, acz cholernie groźnego cyborga- olbrzyma Thorra Peyravernay’a.

Z drugiej strony, jednocześnie za zamkniętymi drzwiami gubernatora odbywały się narady co należy uczynić z tym występkiem.

Thorr oczywiście nie doznał na tyle poważnych obrażeń by mówić o zagrożeniu życia, lecz niefortunnie doznał niewielkiego wstrząśnienia mózgu. Póki co kolonijni medycy zatrzymali go na oględziny. Dante odwiedził Thorra kilka razy. Jego rywal wymiotował trochę i często tracił pion, co było spowodowane zawrotami głowy. Nie odpowiadał wiele na próby konwersacji, prócz jednego razu, który był niczym światełko w tunelu.
- Nigdy nie chciałem wysłuchać twojej wersji, Jaeger. Opowiedz jak według ciebie zginął Alfred, a potem wyjdź.


Nae "Tek" Tinnoe, Kevin Walker

Podczas gdy w kolonii zajmowano się wewnętrznym sporem, pozostała część dalej pracowała. Nae "Tek" Tinnoe umówił z kapitanem, Benjaminem oraz Kevinem Walkerem start na Argos. Cel wizyty był póki co zorientowany na szkolenie. Wśród ludzi z kolonii brakowało osób sprawnie poruszających się bez grawitacji. W prawdzie poprzednio udało się przywrócić sztuczne ciążenie na wraku, jednak i tak, należało przeszkolić ludzi w tym zakresie. Prace demontażowe niejednokrotnie będą wymagały odłączenia różnych węzłów zasilania.

Jako ekipa na Argosie zostali wytypowani Kevin Walker, jako pilot GUV'a, Nae jako ekspert techniczny, Ravi Cheshire, jako prawa ręka Nae oraz specjalista od maszyn, android "V" jako stały załogant wraku "Nadzieja Albionu". Jako, że "V" nie potrzebowała tlenu, a jej akumulatory wystarczały na znacznie dłużej niż nawet najefektywniejszy ludzi organizm, mógła przydać się do wielu zadań. Posiadała magnetyczne chwytaki na nogach, dzięki którym mógł z łatwością wykonywać prace nawet na zewnątrz wraku. Android został skierowany od razu na wrak, by rozpoczął prace przygotowawcze.

Do pomocy mieli jeszcze Francisa Pritharda jako informatyka oraz kolonialną złotą rączkę - Leo Kupcajewa. Później miał do nich dołączyć jeszcze Carl Cabbage, o ile znajdzie na to czas oraz Eve Lilieth jako mechanik znająca się na maszynowniach statków kosmicznych.

W pierwszej kolejności mieli przejść szkolenie w zakresie zero-G. W prawdzie Kevin Walker znał podstawy, jednak nawet najlepsi powinni czasem odbyć rutynowe szkolenie, a ich pomoc mogła przyśpieszyć szkolenie pozostałych rekrutów, zaraz jednak okazało się, że rola Kevina miała być odrobinę większa.


Na statku przywitał ich kapitan Ergo, chyba klasyczną, wyuczoną przemową.
- Witajcie, znajdujecie się obecnie na okręcie wojskowym “Argos”. Moim zadaniem jest zapewnić wam możliwość bezpiecznego dokowania podczas prac na wraku statku Nadzieja Albionu oraz zapewnić wsparcie, które będzie w możliwościach tego okrętu. Dla tych z was, którzy nigdy nie przebywali na okręcie imperialnym kilka wskazówek. Dopóki przebywacie na moim statku będziecie podlegać moim zasadom, nie kolonialnym. Po pierwsze obowiązuje was Imperialne prawo wojskowe. Po drugie jeśli złamiecie to prawo zostaniecie adekwatnie do niego ukarani. Po trzecie nieznajomość prawa nie jest usprawiedliwieniem. Co najważniejsze, nie wolno wam dotykać żadnego z urządzeń będących integralną częścią statku bez wiedzy uprawnionych do tego ludzi. - kapitan rozejrzał się po zebranych by upewnić się, że każdy usłyszał go dobrze i wyraźnie, nie wyglądał jakby miał zamiar teraz przedstawiać kto na statku czym się zajmuje i faktycznie tego nie zrobił.
- Macie cztery dni na wykonanie szkoleń zero-G. W tym celu udostępnimy wam szczelną ładownię, opróżnioną przez przedstawicieli Fundacji podczas desantu na Avalon. Podczas tej krótkiej wizyty zapewnimy wam wyżywienie. Niedługo zostaniecie skierowani przez pierwszego pilota Duerr do waszego kubryku. Zdaje się, że już zdążyliście się poznać. Pierwszy pilot będzie też asekurował wasze szkolenie i czuwał nad bezpieczeństwem, zaś podobno obecny tu pan Kevin Walker... - kapitan nie patrzył w tym momencie na nikogo konkretnego, co świadczyło o tym, że nie wie o kogo chodzi - ...będzie was szkolić. - kapitan skinął w stronę Amira, dając znać że teraz jego kolej.

- Miło was znów widzieć... kadeci. - Amir uśmiechnął się, po tym niezbyt niedopasowanym słowie - Wierzę, że będzie nam się dobrze współpracowało, tak jak przy nauce pilotażu GUV'a. Podczas waszego szkolenia będę czuwał nad waszym bezpieczeństwem i to moje słowo jest decydujące podczas nauki poruszania się bez grawitacji. Samo szkolenie przeprowadzi jednak Kevin Walker, co pozwoli mi bardziej skupić na waszym bezpieczeństwie. W praktyce jednak, przez większość czasu, będzie to zapewne wyglądało tak, że zajęcia poprowadzimy razem. Teraz podążajcie za mną, zaprowadzę was do waszych koi. Pierwsze szkolenie rozpoczniemy za trzy godziny. - Amir spojrzał na Kevina - w razie pytań jestem przez ten czas do twojej dyspozycji pod ósemką. Po szkoleniu zapraszam wszystkich na kolację tym korytarzem prosto i na końcu na lewo. Po posiłku część załogi ma przerwę. Często grają wtedy w karty. Możecie się dołączyć. O godzinie 23 czasu pokładowego kolejne szkolenie. Sanitariaty są w pokoju numer 31 i 32. Resztę ustalimy później.




Baron Hermann Bruno Von Bismarc

Po incydencie na statku Argos oraz permanentnym zakazie wstępu barona na Argos, jego udział w wydarzeniach był mocno ograniczony. Początkowo był pod stałym nadzorem, później Barona przekazano pod decyzyjność kolonii, czyli de facto Carla Cabbage.

Głównym tematem, jakim Baron zajął się w tym czasie była próba zbudowania odbiornika fal psionicznych. Niestety póki co nieskutecznie. Były tego pewne plusy. Baron nie miał już na sobie hamującej jego możliwości "obroży". To co prezentowało się na jego szyi było zaledwie atrapą.

Baron oprócz tego ustrojstwa na szyi, nie rzucał się w oczy, być może dzięki temu koloniści jakoś go tolerowali, choć nikt nie kwapił się by zawrzeć z nim znajomość, jednak ze względu na pracę nad odbiornikiem, Hermann Von Bismarc miał styczność z gubernatorem Carlem Cabbage, szeryfem Ariadne Kalis, psycholog Kayą Quickley, bioinżynierem Ronem Steward oraz doktor Nicol Brooks. Z tą ostatnią zdążyli poznać się już wcześniej. Nie była to teraz już dobra znajomość. Widać było też, że Nicol źle znosi współpracę z osobą, która tak ją wykorzystała, jednak póki co pracowali dalej razem. Wszak emocje nie mogły być priorytetem w tak ważnych sprawach dla kolonii.

Dla Barona dni mijały dość leniwie. Miało jednak to się zmienić z dniem, gdy przybyła do niego Ariadne Kalis z zadaniem opracowania strategii obrony przed psioniką, wydarzyło się bowiem niedługo potem coś jeszcze.


Dante:
Social Status: 2d6=9! wynik: 9+0+2(łatwy) =11 zdany!
Dante otrzymuje +1 do social status na stałe!

