|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
10-08-2021, 18:25 | #161 |
Reputacja: 1 | Arnold uśmiechnął się krzywo. Na całe szczęście nie byli to ludzie jego ulubionego banity i rabusia... na nieszczęście, spalił operację. Wszystko dlatego, bo nie wierzył w swoje, khem, mizerne zdolności przekradania się, a nie ma co ukrywać nie pokładał wiary w szalejącej pogodzie. Na szczęście, do świtu jeszcze trochę było.
__________________ Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem! Ostatnio edytowane przez Dhratlach : 10-08-2021 o 18:30. |
10-08-2021, 18:44 | #162 |
Reputacja: 1 | Z wielką mocą wiąże się wielka odpowiedzialność. Z niewielkim ciałem wiąże się mała ilość łupów które można zabrać… Tupik z uwagą przeglądał znaleziony sprzęt i niczym wytrawny smakosz dobierał po trochu różności – w sam raz by się nie przeciążyć, ale tez by niczego mu nie zabrakło w drodze na dół. Lina , latarnia i zapas oliwy do niej, suchary, mięso… Tak z pewnością mogły mu się przydać. Drzwi do szop zostawiał uchylone – na wypadek gdyby musiał szybko się do jakiejś ewakuować. Zastanawiał się przez chwilę czy nie powinien wypuścić psa na zewnątrz – oczywiście odpowiednio przygotowując się na ewentualną walkę – chociażby z wozu, czy z większej skrzyni na która pies nie mógłby się wdrapać, szybko jednak doszedł do przekonania że byłaby to niepotrzebna strata czasu – nawet dla potencjalnego łupu z szopy. – Spokojnie psinko, jeszcze tu wrócę – żałował że czworonóg był tak agresywny względem niego , nie powinien stanowić jakiegoś większego zagrożenia, ale też nie chciał mu bez potrzeby robić krzywdy. Rozejrzał się jeszcze wśród płacht i postanowił jedna z nich pociąć , dopasował sznur, pozbierał kamienie i od razu szeroki uśmiech zagościł na twarzy halflinga. Co jak co ale proca była na tyle prostą bronią w wykonaniu , że sprawny strzelec – w dodatku nawykły do tej broni mógł ją niemal w każdej chwili odtworzyć. Zadowolony, uzbrojony, postanowił sprawdzić w końcu jamę – dreszcz ekscytacji przeszedł po całym jego ciałku , uwielbiał bowiem jaskinie, groty i wszelkie podziemne czeluście. Wyczulonymi nozdrzami zaczerpnął garść powietrza rozkoszując się ziemnistym zapachem dołu zmieszanym z wilgotnym deszczem. Nie zamierzał się śpieszyć lecz badać wnętrze jamy krok po kroku, metr po metrze. Przybliżył się do dźwigu rozumiejąc że musi go chyba jakoś uruchomić by przyciągnąć ciało na platformie, badał czy będzie w stanie użyć dźwigu by później sam się opuścić w głąb dziury czy też zchodziło się tam inną drogą a dźwig służył tylko do wyciągania gliny. Całą swą uwagę skupił wokół dziury, ciała i dźwigu – choć oczywiście nie zapominał rozglądać się dookoła ciało nie wzięło się znikąd a napastnik mógł być zarówno gdzieś w głębi jamy jak i na zewnątrz – postanowił przyjrzeć się też śladom wokół krwi , mieląc w usta przekleństwo że nie zrobił tego od razu – czy schodziły w głąb dziury , do dźwigu , czy też oddalały się od miejsca zbrodni. I czy były to ślady ludzkie czy też nie. Przez deszcz tak naprawdę stracił swoją szansę, ale kto wie przy odrobinie szczęścia może jeszcze nie zdążyło wszystkiego dokładnie wypłukać i zatrzeć… Ostatnio edytowane przez Eliasz : 10-08-2021 o 18:48. |
10-08-2021, 21:30 | #163 |
