|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
09-09-2018, 21:09 | #141 |
Reputacja: 1 | Loftus zmienił plany, skoro miał stać na warcie, to nie chciał aby co chwila go budzono. Ostatnia zmiana, najlepsza pora do spania. Przeważnie wtedy przekręcał się na drugi bok. Nie wstawał tak wcześnie w akademii, ani w garnizonie. Najlepsza pora na atak i akurat on musiał być na warcie. Ritter czuł ból głowy, ale pozostawał czujny. Widok jaki zobaczył spowodował jego nerwowe ruchy.
__________________ Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych! |
09-09-2018, 21:40 | #142 |
Reputacja: 1 |
|
10-09-2018, 07:30 | #143 |
Reputacja: 1 |
__________________ Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych! Ostatnio edytowane przez pi0t : 10-09-2018 o 09:19. |
10-09-2018, 15:06 | #144 |
Reputacja: 1 |
|
10-09-2018, 21:36 | #145 |
Reputacja: 1 | Karl złapał jeden z kijów przy ognisku i rzucił nim w stronę z której miał nadchodzić wróg. Karl liczył że przy odrobinie szczęścia trawa zajmie się od ognia i nie dość że oświetli wroga to może jeszcze go zatrzyma. - Leo! Szybko! Pomóż mi z napierśnikiem. -
__________________ Man-o'-War Część I |
10-09-2018, 21:52 | #146 |
Reputacja: 1 | - Co do... - warknął wyrwany ze snu. Wydawało mu się, że dopiero zasnął po zakończonej warcie, a tu jakiś huńcwot robi raban w obozie. Wtedy dotarło do niego nadzieranie Rittera. - Nieumarli... - powtórzył po magu ze zdziwieniem bardziej, niż obawą przed nadnaturalnym przeciwnikiem. Wszystko leżało pod ręką, w tym dwa przygotowane wcześniej ładunki, jednak powtórzone przez kogoś "setka, a może i więcej" sprawiło, że szybko sięgnął po kolejny siekaniec. Przed zajmowany przez siebie namiot rzucił topór, młot, tarczę oraz garłacz, przy czym z tym ostatnim obchodził się jednak zdecydowanie delikatniej. Za paskiem miał też sztylet, który wręczył mu Galeb. Na koniec wytargał z namiotu zbroję kolczą, hełm i napierśnik i zaczął je kolejno zakładać. - Pomóżcie z płytą! - zawołał, zapinając sprzączki lewej nogawicy. W końcu dobrze opancerzony krasnolud po stronie obrońców był czymś, czego z pewnością by sobie życzyli w tym momencie. Sam co rusz zerkał na sztywno idące ku nim sylwetki coraz wyraźniej widoczne w brzasku dnia. Rzeczywiście dużo ich było. Zamierzał zająć pozycję na środku przewężenia przed ich obozem, z tarczą u stóp i ładunkami przeciwpiechotnymi w gotowości. Oba siekańce przeznaczone do zwalczania siły żywej (w tej sytuacji nie było to zbyt fortunne określenie) pójdą w ciżbę wrogów, gdy ci znajdą się w zasięgu rzutu - celem było okaleczenie jak największej liczby przeciwników, stąd zapalnik ustawiony będzie krótko, by ładunek eksplodował niczym granat. Dalej miał użyć samopału by ponownie przetrzebić nacierających w bezładnej kupie ożywieńców, a następnie sięgnąć po tarczę i wspaniale wyważony topór bojowy by siec, rąbać i niszczyć nadchodzące poczwary. Loftus coś tam krzyczał o jakimś czarodzieju - przez twarz Detlefa przemknął grymas złości, a dłoń bezwiednie sięgnęła brody, która wciąż nosiła ślady po ognistym piekle zgotowanym obrońcom przez czaromiota Granicznych. Szczątki tamtego skrywały masowe groby poległych najemników biorących udział w oblężeniu Meissen, a może nawet wyparował w epicentrum eksplozji wstrząsacza Glorma. Thorvaldsson wiedział o magach niewiele, ale podejrzewał, że ci od magicznych płomieni raczej nie znają się na animowaniu zwłok. Czego chciał ten tutaj? Przecież nie ganiał z kompanią rozpadających się trupów za każdym patrolem w okolicy. Coś go tutaj zwabiło? Jeśli tak, to co? Nie był w stanie znaleźć prostych odpowiedzi na te pytania - to znaczy mógłby, ale wtedy musiałby uznać, że pojawienie się czarownika wywołał Oleg, albo