 
Rewik jest offline  
Stary 08-08-2017, 20:27   #145
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Dzień po lądowaniu: 158. Czas do zimy: 24 dni
Planeta XA82000-0/Avalon, Habitat Administracyjny, Biuro gubernatora


Eliza Meere poinformowała krótko o przybyciu Dantego a chwilę potem rozsunęły się drzwi.
- Proszę wejść Panie Jaeger i usiąść sobie wygodnie.
Drzwi zasunęły się i Carl usiadł z drugiej strony biurka.
- Spodziewałem się, że prędzej czy później ten granat walnie w szambo, i długo nie musiałem czekać. Teraz tylko chciałbym powiedzieć, że prywatnie gratuluję sprawy rozwiązanej po męsku i skutecznie, ale z racji urzędu muszę myśleć szerzej. To już obiło się szerokim echem, a mnie zależy na tym, by taki sposób rozwiązywania konfliktów nie wszedł nikomu w krew. Rozumie Pan o czym mowa?
Nagle w komunikatorze gubernatora pojawił się głos Elizy anonsujący przybycie Melathiosa, nim gubernator zdążył coś powiedzieć do gabinetu wpadł Sofitres.
- Gubernatorze, Frank. - Przywitał się krótko po czym powiedział - Słyszałem co się stało i chciałem wyjaśnić pewne kwestie nim wyda Pan osąd Cabbage. Frank bronił się w samoobronie, a ja sam, osobiście. - Podkreślił to słowo na wypadek gdyby miał być cytowany w jakimś raporcie.- kilkukrotnie słyszałem jak Thorr groził Jeagerowi że go zabije. Biorąc pod uwagę zachowanie “ofiary” wnoszę by zastosował pan najniższy wymiar kary i potraktował udział Franka jako obronę konieczną.
- Panie Sofitres, stoi Pan murem za swoim człowiekiem, dobrze. Ale posłuchajcie obaj. Jeżeli damy oficjalne przyzwolenie na bójki, skończy się to katastrofą. Co by było, gdyby major Thorr wyzwał tak dajmy na to panią doktor? Albo jutro Kropecky pobiłby się z kimś o jakąś głupotę? Pewnie że major Thorr zawinił, poinformowałem Panią pułkownik, by potraktowała sprawę z całą surowością, a prawo wojskowe zadziała ze skutecznością gilotyny. Dla Pana, Panie Jaeger przewidziałem najwyżej kilkudniowy przydział do Żywieniowego, trochę obierania ziemniaków przekona wszystkich że bójki nie są mile widziane, Panu korona z głowy nie spadnie, a wszyscy i tak będą wiedzieć że Thorrowi się należało. Poza tym będziecie mogli na mnie wspólnie ponarzekać, może będzie to krok ku lepszym stosunkom.
- Gubernatorze. - powiedział Frank wstając, a gestem uspokajając Sofitresa, który już wyrywał się do odpowiedzi - Rozumiem Pana przezorność, jednak jak do tej pory nie zanotowaliśmy jakichkolwiek, jak Pan to nazwał - Dante zaznaczył w powietrzu palcami cudzysłów- “bójek”. Jest to pierwszy taki przypadek i zapewniam że ostatni, bo grupa nawet po wybudzeniu w stanie krytycznym, nie reagowała alergicznie na żołnierzy niewiadomo skąd.
Gdy zajdzie konieczność się bronić, komukolwiek przed choćby umysłowo niestabilnym lub przedstawicielem “zewnętrznych”, to co wtedy? Prawo do obrony jest niezbywalną częścią naszego życia Gubernatorze, i karząc czy nie, nie może Pan tego nikomu zabronić. Może Pan się starać to zrobić owszem. Postępuje Pan jak w przypadku rozwiniętego świata, który zostawiliśmy za sobą. Tu nie mamy odpowiedniego systemu. Jeszcze.
A w przypadku człowieka, który ścigał mnie przez pół galaktyki, bo uroił sobie, że jego syn zginął w walce z mojej winy i pałał rządzą zemsty, co z nim? Miałem sobie porozmawiać z nim, jak to proponował przedstawiciel fundacji na naszym pierwszym spotkaniu? Niech Pan spyta świadków, jak skory do rozmowy był Thorr gdy przyszedł po treningu, jak na Państwa cywilizowane metody miał zwyczajnie wyjebane. Państwo za mało czasu spędziliście na pierwszej linii ognia, nie przebywaliście z takimi ludźmi jak ja czy Thorr, by móc zrozumieć zagrożenie jakie z pozoru błahe deklaracje Majora Peyravernay za sobą niosły.

Dante próbówał Panować nad emocjami, jednak wychodziło to marnie. Mówił chaotycznie, skakał od tematu do tematu. Opadł ciężko na fotel przed biurkiem Gubernatora.
- Ja - podjął po chwili, spokojny - panowałem nad sobą Gubernatorze. Przed przylotem na Avalon, po wybudzeniu, przed, a nawet po walce. Mogłem to wiele razy zakończyć, ale wybierałem odwrót i ucieczkę gdy miałem taką możliwość, bo nie jestem mordercą. Dlatego właśnie Peyrvernay żyje. I właśnie dlatego niech Pan nie popełnia głupich czynów w imię politycznej poprawności.
Mamy tu dziki zachód Panowie, a Thorr jak wydobrzeje, przyda nam się.

Dante czekał.
- Jeśli mogę jeszcze coś wtrącić, chciałbym zrezygnować z dowodzenia grupą ekspedycyjną a samemu spędzić więcej czasu w laboratorium. Wiem, że to może nie być najlepszy moment ale na swojego zastępcę polecam Franka. Ma dość doświadczenia, a jako dowódca działu będzie stał wyżej od Thorra a to powinno ostudzić jego zapały, w końcu nie będzie chyba aż tak głupi żeby atakować starszego rangą. Poza tym ma największe doświadczenie na te stanowisko. Carl no co ja ci będę pierdolił. - Mel powiedział już spokojniej. - Oczywiście nadal będę brał udział w wyprawach, ale jako ekspert z naukowego, a nie pierwsze skrzypce. Nie nadaje się do dowodzenia ludźmi w warunkach polowych. Kilku jajo głównych w habitacie to już co innego.- Mel skończył monolog szerokim uśmiechem.
- Spędziłem na froncie więcej lat niż Pan, Panie Jaeger, i nie mówię tego lekko. Ale obecnie jestem cywilnym administratorem. I rozumiem, dla Pana była to obrona konieczna, ale nie został Pan napadnięty tylko wyzwany. Wystarczyło dać sobie spokój a major Thorr pożegnałby się ze stopniem i wylądował na okręcie bez prawa powrotu. Prawo do obrony jest niezbywalne, ale musimy dać jakiś sygnał. Proszę coś zaproponować Panowie. Symbolicznie, bo jak i wy uważam, że takie ścierwo jak ten Thorr powinno być utylizowane od ręki i bez procesu, a za spuszczenie mu manta powinne być gratulacje. Ale na bójki przyzwolenia być nie może.
A co do dowództwa, to jestem za, ale proponuję, by wytrzymał Pan jeszcze z tydzień-dwa doktorze. Nie chcielibyśmy robić wrażenia, że spuszczanie łomotu "nowym" skutkuje awansem.


Dante żachnął się i odwrócił głowę w stronę okna habitatu.
Nie po to, aby manifestować swój gniew niczym nastolatek, lecz dlatego, że Gubernator gadał z sensem. Miał rację. Wszystko było logiczne i sensowne i to Dantego tak denerwowało.
- Dobrze - podjął po przedłużającej się chwili milczenia - Podejmę pracę w żywnościówce na określony przez Pana czas. Chcę zastrzec sobie jednak możliwość polowania oraz prowadzenia moich zajęć.
- A gdy skończy Ci się kara, będzie czekać na ciebie moja posadka.- Mel powiedział śmiejąc się szeroko.
- Cieszę się że dogadaliśmy się w tej sprawie. Ale to pokazało też pewną słabość - musimy mieć jasno określony sposób działania przy rozwiązywaniu wewnętrznych konfliktów, niezawisłą instancję sądowniczą. Zbiorę kilka osób, które mają wykształcenie w odpowiednim kierunku i zlecę opracowanie na przyszłość odpowiednich procedur - Carl zanotował coś u siebie. - Panie Dante, jeżeli pozwolą mi na to obowiązki, chętnie dołączę do grupy treningowej. Co prawda poranną zaprawę odbywam razem z chłopakami z garnizonu i nawykłem już do grawitacji i natlenienia tej planety, ale szkolenie bojowe to szkolenie bojowe. Przyda mi się odświeżenie walki wręcz i strzelania.
 

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 08-08-2017 o 20:30.
TomaszJ jest offline  
Stary 12-08-2017, 23:12   #146
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację
Dzień lądowania
Baron nie pchał się na pierwszą linię. Mimo iż jego wyszkolenie i rola w konsorcjum przewidywała taki scenariusz. Niestety, zajścia jakie miały miejsce przekreśliły jego udział w pierwszym lądowaniu. Czynnik ryzyka, tak określił go kapitan... i zapewne miał rację.
Lecz tym razem było to na rękę Baronowi. Jeśli tam coś było, powinno skupić się wpierw na komandosach a nie na nim. Tak było zdecydowanie przyjemniej i zdrowiej.
Uśmiechnął się też, przypominając naradę z Zaharym...

- Na przykład Bruno, gdybyś miał odrobinę pomocy i nie miał tego - Durra spojrzał krzywo na obrożę, do której baron powoli zaczynał się przyzwyczajać. - naszyjnika. Jak długo myślisz zajęło by ci opanowanie tego okrętu? Albo ty Karo, gdybyś musiała, jak długo zajęła by ci inwigilacja okrętu lub konkretnej osoby? Są to oczywiście pytania czysto teoretyczne ale mam nadzieję, widzicie różnice w moim i Benjamina sposobie myślenia. I uwierzcie mi, że jest tych różnic dużo, dużo więcej.

