|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
07-06-2021, 20:58 | #321 |
Reputacja: 1 |
|
09-06-2021, 10:52 | #322 |
Reputacja: 1 |
|
09-06-2021, 10:53 | #323 |
Reputacja: 1 |
|
10-06-2021, 10:33 | #324 |
Reputacja: 1 |
__________________ Evil never sleeps, it power naps! |
12-06-2021, 19:30 | #325 |
Reputacja: 1 | Backertag (4/8); zmierzch; Vasilij i Gaduła.
|
13-06-2021, 17:41 | #326 |
Reputacja: 1 |
__________________ Evil never sleeps, it power naps! Ostatnio edytowane przez Santorine : 14-06-2021 o 05:49. |
13-06-2021, 19:55 | #327 |
Reputacja: 1 | Backertag (4/8); zmierzch; tawerna “Wesoła mewa”; Versana i Łasica Po tym jak Versanie nie udało się włączyć do towarzystwa przy jednym ze stołów spróbowała przez chwilę obserwować o czym może rozmawiać ten mężczyzna w todze. Cori mogła mieć rację co do jego wieku. Jak się dokładniej wdowa przyjrzała nie był taki stary jak się wydawał na pierwszy rzut oka. To ta toga jakoś tak dodawała mu wieku i powagi. Ale o czym rozmawiał ze swoimi towarzyszami nie miała pojęcia. Co prawda rozpoznała pojedyncze słowa ale zbyt mało aby szło z nich złożyć jakiś sens. Wydawało się, że rozmawiają o czymś w przyjacielski i kulturalny sposób ale co było tematem rozmowy nie szło zgadnąć. Jeszcze gorzej poszło wdowie z próbami podsłuchania marynarzy czy kim oni tam byli do jakich niedawno podeszła. Tylko jeden siedział do niej twarzą i odzywał się dość niewiele. Raczej nie był duszą towarzystwa. Albo rzucał coś potakująco ale nie wiadomo było do jakich słów towarzyszy albo to co udało się czarnowłosej zrozumieć to wyrwane z kontekstu nie szło dopasować. Albo na odwrót, można było dopasować do wszystkiego. Więc wielkiego pożytku z tego nie było. Dalsze obserwacje przerwało jej przybycie Łasicy i jej przywitanie. --- Versana również miała ochotę skoczyć z koleżankami na pięterko. Nie był to jednak najodpowiedniejszy czas. Czekało na nią parę osób. Parę bardzo ważnych dla nich osób, których nie wolno im było wystawić do wiatru. - Dopiłaś? - spojrzała na kufel Łasicy, który był już raczej w połowie pusty aniżeli na odwrót - To ruszajmy. Mam dla ciebie niespodziankę. Kornas czeka na nas na trasie. - dodała nieco tajemniczo. - Niespodziankę? Mam nadzieję, że to nie to jak Kornas walnie mnie w łeb jakąś lagą. - zażartowała niebieskowłosa. Zakręciła kuflem patrząc do jego wnętrza po czym upiła znów parę szybkich łyków. - No i znów w drogę, dopiero co wróciłam. Widzisz Cori? Ta uczciwa praca to wieczny kierat. Od świtu do zmierzchu a po zmierzchu jeszcze nadgodziny. - Łasica teatralnie westchnęła patrząc na blond koleżankę za szynkwasem. Ta zachichotała rozbawiona tą przesadą. - No nic. Trzeba to trzeba. Samo się nie zrobi. - łotrzyca rozłożyła ręcę, dopiła duszkiem resztkę gorącego trunku, stuknęła denkiem o szynkwas, otarła usta rękawem i rozłożyła dłonie jeszcze raz. - No to chodźmy do tych pilnych spraw. - złapała za ramię Versany i skierowała się ku wyjściu. Na pożegnanie posłała blondynce całusa, uśmiech i machanie rączką. A potem był kaptur, drzwi i zamieć na zewnątrz. Backertag (4/8); Wieczór; dom węglarzy; Versana, Łasica, Kornas, Norma, węglarze Wiało złem. Ulryk jakby wyczuwał intencje spotkania grupki kultystów, którzy wielbili Bogów nie należących do jego sprzymierzeńców. No ale parły do przodu nie zważając na niesprzyjające warunki. Nim przyjdzie im zgarnąć po drodze Kornasa miały jeszcze chwilę by wymienić parę zdań. - Złap się mnie pod pachę! Będzie nam raźniej iść i swobodniej rozmawiać! - krzyknęła do przyjaciółki. We dwójkę zdecydowanie lepiej przedzierało się ulicami miasta w taką pogodę a i było nieco cieplej. - A teraz się trzymaj! - uprzedziła - Wczoraj wysłałem gołębia na “Adele”! Nasza wilczyca zgodziła się na spotkanie z Ojcem! Polowanie widocznie było tym czymś co przechyliło szalę na naszą stronę! - w głosie mimo mocno wiejącego wiatru dało się wyczuć dumę. Ver czułą się ważnym trybem w ich mechanizmie. Rodzina była stowarzyszeniem, które doceniało ją jako jednostkę. Jej do odpowiadało. Niedosyt jednak nie został zaspokojony, Wciąż chciała być najważniejsza w mieście. - Oo! Wilczyca będzie gadać z szefem?! Nieźle! To jestem ciekawa co wyjdzie! - Łasica chętnie złapała koleżankę ale zawieja nie sprzyjała rozmowie nawet jak się było tak blisko. Wiatr dławił i wpychał słowa wraz ze śniegiem z powrotem do gardła. To i łotrzyca była dość oględna w słowach. - A u mnie kicha w tej nowej pracy! Utknęłam tak samo jak u van Hansenów! Potem ci powiem jak da się pogadać! - zaznaczyła tylko co się działo w nowym tygodniu u niej ale nie chciało jej się drzeć w tą zamieć więc sobie to darowała póki nie znajdą się w spokojniejszym miejscu. Stanowili kontrast a jednak było kilka rzeczy, które je łączyło. Przede wszystkim wiara i to w tego samego Boga. Chociaż, każdego z nich uwiódł On w innym aspekcie swojego wyznania, przyciągając do siebie i przytulając innym ramieniem. Ważne jednak, że każde z nich lubiło się oddawać tym przyjemnością bez reszty i umiaru. Dając się pochłonąć im bezpowrotnie. Co do pozostałych podobieństw to były one dużo bardziej przyziemne i może nawet nieco zabawne. Chodziło oczywiście o brak kutasa i cienki głos. Co w przypadku samej Ver czy Łasicy nie powinno dziwić to gdy chodziło o Kornasa wzbudzało to co najmniej zdziwienie. Eunuch był jednak delikatny tylko z pozoru a te lubiły gubić. Stąd też dowcipkowanie wprost z jego przypadłości w jego obecności nie należało do najrozsądniejszy i bezpiecznych rzeczy. Chłop miał swoje rozmiary i wiedział jak je wykorzystać. Bił jak dzwon - mocno aż dudniło w głowie i uszach przez kilka dni. Ów pozory zaś zwodziły na manowce nie tylko w przypadku samego łysola. Podobnie było z Normą, do której cała trójka zmierzała. Na pierwszy rzut oka piękna, choć postawna kobieta. Postura ta jednak w tej części Imperium nie była niczym zaskakującym, gdyż określenie “słaba płeć” traciło tu sens. Rodowite Nordlandki podobnie choć w mniejszym stopniu jak Norsmanki były większe niż delikatne Estalijki czy Tileanki i miały “jaja”. Nie bały się dać po mordzie i głośno wyrazić swojego zdania. Znajdowało to zresztą odzwierciedlenie w tutejszych zwyczajach czy prawie, które zapewniało tutejszym damą nieco więcej swobód niż na południu czy w centrum kraju. Pozorność Normy leżała jednak gdzie indziej. Była berserką niebojącą się zginąć w czasie walki. Nie interesowało ją dzierganie na drutach czy stanie przy garach. Lubiła tłuc, bić, ciąć i miażdżyć. Tylko po to żyła. Kultyści na szczęście o tym wiedzieli i mieli zamiar to wykorzystać, wcielając ją w swoje szeregi i mianować swoją siostrą. W końcu pomimo zadymki jaka naprawdę była męcząca. Utrudniała marsz przez rozchodzony i rozjeżdżony śnieg. A jak się gdzieś trafiły nie odgarnięte zaspy to robiło się naprawdę ciężko. Do tego śnieg zasypywał oczy więc trzeba było je cały czas mrużyć a wiatr bez trudu szarpał ubraniami a nawet całymi sylwetkami. Nawet tak masywnymi jak Kornasa. Wybijał też powietrze z ust i stawiał opór jak niewidzialna ściana jaką trzeba było pokonywać przy każdym kroku. Więc gdy zapukali do drzwi węglarzy byli już nieźle zmęczeni. Procedura była podobna jak zawsze. Klapka poszła w ruch, potem oko, znów ruch klapki, tym razem zamykanej. I zgrzyt otwieranych drzwi. W nawet tej zwykłej chacie było przyjemnie odciąć się od tej zawieruchy na zewnątrz. A ciepło jakie panowało w domu działało bardzo przyjemnie. Norma musiała już czekać. Bo pierwszy raz jak ją odwiedzili była w czymś więcej niż tylko koszuli i kalesonach. Miała na sobie spodnie i resztę. Brakowało jej tylko zimowego futra w jakim chodziła. Powiedziała coś na przywitanie po kislevsku. Po czym coś zapytała co Dymitr szybko przetłumaczył. - Pyta czy chcecie iść w taką pogodę. - zapytał wskazując głową na stojącą niedaleko wojowniczkę. - Privet. Tak. - stanowczo odpowiedziała Ver. Starszy był o wszystkim poinformowany i wystawianie go do wiatru nie było dobrym pomysłem. Z resztą wdowa nie wybaczyłaby sobie takiego znieważenia Mistrza. - To dla Normy aby następnym razem nie musiała korzystać z pożyczonego sprzętu. - dodała mówiąc do Dimitria ale wzrok kierując wpierw na wojowniczkę a następnie na swojego ochroniarza by ten przekazał rohatynę jej nowej właścicielce. - Mam nadzieję, że finał polowania was zadowolił. - powróciła jeszczę na chwilę do wydarzeń sprzed paru dni - I, że nie zawiodłam waszego zaufania. - według poleceń Ojca miała pracować nad “ociepleniem” stosunków z węglarzami i tak właśnie uważała, że robiła. - Wybaczcie jednak. Na nas już pora. Powinniśmy ruszać bo pogoda zapewne opóźni nasz marsz. Odstawimy ją całą i zdrową. - zapewniła i tym zgrabnym manewrem przeszła do końca pogawędki. Czekała ich wręcz przeprawa i to nie mała. Mimo zabudowań, które pozornie chroniły przed wiatrem to czasami lepiej by się chyba maszerowało na otwartej przestrzeni. - Gotovyy? - zapytała już bezpośrednio berserkę po kislevsku. Lata pracy w branży pozwoliły jej poznać kilka podstawowych słówek w różnych językach. - No tak, nieźle poszło na tym polowaniu. - Dymitri pokiwał głową nawet się trochę jakby uśmiechnął. Widocznie dostawa świeżego mięsa była im na rękę. I stanowiła przyjemną niespodziankę. - Gotova. - odparła głucho Norma będąc ponad takie subtelności. Ubrała i zapięła swoje futro, wsadziła po toporze za pas i ona z koleji zdziwiła się gdy Kornas wręczył jej rohatynę. Obejrzała ją uważnie i chwilę dopytywała się Dymitra o co chodzi bo rozmawiali chwilę po kislevsku. Ten zapytał jeszcze Versany czy to na pewno dla niej bo wilczyca o to pytała. Ale jak się okazało, że tak to uśmiechnęła się i podziękowała za ten prezent. Wyszła gdzieś z głównej izby po czym wróciła już bez tej broni. I dała znać, że gotowa jest wyruszyć. - No to chłopcy fajnie was było znów widzieć. Musimy się znów spotkać przy miodzie i takich tam. No ale jak Ver mówiła, musimy już lecieć. - Łasica też dołożyła swoją cegiełkę do tych przyjaznych negocjacji i odezwała się promiennie do węglarzy jakby byli jej dobrymi kolegami. Ci do niej też jakoś chętniej się uśmiechali niż do czarnowłosej wdowy. No ale łotrzyca nie była zamieszana w te największe awantury jakie wdowa miała z nimi więc pewnie lepiej im się kojarzyła. - No to czas na nas. - powiedziała Łasica dając znak, że czas wracać na te zamiatane wiatrem ulice. Marsz był ciężki i męczący. Przedzieranie się przez zasypane śniegiem miasto nie należało ani do łatwych ani przyjemnych. Sukcesywnie jednak mijali kolejne zakręty i przecznice. Milczeli zarówno z powodu niezbyt sprzyjającej rozmową pogodzie jak i nieznajomości języka. Brena byłaby świetną tłumaczką. Nie była jednak gotowa jeszcze na spotkanie z ich mentorem. Niebawem jednak i ona miała dostąpić tego zaszczytu. Taka pogoda miała jednak pewną zaletę. Miasto było po prostu opustoszałe. Wszyscy pozamykali się albo w swoich izdebkach albo gdzieś spijali tanie piwo po karczmach. Wyjątku od tej reguły nie stanowiły również patrole straży miejskiej. Nikt o zdrowych zmysłach nie wystawiał nosa. Nikt poza małą grupką kultystów, która zmierzała w konkretnym kierunku pod adres, który już każdy z nich znał by prawić tam o konkretnych rzeczach. --- Mecha 55 Versana; czytanie z ruchy warg; (INT); 65+10-10-10-20=35; rzut: Kostnica 42 > 35-42= -7 > remis = ok 10% słów Versana; czytanie z ruchy warg; (INT); 65+10-10-10=55; rzut: Kostnica 70 > 55-70= -15 > ma.por = ok 5% słów |
