Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-06-2021, 20:58   #321
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Backertag (4/8); Wieczór; Tawerna “Pełnymi żaglami”; Pirora, Benona, Ajnur, Irina


- No właśnie widziałam że fantastycznie sobie poradziłam z Mathiasem. Dziękuje. - blondynka wyraziła swoje uznanie w stronę rudowłosej i jej koleżanki. - Co do Pana Lange to nie będę narzekać. Powiedzmy, że bardzo mi się podobało i liczę że będziemy się widywać regularnie. Pewnie tez bede potrzebowała przyzwoitki więc jeśli będziecie zainteresowane to chętnie was wezmę.

Pirora powoli ubierała się w swoją zielona i czarną sukienkę z biżuterią o kwiatowych motywach. Irina pomagała jej ubrać się i uczesać.

- Jest dosyć bezpośredni ale jak chce a może jak potrzebuje to niczym nie ustępuje manierami panu Kellerowi. A jeśli o nim wspominam to być może go dzisiaj spotkam bo jestem umówiona w Kuflach z elfka która poznałam ostatnio. - Pirora wyjaśniła swoje plany na ten wieczór. - Pewnie nie wrócę wieczorem a zostanę dla bezpieczeństwa tam.

- O. To też się panience wieczór udał. - zaśmiała się rudowłosa służąca słysząc te słowa. - I myślę, że jemu też się podobało. Było widać przy śniadaniu. - powiedziała nadal wesołoym tonem. - I kolejne spotkania? No jak panienka tak go reklamuję to ja będę zaszczycona mogąc panience towarzyszyć w takich spotkaniach. Ajnur pewnie też. - powiedziała wesołym chociaż nieco uroczystym tonem jakby składała obietnicę. Spojrzała na brunetkę o kasztanowych włosach i migdałowych oczach sprawdzając czy ta zrozumiała o czym mowa. Masażystka popatrzyła na nią pytająco spod przymrużonych powiek i chwilę trwała wymiana zdań i gestów by dziewczyna z dalekiego wschodu mogła zrozumieć o czym mowa. Ale jak przyluszczała koleżanka w końcu się uśmiechnęła i pokiwała głową na znak zgody.

- Tak. Pan Lange bardzo dobry. Silny. - powiedziała cicho prostymi słowami. Chociaż trochę nie bardzo było wiadomo do czego konkretnie nawiązuje ale to, że na niej dowódca legionistów też zrobił dobre wrażenie to nie ulegało wątpliwości.

- A Mathias jest bardzo zabawny. Zawsze coś powiedział. Można się z nim dobrze bawić. Pytał o nas jak często tu bywamy i tak dalej. Zapraszał nas do siebie. Oni wszyscy. Urzędują w “Morskiej bryzie”. Tylko nie wiem gdzie to jest. Nie znam miasta. - dodała coś o wygadanym legioniście ale jej znajomość miasta była podobna do tej jaką miała blondynka, może nawet mniejsza. Zresztą nazwa chyba karczmy czy tawerny też pannie van Dyke nic nie mówiła.

- A teraz to panienka udaje się na spotkanie z jakąś elfką? I panem Kellerem? No to na pewno będzie ciekawie. Będę trzymała kciuki aby wszystko się udało jak najlepiej. - na koniec życzyła swojej opiekunce dobrej zabawy w nadchodzącym wieczorze. I w jej głosie i uśmiechu dała się słyszeć ciepła życzliwość.

- Co do “Morskiej Bryzy”... tak też nie wiem gdzie to ale mamy znajomych z miasta możemy się popytać! - Pirora powiedziała z uśmiechem do lustra które odbiło jej wyraz twarzy do dziewczyn. - Nie tyle z Panem Kellerem a do karczmy gdzie zazwyczaj jest. A Elfka to nawigator na statku jak pan Keller. Spotkałam ją raz na tańcach w kuflach, ale potem spotkałam ją drugi raz tutaj i tak od słowa do słowa się złapaliśmy wspólny język.

Pirora dobierała jeszcze ozdoby ale była już prawie gotowa. - A właśnie jak poszłam rano to coś panowie jeszcze komentowali? - Zapytała zaciekawiona blondynka.

- Nie, raczej nie. Skończyliśmy śniadanie i oni poszli na zewnątrz a my na górę. Ale jak znam mężczyzn to pewnie całą drogę opowiadali sobie jakie to z nich kozaki i ogiery. - brwi rudzielca zmarszczyły się gdy zastanawiała się czy czegoś ważnego albo ciekawego jej rano nie umknęło. Widocznie jednak nie. A zachowanie czwórki legionistów chyba jej nie dziwiło.

- A ta elfka to też nawigator? Jak pan Keller? A to ciekawy zbieg okoliczności. Nasza pani kapitan też mówiła, że kiedyś zaczynała jako nawigator. - roześmiała się Beno dostrzegając w tym zabawny zbieg okoliczności.

- A jak panienka na już plany na dzisiaj to cudownie. Ja tylko tak skromnie przypomnę, że gdyby szło o jakieś spotkanie z panem Kellerem to ja jestem całkowicie do dyspozycji panienki i pana Kellera też oczywiście. No ale gdyby w tym spotkaniu brał udział ktoś jeszcze to myślę, że też bym mogła spróbować. - rudowłosa nie omieszkała ostrożnie chociaż w dość żartobliwym tonie przypomnieć, że jej zainteresowanie czarnowłosym nawigatorem od czasu spotkania w parku i cukierni bynajmniej nie osłabło.

- Tak tak pamiętam o tobie ale z tego co mi się zdaje macie dzisiaj na spokojnie początki charakteryzacji u Iriny i się będziecie malować. - Pirora przypomniała sobie o lekcjach prowadzonych przez dziewczęta.

- No dobrze to ja jestem gotowa - Blondynka wstała i podeszła zarzucając na siebie płaszcz. Wzięła sakiewkę w której trzymała pieniądze na wieczór i mała porcje afrodyzjaku. - Wy bawcie się dobrze ja też zamierzam. Wszystkie wyszły z pokoju dziedziczki i rozeszły się do swoich spraw.
 
Obca jest offline  
Stary 09-06-2021, 10:52   #322
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Backertag (4/8); Wieczór; Tawerna “Pod pełnym kuflem”; Pirora


Pirora zjawiła się w dwóch kuflach ubrana w zieloną sukienkę w jakiej była tutaj poprzednio. Ledwo zdążyła się zatrzymać w swojej tawernie i się przebrać. Na szczęście poranna kąpiel nadal nadawałą jej świerzość. Zostawiła prezenty od kuzynki, zabierając tylko mały flakonik afrodyzjaku by go przetestować na wieczorze. A tym czasie Julius przywoła jej dorożkę. Nawet nie zdołała zapytać czy najemnicy o czymś ciekawym rozmawiali kiedy znikła.

W pomieszczeniu rozejrzała się po sali próbując dojrzeć Złotogrzywą. Oczywiście istnieje też duże prawdopodobieństwo że natknie się na oficera Kellera.
Przysiadła się do swojej gospodyni na ten wieczór i uśmiechnęła się a potem wyglądała na miło zaskoczoną.

- Właściwie to chętnie się z nią poznam, zawsze dobrze znać jakiegoś dobrego medyka w mieście. - Blondynka uśmiechnęła się uroczo. - Powiedz tylko kiedy mam zająć sobie na to czas i wyruszamy. Przez najbliższe dni będę pewnie kończyć obraz. Trochę mnie już nuży że taki nieskończony wisi.

- No tak. Właściwie samej to mogłoby ci trudno się do niej dostać. Ona urzęduje u Adriela. I raczej nie przyjmuje kogoś z miasta. - blondynka pokiwała głową na znak, że przychyla się do zdania drugiej blondynki. Po czym zastanawiała się chwilę.

- Jutro bym mogła. Po południu. W dzień jestem zajęta. Póki jest światło dnia to kończę mapę. - wyjaśniła koleżance jak i kiedy by mogła się z nią umówić do tej elfickiej uzdrowicielki i czekała jak ta się na to zapatruje.

- Będę gotowa. Spotykamy się tutaj? Myślisz że powinnam przynieść coś w prezencie? Wiesz na ‘dzień dobry’. W ogóle jak się ‘tworzy’ mapy, na pewno musicie być bardziej precyzyjni niż kiedy ja tam sobie robię coś w perspektywie na płótnie. - Pirora zahaczyła o temat pracy nawigatorki.

- Tutaj to by było nieco nie po drodze. Wiesz gdzie jest kapitanat portu? Tam byśmy mogły się spotkać. - elfka zmrużyła swoje jasne brwi gdy zastanawiała się nad detalami jutrzejszego spotkania. Popatrzyła na koleżankę świadoma, że ta jest nowa w mieście i może nie do końca orientować się co gdzie tu jest.

- A robienie map to raczej nauka niż sztuka. Więcej liczenia i matematyki z trygonometrią niż samego machania pędzlem. Nie chciałabym cię zanudzać. Powiem tyle, że to co powszecnie uznaje się za robienie mapy to tylko ostatni krok. - roześmiała się pogodnie zdając sobie chyba sprawę, że to dość niszowa wiedza i raczej nie taka łatwa do zrozumienia przez kogoś z zewnątrz.

- Nie wiem gdzie jest kapitanat ale od czego są panowie dorożkarze którzy wiedzą gdzie to jest. - Pirora zaśmiała się od razu znajdując rozwiązanie na swoje problemy. - Co do map owszem nie znam się na matematyce i trygonometrii jak wy ale sam proces pewnie jest ciekawy pod względem technicznym. Ale jeśli to nie temat do poruszenia na taki wieczór może innym razem. - Pirora nie forsowała tematu map.

- To powiedz mi czy jak czekałaś dzisiaj na mnie to ktoś wpadł ci w oko i zaciekawił się już? A może czekamy aż się bardziej zagęści lokal? - Pirora rozejrzała się po aktualnym stanie gości w tawernie.

- W taką pogodę to może być niewielu gości z zewnątrz. Z tego co widzę większość to stali bywalcy. - elfka powiodła wzrokiem po siedzących przy stołach sylwetkach. Wyglądało podobnie jak ostatnim razem gdy jeszcze Pirora tu była w innym towarzystwie. Znacznie spokojniej i dostojniej niż w “Żaglach” nie mówiąc już o “Mewie”. W rogu na małej scenie przygrywała chyba ta sama orkiestra co poprzednio. Ale raczej spokojne kawałki, do słuchania w tle nie koncentrują na sobie uwagi słuchaczy.

- A co do towarzystwa to troszkę czekałam na ciebie. I sobie uświadomiłam, że sporo osób tutaj znam i mnie zna. To możemy się po sobie spodziewać tego czy owego. Dlatego byłam ciekawa ciebie. Jakie właściwie masz oczekiwania? - zapytała nawigator swoją sąsiadkę wracając z tej barwnej sali spojrzeniem do swojej sąsiadki jaka siedziała obok.

- Ha, oczekiwania są takie przyziemnie i zazwyczaj są podwalinami do ‘rozczarowania’ - Zaśmiała się malarka wracając uwagą z osób w tawernie do elfki. - Ale… fakt dla mnie wszystko będzie nowe i nie znane jak ty, już znasz kogoś lepiej… cóż możesz najwyżej uprzedzić nas przed nudą na resztę wieczoru. - Przyznała blondynka i znowu wróciła uwagą do towarzystwa. - I teraz mam zagwozdkę… spytasz cie.. ‘Co polecasz?’ czy może poczekać jeszcze trochę… może ktoś odważny się jeszcze pojawi. - Dziewczyna rozejrzała się po całej tawernie po stolikach, gościach, służbie i kelnerkach. *

- Jako artystka to chyba powinnaś wiedzieć, że aby coś polecić dobrze jest znać gusta osobie jakiej się coś poleca. - Alane uśmiechnęła się słysząc odpowiedź swojej sąsiadki. Ale znów zaczęła rozglądać się po gościach w lokalu.

- A co do odważnych myślę, że mogę ci w tym przeszkadzać. Mam zawsze wrażenie, że my, elfy, na wielu z was działamy dość deprymująco. Jakbyście nie do końca wiedzieli jak z nami rozmawiać i jak nas traktować. - dodała od siebie tą ciekawostkę kulturową w kontaktach pomiędzy oboma rasami. - Dlatego wtedy w “Żaglach” tak zwróciłaś na siebie moją uwagę. Bardzo przyjemnie mi się wtedy z tobą rozmawiało. - znów uśmiechnęła się do drugiej blondynki wyjaśniając jak to było parę dni temu przy ich pierwszej rozmowie w innej tawernie.

- Opowiem ci coś. Jak byłam mała ojciec zabierał nas na targi do miasta najczęściej te kupieckie. Oczywiście on załatwiał interesy a ja z siostrami miałyśmy czas dla siebie. Oczywiście jako najmłodsza raczej zawadzam siostrą i często porzucały mnie w objęcia służby żeby ci się mną zajmowali. Mieliśmy wtedy stara babkę Meliki, była guwernantką i była też bardzo surowa. Kiedyś zostałam zostawiona pod jej opieką. Spacerowaliśmy po ulicach wypełnionych jedzeniem przyprawami i innymi rzeczami jakie pielęgnują w ludziach uczucie próżności. Jako mała dziewczynka uwielbiałam takie słodkie serowo-owocowe bułki pieczone w takich załączonych grupach kulek. - Malarka gestykulować by pokazać o co jej chodzi. - Taka odmiana rwańca. Za kazdym razem kiedy byłysmy na takich targach prosiłam by aktualny opiekun kupił mi tą konkretną bułkę. Meliki zapytała mnie dlaczego zawsze kupuje ta samą bułke. Jako mała istota podałam najprostszą odpowiedź “Bo mi smakują”. Meliki nie kupila mi tej bułki. Zamiast tego kupiła mi pieczonego pierożka, był wypełniony pieczonymi ziołami i kozim serem. Był słony i przyprawiony jakimś ostrym ziołem. Nawet teraz uznaję że nie było to coś w moim guście i chyba nie jadłam tego pieroga. Meliki nigdy nie pozwoliła mi powtarzać próbować czy jeść tej samej potrawy zbyt długo. Nawet nie wiem kiedy weszło mi to w nawyk i właściwie lubię ‘próbować’ bo nawet jeśli to nie moje gusta to nie znaczy że mi nie zasmakuje. - Pirora skończyła swoją opowieść z dzieciństwa.

- Co do relacji elfio-ludzkich. Cóż, nie powiedziałabym deprymująco… bardziej onieśmielająco. Przynajmniej w kręgach z których ja pochodzę. Zawsze twój lud był jakimś nie dościgniony ideałem któremu wszyscy zazdroszczą długowieczności, urody i wiedzy. Ja staram się nie być o te wszystkie zazdrosna… a może mam za mało zmarszczek, i lat na karku by w ogóle zacząć być toteż jakość nie widzę was jako… lepszych. Po prostu trochę innych, a na pewno interesujących na tyle że zwykła rozmowa może wzbogacić moje życie pod względem doświadczeń. Chwilowo nie jestem rozczarowana gdzie te obrane przez nas ścieżki nas doprowadziły. - Malarka postanowiła być ze swoją rozmówczynią szczera. Przy okazji uśmiechnęła się życzliwie.

- O skoro znasz tutaj wielu to może rozejrzyjmy się .. dobrze ? - Pirora wskazała na młodego mężczyznę. Wygląda na uczonego z przeciętnej klasy. Być może żak z akademii niekoniecznie marynarz, wydawał się spięty i ostrożny. Albo na kogoś czekał, albo może po prostu był nie humorze.

- O ten wygląda ciekawie choć niekoniecznie jak ktoś kogo bym spodziewała się tutaj zobaczyć. - Inną osobą był mężczyzna około trzydziesto pięcio - czterdziestoletni. Ubrany w coś co blondynka oceniła jako ubrania dobrej jakości mimo że praktyczne. Wyglądał jak jakiś tropiciel czy łowca. Chwilowo był zainteresowany swoim jedzeniem.

Ostatnia osobą jaką malarka wskazała przynajmniej teraz była kobieta niziołek, raczej młoda. Dobrze ubrana, duża szansa że była związana ze światem kupieckim. Była wesoła i ewidentnie szukała kogoś do rozmowy.

- Ciekawe doświadczenia miałaś w dzieciństwie. Może coś z tego zostało w tobie do dzisiaj. - uznała Złotogrzywa po chwili zadumy nad słowami nowej koleżanki. A co do relacji ludzko - elfich też chyba ją ciekawił ten wątek.

- Użyłam słowa “deprymujący” bo inne jak “onieśmielający” kojarzą mi się ze strachem albo chociaż obawą. A chyba nie jesteśmy aż tak straszni co? - uniosła w rozbawionej minie jedną brew i trochę odsunęła się przekręcając się też nieco bardziej frontem do malarki jakby chciała dać jej okazję aby jej się lepiej przyjrzała. W takiej pozie i minie rzeczywiście w ogóle nie była straszna. Raczej wesoła i przyjaźnie uśmiechnięta. Chociaż nadal miała w sobie tą elficką egzotykę.

- I nie lubię określeń lepszy - gorszy pod względem ras czy narodów. Bo łatwo kogoś urazić. I kierować się stereotypami. I robić podziały na “my” i “oni”. - wyjaśniła jak sama zapatruje się na te sprawy i używane słownictwo.

- Ale tak, mimo, że jesteśmy do siebie dość podobni z wyglądu to myślę, że podstawową różnicą jest długość życia. To całkiem zmienia perspektywę między nami i wami. Stąd pewnie te liczne nieporozumienia. Po prostu inaczej patrzymy na te same słowa i sprawy. - dodała zadumanym tonem. Ale w końcu machnęła dłonią, złapała swój kielich i stuknęła się nim z drugą blondynką.

- No nic! Nie jesteśmy tu chyba aby tylko rozmawiać o filozofii istniejących ras! Chociaż przyjemnie się o tym dyskutuje z tak ciekawym rozmówcą to chyba miałyśmy troszkę inne plany na ten wieczór. - zażartowała sobie z samej siebie i prowadzonej dyskusji. I rozparła się wygodnie o oparcie ławy na jakiej siedziały wiodąc wzrokiem po klienteli. Zwłaszcza tej wskazanej przez Pirorę.

- Ten brunet to on jest chyba na stażu. Znaczy jest kartografem. Nie znam go z imienia. Przychodzi tutaj bo liczy, że załapie się na jakiś statek co go wiosną zabierze w pierwszy rejs. Jak taki nerwowy to pewnie czeka na kapitana czy inną rozmowę w tej sprawie. Tu wielu kapitanów i oficerów przychodzi. - powiedziała rozpoznając chociaż mniej więcej kto zainteresował jej nową koleżankę. Rozparła się w dość nonszalanckiej pozie zakładając noga na nogę przez co rozcięcie w jej sukni pokazało te jej zgrabne nogi. Zwłaszcza jak się siedziało tuż obok. Zaś łokciami rozparła się o krawędź oparcia ławy rzucając spojrzenia po reszcie izby.

- Tego w kaftanie to nie znam. Znaczy kojarzę. Czasem tu przychodzi. Chyba jest przewodnikiem albo myśliwym. Organizuje wycieczki, sanny, polowania i coś takiego. Tak słyszałam ale sama nigdy z nim nie rozmawiałam. - zaznaczyła, że o tym drugim mężczyźnie wie jeszcze mniej niż o tym młodzieńcu o jakim mówiła przed chwilą.

- A panie też bierzemy pod uwagę? No no. Ciekawie się zapowiada ten wieczór. - elfka zachichotała rozbawiona jak spojrzała na tamtą niziołkę wskazaną przez pannę van Dyke. - A ta kruszynka to Leni. Właścicielka składu handlowego. Właściwie to jej rodziny ale wiesz jak to u tych niziołków, wszystko wspólne i razem. Głową rodziny jest jej ojciec. Albo wuj. Albert Gruby. No ale ją często wysyłają w interesach na miasto. A czasem tak sama przychodzi dla rozrywki. - powiedziała wreszcie rozpoznając kogoś o kim mogła powiedzieć nieco więcej niż o poprzednich klientach.

- Coz kontynuując przypowieść o pierożku myślę że nie powinniśmy się ograniczać do rasy, klasy czy płci… pytanie. Robiłaś to kiedyś z niziołkiem? - Pirora powiedziała że nie zamierza się ograniczać co to do wyboru. Niemniej pytanie o przygody z niskim ludem poszło dosyć bezpośrednie. Wprawdzie noc była jeszcze młoda i miały czas powybrzydzać.

- Tak. Chociaż nie z kobietą. I nie w trójkącie. I nie w trójkącie z inną kobietą. Ani nie w trójkącie z samymi kobietami. - nawigator po kolei wymieniała różne warianty takich swoich przygód jakich już doświadczyła i jeszcze nie. I taka rozmowa widocznie sprawiała jej przyjemność.

- Przyznam, że ciekawa opcja. Chociaż nie wiem jakby Leni zareagowała na taką propozycję. Ale można zapytać. A jak to sobie wyobrażasz? - zapytała luźnym tonem patrząc wesoło na drugą blondynkę. I w głosie jak i spojrzeniu pojawiły się jej wesołe iskierki.

- Uważam że trójkąt międzyrasowy na pewno byłby ciekawy. A nawet jeśli Leni nie miala by ochoty to na pewno można z nią ciekawie spędzić czas. No i noc jeszcze młoda, kto wie jaka wielokątna figura nam z tego wyjdzie. - dziewczyna powiedziała do elfki prowokująco i sięgnęła by się napić wina. I dodała z udawana powagą. - Chyba że pytałaś o już praktyczne potraktowanie tematu to myślę że przyda nam się krzeslo do niektórych zabaw...

- Oh dokładnie! Tak to się zaczęło z tym niziołkiem co miałam z nim przyjemność! - niespodziewanie Alane podchwyciła temat całkiem żywiołowo. Aż dotknęła ramienia Pirory i tak od razu jej nie cofnęła.

- Zaczął do mnie mówić czy znam ten kawał, co jest potrzebne do numerku niziołka z elfką. Mówię mu, że nie wiem ale byłam ciekawa co powie. No i to samo co z tobą, że w ogóle rozmawia ze mną tak normalnie. A on mi właśnie mówi na to, że krzesło. Bardzo mnie to rozbawiło. On też. I w końcu tak nam się dobrze rozmawiało, że rzeczywiście skończyliśmy w łóżku. Chociaż niekoniecznie na krześle. - podzieliła się z Pirorą własną historyjką ze swoich bliższych kontaktów z niziołkami śmiejąc się przy tym perliście.

- No co do takich zabaw z paniami to przyznam ci się ja mam chrapkę na elfkę właśnie. Podobno jest ostra. Ma czarne włosy i mówią na nią Czarna Talaria. Nie spotkałam jej ale podobno gdzieś tu jest w mieście. Więc jakbyś ją gdzieś spotkała to proszę cię daj mi znać albo nawet możesz mnie z nią umówić. Na pewno będę chętna bliżej ją poznać. - powiedziała wesoło machając nogą pod stołem i uśmiechając się do myśli na takie spotkanie. Po czym westchnęła otrząsając się z tych marzeń i znów posłała spojrzenie owej wesołej niziołce.

- To co? Mam podejść i zaprosić ją do nas? Czy jeszcze poczekamy i poplotkujemy o tych jakich tu nie ma? - zapytała swojej partnerki siedzącej obok.

- Ploteczki zawsze są dobre, ale powiedz o tym swoim nocnym marzeniu… Talaria jest marynarzem jak ty? - Zapytała z zaciekawieniem Pirora przenoszac swoja uwagę na blondynkę i jej zaczepne pieszczochy pod stołem. - Wiesz bo jak zaczepie pierwsza spotkana czarnowłosą elfkę wyjdzie że jestem ignorantką która myśli że wszystkie elfy wyglądają tak samo. A tego wolałabym uniknąć. Ja mogę ci w plotkach opowiedzieć o pewnej grupie najemników z jaką bawiłam się wczoraj. I ich dowódcy z jakim bawiłam się już sam na sam.

- O, całej grupie? No ciekawie, ciekawie. Zamieniam się w słuch. - blond brwi uniosły się w górę zdradzając, że właścicielka jest ciekawa takich wieści. Zwłaszcza w kontekście w jakim właśnie rozmawiały.

- A ta Talaria to właśnie dla mnie tajemnica. Właśnie gdyby była z morza to pewnie jakoś w końcu byśmy się spotkały. Zwłaszcza podczas zimy jak się całe miesiące spędza w mieście. A jakoś odkąd tu utknęłam i nawet jak o niej usłyszałam to jakoś na nią nie trafiłam. A czarne włosy nie są u nas takie częste. Chociaż oczywiście zawsze można sobie tak pofarbować. Więc jakbyś trafiła na elfkę z czarnymi włosami do tego Talarię no to może być właśnie ona. - Alane chętnie rozwinęła temat swoich fantazji o innej elfce która była dla niej tak tajemnicza i nieuchwytna.