...stworzyli wspólnie wiele planów na różne okoliczności. Jeden z takich scenariuszy przewidywał właśnie atak w momencie, gdy oddział marines opuści okręt... Baron czuł dreszczyk, wyobrażając sobie jak go realizują. Oczywiście do niczego takiego nie doszło. Bruno nie miał powodu by krzywdzić tutaj kogokolwiek. No... może... ale nie, nawet oficera przesłuchującego go nie pragnął skrzywdzić. Co było dla Barona czymś nowym. Zazwyczaj był bardzo pamiętliwy i odpłacał się z nadwyżką. Czemu zatem nie czuł w sobie tego ognia? Zżerającego go od środka pragnienia zemsty? Dlaczego gdy wznosiła się w nim ta gorąca niczym lawa złość i pięści bezwiednie poczęły się zaciskać, czemu wtedy jego myśli przywoływały obraz spoglądającej na niego nieśmiałej, zalotnie uśmiechniętej i tak niewinnie słodkiej twarzy Nicol?
I tu nadchodził jego prawdziwy problem. Czuł... czuł się źle... Nie chciał skrzywdzić dziewczyny. A może chciał? Nie był tego tak do końca pewien. Wykorzystał ją, nie bacząc na to, iż może mieć z jego powodu kłopoty. Ba, bawił się jej uczuciami podsycając je nienaturalnie. Czy to był już gwałt? Gwałcił nie raz... ale zwykle nie miał potem wątpliwości czy był to prawdziwy gwałt czy nie. Dlaczego zatem teraz się zastanawiał? Dlaczego wogólę zawracał sobie tym głowę? I gdy już zdecydowanie i ostatecznie stwierdzał, że Nicol była tylko kolejną z zabawek, którymi się posłużył i wykorzystawszy porzucił... wtedy dzikim trafem spotykał ją... a to w pustym korytarzu, a to w windzie, a to w kantynie... wtedy czuł zmieszanie. Widział, jak unika jego spojrzenia, jak na jej licu maluje się rumieniec. Przyglądał się, jak zaciska dłonie na przypadkowym przedmiocie, który ma przy sobie... Te delikatne dłonie miały w sobie coś hipnotycznego... i ten zapach... jego nozdrza wyłapywały delikatny słodki zapach dziewczyny... tak boleśnie przypominający mu wspólnie spędzone chwile.
Dlaczego czuł wtedy to dziwne ssanie w żołądku?
Kilka razy pragnął z nią porozmawiać... lecz zawsze mu przerywała.. uciekała...
- Przepraszam... ja nie... proszę, nie zaczepiaj mnie... - powiedziała wtedy, a jej głos się jej zatrząsł. Spuściła wtedy głowę i wyszła. Bruno stał jeszcze przez czas jakiś, oszołomiony smutkiem w jej głosie. Dopiero ostre szturchnięcie w bok, wykonane przez jego cienia, czyli zawsze towarzyszącego mu na okręcie żołnierza, wyrwało go z letargu. - Dziękuję serdecznie - rzekł do spoglądającego na niego surowo strażnika. Uśmiechnął się szelmowsko - Tego było mi trzeba. Wiesz, jesteś prawie jak moja żona, zawsze wiesz, kiedy potrzeba mi kopniaka. - zaszydził, skrywając obelgę za serdecznym uśmiechem. Co jednak nie uchroniło go od kolejnego uderzenia kolbą w żebra.

***

na planecie
Baron unosił się na swojej anty grawitacyjnej platformie kilka metrów nad ziemią. Szybując z niespecjalnie zawrotną prędkością niecałych 50 km/h okrążał obozowisko.
Otworzył hełm by czuć świeże powietrze. Mknąc, jeśli to tak można było nazwać, pod otwartym błękitnym niebem rozkoszował się wolnością.
Tak, nadal miał obrożę, ale tutaj na planecie nie obowiązywało wojskowe prawo. Pozbył się zatem swego cienia, odzyskał swój sprzęt, w tym nawet swoją broń. Mając swe uzbrojenie czuł się znów silny i młody. Choć nie nazbyt młody, o czym przypominały go bolące na deszcz stawy.
Jego dron zwiadowczy, znacznie szybszy fruwał dookoła zbierając dane, które, wzbogacone przez jego komputer, pokazywały się na siatkówce byłego korsarza.

Dzień po lądowaniu: 156. Czas do zimy: 27 dni
Planeta XA82000-0/Avalon, Kolonia
Gabinet Gubernatorski w Habitacie administracyjnym


Carl Cabbage czekał na gościa pracując, ale cokolwiek robił - przerwał, machnięciem ręki chowając holoekran.
- Baronie von Bismarck, dziękuję że zjawił się pan tak szybko. Proszę usiąść, mamy kilka spraw do omówienia.
Hermann mógł zauważyć, że teczka oznaczona jego nazwiskiem leży na biurku.
- Bardzo mi miło panie gubernatorze. Czym mogę pomóc? - zapytał siadając. Bruno uśmiechał się przyjacielsko i był wyraźnie rozluźniony, pomimo obroży na szyi.
- Bez owijania w bawełnę, w eliminacji zagrożenia z zewnątrz. Stwierdzono, że jesteśmy sporadycznie manipulowani przy pomocy psioniki, Pan ma wiedzę której potrzebujemy. Dlatego proponuję współpracę.
Zacznę od zdjęcia Panu obroży. A od pana otrzymam dżentelmeńskie słowo honoru że nie użyje Pan swoich zdolności wewnątrz koloni, przeciwko naszym.

Baron przejechał wzrokiem po leżącej na stole teczce z swoim imieniem. Prawie ostentacyjnie, jakby chciał powiedzieć, tak wiem, widzę, i wiem, że umieszczona została tam rozmyślnie.
- Słyszałem o waszych problemach. - Baron rozsiadł się wygodniej.
- Myślę, że to świetny deal. - Baron uśmiechnął się niewinnie - obiecuję, że nie będę korzystać z mocy przeciw naszym w kolonii.
- Bardzo mnie raduje pana podejście, szczere i prosto do celu. Będę zatem również szczery. Zamierzam się tu osiedlić, uwić sobie gniazdko. Dlatego powodzenie kolonii jest również w moim interesie. A i nim zapomnę, prócz wiedzy, wniosę coś znacznie ważniejszego. Jestem zapewne jedynym - no może oprócz androida, czego jednak nie powiedział na głos - którego umysłem pańscy nieproszeni goście nie mogą się bawić dowolnie wedle swego uznania.
- Świetnie, że się dogadaliśmy. Proszę pamiętać tylko o jednym - jeżeli kiedyś spróbuje pan czegoś, namieszać komuś z naszych ludzi w głowie, tak jak tej dziewczynie na okręcie, zostanie Pan potraktowany z całą surowością prawa. Nie będzie obroży tylko pluton egzekucyjny. To nie jest groźba, tylko uczciwe postawienie sprawy. Cieszę się na naszą współpracę, a co do szczegółów, Panna Kalis, nasz szeryf wprowadzi Pana w nie.

Bruno kiwnął głową. - Oczywiście. - przyznał, jakby rzeczywiście nie oczekiwał nic innego. Ale nie wyglądał na poruszonego tą wizją.
- A z panną Brooks, to padłem ofiarą strasznych pomówień, co mi się niestety często zdarza, ludzie boją się tego co nie rozumieją. Przenigdy nie ingeruję w wolę dziewcząt które mi się podobają. Jestem, by ująć to alegorią, wytrawnym myśliwym, nie strzelam do łań którym uprzednio spętałem nóżki. Przyznaję, że upodobanie owo przyszło z wiekiem, jak każda mądrość. - Bruno rozłożył ręce w przepraszającym geście, przyznając się do starych win.
- Ale wracając do meritum, mam prośbę, by powód, dla którego panna Brooks znajduje się tutaj, pozostał w tajemnicy. Nie z mego powodu, a dla jej dobra. Zapewne pan rozumie. No i jak już przy tym jesteśmy, jednym z moich licznych talentów jest prawo, to taka moja skryta pasja . - Bruno wyciągnął gdzieś z kieszeni wizytówkę przedstawiającą go jako adwokata i podał go gubernatorowi.
- Chciałbym oficjalnie złożyć apelację w sprawie panny Brooks. - Bruno sięgnął po kolejne dokumenty i podał chip z danymi.
- Powiem szczerze, zależy mi na dobru tej dziewczyny. Nie chcę, by została napiętnowana. To fajna dziewczyna. Przyjmijcie ją jak swoją, utajnijcie okoliczności, i jak tu już coś powstanie, pozwólcie odlecieć z dokumentem ułaskawienia lub kasacji wyroku w rękach, jeśli tego będzie chciała.
- W teczce znajdzie pan wszelkie dokumenty. Od listy błędów formalnych podczas procesu, poprzez brak poprawnie zabezpieczonych dowodów, po zeznania jedynego świadka, czyli mojej osoby. Później możemy dołączyć jeszcze dokumenty medyczne. Jest tam też formalny wniosek o utajnienie śledztwa i okoliczności zesłania, uwarunkowany dobrem oskarżonej oraz samego procesu. Słowem, wszystko, czego trzeba, by umył pan ręce i jak by kto z góry pytał, postąpił pan zgodnie z literą prawa. Mam nadzieję, że mogę na pana liczyć w rozwiązaniu tego małego incydentu?
- Bruno uśmiechnął się przyjaźnie, jakby mówił o występku rangi źle zaadresowanej koperty.
- Niczego nie obiecuję, ale przyjrzę się sprawie. Chwilowo brak nam tu sformalizowanego sądownictwa, a czegoś takiego nie załatwi się decyzją administracyjną. Porozmawiam w tej sprawie także z zainteresowaną oraz odpowiedzialnymi osobami na okręcie, może uda się to obejść nie wytaczając sądowej artylerii.
- Świetnie. - ucieszył się Bruno. - Myślę, że jest to początek wspaniałej przyjaźni. - rzekł nieco na wyrost, ale bez krzty szyderstwa.