13-06-2021, 19:59 | #328 |
Reputacja: 1 | Backertag (4/8); Wieczór; puste mieszkanie - kryjówka w porcie; Versana, Łasica, Kornas, Norma, Kurt, Starszy To, że ktoś na nich czeka widać było już z kilkudziesięciu kroków. Przez ten silny wiatr i śnieg jaki szarpał maszerującymi sylwetkami widać było wabiące oczy ciepły prostokąt oświetlonych okien w mieszkaniu na parterze. Wkrótce znaleźli się przed drzwiami w jakie zapukali. Otworzył im zgrzyt zamka i kuternoga o drewnianej nodze. - Witajcie. Wejdźcie. - Kurt nie przedłużał spotkania i odsunął się z przejścia aby mogli wejść do środka. Po czym zamknął i zaryglował za nimi drzwi. - Idźcie do kuchni, tam najcieplej. - powiedział machając dłonią we właściwym kierunku. Po chwili siadali już przy starym, zużytym ale wciąż solidnym, kuchennym stole mogąc się rozpłaszczyć z kożuchów i futer. I ciesząc się solidnym ciepłem jakie panowało w tym pomieszczeniu. - Napijecie się czegoś? Barszcz zrobiłem. - zaproponował Kurt przechodząc do roli gospodarza. Łasica bez skrępowania zgłosiła swoją chęć na coś gorącego. - Daj. Niby praca w kuchni a cholera nawet jeszcze kolacji nie jadłam. Głodna jestem. - burknęła niezadowolona zwracając się do pozostałych przy stole. Stary marynarz pokiwał głową i zaczął rozlewać do kubków bordowy płyn jaki miał w jednym z garnków nastawionych na piecu. - Ja też nie odmówię. - odparła dmuchając w dłonie, którymi pocierała o siebie aby je rozgrząć. - I ja. - pisnął Kornas cicho. On strawy i mordobicia nigdy nie odmawiał. Chociaż jakiś tam barszczyk dla niego był lichym pocieszeniem. - To macie tu na raz. A zaraz wam zrobię coś grubszego. - Kurt widząc jak ma się sytuacja rozdał każdemu po kubku parującego barszczu do picia. Napar przyjemnie grzał zmarznięte dłonie i rozgrzewał od środka. A potem stary marynarz pokuśtykał do pieca i zaczął rozlewać porcje do misek. Tym razem z gęstym i coś tam chlupotało nalewane do tych naczyń. - Szef zaraz będzie. Na razie zjedzcie coś. Na głodnego nie ma co gadać. Pogoda nam się znów zrobiła zimowa. - powiedział nie odwracając głowy. Łasica wstała od stołu i zaczęła nosić do stołu miski jakie napełniał. - A co tam tak poza tym słychać? - zagaił od pieca Kurt zerkając na siedzące przy stole towarzystwo. - Stare kurwy nie chcą zdychać. - odparła niemalże natychmiastowo - Tylko jakieś coś te młode sobie za cel obrało. - dodała - A poza tym to polowanie udało się do tego stopnia, że Norma zgodziła się tu dzisiaj zjawić. - lekko się uśmiechnęła by nieco zamaskować zakłopotanie - Dziś też tak jak ostatnio musisz robić za tłumacza więc… - przełknęła kolejny grzyl barszczu - ..dobrze byś i jej spytał czy nic nie wrzuci na ruszt. - zamilkła popijając dalej barszcz i obserwując reakcję kapitana Adele. Norma póki co siedziała w milczeniu nie bardzo wiedząc co począć. - A poza tym. - ponownie się odezwałą - Na dniach się zjawię i zabiorę na kilka klepsydr Bydlaka. Wiesz. Tresura i takie tam. - Twój pies. Zabieraj go kiedy i gdzie chcesz. - odparł kuternoga wracając do stołu z ostatnią miską dla siebie. Wszyscy zasiedli za stołem sycąc się czerwoną zupą z gotowanymi jajkami i kawałkami kiełbasy. Normie też zdawało się smakować, Kurt zapytał ją coś krótko a ona równie krótko odpowiedziała. Pewnie coś właśnie o jedzonej zupie. - To byłyście na polowaniu? Daleko? Kiedy? Gdzie? - Łasica zapytała pomiędzy kolejnymi łyżkami zupy zerkając na obie uczestniczki tego polowania. - Ja, Norma i Froya. Dwa dni temu a gdzie? - zapytała jakby sama siebie - W lesie. Nie powiem więcej bo się nie znam niestety. Upolowaliśmy w każdym razie łosie, sarny i odyńca. Było nieźle prawdę mówiąc. Z resztą. Kurt spytaj naszej koleżanki o jej wrażenia. Niech nie siedzi tak w milczeniu. Nie chcemy by czuła się obco. - spojrzałą na drewniano nogiego człowieka morza - I poczęstuj ją barszczem. - okrasiła stwierdzenie uśmiechem by nie wyjść na “niegrzeczną”. - Aha, w lesie. No tak, ja jak wyjdę poza miasto to też głupia jestem. - dziewczyna w grubej, zgrzebnej szaro - burej sukni pokiwała ze zrozumieniem głową dając znać, że ma pełne zrozumienie dla wyobcowania koleżanki w leśnej dziczy. - Ale jak coś upolowałyście to chyba dobrze co? A jak panienka Froya sobie radziła? Bom ciekawa jak ona wygląda w akcji. Bo Normę to widziałam na arenie. - zagaiła koleżankę o swoją ostatnią oficjalną pracodawczynię. Jednym uchem zaś słuchała kislevskiej rozmowy Kurta z Normą. Ale to raczej toporniczka coś opowiadała i to całkiem ochoczo. Nawet jak się nie znało języka dało się wyczuć, że chętnie opowiada o czymś dla niej przyjemnym. - Sprawnością bojową dorównuje swojej urodzie. - wypowiedź wyczerpywała całkowicie wszelkiego rodzaju domysły - A z tego co ty mówiłaś to i w sypialni. - zachichotała - Co lepsze nasza Norma przypadła jej do gustu i na to wygląda, że z wzajemnością… - spojrzała na kobietę z północy unosząc brwi. Blond wojkowniczka była tak zajęta i podekscytowana rozmową, że zdawałą się nawet nie zauważyć jak obie kultystki na nią spoglądają. - I jak? - w pewnym momencie Ver zwróciła się do Kurta. - Co do łóżkowych spraw to mam nadzieję, że jedną i drugą uda nam się zaliczyć. A najlepiej obie na raz. - powiedziała szybko Łasica widząc, że ich kolega jeszcze gestem poprosił o chwilę czasu by toporniczka mogła skończyć to o czym mówiła. - Tak widzę, że polowanie jej się podobało. Najbardziej chyba ten odyniec. Bo upolowała jakiegoś jak rozumiem? I ten łoś też był niczego sobie. No i panna van Hansen. Opowiada o niej jak o jakimś wodzu. Zwłaszcza, że zaprosiła ją na kolejne polowanie. Tylko mają się jeszcze umówić co do detali. - Kurt w paru słowach streścił to co wojowniczka z północy opowiadała znacznie dłużej i pewnie barwniej sądząc tak na słuch i widząc jej wesołą gestykulację. - Mówi też, że jak na początkującego myśliwego to też poradziłaś sobie nieźle. - dodał jeszcze na koniec. Widząc, że skończył Norma pokiwała głową tak na wszelki wypadek. Ver nieco zaniepokoiło to zaproszenie na polowanie pomijające jej osobę. Widocznie Froya była pod wpływem takiego szoku i zaskoczenia całym tym wydarzeniem, że zapomniała o nim poinformować wdowę van Darsen - gdzie tam. Nawet głupi by w to nie uwierzył. - A to żmija. - rzuciła na głos - Miała wszystko tłumaczyć a o tym szczególe zapomniała napomknąć. - grymas wykrzywił jej twarz - Widzę, że w tych salonowych gierkach jest równie dobra co w polu. Chciałam po dobroci a ta mi za plecami spiskuje. Co my z tym zrobimy kochaniutka? - złapała za udo przyjaciółkę - Toż to zniewaga. - niemalże wrzała ze zdenerwowania. Koniec końców starała się opanować emocje. - A to spytaj jej kiedy rozmawiały o tym polowaniu i co Froya mówiła o mnie?- mówiła bezpośrednio do Kurta - A i o czym dyskutowały przed walką na Arenie? - Ciekawa była czy córka jednego z większych posiadaczy ziemskich otworzyła się jeszcze bardziej w obecności Norski. Niepokoiło ją też takie podejście do “obcej” w tych stronach. Do tej, której bracia i siostry plądrowali i palili tutejsze włości. Z którymi tacy jak Froya chciała walczyć. Bała się, o zdrowie i życie swoje, swojej rodziny i Normy. Bała się, że były to dobre minki do złej gry. - Jakoś mnie to nie dziwi. Ci ze szlachty to szanują i traktują poważnie tylko się między sobą. A nas to tak najwyżej na 5 minut albo w razie potrzeby. - skwitowała Łasica poklepując na pocieszenie wdowę po ramieniu. Kurt co nie miał pojęcia co się dzieje poza łajbą na jakiej spędzał większość czasu wzruszył ramionami i wznowił rozmowę z ich gościem. Znów słychać było kislevską mowę. - Wiele ci nie pomogę Ver. Teraz nawet tam nie pracuję. A nawet jak tam byłam to Froya robiła co chciała. Kto bogatemu zabroni? - zapytała raczej retorycznie łotrzyca chwilę słuchając tych kislevskich dialogów. - Mówi, że Froya zaprosiła ją jak się uganiałaś za jakimś jeleniem. Była wkurzona na ciebie, że jej nie oddałaś pierwszego strzału. To obraza. Tak to potraktowała. Dlatego zaprosiła Normę a ciebie nie. - przetłumaczył Kurt słowa wojowniczki z północy. Ta znów pokiwała twierdząco głową. - A co do areny to nie chce gadać. Znaczy mówi, że to nic wielkiego. Po prostu się poznawały i była pod wrażeniem, że ktoś tutaj mówi w jej ojczystym języku. Bardzo ją to ucieszyło. - powiedział to co jeszcze pytała koleżanka. - Dobra to jak zjedliście to dajcie te miski. A ja idę po mistrza. - stary wilk morski wstał nieco ociężale widząc, że kolacja zjedzona i bez pośpiechu zaczął zbierać podawane mu naczynia. Ver postanowiła jednak wykorzystać ten moment, w którym stary wilk morski wciąż stał przy stole. - Powiedz więc jej, że nie tylko ja jestem fałszywa flądra. - starała się mówić spokojnie bez oznak jakichkolwiek emocji - i, że nie tylko ja potrafię się ładnie uśmiechać snując piękne kłamstwa. - musiała dodać swoje trzy groszę. W tym gronie na szczęście nie musiała się gryźć w język. - Aż mnie korci by ją na pojedynek wyzwać. - rzekłą teraz do reszty zgromadzonych - Byłoby to w jej stylu i porażka na takiej płaszczyźnie bolałaby ją najbardziej. - dodała rozmyślając nad rodzajem zemsty i zmyciem tej plamy. - Nie żartuj Ver. Nie jesteś jej godna. Przecież wiesz, że oni w takie rzeczy to się bawią tylko między sobą. - brew Łasicy powędrowała do góry kładąc uspokajająco dłoń na ramieniu koleżanki. Ale miała rację. Tylko szlachcic mógł wyzwać drugiego szlachcica. Inni byli w tej materii ignorowani. - Nie chcę cię martwić Ver ale Norma chyba też zgadza się z opinią Froyi w tej sprawie. Znaczy, że ona była najznamienitsza na tym polowaniu więc jej się należał pierwszy strzał. - Kuternoga dorzucił swoje trzy grosze jakie widocznie uzyskał od Norsmenki. - Jak paniusia uznała to za obrazę to nie dziw się, że cię nie zaprosiła na swoje polowanie. - rozłożył ramiona