- Słyszałam, że jest wojowniczką. Świetnie walczy mieczem, włócznią i łukiem. Podobno jest ostrzem do wynajęcia. I usłyszałam o niej jak mi opowiadali koledzy, że właśnie ona nie przepuściła dwóm pannom i ostro je oćwiczyła przez całą noc. Tak, zdecydowanie byłabym zainteresowana spotkaniem z nią. Zwłaszcza jakby miało trwać całą noc. - uśmiechnęła się lubieżnie do tych swoich fantazji jakie ledwo zarysowała przed swoją rozmówczynią.

- Och nie nie aż tak. - Zaśmiała się blondynka burząc swojej rozmówczyni wyobrażenie wiotkiej blondynki i grupy najemników. - Zacznijmy że jakiś czas temu parę razy wpadłam na mężczyznę. Zaintrygował mnie i zaczęłam pytać. Koniec końców okazało się że jest on dowódcą Czerwonego Legionu. Moje koleżanki pomogły mi wczoraj i zgarnęły jego kompanów do siebie. Więc one miały tłoczno w piątkę, ale mówiły że bawiły się przednio. Ja I pan Lange zdecydowaliśmy się na podziwianie sztuki w mniejszym gronie… mojej nie dokończonej sztuki, muszę przysiąść i ten obraz skończyć…. no i powiem ci że ledwo staliśmy rano. Podobno oni częściej bywają w “Morskiej Bryzie”… to chyba to miejsce gdzie znajduje się przedstawicielstwo elfów z Ulthuanu. Trochę dziwne… a wracając do nocy. - Pirora opowiedziała elfce o jej przygodzie z Panem Lange i jakim się okazał dobrym kochankiem który nie tylko bierze ale i daje.

- Co do twojej ‘ochoty’ to jeśli to najemniczka może być w “Kwarcie”, poznałam tam kogoś. mogę się zapytać. A co do tych różnic w odbieraniu elfów przez mój lud to chyba kwestia że jednak ludzie prości nie widzą was za często a jeśli już to właśnie w portach albo jako radców rodów na dworach szlacheckich. Częstsze przypadki to leśne elfy podróżujące po lasach. O nich powstają zawsze straszne historie głównie z niewiedzy i ignorancji. - Pirora zamachała ręką odganiając głupotę swojego ludu.

- O tak, dokładnie tak. “A chudzi porywają ludzkie dzieci!”. - Alane skrzywiła się gdy zacytowała jeden z powszechniejszych przesądów prostych ludzi na temat elfów. Zresztą i Pirora słyszała coś podobnego w tym temacie.

- A z Talarią w “Kwarcie” nie próbowałam. Wiem gdzie to jest ale nie byłam tam w środku. Rzeczywiście można popytać. To może jutro? Przed wizytą u Illfendrys albo po. Możemy się przejść. A to tak z sympatii i życzliwości chcesz mi pomóc znaleźć tą elfkę czy też cię ona zaintrygowała jak mnie? - blondynka pokiwała swoją czupryną na znak, że można połączyć jutro te dwa punkty w programie w jeden skoro i tak pewnie jutro by się spotkały razem.

- A “Morska bryza” tak, wiem gdzie to jest. Niedaleko naszego przedstawiciela. Pewnie nie przypadek. I ciekawe rzeczy opowiadasz o tym dowódcy Czerwonego Legionu. Ich jako jednostkę kojarzę, mają faktorie nie tylko w tym mieście. Ale jakoś tego Lange nie poznałam osobiście. A jak go tak zachwalasz to wydaje się ciekawym mężczyzną do poznania. - powiedziała wznawiając wesołe machanie nogą pod stołem i uśmiechając się gdzieś w przestrzeń karczmy.

- Głupie gadanie wiejskich bab. A właściwie nie, wiejskie szeptuchy rzadko gadają takie głupoty to wiejskie pod pijawki takie rzeczy gadają. - Skomentowała zabobon o porywaniu dzieci. - Pomagam bo cię lubię. Jak się kogoś lubi to chce by mu się dobrze wiodło i się mu postanowienia udawały. Jeśli chcesz zapoznać się z tą Talarią to na tyle ile mam możliwości pomogę. - Blondynka uśmiechnęła się zalotnie i zaczepnie musnęła swoją noga nogę towarzyszki. - Nie oczekuje zaproszenia na już sypialniane zmagania ale nie odmówię jak mnie zaprosicie.

- Jest ciekawy i trochę tajemniczy, niekoniecznie o sobie mówi, ale coż dopiero go poznałam i w nocy… mało rozmawialiśmy właściwie. - Przyznała się malarka ze w nocy nie obchodziły ją zbytnio rozmowy. - Ale kto wie chyba napomknęłam mu że jestem umówiona w “Kuflach”... być może go nie zepsułam i zacznie mnie szukać po więcej. - Rozmarzyła się trochę blondynka i wróciła wzrokiem do karczmy. Koniec końców pochwyciła wzrokiem wzrok niziołki i pozdrowiła ją kiwnięciem głową i uniesieniem kielicha.

- No dobrze to poznajmy tę Leni z gildii kupieckiej. - Zabrzmiałą jakby chciałą zacząć ich zabawę.

- To bardzo miłe z twojej strony. - elfia blondynka odparła z nie mniej zalotnym uśmiechem. Co wyszło dość dwuznacznie bo akurat jak Pirora zaoferowała swoją pomoc w szukaniu innej elfki i przesunęła butem po jej nodze.

- A z Talarią no cóż, nie odważę się mówić w imieniu osoby jakiej nawet nie znam. Ale jeśli o mnie chodzi to ja cię od siebie zapraszam na te zabawy z nią bardzo chętnie i serdecznie. Mam nadzieję, że Talaria okaże trochę zrozumienia i elastyczności. - obiecała wesoło i nachylając się ku Pirorze aby szepnąć jej to do ucha a przy okazji musnąć je na chwilę ustami. Po czym odsunęła się i spojrzała w stronę samotnej niziołki też unosząc swój kielich. Leni ich dostrzegła i odpowiedziała wesołym uśmiechem i uniesieniem swojego kufla.

- O, dobrze się zaczyna. To poczekaj, zagadam do niej i ją zaproszę do nas. Może nam się coś uda z nią. - powiedziała nawigator zgrabnie podnosząc się z ławy i poszła do ciemnowłosej niziołki dosiadając się do niej i zaczynając rozmowę. Tak na oko to chyba nieźle im szło bo się do siebie uśmiechały i wydawało się, że rozmawiają w dość luźny i przyjazny sposób. A Pirora niespodziewanie dostrzegła znajomą twarz. To była ta krawcowa ze sklepu Grubsona jaka w zeszłym tygodniu pomagała jej w zakupach materiałów na suknie dla dziewcząt. Teraz szła przez salę główną zmierzając w kierunku wyjścia. Nie rozglądała się za bardzo po tej sali, szła pewnym, nawet nieco pospiesznym krokiem trzymając w ręku niewielką skórzaną torbę jaką czasami nosili cyrulicy i im podobni. Była ubrana w długi kożuch, całkiem ładny i była ubrana w sam raz aby wyjść na tą niepogodę na zewnątrz. Chociaż przez ten czas wiatr chyba nieco zelżał ale dalej było dość paskudnie.

Pirora rozejrzała się zastanawiając się skąd dziewczyna przyszła. Wydawało jej się że zeszła z góry gdzie były pokoje. Być może przeszła zdjąć pomiary z jakiegoś gościa… albo ma tu kochanka… albo załatwia jakieś ciemne sprawki…

Artystka wymyśliła sobie w myślach parę scenariuszy dosyć ciekawych ale spojrzała na resztę sali i pomachała dyskretnie do kelnerki.
- Dostawcie nam jeszcze dzbanek wina. - Powiedziała z uśmiechem i wróciła do obserwowania Alany i ich trzeciej kobiety.

Kelnerka skinęła głową i wróciła do swoich obowiązków chodzenia na przemian z pustą i pełną tacą. Po chwili Alane wróciła idąc razem z niższą od siebie kobietą. Obie miały całkiem zadowolone miny.

- A więc poznajcie się. Leni, to jest moja koleżanka. Pirora van Dyke. Jest nowa w tym mieście ale chętnie je poznaje tak samo jak mieszkańców. - blondynka wskazała na siedzącą blondynkę.

- Bardzo mi przyjemnie. Jestem Leni Miodowa. Cieszę się, że was spotkałam. - wesoło przywitała się niziołka i usadowiła się obok Pirory na dawnym miejscu Alane. Ta zaś usiadła na zewnątrz biorąc niziołkową dziewczynę niejako w środek. Zaraz potem przyszła kelnerka z zamówionym dzbanem wina.

- Jeszcze coś panie sobie życzą? - zapytała patrząc na trzy siedzące obok siebie kobiety.

- Mnie też miło cię poznać Leni Miodowa. Dobrze ze się dosiadłaś. - Pirora przedstawiłą się jak na ‘damę’ przystało. I oczywiście obdarzając niziołek serdecznym uśmiechem.

- Nie wiem jak wy ale jak bylam tutaj pierwszy raz parę dni temu jadłam tutaj naprawde dobre owoce morza. - rzuciła proponując w stronę nowych koleżanek.

- To prawda, mają tu świetną kuchnię. - Leni odparła tonem eksperta i sprawnie zaczęła wymieniać kelnerce czego sobie życzą. Alane też dorzuciła coś od siebie i wtedy dziewczyna z obsługi spojrzała jeszcze na Pirorę czy ta też coś domawia czy zdaje się na gust koleżanek. Potem poszła aby zrealizować to zamówienie a trzy klientki zostały same.

- To już tu jednak byłaś wcześniej? - zagaiła Leni zadzierajac trochę głowę aby spojrzeć na Pirorę. Na razie raczyła się tym dopiero co zamówionym winem.

Pirora domówiła małże jakie jadła ostatnio i oświadczyła że ma zamiar skubnąć coś z talerzy koleżanek na spróbowanie.
- Byłam parę dni temu na zaproszenie officera Kellera. A tak jestem całkowicie nowa w mieście. Przyjechałam niecałe dwa tygodnie temu. Jestem Averlandką. - Wyjaśniła Lenie zagmatwanie jej sytuacji geograficznej jej pochodzenia i inności. - A ty całe życie w Nordlandzie czy przejezdnie jak połowa aktualnej populacji miasta?

- Nasi przodkowie pochodzą z Krainy Zgromadzenia. Ale już od trzech pokoleń mieszkamy tutaj. Dla mnie to dom rodzinny, urodziłam się tutaj. A ty z Averlandu? To całkiem daleka podróż. - niziołkowa dziewczyna odparła wesoło i bez skrępowania.

- No to proponuję się stuknąć za to nasze międzynarodowe spotkanie dzisiejszego wieczoru. - zażartowała elfka unosząc swój kielich do toastu. Leni chętnie się przyłączyła.

- To za spotkanie! - Pirora podchwyciła toast Alany. Po toaście kontynuowała wątek. - Daleko jak daleko, dobrze że wyruszyliśmy z ojcem wczesnie to kiedy dostal wiadomośc ze musi wracać do domu bo “INTERESY” to już mnie nie ciągnął ze sobą tylko wysłała przodem. Przynajmniej nie utknęłam w Middelheim u mojej ciotki. - Pirora dodała do swoich koleżanek.

- Ojej zostawił cię dla interesów? Własny ojciec? Naprawdę? Ojej bidulka z ciebie. - Leni wydawała się pod wrażeniem bezduszności rodzica wobec własnego dziecka. Na pocieszenie pogłaskała dłoń Pirory w przyjaznym i współczującym geście.

- Jej u nas to nie do pomyślenia. Wszystko robimy razem. Znaczy w rodzinie. - powiedziała kręcąc swoją prawie czarną głową na znak, że trudno jej pojąć takie obce dla niej zachowanie.

- No ale są też pozytywy tej sytuacji. Dzięki temu Pirora zawitała do naszego miasta no i zobacz, nawet możemy się z nią teraz gościć i rozmawiać. - Alane chyba poczuła, że powinna się włączyć i jakoś uderzyć w bardziej zabawne i pozytywne tony. Podziałało na tyle, że niziołka chętnie się uśmiechnęła i pokiwała głową. A potem uśmiechnęła się szeroko bo wróciła ta miła kelnerka z pierwszą porcją przekąsek.

- Dokładnie, wykorzystuje to doświadczenie by się trochę usamodzielnić. Poznaje nowych ciekawe osoby, kupuje kamienice i moja kuzynka zastanawia się czy nie zainwestować w ze mną w Galerie Sztuki. - Pirora powiedziała równie wesoło i przechwyciła swoje ostrygi.

- W galerię sztuki? - Leni popatrzyła pytająco na nową koleżankę prosząc ją o więcej wyjaśnień.

- Pirora maluje obrazy. Ale rzeczywiście powiedz coś więcej o tej galerii. - Alane wyjaśniła nieco niziołce ale też była ciekawa tematu.

- Ach tak bo nie zdążyłam się tobie pochwalić. Moja kuzynka Versanan van Drassen szuka szansy na zarobek w różnych dziedzinach. Dzisiaj spytała się mnie co myślę na temat wejścia z nią w jakiś biznes. Ponieważ nie znam miasta od strony ekonomicznej spytałam się czy macie w mieście galerie sztuki. Czyli miejsce gdzie rzeźbiarze, malarze, złotnicy czy inni artyści mogą wystawić swoje prace na widoku. Zazwyczaj robi się tam też małe spotkania licząc że niektórzy bywalcy wyjdą z jakimś dziełem sztuki. - Pirora wyjaśniła koncept działa takiej Galerii. - Dlatego chyba zacznę spędzać więcej czasu na malowaniu. Choć wiem że w mieście jest paru malarzy którzy pewnie skorzystali by z takiego miejsca.

- Aha, takie coś. - Leni skinęła głową na znak, że chyba rozumie ten zamysł jak to ma sprawa wyglądać z tą galerią sztuki.

- Bardzo ciekawy pomysł. Mam nadzieję, że coś takiego wypali. Przydałoby się takie miejsce. No jak ktoś szuka jakichś wyższych rozrywek niż tańce i hulanki to to miasto jest naprawdę ubogie. - elfka widocznie miała więcej doświadczenia i obycia bo od razu zrozumiała koncept i pochwaliła taką inicjatywę.

- A gdzie to będzie ta galeria? - Leni zadarła głowę na Pirorę ciekawa miejsca w jakim obie panie miały zamiar ją otwierać.

- Jeszcze nie mamy miejsca. - Pirora powiedziała nie przejmując się za bardzo brakiem budynku. - Pewnie na dniach wyjdziemy na przejażdżkę i zobaczymy czy sa jakies ciekawe pustostany. Niemniej jesteśmy otwarte na sugestię. - Uśmiechnęła się do niziołki.

- Na mnie nie patrz. Ja w życiu nie byłam w żadnej galerii ani jej nie widziałam. To nawet nie wiem jak takie coś wygląda. - Leni roześmiała się rubasznie dając znać, że nie jest właściwą osobą do szukania takiego budynku.

- To coś podobnego do muzeum. Tylko wystawia się obrazy, rzeźby, daje koncerty. - wyjaśniła Złotogrzywa cierpliwym tonem.

- W muzeum też żadnym nie byłam. Właściwie uprzedzę inne pytania, nie byłam poza tym miastem więc jak czegoś nie ma w naszym mieście to raczej tego nie znam i nie widziałam. - Miodowa uniosła dłonie w obronnym geście patrząc w górę to na jedną to na drugą blond sąsiadkę.

- Mi też nic nie przychodzi do głowy. Ale będę miała w pamięci. Jak coś mi się przypomni albo wpadnie w oko to dam ci znać. - Alane spojrzała ponad czarnowłosą głową na twarz panny van Dyke obiecując swoją dobrą wole w poszukiwaniu miejsca na tą galerię.

- Och to tym bardziej postaram się by inicjatywa się udała. Wtedy będziesz mogła zobaczyć jak coś takiego może wyglądać. - Powiedziała w stronę Leni. - A miejsce myślałysmy o wolno stojacym niskim budynku ale nie będziemy się ograniczać. Jak byłam u ciotki w Middelheim, to odwiedziliśmy budynek pierwszej takiej galerii, był zrobiony w hali targowej. Po tym jak targ został przeniesiony do większej hali. To już nie funkcjonuje jakiś prywaciarz ją przejął swego czasu i zrobił tam stadninę. - Pirora sprzedała swoim koleżanką małą anegdotę.

- Ale Leni, bo ja tutaj mówię o sobie i własnych planach ale właściwie to chętnie dowiem się coś o tobie. Wiem że mieszkasz tutaj na stałe z rodziną. Powiedz cos wiece, co lubisz, jak się bawisz, czego nie lubisz, co teraz zajmuje ci czas codziennie? - Pirora zachęciła Miodową do powiedzenia o sobie.

- Interesy! - roześmiała się psotnie niziutka dziewczyna. Ale szybko rozwinęła swoją odpowiedź. - Jesteśmy niziołkami więc oczywiście zajmujemy się jedzeniem. A dokładnie to tym wszystkim co można to jedzenie obrobić albo zapakować. Każdy z naszych kuzynów zajmuje się inną dziedziną. Wyplatanie koszy, szycie worków, druciarze do koszyków, garncarze od glinianych dzbanów i garnków oraz metalowych. No a my, Miodowi, to jak ujście tej rzeki. Skupujemy to wszystko i puszczamy dalej. Ale tak naprawdę to wszyscy jesteśmy jedną, wielką, rodziną. - niziołka wyjaśniła ochoczo i z werwą widocznie będąc dumna z osiągnięć swojej rodziny i ciesząc się, że jest jej częścią.

- A prywatnie? Można zapytać czy masz narzeczonego? - zapytała ciekawie blond elfka z życzliwością w głosie i uśmiechu.

- Narzeczonego? No co ty. Z takim brzuchem? - Leni wskazała obiema dłońmi na swój raczej płaski brzuch.

- Coś z nim nie tak? - brew elfki uniosła się do góry pytając ostrożnie ale widocznie ze swojej perspektywy nie dostrzegła nic nadzwyczajnego albo zdrożnego w tym detalu niziołkowej anatomii.

- No pewnie! No zobacz! W ogóle go nie ma! A dziewczyny w moim wieku to już są takie okrąglutkie i chłopcy do nich smalą cholewki. A ja to zobacz jaka płaska. - wyznała rozżalonym tonem przyznając się do tego feleru w niziołkowej urodzie. Brzmiało jakby płaski brzuch jakoś nie cieszył się estymą w tym społeczeństwie.

Malarka za to buchnęła śmiechem na tę wymianę. Jak już się uspokoiła to dodała.
- Dobrze następnym razem kupujemy ci piwo nie wino, ani się obejrzysz a będziesz miała piękny piwny brzuch. A tak na serio to ja może niziołczym mężczyzna nie jestem i pewnie bym musiała zapytać Oxo o te standardy rasowe ale mi tam się podobasz taka jaka jesteś. - Może stwierdzenie zbyt śmiałe i szybkie jak na początek rozmowy ale powiedziane ta lekkim zabawnym tonem że można było powiedzieć że był to wyraz sympatii do Leni.

- Ale całkowicie cię rozumiem, sama jestem skazana na piegi i małe piersi które podobno nie są zbyt pomocne w szukaniu męża czy narzeczonego. - Powiedziała z udawanym wyczuwalnym smutkiem. W końcu Alana przynajmniej wiedziała że Pirora jakoś nie zachowywała się jak zakompleksiona myszka.

- No tak, ty to widzę masz podobnie. - Leni chyba się lżej zrobiło jak z jednej strony się wygadała i wyżaliła a z drugiej usłyszała pocieszenie od koleżanek. Spojrzała na brzuch i piersi Pirory, i jeszcze wyżej na piegowatą twarz o jakiej mówiła i chyba poczuła jakąś więź jaka je łączy. Potem jednak odwróciła głowę aby spojrzeć na swoją drugą sąsiadkę. Niestety Alane była elfką więc raczej nawet w roli modelki rzeźby czy obrazu nieźle by pasowała do spełniania oficjalnych kanonów piękna.

- No co? Przecież ich sobie nie utnę. - powiedziała Złotogrzywa nieco pretensjonalnym a nieco ironicznym tonem widząc jak w spojrzeniu niziołki rozpala się jakiś żal czy niema pretensja.

- Nie, no nie… Ja tylko tak… Nie chciałam aby ci było przykro czy coś… - zmieszała się kupiecka dziewczyna pesząc się nieco.

- Oj nie przejmuj się Leni. Mnie się też podobasz taka jaka jesteś. - Alane uśmiechnęła się przyjaźnie i niespodziewanie nachyliła się aby objąć i przytulić niższą kobietę. - Obie mi się podobacie takie jakie jesteście. - wyciągnęła drugie ramię jakby chciała też dodać do tego uścisku drugą blondynkę. - Najchętniej wylądowałabym z wami dwiema w łóżku i kochała się z wami do białego rana. - oświadczyła wesoło co w tej sytuacji łatwo było wziąć jako żart dla rozładowania sytuacji i pocieszenia nieco zasmuconej niziołki. Chyba podziałało bo ta się gdzieś tam roześmiała z dołu przytulona do tych przednich walorów elfki.

- No dobrze to pijemy dalej. - Pirora zainicjowała kolejny toast. - Za niestastandarwą urodę!
Potem jakoś wieczór zaczął mijać w dobrej atmosferze wino kobiety… śpiewu nie było ale na pewno było ciekawie. Koebiety też zaczeły co raz śmielej wchodzić sobie w swoje strefy komfortu, gładząc się po czupry ach czy “sprawdzając miękkość materiałów swoich sukien”.
Nawet nie zorientowała się kiedy goście powoli zaczęli się rozchodzić do swoich pokoi. - Och chyba się późno robi - Zauważyła malarka. - Alano nie chce się wpraszać ale może ja i Lani możemy zacumować w twoim pokoju na tę noc? Raczej nie znajdę już dorożki a nie mam nikogo do eskorty po ulicy o tej porze, a tak możemy skończyć jeszcze miło wieczór. - Pirora wiedziała że Złotogrzywa nie będzie miała nic przeciwko jedyne co pozostało to sprawdzić czy Miodowa połknie haczyk pójdzie za nimi.

- Ojej… To już tak późno? To ja powinnam wracać do domu. - Leni jakby dopiero na uwagę Pirory zorientowała się jak późny wieczór już się zrobił. W miłym towarzystwie jakoś czas zleciał nie wiadomo jak i kiedy. A teraz już musiała się zbliżać północ.

- Na pewno? To żaden problem. Myślę, że Pirora ma rację. Może zadymka się już skończyła ale teraz ciężko o dorożkę będzie. Nawet jak jakieś stoją to dopiero na Placu Targowym. Trzeba by tam pójść na piechotę. - pani nawigator dość sprawnie przedstawiła trudności jaki sprawiłby tak późny powrót przez zawalone mrokiem i śniegiem miasto. Niziołka przygryzła wargę zastanawiając się nad tym i ważąc ciężar obu opcji.

- To ja mam pomysł. Chodźmy do mnie i zobaczymy. Jak wam się nie spodoba to spróbujemy wynająć wam jakiś pokój no albo jednak coś z tą dorożką. Dobrze? - blond elfka zapytała głównie Leni z przyjaznym uśmiechem. Ta zastanawiała się jeszcze chwilę po czym skinęła głową na zgodę. Więc wszystkie trzy wstały od stołu i ruszyły za elfką jaka przejęła rolę przewodnika.

- Poczekajcie na mnie chwile muszę udać się do wychodka. - Powiedziała malarka i udała się na stronę wykorzystała tą chwilę by sprawdzić jak odrobina afrodyzjaku wmasowana w szyję dolinkę i między piersiami i nadgarstki podziała na kobiety innych ras. Potem wróciła i wszystkie trzy ruszyły do pokoju Złotogrzywej.

 
Obca jest offline  
Stary 09-06-2021, 10:53   #323
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Backertag (4/8); Wieczór; Tawerna “Pod pełnym kuflem”; Pokój Alany Złotogrzywej; Pirora , Alana, Leni

Obie kobiety, ta wyższa i ta niższa czekały na nią stojąc i rozmawiając przy szynkwasie. Gdy ta trzecia do nich dołączyła elfka ruszyła w kierunku schodów. A potem korytarzem aż doszła do niczym nie wyróżniających się drzwi i otworzyła je wyjętym kluczem.

