|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
14-09-2021, 20:21 | #241 |
Reputacja: 1 | Kapłan sprawność d20(-5 wcześniejsze porażki)= 17 Arnold Leśny dziad zbadał nieprzytomnego kapłana, lecz wyraźnie bez większego przekonania. - Nic zrobić się tu już nie da. Trzewia ma zbyt głęboko poranione i srogo rozognione Stwierdził i widać było, że towarzyszący im Adelbert niestety miał podobne zdanie na ten temat. - Żywot uchodzi z niego prędko, on bogom już pisany, a nie naszemu światu. Dziw, że jeszcze nie sczezł, ale to ino jeszcze chwila, nie więcej Otarł ręce z krwi, wstał i powoli wzruszył ramionami, jakby z pretensją do otaczającego go świata, że zawleczono go do tak beznadziejnego przypadku. A potem zreferował mu krótko to, co wiedział o profesjach byłych towarzyszy. Mieli tam poganiacza bydła, rybaka, drobnego łotrzyka, rolnika i obwoźnego handlarza. Iście doborową kompanię życiowych niedołężników. Po drugiej łodzi nadal nie było śladu. Ale wiedzieli, w którym kierunku ta popłynęła, więc mogliby ruszyć w jej stronę. W międzyczasie dwójka żaków uporała się też z zapakowaniem mistycznych utensyliów do odpowiednich skrzyń. |
15-09-2021, 19:24 | #242 |
Reputacja: 1 | Karl Stawał się coraz lepszy w udawaniu żywej istoty. Nawet jeśli z polowania, póki co nic nie wyszło, to przynajmniej potrenował trochę przebywanie wśród ludzi. Laura przyjęła wodę z wdzięcznością. - Nie przesadzajmy z tymi kilkoma dniami... - odpowiedziała, oddając mu manierkę. - Może i tyle potrzebujemy, by znowu stanąć do walki, ale przecież nie będziemy się przez ten czas bezczynnie wylegiwać. O świcie ruszymy do Ellerwaldu. Anuż, tak jak rzekliście wcześniej, uda się znaleźć tam dodatkowych chętnych albo przynajmniej cięższy oręż. Spojrzała na lekką broń, jaką mieli ze sobą, kręcąc bez przekonania głową. - Co zaś tyczy się waszej rodziny... - dotknęła dłonią jego okutego w zbroję ramienia, ostrożnym serdecznym gestem. - Możecie być spokojni. Nic by nikomu nie przyszło z rozpowiadania tych tajemnic. Nagle bestia w duszy wampira znowu ożyła. Była blisko, usłyszał bicie jej serca, w nozdrzach zaświdrował metaliczny zapach jej ledwo powstrzymywanej bandażami krwi. Otrząsnął się z ledwością. Obok Kurt powoli wracał do siebie, wydawało się, że nagła projekcja intensywnych emocji zwielokrotniła również to, co czuł on sam. Osiłek przez pół podróży żałośnie chlipał, ale wreszcie zaczynało mu najwyraźniej przechodzić. Ciężko było powiedzieć, czy to, że zupełnie nie panował nad swoją mocą, było dla niego normalne, czy też tym razem zawiodły wszelkie hamulce, bo chodziło o kogoś bliskiego. Chwilę później ustalili wszystkie szczegóły. Oni zabarykadowali się w jednym z domów, on zaś ruszył na zwiad, w głąb szumiącego deszczem lasu, gdzie spodziewał się znaleźć bardziej oddalone domy. Rytm krwawego głodu tętnił mu w głowie. Już zbyt długo się nie posilał, ciężko mu było zebrać myśli. Percepcja d20(+1 głód) = 17 porażka Przeszukał pierwszy z domów, ten, który wcześniej majaczył mu w oddali. Przy domu postawiono mały rzemieślniczy piec, najwyraźniej któryś z osadników zainwestował sporo pracy i pieniędzy w stworzenie dla siebie warsztatu. Nie wiedział, czy zapłaciła za to jego rodzina, czy może był to jakiś niezależny rzemieślnik, którego sprowadzono do osady, by wykonywał tam swój fach. W środku znalazł