jakby rozumiał taką logikę. Niekoniecznie musiał ją popierać ale zrozumieć mógł. Zabrał ostatnie miski, Łasica wstała aby zebrać kubki i oboje poszli wstawić to na taboret przy misce gdzie czekały na swoją kolej mycia. - Dobra to ja idę po szefa. - Kurt nie wracał do stołu tylko wskazał brodą na drzwi w kierunku których ruszył. A włamywaczka odkryła kolejny zestaw kubków do jakich zaczęła nalewać coś parującego z drugiego gara. Pozostało jej zachować dobrą minę do złej gry. Nie oznaczało to jednak, że sobie odpuści i pozostawi temat bez zakończenia ze swojej strony. Musiała tylko przemyśleć w jaki sposób użądlić by choć odrobinę odbić sobie tą zniewagę. Nie było to jednak miejsce i czas na knucie. Byli tu w innym celu. Łasica wróciła z naręczem kubków z parującymi grzańcami. Rozdała je grupce przy stole siadając na poprzednim miejscu. Za to stary bosman wyszedł i sądząc po skrzypieniu schodów poszedł na górę. - No to napijmy się. - powiedziała włamywaczka unosząc swój kufel do toastu. Pozostali także i poczęstowali się napitkiem przygotowanym przez Kurta. Ten wrócił chwilę później po czym zwrócił się po kislevsku do Normy. Ta skinęła głową, zostawiła swój kubek na stole i ruszyła w jego stronę. - Mistrz ją prosi na rozmowę na górę. Z wami też ma do pogadania ale to później więc poczekajcie. - kuternoga wyjaśnił o co chodzi przekazując wolę lidera zboru. Wszyscy w milczeniu pokiwali głowami na znak, że przyjęli tą dyspozycję. Chwilę później kapitan i Wilczyca zniknęli. Za drzwi dobiegał tylko głuchy dźwięk kroków wchodzących po schodach i rytmiczne stukanie drewnianego kikuta kurta o podłoże. - To smarkula jedna. - Ver wróciła do tematu, który stanął jej ością w gardle - Pomożesz mi jej dopiec? - zwróciła się z prośba do przyjaciółki - Nie daruje zołzie. - nie było Normy. Ver więc nie musiała się tak hamować i pozwoliła sobie na delikatny upust emocji, które w niej się kotłowaly. - Złość piękności szkodzi. - uśmiechnęła się niebieskowłosa kładąc dłoń na ramieniu koleżanki. - Co zamierzasz? - zapytała opierając się łokciami o blat stołu i wysuwając swoje nogi przykryte zgrzebną, zimową suknią daleko do przodu. - Z jednej strony to bym ją na kolacje zaprosiła. Wiesz tak w ramach przeprosin. - zgrywanie skruszonej damulki czasami przynosiło pozytywne skutki. Dawało to też poczucie tej drugiej osobie o tym jak komuś głupio i że doszło do niego co zrobił. - I nafaszerowała czym strawę bądź wino. - dodała - A żeby się posrała. - zaczęła chichotać - Chociaż to zbyt oczywiste i może lepiej byłoby zagrać na jej zasadach. Wtedy porażka bolałaby ją dużo bardziej dając mi jeszcze większą satysfakcje. - kombinowała jak koń pod górę. Koń! - Koń! - wykrzyczała nagle - A może podtruć jej szkapę? - zapytała pozostałych kultystów. - Ver może ochłoń i się z tym prześpij czy co. Bo gadasz jak obrażona dziewczynka. Mówisz o zadzieraniu z van Hansenami jakby chodziło o jakąś gówniarę w krótkich majtkach. Przemyśl czy cię stać na takie koszty i ryzyko. - Łasica obróciła się ku koleżance, zmierzyła ją wzrokiem i pokręciła głową nim się odezwała. Raczej bez entuzjazmu dla propozycji jakie usłyszała. Słowa właścicielki skórzanych spodni niosły duży ładunek rozsądku. Było to dość nietypowe jak na wyznawczynię Węża. Mimo wszystko może warto było posłuchać rady przyjaciółki. - A niech cię. - machnęła ręką uśmiechając się do kochanki na znak, że ta przemówiła wdowie do rozumu - Niech Froye Strupas dziurawi. - nie mogła się powstrzymać. Chwilę później jednak zamilkła. Siedzieli tak w ciszy, którą przerywał tylko dźwięk palącego się w piecu drwa i wichury za oknem. - W zasadzie jest jeszcze coś. - wdowa korzystała z możliwości spokojnej rozmowy przy gorącym winie - Chodzi o Brene. Chciałabym móc ją tu przeprowadzić na audiencje u Szefa. Pomyślałam jednak, że dobrze by było ją jakoś przygotować i finalnie poddać jakiejś próbie. - mówiła już zdecydowanie spokojniej. Jakby cała złość i frustracja gdzieś wyparowały. Pytanie na ile. - No to musisz czekać aż szef się zgodzi. Jak się zgodzi to ją przyprowadź. Raczej nie ma tu wielkiej filozofii. Albo ją przyjmie albo nie albo będzie miał jakies “ale”. Każdy z nas przez to przchodził. - włamywaczka spojrzała w bok chyba nie bardzo rozumiejąc dlaczego Versana jej o tym mówi i jaka by miała pełnić rolę. - Nie wiem czy mnie zrozumiałaś. - Łasica po części miała rację - Ojca otacza aura na którą nie każdy jest gotów. - tu nawet nie chodziło o fizyczną powłokę ich przełożonego - Ja więc chciałabym na to spotkanie przygotować rudzinkę. Przy okazji przekonując się jak pilnie obserwowała, uczyła się i jak bardzo zdeterminowana jest by dopiąc swego. - objaśniała - Co wiec powiesz na wizyte w restauracji. Ty, ja Pirora i Brena. Wprowadzimy ją. Opowiemy co na nią czeka i tak dalej. - było to swoistego rodzaju zaproszenie - A co do zadania. Pomyślałam o tym zarządcy magazynu Grubsona. Wiesz, że jest wdowcem? - Wiem. Sama mi to chyba mówiłaś ostatnio. Jak czegoś nie pomyliłam. - niebieskowłosa uśmiechnęła się pod nosem. - Ale nie bardzo wiem co ma jedno do drugiego. Co ma zarządca Grubsona do spotaknia Wiewióreczki ze Starszym? - popatrzyła pytająco na sąsiadkę dając znać, że nie dostrzega związku między tymi dwoma rzeczami. - Niech go Brena uwiedzie. Puści się z nim. Zawróci mu w głowie. - odparła takim tonem jakby to było oczywiste - Marcus zna kilka tajemnic Huberta, które bym chciała poznać. - No a co to ma wspólnego ze Starszym? - Łasica nie skomentowała samego pomysłu ale pytała jakby dalej nie widziała związku między jedną a drugą sprawą. - Polecił aby Brena wykazała się samodzielnością. - wyznała - Da nam to wszystkim wgląd w jej umiejętności a przy okazji i dobrych wiatrach pozwoli nieco się wzbogacić. - No coś mi świta, że już wcześniej mówiłaś jej coś o tym kierowniku. Ja zresztą też coś mi się wydaje. No ale dalej nie widzę związku. Nie nauczysz jej samodzielności inaczej niż pozwalajac działać samodzielnie. Jak ma się nim zająć to niech się nim zajmie. Jak wróci i opowie jak było możesz coś jej podpowiedzieć czy pomóc. No ale jak tam do niego pójdzie, umówi się czy co to już będzie sama. I musi działać sama. To jak z wychowaniem dziecka. W końcu muszą zacząć radzić sobie same. Tego się nie przeskoczy Ver. Naprawdę nie wiem co bym mogła tu zrobić. Pokrzepiać i trzymać kciuki ale ona musi to zrobić sama. Coś jej wyjdzie, coś jej nie wyjdzie ale musi to zrobić sama. I myślę, że o to szefowi chodziło jak o tym mówił. No ale jak Kurt mówił, że z nami pogada to sama możesz go o to zapytać. - Łasica pozwoliła sobie na znacznie dłuższą wypowiedź. Mówiła szybko, zdanie po zdaniu i wydawała się w pełni przekonana, że ma rację. Ale nadal nie widziała innej metody niż pozwolić Wiewióreczce działać samodzielnie. Ver kiwała głową w zrozumieniu. Taki to też plan miała. No może lekko pomóc pracownicy przy starcie. - Otóż to. - uśmiechnęła się widząc, że mają to samo na myśli - Mimo to chciałabym byśmy spotkali się we cztery i przygotowały ją do spotkania z Ojcem. Jak "wężowe siostry". - uśmiechnęła się - Toż to nie będzie zwyczajowa wizyta w sklepie, czy na targu. Młoda pozna wtedy mentora, tatę, którego nigdy nie miała. - z resztą podobnie jak Ver i Łasica. - No i? - łotrzyca rozłożyła ramiona i uniosła brwi czekając na jakiś ciąg dalszy. W takim stylu jakby nadal nie widziała potrzeby jakichś specjalnych przygotowań Breny do spotkania ze Starszym. - Posłuchaj Ver co ci powie dziewczyna z ulicy. To co się bawimy tutaj to nie jest dla mięczaków i mazgajów. Za to grozi stos, tortury i inne takie. To nie jest zabawa dla wymoczków. Ktoś się do tego nadaje albo nie. Wiewióreczkę lubię, zwłaszcza jak jej mogę usługiwać w łóżku albo kąpieli ale jak się do nas nie nadaje to lepiej to wiedzieć od razu. I nie widzę potrzeby robienia z igły widły. Starszy ma doświadczenie w rozmowach z różnymi ludźmi. Wie i widzi więcej niż ty czy ja. Ja uważam, że jak masz umówione spotkanie Wiewióreczki ze Starszym to ją zaprowadź i czekaj co się stanie. I tyle. Ja się z nią czy w ogóle z wami oczywiście spotkam bardzo chętnie. Zwłaszcza jakbyście potrzebowały posłusznej nałożnicy. Ale no nie widzę sensu jakichś pogadanek z Breną. Jak ma głowę na karku to sobie poradzi. Przede wszystkim ma być lojalna i nas nie sprzedać choćby ją piekli na żywym ogniu. A resztę się zobaczy. Sama wiesz, że Starszy jak przyznaje nam zadania to raczej nie na ślepo i dość dobrze je nam dobiera pod możliwości. Mnie za cholerę nie pasuje rola kucharki w kazamatach ale po prawdzie kto inny by z nas tam pasował? Dlatego jakoś to znoszę. Dla sprawy. - Łasica jako wychowanka twardej, ulicznej szkoły życia wydawała się mieć niewiele zrozumienia dla kogoś kto nie spełniał standardów ulicy. O Brenie mówiła jakby ją naprawdę lubiła ale skoro czekał ją życiowy egzamin to czekał ją. A nie kogoś innego. I rudowłosa pokojówka musiała mu sprostać sama. I widocznie miała zaufanie do mistrza ceremonii, że ten właściwie oceni człowieka i sytuację. Ver zamieniła się w słuch. Łasica miała większe doświadczenie w takich akcjach i dłuższy staż w kulcie. Znała zdecydowanie lepiej metody jakie stosował Starszy. - Dobrze. - odezwała się w końcu - Spotkamy się, pogadamy, pośmiejemy i … - uśmiech zdradzał intencje - … pobawimy. Niech poczuje jak to jest mieć siostry z prawdziwego zdarzenia. - No. Ale ja to tylko wieczorami. Właściwie muszę pogadać ze Starszym bo nie wiem czy na zborze będę. O zmroku kończymy robotę. - powiedziała jakby na zakończenie znów przypominając, że oficjalna praca mocno jej zakłóca standardowy bieg wydarzeń. - Zawsze możemy wieczorem organizować swój zbór. - zastanawiała się na głos - Taki na wzór tego z Ojcem. Tego samego dnia tyle, że później. Przekazywałybyśmy wtedy jego słowo, dumały a na koniec psociły. - zachichotała wesoło na myśl o ich małych mszach. Właśnie między innymi do takich celów przydatna by im była ów Galeria, o której Ver miała zamiar pogadać za moment. - To trzeba by najpierw mieć ten mały zbór. No i dogadać się z mistrzem co i jak. Czy mu to nie przeszkadza. Lepiej zapytać. On zawsze coś mądrego powie. - łotrzyca w szarej, zimowej sukni pokiwała głową ale jednak zdawała się na wszelki wypadek mieć zielone światło Starszego za plecami. Uśmiech był odpowiedzią. Cieszyła ją aprobata starszej stażem koleżanki. Pozostało przedyskutować tą kwestie z Mistrzem i znaleźć miejsce do takowych schadzek. - No to jeszcze jedna rzecz. - kontynuowała dopijając chwilę później resztę korzennego grzańca - Potrzebna miejscówka. W zasadzie dwie. Pierwsza niewymagająca. Do tresury