- Poczekajcie chwilę, zapalę światło. - poprosiła wchodząc śmiało do ciemnego pokoju. Chwilę było tylko widać nieco jaśniejszy zarys jej sukni. Po czym błysło światło draski i zapłonęła pierwsza świeca. Od niej Alane odpaliła kolejną i kolejną.

- Wejdźcie proszę. - powiedziała zachęcająco przyzywając je gestem. Leni weszła rozglądając się ciekawie. Pokój na wielkość był podobny do tego jaki miała Pirora czy Rose w “Żaglach”. Może nawet nieco krótszy. Ale rzucało się w oczy dwie, podstawowe różnice. W pokoju było pełno świec. W większości zgaszonych ale gospodyni właśnie rozpalała chociaż niektóre z nich więc robiło się coraz jaśniej. A drugą rzecz to od razu zauważyła Leni.

- Masz tylko jedno łóżko? - zapytała trochę zdziwionym tonem. Bo zwykle pokoje tej wielkości miały dwa. Podwójne albo pojedyncze, czasem piętrowa ale dwa.

- Tak. To kapitańska gospoda. Kapitanowie zwykle mogą sobie pozwolić na nieco większy komfort. No a ja odziedziczyłam ten pokój po jakimś kapitanie. - powiedziała wesoło elfka zerkając na to podwójne łóżko. Dla dwóch dorosłych osób było w sam raz. Ale i na dwa i pół jakoś za bardzo nie powinno być dużo ciaśniej.

- Ale jeśli was to krępuję to oczywiście mogę zapytać na dole czy nie mają jakichś wolnych pokojów. - zaoferowała się chętnie Złotogrzywa jakby zdając sobie sprawę, że gości może krępować sypanie we trójkę w jednym łóżku. Przynajmniej takie sprawiała wrażenie. Leni miała minę jakby się zastanawiała. Spojrzała w górę na Pirorę sprawdzając co ona na to wszystko powie.

Pirora spojrzała na Miodową i uśmiechnęła się pokrzepiająco. - Nie dzieliłaś nigdy pokoju z siostrami albo kuzynkami? - Zapytała wskazując na podobieństwo czegoś co każdy kiedyś miała. Nawet ona jak była mała czasem sypiała z siostrami w jednym łóżku w czasie podróży. Mówiąc to siadła na wolnym krześli i zaczęlą zdejmować swoje wysokie buty ukryte pod sukienką. - Jeszcze nam powiedz że nigdy się nie całowałaś. - Zadziornie spytała sprowokowała Leni.

- Oj nie no co wy! Nie róbcie ze mnie jakiejś sieroty! - żarcik Pirory podziałał na tyle, że niziołka roześmiała się pogodnie. Ale stała jeszcze na środku pokoju nie rozbierając się i jakby nie do końca zdecydowana co powinna teraz zrobić. Gospodyni też się roześmiała z tego averlandzkiego żartu ale na samą niziołkę na razie nie napierała. W zamian za to podeszła do Pirory i uklękła przed nią pomagając jej ściągnąć buty.

- To mamy teraz całuśne, łóżkowe tematy? To kto zaczyna opowiadać o tym całowaniu czy innych takich? - zapytała trochę odwracając głowę do stojącej niziołki a trochę podnosząc ją w górę na siedzącą przed nią na krześlę blondynkę.

Zaś Pirora poczuła, że ten afrodyzjak doszedł do jej nozdrzy. Miał całkiem przyjemny zapach. Z jednej strony trudno było się na nim skoncentrować jak się nie próbowało z drugiej przypominał coś zapomnianego. Jak to słowo na końcu języka co prawie się przypomniało ale jakoś nie chce się ukształtować do końca i wylecieć. Albo otarcie się o jakąś tajemnicę jaka przeciekła przez palce.

- No ja to się dużo nie całowałam. Mówiłam wam, że nie mam wzięcia u chłopaków. Dlatego próbuję z tymi interesami. Może jak będę bogata to któryś mnie zechce. - Leni powiedziała autoironicznym tonem przyznając się, że raczej nie będzie gwiazdą takich tematów.

- Usiądź sobie może na łóżku co? Zaraz skończę zdejmować buty Pirorze to pomogę tobie dobrze? - zaproponowała łagodnie elfka zrzucając pierwszy zdjęty but siedzącej blondynki. Niziołka wzięła to pod uwagę i rozwagę, skinęła głową i posłusznie podreptwała na łóżko siadając na jego krawędzi. Widząc ten mały sukces Złotogrzywa podniosła wzrok na siedzącą przed nią Pirorę i puściła jej wesołe oczko. Zapowiadało się, że może Leni nie wyjdzie stąd tak od razu.

Malarka uśmiechnęła się do elfki i dała sobie pomóc z butami po czym wstała i przeszła się boso po pokoju. - O jej odrazu lepiej. - Powiedziała idąc do łóżka i padając na nie na wznak. - E tam nie masz wzięcia może po prostu musisz przejąć inicjatywę i jak ktoś ci się spodoba to po prostu sama go zbałamucić. - malarka objeła przejacielsko Miodową zbliżając nibyprzypadkim pofermunowany nadgarstek do jej twarzy.

- Oj no jak to tak, dziewczyna miałaby zaczepiać chłopaka? No co ty. Jeszcze by pomyśleli sobie, że jestem jakaś taka… No nie wiadomo jaka… I ja to raczej z tych nieśmiałych w takich sprawach jestem. - Leni wydawała się naprawdę przejęta tymi konwenansami i rolami społecznymi. Nawet jeśli zdawała sobie sprawę, że stawiają ją w niekorzystnej sytuacji. Chętnie jednak przyjęła te pocieszające objęcia Pirory. I ta mogła poczuć z bliska zapach jej włosów i ciepło żywego ciała bijącego przez koszulę.

- Śmiała, nieśmiała… To można wyćwiczyć. No daj, te buciki. - elfka jak skończyła zdejmowac buty jednego gościa to teraz uklękła przed kolejnym i zdaczęła je zdejmować. Przy okazji niejako wzięły tą trzecią z dwóch, przeciwnych stron i Leni znalazła się w środku.

- A co to za zapach? - niziołka wyczuła widocznie coś nowego w swoim otoczeniu bo zaczęła węszyć szukając źródła.

- Pewnie od świec. Niektóre są zapachowe. - wyjaśniła Złotogrzywa wskazując wzrokiem na zapalone świece.

- Nie, to coś… O… - Leni przystawiła twarz do nadgarstka obejmującą ją blondynki gdy widocznie zlokalizowała źrodło. Z ciekawości zaciągnęła się jeszcze raz. - Bardzo ładny. - powiedziała gdy Pirora wciąż czuła jej gorący oddech na tym nadgarstku.

- Tak? Pokaż. - Alena która uporała się z jej butami wyprostowała się i też zaicekawiona przystawiła nozdrza do nadgarstka blond gościa.

- No rzeczywiście ładny. Aż by się chciało go schrupać. - powiedziała zerkając nieco kpiąco na siedzącą za niziołką kobietę.

- Prawda?! - też mi się podoba. Powiedziała blondynka uśmiechając się bezczelnie do elfki.- I o ile rozumiem ten problem tych konwenansów to muszę ci powiedzieć że wprawdzie mogę powiedzieć tylko za moje ludzkie plemię niektórzy panowie lubią jak kobieta przejmuje inicjatywę. Pewnie dlatego że sami są leniwi i dzięki temu nie muszą już nic robić.- Zaśmiałą się blondynka przekręcając się znowu na plecy.

- Jak robić? Jakoś tak? - druga z aktorek tej sceny dla jednego widza wprawnie zaadaptowała się do tej roli. Władowała się na łóżko obok leżącej na wznak koleżanki i to tak, że na czworakach znalazła się nad nią. A ich twarze znalazły się naprzeciwko siebie.

- Co wy robicie? - zapytała Leni jakby z jednej strony domyślała się na co się zanosi a z drugiej i tak nie mogła w to uwierzyć.

- Miałyśmy chyba przerabiać łóżkowe i całuśne tematy. No więc skoro już jesteśmy w łóżku i mówimy o tym jak to kobieta może czasem przejąć inicjatywę… - wydawało się, że gdyby elfka mogła to by rozłożyła przy tym ramiona a tak tylko nimi wzruszyła. Po czym dokończyła to co zaczęła gdy znów spojrzała na leżącą pod nią Pirorę i zaczęła skracać dystans aż się ich usta zetknęły ze sobą.

Pirora wydała z siebie miłe westchnienie dając dać tym na łóżku znać że jest jej miło i przyjemnie. Odpowiedziała na pocałunek niewinnie co by dać niziołce pokaz powolnej i spokojnej inicjacji. Po tym jak się rozłączyły blondynka uśmiechnęła się do elfki.
- Odważnie. -

- Cała przyjemność po mojej stronie. - powiedziała z uśmiechem gospodyni na koniec jeszcze raz delikatnie muskając ustami usta tej drugiej. Po czym obejrzała się na siedzącą w zasięgu ręki Leni. Ta obserwowała ich z szeroko otwartymi oczami jakby nie była pewna czy powinna zostać czy dać stąd dyla.

- Chcesz spróbować Leni? To tylko pocałunek. - powiedziała prostując się powoli i uśmiechając się zachęcająco do niziołki.

- Oj, nie, chyba nie… To nie dla mnie… Mówiłam wam, że ja to nie bardzo w takie rzeczy… - wydukała niziołka czerwieniąc się na twarzy i nie bardzo wiedząc gdzie podziać oczy.

- Ooo..! Znaczy...ty porosty nie lubisz intymności? - Zapytała delikatnie Pirora jakby badała czy Leni jest wstydliwa czy po prostu nigdy tego nie robiła i nie wie że czego sama chce? Postanowiła dać dziewczynie poczucie kontroli i bezpieczeństwa proponując jej uspokojenie trochę towarzystwa. Dwa kroczki do przodu jeden do tyłu i tak dalej.
- Bo jak nie jest ci komfortowo to możemy po prostu pójść spać, albo tylko rozmawiać.

- Noo… - Leni po dłuższej chwili wahania zaczęła ale właściwie poza dłuższym zająknięciem się jakoś nic więcej jej nie przeszło przez gardło.

- Kochanie, Pirora ma rację. Mogę ci obiecać, że tutaj w mojej obecności żadnej z was nie stanie się coś na co nie ma ochoty. - druga blondynka wsparła tą pierwszą w uspokajających zapewnieniach tej najbardziej speszonej z ich trójki. Ta w końcu pokiwała głową na znak zgody albo potwierdzenia, że rozumie ale dalej nie mogła wydusić z siebie słowa.

- Pozwól, że ci pomogę. Zamknij oczy. - poprosiła kupiecką dziewczynę i ta przygryzła wargę z nadmiaru emocji. Ale w końcu po tej walce samej z sobą zamknęła powieki. Alane uniosła dłoń do jej twarzy i delikatnie pogłaskała ją po policzku. Smukłe palce zbliżały się powoli do ust tej trzeciej aż wreszcie wylądowały na jej wargach. I tam podrażniały je przez chwilę sprawiając, że oddech Leni jakby przyspieszył. Wtedy blondynka zastąpiła swoje palce swoimi ustami delikatnie pocałowała usta niziołki. Zaraz też ostrożnie odsunęła się od niej.

- I co? Chyba nie było jakoś strasznie co? - zapytała lekko ironicznym tonem. Leni otworzyła oczy i roześmiała się z ulgą. Pokręciła głową, że nie. - To może teraz spróbujesz z Pirorą. Ma bardzo apetyczne usta. - gospodyni zachęciła tą trzecią pokazując na leżącą na łóżku blondynkę. To chyba ośmieliło czarnulkę bo odgarnęła swoje włosy i przysunęła się bliżej panny van Dyke w końcu nachylając się nad jej twarzą.

- Odwagi… - blondynka powiedziała cicho uśmiechając się przyjaźnie chwile później usta Miodowej dotknęły jej. Malarka dała je na spokojnie poznawać swój smak i przy okazji wdychać zapach afrodyzjaku z szyi. Skończyły kiedy kobieta uchyliła delikatnie usta i musnęła niziołkę koniuszkiem języka.

- Teraz możemy powiedzieć że niestraszne nam konwenanse. - Powiedziała blondynka uśmiechając się do niziołki. - I jak podobało się? A może chcesz się upewnić?

- Noo… - Leni znów się zająknęła. Ale tym razem całkiem inaczej niż przed chwilą. Oczami chaotycznie wodziła po twarzy leżącej pod nią blondynki jakby nie mogła się zdecydować na jaki jej fragment patrzeć teraz. Nozdrza jej chodziły na boki próbując złapać oddech. I wyglądała na taką co zaczyna się rozluźniać i dobrze bawić.

- Tak, chyba tak. Chyba chcę się upewnić. - powiedziała chichocząc trochę nerwowo. A palcami dłońmi przesunęła po twarzy Pirory. Po czym sama skróciła dystans i znów wznowiła pocałunek. Tym razem był to już pełnoprawny pocałunek zwykle zarezerwowany na bliskie kontakty między mężczyzną a kobietą. Leni zaczęła Pirorę całować na pełny etat.

Malarka uśmiechnęła się w duchu i pozwoliła swojej dłoni wpleść się we włosy niziołki i wodzić po miłe miejsca na jej szyi. Druga ręka sięgnęła do elfki i spoczęła na jej udzie.
Kiedy znowu zrobiły przerwę blondynka zapytała małą kochankę.
- Całował cię kiedyś po karku i szyi? - a kiedy ta pokręciła głową blondynka zapytała. - Mogę cię tam pocałować? - niziołka wydała z siebie ciche “tak” a Pirora podniosła się trochę by zacząć ustami pieścić szyję niziołki czasem sięgając do jej żuchwy.

- Może sama spróbujesz to zrobić Alene? - Zaproponowała malarka całując niziołkę w opuszek ucha.

- Tak? - niziołka zachowywała się jakby robiła to pierwszy raz. Albo pierwszy raz z kobietami. Ale też odkrywała właśnie jakie to może być fascynujące. Obawa i spięcie gdzieś powoli się ulatniały z jej spojrzenia i ruchów, brakowało jej jeszcze pewności ale mimo to wydawała się coraz bardziej rozkręcać. Elfia gospodyni która do tej pory ograniczała się do głaskania i pokrzepiającego dotyku po udzie czy plecach swojego jednego czy drugiego gościa teraz niejako przypomniana przez Pirorę wróciła na scenę.

- Oj tak, bardzo chętnie i bardzo proszę. Uwielbiam to. - Alane w pełni poparła pomysł Pirory i położyła się na brzuchu tuż obok niej. Leni wahała się tylko chwilę gdy zaczęła swoje eksperymenty z całowaniem elfki. Najpierw ostrożnie w usta, potem głębiej w usta a potem ku żuchwie i szyi tak jak ją prosiły i radziły obie koleżanki. Ale, że obie miały skrajnie różną pozycję to niskiej dziewczynie łatwiej było wyjść z pocałunkami na kark pani nawigator.

- Ojej! Ktoś cię tu ugryzł! - odkryła zdziwiona Leni odsłaniając blond włosy elfki. I nawet spojrzała na Pirorę jakby jej też chciała pokazać ten zaczerwienione półkola.

- Oj tak, nie przejmuj się tym. Jak mówiłam uwielbiam to. - Alane machnęła dłonią na znak, że nie ma się czym przejmować i posłała leżącej obok kochance szelmowski uśmieszek.

Malarka wstała z łóżka i powoli zdejmowała swoje ubrania. Patrząc jak ich zdobycz rozkręca się coraz bardziej. Nie rozebrała się cała raczej ubranie wierzchnie zostając w bieliźnie. Po czym wróciła na łóżko i kiedy Leni zajmowała się górą ciała elfki Pirora zaczęła całować ją po stopach i łydkach powoli podwijając jej spódnicę w górę.

Wydawało się, że Leni połknęła bakcyla. I nawet jak z Alane zaczęły się nią zajmować obie na raz, z dwóch różnych stron jakoś jej to już nie peszyło. Ani to, że Pirora się częściowo rozebrała ani to, że zaczęła ją rozbierać. W międzyczasie także elfka przekręciła się na plecy aby mieć większą swobodę w tych działaniach. I jak już się wydawało, że wieczór się rozkręcił na dobre nastąpił zgrzyt.

- Co? Co się stało? - zapytała gospodyni łagodnym tonem widząc, że jak już tak zaczęła rozpinać suknię Leni i ta jakoś nie stawiała oporu a nawet podobnie próbowała rozpiąć elfkę z jej okrycia to nagle przysunęła dłonie z powrotem do siebie jakby w ostatniej chwili chciała powstrzymać swoją suknie przed zsunięciem się.

- Ale… Ale ja mam naprawdę płaski brzuch… Nie ma co oglądać… - powiedziała zawstydzonym tonem Lena zerkając najpierw na elfkę na jakiej właściwie już siedziała to do tyłu na Pirorę jaka była za nią.

- Oh kochanie… - Alane pogłaskała ją po twarzy na uspokojenie ale rzuciła spojrzenie na tą trzecią w ich przekładańcu.

Malarka na to rozpięła górę swojego gorsetu i odwróciła się pokazując obu swoje piegowate ramiona, dekolt i małe piersi. - Ja też nie jestem ideałem… - Powiedziała i wzięła jedną z dłoni niziołek i poprowadziła ją by ta dotknęła jej małej piersi i płaskiego brzucha. - … nikt tutaj nikogo nie ocenia Lani. Po prostu cieszymy się takimi jakimi jesteśmy.

Malarka uśmiechnęła się dodając Miodowej otuchy.

Leni zawahała się. Przesunęła dłonią po piersiach drugiej kobiety. Spojrzała na jej twarz. I znów jakby dla sprawdzenia na twarz leżącej elfki. Złotogrzywa też pokrzepiła ją ciepłym uśmiechem.

- Tak jak mówi Pirora. Już wam na dole mówiłam. Że dla mnie obie jesteście piękne i pociągające. I chciałabym się z wami kochać do białego rana. - przypomniała z lekko kpiącym uśmiechem. To wszystko sprawiło, że dziewczyna z kupieckiego rodu niziołków westchnęła nieco z ulgą. Uśmiechnęła się krótko. I po chwili wahania puściła górę swojej sukni pozwalając jej opaść na swoje biodra. Ukazała się halka i trochę sterczące, niezbyt duże piersi na dole. A pod nimi nic. Nie miała wystającego brzucha tak typowego dla jej rasy. Więc wyglądała jak niska, szczupła dziewczyna. O bujnych, czarnych włosach i trochę niepewnym spojrzeniu. Popatrzyła na swoje obie nowe znajome czekając co się teraz stanie.

A stało się dużo i właściwie tak jak można było przewidzieć. Van Dake i Złotogrzywa pokazały Miodowej jak można cieszyć się z intymności całkowicie ignorując swoje niedoskonałości. Zgodnie z chęciami elfki przeciągało się to przez większość nocy. Leni niedoświadczona ale nadrabiała chęcią spróbowania nowego. I z każdą godziną nabierała większej pewnosci siebie. W końcu zasnęły w plątaninie ciał wtulone w siebie.
 
Obca jest offline  
Stary 10-06-2021, 10:33   #324
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Zmierzch; karczma “Pod wesołym warkoczem”; Egon

Spotkanie z Czarnym było czymś, czego Egon w zasadzie się spodziewał. Swojego czasu widywał różnych szefów półświatka - zawsze rządzili siłą i organizacją i tak też było w tym wypadku. Nie zdziwił się, słysząc jego spokojny ton wypowiedzi, bowiem był to ton człowieka, który był przyzwyczajony do ferowania wyroków i do ciągłej władzy. Władcy podziemia w różnych miastach byli mniej lub bardziej agresywni - spokój Czarnego świadczył o jego ugruntowanej pozycji.

Samo spotkanie jednak nie dało mu żadnych konkretnych wieści. Czarny widział rzeczy spoza - nie miał żadnych poszlak, które mogliby wykorzystać, poza kośćmi w kanałach, które w gruncie rzeczy mogły tam się znaleźć nie tylko z powodu zabójcy, którego szukają, ale także zwyczajnych oprychów, których pełno było w dokach i którzy nie zawahaliby się zawlec trupów do kanałów, do których żaden nie odważył się wejść. Szczury i strumień nieczystości zawsze dokończył rozkładu.

Dla Egona, sprawa utknęła w martwym punkcie. Co prawda dwóch gości w dole kanałów było interesującym przypadkiem, ale nie zaprowadziło ich nigdzie. Zamierzał o tych rozważaniach później powiedzieć Vasilijowi, bowiem przydałoby się zlokalizować, pod czym - pod jakim budynkiem - kopało dwóch delikwentów.

* * *

Tymczasem walki miały być zorganizowane, jednak pogoda, jak to pogoda w zimie, psuła wszystko zamiecią. Potrzebowali miejscówki i to czym prędzej, bo szkoda było odłożyć walkę na później. Potrzebowali działać.

- Na zadymkę nie wyjdziemy - rzekł. - Dupy sobie odmrozimy, a walki dobrej nie będzie. Musimy znaleźć jakieś miejsce, i to szybko, bo czas ucieka.

- Vrisika, masz coś? - zapytał Egon. - Mógłbym popytać Tulsę, ona będzie wiedzieć. Albo przejść się pod doki, znaleźć jakiś magazyn, co go nie używają.

Egon zamierzał skorzystać z pierwszej opcji, czyli podpytanie szybkie Tulsy, której mógł wisieć przysługę. Szlachcianka zapewne miała do dyspozycji jakąś lożę, której przecież nie potrzebowali na aż tak długo. Najpierw chciał usłyszeć zdanie Vrisiki, a potem przejść się do Tulsy - łowienie miejscówek na dziko było ostatnią sprawą, której teraz potrzebowali.*

- A na kiedy? Jak na teraz to mówię, że nie ma co widziwiać tylko ruszyć tyłki do pierwszej, lepszej dziury bez wiatru. Zabrać tylko lampy aby coś było widać. - złodziejka odparła bez większych ceregieli.

- Na teraz, na teraz - rzekł Egon, bo czasu rzeczywiście nie było. - Idziesz? Najpierw my wyczaimy, czy jest dobrze, potem przychodzi reszta.

Egon zamierzał iść za radą Vrisiki. Przełożenie walki na dzisiaj byłoby słabe.

- No to chodźmy. Ale trzeba jakąś lampę pożyczyć bo nic nie zobaczymy. - złodziejka zgodziła się i wstała. Kuno zresztą też. Hans jednak się nie ruszał za to się odezwał.

- A znajdziecie coś blisko? Bo jak tak to ja bym mógł zacząć rozpuszczać wici. To trochę potrwa. No ale głupio będzie jak nic nie znajdziecie i z bójki wyjdą nici. - miejski załatwiacz popatrzył na dwójkę barczystych mężczyzn. Virsika bowiem poszła do szynkwasu aby zagadać o tą lampę.

- Najpierw miejsce, potem reszta. Będzie blisko, ale nie ma sensu zagadywać ludzi, jak nie mamy miejsca. Nie chcę skrzykiwać ludzi bez miejscówki, bo jak nie pójdzie dobrze, to sprawa pójdzie w diabły zaraz na wstępie.

Egon powstał i podążył za znajomą, żeby odebrać lampę.

- Masz jakiś konkret w okolicy, czy szukamy na chybił trafił? - zapytał Vrisikę.

Hans pokiwał głową dając znać, że tu zostanie i poczeka na ich powrót. Złodziejka zaś oddała Egonowi lampę.

- Tylko nie zgubcie albo co. Musiałam zapłacić zastaw jak za nową. - poprosiła nieco z przekąsem oddając pożyczone źródło światła. Po czym cała trójka ruszyła w kierunku drzwi wyjściowych dopinając swoje kożuchy dla lepszej ochrony przed zamiecią na zewnątrz.

- Naprzeciwko jest pusta kamienica. Tam można spróbować na początek. - powiedziała dziewczyna kiwając brodą gdzieś za ścianą gdzie był ów budynek.

Egon skinął głową.

- Dzięki - rzekł, wychodząc z lampą.

Droga do opuszczonej kamienicy nie była długa. Ot, kilka budynków, pokonanie jeszcze jednej ulicy i już się było. Egon przekroczył jeszcze wąskie przejście pomiędzy dwoma budynkami i wszedł na bardzo małe podwórze, na którym znajdowała się dobudówka kamienicy naprzeciw. Choć sama kamienica nie była opuszczona, to dobudówka została z jakiegoś powodu zaniechana, pomimo tego, że była w dość dobrym stanie.