zestaw form do odlewu najróżniejszych narzędzi i grotów strzał. Niestety, to co wziął wcześniej za następny dom, było li tylko resztkami jednej ze ścian, reszta nigdy nie została zbudowana. Nie dostrzegł ani następnych kompletnych domów, ani zwierzyny, z której mógłby pić. Obie te rzeczy mogły być jednak w okolicy, jednak deszcz utrudniał mu widzenie. Chwilę później jego serce zabiło gwałtownie, gdy skażona starożytną klątwą krew zatętniła magiczną mocą. W jedną chwilę okuty w zbroję mężczyzna przerodził się w sowę. Ta strąciła kropelki deszczu z piór i cicho niczym upiór wzbiła się w górę, w deszczowe nocne niebo. Uderzył w niego mroźny wiatr schodzący z gór. Pejzaż okolicy, którą niegdyś przecież tak dobrze znał jako śmiertelnik, nagle objawił mu się w nowy, cudowny sposób. Percepcja d20(+1 głód +1 zmysły sowy) = 2 sukces Wkrótce zauważył nie tylko następny pojedynczy dom zbudowany z dala od osady, ale też watahę pięciu-sześciu wilków kręcących się czujnie w lesie na południe od wioski. Ciężko było stwierdzić, czy podjęły już trop ludzi. |
19-09-2021, 19:52 | #243 |
Reputacja: 1 | Tupik Karczma pod Karym Kucem nie słynęła może z wykwintności godnej szlacheckiego gustu, ale prowadzącą ją Tamara Winterberg, niska, drobna kobieta, którą bardzo łatwo było pomylić z halflingiem czyniła wszystko, co w jej mocy, by jej goście poczuli się jak w domu. O tej porze dnia nie było tam zbyt wielu gości, więc bez problemu przydzielono mu jeden z oddzielonych od reszty alkierzy, gdzie w samych gaciach i koszuli mógł pałaszować gęstą, bogato doprawioną potrawkę, w czasie gdy reszta jego rzeczy prana była przez służkę na zapleczu. I kosztowało to całkiem niewiele. No, przynajmniej jak na warunki stolicy. -4ss Z alkierza miał wąski skrawek widoku na główną salę i drzwi, więc nadal był w stanie kontrolować sytuację. Przez małe okno wychodzące na zaplecze widział też kawałek nieba i trzeba było przyznać, że jak na tę porę roku prezentowało się niecodziennie. Na zewnątrz było bowiem jasno i słonecznie, co sprawiało iście dziwaczne wrażenie po całych miesiącach ostermarckiego półmroku. Gdzieś całkiem niedaleko za płotem zaplecza słychać było głośną wrzawę i wiwaty. Jeśli dobrze kojarzył, na placu nieopodal miano tego dnia kogoś wieszać, więc zbiegowisko miało sens. Jeśli czegoś potrzebował, to przez szparę widział kręcącą się po sali właścicielkę. Nie miała raczej zbyt dużo pracy, w kącie siedziała ino grupka ludzi. Na oko Tupika był to szuler i dwójka niezbyt ogarniętych i srogo podpitych jak na tę porę ofiar. Po pierwszej rundzie, w której dla zachęty dał im ze sobą wygrać, teraz pewnikiem szykował się do poważnego golenia ich sakiewek. Co jakiś czas Tamara wnosiła też jedzenie i trunki na górę, z której coraz to dochodziły dziewczęce chichoty, przerywane niższym męskim tembrem. Ostatnio edytowane przez Tadeus : 20-09-2021 o 22:56. |
19-09-2021, 22:45 | #244 |
Reputacja: 1 |
|
20-09-2021, 11:11 | #245 |