Reputacja: 1 | Arnold - Na handel? - usłyszał zainteresowanie w głosie jednego z mężczyzn. - No dobra, jeśli tylko o to wam chodzi, to wychodźcie, ino oręż będzie nadal w pogotowiu! - dodał ostrzegawczo. Po chwili zobaczyli więcej zapalanych latarni i jedna po drugiej okazywały im się twarze i sylwetki obozowiczów. Kupiec usłyszał prychnięcie towarzyszącego mu topornika. I faktycznie, teraz widać było, że obcy zdecydowanie nie wyglądali na bandę zahartowanych zbirów. Cóż, prędzej na grupę jakichś obwoźnych... Awanturników? I to chyba raczej początkujących. Na sobie mieli stare znoszone odzienie pochodzące z różnych cechów i profesji, broń leżąca blisko nich też była chyba zbieraniną wszystkiego, co tylko gdzieś zdołali zdobyć. Jeden z nich wyglądał jak jakiś dziad z lasu, miał nawet gałązki zaplątane we włosy, a niziołek, którego wcześniej słyszeli, był tak gruby, że pewnie ledwo byłby w stanie się poruszyć. Ten, który z nimi rozmawiał miał na głowie szeroki kapelusz i długi płaszcz, takie, jaki nosiłby pewnie jakiś poganiacz bydła na południu Imperium. - To nie my myśmy wam machali, pewnikiem widzieliście poprzednich właścicieli tej zacnej łodzi, z którymi dobiliśmy dzisiaj korzystnego targu - wskazał przewróconą barkę z prawdziwą dumą. - Ale wyście o handlu mówili, tedy wam powiem, że macie szczęście, bo mamy na sprzedaż znaczne ilości wełny najzacniejszej jakości! Przedniejszej nie znajdziecie nigdzie po tej stronie Talabecu! - zareklamował. |
11-08-2021, 07:50 | #164 |
Reputacja: 1 | Młot ciążył jak chyba nigdy. W ciele każdy mięsień wołał o litość. Rana po gorze pulsowała bólem. Tylko, że poddać się w tej chwili oznaczało zginąć. Po pierwsze, musiał zejść z pola widzenia łucznika. Po drugie, chciał pomóc zbrojnym kupca. Ruszył w ich kierunku, szykując się do szarży na rykowce. Być może ostatniej szarży w jego życiu. Jeszcze raz począł zbierać siły do modlitwy - być może Sigmar zechce poprowadzić jego młot? Ostatnio edytowane przez Reinhard : 11-08-2021 o 11:02. |
11-08-2021, 16:26 | #165 |
Reputacja: 1 | Kiwając powoli głową Arnold ruszył w kierunku zgromadzonych. Pewny krok, prosta postura. Hans za nim. Uniósł tylko dłoń jakby się witał... lub kogoś zatrzymywał za nim.
__________________ Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem! |
11-08-2021, 19:45 | #166 |
Reputacja: 1 | Tupik Po krótkiej inspekcji jasnym stało się, że dźwigiem dawało się operować tylko z góry przy pomocy masywnego kołowrotu. Ale na dół mógł zejść i bez tego, po prostu schodząc po linie, która łączyła platformę z dźwigiem. Ktoś porobił w tej linie nawet poręczne węzły. Co do śladów... Ciężko było powiedzieć. Nie widać było krwawych odcisków butów, ani żadnych takich rzeczy. Ogólnie cała okolica była mocno rozdeptana, jakby na co dzień pracowała tam jakaś dziesiątka ludzi i oni tam wszyscy jeszcze bardzo niedawno chodzili. Gdy zagłębił się tajemniczej jaskini, jego przyzwyczajony do mroku wzrok bardzo szybko wychwycił pierwsze szczegóły, a było ich niemało. Poza jednym ciałem spoczywającym na platformie, które wyglądało, jakby spadło z góry i uderzyło z impetem w deski, było tam jeszcze z pięć pozostałych. Wyraźnie widoczne były ślady walki i nie trzeba było być wybitnym śledczym, by wywnioskować, że ci ludzie walczyli między sobą. Część ciał ubrana była w prostą roboczą odzież, a część odziana była bardziej bogato, w mieszczańskie szaty. Jako broni użyto wszystkiego, co było pod ręką, kilofów, łopat, noży, ale