O miejscu dowiedział się przypadkiem, mieszkając w okolicy kiedyś. Właściciel rozbudowywał się wtedy, ale z powodu jego przedwczesnej śmierci, kamienica stała się własnością kogoś innego, a o rozwoju dobudówki zapomniano. Wejście z kamienicy najpierw zagrodzono, a później zamurowano, jak usłyszał Egon z plotek “na jakiś czas przynajmniej”. Miejsce nie było uczęszczane nawet przez oprychów i żebraków, bowiem tylko parę okiennic wychodziło na to podwórze.

“Jakiś czas” okazał się okresem ponad dwu i pół roku, bo tyle nie ruszano przybudówki. Drzwi do niej były spore i otwierały się z pewnym oporem. Zardzewiałe zawiasy jeszcze nie były w stadium, gdzie trzeszczały i wypadały.

Po wejściu, wnętrze było proste - jeden zapomniany stołek w kącie, który zapomniano wynieść i w zasadzie to wszystko. Było tu chłodno, jednak nie zimno: grube mury skutecznie osłaniały wnętrze przed zadymką. Egon nigdy nie dowiedział się, co chciano tutaj zrobić lub zbudować, jednak miejsce mogło pomieścić około dwudziestu ludzi, mniej lub więcej.

Egon, chodząc z lampą, nasłuchiwał i sprawdzał stan podłogi, wzbudzając małe wybuchy obłoczków kurzu przy każdym kroku.

- Może być. Jak coś będzie nie tak to najwyżej na następny raz znajdzie się coś innego. Trochę blisko świateł. Mogą robić problemy. - skwitowała Virsika dając sobie na razie spokój z opukiwaniem pomieszczenia skoro kolega już to robił. Wskazała jednak na sąsiadów prawie dosłownie za ścianą którzy mogą się zainteresować zbiegowiskiem obcych.

- Jak dla mnie może być. Ci z “Warkoczy” nie powinni mieć daleko. A straż miejska teraz ma inne zajęcia. Jak przypadkiem tu nie zawędrują to nie będzie ich tak łatwo wezwać. - Kuno widział to ze swojej strony i chyba za bardzo nie przejmował się sąsiadami.

- Dobra. To wracamy do Hansa, niech skrzykuje luda, kasuje wstępy i zbiera zakłady. Zbierzemy się pod karczmą, będziemy chodzić małymi grupkami po trzech w tą stronę, żeby nikt nie zauważył, że zwala się tu jakiś tłum. Walki będą krótkie, więc uwiniemy się w trymiga.

Egon, upewniwszy się, że opuszczone miejsce nie było niebezpieczne dla gości, zebrał się z powrotem, aby zrealizować swój plan.

Wrócili wkrótce do “Warkoczy” i czekającego tam Hansa jaki grzał im miejsce przy stole. Spojrzał na nich wyczekująco z jakimi wieściami przychodzą.

- Aha. To macie coś? No dobra to prężcie klaty i róbcie groźne miny. No a ja spróbuje nagonić towarzystwo. Virsika ty też pręż klatę, słodko się uśmiechaj i takie tam. - powiedział Kluge ucieszonym tonem, że wreszcie coś zaczęło się dziać. Wstał od stołu i ruszył pomiędzy stołami zagadując coś żwawo do pierwszych klientów. Ale musiało to trochę potrwać. Musiał zareklamować wydarzenie, coś o nim opowiedziec i odpowiedzieć na pytania jeśli ktoś miał albo ujrzeć tylko odpychający ruch ręką jaki oznaczał fiasko i koniec rozmowy.

- Właściwie to jak chcesz to zorganizować jak ktoś jednak raczy ruszyć tyłek? - Kuno zapytał Egona widząc, że mają jeszcze trochę czasu zanim Kluge dokończy rundkę po knajpie.

- Walki będą reklamowane jako krótkie, znaczy się, nie dłużej niż parę pacierzy. Raz, że nie mamy składu, żeby coś takiego zorganizować, dwa, nie chcemy Theo obrabiać koło tyłka.

“A przynajmniej jeszcze nie teraz”, pomyślał Egon.

- Zbieramy 1 koronę na walkę za wstęp, ale można dodatkowo obstawiać za wynik walki. Idziemy na pięści, bez żadnego sprzętu. Wojownicy walczą do momentu, aż jeden podda walkę albo nie umie się bronić. Znaczy się, jeżeli mamy scenariusz, gdzie jeden wali drugiego w mordę, a tamten przestaje się bronić, to przegrywa walkę.

- Dodatkowo, można zakładać się o wynik walki, minimum dwa karliki. Cokolwiek zostanie
włożone, staje się pulą zakładu. Połowa każdego zakładu to kasa dla nas - ale zbieramy ją tylko wtedy, jak delikwent przegrywa zakład. Pula jest rozdzielona po równo między tych, co wygrali plus połowa przegranych zakładów. Więc jak założysz dwa karliki, to odegrasz swoją kasę i dostaniesz jeszcze, cokolwiek będzie w puli. Pulę rozdzielamy po równo między zwycięzców. Żeby przekonać ludzi, żeby się to władowali, ze swojej kiesy daję dziesięć karli franzów i stawiam na siebie.

- Walkę dzielimy na osiem rund, chyba, że ktoś zejdzie do tego czasu. Po każdej z rund, aż do piątej, pytamy, czy ktoś chce podnieść wartość zakładu.

- A myślałam, że chcecie po prostu wyjść za róg i dać sobie po mordzie i zgarnąć za to parę monet od tych co by akurat oglądali. - rzekła Virsika z przekąsem obserwując jak idzie Hansowi. Na razie trudno było powiedzieć, był już przy trzecim czy czwartym stole i dalej nawijał swoje często pokazując w ich kierunku.

- Zobaczymy, ilu będzie ludzi - rzekł Egon. - Jeśli będzie mniej niż dziesięciu, możemy dać sobie spokój z zakładami.

Egon pozwolił Klauge robić swoją pracę, wystarczyło teraz tylko poczekać. Wyglądało na to, że póki co w skali mikroskopijnej udało im się całkiem nieźle: miejscówka była za darmo, obstawy nie potrzeba było, bo na tak małe zdarzenie nie było sensu.

Egon czekał z Klauge przez pewien czas. Jednak wyglądało na to, że klientela nie była zainteresowana. W końcu, wyczerpany stratą czasu i chcąc jakoś zrewanżować się kompanom za ich cierpliwość, rzekł:

- Dobra, ludzie nie przyjdą. Dzisiaj nie zdziałamy już nic, zostawmy sprawę do następnego tygodnia. Damy znać im wcześniej, że będzie walka, bo dzisiaj weszliśmy na żywca. Póki co, stawiam piwo dla was wszystkich.

- To przez tą zadymkę. Nikomu nie chce się wychodzić. - mruknął Klauge gdy znów siedzieli razem przy kuflach i wspólnym stole.

- Przynajmniej spróbowaliśmy. I mamy jakąś miejscówkę na następny raz. - rzucił Kuno próbując znaleźć jakieś pozytywy w tej sytuacji.

- Jak dla mnie to trzeba by zorganizować jakoś regularnie. Albo w jakimś miejscu albo czasie. Tak by ludzie wiedzieli, że coś tam może się dziać. - Virsika dodała coś od siebie gdy przełknęła łyk z kufelka.

- Im więcej będzie osób wiedzieć tym więcej może przyjść. Ale też większa szansa, że ktoś przyśle straż. - Hans rozłożył dłonie zdając sobie sprawę z tej sprzeczności.

- Nie musimy od razu naznaczać miejsca - rzekł Egon. - Powiemy, że na walkę zabieramy z tej karczmy, więc będzie można od razu powiedzieć, nie zdradzając konkretnego miejsca. Rozda się pergamin, albo co jakiś czas będzie się mówiło paru osobom w karczmie - ot, wystarczy.

Egon zapamiętał, żeby następnym razem pochodzić po karczmach i zaczepić paru ludzi - być może będą zainteresowani.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline  
Stary 12-06-2021, 19:30   #325
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Backertag (4/8); zmierzch; Vasilij i Gaduła.
Vasilij podszedł do Gaduły. Od dni nie widział go osobiście bo każdy z nich miał jakieś zadania.
- Wpadłem zobaczyć twoją gębę i zapytać osobiście jak idzie robota? - herszt przemówił do jednego ze swoich ludzi.

- Jak widać. Gówno widać. Pizga strasznie. Ktoś na zmianę by się przydał. Sępię tu całymi dniami. Nic się nie dzieje. Facet praktycznie nie wyściubia nosa z nory. Chyba, że z innej strony. Ale jak jestem sam to i tak mogę stać tylko z jednej. - Gaduła był wyraźnie nie w humorze. Zmarznięty i zmęczony. A przy tej zadymce to ledwo widać było prostokąty oświetlonych okien w budynku naprzeciwko. Jakby ktoś chciał się z niego wymknąć to była do tego świetna pora.

- Dostałeś już ludzi. Niedługo kończymy… moglibyśmy tam wejść w nocy i brać go siłą. Jest też możliwość pozyskania pomocy zaprzyjaźnionego strażnika miejskiego. On zyska więźnia my dostęp do niego pewnie na półdzwonu. Mam wątpliwości ile uda się wydobyć w takim czasie i czy powie prawdę nawet przy pewnej dawce bólu - Vasilij podzielił się watpliościami. - Możemy też nikogo tam nie znaleźć. - dodał sceptycznie.

- Jak dla mnie szefie to tak czy inaczej ale zróbmy coś z nim wreszcie. Tracimy tylko czas jak tu cępimy jak barany dzień po dniu. - Gaduła wydawał się zniechęcony do tej akcji. Ta zimna i ciemna noc bez ogrzania też pewnie nie poprawiała mu humoru.

- Dam ci namiary na sierżanta. Weźmiesz na zabezpieczenie dwóch chłopaków w tym jednego co się zna na wydobywaniu informacji. Bijcie tak żeby nie zostawić na nim śladów. Weźcie odpowiedni sprzęt, możecie go podtapiać dla przykładu. Mokra szmata na twarz i lejecie wodę. Przygotujcie się do tego wcześniej dobrze. Sierżant wejdzie jeśli go znajdzie przyprowadzi w umówione miejsce. Potem wasza robota i go oddajecie. Co powiecie więźniowi wasza sprawa na koniec ma wrócić do tego kto wam go przyprowadzi. Zajmiesz się tym od jutra a pilnowanie tej nory zostawisz komuś innemu gdy ty będziesz zgrywał sprawę ze strażą.

- To mamy go tylko przesłuchać? A o co mamy pytać? Ten sierżant to co to za jeden? On wie o tym wszystkim? - Gaduła chwilę trawił w ciemności te informacje zanim zadał swoje pytania. Potem chuchał w zmarznięte dłonie czekając na odpowiedzi szefa ich szajki.

- O Sandre oczywiście to jeden z jego ludzi. O złoto z okupu, o kryjówki grupy, gdzie reszta jego kamratów. Wydobądź z niego coś użytecznego. “Oczko” go rozpoznał więc wie kim jest ten gość. Sprawdźcie czy ma rodzinę to zawsze dobry środek przymusu. Mała sugestia, szczypta groźby. Jesteś najbardziej wygadany dobierzesz odpowiednie pytania i kolejność. Do strażnika dam ci list i namiar. Wie, że wskażecie mu dom i opiszecie kogo ma aresztować. Ustawcie się w jakieś piwnicy pustostanu. Helmut wie, że będziecie zadawać pytania. Więc spodziewa się zapewne, że towarzyszyć temu będą pewne środki perswazji. Może wystarczy rozmowa. Naturalnie wspomnij, że jak nas okłamie albo nie powie prawdy to my tę rodzinę odwiedzimy a jak jej nie ma to areszcie też go dopadniemy. Nie umrze, nie, nie… Będzie boleśnie. Argumenty zawsze są zależne od okoliczności. Jeśli położy nacisk na to, że boi się bolesnej śmierci bo będą go przecież torturować za tych szlachciców. Powiedz, że możemy mu załatwić truciznę albo coś ostrego. Mów to co chce usłyszeć. - Vasilij wyłożył sprawę w szerszym kontekście.
 
Icarius jest offline  
Stary 13-06-2021, 17:41   #326
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Bezahltag (5/8); rano; Czapla; Vasilij i Egon.

Vasilij czekał na Egona w karczmie na koniec dnia. Umówili się na rozmowę podsumowanie dnia i dalsze plany. Tripov lekko już ziewał bo dzień był męczący. Czekał jednak na kompana niestrudzenie.

Egon ostatecznie przyszedł. Zamówił piwo dla siebie i bez zbędnych ceregieli zaczął mówić o interesach.

- No dobra, ja na szybko, bo czasu nie styka i tego tam - rzekł. - Pierwsza sprawa, kanały. Gadałem z Czarnym i w zasadzie też nie wiedział nic. Żadna to rzeź kurtyzan, tylko zwyczajne zniknięcia osób. Ale w szkodę idzie. Więc jak ktoś się potrudzi i głowę przyniesie, to pewnie dostanie nagrodę. Ale nie widzę tego szukania. Możemy kanały przeszukiwać od rana do wieczora, a przyjdziemy z niczym. Jak dla mnie, sprawa utknęła. Chyba, że masz jakiś dobry pomysł.

- Wysupłałem trochę grosiwa dla Strupasa. Ma zapłacić żebrakom żeby obstawili wszystkie drożne wyloty w portowych kanałach. Jak wychodzi tamtędy a pewnie wychodzi zwłaszcza w zimę. Ktoś go wcześniej czy później namierzy. Szukanie na oślep nie ma sensu to prawda - pokiwał głową Vasilij.

- Strupas nie może kontrolować wszystkich wyjść - rzekł Egon. To dobry pomysł, ale może dowiemy się o sprawie za miesiąc. Może dwa. W międzyczasie Kuba Rozpruwacz uderzy ponownie...

- Moglibyśmy spróbować jeszcze u rajców miejskich. Ktoś te kanały budował. Możliwe, że rzemieślnicy zostawili dokładniejszą mapę, to raz. Dwa, straż także musi słyszeć o morderstwach w dokach. Może mają dokładniejsze informacje. Nie mamy kogo w straży, co słyszał o tym? Przydałby się jeden. Albo jakieś dobre źródło informacji co do tych mordów.

- Jeśli mielibyśmy dobrą mapę, moglibyśmy zaznaczyć, gdzie zdarzyły się morderstwa. Nie musielibyśmy szukać na ślepo. Nie znam jednak nikogo stamtąd.

- Poza tym, szukam roboty. Słyszałem, że macie jakieś kłopoty.

- Strupas nie musi obstawiać wszystkich dziur a jedynie te przez które da się przejść. Nie ma ich aż tak znowu wiele. W urzędzie można spróbować z mapami tylko to da nam tylko ogólny zarys. Bez konkretnej wiedzy gdzie szukać mapa nic nie da. Z kolei jak będziemy wiedzieli gdzie szukać to mapa niepotrzebna. Znam jednego strażnika ale za to sierżanta. Nic nie słyszał ale nie prosiłem by węszył. Wtedy miałem nadzieję, że sami na coś trafimy. Mogę do niego wrócić z tematem. Co do kłopotów to żadnych nie mam. Mam natomiast okazję. Człowiek Sondre ukrywa się w pewnym domu. Wiemy który to dom. Nie wychodził jednak od kilku dni więc może stamtąd zwiał. Trzeba by to sprawdzić, dyskretnie lepiej więc owego sierżanta jutro tam wysyłam. Sprawdzi dom, jak go znajdzie aresztuje odstawi do pustej kamienicy gdzie chłopcy go przesłuchują. Podtopią trochę lub naobiecują możemy nawet dotrzymać słowa jak poprosi o coś rozsądnego. Minus tego jest taki, że aresztant będzie musiał trafić do straży na końcu. Żeby nasz strażnik ni miał problemów. Jak masz jakiś inny pomysł lub chcesz wziąć udział sprawa jest otwarta. - Vasilij wyjaśnił Egonowi.

- Podchody we dwóch, trzech są łatwiejsze - rzekł Egon. - Ale nie więcej. Mogę tam pójść, nie będziesz musiał oddawać go do straży. Zrobisz z nim, co zechcesz. Jeśli sprawa z sierżantem już ustawiona, to mogę mu chociaż towarzyszyć. Mało kto mi dostoi w walce, a w przypadku pościgu lub zasadzki, łatwiej będzie wejść w dwóch. Chyba, że zwiał, w takim wypadku potrzeba człowieka do tropienia. Ten dom, co to za miejsce? Daleko stąd?
- Sierżant dopiero ma być ustawiony. Gładki pójdzie do niego pierwszy raz wieczorem jak tamten skończy robotę żeby obgadać szczegóły. Mogę ci użyczyć człowieka albo dwóch. Mi się taki włam wydawał zbędnym ryzykiem. Tam mieszka normalna rodzina narobią hałasu. - Vasilij wspomniał o wątpliwościach.

- Zaraz, zaraz - zawahał się Egon. - Tam mieszkają jacyś jeszcze? I on tam mieszka z nimi, bez wychodzenia? To jasne, że muszą go znać.

- Miałeś jakiś konkretny plan podejścia tego domu? Strażnik przyjdzie, powie, że szuka Sondre i mu go wydadzą? Brzmi jak przepis na ucieczkę tamtego. Jeśli tam jeszcze jest. Jak dla mnie próba z pukaniem i podejściem jest niezła, ale jak tamten załapie, co się kroi, będzie próbował uciekać. Proponuję, żeby sierżanta ktoś ubezpieczał i przynajmniej od tyłu się zakradł albo obserwował dom. Znaczy się, ja. Ten Sondre to ktoś znaczny, czy raczej z takich, co byś wolał, żebym nie pytał?

- O robotę pytam dlatego, że sprawa z walkami w mieście jeszcze nie przeszła, dopiero zaczynamy z tym a samemu przyda mi się nieco grosza na przyspieszenie tego. Wolałem zagadać do ciebie pierwszego, bo jesteś od nas.

- Sierżant nie wchodzi sam i nie pracuje w straży od wczoraj. Ma swoich podwładnych i zna się na robocie więc dom obstawi. Natomiast może niegłupie byłoby żeby nie obstawiał i wypłoszył nam tamtego. - Vasilij głośno myślał. - Wtedy nie musiałby trafić do straży. Jakby Cichaczem wpadł w nasze ręce o ile go tam znajdziemy. Sondre to najbardziej poszukiwany człowiek w mieście. Wypłacili mu bajoński okup za oddanie synów szlachty których porwał z Akademii Morskiej. Ten którego łapiemy to jeden z jego ludzi. Sam w sobie coś wart a jeszcze mógłby być źródłem informacji.

- To co, robimy tak, że sierżant i jego ludzie uderzają na dom, a ja wpadam i przechwytuję tego, co się ukrywa? - zamyślił się Egon. - Musiałbym pogadać z sierżantem, skoordynowanie tego bez dogadania się z nim będzie trudne.

- Załóżmy, że plan wypali, to znaczy: oni wywabiają ofiarę, ja uderzam i biorę gościa ze sobą. Ale musimy liczyć się z tym, że strażnik okaże się na tyle kompetentny, że sam go złapie. Wtedy już nie dam rady im tego wyrwać z rąk, będzie ich pewnie ze trzech. Czy ilu tam gości skrzyknie ten twój sierżant.

- Więc w skrócie: plan na odbicie zakładnika brzmi nieźle. Jak mogę pogadać z sierżantem, to będzie znacznie prościej. Jak nie, to będę musiał zasadzić się gdzieś i obserwować ten dom. Sierżant nie musi wiedzieć, że ja odbijam go dla nas. Powiesz mu, że sprawa nie wypaliła i na tym się skończy.

- Chciałbym się przejść w okolicę i zobaczyć ten dom. Gdzie to jest, jaka jest okolica i jak mógłbym się na to zasadzić.

- Jeśli cel wpadnie w ręce sierżanta zostaje wam tylko przesłuchanie go w kamienicy i oddanie w jego ręce z powrotem. Z sierżantem układ jest jasny jeśli on złapie ofiarę idzie z nim a my zyskujemy tylko chwilowy dostęp. Jeśli się spłoszy i wpadnie nam w ręce dobrze. Nasz stróż prawa ma jednak dzienna zmianę więc trzeba by przegadać z nim czy może się z kimś podmienić. Skieruje cię do Gaduły powiem, że pokierujesz akcją ale wtedy odpowiedzialność za rozmowy i plan spadają na ciebie. No i pamięta tu ryzyko jest takie, że jak go nie złapiemy nic nie zarobimy. To powiedziałbym robota obarczona ryzykiem. Pasuje Ci to? - Vasilij był szczery wobec Egona.

- Chcę najpierw obejrzeć okolicę, zanim w to wejdę, ale wstępnie jestem na tak. Powiedz mi najpierw, gdzie jest ten dom, muszę go najpierw obejrzeć. A ryzyko jak ryzyko, jest wszędzie.

- Dom na Szarej 4. Parter po lewej ma tylko jedno wejście od frontu ale przelotowe. Puszcze z tobą "Krótkiego" o tej porze Gaduła jest u mnie w faktorii. Streszczę mu nasze ustalenia. On je powtórzy Gadule. To już sobie dalej ustalicie co i jak.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!

Ostatnio edytowane przez Santorine : 14-06-2021 o 05:49.
Santorine jest offline  
Stary 13-06-2021, 19:55   #327
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Backertag (4/8); zmierzch; tawerna “Wesoła mewa”; Versana i Łasica

Po tym jak Versanie nie udało się włączyć do towarzystwa przy jednym ze stołów spróbowała przez chwilę obserwować o czym może rozmawiać ten mężczyzna w todze. Cori mogła mieć rację co do jego wieku. Jak się dokładniej wdowa przyjrzała nie był taki stary jak się wydawał na pierwszy rzut oka. To ta toga jakoś tak dodawała mu wieku i powagi. Ale o czym rozmawiał ze swoimi towarzyszami nie miała pojęcia. Co prawda rozpoznała pojedyncze słowa ale zbyt mało aby szło z nich złożyć jakiś sens. Wydawało się, że rozmawiają o czymś w przyjacielski i kulturalny sposób ale co było tematem rozmowy nie szło zgadnąć.

Jeszcze gorzej poszło wdowie z próbami podsłuchania marynarzy czy kim oni tam byli do jakich niedawno podeszła. Tylko jeden siedział do niej twarzą i odzywał się dość niewiele. Raczej nie był duszą towarzystwa. Albo rzucał coś potakująco ale nie wiadomo było do jakich słów towarzyszy albo to co udało się czarnowłosej zrozumieć to wyrwane z kontekstu nie szło dopasować. Albo na odwrót, można było dopasować do wszystkiego. Więc wielkiego pożytku z tego nie było. Dalsze obserwacje przerwało jej przybycie Łasicy i jej przywitanie.

---

Versana również miała ochotę skoczyć z koleżankami na pięterko. Nie był to jednak najodpowiedniejszy czas. Czekało na nią parę osób. Parę bardzo ważnych dla nich osób, których nie wolno im było wystawić do wiatru.

- Dopiłaś? - spojrzała na kufel Łasicy, który był już raczej w połowie pusty aniżeli na odwrót - To ruszajmy. Mam dla ciebie niespodziankę. Kornas czeka na nas na trasie. - dodała nieco tajemniczo.

- Niespodziankę? Mam nadzieję, że to nie to jak Kornas walnie mnie w łeb jakąś lagą. - zażartowała niebieskowłosa. Zakręciła kuflem patrząc do jego wnętrza po czym upiła znów parę szybkich łyków.

- No i znów w drogę, dopiero co wróciłam. Widzisz Cori? Ta uczciwa praca to wieczny kierat. Od świtu do zmierzchu a po zmierzchu jeszcze nadgodziny. - Łasica teatralnie westchnęła patrząc na blond koleżankę za szynkwasem. Ta zachichotała rozbawiona tą przesadą.

- No nic. Trzeba to trzeba. Samo się nie zrobi. - łotrzyca rozłożyła ręcę, dopiła duszkiem resztkę gorącego trunku, stuknęła denkiem o szynkwas, otarła usta rękawem i rozłożyła dłonie jeszcze raz.

- No to chodźmy do tych pilnych spraw. - złapała za ramię Versany i skierowała się ku wyjściu. Na pożegnanie posłała blondynce całusa, uśmiech i machanie rączką. A potem był kaptur, drzwi i zamieć na zewnątrz.

Backertag (4/8); Wieczór; dom węglarzy; Versana, Łasica, Kornas, Norma, węglarze

Wiało złem. Ulryk jakby wyczuwał intencje spotkania grupki kultystów, którzy wielbili Bogów nie należących do jego sprzymierzeńców. No ale parły do przodu nie zważając na niesprzyjające warunki. Nim przyjdzie im zgarnąć po drodze Kornasa miały jeszcze chwilę by wymienić parę zdań.

