|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
10-02-2019, 17:58 | #381 |
Reputacja: 1 | - Loftusie chłopak powinien wrócić do domu, najlepiej w takim czasie jakby od Granicznych wracał - odpowiedział w kontrze niziołek - Jak nie wróci to zaczną go szukać i w końcu powiadomią o wszystkim naszym wrogom, a tego byśmy nie chcieli. Lepiej będzie nastraszyć chłopaka tak żeby wiedział, że w razie jak parę z gęby puści to jego samego i jego bliskich kiepski los czeka. I tu twoje czary się przydadzą, pokażesz mu parę sztuczek niech wie że z nami nie przelewki. Można mu nawet powiedzieć żeśmy imperialne oddziały są i raport magiczny już poszedł do dowództwa, a tylko jak język za zębami będzie trzymał to nikomu krzywda się nie stanie. Z koniem każemy mu mówić, że obce wojsko skonfiskowało, żeby niechęć miejscowych do podobnych numerów wywołać. Samo truchło to trzeba dobrze ukryć, być może zakopać żeby nikt się nie połapał. |
11-02-2019, 11:10 | #382 |
Reputacja: 1 | O ile zatrzymanie się na noc było całkiem zrozumiałe to poranne rozłożenie się drużyny jak dziadowskiego bicza było dla kowala że podróż wcale sprawniej przebiegać nie będzie. Im bardziej coś się zmienia, tym bardziej pozostaje takie samo, rzekł kiedyś pewien mędrzec. - Frietz! Rozejrzyj się za miejscem gdzie można to truchło konia ukryć. Galeb chwycił śmierdzącą padlinę i pociągnął ku miejscu wskazanemu przez Olega... Albo gdziekolwiek by nie leżało tak bezczelnie na widoku z daleka. Zakopanie ścierwa zajęłoby zbyt dużo czasu, a i tak pewnie dzikie zwierzęta by odkopały. Targanie zaś do rzeki też by za dużo zajęło. Ech... Nad rzeką to będzie musiał wyprać bandaże i zmienić je na czyste. No i pozostała kwestia wyruszenia w drogę. Nie wiedział czemu większość skupiła się na rozważaniach co zrobić z jeńcem. Tylko Leo wzięła się do roboty. No i czemu wszyscy olali Olega który orientował się w okolicy. Galeb zazgrzytał zębami bo nawet polecenia von Grunnenberga brzmiały tak laczkowato że chyba tylko zastraszonego snotlinga by przymusiły do działania. Aż się żyć odechciewa. Krasnolud podszedł do Leo i nadciągnął na bok, by jeniec nie słyszał - Oleg zna okolicę, nie potrzebny nam przewodnik. A przechodząc po zachodniej stronie wiochy stracimy pół dnia. Powiedz dzieciakowi aby milczał i wrócił do wsi popołudniu... albo jego i jego krewnych załatwiony tak że będą wyglądać jak ja. Potem podszedł do Olega. - Wiesz co trzeba o okolicy, poprowadzisz nas przez rzekę i dalej. Jak najkrótszą drogą. Po czym wziął swój plecak, założył uzbrojenie i spojrzał srogo na drużynę dając do zrozumienia że nie mają całego ranka na pierdolenie się. *** Kiedy zostawią jeńca za sobą Galeb zwróci się do drużyny. - Idziemy na przełaj najkrótszą drogą, tempem szybkim. Kto będzie miał problem z nadążaniem ma go sobie sam rozwiązać - nie będzie postojów z czekaniem na maruderów. - Mamy jedzenia aż nadto. Bez potrzeby nie zachodzimy do osad i wsi. Nie będziemy też polować, zbierać, ani łowić póki nie uszczuplimy zapasów żywności. Są wielkim obciążeniem dla nas i zwierząt. - Jeżeli ktoś ma problem z takim rygorem marszruty to niech wsadzi go sobie w rzyć. Gdyby nie koło dyskusyjne bylibyśmy o dwa dni drogi dalej. Idziemy. Nie marnujcie oddechu na czcze gadanie. Przed nami daleka droga. Ostatnio edytowane przez Stalowy : 11-02-2019 o 11:16. |
11-02-2019, 18:04 | #383 |
Reputacja: 1 | Trzeba było przyśpieszyć, stąd pozbycie się części wyposażenia stało się niezbędne. Ponieważ jednak większość wyposażenia Detlefa składała się z różnego asortymentu narzędzi do wojaczki, odsprzedanie tychże mimo bezsprzecznych korzyści dla jego mobilności bardzo zasmuciło brodacza. Markotny kładł się spać i równie markotny zerwał się na nogi, gdy Truskawa ustrzelił posłańca. Właściwie to nie dziwił się miejscowym. Banda obdartusów wyglądających od biedy jak bardzo kiepski oddział armii, a bardziej jak banda dezerterów lub rabusiów (co na jedno wychodziło) nie mogła budzić sympatii, a