inny członek oddziału kręcący się po okolicy jak smród po gaciach. A można było przemknąć nie zwracając na siebie uwagi wszystkich w okolicy. To samo Ritter - jego sygnały sprawdzają się w bitewnej wrzawie, ale nie w sytuacji, gdy znajdują się na obszarze, gdzie Graniczni, grasanci i inni próbujący dorobić się na braku przedstawicieli prawa w tej części prowincji tylko czekają, aż wlezą im pod nos. Trzeba będzie mu dać do zrozumienia, że dyskrecja jest priorytetem w ich sytuacji. Najpierw jednak czekała ich walka. - Nie bierzcie jeńców! Har har! - zawołał, wyraźnie radując się nadchodzącym starciem.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... Ostatnio edytowane przez Gob1in : 11-09-2018 o 20:58. Powód: Jakie lonty, panie? :| |
11-09-2018, 20:54 | #147 |
Reputacja: 1 | Kiedy tylko krasnolud usłyszał, że zbliżają się nieumarli szybko przeszedł do działania nawet pomimo półprzytomności działając jakimiś wrodzonymi odruchami. Nałożył buty, rękawice, poprawił pas i dopiął skórznię, w której spał. W trakcie snu bandaże na jego twarzy poluzowały się odsłaniając część przypalonej skóry. W słabym świetle można było nawet uznać, że pod bandażami kryje się kolejny nieumarły albo co najmniej jakieś monstrum. Runiarz szybko założył skórzany czepiec, który związał pod brodą. - Uważajcie tam z tym paleniskiem! - zawołał Galeb - Byście ognia nie zadławili! Wsadźcie pochodnie i dmuchajcie przez boczny otwór, aby podsycić płomienie! Niech ktoś zapali latarnie! Piecyk miał to do siebie że jak się umiało z niego korzystać to bardzo szybko się rozpalał, bardzo szybko spalał rzeczy... ale też nieumiejętne korzystanie z niego mogło go po prostu zgasić. Detlef poprosił o pomoc z pancerzem, a że był najbardziej pancerną, a zarazem kompetentną siłą bojową w drużynie to Galeb poszedł mu w sukurs. Był zbrojmistrzem i wiedział lepiej od wojowników, jak sprawnie z tym działać. - Jak skończę, ty pomożesz mnie z moim kirysem. - rzucił mu Galeb - Niech nam Gazul dopomoże! Kiedy już wraz z kapralem się dopancerzyli, Galeb ruszył pomóc Leo z napierśnikiem i Gustavowi (jeżeli ten zapomniał założyć go na czas warty). Czas uciekał i nie można go było tracić. Gdyby jeszcze ktoś nie rozpalił pochodni Runiarz zajmie się tym osobiście. Chociaż jemu i Detlefowi wystarczyło światło księżyca i gwiazdy. Ostatecznie stanął u boku swojego towarzysza, w swoim pełnym opancerzeniu z młotem i tarczą oraz naładowaną kuszą. W głębi wizjerów hełmu widać było błyski w oczach. Powinien zdołać parę razy wystrzelić i chociaż nie był wprawnym strzelcem każdy rozwalony na dystans chodzący trup to jeden mniej do ubijania w walce wręcz. - Tyle że wtedy było nas więcej... mieliśmy mniejszą przestrzeń do bronienia... i przebieglejszego przeciwnika. - rzekł Galvinson i zaczął mówić głośno w khazalidzie prośbę do Boga Przodka - Gazulu, Przewodniku po Podświecie, spójrz łaskawie na tych, którzy będą gromić to co w twych oczach jest złem. Gazulu, Dzierżący Czarne Ostrze, zapewnili spokój udręczonym przez zło duszom... Gazulu, którego sztandar nas zjednoczył, obdarz mnie i kuzyna Detlefa siłą, abyśmy odparli hordę wynaturzeń... Dopiero słysząc słowa o chorągwi Detlef mógł zauważyć, na galebowym napierśniku odznakę kaprala Czarnego Sztandaru. Skrawek sztandaru, długie pasmo czarnego materiału, Runiarz owinął sobie wokół prawego przedramienia. Ostatnio edytowane przez Stalowy : 11-09-2018 o 21:30. |
12-09-2018, 19:25 | #148 |