też miecza i egzotycznie wyglądającego bardzo wąskiego sztyletu. Wydrążona w ziemi komora otwierała się na idący wzdłuż niej równy korytarz, wydawało się, że ten, choć prosty i pozbawiony ozdób zbudowany był ze znaczną wprawą i wydawał się bardzo, bardzo stary. Niziołek, przestępując przez ciała, nie mógł pozbyć się wrażenia, że to wszystko stało się naprawdę bardzo niedawno. Kto wie, być może gdyby zjawił się tam parę godzin wcześniej, to ktoś na dole nadal by dychał. Gothard wiara d10(+1 słuszna sprawa +2 odwrócona uwaga ofiary -5 rany)=2 sukces Rykowiec sprawność d20=9 porażka Gothard Błogosławieństwo Sigmara nadal tętniło w dzierżonej przez kapłana broni i wydawało się, że resztki sił poranionego ciała starczyły, by je ponownie uaktywnić. Uderzenie rzuconego młota dosłownie zmiotło z nóg jednego z rykowców otaczających poranionego i pozbawionego konia Nielsa. Kapłan już biegł, by ponownie złapać oręż i tym razem zetrzeć się z wrogami wręcz, gdy nagle w oddali rozbrzmiał dźwięk złowróżbnego rogu. Monstra, atakujące wioskę, jak jeden mąż rzuciły się do odwrotu, łapiąc po drodze, co tylko były w stanie, czy to broń, czy zapasy, czy mniejsze hodowlane zwierzęta. Kapłan omiótł wzrokiem wioskę. Nie wydawało się, by mieszkańcy byli specjalnie w stanie wykorzystać tę ucieczkę, sami byli w opłakanym stanie, wielu z nich właśnie się wykrwawiało, a inni doskakiwali do nich, by im pomóc. Inni byli nadal w szoku, zbyt przerażeni, by biec za piekielnymi bestiami, gdy wydawało się, że obecnie są bezpieczni, a tak mogliby ryzykować życiem. Do niego podbiegł Valko, jego koń miał poparzony bok i ledwo dawał się kontrolować, ale ochroniarz spojrzał na niego pytająco, wskazując uciekające, obładowane łupami bestie. A Gothardowi, który przecież zaznał podstawowych nauk w tematach pospolitych plugawych bestii, nadal dziwnym wydawało się, że w całym ataku nie widział ani jednego normalnego gora, czy bestigora, które zazwyczaj stanowiły trzon siły uderzeniowej i przywódców zwierzoludzi. Gothard +1PD |
11-08-2021, 21:21 | #167 |
Reputacja: 1 | Posty, godziny klęczenia, stania i śpiewania, wielogodzinny trud codziennych obowiązków… Gothard zrozumiał ich sens, gdy musiał opanować swe bolejące ciało. Z wdzięcznością myślał nawet o wiązkach rózg łamanych na jego grzbiecie, gdy zbyt wolno czynił postępy w sztukach czytania i pisania, języku klasycznym, teologii… To było nic wobec następstw furii gora, pozwalało mu jednak uzyskać jasny umysł w niesprzyjających warunkach. - Nie, nie ścigamy ich. Pomóż, jak umiesz rannym, a potem jedź po swojego pana. Albo może lepiej idź, ten koń może cię zrzucić. – powiedział do zbrojnego. Z poprzedniego pobytu orientował się, gdzie jest dom sołtysa. Ruszył w tamtym kierunku, po drodze krzycząc: -Sołtys! Gdzie jest sołtys! |
11-08-2021, 22:02 | #168 |
Reputacja: 1 | "Darowanemu sztyletowi w ostrze się nie zagląda … czy jakoś tak" – pomyślał chowając za pazuchę dziwaczny sztylet , przypuszczalnie kultystyczny. Miał już kiedyś do czynienia z kultystami i zupełnie nie wiedział o co im chodziło z tymi dziwnymi ostrzami, które nosili przy sobie niczym szlachta swe pierścienie. Dla prestiżu ? Z okultystycznych powodów? Nie miał pojęcia, jako halfling był daleki od ulegania skazom chaosu, ale jako awanturnik czasami miał z chaosem styczność – w różnej formie. Przypuszczał że nie inaczej było