***

Baron wszedł do laboratorium w którym pracowali nad obrożą wraz z Carlem Cabbage, Ariadne Kalis, Kają Quickley oraz Ronem Steward.. no i oczywiście z nią... Nicol Brooks.
Obecnie, z racji na bardzo późną, a może już bardzo wczesną... porę, laboratorium było prawie puste. Baron wracał akurat z klitki, w której urządzili kącik z kawą i... no głównie z kawą.
Bruno zatrzymał się w drzwiach, w rękach trzymał dwa kubki z gorącą, intensywnie pachnącą kawą. Jego wzrok powędrował ku dziewczynie. Prześlizgnął się po jej zgrabnych łydkach, po miękkich udach.. i wyżej...
Nicol stała przy laboratoryjnym stole, pochylona nad elektroniką. Zmęczenie oraz trupio sina poświata rzucana przez laboratoryjne lampy powodowały, że wyglądała niczym smętny topielec...
Słysząc kroki za sobą, dziewczyna spojrzała przez ramię. Na trupio bladej twarzy, w połowie zasłoniętej długimi czarnymi włosami odmalował się w pierwszym momencie ciepły uśmiech. Serce Bruna zgubiło jedno uderzenie. Lecz natychmiast z uśmiechu odpłynęła słodycz i stało się cierpkie, udręczone... W jej dużych sarnich oczach coś umarło, na moment zaszkliły się...
Pod naporem niechcianych wspomnień Bruno zatoczył się do tyłu, znał tą twarz... wcześniej nie widział tego, ale teraz..

Jak z mgły powracały obrazy, wspomnienia, jakie wydawało mu się, że udało się je zdusić, zamknąć w małej skrzyneczce gdzieś głęboko w mroku swego umysłu... Teraz powracały z siłą gromu... grożąc rozsadzeniem jego jaźni na drobne kawałeczki... Dziewczyna... słodka i delikatna. Uśmiechnięta i pachnąca... jak miała na imię? jeszcze nie pamiętał, ale obawiał się, że i to wspomnienie wróci... Jej twarz.. tak podobna do Nicol... tak boleśnie podobna... przynajmniej teraz, w tym świetle, z tą udręką malującą się na twarzy pani doktor...
Dlaczego to zrobił? Mgliście pamiętał, że była córką kogoś ważnego, kogoś, kogo musiał... ukarać? a może zmusić do czegoś? Pamiętał, że robił nagrania i zdjęcia, jakby pracował nad dokumentacją... przesyłał je dalej... jej ojcu? Chyba... ale nie był tego całkiem pewien...

Cztery reflektory zamieniły sypialnię w oślepiający plan surrealistycznego filmu. Po pokoju chodziło w kółko na czworakach trzech pracowników ekipy dochodzeniowej, starannie przeczesując jakimś policyjnym ustrojstwem poplamioną włochatą wykładzinę w poszukiwaniu dowodów rzeczowych.
Bruno wiedział, że nic nie znajdą. Był w tym dobry. Lecz dla pewności był tutaj. Obecnie był wysoko postawionym przedstawicielem.... nie pamiętał czego... oficjalnie doradzał przy śledztwie... ale czy był tu by zatrzeć ślady? A może chciał jeszcze raz spojrzeć na dziewczynę? Na dzieło swych rąk? Pragnął poczuć winę? Może chciał się sam ukarać, zmuszając by stawił czoło swym czynom? Nie był pewien...
Przy samym łóżku stał z wyrazem zatroskania na twarzy obleśnie gruby koroner. Wycierał spocone ręce w przetłuszczony kitel, niemalże jakby dostał jakiegoś nerwowego tiku.
Łóżko wyglądało jakby było nakryte ciemnobrązowym prześcieradłem.
Lecz Baron wiedział, że prześcieradło nie jest wcale brązowe, lecz białe i że zostało całe zalane krwią - krwią, która kiedy ciekła, była jasno szkarłatna, ale teraz utleniła się, upodobniając do wielkiego strupa. Dookoła roiło się od much. Pomieszczenie było przesiąknięte wręcz słodko cuchnącym zapachem zgnilizny. Z wszystkich wspomnień, to zapach był najwyraźniejszy... Ciekawe czemu tak było? pomieszczenie częściowo ginęło we mgle niewyraźnych wspomnień, jednak zapach był tak ostry, jakby Bruno tam nadal był.
Pośrodku posłania leżało na brzuchu nagie ciało młodej dziewczyny. Związano ją kolczastym drutem.
Miała wykręcone do tyłu ręce i uniesione golenie. Jej długie włosy tak bardzo przesiąknięte były zakrzepłą krwią, iż nie sposób było powiedzieć, jakiego pierwotnie były koloru. Jedynie Bruno wiedział... były kruczo czarne... jak u Nicol... Żołądek Barona zacisnął się, a żółć podeszła do góry.
Ciało znajdowało się w zaawansowanym stanie rozkładu i skóra przybrała szarozielony, prawie przezroczysty odcień, ale wciąż widoczne były niewiarygodnie liczne ślady skaleczeń, ran i oparzeń.
Baron spojrzał w dół, zmuszając się, by zerknąć w twarz umęczonej dziewczyny. Włosy zakrywały większość, a pod nimi... coś się kłębiło i wiło... robaki żerowały już na trupie od jakiegoś czasu... Twarz już nie przypominała niczym tej radosnej dziewczyny, jaką była kiedyś...
- Ta nieszczęsna młoda dziewczyna - zaczął koroner, którego twarzy jakoś Bruno nie mógł sobie przypomnieć... pozostawała ona zatem we mgle wspomnień a sam głos dobiegał jakby z oddali, choć był klinicznie wyraźny i pozbawiony uczuć. - jest typu kaukaskiego. 18 albo dziewiętnaście lat . W chwili śmierci ważyła około pięćdziesięciu kilo, trochę mniej niż wynosi średnia dla jej wieku i wzrostu, ale niezbyt wiele. Innymi słowy, osoba bądź osoby, które ją przetrzymywały dobrze ją odżywiały. Pobieżne badanie pozwala stwierdzić, że śmierć nastąpiła przed ponad dwoma tygodniami.
- Jak zginęła? - Bruno usłyszał swój własny głos.
- Związano ją, jak pan widzi, drutem kolczastym, a następnie przecięto umiejętnie tętnicę szyjną, a także wewnętrzną krezkową oraz obie podkolanowe, co spowodowało, że wykrwawiła się zapewne w czasie krótszym niż dziesięć minut.
Bruno zmusił się, by ostatni raz spojrzeć na ciało dziewczyny, czuł, jak wspomnienie powoli rozmywa się we mgle. Gnany udręką, próbował uchwycić każdy szczegół, by nie zapomnieć...
- 7 minut 32 sekundy -dobiegł oskarżający głos, jego głos. Koroner nie zareagował, głos był tylko wspomnieniem, niewypowiedzianym na głos. - Ciało ofiary nosi ślady licznych okaleczeń - kontynuował głos koronera, dobiegający teraz z niewłaściwego kierunku - wstępne oględziny wskazują, iż najstarsze okaleczenia pochodzą z przed roku, może nawet z przed osiemnastu miesięcy. Mamy tu do czynienia z wyjątkowym okrucieństwem proszę pana.
Bruno spojrzał na zmaltretowane ciało, zobaczył mnóstwo oparzeń, małych i dużych, i dosłownie setki skaleczeń, nacięć, otarć... a także prostych tatuaży przedstawiających kwiaty, głównie kwiaty, ale i anioły. Był wdzięczny, że widzi tylko plecy, wiedział, że przód wygląda dużo gorzej...
Pamiętał każdą ranę, każdy tatuaż. Pamiętał każde okrucieństwo, każdą torturę. Pamiętał jak je zadawał w ciągu tych wszystkich miesięcy gdy ją przetrzymywał... pamiętał każde jej westchnięcie, każdy krzyk, każdy jęk i każdą łzę spływającą po jej policzkach... a może te łzy spływały po jego policzkach? Nie był tego teraz pewien...a wspomnienie wymykało mu się, oddalało w mrocznym zwężającym się tunelu, przez chwilę widział zalane jaskrawym światłem łóżko gdzieś daleko w oddali, potem było już tylko jaskrawym punktem w oceanie czerni, a potem zgasło całkowicie.