Reputacja: 1 | - Cztery sztuki srebra ? – Zapytał z niedowierzaniem halfling. „Kurcze dobrze że nie prowadzę karczmy, z torbami bym poszedł...” –pomyślał, a niewielka ilość kasy którą musiał wydać poprawiła mu nawet całkiem już i tak niezły humor. Zaczynał czuć się wypoczęty, żył, miał namiary na skarbnicę, pozostało tylko solidnie ją ograbić i sprawy takie jak opłacenie pobytu w karczmie z towarzystwem dziewek nie będą mu już problemem. Gdy najadł się wypoczął i przebrał w czyste choć nieco wilgotne jeszcze ubranko gotów był iść dalej – zaczynając od medyka i kolejny raz zastanawiając się czy będzie go w ogóle stać na taką usługę. Nie ukrywał sam przed sobą że czas zaczyna gonić go i to ostro a jego malutkie nóżki niespecjalnie pozwalały na ucieczkę. Przynajmniej przed czasem. Zresztą przed tą siłą niewiele kto mógł uciec, choć zdarzały się wyjątki, licze i inni ożywieńcy na ten przykład. Zastanawiał się co tez czai się w twierdzy krasnoludzkiej lub w okolicy – przypomniawszy sobie historie o zabitym psie. W planach zaraz po wizycie u medyka miał turne po karczmach w poszukiwaniu krasnoludów. Musiał iść na żywioł uda się lub nie, w najgorszym razie , z użyciem prochu z podziemi – lub jakiegoś nabytego w mieście najzwyczajniej wysadzą zabezpieczone przejście. Rozumiał że będzie wiązało się to z dalszym kopaniem czy tez odkopywaniem zasypu jaki niechybnie powstanie, ale cóż , innych sposobów na pokonanie magicznych zabezpieczeń nie znał. „Ciekawe gdzie ci krasnale i co ja im tak właściwie powiem…” – Tupik zakładał, że będzie wiedział co mówić w zależnosci od krasnoludów i sytuacji w jakiej ich zastanie. Przedwczesne szykowanie planu w obliczu tylu niewiadomych zdawało się być stratą czasu – a tego , jak już wcześniej wspominałem, nie posiadał zbyt wiele. Ostatnio edytowane przez Eliasz : 20-09-2021 o 21:19. |
24-09-2021, 16:23 | #246 |
Reputacja: 1 | Arnold słuchał ze spokojem, lekko przygnębionym spojojem relacji Lesnego Dziada. Spojrzenie na Abelarda było wielkim potwierdzeniem strasznego losu dobrego i uczciwego człowieka...
__________________ Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem! |
25-09-2021, 15:35 | #247 |
Reputacja: 1 | Piegus Bechafen, stolica Ostermarku... Ciemne wieżyce grodu wydawały się być tak blisko, a jednocześnie tak daleko. Na trakcie prowadzącym do głównej bramy stłoczyło się ogromne mrowie kolorowego luda, prące w iście ślimaczym tempie do wolno pracujących punktów poboru podatku. Na następny dzień zacząć się miał targ rzemieślniczy, więc dla handlarzy z regionu były to ostatnie godziny, by jeszcze zapewnić sobie wstęp do miasta i dogodne miejsce na rozłożenie kramu. Wprawne oko niziołka zauważyło też, że nie brakowało tam sprzedawców wszelkiej maści sprzętu rolniczego i nasion potrzebnych na zbliżające się zasiewy, jak również potencjalnych kupujących, których wozy były jeszcze w dużej części puste, ale w domyśle pewnie zapełnić się miały zakupionym sprzętem. Gwar oburzonych oczekiwaniem głosów mieszał się z rykiem ściskanych w tłumie pociągowych zwierząt. I zniecierpliwienie zdawało się narastać. Głównie przez wyraźny dla wszystkich owal słońca nieubłaganie kierujący się ku zachodowi. Czy po zmroku zamykano tam bramy? Piegus wokół siebie słyszał tuziny sprzecznych teorii na ten temat. Jeśli tak było, to poruszając się z ciżbą w dotychczasowym tempie, raczej by nie zdążył. Gdzieś przed sobą usłyszał gniewne wrzaski, wydawało się, że doszło do jakieś awantury. Grupa kupców rzuciła się na jakiegoś chudego jegomościa i poczęła okładać go srogo kijami. Piegus percepcja d20= 14 porażka Niestety niziołek, nie dojrzał ani nie dosłyszał, o co dokładnie chodziło i czy był to rozbój, czy biedak sobie na los jakoś