tym razem gdyż nie mógł znaleźć żadnego racjonalnego powodu dla którego banda mieszczan miała napaść na górników wydobywających glinę… Gdyby to chociaż jeszcze o złoto szło czy srebro … ale gline? Górnicy najwyraźniej dokopali się do czegoś niezwykłego i Tupik nie byłby sobą gdyby tego nie zamierzał sprawdzić… oczywiście zaraz po skrupulatnym przeszukaniu kieszeni i ściągnięciu co cenniejszej biżuterii - jeśli jakaś była. Przyjrzał się też mieczowi gotów podmienić go ze swoim o ile był lepszej jakości. Banda grabarza która urzędowała na miejskim cmentarzysku ( mając swoją siedzibę w jednej z krypt - która doskonale utrzymywała niską temperaturę trunków, zwłaszcza w upalne dni) i której Tupik był niegdyś członkiem a później szefem , nie miała jakiś większych skrupułów w ograbianiu martwych jegomości – i choć nie było to ich głównym źródłem dochodu , to jednak nie gardzili kosztownościami które trupom już do niczego przydatne nie były. Dopiero po ograbieniu zwłok i krótkiej modlitwie do Morra o wypoczynek dla dusz zmarłych ruszył dalej w korytarz nie kryjąc rosnącej ekscytacji. Dopiero teraz zaczynało do niego docierać, że nie ma już do czynienia z kopalnią gliny ale z podziemiami, może krasnoludzkimi do których dokopali się gliniarze… Tak to by tłumaczyło tą walkę z mieszczanami. Mogło pójść o interesy, o to co tak naprawdę odkryli górnicy… Tupik podszedł do ściany, zapukał w nią przyjrzał się stropowi, wielkości kamienia, sprawdził czy podziemia są wykute czy wybudowane. Oglądał fachowym wzrokiem godnym krasnoludzkiego kamieniarza. Napawał się znaleziskiem niczym degustator któremu podano wino o niepowtarzalnym dotąd smaku. Wiedział że to zaledwie początek odkrywania podziemnego kompleksu dlatego zamierzał rozkoszować się tym powoli i metodycznie. Horror zbrodni która dopiero co minął nie wywarł na nim nawet w ułamku takiego wrażenia jak wejście do podziemnego kompleksu. Był niczym hazardzista który trafił do największego kasyna w Imperium chwilę wcześniej przechodząc przez błotnistą ulice – kto by się tam przejmował błotem skoro był w jaskini hazardu gdzie gra muzyka a karty i kości fruwają w powietrzu , gdzie zapach fajki miesza się z zapachem alkoholu, bogactwa i pożądania. Halfling był zbyt zafascynowany znaleziskiem by przejmować się zbytnio trupami które ograbił i pozostawił – powoli ruszył w głąb stawiając rozważnie każdy krok i poruszając się najciszej jak potrafił – robiąc użytek zarówno ze wzroku jak i chyba jeszcze bardziej ze słuchu. Pod ręką miał procę – wątpiąc aby miał takie szczęście że wszyscy napastnicy wybili się z obrońcami. Ktoś mógł przeżyć i z pewnością mógł chcieć zabić i jego , a na to halfling pozwolić nie zamierzał… Ostatnio edytowane przez Eliasz : 11-08-2021 o 23:53. |
12-08-2021, 17:13 | #169 |
Reputacja: 1 | Karl Nadal nie przywykł w pełni do tego, co się z nim stało. Imperium przemierzał jak cień, od schronienia do schronienia, byle z dala od palących za dnia płomieni. Żerował w większości na upolowanych zwierzętach, które nie były jednak w stanie w pełni ugasić jego nienaturalnego pragnienia. Tylko raz skosztował ludzkiej krwi, gdy napadła na niego banda zbirów. Nadal pamiętał to uderzenie potęgi, które poczuł, gdy czerwony żywioł wypełnił i błyskawicznie zregenerował jego ciało. Zwierzęta tego nie zapewniały, ale też i polowanie na nie nie zmuszało go do