- Bruno? - to był głos Nicol, dziewczyna podtrzymywała go. Bruno zamrugał, pozbywając się resztek mary. U jego stóp utworzyła się kałuża czarnej krwi... nie... to... to była tylko rozlana kawa. Za plecami miał ścianę, o którą się oparł. U jego boku stała Nicol, na jej twarzy malowała się troska.
- Nic... nic mi nie jest. - rzek prostując się.
- Słuchaj... - zaczął niezręcznie Baron.
- Proszę, nie zaczynaj. - odparła, widząc, do czego zmierza Bruno.
- Przepraszam cię. Nie chciałem ściągnąć na ciebie kłopotów. - rzekł skruszonym głosem.
- Nie ważne. - odparła nieco bardziej oschle niż chciała.
- Masz rację. Ale jedno ma znaczenie. Musisz wiedzieć, że nigdy nie manipulowałem twym umysłem. To co między nami było, to było prawdziwe. - kłamstwo przeszło gładko przez jego usta.
Nicol zawahała się na chwilę. Widział, że na moment mu uwierzyła.
- Powinniśmy wrócić do pracy. - Nicol wycofała się, a Bruno widział jak bardzo próbuje ukryć swe zagubienie.
Baron skinął głową. Następne kilka godzin pracowali.
Mechanizm obroży był bardzo skomplikowany. A Bruno, cóż, nie mógł się oprzeć. Nie zamierzał pozwolić, by ktokolwiek założył mu to ustrojstwo ponownie. Gdy nikt nie patrzył, zgrabnie usunął jeden fragment, zastępując przygotowaną atrapą, a oryginał skrył w swej przegródce przemytnika.

***

Baron brał udział w życiu towarzyskim, tyle na ile starczało mu czasu obok swej pracy.
Powoli starał się, by ludzie się do niego przekonali. Dobrze wiedział, że straszne jest tylko to, co nieznane. Zatem wiele wysiłku włożył w to, by go poznano. Był uprzejmy i pomocny, szybko pozyskując przyjaciół. Wiedział, jak należy rozmawiać z ludźmi, by ich do siebie przekonać.
Nosił też stroje zakrywające obrożę i rzadko pokazywał się w pancerzu i z karabinem na ramieniu. Raczej nosił tylko swój miecz i pistolet.
Brał też udział w szkoleniach, gdzie nie pokazywał jednak wszystkich swych zdolności. Był tam by zawierać znajomości i by przekonać do siebie ludzi, nie by się nadmiernie wyróżniać. Jednak chętnie pomagał innym, zdradzając kilka sztuczek albo pomagając w treningach.
Często spotykał się też z Zaharym, lubił jego podejście znacznie bardziej niż to, co reprezentował sobą Benjamin.

***

Teraz, gdy jego zdolności nie były już spętane, postanowił, że czas nieco zbadać tą planetę.
Nocami, gdy leżał w swym pokoiku, które nieco zmodyfikował by było bezpieczniejsze, ustawiając dodatkowo swego drona i platformę anty grawitacyjną w stan alarmowy, wybiegał umysłem znacznie poza osadę.

***

Baron przyglądał się walce Thorr Peyravernay i Dante Jaeger. Oceniał obu walczących i ich możliwości. Już krótko po lądowaniu zorientował się, kogo szukał Thorr. nie było to zbytnio trudne. Nie musiał się nawet odwoływać do swych zdolności... ale to jak Thorr spoglądał na Dante'a było wystarczająco wymowne.
Nie sądził jednak, by ostrzeżenie Dante'a przyniosło jakieś korzyści. Ograniczył się zatem do obserwacji żołnierza. Miał nadzieję, że uda się w krytycznym momencie udaremnić jakiś atak skrytobójczy albo coś podobnego. Ratując Dantemu życie zaskarbił by sobie zapewne jego lojalność, względnie przyjaźń... niestety, Thorr okazał się dziwnie honorowy jak na kogoś kto gonił za Dantem przez pół galaktyki... Baron ubolewał szczerze nad utraconą okazję przez spaczone poczucie sprawiedliwości jednego kolesia... a na dodatek bolała go utrata kilkuset kredytów... które postawił przeciw Dantemu w zakładzie z jednym z marines... cóż... pieniądze rzecz nabyta.

***

Bruno udał się do Nae.
- Słyszałem, że przewodzisz wyprawie do wraku Nadziei Albionu. Chciałbym się załapać. potrafię to czy owo, na pewno będę mógł wam pomóc. To jak, dopiszesz mnie do listy? Tylko... bez międzylądowania na Argosie, jakoś tamtejszy watażka mnie nie lubi.
- Słyszałem też, że proponowano ci pracę nad... no wiesz. Ale odmówiłeś? - Bruno uniósł pytająco brew.
 
Ehran jest offline  
Stary 13-08-2017, 20:24   #147
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację


Dzień po lądowaniu: 158. Czas do zimy: 23 dni
Orbita planety XA82000-0/Avalon, statek Argos, wieczór


Kevin Walker, Nae "Tek" Tinnoe

Pierwszy trening okazał się niezbyt wyczerpujący, obejmował swoim zakresem całkowite podstawy, które w zasadzie w tak rozwiniętym świecie, jakim było Imperium, większość przynajmniej znała pobieżnie. Szkolenie obejmowało głównie teorię, czynniki niebezpieczne, zakładanie i zdejmowanie skafandrów, sprawdzanie szczelności, obsługę urządzenia dostarczającego tlenu, wyjaśniono co oznaczają kolejne komunikaty wyświetlane na przedniej szybce hełmów i tak dalej i tak dalej... Prawdziwa kwintesencja treningów miała dopiero nadejść późnym (avalońskim) wieczorem.


Posiłek zjedli wraz z resztą załogi. Nae jako jedyny z "turystów" kojarzył większość twarzy, choć nawet jemu nie dane było wiele rozmawiać z każdym z nich. To miało się zmienić, po tym jak pierwszy pilot zaprosił ich do wspólnej gry w karty.

Przy stole zasiadywali Kaylin Nakano, Nia Kavanaugh, Olayinka Meggyesfalvi, Uduak Nejem, Stevie McGovern, Amir Duerr oraz Kemen Bradley.

Olayinka Meggyesfalvi widząc jak znana postać Nae i ktogoś jeszcze zbliża się do ich stołu, szturchnęła Stevie'go pod bark by się przesunął i zrobił miejsce.
- Gracie z nami? - spytała patrząc na Nae, zaś Amir zaprosił ich szerokim gestem.

- Jak tam wasz piesek? - zapytał Stevie McGovern, najwyraźniej mając na myśli Barona i jego obrożę.

Dzień po lądowaniu: 159. Czas do zimy: 22 dni
Planeta XA82000-0/Avalon, Kolonia


Baron Hermann Bruno Von Bismarc

Planeta Avalon jawiła mu się w całej swej okazałości. Ciało pozostawało w kolonii, lecz jego zmysły i myśli pokonywały bariery nieprzekraczalne dla zwykłych ludzi. Potęga umysłu Barona sprawiała, że jego mózg chłonął informację jak gąbka wodę. Nie były to wyraźne obrazy, lecz tym zajmie się później, gdy będzie wiedział gdzie i czego szukać.

Avalon jawił się mu jako miejsce o bujnej roślinności i licznej formie życia. Widział kolonię jako całość, wędrował dalej i widział opustoszały obóz Excalibura. W innym miejscu, lecz w tym samym momencie widział jedną osobę. Byt świadomy nad morzem w jakiejś jaskini, ledwie dwadzieścia parę kilometrów od jego ciała i kolonii. Daleko na północ były kolejne blisko dziesięć osób oraz kilka osób pogrążonych w głębokim śnie. Ich otoczenie było trochę podobne do kolonii, lecz krajobraz górski. Wyczuł duże skupiska metali. Wiedział że metalowych skupisk było więcej tutaj i wiele kilometrów dalej. Liczne stworzenia niedaleko były prawdopodobnie zwierzętami hodowlanymi. Poczuł dziwną ekscytację, lecz nie był w stanie odczytać więcej ani odgadnąć skąd takie emocje. Powędrował także w drugą stronę. Nie wykrył więcej inteligentnych form życia, jednak natknął się na pewne regularności.

