|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
20-06-2017, 06:51 | #331 |
Administrator Reputacja: 1 | Tajne organizacje nie byłyby tajne, gdyby ich członkowie gadali o nich na prawo i lewo, zdradzając ich sekrety byle komu, przy pierwszej z brzegu okazji. W dobroczynność omawianego Ordo Septenarius Axel jakoś nie bardzo potrafił uwierzyć, podobnie jak i nie miał chęci na dalsze wnikanie w interesy tej organizacji. Najchętniej wziąłby nogi za pas, a chociaż wino było przednie, to gdyby był sam, to natychmiast zrezygnował by ze współpracy z Teugenem... - Z pewnością porozmawiamy z panem radnym Magiriusem - powiedział. - I z niecierpliwością będziemy czekać na informację o dalszej współpracy z Radą. Dobrze zarobione złoto jest zawsze mile widziane. Wolał wyjść na zachłannego głupca niż na kogoś, kto spycha nos tam, gdzie nie powinien. |
20-06-2017, 14:48 | #332 |
Reputacja: 1 |
|
21-06-2017, 20:02 | #333 |
Reputacja: 1 | Po spotkaniu u Teugena kompani prawili co czynić dalej. Sam Zingger był w kropce. - Wampirem to on nie jest. Piłem to jego wino, ciężkie diabelstwo, ale nie krew. Czarownik, mówisz, Wolfgangu? To trochę lepiej? Ale jeśli to Ordo Septenarius, to jakieś konklawe Siedmiu Złego, to przeprawa będzie z nimi arcytrudna. Może być tak zacząć od najsłabszego ogniwa? Chodźmy rzeczywiście do Magiriusa, rozpytajmy o tę ich organizację dobroczynną. Może się jakoś wyłoży i palnie co nie trzeba? |
21-06-2017, 23:35 | #334 |
Reputacja: 1 |
|
22-06-2017, 19:26 | #335 | |
Reputacja: 1 | Cytat:
- Ach, powitać Waszmościów - odezwał się napotkany gdzieś w mieście Doktor Malthasius. Był nieco wstawiony, o czym świadczyła wylewność jego gestów i czerwieńszy niż zwykle nochal. - Cóż to u Was słychać? Schwytaliście już jakiegoś złoczyńcę? - A wiecie, co? - kontynuował po chwili konspiracyjnym szeptem pochylając się do przodu tak bardzo, że istniała obawa, iż upadnie. - Sędzia Richter zachorzał. Zachodzę tam do niego do namiotu, bo pomyślałem sobie, że może jeszcze raz spróbuję coś od miasta wysępić za tego mojego goblina-niecnotę. A tu patrzę, Richtera nie ma. Zamiast niego sędziuje jakiś ponurak ze skwaszoną miną, radny Gorvintz, który w sprawę zupełnie nie był wprowadzony. Ta jego asystentka, miła dzieweczka, powiedziała mi, że w pewnym momencie bardzo źle się poczuł, był cały blady i roztrzęsiony, tak bardzo, że poszedł do domu. Malthasius jeszcze chwilę opowiadał farmazony typowe dla podpitego człowieka, po czym oznajmiając, że postanowił wyjechać, oddalił się lekkim zygzakiem w stronę terenów, gdzie poza murami odbywało się święto. Nieco później, znów w towarzystwie Radnego zostali wpuszczeni do środka klubu. Tylko dzięki obecności Fredricha mogli tam spożyć posiłek, gdyż Złoty Pstrąg nie obsługiwał gości "z ulicy". Zostali zaprowadzeni do osobnej loży, gdzie podano przekąski, potem wina, następnie główne dania i desery. Przez cały czas posiłku Magirius unikał rozmowy na poważne tematy, mówiąc o rzeczach błahych i codziennych. Dopiero później, gdy zamówił butelkę bretońskiej brandy i rozparł się wygodnie w fotelu, wyraźnie syty i zadowolony