- Złap się mnie pod pachę! Będzie nam raźniej iść i swobodniej rozmawiać! - krzyknęła do przyjaciółki. We dwójkę zdecydowanie lepiej przedzierało się ulicami miasta w taką pogodę a i było nieco cieplej.

- A teraz się trzymaj! - uprzedziła - Wczoraj wysłałem gołębia na “Adele”! Nasza wilczyca zgodziła się na spotkanie z Ojcem! Polowanie widocznie było tym czymś co przechyliło szalę na naszą stronę! - w głosie mimo mocno wiejącego wiatru dało się wyczuć dumę. Ver czułą się ważnym trybem w ich mechanizmie. Rodzina była stowarzyszeniem, które doceniało ją jako jednostkę. Jej do odpowiadało. Niedosyt jednak nie został zaspokojony, Wciąż chciała być najważniejsza w mieście.

- Oo! Wilczyca będzie gadać z szefem?! Nieźle! To jestem ciekawa co wyjdzie! - Łasica chętnie złapała koleżankę ale zawieja nie sprzyjała rozmowie nawet jak się było tak blisko. Wiatr dławił i wpychał słowa wraz ze śniegiem z powrotem do gardła. To i łotrzyca była dość oględna w słowach.

- A u mnie kicha w tej nowej pracy! Utknęłam tak samo jak u van Hansenów! Potem ci powiem jak da się pogadać! - zaznaczyła tylko co się działo w nowym tygodniu u niej ale nie chciało jej się drzeć w tą zamieć więc sobie to darowała póki nie znajdą się w spokojniejszym miejscu.

Stanowili kontrast a jednak było kilka rzeczy, które je łączyło. Przede wszystkim wiara i to w tego samego Boga. Chociaż, każdego z nich uwiódł On w innym aspekcie swojego wyznania, przyciągając do siebie i przytulając innym ramieniem. Ważne jednak, że każde z nich lubiło się oddawać tym przyjemnością bez reszty i umiaru. Dając się pochłonąć im bezpowrotnie. Co do pozostałych podobieństw to były one dużo bardziej przyziemne i może nawet nieco zabawne. Chodziło oczywiście o brak kutasa i cienki głos. Co w przypadku samej Ver czy Łasicy nie powinno dziwić to gdy chodziło o Kornasa wzbudzało to co najmniej zdziwienie. Eunuch był jednak delikatny tylko z pozoru a te lubiły gubić. Stąd też dowcipkowanie wprost z jego przypadłości w jego obecności nie należało do najrozsądniejszy i bezpiecznych rzeczy. Chłop miał swoje rozmiary i wiedział jak je wykorzystać. Bił jak dzwon - mocno aż dudniło w głowie i uszach przez kilka dni. Ów pozory zaś zwodziły na manowce nie tylko w przypadku samego łysola. Podobnie było z Normą, do której cała trójka zmierzała. Na pierwszy rzut oka piękna, choć postawna kobieta. Postura ta jednak w tej części Imperium nie była niczym zaskakującym, gdyż określenie “słaba płeć” traciło tu sens. Rodowite Nordlandki podobnie choć w mniejszym stopniu jak Norsmanki były większe niż delikatne Estalijki czy Tileanki i miały “jaja”. Nie bały się dać po mordzie i głośno wyrazić swojego zdania. Znajdowało to zresztą odzwierciedlenie w tutejszych zwyczajach czy prawie, które zapewniało tutejszym damą nieco więcej swobód niż na południu czy w centrum kraju. Pozorność Normy leżała jednak gdzie indziej. Była berserką niebojącą się zginąć w czasie walki. Nie interesowało ją dzierganie na drutach czy stanie przy garach. Lubiła tłuc, bić, ciąć i miażdżyć. Tylko po to żyła. Kultyści na szczęście o tym wiedzieli i mieli zamiar to wykorzystać, wcielając ją w swoje szeregi i mianować swoją siostrą.

W końcu pomimo zadymki jaka naprawdę była męcząca. Utrudniała marsz przez rozchodzony i rozjeżdżony śnieg. A jak się gdzieś trafiły nie odgarnięte zaspy to robiło się naprawdę ciężko. Do tego śnieg zasypywał oczy więc trzeba było je cały czas mrużyć a wiatr bez trudu szarpał ubraniami a nawet całymi sylwetkami. Nawet tak masywnymi jak Kornasa. Wybijał też powietrze z ust i stawiał opór jak niewidzialna ściana jaką trzeba było pokonywać przy każdym kroku. Więc gdy zapukali do drzwi węglarzy byli już nieźle zmęczeni.

Procedura była podobna jak zawsze. Klapka poszła w ruch, potem oko, znów ruch klapki, tym razem zamykanej. I zgrzyt otwieranych drzwi. W nawet tej zwykłej chacie było przyjemnie odciąć się od tej zawieruchy na zewnątrz. A ciepło jakie panowało w domu działało bardzo przyjemnie. Norma musiała już czekać. Bo pierwszy raz jak ją odwiedzili była w czymś więcej niż tylko koszuli i kalesonach. Miała na sobie spodnie i resztę. Brakowało jej tylko zimowego futra w jakim chodziła. Powiedziała coś na przywitanie po kislevsku. Po czym coś zapytała co Dymitr szybko przetłumaczył.

- Pyta czy chcecie iść w taką pogodę. - zapytał wskazując głową na stojącą niedaleko wojowniczkę.

- Privet. Tak. - stanowczo odpowiedziała Ver. Starszy był o wszystkim poinformowany i wystawianie go do wiatru nie było dobrym pomysłem. Z resztą wdowa nie wybaczyłaby sobie takiego znieważenia Mistrza.

- To dla Normy aby następnym razem nie musiała korzystać z pożyczonego sprzętu. - dodała mówiąc do Dimitria ale wzrok kierując wpierw na wojowniczkę a następnie na swojego ochroniarza by ten przekazał rohatynę jej nowej właścicielce.

- Mam nadzieję, że finał polowania was zadowolił. - powróciła jeszczę na chwilę do wydarzeń sprzed paru dni - I, że nie zawiodłam waszego zaufania. - według poleceń Ojca miała pracować nad “ociepleniem” stosunków z węglarzami i tak właśnie uważała, że robiła.

- Wybaczcie jednak. Na nas już pora. Powinniśmy ruszać bo pogoda zapewne opóźni nasz marsz. Odstawimy ją całą i zdrową. - zapewniła i tym zgrabnym manewrem przeszła do końca pogawędki. Czekała ich wręcz przeprawa i to nie mała. Mimo zabudowań, które pozornie chroniły przed wiatrem to czasami lepiej by się chyba maszerowało na otwartej przestrzeni.

- Gotovyy? - zapytała już bezpośrednio berserkę po kislevsku. Lata pracy w branży pozwoliły jej poznać kilka podstawowych słówek w różnych językach.

- No tak, nieźle poszło na tym polowaniu. - Dymitri pokiwał głową nawet się trochę jakby uśmiechnął. Widocznie dostawa świeżego mięsa była im na rękę. I stanowiła przyjemną niespodziankę.

- Gotova. - odparła głucho Norma będąc ponad takie subtelności. Ubrała i zapięła swoje futro, wsadziła po toporze za pas i ona z koleji zdziwiła się gdy Kornas wręczył jej rohatynę. Obejrzała ją uważnie i chwilę dopytywała się Dymitra o co chodzi bo rozmawiali chwilę po kislevsku. Ten zapytał jeszcze Versany czy to na pewno dla niej bo wilczyca o to pytała. Ale jak się okazało, że tak to uśmiechnęła się i podziękowała za ten prezent. Wyszła gdzieś z głównej izby po czym wróciła już bez tej broni. I dała znać, że gotowa jest wyruszyć.

- No to chłopcy fajnie was było znów widzieć. Musimy się znów spotkać przy miodzie i takich tam. No ale jak Ver mówiła, musimy już lecieć. - Łasica też dołożyła swoją cegiełkę do tych przyjaznych negocjacji i odezwała się promiennie do węglarzy jakby byli jej dobrymi kolegami. Ci do niej też jakoś chętniej się uśmiechali niż do czarnowłosej wdowy. No ale łotrzyca nie była zamieszana w te największe awantury jakie wdowa miała z nimi więc pewnie lepiej im się kojarzyła.

- No to czas na nas. - powiedziała Łasica dając znak, że czas wracać na te zamiatane wiatrem ulice.

Marsz był ciężki i męczący. Przedzieranie się przez zasypane śniegiem miasto nie należało ani do łatwych ani przyjemnych. Sukcesywnie jednak mijali kolejne zakręty i przecznice. Milczeli zarówno z powodu niezbyt sprzyjającej rozmową pogodzie jak i nieznajomości języka. Brena byłaby świetną tłumaczką. Nie była jednak gotowa jeszcze na spotkanie z ich mentorem. Niebawem jednak i ona miała dostąpić tego zaszczytu.

Taka pogoda miała jednak pewną zaletę. Miasto było po prostu opustoszałe. Wszyscy pozamykali się albo w swoich izdebkach albo gdzieś spijali tanie piwo po karczmach. Wyjątku od tej reguły nie stanowiły również patrole straży miejskiej. Nikt o zdrowych zmysłach nie wystawiał nosa. Nikt poza małą grupką kultystów, która zmierzała w konkretnym kierunku pod adres, który już każdy z nich znał by prawić tam o konkretnych rzeczach.


---

Mecha 55

Versana; czytanie z ruchy warg; (INT); 65+10-10-10-20=35; rzut: Kostnica 42 > 35-42= -7 > remis = ok 10% słów

Versana; czytanie z ruchy warg; (INT); 65+10-10-10=55; rzut: Kostnica 70 > 55-70= -15 > ma.por = ok 5% słów
 
Pieczar jest offline  
Stary 13-06-2021, 19:59   #328
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Backertag (4/8); Wieczór; puste mieszkanie - kryjówka w porcie; Versana, Łasica, Kornas, Norma, Kurt, Starszy

To, że ktoś na nich czeka widać było już z kilkudziesięciu kroków. Przez ten silny wiatr i śnieg jaki szarpał maszerującymi sylwetkami widać było wabiące oczy ciepły prostokąt oświetlonych okien w mieszkaniu na parterze. Wkrótce znaleźli się przed drzwiami w jakie zapukali. Otworzył im zgrzyt zamka i kuternoga o drewnianej nodze.

- Witajcie. Wejdźcie. - Kurt nie przedłużał spotkania i odsunął się z przejścia aby mogli wejść do środka. Po czym zamknął i zaryglował za nimi drzwi. - Idźcie do kuchni, tam najcieplej. - powiedział machając dłonią we właściwym kierunku. Po chwili siadali już przy starym, zużytym ale wciąż solidnym, kuchennym stole mogąc się rozpłaszczyć z kożuchów i futer. I ciesząc się solidnym ciepłem jakie panowało w tym pomieszczeniu.

- Napijecie się czegoś? Barszcz zrobiłem. - zaproponował Kurt przechodząc do roli gospodarza. Łasica bez skrępowania zgłosiła swoją chęć na coś gorącego.

- Daj. Niby praca w kuchni a cholera nawet jeszcze kolacji nie jadłam. Głodna jestem. - burknęła niezadowolona zwracając się do pozostałych przy stole. Stary marynarz pokiwał głową i zaczął rozlewać do kubków bordowy płyn jaki miał w jednym z garnków nastawionych na piecu.

- Ja też nie odmówię. - odparła dmuchając w dłonie, którymi pocierała o siebie aby je rozgrząć.

- I ja. - pisnął Kornas cicho. On strawy i mordobicia nigdy nie odmawiał. Chociaż jakiś tam barszczyk dla niego był lichym pocieszeniem.

- To macie tu na raz. A zaraz wam zrobię coś grubszego. - Kurt widząc jak ma się sytuacja rozdał każdemu po kubku parującego barszczu do picia. Napar przyjemnie grzał zmarznięte dłonie i rozgrzewał od środka. A potem stary marynarz pokuśtykał do pieca i zaczął rozlewać porcje do misek. Tym razem z gęstym i coś tam chlupotało nalewane do tych naczyń.

- Szef zaraz będzie. Na razie zjedzcie coś. Na głodnego nie ma co gadać. Pogoda nam się znów zrobiła zimowa. - powiedział nie odwracając głowy. Łasica wstała od stołu i zaczęła nosić do stołu miski jakie napełniał.

- A co tam tak poza tym słychać? - zagaił od pieca Kurt zerkając na siedzące przy stole towarzystwo.

- Stare kurwy nie chcą zdychać. - odparła niemalże natychmiastowo - Tylko jakieś coś te młode sobie za cel obrało. - dodała - A poza tym to polowanie udało się do tego stopnia, że Norma zgodziła się tu dzisiaj zjawić. - lekko się uśmiechnęła by nieco zamaskować zakłopotanie - Dziś też tak jak ostatnio musisz robić za tłumacza więc… - przełknęła kolejny grzyl barszczu - ..dobrze byś i jej spytał czy nic nie wrzuci na ruszt. - zamilkła popijając dalej barszcz i obserwując reakcję kapitana Adele. Norma póki co siedziała w milczeniu nie bardzo wiedząc co począć.

- A poza tym. - ponownie się odezwałą - Na dniach się zjawię i zabiorę na kilka klepsydr Bydlaka. Wiesz. Tresura i takie tam.

- Twój pies. Zabieraj go kiedy i gdzie chcesz. - odparł kuternoga wracając do stołu z ostatnią miską dla siebie. Wszyscy zasiedli za stołem sycąc się czerwoną zupą z gotowanymi jajkami i kawałkami kiełbasy. Normie też zdawało się smakować, Kurt zapytał ją coś krótko a ona równie krótko odpowiedziała. Pewnie coś właśnie o jedzonej zupie.

- To byłyście na polowaniu? Daleko? Kiedy? Gdzie? - Łasica zapytała pomiędzy kolejnymi łyżkami zupy zerkając na obie uczestniczki tego polowania.

- Ja, Norma i Froya. Dwa dni temu a gdzie? - zapytała jakby sama siebie - W lesie. Nie powiem więcej bo się nie znam niestety. Upolowaliśmy w każdym razie łosie, sarny i odyńca. Było nieźle prawdę mówiąc. Z resztą. Kurt spytaj naszej koleżanki o jej wrażenia. Niech nie siedzi tak w milczeniu. Nie chcemy by czuła się obco. - spojrzałą na drewniano nogiego człowieka morza - I poczęstuj ją barszczem. - okrasiła stwierdzenie uśmiechem by nie wyjść na “niegrzeczną”.

- Aha, w lesie. No tak, ja jak wyjdę poza miasto to też głupia jestem. - dziewczyna w grubej, zgrzebnej szaro - burej sukni pokiwała ze zrozumieniem głową dając znać, że ma pełne zrozumienie dla wyobcowania koleżanki w leśnej dziczy.

- Ale jak coś upolowałyście to chyba dobrze co? A jak panienka Froya sobie radziła? Bom ciekawa jak ona wygląda w akcji. Bo Normę to widziałam na arenie. - zagaiła koleżankę o swoją ostatnią oficjalną pracodawczynię. Jednym uchem zaś słuchała kislevskiej rozmowy Kurta z Normą. Ale to raczej toporniczka coś opowiadała i to całkiem ochoczo. Nawet jak się nie znało języka dało się wyczuć, że chętnie opowiada o czymś dla niej przyjemnym.

- Sprawnością bojową dorównuje swojej urodzie. - wypowiedź wyczerpywała całkowicie wszelkiego rodzaju domysły - A z tego co ty mówiłaś to i w sypialni. - zachichotała - Co lepsze nasza Norma przypadła jej do gustu i na to wygląda, że z wzajemnością… - spojrzała na kobietę z północy unosząc brwi. Blond wojkowniczka była tak zajęta i podekscytowana rozmową, że zdawałą się nawet nie zauważyć jak obie kultystki na nią spoglądają.

- I jak? - w pewnym momencie Ver zwróciła się do Kurta.

- Co do łóżkowych spraw to mam nadzieję, że jedną i drugą uda nam się zaliczyć. A najlepiej obie na raz. - powiedziała szybko Łasica widząc, że ich kolega jeszcze gestem poprosił o chwilę czasu by toporniczka mogła skończyć to o czym mówiła.

- Tak widzę, że polowanie jej się podobało. Najbardziej chyba ten odyniec. Bo upolowała jakiegoś jak rozumiem? I ten łoś też był niczego sobie. No i panna van Hansen. Opowiada o niej jak o jakimś wodzu. Zwłaszcza, że zaprosiła ją na kolejne polowanie. Tylko mają się jeszcze umówić co do detali. - Kurt w paru słowach streścił to co wojowniczka z północy opowiadała znacznie dłużej i pewnie barwniej sądząc tak na słuch i widząc jej wesołą gestykulację.

- Mówi też, że jak na początkującego myśliwego to też poradziłaś sobie nieźle. - dodał jeszcze na koniec. Widząc, że skończył Norma pokiwała głową tak na wszelki wypadek.

Ver nieco zaniepokoiło to zaproszenie na polowanie pomijające jej osobę. Widocznie Froya była pod wpływem takiego szoku i zaskoczenia całym tym wydarzeniem, że zapomniała o nim poinformować wdowę van Darsen - gdzie tam. Nawet głupi by w to nie uwierzył.

- A to żmija. - rzuciła na głos - Miała wszystko tłumaczyć a o tym szczególe zapomniała napomknąć. - grymas wykrzywił jej twarz - Widzę, że w tych salonowych gierkach jest równie dobra co w polu. Chciałam po dobroci a ta mi za plecami spiskuje. Co my z tym zrobimy kochaniutka? - złapała za udo przyjaciółkę - Toż to zniewaga. - niemalże wrzała ze zdenerwowania. Koniec końców starała się opanować emocje.

- A to spytaj jej kiedy rozmawiały o tym polowaniu i co Froya mówiła o mnie?- mówiła bezpośrednio do Kurta - A i o czym dyskutowały przed walką na Arenie? - Ciekawa była czy córka jednego z większych posiadaczy ziemskich otworzyła się jeszcze bardziej w obecności Norski. Niepokoiło ją też takie podejście do “obcej” w tych stronach. Do tej, której bracia i siostry plądrowali i palili tutejsze włości. Z którymi tacy jak Froya chciała walczyć. Bała się, o zdrowie i życie swoje, swojej rodziny i Normy. Bała się, że były to dobre minki do złej gry.

- Jakoś mnie to nie dziwi. Ci ze szlachty to szanują i traktują poważnie tylko się między sobą. A nas to tak najwyżej na 5 minut albo w razie potrzeby. - skwitowała Łasica poklepując na pocieszenie wdowę po ramieniu. Kurt co nie miał pojęcia co się dzieje poza łajbą na jakiej spędzał większość czasu wzruszył ramionami i wznowił rozmowę z ich gościem. Znów słychać było kislevską mowę.

- Wiele ci nie pomogę Ver. Teraz nawet tam nie pracuję. A nawet jak tam byłam to Froya robiła co chciała. Kto bogatemu zabroni? - zapytała raczej retorycznie łotrzyca chwilę słuchając tych kislevskich dialogów.

- Mówi, że Froya zaprosiła ją jak się uganiałaś za jakimś jeleniem. Była wkurzona na ciebie, że jej nie oddałaś pierwszego strzału. To obraza. Tak to potraktowała. Dlatego zaprosiła Normę a ciebie nie. - przetłumaczył Kurt słowa wojowniczki z północy. Ta znów pokiwała twierdząco głową.

- A co do areny to nie chce gadać. Znaczy mówi, że to nic wielkiego. Po prostu się poznawały i była pod wrażeniem, że ktoś tutaj mówi w jej ojczystym języku. Bardzo ją to ucieszyło. - powiedział to co jeszcze pytała koleżanka.

- Dobra to jak zjedliście to dajcie te miski. A ja idę po mistrza. - stary wilk morski wstał nieco ociężale widząc, że kolacja zjedzona i bez pośpiechu zaczął zbierać podawane mu naczynia.

Ver postanowiła jednak wykorzystać ten moment, w którym stary wilk morski wciąż stał przy stole.

- Powiedz więc jej, że nie tylko ja jestem fałszywa flądra. - starała się mówić spokojnie bez oznak jakichkolwiek emocji - i, że nie tylko ja potrafię się ładnie uśmiechać snując piękne kłamstwa. - musiała dodać swoje trzy groszę. W tym gronie na szczęście nie musiała się gryźć w język.

- Aż mnie korci by ją na pojedynek wyzwać. - rzekłą teraz do reszty zgromadzonych - Byłoby to w jej stylu i porażka na takiej płaszczyźnie bolałaby ją najbardziej. - dodała rozmyślając nad rodzajem zemsty i zmyciem tej plamy.

- Nie żartuj Ver. Nie jesteś jej godna. Przecież wiesz, że oni w takie rzeczy to się bawią tylko między sobą. - brew Łasicy powędrowała do góry kładąc uspokajająco dłoń na ramieniu koleżanki. Ale miała rację. Tylko szlachcic mógł wyzwać drugiego szlachcica. Inni byli w tej materii ignorowani.

- Nie chcę cię martwić Ver ale Norma chyba też zgadza się z opinią Froyi w tej sprawie. Znaczy, że ona była najznamienitsza na tym polowaniu więc jej się należał pierwszy strzał. - Kuternoga dorzucił swoje trzy grosze jakie widocznie uzyskał od Norsmenki. - Jak paniusia uznała to za obrazę to nie dziw się, że cię nie zaprosiła na swoje polowanie. - rozłożył ramiona jakby rozumiał taką logikę. Niekoniecznie musiał ją popierać ale zrozumieć mógł. Zabrał ostatnie miski, Łasica wstała aby zebrać kubki i oboje poszli wstawić to na taboret przy misce gdzie czekały na swoją kolej mycia.

- Dobra to ja idę po szefa. - Kurt nie wracał do stołu tylko wskazał brodą na drzwi w kierunku których ruszył. A włamywaczka odkryła kolejny zestaw kubków do jakich zaczęła nalewać coś parującego z drugiego gara.

Pozostało jej zachować dobrą minę do złej gry. Nie oznaczało to jednak, że sobie odpuści i pozostawi temat bez zakończenia ze swojej strony. Musiała tylko przemyśleć w jaki sposób użądlić by choć odrobinę odbić sobie tą zniewagę. Nie było to jednak miejsce i czas na knucie. Byli tu w innym celu.

Łasica wróciła z naręczem kubków z parującymi grzańcami. Rozdała je grupce przy stole siadając na poprzednim miejscu. Za to stary bosman wyszedł i sądząc po skrzypieniu schodów poszedł na górę.

- No to napijmy się. - powiedziała włamywaczka unosząc swój kufel do toastu. Pozostali także i poczęstowali się napitkiem przygotowanym przez Kurta. Ten wrócił chwilę później po czym zwrócił się po kislevsku do Normy. Ta skinęła głową, zostawiła swój kubek na stole i ruszyła w jego stronę.

- Mistrz ją prosi na rozmowę na górę. Z wami też ma do pogadania ale to później więc poczekajcie. - kuternoga wyjaśnił o co chodzi przekazując wolę lidera zboru.

Wszyscy w milczeniu pokiwali głowami na znak, że przyjęli tą dyspozycję. Chwilę później kapitan i Wilczyca zniknęli. Za drzwi dobiegał tylko głuchy dźwięk kroków wchodzących po schodach i rytmiczne stukanie drewnianego kikuta kurta o podłoże.

- To smarkula jedna. - Ver wróciła do tematu, który stanął jej ością w gardle - Pomożesz mi jej dopiec? - zwróciła się z prośba do przyjaciółki - Nie daruje zołzie. - nie było Normy. Ver więc nie musiała się tak hamować i pozwoliła sobie na delikatny upust emocji, które w niej się kotłowaly.

- Złość piękności szkodzi. - uśmiechnęła się niebieskowłosa kładąc dłoń na ramieniu koleżanki. - Co zamierzasz? - zapytała opierając się łokciami o blat stołu i wysuwając swoje nogi przykryte zgrzebną, zimową suknią daleko do przodu.

- Z jednej strony to bym ją na kolacje zaprosiła. Wiesz tak w ramach przeprosin. - zgrywanie skruszonej damulki czasami przynosiło pozytywne skutki. Dawało to też poczucie tej drugiej osobie o tym jak komuś głupio i że doszło do niego co zrobił.

- I nafaszerowała czym strawę bądź wino. - dodała - A żeby się posrała. - zaczęła chichotać - Chociaż to zbyt oczywiste i może lepiej byłoby zagrać na jej zasadach. Wtedy porażka bolałaby ją dużo bardziej dając mi jeszcze większą satysfakcje. - kombinowała jak koń pod górę. Koń!