Spotykał je co jakiś czas, jakby skały ułożone w krąg, lub jedną linię, dalej, za wulkanem, na południu teren przechodził w krajobraz pustynny, znów wyczuł bardzo duże skupisko metali, lecz prócz nieistotnych form życia zakopanych w piasku, nie odnalazł żadnych śladów. Było ich więcej, lecz trudno było mu orzec czym były.


Hermann Bruno Von Bismarc "skanował" informacje chcąc dowiedzieć się jak najwięcej. Czuł się już wyczerpany, lecz prawdziwe zmęczenie pojawi się dopiero gdy wróci do swego ciała. Nagle... poczuł nacisk na umysł. Obcy, nieznany, pewny, spokojny i silny. Wbrew swej woli przeraził się, lecz nacisk ów nie był nachalny. Jakby ktoś pukał do drzwi. "Baronie Hermann Bruno Von Bismarc, czy mogę?", pytał.




Carl Cabbage, Melathios Sofitres, Francis Jaeger

Wojna. Choć to może za duże słowo, ale należało przygotować się na konfrontację, jakkolwiek by ona nie miała wyglądać.

Gubernator myślał o kirkańskich patentach z czasów wojny pirackiej. Projekt Remora zakładał zamontowanie na asteroidach niedużych silników, dzięki czemu można było je skierować w ściśle określony punkt. As w rękawie warty oszustwa. Silniki manewrowe "Nadziei Albionu" byłyby tu idealne.
Taki atut planował przede wszystkim do walki z wrogiem tutaj, na Avalonie, lecz Carl najwyraźniej nie zapomniał o słowach Zaharego Durra. Byłby to argument także przeciw statku Argos, gdyby coś poszło nie tak i Carl Cabbage miał to na uwadze. Tylko jak tego dokonać bez wiedzy kapitana Ergo i czy nie byłoby to przesadą? Gubernator wtajemniczył w ten plan póki co tylko Dante, który... w wolnym czasie obierał "Kosmiczne Ziemniaki".

Kiedy tylko Melathios Sofitres dowiedział się, że niewielka bioelektrownia z Alg Krugera powoli zaczyna generować biogaz, otrzymał od gubernatora nowe zadania. Pierwsze było związane z metalówką. Gubernator pragną, by wykorzystać silnie żrącą metale substancję jako broń chemiczną. To również był tajny projekt, o którym wiedział tylko Dante i Melathios.

Oficjalnym projektem było udoskonalenie armatek wodnych, poprzez dodanie do zbiorników substancji, która wyjątkowo uprzykrzy życie potencjalnym napastnikom. Chodziło tu o pomysł na wywołanie efektu nieznośnego swędzenia, pieczenia lub innego...

Kolejny projekt zakładał dokładniejsze badania jednostki zwanej prześmiewczo "Bimbrownikiem".


Kolonia

Amd Oree przejął obowiązki Dante w organizowaniu polowań. Teodor Margialli rozpoczął prace nad produkcją alkoholu, który miał w prawdzie mieć znaczenie użytkowe, to jednak sztab gubernatora myślał nad wdrożeniem w przyszłości paliwa opartego o etanol. Kze'tah rozglądał się po kolonii. Pomagał raz tu raz tam, jakby czegoś szukając, jednak przede wszystkim czekał na zorganizowanie wyprawy po Avalońskie Krowy (gubernator zasugerował by to one były ich pierwszym celem hodowlanym, a nie Avalońskie Łanie). Kze'Tah w zasadzie mógłby ruszać od zaraz, czekał tylko na oficjalny rozkaz od władz i odpowiednie środki. Zwłaszcza przydatne byłyby środki usypiające lub paraliżujące, o czym już zresztą Kze'Tah wspominał Melathiosowi. Jakoś musieli owe stworzenia przetransportować.

Sprawa Thorra nie została rozstrzygnięta po myśli gubernatora. Aurelia Zavisha była emerytowanym pułkownikiem i nie miała wpływu na stopnie wojskowe. Major Thorr pozostał więc Majorem, chyba że Carl skierowałby sprawę do Kapitana Ergo Mensk, by ten przekazał to dalej. Aurelia nie miała zamiaru się tym zajmować. Miała jednak wpływ na to kto jest jej zastępcą. Thorr został zepchnięty z tego stanowiska na rzecz Ariadne Gadhavi. Oficjalnie uzasadniono to stanem zdrowia majora Peyravernay'a.



Francis Jaeger

- Też nie mieli mi kogo wysyłać. Cyborg z mechaniczną ręką do obierania bulw - poważna zawsze Ama Ala uśmiechnęła się lekko - Fabi Dalson będzie ci towarzyszyć, mam nadzieję, że się cieszysz tak samo jak on. Na pewno miło będzie się wam razem pracowało. - Ama uśmiechnęła się raz jeszcze sympatycznie do Dante, po czym zostawiła ich we dwoje. Drzwi zamknęły się. Mieli dużo bulw do obrania i tyleż tematów do zgłębienia.

- Pokój z tobą - zaczął uradowany Fabi, że ma nowego kolegę.

 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 13-08-2017 o 20:28.
Rewik jest offline  
Stary 18-08-2017, 23:09   #148
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację
Wrażenie przypominało jedne z tych podświadomych, kiedy zdaje się nam że ktoś nas obserwuje. Baron był świadom czyjejś obecności, kogoś, kto jak mu się zdawało, z łatwością mógłby przebić się przez barierę jaką, z początku, odruchowo stawiał jego własny umysł, a mimo to tajemnicza świadomość czekała na jego reakcję.
- Bądź pozdrowiony. - rzekł Bruno po chwili, w której próbował wysondować drugą stronę.
- Zdaje się, że masz obecnie nade mną przewagę, znasz me imię... i zapewne więcej, ja natomiast nic nie wiem o tobie. Grzecznym byłoby się przynajmniej przedstawić. - kontynuował szybko Baron, jednak bez złości w myślach, raczej był to jedynie przejaw kurtuazji.

W jego umyśle rozbrzmiał miły, choć nieco nerwowy śmiech.
- Och… to nie jest takie trudne. Mamy wspólne… znajomości, choć pewnie mnie nie kojarzysz. Zechcesz odgadnąć nasze powiązania, czy mierżą Cię takie rozmowy?

- Sprytny sposób by wydobyć informację. - przyznał Bruno.
- Niektórych imion wyjawić nie mogę, gdyż samo to mogłoby im zaszkodzić. Oświeć mnie zatem.

- Rozumiesz zatem, że i ja nie wszystko mogę wyjawić. Ale to nic nie szkodzi, nic nie szkodzi... Możesz mówić mi… “V”. - Bruno znów wyczuł rozbawienie po drugiej stronie - Och… wiem tak samo nazywa się ten wasz android, ale bez obaw to nie on... Powiedz mi baronie, ile byłbyś w stanie zaryzykować, żeby ludzie przestali patrzeć na osoby naszego pokroju, jak na obcych, jak na zagrożenie, jak na obrzydliwą anomalię?

- W rzeczy samej, rozumiem doskonale. V? - Bruno wypowiedział słowo, a raczej literę przeciągle, jakby smakował jego brzmienie na języku. - V jak Viktoria? Znałem kiedyś słodką, obdarzoną przez stwórcę nadnaturalnie dużym i kuszącym biustem Viktorię. Ale pewno nie mam tyle szczęścia abyś okazał się nią? Dziewczyna miała wiele cudownych talentów... oh, doprawdy cudnych...- Bruno udał rozmarzonego, zaś “V” ponownie się zaśmiał.
- No dobrze, żarty na bok. Jeśli mnie znasz, zapewne poznałeś już moje nastawienie do tej kwestii. W młodości uważałem, że to my powinniśmy władać ludzkością. Potem nieco złagodniałem z wiekiem. Miło byłoby, gdyby przestali traktować nas jak... cóż jak to robią. Ale nie bardzo widzę, jak można by to zmienić bez przejęcia kontroli nad... imperium. Dopiero wtedy można by wprowadzić na szeroką skalę odpowiednią propagandę. I za pokolenie, może dwa... - Baron rozłożył ręce, jakby chciał powiedzieć, no sam widzisz, co ja tu mogę. Ale równocześnie słuchał dalej, nie dało się ukryć, iż mimo słów, bardzo temat go interesował.

- Zabawne, że o tym wspominasz… Wiesz do czego doszło w Imperium, kiedy my tkwimy tutaj na Avalonie? Wojsko zorganizowało czystki. Każdego wpisanego w system psionika, któremu nie udało się uciec, został pojmany i zesłany na więzienne planety. Kto wie co dzieje się z nimi dalej. Nie pytaj mnie dlaczego, sam staram się to zrozumieć. - nieznajomy głos w głowie zdawał się z wyprzedzeniem odpowiadać na niezadane pytania - Skąd to wiem? Dragan Maeda. Nadchodzą niespokojne czasy, ale co jeśli każdy mógłby posiąść nasz dar? Czy dalej bylibyśmy obcy, niestrawni, a może bylibyśmy, jak to się mówi? Daskalos?