Bydlaka. Gdzieś tu w okolicy. - wykonała okrężnych ruch głową mając w zamyśle coś niedalekiego - Druga to jednak hit. - głos Ver zaczął nabierać na ekscytacji. Źrenice wyraźnie zaś się poszerzyły. - Z moją kochana kuzyneczką myślimy o otworzeniu Galerii Sztuki i uwiciu tam dla nas ciepłego gniazdka. - krążyła palcem po krawędzi kufla - Coś nie dużego. Najlepiej parterowego. Może być podpiwniczone. Najlepiej wolno stojące. - streściła meritum rzeczy - Wiesz. Fundusze nas nieco ograniczają. Myślę jednak, że da się na tym zarobić. Miałybyśmy więc upieczone dwie pieczenie na jednym ruszcie. - No ja się na sztuce kompletnie nie znam. Dla tej twojej Kamili jakbym pozowała nago to byłoby najwięcej co bym miała ze sztuką wspólnego. Zwykła dziewczyna z ulicy jestem. - Łasica uśmiechnęła się machając dłonią na znak, że temat Sztuki przez duże “S” jest jej właściwie całkowicie obcy. - A z tymi miejscówkami to nie wiem co się nadaje. Pirora mnie pytała to jej dałam kilka namiarów na teatr. Ten stary wiatrak, karczma i tak dalej. Jak nie zamierzacie tam zakładać teatru to chyba galerię można by zrobić. A budynków pustych i z piwnicą jest pełno. Każda pusta kamienica ma coś takiego. - pokręciła znów głową na znak, że takie ogólnikowe dane w obcym dla niej temacie są zbyt ogólnikowe aby mogła coś wymyślić w tej sprawie. - A Bydlaka możesz zabrać na kwadraciak. Kurt wie gdzie to jest. Tam się styka kilka podwórek od kamienic, zresztą w większości pustych to możesz tam puszczać psa. Mało kto się tam kręci. Będzie miał gdzie biegać. - podpowiedziała coś od siebie gdy temat zrobił się bardziej swojski. - Kwadracik. - powtórzyła cicho - A z tą galerią to te, które pokazałaś pod teatr są zdecydowanie za duże. Nie ta skala. Póki co. - uśmiechnęła się - Może byś wzięła, któregoś dnia wolne i we cztery byśmy pojechały zwiedzać? - Jakie wolne Ver? Kiedy? Pracuję 7 dni na 8. Od świtu do zmierzchu. Tylko Festag i wieczory mam wolne. Ja jestem zwykła dziewczyna a nie pani na włościach jak ty czy Pirora. - Łasica przewróciła oczami i uśmiechnęła się z politowaniem do koleżanki. Na co dzień w ramach zboru były sobie równe, Łasica nawet cieszyła się zaufaniem mistrza i do tej pory była jego główną infiltratorką dla celów całej grupy. Ale poza tym ją i Versanę dzieliła społeczna przepaść. Granatowowłosa albo musiała pracować dzień po dniu albo robić jakieś niezbyt legalne numery aby utrzymać się przy życiu. A jedno i drugie zajmowało jej większość sił i dnia. A dwie ostatnie prace mniej lub bardziej były związane z kultem i jego zadaniami. A co jak sama włamywaczka podkreślała kompletnie nie leżało to jej buntowniczemu charakterowi i narzekała na to przy każdej okazji. - Nie wiem. W Festag jestem umówiona z Pirorą. Jak pomyślę o jakichś miejscówkach i coś wymyślę to może do Festag coś wymyślę to ją zabiorę i pokażę. Niech ona osądzi czy to się nadaje czy nie. Jak dla mnie to mogłaby urządzić tą galerię w swojej kamienicy. Znaczy jak już ją kupi. Miejsca tam od cholery. Cała kamienica. A byłoby bez szukania i wszystko na miejscu. Do tego w centrum miasta, zaraz przy Placu Targowym. - pokręciła głową i westchnęła jakby ją brało znużenie z całego dnia. Dlatego wstała i podeszła do pieca aby znów nalać sobie nowej porcji gorącego trunku. - A w ogóle co u niej? Nie widziałam jej od Festag. Miałam plan wpaść do niej któregoś wieczoru no ale cholera przez tą robotę zawsze nie mam czasu albo sił. - przy okazji zapytała o blond kandydatkę na kultystkę do ich grupy. - Festag powiadasz? - zamruczała - To może wtedy byśmy się spotkały razem? - zaproponowała - W Konistag się z nią widzę to spytam. Z resztą rozejrzymy się wtedy za czymś na swoją rękę. Jaki kierunek radzisz obrać? - ta informacja była dość istotna. Zaoszczędzała Łasicy latania a Ver i Piorze bładzenia po mieście. - A u mojej kuzyneczki wszystko gra. - uśmiechnęła się ciemnowłosa wdowa - Uwodzi, tworzy i się bawi. - uśmiechnęła się sprośnie - Wprowadziłam ją w sprawę Grubsona i jego romansiku. - wyszczerzyła ząbki - Zobaczymy co z tego wyjdzie. Kto wie. Może w branży sukienniczej pojawi się nam nowy gracz. - zachichotała nikczemnie. - No pewnie. Uwodzicie, bawicie się, poznajecie nowych kolegów i koleżanki. A ja o. To jest moja robota. - mruknęła zniechęcona włamywaczka wskazując ręką na piec zastawiony garami. Jako pracownica więziennej a wcześniej van hansenowej kuchni rzeczywiście musiała na co dzień zajmować się właśnie takimi garami. Wciąż nie w sosie oparła się tyłkiem o krawędź pieca bawiąc się napełnionym kubkiem. - I nie mam pojęcia w jakim kierunku macie się udać. Zmęczona jestem. Może coś wpadnę do Festag a może nie. Nie wiem. Nie chce mi się teraz myśleć. - pokręciła głową dając znak, że nie ma ochoty się teraz zajmować tak abstrakcyjnym problemem który był jej obcy i nie dotyczył bezpośrednio. Ver wstała i podeszła do smutnej przyjaciółki. Łączyła je jakaś niewidzialna i nierozerwalna nić. Rozumiały się bez słów. Tym razem też były zbędne. Wdowa w moment podłapała nastrój kochanki. - No już nie. Uśmiechnij się mała. - złapała ją od tyłu za biodra i nosem wodziła po szyji - Przecież to chwilowe. Zaraz osiągniemy nasz cel i wrócimy do siania rozpusty. - delikatne pocałunki wędrowały ku górze. Pod wargami kultystka wyczuła gęsią skórkę. - Działam byśmy mogły robić to na skalę o jakiej nam się nie śniło Skarbie. - jedna z dłoni złapała za jędrną pierś Nadi - Mogę ci jakoś pomóc. - wymruczała słodko. - No wiem, wiem… Po prostu… Nie podoba mi się to. Jakbym chciała zostać kucharką to bym była kucharką. To nie jest praca dla mnie. Jakby Starszy nie mógł wymyślić jakiegoś burdelu do infiltracji… Tyle mnie omija. Potem się tylko dowiaduje, że ty albo Pirora byłyście tu czy tam, zaliczyłyście tego czy tamtą no a ja mam tylko zdarte palce od szorowania podłóg i garów. - wyżaliła się z tego wszystkiego co jej się przytrafiało przez ostatnie tygodnie. Gdy przez większość czasu jej nie było bo służyła u van Hansenów albo jak teraz w kazamatach. - Hiuuhh… - wydęła swoje pełne usta w długim wydechu gdy te pieszczoty kochanki może w końcu zaczęły przekierowywać jej uwagę na mniej znużone tory. - No ale nic to. Może w tej nowej pracy nie mam już Any ale mam nowych kolegów i koleżanki. - powiedziała już lżej i z uśmiechem odwracając się twarzą do koleżanki. - Wiesz, że dzisiaj jeden z kucharczyków wyżalił mi się, że jeszcze nigdy, żadna kobieta, nie robiła mu dobrze ustami? - zapytała jakby ów kolega z pracy zdradził jej jakąś niepojętą tajemnicę. - No więc żal mi się zrobiło tego biednego chłopca i postanowiłam go wziąć na stronę i uzupełnić to jego doświadczenie życiowe. Poza tym potrzebuję alibi aby się wymykać z kuchni. W kuchni już wszystko mam obcykane ale cholera tam nic nie załatwie. Muszę mieć pretekst aby się wymykać w głąb lochów. Inaczej ich nie poznam. - zaczęła relacjonować jak to sobie radzi z penetracją nowej pracy. - Poza tym poznałam wreszcie naszą Leosię. I co za szczęście! Lubi z dziewczynami! No i dobrze. Zanoszę jej obiad do jej celi. To mogę trochę pobuszować. Mówiłam jej, żeby szepnęła gdzie trzeba aby mnie wyznaczyli do roznoszenia posiłków. Wtedy jakbym wracała mogłabym ją odwiedzać. No a sama wreszcie zwiedziłąbym te cholerne lochy. Bo z kuchni to wiele nie załatwię. - łotrzyca się rozpogodziła i zaczęła opowiadać o spotkaniu tej nieuchwytnej dotąd strażniczki jaka poza lochami była dotąd dla nich nie do namierzenia. - I ile wytrzymał? - zaśmiała się - Dobra i poczciwa dziewczyna z ciebie. Kto twierdzi inaczej się nie zna. Gdyby było więcej takich jak ty to na świecie byłoby lepiej. - uśmiechnęła się odgarniając włosy przyjaciółki. Starała się ją pocieszyć i wesprzeć na duchu. - Fiu, Fiu. - podgwizdała - Leosia. To może ustawisz ją na spotkanie we trzy? - zaproponowała - Podszyje się pod jakąś kuchareczke czy inną twoją znajomą. - Nie wiem. Na razie to świeża sprawa. Dopiero wczoraj i dzisiaj jej służyłam. Tak jak lubię na kolankach i ustami. I te kraty i cele. Bardzo mi się podobało. No ale czy uda mi się coś z nią poza lochami to nie wiem. Nie próbowałam jeszcze. Liczę, że Starszy mi dzisiaj coś podpowie. Muszę jakoś dostać się na te prawdziwe lochy a nie tylko kuchnię. Najłatwiej by było jakby mnie przydzielili do roznoszenia posiłków. To bym miała objazd po całych lochach. Może bym wreszcie spotkała tą naszą co mamy ją uwolnić. Bo do tej pory żadnego skazańca ani celi nawet nie widziałam. - humor granatowowłosej poprawił się i znów mówiła szybko i z werwą chociaż miała widoczny ambaras jak przełamać ten impas. Miała kłopot ruszyć się z kuchni niezauważona a bez tego trudno było liczyć na zwiedzenie kazamat i odnalezienie tej skazanej jaką mieli uwolnić. - Pomyśl więc może o glinie. - rzuciła luźno - Mogłabyś pod nieuwagę cielęcinki obić w niej klucze. Później zaś użyć tej formy do odlania nowych. Własnych. - uśmiechnęła się zaś w jej oku zapłonęła iskra - Ponoć bardzo skuteczne i w miarę dyskretne, bo nic nie znika. - puściła oczko - Swoją drogą ja również bym nie pogardziła takim fantem. - Veerr… Mówisz do zawodowej włamywaczki. Jakby to było takie proste to już bym tu siedziała z odbitym kluczem. A tym kluczom Leosi się przyjrzałam. Ma ich cały pęk. Nie wiem który jest od czego i który jest nam potrzebny. - Łasica odwzajemniła uśmiech ale odezwała się tonem jakby poczuła się potraktowana jak amatorka w fachu w jakim uważała się za zawodowca. - Tylko mi się tu nie obraź zaraz. - zachichotała - W każdym razie załatwiłabyś mi takie cudeńko? - Jakie? Tą glinę? To wystarczy zwykła glina. Jak odgarniesz śnieg i dokopiesz się do zmarzniętej ziemi to pewnie będzie właśnie taka glina. - odparła nieco zaskoczona pytaniem koleżanki. Ale raczej tak jakby uważała, że to może sobie sama załatwić we własnym zakresie. I tak jak Łasica okazała się być doświadczoną włamywaczką, tak Ver wyszła na totalną amatorkę. No cóż. Trochę czasu minęło od Marienburdzkiej bidy. Dupsko przyzwyczaiło się jej do dobrobytu. Musiała po prostu “odkurzyć” niektóre sztuczki złodziejskie. |
13-06-2021, 20:00 | #329 |