zasłużył. Karl Przysiadł na gałęzi nieopodal jednego z okien oddalonej od reszty chaty. W środku zgromadzono znaczną ilość różnych, pozabieranych zapewne z innych opuszczonych chat sprzętów. Jakiś brodaty mężczyzna właśnie zabierał się za krzesanie ognia w palenisku, tęga, opatulona chustą kobieta szykowała posiłek na pobliskim stole. Łącznie było tam chyba około pięciu osób, różnej płci i w różnym wieku. Ich odzienie było mocno zużyte, a język, którym się posługiwali zdecydowanie nie był Reikspielem. Karl nie rozumiał kislevskiego, ale podobnie jak większość mieszkańców północno-wschodniego Imperium bez problemu rozpoznawał jego brzmienie. Młody mężczyzna zdawał się wskazywać coś za oknem, żywiołowo gestykulując, co najwyraźniej wzbudziło zaniepokojenie reszty. Zamarli i przestali rozpalać ogień. Tupik przekonywanie d20=7 sukces -2zk Tupik Znalezienie medyka z wolnym terminem "na zaraz" i w jego budżecie zajęło mu dobre dwie godziny biegania po mieście i praktykowania gładkiej gadki. I miał szczęście, że w końcu mu się to udało, alternatywą była świątynia Shallyi, przed którą zawsze stały nieskończone kolejki chorowitych, roznoszących zarazy dziadów, a w ostatnich tygodniach dołączyli do nich też pół-szaleni weterani wojenni z północy, których wypaczone umysły czyniły z nich nierzadko zagrożenie dla otoczenia. Młody cyrulik-praktykant szybko i sprawnie go zbadał, wymył rany i wymienił opatrunki na takie, które nie tylko były dla odmiany czyste, ale też pewnie się trzymały, co przy awanturnicznym trybie życia niziołka było nie bez znaczenia. Za pijawki mające odsączyć potencjalnie złe fumy z krwi Tupik grzecznie podziękował. Znalezienie tropu krasnoludów okazało się, że dużo bardziej skomplikowane niż można by sądzić. Niby była to oficjalna delegacja krasnoludzkiego króla, ale sądząc po doniesieniach świadków ta, znudzona długim oczekiwaniem na audiencje, rozbijała się po całym mieście, często rozdzielając. Po sprawdzeniu, trzech zajazdów, zamtuza i miejskiego aresztu Tupikowi udało się znaleźć tylko jednego z jej członków. Stary krasnolud z zaplecioną w pół tuzina warkoczy brodą leżał na skraju poidła dla koni przy jednej z miernych karczm portowej dzielnicy miasta. Na powierzchni wody nadal unosiła się imponująca wyspa z wymiocin. - Piwa! - zawył półprzytomnym chrapliwym głosem, dostrzegając, że ktoś się do niego zbliża. |
25-09-2021, 22:18 | #248 |
Reputacja: 1 | - Ależ oczywiście , wielce szacownemu Panu już niosę. – Halfling obrócił się na pół pięcie uznając że los się wreszcie do niego uśmiechnął. No może jeszcze nie całkiem szczerzył przed nim zęby ale znalezienie krasnoluda i to nieco już wstawionego było sporą szansą dla niziołka. Spity krasnolud mógł powiedzieć więcej niż by zdradził po trzeźwemu. Korzystając z złodziejskich umiejętności szybko przecharakteryzował się jak tylko potrafił. Przewrócił kubraczek na druga stronę – podobnie i berecik zmieniając całkowicie ich wygląd , w rozmowie pamiętał by zmieniać barwę głosu – chociażby na dziecięcy, od karczmarza wypożyczył kawał szmaty niby do wytarcia stołu przy którym zamierzał siedzieć a tak po prawdzie by przepasać go wokół bioder niczym fartuch a rzemieniem z procy przewiązał swe jedno oko – niczym oślepiony. Jeśli krasnolud cokolwiek miał zapamiętać z całego tego zdarzenia to wpół ślepe dziecko pracownika