|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
16-03-2017, 23:29 | #131 |
Reputacja: 1 | Marktag (Dzień Targowy), 15 Vorgeheim 2522, |
17-03-2017, 08:46 | #132 |
Reputacja: 1 | Kwatermistrz równy gość nie dość że załatwił większość ekwipunku to jeszcze w rozsądnej cenie. W sprawie która nurtowała Berta trzeba było jednak poczekać. |
19-03-2017, 11:58 | #133 |
Reputacja: 1 | Na śniadaniu każdy był zajęty jedzeniem i swoimi drobnymi sprawami. Loftus miał nadzieje, że więcej plotek będzie krążyło przy kolejnym wspólnym posiłku. Szczególnie, mając na uwadze pojawienie się porucznika na apelu oraz "drobne" zamieszanie, które wynikło niejako przy okazji nauki równego maszerowania.
__________________ Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych! |
19-03-2017, 16:58 | #134 |
Reputacja: 1 | W trakcie ćwiczeń Leo starał się wszystko wykonywać najlepiej jak potrafił. Nigdy nie walczył bronią dwuręczną i ciężko było mu się do tego przyzwyczaić. Jego ciało było przyzwyczajone do innych ruchów w trakcie walki. Niemniej nie poddawał się. Cały czas miał w pamięci walkę, którą stoczył dzień wcześniej. Szpada na polu bitwy raczej się nie przyda, stwierdził, więc trzeba było zwiększać szanse przeżycia.
__________________ by dru' |
20-03-2017, 23:01 | #135 |
Reputacja: 1 | Postawa sierżanta łuczniczego nie była zaskoczeniem dla Abelarda - wszak już pierwszego dnia przełożony udowodnił (w opinii cyrulika), że jest niespełna rozumu. Posłuszny rozkazom dowódcy, zamknął uchylone dla głębszego oddechu usta i wyprostowawszy się skinął głowę dowódcy. Ot, sygnał przyjęcia do wiadomości uwag sierżanta i oddania honorów. Gdy łucznik odszedł, Abelard ruszył za resztą towarzystwa na obiad, analizując całą sytuację. |
21-03-2017, 12:00 | #136 |
Reputacja: 1 | A jednak dar przekonywania, albo i cycki pani sierżant wsparte flaszką i niewiele znaczącym papierem od drugiego z sierżantów zrobiły wrażenie na trepie z magazynu, bo wydał im klamoty bez stękania. Już po chwili kieszenie khazada mile obciążyły kastety, za pas powróciły świetnie wyważone toporki o wąskim ostrzu, w cholewie pojawił się nóż, a w garści owinięte rzemieniem stylisko, którego koniec wieńczył stalowy bijak - słowem młot. Cała broń pozbawiona była ozdób i udziwnień - jej właściciel cenił skuteczność i niezawodność, a zdobienia podobały mu się tylko te wyryte w kamieniu. Poza bronią na lewym przedramieniu brodacza pojawił się nieco sfatygowany, ale wciąż spełniający swą rolę metalowy puklerz - nie przeszkadzał we władaniu przydziałową halabardą, a był przydatny w blokowaniu ciosów tych przeciwników, którzy podeszliby zbyt blisko. Na sobie miał skórznię, na tejże przydziałową zbroję kolczą, głowę zaś chronioną otrzymanym czepcem. Nie był to może najbardziej regulaminowy strój, ale zapewniał całkiem przyzwoitą ochronę noszącemu. Krasnolud szybko doszedł do wniosku, że próba zerwania się z koszar i związany z tym status dezertera był w obliczu zbliżających się działań wojennych większym problemem, niż rozbijanie głów za imperialny żołd. Przestał więc walczyć z niesprawiedliwością, jaka go spotkała i postanowił skorzystać na obecnej sytuacji jak najbardziej. Wciąż mając przy tym na uwadze, że dowolne korzyści nijak się miały do potrzeby pozostania przy życiu - w końcu służba w imperialnej armii nie była aż tak wielką ujmą na honorze, jak śmierć w imperialnej armii walczącej w imię człowiekowych interesów. Obiecawszy sobie, że zajrzy do kuźni przy najbliższej wolnej chwili ruszył z innymi na plac ćwiczeń. * * * Po obiedzie sytuacja zmieniła się w chaos. Zamiast musztry rozpoczęła się regularna bijatyka. W normalnych warunkach Detlef chętnie przyłączyłby się do zabawy, ale to nie były normalne warunki. Na domiar złego przełożeni jakoś ociągali się z ogarnianiem tego burdelu, więc trzeba było działać tym bardziej, że co poniektórzy zaczęli wykazywać chęci wycofania się na z góry upatrzone pozycje, czyli spierdolić gdzie nie biją, co zapewne skończyłoby się obiciem ryja w ramach oddziałowego współzawodnictwa. W końcu co bardziej poprawi humor, nic spuszczenie łomotu koledze z innego oddziału? - Stać, kurwa, nie rozłazić się jak murwy narożne za klientami! - Zaczął radośnie. - Oddział stój! Formuj czworobok! Tak, kurwa, taki kwadrat plecami do siebie! - Ryczał dalej. - Robimy miejsce na długość drzewca! Kto podejdzie bliżej, pierdolnąć płazem, albo drzewcem w przyrodzenie! Dalej, ruchy panienki! Pokażmy całej reszcie, że z nami się nie zaczyna! - Detlef wrzeszczał, dając przy tym przykład swoim zachowaniem. Gdy tylko jakiś rekrut podlazł za blisko dostał kijem między nogi, a gdy zgiął się w pół poprawił mu z bani. - Ha! To mi się podoba! - krzyczał szczęśliwy brodacz. - Trzymać szyk! Stać równo, nie wyłazić przed szereg i nie cofać się! W wojsku jesteśmy, a nie na potańcówce!