- Koń! - wykrzyczała nagle - A może podtruć jej szkapę? - zapytała pozostałych kultystów.

- Ver może ochłoń i się z tym prześpij czy co. Bo gadasz jak obrażona dziewczynka. Mówisz o zadzieraniu z van Hansenami jakby chodziło o jakąś gówniarę w krótkich majtkach. Przemyśl czy cię stać na takie koszty i ryzyko. - Łasica obróciła się ku koleżance, zmierzyła ją wzrokiem i pokręciła głową nim się odezwała. Raczej bez entuzjazmu dla propozycji jakie usłyszała.

Słowa właścicielki skórzanych spodni niosły duży ładunek rozsądku. Było to dość nietypowe jak na wyznawczynię Węża. Mimo wszystko może warto było posłuchać rady przyjaciółki.

- A niech cię. - machnęła ręką uśmiechając się do kochanki na znak, że ta przemówiła wdowie do rozumu - Niech Froye Strupas dziurawi. - nie mogła się powstrzymać. Chwilę później jednak zamilkła.

Siedzieli tak w ciszy, którą przerywał tylko dźwięk palącego się w piecu drwa i wichury za oknem.

- W zasadzie jest jeszcze coś. - wdowa korzystała z możliwości spokojnej rozmowy przy gorącym winie - Chodzi o Brene. Chciałabym móc ją tu przeprowadzić na audiencje u Szefa. Pomyślałam jednak, że dobrze by było ją jakoś przygotować i finalnie poddać jakiejś próbie. - mówiła już zdecydowanie spokojniej. Jakby cała złość i frustracja gdzieś wyparowały. Pytanie na ile.

- No to musisz czekać aż szef się zgodzi. Jak się zgodzi to ją przyprowadź. Raczej nie ma tu wielkiej filozofii. Albo ją przyjmie albo nie albo będzie miał jakies “ale”. Każdy z nas przez to przchodził. - włamywaczka spojrzała w bok chyba nie bardzo rozumiejąc dlaczego Versana jej o tym mówi i jaka by miała pełnić rolę.

- Nie wiem czy mnie zrozumiałaś. - Łasica po części miała rację - Ojca otacza aura na którą nie każdy jest gotów. - tu nawet nie chodziło o fizyczną powłokę ich przełożonego - Ja więc chciałabym na to spotkanie przygotować rudzinkę. Przy okazji przekonując się jak pilnie obserwowała, uczyła się i jak bardzo zdeterminowana jest by dopiąc swego. - objaśniała - Co wiec powiesz na wizyte w restauracji. Ty, ja Pirora i Brena. Wprowadzimy ją. Opowiemy co na nią czeka i tak dalej. - było to swoistego rodzaju zaproszenie - A co do zadania. Pomyślałam o tym zarządcy magazynu Grubsona. Wiesz, że jest wdowcem?

- Wiem. Sama mi to chyba mówiłaś ostatnio. Jak czegoś nie pomyliłam. - niebieskowłosa uśmiechnęła się pod nosem. - Ale nie bardzo wiem co ma jedno do drugiego. Co ma zarządca Grubsona do spotaknia Wiewióreczki ze Starszym? - popatrzyła pytająco na sąsiadkę dając znać, że nie dostrzega związku między tymi dwoma rzeczami.

- Niech go Brena uwiedzie. Puści się z nim. Zawróci mu w głowie. - odparła takim tonem jakby to było oczywiste - Marcus zna kilka tajemnic Huberta, które bym chciała poznać.

- No a co to ma wspólnego ze Starszym? - Łasica nie skomentowała samego pomysłu ale pytała jakby dalej nie widziała związku między jedną a drugą sprawą.

- Polecił aby Brena wykazała się samodzielnością. - wyznała - Da nam to wszystkim wgląd w jej umiejętności a przy okazji i dobrych wiatrach pozwoli nieco się wzbogacić.

- No coś mi świta, że już wcześniej mówiłaś jej coś o tym kierowniku. Ja zresztą też coś mi się wydaje. No ale dalej nie widzę związku. Nie nauczysz jej samodzielności inaczej niż pozwalajac działać samodzielnie. Jak ma się nim zająć to niech się nim zajmie. Jak wróci i opowie jak było możesz coś jej podpowiedzieć czy pomóc. No ale jak tam do niego pójdzie, umówi się czy co to już będzie sama. I musi działać sama. To jak z wychowaniem dziecka. W końcu muszą zacząć radzić sobie same. Tego się nie przeskoczy Ver. Naprawdę nie wiem co bym mogła tu zrobić. Pokrzepiać i trzymać kciuki ale ona musi to zrobić sama. Coś jej wyjdzie, coś jej nie wyjdzie ale musi to zrobić sama. I myślę, że o to szefowi chodziło jak o tym mówił. No ale jak Kurt mówił, że z nami pogada to sama możesz go o to zapytać. - Łasica pozwoliła sobie na znacznie dłuższą wypowiedź. Mówiła szybko, zdanie po zdaniu i wydawała się w pełni przekonana, że ma rację. Ale nadal nie widziała innej metody niż pozwolić Wiewióreczce działać samodzielnie.

Ver kiwała głową w zrozumieniu. Taki to też plan miała. No może lekko pomóc pracownicy przy starcie.

- Otóż to. - uśmiechnęła się widząc, że mają to samo na myśli - Mimo to chciałabym byśmy spotkali się we cztery i przygotowały ją do spotkania z Ojcem. Jak "wężowe siostry". - uśmiechnęła się - Toż to nie będzie zwyczajowa wizyta w sklepie, czy na targu. Młoda pozna wtedy mentora, tatę, którego nigdy nie miała. - z resztą podobnie jak Ver i Łasica.

- No i? - łotrzyca rozłożyła ramiona i uniosła brwi czekając na jakiś ciąg dalszy. W takim stylu jakby nadal nie widziała potrzeby jakichś specjalnych przygotowań Breny do spotkania ze Starszym.

- Posłuchaj Ver co ci powie dziewczyna z ulicy. To co się bawimy tutaj to nie jest dla mięczaków i mazgajów. Za to grozi stos, tortury i inne takie. To nie jest zabawa dla wymoczków. Ktoś się do tego nadaje albo nie. Wiewióreczkę lubię, zwłaszcza jak jej mogę usługiwać w łóżku albo kąpieli ale jak się do nas nie nadaje to lepiej to wiedzieć od razu. I nie widzę potrzeby robienia z igły widły. Starszy ma doświadczenie w rozmowach z różnymi ludźmi. Wie i widzi więcej niż ty czy ja. Ja uważam, że jak masz umówione spotkanie Wiewióreczki ze Starszym to ją zaprowadź i czekaj co się stanie. I tyle. Ja się z nią czy w ogóle z wami oczywiście spotkam bardzo chętnie. Zwłaszcza jakbyście potrzebowały posłusznej nałożnicy. Ale no nie widzę sensu jakichś pogadanek z Breną. Jak ma głowę na karku to sobie poradzi. Przede wszystkim ma być lojalna i nas nie sprzedać choćby ją piekli na żywym ogniu. A resztę się zobaczy. Sama wiesz, że Starszy jak przyznaje nam zadania to raczej nie na ślepo i dość dobrze je nam dobiera pod możliwości. Mnie za cholerę nie pasuje rola kucharki w kazamatach ale po prawdzie kto inny by z nas tam pasował? Dlatego jakoś to znoszę. Dla sprawy. - Łasica jako wychowanka twardej, ulicznej szkoły życia wydawała się mieć niewiele zrozumienia dla kogoś kto nie spełniał standardów ulicy. O Brenie mówiła jakby ją naprawdę lubiła ale skoro czekał ją życiowy egzamin to czekał ją. A nie kogoś innego. I rudowłosa pokojówka musiała mu sprostać sama. I widocznie miała zaufanie do mistrza ceremonii, że ten właściwie oceni człowieka i sytuację.

Ver zamieniła się w słuch. Łasica miała większe doświadczenie w takich akcjach i dłuższy staż w kulcie. Znała zdecydowanie lepiej metody jakie stosował Starszy.

- Dobrze. - odezwała się w końcu - Spotkamy się, pogadamy, pośmiejemy i … - uśmiech zdradzał intencje - … pobawimy. Niech poczuje jak to jest mieć siostry z prawdziwego zdarzenia.

- No. Ale ja to tylko wieczorami. Właściwie muszę pogadać ze Starszym bo nie wiem czy na zborze będę. O zmroku kończymy robotę. - powiedziała jakby na zakończenie znów przypominając, że oficjalna praca mocno jej zakłóca standardowy bieg wydarzeń.

- Zawsze możemy wieczorem organizować swój zbór. - zastanawiała się na głos - Taki na wzór tego z Ojcem. Tego samego dnia tyle, że później. Przekazywałybyśmy wtedy jego słowo, dumały a na koniec psociły. - zachichotała wesoło na myśl o ich małych mszach. Właśnie między innymi do takich celów przydatna by im była ów Galeria, o której Ver miała zamiar pogadać za moment.

- To trzeba by najpierw mieć ten mały zbór. No i dogadać się z mistrzem co i jak. Czy mu to nie przeszkadza. Lepiej zapytać. On zawsze coś mądrego powie. - łotrzyca w szarej, zimowej sukni pokiwała głową ale jednak zdawała się na wszelki wypadek mieć zielone światło Starszego za plecami.

Uśmiech był odpowiedzią. Cieszyła ją aprobata starszej stażem koleżanki. Pozostało przedyskutować tą kwestie z Mistrzem i znaleźć miejsce do takowych schadzek.

- No to jeszcze jedna rzecz. - kontynuowała dopijając chwilę później resztę korzennego grzańca - Potrzebna miejscówka. W zasadzie dwie. Pierwsza niewymagająca. Do tresury Bydlaka. Gdzieś tu w okolicy. - wykonała okrężnych ruch głową mając w zamyśle coś niedalekiego - Druga to jednak hit. - głos Ver zaczął nabierać na ekscytacji. Źrenice wyraźnie zaś się poszerzyły.

- Z moją kochana kuzyneczką myślimy o otworzeniu Galerii Sztuki i uwiciu tam dla nas ciepłego gniazdka. - krążyła palcem po krawędzi kufla - Coś nie dużego. Najlepiej parterowego. Może być podpiwniczone. Najlepiej wolno stojące. - streściła meritum rzeczy - Wiesz. Fundusze nas nieco ograniczają. Myślę jednak, że da się na tym zarobić. Miałybyśmy więc upieczone dwie pieczenie na jednym ruszcie.

- No ja się na sztuce kompletnie nie znam. Dla tej twojej Kamili jakbym pozowała nago to byłoby najwięcej co bym miała ze sztuką wspólnego. Zwykła dziewczyna z ulicy jestem. - Łasica uśmiechnęła się machając dłonią na znak, że temat Sztuki przez duże “S” jest jej właściwie całkowicie obcy.

- A z tymi miejscówkami to nie wiem co się nadaje. Pirora mnie pytała to jej dałam kilka namiarów na teatr. Ten stary wiatrak, karczma i tak dalej. Jak nie zamierzacie tam zakładać teatru to chyba galerię można by zrobić. A budynków pustych i z piwnicą jest pełno. Każda pusta kamienica ma coś takiego. - pokręciła znów głową na znak, że takie ogólnikowe dane w obcym dla niej temacie są zbyt ogólnikowe aby mogła coś wymyślić w tej sprawie.

- A Bydlaka możesz zabrać na kwadraciak. Kurt wie gdzie to jest. Tam się styka kilka podwórek od kamienic, zresztą w większości pustych to możesz tam puszczać psa. Mało kto się tam kręci. Będzie miał gdzie biegać. - podpowiedziała coś od siebie gdy temat zrobił się bardziej swojski.

- Kwadracik. - powtórzyła cicho - A z tą galerią to te, które pokazałaś pod teatr są zdecydowanie za duże. Nie ta skala. Póki co. - uśmiechnęła się - Może byś wzięła, któregoś dnia wolne i we cztery byśmy pojechały zwiedzać?

- Jakie wolne Ver? Kiedy? Pracuję 7 dni na 8. Od świtu do zmierzchu. Tylko Festag i wieczory mam wolne. Ja jestem zwykła dziewczyna a nie pani na włościach jak ty czy Pirora. - Łasica przewróciła oczami i uśmiechnęła się z politowaniem do koleżanki. Na co dzień w ramach zboru były sobie równe, Łasica nawet cieszyła się zaufaniem mistrza i do tej pory była jego główną infiltratorką dla celów całej grupy. Ale poza tym ją i Versanę dzieliła społeczna przepaść. Granatowowłosa albo musiała pracować dzień po dniu albo robić jakieś niezbyt legalne numery aby utrzymać się przy życiu. A jedno i drugie zajmowało jej większość sił i dnia. A dwie ostatnie prace mniej lub bardziej były związane z kultem i jego zadaniami. A co jak sama włamywaczka podkreślała kompletnie nie leżało to jej buntowniczemu charakterowi i narzekała na to przy każdej okazji.

- Nie wiem. W Festag jestem umówiona z Pirorą. Jak pomyślę o jakichś miejscówkach i coś wymyślę to może do Festag coś wymyślę to ją zabiorę i pokażę. Niech ona osądzi czy to się nadaje czy nie. Jak dla mnie to mogłaby urządzić tą galerię w swojej kamienicy. Znaczy jak już ją kupi. Miejsca tam od cholery. Cała kamienica. A byłoby bez szukania i wszystko na miejscu. Do tego w centrum miasta, zaraz przy Placu Targowym. - pokręciła głową i westchnęła jakby ją brało znużenie z całego dnia. Dlatego wstała i podeszła do pieca aby znów nalać sobie nowej porcji gorącego trunku.

- A w ogóle co u niej? Nie widziałam jej od Festag. Miałam plan wpaść do niej któregoś wieczoru no ale cholera przez tą robotę zawsze nie mam czasu albo sił. - przy okazji zapytała o blond kandydatkę na kultystkę do ich grupy.

- Festag powiadasz? - zamruczała - To może wtedy byśmy się spotkały razem? - zaproponowała - W Konistag się z nią widzę to spytam. Z resztą rozejrzymy się wtedy za czymś na swoją rękę. Jaki kierunek radzisz obrać? - ta informacja była dość istotna. Zaoszczędzała Łasicy latania a Ver i Piorze bładzenia po mieście.

- A u mojej kuzyneczki wszystko gra. - uśmiechnęła się ciemnowłosa wdowa - Uwodzi, tworzy i się bawi. - uśmiechnęła się sprośnie - Wprowadziłam ją w sprawę Grubsona i jego romansiku. - wyszczerzyła ząbki - Zobaczymy co z tego wyjdzie. Kto wie. Może w branży sukienniczej pojawi się nam nowy gracz. - zachichotała nikczemnie.

- No pewnie. Uwodzicie, bawicie się, poznajecie nowych kolegów i koleżanki. A ja o. To jest moja robota. - mruknęła zniechęcona włamywaczka wskazując ręką na piec zastawiony garami. Jako pracownica więziennej a wcześniej van hansenowej kuchni rzeczywiście musiała na co dzień zajmować się właśnie takimi garami. Wciąż nie w sosie oparła się tyłkiem o krawędź pieca bawiąc się napełnionym kubkiem.

- I nie mam pojęcia w jakim kierunku macie się udać. Zmęczona jestem. Może coś wpadnę do Festag a może nie. Nie wiem. Nie chce mi się teraz myśleć. - pokręciła głową dając znak, że nie ma ochoty się teraz zajmować tak abstrakcyjnym problemem który był jej obcy i nie dotyczył bezpośrednio.

Ver wstała i podeszła do smutnej przyjaciółki. Łączyła je jakaś niewidzialna i nierozerwalna nić. Rozumiały się bez słów. Tym razem też były zbędne. Wdowa w moment podłapała nastrój kochanki.

- No już nie. Uśmiechnij się mała. - złapała ją od tyłu za biodra i nosem wodziła po szyji - Przecież to chwilowe. Zaraz osiągniemy nasz cel i wrócimy do siania rozpusty. - delikatne pocałunki wędrowały ku górze. Pod wargami kultystka wyczuła gęsią skórkę.

- Działam byśmy mogły robić to na skalę o jakiej nam się nie śniło Skarbie. - jedna z dłoni złapała za jędrną pierś Nadi - Mogę ci jakoś pomóc. - wymruczała słodko.

- No wiem, wiem… Po prostu… Nie podoba mi się to. Jakbym chciała zostać kucharką to bym była kucharką. To nie jest praca dla mnie. Jakby Starszy nie mógł wymyślić jakiegoś burdelu do infiltracji… Tyle mnie omija. Potem się tylko dowiaduje, że ty albo Pirora byłyście tu czy tam, zaliczyłyście tego czy tamtą no a ja mam tylko zdarte palce od szorowania podłóg i garów. - wyżaliła się z tego wszystkiego co jej się przytrafiało przez ostatnie tygodnie. Gdy przez większość czasu jej nie było bo służyła u van Hansenów albo jak teraz w kazamatach.

- Hiuuhh… - wydęła swoje pełne usta w długim wydechu gdy te pieszczoty kochanki może w końcu zaczęły przekierowywać jej uwagę na mniej znużone tory.

- No ale nic to. Może w tej nowej pracy nie mam już Any ale mam nowych kolegów i koleżanki. - powiedziała już lżej i z uśmiechem odwracając się twarzą do koleżanki. - Wiesz, że dzisiaj jeden z kucharczyków wyżalił mi się, że jeszcze nigdy, żadna kobieta, nie robiła mu dobrze ustami? - zapytała jakby ów kolega z pracy zdradził jej jakąś niepojętą tajemnicę.

- No więc żal mi się zrobiło tego biednego chłopca i postanowiłam go wziąć na stronę i uzupełnić to jego doświadczenie życiowe. Poza tym potrzebuję alibi aby się wymykać z kuchni. W kuchni już wszystko mam obcykane ale cholera tam nic nie załatwie. Muszę mieć pretekst aby się wymykać w głąb lochów. Inaczej ich nie poznam. - zaczęła relacjonować jak to sobie radzi z penetracją nowej pracy.

- Poza tym poznałam wreszcie naszą Leosię. I co za szczęście! Lubi z dziewczynami! No i dobrze. Zanoszę jej obiad do jej celi. To mogę trochę pobuszować. Mówiłam jej, żeby szepnęła gdzie trzeba aby mnie wyznaczyli do roznoszenia posiłków. Wtedy jakbym wracała mogłabym ją odwiedzać. No a sama wreszcie zwiedziłąbym te cholerne lochy. Bo z kuchni to wiele nie załatwię. - łotrzyca się rozpogodziła i zaczęła opowiadać o spotkaniu tej nieuchwytnej dotąd strażniczki jaka poza lochami była dotąd dla nich nie do namierzenia.

- I ile wytrzymał? - zaśmiała się - Dobra i poczciwa dziewczyna z ciebie. Kto twierdzi inaczej się nie zna. Gdyby było więcej takich jak ty to na świecie byłoby lepiej. - uśmiechnęła się odgarniając włosy przyjaciółki. Starała się ją pocieszyć i wesprzeć na duchu.

- Fiu, Fiu. - podgwizdała - Leosia. To może ustawisz ją na spotkanie we trzy? - zaproponowała - Podszyje się pod jakąś kuchareczke czy inną twoją znajomą.

- Nie wiem. Na razie to świeża sprawa. Dopiero wczoraj i dzisiaj jej służyłam. Tak jak lubię na kolankach i ustami. I te kraty i cele. Bardzo mi się podobało. No ale czy uda mi się coś z nią poza lochami to nie wiem. Nie próbowałam jeszcze. Liczę, że Starszy mi dzisiaj coś podpowie. Muszę jakoś dostać się na te prawdziwe lochy a nie tylko kuchnię. Najłatwiej by było jakby mnie przydzielili do roznoszenia posiłków. To bym miała objazd po całych lochach. Może bym wreszcie spotkała tą naszą co mamy ją uwolnić. Bo do tej pory żadnego skazańca ani celi nawet nie widziałam. - humor granatowowłosej poprawił się i znów mówiła szybko i z werwą chociaż miała widoczny ambaras jak przełamać ten impas. Miała kłopot ruszyć się z kuchni niezauważona a bez tego trudno było liczyć na zwiedzenie kazamat i odnalezienie tej skazanej jaką mieli uwolnić.

- Pomyśl więc może o glinie. - rzuciła luźno - Mogłabyś pod nieuwagę cielęcinki obić w niej klucze. Później zaś użyć tej formy do odlania nowych. Własnych. - uśmiechnęła się zaś w jej oku zapłonęła iskra - Ponoć bardzo skuteczne i w miarę dyskretne, bo nic nie znika. - puściła oczko - Swoją drogą ja również bym nie pogardziła takim fantem.

- Veerr… Mówisz do zawodowej włamywaczki. Jakby to było takie proste to już bym tu siedziała z odbitym kluczem. A tym kluczom Leosi się przyjrzałam. Ma ich cały pęk. Nie wiem który jest od czego i który jest nam potrzebny. - Łasica odwzajemniła uśmiech ale odezwała się tonem jakby poczuła się potraktowana jak amatorka w fachu w jakim uważała się za zawodowca.

- Tylko mi się tu nie obraź zaraz. - zachichotała - W każdym razie załatwiłabyś mi takie cudeńko?

- Jakie? Tą glinę? To wystarczy zwykła glina. Jak odgarniesz śnieg i dokopiesz się do zmarzniętej ziemi to pewnie będzie właśnie taka glina. - odparła nieco zaskoczona pytaniem koleżanki. Ale raczej tak jakby uważała, że to może sobie sama załatwić we własnym zakresie.

I tak jak Łasica okazała się być doświadczoną włamywaczką, tak Ver wyszła na totalną amatorkę. No cóż. Trochę czasu minęło od Marienburdzkiej bidy. Dupsko przyzwyczaiło się jej do dobrobytu. Musiała po prostu “odkurzyć” niektóre sztuczki złodziejskie.
 
Pieczar jest offline  
Stary 13-06-2021, 20:00   #329
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Backertag (4/8); Wieczór; puste mieszkanie - kryjówka w porcie; Versana, Łasica, Kornas, Norma, Kurt, Starszy

Podniosła głowe do góry i rzeczywiście było słychać kroki. Potem na schodach. Aż wreszcie do kuchni wrócili Kurt i Norma. Toporniczka spojrzała na dwie koleżanki, na Kornasa który wciąż siedział przy stole i siadła na swoim poprzednim miejscu.

- No to teraz wy. Idźcie na górę. Pokój po prawej. Mistrz was oczekuje. - Kurt odezwał się do obu kultystek dając im wskazówki gdzie powinny zastać Starszego.

Ruszyły więc w towarzystwie Kornasa. Był z nimi. Wyznawał tego samego Pana. Czuł więź i przynależność do komórki.

Schody skrzypiały zaś lampy przymocowane do ścian nieco rozjaśniały pomieszczenie. Zżerał ich ciekawość. Chcieli ją jak najszybciej zaspokoić. Stanęli w końcu przed drzwiami o których mówił Kurt. Dźwięk pukania przerwał ciszę.

- Wejdźcie moje dzieci. - ze środka doszedł nieco przytłumiony przez drzwi ale wyraźny, znajomy głos Starszego. Ciepły, kojący i budzący zaufanie. Gdy otworzyli drzwi ukazał się dość zwykły pokój na dwa łóżka. I stół z czterema krzesłami. Przy jednym z nich siedział frontem do drzwi lider całego zboru.

- Siadajcie moi drodzy. Siadajcie i rozgośćcie się. - zamaskowany mężczyzna wskazał na pozostałe wolne krzesła. Akurat dla każdego z pozostałych. Na stole zaś stał dzban z grzańcem. Pewnie część tego co został na dole w kuchni na piecu.

- Cieszę się, że was widzę w komplecie. Mam dla was dobre i trochę mniej dobre wieści. - zaczął Starszy gdy już cała trójka siedziała na swoich miejscach. A Łasica znów wzięła na siebie rolę kelnerki i zaczęła rozlewać do pustych kubków ten jeszcze ciepły trunek.

- Mam wrażenie, że z naszą Wilczycą doszliśmy do porozumienia. Szukamy tej samej osoby. Oni przybyli tu aby ją uwolnić. A my chcemy zrobić to samo. Ponadto, że tak powiem, Norma jest naszą siostrą w wierze. Chociaż raczej bliżej jej do Silnego niż do was. - zaczął mówić od tych dobrych wieści. I to mówił dobrodusznym i zadowolonym tonem ciesząc się z tego sukcesu.