ryzyko spalenia wsi w razie braku informacji dla Granicznych było wysokie. Jednak to, że ich rozumiał nie znaczyło, że pochwalał zdradziecki czyn. Mogli ich uprzedzić i poinformować Granicznych już po opuszczeniu wsi przez Ostatnich, dla pewności wskazując inny kierunek marszu. Widać nie mieli zamiaru nadstawiać za nich karku. Nie przyłączył się do prób zastraszania wyrostka. Ten już miał nasrane w gaciach, jak tylko słyszał rozmowy co mu mogą zrobić zwyrodnialcy, jakimi z pewnością byli w oczach chłopaka. Nie próbował też go przekonywać gładkimi słowami - do tego bardziej nadawał się Gustaw lub Leo. Pomógł za to targać truchło konia, chociaż nie bardzo rozumiał po co. Chłopak przecież wiedział, co stało się z wierzchowcem. Truchło znajdą tutejsi najdalej nazajutrz, a jeśli młody nie wróci, to winą i tak obciążą Ostatnich. Jeśli wróci bez konia, to tak dostanie w skórę aż wyzna, co się ze zwierzakiem stało. Taki zwierz to całkiem spory majątek dla gospodarza. Sprawa i tak się rypnie szybko, więc po co się męczyć? Mimo wszystko Detlef pomógł, bowiem wolał robić coś, od bezczynnego stania w miejscu. Nie wolno było pomagać gaar, więc nie zamierzał dawać rad von Grunenbergowi co do wyboru dalszej drogi.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
11-02-2019, 18:32 | #384 |
Reputacja: 1 | Mag wysłuchał towarzyszy, w pewnych kwestiach się zgadzał, a część mu nie pasowała. Nie planował zbytnio wdawać się w dyskusję, mieli przecież sporo zajęcia, postarał się więc mówić względnie krótko.
__________________ Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych! Ostatnio edytowane przez pi0t : 11-02-2019 o 19:51. |
11-02-2019, 23:56 | #385 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 13-02-2019 o 20:04. |
13-02-2019, 12:57 | #386 |
Reputacja: 1 |
|
17-02-2019, 12:32 | #387 |
Reputacja: 1 | Przeprawa przez rzekę nie była trudna. Nie dla Olega, ale on nie bał się wody i robił to nie raz i nie dwa. Plecak, do którego trafiły drobiazgi z kieszeni, przewieszony na drzewcu rohatyny uniesionej wysoko nad głowę pozwolił przenieść ekwipunek względnie suchy. Wychodząc na drugim brzegu z nieukrywana satysfakcją spoglądał na pozostałych, dla których taki bród był nie lada wyzwaniem. Z chęcią przyglądałby się ich nieporadności i w ostateczności bohatersko uratował zniesionego przez prąd Detlefa, któremu przez gardło musiałoby przejść kolczaste jak jeż "dziękuję". Cóż to by była za uczta dla uszu. Niestety przyjemną fantazję przerwało poruszenie na przeciwległym brzegu. Najwyraźniej coś się zbliżało. Oleg szybko zdjął plecak i rozwinął przewieszoną przez ramię linę, na którą planował złowić niesionego z nurtem krasnoluda. - Zwiążcie się linią wokół pasa jeden za drugim! Wszystkich na raz prąd nie zniesie! Drugą linę jucznym przez uzdy przeciągnijcie i jazda! Tylko trzymajcie je z nurtem! Frietz wydawał najbardziej logiczne polecenia, jakie przyszły mu do głowy, w tym samym czasie przywiązując podłużny kamień do jednego końca liny. drugi koniec zawinął wokół nadgarstka i związał by przypadkiem nie wypuścić go z rąk. - Idźcie na mnie! Najgłębiej jest w trzeciej ćwiartce, ale rzucę linę pierwszemu! Ułożył linę na ziemi tak, by nie splątała się podczas rzutu i wziął kamień w dłoń i wyciągnął rękę w kierunku pozostałych. - Krótkonodzy plecaki nad głowę i wio! Ostatnio edytowane przez Morel : 17-02-2019 o 12:35. |
17-02-2019, 13:46 | #388 |