Reputacja: 1 | Backertag (4/8); Wieczór; puste mieszkanie - kryjówka w porcie; Versana, Łasica, Kornas, Norma, Kurt, Starszy Podniosła głowe do góry i rzeczywiście było słychać kroki. Potem na schodach. Aż wreszcie do kuchni wrócili Kurt i Norma. Toporniczka spojrzała na dwie koleżanki, na Kornasa który wciąż siedział przy stole i siadła na swoim poprzednim miejscu. - No to teraz wy. Idźcie na górę. Pokój po prawej. Mistrz was oczekuje. - Kurt odezwał się do obu kultystek dając im wskazówki gdzie powinny zastać Starszego. Ruszyły więc w towarzystwie Kornasa. Był z nimi. Wyznawał tego samego Pana. Czuł więź i przynależność do komórki. Schody skrzypiały zaś lampy przymocowane do ścian nieco rozjaśniały pomieszczenie. Zżerał ich ciekawość. Chcieli ją jak najszybciej zaspokoić. Stanęli w końcu przed drzwiami o których mówił Kurt. Dźwięk pukania przerwał ciszę. - Wejdźcie moje dzieci. - ze środka doszedł nieco przytłumiony przez drzwi ale wyraźny, znajomy głos Starszego. Ciepły, kojący i budzący zaufanie. Gdy otworzyli drzwi ukazał się dość zwykły pokój na dwa łóżka. I stół z czterema krzesłami. Przy jednym z nich siedział frontem do drzwi lider całego zboru. - Siadajcie moi drodzy. Siadajcie i rozgośćcie się. - zamaskowany mężczyzna wskazał na pozostałe wolne krzesła. Akurat dla każdego z pozostałych. Na stole zaś stał dzban z grzańcem. Pewnie część tego co został na dole w kuchni na piecu. - Cieszę się, że was widzę w komplecie. Mam dla was dobre i trochę mniej dobre wieści. - zaczął Starszy gdy już cała trójka siedziała na swoich miejscach. A Łasica znów wzięła na siebie rolę kelnerki i zaczęła rozlewać do pustych kubków ten jeszcze ciepły trunek. - Mam wrażenie, że z naszą Wilczycą doszliśmy do porozumienia. Szukamy tej samej osoby. Oni przybyli tu aby ją uwolnić. A my chcemy zrobić to samo. Ponadto, że tak powiem, Norma jest naszą siostrą w wierze. Chociaż raczej bliżej jej do Silnego niż do was. - zaczął mówić od tych dobrych wieści. I to mówił dobrodusznym i zadowolonym tonem ciesząc się z tego sukcesu. - Ta kobieta jest wyrocznią o niezwykłej mocy. Wołają ją Merga Wspaniała. Przybyła tu na południe ale jej statek się rozstrzaskał u naszego wybrzeża. Pochwycono ją i zawleczono do kazamat. Jest odmieńcem. Więc w oczach tutejszych jej wina była oczywista i widoczna gołym okiem. Nadal przebywa w kazamatach. Więc Łasica powinnaś wypatrywać kobiety o jasnej skórze i z wielkimi rogami. A Norma zgodziła się pomóc nam ją uwolnić. Więc spodziewam się jej na najbliższym zborze. - wyjaśnił szybko jak to sprawa wygląda z tą wyrocznią z północy i wojowniczką z północy. - Z tych mniej dobrych wieści okazało się, że Sebastian, przez czysty przypadek, przechwycił dziwnego pacjenta. Prawdopodobnie tego uciekiniera z hospicjum chociaż pewności nie ma. Wczoraj mu zwiał. Ale Silnemu i Egonowi udało się go odnaleźć i przechwycić. Silny zdał mi relację. Wysłałem Aarona. No i Aaron stwierdził opętanie. Ciało jest opętane przez demona. To poważna i niebezpieczna sprawa. Nie tylko dla nosiciela. To odciągnie panów od innych zadań. A jak wiecie na dniach szykuje nam się ta planowana wymiana. Dlatego Łasico wiem, że jesteś zajęta ale Versano od ciebie by nam Kornas bardzo mógł się przydać. Czy do pilnowania tego Gustava czy do tej wymiany. Jesteście to mówię wam to od ręki a reszcie wyślę zawiadomienia. Karlik jakoś uzbierał potrzebną sumę więc w Konistag powinniśmy być gotowi do wymiany. Trzeba będzie ściągnąć od nas kogo się da. To też poważna sprawa. - wyjaśnił o jednej nowej i powrocie sprawy z zeszłego tygodnia która rzeczywiście była planowana jakoś na koniec tego tygodnia. - No ja do zmroku nie mogę. Dopiero po. Chyba, żeby ta wymiana wieczorem była to wtedy mogę zdążyć. - Łasica zaoferowała swoją pomoc chociaż w dość ograniczonym zakresie. - Będę to miał na uwadze. Jak to będzie możliwe postaramy się wynegocjować wymianę po zmroku. Ale jeszcze dziś lub jutro z rana musimy posłać do Axela, że jesteśmy gotowi. Oni też muszą mieć czas aby się przygotować i przybyć na miejsce. - powiedział zgodnym tonem informując jak wyglądają przygotowania od strony kultystów. ~ A to ci historia. ~ pomyślała zaskoczona tym jak świat mały. Wprawdzie coś tam się domyślała. Nie spodziewała się jednak takiego obrotu spraw. - A który z Panów zesłał na niego swojego poplecznika? - ciekawiło ją to bo wcześniej nie miała z czymś takim styczności - Czym się objawia takie opętanie? Może to on atakuje te wszystkie panienki i za nim bezsensownie latają chłopaki Ojcze? - To zależy na jakim etapie. Z początku niczym szczególnym. A gdy jest już za późno to moc niezrodzonego wypacza śmiertelne ciało na swoją modłę. Na razie działaliśmy w pośpiechu aby zatuszować sprawę i nie mieliśmy czasu się tym zająć. Aaron chyba z nas wszystkich ma największe doświadczenie w takich sprawach dlatego jego oddelegowałem do pomocy przy tym stworzeniu. - Starszy przyznał, że to zbyt egzotyczy temat aby wypowiadał się tonem eksperta. I brzmiało jakby ledwo co udało im się opanować sytuację. - A czy księga, którą od ciebie dostałam zawiera wiedzę związaną z takimi przypadłościami? - była to niepowtarzalna okazja przenieść teorie w praktykę - Może jestem w stanie jakoś pomóc? Wprowadzić naznaczonego w trans i spróbować porozmawiać? - Jego ciało i umysł zostały wypaczone. Nie sądzę aby to było już możliwe. Do tego może być niebezpieczne. Niezrodzona istota teraz mieszka w jego ciele i przez niego przemawia. Bez odpowiedniej wiedzy i treningu łatwo stać się ofiarą takiej istoty. - zamaskowany mężczyzna mówił poważnie o czymś co uznawał za poważne zagrożenie. - Natomiast księga jaką dostałaś jest o przemianach czynionych przez kamień filozoficzny. To co innego niż opętania. - pokręcił głową na znak, że to jego zdaniem dwa różne tematy. - A to czy w takim razie istota mieszkająca w tym zbiegu nie jest naszym sprzymierzeńcem? - wydawała się jej to trochę logiczne. Skoro czcili Bóstwa Chaosu to ich wysłańcy powinni być ich sojusznikami. - Takie istoty nie mają sprzymierzeńców. Tylko ofiary. - mężczyzna w masce pokręcił głową na znak, że nawet jeśli gdzieś tam na samym końcu może są pod tymi samymi patronami ale tutaj, w tej rzeczywistości, trudno liczyć na pokojową współegzystencję między śmiertelnymi i nieśmiertelnymi. - To co chcemy osiągnąć? - czuła się nieco zmieszana - Wypędzić demona? Porozmawiać z nim? Ten Gustaw do czegoś jest nam potrzebny? - Na razie nic. Wystarczy, że jest. Trzeba dopilnować aby znów nie zwiał. Jak się sytuacja unormuje zastanowimy się co dalej. Potrzebne są badania. Nie możemy działać pochopnie. Aaron ma chyba największe kwalifikacje ale to też nie jest jego specjalizacja. - lider odparł nieco szybciej ale cierpliwie tłumaczył dalej wątpliwości trapiące młodszą koleżankę. - Mistrzu. Widocznie mój niemagiczny rozum nie pojmuje jednak istoty tego zabiegu. - liczyła na to iż Szef uchyli rąbka tajemnicy i wyjawi swoje zamiary oraz podzieli się chociaż odrobiną wiedzy - Po co nam to? Po co nam on? Potrzebujemy demona? Chcemy go spacyfikować? Odesłać? Ten Gustaw to jakaś ważna persona? - Potrzebujemy czasu aby zająć się tą sprawą jak należy. To może być niebezpieczna istota ale nie tylko dla nas. Pod tym względem stanowi cenną wartość. Ale trzeba tego użyć z rozwagą i uwagą. A do tego potrzebna jest wiedza a aby ją zdobyć czas na badania nad nią. - mimo, że tłumaczył dalej to jednak w głosie dało się wyczuć pewne zniecierpliwienie tym drążeniem tematu. - Gdzie więc go trzymać? Gdzie te badania przeprowadzać? - zastanawiałą się więc. Gustaw z tego co mówił Starszy był bronią obosieczną i tykającą bombą. - Może zejść z nim pod miasto? - zaproponowała uważając chatkę Sebastiana za niekoniecznie najodpowiedniejsze miejsce do goszczenia kogoś tak oryginalnego. Sęk w tym, że pod miastem wszystko żyło swoim tempem. Panowały tam nieco inne prawa. Rządzili tam inni ludzie aniżeli na powierzchni. Krył się tam też skarb, który skrzętnie ukrywał Czarny. - Tutaj krążą łowcy i wyczują jakieś anomalie jak nie sami to przy pomocy magii imperialnej bądź elfiej. - wszak zamorscy sojusznicy mieli tu swoją siedzibę. - Moje dziecko. Cieszy mnie twoje zaangażowanie w tą sprawę. Ale nie popadajmy w panikę i przesadę. - Starszy chyba się uśmiechnął ale do końca nie można było być tego pewnym przez tą maskę. - Są dwie różne rzeczy. Co z nim zrobić przez najbliższe dwa dni i podczas wymiany oraz co z nim zrobić później. Później jestem przekonany, że coś wymyślimy. A teraz. Teraz pozostanie u Sebastiana. - wskazał na swoich palcach dwa różne miejsca jakby chciał je oddzielić jedno od drugiego. Obie sprawy niosły inne opcje i potrzeby. Przynajmniej tak to przedstawiał. - I raczej nie obawiałbym się jakichś anomalii. Aaron wyczuł coś dopiero jak był blisko niego. Więc myślę, że inni czuli na moc mają podobnie. - pokręcił głową na boki na znak, że tego raczej się nie obawia. - Rozumiem. - odpowiedziała potulnie - Chętnie więc pomogę. Zarówno jeżeli chodzi o wymianę jak i pilnowanie naszego pacjenta. Ty zaś zadecyduj mistrzu gdzie moje jestestwo będzie bardziej przydatne. - postawiłą na decyzyjność przełożonego - Jeżeli chodzi o zwiad to myślę, że wraz z Łasicą spokojnie podołamy a co do pilnowania Gustava… - zamilkła szukając odruchowo wzrokiem Normy, którą nim tu przyszły wróciła na parter z Kurtem… to siła i nieustępliwość naszej wilczycy może okazać się niedoceniona, gdyby ten zaczął sprawiać kłopoty. - Też o tym myślałem. No ale czekają nas pracowite dni. Mam nadzieję, że każdy z nas stanie na wysokości zadania. - Starszy pokiwał głową i nie drążył dalej tego tematu. - A co do wymiany to czy prócz Kornasa ja również mogę się jakoś przydać? - zdawała sobie sprawę z rangi wydarzenia. Chciała pomóc jak mogła. - Na pewno. Każda pomoc się przyda. Co prawda nie spodziewamy się kłopotów ale tak naprawdę wszystko może się zdarzyć. Chodzi w końcu o bezcenny towar i ogromną sumę karlików. Komuś z tego wszystkiego może przyjść do głowy jakaś głupota albo zwyczajnie puścić nerwy. Najlepiej dla nas aby wszystko poszło zgodnie z planem. Kto wie co ten Axel potrafiłby nam załatwić w przyszłości jeśli teraz współpraca zakończyłaby się sukcesem. - mistrz zboru mówił jakby kalkulował nie tylko na dziś czy jutro ale i w dalszej perspektywie. Może miał ograniczone zaufanie do prawie obcego wspólnika w interesie ale jednak nie przekreślał możliwości dłuższej współpracy. - Chętnie zajmę się wybadaniem okolicy, w której miałoby dojść do wymiany. - starała się na chłodno kalkulować jaka z jej umiejętności przydałaby się drużynie najbardziej - Może zabrać ze sobą Bydlaka? - Lepiej nie. Za bardzo rzuca się w oczy. Mogliby go zobaczyć nie tylko nasi kontrahenci ale i przypadkowe osoby. To niepotrzebnie zwraca uwagę. Same rozmowy będą prowadzić Sebastian i Aaron. Tamci ich znają i ostatnio dobrze im poszło. Aaron jest niezbędny jako ekspert. Niestety to oznacza, że Gustav musiałby zostać na czas wymiany bez opieki ich obu. - mężczyzna w masce westchnął dając znać, że musi jakoś dysponować tymi szczupłymi siłami jakimi dysponowali. Problem