popełniania zbrodni i zatracania się w nowo zyskanej bestialskiej części jego duszy. W czasie wojny na północy zobaczył zbyt dużo i stracił wielu wiernych towarzyszy, ale przynajmniej zyskał bogactwo. Liczył na to, że rodzina jako jedyna nie odrzuci go ze względu na klątwę, której stał się ofiarą, a pieniądze przysłużą się odbudowie dawnej rodowej potęgi. Dwa dni podróżował przez lasy, unikając zatłoczonych traktów okolic Fortenhaf, aż w końcu jego oczom ukazał się zarys trzech wież warownego domostwa von Mutigów. Zabudowania stały na starej wyszczerbionej skale, nieopodal gęstego pradawnego lasu. Hen w oddali srebrzyły się wody górnego biegu Talabecu, oddzielające rubieże imperialne od dzikich ziem kislevskich. Nie trzeba było mieć wyostrzonych wampirzych zmysłów, by zauważyć, że coś z domostwem nie było w porządku, a po chwili stało się jasne, że było jeszcze dużo gorzej, niż wydawało się z daleka. Na miejscu pozostały jedynie osmolone kamienne mury. Wszystkie elementy konstrukcyjne, które nie były z kamienia po prostu przestały istnieć. A przynajmniej tak wydawało się z zewnątrz. Do środka nie wszedł, ponieważ... Przed resztką spalonych niemal doszczętnie wrót stał duży pusty wóz, ze środka zaś biła poświata ogniska i słychać było jakieś niewyraźne głosy. Arnold przekonywanie d20(-1 niespójna strategia)=10 sukces Arnold Wydawało się, że próby perswazji młodego kupca dały pewne efekty, część obcych wyraźnie rozluźniła się jeszcze bardziej i na znak domniemanego przywódcy poczęła wyciągać towar z ładowni przewróconej barki. W tym czasie poganiacz bydła kontynuował: - Ha! Powiem wam, że znam ja się na ludziach i wy mi wyglądacie na godnego zaufania kontrahenta. Wszak wytrawny kupiec taki jak ja od razu pozna swego odpowiednika! - klasnął w dłonie wyraźnie szczęśliwy, iż nadarzyła się okazja, by trochę pochwalić się swoimi handlowymi dokonaniami. - Niestety najlepsza okazja wam już umknęła, i to za naszą sprawą... Ale wam opowiem! Najwyżej po nocach nie będziecie mogli spać, ze zgryzoty, że coś takiego żeście przegapili! Przysunął się bliżej do Arnolda, zapominając o wszelkich środkach ostrożności. - Bo widzicie... Kislevczycy! - rzucił do kupca przejętym, teatralnym szeptem - Przypłynęli tu ze swojej ojczyzny z towarem, który udało im się uzbierać u siebie, ale ponoć nasi nie chcieli z nimi robić interesów, tedy nie mieli co z tym wszystkim zrobić, ani łodzią, ani wełną. No, a my mieliśmy z chłopakami zacny wóz, taki coby nim mogli przemierzać całą prowincję i szukać szczęścia, gdzie by tylko chcieli. No i miarkujcie, że się zgodzili na wymianę! - prawie wrzasnął z radości. - No po prawdzie to nie od razu, dużo żeśmy wpierw razem wypili i się wyściskali, jak to w ich stronach bywa. Ale tak to nie robili problemu! No i widzicie... Tym sposobem za cenę marnego wozu staliśmy się rzecznymi kupcami ze znaczną ilością złota ulokowanego w towarze! Tymczasem przyniesiono im też sporo próbek oferowanej wełny, która Arnoldowi wydawała się dziwnie znajoma. Oczywiście mógł to być zbieg okoliczności, a różnice w surowcu bywały bardzo subtelne, ale miał dziwne przeczucie, że jego 3 tony zagubionej wełny były dokładnie tego samego typu. |
12-08-2021, 18:34 | #170 |
Reputacja: 1 |
__________________ Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem! Ostatnio edytowane przez Dhratlach : 12-08-2021 o 19:34. |