przeszedł do meritum. - Ordo Septenarius można nazwać swoistym klubem. Większość członków pochodzi z kupieckich rodzin. Ogółem stowarzyszenie liczy czterdziestu dziewięciu członków - czterdziestu dwóch zwykłych i siedmiu wchodzących w skład Wewnętrznej Rady. Reprezentujemy swego rodzaju elitę wewnątrz gildii, współpracujemy ze sobą, by w ten sposób osiągnąć jak największe zyski. Czynimy dotacje dla świątyń, a w Jamie, wraz z świątynią Shallyi prowadzimy kuchnię dla ubogich. - Powody, dla których pragniemy pozostać anonimowi są różne. Wielu z naszych członków to radni, jak ja. Wielu innych mogłoby kandydować do tego urzędu, gdyby chciało. Ludzie o takiej pozycji staliby się celem oskarżeń o przekupstwo i oszustwa wyborcze, gdyby wyszło na jaw ich zaangażowanie w działalność charytatywną. Przyniosłoby to tylko szkodę tym wszystkim biedakom, gdyby okazało się, że boimy się coś dla nich zrobić. - Poza tym nasza współpraca handlowa mogłaby wzbudzić zawiść w naszych konkurentach. Gdy jest jak teraz, ludzie zdają sobie sprawę z pewnego rodzaju współpracy, ale nie wiedzą kto bierze w niej udział. Dlatego nie mogą mścić się na pojedynczych osobach ani przedsięwziąć środków odwetowych. Ich podejrzenia działają przeciw nim samym, dając nam jeszcze większą przewagę. - Rozumiecie więc naszą potrzebę tajności. Ujawnienie istnienia Ordo Septenarius przysporzyłoby korzyści politycznych licznym osobom, a i niektórzy spośród naszych młodszych członków mogliby w takiej propozycji upatrywać własny interes. Musimy zaoferować im pewną... zachętę do przestrzegania praw stowarzyszenia. Właśnie z tego powodu działania Ordo ukryte są pod płaszczykiem rytuałów... Powinienem powiedzieć raczej, czegoś w rodzaju rytuałów - z różnymi ceremoniami, składaniem przysiąg, stopniami inicjacji. Stwierdziłem, że nic nie zespala tak, jak uczestnictwo w ceremonii i obietnica awansu. - Teraz już wiecie czym jest Ordo, jak działa i dlaczego. Mam nadzieję, że rozjaśniłem nieco ten temat. Więcej raczej powiedzieć nie mogę, ale możecie spróbować mnie wypytać. Być może jeszcze jest coś co mogę zdradzić. | |
22-06-2017, 23:39 | #336 |
Reputacja: 1 |
|
23-06-2017, 16:15 | #337 |
Reputacja: 1 |
|
25-06-2017, 15:57 | #338 |
Reputacja: 1 | Zingger nie wierzył w Ruggbrodera i jego pomoc. Pokiwał głową, że przyjmuje plany kompanów, ale nie na spotkanie nie pójdzie. - Was dwóch wystarczy do rozmowy. My ze Szkiełkiem zajmiemy się szkatułką, a dokładnie jej zawartością. Jeśli zawiera, to co myślę, że zawiera, to będziemy mieli pieniądze na napiwki i łapówki dla ludzi opłacanych przez kupców z Ordo Septenarius. Obejdziemy również te magazyny, może coś ciekawego przyuważymy? |
25-06-2017, 21:45 | #339 | |
Reputacja: 1 | Fredrich Magirius po dokończeniu butelki brandy pożegnał się i opuścił Złotego Pstrąga, informując że musi wrócić do swoich obowiązków. Awanturnicy pozostali sami, delektując się ostatnimi łykami bretońskiego alkoholu. Gdy chwilę potem wychodzili, Bernhardt zauważył leżącą pod krzesłem, na którym siedział radny, złożoną na pół kartkę papieru. Po jej rozłożeniu okazało się, że jest to znany już awanturnikom bilecik Ordo Septenarius z herbem organizacji i podpisem Johannesa Teugena. Tym razem wiadomość brzmiała: Cytat:
Richter mieszkał w kamienicy przylegającej do Sądu Miejskiego. Aby więc znaleźć się w pracy, nie musiał nawet wychodzić na ulicę, ale po prostu przechodził wewnętrznym korytarzem i znajdował się na tyłach Sądu. Drzwi uchyliła stara kobiecina w prostym odzieniu i chustce na głowie. Widać było, że gospodyni jest wyraźnie zafrasowana i zmartwiona chorobą radnego. Okazało się, że w chwili obecnej u Richtera znajduje się medyk, Herr Heichtdorn i gospodyni nie pozwoliła nikomu więcej na wejście do sypialni. Cały czas jednak biadoliła i lamentowała nad fatalnym stanem chorego, który od wielu lat w ogóle nie chorował. Nawet w najbardziej słotne dni nie miał kataru, a w czasie srogich zim nie przeziębiał się. - Proszę utrzymywać chorego w cieple. Żadnych przeciągów, wietrzenia - powiedział tylko doktor w przelocie. Bardzo się spieszył do Gildii Medyków i zapewnił, że pojawi się znowu wieczorem. Frau Gertruda pozwoliła teraz na zobaczenie chorego. Richter leżał nieruchomo na łóżku, aż po szyję przykryty pierzynami. Miał spoconą, mokrą skórę, wytrzeszczone, wpatrzone w sufit oczy i nabrzmiały, spuchnięty język, który wystawał mu z na wpół rozchylonych ust. Richter cały czas coś szeptał, ale były to pomieszane zdania i słowa, bez żadnego ładu i składu. Nikogo z obecnych nie poznawał, biorąc ich za wujaszka Edmunda, sprzedawcę ryb i ulubionego kota Zeza, który zdechł piętnaście lat temu. Zingger i Szkiełko zajęli się w zaciszu pokoju w Krańcu Podróży, otwieraniem dwóch szkatuł znalezionych w sejfie Steinhagera. Cisza, spokój i brak czynników stresogennych sprzyjały zajęciu i w końcu udało się rozbroić oba zamki. Po otwarciu skrzyneczek w oczy pochylonych nad nimi mężczyzn uderzył złoty blask. Wewnątrz znajdowała się fortuna mierzona w setkach krążków z podobizną Cesarza Karla Franza. Niemal pijani szczęściem po zdobyciu takiej fortuny, Szkiełko i Bernhardt ruszyli na nabrzeża pooglądać magazyny. Nie było jeszcze zbyt późno, słońce wolno zmierzało ku zachodniemu krańcowi świata. Oglądnęli sobie jeden magazyn, potem drugi, a gdy przyglądali się kolejnemu, Leopold pochylił się do Zinggera. - Mam wrażenie, że ktoś nas obserwuje. Bądźmy czujni - powiedział. I właśnie wtedy, w lukach miedzy budynkami pojawiło się kilku osobników o niezbyt przyjaznych twarzach, w których muskularnych łapskach tkwiły pałki, sztachety i nogi od stołów. Wolno, w ciszy otoczyli dwójkę awanturników. - Hej! - powiedział najmniejszy z nich, z aparycji przypominający łasicę. - A może by tak nie wściubiać nosków w nie swoje sprawy, co? Bo wiecie, można pewnego dnia obudzić się na dnie rzeki, a to raczej nie fajniuśko. Może wyjedziecie? Wy dwaj i wasi koledzy też. Do Altdorfu na przykład. Ponoć teraz jest tam ślicznusio, co? Nie czekając na odpowiedź, łasica dał znak swoim kumplom i wszyscy jak sen kolorowy zniknęli, niemal tak samo nagle jak się pojawili. Ostatnio edytowane przez xeper : 29-08-2017 o 00:20. | |
25-06-2017, 22:47 | #340 |
Reputacja: 1 |
|