za krótkiej kołdry objawił się tu w pełni. - Aaron nie dysponuje, żadnym zaklęciem mogącym powstrzymać lub chociaż uśpić tego przybysza drzemiącego w tym uciekinierze? - starała się znaleźć jakieś rozwiązanie. Stąd też jej czoło mocno się pomarszczyło, powieki zaś zmrużyły. - Bo rozumiem, że makowe mleko i środki nasenne nie pomogą w takiej sytuacji. - O ile mi wiadomo możemy jakby działać objawowo jak to mówią medycy. W tym wypadku na fizyczną powłokę. Co dalej z tym zrobić to się właśnie głowimy nad tym. Na razie trzeba to trzymać w zamknięciu i z jak najmniejszym kontaktem ze światem zewnętrznym. Liczę, że wymiana potrwa względnie krótko. Więc nasi koledzy będą mogli szybko wrócić do swoich zadań. - Starszy cicho westchnął ale musiał improwizować w tej nieprzewidzianej sytuacji jaka spadła bez żadnej zapowiedzi w trakcie przygotowań do wymiany z zamorskimi handlarzami. Nie bardzo wiedziała co począć. Nie było to coś co zdarzało się im codziennie. Wyjaśniało jednak skąd tak duże poruszenie wśród łowców wywołała ucieczka tego nieszczęśnika. - Jak dla mnie to powinien z nim ktoś zostać. - rzecz wydawała się dość oczywista - Uprzednio zaś go spętać i nafaszerować czymś… mocnym. - dumała chwilę - A może by tak no nie wiem… hmmm… Może ci nasi dalecy kuzyni z wioski poza miastem mogliby jakoś pomóc? - miała na myśli odmieńców dla których organizowała przerzuty - Strupas tam zdaje się bywał. Może ma większą wiedzę czy wśród nich jest ktoś kto mógłby pomóc. - Może tak. A może nie. Mamy mało czasu. Jeśli poślemy tam kogoś nawet jeśli by mieli kogoś odpowiedniego i zgodzili się go użyczyć jest spore ryzyko, że nie zdążą wrócić. Zwłaszcza jak pogoda będzie taka jak teraz. Wtedy stracimy także tego kogo do nich poślemy co nas osłabi jeszcze bardziej. Do tego musielibyśmy się przyznać, że mamy taki talent w swoich szeregach i kto wie, może nawet nim podzielić. - Starszy skinął głową, że pomysł wysłania po pomoc do odmieńców może i nie jest zły ale jak czas ich dość mocno naglił to raczej nie uznawał go za zrealizowania. Zwłaszcza, że przy podróżach za miasto wiele zależało od pogody która była mało przewidywalna. - I tak, ktoś z nim zostanie. Jeszcze zobaczymy kto. No. Ale na razie starczy o tym. Łasica. Mów jak sprawa wygląda w kazamatach. - mistrz zamknął ten kłopotliwy i mało standardowy temat jaki spadł na ich barki bez ostrzeżenia. I zajął się czymś co uznawał za zadanie główne. A w tej chwili najbardziej w temacie była włamywaczka jaka od wejścia do pokoju właściwie się nie odzywała i tylko przysłuchiwała się rozmowie. - Utknęłam mistrzu. - przyznała krótko i trochę bezradnie. Jak dziewczynka przyznająca się przed rodzicem, że trafiła na problem jaki ją przerastał. Mistrz zachęcił ją gestem do większej wypowiedzi. I Łasica uraczyła go relacją podobną jaką Versana już słyszała na dole w kuchni. Zamaskowany mężczyzna przyłożył dłoń do brody maski i zastanawiał się nad tym chwilę. - Czyli najlepiej jakby cię przydzielili do rozwozu żywności. - powtórzył wniosek swojej podpopiecznej. Potem pytał jeszcze chwilę kto jest decyzyjny w tej sprawie i kto obecnie rozwozi tą żywność. Wyszło, że Erik i Rene. A na kurs z żywnością dla więźniów wysyła szef kuchni. No ale zawsze czyli przez ostatnie dni co Łasica tam pracowała wysyła tych dwóch. - No to chyba najłatwiej albo skłonić grubego do wysłania ciebie. Albo jakby któryś z tych dwóch nie przyszedł do pracy. - zadumał się Starszy nad tą kwestią. - Ja mogę zająć się tymi dwoma. - odparła niemalże natychmiast - Pomóc im albo zapić albo zaginąć - dodała z delikatnym uśmiechem na twarzy - Strupas by ich wyśledził a ja zajęła się resztą. - Tak? - lider zboru spojrzał przez otwory swojej maski na czarnowłosą rozmówczynię. Zastanawiał się chwilę i przekierował spojrzenie na tą z granatowymi włosami. Łasica wzruszyła ramionami. - No ja w kazamatach to niewiele im mogę zrobić. Najwyżej pogadać w kuchni. Spróbuję pogadać z Leosią i szefem aby mnie wysłali do rozdawania posiłków. No ale nie mogę być zbyt nachalna bo może to mieć odwrotny skutek. Jakby któregoś z nich zabrakło to byłoby mi łatwiej bo kogoś musieliby wziąć nowego na to zastępstwo. - włamywaczka powiedziała prostymi słowami jak to widzi. Takie zniknięcie Rene i Erika mogłoby pomóc w wykonaniu jej zadania. - No dobrze. To się dogadajcie między sobą o których chodzi. I Versano dopilnuj aby chociaż jeden z nich nie przyszedł do pracy. Na dzień czy dwa albo dłużej. I jak najprędzej. - mistrz zgodził się na takie rozwiązanie jak zwykle pozostawiając detale wykonawcom takiego zadania. - Na dłużej? - zapytała mając na myśli ostateczne rozwiązanie ich sprawy. Wolała się też upewnić co Starszy ma na myśli. - Tak, na dłużej. Im dłużej któregoś z nich nie będzie tym większe szanse, że Łasica będzie mogła dłużej rozwozić jedzenie zamiast niego. Więc im dłużej któregoś z nich nie będzie tym lepiej dla nas. Ale dobry byłby chociaż jeden albo dwa dni. - Starszy wyznaczył raczej minimum programowe jakie dobrze by było spełnić niż górną granicę. - Może mi się uda i bez tego wkręcić w to rozwożenie ale jakby któregoś z nich zabrakło mogłoby mi być łatwiej. - dodała od siebie włamywaczka. - Żebyśmy mieli jasność. - doszła do wniosku, że pozostali rozmówcy nie złapali kontekstu - Mogę zadbać o to aby nie wrócili już nigdy. - z jej oczu biło zło - Chociaż nie wiem czy to najrozsądniejsze rozwiązanie. Mam jednak jeszcze jeden pomysł. Sebastian lub Strupas byliby wtedy przydatni. - zamruczała w zamyśleniu - Jakaś gorączka krwotoczna lub inne tałatajstwo rozłożyć by ich mogło na nieco dłużej niż dzień czy dwa. - zasugerowała patrząć zarówno na Starszego jak i Łasicę. - To najlepiej zrobić tak aby wyglądało na przypadek. I musi przynieść efekt jak najszybciej. Jutro, może pojutrze. Nie mamy czasu czekać nie wiadomo ile dni. - Starszy odpowiedział bez większej zwłoki. - Dobrze. - pokiwała głową przyjmując zalecenia Mistrza do wiadomości - Pogadam więc z chłopakami. Jeżeli chodzi zaś o namierzenie moich kochasiów. - skoncentrowała wzrok na przyjaciółce - To jesteś w stanie powiedzieć gdzie ich dopadnę? Lokal? Adres zamieszkania? - minę miała dość poważną, czoło zaś zmarszczone. - Aż tak szybka nie jestem. - uśmiechnęła się Łasica kręcąc do tego głową. - Chyba najłatwiej ich złapać jak będą kończyć zmianę. Wychodzimy przez główną bramę. Wystarczy tam poczekać i pójść za nimi. Rene ma kozią bródkę i kolczyk w uchu. Poza tym to raczej drobniak. A Erik jest dość masywny. Ma duży brzuch. Rzuca się w oczy. - włamywaczka opisała jak wyglądają ci co rozwożą jedzenie po miejskich lochach. - Wezmę zatem Aarona jeszcze. - uśmiechnęła się delikatnie - Niech mi ich podchmieli. - uśmiechnęła sobie przypominając o upitym w trupa kumplu przy okazji ich pierwszej akcji w “Piwnicznej”. Ktoś taki jak Aaron może umiał dużo wypić nim padnie. Do bycia na rauszu nie trzeba mu jednak było wiele. Alkohol wciąż krążył w jego żyłach w dawce, która trzeźwego człowieka zwaliłaby z nóg. - Tu zdaje się więc, że wiemy co z czym. - podsumowała niejako - Jakie więc są twoje dyspozycje mistrzu co do wymiany i Gustava. Jaka ma być w tym wszystkim nasza rola. - dużo mówili na temat tego zagmatwanego problemu. Nie padły jednak, żadne konkrety co do przydziału ról i obowiązków. - Wymiana powinna odbyć się w Konistag wieczorem. W Zaułku Topielców. Jak mówiłem będziemy wysyłać zawiadomienia. Zebranie będzie na “Adele” o zmroku. - Starszy wyjaśnił jak to sobie zaplanował tą wymianę. - A Gustav póki co zostaje u Sebastiana. Pod opieką jego, Aarona i może Silnego. A na czas wymiany zobaczymy. Może rzeczywiście poprosi się Wilczycę o pomoc. - plan co do pilnowania opętanego też wydawał się mieć ułożony chociaż w tej nagłej sytuacji w dość improwizowany sposób. - I jeszcze jedna sprawa. - zaczął niespodziewanie nowy wątek poprzednie widocznie uważając za zamkniętę. - Miałyście kontakt z Pirorą od ostatniego zboru? Możecie coś o niej powiedzieć nowego? Coś wam rzuciło się w oczy? - zapytał o nową kandydatkę do ich kultu. - Ja to nie bardzo. Spotkałam się z nią w Festag. Świetnie się razem bawiłyśmy. Włamałam się z nią do tej chawiry na Bursztynowej co ją tak chce. Potem poszłyśmy do “Mewy”. Fajnie było. Miałam w planie to powtórzyć ale przez te kazamaty to nie bardzo mam czas i siły by coś jeszcze robić wieczorami. - Łasica odezwała się pierwsza ale mówiła dość szybko i krótko. Wyglądało na to, że w tym tygodniu nie widziała się z Averlandką. - My więc udamy się nieco wcześniej do ów Zaułka Topielców by zbadać teren. - odparła. Nowiny wymagały korekty planów Versany na najbliższe dni. Sprawa była jednak dużo ważniejsza niż szkolenie Bydlaka bądź odbiór sukni. Wdowa nie widziała też potrzeby stawiania się pod “Adele” na zebraniu, bo i tak następnego dnia miała widzieć się z Cichym, którego postanowiła wypytać o pozostałe szczegóły. Kultystka nie miała tu jednak ostatecznego słowa. Wszystko i tak musiał zaakceptować Starszy. - Chyba, że widzisz to nieco inaczej Mistrzu i zlecisz nam lub mi zostanie z Gustavem. Aaaa… - coś się jej przypomniało - Jutro widzę się z Cichym to mogę mu przekazać co trzeba. O ile oczywiście sobie tego życzysz. - przerwała oczekując reakcji Szefa. Ten póki co milczał. Musiał wszystko analizować. - A co do Pirory to widziałam się z nią ostatnio i wdałam ją w szczegóły spraw związanych z Grubsonem. - nawiązałą do tematu kuzynki mówiąc swobodnie jakby już nie widziała w niej ani zagrożenia ani kogoś podejrzanego - Myślę, że warto wykorzystać te wszystkie zawirowania wokół jego osoby i… - chytry uśmieszek zawitał na pięknej twarzy wdowy po kupcu - ...z czasem położyć rączki na jego biznesie. W każdym razie nasza Averlandka zdaje się być ostrożna i mieć głowę na karku. Nie zamierza podejmować, żadnych pochopnych kroków. - chwaliła ją nieco gdyż Pirora naprawdę jej zaimponowała tym umiarkowaniem i dalekowzrocznością - No i jeszcze jedną rzecz z nią przedyskutowałam. Mianowicie temat gniazdka dla naszej komórki. - Ver zręcznie wplotła temat zadania powierzonego jej przez zamaskowanego Guru - I wychodzi na to, że przy dobrych wiatrach w niedalekiej przyszłości otworzy się w naszym mieście Galeria Sztuki. Nieduża i skromna póki co ale dająca wiele możliwości młodym artystom chcącym wyjść z cienia. Takim jak … - cisza była wymowna - … Kamila. - ciemnoskóra szlachcianka była jedną z osób, której Ver miała poświęcić wyjątkowo dużo uwagi. Tak też czyniła. - Coś się stało Mistrzu, że wypytujesz o naszą świeżynkę? - zapytała delikatnie chcąc poznać zamiary Przełożonego. - Znaczy nie wiem Ver