- Ta kobieta jest wyrocznią o niezwykłej mocy. Wołają ją Merga Wspaniała. Przybyła tu na południe ale jej statek się rozstrzaskał u naszego wybrzeża. Pochwycono ją i zawleczono do kazamat. Jest odmieńcem. Więc w oczach tutejszych jej wina była oczywista i widoczna gołym okiem. Nadal przebywa w kazamatach. Więc Łasica powinnaś wypatrywać kobiety o jasnej skórze i z wielkimi rogami. A Norma zgodziła się pomóc nam ją uwolnić. Więc spodziewam się jej na najbliższym zborze. - wyjaśnił szybko jak to sprawa wygląda z tą wyrocznią z północy i wojowniczką z północy.

- Z tych mniej dobrych wieści okazało się, że Sebastian, przez czysty przypadek, przechwycił dziwnego pacjenta. Prawdopodobnie tego uciekiniera z hospicjum chociaż pewności nie ma. Wczoraj mu zwiał. Ale Silnemu i Egonowi udało się go odnaleźć i przechwycić. Silny zdał mi relację. Wysłałem Aarona. No i Aaron stwierdził opętanie. Ciało jest opętane przez demona. To poważna i niebezpieczna sprawa. Nie tylko dla nosiciela. To odciągnie panów od innych zadań. A jak wiecie na dniach szykuje nam się ta planowana wymiana. Dlatego Łasico wiem, że jesteś zajęta ale Versano od ciebie by nam Kornas bardzo mógł się przydać. Czy do pilnowania tego Gustava czy do tej wymiany. Jesteście to mówię wam to od ręki a reszcie wyślę zawiadomienia. Karlik jakoś uzbierał potrzebną sumę więc w Konistag powinniśmy być gotowi do wymiany. Trzeba będzie ściągnąć od nas kogo się da. To też poważna sprawa. - wyjaśnił o jednej nowej i powrocie sprawy z zeszłego tygodnia która rzeczywiście była planowana jakoś na koniec tego tygodnia.

- No ja do zmroku nie mogę. Dopiero po. Chyba, żeby ta wymiana wieczorem była to wtedy mogę zdążyć. - Łasica zaoferowała swoją pomoc chociaż w dość ograniczonym zakresie.

- Będę to miał na uwadze. Jak to będzie możliwe postaramy się wynegocjować wymianę po zmroku. Ale jeszcze dziś lub jutro z rana musimy posłać do Axela, że jesteśmy gotowi. Oni też muszą mieć czas aby się przygotować i przybyć na miejsce. - powiedział zgodnym tonem informując jak wyglądają przygotowania od strony kultystów.

~ A to ci historia. ~ pomyślała zaskoczona tym jak świat mały. Wprawdzie coś tam się domyślała. Nie spodziewała się jednak takiego obrotu spraw.

- A który z Panów zesłał na niego swojego poplecznika? - ciekawiło ją to bo wcześniej nie miała z czymś takim styczności - Czym się objawia takie opętanie? Może to on atakuje te wszystkie panienki i za nim bezsensownie latają chłopaki Ojcze?

- To zależy na jakim etapie. Z początku niczym szczególnym. A gdy jest już za późno to moc niezrodzonego wypacza śmiertelne ciało na swoją modłę. Na razie działaliśmy w pośpiechu aby zatuszować sprawę i nie mieliśmy czasu się tym zająć. Aaron chyba z nas wszystkich ma największe doświadczenie w takich sprawach dlatego jego oddelegowałem do pomocy przy tym stworzeniu. - Starszy przyznał, że to zbyt egzotyczy temat aby wypowiadał się tonem eksperta. I brzmiało jakby ledwo co udało im się opanować sytuację.

- A czy księga, którą od ciebie dostałam zawiera wiedzę związaną z takimi przypadłościami? - była to niepowtarzalna okazja przenieść teorie w praktykę - Może jestem w stanie jakoś pomóc? Wprowadzić naznaczonego w trans i spróbować porozmawiać?

- Jego ciało i umysł zostały wypaczone. Nie sądzę aby to było już możliwe. Do tego może być niebezpieczne. Niezrodzona istota teraz mieszka w jego ciele i przez niego przemawia. Bez odpowiedniej wiedzy i treningu łatwo stać się ofiarą takiej istoty. - zamaskowany mężczyzna mówił poważnie o czymś co uznawał za poważne zagrożenie.

- Natomiast księga jaką dostałaś jest o przemianach czynionych przez kamień filozoficzny. To co innego niż opętania. - pokręcił głową na znak, że to jego zdaniem dwa różne tematy.

- A to czy w takim razie istota mieszkająca w tym zbiegu nie jest naszym sprzymierzeńcem? - wydawała się jej to trochę logiczne. Skoro czcili Bóstwa Chaosu to ich wysłańcy powinni być ich sojusznikami.

- Takie istoty nie mają sprzymierzeńców. Tylko ofiary. - mężczyzna w masce pokręcił głową na znak, że nawet jeśli gdzieś tam na samym końcu może są pod tymi samymi patronami ale tutaj, w tej rzeczywistości, trudno liczyć na pokojową współegzystencję między śmiertelnymi i nieśmiertelnymi.

- To co chcemy osiągnąć? - czuła się nieco zmieszana - Wypędzić demona? Porozmawiać z nim? Ten Gustaw do czegoś jest nam potrzebny?

- Na razie nic. Wystarczy, że jest. Trzeba dopilnować aby znów nie zwiał. Jak się sytuacja unormuje zastanowimy się co dalej. Potrzebne są badania. Nie możemy działać pochopnie. Aaron ma chyba największe kwalifikacje ale to też nie jest jego specjalizacja. - lider odparł nieco szybciej ale cierpliwie tłumaczył dalej wątpliwości trapiące młodszą koleżankę.

- Mistrzu. Widocznie mój niemagiczny rozum nie pojmuje jednak istoty tego zabiegu. - liczyła na to iż Szef uchyli rąbka tajemnicy i wyjawi swoje zamiary oraz podzieli się chociaż odrobiną wiedzy - Po co nam to? Po co nam on? Potrzebujemy demona? Chcemy go spacyfikować? Odesłać? Ten Gustaw to jakaś ważna persona?

- Potrzebujemy czasu aby zająć się tą sprawą jak należy. To może być niebezpieczna istota ale nie tylko dla nas. Pod tym względem stanowi cenną wartość. Ale trzeba tego użyć z rozwagą i uwagą. A do tego potrzebna jest wiedza a aby ją zdobyć czas na badania nad nią. - mimo, że tłumaczył dalej to jednak w głosie dało się wyczuć pewne zniecierpliwienie tym drążeniem tematu.

- Gdzie więc go trzymać? Gdzie te badania przeprowadzać? - zastanawiałą się więc. Gustaw z tego co mówił Starszy był bronią obosieczną i tykającą bombą.

- Może zejść z nim pod miasto? - zaproponowała uważając chatkę Sebastiana za niekoniecznie najodpowiedniejsze miejsce do goszczenia kogoś tak oryginalnego. Sęk w tym, że pod miastem wszystko żyło swoim tempem. Panowały tam nieco inne prawa. Rządzili tam inni ludzie aniżeli na powierzchni. Krył się tam też skarb, który skrzętnie ukrywał Czarny.

- Tutaj krążą łowcy i wyczują jakieś anomalie jak nie sami to przy pomocy magii imperialnej bądź elfiej. - wszak zamorscy sojusznicy mieli tu swoją siedzibę.

- Moje dziecko. Cieszy mnie twoje zaangażowanie w tą sprawę. Ale nie popadajmy w panikę i przesadę. - Starszy chyba się uśmiechnął ale do końca nie można było być tego pewnym przez tą maskę.

- Są dwie różne rzeczy. Co z nim zrobić przez najbliższe dwa dni i podczas wymiany oraz co z nim zrobić później. Później jestem przekonany, że coś wymyślimy. A teraz. Teraz pozostanie u Sebastiana. - wskazał na swoich palcach dwa różne miejsca jakby chciał je oddzielić jedno od drugiego. Obie sprawy niosły inne opcje i potrzeby. Przynajmniej tak to przedstawiał.

- I raczej nie obawiałbym się jakichś anomalii. Aaron wyczuł coś dopiero jak był blisko niego. Więc myślę, że inni czuli na moc mają podobnie. - pokręcił głową na boki na znak, że tego raczej się nie obawia.

- Rozumiem. - odpowiedziała potulnie - Chętnie więc pomogę. Zarówno jeżeli chodzi o wymianę jak i pilnowanie naszego pacjenta. Ty zaś zadecyduj mistrzu gdzie moje jestestwo będzie bardziej przydatne. - postawiłą na decyzyjność przełożonego - Jeżeli chodzi o zwiad to myślę, że wraz z Łasicą spokojnie podołamy a co do pilnowania Gustava… - zamilkła szukając odruchowo wzrokiem Normy, którą nim tu przyszły wróciła na parter z Kurtem… to siła i nieustępliwość naszej wilczycy może okazać się niedoceniona, gdyby ten zaczął sprawiać kłopoty.

- Też o tym myślałem. No ale czekają nas pracowite dni. Mam nadzieję, że każdy z nas stanie na wysokości zadania. - Starszy pokiwał głową i nie drążył dalej tego tematu.

- A co do wymiany to czy prócz Kornasa ja również mogę się jakoś przydać? - zdawała sobie sprawę z rangi wydarzenia. Chciała pomóc jak mogła.

- Na pewno. Każda pomoc się przyda. Co prawda nie spodziewamy się kłopotów ale tak naprawdę wszystko może się zdarzyć. Chodzi w końcu o bezcenny towar i ogromną sumę karlików. Komuś z tego wszystkiego może przyjść do głowy jakaś głupota albo zwyczajnie puścić nerwy. Najlepiej dla nas aby wszystko poszło zgodnie z planem. Kto wie co ten Axel potrafiłby nam załatwić w przyszłości jeśli teraz współpraca zakończyłaby się sukcesem. - mistrz zboru mówił jakby kalkulował nie tylko na dziś czy jutro ale i w dalszej perspektywie. Może miał ograniczone zaufanie do prawie obcego wspólnika w interesie ale jednak nie przekreślał możliwości dłuższej współpracy.

- Chętnie zajmę się wybadaniem okolicy, w której miałoby dojść do wymiany. - starała się na chłodno kalkulować jaka z jej umiejętności przydałaby się drużynie najbardziej - Może zabrać ze sobą Bydlaka?

- Lepiej nie. Za bardzo rzuca się w oczy. Mogliby go zobaczyć nie tylko nasi kontrahenci ale i przypadkowe osoby. To niepotrzebnie zwraca uwagę. Same rozmowy będą prowadzić Sebastian i Aaron. Tamci ich znają i ostatnio dobrze im poszło. Aaron jest niezbędny jako ekspert. Niestety to oznacza, że Gustav musiałby zostać na czas wymiany bez opieki ich obu. - mężczyzna w masce westchnął dając znać, że musi jakoś dysponować tymi szczupłymi siłami jakimi dysponowali. Problem za krótkiej kołdry objawił się tu w pełni.

- Aaron nie dysponuje, żadnym zaklęciem mogącym powstrzymać lub chociaż uśpić tego przybysza drzemiącego w tym uciekinierze? - starała się znaleźć jakieś rozwiązanie. Stąd też jej czoło mocno się pomarszczyło, powieki zaś zmrużyły. - Bo rozumiem, że makowe mleko i środki nasenne nie pomogą w takiej sytuacji.

- O ile mi wiadomo możemy jakby działać objawowo jak to mówią medycy. W tym wypadku na fizyczną powłokę. Co dalej z tym zrobić to się właśnie głowimy nad tym. Na razie trzeba to trzymać w zamknięciu i z jak najmniejszym kontaktem ze światem zewnętrznym. Liczę, że wymiana potrwa względnie krótko. Więc nasi koledzy będą mogli szybko wrócić do swoich zadań. - Starszy cicho westchnął ale musiał improwizować w tej nieprzewidzianej sytuacji jaka spadła bez żadnej zapowiedzi w trakcie przygotowań do wymiany z zamorskimi handlarzami.

Nie bardzo wiedziała co począć. Nie było to coś co zdarzało się im codziennie. Wyjaśniało jednak skąd tak duże poruszenie wśród łowców wywołała ucieczka tego nieszczęśnika.

- Jak dla mnie to powinien z nim ktoś zostać. - rzecz wydawała się dość oczywista - Uprzednio zaś go spętać i nafaszerować czymś… mocnym. - dumała chwilę - A może by tak no nie wiem… hmmm… Może ci nasi dalecy kuzyni z wioski poza miastem mogliby jakoś pomóc? - miała na myśli odmieńców dla których organizowała przerzuty - Strupas tam zdaje się bywał. Może ma większą wiedzę czy wśród nich jest ktoś kto mógłby pomóc.

- Może tak. A może nie. Mamy mało czasu. Jeśli poślemy tam kogoś nawet jeśli by mieli kogoś odpowiedniego i zgodzili się go użyczyć jest spore ryzyko, że nie zdążą wrócić. Zwłaszcza jak pogoda będzie taka jak teraz. Wtedy stracimy także tego kogo do nich poślemy co nas osłabi jeszcze bardziej. Do tego musielibyśmy się przyznać, że mamy taki talent w swoich szeregach i kto wie, może nawet nim podzielić. - Starszy skinął głową, że pomysł wysłania po pomoc do odmieńców może i nie jest zły ale jak czas ich dość mocno naglił to raczej nie uznawał go za zrealizowania. Zwłaszcza, że przy podróżach za miasto wiele zależało od pogody która była mało przewidywalna.

- I tak, ktoś z nim zostanie. Jeszcze zobaczymy kto. No. Ale na razie starczy o tym. Łasica. Mów jak sprawa wygląda w kazamatach. - mistrz zamknął ten kłopotliwy i mało standardowy temat jaki spadł na ich barki bez ostrzeżenia. I zajął się czymś co uznawał za zadanie główne. A w tej chwili najbardziej w temacie była włamywaczka jaka od wejścia do pokoju właściwie się nie odzywała i tylko przysłuchiwała się rozmowie.

- Utknęłam mistrzu. - przyznała krótko i trochę bezradnie. Jak dziewczynka przyznająca się przed rodzicem, że trafiła na problem jaki ją przerastał. Mistrz zachęcił ją gestem do większej wypowiedzi. I Łasica uraczyła go relacją podobną jaką Versana już słyszała na dole w kuchni. Zamaskowany mężczyzna przyłożył dłoń do brody maski i zastanawiał się nad tym chwilę.

- Czyli najlepiej jakby cię przydzielili do rozwozu żywności. - powtórzył wniosek swojej podpopiecznej. Potem pytał jeszcze chwilę kto jest decyzyjny w tej sprawie i kto obecnie rozwozi tą żywność. Wyszło, że Erik i Rene. A na kurs z żywnością dla więźniów wysyła szef kuchni. No ale zawsze czyli przez ostatnie dni co Łasica tam pracowała wysyła tych dwóch.

- No to chyba najłatwiej albo skłonić grubego do wysłania ciebie. Albo jakby któryś z tych dwóch nie przyszedł do pracy. - zadumał się Starszy nad tą kwestią.

- Ja mogę zająć się tymi dwoma. - odparła niemalże natychmiast - Pomóc im albo zapić albo zaginąć - dodała z delikatnym uśmiechem na twarzy - Strupas by ich wyśledził a ja zajęła się resztą.

- Tak? - lider zboru spojrzał przez otwory swojej maski na czarnowłosą rozmówczynię. Zastanawiał się chwilę i przekierował spojrzenie na tą z granatowymi włosami. Łasica wzruszyła ramionami.

- No ja w kazamatach to niewiele im mogę zrobić. Najwyżej pogadać w kuchni. Spróbuję pogadać z Leosią i szefem aby mnie wysłali do rozdawania posiłków. No ale nie mogę być zbyt nachalna bo może to mieć odwrotny skutek. Jakby któregoś z nich zabrakło to byłoby mi łatwiej bo kogoś musieliby wziąć nowego na to zastępstwo. - włamywaczka powiedziała prostymi słowami jak to widzi. Takie zniknięcie Rene i Erika mogłoby pomóc w wykonaniu jej zadania.

- No dobrze. To się dogadajcie między sobą o których chodzi. I Versano dopilnuj aby chociaż jeden z nich nie przyszedł do pracy. Na dzień czy dwa albo dłużej. I jak najprędzej. - mistrz zgodził się na takie rozwiązanie jak zwykle pozostawiając detale wykonawcom takiego zadania.

- Na dłużej? - zapytała mając na myśli ostateczne rozwiązanie ich sprawy. Wolała się też upewnić co Starszy ma na myśli.

- Tak, na dłużej. Im dłużej któregoś z nich nie będzie tym większe szanse, że Łasica będzie mogła dłużej rozwozić jedzenie zamiast niego. Więc im dłużej któregoś z nich nie będzie tym lepiej dla nas. Ale dobry byłby chociaż jeden albo dwa dni. - Starszy wyznaczył raczej minimum programowe jakie dobrze by było spełnić niż górną granicę.

- Może mi się uda i bez tego wkręcić w to rozwożenie ale jakby któregoś z nich zabrakło mogłoby mi być łatwiej. - dodała od siebie włamywaczka.

- Żebyśmy mieli jasność. - doszła do wniosku, że pozostali rozmówcy nie złapali kontekstu - Mogę zadbać o to aby nie wrócili już nigdy. - z jej oczu biło zło - Chociaż nie wiem czy to najrozsądniejsze rozwiązanie. Mam jednak jeszcze jeden pomysł. Sebastian lub Strupas byliby wtedy przydatni. - zamruczała w zamyśleniu - Jakaś gorączka krwotoczna lub inne tałatajstwo rozłożyć by ich mogło na nieco dłużej niż dzień czy dwa. - zasugerowała patrząć zarówno na Starszego jak i Łasicę.

- To najlepiej zrobić tak aby wyglądało na przypadek. I musi przynieść efekt jak najszybciej. Jutro, może pojutrze. Nie mamy czasu czekać nie wiadomo ile dni. - Starszy odpowiedział bez większej zwłoki.

- Dobrze. - pokiwała głową przyjmując zalecenia Mistrza do wiadomości - Pogadam więc z chłopakami. Jeżeli chodzi zaś o namierzenie moich kochasiów. - skoncentrowała wzrok na przyjaciółce - To jesteś w stanie powiedzieć gdzie ich dopadnę? Lokal? Adres zamieszkania? - minę miała dość poważną, czoło zaś zmarszczone.

- Aż tak szybka nie jestem. - uśmiechnęła się Łasica kręcąc do tego głową. - Chyba najłatwiej ich złapać jak będą kończyć zmianę. Wychodzimy przez główną bramę. Wystarczy tam poczekać i pójść za nimi. Rene ma kozią bródkę i kolczyk w uchu. Poza tym to raczej drobniak. A Erik jest dość masywny. Ma duży brzuch. Rzuca się w oczy. - włamywaczka opisała jak wyglądają ci co rozwożą jedzenie po miejskich lochach.

- Wezmę zatem Aarona jeszcze. - uśmiechnęła się delikatnie - Niech mi ich podchmieli. - uśmiechnęła sobie przypominając o upitym w trupa kumplu przy okazji ich pierwszej akcji w “Piwnicznej”. Ktoś taki jak Aaron może umiał dużo wypić nim padnie. Do bycia na rauszu nie trzeba mu jednak było wiele. Alkohol wciąż krążył w jego żyłach w dawce, która trzeźwego człowieka zwaliłaby z nóg.

- Tu zdaje się więc, że wiemy co z czym. - podsumowała niejako - Jakie więc są twoje dyspozycje mistrzu co do wymiany i Gustava. Jaka ma być w tym wszystkim nasza rola. - dużo mówili na temat tego zagmatwanego problemu. Nie padły jednak, żadne konkrety co do przydziału ról i obowiązków.

- Wymiana powinna odbyć się w Konistag wieczorem. W Zaułku Topielców. Jak mówiłem będziemy wysyłać zawiadomienia. Zebranie będzie na “Adele” o zmroku. - Starszy wyjaśnił jak to sobie zaplanował tą wymianę. - A Gustav póki co zostaje u Sebastiana. Pod opieką jego, Aarona i może Silnego. A na czas wymiany zobaczymy. Może rzeczywiście poprosi się Wilczycę o pomoc. - plan co do pilnowania opętanego też wydawał się mieć ułożony chociaż w tej nagłej sytuacji w dość improwizowany sposób.

- I jeszcze jedna sprawa. - zaczął niespodziewanie nowy wątek poprzednie widocznie uważając za zamkniętę. - Miałyście kontakt z Pirorą od ostatniego zboru? Możecie coś o niej powiedzieć nowego? Coś wam rzuciło się w oczy? - zapytał o nową kandydatkę do ich kultu.

- Ja to nie bardzo. Spotkałam się z nią w Festag. Świetnie się razem bawiłyśmy. Włamałam się z nią do tej chawiry na Bursztynowej co ją tak chce. Potem poszłyśmy do “Mewy”. Fajnie było. Miałam w planie to powtórzyć ale przez te kazamaty to nie bardzo mam czas i siły by coś jeszcze robić wieczorami. - Łasica odezwała się pierwsza ale mówiła dość szybko i krótko. Wyglądało na to, że w tym tygodniu nie widziała się z Averlandką.

- My więc udamy się nieco wcześniej do ów Zaułka Topielców by zbadać teren. - odparła. Nowiny wymagały korekty planów Versany na najbliższe dni. Sprawa była jednak dużo ważniejsza niż szkolenie Bydlaka bądź odbiór sukni. Wdowa nie widziała też potrzeby stawiania się pod “Adele” na zebraniu, bo i tak następnego dnia miała widzieć się z Cichym, którego postanowiła wypytać o pozostałe szczegóły. Kultystka nie miała tu jednak ostatecznego słowa. Wszystko i tak musiał zaakceptować Starszy.

- Chyba, że widzisz to nieco inaczej Mistrzu i zlecisz nam lub mi zostanie z Gustavem. Aaaa… - coś się jej przypomniało - Jutro widzę się z Cichym to mogę mu przekazać co trzeba. O ile oczywiście sobie tego życzysz. - przerwała oczekując reakcji Szefa. Ten póki co milczał. Musiał wszystko analizować.

- A co do Pirory to widziałam się z nią ostatnio i wdałam ją w szczegóły spraw związanych z Grubsonem. - nawiązałą do tematu kuzynki mówiąc swobodnie jakby już nie widziała w niej ani zagrożenia ani kogoś podejrzanego - Myślę, że warto wykorzystać te wszystkie zawirowania wokół jego osoby i… - chytry uśmieszek zawitał na pięknej twarzy wdowy po kupcu - ...z czasem położyć rączki na jego biznesie. W każdym razie nasza Averlandka zdaje się być ostrożna i mieć głowę na karku. Nie zamierza podejmować, żadnych pochopnych kroków. - chwaliła ją nieco gdyż Pirora naprawdę jej zaimponowała tym umiarkowaniem i dalekowzrocznością - No i jeszcze jedną rzecz z nią przedyskutowałam. Mianowicie temat gniazdka dla naszej komórki. - Ver zręcznie wplotła temat zadania powierzonego jej przez zamaskowanego Guru - I wychodzi na to, że przy dobrych wiatrach w niedalekiej przyszłości otworzy się w naszym mieście Galeria Sztuki. Nieduża i skromna póki co ale dająca wiele możliwości młodym artystom chcącym wyjść z cienia. Takim jak … - cisza była wymowna - … Kamila. - ciemnoskóra szlachcianka była jedną z osób, której Ver miała poświęcić wyjątkowo dużo uwagi. Tak też czyniła.

- Coś się stało Mistrzu, że wypytujesz o naszą świeżynkę? - zapytała delikatnie chcąc poznać zamiary Przełożonego.

- Znaczy nie wiem Ver kogo masz na myśli mówiąc “my” ale ja to dopiero wieczorem jestem wolna. Więc mnie łatwiej będzie przyjść na “Adele”. Może koło 7 albo 8 dzwonu. Wcześniej to wątpię. - zanim Starszy zdążył odpowiedzieć to Łasica szybko wtrąciła swoje trzy feningi przypominając, że ta oficjalna praca mocno krępuje jej swobodę manewru.

- Dobrze moje dziecko. A właściwie jak pracujesz w Agnestag? Tak samo? - Starszy zapytał głaszcząc bródkę swojej maski i popatrzył na miejską łotrzycę pytająco.

- Tak. Dopiero jak pozmywamy gary po kolacji to możemy iść do domu. A to już zmrok albo i po się wtedy robi. To chyba nie będzie mnie na spotkaniu. - przyznała Łasica domyślając się dlaczego mistrz o to pyta. Ten zwklekał chwilę z odpowiedzią.