Reputacja: 1 | Już samo określenie "bród" wywoływało u Detlefa skrzywienie, jakby właśnie zjadł coś zepsutego. Obserwacja Frietza brnącego do pasa w lodowatej zapewne wodzie była dodatkową torturą... jakby umgi nie mogli pobudować mostów albo chociaż kładek w swojej krainie tak, jak czyniły to khazady. Dodatkowej motywacji co do jak najszybszego przeprawienia się na drugą stronę dostarczyła grupa jeźdźców zmierzająca w ich kierunku. Mogli po prostu korzystać z tego samego brodu, albo ścigać ich grupę, co w tej chwili krasnoludowi wydawało się mniej prawdopodobne - o ile Granicznym nie dopisało szczęście w typowaniu kierunków ich marszruty - przecież nie mogli wysłać konnych w każdą możliwą stronę. Niezależnie od powodów zbliżający się jeźdźcy mogli być żołnierzami wroga, a ich liczebność i wierzchowce dawały im przewagę nad Ostatnimi. Jeśli do tego dysponują bronią strzelecką, to mogą stanowić spore zagrożenie dla wissenlandzkiego oddziału. - Skoro mają konie, to gdybyśmy je przejęli, to dalsza droga byłaby krótsza. - Wtrącił swoje zdanie do trwającej dyskusji. Zastanawiał się co było gorsze - jazda konna, czy brodzenie w wodzie sięgającej piersi. - Ja mogę zostać i walczyć tutaj. - Zaproponował z kwaśną miną. - Wy ich ostrzelacie z daleka, a ja zabiję tych, którzy będą się jeszcze ruszać. - Dodał z poważną miną. Choć w innych okolicznościach można byłoby wziąć jego słowa za żart, to ten brodacz najwyraźniej wolał samotną walkę z przeważającym liczebnie wrogiem, niż dobrowolne włażenie do wody sięgającej wyżej, niż do kostek. Gdyby jednak rozkazy brzmiały "przeprawiamy się", to z wisielczą miną wlezie do wody lub na czarodziejskiego wierzchowca (obu nie ufał i stronił od nich z równą zawziętością). Do przeprawy zdejmie płytę, którą przymocuje do plecaka lub skrzynki z granatami. Najlepiej byłoby, gdyby skrzynkę i zbroję przeniósł na drugą stronę magiczny zwierz Loftusa, ale ostatecznie może również przenieść swój przymocowany do skrzynki z ładunkami dobytek nad głową, aby uniknąć zalania wodą. Obwiązanie liną było obowiązkowe - utopić się nie zamierzał.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
17-02-2019, 14:35 | #389 |
Reputacja: 1 | Bert przygotowywał sprzęt do przeprawy, starał się to robić szybko i w miarę dokładnie. Skrzynkę z granatami owinął w miarę dokładnie w nieprzemakalne płótno namiotu i przymocował linkami (także z namiotu) do cienistego wierzchowca przywołanego przez Loftusa. Resztę wrażych przedmiotów, czyli zakodowaną książkę i cięciwę zdjętą z kuszy zawinął w i tak podartą już koszulę, którą wcześniej nasączył olejem. To wsadził w juki przy Prosiaku. Poprosił Waltera o prowadzenie kuca, a sam zamierzał przywiązać się tuż za nim by w razie draki uspokajać zwierzaka, a sam też mógł się wspierać na jego grzbiecie i podpływać gdyby zrobiło się zbyt głęboko. Na sam koniec spojrzał jeszcze przez lunetę, by zobaczyć kim byli jeźdźcy, a potem sprawdził czy sztylet dobrze wysuwa się z pochwy. Wszak mógł być zmuszony do odcięcia się w trakcie przeprawy. Teraz był gotów. |
17-02-2019, 15:02 | #390 |
Reputacja: 1 | Sytuacja nie wyglądała ciekawie. Perspektywa przybycia potencjalnego wroga w ciągu kilkunastu minut wywierała presję i siała niepokój pośród wszystkich. Nie wyglądało, aby ktokolwiek się temu poddał, ale zamieszanie już się robiło. Chociażby rozkazy Gustava - za dużo rzeczy na raz do zrobienia. - Sami przejdziemy. Nas i naszych gratów żaden wierzchowiec nie udźwignie. Galeb sapnął. Tak jak Detlef musiał przygotować swoje rzeczy do przejścia rzeki. Ocenił, że jeżeli takiemu Olegowi woda sięga w najgłębszym miejscu do pasa to jemu i Detlefowi powinno sięgać do piersi. Odpiął od plecaka linę, plecak i graty zapakował w pałatkę, którą związał sznurkiem, aby zabezpieczyć je przed wodą. Potem wziął linę. Miała całe pięć metrów, więc w przypadku tej przeprawy powinno być wszystko ok. - Trzeba iść na drugi brzeg. - rzekł do Detlefa. Sam nie lubił wody, ale był gotów w razie czego nawet tą rzekę przepłynąć. Wiedział jednak, że jego przyjaciel denerwuje się z powodu przeprawy i nie chce tego okazywać. Najlepszym wyjściem byłoby więc jeżeli będzie przeprawiać się z kamratem u boku. Obwiązał siebie, zawiązał mocny węzeł, drugim końcem liny obwiązał Detlefa. Mogli ruszać. Odcinek głęboki mógł przejść przenosząc dobytek nad głową, albo trzymając go na wysokości piersi. Jeżeli jakiś zwierzak nie będzie miał opiekuna to Galeb weźmie go za uzdę i poprowadzi przez rzekę. Najpierw Detlef, potem on, a potem zwierz. |