kogo masz na myśli mówiąc “my” ale ja to dopiero wieczorem jestem wolna. Więc mnie łatwiej będzie przyjść na “Adele”. Może koło 7 albo 8 dzwonu. Wcześniej to wątpię. - zanim Starszy zdążył odpowiedzieć to Łasica szybko wtrąciła swoje trzy feningi przypominając, że ta oficjalna praca mocno krępuje jej swobodę manewru. - Dobrze moje dziecko. A właściwie jak pracujesz w Agnestag? Tak samo? - Starszy zapytał głaszcząc bródkę swojej maski i popatrzył na miejską łotrzycę pytająco. - Tak. Dopiero jak pozmywamy gary po kolacji to możemy iść do domu. A to już zmrok albo i po się wtedy robi. To chyba nie będzie mnie na spotkaniu. - przyznała Łasica domyślając się dlaczego mistrz o to pyta. Ten zwklekał chwilę z odpowiedzią. - No nie bardzo. W tej chwili jesteś naszym najgłębiej zakonspirowanym agentem. Bez sensu tracić spotkanie po to by potem robić kolejne albo pojedynczo rozsyłać wieści. Myślę, że nic się nie stanie jak przełożymy spotkanie na wieczór. To będziesz mogła opowiedzieć wszystkim jak się sprawy w tych kazamatach mają. - Starszy tą sprawę załatwił od ręki uznając, że standardowa pora wobec grafiku pracy niebieskowłosej jest mało korzystna. Ale przesunięcie spotkania o trzy czy cztery dzwony powinno rozwiązać ten problem. - Mnie pasuje. Przyjdę od razu po kazamatach. - obiecała łotrzyca uśmiechając się wesoło na taką decyzję. - No dobrze to trzeba będzie rozesłać wici o zmianie terminu spotkania. Od biedy jak ktoś przyjdzie normalnie to najwyżej zostanie dłużej. - Starszy skinął głową uznając, że aż tak wielka zmiana w planach to to nie jest. - Dobrze moje dziecko mówiłaś, że będziesz się widzieć z Vasilijem jutro? Dobrze. To proszę cię przekaż mu, że spotkanie na tą wymianę jest w Konistag o zmroku na “Adele”. Zaś zbór będzie w Agnestag na 7 dzwon. Właściwie obie jak kogoś spotkacie od nas to przekażcie im te wieści. Ja jeszcze wyślę swoimi metodami ale nic nie szkodzi jak im przekażecie co trzeba jak będzie okazja. - mistrz popatrzył na swoje dwie podopiecznie na tą zmianę mniej lub bardziej rutynowych planów. - Dobrze a co do naszej nowej blond koleżanki. - wrócił do tematu jaki sam przed chwilą zaczął. - No cóż, ona pochodzi z innych sfer, stron i ma inne nawyki niż my. I pytam o nią ponieważ podczas ostatniej mojej rozmowy z nią zarzuciła wam pewne braki. - lider zboru popatrzył przez pryzmat swojej maski na dwójkę swoich dzieci. Łasica wydawała się zaskoczona takim stwierdzeniem. - Braki? - poprosiła o wyjaśnienie nie bardzo wiedząc czego powinna się spodziewać po tak krótkim stwierdzeniu. - Tak braki. Brak doświadczenia, brak ostrożności, chlapanie językiem o swoich skłonnościach przed praktycznie obcą osobą. O sypianiu z łowczynią czarownic, tatuażach węża i tak dalej. Generalnie mówiła o was jak o amatorkach podekscytowanych nową koleżanką z dalekich stron co paplają o wszystkim jak leci. Więc chyba nie zrobiłyście na niej dobrego, kultystycznego wrażenia. No ale tak mi powiedziała. Ja nie miałem z wami okazji wcześniej porozmawiać. Dlatego jak już się widzimy w komplecie to chciałbym znać waszą wersję. Jak to z nią było jak się spotkałyście pierwszy raz. - Starszy cierpliwie wyjaśnił dlaczego pyta o Averlandkę i pierwsze spotkanie z obiema wężowymi siostrami. - Ver może ty zacznij bo mnie zaraz cholera weźmie. - burknęła Łasica nerwowo uderzając kubkiem o stół jakby miała ochotę nim rzucić o ścianę. Było to już jakiś czas temu i pod natłokiem bieżących spraw Ver mogła nie pamiętać do końca wszystkich szczegółów. Sprawa Kamili, Froyi, Normy, kanałów. Było tego trochę. - Hmmm… - zadumała starając sobie przypomnieć co ważniejsze detale - Zarzucanie nam nieprofesjonalizmu w czasie gdy posiada się niezrzeszoną służbę wtajemniczoną w nasze sekrety... - zahihotała - Czy to nie czasem hipokryzja? - zapytał podkreślając fakt, który już wcześniej nadmieniała Szefowi - Nowa miotła musi lepiej zamiatać. Świeża jest to chciała się wykazać w twoich oczach Ojcze. Dzieli nas obyczajowość i kultura. Góra z górą nigdy się nie zejdzie. Tak to już jest z tą arystokracją. Ja bym jednak nie robiła z igły widły. - tym razem to Ver wykazała zdecydowanie większy spokój w porównaniu do Łasicy - Pirora do tej pory siedziała na garnuszku taty, który większość spraw załatwiał zapewne za nią. Tu została niejako wrzucona na głęboką wodę. Jest nieufna, zdezorientowania nagłym powrotem jej Papy do ich ojczyzny. W swoich stronach była zapewne wysoko w hierarchii ich “rodziny” tutaj zaś musi zapracować sobie na wszystko od nowa. - wdowa starałą się postawić w pozycji kuzyneczki - Mnie jednak cieszy jej ostrożność i nie uważam aby coś kręciła na boku, bo w przeciwnym razie wszystko by mi wyśpiewała w trakcie transu a to zapewniam nie skończyłoby się dla niej dobrze. - uśmiech przypięty do jej twarzyczki był nikczemny i złowieszczy - Myślę jednak, że się dotarłyśmy wypracowując kompromis. - zapewniała kończąc swoją wypowiedź. W ocenie Ver Pirora przeszła próbę pozytywnie. Wdowa nie czuła też do niej żalu za takie a nie inne zachowanie podczas rozmowy ze Starszy. Przezorny zawsze ubezpieczony. - Trans hipnotyczny nie jest w 100% pewny. Na swój sposób wiele zależy od interpretacji. Pytań i odpowiedzi. Technicznie aż tak bardzo nie różni się od zwykłej rozmowy. - zamaskowany mężczyzna uniósł palec na znak, że widocznie nie uważa hipnozy za całkowicie pewną metodę sprawdzania kogoś. - A ty Łasica? - zagaił swoją starszą stażem podopieczną co wyglądała na nieco naburmuszoną. - Sama nie wiem. Nie znam się na szlachcie. Ani nie byłam w innych grupach. Znam tylko to co u nas. A Pirora… - po chwili milczenia łotrzyca wzruszyła ramionami, zaczęła mówić i znów umilkła zastanawiając się co dalej powiedzieć. - Tak dłużej spotkałam ją chyba dwa razy. W zeszłym tygodniu. Za każdym razem świetnie się z nią bawiłam. Pod tym względem nie mam jej nic do zarzucenia. Ale też myślę tak jak Ver. Bogata damulka co jej całe życie wszystko podawano na srebrnej tacy. Nigdy nie musiała sobie wydrapywać prawa do życia pazurami z bruku i błota ulicy. To łatwo jej się wymądrzać i krytykować. Myślę, że chciała się pochwalić jaka jest bystra i w ogóle sprytna. Że warto z nią trzymać. Ale trochę wkurza mnie, że tak nas bezczelnie obgadała. - wyrzuciła z siebie już nieco spokojniejszym tonem. Jakby przykład koleżanki i spokój mistrza jakoś jej się udzielił. - Dobrze moje dzieci. A myślicie, że ona może być wrogą agentką? Jak jakaś inkwizycja czy ktoś z takich by przysłały kogoś jako Pirorę van Dyke? W końcu nikt z nas jej nigdy nie widział. Tylko Karlik ale też lata temu gdy jeszcze była dzieckiem. Co myślicie? - zapytał przedstawiając teorię i pytał je obie o zdanie skoro ostatnio to one miały najwięcej kontaktu z blondynką z dalekiego południa i miały szansę najlepiej ją poznać. - Wydałaby cały ród skazując niejako również i siebie na zhańbienie? - zapytała retorycznie - Nie wydaje mi się. Pytania z resztą stawiane przeze mnie były w ten sposób, że jeżeli nasza ślicznotka zdecydowałaby się ma konszachty z łowcami czy innymi im podobnymi instytucjami musiałaby mi o tym powiedzieć. Trans był głęboki i to bardzo. W takim stanie nie da się kłamać, czy mówić półprawdy bo nie ma się władzy nad tym co się rzecze. - wyjaśniła szczegóły działania tego dość nietypowego zabiegu. Wszak nie każdy znał jego tajniki gdyż nie nauczano tego byle gdzie i byle kogo. - Młoda jest po naszej stronie. - zapewniła ponownie - Widocznie jednak będzie czasem jej trzeba przypomnieć gdzie jest jej miejsce w szeregu. Póki co na tamto zachowanie przymknę oko. - uśmiechnęła się nie chcąc rozpętywać burzy. Było to małe potknięcie początkującej damulki. - Mistrzu mam jednak pytanie jeżeli już mowa o naszej Averlandzce. - zebrała w sobie nieco więcej odwagi - Jakie zadanie widzisz dla niej jeżeli chodzi o naszą rogatą siostrę? - ciekawiło ją to niesamowicie. Miała takie wewnętrzne przekonanie , że prócz niej i może Egona to reszta najniżej położonych kultystów nie działa zbyt wiele w kierunku osiągnięcia sukcesu na polu ich misji. - Żyć i bawić się to każdy potrafi. Każdy też ma swoje prywatne sprawy. - kontynuowała - Swoje pragnienia i aspiracje. Najważniejsza jednak jest sprawa rodziny. Sprawa wyroczni. - Ver mimo dość luźnego stosunku do życia była aż nadto obowiązkowa. Była jednak też ciekawa tego jaki zamysł co do Pirory ma Starszy. W końcu miała być ona członkiem komórki Ver. Ta więc powinna wiedzieć o tym co wobec Averlandki szykuje przełożony całego zboru. - Ver jak ona by była obcą agentką to na pewno nie byłaby Pirora van Dyke. Wtedy to co stanie się z van Dyke to jej zwisa i powiewa. - Łasica znów wtrąciła się nim szef zdążył się odezwać. - Ale mnie też nie wydaje się aby była agentką. Jest zbyt rozrywkowa. I jakaś taka… No, że jest najpiękniejsza, najmądrzejsza, że wszystko jej się należy i to na gotowe. Że ledwo skinie paluszkiem a już to ma podane na srebrnej tacy. Nie wiem jak to nazwać. No może mi mydli oczy. Mówię, że ze dwa razy ją tak dłużej widziałam. I raczej po to aby się zabawić. Ale mi się wydaje, że ona się lubi tak zabawić. I to nie od dzisiaj. Ma wprawę w takich zabawach. Pod tym względem jest tak samo zdeprawowana jak my. I jak na szlachciankę to jest całkiem sympatyczna. Całkiem inna niż Froya. Polubiłam ją. Mam nadzieję, że nie jest agentką bo by mi naprawdę przykro było jakby trzeba było z nią zrobić porządek. - łotrzyca w zamyśleniu rzucała swoje spostrzeżenia o kandydatce do ich zboru. Mówiła mniej pewnie od Versany i wahała się próbując znaleźć odpowiednie słowa do swoich myśli. Na koniec głos przybrał kwaśny ton gdy chyba brała pod uwagę, przykre zakończenie znajomości z młodą przybyszem spoza miasta ale taki koniec był dla niej przykry do wyobrażania sobie. - No dobrze moje dzieci. Bardzo mi pomogły te wasze słowa. Zastanowię się jak postąpić z naszą kandydatką. Na razie nic jej o sprawach rodziny nie mówicie. Ani o kazamatach, ani o wymianie, ani o reszcie rodziny. Miejcie na nią oko i ucho gdy będziecie się z nią spotykać. Jak widzicie najbliższe dni szykują się bardzo zajęte. A zbór już prawie zaraz za pasem. Myślę, że będziemy się widzieć w Konistag. Zobaczymy jak pójdzie wymiana. Wtedy powiem wam co dalej będziemy robić w sprawie tej naszej nowej blondyneczki w mieście. - szef złożył ręcę w piramidkę opierając łokcie o blat stołu i niejako podsumował to co uważał za słuszne na tą chwilę w sprawie Pirory. - Ja to jej chyba i tak nie będę widzieć. Może jutro ale chyba nie. W Konistag wymiana, w Agnestag zbór to może dopiero w Festag. Chyba, że szef ją przyjmie na zbór to na