Przez aurę Barona prześlizgnęły się grube czerwone pasma, niczym ohydne czerwie pływające w żółtym płonącym słońcu. Gdzieś daleko w habitacie ciało zacisnęło pięści, a dron stojący na straży odnotował dziwne zgrzytanie dochodzące z jamy ustnej swego właściciela. Skwapliwie jednak zignorował wydarzenie, kwalifikując jako bez istotne.
- To rzeczywiście złe wieści... masz informacje o naszych wspólnych przyjaciołach, ktoś z nich zginął? - Baron nie starał się skryć troski w swym głosie.

- Niestety nie mam informacji o twoich, moich czy naszych bliskich.

- Sądowałeś Dragana, czy jest twoim agentem? A czemu nie samego kapitana? - zastanawiał się na głos Bruno.
- Wszyscy byliby tacy jak my? To ciekawa sugestia. - Baron zastanowił się przez chwilę. - to było by znakomite rozwiązanie. Choć... początek na pewno wiązałby się z przelewem krwi. Zgaduję, że nie wszyscy równocześnie lub nie w takim samym stopniu otrzymaliby dar. Zresztą, trzeba wiele nauki by opanować moc. Połowa ludzi by się sama pozabijała gdyby dać im dar. Moglibyśmy wyjść z cienia i zaoferować pomoc. Jeśli rzeczywiście istnieje szansa by przebudzić ludzkość, to pragnę wiedzieć więcej.

- Och… istnieje. Opowiem ci o tym jak... jeśli się spotkamy. Dlaczego nie kapitan? Jego noga nie stanęła na planecie. Dragan był… po prostu bliżej, ale wiesz dlaczego to on Baronie, został wyznaczony jako twój kat wtedy, na Argosie?

- Nie, nie mam pojęcia. - odparł szczerze Bruno.

- Dragan sprzeciwiał się “czystkom”. Ciekawe, czyż nie? - głos w głowie Barona pozostawił mu te słowa do interpretacji i analizy, nie próbując ich tłumaczyć. - Przejdźmy jednak do spraw bieżących. Proponuję spotkanie. Twarzą w twarz. Prosiłbym do tego czasu byś zastanowił się nad tym o czym rozmawialiśmy i wstrzymał się z wyjawianiem zbyt wielu informacji. Och… o tej rozmowie należy mówić. Mam na myśli inne informacje. Doskonale rozpoznasz o czym mówię jeśli się na nie natkniesz.

- Ciekawe. Nie robił wrażenia przychylnego psionom, ale przyznaję, że moja perspektywa nie pozwalała na zachowanie obiektywnej opinii. - Baron sucho skwitował informacje o Draganie.
- Tak, chętnie się z tobą, a raczej wami spotkam. Jak mniemam, jest was tu dużo więcej? Podaj czas i miejsce. Zakładam, że znakomicie orientujesz się w zajściach w obozie i stosownie do możliwości dobierzesz lokalizacje. Teraz, gdy nasze umysł się zetknęły, możemy też inaczej się komunikować. - podróże poza cielesne były dużo bardziej wyczerpujące niż zwykła telepatia.
- Oh, nie sądzę, bym przysporzył sobie przyjaciół opowiadając, iż spotkałem się na kawę z arcywrogiem, bo tak obecnie koloniści was postrzegają. Ale popracuję nad tym, aby złagodzić ten wizerunek.

- Odezwę się w odpowiedniej chwili… - przyznał “V” - ...albo zrobi to ktoś za mnie. Do zobaczenia.

… i to było tyle. Kontakt urwał się równie nagle, co się zaczął.

Bruno powrócił do swego ciała. Leżał wyczerpany w mroku. Głowa mu nieco dudniła. Takie podróże były bardzo wyczerpujące. Powoli zaczerpnął nieco mocy z swych zasobników. Później, odpoczywając ponownie je naładuje. Do rana zostało jeszcze trochę czasu, mógł się wyspać. Jednak długo jeszcze leżał rozmyślając o napotkanym V i płynących z tego implikacji.
 
Ehran jest offline  
Stary 22-08-2017, 14:39   #149
 
potacz's Avatar
 
Reputacja: 1 potacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłość
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=9UMhKEP7DcI[/MEDIA]

Dante patrzył na rozradowanego człowieka przed sobą.
-Pokój z Tobą - Fabi Dolson wyszczerzył zęby w uśmiechu.
"Zapowiada się dłuuuugi okres karny..." pomyślał Dante, odwzajemniając uśmiech. W powietrzu unosił się zapach skrobii ziemniaczanej, wilgoci i... czegoś jeszcze. Słodko-mdły, lekko ziołowy i dymny zapach.

Doskonale i powszechnie znana magiczna rzecz spowalniająca czas.

Cyborg ostentacyjnie zaciągnął się pełną piersią.
- Podoba mi się Twoje towarzystwo. Siadajmy do tych ziemniaków. - Dante wyszczerzył zęby, usiadł i złapał za nóż do obierania.

Alma Ala wyszła, zamykając za sobą drzwi. A Dante, bez ogródek, sciągając skórę z kosmicznego ziemniaka zapytał: Dawej zesmażyć bucha chłopie, a nie siedzimy jak kołki. Na siedzenie będziemy mieli jeszcze cały tydzień.
 
__________________
"Głową muru nie przebijesz, ale jeśli zawiodły inne metody należy spróbować i tej."
potacz jest offline  
Stary 26-08-2017, 01:42   #150
 