- No nie bardzo. W tej chwili jesteś naszym najgłębiej zakonspirowanym agentem. Bez sensu tracić spotkanie po to by potem robić kolejne albo pojedynczo rozsyłać wieści. Myślę, że nic się nie stanie jak przełożymy spotkanie na wieczór. To będziesz mogła opowiedzieć wszystkim jak się sprawy w tych kazamatach mają. - Starszy tą sprawę załatwił od ręki uznając, że standardowa pora wobec grafiku pracy niebieskowłosej jest mało korzystna. Ale przesunięcie spotkania o trzy czy cztery dzwony powinno rozwiązać ten problem.

- Mnie pasuje. Przyjdę od razu po kazamatach. - obiecała łotrzyca uśmiechając się wesoło na taką decyzję.

- No dobrze to trzeba będzie rozesłać wici o zmianie terminu spotkania. Od biedy jak ktoś przyjdzie normalnie to najwyżej zostanie dłużej. - Starszy skinął głową uznając, że aż tak wielka zmiana w planach to to nie jest.

- Dobrze moje dziecko mówiłaś, że będziesz się widzieć z Vasilijem jutro? Dobrze. To proszę cię przekaż mu, że spotkanie na tą wymianę jest w Konistag o zmroku na “Adele”. Zaś zbór będzie w Agnestag na 7 dzwon. Właściwie obie jak kogoś spotkacie od nas to przekażcie im te wieści. Ja jeszcze wyślę swoimi metodami ale nic nie szkodzi jak im przekażecie co trzeba jak będzie okazja. - mistrz popatrzył na swoje dwie podopiecznie na tą zmianę mniej lub bardziej rutynowych planów.

- Dobrze a co do naszej nowej blond koleżanki. - wrócił do tematu jaki sam przed chwilą zaczął. - No cóż, ona pochodzi z innych sfer, stron i ma inne nawyki niż my. I pytam o nią ponieważ podczas ostatniej mojej rozmowy z nią zarzuciła wam pewne braki. - lider zboru popatrzył przez pryzmat swojej maski na dwójkę swoich dzieci. Łasica wydawała się zaskoczona takim stwierdzeniem.

- Braki? - poprosiła o wyjaśnienie nie bardzo wiedząc czego powinna się spodziewać po tak krótkim stwierdzeniu.

- Tak braki. Brak doświadczenia, brak ostrożności, chlapanie językiem o swoich skłonnościach przed praktycznie obcą osobą. O sypianiu z łowczynią czarownic, tatuażach węża i tak dalej. Generalnie mówiła o was jak o amatorkach podekscytowanych nową koleżanką z dalekich stron co paplają o wszystkim jak leci. Więc chyba nie zrobiłyście na niej dobrego, kultystycznego wrażenia. No ale tak mi powiedziała. Ja nie miałem z wami okazji wcześniej porozmawiać. Dlatego jak już się widzimy w komplecie to chciałbym znać waszą wersję. Jak to z nią było jak się spotkałyście pierwszy raz. - Starszy cierpliwie wyjaśnił dlaczego pyta o Averlandkę i pierwsze spotkanie z obiema wężowymi siostrami.

- Ver może ty zacznij bo mnie zaraz cholera weźmie. - burknęła Łasica nerwowo uderzając kubkiem o stół jakby miała ochotę nim rzucić o ścianę.

Było to już jakiś czas temu i pod natłokiem bieżących spraw Ver mogła nie pamiętać do końca wszystkich szczegółów. Sprawa Kamili, Froyi, Normy, kanałów. Było tego trochę.

- Hmmm… - zadumała starając sobie przypomnieć co ważniejsze detale - Zarzucanie nam nieprofesjonalizmu w czasie gdy posiada się niezrzeszoną służbę wtajemniczoną w nasze sekrety... - zahihotała - Czy to nie czasem hipokryzja? - zapytał podkreślając fakt, który już wcześniej nadmieniała Szefowi - Nowa miotła musi lepiej zamiatać. Świeża jest to chciała się wykazać w twoich oczach Ojcze. Dzieli nas obyczajowość i kultura. Góra z górą nigdy się nie zejdzie. Tak to już jest z tą arystokracją. Ja bym jednak nie robiła z igły widły. - tym razem to Ver wykazała zdecydowanie większy spokój w porównaniu do Łasicy - Pirora do tej pory siedziała na garnuszku taty, który większość spraw załatwiał zapewne za nią. Tu została niejako wrzucona na głęboką wodę. Jest nieufna, zdezorientowania nagłym powrotem jej Papy do ich ojczyzny. W swoich stronach była zapewne wysoko w hierarchii ich “rodziny” tutaj zaś musi zapracować sobie na wszystko od nowa. - wdowa starałą się postawić w pozycji kuzyneczki - Mnie jednak cieszy jej ostrożność i nie uważam aby coś kręciła na boku, bo w przeciwnym razie wszystko by mi wyśpiewała w trakcie transu a to zapewniam nie skończyłoby się dla niej dobrze. - uśmiech przypięty do jej twarzyczki był nikczemny i złowieszczy - Myślę jednak, że się dotarłyśmy wypracowując kompromis. - zapewniała kończąc swoją wypowiedź. W ocenie Ver Pirora przeszła próbę pozytywnie. Wdowa nie czuła też do niej żalu za takie a nie inne zachowanie podczas rozmowy ze Starszy. Przezorny zawsze ubezpieczony.

- Trans hipnotyczny nie jest w 100% pewny. Na swój sposób wiele zależy od interpretacji. Pytań i odpowiedzi. Technicznie aż tak bardzo nie różni się od zwykłej rozmowy. - zamaskowany mężczyzna uniósł palec na znak, że widocznie nie uważa hipnozy za całkowicie pewną metodę sprawdzania kogoś.

- A ty Łasica? - zagaił swoją starszą stażem podopieczną co wyglądała na nieco naburmuszoną.

- Sama nie wiem. Nie znam się na szlachcie. Ani nie byłam w innych grupach. Znam tylko to co u nas. A Pirora… - po chwili milczenia łotrzyca wzruszyła ramionami, zaczęła mówić i znów umilkła zastanawiając się co dalej powiedzieć.

- Tak dłużej spotkałam ją chyba dwa razy. W zeszłym tygodniu. Za każdym razem świetnie się z nią bawiłam. Pod tym względem nie mam jej nic do zarzucenia. Ale też myślę tak jak Ver. Bogata damulka co jej całe życie wszystko podawano na srebrnej tacy. Nigdy nie musiała sobie wydrapywać prawa do życia pazurami z bruku i błota ulicy. To łatwo jej się wymądrzać i krytykować. Myślę, że chciała się pochwalić jaka jest bystra i w ogóle sprytna. Że warto z nią trzymać. Ale trochę wkurza mnie, że tak nas bezczelnie obgadała. - wyrzuciła z siebie już nieco spokojniejszym tonem. Jakby przykład koleżanki i spokój mistrza jakoś jej się udzielił.

- Dobrze moje dzieci. A myślicie, że ona może być wrogą agentką? Jak jakaś inkwizycja czy ktoś z takich by przysłały kogoś jako Pirorę van Dyke? W końcu nikt z nas jej nigdy nie widział. Tylko Karlik ale też lata temu gdy jeszcze była dzieckiem. Co myślicie? - zapytał przedstawiając teorię i pytał je obie o zdanie skoro ostatnio to one miały najwięcej kontaktu z blondynką z dalekiego południa i miały szansę najlepiej ją poznać.

- Wydałaby cały ród skazując niejako również i siebie na zhańbienie? - zapytała retorycznie - Nie wydaje mi się. Pytania z resztą stawiane przeze mnie były w ten sposób, że jeżeli nasza ślicznotka zdecydowałaby się ma konszachty z łowcami czy innymi im podobnymi instytucjami musiałaby mi o tym powiedzieć. Trans był głęboki i to bardzo. W takim stanie nie da się kłamać, czy mówić półprawdy bo nie ma się władzy nad tym co się rzecze. - wyjaśniła szczegóły działania tego dość nietypowego zabiegu. Wszak nie każdy znał jego tajniki gdyż nie nauczano tego byle gdzie i byle kogo.

- Młoda jest po naszej stronie. - zapewniła ponownie - Widocznie jednak będzie czasem jej trzeba przypomnieć gdzie jest jej miejsce w szeregu. Póki co na tamto zachowanie przymknę oko. - uśmiechnęła się nie chcąc rozpętywać burzy. Było to małe potknięcie początkującej damulki.

- Mistrzu mam jednak pytanie jeżeli już mowa o naszej Averlandzce. - zebrała w sobie nieco więcej odwagi - Jakie zadanie widzisz dla niej jeżeli chodzi o naszą rogatą siostrę? - ciekawiło ją to niesamowicie. Miała takie wewnętrzne przekonanie , że prócz niej i może Egona to reszta najniżej położonych kultystów nie działa zbyt wiele w kierunku osiągnięcia sukcesu na polu ich misji.

- Żyć i bawić się to każdy potrafi. Każdy też ma swoje prywatne sprawy. - kontynuowała - Swoje pragnienia i aspiracje. Najważniejsza jednak jest sprawa rodziny. Sprawa wyroczni. - Ver mimo dość luźnego stosunku do życia była aż nadto obowiązkowa. Była jednak też ciekawa tego jaki zamysł co do Pirory ma Starszy. W końcu miała być ona członkiem komórki Ver. Ta więc powinna wiedzieć o tym co wobec Averlandki szykuje przełożony całego zboru.

- Ver jak ona by była obcą agentką to na pewno nie byłaby Pirora van Dyke. Wtedy to co stanie się z van Dyke to jej zwisa i powiewa. - Łasica znów wtrąciła się nim szef zdążył się odezwać.

- Ale mnie też nie wydaje się aby była agentką. Jest zbyt rozrywkowa. I jakaś taka… No, że jest najpiękniejsza, najmądrzejsza, że wszystko jej się należy i to na gotowe. Że ledwo skinie paluszkiem a już to ma podane na srebrnej tacy. Nie wiem jak to nazwać. No może mi mydli oczy. Mówię, że ze dwa razy ją tak dłużej widziałam. I raczej po to aby się zabawić. Ale mi się wydaje, że ona się lubi tak zabawić. I to nie od dzisiaj. Ma wprawę w takich zabawach. Pod tym względem jest tak samo zdeprawowana jak my. I jak na szlachciankę to jest całkiem sympatyczna. Całkiem inna niż Froya. Polubiłam ją. Mam nadzieję, że nie jest agentką bo by mi naprawdę przykro było jakby trzeba było z nią zrobić porządek. - łotrzyca w zamyśleniu rzucała swoje spostrzeżenia o kandydatce do ich zboru. Mówiła mniej pewnie od Versany i wahała się próbując znaleźć odpowiednie słowa do swoich myśli. Na koniec głos przybrał kwaśny ton gdy chyba brała pod uwagę, przykre zakończenie znajomości z młodą przybyszem spoza miasta ale taki koniec był dla niej przykry do wyobrażania sobie.

- No dobrze moje dzieci. Bardzo mi pomogły te wasze słowa. Zastanowię się jak postąpić z naszą kandydatką. Na razie nic jej o sprawach rodziny nie mówicie. Ani o kazamatach, ani o wymianie, ani o reszcie rodziny. Miejcie na nią oko i ucho gdy będziecie się z nią spotykać. Jak widzicie najbliższe dni szykują się bardzo zajęte. A zbór już prawie zaraz za pasem. Myślę, że będziemy się widzieć w Konistag. Zobaczymy jak pójdzie wymiana. Wtedy powiem wam co dalej będziemy robić w sprawie tej naszej nowej blondyneczki w mieście. - szef złożył ręcę w piramidkę opierając łokcie o blat stołu i niejako podsumował to co uważał za słuszne na tą chwilę w sprawie Pirory.

- Ja to jej chyba i tak nie będę widzieć. Może jutro ale chyba nie. W Konistag wymiana, w Agnestag zbór to może dopiero w Festag. Chyba, że szef ją przyjmie na zbór to na zborze ale to pewnie i tak przyjdę ostatnia to wcześniej raczej nie. - Łasica spokojnie przyjęła słowa mistrza ale nie ukrywała, że ma dość małe szanse na spotkanie z Averlandką przed zborem.

- Rozumiem, nic się nie stało. A co do twojego pytania Versano to się jeszcze okaże jak najlepiej użyć panny van Dyke. Jeśli ją przyjmiemy do rodziny albo jeśli nie. Jak dobrze zrozumiałem nieźle się ze sobą dogadujecie. To myślę, że w wyższych sferach mogłybyście działać razem. Bo co tu dużo mówić poza tobą to jak do tej pory mamy mocno ograniczone możliwości aby działać w takich kręgach. Ona pod tym względem może okazać się naszym sojusznikiem. - wyjaśnił jak przewiduje udział Pirory w działaniach kultu. W tej czy innej roli.

- Zaś sprawa wyroczni jest delikatna. Na razie trudno będzie wciągnąć w nią kogoś więcej niż Łasicę. Same dobrze wiecie ile nas a przede wszystkim was, kosztowało wysiłku wprzęgnięcie jej w te cholerne kazamaty. Ale do rozpoznania jedna osoba na razie wystarczy. Zapewne gdy będziemy planować akcję bardziej detalicznie i będzie potrzebny udział większej ilości osób reszta też będzie miała swoją rolę. A przy okazji Versano jak będziesz się widzieć z Vasilijem zapytaj go o strażników i kazamaty. Prosiłem go aby się zainteresował tematem. A ty Łasica jutro oczekuj w kazamatach dostawy z wozu. Czyli naszych silnorękich. Spróbujcie czy w ogóle da się przekazać jakiś gryps. Rozmawiałem już z Karlikiem. Ma na jutro przygotować jedną pustą beczkę. Ma to im przekazać przed odjazdem. Oni niech dadzą ci znać która. I sprawdź czy ktoś sprawdza te beczki. Kto wie? Może w ten sposób udałoby się przemycić naszą siostrę gdyby tych beczek za bardzo nie sprawdzali. No i gdyby już udało się ją bez hałasu wyciągnąć z lochów. - lider zboru przy okazji gdy wyszła sprawa samych kazamat to już dopowiedział coś co może planował powiedzieć później. Ale skoro temat i tak wyszedł to już go dokończył.

- To może niech Karlik maźnie jakiś krzyżyk na beczce? Bo Silny to nie wiem czy rozróżni. Ten nowy to jeszcze nie wiem. Chociaż… W sumie pusta beczka to nie pełna beczka… - Łasica skrzywiła się i wykorzystała sytuację aby wbić szpilę swojemu rywalowi ale już w trakcie mówienia się zreflektowała i w końcu machnęła ręką po czym pokiwała głową, że przyjęła i zrozumiała polecenie szefa.

- Będzie jak powiedziałaś. - odparła krótko przyjmując dyspozycje Szefa - Jutro bądź pojutrze zajmę się tymi łachami, o których wspominała Łasica. - spojrzała na kochankę a w jej oczach dało się zauważyć czułość - W dniu wymiany zaś przed transakcją udam się na przeszpiegi. Postaram się to uczynić niezauważona naturalnie. Kornas natomiast stawi się na zbiórce na krypie. - raz jeszcze powtórzyła to co przyjęła na swoje barki - Jest jeszcze jedna rzecz Mistrzu. Nie chce wyjść na namolną ale mikstura, bo o nią mi chodzi mogłaby być przydatna w sprawie kazamat. - zdawała sobie sprawę z faktu iż po raz wtóry o to pytała. Magiczny płyn był jednak niezastąpiony.

- Łasico, wiesz może jak na imię ma ten cały Buldog? - chciała się dowiedzieć czy był to ten sam mężczyzna, którego wdowa spotkała na cmentarzu.

- August Apke. Ale wszyscy go wołają Buldog. Nie spotkałam go bo on jest z nocnej zmiany a ja z dziennej. Nie wiem dokładnie kiedy przychodzi ale na razie widocznie się mijaliśmy. - na to akurat Łasica miała przygotwaną odpowiedź i się nie wahała ani chwili. Powiedziała to nawet wesołym tonem i nie było dziwne. Dotąd tożsamość szefa nocnej zmiany straży była nie do przeniknięcia.

- A ten eliksir o jaki pytasz no cóż, przyznam, że wystąpiły pewne komplikacje. I wytworzenie go może potrwać dłużej niż pierwotnie oczekiwałem. Nie sądzę aby na ten zbór udało mi się go zrobić. Na to potrzeba spokoju i skupienia. A sama widzisz co się dzieje w tym tygodniu. Mam nadzieję, że w następnym się uspokoi i będę miał więcej czasu. - lider sekty przyznał, że on też ma swoje ograniczenia i zajmujące a po części nieprzewidziane wydarzenia zaabsorbowały go bardziej niż to widocznie przewidywał na ostatnim spotkaniu zboru.

- Zdaje się więc, że spotkałam tego jegomość na cmentarzu. - mówiła z dumą w głosie - Przyznam jednak, że nie wiem co z tym fantem zrobić. - teraz zaś doza pewności została zmazana przez oznaki pewnego rodzaju zakłopotania. Wszak znając personalia osobnika i mogąc we w miarę łatwy sposób ustalić jego pozostałe dane można było zdziałać wiele. Dawało to masę możliwości . Wdowa czuła się jednak nieco zmieszana nie wiedząc co z tym fantem zrobić.

- Poczekam. - odparła na informacje a propos eliksiru - Wielkość wymaga cierpliwości. - wypowiedź okrasiła delilatnym uśmiecham. Do Starszego nie dało się mówić w sposób nieżyczliwy. Emanował on ciepłem, którym emanować powinien rodzic.

- No dobrze. Cieszy mnie to. Czy mamy coś jeszcze do omówienia? - Starszy popatrzył na swoje podopiecznie pytając jakby zamierzał już kończyć to spotkanie. Łasica zastanawiała się chwilę ale w końcu pokręciła głową, że ona nic więcej nie ma. Oboje więc spojrzeli na czarnowłosą kultystkę.

- Ja umówiłam wszystko co potrzebowałam. - odparła grzecznie - Chyba, że my możemy dla ciebie Mistrzu zrobić coś jeszcze?
 
Pieczar jest offline  
Stary 14-06-2021, 14:49   #330
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
- To co robimy z tym Buldogiem? - zapytała przyjaciółkę gdy schodzili po schodach na parter. Wszak nie padła w tej sprawie żadna propozycja w trakcie niedawno zakończonej rozmowy. Buldog był łakomym kąskiem i ważną personą pośród kazamatowych murów. Dobrze było więc wykorzystać jego osobę w odpowiedni sposób do zrealizowania planu kultystów.

- A i jeszcze jedno. - dodała nieco zakłopotana - Chodzi o nasze aktualne lub przyszłe zdobycze. No wiesz o dziewczyny. O Normę i Froyę przede wszystkim - temat miał prawo nieco zaskoczyć Łasicę - Jedna jest z nami a drugą zamierzam niedłlugo do nas sprowadzić. Co jednak dalej? Obie zdają się być raczej bliższe ideologią Silnemu a to do końca nie jest nam chyba na rękę. - grymas nieco wykrzywił wydęte usta Versany - W prawdzie Wąż wychwala wszelaki brak umiaru. Nie ważne czy chodzi o sztukę czy fach wojenny. Jak tylko tu je skłonić do naszego sposobu myślenia? - wiedziała czemu przychylnie przygląda się Pan Rozkoszy i Rozpusty. Zastanawiała się jednak jak oddać w jego ręce obie “cielęcinki”.

- Pycha. - po chwili przerwy rzuciła hasło - To może zgubić naszą szlachcianeczkę. Wielkie plany i swego rodzaju żal. Za tym co było i czego nie ma. Za tym kim powinna być a kim jest. - myślała na głos - I szał, brak opanowania, żądza i łaknienie świeżej krwi. - aspekty te tyczyły się oczywiście norsmanki - Co dalej? - brak pomysłu? A może po prostu jeszcze emocje związane z lichym zagraniem Froyi trzymały wciąż wdowę nie dając jej zebrać myśli. Może to też dla tego radziła się siostry. Chociaż… Miały razem tworzyć nowy oddział więc dobrze byłoby wszystko wspólnie uzgadniać.

- Jam wszak głównie kupczykiem jestem. No może z domieszką artystki. - ton przybrał bezradnej barwy - Wojuje gdy muszę. Nie tego typ miecza wolę jednak dzierżyć w dłoni.

- A po co chcesz zmieniać którąś z nich? Mnie wystarczy jak będę mogła z nimi iść do łóżka chociaż raz na jakiś czas. Chociaż wolałabym częściej niż rzadziej. - dziewczyna o niebieskich włosach wzruszyła ramionami zaczynając odpowiedź od zadania własnego pytania.

- Froya jest jaka jest. Jakby była nasza to mogę przymknąć oko na to czy owo. Też bym chciała aby Silny nie był taki wkurzający albo Strupas mył się chociaż raz na jakiś czas. No ale są jacy są. - ponownie wzruszyła ramionami na znak, że nie zamierza dopasowywać innych pod własną formę.

- Nie wiem jak tam poważnie pociapałaś się z panną van Hansen. Jak na poważnie, że koniec znajomości albo długa przerwa to nie ma co się tam pchać na siłę. Może pogadaj z Pirorą. Może jakoś się dogadają we dwie jak to między szlachciankami. Żadna z nas w końcu błękitnej krwi nie ma jak one. No albo przez Normę. Jeśli ona się jakoś na dłużej spiknie z Froyą. No może ja jakbym wróciła do nich na służbę. Chociaż straciłam nadzieję, że będę kimś więcej niż tylko chwilową zabawką na żądanie. Szkoda. Po tej pierwszej nocy po balu myślałam, że będę miała na nią większy wpływ. - zmarszczyła nosek i brwi dając wyraz, że jej pierwotne plany i zamiary co do najlepszej partii do zamążpójścia w mieście też nie wyszły tak jak chciała.

- A z Buldogiem też nie wiem. Chyba powinien przychodzić do środka jak ja jeszcze jestem w kuchni. No ale nie spotkałam go. Nawet nie wiem czy bym go rozpoznała. Na razie się zastanawiam jak zwiedzić coś więcej niż samą kuchnię i magazyn żywności. Zobaczę, może uda mi się wyprosić to rozwożenie szamy to by było najłatwiejsze. - przyznała, że jakichś rewelacyjnych planów na eksplorację lochów nie ma. I raczej jest nastawiona aby improwizować na bieżąco z tego co przyniesie los.

- Moze rzeczywiscie z ta Froya i Norma masz rację. - odparła nieco spokojniej - Co ma być to będzie. Udało mi się poskromić Wilczyce zza Morza to i na szlachciankę znajdę sposób. - machnęła ręką że jakoś mimo wcześniejszej bulwersacji zbytnio się nie przejmowała urażoną dumą van Hansenówny. Nieco się nawet cieszyła z utarcia jej nosa.

- Może zorganizuje jeszcze jedno polowanie albo sprezentuje jej jakieś fajne cacko do siekania lub strzelania. - zastanawiała się na głos - Albo wspólna lekcja pod okiem jakiegoś wybitnego szermierza. Takiego, który przyćmiewa jej nauczyciela. - patrzyła na Łasicę pytająco licząc, że ta może jakiegoś zna albo chociaż o jakimś słyszał. Pomysłów Versana miała kilka. Musiała tylko jeden spośród nich wybrać.

A z tym Buldogiem to nie takie proste. - kontynuowała - Hipnoza na pewno wyjawi nam kilka ciekawych smaczków. Wypadałoby go jednak wykorzystać jeszcze jakoś. - podobnie jak wcześniej tak i teraz zastanawiała się na głos. Nie oczekiwała jednak odpowiedzi od Łasicy.

- Przez chwilę pomyślałam też o tych Gołebich siostrzyczkach. - nagle zaczęła ich temat - Jedna plotka o gwałceniu osadzonych wystarczyła by te zadziałały. Może jeszcze jakoś pchnąć ten temat?

- Nie znam się ani na gołębicach ani na szermierzach. - Łasica pokręciła głową, że na tym polu nie czuje się mocna. - Jak mi coś przyjdzie do głowy to powiem. A z Buldogiem to widocznie znasz go lepiej niż ja jak go chociaż spotkałaś. Jak się czujesz na siłach jakoś go schachmęcić to próbuj. Ja nie będę się w to mieszać bo jak mnie rozpozna to się może sprawa rypnąć zanim coś zdążę ugrać. Na razie liczę, że do tego roznoszenia żarcia albo zwędzenia klucza nie będzie mi potrzebny. - dodała w podobnym tonie na znak, że raczej ma związane ręcę w srpawie oficera nocnych strażników z kazamat.
 
Pieczar jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:26.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172