zborze ale to pewnie i tak przyjdę ostatnia to wcześniej raczej nie. - Łasica spokojnie przyjęła słowa mistrza ale nie ukrywała, że ma dość małe szanse na spotkanie z Averlandką przed zborem. - Rozumiem, nic się nie stało. A co do twojego pytania Versano to się jeszcze okaże jak najlepiej użyć panny van Dyke. Jeśli ją przyjmiemy do rodziny albo jeśli nie. Jak dobrze zrozumiałem nieźle się ze sobą dogadujecie. To myślę, że w wyższych sferach mogłybyście działać razem. Bo co tu dużo mówić poza tobą to jak do tej pory mamy mocno ograniczone możliwości aby działać w takich kręgach. Ona pod tym względem może okazać się naszym sojusznikiem. - wyjaśnił jak przewiduje udział Pirory w działaniach kultu. W tej czy innej roli. - Zaś sprawa wyroczni jest delikatna. Na razie trudno będzie wciągnąć w nią kogoś więcej niż Łasicę. Same dobrze wiecie ile nas a przede wszystkim was, kosztowało wysiłku wprzęgnięcie jej w te cholerne kazamaty. Ale do rozpoznania jedna osoba na razie wystarczy. Zapewne gdy będziemy planować akcję bardziej detalicznie i będzie potrzebny udział większej ilości osób reszta też będzie miała swoją rolę. A przy okazji Versano jak będziesz się widzieć z Vasilijem zapytaj go o strażników i kazamaty. Prosiłem go aby się zainteresował tematem. A ty Łasica jutro oczekuj w kazamatach dostawy z wozu. Czyli naszych silnorękich. Spróbujcie czy w ogóle da się przekazać jakiś gryps. Rozmawiałem już z Karlikiem. Ma na jutro przygotować jedną pustą beczkę. Ma to im przekazać przed odjazdem. Oni niech dadzą ci znać która. I sprawdź czy ktoś sprawdza te beczki. Kto wie? Może w ten sposób udałoby się przemycić naszą siostrę gdyby tych beczek za bardzo nie sprawdzali. No i gdyby już udało się ją bez hałasu wyciągnąć z lochów. - lider zboru przy okazji gdy wyszła sprawa samych kazamat to już dopowiedział coś co może planował powiedzieć później. Ale skoro temat i tak wyszedł to już go dokończył. - To może niech Karlik maźnie jakiś krzyżyk na beczce? Bo Silny to nie wiem czy rozróżni. Ten nowy to jeszcze nie wiem. Chociaż… W sumie pusta beczka to nie pełna beczka… - Łasica skrzywiła się i wykorzystała sytuację aby wbić szpilę swojemu rywalowi ale już w trakcie mówienia się zreflektowała i w końcu machnęła ręką po czym pokiwała głową, że przyjęła i zrozumiała polecenie szefa. - Będzie jak powiedziałaś. - odparła krótko przyjmując dyspozycje Szefa - Jutro bądź pojutrze zajmę się tymi łachami, o których wspominała Łasica. - spojrzała na kochankę a w jej oczach dało się zauważyć czułość - W dniu wymiany zaś przed transakcją udam się na przeszpiegi. Postaram się to uczynić niezauważona naturalnie. Kornas natomiast stawi się na zbiórce na krypie. - raz jeszcze powtórzyła to co przyjęła na swoje barki - Jest jeszcze jedna rzecz Mistrzu. Nie chce wyjść na namolną ale mikstura, bo o nią mi chodzi mogłaby być przydatna w sprawie kazamat. - zdawała sobie sprawę z faktu iż po raz wtóry o to pytała. Magiczny płyn był jednak niezastąpiony. - Łasico, wiesz może jak na imię ma ten cały Buldog? - chciała się dowiedzieć czy był to ten sam mężczyzna, którego wdowa spotkała na cmentarzu. - August Apke. Ale wszyscy go wołają Buldog. Nie spotkałam go bo on jest z nocnej zmiany a ja z dziennej. Nie wiem dokładnie kiedy przychodzi ale na razie widocznie się mijaliśmy. - na to akurat Łasica miała przygotwaną odpowiedź i się nie wahała ani chwili. Powiedziała to nawet wesołym tonem i nie było dziwne. Dotąd tożsamość szefa nocnej zmiany straży była nie do przeniknięcia. - A ten eliksir o jaki pytasz no cóż, przyznam, że wystąpiły pewne komplikacje. I wytworzenie go może potrwać dłużej niż pierwotnie oczekiwałem. Nie sądzę aby na ten zbór udało mi się go zrobić. Na to potrzeba spokoju i skupienia. A sama widzisz co się dzieje w tym tygodniu. Mam nadzieję, że w następnym się uspokoi i będę miał więcej czasu. - lider sekty przyznał, że on też ma swoje ograniczenia i zajmujące a po części nieprzewidziane wydarzenia zaabsorbowały go bardziej niż to widocznie przewidywał na ostatnim spotkaniu zboru. - Zdaje się więc, że spotkałam tego jegomość na cmentarzu. - mówiła z dumą w głosie - Przyznam jednak, że nie wiem co z tym fantem zrobić. - teraz zaś doza pewności została zmazana przez oznaki pewnego rodzaju zakłopotania. Wszak znając personalia osobnika i mogąc we w miarę łatwy sposób ustalić jego pozostałe dane można było zdziałać wiele. Dawało to masę możliwości . Wdowa czuła się jednak nieco zmieszana nie wiedząc co z tym fantem zrobić. - Poczekam. - odparła na informacje a propos eliksiru - Wielkość wymaga cierpliwości. - wypowiedź okrasiła delilatnym uśmiecham. Do Starszego nie dało się mówić w sposób nieżyczliwy. Emanował on ciepłem, którym emanować powinien rodzic. - No dobrze. Cieszy mnie to. Czy mamy coś jeszcze do omówienia? - Starszy popatrzył na swoje podopiecznie pytając jakby zamierzał już kończyć to spotkanie. Łasica zastanawiała się chwilę ale w końcu pokręciła głową, że ona nic więcej nie ma. Oboje więc spojrzeli na czarnowłosą kultystkę. - Ja umówiłam wszystko co potrzebowałam. - odparła grzecznie - Chyba, że my możemy dla ciebie Mistrzu zrobić coś jeszcze? |
14-06-2021, 14:49 | #330 |
Reputacja: 1 | - To co robimy z tym Buldogiem? - zapytała przyjaciółkę gdy schodzili po schodach na parter. Wszak nie padła w tej sprawie żadna propozycja w trakcie niedawno zakończonej rozmowy. Buldog był łakomym kąskiem i ważną personą pośród kazamatowych murów. Dobrze było więc wykorzystać jego osobę w odpowiedni sposób do zrealizowania planu kultystów. - A i jeszcze jedno. - dodała nieco zakłopotana - Chodzi o nasze aktualne lub przyszłe zdobycze. No wiesz o dziewczyny. O Normę i Froyę przede wszystkim - temat miał prawo nieco zaskoczyć Łasicę - Jedna jest z nami a drugą zamierzam niedłlugo do nas sprowadzić. Co jednak dalej? Obie zdają się być raczej bliższe ideologią Silnemu a to do końca nie jest nam chyba na rękę. - grymas nieco wykrzywił wydęte usta Versany - W prawdzie Wąż wychwala wszelaki brak umiaru. Nie ważne czy chodzi o sztukę czy fach wojenny. Jak tylko tu je skłonić do naszego sposobu myślenia? - wiedziała czemu przychylnie przygląda się Pan Rozkoszy i Rozpusty. Zastanawiała się jednak jak oddać w jego ręce obie “cielęcinki”. - Pycha. - po chwili przerwy rzuciła hasło - To może zgubić naszą szlachcianeczkę. Wielkie plany i swego rodzaju żal. Za tym co było i czego nie ma. Za tym kim powinna być a kim jest. - myślała na głos - I szał, brak opanowania, żądza i łaknienie świeżej krwi. - aspekty te tyczyły się oczywiście norsmanki - Co dalej? - brak pomysłu? A może po prostu jeszcze emocje związane z lichym zagraniem Froyi trzymały wciąż wdowę nie dając jej zebrać myśli. Może to też dla tego radziła się siostry. Chociaż… Miały razem tworzyć nowy oddział więc dobrze byłoby wszystko wspólnie uzgadniać. - Jam wszak głównie kupczykiem jestem. No może z domieszką artystki. - ton przybrał bezradnej barwy - Wojuje gdy muszę. Nie tego typ miecza wolę jednak dzierżyć w dłoni. - A po co chcesz zmieniać którąś z nich? Mnie wystarczy jak będę mogła z nimi iść do łóżka chociaż raz na jakiś czas. Chociaż wolałabym częściej niż rzadziej. - dziewczyna o niebieskich włosach wzruszyła ramionami zaczynając odpowiedź od zadania własnego pytania. - Froya jest jaka jest. Jakby była nasza to mogę przymknąć oko na to czy owo. Też bym chciała aby Silny nie był taki wkurzający albo Strupas mył się chociaż raz na jakiś czas. No ale są jacy są. - ponownie wzruszyła ramionami na znak, że nie zamierza dopasowywać innych pod własną formę. - Nie wiem jak tam poważnie pociapałaś się z panną van Hansen. Jak na poważnie, że koniec znajomości albo długa przerwa to nie ma co się tam pchać na siłę. Może pogadaj z Pirorą. Może jakoś się dogadają we dwie jak to między szlachciankami. Żadna z nas w końcu błękitnej krwi nie ma jak one. No albo przez Normę. Jeśli ona się jakoś na dłużej spiknie z Froyą. No może ja jakbym wróciła do nich na służbę. Chociaż straciłam nadzieję, że będę kimś więcej niż tylko chwilową zabawką na żądanie. Szkoda. Po tej pierwszej nocy po balu myślałam, że będę miała na nią większy wpływ. - zmarszczyła nosek i brwi dając wyraz, że jej pierwotne plany i zamiary co do najlepszej partii do zamążpójścia w mieście też nie wyszły tak jak chciała. - A z Buldogiem też nie wiem. Chyba powinien przychodzić do środka jak ja jeszcze jestem w kuchni. No ale nie spotkałam go. Nawet nie wiem czy bym go rozpoznała. Na razie się zastanawiam jak zwiedzić coś więcej niż samą kuchnię i magazyn żywności. Zobaczę, może uda mi się wyprosić to rozwożenie szamy to by było najłatwiejsze. - przyznała, że jakichś rewelacyjnych planów na eksplorację lochów nie ma. I raczej jest nastawiona aby improwizować na bieżąco z tego co przyniesie los. - Moze rzeczywiscie z ta Froya i Norma masz rację. - odparła nieco spokojniej - Co ma być to będzie. Udało mi się poskromić Wilczyce zza Morza to i na szlachciankę znajdę sposób. - machnęła ręką że jakoś mimo wcześniejszej bulwersacji zbytnio się nie przejmowała urażoną dumą van Hansenówny. Nieco się nawet cieszyła z utarcia jej nosa. - Może zorganizuje jeszcze jedno polowanie albo sprezentuje jej jakieś fajne cacko do siekania lub strzelania. - zastanawiała się na głos - Albo wspólna lekcja pod okiem jakiegoś wybitnego szermierza. Takiego, który przyćmiewa jej nauczyciela. - patrzyła na Łasicę pytająco licząc, że ta może jakiegoś zna albo chociaż o jakimś słyszał. Pomysłów Versana miała kilka. Musiała tylko jeden spośród nich wybrać. A z tym Buldogiem to nie takie proste. - kontynuowała - Hipnoza na pewno wyjawi nam kilka ciekawych smaczków. Wypadałoby go jednak wykorzystać jeszcze jakoś. - podobnie jak wcześniej tak i teraz zastanawiała się na głos. Nie oczekiwała jednak odpowiedzi od Łasicy. - Przez chwilę pomyślałam też o tych Gołebich siostrzyczkach. - nagle zaczęła ich temat - Jedna plotka o gwałceniu osadzonych wystarczyła by te zadziałały. Może jeszcze jakoś pchnąć ten temat? - Nie znam się ani na gołębicach ani na szermierzach. - Łasica pokręciła głową, że na tym polu nie czuje się mocna. - Jak mi coś przyjdzie do głowy to powiem. A z Buldogiem to widocznie znasz go lepiej niż ja jak go chociaż spotkałaś. Jak się czujesz na siłach jakoś go schachmęcić to próbuj. Ja nie będę się w to mieszać bo jak mnie rozpozna to się może sprawa rypnąć zanim coś zdążę ugrać. Na razie liczę, że do tego roznoszenia żarcia albo zwędzenia klucza nie będzie mi potrzebny. - dodała w podobnym tonie na znak, że raczej ma związane ręcę w srpawie oficera nocnych strażników z kazamat. |