Baird's Avatar
 
Reputacja: 1 Baird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputację
Carl Cabbage miał przed sobą kilka własnych notatek i spisany raport z pierwszego kontaktu z Kze’tachem. Pokręcił głową, zbyt wiele niewiadomych było w puzzlach tej planety. Miał jednak wrażenie że trafił przypadkiem na jeden brakujący, i to w dodatku taki, który Kze'tach próbuje przed nim ukryć. Miał jednak środki i człowieka, który zapewni mu właściwą odpowiedź.
- Pani Meere, zechce Pani poinformować doktora Sofitresa, że chciałbym się skonsultować z nim w pilnej sprawie. Czekam jak zwykle w biurze.
Mel zjawił się w biurze gubernatora w ciągu pół godziny. Był wyjątkowo trzeźwy od kiedy musiał przejść na standardowe racje alkoholu. Całe szczęście znalazł się już odpowiedni człowiek na odpowiednim stanowisku, który na wiosnę może mieć już pierwsze plony na tym jakże dziewiczym świecie.
- Proszę spojrzeć doktorze. Jedyne co wiemy o nich, to fakt, że są trujące oraz że to łagodni roślinożercy. A jednak nasz przyjaciel Kze'tach wybił trzy sztuki. Tak przetrzebia się drapieżniki lub szkodniki, nie trawożerców. Gdy pociągnąłem go za język, nabrał wody w usta, więc wie więcej niż mówi. A ja chcę się dowiedzieć tego co on. Co pan powie na ostatnią wyprawę jako dowodzący ekspedycyjnym?
Melathios uśmiechnął się i odpowiedział siadając.
- Nie widzę przeciwskazań, choć moja nieobecność może spowolnić pracę w laboratorium. Przyznam się szczerze że intrygowały mnie te stworzenia od kiedy pierwszy raz je zobaczyłem. Jest w ich oczach taka mądrość. Jak u psów. Wiem że może to zabrzmi jak herezja ale mam wrażenie że mogą być inteligentniejsze niż sądzimy. Niech mi Pan powie Cabbage, czy mamy je badać w naturalnym środowisku czy przywieźć próbki do badań?- Zapytał.
- Myślę, że zaczniemy od śmierdzącej roboty - powiedział Karl - Zgadzam się z Panem odnośnie tych zwie... stworzeń, też podejrzewam je o intelekt, a może nawet psychiczne anomalie, które nas dotykają. Truchła są trujące, wciąż będzie można zbadać ich mózg. Jak już zrobicie sekcję, obserwujcie. Na razie bez wrogości, jesteśmy na ich terenie. Jeżeli będzie Pan pewien że nie są inteligentne, odstrzelcie któregoś i zróbcie mu sekcje. W przeciwnym wypadku wróćcie z raportem, postanowimy wspólnie co dalej.
- Z całym szacunkiem gubernatorze, ale jeśli są one inteligentne to zaczynanie znajomości od odstrzelenia jednego, porywania zwłok i masa eksperymentów naukowych to może nie wróżyć dobrze przyszłym relacją. Miałem już do czynienia z autochtonami, nigdy jednak nie były to xenoorganizmy, niemniej jeśli Pan pozwoli zdam się w czasie kontaktu na instynkt i doświadczenie, być może strzelanie i sekcje nie będą potrzebne. Swoją drogą, nie mówiłbym tym na górze, że mamy tu takie problemy, widziałem parę razy co Harlanie robią z tymi, którzy nie zgadzają się z ich ateizmem. Całe szczęście, że nasze okręty były nie gorzej uzbrojone. No, ale co się pocznie panie gubernatorze, gdy wrogów kupa, a sojusznik dupa.- Mel wrósłszy ramionami, po czym pozwolił generałowi w stanie spoczynku dokończyć.
- Ale sekcje na tych zabitych przez Kze'tacha można przeprowadzić bez incydentów, doktorze... ale ma Pan rację. Może inaczej - proszę dowiedzieć się o nich jak najwięcej i zdaję się tu na Pana. Gdyby nawiązały kontakt, ma Pan wszelkie pełnomocnictwa by wypowiadać się w imieniu koloni. Dostanie to Pan na piśmie przed wyprawą. Oczywiście obowiązuje dyscyplina łączności, oczekujemy pańskich raportów.
- Postaram się regularnie pisać listy. - Mel roześmiał się, po chwili jednak spoważniał. - Chciałbym jeszcze prosić o pewną małą rzecz. Baron... -
- Przydzielić Go Panu?
- Jeśli te stworzenia odpowiadają za ten psioniczny burdel to może się przydać ktoś kto będzie w stanie się z nimi porozumieć telepatycznie. Wątpię by mówiły po ludzku, lub chociaż używały strun głosowych.-
- Może być z tym problem, wolałbym go nie wypuszczać z kolonii, dopóki nie mamy możliwości obrony jest naszą jedyną tarczą... ale możemy pomyśleć nad rozwiązaniem alternatywnym. Nie musi być z wami cały czas, podrzucilibyśmy go gdy będziecie gotowi na kontakt.
- To dobre rozwiązanie.- Mel skinął głową. - Skoro już mówimy o psionikach.- Mel zrobił krótka pauzę. - Chodzi o młodego Louisa Bouleau. Wydaje mi się że w jakiś sposób może być powiązany z atakującymi. Wiedział co śniło mi się w komorze. Śniło mu się że był Argonautą a do tego jego ojciec… Za dużo w tym kropek by ich nie połączyć.-
- Wiem, ale mam związane ręce. Nie mogę włożyć go do zamrażarki, ani oskarżyć - Karl potrząsnął głową - Czasami nienawidzę być cywilem, doktorze. W wojsku takie dylematy były prostsze.
- Rozumiem Pana, zwłaszcza że nie prosił się Pan na takie stanowisko. Niemniej zalecam badania psychologiczne i testy na psioniczność. Badania może Pan zlecić, a jeśli dzieciak jest kolejnym psionikiem to lepiej by myślał że to zwykłe badania.-
- Całe szczęście to dzieciak. W dzikim otoczeniu. Jestem gotów postawić własne ordery że w ciągu następnych kilku dni będzie musiał stawić się w infirmierii z własnej woli z jakimś zadrapaniem czy sińcem. Polecę medykom, by zbadali go... przy okazji. - Karl uśmiechnął się wspominając własne dzieciństwo.
- Jeśli to wszystko gubernatorze…-
- Widzimy się jutro rano na Zebraniu, a potem proszę dobrać sobie zespół i ruszać w teren. Bierzemy się do roboty Mel. Gdy tylko Dante obejmie dowodzenie Twoją grupą, ruszamy po kogoś, kto udzieli nam właściwych odpowiedzi.
- Najwyższa pora.- Mel powiedział poważnie, pożegnał się i wrócił do swoich zajęć.

Mel wstukał kod do modułu naukowego, ciężkie hermetyczne drzwi otworzyły się z mechanicznym świstem.
- Doktorze Kruger jak wam idzie z doktor Steward sekcja tych nowych okazów.- Zapytał wchodząc.
- Tych pańskich Bimbrowników?- Kruger zapytał wypluwając te nazwę z obrzydzeniem, gdy wszedł w światło.
- Mówiłem Ci Herman, kto znalazł ten nazywa.- Melathios poklepał botanika, któremu nazwa jak i cały Sofitres był nie w smak, tak że ten zgiął się jeszcze bardziej. Melathios zastanawiał się czy to wynik jakiejś choroby czy może wypadku w laboratorium, ale z drugiej strony jaki wypadek, może mieć botanik.
- Całkiem nieźle. Gubernator był nimi zainteresowany?- Odpowiedział Herman.
- Na tyle, że mnie one zainteresowały, rzuć mi kopię raportu z sekcji na biurko.- Po chwili mechaniczne drzwi zamknęły się za Melem, gdy ten ruszył w głąb modułu gdzie pracowała doktor Steward, zostawiając tym samym za sobą wściekłego Krugera.
- Grace skarbie, powiedz mi że wiesz już dlaczego oni śmierdzą tanim jabolem.-
Doktor Steward uśmiechnęła się, ale szybko zasłoniła usta tabletem na którym pisała notatki.
- Doktorze Sofitres, wie pan jak doktor Kruger reaguje na slang w miejscu pracy.
- Spokojnie Grace, na razie jest zajęty pisaniem raportów. Nie mówmy teraz jednak o Hermanie. Porozmawiajmy raczej o tobie, o mnie i o tych trzech golasach na stole.- Melathios oparł się o jeden ze stołów, a ten odsunął się pod naporem ciała planetologa, tak że ten musiał poprawiać swoje ułożenie, Grace Steward zdawała się jedna nie zwracać na to uwagi i zachowywała profesjonalna postawę.
- Jak na razie udało nam się zrobić sekcję żołądka, i kilku innych organów, w tym płuc i czegoś co można by nazwać śledzioną, choć działa trochę inaczej od naszej, w sumie to jak nic o czym do tej pory słyszałam.-
Mel skinął głową. Być może to coś znaczyło.
- Będę musiała dokonać jeszcze paru badań.- Dokończyła.
- Tak Grace. Te stworzenia z pewnością są fascynujące. Właśnie dlatego mam jechać zbadać jeszcze kilka okazów.- Melathios rzucił okiem dane z ekranów rozmieszczonych po magazynie. Część rozumiał, część udawał, że rozumie.-
- Proszę na siebie uważać doktorze.- W oczach Grace był strach, gdy to mówiła.-
- Spokojnie Grace. Idę później do Franka na lekcję strzelania, a potem do Olchovskiego pogadać o starych czasach i kieliszek czegoś mocniejszego. Może masz ochotę mi potowarzyszyć. Jestem pewien, że Tadeusz będzie zachwycony kolejnym goście. Muszę się jednak najpierw zobaczyć z doktor Konohara.-
- Zastanowię się.- Nagle doktor Steward uderzyła tabletem o metalowy stół jakby ją osa ugryzła i wyszła z modułu.
Melathios wrzuszył ramionami i wziął się do układania listy ludzi i przedmiotów na wyprawę.


* Melathios Sofitres - Lider
* Tom Mervin - Nawigacja/Transport
* Lionel Bell - Wsparcie
* Mary Locke - Dokumentacja
* Bradock Dunn - Zwiad


*note zapytać Gubernatora Komodora o Kze'tah.


Ekwipunek:
Namiot x3
Shotgun x 5
Stunstick x5
Autopistol x5
Stunner x1
GUV x1
COMM TL10 x5
Geiger Counter x1
Googles TL 9 x2
Lornetka TL12 x3
Motion Sensor x5
HEVS TL12 x5
Personal Survival Kit x5
Personal Ice Terrain Kit x1
Basic Climbing Kit x1

note* poprosić Amę o kilka porcji czegoś NIE z tubki na drogę.



Oprócz listy Melathios pracował też nad tajnym projektem dla Cabbege'a o którym doktor Steward miała blade pojęcie. Czarną robotę odwalał Kruger, a Mel zauważył, że dawało mu to jakąś chorą satysfakcje. Chodziło o używanie Metalówki jako broni. Kruger oparł cały projekt na gazie, który Melathiosa przerażał w tym samym stopniu w którym fascynował Krugera. Mel jednak starał się nie oceniać kolegi po fachu, gdyż był prawie pewien, że z tą samą chorą pasją pomagał chłopakom z inżynieryjnego przerobić armatkę wodną na miotacz ognia.
Jakiś czas później Mel ruszył do ambulatorium, gdzie dyżur miała doktor Konohara. Mel przekazał jej by obserwowała chłopca, tak jak ustalili z Cabbage'em. Przy okazji poflirtował z nią chwilę. W końcu Mel poszedł spotkać się z Frankiem, przy okazji rzucił listę do Administracyjnego i kopię raportu z sekcji, samemu czytając ją po drodze. Sofires liczył, że Dante będzie miał czas by poćwiczyć.
 
__________________
Man-o'-War Część I

Ostatnio edytowane przez Baird : 26-08-2017 o 03:45.
Baird jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172