Reputacja: 1 | - Haha! Hodra ożywieńców?! - Oleg zapiszczał nadal przebywając jedną nogą w sennych ogrodach Morra, mimo, że na obu stał już prosto. Znieruchomiał jednak na moment z zamyśloną miną, popatrzył na zupełnie poważnych towarzyszy, przypomniał sobie ślady ludzkich zębów na znalezionych kościach i dotarło do niego, że to nie żarty. Wtedy rozdarł się histerycznym śmiechem nagle urwanym w połowie wydechu. - Kurwa ożywieńcy! Zjedzą nas! Kurwa! - Z prawdziwym i nieudawanym strachem wyrwany za szmaty z dobrego nastroju, schwytany za kudły przez rzeczywistość i podtopiony w wiadrze adrenaliny, rzucił się zrywając mech spod stóp do biegu. Wpakował toporek w spodnie, złapał swój plecak, łuk i kołczan, w biegu wcisnął się w kurtę i odszukał zapałki. - Ja pierdole. Prawdziwe zombie. - szeptał do siebie dysząc jak po kilometrowym biegu. Nie był w stanie zebrać myśli, a mięśnie drżały z niepokoju. Musiał więc coś zrobić, cokolwiek. Ucieczka nie wchodziła w grę, bo nie było dokąd. Przez jedyną drogę wlewały się zastępy nieumarłych. Z braku innych pomysłów po prostu wykonał polecenie przyklejone do jego imienia. Zebrał tyle suchych gałęzi ile zdołał unieść. Raniąc twarz i dłonie biegł z nimi w stronę z której nadchodziła armia nieumarłych i podrzucał pod martwe drzewa. Zatrzymał się w biegu i spojrzał na stary obumarły grab, krótkiego suche konary i gałęzie przysłaniały niebo. Podbiegł do pnia i położył dłoń na osypującej się korze, jakby ze łzami w oczach prosił o pomoc uśpionego ducha zamieszkującego niegdyś potężną istotę. Schylił się i wyciągnął z plecaka koc i olej, który miał służyć za paliwo dla pochodni. Wylał prawie całą zawartość buteleczki na koc, a resztę schował do plecaka. Spojrzał w kierunku obozowiska, cofnął się kilka kroków, zagryzł zębami rant koca i odbijając się od pnia doskoczył do najniższego z konarów. Podciągnął się i raz jeszcze spojrzał w kierunku obozu. Wyciągnął się i owinął koc wokół pnia. Zwiesił się na rękach, zeskoczył na ziemię i pognał z powrotem do obozu rozpalając zapałkami kilka stosików by dały światło tak, jak chciał Baron. Jak tylko wrócił do obozu Znów zrzucił plecak. Upał na kolana i wygrzebał pochodnię. Rozłupał ją toporkiem a skrawki materiału zaczął owijać wokół strzały zaraz za grotem. Gnał, jak szalony więc musiał chwilę odczekać nim świszczący oddech pozwolił na wypowiedzenie słów. A te skierował Waltera. - Tamto drzewo - Wskazał palcem stary grab widoczny nawet z daleka - Na wysokości trzech mężczyzn jest zaolejowany - wycharczal między szybkimi wdechami. - Nie spudłuj - Dodał wręczając dwie strzały gotowe do podpalenia. - Spalimy ich kurwa, albo sami spłoniemy. Nie dam się zjeść. - powiedział już sam do siebie przygotowują kolejne pociski. Pociągnięcia nosem i drżący głos sugerować mogły, że cały czas płakał. |
12-09-2018, 22:02 | #149 |
Reputacja: 1 | Głos rogu wyrwał Waltera ze snu. Cyrkowiec zerwał się lekko przestraszony, szukając powodu tego niespodziewanego hałasu. Kiedy usłyszał o nadchodzących nieumarłych jęknął lekko i zaczął pospiesznie szukać swojej broni. Po kilkunastu sekundach gorączkowego przewracania gratów, zdołał ją znaleźć. Wziął łuk i kołczan, sprawdził ilość strzał. Był gotów do walki. -Dobra!- odpowiedział Olegowi. Wziął od niego delikatnie strzały. Przymierzył się. Odległość nieduża. W zasięgu łuku. Jak Sigmar pozwoli to zdoła podpalić drzewo i zniszczyć nadchodzących wrogów. |
13-09-2018, 18:26 | #150 |
Reputacja: 1 | Gdy tylko rozległ się alarm, że nadchodzą zombi, Bert zaczął uwijać się jak w ukropie. Pierwsze to sprawdził czy kuce są dobrze związane, bo już widział uśmiech Detlefa gdy przygotowywał granaty, a huk wszak zaraz wystraszy zwierzęta. Potem ocenił odległość dzielącą go od wroga i przygotował kuszę do strzału. Loftus wiedział co mówi, wszak umarlaki nie wyszły same z grobu. Tak więc jeden celny strzał w nekromantę mógł szybko zakończyć starcie. Gdyby był jeszcze czas to miał zamiar przygotować jeszcze dwa granaty przeciwpiechotne. |