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
21-03-2017, 12:37 | #137 |
Reputacja: 1 |
|
21-03-2017, 17:08 | #138 |
Reputacja: 1 | Ot taki dzień. Poza możliwością zakumplowania się z cyrulikiem nie działo się nic na czym mógł skupić swoją uwagę. Chociaż nie przywykł do dłuższych rozmów te kilka zdań wymienionych z Abelardem nie było dla niego udręką. Chociaż nie mógł oprzeć się wrażeniu, że jego rozmówca nie jest do końca usatysfakcjonowany jego odpowiedziami na zadawane pytania to odpowiadał na nie chętnie i dzielił się swą rozległą acz nieuporządkowaną wiedzą. Opisywał działanie przeróżnych ziół i roślin, jakich próbował, a było ich wiele. Na tyle wiele, że nie do końca potrafił określić, które składniki jaki konkretnie efekt dawały, a nawet jeśli już coś spamiętał to te jego zdaniem najważniejsze czyli po których się wymiotuje, ma sraczkę i boli brzuch, a po których jest fajnie. Samo śniadanie było punktem zwrotnym dnia. Napar Abelarda był tym, co pozwoliło mu wrócić do siebie i wszystko znów było na swoim miejscu. Nie były to może delicje, ale jadał gorsze rzeczy, a rozluźnienie napiętych mięśni i uspokojenie były tym czego potrzebował. Na jego twarzy znów pojawił się uśmiech, a w oczach pojawiła się iskra. Nawet koszarowa breja była smaczniejsza, chociaż można było zgonić to na smak naparu kojącego, wszak po wyjściu z zamarzniętej rzeki nawet ledwo tlące się ognisko zdaje się grzać jak stos pod czarownicą. ----------- Ćwiczenia z halabardą znów sprawiały mu radość, zatem nie oszczędzał ani mięśni ani gardła wykrzykując potwierdzenia i zaznaczając każde okrężne uderzenie okrzykiem bojowym, a każdy szybki sztych syknięciem wypychanego z płuc powietrza. Zdarzało się, że dał się ponieść i jego ruchy nabierały spontanicznej finezji odbiegającej od wojskowych standardów, co szybko skutkowało mięsistą reprymendą i powrotem do prostych, ale zapewne skutecznych manewrów. ---------------- Popołudniowa bójka była nie lada uciechą dla oka. Pokaz wyrafinowanych chwytów, ciosów, rzutów i uników. Przyglądał się przeróżnym technikom prezentowanym przez żołnierzy, od napierdalania na oślep, po spierdalanie na oślep. Zaaferowany tym wspaniałym pokazem nie wiedząc kiedy znalazł się na jego scenie. Chwycony za szmaty przez obcego sobie mężczyznę zasłonił twarz i podkurczył nogi, dzięki czemu zniknął z pola widzenia oponenta, a jego miejsce szybko zajął inny nieświadomy nadchodzącego ciosu obserwator. Korzystając z zamieszania Oleg przemykając pomiędzy kotłującymi się ciałami oddalił się ze sceny w kierunku znajomych twarzy. Stanął obok Abelarda. - Jeszcze przed śniadaniem jak furiat naparzałbym się do nieprzytomności - Jak już gadać to gadać. Padło na Abelarda jako jedynego z którym Olegowi przyszło wymienić już więcej niż pojedyncze słowa. Choć to i tak niewiele dla ludzi to dla Olega owszem. - Dzięki. - dodał z uśmiechem i przykucnął pod murem obserwując dalej, lecz z bezpiecznej odległości. |
21-03-2017, 23:39 | #139 |
Reputacja: 1 | Karl od razu poczuł się lepiej, czując u boku znajomy ciężar, gdy zapiął pas z mieczem, odzyskany z depozytu. Sztylet wrócił do cholewy, zasobnik z bełtami zawiesił u pasa z drugiej strony i założył własny pancerz, skórzaną kurtę z przytwierdzoną doń koszulką kolczą. Ćwiczenia upłynęły mu bez atrakcji, jako że łuki sobie odpuścił, mając już z powrotem swoją kuszę, a w tym temacie instruktor podstaw strzelectwa niczego nowego nie mógł go nauczyć. Popołudniowa musztra wynagrodziła za to Karlowi wszystkie dotychczasowe nieprzyjemności, zamieniając się w pokaz całkowitej amartoszczyzny i niekompetencji. Sam Karl początkowo wykonywał wszystkie polecenie co do joty, z całą bezmyślnością na jaką go było stać, co zapewne miało swój niewielki udział w narastającym chaosie. Później natomiast zaczął dyskretnie podjudzać innych, już to do sprzecznych działań, już to do plątania się pod nogami tym, którzy usiłowali opanować ten burdel. W środku tego zamieszania, Karl uśmiechał się szeroko, ze złośliwą satysfakcją obserwując daremne, póki co, starania podoficerów.
__________________ Now I'm hiding in Honduras I'm a desperate man Send lawyers, guns and money The shit has hit the fan - Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money" |
22-03-2017, 20:07 | #140 |
Reputacja: 1 | Rozgardiasz! Rozpusta! Rozp... |