karczmy… Przynajmniej w teorii. Przed hobbitem rozpostarła się jedyna okazja, szansa by uzyskać informacje na temat run , musiał jednak wybrać odpowiedni moment by krasnolud był na tyle spity by naprawdę już mało co kontaktować a jednocześnie nie na tyle by owego kontaktu z światem nie stracić… Co więcej miał ze sobą wciąż porcję Lulka czarnego – który mógł uczynić ofiarę bezwolną. „Jeśli nie teraz to kiedy?” – rozważenie moralne czynu jaki zamierzał podjąć nie zajęło mu wiele czasu. Zdecydował się zakupić najlepsze krasnoludzkie piwo, okrasić je dawką spirytusu który dodatkowo wzmocni trunek i zniweluje wyczuwalny normalnie smak lulka czarnego. Gdyby miał do czynienia z trzeźwym krasnoludem z pewnością nie odważyłby się na taki fortel, ale z pijany, leżącym niemal w rynsztoku ? Po prostu musiał spróbować. Gdy już przyniósł trunek krasnoludowi był przygotowany podwójnie – zakupił bowiem także bukłak przedniego krasnoludzkiego piwa – po to by nie musieć odchodzić od krasnala , lecz systematycznie dolewać mu do kufelka. Nie mógł przegapić momentu między którym Lulek zacznie działać a krasnolud zwyczajnie uśnie. Dopiero gdy już był pewien swego podetknął krasnoludowi pod nos pergamin z narysowanymi znakami i poprosił o wyjaśnienie łamigłówki… |
26-09-2021, 00:48 | #249 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Icarius : 27-09-2021 o 01:50. |
27-09-2021, 21:39 | #250 |
Reputacja: 1 | Arnold Cóż, wyglądało na to, że sytuacja była opanowania i w spokoju można było zabrać się za powiększanie swoich potencjalnych zysków. Gdziekolwiek uciekli zarażeni plagą Kislevczycy, ludzie Arnolda i on sam nie mieli, póki co, żadnej możliwości, by ruszyć za nimi w skuteczny pościg. Utrata kapłana, który zgodnie z przepowiednią leśnego dziada zmarł zaledwie kilka chwil później, była mocnym ciosem, ale przecież jego rolę... Tego, który widział twarze uciekinierów, równie dobrze przejąć mógł którykolwiek z pojmanych awanturników. Tylko, czy naprawdę była to na tym etapie nadal sprawa kupca? Zrekrutowano go, bo miał łódź i chyba nikt nie spodziewał się, by kontynuować miał zadanie, podążając za uciekinierami daleko w głąb lądu i to do tego w niewiadomym kierunku? Po dwóch godzinach wszystkie towary były już przeniesione na jego łódź. Poza bawełną znalazły się tam jeszcze ukryte po schowkach resztki ze skrzyni przemycanego averlandzkiego wina i mały arsenał broni awanturników, do tego przyrządy mędrca i różne inne mniej cenne elementy ekwipunku. Był w tym wszystkim nawet jakiś potencjalny zysk. +2PD Mniej więcej wtedy na ich świetlne sygnały odpowiedziała też łódź patrolowa, powracająca zapewne z nieudanego polowania. Po minach powierzonej mu dwójki strażników widać było, iż witali to spotkanie z ulgą, bowiem mimo wszelkich zabiegów oratoryjnych Arnolda stawali się wyraźnie zniecierpliwieni. I cóż, mieli chyba rację, obecnie szanse na schwytanie uciekinierów i zapobieżenie epidemii były raczej małe. Łódź była jeszcze dość daleko, ale parła prosto ku nim. - To jak szefie? - mruknął do niego Hans. - Tak ich otwarcie witamy, czy chcecie bym coś... albo kogoś pochował, by nam do opowieści pasowało, he? Ciężko było powiedzieć, co dokładnie miał na myśli, ale po nieudanej bitce wyraźnie go nosiło, więc z pewnością jego myśli krążyły wokół rozwiązań co najmniej lekko przemocowych. |